Strona 2 z 2

Re: [Uliczki Rapsodii] Pożegnanie

: Sob Gru 22, 2012 9:31 pm
autor: Asabar
W duchu czuł satysfakcję. Nareszcie po tylu porażkach w poszukiwaniu bestii miał zamiar ją dopaść. Może to katowskie przyzwyczajenie, ale oczyma wyobraźni widział wilczą głowę w swoich rękach. Zapowiadało się ciekawe przedstawienie, choć nie wiedział jak dziwna, lecz za razem piękna kobieta miała by pomóc. Gdy dłużej się jej przyjrzał, ujrzał coś niepokojącego. Gdy mówiła ujawniała co jakiś czas długie kły. Na pewno była z rodzaju Nosferatu. Wtem jego wątpliwości i obawy pogłębiły się do rozmiarów oceanicznej dziury. Najpierw był niepewny i przez chwilę rozdrażniony lecz potem przyszła mu na myśl jedna rzecz. Skoro płacą dużo za wilkołaka, to ile zapłacą za łeb wampira? Tak... To mogła być naprawdę udana i majętna noc.

Gdy dziwny gadający ptak uniósł się w przestworza, Asabar wyjął topór i oparł go na barku. Oczekiwał rozwoju wydarzeń. W zależności od tego jak potoczy się walka będzie miał więcej, bądź mniej mamony.

Re: [Uliczki Rapsodii] Pożegnanie

: Nie Gru 23, 2012 2:33 pm
autor: Noelia
        Wampirzyca zastanawiała się, po co właściwie tutaj się znalazła... Ten wieczór chciała spędzić spokojnie, sama ze sobą, na rozmyślaniach, gapieniu się w gwieździste niebo... A może nawet odwiedziłaby rodziców, za którymi bardzo się stęskniła? Znajomość z tymi dwoma mężczyznami z pewnością nie była przypadkowa, okazało się, że ma im pomóc w schwytaniu tajemniczej bestii, która sobie gdzieś tutaj grasuje. Ale czy była gotowa na takie przedsięwzięcie i w ogóle jej się chciało? Nie sądziła, że przyda im się do czegokolwiek, wszak nie była urodzoną wojowniczką. Pomyślała, że w dwóch poradzą sobie znakomicie bez niej, co też im oświadczyła.
- Nie wydaje mi się, żebym była wam potrzebna do walki. - Podniosła rękę do góry zgiętą w łokciu, ruszając głową na boku w celu rozciągnięcia mięśni. - Powinniście iść sami, ja tu zaczekam - skłamała gładko. Chciała się im wyrwać i pójść w swoją stronę. Po prawdzie, bała się tej bestii, ale nie chciała tego przyznać. Może i była nieśmiertelna, ale nawet nieszczególnie jej się chciało wyruszać na łowy wilkołaka. Bo tak naprawdę, niczego o nich nie wiedziała.

Udała się więc w swoją stronę, uważając, że nic tu po niej. W walce przecież przyda się męska dłoń.

Ciąg dalszy: Noelia

Re: [Uliczki Rapsodii] Pożegnanie

: Nie Gru 23, 2012 10:02 pm
autor: Vladimir
Noelia zdawała się mieć mniej zapału niż przed kilkoma chwilami. Nagła zmiana decyzji? Cóż, wolna wola.
- Jak wolisz, lecz wiedząc, iż wilkołak grasuje po mieście, nie radziłbym pozostawać samemu w jednym miejscu. - delikatnie zaakcentował słowo "samemu". Wiedział, że w jej sytuacji takie spotkanie skończyło by się fatalnie. - Przemyśl dobrze swą decyzję. - rzekł, patrząc jej prosto w oczy. Nie miał zamiaru używać siły w razie podtrzymania postanowienia kobiety. Z drugiej strony nie chciał, by wpadła na futrzaka przed nimi. Jej śmierć wcale się mu nie uśmiechała... o ile wampiry giną od tak sobie.

Wyjął katanę i przesuną po niej wewnętrzną stroną dłoni. W ten sposób, przy pomocy magii dodał do niej nieco elektryczności. W razie czego rany nią zadane będą naprawdę bolesne. W przeszłości rozważał używanie kwasu, lecz przenoszenie większej jego ilości mogło być kłopotliwe.
- Rashka prędzej czy później wypatrzy wilkołaka. Stojąc tu tracimy czas. Ruszamy? - zwrócił się do Asabara. Jeszcze raz rzucił przelotne spojrzenie wampirzycy, po czym odwrócił się. Spojrzał w niebo. "Zapowiadają się ciekawe łowy".

Re: [Uliczki Rapsodii] Pożegnanie

: Pon Gru 24, 2012 1:19 am
autor: Asabar
Kiwną potakująco głową do wojownika. Podszedł do konia, wskoczył na siodło i szarpną lejcami tak, że koń gwałtownie zwrócił się w stronę kobiety.
- Czyli nie wybierasz się z nami, he? Cóż szkoda... -burknął obojętnie Asabar i miał właśnie powiedzieć wojownikowi, że jest gotów gdy usłyszał spadające dachówki i szum czegoś co stawiało w skoku zaciekły opór powietrzu. Gdy spojrzał w stronę dźwięków zdążył ujrzeć tylko wielki cień znikający równie nagle jak się pojawił.
- No to mamy psiego syna- mruknął.
Nie zdążył nawet wbić pięt w boki konia, gdy usłyszał wysoki i rozpaczliwy krzyk kobiety będącej jakieś dwie przecznice dalej na północ od ich lokacji.
Spiął rumaka i ruszył galopem w uliczki miasta trzymając cierpliwie topór przy pasie podczas szybkiej jazdy. Zaczęło się.