Podobnie skonfundowany mógł się czuć sam licz Megdar w swej siedzibie setki mil stąd, kiedy ujrzał obrazy przesłane przez martwe oczy kruka - dziwacznie zniekształcone, niejasne, niestabilne, migoczące i chwiejne jak nigdy przedtem, przypominające raczej senne wizje chorego, niż realistyczny przekaz. Sceny gdzie widać było jak przez mgłę nieposłuszną topielicę i jej towarzysza, w megdarowych oczach zalane jak gdyby kleistą, wrzącą masą, na powierzchni której wyrastały, nabrzmiewały i pękały wielkie bąble, mieszały się z urywkami odległych wspomnień samego nieumarłego maga, łączyły się z nimi płynnie, tworząc nonsensowną strukturę. Strukturę najbliżej przypominającą właśnie sen. Coś takiego jeszcze mu się nie przydarzyło. Wyglądało na to, że dom białej kotki był miejscem, gdzie władza przepotężnego króla licza już nie sięgała...
- Widzisz, to jest tak... - podjęła dziewczyna, nie patrząc zupełnie na Obrońcę, a wbijając wzrok we wzorzysty dywan. - Ja... Chyba nie powinnam tego mówić... Uciekam przed tym, któremu służę. Muszę służyć. Ten kruk... - przytuliła ptasie truchło jak dziecinną zabaweczkę - ...ten kruk to mój jakby strażnik, ale on mi też pomaga, rozumiesz. Właściwie to nie mam nikogo poza nim. Nie wiem, co się stało z moją rodziną, ze wszystkimi... z moją siostrą. Miałam siostrę, wiesz? Nie wiem nawet, jak dawno to było, ani gdzie. On... Megdar... obiecał mi, że przywróci mi życie, jeśli coś zrobię. Ale... - Aishele zachlipała, a jej głos zaczął się łamać - ale ja już nie chcę więcej...! Muszę uciec, nie mam dokąd uciekać, już tak dłużej nie mogę! Tam się dzieją takie złe rzeczy, a w dodatku jestem chora, bardzo chora. Muszę uciec. Uciekam. Ale to wszystko nie ma sensu, on mnie i tak znajdzie - dodała na koniec z przekonaniem. - Wszędzie. Gavrail, słuchaj... Skoro jesteś obrońcą, to może mógłbyś... - roześmiała się wysoko, nerwowo i spazmatycznie, przez łzy - ...bronić mnie?
Przez cały ten czas Aishele zaszczyciła pokój tylko przelotnym spojrzeniem - i trzeba powiedzieć, że sporo z tego powodu straciła...