Re: [Miasto i okolice] Niecodzienna konfrontacja cz. II
: Czw Lip 31, 2014 11:21 pm
Nieszczęśliwym wypadkiem Drake widział całe zajście. Z początku nie zdawał sobie sprawy, że robiącą zadymę kobietą była Noelia. Widział jakąś szamotaninę, ale postanowił ją zignorować. Dość miał już wrażeń na ten dzień. Kończył w spokoju swoje piwo, z deka oszukane, bo wyraźnie rozcieńczone wodą. Przyglądał się raczej drzwiom i ciemności za nią wiedząc, że będzie musiał ruszyć w drogę. Nie chciał zostawać ani chwili dłużej w tej paskudnej stolicy. Starał się myśleć o czymkolwiek, byle nie zwracać uwagi na bójkę ze strażą. W końcu otrzymał swój płaszcz i wypił piwo. Ruszył do wyjścia. Gdy stanął tuż przed drzwiami, ciche krzyki na drugim końcu sali zostały zagłuszone przez niesamowitą wrzawę. Wybuchła panika. Nie wiedział co się dzieje, ale był pewien, że stanie na drodze tłumowi, który biegł teraz w stronę wyjścia nie było dobrym pomysłem. Odszedł szybko gdzieś w kąt, gdzie nie był narażony na stratowanie. Usłyszał, jak ludzie krzyczeli:
- Wampir! Wampir atakuje! Uciekajcie wszyscy, bo zabije nas wszystkich!
Drake już wiedział. Nawet nie próbował sobie wmawiać, że jest inaczej niż przypuszczał. To nie mógł być nikt inny. Gdy wszyscy opuścili salę, on stanął przy drzwiach, blokując je. Spojrzał na szlochającą wampirzycę z ustami ubrudzonymi krwią. Pod nią leżał nakryty prześcieradłem martwy strażnik. Cienki, biały materiał odbarwiał się w miejscu rany. To już było przegięcie. Miecz świsnął przecinając powietrze jak brzytwa masło. Łowca wywinął nim dwa młynki i stanął w pozycji bojowej.
- Tego już za wiele. - W jego oczach zapłonął gniew wymieszany z żalem.
Spodziewał się, że wampirzyca ruszy czym prędzej do ucieczki. Co prawda pobiegła w stronę tylnych drzwi, ale potknęła się. Najwidoczniej skręcona kostka dała o sobie znać. Noelia nie uznała za stosowne się podnosić. Było jej już wszystko jedno, Nienawidziła swojego życia, nie chciała być tym, kim jest. Drake podszedł do niej powoli. Obrócił ją na plecy. Była zapłakana, choć w jej oczach widział beznadziejną bezradność. Nie broniła się, zupełnie jakby mówiła: Dalej, zabij mnie. Usiadł na niej okrakiem i przycisnął miecz czubkiem do jej serca. Nie naciskał, a jedynie przyłożył, mimo to Noelia poczuła piekący ból towarzyszący dotykowi srebra, nawet przez ubranie.
- Otóż to. - rzekł powoli, patrząc jej beznamiętnym wzrokiem w oczy. - Taki jest twój koniec. Niechaj bogowie, przodkowie czy w co tam wierzysz lub nie wierzysz nad tobą czuwają.
Siedział na niej, dalej trzymając ostrze na jej piersi, która falowała teraz w nerwowych oddechach. Podświadomie wiedziała, że zbliża się ostateczna godzina. Jej twarz nie ukazywała natomiast żadnych emocji. Wydawałoby się, że wampirzyca zatraciła świadomość w tej nienawiści do samej siebie. Nie dbała o swoje życie, choć jej organizm zupełnie przeciwnie. Siedział. I trzymał ostrze. Chciał pchnąć. Z całej sił próbował w końcu ukrócić jej życie, zakończyć to raz na zawsze. Raz już próbował i był na to zbyt słaby. A teraz?
- Dziwne. - wypowiadał swoje myśli na głos, bardziej mrucząc niż mówiąc. - Wiem, że to byłoby słuszne, wiem że to powinienem zrobić. Ale z drugiej strony... nie mogę. Nie mogę i nie chcę cię zabijać. Nic nie pojmuję.
W jednej chwili poczuł się okropnie. Dlaczego musiał wybierać między złem a złem? Wiele myśli i zmiennych emocji kotłowało mu się w głowie. Tak bardzo chciał nigdy nie spotkać tej wampirzycy. Gdyby nie ona, nie byłby tu teraz. Nie musiałby wybierać. Nie musiałby cierpieć i widzieć, jak inni cierpią.
Odrzucił miecz niedaleko siebie. Wybieranie między złem a złem... wolę wcale nie wybierać. Przyłożył czoło do jej czoła. Huor, co ty wyrabiasz? Zajrzał jej w oczy. Nie widział w nich już bezradności a... strach? Przejęcie? Sam nie wiedział jak to opisać. Położył jej rękę do policzka. Był taki zimny. Dotknął strużki krwi po nim ściekającej.
- Śmiało. - szepnął jej cicho do ucha, nastawiając szyi. - Zrób to. Zakończmy to raz na zawsze. Skoro ja nie mogę się ciebie pozbyć, ty pozbądź się mnie. - Nie widział u niej reakcji. Nie wiedział, czy się wahała, czy po prostu poniechała. Odczekał chwilę, czuł jej ciepły oddech na skórze. - Nie? - spytał retorycznie. - Co cię powstrzymuje? Dlaczego mogłaś zabić jego a nie możesz mnie? Czym różni się życie moje od życia jego? Od życia twojego?
Podniósł się z niej, zatykając miecz za pasem. Kucnął przy niej i powiedział:
- Co teraz zrobimy? Nie mogę się od ciebie uwolnić. Najwidoczniej ty ode mnie też.
Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Coś jakby tętent kopyt stada koni w galopie. Ujrzał światło rozjaśniające noc za oknem. Potem drugie i trzecie. Przyjrzał się. To nie były konie, to ludzie. I to cała masa. Zebrali się nie tylko strażnicy, ale także najemnicy i zwykli mieszczanie, unosząc pochodnie i widły. Gnali czym prędzej do karczmy, spodziewając się, że wampir wciąż tam będzie. Drake wiedział, że muszą uciekać. Chwycił ją za dłoń i kazał wstać. Ta niechętnie poddała się jego ruchom. Pociągnął ją za sobą, biegnąc przez tylne wyjście karczmy. Wybiegli w noc, próbując znaleźć jakieś wyjście z miasta. Przez jakiś czas błądzili, próbując zgubić tłum, który szybko zorientował się co jest grane. W końcu łowca zaciągnął ją gdzieś do środka jednego z budynków, chowając ich przed wzrokiem ludzi i nieludzi. Byli bezpieczni, chwilowo. Znów przeniósł wzrok na zdyszaną kobietę.
- Znowu ratuję ci tyłek. Kiedy ty uratujesz mój?
- Wampir! Wampir atakuje! Uciekajcie wszyscy, bo zabije nas wszystkich!
Drake już wiedział. Nawet nie próbował sobie wmawiać, że jest inaczej niż przypuszczał. To nie mógł być nikt inny. Gdy wszyscy opuścili salę, on stanął przy drzwiach, blokując je. Spojrzał na szlochającą wampirzycę z ustami ubrudzonymi krwią. Pod nią leżał nakryty prześcieradłem martwy strażnik. Cienki, biały materiał odbarwiał się w miejscu rany. To już było przegięcie. Miecz świsnął przecinając powietrze jak brzytwa masło. Łowca wywinął nim dwa młynki i stanął w pozycji bojowej.
- Tego już za wiele. - W jego oczach zapłonął gniew wymieszany z żalem.
Spodziewał się, że wampirzyca ruszy czym prędzej do ucieczki. Co prawda pobiegła w stronę tylnych drzwi, ale potknęła się. Najwidoczniej skręcona kostka dała o sobie znać. Noelia nie uznała za stosowne się podnosić. Było jej już wszystko jedno, Nienawidziła swojego życia, nie chciała być tym, kim jest. Drake podszedł do niej powoli. Obrócił ją na plecy. Była zapłakana, choć w jej oczach widział beznadziejną bezradność. Nie broniła się, zupełnie jakby mówiła: Dalej, zabij mnie. Usiadł na niej okrakiem i przycisnął miecz czubkiem do jej serca. Nie naciskał, a jedynie przyłożył, mimo to Noelia poczuła piekący ból towarzyszący dotykowi srebra, nawet przez ubranie.
- Otóż to. - rzekł powoli, patrząc jej beznamiętnym wzrokiem w oczy. - Taki jest twój koniec. Niechaj bogowie, przodkowie czy w co tam wierzysz lub nie wierzysz nad tobą czuwają.
Siedział na niej, dalej trzymając ostrze na jej piersi, która falowała teraz w nerwowych oddechach. Podświadomie wiedziała, że zbliża się ostateczna godzina. Jej twarz nie ukazywała natomiast żadnych emocji. Wydawałoby się, że wampirzyca zatraciła świadomość w tej nienawiści do samej siebie. Nie dbała o swoje życie, choć jej organizm zupełnie przeciwnie. Siedział. I trzymał ostrze. Chciał pchnąć. Z całej sił próbował w końcu ukrócić jej życie, zakończyć to raz na zawsze. Raz już próbował i był na to zbyt słaby. A teraz?
- Dziwne. - wypowiadał swoje myśli na głos, bardziej mrucząc niż mówiąc. - Wiem, że to byłoby słuszne, wiem że to powinienem zrobić. Ale z drugiej strony... nie mogę. Nie mogę i nie chcę cię zabijać. Nic nie pojmuję.
W jednej chwili poczuł się okropnie. Dlaczego musiał wybierać między złem a złem? Wiele myśli i zmiennych emocji kotłowało mu się w głowie. Tak bardzo chciał nigdy nie spotkać tej wampirzycy. Gdyby nie ona, nie byłby tu teraz. Nie musiałby wybierać. Nie musiałby cierpieć i widzieć, jak inni cierpią.
Odrzucił miecz niedaleko siebie. Wybieranie między złem a złem... wolę wcale nie wybierać. Przyłożył czoło do jej czoła. Huor, co ty wyrabiasz? Zajrzał jej w oczy. Nie widział w nich już bezradności a... strach? Przejęcie? Sam nie wiedział jak to opisać. Położył jej rękę do policzka. Był taki zimny. Dotknął strużki krwi po nim ściekającej.
- Śmiało. - szepnął jej cicho do ucha, nastawiając szyi. - Zrób to. Zakończmy to raz na zawsze. Skoro ja nie mogę się ciebie pozbyć, ty pozbądź się mnie. - Nie widział u niej reakcji. Nie wiedział, czy się wahała, czy po prostu poniechała. Odczekał chwilę, czuł jej ciepły oddech na skórze. - Nie? - spytał retorycznie. - Co cię powstrzymuje? Dlaczego mogłaś zabić jego a nie możesz mnie? Czym różni się życie moje od życia jego? Od życia twojego?
Podniósł się z niej, zatykając miecz za pasem. Kucnął przy niej i powiedział:
- Co teraz zrobimy? Nie mogę się od ciebie uwolnić. Najwidoczniej ty ode mnie też.
Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Coś jakby tętent kopyt stada koni w galopie. Ujrzał światło rozjaśniające noc za oknem. Potem drugie i trzecie. Przyjrzał się. To nie były konie, to ludzie. I to cała masa. Zebrali się nie tylko strażnicy, ale także najemnicy i zwykli mieszczanie, unosząc pochodnie i widły. Gnali czym prędzej do karczmy, spodziewając się, że wampir wciąż tam będzie. Drake wiedział, że muszą uciekać. Chwycił ją za dłoń i kazał wstać. Ta niechętnie poddała się jego ruchom. Pociągnął ją za sobą, biegnąc przez tylne wyjście karczmy. Wybiegli w noc, próbując znaleźć jakieś wyjście z miasta. Przez jakiś czas błądzili, próbując zgubić tłum, który szybko zorientował się co jest grane. W końcu łowca zaciągnął ją gdzieś do środka jednego z budynków, chowając ich przed wzrokiem ludzi i nieludzi. Byli bezpieczni, chwilowo. Znów przeniósł wzrok na zdyszaną kobietę.
- Znowu ratuję ci tyłek. Kiedy ty uratujesz mój?