Ekradon[Granica królestwa] Gdzie lecą drzazgi

Warowne miasto położone u podnóża gór, otoczone grubymi murami i basztami, jego bramy zdobią dwa ogromne posagi gryfów. Miasto słynie z handlu, pięknych karczm i ogromnej armi. Armi niezwykłej, bo składającej się z wojowników i gryfów. Od setek lat ekradończycy udomawiają gryfy, które później służą w ich armi, stacjonującej w górach poza miastem.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Kas, gdy tylko spostrzegł, że Sjans zamierza go opuścić, złapał go za ubranie, by kupić sobie jeszcze trochę czasu na wydukanie trochę dłuższego zdania.
        - P-pozdrów S-Skowronka ode mnie - poprosił. - I i niech przy-yjdzie ja-ak będzie miała cza-as. Da-awno jej nie widziałem.
        Po tych słowach żebrak puścił Sjansa i spuścił wzrok, jakby bał się reakcji drwala i spodziewał się, że oberwie za taką poufałość. Gdyby Ulka spojrzał za siebie odchodząc z miejsca spotkania, spostrzegłby, iż Kasael wstał i szybko odszedł w zupełnie innym kierunku, nawet nie zerkając w kierunku drwala. Paranoik uznałby, że żebrak pędzi donieść komuś o niedawno przeprowadzonej rozmowie, optymista zaś doszedłby do wniosku, że Kas zamierza wydać otrzymaną przed chwilą złotą monetę, jednak kto miałby rację, to akurat trudno było ocenić.

        Zważywszy, iż Vermari bywała nazywana Czerwonym Piórkiem, tak samo jak zakład, w którym pracowała, można było oczekiwać, iż będzie delikatną, rudowłosą kobietą… Co po części było prawdą. Bukmacherka, owszem, miała płomiennorude włosy, związane w niedbały kok, z którego wysmykiwały się pojedyncze pukle, nie można jej było jednak nazwać delikatną, raczej “przy kości” - to był ten typ kobiety, która z wałkiem w garści wita swego pijanego męża wracającego nad ranem do domu. Talia ściśnięta gorsetem i wypchnięty obfity biust w wydekoltowanej bordowej sukience pewnie nieraz sprawiły, iż jakiś słabej woli gracz postawił na swego faworyta znacznie więcej niż z początku zamierzał.
        Sjans z pewnością kupił sobie trochę cennego czasu i przychylności Vermari zwracając się do niej w tak uprzejmy sposób, lecz im dłużej mówił, tym większą irytację widać było na jej twarzy. Gdy już przemowa dotarła do wątku starej, cwanej baby, między brwiami bukmacherki pojawiła się pionowa zmarszczka, a usta wykrzywiły się w niezadowoleniu. Mimo to chwilkę myślała nad jego słowami, gdy przestał mówić.
        - Jasna cholera, mów po ludzku albo daj mi spokój, nie mam czasu na zgadywanki - zbyła go w końcu wywracając teatralnie oczami. Dłonią skinęła na kolejną osobę, która chciała obstawiać i zajęła się przyjmowaniem zakładów, nieustannie jednak zerkała na Sjansa. Gdy obsłużyła jednego gracza, znowu skupiła wzrok na drwalu.
        - Jak ty jesteś bardem, to ja jestem analfabetką - uznała na głos. - Ale niech będzie po twojemu. Jeśli faktycznie nie masz wyboru poza tą staruchą, to szczerze współczuję. Na twoim miejscu odpuściłabym sobie ten turniej, nie pisała pieśni o jakiejś cwanej babie, tylko jechała szukać szczęścia gdzie indziej, najlepiej gdzieś w Demarze albo Fargoth. Pieśni o takich bohaterach ściągają na kark tylko kłopoty.
        To powiedziawszy, Vermari skinęła na kolejnego gracza chcącego postawić pieniądze na swojego faworyta.

        Skowronek leżała na krótkiej kanapie, bose stopy opierając na jednym podłokietniku, a głowę na drugim, włosy przewieszając, by swobodnie powiewały nad dywanem. Do połowy pustą butelkę piwa trzymała oburącz na brzuchu i zdawało się, że śpi, lecz mimo to gdy usłyszała, że ktoś przechodzi, otworzyła oczy.
        - Długo jeszcze wasza lady każe na siebie czekać? - zapytała, przytrzymując mijającego ją młodzieńca za brzeg ubrania, by nie próbował się wymigać od odpowiedzi.
        - Lady jest bardzo zajętą osobą… - chłopak próbował wykpić się tą starą wymówką, przerwało mu jednak parsknięcie elfki.
        - Ile? - drążyła, nieprzychylnym wzrokiem wpatrując się w jego oblicze.
        - Nie mam pojęcia - przyznał w końcu szczerze. - Nadal są u niej kontrahenci.
        - Tracę tu tylko czas - warknęła do siebie Skowronek, podnosząc się do pozycji siedzącej i zabierając się za zakładanie butów. - Przynieś mi rachunek.
        Chwilę później elfka wyszła na ulice Ekradonu, uboższa w czas i kilka srebrnych monet i na dodatek bez żadnych dodatkowych informacji. Czasami i tak niestety bywa - ci najlepsi informatorzy bywają kapryśni. Niemniej Przyjaciółka nosiła się z zamiarem powrotu w to miejsce, by być może tym razem doprosić się rozmowy z osobą, na której jej tak zależało. Teraz miała jeszcze chwilę, by udać się na bogatsze ulice miasta, gdzie może da radę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - zdobyć jakieś informacje o Eldine i skołować trochę złota na bieżące wydatki. O ile Ryś nie wykiwał jej gdy ostatni raz opuszczała Ekradon, powinien czekać na nią pokaźny zapas gotówki.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Sjans szybko zrozumiał, że pokpił sprawę, a od pulchnej bukmacherki nie jest w stanie wydobyć żadnych informacji. Zirytowany uznał, że da sobie radę bez pomocy tej niewdzięcznej baby. Zdecydowanie brakowało mu cierpliwości do gierek uprawianych przez Skowronka. Poza tym to, że nie zarabiał jako bard, nie znaczyło, że nie potrafił zawstydzić niejednego śpiewaka. W końcu dźwigał swoją lutnię nie dlatego, że ta przyjemnie grzała w plecy.
W pierwszym odruchu drwal gotów był od razu opuścić „Czerwone piórko”, jednak po chwili zastanowienia, Ulka postanowił poprowadzić śledztwo na własną rękę, a dokładniej rzecz ujmując pójść tropem własnych domysłów. Korzystając z tablicy umieszczonej na ścianie za plecami Vermari, Sjans przepisał imiona biorących udział w turnieju. Jeśli odrzuci miejscowych, lista rycerzy, do których Eldine mogła zwrócić się o pomoc, nie powinna być długa. Dodatkowo Ulka liczył, że uda mi się skorzystać z pomocy własnych informatorów. Ktoś taki jak Asets rzecz jasna musiał mieć na bieżąco informacje o wydarzeniach rozgrywanych w stolicy. W odróżnieniu od większości mieszkańców Mglistych Bagien, ojciec Sjansa doskonale zdawał sobie sprawę, że wydarzenia w Ekradonie mają wpływ na to co dzieje się na prowincji, a to z kolei kazało mu umieścić w mieście własnego dyplomatę. Człowieka przez lata obytego w sytuacji na dworze, który być może będzie w stanie powiedzieć cokolwiek o imionach czy też pseudonimach zapisanych na liście Ulki.
- Nie ma co liczyć na pomoc tej grubej pizdy, przyjacielu. – Chudy mężczyzna o zapadłych policzkach i ciemnej karnacji, przysiadł się do Sjansa podsuwając drwalowi kufel piwa. - Jej rolą jest wysysanie z klientów ostatniej monety, a nie udzielanie przydatnych informacji. Myślisz, że w jaki sposób zdołała się tak utuczyć? Oczywiście, że na naszych pieniądzach.
Ale do rzeczy. Od razu czuć żeś jesteś tu surowy. Jednak wyglądasz mi na takiego, co to nie boi się podjąć wyzwania i potrafi docenić przyjacielskie rady. A tak się składa, że ja wiem to o czym oficjalnie nikt tu nie wspomina. Mogę ci powiedzieć wszystko o ukrywanych schorzeniach i lękach każdego z tych osiłków, o tych którzy piją i pierdolą się całymi nocami, rano nie będąc w stanie ustać na nogach, a także tych, których wyniki walk z góry zostały opłacone. Wspomnisz moje słowa przyjacielu. Z moją wiedza i twoją sakiewką podbijemy ten lokal.
- Właściwie to nie zależy mi na wygranej, a na ułożeniu dobrej ballady. Mam w głowie kilka rymów i postanowiłem, że wybiorę to imię, które najłatwiej z nimi spasować – bronił się Sjans, czując, że nieznajomy chce go naciągnąć.
- Daj spokój, znam się na tym. To nie jest pudło dla zwykłych grajków – powiedział chudzielec wskazując na instrument Ulki. Drwal instynktownie chwycił za lutnię, przyciągając ją bliżej siebie. Bardzo nie lubił gdy ktokolwiek poruszał jej temat.
Informacje spekulanta ostatecznie mogłyby okazać się przydatne, ale Ulka w żaden sposób nie zamierzał za nie płacić.
- Dużo mówisz… przyjacielu… - odpowiedział wreszcie drwal. – I jak widzę ty rozpracowałeś mnie od butów po czuprynę. Problem w tym, że ja nie mam żadnego dowodu na to, że jesteś po mojej stronie, a twoja wiedza jest warta cokolwiek więcej niż te liche piwo, którym próbujesz mnie otruć.
- W porządku. W ramach przyszłej współpracy, pierwsza porada gratis – zaproponował mężczyzna. – Pytaj.
Sjans przez chwilę zastanawiał się o co mógłby zapytać. Przez moment jego spojrzenie natrafiło na wzrok Vermari. Z miny gospodynią dało się wyczytać ironiczne „co on tu jeszcze robi?”.
- Co to jest „czarnik”. Taki co brzmi jak czajnik? – spytał Ulka.
- Że co? Mi to się kojarzy z byciem w czarnej dupie – odpowiedział wyraźnie zbity z tropu spekulant.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek nie była ubrana jak córka kupca ani jak arystokratka, ba, nie przypominała nawet służącej, gdyż te nosiły schludne sukienki i wykrochmalone kołnierzyki, a nie męską kurtkę i trepy z podeszwami jeszcze oklejonymi resztkami błota. A mimo to nikt nie śmiał kwestionować jej obecności w jednej z najbogatszych dzielnic miasta, gdzie znajdowały się siedziby cechów, sklepy z ekskluzywnymi produktami i karczmy, gdzie posiłek kosztował więcej niż przeciętni ludzie zarabiają przez miesiąc. Elfka pasowała do tego miejsca jak pięść do nosa, ale z jej postawy biła taka pewność siebie, że nikt jej nie zaczepiał i nie kazał się zmywać, wliczając w to patrole strażników. Ludzie dorabiali sobie na jej temat różne teorie: jedni uznawali ją za gońca, inni za zbuntowaną córkę jakiegoś wysoko postawionego urzędnika, a niektórzy podejrzewali, że wraca z nieudanego polowania, stąd ten wygląd. Zachowywała się jednak jak swoja, więc za taką ją uznawali. Elfka nie rozglądała się specjalnie, tylko zerkała na wystawy mijanych sklepów jak każdy inny przechodzień, krok miała dziarski, na zakrętach nie wahała się ani chwili, a gdy dotarła do zakładu, o który jej się rozchodziło, po prostu nacisnęła klamkę i weszła jak do siebie.
        Sklep pachniał starym drewnem, orientalnymi olejami i dymem z fajki. Alchemiczne lampy o fantazyjnych kształtach rzucały mocne światło, które swą barwą oscylowało między bardzo jasnym błękitem a żółcią. W plamach światła wystawiono gabloty z biżuterią i drogimi bibelotami, które świetnie sprawdzają się w formie prezentów: były tu przyciski do papieru, puderniczki, lusterka w srebrnych ramach. Oszczędnie dobrane dekoracje - głównie w postaci dywanów i foteli dla zmęczonych wyborami gości - nadawały temu miejscu elegancji i pewnej męskiej surowości, co pasowało do właściciela sklepu, chudego Nemorianina, który zieleń swych oczu podkreślał szmaragdowym monoklem.
        - Panie Maurno. - Elfka ukłoniła się kupcowi, który stał w głębi swego królestwa sztywny jak woskowa figura. Jego spojrzenie przesunęło się od Skowronka w kierunku wnęki niedaleko drzwi, w której siedział mężczyzna w prostej liberii - nie rzucający się w oczy ochroniarz, który z pewnością władał zarówno orężem jak i magią, bo Maurno nie zatrudniał byle kogo. Za wiele miał do stracenia.
        - Twój widok stanowi dla mnie dość miłe zaskoczenie, Skowronku - przywitał ją w końcu kupiec, gestem zapraszając głębiej. - Dobrze trafiłaś, nie mam teraz klientów. Napijesz się czegoś?
        - Nie, dziękuję - odpowiedziała natychmiast elfka. Przy Maurno zawsze się pilnowała, by zachować odpowiedni poziom kultury, gdyż Nemorianin był nie dość, że przewrażliwiony na tym punkcie, to jeszcze wyjątkowo kapryśny, a to nie służyło interesom z nim, bo jego humor miał dość duży wpływ na oferowane ceny.
        - Co cię do mnie sprowadza? Ryś przekazał mi kilka drobiazgów od ciebie, to o nie chodzi?
        - Między innymi - przyznała Przyjaciółka. - Ale głównie potrzebuję informacji. Zgodzisz się, panie, na wymianę?
        Maurno oszczędnie skinął głową. Od tego momentu każda rada i opinia którą wygłosi będzie miała swoją cenę, a rachunek zostanie wystawiony przy wyjściu. Ceny bywały różne, w zależności od jego kaprysu i tego, jak sam wyceni w danym momencie swoją wiedzę. To, czy elfka będzie zadowolona z otrzymanych informacji, nie było czynnikiem wpływającym na to ile wyda.
        Kupiec usiadł razem ze Skowronkiem na kanapie w głębi sklepu, za drogim parawanem, który zapewniał chociaż namiastkę prywatności i pozwalał udawać, że Maurno wcale nie rozmawia z kobietą od ciemnych interesów, gdyż ta pozostawała niewidoczna dla innych klientów. Kupiec doskonale wiedział, jak dbać o swoje interesy, potrafił dopasować się do potrzeb klienta tak, aby oboje czerpali z tego zyski, gdyż jedni chcą być widziani w takich miejscach utożsamianych z luksusem, a inni wręcz przeciwnie, ma dodatek jego wizerunek też w dużej mierze zależał od tego kto przekracza próg zakładu jubilerskiego.
        - Szukam kogoś - powiedziała wprost elfka, gdy już wygodnie rozsiedli się na kanapie. - Kobiety, piegowatej blondynki mniej więcej tego wzrostu, która plecie z włosów takie dwa ślimaki po bokach głowy...
        Skowronek długo wymieniała wszystko, czego dowiedziała się o Eldine, gdyż dla Maurno każdy detal mógł mieć znaczenie. Mimo to po twarzy kupca widziała, że ten raczej nie będzie miał dla niej dobrych wiadomości. Niewiele się pomyliła - usłyszała pełne uprzejmego żalu "nie mogę ci pomóc", jednak na tym jej rozmówca nie poprzestał. Zapytał wprost, dlaczego Przyjaciółka szuka tej dziewczyny i kim ona dla niej jest. Skowronek nie miała innego wyjścia, jak odpowiedzieć na wszystkie pytania z zastrzeżeniem, że nie poda nazwisk ani innych wrażliwych danych, co oczywiście Maurno zrozumiał - wiedział, że dyskrecja to jedna z ważniejszych cech dobrego łotra. Wystarczyła jednak wzmianka o dziewczynie uciekającej z domu, a kupiec od razu zrozumiał w czym rzecz - gestem nakazał Skowronkowi, by zamilkła i zapytał, gdzie już była i jakie kroki powzięła.
        - Źle się do tego zabrałaś - orzekł autorytatywnie. - Skowronku, znasz to miasto lepiej niż własną kieszeń, masz tu kontakty i najlepiej wiesz co, kto i jak. A ona nie będzie tego wiedzieć. Zapomnij o całym swoim świecie czarnych ulic i myśl tylko o tym, co na wierzchu. Jeśli dobrze cię zrozumiałem, nadal szukasz dziewczyny, a nie jej ciała.
        Elfka zacisnęła wargi - nie lubiła, gdy ktoś udowadniał jej, że się pomyliła, niemniej wyszło na to, że stare pryki lepiej znają się na rzeczy od niej.
        - Przepraszam, nie pomyślałam o tym w ten sposób. Nie przechodziłam przez etap uciekania z domu... A w każdym razie nie takiego.
        - Wiem, dlatego cię uświadamiam. Przemyśl to sobie jeszcze raz. Przynajmniej nie straciłaś czasu na strażnikach - zawsze dobrze wiedzieć co kombinuje konkurencja - zauważył z zadowoleniem Maurno. - Nie poprowadzę cię za rękę, bo to nie mój interes, ale po prostu zabierz się za to jeszcze raz od początku. I znajdź sobie nowe ubranie, bo w tym wyglądasz jak żebrak, Manuel już wstawał z miejsca by cię za próg wyrzucić.
        Elfka przez szparę między płytami parawanu zerknęła na rzeczonego Manuela i uznała, że mimo gładkiej buźki dwudziestolatka faktycznie wyglądał na takiego, który wywlókłby ją na ulicę za włosy. Uśmiechnęła się jednym kącikiem ust.
        - Wezmę to sobie do serca - obiecała wstając. Maurno nie podniósł się ze swojego miejsca.
        - Na tej twojej intrydze zbiję niezły interes - oświadczył Nemorianin uśmiechając się tajemniczo. - A za naszą rozmowę zapomnę doliczyć do rachunku jedną parę kolczyków z onyksem.
        - Och, to takie tam były? - odpowiedziała natychmiast elfka. Interes został dobity, Skowronek przyjęła od jubilera należną jej gotówkę i wyszła. Dopiero na ulicy dotarło do niej, że teraz wie jeszcze mniej niż wcześniej - Maurno wybił ją z rytmu i wprowadził zamęt do tej sposobu rozumowania.
        - Szlag... - syknęła pod nosem. Z rękami w kieszeniach szła w kierunku pałacu, choć nie można było powiedzieć, aby świadomie wybrała ten kierunek. Zdawał się być bardzo nieobecna myślami.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Drugiej szansy miało nie być. Jak się okazało w „Czerwonym piórku” Vermari stanowiła oś wszelkich wydarzeń, a potencjalni klienci oblegali bukmacherkę z wszelkich możliwych stron. Sjans odniósł wrażenie, że każdy znajdujący się w pomieszczeniu pragnie ubić interes z informatorką Skowronka. W ten sposób zamiana z postawną panną choćby kilku słów, graniczyła z niemożliwością, a próba uczynienia tego z dala od ciekawskich uszu w ogóle nie wchodziła w grę. W jaki sposób elfka zdobywała tu dla siebie cenna wiedzę, pozostawało tajemnicą Przyjaciółki.
Ulka miał nadzieję, że Ily i pozostali poradzą sobie lepiej niż on, znajdując cokolwiek co naprowadziłoby ich na trop Eldine. On sam zdecydował się wykorzystać pozostały czas by udać się na spotkanie z ambasadorem Mglistych Bagien w Ekradonie. Jednak przede wszystkim musiał pozbyć się natrętnego spekulanta, który usiłował wciągnąć drwala w sidła hazardu. W umyśle Sjansa, który miał już serdecznie dość pokrętnych gierek, zaświtała myśl, aby obecny problem rozwiązać metodą tradycyjną, to znaczy dając natrętowi „w mordę”.
Zamiast tego, drwal sięgnął po swoją lutnię i prezentując sąsiadowi efektowną przekładankę, zagrał na niej kilka akordów. Nie był to jakiś wyszukany utwór, ale taki który wymagał zwinności palców, znacznie przekraczającej możliwości początkującego grajka. Ulka miał nadzieję, że krótka zwrotka nie pociągnie za sobą żadnych konsekwencji, a jednocześnie przekona spekulanta, że ten ma do czynienia z prawdziwym bardem. Instrument Sjansa posiadał magiczną właściwość, która sprawiała, że słuchający muzyki zarażali się uczuciami artysty. Poza tym samej lutni nie dało się zniszczyć. Nie znający się na magii drwal, nie był w stanie wyjaśnić działania tego zjawiska. Z całą pewnością nie funkcjonowało ono tak jakby chciał tego właściciel instrumentu. Liczne doświadczenia kazały przypuszczać, że przedmiot sam decyduje o tym w jakim aktualnie nastroju jest muzyk, a następnie według własnej interpretacji przekazuje owe uczucia zgromadzonym wokół grajka. Być może ktoś mądrzejszy od Sjansa byłby w stanie powiedzieć coś sensownego o podświadomości i innych tajnikach działania umysłu, ale Ulka był zwyczajnie był przekonany że lutnia robi go w jajo.
I to zawsze. Nawet w sytuacjach pozornie błahych jak ta w „Czerwonym piórku”.
- Najwyraźniej tym razem jesteś w błędzie, dobry człowieku. Bierzesz mnie za kogoś innego niż jestem. Zależy mi tylko i wyłącznie na dobrej muzyce – zdążył powiedzieć Sjans gdy w izbie podniósł się raban. Zgromadzeni uczestnicy zakładów nagle jak jeden maż zaczęli spoglądać nieprzychylnie w kierunku Vermari, obrzucając bukmacherkę szeregiem oskarżeń.
- Co ma znaczyć ta zmiana kursu, tłusta pizdo!? Jeśli myślisz, że dam się tak łatwo wyruchać na twoich kanciarskich stawkach to grubo się mylisz! – wrzasnął barczysty jegomość stojący przy wejściu.
- To ma być do chuja informator? Macie nas za imbecyli, którzy nie wiedza kto tu kogo sponsoruje? Pazerne gnidy – wtrącił się łysol spod baru. - Celowo wprowadzacie w błąd ciężko pracujący lud.
- A może czas zmienić zasady i odsunąć tą grubą pijawkę od naszych pieniędzy – zaproponował człowiek z blizną i w długim płaszczu.
Tłum wokół Vermari cały czas gęstniał. Ktoś rzucił w stronę bukmacherki jakiś przedmiot, chybiając tylko nieznacznie.
- Często to się tu zdarza? – Z nadzieją spytał Sajns swojego rozmówcę. – Takie awantury?
- Sporadycznie, ale zawsze od razu uciszano nazbyt gorące głowy – odpowiedział tamten. – Tym razem, radzę ci dobrze i do tego zupełnie darmo. Wynośmy się stad.
Sjans przeklął w myślach. Skowronek mu nie daruje, jeśli przez jego głupotę straci informatorkę. Powoli podniósł się z krzesła, żałując, że jednak nie zabrał ze sobą Botana.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Skowronek długo szła ulicami ze spuszczoną głową, podnosząc wzrok tylko wtedy, gdy docierała do wyjątkowo newralgicznych miejsc, jak place czy skrzyżowania. Była zła na cały świat i trochę też na siebie, bo dwóch starych pryków udowodniło jej, że się myliła. Przez to rozgoryczenie nie miała teraz specjalnego zapału i pomysłu jak zacząć na nowo. Najchętniej porządnie by się wyspała, ale cóż, nikt by na nią nie poczekał.
        Elfka dotarła w okolice pałacu, nim zdołała ułożyć sobie jakiś ambitniejszy plan w głowie. Stanęła więc na rogu ulicy, ręce schowała w kieszeniach i spojrzawszy w górę, na niebo tuż nad okalającym królewską siedzibę murem, zaklęła sobie szczerze. Jedyną osobą, której uwagę na siebie zwróciła, był mijający ją dziadek, który też pewnie zignorowałby jej wybryk, gdyby nie mógł sobie dzięki temu ponarzekać na zachowanie dzisiejszej młodzieży ze szczególnym uwzględnieniem panien. Pewnie gdyby staruszek wiedział, jakie ziółko właśnie minął, pewnie by się słowem nie odezwał... Skowronek tak czy siak się nim nie przejęła, bo miała w tym momencie inne priorytety. Lekko wykrzywiła usta w kwaśnym uśmiechu patrząc na pałac, jakby ten rzucał mu wyzwanie. Po czym po prostu spuściła wzrok i ruszyła się z miejsca. Jej plan nie był ani odrobinę ambitny - elfka zamierzała obejść pałac wkoło szukając miejsc, przez które Eldine mogła dać drapaka ze swojej złotej klatki. Spróbowała dostosować się do tego, co powtarzali jej Sjans i Maurno - to była zdesperowana, ale niedoświadczona uciekinierka. Skowronek uznała, że taka osoba po wyjściu z pałacu jak najszybciej by się od niego oddali, podążając z grubsza przed siebie, a to w dość przyzwoity sposób ograniczało obszar miasta do przeszukania.
        "No tak!", ucieszyła się w myślach elfka, gdy dotarła do celu swoich poszukiwań. Boczna brama dla całej tej hałastry, która pracowała w pałacu, dla służby, strażników, ogrodników, masztalerzy... Takie tylne wejścia są na pierwszy rzut oka gorzej pilnowane, więc pewnie spróbowała tędy, a że wyjść jest z reguły łatwiej niż wejść, to pewnie jej się udało. Dla Skowronka ta droga była zdecydowanie jedną z najgorszych, ale to chyba oznaczało, że była równocześnie pierwszą, która przyszłaby do głowy żółtodziobowi. Teraz: co zrobiłaby Eldine? Skowronek przechodząc obok bramy udawała, że obróciła się za jakimś chłopakiem i ten krótki moment wykorzystała, by rozejrzeć się w poszukiwaniu drogi ucieczki spod bramy. Wyszła z założenia, że córka Styfinga z pewnością chciała jak najszybciej zniknąć z oczu potencjalnym wartownikom, więc uliczka, w którą skręciła, musiała być blisko i być w miarę wąska.
        Przyjaciółka wyznaczyła sobie rewir miasta do przeszukania na drodze domysłów i eliminacji. Z czasem takie kalambury zaczęły ją całkiem bawić i zdawało jej się, że pojęła o co chodzi, chociaż mimo wszystko trochę żałowała, że nie ma pod ręką jakiegoś smarkacza do konsultacji - zaoszczędziłaby sporo czasu, bo wiedziałaby, gdzie nie iść. A tak musiała skrupulatnie sprawdzać wszystkie mijane newralgiczne miejsca. I tak nie przynosiło to rezultatu, lecz nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
        Skowronek straciła już rachubę, którą z kolei knajpę odwiedzała, tą jednak przynajmniej znała, wiedziała jakie męty tam zaglądają... Była jednak przekonana, że Eldine mogła tam wejść, gdyż lokal był widoczny z daleka, wieczorami dobrze oświetlony i wyglądał na pełen osób, które mogłyby okazać się przydatne. Z reguły oczywiście nie były, ale tego taki niebieski ptak nie mógł wiedzieć.
        - Coś pusto macie - zwróciła się do karczmarza, gdy już się do niego przedarła. - Czyżby w końcu potwierdziły się plotki, że gulasz robicie z niewypłacalnych klientów?
        Właściciel lokalu znał te przytyki i tylko łypnął nieprzychylnie na Przyjaciółkę.
        - Po co przyszłaś? - zapytał po dłuższej chwili milczenia.
        - Szukam kogoś...

        Z jakiegoś powodu większość prób linczu kończy się tym, że wszyscy próbują zabić się nawzajem i ten konkretny przypadek wcale nie należał do wyjątków. W powietrzu zaczęły latać drobne elementy wyposażenia, zęby i krople krwi z rozbitych nosów. Wyjątkowe było może tylko to, że nadal było dwóch czy trzech odważnych, którzy chcieli urwać łeb Vermari i lokalni ochroniarze nie byli w stanie sobie z nimi poradzić, przez co bukmaherka zwiewała przed nimi zygzakiem po całym zakładzie. Sjans w tym jednym wielkim zamieszaniu mógł stracić ją na moment z oczu, jednak nagle kobieta pojawiła się tuż przed nim i prawie upadając uczepiła się jego ubrania. Podniosła na niego zaskoczony wzrok.
        - Nie jesteś bardem! - powtórzyła z uporem, ale tym razem nie brzmiało to jak nagana, a raczej odkrycie bardzo szczęśliwego zbiegu okoliczności. Obróciła się przez ramię i gdy tylko dostrzegła jednego z bardziej upartych zabijaków, niezwykle zwinnym jak na jej gabaryty ruchem czmychnęła za plecy drwala i zrobiła sobie z niego prowizoryczną tarczę, którą mocno trzymała za ubranie, aby na pewno nie uciekła.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Gdyby ktoś go zapytał o przebieg bijatyki, Sjans musiałby uczciwie odrzec, iż niewiele z niej pamięta. Wszystko działo się zbyt szybko, a drwal rozdał i przyjął zbyt wiele ciosów, by przejmować się tym komu spuścił łomot, czy wspominać tych, którzy poobijali go niczym kawał mięsa. W głowie mu szumiało, czuł pulsowanie w prawej skroni, a czoło i nos pokrywały mu strużki krwi. Ulka nie miał czasu by zorientować się jak głęboką odniósł ranę i czy to w ogóle jego krew. Kojarzył ledwie kilku pierwszych przeciwników, jak na przykład łysego chudzielca, który zupełnie się nie spodziewał, że ktokolwiek stanie w obronie bukmacherki, czy tez jegomościa o bujnych wąsach, którym rzucił niemal przez cały hol „Czerwonego piórka”. Być może to właśnie ten rzut zadecydował o losach całej bójki. Lądujący twardo hazardzista upuścił swoją sakiewkę, a na widok rozsypanych monet część uczestników awantury zupełnie zapomniała o resztkach przyzwoitości i rzuciła się na łatwy łup. Szybko okazało się, że gracze obstawiający zakłady oszukują nie tylko przy pomocy pióra i pergaminu, ale nie gardzą też zwykłym złodziejstwem.
Rozpoczęła się walka każdy z każdym i przeciw każdemu. Drwal na oślep obijał rywali swoją lutnią, potwierdzając przy tym znany sobie fakt, o niemożliwości zniszczenia instrumentu. Tam gdzie krzesła, ławy i stoły łamały się w drzazgi, lutnia Ulki cały czas trzymała się w jednym kawałku. W całym tym zamieszaniu Sjans usiłował dojrzeć pannę Vermari i zrobić cokolwiek, aby wyciągnąć ją z tarapatów. Jednak pulchna kobieta raz za razem ginęła mu z oczu. Do czasu aż sama na niego nie wpadła i przyssała się niczym pijawka do świeżej rany.
W Kamiennym Targu podobne bójki były codziennością, a ich uczestnicy nawet bardziej zawzięci niż ci tutaj. Sjans doskonale zdawał sobie sprawę jak zwykły się one kończyć. Prędzej czy później do lokalu wpadnie miejska straż i zrobi porządek z tymi, którzy wciąż będą się trzymać na nogach. Ulka musiał przyznać, że gwardia Ekradonu wykazywała się zdrowym rozsądkiem nie spiesząc się z interwencją. Im dłużej zwlekali tym rosła liczba nieprzytomnych i zalegających na podłodze rannych, a walczący stopniowo opadali z sił. Potem wystarczy tylko wejść i posprzątać.
- Starczy tego. Wychodzimy na górę! – krzyknął Ulka w stronę Vermari, po czym obejmując ramiona bukmacherki, Sjans przysunął ją obok siebie i zaczął torować im obu drogę do pokoi na piętrze. Był przekonany, iż znajdą tam schronienie, a straż miejska raczej nie zada sobie trudu by przeszukiwać cały budynek. Być może Vermari miała klucze do owych komnat. Samo przedarcie się przez walczących nie stanowiło wielkiego wyzwania. Najwyraźniej swoją postawą w czasie bójki drwal zdążył zyskać respekt wśród innych uczestników starcia, na tyle iż większość z nich schodziła mu z drogi.
Za to same schody okazały się nie lada problemem. Schody, a raczej to co z nich zostało. Poręcze były niemal doszczętnie połamane, na stopniach leżało kilku nieprzytomnych uczestników bijatyki, mnóstwo połamanego sprzętu, a nadto pokaźna rzeźba, co do której Sjans był gotów przyrzec iż jeszcze kilka godzin temu stała przy wejściu. Drwal nie był w stanie wyjaśnić w jaki sposób ów przedmiot znalazł się tutaj. Liczyło się tylko to iż skutecznie blokował teraz przejście. Panna Vermari wyraźnie nie była zachwycona wizją wdrapania się na górę po ciałach swoich klientów i częściach umeblowania, zwłaszcza w sytuacji gdy nie miała niczego mogącego służyć za bezpieczne oparcie.
Drwal zdecydował się wziąć kobietę w ramiona i wnieść na górę. Szybko przekonał się jak ciężkiego zadania się podjął i tylko cudem nie spadł z schodów przyciśnięty masywną figurą Vermari. Dźwigane dzień w dzień kłody drzewa, okazały się niczym w porównaniu z próbą przeniesienia bukmacherki. Na szczęście Ulce udało się nie stracić równowagi i po kilku chwilach oboje znaleźli się w bezpiecznej komnacie.
Sjans dyszał z wysiłku.
- Niech cię licho porwie, Skowronku – mówił do siebie z trudem łapiąc oddech. – Ciebie i te twoje tajemne znaki. Cały czas pocieram tę cholerną brew i nic mi to nie daje – zaśmiał się drwal, po czy spoglądając w stronę Vermari, dodał. – Przepraszam. Chyba przeze mnie dzisiejszy utarg panienki będzie mniejszy niż planowałaś.
…………………………………………
Ukryta pod wozem Ważka obserwowała ludzi zgromadzonych pod chatą. Nie rozumiała nic z tego co tam się działo, jednak usilnie starła się zapamiętać każdy szczegół, mając nadzieję, że Skowronek będzie potrafiła rzucić na ta scenę nieco światła. Z jakiegoś powodu straż miejska przeganiała ludzi z ulicy, natomiast samym przeszukaniem chaty i rozmową z tymi, którzy mogli być w środku, zajmowali się ludzie ubrani na czarno. Gwardziści najwyraźniej się ich bali lub starali się sprawiać wrażenie, że nie dostrzegają tego co dzieje się za ich plecami. Gyneid nie potrafią opanować zdenerwowania, nieustannie wyobrażając sobie iż za chwilę zostanie dostrzeżona. Tymczasem Ily nerwowo przytupywał w „Kochanej Teściowej”, czekając na powrót swoich towarzyszy i plując sobie w brodę, że to on powinien zostać na czatach a Ważka szukać pomocy. Zdecydowało losowanie, w skutek którego każdy z młodych czuł się przegranym
…………………………………………
W innej części miasta młody niedźwiedź przemierzał ulicę ciągnąć za sobą olbrzymi mebel. Wygrał kilka walk. Szybko dorobił się nieco srebra, dzięki czemu jego talent został zauważony przez określone grupy ludzi. Botan nie bardzo był w stanie ogarnąć składanych mu propozycji, za to nieznajomi najwyraźniej doskonale zdawali sobie sprawę z potrzeb młodego Blewoga. Zwłaszcza gdy ten powiedział im, iż zarabia by kupić prezent dla dziewczyny. Dzięki swoim nowym przyjaciołom niedźwiedź dowiedział się, że nic tak nie cieszy kobiety, jak klejnoty czy nowy dodatek w ich garderobie. Skowronek ślicznie wyglądała w stroju księżniczki, jednak prawdopodobnie nie posiadała zbyt wielu sukien, bo inaczej nie chadzałaby w starych spodniach. Przynajmniej do dziś. Jako że za chwilę miała otrzymać tuzin modnych kreacji, uzupełnionych o olbrzymią szafę, w której będzie mogła je trzymać.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Vermari była prawdziwą kulą u nogi - nie pozwalała Sjansowi odejść od siebie dalej niż na odległość wyciągniętej ręki i gdy tylko ten się oddalał, ona szarpała go za ubranie, przerażona perspektywą pozostania sam na sam w tej ludzkiej ciżbie. Przez to drwal kilka razy zadał cios w powietrze, bo nie zdołał się wystarczająco wychylić albo sam nie zdołał się uchylić, bo blokowała go przyklejona do pleców bukmacherka. Całe szczęście większość osób zdawała się zapomnieć już o co toczyła się ta cała walka i bili się między sobą, nie próbując już upolować kobiety, która stanowiła zarzewie tej awantury.
        Na ostatniej prostej jaką stanowiły schody Vermari również nie pomagała. Pewnie niewielu mężczyzn (o ile jakikolwiek) nosiło ją do tej pory na rękach, a stres spowodowany okolicznościami zrobił swoje i rudowłosa z początku mocno wierzgała i nie potrafiła ułożyć się w ramionach drwala. Gdy już przestała utrudniać mu zadanie, do pokonania zostało zaledwie kilka stopni.
        - Postaw mnie! - zażądała ledwo Ulka minął ostatniego nieprzytomnego uczestnika bójki. W jej głosie słychać było drżącą nutę zdenerwowania, a gdy drwal spełnił jej prośbę, lekko ugięły się pod nią nogi. Całe szczęście szybko się pozbierała, jedną ręką podciągnęła dekolt sukienki, a drugą złapała swego wybawiciela za nadgarstek.
        - Chodź tu - zarządziła, ciągnąc go za sobą. Wolną dłonią nakreśliła przed drzwiami na górze magiczny symbol zostawiający czerwonawy powidok na powierzchni drewna i dopiero po tym przekroczyła próg. Gdy już oboje znaleźli się po drugiej stronie, zatrzasnęła drzwi i oparła się o nie. Ciężko oddychała i jednocześnie próbowała okiełznać falujący w dekolcie biust, którym akurat w tym momencie nie chciała nikogo kusić ani dekoncentrować. Pisnęła i odskoczyła na środek pomieszczenia, gdy usłyszała solidne łupnięcie o drzwi. Ktoś szarpnął dwa, trzy razy za klamkę, lecz ta nie ustąpiła, a jedynie zajarzyła się lekko na czerwono.
        - Za nic w świecie nie sforsuje tego zamka - oświadczyła twardo Vermari. Widać było, że odzyskała już rezon. Z rękami założony na piersi spojrzała czujnie na Sjansa.
        - Więc ta długoucha maleńka cię przysłała - zagaiła. - Tą sceną na dole się nie przejmuj, ryzyko zawodowe… Aczkolwiek już od paru lat nie było takiego piekła, bym musiała zatrudnić po wszystkim całą ekipę stolarską, a jeszcze pewnie zaraz straż się napatoczy… No nic. Pomogłeś mi, a ja spłacam swoje długi. Powiedz z czym tu przyszedłeś, to postaram się pomóc. Jak cię zwą, bardzie?
        Vermari podeszła do okna wychodzącego na ulicę i zerknęła, co dzieje się przed lokalem. Skrzywiła się lekko, zaklęła zupełnie nie jak dama, po czym otworzyła okno i wychyliła się, obiema dłońmi mocno trzymając się futryny.
        - Taren! - zawołała. - Rychło w czas się zjawiacie, psia krew! Jakbyś chciał wiedzieć dlaczego straż nie cieszy się w tym mieście szacunkiem, to spójrz w lustro, jak znajdziesz w środku jakieś niestłuczone! Powodzenia!
        Po zruganiu - zapewne - strażnika miejskiego, Czerwone Piórko zamknęła okno i ponownie skupiła się na Sjansie, obdarzając go miłym, przepraszającym uśmiechem, w który nawet można by uwierzyć, gdyby podobnej miny nie widywało się tak często u Skowronka.

        - Zaczynam do ciebie tracić cierpliwość - warknęła elfka piorunując wzrokiem mężczyznę za ladą. - Nie wciśniesz mi kitu, że jej nie widziałeś.
        - A coś ty się tak uparła, że ją mogłem widzieć, co? - zirytował się jej rozmówca.
        - Bo zawsze na początku mnie okłamujesz. Nie mam dzisiaj czasu na twoje gierki, nie uwierzę, że nie zapamiętałeś tak charakterystycznej dziewczyny.
        - Jak nie była w moim typie…
        - Twoja nietykalność uderzyła ci do głowy, mój drogi. Coś widzę, że powoli blaknie twoja sława czołowego szpiega w mieście… - spróbowała wziąć karczmarza pod włos i najwyraźniej jej się to udało, gdyż mężczyzna nachylił się i spróbował złapać ją za ubranie, jego ręka zastygła jednak wpół gestu.
        - Była tu taka. Chyba dwie noce temu, weszła tu jak mysz do groty węży, od razu widziałem, że będą kłopoty. Nie posiedziała pół godziny, gdy wyszła, goniona drwinami najemników, z którymi wcześniej rozmawiała. Jeden proponował jej, że pomoże jej znaleźć drogę na zaplecze, ale nie dociekałem co miał na myśli.
        - Cudnie. Z kim rozmawiała i dokąd poszła jak stąd wyszła?
        - Gadaj z dziewczynami.
        Elfka dokładnie tak zrobiła, gdyż wiedziała, że teraz dowiedziała się wszystkiego, co było jej potrzebne. Dzięki niemu złapała za sam koniuszek sznurka, po którym może dojdzie do kłębka. Teraz musiała tylko dalej pytać, ale już przynajmniej wiedziała gdzie.
        Wcale nie było tak różowo jak sobie to z początku wyobraziła. Dziewczyny nie były w stanie pokierować ją precyzyjnie dalej, zawęziły jedynie obszar poszukiwań do kilku ulic, które elfka musiała przeczesać samodzielnie. Znowu musiała wrócić do metodycznego zaglądania w każdy możliwy kąt i wypytywania ludzi, co wcale jej się nie podobało - z każdym kolejnym powtórzonym pytaniem wzrastało ryzyko, że zwróci na siebie uwagę. Musiała jednak złapać konkretny trop, by móc za nim podążać samodzielnie, więc nie miała zbyt wielkiego wyboru. Elfka zauważyła przy tym, że Eldine goniła przez Ekradon szybko i bez sensu jak spłoszony zając, byle jak najdalej przed siebie, czegóż jednak można było się spodziewać po smarkatej panience w koronkach. Tak, elfka miała to szczęście, że zdołała się dowiedzieć w co konkretnie była ubrana uciekinierka, to był dla niej zadowalający postęp.
        - Kolejna... - Wywróciła oczami kobieta, z którą Skowronek rozmawiała w którejś z wielu następnych karczm, w której zatrzymywało się sporo podróżnych. Przyjaciółka nie dała się zbyć takimi fochami i twardo czekała na swoją odpowiedź, usłyszała jednak tylko tyle, że Eldine w tym miejscu się nie pojawiła. Uwierzyła w te zapewnienia, bo sama również przeczuwała, że tutaj uciekinierka by nie zajrzała. By nie przeciągać struny Skowronek szybko opuściła pechową karczmę i udała się dalej. Zatrzymała ją jednak chuda ręka, która złapała ją za ramię. Elfka błyskawicznie obróciła się i nieprzychylnym wzrokiem zlustrowała osobę, która ją zaczepiła, profilaktycznie szykując rękę do ciosu.
        - Spokojnie, mała - odezwał się chudy nastolatek, unosząc dłonie w obronnym geście. Wyglądał na jakieś piętnaście, może szesnaście lat, był patykowaty i miał zbyt długie kończyny, co przy tak intensywnym wzroście, jaki chłopcy przechodzą w tym wieku, nie było niczym dziwnym. Jego ubrania powinny zostać przeprane już dobrych kilka dni temu, jemu jednak najwyraźniej to nie przeszkadzało - był pewnym siebie dzieckiem ulicy.
        - Co jest? - zapytała Skowronek, opuszczając rękę. Zauważyła, że dzieciak był wyższy od niej o ponad palec.
        - Chodź do Hansa - odpowiedział jej prosto z mostu chłopak, przecierając oko w charakterystycznym "przyjacielskim" geście.
        - Po co? - drążyła jednak elfka.
        - Siedzi tam jakiś gość, którego ponoć znasz. Hans kazał cię znaleźć, bo typek zachowuje się jakby miał robaki, totalnie prosi się o kłopoty.
        - Kurw... - Skowronek połknęła ostatnią zgłoskę przekleństwa. "Nigdy więcej nie pracuję w grupie!", obiecała sobie, nim złapała nieletniego gońca za łokieć i pociągnęła go w boczną uliczkę rzucając tylko zdecydowane "idziemy".

        W "Kochanej Teściowej" atmosfera nie była jeszcze taka najgorsza, niemniej dało się wyczuć, że powietrze w metaforyczny sposób nieco się zagęściło. Skowronek zaraz po przekroczeniu progu wypatrzyła wśród gości Illy'ego i podeszła do niego, ignorując wszystkich innych. To, że łucznik pokazał się w jej towarzystwie niewiele poprawiło sytuację, gdyż nadal co niektórzy łypali na nich podejrzliwie, ale pewien zapas czasu został kupiony. Przyjaciółka spojrzała na towarzysza z ponagleniem, by od razu zaczął mówić - jakoś to, że pojawił się bez Ważki wydawało jej się niepokojące, tych dwoje w jej oczach zdążyło już zlać się w jedno.
        - Co się stało? - zapytała.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

        Bukmacherka zrobiła wszystko by sprawdzić wytrzymałość psychiczną Sjansa. Cały czas przeszkadzała, komplikowała sytuację, zarobiła dla Ulki kilka dodatkowych ciosów na ciało, a na koniec wsiadła na drwala, obciążając go winą za całe zajście. Sjans miał serdecznie dość towarzystwa tej baby, a fakt że jej oskarżenia po części były słusznie, jeszcze bardziej potęgował ową niechęć. Przez chwilę rozważał czy nie wrócić na schody i nie wysłać szacownej Vermari w błyskawiczna podróż powrotną. Nieoczekiwanie dla drwala, bukmacherka nagle zmieniła front i tonem, który mógł uchodzić niemal za przyjacielski, wyraziła chęć współpracy. Kompletnie zaskoczony takim obrotem sprawy, Ulka bez słowa sprzeciwu zgodził się na propozycję tęgiej kobiety.
        Być może w kontaktach z Vermari obowiązywała zasada „szczerość za szczerość”. Jak do tej pory wszelkie próby ukrywania swojej tożsamości, czy też zamiarów z którymi pojawił się w „czerwonym piórku”, przysparzały Ulce samych kłopotów. Sjans zdecydował się przyjąć taktykę kamienia zrzuconego z urwiska, wyrażając wprost to z czym tu przyszedł.
        - Nie jestem bardem. Mógłbym nim być, jako że mam w tej kwestii więcej talentu niż połowa grajków Alaranii, jednak nie jest to sposób w jaki zarabiam na życie – zaczął Ulka. – Mam na imię Sjans. Pochodzę z ziem zwanych Mglistymi Bagnami. Zapewne nazwa ta nic ci nie mówi, ale może kojarzysz Jałowe Równiny należące do lorda Styfinga? Nasze tereny to te bardziej na północ. Zresztą nie to jest najważniejsze.
Obecnie pracuję razem ze Skowronkiem. Razem, a nie dla siebie. Najwłaściwszym byłoby powiedzieć, że jest to współpraca celem osiągnięcia celu, który opłaca się każdej ze stron. A dokładniej rzecz ujmując szukamy zagubionej młodej arystokratki. Ma na imię Eldine, jest wysoka, nieco za chuda, piegowata, o jasnych kręconych włosach uczesanych w dwa finezyjne koki. Najprawdopodobniej jest zdesperowana by czym prędzej opuścić Ekradon. Dziewczyna popadła w spore kłopoty, z których staram się ją wyciągnąć jako być może przyszły krewny.
Elfka sugerowała, iż Eldine mogłaby pojawić się właśnie tutaj. Szczerze mówiąc sam nie mam pojęcia dlaczego? Być może licząc na pomoc któregoś z tych szlachetnych rycerzyków biorących udział w turnieju? Wiem tyle, że była w miejscu zwanym „Czarnikiem”, chociaż nazwa ta nic mi nie mówi – zakończył Ulka.
………………………………………………………………………

        Na widok Skowronka, Ily odetchnął z ulgą. Najchętniej od razu pociągnąłby elfkę za sobą by zmusić ją do działania. Liczyła się każda sekunda. Jednak zamiast zwięzłej i rzeczowej relacji, łucznik starał się zyskać na czasie ograniczając swoją wypowiedź do najbardziej niezbędnych słów, niekoniecznie stanowiących sensowną całość.
        - To wszystko jest porąbane. Ludzie w zamku robią pod siebie na sam dźwięk imienia Eldine. I wcale nie chodzi tu o Styfinga. No oczywiście stary Ado przesłuchał swoją służbę. Nic się nie dowiedział, więc zaczął ich torturować, a jak i to nic nie dało, zabrał się za tortury od początku. Ale to nie jego się boją, a tych których wynajął gdy metoda bata nie przyniosła spodziewanych efektów.
Najgorsze jest to, że ludziska tam nic nie wiedzą lub udają, że nie wiedzą. Tak jakby dwa światy. Kompletna ignorancja. A imię Eldine sprawia, że stajesz po drugiej stronie barykady. Tam gdzie wszyscy prześladują wszystkich. Łowczy Styfinga nie szukają samej dziewczyny i tych co jej pomagali. Oni szukają tych co szukają młodej. Zadasz pytanie, a za chwilę masz na karku ciekawskie spojrzenia. Musieliśmy forować się stamtąd ucieczką – bełkotał Ily, z szybkością z jaką zwykł posługiwać się swoim łukiem.
Jednego co się dowiedzieliśmy, to to że poza naszą kochaneczką z zamku zniknęła jeszcze inna służka. Osobista pokojówka ślimakowej panny. Lupiria. Chyba jakoś tak. W każdym razie poszliśmy z Ważką do mieszkania jej matki, gdzie rzekomo tamta mogłaby się ukrywać. Ulica brudnych prześcieradeł? Co za dziwak wymyśla tutejsze nazwy? W każdym razie przed chatą starej znajdziesz więcej podejrzanych typów, niż kurzajek na zlocie czarownic. Radziłem by się stamtąd wynosić, ale Ważka upierała się, aby mieć nań oko. I teraz Gyneid siedzi tam, otoczona całą siatką szpiegów.

        W tym momencie drzwi „Kochanej teściowej” otworzyły się z hukiem, a do środka z trzaskiem, szczękiem i odgłosem szurania drewna po podłodze, wsunął się olbrzymi mebel. Dopiero po chwili za masywną konstrukcją ukazała się spocone oblicze Botana. Niedźwiedź rozejrzał się po sali, a na widok Skowronka na jego twarzy zagościł triumfalny uśmiech zadowolenia.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Widać było, że prezentacja Sjansa - począwszy na jego egzotycznym pochodzeniu a skończywszy na zaskakująco partnerskich relacjach ze Skowronkiem - zrobiła na niej wrażenie. Vermari najwyraźniej albo znała Przyjaciółkę gorzej niż Kasael, albo mimo wszystko miała o niej lepsze mniemanie, gdyż zdawała się dawać wiarę temu, że elfka jest skłonna do współpracy, a nie tylko nastawia się na wyzysk. Piękny język jakim posługiwał się drwal chyba również pomagał w udobruchaniu bukmacherki, bo bądźmy szczerzy, gro klienteli "Czerwonego piórka" stanowili ledwo piśmienni ludzie, którzy znali dziesięć słów na krzyż.
        Vermari z lekkim grymasem rozbawienia pokręciła głową.
        - Czarnik to nie miejsce, to osoba - wyjaśniła. - Ma swój gang w podmurzu i udaje, że prowadzi karczmę, w której piwo zawsze ciągnie brudną ścierką. Jakimś sposobem wie o wszystkim, co dzieje się w mieście. Czarnik ma dobre układy ze Skowronkiem i jej Przyjaciółmi, więc jeśli coś ma, powinien się z nią podzielić.
        Vermari odeszła od okna i kiwnęła na Sjansa, by ten poszedł razem z nią w przeciwległy kąt pomieszczenia, tak by być daleko od jakiegokolwiek miejsca umożliwiającego podsłuchiwanie albo podglądanie. Mimo to mówiła ściszonym głosem, osłaniając usta dłonią. Zrozumienie jej było dość trudne, ale nie niemożliwe, wystarczyło się skupić.
        - Ze mną w każdym razie się podzielił. W takie miejsce jak rewir Czarnika, a nade wszytko jego lokal, żadna dobrze urodzona dziewczyna nie poszłaby świadomie albo gdyby nie była przyparta do muru, to oczywiste. Czarnik od razu zwrócił na nią uwagę, a on wie kiedy coś się kroi. Jakiś jego dzieciak ją śledził, po wyjściu spotkała się z jakąś inną kobietą, razem poszły do domu przy ulicy praczek, trzeciego w lewo od czarnych kamienic, Skowronek znajdzie to miejsce bez trudu, zna miasto. Sama trochę powęszyłam, bo trzeba wiedzieć co się wyrabia na twoim podwórku, ale nie było tam już żadnej arystokratki. Jednak moje oczy doniosły mi, że wczoraj bladym świtem zapukał do drzwi jakiś mężczyzna w długiej pelerynie, postawny, ale kto dokładnie to nie wiem. Wyszedł do niego jakiś chłopak, ale że nikt taki wcześniej tam nie wchodził, obstawiam, że to wasza zguba w przebraniu. Razem odeszli, kluczyli po mieście i w końcu moje oczy straciły ich na handelku przy Białej Baszcie. To samo serce rewiru Verde, jeśli mam wyrazić swoje zdanie, to człowiek, który ma wystarczająco duże jaja, by postawić się straży pałacowej. Może pomóc waszej koleżance. Z tym...
        Dalsze słowa panny Vermari zagłuszyło łomotanie do drzwi. Kobieta jak oparzona obróciła wzrok w tamtą stronę i zaraz widać było, jak w mgnieniu oka ogarnęła ją złość.
        - Piórko? Jesteś tam? - zawołał męski głos ze schodów.
        - Żadne Piórko, palancie! Dla ciebie Vermari, Irma Vermari! Czego chcesz?
        - Zdejmij pieczęć z drzwi, Musisz nam wskazać co zginęło i opowiedzieć jak do tego doszło.
        - Muszę, muszę! - wściekała się bukmacherka. Jednocześnie złapała Sjansa za ramię i pociągnęła go w stronę drugich drzwi w pomieszczeniu. - Jak ja to muszę, a wy z łaski na uciechę? Cały zakład mi roznieśli bo nikt ze straży nie raczył interweniować! A tego twojego poleconego kolegę-ochroniarza to jak dopadnę, to mu nogi z dupy powyrywam! Pierwszy zwiał jak to wszystko się zaczęło!
        Czerwone Piórko otworzyła cicho drzwi i wypchnęła przez nie drwala. "Prosto i za drzwiami też" poinstruowała go cicho, po czym znów zaczęła wrzeszczeć na negocjującego ze schodów strażnika. Obecność Sjansa w zakładzie mogła sporo skomplikować zarówno w jej jak i w jego planie dnia, po co więc ryzykować? Lepiej pozbyć się kłopotów nim te się w ogóle pojawią.
        Drwal trafił do pokoju, który stanowił chyba salon prywatnego mieszkania rudowłosej bukmacherki. Idąc za jej instrukcjami przechodziło się przez pokój dzienny, kuchnię, aż w końcu po stromych schodach opuszczało się budynek, prosto na mikroskopijne podwórko po którym pętały się dwie flegmatyczne kury. Kawałek dalej były już zwykłe miejskie ulice, na których jeszcze nie było nikogo zainteresowanego wydarzeniami z “Czerwonego Piórka”.

        Elfka ze zmarszczonymi brwiami słuchała łucznika, jakby ten mówił do niej w języku, który ledwo pojmowała. Chyba nie zdawał sobie sprawy jak bełkotał w tych nerwach, a na dodatek tak motał… Skowronek parę razy wtrąciła komentarz w stylu “wolniej” albo “ciszej”, bo też nie chciała, by wszyscy ich słyszeli. Miała przy tym na końcu języka “do rzeczy!”, bo czuła, że to nie do końca o tym chciał jej opowiedzieć Ily, a w związku z czym cały ten wstęp mógł poczekać na lepsze czasy. By go trochę pogonić, Przyjaciółka zrobiła krok w stronę drzwi. Przystanęła, gdy dotarli do meritum, do fragmentu o domu, przed którym roi się od podejrzanych typów.
        - Czy wy rozum w lombardzie zostawiliście? - syknęła i już miała kontynuować swoją tyradę, gdy usłyszała huk otwieranych drzwi, który sprawił, że podskoczyła w miejscu jak wystraszony kot. Widok szafy i Botana nie napawał jej optymizmem - spodziewała się z tego naprawdę solidnych kłopotów.
        - O kurw… - zaklęła i aż przysiadła na jednym z krzeseł. Mówiła przez zasłonięte dłonią usta. - Ily, czy on właśnie wtaszczył tu… szafę?
        Przyjaciółka nie czekała na odpowiedź - wstała i podeszła do mebla, który został wprowadzony do karczmy, ignorując póki co spojrzenia innych gości. Z pewnym wahaniem otworzyła szafę i jakoś wcale jej nie ulżyło, gdy w środku nie znalazła trupa tylko całą masę sukienek. “Co do…” mruknęła, spoglądając pytająco na Botana. Naprawdę nie pojmowała dróg, po jakich krążyły jego myśli, nie był to jednak czas, by cokolwiek sobie wyjaśniać. Skowronek miała jednak dziwne przeczucie, że Niedźwiedź pewnie pomyśli, że zaniemówiła z wrażenia w pozytywnym tego zwrotu znaczeniu.
        - Później opowiesz mi o tej szafie - zwróciła się do niego. - Przepchnij ją tam i idziemy!
        - Ej, kto ci pozwolił meblować mi lokal? - obruszył się Hans.
        - Matko boska, Hans, nie zrzędź jak twoja stara! - Z sali podniosły się pojedyncze chichoty. - Tu nikomu nie będzie wadzić, później to zabiorę, słowo honoru. Chłopaki, idziemy.
        Skowronek złapała Ily’ego i Botana za ubranie i wywlekła ich na zewnątrz. Już na ulicy od razu skierowała się w kierunku wspomnianej przez krawca ulicy. Chociaż stawiała długie kroki i starała się nadawać tempo i tak zdawało jej się, że porusza się najwolniej. Niech szlag trafi jej niski wzrost.
        - Opowiadaj co to za goście byli - nakazała krawcowi. - Wszystko co zapamiętałeś: ilu ich było, w jakich ciuchach, jak wyglądali, jak się zachowywali, wszystko! I co wam strzeliło do głowy, by tak się narażać?
        Przyjaciółka nie ukrywała, że jest zdenerwowana tą całą sytuacją, trudno było jednak powiedzieć na ile leżało jej na sercu dobro misji, a na ile zdrowie i życie Ważki. Chyba chodziło i o jedno i o drugie po trochu - najważniejsze było, by nikt nie zobaczył twarzy Gyneid i nie skojarzył jej ze sprawą, nie mówiąc już o tym, by nie została złapana, bo wtedy na pewno musieliby ją wydostać, a z czyich rąk - tego jeszcze elfka nie wiedziała. Urzędowali w mieście tacy, z którymi Przyjaciółka nie byłaby w stanie się mierzyć i jedyne co mogłaby zrobić, to złożyć Ily’emu kondolencje.

        Straż miejska nie dopuszczała ludzi w pobliże domu matki Lupirii, gapie stali więc w “bezpiecznej odległości” wyznaczonej przez funkcjonariuszy, tworząc mur praktycznie nie do sforsowania - każda afera była dobra, by umilić sobie dzień, a takie spektakularne przeszukiwanie domu jakiejś starej kobieciny stanowiło doskonałą pożywkę dla tworzenia plotek i domysłów.
        Skowronek wiedziała już od Ily’ego gdzie ma mniej więcej wypatrywać Gyneid i gdy tylko znalazła sobie dobre miejsce by zerknąć (musiała podciągnąć się trochę na kracie okna jakiegoś przypadkowego budynku), dostrzegła, że o wóz pod którym kryła się dziewczyna, opiera się jeden z mężczyzn w czarnych płaszczach i spokojnie pyka sobie fajkę. Ważka pewnie właśnie odczuwała czym jest stan przedzawałowy, elfka zresztą też poczuła, jak lekko przyspiesza jej serce.
        - Dobra - zwróciła się cicho do Ily’ego. - Robimy tak. Jesteście mistrzami w robieniu afer, liczysz więc do pięćdziesięciu i zróbcie coś, by zwrócić na siebie uwagę ludzi. Pożar, kieszonkowiec, zboczeniec, nie obchodzi mnie to, byleście się nie dali przy tym złapać. Ja ją stamtąd wyprowadzę z drugiej strony.
        Skowronek nie chciała słuchać żadnych wymówek ani sprzeciwów, dała krawcowi tylko tyle czasu, aby mógł powiedzieć “jasne” i poszła. Zawróciła i weszła w pierwszą boczną uliczkę jaką dojrzała, dopiero za rogiem puszczając się biegiem. W duchu również liczyła do pięćdziesięciu, by zdążyć dotrzeć do Gyneid na czas.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

W drodze powrotnej Sjans starał się poukładać sobie zdobyte wiadomości. Było tego zbyt dużo by wszystko dało się zapamiętać, a dodatkowo większość rzuconych przez Vermari nazw miejsc czy imion, brzmiało dla drwala zupełnie obco, przez co Ulka bał się, że wszystkie je poprzekręca. Podtrzymującym na duchu były powtarzane zarówno przez bukmacherkę jak i Kasa stwierdzenia typu „Skowronek będzie wiedziała, trafi, zrozumie i ogólne jest w temacie”. Dzięki nim Sjans mógł założyć, iż wystarczy jak zwróci elfce uwagę na kilka najważniejszych faktów. Czarnika, ulicę praczek, białą basztę i niejakiego Vardę, a resztą zajmie się jego towarzyszka.
Przy okazji drwal zastanawiał się również nad tym jaką kobietą jest Irma Vermari. Ostatniej rzeczy jakiej się spodziewał to fakt, że ktoś taki jak bukmacherka jest zdolny prowadzić „własne śledztwa”. Informacja zadawała się być w tym mieście towarem równie pożądanym co codzienny ciepły posiłek. Ulka nie spodziewał się jednak, że dojdzie do tego iż niemal każdy mieszkaniec Ekradonu będzie bawił się w szpiega. Być może dla tutejszych było oczywiste, iż każdy mijany przechodzień to oczy i uszy na usługach kogoś innego, a jedyną tajemnicą pozostawało kto dla kogo gotów był donosić. Według Ulki był to znamienny krok w stronę szaleństwa i całkowitej paranoi, ale nie jemu było decydować o prawidłach jakimi rządziły się wielkie aglomeracje. Rolą Sjansa było trzymanie się od nich z daleka, a najlepszym ku temu środkiem będzie szybkie odnalezienie Eldine.
Pochłonięty własnymi rozmyślaniami drwal zupełnie nie zauważył, że podąża w zupełnie przypadkowym kierunku. Początkowo Ulka spróbował samemu odnaleźć drogę do „Kochanej Teściowej” lub przynajmniej jakiejkolwiek znanej sobie części miasta, szybko jednak zorientował się, że klucząc wśród labiryntu krętych uliczek jeszcze bardziej się pogrąża. Co gorsza okolice, w które zawędrował wydawały się być dużo mniej przyjezdne niż centrum stolicy. Budynki były tu szare i zabrudzone, ludzi na ulicach zdecydowanie mniej, wszędobylska bieda stawała się niemal namacalna, a w spojrzeniach przechodniów dało się wyczuć podejrzliwość, niechęć i złe zamiary.
Sjans zaczął rozpytywać o drogę. Początkowo bezskutecznie. Dopiero kilka monet w dłoniach nieco rozwiązało język jego rozmówcom. Okazało się, że drwal jest blisko okolicy o której wspomniała wcześniej Vermari. Ulka z zainteresowaniem przyglądał się otoczeniu, będąc do tego stopnia zaabsorbowanym badaniem terenu, iż nie zorientował się kiedy wpadł na idącą drogą dziewczynę.
- Przepraszam najmocniej… - zdążył powiedzieć, gdy nagle zorientował się z jakim to przerażeniem niewiasta wpatruje się w jego kraciaste odzienie. Dziewczyna rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki z miną jakby goniły ją piekielne hordy. Instynktownie Sjans ruszył w pościg. Nie miał pojęcia dlaczego ją ściga. Najpewniej potęguje w ten sposób strach jaki wzbudził w młodej kobiecie, był jednak przekonany iż ta ostatnia go rozpoznała, co z kolei oznaczało, iż warto będzie zamienić z nią kilka słów.
Jednak zamiast pochwycić dziewczynę, Ulka przy kolejnym ostrym zakręcie w prawo zderzył się z biegnącymi w drugą stronę Ilym i Botanem.
………………………………………………………………………………

Łucznik nie miał pojęcia czego dokładnie oczekuje od niego Skowronek. Stres i nerwowe okoliczności sprawiały, że nie był w stanie wykombinować żadnej sensownej strategii mającej na celu wywołanie zamieszania. Ostatecznie nie widząc żadnego lepszego rozwiązania po prostu pchnął niedźwiedzia prosto na plecy wielkoluda, który wraz z dwojgiem kompanów przystawiał się do miejscowej panienki.
- Jak leziesz pokrako! Zabieraj stąd swoje spaśne śmierdzące cielsko! – wrzasnął mężczyzna, wygrażając pięścią w stronę Botana.
- Niedźwiedź nie zrobił tego celowo… - usiłował tłumaczyć się młody Blewog.
- Niedźwiedź? A może słoń?
- Spokojnie panowie, posprzeczaliśmy się o dziewczynę i trochę mnie poniosło – wtrącił się Ily.
- Gówno mnie obchodzi jakaś stara ropa, którą ten spaślak nazywa swoją panienką. Pewnie wyruchała ją połowa miasta, a druga połowa nie zrobiła tego tylko z względy na wstręt… - Mężczyzna nie zdążył dokończyć powalony potężnym ciosem zadanym przez niedźwiedzia. Ily gotów był przysiąc, że słyszał pękające kości czaszki. Nie podejrzewał, że pójdzie tak łatwo. Nieznajomy padł bez przytomności, a jego towarzysze rzucili się do ataku. Niestety oboje nie mieli pojęcia jak kończy się obrażanie Skowronka w towarzystwie Botana. Trzask łamanego ramienia i okrzyk bólu rozniósł się po całej ulicy. Trzeci z przeciwników niedźwiedzia okazał się najbardziej nierozważny, chwytając za nóż i wygrażając nim w stronę chłopaka. Błysnęło ostrze topora, a potem głowa napastnika potoczyła się po bruku.
- Przepraszamy za zajście i życzymy miłego dnia – skomentował Ily w stronę kobiety, z którą rozmawiała niefortunna trójka. Po czym pociągnął Botana za sobą rzucając się do ucieczki.
Niedługo po tym zajściu oboje wpadli na Sjansa.

………………………………………………………………………………………

Z miejsca swojego ukrycia Ważka niewiele mogła dostrzec. Nie mogąc podnieść głowy, była skazana na przyglądanie się udom i butom przechodniów. Co gorsza wkrótce i ten widok stał się dla niej niedostępny. Jakiś typ oparł się o jej wóz zasłaniając jej wszystko. Wkrótce do gościa w czerni dołączył kolejny, jak się szybko okazało – właściciel wozu.
- Zabieraj się stąd śmierdzielu! Ślepyś? Ulica jest zamknięta! – warknął ten w czerni.
- Mało mnie obchodzą wasze brudne gierki – odparł wozak. – I radzę zabierać ręce od moich beczek.
– Nie wiesz z kim zadzierasz!
- To ty nie wiesz komu podskakujesz. Dla informacji twojego zakutego łba, w tych bekach jest świeża woda, która w odróżnieniu od szczyn w miejskich studniach, pozwala utrzymać tą dzielnicę z dala od epidemii, która mogłaby się raz dwa roznieść po całym mieście.
- I myślisz, że mnie to rusza? Wytyczne jakiegoś urzędasa z ratusza?
- To nie polecenie władzy, a przykaz… - Ważka nie byłą w stanie dosłyszeć dalszej części. Być może woźnica nic nie powiedział, a tylko ograniczył się do pokazania czegoś co miałaby przemówić czarnemu do rozsądku.
Przez chwile zapadła krępująca cisza, po czym ochroniarz przemówił:
- To nic nie oznacza. Wiem dla kogo pracujesz. Pytanie tylko komu jeszcze donosisz?
- Twój problem. Stań mi jeszcze raz na drodze, a moje konie przemaszerują po twoich wnętrznościach. Być może czas się przekonać kto sprawuje tu rzeczywistą władzę.
Wóz ruszył, podążając w kierunku domu, który zamierzała pilnować Ważka. Jednak Gyneid wcale nie była z tego powodu zadowolona. Już od jakiegoś czasu bardziej interesowało ją to w jaki sposób wydostać się z niezręcznej sytuacji niż samo to co ewentualnie mogłaby posłyszeć czy też zobaczyć.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Elfka jakkolwiek całkiem nieźle znała Ekradon, tak daleka była od stwierdzenia, że zna w nim każde podwórko i każdy zakamarek, bo w końcu zlecenia miała różne, w różnych częściach Alaranii i nie skupiała się tylko na tym jednym mieście. Dlatego też nie wiedziała, w jaki tor przeszkód się właśnie wpakowała. Mogła wybrać inną trasę, lecz na zawracanie było już za późno, dlatego czekał ją bieg z przeszkodami - trafiła na ciąg mikroskopijnych podwórek, na których gospodynie mogły wytrzepać pościel i rozwiesić pranie, ale już nie było mowy o tworzeniu ogrodów. Niemniej i tak była to trudna trasa, gdy co kilka sążni musiała przeskakiwać przez kolejne ogrodzenie albo wspinać się na zwał worków wypchanych pewnie starymi szmatami, tak były niestabilne. Gdzieś ktoś ją chyba zawołał, gdy tak przedzierała się przez cudze posesje, lecz Skowronek nawet nie myślała o tym, by się obrócić a o zatrzymywaniu już w ogóle nie było mowy. Przyjaciółka straciła przez to wszystko rachubę w liczeniu, była jednak pewna, że pięćdziesiątka, na którą umówiła się z Ilym, właśnie minęła. A ona jeszcze nie była po drugiej stronie, niech to, czy mogło być coś gorszego? Jak straci szansę to będzie już naprawdę źle.
        Skowronek w końcu przeskoczyła przez ostatni płot i chyba nie była przez nikogo goniona. Truchtem dotarła do wylotu uliczki i wychyliła się zza węgła, by ocenić sytuację. Była trochę wyżej niż zakładała, na pewno dalej od epicentrum zdarzeń niż gdy stała po drugiej stronie wśród tłumu gapiów. Z tej odległości i w tak krótkim czasie trudno było jej ocenić co też tam się wyrabia, widziała jednak, że rozkręca się tam potężna afera z udziałem Botana (Niedźwiedź górował nad mieszkańcami Ekradonu jak przedszkolanka nad swoimi wychowankami). To odciągnęło od domu starej praczki wielu strażników i innych prowadzących dochodzenie osób, jednak nadal kilku trwało na posterunku. Zbyt wielu, by Skowronek mogła dyskretnie zakraść się w okolicę wozu stanowiącego kryjówkę Ważki i ją stamtąd wykraść. Potrzebowała jeszcze jednego elementu dywersji, czegoś naprawdę spektakularnego, czegoś…
        - No jasne - mruknęła, gdy dojrzała to czego potrzebowała. Trochę wyżej na wspinającej się lekko drodze stały sobie spokojnie dwa wozy bez właścicieli - jeden nakryty brezentem przewoził węgiel, a drugi jakieś beczki. Elfka zamierzała bez skrupułów wykorzystać oba z nich. Rozejrzała się tylko pobieżnie, a gdy dostrzegła, że nigdzie nie ma niepożądanych par oczu, naciągnęła kaptur głęboko na głowę i ruszyła. Mijając wóz z beczkami tylko lekko obruszyła bolec zabezpieczający burty. Za to w przypadku drugiej fury nie miała żadnych skrupułów - kopnięciem wybiła sztaby blokujące koła i zerwała fragment brezentu, by zapewnić sobie wystarczająco dramatyczny efekt. Później uskoczyła na drugą stronę ulicy, a fizyka zrobiła wszystko za nią - jeden wóz nabrał prędkości i wpadł na drugi, oba potoczyły się w dół ulicy, gubiąc po drodze swoją zawartość. Tego już nie dało się tak łatwo zignorować - strażnicy podnieśli alarm, część z nich skupiła się tylko na tym, by zwiać w bezpieczne miejsce, ktoś odważny myślał chyba, że wozach są jeszcze woźnice, gdyż wołał “stać, zatrzymać się”. Ludzie zaczęli w panice uciekać w różnych kierunkach, a w to wszystko mogła bez problemów wmieszać się elfka. Biegła wzdłuż budynków, osłaniając głowę rękami jakby bała się oberwać, ale głównie robiła to po to, by nikt nie skojarzył jej twarzy. W tej pozycji dotarła w pobliże wozu, gdzie siedziała Ważka. Ostatnie sążnie przebyła prawie na czworakach. Bez skrupułów złapała ukrytą dziewczynę za ubranie i szarpnęła w swoją stronę. W nerwach okazała się mieć całkiem sporo siły.
        - Chodź! - syknęła, bo nie było czasu na tłumaczenia.
        Dopiero przez przypadek, gdy elfka podniosła wzrok, dostrzegła kto też powoził wozem. Szlachetny profil mężczyzny o wydatnych wargach południowca i krótkich bokobrodach był jej aż nadto znajomy. Całe szczęście on patrzył w inną stronę, zajęty uspokajaniem koni, które w całym tym rejwachu były gotowe biec przed siebie, byle dalej, nawet tratując wszystko i wszystkich.
        - No chodź! - powtórzyła Przyjaciółka, a w jej głosie słychać było wyraźny niepokój. Złapała Ważkę za ramię, pociągnęła ją by się schyliła i razem z nią odbiegła, by skryć się w uciekającym tłumie.
        - Ty! - Usłyszała za sobą nagle ten znajomy głos i nawet nie zastanawiała się czy to na pewno było do niej. Przyspieszyła i wpadła w tłum tłoczący się u wylotu uliczki. Na mgnienie oka puściła Ważkę, zaraz jednak ponownie ją złapał i ponowiła ucieczkę. Zdawało się, że nikt za nimi nie biegł, elfka jednak dla pewności skręciła ze dwa razy i ukryła się w ciemnej bramie prowadzącej wgłąb podejrzanie wyglądającej kamienicy.
        - Matko, nie można was na chwilę…
        Elfka zamarła - osoba, którą za sobą wlokła, wcale nie była Ważką! Stała przed nią jakaś przerażona dziewczyna, która ledwo była w stanie złapać dech.
        - Jesteś z nimi? - zapytała drżącym głosem, cofając się aż plecami trafiła na ścianę. - Nie, nie rób mi krzywdy. STRAŻ!...
        Wzywanie o pomoc zadziałało jak słowo-klucz uruchamiające tryb bojowy małej elfki. Zaraz doskoczyła do wyższej od niej kobiety i zdzieliła ją w twarz. A później poprawiła ciosem w głowę tak mocnym i precyzyjnym, że pozbawiła ją przytomności. To nie było do końca mądre, lecz nie dość, że nieznajoma mogła ściągnąć jej na głowę straże, to jeszcze zdawało się, że mogła maczać palce w jakiś ciemnych interesach. Może warto byłoby zadać jej kilka pytań?
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Popychany przez Ily’ego, Sjans nawet nie zdążył zaprotestować, dając się wciągnąć w chaotyczną ucieczkę swoich towarzyszy. Łucznik cały czas powtarzał słowa o konieczności wydostania się z tego miejsca i wmieszania w tłum przechodniów. Mając na uwadze łatwość w jaką on i Botan wpadali w wszelkiej maści tarapaty, drwal skłonny był uwierzyć w te zapewnienia, jak również poczekać chwilę ze stanowczym domaganiem się wyjaśnień tego co zaszło w czasie jego nieobecności. Sjans byłby jednak dużo spokojniejszy, gdyby dane było mu ujrzeć swoją drużynę w komplecie.
- Gdzie Skowronek? - dopytywał się Ulka.
- Nic jej nie będzie. Ratuje Ważkę w czasie gdy my robimy dywersję – w pośpiechu odpowiedział łucznik. – Skup się, a wszystko będzie pod kontrolą.
- Ratuje? Niby przed czym? – nie dowierzał drwal lecz zamiast odpowiedzi otrzymał tylko kolejne ponaglenie do przyspieszenia kroku.
Okazało się, że Ily zna dużo lepiej topologię miasta niż Ulka byłby skłonny przypuszczać. Przepchnięcie przyjaciół przez kilka uliczek wystarczyło by znaleźć się w tej części Ekradonu, w której kwitnął interes straganowy, a gdzie jednocześnie zwykły człowiek łatwo może zginąć w tłumie kupujących. Jednak ich trójka z całą pewnością nie zaliczała się do przeciętnych. Pomijając sam fakt noszenia dość specyficznych ubrań, z charakterystycznym kraciastym wzorem i grubą tkaniną, już drwal wyróżniał się wzrostem, a Botan spokojnie mógł służyć za punkt orientacyjny zagubionym turystom. Poza tym w oczy przechodniów rzucało się coś jeszcze.
- Na bagienne opary, Botan schowaj topór! - nieco za głośno krzyknął drwal, widząc zakrwawioną broń niedźwiedzia. Młody Blewog posłuchał, choć czynność tą wykonał z ociąganiem i wyraźną niechęcią. – W co u licha znów się wpakowaliście?
- O żeż. Idą tu – zauważył Ily, instynktownie chowając się za plecami drwala. Spoglądając w stronę, w którą przed chwila patrzył krawiec, Sjans dojrzał dwójkę uzbrojonych mężczyzn przepychających się przez tłum. Jego uwagę zwrócił fakt, iż ludzie ci nie mieli na sobie uniformów miejskich strażników. Wyglądali jak przedstawiciele jakiejś prywatnej armii, a mimo to większość miejscowych zdawała się doskonale zdawać sobie sprawę z kim ma do czynienia. Stłoczeni na ulicy ludzie starali się schodzić z drogi, unikając w ten sposób niepotrzebnego starcia.
Ulka był przekonany, że konfrontacja jest nieunikniona. Uniósł dłoń w pojednawczym geście, starając się załagodzić sprawę, jednak ku jego ogromnemu zdziwieniu mężczyźni minęli bez słowa trójkę mieszkańców Mglistych Bagien, cały czas rozglądając się w poszukiwaniu swojej ofiary. Drwal dosłyszał tylko krótkie „pobiegła tędy”. Od razu skojarzył te słowa ze ściganą przez siebie dziewczyną.
- Może ściągają Skowronka? – zasugerował Ily.
- Możliwe. Stojąc tutaj na pewno się tego nie dowiemy. Elfka może mieć kłopoty – na głos rozmyślał Ulka. – Wracamy do „Kochanej teściowej”. Jeśli Skowronka tam nie będzie, spróbujemy poprosić o pomoc naszego gospodarza. Ten cały Hans wyglądał na kogoś zorientowanego w tym co się tu dzieje. A w międzyczasie będę miał do was kilka konkretnych pytań.
Cała trójka ruszyła przed siebie. Wbrew oczekiwaniom Sjansa, drwal nie dowiedział się wiele w czasie tego krótkiego przemarszu. Raz że tłum na ulicy uniemożliwiał swobodna wymianę zdań, a dwa to fakt, iż Ily strasznie bełkotał, plącząc się w swoich zeznaniach. Nieustanie wspominał tylko, że Ważka jest w niebezpieczeństwie, ale szczegóły najlepiej wyjaśni elfka. Powiedzenie „Skowronek będzie wiedziała” powoli stawało się mottem Ekradonu. Zamiast konkretów do uszu Ulki doszła inna interesująca rozmowa.
- Nie możesz dać jej szafy. Jeszcze nie teraz. To tak nie działa – Ily tłumaczył coś niedźwiedziowi. – Przede wszystkim powinieneś pokazać, że twoja osoba jest dla niej gwarancją bezpieczeństwa, stabilnej przyszłości i wygodnego życia. Oraz szansą na zbudowanie rodziny. No i oczywiście nie zapominajmy o tym by nie naciskać i dać możliwość realizacji własnych marzeń. A potem dopiero jest czas na fanaberie i luksus. Rozumiesz Botan?
- Niedźwiedź powinien kupić krowę! – uprościł Blewog.
- Krowę?
- Taką co daje mnóstwo mleka, aby dało się łatwo nakarmić dzieciaki – wyjaśnił Botan.
- No krowa to by było COŚ.
Sjans skrzywił się ironicznie słysząc podsumowanie Ily’ego. Coraz bardziej powątpiewał, że nawet jeśli Skowronkowi uda się osiągnąć sukces i zyskać wdzięczność ludzi z Mglistych Bagien, elfka kiedykolwiek zdecyduje się skorzystać z oferty schronienia w takim miejscu. Zamiast tego skupił się jednak na znajdującej się przed nimi gospodzie Hansa i tego co mogą zastać w środku.
……………………………………
Dla będącej w desperackim położeniu Ważki, powstałe zamieszanie było niczym dar losu. Gyneid nie wahała się ani chwili by z owego prezentu skorzystać. Wyczołgała się spod wozu, gdy tylko w okolicy podniosły się pierwsze przerażone głosy. Dziewczyna nawet nie miała świadomości, że dzięki temu uniknęła katastrofy spowodowanej zderzeniem dwóch wozów. Czując, że jest osaczona z każdej z stron, Ważka zdecydowała się podjąć ryzyko i szukać schronienia w najbliższym budynku. Od drzwi wejściowych dzieliło ją tylko kilka kroków.
Szarpnęła za klamkę. Było otwarte. W środku nie znalazła nikogo. Dom wydawał się dokładnie przeszukany, a raczej zdemolowany w poszukiwaniu czegoś. Właściwie nie dało się znaleźć mebla czy sprzętu, który ocalałby bez szkód z tej rewizji. Prawdopodobnie mieszkańcom również to wydarzenie nie uszło płazem. Ważka skierowała swoje kroki w kierunku drugich drzwi prowadzących na podwórze. Nagle silna ręka chwyciła ją za ramię, a stający z tyłu mężczyzna odezwał się cicho.
- Zgubiłaś się ptaszyno?
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Nieznajoma dziewczyna okazała się być niemożliwie wręcz ciężka. Może gdyby na miejscu Skowronka był Botan albo chociażby Ily, nie mieliby z nią takiego problemu, elfka jednak naszarpała się z nieprzytomną przypadkową ofiarą jak głupia, a zdołała ją tylko ściągnąć do piwnicy i tam się z nią skryć po uprzednim rozbrojeniu zamka, bo co to dla niej taka zwykła kłódka. Na dole było strasznie ciemno, co tylko w pewnym stopniu utrudniało Przyjaciółce pracę - jej rasa cechowała się dość dobrym wzrokiem więc tam, gdzie człowiek widział już bardzo kiepsko, ona widziała jeszcze znośnie i co prawda igły na nitkę by nie nawlekła, ale na pewno nikt by jej nie zwiał niezauważony. A ciemność dało się wykorzystać jako element zastraszania, no bo kto by się przestraszył w normalnych warunkach kogoś takiego jak Skowronek? Teraz mogła ukryć swoje kieszonkowe rozmiary.
        - Pobudka - odezwała się do dziewczyny, klepiąc ją po policzku. Nie zamierzała czekać na resztę albo wlec do nich swoją ofiarę, skoro nawet nie wiedziała czy ma ona jakieś przydatne informacje. Wolała wstępnie rozeznać sytuację jeszcze w tej obskurnej kamienicy.
        Panna zmarszczyła nos, machnęła ręką jakby chciała ogonić się od jakiegoś natrętnego owada i dopiero po tym otworzyła oczy. Na jej obliczu momentalnie odmalowało się przerażenie, jednak Skowronek nie dała jej dość czasu, by mogła krzyknąć. Zasłoniła jej usta dłonią i przyłożyła nóż do gardła w taki sposób, by ostrze lekko naciskało na skórę, ale jeszcze jej nie naruszało. Nieznajoma w tych okolicznościach zdobyła się tylko na pełen rozpaczy i przerażenia jęk, ale tak się trzęsła, że nawet nie próbowała niczego więcej. Elfce taka postawa bardzo ułatwiała pracę.
        - Z kim niby jestem twoim zdaniem? - zapytała zimnym jak północny wiatr głosem. - Do kogo należę?
        Skowronek odsłoniła dziewczynie usta, rozpoznała jednak, że ta nabiera wdechu by krzyczeć i wzywać pomocy, ponownie więc przytknęła dłoń do jej ust i docisnęła odrobinę nóż.
        - Odpowiadaj jak pytam - syknęła. - Moja cierpliwość jest dość krucha, więc jej nie nadwyrężaj, tylko odpowiadaj!
        Przesłuchanie szybko musiało zostać odłożone na później - Skowronek usłyszała kroki i męskie głosy na parterze. Zerknęła w tamtą stronę i wtedy jej przypadkowa ofiara spróbowała walczyć i uciekać. ”Nie ze mną te numery!”, momentalnie zirytowała się Przyjaciółka. Złapała nóż ostrzem w drugą stronę i przydusiła dziewczynę do ziemi, boleśnie wbijając jej kolano w nerki.
        - Gdzie one są? - irytował się na górze głos jednego z mężczyzn. - Słyszysz?
        Skowronek w bardzo wyrafinowany sposób przeklęła w myślach. Na pewno usłyszeli ich szamotaninę. Co tu robić, co tu robić?
        - Miau! - Elfka zrobiła najgłupszą rzecz jaka przyszła jej do głowy i udawała miauknięcie wściekłego kota. Kto miał takiego futrzaka ten poznałby się na kancie, lecz tamci najwyraźniej woleli psy. Skowronek usłyszała ich komentarze “to tylko jakiś pchlarz” i “patrz, i tak kłódka wisi”. Strażnicy odeszli gdzieś wgłąb budynku, a gdy ich kroki ucichły, Skowronek odetchnęła. Wzdrygnęła się ponownie, gdy nieznajoma poklepała ją po przedramieniu. To był dziwny gest - nie nerwowa walka, nie próba wyrwania się, tylko takie klepanie jak znajomego po ramieniu. I jej zduszone “mmm!” również brzmiało jakoś tak… spokojniej? Przyjaźniej? Elfka aż nie potrafiła tego nazwać, gdyby miała jednak dopasować do tego jakąś kwestię, byłoby to “przestań się zgrywać”. Zdecydowała się zaryzykować i ją puścić.
        - Nie jesteś z nimi? - zapytała zaskoczona dziewczyna.
        - Z kim niby? - syknęła Skowronek nadal trzymając nóż w pogotowiu.
        - No… z tymi, którzy przeszukiwali dom.
        - Nie - odpowiedziała elfka, chociaż dobry szpieg albo śledczy usłyszałby moment zawahania w jej głosie zdradzający kłamstwo. Bo owszem, teraz z nimi nie pracowała, ale przecież byli to ludzie, z którymi pracowała przez większość czasu, z którymi się szkoliła i wychowywała. A w każdym razie jeden konkretny z nich taki był. Dziewczyna jednak najwyraźniej nie wyczuła podstępu, gdyż wyraźnie się rozluźniła.
        - Pracuję sama - dodała jeszcze Skowronek i znów poczuła, jak panna się rozluźnia. Postanowiła ją sprawdzić jednym celnym strzałem. - Lupiria.
        To jedno słowo sprawiło, że przypadkowa towarzyszka elfki szeroko otworzyła oczy i zaniemówiła z zaskoczenia i grozy. Przyjaciółka już miała zaciśniętą pięść, by zdzielić ją w głowę jakby chciała uciekać.


        W “Kochanej teściowej” panowała atmosfera jakby nic się nie zdarzy przez cały dzień. Szafa od Botana stała tam, gdzie ją zostawili i nikt nawet nie patrzył w jej kierunku - ludzie mieli to do siebie, że jeśli coś przekraczało granice ich pojmowania, woleli po prostu udawać, że to coś nie istnieje. Co z pewnością ułatwiło życie Hansowi i mężczyznom z Mglistych Bagien, gdyż dzięki temu nie musieli się nikomu tłumaczyć. Pojedyncze osoby wskazywały sobie jedynie Botana i Ily’ego jako osoby powiązane z tym niecodziennym jak na miejsce i okoliczności meblem.
        - Nie stójcie w przejściu, psia krew - warknął ktoś, mocno uderzając drwala otwartą dłonią w ramię, by ten się przesunął. Nieznajomy odchodząc w stronę baru gapił się przez dłuższą chwilę na Sjansa, jakby samym spojrzeniem chciał zdjąć z niego miarę na jego trumnę, po czym skrzywił się z niesmakiem i zasiadł przy ladzie. Z sali dało się słyszeć jakiś pijacki rechot. Jednym słowem typowa karczma w typowy dzień. Niestety, wśród gości nie było ani jednej kobiety, ze szczególnym naciskiem na znajome niewiasty. Skowronek i Ważka jeszcze nie wróciły.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Drwal nerwowo rozglądał się po sali, stukając palcami w blat swojego stołu. Czekał, a bezczynne wyczekiwanie na coś co miało się wydarzyć, zawsze wprawiało go w irytację. Od momentu gdy Ily zbiegł z góry z informacją, że Skowronka i Ważki nie ma w swoich pokojach, wszystko układało się źle. Elfka ułożyła misterny plan, jednak zapomniała uwzględnić w nim fragment mówiący o tym co robić na wypadek gdyby coś jej się stało. Na taką okoliczność nie mieli żadnych wytycznych. Kogo pytać, gdzie iść i jakie działania podjąć. W tej sytuacji Sjans rozpaczliwie uczepił się postaci Hansa. Skoro Skowronek zakwaterowała ich akurat tutaj, to znaczy, że musiała ufać temu człowiekowi. Niestety, jak na złość, sam gospodarz również gdzieś przepadł, a od jego żony Ulka nie dowiedział się nic więcej niż „niedługo wróci".
Pozostawało więc czekanie. Ewentualnie ponowna rozmowa z Kasem lub Czerwonym Piórkiem. Być może któreś z nich będzie w stanie powiedzieć co mogło stać się elfce. Bo niby jak drwal miał skorzystać z zapewnień, że „Skowronek będzie wiedziała”, jeśli on sam nie wiedział gdzie jest Skowronek? Tymczasem Ily upierał się by wrócić na ulicę gdzie ostatni raz widzieli zagubione dziewczyny i rozpocząć własne poszukiwania, z kolei Botan zaproponował, że sprawdzi stajnię. Sjans nie miał pojęcia w czym mogłoby pomóc to ostatnie, nie chciał jednak dodatkowo komplikować sobie spraw, wykłócając się z towarzyszami. Zaproponował tylko, że jeśli ich pomysły niczego dobrego nie przyniosą, to Ily i Botan powinni spróbować porozmawiać z kontaktami Skowronka. Wprawdzie jego wyobraźnia nie była aż tak twórcza by wyobrazić sobie niedźwiedzia w pogawędce z Vermari, ale dla desperata nie ma rzeczy niemożliwych.
Ostatecznie wystarczyło by jeden z nich pozostał w "Kochanej Teściowej" i czekał na ewentualny powrót Skowronka lub Ważki albo pojawienie się Hansa, a z oczywistych względów lepiej, aby był to Ulka niż Niedźwiedź.
Sjans przyglądał się rozdrażnieniem wchodzącym do gospody. Raz za razem spoglądał w kierunku baru gdzie żona Hansa nalewała gościom piwo. Cierpliwość drwala z każdą chwilą przegrywała z jego gniewem. Gdyby w tej chwili ktoś spróbował dosiąść się do tego stolika, prawdopodobnie prędzej straciłby kilka zębów, niż usłyszał choć jedno słowo.
Jakiś miejscowy, podpity idiota wtoczył się do karczmy, zataczając się między stołami, plotąc głupoty i rozlewając wszędzie trzymany w rękach kufel. Ulka uznał, że ma dość wpatrywania się w moczymordy, którzy nie mają nic innego do roboty, niż czynienie z siebie błaznów. Wstał i podszedł do baru z zamiarem wymuszenia na żonie gospodarza konkretnej informacji.
- Raz jeszcze bardzo panią proszę – powiedział. – To ważne.
- Mąż jest na zapleczu. Będzie tu za kwadrans.
- Nie ma ptaszyny. – Pijak, na którego uwagę zwrócił wcześniej Sjans, niemal wyłożył się na ladę. – Latała sobie, ćwierkała, zaglądała w każdą dziuplę, aż w kocu się doigrała i siedzi w klatce. Tak to się kończy. Zamknie wreszcie swój wszędobylski natrętny dziób. Nie będzie już śpiewu, tylko lament i łzy. – Chudy brudas, który wyglądał jakby twardo kroczył ścieżką niedościgniętego mistrza Kasa, energicznie wymachiwał rękoma, imitując lot wspomnianego przez siebie ptaka. Zataczał się przy tym wokół siebie i rozpychał wśród zebranych, a otaczający go smród, skutecznie nadrabiał braki umięśnienia.
Ulka był gotów przemóc wstręt, chwycić jegomościa za szmaty i wyrzucić na drugą stronę ulicy, gdy nagle dostrzegł, że chwiejący się na nogach mężczyzna, ocierając pot z czoła, cały czas pocierał brew w sposób jaki pokazała mu rano Skowronek. Tego było stanowczo za wiele. Przeklęte gesty, ukryte znaczenia i nieustanne spiski. Sjans chwycił pijaka za włosy lecz zamiast do wyjścia pociągnął go na wspominane przez kobietę zaplecze, gdzie od razu cisnął pod nogi Hansa.
- Skowronek ma kłopoty – oznajmił krótko. – Próbowała ratować naszą towarzyszkę i prawdopodobnie władowała się w coś, co mogło ją przerosnąć. Nie wiemy gdzie jest ani co jej zagraża. W każdym razie chciałbym, abyś przetłumaczył mi ten przyjacielski bełkot – dodał Sjans wskazując na cuchnącego pijaczynę.
Awatar użytkownika
Skowronek
Senna Zjawa
Posty: 281
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Złodziej , Skrytobójca , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Skowronek »

        Hans gdy tylko dostrzegł na zapleczu osoby, których nie powinno tam być, przybrał postawę bojową - wsparł się pod boki i zrobił gniewną minę, co wyglądało nawet całkiem wiarygodnie, widać nieraz musiał kogoś przeganiać. Zmarszczył jednak brwi i dał Sjansowi dziesięć sekund na to, by ten się wytłumaczył - tyle wystarczyło, by powołać się na konkretne osoby i okoliczności, a tym samym kupić sobie więcej czasu bardzo zajętego karczmarza. Hans łypnął na gramolącego się z ziemi pijaka, po czym podniósł wzrok na żonę i kiwnięciem głowy popartym sugestywnym chrząknięciem kazał jej zamknąć drzwi i zostawić ich samych.
        - Coś ty mu nagadał? - zapytał głosem wyrażającym skrajną dezaprobatę, a sposób w jaki podkręcał wąsa tylko wzmacniał malującą się na jego twarzy pogardę. Pijak nie zdawał sobie jednak sprawy z okoliczności i dość beztroskim tonem zaczął powtarzać to, co opowiadał na zewnątrz.
        - Wścibska ptaszyna zaglądała tam, gdzie nie powinna, doigrała się. Zamknęli ją w klatce i już sobie nie polata, nie poćwierka, nie pośpiewa. Będzie rzewnie płakać w kątku i żałować, że nie siedziała na dupie w bezpiecznym miejscu - oświadczył, zdanie kończąc paskudnym rechotem. Hans słuchał go z dość pochmurną miną, chociaż równie dobrze na jego twarzy morsa tak mogło malować się głębokie skupienie spowodowanie wyłapywaniem i interpretacją wszystkich zawartych w wiadomości kodów.
        - Nie jest wcale tak łatwo złapać ptaka w locie, jesteś pewien, że ci się nie przewidziało? - dopytał.
        - W locie może i fakt, ale takiego, który sam pcha się do nory to już żaden problem. A jak wąż poluje, to już ptaszyna nie ma szans.
        - Co za wąż? - podłapał momentalnie Hans, zaskoczony jakby nie znał tego kodu.
        - Zaskroniec.
        Szynkarz pokiwał ze zrozumieniem głową, po czym zamarł, jakby przetrawiał otrzymane informacje. Gdy już wszystko ułożył sobie w głowie, podniósł wzrok na Sjansa i gestem kazał mu podejść bliżej.
        - Skowronek weszła na cudze terytorium i została ukarana - oświadczył krótko ściszonym głosem, zaraz jednak wziął się za rozwijanie tej myśli. - Weszła metaforycznie, bo ani ona, ani jej Przyjaciele nie mają kosy z żadnym gangiem w Ekradonie... Nie wiem co wy z nią kombinujecie, ale Zaskroniec to jeden z jej kumpli, więc Przyjaciele zwrócili się przeciwko sobie, Skowronek musiała podebrać mu naprawdę grubą robotę albo zaszkodzić komuś na tyle wpływowemu, by stać go było na szczucie na siebie członków jednej organizacji. Zaskroniec nie jest typem dżentelmena - dodał Hans, jakby to miało wszystko wyjaśniać. - Nie stawiałbym mu się na waszym miejscu, widać żeście nietutejsi i na dodatek nie znacie branży, Skowronek znała ryzyko skoro z nim zadarła, teraz płaci frycowe. A może akurat się z nim dogada i Zaskroniec puści ją bez robienia krzywdy, w końcu to Przyjaciele, prawda?
        Trudno było orzec, czy Hans pociesza Sjansa, czy faktycznie jest tak jak mówi i co lepsze, czy o przyjaciołach mówił mając na myśli tych z małej czy też z wielkiej litery.

        Skowronek ucieszyła się przedwcześnie - dziewczyna wcale nie chciała z nią współpracować. Wymienione przez elfkę imię służącej Eldine sprawiło, że próbowała się wyrywać i jedyne szczęście polegało na tym, że chyba bardziej bała się mężczyzn przeszukujących budynek niż jej, przez to nie wzywała pomocy.
        - Walnę cię to się opamiętasz! - syknęła elfka przyduszając dziewczynę do podłogi. Skowronek była mniejsza i mimo znajomości techniki naprawdę wiele ją kosztowało, by utrzymać tę głupią gęś bez robienia jej krzywdy. W końcu jednak nie miała innego wyboru i sięgnęła po bardziej zdecydowane argumenty - założyła dziewczynie zapaśniczy chwyt na szyję i przydusiła ją bezczelnie.
        - Cholera, przestań się miotać, nic ci nie zrobię! - warknęła powoli odpuszczając. Zdecydowała się rzucić kolejnym nazwiskiem, by uwiarygodnić się w jej oczach. - Nie chcę zostać złapana przez ludzi Mariedoka tak samo jak ty, jeśli nie bardziej! Zrozum, sieroto, że jestem po twojej stronie! Kurna, chcę pomóc tej chudej szkapie, przez którą cała ta heca, myślisz, że po co wywlekłam cię spod tego wozu?
        Chociaż Skowronek łgała w tym momencie w żywe oczy, bo tak naprawdę myślała, że ciągnie za sobą Ważkę, to dziewczyna łyknęła jej tłumaczenia. Zamarła na moment i łypnęła przez ramię na elfkę przerażonym wzrokiem. Przyjaciółka obdarzyła ją tylko zniecierpliwionym spojrzeniem “i było się rzucać?”.
        - Ale skąd wiedziałaś…? - bąknęła nie potrafiąc nawet dokończyć zdania.
        - Przypadek. - Elfka wywróciła oczami. - W całym mieście mam swoje oczy i uszy. Czy teraz jak z ciebie zejdę to porozmawiasz ze mną normalnie, czy znowu będę musiała zrobić ci krzywdę?
        Przyjaciółka i tak nie zamierzała ufać tej histeryczce i cały czas miała rękę gotową do ciosu. Zwłaszcza, że słyszała ruch tamtych dwóch mężczyzn, gdy przechodzili przez korytarz w stronę wyjścia z kamienicy - to był naprawdę newralgiczny moment i jeśli ta kretynka zdecydowałaby się krzyczeć…

        Na razie Ważka była zwykłym cywilem, potraktowano ją więc zwykłymi metodami, które można by nazwać “cywilizowanymi”. Mężczyzna z bokobrodami, na którego zwróciła wcześniej uwagę Skowronek, patrzył na Gyneid wzrokiem tłustego kocura, który zagonił mysz w kozi róg i teraz rozkoszuje się na samą myśl o czekającej go uczcie, ale nie chce jeszcze zabijać swojej zdobyczy. Leniwie przymknął oczy i zaczesał dłońmi włosy do tyłu, po czym przetarł kącik oka w geście, który z całej grupy znał chyba tylko Sjans. Gdy nie dostał pożądanej odezwy, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
        - Będziecie mieli za swoje - powiedział.
        - Szefie, zadekowali się u Hansa, co robimy?
        - Czaimy się na nich, oczywiście. Konkurencji trzeba szybko ukręcić łeb. Jak wiejskiej kurze - dodał tonem tak zadowolonym, jakby ornitologiczna metafora bardzo przypadła mu do gustu. To z pewnością był bufon, który śmiał się z własnych kawałów.
Awatar użytkownika
Sjans
Szukający Snów
Posty: 162
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Człowiek
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Sjans »

Sjans cierpliwie wysłuchiwał wyjaśnień Hansa. Reakcja gospodarza na wieści o porwaniu Skowronka z całą pewnością nie była tym czego drwal się spodziewał. Tłumaczenie jakie usłyszał Ulka w żaden sposób nie zbliżyło go do rozwiązania problemu. Jako osoba nieobeznana ze światem przestępczym, a także ktoś, kto nie ma żadnej wiedzy o wzajemnych powiązaniach w strukturach społecznych Ekradonu, z opowieści Hansa, Sjans zdołał zrozumieć tylko tyle, że w miejscowym półświatku ludziska lubują się w przydomkach wymyślanych podług zwierząt. Nadto musi być tam sporo członków, skoro zostały tylko „padalce” i inne „zaskrońce”.
Drwal był przekonany, że jego rozmówca podejmie jakieś kroki by pomóc elfce, a tymczasem nie otrzymał od Hansa żadnych wskazówek, poza radą by odpuścić sobie ów cyrk i nie angażować się w sprawy, które go przerastają. Z oczywistych powodów Ulka miał świadomość, że w trójkę nie zawojują miasta, burząc panujące w nim kilkuletnie układy, jednak z drugiej strony, z tych samych oczywistych powodów, on nie zamierzał zostawiać swoich na pastwę losu. A na chwile obecną, Skowronek była jedną z nich.
Być może Przyjaciółka doskonale sobie poradzi, ale Sjans nie zamierzał czekać bezczynnie na wieści, że jednak sprawy potoczyły się mniej optymistycznie. Czuł się również odpowiedzialny za Gyneid. Ulka wstał od stołu i od razu skierował się w stronę wyjścia, nim jednak zdołał otworzyć drzwi prowadzące do głównej sali, przypomniał sobie, że powinien spytać o coś jeszcze.
- A przy okazji, chciałbym zapytać jeszcze o dwie nurtujące mnie sprawy – powiedział na powrót odwracając się w stronę Hansa. – Dlaczego ten śmieć przyszedł z tą informacją do ciebie? Przyznaję, że nie jestem w temacie, jednak spodziewałbym się, że takie sprawy załatwia się po cichu. Ja osobiście nic z tego bełkotu nie rozumiem. Dlaczego nie mówi wprost o co chodzi? Zastraszenie? Okup? Jakaś przestroga? Generalnie interesuje mnie w jakim celu przysłano tu tego przebierańca? Bo na razie nie mamy żadnych konkretów. Podobnie zresztą jak nie mamy pewności czy ta szuja mówi prawdę. – Drwal zastanawiał się czy do przesłuchania posłańca nie powinien wykorzystać umiejętności Botana. Ze swoja siłą, niedźwiedź mógłby nauczyć tego chudzielca śpiewu w różnych językach.
- Nurtuje mnie również kto za tym wszystkim stoi. Chodzi o rozwiązywanie takich problemów jak spór naszego Skowronka z Zaskrońcem. Jestem przekonany, że działalność tej ichniej organizacji nie różni się wiele od jakiejkolwiek kampanii handlowej. A kluczową sprawą jest tu reputacja. Jeśli dwóch przedstawicieli spółki skacze sobie do gardeł, to już jest kiepsko, natomiast gdy taka organizacja przyjmuje sprzeczne ze sobą zlecenia, to w oczach potencjalnych klientów zupełnie traci na wiarygodności. Nie można brać zapłaty za ukrycie i jednoczesne odnalezienie tej samej osoby. Trąci to brakiem profesjonalizmu. Więc jak będzie to rozwiązane? Nie ukrywam że mam nadzieję na to, iż zadecyduje kolejność zgłoszeń, a my byliśmy pierwsi – z nadzieją zapytał Sjans.
W poruszeniu innych kwestii, Ulce przeszkodził harmider dochodzący z głównej sali. Do uszu Sjansa i Hansa doszły odgłosy oburzonych klientów, a następnie przeciągłe „muuuuuu”. W jednej chwili drwal połączył ze sobą fakty. Rozmowę Ily’ego z Botanem i nagłą chęć niedźwiedzia do sprawdzenia stajni.
- Jestem pewien, że nie chcesz tego oglądać – oświadczył Sjans stajać pomiędzy Hansem a drzwiami.

Ily przeszukiwał okolicę miejsca w jakim po raz ostatni widział Ważkę i Skowronka. Nie mógł usiedzieć na miejscu i koniecznie chciał coś zrobić. Ku swojemu rozczarowaniu dzielnica wyglądała jak co dzień. Grupa podejrzanych zbirów gdzieś przepadła, a ich miejsce zajęli zwykli mieszkańcy i ich typowe sprawy. Jedyną rzeczą, jaka zwracała uwagę była niechęć miejscowych do młodego łucznika. Przechodnie nie chcieli z nim rozmawiać, a zapytanie natychmiast odwracali głowy, pogrążając się w swoich zajęciach.
Nagle jakieś chude dłonie pociągnęły chłopaka do jednej z wąskich uliczek. Ily natychmiast wywinął się energicznie, gotowy by przejść do ataku. Miał przed sobą starszą, drobną kobietę, która usiłowała wcisnąć mu w dłonie jakieś zawiniątko.
- Błagam cię panie, nie róbcie krzywdy mojej Lupi. Ona niczemu niewinna. Ta mała jasnowłosa również nie – biadoliła babcinka. – Ostrzegała nas, że barbarzyńcy w kraciastych strojach będą chcieli zemścić się na niej i tych co jej pomogli. I o tym jak bardzo jesteście dzicy. I okrutni. Ale moja Lupi niczemu nie zawiniła.
- Zemścić? - nie dowierzał Ily.
- A co ona może, że kochała i że jej ojczulek to taki brutal. Proszę. To moje najcenniejsze skarby – dodała staruszka wyciągając w kierunku łucznika swój tobołek.
- O czym ty w ogóle mówisz, kobito?
Zablokowany

Wróć do „Ekradon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość