Re: [Nad brzegiem jeziora] (dłuższa) Chwila wytchnienia
: Nie Maj 01, 2016 2:22 pm
Cal niezbyt rozumiał tak wielką chęć zwiedzania jaskini, w której ktoś lub coś mógł mieszkać, tym bardziej że mieli możliwość wydostania się stąd przy pomocy magicznej liny, którą potrafiła stworzyć Irmgardis. Westchnął, gdy powiedziała, że idą zwiedzać jaskinię, w dodatku nacisk na słowo "zwiedzać" był tak mocny, że bez problemu można było go wyczuć. Nie powiedział nic, nie chciało mu się wszczynać kłótni, jedynie żałował, że nie ma przy sobie liny, bo mógłby jej teraz użyć do wydostania się z tej jaskini. Z drugiej strony, może znajdą tu coś ciekawego, poza tym, skoro Irm nie chciała się stąd wydostać drogą, którą tu wpadli, to może uda się znaleźć inne wyjście.
- Nie powiedziałem, że cię podglądałem. Sama to stwierdziłaś i to bez potwierdzenia z mojej strony. Skoro zauważyłem, że poszłaś się odświeżyć, a nie powiadomić kogoś o tym, gdzie jestem, to nie musiałem cię podglądać — odparł, jednak i tak nic mu to nie dało, bo dziewczyna nadal uważała, że ją podglądał i nawet go za to ukarała.
W końcu poszli w głąb jaskini, przy okazji przyglądając się mozaice. Elf nawet bez światło dość dobrze widział to, co jest przedstawione na mozaice. Ludzie w białych szatach stojący wokół stołu, na którym leżał jakiś nieszczęśnik, a nad nim unosił się dym koloru czarnego. Przy ścianach komnaty ukazanej na mozaice stali inni ludzie, a niedaleko tych postaci stał stół, na którym leżały srebrne tacki. Na kilku z nich leżało mięso, a na jednej można było zobaczyć ludzkie serce.
- Nie musisz mnie wołać, skoro stoją niemalże za tobą — odparł Cal, gdy towarzyszka zawołała go do siebie.
- To musi być jakaś sekta — dodał po chwili.
- Jeśli będę wyczuwał zagrożenie, to ją wyjmę, na razie tego nie czuję, więc tego nie zrobię — odparł. Irm nie wiedziała, jak szybko długouchy może dobyć swojego łuku, a przy okazji strzały i od razu posłać ją w stronę przeciwnika.
- Widziałem i słyszałem gorsze rzeczy... - powiedział głosem, w którym na próżno było doszukiwać się jakichkolwiek emocji.
- Chwila... w jaki sposób ich wyczuwasz? - zapytał szybko. Całkiem możliwe, że magia, którą włada Irm, pozwala jej na to, jednak wytłumaczenie tego chciał usłyszeć prosto z jej ust.
Dopiero teraz zauważył, że jeden z talerzy stojących na stole to tak naprawdę otwór, przez który można gdzieś wpaść, niekoniecznie specjalnie. Najprawdopodobniej jest to przejście do sali, którą ukazuje mozaika, jednak równie dobrze może to być pułapka na nieostrożnych podróżników, którzy ostatecznie skończą w jakiejś klatce, a później jako pożywienie dla tych osobników.
- Nie będzie żadnej wspólnej walki. Jeśli nie jesteś pewna swoich umiejętności magicznych i tego, że dasz sobie radę tam na dole, to schodzę tam sam. Poczekaj minutę lub dwie i dopiero wtedy zejdź za mną, a jeśli tak bardzo chcesz walczyć z tymi kanibalami, to wskocz w dziurę zaraz za mną — powiedział stanowczo, a następnie wskoczył w dziurę znajdującą się w mozaice. Wygląda na to, że trochę się rozerwie.
Dziura nie była głęboka, jednak kończyła się dość twardym lądowaniem. Cal od razu dobył łuku i naciągnął strzałę na cięciwę, dopiero po tym rozejrzał się wokół siebie. Pomieszczenie wyglądało niemalże identycznie jak to, które wcześniej mógł zobaczyć na mozaice. Kultyści rozstawieni byli w całym pomieszczeniu i było ich około piętnastu, w tym sześciu stojących wokół stołu. Wyglądało na to, że właśnie teraz są w trakcie jakiegoś rytuału czy coś, elf dobrze widział ciało leżące na stole stojącym na środku pomieszczenia.
Dwie strzały, które teraz wbite były w głowy dwóch osobników, stojących przy stole, przerwały rytuał, a oczy kanibali zwróciły się w stronę Calathala. W tym czasie elf pozbawił życia kolejne dwie osoby i znowu byli to ci, którzy stali przy stole. Osobnicy stojący przy stole dobyli noży z charakterystycznym, ząbkowanym ostrzem, które bardziej nadawały się do składania ofiar, a nie do obrony. Kultyści stojący niedaleko nich wyciągnęli zwykłe noże, jednak dwóch z nich miało w dłoniach niewielkie toporki. Długouchy uśmiechnął się i posłał kolejną strzałę, która tym razem wbiła się w oko szarżującego w jego stronę mężczyzny z toporkiem. Ten poleciał do tyłu i wpadł na innego kultystę, przewracając go. W tym samym czasie strzała wbiła się w głowę kolejnego przeciwnika.
Kanibale biegli w stronę elfa, wszyscy ci, którzy pozostali przy życiu, czyli dziewięć osób, w tym dwóch ze sztyletami ofiarnymi, a jeden z toporkiem, był też ten, który zbierał się z podłoża po tym, jak przygniotło go ciało cięższego kompana. Calathal zdążył zabić trzech, a czwartego ranić, bo spróbował uniknąć i strzała wbiła się w jego bark, a nie w pierś. Na spotkaniu z podłożem i ze strzałami w głowie lub piersi skończył kultysta w białej szacie, ten z toporkiem i jeden ze zwykłym nożem. Pozostało sześciu, a właściwie to pięciu, bo ten raniony w bark właśnie padł na podłoże.
Cal wyciągnął strzałę, którą wbił w pierś kanibala z nożem, następnie uniknął cięcia ząbkowanym nożem i posłał strzałę w stronę tego kultysty, który wcześniej leżał pod ciałem innego, a teraz biegł w stronę elfa z nożem i toporem. Strzała trafiła go dokładnie w pierś, a w tym samym czasie długouchy uniknął kolejnego cięcia. Przeszedł do walki wręcz. Zablokował nóż swoim łukiem, którego konstrukcja była magicznie wzmocniona, więc bez problemu wytrzymała ten cios. Cal odepchnął od siebie nożownika, a wolną ręką wyciągnął swój sztylet z pochwy, którym rozciął mu gardło i od razu odepchnął od siebie ciało. Nie zwracał uwagi na to, czy Irm ruszyła za nim, czy postanowiła czekać minutę lub dwie i dopiero wtedy zejść na dół. Zostało mu dwóch kanibali do zabicia.
Jeden z nich natarł na elfa, a ten obrotem uniknął cięcia i jeszcze podstawił nogę przeciwnikowi, co sprawiło, iż ten wywrócił się, a Cal posłał w jego stronę strzałę, która wbiła się w plecy nożownika. Ostatni kanibal padł po serii ciosów wymierzonych ramionami łuku i po sztychu wymierzonym ostrzem sztyletu w serce. Na samym końcu, elf podszedł do rannego człowieka, który czołgał się w stronę innego tunelu, i kopnął go w brzuch tak, że ten przewrócił się z boku na plecy.
- Nie, proszę... - wyszeptał kultysta, jednak Cal i tak zmiażdżył mu krtań piętą.
Długouchy zaczął podchodzić do ciał, które miały wbite jego strzały w piersi albo głowy i zaczął je wyciągać, nie lubił zostawiać strzał, bo uważał, że w taki sposób je marnował, a jeśli strzała była cała i można było ją wyciągnąć z przeciwnika, to znaczyło to, że jest w stanie zabić jeszcze kogoś. Poza tym strzały te były lepszej jakości, a za tym szło to, iż były droższe.
Jeśli Irm podążyła za nim od razu lub minutę później, to mogła widzieć całą walką lub jej część, a jeśli dwie minuty później, to dotarła tu w momencie, w którym zaczął zbierać swoje strzały.
- Jeśli tamten tunel prowadzi do innych pomieszczeń zajmowanych przez kultystów, to prawdopodobnie słyszeli odgłosy walki i albo czekają, aż do nich przyjdziemy, albo zaraz się tu pojawią... - powiedział do Irm.
- Nie powiedziałem, że cię podglądałem. Sama to stwierdziłaś i to bez potwierdzenia z mojej strony. Skoro zauważyłem, że poszłaś się odświeżyć, a nie powiadomić kogoś o tym, gdzie jestem, to nie musiałem cię podglądać — odparł, jednak i tak nic mu to nie dało, bo dziewczyna nadal uważała, że ją podglądał i nawet go za to ukarała.
W końcu poszli w głąb jaskini, przy okazji przyglądając się mozaice. Elf nawet bez światło dość dobrze widział to, co jest przedstawione na mozaice. Ludzie w białych szatach stojący wokół stołu, na którym leżał jakiś nieszczęśnik, a nad nim unosił się dym koloru czarnego. Przy ścianach komnaty ukazanej na mozaice stali inni ludzie, a niedaleko tych postaci stał stół, na którym leżały srebrne tacki. Na kilku z nich leżało mięso, a na jednej można było zobaczyć ludzkie serce.
- Nie musisz mnie wołać, skoro stoją niemalże za tobą — odparł Cal, gdy towarzyszka zawołała go do siebie.
- To musi być jakaś sekta — dodał po chwili.
- Jeśli będę wyczuwał zagrożenie, to ją wyjmę, na razie tego nie czuję, więc tego nie zrobię — odparł. Irm nie wiedziała, jak szybko długouchy może dobyć swojego łuku, a przy okazji strzały i od razu posłać ją w stronę przeciwnika.
- Widziałem i słyszałem gorsze rzeczy... - powiedział głosem, w którym na próżno było doszukiwać się jakichkolwiek emocji.
- Chwila... w jaki sposób ich wyczuwasz? - zapytał szybko. Całkiem możliwe, że magia, którą włada Irm, pozwala jej na to, jednak wytłumaczenie tego chciał usłyszeć prosto z jej ust.
Dopiero teraz zauważył, że jeden z talerzy stojących na stole to tak naprawdę otwór, przez który można gdzieś wpaść, niekoniecznie specjalnie. Najprawdopodobniej jest to przejście do sali, którą ukazuje mozaika, jednak równie dobrze może to być pułapka na nieostrożnych podróżników, którzy ostatecznie skończą w jakiejś klatce, a później jako pożywienie dla tych osobników.
- Nie będzie żadnej wspólnej walki. Jeśli nie jesteś pewna swoich umiejętności magicznych i tego, że dasz sobie radę tam na dole, to schodzę tam sam. Poczekaj minutę lub dwie i dopiero wtedy zejdź za mną, a jeśli tak bardzo chcesz walczyć z tymi kanibalami, to wskocz w dziurę zaraz za mną — powiedział stanowczo, a następnie wskoczył w dziurę znajdującą się w mozaice. Wygląda na to, że trochę się rozerwie.
Dziura nie była głęboka, jednak kończyła się dość twardym lądowaniem. Cal od razu dobył łuku i naciągnął strzałę na cięciwę, dopiero po tym rozejrzał się wokół siebie. Pomieszczenie wyglądało niemalże identycznie jak to, które wcześniej mógł zobaczyć na mozaice. Kultyści rozstawieni byli w całym pomieszczeniu i było ich około piętnastu, w tym sześciu stojących wokół stołu. Wyglądało na to, że właśnie teraz są w trakcie jakiegoś rytuału czy coś, elf dobrze widział ciało leżące na stole stojącym na środku pomieszczenia.
Dwie strzały, które teraz wbite były w głowy dwóch osobników, stojących przy stole, przerwały rytuał, a oczy kanibali zwróciły się w stronę Calathala. W tym czasie elf pozbawił życia kolejne dwie osoby i znowu byli to ci, którzy stali przy stole. Osobnicy stojący przy stole dobyli noży z charakterystycznym, ząbkowanym ostrzem, które bardziej nadawały się do składania ofiar, a nie do obrony. Kultyści stojący niedaleko nich wyciągnęli zwykłe noże, jednak dwóch z nich miało w dłoniach niewielkie toporki. Długouchy uśmiechnął się i posłał kolejną strzałę, która tym razem wbiła się w oko szarżującego w jego stronę mężczyzny z toporkiem. Ten poleciał do tyłu i wpadł na innego kultystę, przewracając go. W tym samym czasie strzała wbiła się w głowę kolejnego przeciwnika.
Kanibale biegli w stronę elfa, wszyscy ci, którzy pozostali przy życiu, czyli dziewięć osób, w tym dwóch ze sztyletami ofiarnymi, a jeden z toporkiem, był też ten, który zbierał się z podłoża po tym, jak przygniotło go ciało cięższego kompana. Calathal zdążył zabić trzech, a czwartego ranić, bo spróbował uniknąć i strzała wbiła się w jego bark, a nie w pierś. Na spotkaniu z podłożem i ze strzałami w głowie lub piersi skończył kultysta w białej szacie, ten z toporkiem i jeden ze zwykłym nożem. Pozostało sześciu, a właściwie to pięciu, bo ten raniony w bark właśnie padł na podłoże.
Cal wyciągnął strzałę, którą wbił w pierś kanibala z nożem, następnie uniknął cięcia ząbkowanym nożem i posłał strzałę w stronę tego kultysty, który wcześniej leżał pod ciałem innego, a teraz biegł w stronę elfa z nożem i toporem. Strzała trafiła go dokładnie w pierś, a w tym samym czasie długouchy uniknął kolejnego cięcia. Przeszedł do walki wręcz. Zablokował nóż swoim łukiem, którego konstrukcja była magicznie wzmocniona, więc bez problemu wytrzymała ten cios. Cal odepchnął od siebie nożownika, a wolną ręką wyciągnął swój sztylet z pochwy, którym rozciął mu gardło i od razu odepchnął od siebie ciało. Nie zwracał uwagi na to, czy Irm ruszyła za nim, czy postanowiła czekać minutę lub dwie i dopiero wtedy zejść na dół. Zostało mu dwóch kanibali do zabicia.
Jeden z nich natarł na elfa, a ten obrotem uniknął cięcia i jeszcze podstawił nogę przeciwnikowi, co sprawiło, iż ten wywrócił się, a Cal posłał w jego stronę strzałę, która wbiła się w plecy nożownika. Ostatni kanibal padł po serii ciosów wymierzonych ramionami łuku i po sztychu wymierzonym ostrzem sztyletu w serce. Na samym końcu, elf podszedł do rannego człowieka, który czołgał się w stronę innego tunelu, i kopnął go w brzuch tak, że ten przewrócił się z boku na plecy.
- Nie, proszę... - wyszeptał kultysta, jednak Cal i tak zmiażdżył mu krtań piętą.
Długouchy zaczął podchodzić do ciał, które miały wbite jego strzały w piersi albo głowy i zaczął je wyciągać, nie lubił zostawiać strzał, bo uważał, że w taki sposób je marnował, a jeśli strzała była cała i można było ją wyciągnąć z przeciwnika, to znaczyło to, że jest w stanie zabić jeszcze kogoś. Poza tym strzały te były lepszej jakości, a za tym szło to, iż były droższe.
Jeśli Irm podążyła za nim od razu lub minutę później, to mogła widzieć całą walką lub jej część, a jeśli dwie minuty później, to dotarła tu w momencie, w którym zaczął zbierać swoje strzały.
- Jeśli tamten tunel prowadzi do innych pomieszczeń zajmowanych przez kultystów, to prawdopodobnie słyszeli odgłosy walki i albo czekają, aż do nich przyjdziemy, albo zaraz się tu pojawią... - powiedział do Irm.