Strona 2 z 4

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Wto Mar 08, 2011 3:04 pm
autor: Megaera
- Rozpoznałam w tobie wilkołaka - zmusiła się do wypowiedzenia tych słów. Nie miała zbytniej ochoty na rozmowę. Podążyła spojrzeniem za wzrokiem mężczyzny i zaczęła przyglądać się dachom. Coś zauważyła. Wpatrywała sie uważnie, aż wreszcie dotarło do niej, że ktoś tam stoi. I ten ktoś się chyba na nich patrzy... Zlodowaciała. Próbowała uspokoić oddech. Przecież to tylko domysły, idiotko - próbowała przekonać samą siebie. Prawdopodobnie podziwia widoki. Odwróciła się i znów zapatrzyła na kolorowy tłum.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Wto Mar 08, 2011 5:13 pm
autor: Chors
Rozmowa zbytnio nie szła. Chors nie pił nic od dwóch godzin, postanowił iść do najbliższej karczmy.
Przestał patrzeć na dach, widział jakąś postać
- Pewnie jakieś zwierzę.
- Zapraszam Cię do karczmy, Megaero. Ja stawiam.
- Może skorzysta, jak nie to nie i tak pójdę. Strasznie chce mi się pić.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Wto Mar 08, 2011 7:26 pm
autor: Megaera
- Hm... Nie jestem spragniona ani głodna. Podziękuję - ton głosu miała odrobinę łagodniejszy niż wcześniej. Ciekawość, zdziwienie i strach wyparły gniew i niechęć. Bo też dlaczego tamten człowiek stał na dachu? Nagle zwątpiła, by po prostu podziwiał widoki. Szybko wyrwała się z tych rozmyślań. To do niczego nie doprowadzi.
- Żegnaj, Chors - dodała. Wypadało się przecież pożegnać, czyż nie? Miło, iż znała go jedynie od kilku minut, a ich rozmowa była wybitnie niefortunna. Można przecież zachować chociaż pozory uprzejmości, prawda?

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Wto Mar 08, 2011 8:35 pm
autor: Chors
Chors kierował się do najbliższej karczmy, żeby było szybciej zamienił się w hybrydę:
- Doda mi to siły i szybkości, zresztą będzie szybciej, gdy pójdę przez dachy.
Pobiegł z dużą szybkością, szukając wejścia na dach. Zobaczył drabinę.
Wspiął się po niej na dach.
Zobaczył jakąś postać, postanowił zagadać:
- Co porabiasz?
Może źle zabrzmiało, ale chciał tylko zagadać, nie miał złych zamiarów, bardziej gnało go do karczmy, ale ciekawość była większa.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Wto Mar 08, 2011 10:03 pm
autor: Luther
Odwrócił się błyskawicznie, ruchem szybszym, niż można się było spodziewać. Widział, jak wilkołak się przemienia i biegnie, więc miał czas, żeby się przygotować. Zastanawiał się wcześniej, czy dałby radę przeskoczyć na dach po przeciwnej stronie. Pewnie tak, gdyby porządnie wymierzył i wykonał odpowiedni skręt ciała w powietrzu. Kluczowym pytaniem było, czy wilkołak popędziłby za nim.
Z drugiej strony, nie miał żadnych powodów do agresji czy tego typu zachowań, rozumował Luther. On w końcu tylko stał sobie na dachu. Mógł podziwiać widoki, chociaż w tym konkretnym miejscu akurat nie było za wiele do podziwiania.
- Podziwiam widoki - odparł szpieg, przywołując na twarz swój najlepszy, niewinny uśmiech. - Czy raczej podziwiałem - sprecyzował. - Teraz już nie ma tam nic do podziwiania. - Może i było to nierozsądne, ale był ciekaw, czy wilkołak dostrzeże ukryty w tej uwadze przekaz.
Jeżeli jest na to dość inteligentny, sytuacja powinna skończyć się dobrze - tylko osobnicy tepi lub tak pijani, że tępi, ciągną do niepotrzebnych bójek.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Śro Mar 09, 2011 11:15 am
autor: Chors
Chors usłyszał, że postać podziwia widoki i poczuł, że postać ściemnia. Postanowił zadawać dalej pytania:
- Jak się nazywasz? Ja nazywam sie Chors.
Ciekawe co tak naprawdę tutaj robił.
Na pewno nie podziwiał widoków.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Czw Mar 10, 2011 4:05 pm
autor: Luther
Wzruszył ramionami.
- Luther.
Nic nie wskazywało na to, że wilkołak odgadł, o co mu chodziło. No cóż, mimo to wcale nie musiało to znaczyć, że zaraz zacznie się bójka. Zresztą Chros nie wydawał się mieć na ten moment zamiarów tego typu, a Luther w żadnym wypadku nie zamierzał tego zmieniać.
- Cóż, jak mówiłem, nie ma już tu nic do podziwiania, więc pewnie sobie pójdę - stwierdził i rozejrzał się, jakby szukał drogi.
Oczywiście widział przynajmniej trzy dogodne wyjścia, ale nie zamierzał zdradzać tego nieznajomemu.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Czw Mar 10, 2011 4:26 pm
autor: Chors
Chors usłyszał, że postać nazywa się Luther.
Nie okazywał wrogich zamiarów.
- Cóż, dość dziwna postać, ale pewnie to tylko dla niepoznaki, zapewne dobrze włada bronią.
- To na razie.
Chors popędził prosto do karczmy. Nie miał siły na dalszą rozmowę, a pragnienie nie dawało spokoju.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Czw Mar 10, 2011 6:46 pm
autor: Megaera
        Wilkołak odszedł. Rozluźniła się. Ziewnęła. Słońce tak przyjemnie prażyło... zamknęła oczy i na chwilę wystawiła twarz do słońca. Później z powrotem spojrzała na tłum. Niedługo trzeba ruszać - pomyślała, ale myśli nie przeszły w czyny. Rozleniwiła się. Spojrzała na kolorowy tłum. Potem poczuła niespodziewaną ciekawość i spojrzała na dachy. Na jednym z nich stał ów człowiek, a razem z nim wilkołak, co ją niezmiernie zdziwiło. Ucinali sobie pogawędkę w dość nietypowym miejscu. Wzruszyła ramionami. A co ją to obchodziło? Podniosła się i otrzepała z trawy. Przeciągnęła się i po chwili zniknęła w tłumie.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Czw Mar 10, 2011 8:50 pm
autor: Luther
Kiedy Chors odszedł, Luther jeszcze przez chwilę stał w miejscu. Potem ruszył za nim. Nie chciał go śledzić, ani nic, ale jego celem również była karczma. Zszedł więc z dachu, z niewielkim zdziwieniem rejestrując, że kobieta najwyraźniej już sobie poszła. Zastanawiał się tymczasem nad lekcją. Najwyraźniej za bardzo się wychylił nad krawędzią dachu i odcinał się na tle słońca... Z drugiej strony należy też pamiętać, że wilkołaki mają o wiele lepszy wzrok niż ludzie, więc może wcale nie popełnił żadnego błędu, tylko padł od miecza matki natury...
Chors własnie pokonał połowę drogi, kiedy drzwi karczmy otworzyły się nagle...

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Czw Mar 10, 2011 9:50 pm
autor: Topaz
Od dłuższego czasu przebywał w karczmie. Kiedy do niej wszedł, była ciepła i przytulna, wszyscy dobrze się bawili. Wszyscy oprócz niego... Postanowił to zmienić. Najpierw spił całe towarzystwo piwem na własny rachunek, którego i tak nie miał zamiaru płacić. Po jego przybyciu we wnętrzu zrobiło się chłodno i tylko tak zatrzymał ludzi przed opuszczeniem izby. Kiedy już wszyscy zataczali się i odbijali od ścian, wynalazł jakiś błahy powód do awantury.
Celem stał się karczmarz. Żądał zbyt wiele, więc zaliczył mocnego sierpowego i wpadł na stojaki z winem. Butelki spadły i napitek niestety przepadł, ale teraz warzniejsza była rozrywka! Ku jego zdziwieniu w pomieszczeniu pozostało dwóch trzeźwych... i to uzbrojonych... w wypolerowanych zbrojach! Nie zwracał uwagi na wielkie i z pewnością ostre miecze. Zdjął z pleców wielki topór i rozpoczęła się bijatyka. Nie zabijał. Nie było po co. Pierwszemu mężczyźnie przyłożył trzonkiem w krocze. Ten się skulił i został powalony kolejnym mocnym ciocem w kark. Z pewnością zemdlał. Drugi popatrzył na ciało z przerażeniem. Spróbował ucieczki, ale olbrzym był szybszy i dopadł go przy wejściu. Skoczył na niego i masa ich ciał wyrwała drzwi z zawiasów. Polecieli razem z nimi na ulicę. Topaz przyłożył mężczyźnie jeszcze kilka razy i na razie nie zamierzał przestać... Wpadł w furię...

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Czw Mar 10, 2011 10:15 pm
autor: Luther
Natychmiast napiął się, kiedy tylko zza drzwi wylecieli walczący. Był gotów w każdej chwili odskoczyć, ale na razie nie było takiej potrzeby - walczący byli oddaleni o ponad metr. W znacznie gorszej sytuacji był Chors; on znalazł się tuż przed bójką, narażony na ciosy. Luthera prawdę mówiąc niewiele to obchodziło, ale zawołał ostrzegawczo, jeszcze zanim Czarny Rycerz zaczął ponownie okładac mężczyznę.

Tymczasem z karczmy wylało się jeszcze kilku ludzi, najwyraźniej szukających zwady. Wśród nich Luther dostrzegł i elfa, który wydawał się mniej pijany, ala równie wściekły. W ręku dzierżył łuk, na który już nakładał strzałę. Mimo wszystko szpieg uznał, że byłoby to niesprawiedliwe. Co innego porządna, karczemna bójka wręcz, a zupełnie co innego łuk i to w dodatku w rękach piekielnego elfa! Luther wiedział, że ma domieszkę elfiej krwi, jednak to nie przeszkadzało mu tak myśleć.

W każdym razie ta domieszka była bardzo użyteczna i właśnie ze zdolności przez nią oferowanych szpieg teraz skorzystał. Teleportował się tuż przed elfa i wyjął mu łuk z ręki, zanim ten się otrząsnął.
- Dziękuję - rzekł uprzejmie i teleportował się z powrotem.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Pon Mar 14, 2011 1:42 pm
autor: Chors
Po wejściu do karczmy Chors zobaczył, że trwa niezła bójka. Musiał uważać, aby nie dostać krzesełkiem. Wydawało mu się, że wszystko jest w powietrzu i karczma się rozpadnie. Postanowił zostać pod postacią Hybrydy. Zbliżył się do niego jakiś duży przeciwnik. Usłyszał: "uważaj", był to głos Lutehra. I to "uważaj" uchroniło go przed ciosem wysokiej postaci. Wkurzył się, ale nie wyciągnąl broni, w takich bójkach liczy się siła i uniki.
Lekko walnął postać stojącą przed nim. Osoba przed nim się przewróciła, był to jakiś chudy człowiek. Zbliżył się do walczącego rycerza i walnąl go lekko. Wiedział, że jakby chciał, to potrafił mieć ogromną siłę. Nie chciał nikomu zrobić krzywdy.
Postać silnie uzbrojona zatoczyła się, ale wyglądało, że nie zabolało go zbytnio.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Pon Mar 14, 2011 3:51 pm
autor: Topaz
Podniósł się i rzucił na innego osobnika stojącego w karczmie. Przyłożył mu z pięści w twarz. Człowiek poleciał na podłogę, a Czarny obrał kolejny cel... Grubas stojący pod ścianą był nie tylko obleśny, ale również niesamowicie głupi; spojrzał mu w oczy i natrafił na mrożące krew w żyłach spojrzenie. Cel zlokalizowany, ale teraz pragnął czegoś więcej... Topór został na zewnątrz, a nie miał ochoty po niego biec. Na plecach jednak wciąż wisiała tarcza, z nieocenionymi w walce w zwarciu, a nawet w rzucaniu kolcami... Zdjął ją i wycelował. Obleś, gdyż takie miano zyskał w jego głowie, zrozumiał co się święci i zaczął uciekać w stronę drzwi. Topaz wziął zamach i wypuścił tarczę. Zawirowała i szybko dosięgnęła celu. Tyle, że nie tego, co miała. Wbiła się w korpus jakiegoś pechowego pijaka, który właśnie wstał z podłogi, a teraz z powrotem się na niej znalazł. Rycerz ruszył za grubasem i dopadł go w drzwiach, albo raczej w tym co z nich zostało. Skoczył na niego tak jak poprzednio na strażnika, a ten wywrócił się na ciało leżące za drzwiami. Teraz posypały się ciosy. Przy mniej więcej dwudziestym Czarny zaliczył od kogoś kopniaka, który o dziwo zwalił go z ofiary. Wstał i spojrzał wilkołakowi w oczy.
- Czego chcesz! Nie widzisz, że zabijam...? - rzucił do niego. Nigdy się z czymś takim nie spotkał. Ludzie zazwyczaj uciekali na jego widok. - Chcesz tego samego co on?! - Wskazał palcem półżywego człowieka leżącego na ziemi pomiędzy nimi. - Czy może coś bardziej bolesnego?!

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Pon Mar 14, 2011 7:45 pm
autor: Chors
- Uwierz mi, nie chcesz ze mną zaczynać. W ogóle po co zabijasz ludzi bez potrzeby, którzy nic Ci nie zrobili?
Chors wykrzyczał mu to w twarz, był wkurzony. Przyszedł się tylko napić, a wdał się w bezsensowną bójkę, którą rozpoczął jakiś awanturnik.
Nie mógł też ścierpieć, że ludzie są zabijani bez potrzeby. Rozumiał, kiedy Cię zaatakują albo po prostu w obronie. Nie lubił patrzeć naprawdę, gdy ktoś wszczynał burdy bez potrzeby.
Przeczuwał co się święci, jego ręce automatycznie powędrowały na dwa magiczne sztylety.

Re: [Ulice Miasta]Przechadzka

: Pon Mar 14, 2011 8:17 pm
autor: Topaz
Gdyby jego twarzy nie skrywała przyłbica, zgromadzonym ukazałby się przedziwny widok... Topaz myślał, i to intensywnie. Najpierw rozważył z czym ma do czynienia. Wyszło mu, że to jakiś dziwny człowieczek. Potem, że jest uzbrojony, a on nie. Następnie przez ucho dotarły do mózgu słowa wypowiedziane przez istotę, a po chwili z powrotem go opuściły. Na końcu coś przemknęło przez jego myśli... jakby jedno z dawno zapomnianych uczuć... Tylko które?
Szybko o tym zapomniał i przyłożył Chorsowi kastetem po poliku... I znów coś przemknęło przez jego głowę. To go już zaniepokoiło, albo raczej próbowało zaniepokoić. Stanął jak wryty i gapił się przed siebie, czekając na jeszcze jedną rzecz, która może "przelecieć"... Nie wiedział czemu, ale miał przeczucie, że jeszcze jedna będzie. Może trzeba komuś przywalić? - pomyślał i zadał kolejny cios. A może trzeba komuś mocniej przylać... Zamachnął się po raz kolejny.