Strona 2 z 2

Re: [Wzgórza na skraju pustyni] Bezczynne oczekiwanie. Wędró

: Czw Maj 03, 2012 12:25 am
autor: Ana
Ostatkiem woli, nie mogąc się w duchu nadziwić, że ten sen wciąż jeszcze się nie skończył, Czarodziejka zrobiła najbardziej drastyczną rzecz, na jaką było ją jeszcze stać.

- NIE! - ryknęła z głębi trzewi, a właściwie tylko spróbowała ryknąć. W efekcie przez zaciśnięte gardło wydobył się bowiem zaledwie na poły piskliwy, na poły ochrypły krzyk, który nijak nie wyrażał tego, jak bardzo bolało Anę rozrywane w strzępy matczyne serce, kiedy chwytała swą "córeczkę" za złote włoski i wymierzała jej siarczysty policzek.

Parę chwil później, nie mogąc znieść tego, co właśnie zrobiła, Anapsechete zerwała się i pobiegła paręnaście, może parędziesiąt kroków w kierunku pustyni, by tam upaść na rozgrzany niemal do białości piasek, zwinąć się w kłębek i zanieść się histerycznym szlochem.

Upał sprawiał, że masy powietrza falowały, migotały i drgały, ukazując wyczerpanym oczom złudne obrazy. Coś się poruszyło, jakby jakaś niewidzialna zasłona się zerwała, a przynajmniej uchyliła. Coś pojawiło się znikąd.

Stado widmowych jeleni o czerwonym futrze otoczyło Anę... Zwierzęta pokręciły się chwilę nad nią, popatrzyły swymi mądrymi oczami, wypełnionymi w całości martwą czernią, a potem, jeden po drugim, zaczęły powoli zbliżać się do przemienionej w dziecko Aphrael. Nie miały może wrogich zamiarów, zresztą kto to wie, ale sprawiały niepokojące wrażenie. A może te widmowe dostojne stworzenia to nie była wcale ułuda?

Re: [Wzgórza na skraju pustyni] Bezczynne oczekiwanie. Wędró

: Wto Maj 08, 2012 7:23 pm
autor: Aphrael
Dusza i umysł Aphrael zalało cudowne uczucie tryumfu. Czuła się lepsza. Tak łatwo zmanipulowała Pradawną... Tak łatwo...
Upadła na piasek z policzkiem pulsującym tępym bólem po uderzeniu.
To tylko dopełniło satysfakcji. Udało jej się. Udało jej się zmienić stojącą przed nią kobietą w potwora, z troskliwej opiekunki w matkę bez sumienia, gotową uderzyć własne dziecko.
Nareszcie.
Spojrzała na Anę przerażonym wzrokiem rozszerzonych oczu wypełnionych po brzegi łzami. Kobieta odbiegła i skuliła się na piasku kilkadziesiąt kroków od niej. Chwilę później otoczyło ją stado widmowych jeleni... W umyśle Aphrael zabrzmiał ostrzegawczy dzwoneczek. Nie, żeby miała sobie nie poradzić w razie ataku, ale wtedy musiałaby się ujawnić przez Aną. To niedopuszczalne. Fakt pojawienia się zwierząt zniesmaczył Aphrael do tego stopnia, że nie potrafiła powstrzymać obrażonej minki. Tak psuć zabawę...!
- Mamusiu...! - krzyknęła zrozpaczonym głosem. - Mamusiu, nie zostawiaj mnie...! - wyrzuciła przed siebie rączki w błagalnym geście, po czym teleportowała się błyskawicznie, zostawiając za sobą rozmytą iluzję powoli znikającej dziewczynki.

Aphrael pojawiła się na wydmie, na której zostawiła swego konia i Cienie. Błyskawicznie wróciła do swego zwyczajnego wyglądu, przywołała sługusów i wsiadła na konia. Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła po piasku, by wrócić do swej Doliny i pozostać tam przez długie, długie miesiące...

Re: [Wzgórza na skraju pustyni] Bezczynne oczekiwanie. Wędró

: Wto Lip 10, 2012 10:30 pm
autor: Ana
Widmowe jelenie rozpierzchły się na wszystkie strony i zniknęły wśród piasków pustyni, spłoszone nagłym wyładowaniem magii, jakie towarzyszyło teleportacji Aphrael. Fala subtelnych magicznych drgań, drażniących umysł i ciało, dotarła też do Pradawnej. Ana nie cierpiała teleportacji w sposób wręcz organiczny, i to w takim stopniu, że nawet jej pozostałość w powietrzu była przez kobietę odczuwana jako mentalny odpowiednik odgłosu drapania szklanymi pazurami po tablicy. Inaczej mówiąc, niemalże pękało jej od tego szkliwo na zębach. Anapsechete leżała na piasku i jęczała cicho, udręczona i nieprzytomna. Że też ją, potężną czarodziejkę, tak łatwo można było doprowadzić do takiego stanu...

Minęło dobrych parę godzin. Upał południa zelżał, choć powietrze wciąż było ciężkie, gęste i duszne. Wreszcie Ana doszła do siebie - w pewnym momencie po prostu podniosła się i odeszła, ot tak, nie oglądając się nawet za siebie. Jej wzrok był pusty i obojętny, podobne musiały być też jej myśli.

W ciepłym świetle popołudniowego słońca srebrzysty dach jej dworu w oddali skrzył się jak iskra na szczycie wzgórza. W tamtą stronę właśnie powędrowała. Do domu.

Ciąg dalszy: Ana