Strona 2 z 3
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 24, 2011 1:54 pm
autor: Darogan
Po jakimś czasie było już po wszystkim, Villemo leżała w wygodnym miękkim łożu z dobrze opatrzoną raną, na opatrunku widniał symbol róży i zdaje się że był przesączony mocną magią, która aż od niego emanowała. Był to pokój bogato zdobiony, istnie dla szlachcica lub jakiegoś bogatego kupca. Tuż przy łóżku blisko matki była piękna kołyska dla dziecka w której spoczywało dziecię Villemo. Nad nim stała piękna złotowłosa dziewczyna, troskliwie i z wielką starannością opiekując się dzieckiem i Villemo. Była odziana w długą błękitną suknie i znów ten sam symbol na niej widniał, róża. Najwyraźniej kobieta znalazła się teraz pod opieką rycerstwa, gdzieś w jego komnatach na terenie miasta.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 24, 2011 2:21 pm
autor: Villemo
Obudziła się rzecz jasna w bólem w plecach, większy problem stanowiły pewnie siniaki niż sama rana. Villemo wiedziała, że ona wkrótce się zagoi. O dziwo jednak siniaki zwykle znikały w takim samym tempie jak u normalnych ludzi. Przez chwilę nie mogła dojść do siebie. Chciała sobie przypomnieć co się stało, ale jak się okazało nie pamiętała jak znalazła się w komnacie. Najwidoczniej straciła przytomność. Przetarła dłonią oczy i zobaczyła, że po pokoju, w którym się znajduje, krząta się kobieta.
- A jednak mają tu kobiety - zaśmiała się cicho, choć jej głos nadal przypominał bardziej charczenie niż głos kobiety.
- Chciałbym wiedzieć, gdzie jestem? - zapytała. Rozglądając się po komnacie zauważyła kołyskę, w której zapewne spała Raia.
- Nic jej nie jest, prawda? - zapytała jeszcze, wskazując głową na kołyskę małej.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 24, 2011 2:39 pm
autor: Darogan
Kobieta spojrzała na Villemo i obdarzyła ją ciepłym uśmiechem.
- Nie nic jej nie jest, mam nad nią pieczę dopóki ty, pani, wypoczywasz - odpowiedziała najpierw na ostatnie pytanie, wiedząc że pewnie to bardziej interesuje kobietę niż to gdzie się aktualnie znajduje, wszak dla każdej matki najważniejszy był los jej dziecka.
- Pozwól, pani, że się przedstawię - rzekła po chwili namysłu. - Jestem Melianna, i jestem tutaj twą opiekunką, jak i opiekunką twego skarbu, w samym zakonie natomiast jestem akolitką, zajmuję się opieką nad rannymi i strudzonymi rycerzami. Zmieniłam ci opatrunek, pani, i nadałam mu magicznych właściwości, dzięki którym twe rany szybciej się zagoją i wrócisz szybciej ku zdrowiu. A gdzie jesteś, cóż, znajdujemy się w komnatach miasta Valladon, to komnaty specjalnie dane przez władze owego miasta na czas pobytu naszego tu, dla naszych lordów. Choć w sumie już wojsko wymaszerowało, ja, paru rycerzy i lord Darogan pozostaliśmy w mieście by się tobą zaopiekować, po czym jeżeli wyrazisz na to taką chęć i zgodę , ruszysz z nami w podróż do naszej siedziby. Lecz wszystko zależeć będzie od ciebie. Czy mogę jeszcze jakoś ci pomóc, pani? - zapytała z grzecznością i ciepłem jakie przemawiało w jej głosie.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 24, 2011 2:56 pm
autor: Villemo
- Nie, to wszystko - odrzekła krótko. Nie chciała ruszać z armią dalej, nie chciała nawet widzieć Darogana, ciągle tliła się w niej nadzieja, że może nie zechce jej widzieć. W końcu to wszystko, co działo się wcześniej, było jej winą. Dlaczego wcześniej tak uparcie chciała z nim zostać, dlaczego wcześniej nie dotarło do niej, że jedynym powodem problemów była właśnie ona, to ona sprowadzała nieszczęścia, nikt inny. Na córkę, na siebie, na zakon, na niego. Po prostu musiała odejść. Musiała. Spojrzała w stronę kołyski. "Z tobą, maleństwo, też będę musiała coś zrobić" - pomyślała. Wiedziała, że Raia nie będzie miała spokoju, póki nosi w sobie moc. Nie mogła odebrać jej tego daru, ale mogła go uśpić... i to właśnie wydawało się najrozsądniejszym rozwiązaniem.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 31, 2011 10:33 am
autor: Darogan
Opiekunka kobiety i dziecka skinęła głową na słowo Villemo, i oddaliła się z pokoju, na jakiś czas zostawiając kobietę samą z dzieckiem.
Lecz Villemo nie pozostała długi czas sama, do jej komnaty wkroczył on, ten którego wolałaby już nie widzieć.
- Witaj, Pani - po tuż po wkroczeniu do komnaty te słowa padły z ust Darogana, choć zapewne chciałby powiedzieć więcej, uczynić więcej, tak naprawdę nie wiedział jak się zachować. Najchętniej przytuliłby ją z całych sił, lecz jej stan na to nie zezwalał, przyjrzał się jej krystalicznymi oczyma, ledwo wyduszając z siebie kolejne słowa:
- Jestem rad, że me oczy mogą znów cię ujrzeć, tak wiele czasu minęło i tyle tęsknoty za tobą.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 31, 2011 4:33 pm
autor: Villemo
Villemo spojrzała tęsknym wzrokiem na rycerza. Tak bardzo chciała od niego uciec, teraz nie miała dokąd. Przez moment chciała spuścić wzrok, nie patrzeć na niego, ale co by to dało? Chyba nie miała odwrotu. Nie mogła odejść, a teraz kiedy go zobaczyła... w jej sercu pojawiła się chęć pozostania. Cała determinacja z jaką się ukrywała, z jaką chciała uciec i zostawić go na zawsze, gdzieś uciekła. Rozpłynęła się niczym poranna mgła. Po chwili milczenia Villemo podniosła się na łóżku, opierając delikatnie zranione plecy o poduszki i spojrzała na niego.
- Pani? Wcześniej chyba nie tak do mnie mówiłeś? Mogę być jedynie panią twojego serca - rzekła.
- Nie musisz stać tak daleko, nie umrę przecież - zaśmiała się.
- To tylko mała rana, zagoi się szybciej niż myślisz, zresztą wiesz. Poza tym, podobno dotyk ust kochanka bywa leczniczy.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 31, 2011 9:10 pm
autor: Darogan
Spojrzał na kobietę z lekkim uśmiechem i pokręcił głową lekko.
- Jak zawsze pełna optymizmu, a może tylko mi się zdaje? Niemniej jednak twój widok raduje me oczy i serce. - Po tych słowach rycerz ruszył wolnym krokiem ku niej, ostrożnie usiadł na łożu. Spojrzał w oczy kobiety i złożył na jej ustach delikatny pocałunek, po czym rzekł dość poważnie:
- No, moja droga, musisz wyzdrowieć i być silna jak dawniej, mimo że ma radość na twój widok jest nieokreślona, to wiem że są też ważniejsze rzeczy, takie jak twe zdrowie - z uśmiechem i blaskiem w oczach wypowiadał te słowa, by po chwili dodać:
- Może teraz to ja spełnię twe życzenia zamiast niewiasty która się tobą opiekowała? Może osobiście się tobą zaopiekuję? - Po owych słowach rycerz powstał z łoża, ukłonił się przed Villemo i dopowiedział.
- Jestem do twych usług, pani...
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 31, 2011 9:56 pm
autor: Villemo
Tym razem zachował się tak jak tego pragnęła i oczekiwała. Nie tak jak to było wcześniej. Może się zmienił? Może zrozumiał, że dla niej tak ważne jest okazywanie przez niego uczuć. Może to o czym mówił mag go zmieniło? Tak czy inaczej Villemo nagle zapomniała o wszystkich troskach, jakie dręczyły ją do tej pory. W końcu była przy kimś kto ją kochał i przy kim czuła się bezpiecznie. Właściwie to chciała zapomnieć, wszystko co się wydarzyło po jej zniknięciu było jednym wielkim koszmarem. Wiedziała, że kiedyś nadejdzie moment, w którym będzie musiała z nim o tym porozmawiać, wyżalić się, opowiedzieć o wszystkim. Ale nie teraz, nie w tym momencie. Wolała cieszyć się chwilą. Nadal była trochę zmęczona, ale to nic. Uznała, że nie może tak po prostu położyć się i pójść spać. Nie teraz, nie kiedy wróciła, nie kiedy on był przy niej. Jego słowa ją rozbawiły. Był taki... kochany i w zasadzie zabawny. Zaśmiała się cicho.
- Uwierz mi, kochanie, żadna niewiasta nie byłaby w stanie spełnić moich potrzeb - uśmiechnęła się do niego radośnie. To właśnie on sprawiał, że czuła się szczęśliwa. Nie była zagubiona, jak zwykle, naprawdę wydawało jej się, że się zmienił. Choć jak zwykle starał się być poważny, Villemo zauważyła, że w końcu nie tłumił w sobie wszystkich uczuć, że nie jest aż taki powściągliwy. To cieszyło ją nawet bardziej niż sam jego widok.
- Skoro chcesz się mną opiekować, nie możesz odchodzić tak daleko. Wracaj, wracaj - dodała z uśmiechem.
- Wiem, że daleko mi do pełni sił, ale uwierz mi, nie umrę od tego, że będziesz przy mnie siedział. Chyba oboje wystarczająco długo czekaliśmy na siebie. Sam twój widok mi nie wystarczy, a co jeżeli jesteś snem?
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 31, 2011 10:22 pm
autor: Darogan
Przyjrzał się jej uważnie, po czym powoli podszedł i przysiadł na jej łożu, tuż obok niej. Mogła czuć jego zapach, widzieć dokładnie błysk jego szlachetnych oczu i uśmiech jakim ją obdarzał.
- Sen? Nie, zapewniam cię, moja miła, snem nie jestem. Nawet mogę ci to udowodnić, o w ten sposób - i ucałował ją ponownie w usta, ale nieco dłużej niż ostatnio.
- Czy to wystarczy na odpowiedni dowód że snem nie jestem? No, jeżeli to nie wystarczy, sama będziesz musiała powiedzieć co uczynić mam, by wszelka wątpliwość zgasła w tobie, moja miła. - Spojrzał wymownie na kobietę. Ciepło i coś do tej pory jej nieznanego aż biło od jego strony, coś dobrego i nieprzeniknionego. Każde jego słowo było przepełnione czułością, jaką rzadko okazywał.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Nie Lip 31, 2011 10:51 pm
autor: Villemo
Oddała pocałunek, a jego usta wydawały jej się cudownie miękkie i rozkoszne. Tak, to nie był sen. Choć po tym co się wydarzyło w jej sercu ciągle tliły się niebezpieczne wątpliwości. Nie chciała go znów stracić. Nie chciała po raz kolejny stracić z oczu i z serca ukochanego człowieka. Ach, jak żałowała, że chciała od niego uciec. Może i pewne rzeczy były jej winą, ale przecież nie mogła go stracić. Wiedziała, że ich życie będzie inne niż normalnych ludzi, ale mało ją to obchodziło. Nie mogła przestać się uśmiechać. Był inny, taki... inny. Nie zimny jak wcześniej. Miała ochotę pisnąć z radości i rzucić mu się na szyję jak mała dziewczynka. Jej charakter był taki zmienny. Jeszcze niedawno jej życie było koszmarem, a teraz wszystko było zupełnie inne. Nie mogła uwierzyć, że w końcu jest bezpieczna. Nie chciała już płakać i zamartwiać się rzeczami, które jej nie dotyczyły, chciała po prostu być, być z nim. Tyle, ile się tylko da.
Oparła głowę o poduszki ciągle na niego patrząc, nie mogła oderwać wzroku od jego promiennej twarzy. Nie wiedziała jak to się dzieje, ale była pewna, że mogłaby tak patrzeć przez całą wieczność. Wsunęła dłoń pod jego rękę. Była taka ciepła i sam jej dotyk sprawiał jej radość. "Jest prawdziwy..." - powtarzała w myślach. W pewnym momencie Villemo zarumieniła się i odwróciła wzrok, ale jej uśmiech stał się jeszcze bardziej promienny. Kiedy ponownie spojrzała na rycerza, rumieniec zawstydzenia na jej policzkach był jeszcze większy.
- Chyba teraz będą mi musiały wystarczyć same pocałunki... ale... - Znów się zawstydziła i odwróciła wzrok od jego promiennych oczu.
- Wiesz... tak sobie myślę... że... że bardzo cię kocham...
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pon Sie 01, 2011 12:58 am
autor: Darogan
Rycerz uśmiechnął się lekko na te słowa, przykucnął przy jej łożu i delikatnie chwycił jej dłoń w swą dłoń. Ucałował ją delikatnie, spojrzał w jej oczy i rzekł:
- I ja kocham cię, Villemo, i mam nadzieję, że już nic nie rozłączy nas, lecz teraz, moja droga, musisz wypocząć, cały dzień niemal spałaś i zbliża się powoli zmierzch owego dnia. Jeżeli jednak zechcesz, wyrazisz taką chęć, będę czuwał nad twym snem. Nawet i do białego świtu, nawet i przez parę dni. Natomiast gdy już wyzdrowiejesz, będziemy musieli wspólnie zdecydować co dalej, czy zechcesz udać się ze mną do miejsca spokoju, czy jednak w którymś z miast wykupimy sobie posiadłość, w której to zamieszkamy razem. - Po tych słowach rycerz powstał z ciężkością z nóg, bo jak to zwykle bywało, odziany był w ciężką zbroję.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pon Sie 01, 2011 2:23 am
autor: Villemo
- Wiesz, że nie zamierzam odciągać się od twoich spraw. Ja nie jestem rycerzem, ty tak. Nie wiem, czy chcę dalej podróżować. Raia jest jeszcze malutka. Co prawda zniosła już więcej niż niejeden dorosły, ale mimo wszystko. Z drugiej jednak strony, jeżeli tego będziesz sobie życzył, tak się stanie. Fakt, nie jestem typem kobiety, która da się ciągnąć za mężczyzną, jestem niezależna i potrafię radzić sobie sama, ale nie chcę. Dość mam już bycia samemu i wiesz o tym, dlatego jaką decyzję podejmiesz, tak będzie - odpowiedziała poważnie na jego pytanie. Uśmiech znikł z jej twarzy, wiedziała bowiem, że to wcale nie będzie łatwa decyzja. Poza tym ciągle miała wątpliwości, jak rycerz będzie reagował na jej dziecko w przyszłości. Razem przebywali stosunkowo krótko, nie znał małej, ani ona jego, Villemo także nie znała jego stosunku do dzieci, zwłaszcza... obcych... bo przecież Raia... Nie! Myśli Villemo popłynęły w złym kierunku, szybko jednak otrząsnęła się z gnębiących ją wątpliwości co do różnych spraw. Na jej twarz wrócił delikatny uśmiech.
- Nie chcę, byś przy mnie czuwał - zmieniła temat.
- Nie możesz po prostu spać ze mną? - zapytała, a jej oczy przybrały wyraz słodyczy.
- Nie chcę kolejnej nocy spać sama. Już dość czasu spędziłam sama w łożu. Tak, tak, wiem, jestem ranna i wycieńczona i najlepiej zostawić mnie samą, żebym odpoczywała. Ale przecież nie umieram, to tylko rana od jakiegoś żelastwa. Przecież mnie znasz, bo to pierwszy raz coś mnie raniło. Zresztą wiesz jak goją się moje rany, dzień, dwa i będzie po sprawie. Proszę, śpij ze mną, naprawdę nie chcę spać sama. Pozbądź się też okropnej zbroi, której tak nie znoszę - zaśmiała się wesoło - i chodź - dodała powoli przesuwając się na łóżku, tak by zrobić mu miejsce. Wiedziała, rzecz jasna, że pewnie przez chwilę będzie oponował, ale przecież nie mógł jej odmówić. Naprawdę nie chciała, by przy niej czuwał. Chciała się przytulić, poczuć bicie jego serca, zapach i ciepło jego ciała. Chciała go czuć, a nie widzieć jedynie czuwającą postać nad jej łożem.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pon Sie 01, 2011 2:35 am
autor: Darogan
Zaśmiał się dość krótko i pokręcił głową.
- Nie jesteś faktycznie jak kobiety ludzkie, które od byle zadrapania potrafią przyprawić człowieka o ból głowy, jesteś inna, silna i wyjątkowa. A co najważniejsze, jesteś mą panią. Rycerz wszak winien służyć swej damie i spełniać jej prośby - po słowach tych jego dłonie oplotły pasy metalowej zbroi i sprawnie je rozwiązały, by ta po chwili zsunęła się z niego. Na chwilę oddalił się od niej i zamknął dobrze drzwi od pokoju, by nikt niepowołany nie wkroczył do niego. Wrócił do kobiety i usiadł przy niej na łożu, objął ją delikatnie ramieniem i przytulił ją do siebie.
- I tak, spełnię twą wolę, ukochana ma - wyszeptał jej do ucha czule i namiętnie.
- Teraz już nic innego się nie liczy, nie myśl co będzie później, tylko o tym co jest teraz. Niech szczęście cię wypełni tak wielkie jak wypełnia mnie, że jesteś tu. Cieszę się, że nigdy nie zrezygnowałem z poszukiwań twej osoby - szepnął jej do ucha, by po chwili położyć się obok niewiasty i pozwolić by ta wtuliła się w niego i poczuła jego bliskość.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pon Sie 01, 2011 2:55 am
autor: Villemo
Villemo już dawno nie była tak spokojna i szczęśliwa. Właśnie tego brakowało jej najbardziej, poczucia bezpieczeństwa. Poczucia, że jest kochana i nic jej nie grozi. Świadomości, że jej dziecko jest całe, zdrowe i bezpieczne, że ona sama może choć na chwilę zapomnieć o troskach i problemach. Brakowało jej odprężenia, tego spokoju ducha, który teraz czuła. Przytuliła się mocno do rycerza, a ten objął ją ramieniem. Jej głowa spoczęła na jego piersi tak, że słyszała każde uderzenie jego serca. Czuła jak jego klatka piersiowa podnosi się i opada przy każdym oddechu. Mruknęła cicho niczym mała kotka jeszcze mocniej się w niego wtulając. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale kiedy tylko poczuła ciepło jego ciała po prostu zamknęła oczy i zaczęła zasypiać. Wsłuchana w spokojny rytm bicia jego serca zasnęła szybciej niż się tego spodziewała.
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Pon Sie 01, 2011 3:05 am
autor: Darogan
I tak noc spokojnie minęła, poranek ich zastał dość szybko, wtulona w rycerza kobieta spała wyjątkowo spokojnie, a i rycerz miał spokojny sen, jak nigdy. Gdzieś jego troski i smutki odeszły w dal, gdy tylko był przy niej. Nie liczyło się co było, ważne było to co jest.
Pierwsze promienie słońca wdzierały się już do komnaty...
Re: [Ulice miasta]Podróżnicy róży
: Czw Sie 04, 2011 12:18 pm
autor: Villemo
Villemo spała tak mocno, że nie widziała świtu tamtego dnia. Tak naprawdę dopiero teraz mogła odpocząć, wcześniej mimo snu, który miał zregenerować jej ciało, nie była w stanie odetchnąć. Ciągle przecież myślała, że nadejdzie czas spotkania z rycerzem, a przecież wtedy nie miała pojęcia jak zachowa się on, nie wiedziała nawet jak zachowa się ona sama. Wszystko było jedną wielka niewiadomą, która nie pozwalała odpocząć jej psychice. Teraz, w końcu, mogła odetchnąć z ulgą. Sen chyba nigdy nie był tak przyjemny i błogi.
Z przyjemnych objęć snu i odpoczynku wyrwał ją dopiero cichy płacz dziecka. Gdzieś w kołysce obok zaczęła kwilić cichutko mała Raia. Villemo słyszała ją przez sen, ale nie mogła się dobudzić, dopiero kiedy mała zaczęła płakać naprawdę głośno, Villemo ocknęła się na dobre. Mimo bólu w poobijanych plecach wygramoliła się spod kołdry i usiadła na łóżku, przysuwając do siebie kołyskę. Wyjęcie dziecka nie było już problemem, mała płakała głośno, zapewne trzeba było ją przewinąć i nakarmić, niestety Villemo nie miała pojęcia, gdzie może znaleźć potrzebne jej rzeczy. Wziąwszy dziecko na kolana zaczęła je uspokajać. Chwilę później odwróciła się do Darogana i rzekła:
- Przydałaby mi się pomoc, muszę mieć dla niej mleko i chciałabym ją wykąpać. Mógłbyś kogoś zawołać?