Strona 8 z 9
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Wto Kwi 04, 2017 3:49 pm
autor: Nemain
Pierwsza myśl, która zastąpiła desperacką próbę trafienia do celu, zupełnie nie współpracującą bronią, był żal. Spojrzenie łowcy dusz, które spotkało wzrok centaura, było tak żałosne i może nie tyle ludzkie, co zwykłe. Charakterystyczne dla rozumnych istot pragnących żyć, że Nem nie mogła się nie zasmucić. Martwiła się jednak raptem ułamki sekund, gdyż zaraz potem jej myśli zostały zdominowane przez złość. Widząc zadowolonego z siebie minotaura, miała ochotę krzyknąć - " To nie mogłeś tak od razu, podczas gdy ja wydurniam się próbując strzelać z łuku ? No i jeszcze kolacje mam zrobić ? Co więcej, może masaż ? "
To ona dwoiła się i troiła ratuje ten durny las pilnując słabszych, a ten przyszedł, palnął jakieś zaklęcie Matki natury i wielki zwycięzca. Gdyby Nemain była wróblem czy kotem, to zapewne napuszyła by się oburzona.
No właśnie, zaklęcie. To był kolejny powód, dla którego centaur zamiast cieszyć się zwycięstwem jak to miał w naturze, kroczył jak na szpilkach. Nigdy nie czuła się dobrze przy magii natury. Powodowała ona u kopytnej nie mniejsze ciarki niż sztuki piekielne. Zawsze czuła się wtedy nie na miejscu. Dodatkowo miała wrażenie, jakby odczuwała dezaprobatę zawiedzionego rodzica. Może nie była takim centaurem jakiego oczekiwano, ale nikt, nawet sama Matka Natura, nie będzie jej mówić jaka ma być i co ma robić.
Pełna czupurnych przemyśleń, ruszyła kłusem najpierw po swój ukochany miecz, który tak sponiewierała by ratować niewdzięcznego Byka. Potem znów kłusem ruszyła w drogę powrotną, mijając w między czasie truchło piekielnego konia. Jak znajdzie jakąś olszynę, poprosi ją o zabranie stworzenia do podziemnego świata.
Zdolności kopytnej w kwestiach porozumiewania się z roślinami były nie tylko znacznie ograniczone, ale i wyjątkowo specyficzne. Dobrze porozumiewała się tylko z niektórymi gatunkami drzew i dość często wiązało się to ze sprzątaniem zwłok. Nie podobało się to ani jej klanowi, ani pewnie Naturze, ale nikt też nie był wstanie zabrać jej umiejętności, zakazać ich używania, ani zmienić karej buntowniczki.
Westchnęła siadając niczym duży dziwaczny pies, po przeciwnej stronie wielkiego dębu, tak by czuć wiatr a nie druida. Akceptowała go i jego zapach, ale to nie znaczy, że lubiła siedzieć w smrodzie. Westchnęła po raz kolejny, wreszcie w spokoju oddychając świeżym powietrzem i łagodniejącą z sekundy na sekundę atmosferą, wraz z rozpraszaniem się magii, która stopniowo kończyła uzdrawianie barbarzyńcy. Może przynajmniej wielki dąb zamiast się czepiać, doceni jej starania.
Słusznie zrobiła odchodząc. Krasnoludy były zatwardziałymi nacjonalistami, ale przynajmniej nie należały do fanatyków religijnych, były w pewnym sensie normalne, w przeciwieństwie do naturian.
Odpoczywając słyszała dyskusję driady i wróżki, nie będąc pewną czy powinna się śmiać czy płakać, ale chyba nie miała siły ani na jedno ani na drugie. Po za tym Nemain chyba wcale nie było do śmiechu, gdy przypomniała sobie klanowe zasady. Sinfee a tym samym każda inna liściasta były w takiej sytuacji jak centaurzyce. Nadrzędny cel istnienia - wydać na świat potomstwo.
Dodatkowo, w jej dawnej rodzinie nie było nawet możliwości wyboru partnera. Organizowano kilkudniowe zawody i to one wyłaniały zwycięzców, w liczbie odpowiedniej do obecnych w grupie kobiet.
Ledwie zdążyła zacząć swoje rozważania, a przyleciała Groszek. Nem uśmiechnęła się pogodnie, nie dając poznać po sobie targających nią rozterek.
- Tak, wspaniale sobie poradziłaś - pochwaliła wróżkę. Jakby nie było spełniła swoją misję doskonale, nawet jeśli w międzyczasie przysporzyła drużynie paru kłopotów. - Cała twoja osada, bo macie osady czy może żyjecie w klanach ? - zapytała trochę niepewna, bo o wróżkach nie wiedziała za wiele, zresztą tak jak o innych rasach. Ot posiadała bazowe informacje. - W każdym razie wszyscy mogą być z ciebie dumni, a jak jeszcze ocalimy Jarzębinę, to zostaniesz bohaterką na cały las.
Słysząc pytanie, zamyśliła się głęboko. Słowa Groszek były chaotyczne, ale udało jej się wyłapać kilka mających sens, po za tym podsłuchiwała rozmowę, więc domyśliła się o co mogło chodzić.
- Myślę, że coś nie coś wiem - odparła spokojnie centaurzyca - Nie będzie tego wiele, ale spróbuję pomóc - zwróciła się do Skrzydlatej, by zaraz potem krzyknąć w koronę drzewa - Sinfee przynieś mojego wilka i choć tutaj, gdzie powietrze świeże, bo górę, to swąd leci bardziej, niż można by przypuszczać.
Driada bardzo powoli i niepewnie wyszła z korony drzewa, nie będąc pewną reakcji kopytnej i stanęła gdzieś z boczku, jakby trawa parzyła ją w stopy.
Baal, gdy tylko został uwolniony z piskiem dopadł centaura, opierając się o jego brzuch i łasząc się jak kot, jednocześnie całym sobą mówił, że nie chce być więcej zostawiony na pastwę szalonych driad.
Leniwie głaszcząc czarną sierść podopiecznego, prawie, że ignorując jego histeryczne wybuchy uczuć, Nem zaczęła powoli tłumaczyć.
- Żeby przedłużyć gatunek musisz znaleźć partnera, ale właściwego dla siebie, takiego który będzie ci odpowiadał i będzie odpowiedniego gatunku. Świerk brzozy nie zapyli prawda ? - zaczęła metaforycznie, uznając, że porównanie do drzew będzie dla Sinfee najłatwiejsze do zrozumienia. - Ty jesteś jak taka piękna smukła brzoza, z tego tam leżącego śwerczyska nie będziesz miała pożytku - dodała wskazując chrapiącego jak smok mminotaura.
- Nie znam się na driadach, twoja siostra pewnie powie ci więcej, ale szukałabym kogoś z normalną głową, bez poroża i z dwiema nogami, to będzie bardzo dobry początek - zachęciła łagodnie. Cóż dla niej idiotyzmem było całe to przedłużanie gatunku, ale każdy decydował sam o sobie. Jedni się buntowali jak Kara, innym zasady, nakazy i zakazy były na rękę.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Pią Kwi 07, 2017 12:57 pm
autor: Agelatus
Przebudził się, gdy słońce chowało swoją rozczochraną głowę za horyzontem. Wielki dąb, pod którym spał minotaur szumiał spokojnie mnóstwem liści i rzucał coraz dłuższy cień. Barbarzyńca podniósł się flegmatycznie do pozycji siedzącej i przeciągnął. Mięśnie ramion stęknęły, ale ustąpiły posłusznie pod sygnałem z mózgu i wyprostowały w górę długie łapska. Kark delikatnie chrupnął podczas przekręcania wielkiego rogatego łba z boku na bok. Westchnięcie uniosło szeroką klatkę piersiową. Ziewnął, powstał i splunął. Trawa w miejscu, na którym leżał nieśmiało poczęła się wyprostowywać.
- Ale się dobrze spało! – warknął radośnie. Z pewnym zdziwieniem przyglądał się swojej nieskazitelnie czystej, odzyskanej łapie. Wpierw ją powąchał, potem liznął, żeby sprawdzić co ona taka dziwna. Żadnych ciekawych wniosków jednak nie wysnuł, więc olał kwestię.
Rozejrzał się po okolicy. Pod rozłożystą koroną wielkiego Drzewa skrywała się już praktycznie cała polana. Wzniesienie jakby zapadło się, teren na powrót zrobił się płaski. Widocznie korzenie wgryzające się w głąb ziemi dotarły do ukrytego pod kurhanem portalu i zlikwidowały go. Tak, na pewno o to miejsce chodziło Matce. Piekielny portal. Łowca dusz wszak nie wziął się tu znikąd. To raczej nie są istoty cierpliwie czekające pod ziemią, aż ktoś przypadkiem je uwolni. Przyszedł bezpośrednio z planu piekieł na swoją pierwszą wyprawę i chciał zawojować świat. Niefortunnie jednak dla siebie wkroczył na arenę prosto pod kopyta pokornego sługi Natury. I równie szybko wrócił skąd przyszedł. Długo tu nie zabawił, zasług piekłom żadnych nie przysporzył, a tylko dał się po frajersku wygnać, a co najgorsze, odsłonił świetnie ukryty dotychczas portal przejścia, i pozwolił na jego zamknięcie. Podsumowując jego dokonania czarny władca podziemia pewnie w ramach zapłaty wymierzy mu co najmniej parę klapsów, albo postawi do kąta na czas jakiś, ale to już Agelatusowi latało koło zadu. Razem z wielkimi muchami.
Po drugiej stronie drzewa, schowane za jego wielkim pniem zobaczył swoje koleżanki i ciapowatego wilczura. Centaur siedziała naburmuszona, a żarcia oczywiście nie było. Tradycyjny kobiecy foch. Nic dziwnego, przegrała zakład. Nie przejął się tym zupełnie. Przejdzie jej. Tylko kolacji trochę szkoda. Mała driada przyglądała mu się jakoś dziwnie. O co chodziło? Nie był pewien czy kiedykolwiek zrozumie. Z tego co dotychczas dane mu było ją poznać, to umysł tej niewiasty chadzał swoimi drogami, zupełnie nie korzystał z twardych traktów logiki, a z utartych szos ogólnie akceptowanych schematów nie korzystał w żadnych zakresach. Poza tym cóż, kobieta. „Jak nie pokochasz to nie zrozumiesz.” – przypomniało mu się wyrwane z kontekstu mądre stwierdzenie poczciwego mentora. Nie wiedział co mogłoby to oznaczać w tym akurat przypadku. Pokochać driadę? „Miłość jest wtedy, kiedy do czterdziestoletniej kobiety wciąż mówisz „moja maleńka” i kiedy patrzysz, jak ona je, a sam nie możesz nic przełknąć. I wtedy, kiedy nie zaśniesz, zanim nie dotkniesz jej brzucha. Miłość jest wtedy, kiedy stoicie pod drzewem, a ty marzysz o tym, żeby się przewróciło, bo będziesz mógł ją osłonić.” – znów stary szaman przypomniał się mu ze swoimi mądrościami. Nie czuł tego. Bardziej żałowałby drzewa. Nie kocha, zatem nie zrozumie driady. Zgodnie zatem ze swoim zwyczajnym sposobem rozwiązywania problemów, które nie miały dla barbarzyńcy żadnego konkretnego znaczenia, wzruszył ledwie ramionami i wypchnął myśli na ten temat ze swojej głowy.
Płowy wilk zachowywał się nie jak wilk, a bardziej jak kotowate, namolnie łasząc się do nóg swojej właścicielki i usilnie zabiegając o atencję. Natomiast mała wróżka fruwała radośnie wokół całego towarzystwa, szczęśliwa z monumentalnego efektu swoich starań. Radość aż tryskała. Chciał ją jakoś pochwalić, ale jako jedyna się nie przedstawiła, miał więc drobny problem jak się do niej zwrócić.
- Dobra robota Bzyczku – odezwał się wreszcie, używając wymyślonego wcześniej przezwiska. – Nie doceniałem cię. Sorry.
Zamilknął znów i patrzył na towarzyszki. Drzewo-Strażnik wyrosło, piekielny portal zniknął. On swoją misję wykonał, one też. Zastanawiał się co dalej. Nemain była obrażona, a że nie chciał jej bardziej denerwować, dlatego zwrócił się do skrzydlatej:
- Co z twoimi jarzębinami? Gadaliście już Matką? – poklepał korę wielkiego dębu.
Jakby na komendę sieć pęknięć i zagłębień w pniu ukształtowała się w brzydką, chropowatą twarz wiekowej kobiety. Dąb stęknął i z parchatej gęby przemówił subtelnym głosem Matki Natury.
- Dobrze się spisaliście drogie dzieci! Dziękuję wam. Każde pojawiło się tu w innym celu, ale potrafiliście współpracować, jak rodzeństwo. Jestem z was dumna.
Następnie zwróciła się do Groszek:
- Jarzębinę da się uratować, ale droga do celu jest niebezpieczna. Postanowiłam, że jeśli dalej będziecie kontynuować tę misję, to Agelatus wam pomoże. Mimo wszystkich jego wad, zaręczam wam, że naprawdę szybko przestanie was męczyć jego śmierdząca obecność. Napisane jest bowiem w księdze Przysłów: „Gdzie są woły, tam jest gnój. Ale dzięki pracy wołu plon jest obfity.”
Minotaur klapnął na murawę przysiadając sobie pędzelkowatą końcówkę byczego ogona. Nie wiedział o co chodziło Matce z tym śmierdzeniem, ani tym bardziej nijak nie potrafiłby wymienić, która cecha charakteru zalicza się do tych jego rzeczonych wad, ale nie protestował, tylko był cicho i słuchał dalej z uwagą.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Nie Kwi 09, 2017 12:43 pm
autor: Groszek
Sinfee z wyrazem ulgi na twarzy wsłuchiwała się w wyjaśnienia udzielane jej przez Nemain. Niewiele z nich rozumiała, ale ogólny sens wypowiadanych przez centaura słów, jasno sugerował, że najbliższa przyszłość driady wcale nie musi rysować się w tak ponurych i wątpliwych aromatycznie barwach. W tym momencie Kopytna traktowana była przez Sinfee jako duchowy przewodnik, wiedzący wszystko o życiu, rad którego nie należy lekceważyć.
- Powinien mieć nogi, żadnych rogów, i normalną twarz. Zapamiętam. – Uznała rozpromieniona driada. W tym momencie do dyskusji włączyła się Groszek.
- No co ty, przecież jesteś Lisciatą. Prawda? To znaczy że jesteś tak trochę drzewem.
- Nie jestem drzewem, znaczy się przynajmniej nie dosłownie. Wiem że niektóre moje siostry tak wyglądają i w sumie ja też mogłabym … No ale…, to trochę skomplikowane. Jest symbioza, zmiana formy, więź i poczucie jedności, to coś co łączy mnie z moim… dobra, dla uproszczenia przyjmijmy że jestem drzewem. – Poddała się Sinfee wiedząc niezrozumienie na twarzy wróżki. Gdyby była przy niej Aliana na pewno pomogłaby jej wybrnąć z kłopotliwej sytuacji, nie licząc oczywiście karcącego spojrzenia za to iż driada tak niewiele może powiedzieć o swoje rasie.
- I co z tego? – Dodała Lisciata?
- Nie rozumiesz? Właśnie dlatego pozwalamy Rogatemu Pyszczkowi leżeć tam gdzie teraz gnije. – Skrzydlata wyraźnie uradowała się że doszły do porozumienia. – Ponieważ wszystkie drzewa są zadowolone jak coś się pod nimi rozkłada. Przecież właśnie z truchła, próchnicy i zgnilizny czerpią siły witalne. To taki ich nawóz do życia.
- Że co?
- No trochę to pewnie i cuchnie, jednak wniosek jest z tego taki, że kto jak kto, ale ty powinnaś lubić Rogaty Pyszczek najbardziej.
- Dlaczego ja? Ja się go boję. – Protestowała Sinfee jednocześnie uświadamiając sobie, że nie chce robić niczego co byłoby niezgodne z jej naturą. Nawet jeżeli ta ostatnia była tak dziwaczna jak to opisywała Groszek. – W porządku, przyznaję. Boje się, ale i tak go lubię.
- A widzisz.
Jakby dla potwierdzenia stworzonej przed chwilą teorii o związku minotaurów z driadami, wokół drzewa dał się słyszeć głos Matki, która potwierdziła towarzyszkom że Agelatus jest im pisany. Zdając sobie sprawę kogo ma przed sobą Sinfee natychmiast przyklękła na jedno kolano, pokornie spuszczając głowę, natomiast Groszek nadęła policzki w wyrazie oburzenia.
- Hej, chwileczkę, Nie tak się umawiałyśmy. Miałaś nam powiedzieć konkretnie gdzie znajdziemy duszę Jarzębiny.
- Mapa centaura wskaże wam drogę. – Po raz ostatni odpowiedziała Matka ściszonym głosem, znikającym w oddali.
- Jak to mapa? Tylko nie to. Przecież tam nic nie ma. Tylko papier i jakieś kreski. No i wszystkie wróżki które namalowałam na niej wcześniej. Oszustka! Chodziło mi o prawdziwą Jarzębinę, a nie tą mojego autorstwa. – Groszek była załamana. W temacie map wiedziała mniej więcej tyle samo co żaby o szybowaniu w powietrzu.
Na szczęście w sprawie trudnych pytań miała do pomocy Nemain. No i Lotkę, o ile ta w końcu zamierzała się obudzić.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Pon Kwi 10, 2017 11:02 pm
autor: Nemain
Nie kontynuowała dyskusji, pozwalając Groszek i Sinfee na swobodę rozważań. W sumie to nie wiedziała czy jakby driadę podlać gnojówką, to ta bardziej urośnie, albo mocniej się zazieleni. Wydawało się to dość absurdalnym pomysłem, a i wróżka nie zawsze była najlepszą wyrocznią w życiowych kwestiach, ale Nem uznała, że nie jest istotą dostatecznie wykwalifikowaną w hodowli liściastych wojowniczek, by się spierać.
Jakby wzywany obgadywaniem żeńskiej części drużyny, druid obudził się z całym swoim wdziękiem, a zaraz po nim, o zgrozo, drzewo ożyło i to w bardzo nieprzyjemny, powodujący ciarki, przynajmniej u centaura, magiczny sposób.
Wszystkim towarzyszyło jakieś nabożne posłuszeństwo, no może prawie wszystkim, bo Groszek wydawała się niewzruszona, z wyjątkiem Nemain, która poczęła się cofać. Byle znaleźć się przynajmniej parę kroków od drzewska które postanowiło nie tylko gadać, ale uznało, że przemówi głosem Matki Natury.
Minotaur uznawał kopytną za naburmuszoną, ale tak naprawdę dopiero teraz Nem się w pełni nastroszyła i z każdym słowem drzewa nastrój ten się pogłębiał. Co to za gadki o wołach i gnoju. Dobre dla rolników, a ona nie tylko była kowalem, to mieli uratować wróżkę, nie sadzić pomidory. Oczywiście jakby tego było mało, to dąb powiedział parę zdań o zupełnie nie jasnym i nie trzymającym sensu przekazie, snując jakieś przysłowia i prawie zagadki, jednocześnie nie przybliżając im celu w nawet najmniejszy sposób. Tak samo gadała starszyzna. Potrafili ględzić jakieś bzdety godzinami, a z pogadanki wychodziła równie głupią jak weszła, była co najwyżej bardziej znużona i zdeterminowana by opuścić klan. Tym razem jednak obiecała pomóc, nie mogła odejść. O ile obecność rogatego wcale jej nie przeszkadzała, o tyle ingerencja sił natury, o wątpliwej wartości owszem.
Całe szczęście skrzydlata była chyba podobnego zdania, gdyż na głos wykrzyczała swoją opinię o "pomocy" Matki. Jak się okazuje, jedyną normalną osobą w grupie była wróżka, która nie wiedziała co to mapa.
No właśnie, mapa. Nem z westchnięciem otworzyła juki, znajdując właściwą kieszeń, jak się okazuję, tę samą w której leżała Lotka. Delikatnie wyjęła ptaka razem z mapą i zarówno zwierzątko, jak i ich jedyną nadzieję ułożyła na trawie.
Gdy tylko rozpostarła pergamin, jej oczom ukazała się niewielka zielona plamka.
" I jeszcze zabrudziła mi mapę !" - chciała krzyknąć gniewnie pod adresem całkiem niepomocnej Boskiej siły. Tak jakby nie mogła powiedzieć gdzie mają iść.
- Naszym celem wydaje się być Kryształowe królestwo, a przynajmniej tak twierdzi ona - powiedziała z zupełnym brakiem szacunku. Tyle zachodu, uratowali puszczę, posadzili drzewo, a "Wielka Matka Natura" nie mogła im nawet powiedzieć co mają robić w tym kryształowym królestwie, gdy je w końcu znajdą. - Nic więcej nie wiem, będziemy musieli pytać na miejscu - wyjaśniła, uprzedzając ewentualne pytania skrzydlatej i reszty zespołu.
Może chociaż elfy pozna. Było by to całkiem przyjemnym zwrotem wydarzeń, o ile pozwolą jej z takowymi zawrzeć znajomość. Kto wie w końcu, czego by się można spodziewać po półbyku z drągiem, udającego się do uszatych.
W trakcie gdy centaur prezentował kierunek ich podróży, na tle lasu, zaczęły się odcinać postaci Aliany z pozostałymi driadami, które przeżyły walkę z pająkami.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Wto Kwi 11, 2017 11:02 pm
autor: Agelatus
- Macie mapę i nie wiecie gdzie iść? – bardziej stwierdził niż zapytał. Nie czekał na odpowiedź, spuścił głowę zrezygnowany i litościwie przemilczał to, co pomyślał na ten temat. Jednak niektórzy faktycznie nadawali się wybitnie tylko do zbierania żołędzi. Albo opowiadania kawałów o dzielnych driadach.
Matka faktycznie powiedziała niewiele. Zawsze tak było, gdy ktoś nie miał zamiaru jej słuchać. Bogini nie będzie strzępić języka dla ignorantów. Milczał. Nie podniósł się. Leżał nadal na boku, żując źdźbło trawy. Bawił się podrzucając i łapiąc olbrzymie jabłko. Czekał na dalszy rozwój wypadków. Zgodnie z rozkazem miał tylko stanowić dla nich wsparcie, a nie przejąć dowodzenie nad tą cywilbandą. Dlatego decyzja co dalej, powinna zapaść między dziewczynami. Skoro mieli mapę, wszystko wydawało się jasne, ale nie chciał siłą wprowadzać swojej logiki, a w ich pokrętną za żadne skarby nie chciał się zagłębiać. Dlatego patrzył tylko i czekał. Centaurzyca wspomniała coś o kryształowym królestwie. Dla niego to było bez różnicy gdzie, ale jeśli zwalisty barbarzyńca faktycznie miał się tam udać, to niezbyt dobrze wróżyło to miastu postawionemu z delikatnego kryształowego budulca.
Gromadka driad zbliżała się od ściany lasu do siedzących, z rozdziawionymi buziami podziwiając wyrosły na dawnym kurhanie monumentalny Pomnik Natury. Na ich widok roztrzęsiona Sinfee podniosła się i szybkim krokiem podbiegła do kobiety idącej na przedzie, nieco wyższej niż pozostałe, widocznie jakiejś przewodniczącej. Ożywionym głosem coś jej opowiadała, zapewne ostatnie wydarzenia na polanie, gestykulując przy tym gwałtownie, ale również co chwilę w odpowiedzi na pytania przełożonej pochylając głowę i rumieniąc się w zawstydzeniu. Starsza w końcu jednak uciszyła gadułę gestem ręki. Driady zatrzymały się przy centaurze, a tylko ich dowódczyni po krótkiej chwili namysłu skierowała swe kroki ku rogatemu. Podeszła sama, nie wiadomo jednak czy pozostałe driady usadził rozkaz szefowej, czy były zbyt onieśmielone naturalnymi perfumami minotaura. Wielki barbarzyńca przewrócił się na wznak.
- Jestem Aliana - zaczęła rozmowę - najstarsza z tutejszych opiekunek lasu. Z kim mam.. khe khe.. – zakrztusiła się intensywnym aromatem zjełczałego potu, ale uprzejmie dokończyła pytanie – ..przyjemność?
- Agelatus – mężczyzna uniósł tylko jedną dłoń w górę i w geście powitania rozcapierzył palce.
- A co tu.. khe khe.. robisz? – zapytała nieco zatroskana o stan sanitarny tego miejsca.
- Ja? – wydawał się być zdziwiony pytaniem. – Ja tu tylko sprzątam – odparł, zupełnie niezrażony tym, że po niedawnej bitwie ta kiedyś piękna fiołkowa polana, głównie dzięki niemu przedstawiała iście żałosny widok, stratowana dzikimi szarżami, podziurawiona od ciężkich tąpnięć i skoków, poryta szramami odsłaniającymi czarną glebę, zupełnie jakby była zaorana pod zasiew. Rozejrzała się po swojej biednej domenie i cichszym, zrezygnowanym głosem kontynuowała rozmowę:
- Sifnee twierdzi.. khe khe.., że Matka kazała ci nam pomóc…
- Szaman klanu Pradrzewa, do usług. – głośnym ryknięciem wszedł jej w słowo. Kultura osobista nie była jego głównym atutem. Driada z widocznym wysiłkiem przełknęła barbarzyński brak ogłady. To był szaman. Mógł rozwiać pewne wątpliwości. Wróżbici minotaurów znali się na odczytywaniu Jej Woli.
- Mógłbyś zapytać Matki o jakieś konkretniejsze wytyczne?
- Mógłbym – odpowiedział druid, ale nie ruszył się z miejsca i tylko bębnił palcami po swojej klatce piersiowej, ciągle wpatrując się w rozłożyste gałęzie Pradębu.
- To zapytaj – poprosiła po dłuższej chwili wyczekiwania.
- A uwierzycie, że to od Niej?
Obejrzała się na towarzyszki. Jej wzrok zatrzymał się dłużej na Nemain i Groszek. Na chwilę zwątpiła, ale mimo to gdy popatrzyła ponownie na barbarzyńcę rzekła:
- Nie mogę ręczyć za wszystkie osoby tutaj, ale za swoje driady owszem.
W zasadzie tyle wystarczyło minotaurowi. Podniósł się powoli, usiadł krzyżując bycze nogi i pierwszy raz popatrzył w oczy dowódczyni driadziej partyzantki.
- Odpocznijcie. Może mi to zająć chwilkę.
Czystą, odzyskaną prawą ręką uniósł swój kostur i dotknął nim kory Świętego Dębu. Zamknął oczy. Ciche mruczenie dobywające się z jego przepastnej gardzieli świadczyło, że rozpoczął medytację; rozmowy z duchami; wróżby. Aby porozumieć się z Nią. Jednak nie tak nachalnie jak poprzednio, by niepotrzebnie nie płoszyć zbieraniny marud, gburków, ciamajdek, śpiochów i gapciów zgromadzonych na polanie. Kiwał się rytmicznie dobry kwadrans, pomrukując gardłowo, nieco podobnie do gniazda szerszeni. W końcu jednak otworzył oczy i przemówił:
- Mamy znaleźć elfa imieniem Yrinjakis – powiedział, płynnie szeleszcząc w mowie naturian – arcymaga, znawcę magii przestrzeni, twórcę portali, klucznika bram międzyplanowych. Pomoże nam przejść w inny wymiar, a potem stamtąd wrócić. Wszystko, żeby ratować jakiegoś szczyla. Co to ma wspólnego z wróżkami tego nie wiem, ale tę drobną nieścisłość może nam wyjaśni małe, zielone, skrzydlate „BUU” – wlepiając gały w Groszek wydął policzki jak jeszcze niedawno wydymała je wróżka do Matki Natury. Po chwili przestał i wracając wzrokiem na Alianę dokończył – chociaż to ostatnie to niekoniecznie.
Driada mimowolnie się uśmiechnęła, widocznie też miała ze skrzydlatą istotką utrapienie i znała jej kompetentność we wszelkich możliwych dziedzinach. Minotaur zaś dodał jeszcze.
- Blondyna idzie z nami. – wskazał palcem Sinfee – Matka chce, żeby poznała swojego mężczyznę.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Czw Kwi 13, 2017 9:25 pm
autor: Groszek
Na polanie zrobiło się zbyt tłoczno i gwarno by wróżka była w stanie ogarnąć całość wydarzeń. Zwykle w takich sytuacjach po prostu odcinała się od tego co sama uznała że mniej ważne. Dyskusji Aliany z Rogatym Pyszczkiem nie słuchała wcale, a z opowieści Sinfee tłumaczącej siostrom skąd w ogóle wziął się mino – aur rozumiała niewiele, podobnie zresztą jak z uwag wymienianych sobie przez poszczególne driady. Skrzydlata koncentrowała się na Nemain i swojej Lotce. Tej ostatniej musiała w jakiś sposób wyjaśnić cały szereg tajemniczych okoliczności, które doprowadziły do częściowego paraliżu grzbietu małego ptaka. Natomiast Kopytna pochylała się nad mapą. Groszek kompletnie nie wiedziała po co, a mimo to w jakiś sposób uznała ten rytuał za ważny.
Naśladując miny i gestykulację przyjaciółki, Skrzydlata udawała, że również z zapartym tchem studiuje kawałek papieru. Latała wokół trzymanej przez centaura mapy, tak jakby możliwość spojrzenia na nią pod każdym kątem i z wszystkich możliwych stron, pozwalało lepiej analizować „to coś”.
- Od początku wiedziałaś dokąd powinnyśmy iść, a mówisz nam o tym dopiero teraz? – Nie wytrzymała wróżka, przegrywając walkę z swoim zniecierpliwieniem. – To gdzie znajdziemy te królewskie kryształy, tak potrzebne do uratowania Jarzębiny?
Nagle rozmowy na polanie zostały zdominowane przez pełen protestu wrzask Sinfee.
- Ja? Ale dlaczego ja? Nie chcę nikogo poznawać! Nie zakwitnę od tego! Może dałaby się go lubić na odległość?
- To wielki zaszczyt, sama Matka cię wybrała. Powinnaś być z tego dumna. – Krótko ucięła Aliana, po czym zwróciła się do Minotaura. – Rozumiem że to ciebie uczyniono odpowiedzialnym za drużynę. A zatem chroń ją…
Przywódczyni Liściastych pchnęła swoja siostrę prosto w potężne ramiona Agelatusa. Sinfee trzęsła się z przerażenia niczym liść na wietrze.
- Jestem brzozą. – Piszczała z strachu, mając nadzieję że „diabeł” będzie znał te same metafory co centaury.
Uznając temat za zamknięty driada skierowała swoje kroki w kierunku Nemain, oddając centaurowi pokłon.
- Jestem ci niezmiernie wdzięczna za uratowanie naszego lasu i moich sióstr. – Oznajmiła Pierwsza Wśród Straży, jasno dając do zrozumienia komu przypisuje wszystkie zasługi w zakończonym właśnie boju. Samego minotaura chociaż traktowała z szacunkiem, uważała za szkodnika, którego im szybciej pozbędą się z lasu, tym więcej drzew uda im się zachować w naturalnej pozycji. – Teraz gdy wasz cel jest już jasny, nie pozostaje mi nic innego jak życzyć ci powodzenia. Zaiste jest to dość niezwykłe. Tak liczna drużyna w trosce o jedna małą wróżkę. Oczywiście Sinfee się do was przyłączy i będzie wam służyć swoją pomocą.
- Wygrałyśmy? – Nie dowierzała Lotka. – Dlaczego nic nie pamiętam?
- Moim zdaniem zasłabłaś z przemęczenia – natychmiast odpowiedziała Groszek – ale mogą znaleźć się tacy którzy będą mieli inne teorie.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Czw Kwi 13, 2017 10:34 pm
autor: Nemain
Stała nad mapą, jakby w jakkolwiek miało jej to pomóc, podczas gdy Agelatus rozmawiał z driadami. Jednym uchem słuchała ich rozmów, w między czasie wyrabiając sobie własną opinię. To musiała być jakaś zemsta Matki natury, na pewno tak. Starszyzna wiecznie ją straszyła, że odwracanie się od prawidłowej natury centaura kiedyś się zemści i wykrakali. Oczywiście, że nie wierzyła by najazd i możliwa zemsta niekoniecznie pomocnej Matki natury był jej winą. Winiła za to starszyznę i ich czarnowidztwo, samej nie mając zamiaru zmieniać raz obranej drogi.
Gdy druid zaczął medytować Nem próbowała palcem zetrzeć paskudną zieloną plamę zostawioną przez nawiedzony dąb.
- Nie wiedziałam - opowiedziała spokojnie, drapiąc kleksa paznokciem, bez żadnego widocznego skutku - Drzewo napluło w jakiejś marnej namiastce przekazu - spojrzała oskarżycielsko na jeszcze chwilę temu gadający pień - W żałosny sposób wskazując kierunek.
- Gdzie znajdziemy nasz cel … - powtórzyła pytanie, mówiąc do siebie i patrząc w niebo, by zorientować się w kierunkach - W lesie, a musimy iść - znów zawiesiła na chwilę głos, obracając się i szukając właściwego kierunku - Tam - wskazała ręką gdzieś na wschód.
W tym samym momencie druid obudził się, rozpoczynając jakąś hecę z poznawaniem mężczyzny. Nem miała wątpliwości, czy to Matka natura była dość szurnięta by swatać byczysko z driadą, czy barbarzyńcy trzymały się żarty. Jeśli to drugie, to były one mało smaczne, bo liściaste dziewczę gotowe było zejść na atak serca.
Najwyraźniej Aliana była wyjątkowo spokojną driadą, albo tyle przeszła z ich szalonym mini oddziałem, że nic nie było wstanie wyprowadzić jej z równowagi. Co prawda jawiła się jeszcze trzecia opcja, że teraz to nie będzie jej problem. Pozostawiła rozmyślania bez odpowiedzi.
Skromnie przyjęła gratulacje od pierwszej, w myślach już mniej skromnie uznając, że jednak driady to mądre stworzenia, skoro rozpoznały komu należą się podziękowanie. Skinęła pierwszej głową z wdzięcznością i na pożegnanie jednocześnie i zaczęła zbierać drużynę do kupy.
- Tak Lotko, zasłabłaś - przytaknęła, patrząc jednoznacznie na Groszek, iż utrzyma ich sekret w tajemnicy, o ile ta zapamięta by więcej nikogo nie ratować. Na dobrą sprawę podanie ptakowi prawdziwych informacji doprowadziło by jedynie do niepotrzebnej histerii.
- Zbierajcie się , ruszamy - odezwała się jeszcze raz do skrzydlatej części grupy, po czym podeszła do minotaura i driady.
Nieszczęsną Sinfee, otoczyła ramieniem stawiając ją u swojego boku - Choć brzozo. Świerczysko, kopytkuj radośnie - Barbarzyńcę klepnęła w plecy, z siłą adekwatną do jego rozmiarów, wyraźnie dając do zrozumienia, że czas ruszać.
- Na wschód - wskazała kierunek jeszcze raz, tym, którzy mogli tego nie zobaczyć za pierwszym razem. Nie czekając na dalsze reakcje ruszyła raźnym stępem kierując się w stronę lasu.
Sinfee z ulgą powitała ramię centaura i teraz przylgnęła do kopytnej jakby od tego miało zależeć jaj życie. Prawdopodobnie gdyby tylko mogła to objęła by Nemain w pół, a najlepiej wsiadła na jej grzbiet przytulając się do pleców centaurzycy.
Wyprawa zapowiadała się iście niezwykle, tak jak to określiła driada. Mieli znaleźć jakiegoś elfa wskoczyć w coś zwanego portalem, a potem tu wrócić. Cuda na kiju po prostu. Nem jednak najbardziej cieszyła się, że wreszcie pozna elfów. Ciekawe czy wyglądają tak jak o nich mówią. Ciekawe czy są mili. W ogóle to ciekawe jak zareagują widząc ich eskapadę. Co jeśli okażą się nieprzyjazne ? Krasnoludzcy bracia nie mieli najlepszych opinii o uszatych. Wtedy też kolejna prawda dotycząca elfiego ludu, przypomniała się Karej. Łucznicy ... Przecież idą do miasta, miasto ma pewnie mury obronne, albo przynajmniej jakąś basztę czy dwie, ostrzał z wysokości byłby sytuacją tragiczną w skutkach, dla podróżników oczywiście.
Całe szczęście Nem nie była ani tchórzem ani pesymistką, bo w takim wypadku zatrzymała w momencie, odmawiając dalszej wyprawy.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Pią Kwi 14, 2017 12:47 am
autor: Agelatus
Czy tylko minotaur w tym towarzystwie wiedział skąd się biorą driady? I że parzą się tylko z ludźmi albo elfami? Istny dom wariatów. Zgraja popieprzonych dziewuch z wyliniałym psem na kupę. Choć akurat strachliwy kojot wykazywał się największym rozsądkiem z tej całej zbieraniny. Jako jedyny nie sprawiał wrażenia chorego psychicznie. Poza nim wszystkie te idiotki swatają wielkiego barbarzyńcę z tą blond chudziną. Tak jej nie lubią, że wpędzają małe biedne dziewczę w kompleksy i przyprawiają o hercklekoty? Czy są o coś zazdrosne? Rodzaj babskiej zawiści? To jakaś zemsta? Kręcą je perwersyjne związki pomiędzy rodzeństwem? A może po prostu chcą się jej pozbyć? Ale dlaczego? Wydawała się nawet sympatyczna, zgrabna i całkiem urocza w tym swoim wiecznym zakłopotaniu. Oczywiście zupełnie nie w jego typie. To tak jakby porównywać baobab i stokrotkę. Nie ta bajka. Co nie zmienia faktu, że nie mogła się nie podobać. Rzeczywiście, była mało rozgarnięta, ale od kogo w takim towarzystwie miała się czegoś mądrego nauczyć? Toć te kretynki wpychały ją bez zastrzeżeń w ramiona ledwie poznanego przybysza. Wystarczyło powiedzieć, że tak chce Matka. To dlatego barbarzyńcy szli do walki tylko w męskim towarzystwie. Możemy sobie nawzajem wybijać zęby i łamać rogi w zapasach, ale jeśli dochodzi do konfrontacji z obcymi, to idziemy w bój ramię w ramię. Jak trzeba, to i życia własnego nie szczędząc. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. A tu? Fajna ta babska solidarność. Można przypuszczać, że oddałyby koleżankę każdemu, nawet gdyby zjawił się tu po małą sam czart piekielny. O ile smarkatą Groszek można było tłumaczyć, że pojęcie o świecie ma niewiele większe niż żołędzie, o których cały czas gadała. O ile centaurzyca mogła nie wiedzieć nic o prawach Natury, bo wolała szukać szczęścia pod ziemią wśród bandy zakochanych w złocie pokurczów. Ale szefowa zgromadzenia driad? Doprawdy, gdyby nie znał troskliwości Matki w stosunku do swojej dziatwy, to nie posiadałby się ze zdumienia, że ta zbieranina oszołomów jeszcze nie wyginęła.
Zrobiło mu się żal Sinfee.
- Bez nerwów siostrzyczko – Agelatus pochylił się z troską nad drobną niewiastą – nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze. Dostarczę Cię całą i zdrową do tego elfa, którego Ci przeznaczyła Matka. A który niespodziewanym zbiegiem okoliczności będzie również w stanie pomóc nam z tą całą Jarzębiną. – Pogłaskał ostrożnie głowę dziewczynki lekko paternalistycznym gestem i mrugnął porozumiewawczo. – Bądź spokojna, Matka zawsze wie co robi.
Nemain sprzedała mu klapsa w plecy. Gdyby tego nie widział, to w zasadzie po samej sile klepnięcia nie mógłby jednoznacznie stwierdzić co zaszło. Siła uderzenia była tak ledwie odczuwalna, że w zasadzie równie dobrze mogła pochodzić od patykowatej dłoni centaurzycy, jak i od małej wróżki, gdyby ta z rozpędu przywaliła w kołduniastą grzywę na jego plecach.
Patrząc na zbierającą się do podróży kompanię zastanawiał się, czy powiedzieć głośno o jeszcze jednej rzeczy przekazanej przez Matkę. Interesowałoby to wyłącznie centaurzycę. Przyglądał się szczupłym plecom oddalającej się karej i stwierdził, że poczeka, aż kopytna przestanie się na niego dąsać. Wtedy rzeczywiście ucieszy ją wiadomość, że Matka zupełnie inaczej rozliczyła ich pojedynek w zabijaniu przeciwników. Łowca Dusz nie zginął tylko został odesłany, zatem punkty za niego przepadły. Nemain zwyciężyła sześć do dwóch. Może gdy to usłyszy, to wtedy znów okaże ten swój uśmiech, którym mogła zdobyć cały świat.
Niespiesznie schylił się po swój kostur, podniósł go i wspierając się grubą lagą ruszył za osobliwą gromadą, której kazała mu pilnować Matka Natura.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Nie Kwi 16, 2017 11:24 am
autor: Groszek
Pokrzepiona odniesionym sukcesem, drużyna naturian wyruszyła w dalszą podróż, w kierunku zgodnym z uzyskanymi zawczasu informacjami. W czasie tej drogi Sinfee starała się iść tak aby odległość pomiędzy nią a minotaurem była jak największa. Gdy Agelatus szedł z przodu, driada wlokła się za grupą, natomiast gdy tylko szaman zwalniał, omijając go szerokim łukiem, łuczniczka wysforowywała się na czoło kolumny. W czasie tej osobliwej mijanki, Sinfee dbała o to, aby między nią a Rogatym Pyszczkiem zawsze znajdowała się Nemain. Driada wkładała wiele wysiłku aby jej działania wyglądały na naturalne, co tym bardziej nadawało im cech celowości.
Nad głową łuczniczki cały czas szybowała Lotka. Ptak – wierzchowiec koniecznie chciała się dowiedzieć wszystkiego co zaszło od momentu utraty przez nią przytomności. Miała świadomość powagi wydarzeń, a fakt iż sama nie wzięła w nich udziału niezmiernie ją bulwersował. Poza tym wyczuwała jakiś spisek pomiędzy Groszek a centaurem, dlatego źródła informacji starała się poszukać u Sinfee. Niestety driada nie była skłonna do rozmów. Raz, że miała na głowie własne problemy, a dwa, w czasie zakończonej batalii nie wsławiła się niczym godnym opowieści, dlatego wolała unikać tematu.
- Nemain zabiła mnóstwo pająków, drzewo wyrosło i tyle. – Wyjaśniła nieco zakłopotana Sinfee.
- Jak to tyle? A on? – Upierała się Latka wskazując na minotaura. – Skąd się wziął i dlaczego jest teraz z nami. Musi być w tej historii coś więcej.
- No…. on…. Przyszedł i …. Jest mężczyzną.
- I co to niby oznacza?
- Nie mam pojęcia.
Lotka nie była jedynym skrzydlatym, który uprzykrzał drogę dużo większym od siebie osobnikom. W czasie gdy ptak nagabywał driadę, Gorszek przysiadła na głowie centaura, zamęczając Nemain swoimi opowieściami o tym co sama znała najlepiej, czyli o wróżkach i swoim domu.
- Skoro istnieje druga Jarzębina, to pewnie jest też druga Groszek. – Wysnuła teorie Skrzydlata. - I to w tym samym miejscu, bo przecież my jesteśmy nierozłączne. Znaczy się nie od zawsze. Na początku nam się specjalnie nie układało. Chociaż obie zostałyśmy przydzielone do opieki nad Sokownikiem. Jarzębina miała mi za złe, że jestem natrętna, za dużo gadam, brudzę, i znoszę do jej domu mnóstwo prezentów. Było to dość dziwne, bo przecież każdy lubi dostawać prezenty. Na przykład taka muszla ślimaka, albo żołędzie, kolorowe liście czy pióra, a raz to nawet znalazłam fragment poroża. Jarzębina ciągle się na mnie wsiekała wiec w ramach przeprosin znosiłam jej tego coraz więcej. A potem była ta straszna burza. Mój dom przeciekał, a okazało się że ona boi się grzmotów, więc obie wybiegłyśmy szukając pomocy, wpadając na siebie w połowie drogi. Raz nawet uratowałam ją przed chrząszczem pancernikiem.
W każdym razie myślę, że było by cudownie, gdyby nagle okazało się że jest mnie dwie. Tylko że nie mam dla siebie prezentu. A ta druga Groszek z całą pewnością będzie cos dla mnie miała. Myślisz że mogłabym dać jej tego wielkiego żołędzia z drzewa strażnika? Ciągle masz go w torbie, tak? A ty masz kogoś bliskiego?
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Nie Kwi 16, 2017 7:37 pm
autor: Nemain
Tak jak u minotaura wewnętrzne rozmyślania obudziło zachowanie driad. Rogaty bulwersował się w myślach, że łatwo było by oszukać driady, wystarczyło powołać się na wolę Matki i nie wykazywały się wystarczającą solidarnością. Tak można by znaleźć wspólny mianownik z niezadowoleniem Nemain. To co on odbierał jako naburmuszenie kopytnej, było może faktycznie naburmuszeniem, ale z zupełnie innej przyczyny, niż pewnie przypuszczał. "Matka tak chce". Kopytna słysząc Matka tak chce, w myślach jeżyła się jak rozzłoszczony kot i Agelatus nie miał z tym wiele wspólnego, a na pewno nie był winien niezadowoleniu centaurzycy.
Od dziecka każdą odpowiedzą na zadane przez nią pytanie było "bo Matka tak chce". Matka to Matka tamto. Podróżować nie wolno bo jest nas mało i mamy się trzymać razem, "Matka chce byśmy chronili tę ziemię". Masz wydać na świat potomstwo, to twoje najświętsze zadanie, "Matka tak chce". Masz uczyć się o lesie, roślinach i powinnościach dobrego centaura, "bo Matka cię po to stworzyła". Nie bratamy się z innymi rasami, bo jesteśmy bezpośrednimi dziećmi Matki, oni nie. Cała litania tego była i teraz wszystkie wspomnienia, które pokryły się kurzem dziesięcioleci, teraz ożyły, budząc dawno uśpiony bunt.
Od razu Kara zaczęła się wewnątrz stawiać, nie wiele trzeba, a zaczęła by wierzgać i brykać niczym siodłany źrebak, by tylko się obronić przed ewentualnym tajnym planem Matki.
Gdyby nie chodziło o małą, dość bezbronną i niewątpliwie roztrzepaną wróżkę, którą Nem zdążyła polubić, możliwe, że rozważyła by opuszczenie eskapady i pozostawienie jej w rękach Matki, od której chciała trzymać się z daleka. Jedyne co rozdrażniło ją u byka, to jego słowa "Matka wie co robi". Jak tak wie, to może zaczęła by robić sama a nie wykorzystywać innych. O liczeniu pająków, Kara zapomniała dawno.
Była zmęczona, poobijana, poocierana, gdzieniegdzie pogryziona, rozzłoszczona brakiem konkretnych wskazówek i zad wciąż bolał od ukłucia Groszkowej igły. Mimo to Kopytna nie potrafiła zbyt długo być markotną i rozmyślać nad czymś zbyt wiele czasu. Zawsze skupiała się na teraźniejszości i teraz też umysł wracał na tradycyjne tory. Milczała jeszcze przez chwilę rozmyślając, ale z każdym krokiem oblicze centaurzycy wracało do normalnego, radosnego wyglądu.
- Chyba wciąż nie wie czy żartujesz - szepnęła pokazując palcem kluczącą po lesie Sinfee, która wyraźnie była przekonana, że wygląda to naturalnie, a która teraz rozmawiała z Lotką.
- Ale z tym wskazywaniem jej elfa, może poczekajmy do wykonania misji. Ona coś mówiła o ucinaniu głów i mam wątpliwości czy dla niego się to dobrze skończy - odezwała się konspiracyjnym tonem do Agelatusa.
Groszek na powrót usadowiła się na centaurzej głowie, trajkocząc nieustannie i całkiem rozwiewając nieprzyjemne myśli Nemain. Wszystkiego wysłuchiwała uważnie. Mogła iść i słuchać, jedno drugiemu nie przeszkadzało. Po za tym mogła natrafić na jakąkolwiek wskazówkę, ułatwiającą uratowanie wróżki Jarzębiny. Oczywiście na takową się nie natknęła, ale humor jej się poprawił.
- Mam ich wielu - powiedziała z pojawiającym się radosnym uśmiechem.
- Jest stara Adela. Zawsze na mnie krzyczy, że muszę więcej jeść, bo wyglądam jakby mnie nie karmili i jest Molnir, który uczył mnie pracy w kuźni, ale jak opowiadasz o Jarzębinie, to od razu przypomina mi się Bjorn. Najgorszy kowal jakiego znam i jeden z lepszych wojowników. Pierwsze kilka tygodni wszyscy myśleli, że się pozabijamy. Potem mieli już dość rozdzielania nas i pozwolili nam się tłuc. Po kilku bójkach się nam znudziło, ale nienawidziliśmy się z całego serca, do czasu jednej wielkiej uczty. Spiliśmy się wszyscy jak jeden i urządziliśmy zawody. Pech chciał, że trafiliśmy z Bjornem do jednej drużyny. Honor grupy, był ważniejszy niż prywatne niesnaski, więc walczyliśmy dzielnie. Przeciąganie liny, rzut młotem i wiele innych nie stanowiło problemu, schody zaczęły się na wyścigu wokół beczek. Nie wiem czy wiecie, jak wyglądają nordycki beczkowy wyścig - spauzowała na chwilę, by zaraz wznowić opowiadanie - Ustawia się dwa jednakowe slalomy z opróżnionych tej wieczerzy beczek, a wierzcie mi zawsze jest ich całkiem sporo. Drużyny ustawiają się na starcie i rozpoczyna się sztafeta. Cały sekret w tym, że startuje się w duetach. Jeden towarzysz niesie drugiego na barana i jak wróci na metę, zamieniają się rolami. Oczywiście po tylu kuflach piwa wszystkich trzymały się żarty i sparowali dwóch zapamiętałych wrogów. Wszystkim było do śmiechu, tylko nie nam. O ile slalom na moim grzbiecie pokonaliśmy znacznie szybciej niż konkurencja, to chyba nie muszę opowiadać jak wyglądała zamiana rolami - przerwała na chwilę opowieść, na samo wspomnienie zaczynając się śmiać - Dodatkowo nie wolno przewrócić ani jednej z ustawionych bek, co po ich opróżnieniu wcale nie jest proste. Mimo to, skubany dobiegł do końca - dokończyła opowieść, nie mogąc pozbyć się uśmiechu z twarzy. Do dziś pamiętała jak wisząc na barkach krasnoluda, bo o wzięciu konia na barana nie było mowy, musiała podkurczać nogi, by nie wlokły się po ziemi, żeby krasnolud się o nie nie potknął i żeby nie powywracać beczek.
- Potem nie potrafiliśmy się więcej okładać po łbach. Nordyckie zawody są prawie jak wojna. Jeśli przeżyjesz z kimś bitwę, wszelkie niesnaski przestają mieć znaczenie. - zakończyła wesoło.
A niech sobie matka natura robi co chce, ona miała swoją rodzinę. Idzie zbierać przygody by miała co opowiadać wieczorami przy kufelku lub dwóch.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Pon Kwi 17, 2017 10:01 am
autor: Agelatus
- Nie musi mnie lubić – mruknął druid do Nemain nawiązując do tematu Sinfee. – To nie ze mną ma się złączyć. Już tam na nią jakiś absztyfikant czeka. Pewnie jakiś brzydal, wychudły elf, wyglądający jak zapałka z uszami, no ale nie każdy miał to szczęście urodzić się minotaurem. Zresztą, to wcale nie musi być akurat ten, do którego my zmierzamy. Pójdzie mała między elfy, znajdzie sobie jakiegoś, w którym się zakocha i tyle. Dla niej samej najważniejszy powinien być chyba fakt, że wyrwała się z zapyziałej komuny skrzywionych umysłowo driad, które nie potrafiły jej wytłumaczyć nawet skąd się wzięła. Martwi mnie co innego. – spojrzał na Nemain, aby upewnić się, że słucha, albo może, żeby popatrzyć na najfajniejszy uśmiech świata. Kto wie. Po chwili jednak kontynuował – cała nasza wyprawa spleciona jest wokół wróżek: Jarzębiny, i tej tu oto małej, co to nawet nie wiem jak się nazywa – wskazał palcem unoszącą się nad głową Sinfee Groszek. – Jednej szukamy, a z drugą się nie idzie dogadać. To nie wróży sukcesów. Spróbowałabyś może coś więcej z niej wyciągnąć? Chociaż jak wygląda ta cała Jarzębina? Czego szukamy? Przed czym mamy ją ratować? - w bardzo zawoalowany sposób poprosił centaura, o podjęcie się tłumaczenia na normalny język wypowiedzi Skrzydlatej. Przerwał i szli dalej w milczeniu. Po kilkuset sążniach jednak barbarzyńca ponownie przerwał ciszę jakby się tłumacząc.
- Zapytałbym sam, ale nie wiem, czy jest sens. Jeśli mi w ogóle odpowie, to znowu nagada mi o jakichś wyścigach żab, dojeniu bożych krówek, ptasim mleczku z orzechami albo starym szczupaku.
Przerwał definitywnie swój przydługi wywód, gdy wróżka przysiadła na głowie kopytnej. Oddalił się nieco, aby nie przeszkadzać, ale raz za czas spoglądał na Nemain. Jego wzrok wyrażał jednoznacznie: „O zobacz, znowu coś gada. I kompletnie nie ma w tym sensu. Jakieś prezenty, dwie jarzębiny, burza i chrząszcz pancernik. Ciekawe czy sama wie o co jej chodzi. Bzdury plecie, jak stary szaman po winie.”
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Pon Kwi 17, 2017 3:49 pm
autor: Groszek
- Rozbicie sobie wyścigi w parach? Ojej, u wróżek jest tak samo! - Słysząc opowieść Nemain, uradowana Skrzydlata niemal od razu wpadła na pewien pomysł, pałając głęboką chęcią jego realizacji. – Mogłybyśmy urozmaicić sobie podróż organizując podobne zawody w naszym gronie. Jest tu sporo drzew aby wytyczyć trasy slalomu. Znaczy się my nie nosimy siebie na plecach. Bo wiesz … skrzydła – Wyjaśniła Groszek, w taki sposób, jakby powyższe było jedyną przeszkodą na drodze ku temu, że drobna wróżka nie weźmie centaura na grzbiet.
Skrzydlata była podekscytowana. Centaur z racji rasy musiała być rącza niczym strzała, Sinfee nie bez powodu uznawana byłą za najszybszą z driad, sama wróżka wśród swoich uchodziła za szalonego lotnika, a Rogaty Pyszczek był zbyt uparty aby dać się pokonać w takim towarzystwie. Rzecz jasna w szalonych zawodach wymyślonych przez Skrzydlatą było też miejsce dla wilka i Lotki.
- Nosimy żołędzie. W ten szposzób… - zademonstrowała Groszek, wkładając sobie do ust końcówkę miseczki jednego z owoców. – I przekazujemy partnerowi bez użycia rąk. Proszę, zgódź się. Weźmiemy słomki i będziemy losowali składy drużyn. Mówiłaś, że dzięki temu można zbudować wieź miedzi przyjaciółmi. Ja zwykle startuję z Jarzębiną. Być może w innej parze miałbym większe szanse na wygraną, ale ona jest moja partnerką więc postanowiłam, że zwyciężymy razem albo wcale.
Groszek na chwile poszybowała miedzy koronę najbliższego z drzew po czym wróciła stamtąd trzymając w dłoni sześć mini patyków o trzech różnych długościach.
- Ty jesteś za, prawda Sinfee? – Spytała driadę, która spoglądała na słomki z nieukrywanym przerażeniem. Oczyma wyobraźni łuczniczka próbowała wyobrazić sobie siebie, jak przekazuje drugiej osobie niewielki żołądź trzymany w zębach. Podświadomie czuła iż Matka kocha ją na tyle, iż nie ma co liczyć aby w skutek tego losowania trafiła na lepszego partnera niż wilk. jednocześnie słysząc głośne prychnięcia wydobywające się z nozdrzy Rogatego Pyszczka, towarzystwo Baala i tak wydawałoby się dla niej szczęśliwym wyborem. Z drugiej strony driada miała głęboko zakorzenione to, aby nie pokazywać otwarcie swoich słabości.
- Ja nie mam nic przeciwko. – Z wahaniem odpowiedziała Sinfee.
Po cichu driada mogła jeszcze liczyć na to, iż ktoś z obecnych wykaże się większą wolą determinacji, rozsądku i odwagi, by odmówić prośbie wróżki, jednak taki nieszczęśnik musiałby mieć na uwadze to, że Skrzydlata nie odczepi się szybko, nagabując oponenta do swojego pomysłu. Zresztą sam fakt że wszyscy byli tu dla rzekomej Jarzębiny, stanowił najlepszy dowód na to ze mało kto potrafił się opierać niedorzecznym prośbom niewielkich rozmiarów lotnika.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Pon Kwi 17, 2017 9:36 pm
autor: Nemain
- O, wreszcie zobaczę elfa - podchwyciła z nieskrywaną wesołością. Niezależnie czy Agelatus uważał elfy za brzydkie czy nie, Kopytna bardzo chciała jakieś poznać. Jej nikłe informacje mówiły coś zupełnie odwrotnego, podobno elfy były bardzo ładne. Jak już jednak zdążyła zauważyć Byk miał trochę inne spojrzenie na wszystko i jego pogląd także w tej dziedzinie mógł być mało obiektywny. Jakby na potwierdzenie przypuszczeń centaura, Rogaty nie omieszkał wyrazić dumy z przynależności do swojej rasy. Nie miała nic do jego pochodzenia, ale w oczach Nem było ono równie dobre jak bycie wróżką, krasnoludem czy diabłem. Chociaż te ostatnie również niezmiernie frapowały Kopytną i chciała by je poznać, to dla centaura nie liczyła się sama rasa a prawdziwa natura istoty. Jej charakter i to czym była poprzez swoje czyny a nie pochodzenie.
- Ale dzięki temu świat jest ciekawszy - przedstawiła swój punkt widzenia - Jakbyśmy wszyscy byli minotaurami, świat byłby potwornie nudny.
Powoli kiwała głową, na znak, że słucha i jak najbardziej rozumie zmartwienia druida.
- To jest Groszek - powiedziała, przedstawiając wróżkę. - Ona już tak ma - dodała z bezsilnym wzruszeniem ramion. Wciąż nie rozumiała, dlaczego według losu to właśnie ona musiała zostać mózgiem całej operacji. Tłumaczyć zawiłe i mało logiczne wypowiedzi wróżki, prowadzić eskapadę do celu, pilnować by nie zgubiono, nie stracono, nie zjedzono cennych artefaktów. Nem nie przepadała za odpowiedzialnością i naprawdę nie czuła się zbyt kompetentną w tej roli. Szansy na zmianę jednak nie było widać i nadal dzielnie musiała wypełniać swoją rolę.
- Obawiam się, że pytanie nie ma sensu, niezależnie kto je zada, ale mogę spróbować - odpowiedziała z całkiem bezbronnym uśmiechem. Przetłumaczenie opowieści Groszek na logiczny, graniczyło z cudem, tym bardziej im mniej wiedziało się o świecie małych skrzydlatych istot.
Chwilę później, jakby chcąc potwierdzić obawy Karej, Groszek wyskoczyła z planem zawodów. Nem słuchała z coraz większym zaskoczeniem i przerażeniem, w myślach plując sobie w brodę, za zbytnie gadulstwo. Rozpaczliwie błądziła wzrokiem po zgromadzonych, szukając natchnienia do odmowy i jednocześnie grając na zwłokę.
- Wszyscy lubią wyścigi - desperacko zaczęła szukać w głowie wymówki, w między czasie gromiąc Sinfee wzrokiem, który mówił, że myli się i zdecydowanie powinna mieć coś przeciw wyścigom - Musimy dotrzeć do kryształowego królestwa - kontynuowała Kopytna, podczas gdy myśli galopowały w jej głowie. Miałaby ścigać się między drzewami, latając z żołędziami w zębach, nie w tym życiu. Mogła poznawać folklor innych ras, ale robić z siebie całkowitego idiotę, raczej nie, a przynajmniej nie na trzeźwo i nie gdy mają znacznie ważniejsze zadanie. Wtedy wreszcie doznała olśnienia.
- Zawody organizuje się po walce i pracy, nie w trakcie nich, ani przed nimi. Teraz musimy oszczędzać energię i goni nas czas - dla podkreślenia swojej racji, wskazała na prześwitujące między koronami drzew niebo, które teraz robiło się ciemno granatowe, nieuchronnie sprowadzając noc.
- Zamiast tego powiedz mi jeszcze raz, czemu ratujemy Jarzębinę. Co jej się właściwie stało ? - pytała Groszek, ale w trakcie prób znalezienia wymówki od zawodów, inna ważna myśl wpadła do centaurzej głowy. Lotka była chimeryczna, ale nie raz gramotniejsza od swojego jeźdźca, dlatego też w tym momencie odnalazła wzrokiem małego ptaka, licząc, że będzie uzupełniać wypowiedzi skrzydlatej.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Pon Kwi 17, 2017 11:37 pm
autor: Agelatus
Agelatus zmierzył Groszek ponurym spojrzeniem, od którego skwaśniałoby mleko.
- Jak chcesz buziaka od przystojniaka, to po prostu powiedz. Ja się nie będę specjalnie opierał. Nie mam nic przeciwko. Ba! Nawet chętnie z własnej woli cię pocałuję, jeśli cię to trochę uspokoi. Ale nie wymyślaj nam tu więcej żadnych hec z bieganiem pomiędzy drzewami z żołędziem w pysku, bo widzisz jak to się kończy. Driada jest zdezorientowana, kopytna zakłopotana, wilk osrany, kanarek niezainteresowany, a ja wnerwiony. Weź poproś może Matkę o trochę empatii dla siebie w stosunku do koleżanek i kolegów z drużyny. – Na jednym oddechu wywalił z siebie wszystko, co go gryzło. Trochę się uspokoił, ale nie zebrał się na odwagę, żeby poprzeć Nemain w próbie dowiedzenia się od Groszek czegoś konkretnego na temat ich misji.
Zamilknął na dobre. Szedł prosto, ale ciągle poddenerwowany jakby nie patrzył przed siebie, nic więc dziwnego, że zagapił się i wyrżnął barkiem w pień rosnącej przy ścieżce topoli. Sam nie odczuł tego jakoś dotkliwie, ot po prostu odbił się od drzewa i nieco zmienił kierunek marszu. Zatrzymał się jednak po w pół kroku, bo smukły starodrzew wprawiony uderzeniem w gwałtowne drgania począł wpierw straszliwie kląć, następnie rozpaczliwie wrzeszczeć, aby wreszcie spuentować swój monolog przeciągłym „AAAAAAAAAaaaaaaa!” i kończącym całość doznań dźwiękowych głośnym „ŁUBUDU!”. Agelatus odwrócił się, nadstawił uszu, a zlokalizowawszy miejsce upadku podszedł do piskliwie skowyczącej kupy liści. Zanurzył w niej swoje wielkie łapy, pogrzebał chwilę, a wreszcie gwałtownym ruchem wyciągnął z nich chudego mężczyznę.
- Coś ty za jeden? – zapytał uprzejmie półbyk.
- AAAAAAAaaaaaa.. – usłyszał w odpowiedzi.
- Skąd jesteś? – ponowił próbę rogaty.
- AAAAAAAaaaaaa.. – nie rezygnował tamten.
- Co tu robisz? – zadając pytanie po raz trzeci szaman wykazał się niezwykłą cierpliwością.
- AAAAAAAaaaaaa..
Facet chyba cierpiał. Agelatus zatem niewiele myśląc wypłacił mu siarczystego klapsa w policzek ze swojej wielkiej garści. Głowa pacjenta odskoczyła sprężyście jak piłka, po czym zwisła bezwładnie. Stracił przytomność, zawodzenie ustało. Ogromny barbarzyńca mruknął wielce zadowolony ze skuteczności minotaurzych metod znieczulających. Następnie położył pacjenta na mchu i rozpoczął badanie ogólne. Sprawdził oddech i krążenie, przy pomocy magii druidów określił stan organizmu, funkcjonowanie organów wewnętrznych, uszkodzenia ciała i możliwe krwotoki. Gdy skończył swoje rytuały podniósł się znad leżącego, popatrzył na Nemain i rzekł do niej:
- Chciałaś poznać elfy, to proszę. Najdzielniejszy okaz. Zaledwie złamana ręka, a płacze, jakby go bolało.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Śro Kwi 19, 2017 9:59 pm
autor: Groszek
Groszek nie była w stanie ukryć swojego rozczarowania otrzymaną odmową. Nie rozumiała dlaczego jej kompani nie chcę świętować i nie pozwalają sobie na chwilę radości, nawet po tak ważnym wydarzeniu jak uratowanie lasu driad. Miała nadzieje że sto razy powtórzone nad uchem Nemain „proszę, proszę, proszę…” w jakiś sposób będzie w stanie zmienić decyzję Kopytnej, ale wszystko wskazywało na to że sprawa została definitywnie zamknięta.
- Nie pojmuję o co wam chodzi – Skrzydlata bezradnie rozłożyła ręce, czując się pokonana przez barierę międzygatunkową. Groszek nie miała zielonego pojęcia czym jest „buziak od przystojniaka”. Czyżby to jakaś forma prezentu? Pytanie zadane przez Nemain było równie dziwne. Jak można było zastanawiać się nad czymś, co jest oczywiste. To tak jakby zapytać dlaczego na niebie musi być słońce, a rośliny rosną ku górze. – No przecież ratujemy ją bo to moja przyjaciółka. Wasza zresztą też. Jeszcze jej nie znacie, ale jestem pewna że ją polubicie. Oczywiście będzie wam łatwiej jeśli wszystko wam o niej opowiem.
Dla Lotki byłe już tego zdecydowanie za dużo.
- Dlaczego zawsze wszystko mącisz i utrudniasz? – Irytował się ptak. – A wy czemu jesteście takimi nieukami? Jak to możliwe że naturianie nie wiedzą nic o wróżkach? One są niczym zwierciadła duszy dla innych istot żywych. Rodzą się z uśmiechu dziecka i z tymże dzieckiem związany jest ich los. Nawet jeśli nigdy nie spotykają istoty za sprawa której przychodzą na świat, to przejmują wszystkie jej cechy charakteru, czują te same myśli, troski, bóle i radości. Wiem, też mnie to przeraza, że gdzieś tam na świecie jest elf, człowiek, lub jakakolwiek inna istota, równie roztrzepana co Groszek, ale tak właśnie jest. Ważne jest to, że ta czysto mentalna więź przenosi również choroby związane z stanem umysłu. A co za tym idzie, wcale nie ratujecie wróżki Jarzębiny, tylko tą drugą Jarzębinę. Rozumiecie?
Obrażona wróżka postanowiła aby dalszą drogę odbyć siedząc na głowie Kopytnej, z twarzą zwrócona w stronę jej zada. Nie rozumiała dlaczego tłumaczenie Lotki miałoby być lepsze od dziesiątek identycznych wywodów, które one zdążyła zaprezentować w tymże towarzystwie.
Ponury nastrój małej Skrzydlatej szybko został przerwany przez niecodzienne odkrycie.
- Elfy spadają z drzewa. Jak żołędzie. – Fascynowała się Groszek. Niestety nie wszyscy podzielali jej radości związanej z przełomowym odkryciem. Zbierając w sobie wszystkie rezerwy odwagi, Sinfee stanęła pomiędzy elfem a minotaurem, szeroko rozstawiając swoje dłonie na znak protestu.
- Co ty wyprawiasz? Bijąc go w ten sposób, złamiesz mu kark. – Protestowała łuczniczka, starając się brzmieć stanowczo i bezwzględnie. Driada szybko doszła do wniosku, że jeśli olbrzymi szaman będzie chciał kontynuować swoje zabiegi na nieszczęśniku, to jej opór będzie wart tyle samo co barykada z trzciny. Pewność siebie Sinfee topniała niczym lód wrzucony w palenisko, a na jej surowym obliczy szybko pojawiły się oznaki paniki.
Wystarczyło by minotaur prychnął głośniej, by driada jak na komendę wykonała krok w tył, wbijając swój obcas w dłoń leżącego na ziemi elfa. Ranny ponownie zawył z bólu.
- Błagam was, przestańcie się nade mną pastwić. Za co? Co takiego wam zrobiłem. – Szlochał elficki zwiadowca.
Re: Poszukiwanie sojusznika.
: Czw Kwi 20, 2017 10:08 pm
autor: Nemain
W końcu dzięki pomocy Agelatusa udało się zażegnać niedorzeczny pomysł z wyścigiem i wrócić do sedna wyprawy. Z nieukrywaną radością powitała sprzeciw druida i nawet nie przeszkadzał Kopytnej jego dosadny sposób na wyhamowanie zapędów skrzydlatej, do ganiania między drzewami z żołędziami.
Słysząc zdziwioną tyradę Groszek, Nem wzruszyła ramionami, wzrokiem odnajdując pysk minotaura, jakby mówiła - próbowałam. Czasami Nemain miała wrażenie, że łatwiej wycisnąć wodę z kamienia, niż logiczne i przydatne informacje od małej wróżki. Całe szczęście był jeszcze zrzędliwy ptaszek. Oczywiście i tym razem nie obeszło się bez gderania, na co Nem odpowiedziała tylko półgębkiem - Na mnie nie patrz, te zajęcia przespałam - darowała sobie rozwinięcie tematu, że przesypiała większość zajęć, a gdy na jakichś nie spała, to zwykle z nich uciekała - Jestem kowalem - dodała już z większym animuszem, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Mimo marudzenia małego lotnika, udało się otrzymać najpełniejsze informacje od czasu rozpoczęcia eskapady i wyraz tryumfalnej radości, wykwitł na twarzy karej. Czyli tak naprawdę ratowali jakieś dziecko a nie stricte wróżkę, bo to co się z nim aktualnie działo miało bezpośredni wpływ na Jarzębinę.
Gdyby umysł centaura był bardziej lotny, pewnie Nem zastanowiła by się chwilę, jak takie dziecko zareaguje widząc minotaura, wróżkę, driadę, ptaka, wilka i centaura, przybywających mu na ratunek. Nem jednak nie sięgała aż tak daleko w przyszłość, więc cieszyła się obecnym maleńkim zwycięstwem i przebłyskiem optymizmu. Plusem było, że drugiej Groszek nie musieli ratować, bo ciężko było by ustalić co jej dolega, gdyż pewnie opowiedziała by o wszystkim tylko nie o sednie kłopotu.
Nie zwróciła uwagi na rozbijanie się minotaura po drzewach, trochę zaniepokoiło ją potępieńcze wycie, za to pełni radości dopełniło niespodziewane pojawienie się elfa.
-Naprawdę ? Pokaż ! - od razu zawróciła, szybko podbiegając do rogatego i źródła agonalnych płaczów. Podczas gdy Agelatus dokonywał pierwszej pomocy Nem obtruchtała obu dookoła z wyrazem największego zaciekawienia. W tym czasie druid zdążył znieczulić nieszczęsną ofiarę wypadku, dzięki czemu była znacznie bardziej współpracująca podczas oględzin uzdrowiciela, jak i ciekawskiego centaura.
- Ooo - nachyliła się ciekawie, znajdując się nad głową nieprzytomnego uszatego - Ładny - przychylając się, tknęła palcem policzek, potem ucho nieprzytomnego, po czym zerknęła w stronę byka.
- Może go faktycznie boli, trzeba go opatrzyć - zagadnęła do głównego ratownika, wzrokiem od razu wracając do długoucha. Faktycznie mieli takie fajne szpiczaste uszy. W tym samym momencie elf z cichym jękiem otworzył oczy, napotykając brązowe zainteresowane spojrzenie, patrzącego do góry nogami centaura. W momencie, gdy Nem miała okazję być świadkiem odzyskania przytomności przez chorego, do jego ratowania dołączyła się Sinfee. Może i intencje miała dobre, ale żeby deptać biedaka. Okazała się w ten sposób nie mniej destrukcyjna i niebezpieczna jak i Agelatus.
- Niedźwiedzia przysługa - Nem skarciła liściastą, łapiąc nieboraka pod pachy powoli odciągając go kawałek od zbiegowiska. Nieszczęśnik stękał i kwękał, podczas gdy Nem zaczęła mówić uspokajająco - Trzeba cię o... - zaczęła, ale nie dokończyła, zastygając z elfem dyndającym jej w ramionach, gdy z krzaków wyskoczyło kilkunastu łuczników, otaczając podróżników, mierząc do nich z napiętych łuków.
- Bezprawnie znaleźliście się na terenie Kryształowego królestwa. Puśćcie zakładnika i poddajcie się bez walki - odezwał się jeden z uszatych, który wyglądał na dowódcę małego oddziału. - Jeśli pójdziecie do miasta po dobroci, nie spotka was krzywda. Tam zadecydujemy co z wami zrobić.
- Wspaniale, my się właśnie tam wybieramy - ucieszyła się kara, ale jej mina szybko z radosnej przeszła w lekko zagubioną - Ale zaraz, jakiego zakładnika - zerknęła niepewnie na wymierzone w nich łuki, potem spojrzała na trzymanego przez siebie jęczącego elfa - Ja tylko pomocy udzielam, bo biedaczysko z drzewa spadł - wyjaśniła niemrawo, ale widząc las strzał, puściła ratowanego unosząc ręce w geście poddania, a nieszczęsny długouch klapnął na ziemię, wydając z siebie kolejny nieszczęśliwy i bolesny jęk.