Re: [Smoczy cmentarz, zwany Leżem Zmęczonych] Rzućmy kośćmi!
: Sob Paź 17, 2015 7:17 pm
Derogan musiał przyznać, że zabicie smoka było dosyć... relaksujące. Po raz pierwszy od kilku godzin mógł jedną, szybką decyzją pozbyć się jednego ze źródeł problemu, zamiast znosić go i próbować odnaleźć mniej radykalny sposób. Od razu poczuł, że napięcie w jego ciele zmalało. Teraz pozostawały jedynie problemy związane z niemal konającą eugoną, dwoma magami gotowymi do wzajemnego spalenia sobie głów, odnalezieniem wyjścia z tej ciemnej jaskini pozornie bez wyjścia no i sprawą smoko-kobiety, która na razie nie zdradzała chęci zabicia towarzystwa, ale również zachowywała się irracjonalnie. Tak, pozostawało jeszcze wiele spraw do rozwiązania, odcięcie głowy jednemu smokowi wszystkich nie rozwiąże. Choć pomagało nieco na stres.
Młodzieniec wzdrygnął się, kiedy Cardos go dotknął. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że po jego czynie zapanowała cisza. Tak dla odmiany. Cóż, przynajmniej udało mu się zwrócić na siebie uwagę wszystkich obecnych w jaskini, może w końcu uda im się skupić na tym, jak się wydostać z tego miejsca. Tak czy owak, starzec przemówił do Derogana, a ten zmarszczył brwi. Wiedział, że jego czyn nie pozostanie bez echa, ale nie spodziewał się, aby to Cardos był tym, który robiłby mu wyrzuty z tego powodu. W sposobie, w jaki smok się do niego odzywał i jak ten odpowiadał, dało się wyczuć taki konflikt, że Derogan podejrzewał, że starzec wręcz ucieszy się z faktu, że bezczelna jaszczurka straci głowę.
- Ja... - Derogan w sumie sam nie wiedział, co miałby powiedzieć. Że za jego czynem stało tyle argumentów, że żadna alternatywa nie wchodziła w grę? Że nie mieli czasu ani energii, aby mierzyć się ze smokiem dłużej? Że jedynie natychmiastowa śmierć gada mogła oszczędzić im wielu trudności, a może i ocalić życia, przynajmniej części z nich? Młodzieniec nie miał najmniejszego pojęcia, jak miałby ująć to w słowa. Szybko się jednak okazało, że wcale nie musi tego zrobić. Cardos dokończył myśl rozpoczętą przed chwilą milczenia i stało się jasnym, że Derogan nie musi usprawiedliwiać swojego czynu. Może nawet wręcz przeciwnie? Taka pochwała z ust Cardosa podobała mu się jeszcze mniej niż wcześniejsze jego słowa.
~Czuję, że dogadalibyście się.
~W sumie wszystko wskazuje na to, że jest człowiekiem, więc nic nie stoi na przeszkodzie. No, może poza pewną drobną przeszkodą.
~W postaci mnie?
~Taaak. Moglibyśmy porozmawiać, ale... tak, wiem, nie musisz o tym tak wypomniawczo myśleć, wiem, że nie możemy zdradzić twojego sekretu, bo wszystkie wdowy zaraz przylatywałyby do ciebie z prośbą, abym tutaj sprowadził ich małżonków. Jedna sprawa, że nie mogę, druga, że musiałbym udać się w inne miejsce niż Niebo.
~Wypominawczo? Jest takie słowo?
~Od chwili, kiedy je wypowiedziałem, już tak.
~To nie działa w ten sposób.
~A w jaki? Słowo to, czym się porozumiewamy. Jeżeli nie jest to słowo, to co?
~Wymyślone słowo...
~Ale słowo!
~To wcale...
~Tak, tak, tak, możesz już sobie oszczędzić wywodów. I tak wiem, że mam rację.
Derogan westchnął. Po części z powodu anioła, ale głównie przez fakt, że Cardos zadał niewygodne pytanie o świecące oczy. Młodzieńcowi nie przychodziła do głowy magia, która mogłaby pozwalać na coś takiego. Na szczęście Karlista się odezwała, odwracając od Derogana uwagę starca. Uwagę Nosiciela Dusz zresztą też.
Wcześniej młodzieniec zapomniał kompletnie o istnieniu Sechmet. Przypomniał sobie dopiero teraz, kiedy okazało się, że szykuje coś bardzo nieprzyjemnego z magią ognia. Hagryvd nie omieszkał się powiedzieć Deroganowi, że wyczuwa to swoimi magicznymi zmysłami. Młodzieniec nie miał pojęcia po co. Zmysły te tak właściwie należały do niego samego, zresztą po samej kobiecie było widać, że szykuje się coś bardzo niedobrego. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zamiar rozpętać tu jeszcze większe piekło, niż było dotąd. Jej emocje były tak gwałtowne i tak związane z magią, że Derogan przestraszył się nawet, że może i trochę zbyt szybko zabił smoka.
~Jeżeli rozpocznie się tutaj Budzenie Prasmoka, to śmiało wchodź w moje ciało i przerwij je.
~Twoje ciało?!
~Nie, do cholery, to, co się tutaj zacznie!
~Okazywałbyś szacunek do starszych!
~Wybacz, jestem trochę rozemocjonowany.
Cardos zdawał się lekceważyć rzecz zwaną zdrowym rozsądkiem i wystawiać się bezpośrednio na to, co szykowała dla nich kobieta. Te „małe ogniki” równie dobrze mogłyby być jedynie zmyłką przed wysłaniem w ich stronę kuli ognia podobnych rozmiarów do poprzedniej, która o mało ich wszystkich nie upiekła. Derogan zdawał sobie sprawę, że w takim razie i tak nie zdołają nic zrobić, ale świadome wychodzenie przed szereg w obliczu magii wydawało mu się być czymś głupim. Nieraz był atakowany magicznie i nauczył się, że najważniejsze to pozostać niezauważonym, a przynajmniej ukryć się. Mag zazwyczaj nie potrafił skutecznie atakować celu, którego nie widział, zawsze można było wtedy pokusić się na bycie szybszym od zaklęć przeciwnika. Widzenie wroga było podstawą do określenia tego, co robi. Teraz byli tak bardzo wystawieni, że bardziej chyba nie można było.
Derogan odruchowo cofnął się o krok, kiedy Sechmet wrzasnęła, a w ich stronę ruszyła fala ognia. Młodzieniec dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jej rozmiarów. Spodziewał się zdecydowanie czegoś... większego. Jego zdziwienie było tak wielkie, że nawet nie pomyślał, aby użyć własnej magii do powstrzymania nadciągających płomieni i zaoszczędzeniu sobie przynajmniej tej odrobiny bólu. Okazało się jednak, że ktoś inny miał głowę na karku. Derogan zamrugał, kiedy zrozumiał, że ogień go nie poparzy. Popatrzył ze zdziwieniem na Karlistę. Jeszcze nie tak dawno była gotowa wystawić go na śmierć, a teraz ochraniała... ”Chyba zaszła w niej znacząca zmiana. Tak bardzo zależało jej na tym wampirze czy po prostu przeraziła ją myśl, że to ona może się stać ich kolejną ofiarą? Tak czy owak, widocznie nie ma zamiaru powtarzać tego, co wydarzyło się w Karnsteinie. ”Oby.”
- Ja... dziękuję – powiedział Derogan. - Przed paroma godzinami, ba przed paroma kwadransami nie podejrzewałbym, że powiem ci coś takiego.
Młodzieniec spojrzał na Cardosa. Spodziewał się, że usłyszy serię niezadowoleń starca i narzekania na poparzenia, ale wyglądało na to, że i ten zdołał się w jakiś sposób uchronić. Derogan szczerze wątpił, aby Karlista postanowiła i jego ratować, innego wyjścia nie widział. ”Czyli tylko ja przestraszyłem się tej magii na tyle, że zapomniałem o własnej? Chyba przez tego smoka robię się ciut nerwowy. Ogółem przez fakt, że od kilku godzin niemal wszystko obrało sobie za cel uśmiercenie mnie.”
Derogan zmarszczył brwi. Nagle znikąd rozległy się obce głosy, ledwo możliwe do rozpoznania, ale jednak dostatecznie głośne, aby dało się stwierdzić, skąd dobiegają. Młodzieniec z zaniepokojeniem spojrzał po swoich towarzyszach, a gdy w powietrzu rozległo się podniesione słowo, zdał sobie sprawę, że coraz słabiej ich widzi. Spojrzał z zadziwieniem na swój miecz, który jeszcze przed chwilą świecił tak jasno, że patrząc bezpośrednio na niego, można było oślepnąć.
~Co jest, miecz się wyczerpał?
~On nie wyczerpuje się nigdy. To nieskończone źródło energii, za które każdy mag dałby się pokroić i połknąć smokowi. Dzięki temu czemuś można by przenieść górę, o ile miałoby się odpowiednie umiejętności.
~Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
~Szlag! E... nigdy nie pytałeś.
~Pytałem!
~Widocznie musiałem zapomnieć.
~Wrócimy do tej rozmowy w spokojniejszym momencie.
~Czyli mam dużo czasu.
Nagle rozległy się o wiele donośniejsze głosy. Derogan natychmiast uniósł miecz, modląc się, aby nie trafił w jednego w swoich towarzyszy, głównie chodziło o Karlistę, trafieniem Cardosa aż tak bardzo by się nie martwił, i skierował w stronę, z której dochodziła rozmowa. Nie miał bladego pojęcia, w co celuje, chyba po raz pierwszy od dawna, ostrze zawsze zapewniało wystarczająco dużo światła, aby widzieć doskonale wszystko. Chwilę potem okazało się, że tylko jego miecz przestał świecić, bo gdy maleńki smok zionął ogniem, Deroganowi ukazał się dziwny widok. Przed sobą miał dwóch mężczyzn, z czego jeden leżał na ziemi bez przytomności. Drugi natomiast, uzbrojony jedynie w tarczę, właśnie wyczarowywał wiele źródeł światła, które także dawały światło. Obydwaj byli ubrani zupełnie niepoprawnie do miejsca – jakby właśnie zniknęli z jakiegoś bankietu i pojawili się w jaskiniach zupełnie... ”Zupełnie jak my wszyscy przed chwilą. Pomijając tę nieprzytomną kobietę-smoka. Ale nawet my mamy na sobie po tym ślady.” Młodzieniec puścił broń lewą ręką i sprawił, aby unosiła się nad nią kula ognia. Nie mógł stwierdzić, czy rzeczywiście daje jakieś światło, ale nie miał zamiaru pozwalać obcemu czarodziejowi na wyłączanie bądź włączanie ciemności.
Derogan przekrzywił głowę, obserwując ze zdziwieniem rozgrywającą się przed nim scenę. Młodzieniec przyznał jak największą rację Karliście, byli to dwaj czarodzieje ukrywający skarb gdzieś w tych jaskiniach, a do tego nasyłający smoki na każdego obcego, który by się tutaj pojawił.
~Zaprzaństwo!
~Co takiego?
~Smoki wyczuwają złoto na milę! Jeżeli oni tutaj coś ukryli, to już tego nie mają! Pewnie nawet się nie zorientowali! Chociaż... zaraz, jeżeli potrafią opanować umysł smoka... Cholera! Nieważne, co takiego powiedzą, nie ufaj im! Jeżeli opętali smoka, to ty jesteś dla nich jak trawa! Pewnie już teraz wchodzą do twojej głowy! Zaraz, teraz to też moja głowa! Może oni chcą, abym to właśnie ci mówił?! Cholera, przeklęci magowie umysłu! Na pohybel!
Derogan naprawdę się zaniepokoił. Zdołali przekonać smoka do zaatakowania ich, mogli najpewniej bez problemu wywołać w nim każde uczucie. Nawet to, że słusznym jest pozwolić im na użycie magii życia. ”Mam dziwne wrażenie, że nie powinienem tego robić. Dlaczego?” Młodzieniec spojrzał na swój miecz i na ranną eugonę. Wtedy zrozumiał, co go niepokoiło. Lullasy po dotknięciu jego broni zrobiła coś... niezrozumiałego. Nie powinno stać się to, co się stało. W wężowej niewolnicy coś było, kontakt z magicznym przedmiotem nie przeszedł tak, jak powinien.
- Nie jestem pewien, czy to najlepszy pomysł... - odezwał się z wahaniem. Nie wiedział, jak powinien wytłumaczyć swoje racje. Tak właściwie, to na razie było to jedynie przeczucie, które potwierdzał jedynie jeden przykład. Pomimo to postanowił spróbować to jakoś przekazać towarzyszom. - Lullasy znalazła się w tym stanie przez magię, która zadziałała zupełnie inaczej niż powinna. Nie jestem pewien, czy faszerowanie ją kolejną magią nie przyniesie jeszcze gorszego skutku... - ”No i nie ufam tym dwóm jak lisom... nie, lisy są zbyt sprytne. Jak... jak... Ech, nie mam porównania.”
ciąg dalszy http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=56&p=65048#p65048
Młodzieniec wzdrygnął się, kiedy Cardos go dotknął. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że po jego czynie zapanowała cisza. Tak dla odmiany. Cóż, przynajmniej udało mu się zwrócić na siebie uwagę wszystkich obecnych w jaskini, może w końcu uda im się skupić na tym, jak się wydostać z tego miejsca. Tak czy owak, starzec przemówił do Derogana, a ten zmarszczył brwi. Wiedział, że jego czyn nie pozostanie bez echa, ale nie spodziewał się, aby to Cardos był tym, który robiłby mu wyrzuty z tego powodu. W sposobie, w jaki smok się do niego odzywał i jak ten odpowiadał, dało się wyczuć taki konflikt, że Derogan podejrzewał, że starzec wręcz ucieszy się z faktu, że bezczelna jaszczurka straci głowę.
- Ja... - Derogan w sumie sam nie wiedział, co miałby powiedzieć. Że za jego czynem stało tyle argumentów, że żadna alternatywa nie wchodziła w grę? Że nie mieli czasu ani energii, aby mierzyć się ze smokiem dłużej? Że jedynie natychmiastowa śmierć gada mogła oszczędzić im wielu trudności, a może i ocalić życia, przynajmniej części z nich? Młodzieniec nie miał najmniejszego pojęcia, jak miałby ująć to w słowa. Szybko się jednak okazało, że wcale nie musi tego zrobić. Cardos dokończył myśl rozpoczętą przed chwilą milczenia i stało się jasnym, że Derogan nie musi usprawiedliwiać swojego czynu. Może nawet wręcz przeciwnie? Taka pochwała z ust Cardosa podobała mu się jeszcze mniej niż wcześniejsze jego słowa.
~Czuję, że dogadalibyście się.
~W sumie wszystko wskazuje na to, że jest człowiekiem, więc nic nie stoi na przeszkodzie. No, może poza pewną drobną przeszkodą.
~W postaci mnie?
~Taaak. Moglibyśmy porozmawiać, ale... tak, wiem, nie musisz o tym tak wypomniawczo myśleć, wiem, że nie możemy zdradzić twojego sekretu, bo wszystkie wdowy zaraz przylatywałyby do ciebie z prośbą, abym tutaj sprowadził ich małżonków. Jedna sprawa, że nie mogę, druga, że musiałbym udać się w inne miejsce niż Niebo.
~Wypominawczo? Jest takie słowo?
~Od chwili, kiedy je wypowiedziałem, już tak.
~To nie działa w ten sposób.
~A w jaki? Słowo to, czym się porozumiewamy. Jeżeli nie jest to słowo, to co?
~Wymyślone słowo...
~Ale słowo!
~To wcale...
~Tak, tak, tak, możesz już sobie oszczędzić wywodów. I tak wiem, że mam rację.
Derogan westchnął. Po części z powodu anioła, ale głównie przez fakt, że Cardos zadał niewygodne pytanie o świecące oczy. Młodzieńcowi nie przychodziła do głowy magia, która mogłaby pozwalać na coś takiego. Na szczęście Karlista się odezwała, odwracając od Derogana uwagę starca. Uwagę Nosiciela Dusz zresztą też.
Wcześniej młodzieniec zapomniał kompletnie o istnieniu Sechmet. Przypomniał sobie dopiero teraz, kiedy okazało się, że szykuje coś bardzo nieprzyjemnego z magią ognia. Hagryvd nie omieszkał się powiedzieć Deroganowi, że wyczuwa to swoimi magicznymi zmysłami. Młodzieniec nie miał pojęcia po co. Zmysły te tak właściwie należały do niego samego, zresztą po samej kobiecie było widać, że szykuje się coś bardzo niedobrego. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała zamiar rozpętać tu jeszcze większe piekło, niż było dotąd. Jej emocje były tak gwałtowne i tak związane z magią, że Derogan przestraszył się nawet, że może i trochę zbyt szybko zabił smoka.
~Jeżeli rozpocznie się tutaj Budzenie Prasmoka, to śmiało wchodź w moje ciało i przerwij je.
~Twoje ciało?!
~Nie, do cholery, to, co się tutaj zacznie!
~Okazywałbyś szacunek do starszych!
~Wybacz, jestem trochę rozemocjonowany.
Cardos zdawał się lekceważyć rzecz zwaną zdrowym rozsądkiem i wystawiać się bezpośrednio na to, co szykowała dla nich kobieta. Te „małe ogniki” równie dobrze mogłyby być jedynie zmyłką przed wysłaniem w ich stronę kuli ognia podobnych rozmiarów do poprzedniej, która o mało ich wszystkich nie upiekła. Derogan zdawał sobie sprawę, że w takim razie i tak nie zdołają nic zrobić, ale świadome wychodzenie przed szereg w obliczu magii wydawało mu się być czymś głupim. Nieraz był atakowany magicznie i nauczył się, że najważniejsze to pozostać niezauważonym, a przynajmniej ukryć się. Mag zazwyczaj nie potrafił skutecznie atakować celu, którego nie widział, zawsze można było wtedy pokusić się na bycie szybszym od zaklęć przeciwnika. Widzenie wroga było podstawą do określenia tego, co robi. Teraz byli tak bardzo wystawieni, że bardziej chyba nie można było.
Derogan odruchowo cofnął się o krok, kiedy Sechmet wrzasnęła, a w ich stronę ruszyła fala ognia. Młodzieniec dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jej rozmiarów. Spodziewał się zdecydowanie czegoś... większego. Jego zdziwienie było tak wielkie, że nawet nie pomyślał, aby użyć własnej magii do powstrzymania nadciągających płomieni i zaoszczędzeniu sobie przynajmniej tej odrobiny bólu. Okazało się jednak, że ktoś inny miał głowę na karku. Derogan zamrugał, kiedy zrozumiał, że ogień go nie poparzy. Popatrzył ze zdziwieniem na Karlistę. Jeszcze nie tak dawno była gotowa wystawić go na śmierć, a teraz ochraniała... ”Chyba zaszła w niej znacząca zmiana. Tak bardzo zależało jej na tym wampirze czy po prostu przeraziła ją myśl, że to ona może się stać ich kolejną ofiarą? Tak czy owak, widocznie nie ma zamiaru powtarzać tego, co wydarzyło się w Karnsteinie. ”Oby.”
- Ja... dziękuję – powiedział Derogan. - Przed paroma godzinami, ba przed paroma kwadransami nie podejrzewałbym, że powiem ci coś takiego.
Młodzieniec spojrzał na Cardosa. Spodziewał się, że usłyszy serię niezadowoleń starca i narzekania na poparzenia, ale wyglądało na to, że i ten zdołał się w jakiś sposób uchronić. Derogan szczerze wątpił, aby Karlista postanowiła i jego ratować, innego wyjścia nie widział. ”Czyli tylko ja przestraszyłem się tej magii na tyle, że zapomniałem o własnej? Chyba przez tego smoka robię się ciut nerwowy. Ogółem przez fakt, że od kilku godzin niemal wszystko obrało sobie za cel uśmiercenie mnie.”
Derogan zmarszczył brwi. Nagle znikąd rozległy się obce głosy, ledwo możliwe do rozpoznania, ale jednak dostatecznie głośne, aby dało się stwierdzić, skąd dobiegają. Młodzieniec z zaniepokojeniem spojrzał po swoich towarzyszach, a gdy w powietrzu rozległo się podniesione słowo, zdał sobie sprawę, że coraz słabiej ich widzi. Spojrzał z zadziwieniem na swój miecz, który jeszcze przed chwilą świecił tak jasno, że patrząc bezpośrednio na niego, można było oślepnąć.
~Co jest, miecz się wyczerpał?
~On nie wyczerpuje się nigdy. To nieskończone źródło energii, za które każdy mag dałby się pokroić i połknąć smokowi. Dzięki temu czemuś można by przenieść górę, o ile miałoby się odpowiednie umiejętności.
~Nigdy mi o tym nie mówiłeś.
~Szlag! E... nigdy nie pytałeś.
~Pytałem!
~Widocznie musiałem zapomnieć.
~Wrócimy do tej rozmowy w spokojniejszym momencie.
~Czyli mam dużo czasu.
Nagle rozległy się o wiele donośniejsze głosy. Derogan natychmiast uniósł miecz, modląc się, aby nie trafił w jednego w swoich towarzyszy, głównie chodziło o Karlistę, trafieniem Cardosa aż tak bardzo by się nie martwił, i skierował w stronę, z której dochodziła rozmowa. Nie miał bladego pojęcia, w co celuje, chyba po raz pierwszy od dawna, ostrze zawsze zapewniało wystarczająco dużo światła, aby widzieć doskonale wszystko. Chwilę potem okazało się, że tylko jego miecz przestał świecić, bo gdy maleńki smok zionął ogniem, Deroganowi ukazał się dziwny widok. Przed sobą miał dwóch mężczyzn, z czego jeden leżał na ziemi bez przytomności. Drugi natomiast, uzbrojony jedynie w tarczę, właśnie wyczarowywał wiele źródeł światła, które także dawały światło. Obydwaj byli ubrani zupełnie niepoprawnie do miejsca – jakby właśnie zniknęli z jakiegoś bankietu i pojawili się w jaskiniach zupełnie... ”Zupełnie jak my wszyscy przed chwilą. Pomijając tę nieprzytomną kobietę-smoka. Ale nawet my mamy na sobie po tym ślady.” Młodzieniec puścił broń lewą ręką i sprawił, aby unosiła się nad nią kula ognia. Nie mógł stwierdzić, czy rzeczywiście daje jakieś światło, ale nie miał zamiaru pozwalać obcemu czarodziejowi na wyłączanie bądź włączanie ciemności.
Derogan przekrzywił głowę, obserwując ze zdziwieniem rozgrywającą się przed nim scenę. Młodzieniec przyznał jak największą rację Karliście, byli to dwaj czarodzieje ukrywający skarb gdzieś w tych jaskiniach, a do tego nasyłający smoki na każdego obcego, który by się tutaj pojawił.
~Zaprzaństwo!
~Co takiego?
~Smoki wyczuwają złoto na milę! Jeżeli oni tutaj coś ukryli, to już tego nie mają! Pewnie nawet się nie zorientowali! Chociaż... zaraz, jeżeli potrafią opanować umysł smoka... Cholera! Nieważne, co takiego powiedzą, nie ufaj im! Jeżeli opętali smoka, to ty jesteś dla nich jak trawa! Pewnie już teraz wchodzą do twojej głowy! Zaraz, teraz to też moja głowa! Może oni chcą, abym to właśnie ci mówił?! Cholera, przeklęci magowie umysłu! Na pohybel!
Derogan naprawdę się zaniepokoił. Zdołali przekonać smoka do zaatakowania ich, mogli najpewniej bez problemu wywołać w nim każde uczucie. Nawet to, że słusznym jest pozwolić im na użycie magii życia. ”Mam dziwne wrażenie, że nie powinienem tego robić. Dlaczego?” Młodzieniec spojrzał na swój miecz i na ranną eugonę. Wtedy zrozumiał, co go niepokoiło. Lullasy po dotknięciu jego broni zrobiła coś... niezrozumiałego. Nie powinno stać się to, co się stało. W wężowej niewolnicy coś było, kontakt z magicznym przedmiotem nie przeszedł tak, jak powinien.
- Nie jestem pewien, czy to najlepszy pomysł... - odezwał się z wahaniem. Nie wiedział, jak powinien wytłumaczyć swoje racje. Tak właściwie, to na razie było to jedynie przeczucie, które potwierdzał jedynie jeden przykład. Pomimo to postanowił spróbować to jakoś przekazać towarzyszom. - Lullasy znalazła się w tym stanie przez magię, która zadziałała zupełnie inaczej niż powinna. Nie jestem pewien, czy faszerowanie ją kolejną magią nie przyniesie jeszcze gorszego skutku... - ”No i nie ufam tym dwóm jak lisom... nie, lisy są zbyt sprytne. Jak... jak... Ech, nie mam porównania.”
ciąg dalszy http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=56&p=65048#p65048