Re: [ Przy drodze, w krzakach ] Oczekiwanie.
: Śro Lip 25, 2012 5:52 pm
Zapadła ciemna, bezksiężycowa noc. Deszcz przestał padać i niebawem w tymczasowym obozowisku zapłonęło ognisko. Rozmowy strażników stawały się coraz weselsze i coraz bardziej nieprzyzwoite, co i rusz któryś z nich wybuchał ohydnie lubieżnym śmiechem - sprawcą tego była najwyraźniej wyciągnięta przez kogoś butla jakiegoś mocnego trunku.
- Te, maleńka! Chodź no, wezmę cię na kolanko! - zawołał któryś, mocno już podochocony.
- Mówiłem, że ona jest moja! - ryknął dowódca, strasznie już czerwony na twarzy, wskazując na Sarę, która właśnie przysnęła.
- Toż ja do tej drugiej wołam, panie dowódco! - usprawiedliwił się prędko tamten i podszedł do więźniów. - Do elfiej ślicznotki! - dodał, chuchając wspomnianej elfce w twarz swoim cuchnącym pijackim oddechem. - No chodź, panna, zobaczymy, czyście faktycznie takie gładkie i zgrabne, jak powiadają! - W tym momencie strażnik rozciął sznur, którym przywiązana była do drzewa. Nie zdjął jednak więzów, które pętały jej ręce. A potem chwiejnym krokiem wyprowadził ją z kręgu rzucanego przez ognisko blasku i zniknęli gdzieś w mroku.
Jareda bardziej niż losy elfki zainteresował fakt, że sznury pętające go zrobiły się jakby luźniejsze. Widać tamten strażnik rozciął niechcący więcej niż powinien i nawet tego nie zauważył. W sercu najemnika zaświtała nadzieja. Miał wszak jeszcze parę ukrytych sztyletów, a jeśli tylko uda mu się poruszać nieco dłońmi i oswobodzić je z pęt... Właściwie bez większego trudu może się uwolnić.
I tak też zrobił. Poczekał jeszcze, aż strażnicy jeszcze bardziej się popiją i posną, a później... Umknął po cichu. Jego nieobecność dostrzeżono dopiero rano - a wtedy on był już daleko.
- Te, maleńka! Chodź no, wezmę cię na kolanko! - zawołał któryś, mocno już podochocony.
- Mówiłem, że ona jest moja! - ryknął dowódca, strasznie już czerwony na twarzy, wskazując na Sarę, która właśnie przysnęła.
- Toż ja do tej drugiej wołam, panie dowódco! - usprawiedliwił się prędko tamten i podszedł do więźniów. - Do elfiej ślicznotki! - dodał, chuchając wspomnianej elfce w twarz swoim cuchnącym pijackim oddechem. - No chodź, panna, zobaczymy, czyście faktycznie takie gładkie i zgrabne, jak powiadają! - W tym momencie strażnik rozciął sznur, którym przywiązana była do drzewa. Nie zdjął jednak więzów, które pętały jej ręce. A potem chwiejnym krokiem wyprowadził ją z kręgu rzucanego przez ognisko blasku i zniknęli gdzieś w mroku.
Jareda bardziej niż losy elfki zainteresował fakt, że sznury pętające go zrobiły się jakby luźniejsze. Widać tamten strażnik rozciął niechcący więcej niż powinien i nawet tego nie zauważył. W sercu najemnika zaświtała nadzieja. Miał wszak jeszcze parę ukrytych sztyletów, a jeśli tylko uda mu się poruszać nieco dłońmi i oswobodzić je z pęt... Właściwie bez większego trudu może się uwolnić.
I tak też zrobił. Poczekał jeszcze, aż strażnicy jeszcze bardziej się popiją i posną, a później... Umknął po cichu. Jego nieobecność dostrzeżono dopiero rano - a wtedy on był już daleko.