Strona 2 z 3
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Pon Mar 05, 2012 10:07 pm
autor: Leinard
Leinard nie przejął się słowami towarzyszy, miał gdzieś co zrobi Falechion, jedynym jego pragnieniem teraz było wydostać się z lochów w jednym kawałku, co może okazać się dość trudne, zważywszy na ich przeciwnika i na to, że jest człowiekiem, co czyni go idealnym celem dla wąpierza. Gdy Merithur odsunął się od drzwi, robiąc miejsce demonowi, mężczyzna wyczuł kolejne źródła energii, jednak tym razem była one rozmieszczone dokładnie tak, że każde z nich było jednym z wierzchołków sześciokąta z środkiem w celi w której się znajdowali.
- Jest źle - powiedział szybko. - Dokoła nas powstały kolejne źródła nieznanej mocy, ale jest znaczna różnica. Energia o której mówiłem była słabsza i niestabilna, ta zaś jest potężna i doskonale kontrolowana. Sądzę, iż nieprzyjaciel tworzy barierę lub coś w tym rodzaju, nie znam się na tym. Musimy się pospieszyć! - mówiąc to, wyciągnął miecz w stronę demona. - Wybieraj, pomożesz nam lub skończysz jak inni więźniowie, martwy i pozbawiony mocy.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Śro Mar 07, 2012 7:20 pm
autor: Falechion
Gdy Merithur zainsynuował, że Falechion nigdy nie spotkał wampira, spojrzał nań z wyrzutem swymi błękitnymi oczyma. Po chwili jednak, ku zdziwieniu Merithura, roześmiał się na całe gardło.
- Czy widziałem kiedyś jakiegoś ? Kilka dni temu spotkałem dwójkę tych bestii, a jakoś stoję przed tobą zdrów. - Ściszył głos, jednak elf usłyszał jego słowa:
- Jeszcze chwila i wypatroszyłbym tego skurwysyna... powiesił go za własne jelita...
Wtem ujrzał rozbłyski magiczne. Silne źródła kontrolowanej magii pojawiły się w pobliżu ich trójki. Znów magia energii... Ktoś ewidentnie przygotowuje się do rzucenia zaklęcia. Lecz było jeszcze zbyt wcześnie by Falechion odgadł co to może być... Zresztą cokolwiek by to było, pewnie okazałoby się na nich niezbyt przyjemne.
- Szlag! - syknął demon. - Ruszcie się bo będzie nieciekawie! - Wybiegł z celi i rzucił się w losowy kierunek, byle uciec od tej pułapki.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Pią Mar 09, 2012 6:30 pm
autor: Merithur
Merithur rzucił się do ucieczki za radą demona, na szczęście jednak przezornie wykonał manewr znany jako ,,Pan hrabia przodem". Zobaczył iskrzenie, błękitny rozbłysk i Falechiona leżącego na podłodze. Jego ubranie delikatnie dymiło.
Znajdowali się w stosunkowo sporym, kwadratowym pomieszczeniu, które oddzielało dwa korytarze z celami. Przy wszystkich wyjściach zmaterializowały się bariery, przezroczyste, błyszczące, zabarwione delikatnym błękitem. Po ich powierzchni co jakiś czas przemykały miniaturowe błyskawice.
Jedna z nich rozstąpiła się na chwilę, by przepuścić mężczyznę odzianego w pstrokatą szatę. Gdy wszedł on do pomieszczenia, bariera zawarła się znowu.
-Nawet nie próbujcie-powiedział nowoprzybyły. -Magia Heizera jest nie do pokonania. O czym wkrótce zresztą się przekonacie.
-Pięknie-westchnął elf. -Kolejny pachoł z przerostem ambicji, który zaplątał się w trybiki jakiegoś Wielkiego Planu. Teraz...niech zgadnę...mamy umierać w męczarniach? Płonąć w ogniu twojej potęgi? A co powiesz, o wielki magu, na jedno szybkie cięcie? Jedno cięcie, po którym będziesz szukał swoich bebechów na podłodze. Bo widzisz, ty jesteś jeden, a nas jest trzech. A przez te genialne magiczne zapory nie dostaniesz żadnej pomocy. My zaś szybciutko cię zabijemy i udamy się prosto do twojego pana.
Miecz ponownie znalazł się w dłoni Merithura.
Zobaczmy, jaką to magią włada Falechion-pomyślał.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Nie Mar 11, 2012 2:58 pm
autor: Falechion
Falechion poczuł jakby uderzał w jakiś mur, który powstrzymał go i jednocześnie popieścił jakąś nieznaną energią. Demon upadł. To co się zdarzyło otumaniło go lekko, więc przez chwilę zastanawiał się co się stało, i dlaczego leży na podłodze.
- Cholera za późno... - mruknął, gdy uświadomił sobie, że pułapka zamknęła się zanim zdążył się wydostać. Poczuł dziwny zapach... jakby palonego jedwabiu. Falechiona ogarnął gniew. Ten psi syn zniszczył mu ubranie !
Demon zaczął się podnosić, a na jego twarzy pojawił się gniew. Merithur i Leinard zauważyli, że zamiast oczu, w jego oczodołach widnieją jakieś dwie kryształowe kule, jakby wypełnione dziwną, czarną substancją. Mogli przysiąść że dotąd demon miał błękitne oczy, a teraz taka zmiana. Falechion wykrzywiał twarz w wielkiej złości i irytacji. Wyglądał teraz zupełnie jak nie on.
- Ty skurwysynie ! To że mnie zraniłeś, nie jest najgorsze, ale fakt że zniszczyłeś moje ubranie jest niewybaczalny ! - O ubranie ! Ten cały gniew demona, był wywołany przez zniszczenie ubrania ? Mężczyznom dało to do zrozumienia, czy by Falechion niema nierówno pod sufitem.
- Zapłacisz mi za to męska dziwko ! - Demon zaczął się zbliżać do czarodzieja, z determinacją i rządzą mordu wypisaną na twarzy. I to za co... za zniszczone ubranie. Co by było gdyby ktoś naprawdę nastąpił Falechionowi na odcisk.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Nie Mar 11, 2012 8:24 pm
autor: Leinard
Leinard ruszył w stronę wyjścia, gdy tylko Merithur opuścił pokój. Jego zmysły alarmowały, aczkolwiek pamiętał słowa swojego dowódcy, który zawsze powtarzał by każdą sytuację analizować i nie dać się wpędzić w pułapkę. Mimo, iż znajdowali się w beznadziejnej sytuacji.
W ten człek zauważył dziwne zjawisko. Falechion, który biegł przodem, upadł po zetknięciu się z błękitną barierą. Był poparzony, choć nie tak jak demon którego spotkał wcześniej, jego ubranie dymiło. Do środka dostał się jakiś mężczyzna nazywający siebie Heizerem i wychwalający swoją magię. Merithur wyśmiał go, zaś Falechion zaczął go wyzywać od skurwysynów. Teraz nawet przeciętny człowiek mógłby wyczuć od demona ogromną rządzę mordu. Leinard podszedł więc do niego i powiedział.
- Uspokój się! To tylko ubranie, nie opłaca się marnować na niego energii. - nie zwracając uwagi na czarodzieja, zaczął mówić głośno i szyderczo. - Ten Heizer to idiota. Wszak zamiast wykończyć z zewnątrz, przyszedł prosto do nas. Winniśmy wykorzystać szansę, którą dostaliśmy i wydobyć z niego informacje, a posiada je na pewno, ponieważ żyje. Wystarczy go obezwładnić - mówiąc to spojrzał prosto w oczy maga, następnie wysłał moc, by zablokowała impulsy wysyłane z i do mózgu tym samym unieruchamiając jego kończyny. - Jest twój przyjacielu - zwrócił się do elfa - i choć nadal będzie mógł używać magii, będzie to ograniczone, więc nie powinno stanowić kłopotu.
Odwrócił wzrok na demona, położył ręce na jego ramionach i powiedział.
- Twoje oparzenie jest dość rozległe, mogę przyspieszyć regenerację tkanek jednak i tak ona chwilę potrwa - to mówiąc, zaczął przelewać moc potrzebną do tego celu. - Nie doznałeś większych uszkodzeń wewnętrznych, aczkolwiek możesz mieć problemy z używaniem magii, ponieważ twój organizm po zetknięciu z barierą doznał szoku, przez co twój układ nerwowy zaczął dziwnie działać. Spokojnie to powinno wrócić do normy za sześć do ośmiu godzin. Chciałbym pomóc, ale mógłbym jedynie pogorszyć sprawę. - zdjął z niego ręce i odsunął się.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Śro Mar 14, 2012 11:09 am
autor: Merithur
-Idiota? To ty używasz magii życia stojąc twarzą w twarz z wysłannikiem śmierci.
Mag wciąż stał. Stał wyprostowany, mierząc Leinarda pogardliwym spojrzeniem. Wcale nie przejął się jego magią-wyglądał na zadufanego w siebie i swoją potęgę. Merithur znał ten typ ludzi-Heizer miał po prostu potężnego pana i sądził, że jego moc go ochroni. Jak na razie-nie mylił się. Ale elf też miał kilka argumentów. Z doświadczenia wiedział, że z ciężko dyskutować z mechanizmem spustowym kuszy.
-Falechion, spokojnie-powiedział cicho, wkładając bełt w rowek broni. -To zły moment na wariowanie. Skup się lepiej i przydaj na coś. Leinard, wyciągaj miecz i rusz rzyć. Nie uśmiecha mi się walczyć z nim samemu.
Elf ruszył w prawo, po zacieśniającej się spirali. Heizer władał magią energii-tej zaś zwykle dawało się uniknąć. Merithur więc cały czas wgapiał się w maga, szukając jakiś oznak czarowania.
Chyba właśnie przez to dostał błyskawicą po plecach.
Przechodził właśnie koło bariery, kiedy poczuł potężne wyładowanie na plecach. Miecz wypadł mu z dłoni, on sam nie wiedzieć kiedy znalazł się na posadzce. Heizer zaśmiał się szyderczo.
-To wszystko na co was stać?-zapytał. -Kiepsko, naprawdę kiepsko.
-Zamknij pysk-odparł elf słabym głosem. I posłał w maga bełt.
Pocisk trafił go w ramię. Rana była niegroźna, ale przyniosła ciekawy skutek-bariery blokujące korytarze na moment zamigotały i osłabły. Po chwili mag się opamiętał i magia wróciła na poprzednie miejsce. Heizer zwrócił swoją pobielałą z bólu twarz na Merithura.
-Za to-rzekł z wściekłością-cię zabiję.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Czw Mar 15, 2012 9:04 pm
autor: Falechion
Falechion spojrzał na Leinarda i tylko się uśmiechnął. Może by tak było gdyby nie to, że sam Falechion był beztalenciem magicznym. To, że władał magią było wyłącznie zasługą Oczu Zariffa. Demon jeszcze nie zgłębił tego fenomenu, jednak nie narzekał zbytnio na dar którym go obdarzono. Wyglądało na to, że Falechion jest jakby medium. Chce rzucić jakieś zaklęcie i Oczy jakby zaczynają gromadzić energię, przekształcać, a demon "wypuszcza" już gotowy czar.
Rzeczywiście, demon poczuł jak całe ciało go piecze. Grymas niezadowolenia wypełznął na jego twarz. Było do raczej irytujące i dokuczliwe, niż sprawiające realny ból. Falechion umiał sobie radzić z tym uczuciem... Musiał sobie z nim radzić przez 800 lat. Zignorował Merithura i Leinarda, podszedł do Heizera, stanął przed nim i zastygł bez ruchu, przypatrując się mu. Maga to trochę zmieszało, bo gdy przed chwilą chciał rozszarpać elfa, to teraz nie wiedział co ma zrobić, gdy demon tak mu się przypatrywał. Nie wiedział czemu to ma służyć.
Falechion uśmiechnął się szyderczo i rzekł:
- Czy zdajesz sobie sprawę jaki jesteś paskudny ? - O bogowie ! Tylko ktoś nienormalny mógł wypalić z takim komentarzem. Oceniać czyjąś urodę w takiej chwili...
- Ale spokojnie... - Poklepał osłupiałego czarodzieja po ramieniu. - Tu by się przycięło, tam wypełniło, jakiś eliksir na odnowę skóry... Nastawić nos, no i elegancki facet byłby z ciebie. - To co robił demon było nie do końca zrozumiałe dla pozostałych. Spotkali kompletnego wariata, a raczej kogoś skrajnie nieprzewidywalnego...
Demon tymczasem miał plan, tym śmiałym posunięciem przybliżył się do wroga. Jeszcze chwile i będzie w stanie ... tak... teraz ! Falechion nagle wymierzył magowi cios kolanem w brzuch.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Śro Mar 21, 2012 6:53 pm
autor: Leinard
Leinard zdziwił się gdy jego magia nie zadziałała na Heizera, w tym przypadku potwierdził przysłowie, że głupi ma szczęście. Chwilę później Merithur przestrzelił mu ramię, a demon zaczął się zachowywać jak skończony idiota i komentował jego wygląd, po czym przywalił mu w brzuch. Człowiek zastanawiał się jaki w tym sens ale cóż nie każdy musi być normalny.
Nie bacząc na towarzyszy wyciągnął półtoraka i nim ktokolwiek zdążył się zorientować ciął maga w plecy. Niestety w tym samym momencie jego głowa zaczęła niemiłosiernie boleć, przed oczami zrobiło mu się ciemno, a jego zmysł równowagi przestał działać poprawnie. Czuł jakby coś próbowało przejąć nad nim kontrolę. W umyśle znów odezwał się dziwny głos lecz tym razem o wiele wyraźniej i mroczniej, jednak mężczyzna nic nie rozumiał, słowa wypowiadane były w dawno zapomnianym języku, a każde z nich powodowało coraz większy ból. Leinard wypuścił z drżących dłoni miecz, padł na kolana, a z jego ciała zaczęła wydobywać się energia. Na początku w kolorze białym lecz z czasem ciemniała tak by ostatecznie przybrać kolor czarny. Trwało to zaledwie sekundy, aczkolwiek dla osób znajdujących się w pomieszczeniu było znacznie dłuższe. Co najdziwniejsze gdy się skończyło człek jak gdyby nigdy nic wstał zabierając broń, którą upuścił, wykonał szybkie cięcie na oszołomionego czarodzieja i równie prędko przeniósł się za plecy elfa.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Sob Mar 24, 2012 5:21 pm
autor: Merithur
Heizer był idiotą. Jego debilizm był czysty, nie skażony krztą myślenia. W pewnym sensie było to wręcz piękne zjawisko-a w dodatku pozwoliło Falechionowi bez problemów podejść do maga. Co więcej, demon nawet zdołał go uderzyć, samemu nie odnosząc żadnych obrażeń. Leinardowi wystarczyło dokończyć dzieła-miał idealną pozycję za plecami czarownika.
Gdyby jednak walczył z ciut mądrzejszym przeciwnikiem, zginąłby niechybnie.
Człowiek na szczęście podniósł się z podłogi, wziął do ręki miecz i wyprowadził cięcie. Merithur skończył walkę jednym uderzeniem, ścinając głowę na wpół żywemu Heizerowi. Czerep, podskakując śmiesznie i wesoło, odtoczył się pod ścianę. Elf rzucił szybkie spojrzenie na Leinarda, nie zapytał go jednak o tą sytuację sprzed momentu-człowiek mógł nie chcieć rozmawiać o tym przy Falechionie.
-Idziemy, szybko-rzucił do towarzyszy i pobiegł w korytarz, z którego wcześniej wyszedł Heizer. Wpadł na schody, staranował drzwi, będące wyjściem z lochów od strony właściwych zabudowań fortu i popędził dalej. Tych, którzy nawinęli się mu pod miecz, zabijał.
W końcu znalazł się w dość sporej sali, której ściany zdobiła broń różnorakiej maści. Po jej drugiej stronie stał wysoki mężczyzna. Włosy miał kruczoczarne, twarz osobliwie urokliwą, przypominającą elfią. Odziany był w czarną kolczugę, sięgającą kolan, z ramion spływał mu czarny płaszcz z soboli.
-Nareszcie jesteście-odezwał się głębokim, spokojnym głosem. -Długo wam zajęło rozprawienie się z Heizerem. Ja skończę z wami znacznie szybciej.
Mężczyzna wydobył z pochwy na plecach długi, półtoraręczny miecz. Wyglądał na elficki, na jego ostrzu wyryte były runy, które błyszczały słabym blaskiem. Merithurowi wydało się, że kiedyś już widział tą broń.
-Jestem Vizir El-Cilithos-przedstawił się mężczyzna. -Ty, Merithurze, powinieneś mnie znać.
-Znam-odparł zdumiony elf. -Powinieneś być martwy.
-Jestem. Jestem martwy, ale żyję. Dostałem drugą szansę i jestem teraz potężny jak nigdy za życia! Przepełnia mnie moc śmierci.
-Jak mogłeś się tym stać, Vizirze Paladynie? Byłeś inny. Co oni ci zrobili?
-To był mój wybór-warknął ożywieniec. -Jako wampir zyskałem potęgę, o jakiej nie śniłem za życia.
-Potęgę...Skoro tak, to nie dajesz mi wyboru-elf wyprostował się. -Za zbrodnie przeciw rodzajowi elfiemu, dzięki władzy udzielonej mi przez króla Denawetha, władcę Kryształowego Królestwa, skazuję cię na śmierć, tym razem prawdziwą. Zostałeś osądzony i skazany, wyrok będzie wykonany natychmiast.
Elf przyjął niską pozycję, szykując się na atak wampira. Wiedział, że sam nie ma szans. Był pewien wsparcia Leinarda-pytaniem było tylko, jak zachowa się Falechion.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Nie Mar 25, 2012 4:02 pm
autor: Falechion
Falechion z uśmiechem obserwował, jak jego towarzysze rozprawiają się z tym kretynem. W sumie to co się stało z Leinardem było dość dziwne. Przez chwilę promieniował dość dziwną formą energii, której Falechion nie potrafił rozpoznać. Także jego cichy doradca, który od czasu do czasu podrzucał mu odpowiedzi na nurtujące go pytania milczał. Demon spojrzał z zaciekawieniem na człowieka. Ciekawe jakie to tajemnice skrywał.
- Niezłe efekty świetlne. - Falechion zagaił do Leinarda. - Musisz mnie kiedyś tego nauczyć. - Na twarz demona wypełznął dość dwuznaczny uśmiech. Człowiek mógł zauważyć że jego oczy są znów "normalne" i przybrały dawny błękitny kolor.
Po drodze spotkali kilka "problemów", jednak elf szybko sobie z nimi radził. Merithur był niczym maszyna do zabijania, chyba już miał dość tych wszystkich "przygód" i chciał dopaść tego niesławnego wampira. Falechion najwyraźniej stracił chęć do walki, przez większość tylko obserwował piękną sztukę zabijania, w wykonaniu elfa. Czasami jednak się wtrącał. To ciął kogoś mieczem, który pożyczył od jednego z trupów, jako że nie był mu zbytnio potrzebny, to rzucił jakieś proste zaklęcie, ogłuszając przeciwnika, by Merithur i Leinard zrobili swoje. Ale wszystko tak czysto rekreacyjnie, by nie wypaść z formy.
Wreszcie dotarli do celu tej podróży. Falechion uśmiechał się sam do siebie, gdy wyobrażał sobie co i jak zrobi temu wampirowi.
- Dlaczego kryjówki wampirów wyglądają zawsze tak samo ? - pomyślał demon, z niesmakiem rozglądając się po otoczeniu. Duże przestronna sala, z małymi oknami, do tego przysłoniętymi grubymi firanami. Panował tu półmrok, bo jedynym źródłem światła były skrzętnie porozstawiane świece. Jedynym znakiem dobrego gustu gospodarza był pięknie zdobiony oręż, który widniał na ścianach.
Jak to bywa, Wielki Zły oczywiście spodziewał się ich przybycia. Falechion już się obawiał, że lada moment rozpocznie "monolog Antagonisty", w którym zdradzi im wszystkie motywy swojego postępowania. Odetchnął z ulgą, gdy elf od razu przystąpił do działania. Wtem zakręciło mu się w głowie. Usłyszał znów ten szum tysiąca szeptów. Demon złapał się za skronie. Ujrzał jakieś dziwne obrazy. Zabójstwo... kara... przekleństwo... krew...
Gdy Falechion podniósł wzrok, jego oczy znów się zmieniły w czarne, kryształowe kule. Wykonał kilka chwiejnych kroków do przodu. I zaczął mówić. Mówił z namaszczeniem, inspiracją, i jakoś tak zupełnie inaczej, jakby nie on...:
- I powiedział Pan do swego syna: "Bądź przeklęty, bo zbrodnia twoja jest niewybaczalna. Niech twoje lędźwie nie wydadzą żadnego potomstwa, a krwawy znak, który stał się twoim udziałem, niech pali twoją duszę wiecznym ogniem, niepohamowanego pragnienia. Każdy kto cię ujrzy pozna twą winę ! Bądź po stokroć przeklęty i wynoś się sprzed mego oblicza ! Odejdź na kraniec świata, by świat zapomniał o twej zbrodni. Jednak ty nigdzie nie znajdziesz bezpiecznego schronienia. Będziesz się tułał po wieczność, a cień twojej winy będzie za tobą podążał, jak myśliwy za zwierzyną. Odejdź, przepadnij, by nikt nie wiedział o twym czynie. Niech twoja noga nigdy już nie postanie na tej ziemi !"
Syn postąpił jak nakazał mu ojciec, a jego serce było pełne smutku, gniewu i nienawiści. Słowa Pana sprawdzały się. Nie mógł spłodzić swego potomstwa. Nigdzie nie mógł znaleźć swego miejsca. Wyrzucali go z każdej jednej osady, widząc jego piętno. Syn poczuł smutek i wielką samotność, bo ludzie wyklinali go i nie chcieli mieć z nim nic wspólnego. Dlatego też stworzył swoje potomstwo, dwunastu dziedziców, pierwsze pokolenie... I Syn przekazał im swą mądrość, prawa i pomógł im budować ich własny świat. Syn jednak musiał odejść, zostawiając im cały swój dobytek i uprzedzając że jeszcze powróci. Tak wiec dzieci Syna budowli swą potęgę. Widząc słabość innych ras, zaczęli ich wykorzystywać, narzucać swą wolę. Pragnęli zdominować wszystkich innych. Tak więc rozrastała się potęga dzieci wyklętego Syna, niszcząc tym samym inne rasy. Zaczęli oni tworzyć własne potomstwo, kolejne pokolenia.
Po latach wrócił Syn i zasmucił się tym co zobaczył. Jego dzieci pogrążyły się w rozpuście, zniszczeniu, żądzy władzy, obracając w ruinę to co zostało stworzone przed wiekami, czego oni niszczyć nie mieli prawa. Serce jego zawrzało gniewem i rozpaczą, bo w swym potomstwu zobaczył swoją zbrodnię, swój grzech. Pożałował, że stworzył swe potomstwo, że drugi raz popełnił zbrodnię, która ostatecznie potępiła jego duszę i rzekł: "Wyrzekam się was moje dzieci, albowiem sprzeniewierzyliście się mojej woli ! O ja nieszczęsny, który przez swoją pychę, jeszcze raz znieważył święte prawa ustanowione przez bogów, przeklinając swą dusze na wieczność ! Nie będziecie już tworzyć nowych pokoleń ! Będziecie żyć w pokoju z innymi rasami, bo ja, wasz ojciec, tak mówię. Odchodzę od was moje dzieci, bo zawiedliście mnie bardzo. Być może bogowie dadzą wam szansę na odkupienie waszych win !"
Demon lekko się skrzywił i ciągnął dalej, ale już bez tego przekonania, nieco zachrypniętym głosem:
- Jednak wy nie posłuchaliście słów waszego ojca i dalej ulegaliście swym żądzom, za co spotkała was kara. Słońce, jest waszym przekleństwem, a światło was pali niczym ogień. I ty potomku tego wyklętego Syna śmiesz teraz stać tak przed nami bez wstydu ?! - Wyciągnął miecz i spojrzał na wampira. - Jednak wasza beztroska kiedyś się musi skończyć. Bo ja, prawem waszego praojca, skazuję cię i tych wszystkich twoich braci, którzy sprzeciwili się jego woli, na diabolizację... wieczną śmierć.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Wto Kwi 10, 2012 9:29 pm
autor: Leinard
Nie zastanawiając się dłużej nad słowami demona, ruszył za Merithurem. Na drodze napotkali kilkoro przeciwników, jednak szybko zakończyli oni swój nędzny żywot. Przebiegli kilka korytarzy i znaleźli się w obszernym pokoju, a na jego końcu stał nie kto inny jak Vizir. Leinardowi obiło się to imię o uszy. Ponoć w przeszłości walczył dla zakonu. Upadły - pomyślał.
Po wymianie "uprzejmości" Merithura i zaskakującej mowie Falechiona, Leinard ruszył w stronę ściany. W głowie miał już przygotowany plan Zdjął dwa sztylety do rzucania i pomimo, że jego umiejętności w zakresie broni miotanych były nikłe, brak treningu daje się we znaki, rzucił jeden w kierunku wampira. Oczywiście nie trafił lecz osiągnął swój cel. Przeciwnik zareagował błyskawicznie, uskoczył w prawo. Człowiek powtórzył ruch, to samo zrobił Vizir. Leinard podbiegł i zaatakował z lewej przypierając go do ściany.
- Merithurze TERAZ! - zawołał, po czym ciął przeciwnika.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Nie Kwi 15, 2012 5:46 pm
autor: Merithur
-Jak to miło z twojej strony!-krzyknął do Falechiona elf. -skoro skazałeś go na śmierć, to może zechcesz się jakoś do niej przyczynić? Rusz rzyć i pomóż nam wreszcie!
Merithur, nieznacznie zmieniając układ dłoni na rękojeści miecza, rzucił się w stronę przypartego do ściany wampira. Miał zamiar skończyć tę walkę jednym uderzeniem, ścinając wąpierzowi głowę. I, jak to zwykle bywa z zamierzeniami, nic z tego nie wyszło.
Uderzenie Vizira było tak potężne, że byłoby przecięło Leinarda wpół, gdyby ten nie zdążył go sparować. Człowieka rzuciło kilka kroków w tył a to, co ściskał w dłoni, nie zasługiwało na miano miecza. Ostrze było złamane tuż nad jelcem.
Nie minęła chwila wystarczająca na przeklnięcie demarskiego kowala, kiedy elf dobiegł do El-Cilithosa. Znalazł się w idealnej pozycji-po lewej stronie wampira, nieco z tyłu. Cios z tej pozycji był niemożliwy do sparowania. Dziwnym było więc, że półtorak Merithura poleciał w powietrze, a jego właściciel zaczął krwawić z rany na brzuchu. Elf chwiejnym krokiem cofnął się pod ścianę, chcąc wyposażyć się w inny oręż. Jego uwagę przykuła glewia, zdobiona rzędem run. Szerokie ostrze lepiej nadawało się do ścinania łbów niż brzeszczot, a długość broni pozwalała mieć nadzieję na utrzymanie wampira na dystans.
-To bezcelowe-powiedział Vizir, wolnym krokiem zbliżając się do elfa, stojącego pod ścianą. Przemowę Falechiona najwyraźniej zignorował, tak jak samą jego osobę. -Zaprzestańcie tej walki i przyłączcie się do mnie. Jeśli nie pójdziecie za głosem rozsądku i dalej będziecie próbowali mnie zabić...zostaną po was śnieżnobiałe plamy.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Śro Kwi 18, 2012 7:23 pm
autor: Falechion
To co się wydarzyło było dość zaskakujące. Leinard wypracował Merithurowi doskonałą sytuację. Elf wyprowadził cios, który praktycznie był nie do sparowania. Wydawało się, że to już koniec. A jednak nie... Wampir nie dość, że zniszczył broń Leinarda, to zranił samego Merithura. Vizir był dobrym szermierzem... i jeszcze ta broń... Od początku Falechionowi wydawało się, że ten miecz jest przepojony magią. Sam wampir emanował energią tak silnie, że skutecznie zagłuszał aurę miecza. Teraz był jednak pewien, ten scyzoryk był zaklęty, i to całkiem mocno.
- Cholera... - Z jednej strony, nie opuścił go jeszcze gniew, ale z drugiej jakiś głos w jego już doświadczonym i zniszczonym przez los umyśle mówił mu, że zapowiada się przednia zabawa. Ogólnie coś zaczęło niepokoić demona. Jeszcze nigdy wcześniej, co jest w sumie szmatem czasu, nie doświadczył jakiś głosów w głowie, czy innych zjawisk, jak wpływanie na jego emocje. Przed chwila właśnie tak było. Poczuł nieodpartą złość, słowa same cisnęły się mu na usta. A żeby było jeszcze śmieszniej był przekonany, że każde danie jest w całości prawdziwe. Miał poczucie, że to o czym opowiadał kiedyś naprawdę się warzyło. Właściwie to nie miał, żadnych wątpliwości co do autentyzmu tych bredni. Zresztą teraz też nie ma.
Reakcja na słowa wampira, była dość dziwna... Falechion zaniósł się głośnym, szaleńczym śmiechem. Vizir musiał się nieźle wkurzyć, że został tak zlekceważony. Tymczasem ciało demona zaczęła pokrywać szkarłatna poświata. Chwilę później w umysł wampira zaczęły się sączyć natarczywe szepty. Dla Jego towarzyszy było już jasne. Falechionowi całkiem odbiło.
(...)Bądź przeklęty... Dwanaście dziedziców... Zostałeś skazany i osądzony... Diabolizację, wieczną śmierć... To był mój wybór... Rozrastała się ich potęga poprzez zniszczenie... Swój grzech... SWÓJ GRZECH!
Pod koniec ten głos był nie do zniesienia. Vizir ukrył głowę w dłoniach. Zakrył uszy jakby chciał się odciąć od tego dźwięku. Falechion zaś naprężył się, i kilkoma susami znalazł się obok krwiopijcy. Za nim pozostawała jakby lekka, szkarłatna smuga. Zaatakował. Nie wiadomo jakim sposobem wampir uniknął ciosu, to jeszcze wytrącił broń demona. Wydawało się że nie dojdzie w tak krótkim czasie do siebie. Zerwał się i z gracją godną elfa, jakby zatańczył wokół Falechiona, omijając jego atak i rozbrajając go. Spojrzał z wyższością na demona. Jenak zamiast ujrzeć na jego twarzy strach, zobaczył dwie czarne kule, na miejscu oczu, i grające w odmętach ich mroku czerwone, dziwnie niepokojące ogniki, a co jeszcze dziwniejsze szyderczy uśmiech.
- BU ! - Wyrwało się z ust Falechiona i... zniknął ? Jakby rozmył się w powietrzu.
Demon jednak cały czas był obecny w sali. Rozłożył się wygodniej na żyrandolu, zwisającym z sufitu. Był na tyle duży i na tyle wytrzymały, bo przyczepiany kilkoma solidnymi łańcuchami do sklepienia, że ten wyczyn mógł się udać. Vizir rozglądał się po sali szukając wzrokiem Falechiona. Pewnie teraz w głowę zachodził z jaką to osobistością, tak dziwnie zachowującą się zadarł. Ten tylko zachichotał, dość głośno by zwrócić na siebie uwagę i zaczął... śpiewać:
Pieśń ma była już w grobie, już chłodna, -
Krew poczuła - spod ziemi wygląda -
I jak wampir powstaje krwi głodna:
I krwi żąda, krwi żąda, krwi żąda.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z bogami i choćby mimo boga!
I Pieśń mówi: ja pójdę wieczorem,
Naprzód braci rodaków gryźć muszę,
Komu tylko zapuszczę kły w duszę,
Ten jak ja musi zostać wampirem.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z bogami i choćby mimo boga!
Potem pójdziem, krew wroga wypijem,
Ciało jego rozrąbiem toporem:
Ręce, nogi gwoździami przybijem,
By nie powstał i nie był wampirem.
Z duszą jego do piekła iść musim,
Wszyscy razem na duszy usiędziem,
Póki z niej nieśmiertelność wydusim,
Póki ona czuć będzie, gryźć będziem.
Tak! zemsta, zemsta, zemsta na wroga,
Z bogami i choćby mimo boga!***
Falechion nie fałszował, choć sposób w jaki śpiewał wywoływał pewne uczucie niepokoju. To brzmiało jak nawoływanie do walki, krwawego odwetu. Euforia zwycięstwa nad znienawidzonym wrogiem, jak i przerażenie wywołane brutalnością tych słów. Gdy skończył, wyprostował się i zeskoczył z żyrandolu. Wydawało się, że spada czasami spada wolniej, a czasem z nienaturalnie dużą szybkością. Do tego jego ciało było szarpane jakby przez wiatr, który co chwilę zmieniał kierunek. To uniemożliwiało zorientowanie się, gdzie wyląduje. Runął na posadzkę w tym szybszym okresie, zaraz przy wyjściu z sali. Widać było, że ten wyczyn wiele go kosztował, fizycznie, jak i duchowo. Nie było wątpliwości, że to lądowanie nie należało do najszczęśliwszych. Skulił się, by rozmasować sobie kolana, jednak po mimo bólu cały czas z złośliwym uśmieszkiem obserwował wampira.
- Uwierz mi, że ja podobnie jak wampiry potrafię pić krew. Upuszczam krew z moich wrogów osłabiając ich, konsekwentnie... I nie jestem sam ! Wiec nie bądź taki pewien siebie Vizirze El-Cilithosie ! - krzyknął do wampira. Z jego głosu biło przekonanie i coś, wiara we własne siły, jakby świadomość rzeczy, które mogą pomóc w zwycięstwie. Możne to choć trochę przywróciło nadzieję w Merithurowi i Leinardowi, których teraźniejsza sytuacja nie była zbyt kolorowa.
---
*** - Fragment Dziadów cz. III (Pieśń zemsty Konrada) A. Mickiewicza, lekko przeze mnie zmieniony.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Sob Cze 02, 2012 8:02 pm
autor: Leinard
Leinard z trudem złapał równowagę. Przedmiot trzymany przez niego nijak nie przypominał miecza.
W tym czasie Merithur zaatakował lecz i on został odepchnięty, i pozbawiony broni. Następnie swych sił spróbował Falechion. Dziwne to było starcie. Najpierw demon rzucił się na wroga, zaraz potem znikł i pojawił się na żyrandolu, po czym zaczął śpiewać. Leinard w tym czasie opanował emocje, spojrzał na elfa i jakby wyczytał pytanie w jego oczach, powiedział:
- Nie, tego nie mogę uleczyć.
Człowiek wykorzystał szansę jaką stworzył mu demon, rzucając się błyskawicznie na wroga, skupionego w tym czasie na wyczynach kompana. Błyskawicznie dobył broni, odciął przeciwnikowi dłoń w której trzymał miecz, kopnął ją w stronę Merithura, a sam wycofał się poza zasięg Vizira. Niestety Leinard ucierpiał na tym. Wymusił na swoim osłabionym ciele zbyt dużą prędkość co zaowocowało zerwaniem ścięgna. Upadł na kolana, ból doskwierał niemiłosiernie.
- Merithurze! - zawołał. - Zerwałem ścięgno. Przez chwile nie będę mógł się poruszać.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Sob Cze 16, 2012 6:01 pm
autor: Merithur
Falechion był wariatem, co gorsza - niebezpiecznym. Po jego akcji Merithur był tego pewien. Bo jakie trzeba mieć umiejętności, by nagle zniknąć czy przyśpieszyć tak, by niemal rozmazać się w oczach elfa? Jaka zdrowa na umyśle istota zaczęłaby śpiewać w trakcie walki?
Miało to jednak i dobrą stronę. Vizir był zdezorientowany, kiedy do ataku ruszył Leinard. Człowiek również w jakiś sposób zwiększył możliwości swojego ciała. Zdołał odciąć wampirowi dłoń, w której ten trzymał miecz. Oręż z brzękiem uderzył o posadzkę. Z ust krwiopijcy dobył się wrzask - głośny, pełen wściekłości, świdrujący w uszach okrzyk bólu. Leinard zerwał ścięgno, nie miał więc szans obronić się przed El-Cilithosem. Wąpierz chwycił go za gardło i uniósł w górę, niemal miażdżąc człowiekowi krtań. Jego jedyna ocalała dłoń zaczęła promieniować nieprzyjemnym, trupiobladym światłem.
Elf zareagował równie błyskawicznie, jak jego towarzysze przed chwilą. Całe szkolenie, które odbył w oddziałach specjalnych Kryształowego Królestwa przypomniało mu się w tej jednej chwili. Ruszył na wampira po ciasnym łuku, maksymalnie wykorzystując swoją - niezwykłą nawet jak na elfa - szybkość. Ciął z szerokiego zamachu po ścięgnach podkolanowych wampira. Oczywiście - zregenerowały się one niemal natychmiast, jednak ta krótka chwila wystarczyła, by Leinard uwolnił się z morderczego uścisku.
Merithur rzucił się po oręż El-Cilithosa. Kształtem i wagą był niemal identyczny z jego półtorakiem, tak samo dobrze leżał mu w dłoniach. Elf chwycił go oburącz, prawą dłonią tuż pod gardą i lekko pochylony, na ugiętych nogach czekał na atak Vizira. Bo ten musiał nastąpić - wampir był wyraźnie wściekły, zamierzał skończyć tę walkę, która przybrała dla niego niekorzystny obrót.
Elf nie pomylił się w swojej ocenie. W dłoni wąpierza zmaterializował się topór o podwójnym ostrzu. Dla normalnego człowieka byłaby to ciężka i raczej powolna broń, dla niego jej masa nie stanowiła problemu. El-Cilithos popełnił jednak błąd - zaszarżował na Merithura. Ten wyczekał do odpowiedniego momentu, uskoczył w prawo, by utrudnić pozbawionemu dłoni wampirowi wyprowadzenie ciosu i wyprowadził potężne cięcie z góry. Brzeszczot wbił się skośnie w szyję Vizira, który nie zdołał zatrzymać się i sparować uderzenia.
Wąpierz padł na posadzkę. Z szyi krew lała mu się wartkim strumieniem, ciałem wstrząsały drgawki agonii. Chwilę później wampir znieruchomiał. Było po wszystkim.
Miecz wypadł z osłabłej nagle dłoni elfa. Merithur przycisnął ją do brzucha, z którego ciekło coraz więcej krwi. Przed oczami zawirowały mu czarne płatki. Mdlejąc z utraty krwi, zdążył jeszcze pochwycić czułym słuchem zbliżający się tupot wielu nóg w ciężkich, wojskowych butach.
Zbliżały się kolejne kłopoty.
Re: [Przybrzeżny fort] W poszukiwaniu odpowiedzi
: Śro Cze 27, 2012 11:15 pm
autor: Leinard
Człowiek wstał. Nadal odczuwał skutki złapania go przez wampira.
- Do rzyci z tym - jego głos był ochrypły i słaby ale nadal można było wyczuć w nim zdenerwowanie. - Nie dość, że ta walka z Vizirem wyciągnęła z nas wiele sił, to jeszcze zaraz zlecą się jego żołdacy i rzucą się na nas jak sępy na padlinę.
Leinard uspokoił się i przestał narzekać. Podszedł do ciała Vizira i przeszukał kieszenie, wyjął stamtąd zapieczętowany zwój, po czym skierował się do przyjaciela, kucnął przy nim i przyłożył rękę do jego czoła. Odwrócił głowę w stroną demona i rzekł:
- Falechionie stań przy wejściu i eliminuj wrogów jakich spotkasz, ja muszę jemu - wskazując na elfa - pomóc. - To powiedziawszy wrócił do poprzednich czynności. Najpierw sprawdził tętno i puls - były w porządku. Następnie zebrał niewielką ilość energii i wysłał do ciała Merithura, by zadziałała niczym sonda i odnalazła wszystkie uszkodzenia ciała - jednak żadnych nie znalazła. Istniały więc dwie możliwości, albo został otruty - co odpadało od razu ponieważ nie było żadnej reakcji ciała lub po prostu został pozbawiony sił i zasnął.
Leinard skrzyżował dłonie, przystawił do czoła elfa i wysłał trochę kojącej magii, (coś w stylu narkotyku z działaniem rozluźniającym).
- Merithur na razie nam nie pomoże... Trzeba go stąd zabrać . - w tym momencie do sali wdarło się tuzin chłopa. Leinard szybko wstał, dobył miecza pozostawionego przez Vizira i uderzył na wroga. Udało mu się kilku zabić, ale niewiele to dało.
Na korytarzu roiło się od wrogów.
- Musimy się przebić! Nie ma innego sposobu!