Strona 8 z 28
Re: Róża bez kolców.
: Sob Lip 26, 2014 9:20 pm
autor: Adrien
Anioł przyjrzał się dobrze Upadłemu jakby starając się odnaleźć jego obraz w pamięci. -Ciebie? Nie...chyba nie... ale ta blizna wydaje mi się znajoma...- Przymknął oczy by lepiej widzieć.
No pomyśl...pomyśl dobrze... Zachichotał Adrien oparty o konia z miną sugerującą, że dla niego ta rozmowa to tylko pusta formalność. W końcu nie był barbarzyńcą by od razu mordować...Nie...to by było za proste... Co to by była za zabawa gdyby tak od razu go zabił?
-Czekaj, ja Cię... Oczy Aversko rozszerzyły się w przerażeniu. -Przecież ty nie żyjesz! Osobiście podpisywałem na ciebie wyrok! -Prawie piszczał ze strachu blondyn. Wprawdzie znał pogłoski, ze Adrien mógł przeżyć, ale w nie nie wierzył, przecież to było niemożliwe! Był rozsądnym, młodym aniołem i coś nie bardzo chciało mu się wierzyć, ze gdzieś na świecie jest upadły Anioł, który morduje swoich dawnych pobratymców.
-No brawooo, ihihihi...W końcuuuu, już myślałem, że sssam będę musssiał sssię przedstawić... Oczywiście tego Anioła zamierzał potraktować wyjątkowo brutalnie... Za wszystkie grzechy, za każdą ranę, za wszystko! -Pamietasz mnie, to dobrze... Czyli pamiętasz także co mi zrobiłeś... Uśmiech powoli znikał z twarzy Grabarza ustępując miejsca złości. -Wreszcie mogę przestać się uśmiechać. -Straciłem przez ciebie wszystko co miałem...Zabiłeś go, wiem, że to byłeś osobiście ty, Averso..
-Anioł uskoczył trochę dalej robiąc wiatr skrzydłami i zacmokał z politowaniem. -Aż tak posunąłeś się w latach, Adziu? Ja przez te lata nie zmieniłem się ani o rok...A ty postarzałeś się o dobre 50... Wiedział, że ze skrzydłami ma przewagę nad Upadłym i postanowił to wykorzystać póki jeszcze mógł. Adrien widocznie też wymyślił, że dopóki Averso może latać nie da rady go dorwać... "Po prostu mu te skrzydła połamię..." Zachowywał się tak, jakby to była zwykła rzecz, jakby codzień to robił. Sam znał ból złamanego skrzydła i chciał teraz "wynagrodzić to mężczyźnie po tysiąckroć"...
Re: Róża bez kolców.
: Nie Lip 27, 2014 1:50 am
autor: Loring
Loring z ulgą przyjął wtrącenie się smoka, zwłaszcza jego delikatny ton, którym popierał słowa mężczyzny. Dodatkowo, Dar zdawał się nie zwrócić większej uwagi na to co próbowała osiągnąć kowalka, oraz nie zamierzał się na nią gniewać. „To dobrze.” Pomyślał gotlandczyk. „Naprawdę nie mam ochoty na jakieś dodatkowe konflikty wewnętrzne.” Swój wzrok skierował na brązowowłosą, uważnie jej się przyglądając i zbierając powierzchowne informacje. „Na oko jest całkiem młoda, a nie trzeba zbyt głęboko szukać, by dostrzec, że jest to osoba doświadczona w swym zawodzie. Ten jej ekwipunek, styl bycia i zachowanie… Z pewnością jest kowalką, no bo kim innym mogłaby być?” Kobiecie najwyraźniej nie spodobało się jego nieustanne spojrzenie, bowiem skierowała na niego swój wzrok i bodajże po raz pierwszy, zwróciła się bezpośrednio do złotowłosego.
Melmaro z uwagą wysłuchał dużego potoku słów, przy czym kilka razy uśmiechnął się w środku. „Trochę mówi od rzeczy, bije od niej gniew, co uniemożliwia w pełni racjonalny dobór słów. Swoją drogą… Wychodzi na to, że ten cały mężczyzna który odjechał, był – czy tam jest – przywódcą w jej grupie.” Blondyn był jednak przekonany, że mimo swego niewyparzonego języka, kobieta nie powinna obrażać tak smoka, na co zwrócił jej uwagę.
- Nie radzę wyrażać się o smoku za pomocą takich słów jak te, które są przez ciebie dobierane. To może się bardzo źle skończyć. Jednak melmaro nie przeszkodził na dłużej, tylko w spokoju usiadł, krzyżując nogi, i słuchał dalej.
- Niezbyt rozumiem, pani. Swoją drogą, nie znam twego imienia, więc tak cię zowie, jeśli ci to przeszkadza, to wybacz. Ten krasnolud, Nurdin… Kim w końcu był? Aktorem, tancerzem, magiem czy kowalem? Prawdę powiedziawszy w tym monologu kilka razy można by się zgubić. Nie wiem czy jest to wiadome, ale z twym przywódcą się nie umawiałem. Nawet go nie znam. Reasumując, nie znam z obecnych tutaj osób nikogo, gdyż nic mnie z nikim nie łączy. Przybyłem do tej krainy w zupełnie innym celu, niż to czym się zajmujecie. Jednak mam sporo czasu na wykonanie zadania, to mogę korzystać z okazji do rozwijania swych umiejętności oraz przeżywania przygód. Nie wiem co planujesz, jednak mogę się przyłączyć i cię wesprzeć. Absolutnie nie mam zamiaru się wpychać, w każdej chwili mogę odejść, jeśli takowa będzie wola.
Wojownik przerwał, zauważając poczynania Acilli. Obserwował, jak ta powolutku zbliża się do smoka, ostrożnymi kroczkami podchodzi coraz bliżej, aż w końcu wyciąga dłoń z jakąś rzeczą. Było widać, że boi się podejść tak niedaleko, że w ogóle boi się robić to co robi. Odwróciła głowę w stronę ludzi i zamknęła oczy. Loring był przekonany o tym, że bestia nie zrobi jej krzywdy, jednak był bardzo ciekaw reakcji Dara na zaistniałą sytuację.
- Powiedz mi, co ty jej kazałaś zrobić? Dlaczego stoi teraz przed smokiem z wyciągniętą ręką i ofiaruje jakąś tanią błyskotkę. Czego chcesz od tej prastarej istoty, nie wiesz, że igranie z kimś takim może zakończyć się bardzo szybką śmiercią?
Usta gotlandczyka drgnęły lekko, a ten znów skierował wzrok na rozgrywającą się scenę.
- Na srebrny księżyc, jeśli coś jej się stanie, to wina będzie tylko twoja. Ona zdecydowanie zbyt łatwo daje się do wszystkiego przymuszać, widać, że jest tak tresowana wręcz, od dziecka. Znasz już moje imię, a jeśli zapomniałaś, to zwę się Loring. A jakie miano nosisz ty?
Re: Róża bez kolców.
: Nie Lip 27, 2014 4:57 pm
autor: Dérigéntirh
Dérigéntirh przysłuchiwał się monologowi kobiety. Ta bestia wygląda jak wygląda? Hm, ta kobieta ma w sobie hart ducha, jakiego niewielu spośród tych "dzielnych rycerzy" dziś ma. A odwagą też zadziwia. Mogłaby być dobrym oficerem, bez trudu trzymałaby cały garnizon w dyscyplinie. Jej kolejne słowa rozbawiły go. Widać, że nie lubi kłamstwa. Po prostu ze świecą takich szukać w dzisiejszych czasach. Jest też dosyć bezpośrednia, co bardzo mnie cieszy, zważając na te gry słowne, które zwykle muszę odbywać. Z następnych słów wywnioskował, że albinos jest przywódcą w tej kompani.
- Wybacz, ale z nikim się nie umawiałem. To, że nie lubię złodziei, a twoi towarzysze znajdowali się w cudzym domu z wyważonymi drzwiami w środku nocy, co wyglądało, jak wyglądało, to nie moja wina.
Końcówka monologu sprawiła, że smok uśmiechnął się. Już miał się odezwać, kiedy kotka zrobiła kilka kroków w jego stronę i wyciągnęła rękę z czymś błyszczącym, jednocześnie odwracając głowę. Wymiana, co? O to tej kobiecie chodziło? Hm, kotka nie patrzy mi w oczy. Dobrze, aczkolwiek mało subtelne jest po prostu odwracanie głowy. Lepsza byłaby sztuczka z patrzeniem na czoło, ale przecież skąd ona ma to wiedzieć? Teraz problem stanowiło to, w jaki sposób ma przyjąć ten podarek. Smok był zdecydowanie zbyt wielki, aby móc go wziąć bez wyrządzania większej szkody. To go przekonało.
Zamknął oczy, nie chcąc narażać nikogo na spojrzenie w nie. Głębia, którą osiągną za chwilę była zbyt wielka, aby ludzki umysł nie wyszedł z tego bez szwanku. Ponownie nakazał swojej wewnętrznej strukturze zmienić się. Tym razem było to o wiele łatwiejsze i szybsze. Wiadomo wszak, że łatwiej jest niszczyć, niż budować. Smok odrzucił część materii, jednocześnie transformując pozostałą. Odrzucona materia przeobraziła się w energię, która wsiąknęła do otoczenia. Wyglądało to tak, jakby ciało smoka zmieniło się w światło, które po chwili zniknęło, okazując dwudziestoletniego młodzieńca w skórzanym stroju myśliwskim. Jego blond włosy były tym razem krótkie. Dawno już nie miałem okazji przybierać tej formy, pomyślał Dérigéntirh, poprawiając amulet na szyi i ruszając w stronę kotki.
-Czy ta postać bardziej ci odpowiada – zwrócił się z pytaniem do kobiety. - Dyskretniejsza? Nie wygląda jak bestia z piekieł?
Re: Róża bez kolców.
: Nie Lip 27, 2014 10:39 pm
autor: Adrien
-Jako anioł z bożej łaski moim obowiązkiem jest doprowadzić cię przed oblicze pana i wydać stosowny wyrok- Zaczął Averso urzędowym tonem zupełnie nie zdając sobie sprawy z zagrożenia jakie na niego czycha.
Adrien po prostu zwątpił w swoją inteligencję. Westchnął czując jak ręce mu opadają. Natomiast Anioł ciągnął dalej- Winieneś nie żyć od wielu lat, jednak uniknąłeś śmierci brutalnie mordując swoich pobratymców. Crevan pozwolił mu ciągnąć ten monolog dalej, dawał mu złudne poczucie bezpieczeństwa. -Muszę więc zgodnie z prawem cię aresztować. Bialowłosy uderzył otwartą dłonią w czoło nie mogąc znaleźć lepszego komentarza. "Tak, już biegnę..." -Oh.. Czyli nie mam wyboru...-rozłożył ręce w geście poddania a szczurom w jego kieszeni opadły szczęki- nie wierzyły, że ich pan kiedykolwiek się podda. -Ssskuj mnie i zabierz ze sssoba... Głowę miał nieco opuszczoną, więc nie było widać psychodelicznego uśmiechu na jego bladej twarzy. "No dalej...dalej, podejdź tu..." Był cierpliwy, jeśli będzie trzeba będzie się bawił z blondynem całą noc...
Blondyn nie wyczuwając podstępu ruszył w stronę starca z zamiarem zabrania go do Marmurowego Miasta i wtrącenia do lochu, tam, gdzie jego miejsce. Nie widział także tego, że Adrien trzyma rękę w miejscu, gdzie zazwyczaj nosi się miecz. Z resztą, kto by się tym przejmował? Averso był młody i silny, miał broń przy pasie, co mógł mu zrobić taki staruszek? W dodatku bez skrzydeł i bez umiejętności władania magią? Niewiele.
Czekał, jeszcze tylko kilka sekund... Gdy Virgo był tuż przy nim Adrien szybkim ruchem wyciągnął miecz z pochwy pod szatą. Bawiła go konsternacja Anioła, śmieszył strach w jego oczach... Wiele lat czekał na ten moment... tyle lat... -No i co teraz, aniołku? Nie ssspodziewałeś sssię tego, prawdaaaa? Zachichotał przytykając mu Szpilkę pod sam nos zmuszając blondyna do cofnięcia się. -Cóż, Crevan, nie dajesz mi wyboru... Anioł machnął skrzydłami odbijając w tył i wyciągając miecz podobny do tego, którym władał Adrien
Nie mając wyboru oba miecze się starły. Adrien i Averso, oboje z dawną zadrą po latach, zadrą, którą czas w końcu wyleczyć...Oboje doskonale widzieli, że jeden z nich nie przeżyje tej nocy, że słychać ich będzie zapewne dobry kilometr stąd, że zaraz rozpęta się małe piekło...
Adrien zgrabnie się obrócił tnąc mieczem z góry, ale cios został zgrabnie sparowany a miecz Crevana odbity w bok tak, że prawie wyleciał mu z reki. "Nie spodziewałem się po nim takiej siły... Nie miał jej tyle, gdy odrąbywał mi skrzydła..." Ale nie dał po sobie poznać, że siła Anioła zrobiła na nim jakiekolwiek wrażenie, cały czas miał uśmiech na twarzy nie okazując żadnych uczuć prócz szczerej nienawiści. Natomiast Averso... Widząc, że białowłosy jest od niego słabszy fizycznie postanowił dokuczyć mu jeszcze słownie. -No co jest, starcze? -zacmokał z politowaniem- Ciężko, co? No dalej, tnij, ile masz siły! -Zaśmiał się gardłowo robiąc paradę do przodu i tnąc tym razem na odlew. Mimo siły miał mało sprytu, a jego technika nie należała do wybitnych, co dawało Grabarzowi pewną przewagę tak, że szanse były dość wyrównane. Nie zamierzał reagować na zaczepki słowne, musiał skupić się na sztuce miecza, nie na bezmyślnym mieleniu ozorem. "Milczenie jest złotem, Adrien, pamiętaj." -Mawiała jego matka i to mu zostało to dziś. Mniej gadania więcej robienia.
-Ah, wiesz co? Gadałem ostatnio z twoją żonką -ciagnął dalej swój monolog blondyn- Ona się tak nie postarzała... I zabawne, ale Aiwa wciąż cię kocha! Hahaha, dajesz wiarę? Kocha cię po tym co jej zrobiłeś! Stuknięta! - Był tak pochłonięty mową, że nie skupiał się na mieczu, więc Crevan wykorzystał szansę i podstawił mu nogę, a Anioł runął jak długi. -Nie. Waż. Sssię. Obrażać. Aiwe!. Po każdym ze słów następował cios mieczem tam gdzie dosłownie pół sekundy wcześniej znajdowała się głowa anioła. Może i nie widział anielicy od lat, nie wiedział nawet jak ona wygląda, ale cały czas czuł do niej olbrzymi szacunek, w końcu mogla postawić na nim kreske, a jednak obmyla go z krwi, gdy cierpiał w lochu... Szanowal ja jako dame i jako kogos, kogo kiedyś kochal i wymagal dla niej szacunku od innych...
Przerażony Anioł wił się w tył próbując uniknąć ciosu miecza Grabarza, który z niezwykłą zaciętością i szybkością wbijał się tam, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa Anioła. W końcu wykonał fałszywy ruch i miecz otarł mu się o twarz żłobiąc głęboko, krwawą pręgę na jego lewym policzku. Polanę wypełniło wycie pełne bólu i rozpaczy co tylko rozbawiło Adriena, niemalże do łez z resztą. -Ah..Averssso... Nie zachowuj sssię jak panienka...-Białowłosy mówił takim tonem jakby mówił do małego dziecka iż dwa plus dwa równa się cztery. Miał go teraz na widelcu, jeden cios i po aniele, ale...po co? Mógł się jeszcze z nim pobawić, póki ofiara żyje, i zamierzał wykorzystać ten czas jak najlepiej... -C-Crevan t-ty oszalałeś!- pisnął Niebianin próbując podnieść się lub chociaż chwycić miecz, który upadł mu chwilę wcześniej. -Oszalałem?- Powtórzył Adrien niewinne jednocześnie stukając czarnym szponem w policzek- A może i masz rację? -Wzruszył ramionami -Sssprawdźmy to! -Przypominał teraz małą dziewczynkę, która cieszy się na myśl o otwarciu nowego prezentu. W istocie, oszalał. Oszalał ze smutku wiele lat temu gdy anioły odebrały mu wszystko co kochał, wszystko na czym mu zależało! Choć... może to była tylko wymówka? Może szaleństwem wymawiał sobie własną brutalność na punkcie zabijania Niebian?
Stanął Virgo na skrzydle boleśnie wbijając weń obcas. -Oh..boli cię? -Zapytał uroczym głosikiem jakby zdziwiony, że anioł kuli się z bólu. -A mnie bolało po ssstkroć bardziej, gdy sssiekierą odrąbałeś mi ssskrzydła! Używając całej swojej siły wbił mu miecz w skrzydło miażdżąc kości i rozkoszując się krzykiem bólu, to było jak muzyka dla jego uszu... -Oh tak, Avero..krzycz, ile tylko masz sssił...
Ale on także nieco stracił czujność. Miecz został wyciągnięty z rany i gotowy do zadania ciosu, ale anioł przeturlał się obok i złapał swój miecz z trudem podnosząc się na nogi. -Wybacz mi, Crevan, ale nie mam wyboru...
Miecz w jego dłoni zabarwił się na złoty kolor wypełniając polanę blaskiem tak silnym, ze niemal oślepiał. Gdy żar nieco przygasł nie było już miecza. Była za to kosa na długim, powykręcanym trzonie z drewna. Adrienowi krótko mówiąc opadła szczęka, nie spodziewał się tego, jasnym było, iż teraz go nie pokona inaczej niż podstępem... Bo żaden miecz nie mógł mierzyć się z kosą. -Tyle lat bawiłeś się w śmierć, Adrienie, teraz zamienimy się na role, zgoda? Anioła widocznie bawiła konsternacja Adriena. Mimo, iż nie mógł latać miał nad nim przewagę w orężu.
Spryt. Trzeba było wykorzystać spryt. Adrien tak manewrował i odbijał ostrze kosy starając się uniknąć ciosu, że cały czas szedł w stronę swojego konia. -No co, Adrien, teraz już nie jest tak łatwo, prawda? Owszem. Nie było. Ale Crevan nie byłby sobą, gdyby się poddał. Podpalił dół szaty Anioła, i choć mu się udało, a koń zadnimi nogami kopnął Averso posyłając go dobre kilka metrów w przód białowłosy został ranny. Długa, głęboka rana przypominająca te na szyji, palcu i twarzy obficie krwawiła brudząc czarne szaty Grabarza, oraz rękaw szarej tuniki na spodzie przy okazji szczypiąc jak jasna cholera. Upadły syknął z bólu, ale mocniej chwycił miecz podchodząc do pól przytomnego Virgo, którego szata na jego szczęście zgasła w kontakcie z podłożem.
Miecz mężczyzny był teraz nagrzany niemal do białości, wszystkie zęby miał odsłonięte w szerokim uśmiechu psychopaty. Tak... W końcu mu się udało... Uniósł klingę rozgrzanego miecza w górę i wbijał ją w losowe miejsca na ciele wroga na tyle głęboko, by tworzyć paskudne rany i jednocześnie na tyle płytko by go od razu nie zabił. Kilka kropel krwi trysnęło mu na włosy, kilka wylądowało na twarzy, ale on się tym nie przejął, dopełniał swojej zemsty nie kontrolując się przy brutalnym okaleczaniu Niebianina wrzeszczącego z bólu.
Wbił miecz w skrzydło odrąbując je wprawnym ruchem. Jego zabaweczka widać nie była tak wytrzymała na jaką wyglądała, traciła siły... "Ah...Averso... liczyłem na to, że wytrzymasz dłużej... nieładnie jest wychodzić z balu, który dopiero się zaczął..." Powietrze znów przeciął ostry, piskliwy śmiech Adriena, który teraz z sadystyczną przyjemnością wykuł jasnoniebieskie oko blondyna, który żegnał się z tym światem. -Żegnaj... Zachichotał Upadły stojąc tak, że ich twarze były niemal złączone.
Ostatnim co Averso Virgo zobaczył w swoim długim życiu była blada twarz niezwykle przystojnego anioła z blizną i białymi jak śnieg oczyma z grzywką, która na moment odsłoniła wielkie, piękne oko Adriena, które choć tak niesamowite skrywało w swym złotozielonym kolorze wściekłość i szaleństwo.
Miecz Adriena rozpękł się na drobne kawałki, kto wie dlaczego... Może to wpływ gorąca na żelazo? Wierna Szpilka leżała w częściach... - To już nie będzie ci potrzebne... mruknął pod nosem podnosząc kosę z ziemi i uważnie jej się przyglądając. "byt duża...Jak na ja..." Nie dokończył myśli, bo kosa wróciła do swojego poprzedniego stanu- wyglądała jak zwykły, ale bardzo długi miecz. Idealna kopia "Szpilki". -Cóż, później to rozpracuje.
Re: Róża bez kolców.
: Nie Lip 27, 2014 11:02 pm
autor: Feyla
Czy rycerz właśnie zaproponował jej uważanie na słowa jakie wypowiada w obecności smoka? Wygląda na to że z jej płomiennej przemowy nic a nic nie zrozumiał.
- Słuchaj no paniczu, powiem to jeszcze raz. Dużo prościej i wolniej. Nic mnie nie obchodzi czy mam przed sobą arcymistrza, króla czy smoka. Jeśli ktoś uważa że będę mówiła i robiła to co według niego jest słuszne i stosowne tylko dlatego że stoję przed kimś bogatym, potężnym o i mającym po swojej stronie prawo, to jest w dużym błędzie. Nie mam zamiaru postępować zgodnie z jakąś zakichaną etykietą, ani z góry darzyć szacunkiem kogokolwiek tylko dlatego że jego status społeczny akurat tego wymaga. A na tą chwilę uważam że ów gad nam tylko przeszkadza. Wprowadza chaos i zamieszanie nie pozwalając skupić się na tym co ważne. Dlatego najlepiej by każdy z nas poszedł w swoją stronę, a jeśli nikt tu nie ma odwagi powiedzieć mu to prosto w ślepia, to trudno. Sama to zrobię.
- Nie zgodzę się z panienką - wtrącił się do rozmowy Gorlo. - Wielmożny władca smoków ma rację. Gdy panienka podejmuje w swym domostwie gości czyż nie wymaga od nich właściwego zachowania? Dla przykładu życzy sobie by ci nie wzniecali awantur, nie dotykali jej osobistych przedmiotów, i poważali słowo gospodarza. Zapewne mam w tym względzie rację - Krasnolud skłonił się nisko jak to miał w zwyczaju gdy mówił o czymś ważnym, na powrót irytując swoją postawą kowalkę. "O do licha ten brodacz cały czas tu był, a ja za dużo wygadałam o swoich związkach z Nurdinem. Teraz mi nie popuści" zastanawiała się Feyla w czasie gdy Gorlo kontynuował - A powiliśmy zważać na to że władcy tych ziem cały czas są u siebie, i to my jesteśmy gośćmi na cudzym terenie. Dlatego też winniśmy okazywać należny szacunek. Poza tym przy postawie takiej jak panienki w świecie szybko zapanowałaby anarchia.
- Nie obchodzi mnie twoje zdanie krasnoludzie. Ktoś kto nie ustawił ani belki czy nie wbił choć jednego gwoździa przy budowie kuźni, kto nigdy nie pracował na jej reputację, nie ma prawa dopominać się o własność do niej. I tyle. Zresztą nie mam ochoty toczyć z panami dysputy na te tematy. Zwracam tylko uwagę by mnie nie pouczać. Jedyne co mnie interesuje to informacje jakie może mieć Acila. Chcę z nią porozmawiać, a potem możemy się rozstać. Nigdy nie zamierzałam być jej nowa panią, ani wydawać jej polecenia. Pewnie że dziewczyna na problemy i przydałby jej się ktoś kto pomoże ustawić jej się na przyszłość, ale to nie muszę być ja. Zresztą na kowala to ona zadatków nie ma. Proponuję panie rycerzu Loringu by to pan wziął ją pod swoje opiekuńcze skrzydła. - Feyla spojrzała w stronę kotołaczki. Ponowna przemiana smoka w człowieka zupełnie zbiła z tropu Acilę. Dziewczyna chwyciła nieznajomego za ramiona i odsunęła od siebie jakby szukając bestii ukrytej za jego plecami. Nie widziała samego procesu transformacji i nie była w stanie pojąc co też przed chwilą się wydarzyło.
- Gdzie smok? - Pytała, spoglądając bezradnie w niebo gdzie spodziewała się dojrzeć odlatującą bestię. - Jak teraz Acila ma dostać łuskę?
"Ups wydała nas". Zaśmiała się w duszy Feyla, gdyż mimo wszystko cała sytuacja wydawała jej sie dość zabawna.
Re: Róża bez kolców.
: Pon Lip 28, 2014 2:27 am
autor: Loring
Kiedy tylko gotlandczyk skończył, kowalka od razu zaczęła z powrotem swoją tyradę. Loring mógł przywyknąć do tego, że miała cięty język, jednak to, że – co wynikało ze sposobu w jaki dobierała słowa – uznała go za kretyna, już po prostu go zirytowało. Z kamienną twarzą wysłuchał do końca kobiety oraz krasnoluda, który najwidoczniej swym wtrąceniem usiłować coś zdziałać, jednak na marne. Brązowowłosa najwidoczniej uwielbiała innych obrażać, okazywać otwarcie to jaka jest nieustraszona oraz samodzielna. Blondyn od takich kobiet trzymał się z daleka.
Po zakończeniu mowy, mężczyzna nie miał czasu odpowiedzieć, bowiem uwagę jego przykuł smok, a raczej jego przemiana w człowieka. Melmaro nie mógł zaprzeczyć temu, że wyglądało to po prostu niesamowicie. „Chwila… Ten człowiek, czy on nie wyglądał aby inaczej?” Pomyślał Loring, jednak nie skomentował tego. Nie był jakoś w nastroju, nie rozśmieszyło go nawet zachowanie kotki oraz wypaplanie tajemnicy. „Zbyt długo zwlekam w jednym miejscu.” Gotlandczyk westchnął i wstał. „Swoją drogą nadal mi się nie przedstawiła, lecz teraz to już nieważne.”
- Naprawdę mi przykro, aczkolwiek nie mogę ze sobą wziąć Acilli. I nie nazywaj mnie panem smoków krasnoludzie, bo już tłumaczyłem, że tak nie jest. Tym bardziej nie jestem żadnym władcą. Nie pochodzę z Alaranii i nie mam zamiaru tutaj osiąść. Widzę, że nie znajdziemy wspólnego języka, trudno. W takim bądź razie nasze drogi w tej chwili się chyba rozejdą. Przybyłem tutaj w konkretnym celu. Zrealizuję go i opuszczam to królestwo. Wystarczy tylko, że znajdę jakąś istotę, która będzie w stanie namierzyć pewną osobę. To już będzie bardzo dobry początek. A biorąc pod uwagę, co tutaj się dzieje, to chyba nie będzie trudne zadanie.
Loring odwrócił się w stronę smoka i pochylił. – Cieszę się, że miałem zaszczyt cię poznać, szanowny Darze. Lot na tobie był czymś, czego nigdy nie zapomnę.
Melmaro zwrócił się również do Acilli, jednak tutaj powiedział więcej.
- Nie daj sobą rządzić kotko, proszę. Nie jesteś już niczyją sługą i nie musisz wykonywać żadnych zadań, chyba, że zechcesz i ten ktoś dobrze ci zapłaci. – Mówiąc to wszystko, blondyn wręczył kobiecie dziesięć złotych monet. – To tak na dobry początek. Masz w sobie siłę, która jest stłumiona. Musisz ją uwolnić, musisz się przebić. Musisz postawić na swoje i o nie walczyć. Nie będę prawił tutaj jakiś kazań, gdyż to nie w moim stylu. Osobiście nie przepadam za pożegnaniami, ale cóż… Kilka już miałem… - głos Loringa załamał się odrobinę, jednak szybko to zamaskował.
Żegnaj braciszku… Żegnaj Imi… - Wyszeptał Loring, po czym padł na kolana i przytulił mocno ciało swego martwego brata, znajdujące się już w trumnie, która niedługo miała zostać zamknięta. W klanowej kaplicy znajdowało się kilkadziesiąt osób, prawie był gotlandczykiem, poza rodzicami blondyna i jego brata. Ci, wtuleni mocno w siebie, łkali wpatrzeni w nieruchomego syna.
- Nie! Nie „żegnaj”! Zostań! Nie opuszczaj mnie, słyszysz?! Nie zostawiaj, braciszku, nie zostawiaj! – Melmaro rozpłakał się i jeszcze mocniej przytulił Imimura. – Jesteś taki zimny… Błagam, zostań… Nie chcę cię stracić, nie odchodź, nie zostawiaj mnie samego!
Łzy spływały rzewnie po policzkach wojownika, skapując na siną twarz umarłego. Ciałem złotowłosego wstrząsały drgawki. – Nie… Nie rób mi tego… Nie poradzę sobie bez ciebie… Nie rób mi tego… Nie rób!
- To by było na tyle. – człowiek odwrócił się i wolnym krokiem ruszył ku krawędzi polany. – Bądźcie zdrów.
Re: Róża bez kolców.
: Pon Lip 28, 2014 10:26 am
autor: Acila
Zgubiła smoka. Trzeba naprawdę niezwykłych umiejętności by w kilka chwil stracić z oczu tak wielkiego stwora, ale Acili najwidoczniej się to udało. Był tu jeszcze przed momentem. Czułą go, a teraz przepadł jak kamień w wodzie. Czyżby odleciał bo poczuł się urażony podarunkiem który miała dla niego? Kotołaczka przyglądała się swojej ozdobie. To prawda że nie była ona zbyt imponująca i nie mogła wzbudzić zachwytu w kimś takim jak smok, ale przecież wystarczyłoby aby stwór oznajmił iż jej nie chce. Nie musiał od razu uciekać. A może smok poczuł się niezręcznie, gdyż i tak nie nadawał się by nosić coś takiego? Albo… albo było tak że istota ta o niezwykłych zdolnościach magicznych potrafiła stać się niewidzialna. Takie rozumowanie miało dla Acili sens, a przede wszystkim zdejmowało z niej odpowiedzialność za niedopilnowanie zguby.
- Myślisz że wróci? – Spytała stojącego obok niej blondwłosego mężczyznę. Musiał widzieć jak smok znikał więc nie uznała za konieczne tłumaczyć o co pyta.
Niespodziewane oświadczenie Loringa że zamierza opuścić towarzystwo, wyrwało Acilę z rozważań o smoku.
- Ty odchodzisz? – Kotołaczka nie mogła uwierzyć w słowa rycerza. Po raz kolejny rzuciła się na szyję mężczyzny, obejmując go rękoma. Dziwne, zwykle trzymała się od innych na dystans, ale w przypadku tego człowieka było zupełnie inaczej. W jego obecności czuła się swobodnie i bez skrępowania tuliła do sylwetki mężczyzny gdy tylko znajdował się w pobliżu. Może i było to niestosowne ale kotołączka nie znała innego sposobu na wyrażenie co czuje. – Nie zostawiaj Acili samej! Ona sobie nie poradzi. Przecież obiecał że będzie o mnie dbał? – Pociąganie nosem wyraźnie sugerowało że walka o to by po raz kolejny nie wybuchnąć płaczem, praktycznie jest już przegrana.
- Wielmożny panie – Gorlo znów ruszył Loringowi z odsieczą, jak zwykle kłaniając się przy tym nisko – Jeśli to uspokoi trochę twoje obawy, to chętnie ofiaruje swoją opiekę nad ta młoda panną, rzecz jasna do czasu aż nie stanie na nogi. To znaczy tak długo aż nie zdecyduje się sama zrezygnować z mojej j opieki i żyć według własnego uznania. – Zaproponował krasnolud, słabo maskując przy tym błysk w oku na widok monet jakie rycerz ofiarował kotołaczce. Powstrzymywał się by nie zacierać zawczasu rąk z radości że oto przejmie nie tylko dziewczynę ale i posiadany przez nią majątek.
Re: Róża bez kolców.
: Pon Lip 28, 2014 10:55 am
autor: Dérigéntirh
Zachowanie kotki rozbawiło go. Najwyraźniej ta nie zrozumiała, że to on jest smokiem. Spojrzał na nią swoimi złocistymi, smoczymi oczami i użył magii, aby przeobrazić swój głos na ten, który posiadał w prawdziwej formie.
- Ja jestem tym smokiem, jestem Złocistym Cieniem Opadającym Sponad Chmur, jestem Wielkim Nieobecnym, Który Otrzymał Za To Karę i jestem Mędrcem Zapomnianych Wieków.
Po tej przemowie zmienił swój głos na zwykły i zwrócił się w stronę Loringa i owej kobiety, przysłuchując się ich rozmowie.
- Ależ droga pani, tu nie chodzi o etykietę, ale o własne życie. Szczerze mówiąc wątpię, czy wyszłabyś żywa ze spotkania z którymś z moich braci, obrzucając ich obrazami . Ich temperament lekko mnie przeraża.
Wsłuchując się dalej w wymianę zdań, zaczął się głęboko nad czymś zastanawiać. Przecież to właśnie jego szuka Loring. Przecież to on może to zrobić. Powinienem zaprowadzić go do niego. Ale jak go potraktuje? Przecież znam go. Nie lubi takich ludzi, a ludzi, których nie lubi... Lecz z drugiej strony jest mi coś winien. Ech, nie lubię tak robić, ale mogę nie mieć wyboru. On nie wie wszak wszystkiego...
Zamyślił się w takim stopniu, że prawie nie zauważył odchodzącego melmaro. Prawie.
- Hej, zaczekaj! - krzyknął. - Znam kogoś, kto może ci pomóc znaleźć osobę, której szukasz.
Re: Róża bez kolców.
: Pon Lip 28, 2014 1:11 pm
autor: Adrien
Było...cicho. Zdecydowanie zbyt cicho jak na piekło, które się tu przed chwila rozpętało. Szczury i koń milczały jakby bojąc się narazić swemu panu, choć dobrze wiedziały, ze nie zrobiłby im krzywdy. Ale widoczne oko Adriena sugerowało, ze jeszcze nie skończył, ze jeszcze się nie uspokoił. -A-Adrien...j-jesteś ranny...-zaczął Aurum siedząc na siodle konia i przyglądając się Upadłemu z troska.
-Ranny?- Powtórzył Crevan machinalnie, jakby nie do końca wiedział gdzie się znajduje. Dopiero teraz gdy adrenalina opadła poczuł palący ból w nadgarstku oraz ściekającą stróżkę krwi. -Ah...tak... Westchnął cicho i uniósł dłoń do góry oceniając straty. "Moglem stracić tą dłoń... Nie jest tak źle." Był zdecydowanie zbyt optymistyczny, bo rana była naprawdę głęboka. Ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, ze za góra dwa, może trzy dni nie pozostanie po niej nic więcej niż blizna, bardzo szybko się regenerował. _Powinna przestać krwawic do rana. -Głos także miał bardziej miękki i delikatny, zupełnie jakby mówiła to inna osoba.
-Na pewno? Nie wygląda to dobrze, a ty jesteś strasznie blady...- Szczur matkował własnemu panu, do czego to doszło. białowłosego czasem zastanawiało czy szczury martwią się o niego z czystej sympatii czy może jednak dlatego, ze je karmi. Ale to się dla niego nie liczyło, ważne, ze były i miał się do kogo odezwać, bo gadanie z trupami już dawno mu się znudziło. Argentum usiadł obok brata i wpatrywał się w pana rozanielonym wzrokiem. Tak rzadko miał okazje widzieć pana bez grzywki na oczach, tak rzadko słyszał jego naturalny głos. Adrien chyba poczuł na sobie wzrok zwierzaka bo ruszył głową tak, że białe fale spłynęły mu na twarz starannie ukrywając to, co było cenne.
-Jessst w porządkuuu... Znów wrócił do dawnego stylu bycia. Sam już nie wiedział który jest prawdziwy...Ale nie ważne, teraz miał większe zmartwienia. Musiał usunąć ciało... A miał na to tylko jeden pomysł...
Averso zajął się ogniem płonąc od skrzydeł aż po włosy, na co Upadły znów wybuchnął śmiechem patrząc na to z nieukrywaną radością. Cala scena wyglądała upiornie- ciemność, płonące ciało i oszalały z radości i złości w jednym, zakrwawiony mężczyzna śmiejący się tak, jakby ktoś opowiadał mu najprzedniejsze żarty. Tak... czuł się doskonale...
Ale ból i osłabienie dało o sobie znać i zrobiło mu się słabo. Blady oparł się o konar drzewa by nie upaść. "Nie wrócę tam..." Bo jak miałby wrócić? Nie da rady wsiąść na konia w takim stanie, a co tu dopiero mówić o jeździe na nim...
Szczury wiedziały, że ich pan jest zbyt dumny by kogokolwiek poprosić o pomoc i prędzej zginie niż to zrobi, więc nic nie mówiąc zeskoczyły z konia pędząc ile sil w małych łapkach do ogniska by sprowadzić kogokolwiek do pomocy. Nie bardzo wiedziały jak to zrobić, bo w końcu nikt prócz Adriena nie rozumiał ich mowy, ale warto spróbować.
Po dobrej połowie godziny wpadły na polane przeraźliwie piszcząc i kręcąc się koło nóg Feyli jednocześnie uważając by ta ich nie podeptała
Re: Róża bez kolców.
: Pon Lip 28, 2014 3:22 pm
autor: Feyla
Feyla musiała przerwać dyskusje o wyznawanych zasadach postępowania wobec tak zwanych autorytetów, gdyż nieoczekiwanie została oblężona przez szczury. Dwa małe wściekłe gryzonie atakowały ją jakby miała przywieszone do pasa kawałki sera. Piszczały, wskakiwały jej na nogi i krążyły bez celu w każdym z możliwych kierunkach.
- Co do cholery. Skąd tu te szkodniki. – Kowalka usiłowała strącać je z siebie, odepchnąć, zdeptać, a nawet roztrzaskać młotem, ale zwierzaki były dla niej za szybkie. – Wynocha. Wypad mi stąd. Odczepcie się. – „Dlaczego tylko mnie atakują?” zastanawiała się. – Głupie gryzonie. - Szczury w tym miejscu stanowiły dość niezwykły przypadek. Raczej spodziewałaby się ich w miastach gdzie miały więcej pożywienia i mniejszą konkurencję, a przede wszystkim żadnych drapieżników. Zdesperowana Feyla była gotowa skoczyć do wody by potopić natrętne zwierzaki, gdy myśl o drapieżnikach podsunęła jej lepszy pomysł.
- Acila łap te dwa szczury! Pozbądź się ich nim naprawdę się wścieknę. – Dla kowalki Aurum i Argentum stanowili dwa zwyczajne zawszone gryzonie, natomiast kotołaczka od razu rozpoznała znajome mordki. Widok szczurków którymi deklarowała się zawczasu opiekować niezwykle ją ucieszył. Niespodziewanie dostała szansę by jednak wywiązać się z zadania i zrehabilitować za wcześniejszą porażkę. Klękając przy stopach Feyli zaczęła polowanie. Szybko udało jej się chwycić w ręce jednego z zwierzaków. Początkowo Aurum straszliwie się szarpał więc musiał przytrzymać go w obie dłonie.
Uśmiechnięta Acila przybliżyła szczurka do swojej twarzy, na tyle ze niemal stykali się nosami.
- Cześć. Jak się masz? Hihi pamiętasz mnie? – Zwróciła się do Aruma. – Jestem Acila pół kot panna. Obiecałam się tobą zaopiekować, a ty mnie drapiesz. – Powiedziała do zwierzaka, po czym przez jakiś czas wpatrywała się w jego oczy jakby przenikała myśli swojej ofiary.
- On się boi. – Oznajmiła w końcu do Feyli.
- Naturalnie że się boi. Przecież zdaje sobie sprawę że zaraz go zjesz!
- Acila nie je szczurów. No chyba ze bardzo musi. Ale ten tu należy do wysokiego pana, który uratował mnie, a on zabronił by je krzywdzić.
- Chcesz powiedzieć że to są szczury grabarza? Po jakie licho miałby je taszczyć z sobą?
- On mówi że to one idą, a pan tylko jedzie w tym samym kierunku. – Stwierdziła Acila na co Feyla niemal opluła się z wrażenia. Nie wiedziała co brzmi bardziej głupio. Logika zdania wypowiedzianego przez kotołaczkę, czy fakty iż ta twierdziła ze rozumie szczurki.
- A czemuż na gorące żelazo doczepiły się teraz do mnie? – kowalka postanowiła ciągnąć tą farsę. Chociażby dlatego że szczury najwyraźniej poprawiały humor Acili. Jej zresztą też.
- Dlatego że ich pan umiera. I przyszły tu po pomoc.
- I teraz dopiero o tym mówisz. Zbieramy się. Ponowie – zwróciła się do pozostałych mężczyzn, jeśli ich wódz miał kłopoty to musiało być to coś poważnego. Już wcześniej miała okazje oglądać starego człowieka w akcji. Bez względu na wygląd tak łatwo nie dawał zrobić sobie krzywdy, więc jeśli teraz cierpiał to nie z byle powodu. – Jeśli faktycznie chcielibyście pomóc to jest ku temu idealna okazja.
Re: Róża bez kolców.
: Wto Lip 29, 2014 12:40 am
autor: Loring
Melmaro bardzo żal było Acilli, nie wiedział czy sobie poradzi, czy kolejny raz nie zostanie zniewolona. Wszakże nie umiała ona odróżnić dobra od zła. Odwzajemnił mocno uścisk, tuląc ją i przy okazji szepcząc jeszcze kilka pochlebnych słów do jej uszka.
- Tylko mi tutaj nie płacz słonko, jesteś już dużą dziewczyną. – Loring uśmiechnął się.
Gotlandczyk z uwagą wysłuchał słów krasnoluda, jednak od razu odkrył jego prawdziwe zamiary i zdziwił się, że brodacz uwierzył w możliwości powodzenia tego podstępu. – Szanowny krasnoludzie… Zabierz tej kobiecie choćby jedną ofiarowaną jej przeze mnie monetę, a będzie to ostatnia uczyniona przez ciebie rzecz na tym świecie.
Po powiedzeniu tego co miał powiedzieć, złotowłosy powolnym krokiem zaczął się oddalać, jednak stanął jak wryty w reakcji na słowa smoka. „To niemożliwe… Naprawdę…?” Odwrócił się i zmierzył mężczyznę uważnym spojrzeniem, krzycząc niemo o więcej informacji.
- Słucham? Co ty przed chwilą powiedziałeś? Jeśli naprawdę tak jest, to musisz mnie do niej jak najszybciej zapro…
Słowa mężczyzny przerwały dwa szczury, które wleciały na polanę i zaczęły atakować kowalkę, a tak to przynajmniej wyglądało. Kobieta nie była zbytnio z tego powodu zadowolona, z pewnością gdyby tylko mogła, zabiłaby tę parę gryzoni. Zamiast tego poleciła jednak zjeść je kotce, co zirytowało jeszcze bardziej wojownika.
- Szczury to możesz ty jeść, ona zasługuje na coś lepszego. – Już otwierał usta, by wypowiedzieć te słowa, jednak powstrzymał się. Najważniejszy był teraz Dar.
- Błagam, musisz mnie do niej zaprowadzić… Kto to jest? Jak może odszukać daną osobę? Ile sobie za taką usługę zażyczy? Czy w ogóle zechce mi pomóc?
Blondyn zaczął zasypywać rozmówcę pytaniami, jednak znowu przerwała mu kowalka, paplając coś o grabarzu, szczurach i pomocy.
- Grabarz? Tamten typ jest grabarzem? – Loring parsknął. – W sumie pasuje… Nic mnie z nim nie łączy i nie muszę mu pomagać, a już na pewno nie dlatego, że ty o to prosisz. Prosisz? Nie… Żądasz. Pójdę jednak, ale tylko ze względu na Dara, gdyż muszę się dowiedzieć wielu rzeczy. Prowadź…
Gotlandczykowi nie uśmiechało się ratowanie skóry medykowi, zwłaszcza teraz, kiedy możliwe, że odkrył nadzieję, nadzieję w postaci niezidentyfikowanej istoty, być może mogącej spełnić jego najważniejszą prośbę. Melmaro stwierdził jednak, że jest coś winien grabarzowi, w końcu ten – a wcale robić tego nie musiał – uratował kotce życie, udzielając jej pomocy. Pokręcił bezradnie głową, nie mogąc nic poradzić na rozwój wypadków. Poprawił sobie zrobiony ze swych włosów szal i omiótł otoczenie spojrzeniem.
- Wie panienka co? Może lepiej niech te szczury nas zaprowadzą, wydają się inteligentnymi stworzonkami. Acillo… Puść proszę gryzonie, inaczej nie odnajdziemy poszukiwanego przez nas jegomościa.
Re: Róża bez kolców.
: Wto Lip 29, 2014 7:16 am
autor: Dérigéntirh
Loring zatrzymał się, tak jak smok chciał.
- Tak, nie kłamałbym w takiej kwestii.
Zastanawiał się, jakimi słowami opowiedzieć mu o swoim znajomym, którego naprawdę ciężko było opisać, kiedy na polanę wbiegły dwa szczury, które od razu dopadły do brązowowłosej kobiety. Widok był bardzo zabawny, zwłaszcza, że kobieta próbowała zmiażdżyć je swoim młotem.
- Droga pani, nie tędy droga - powiedział, patrząc, jak gryzionie zręcznie omijają młot.
Po chwili najwyraźniej to zrozumiała, bo zwróciła się o pomoc do kotki. Dérigéntirh już miał się odezwać, kiedy zrobił to Loring. Jego pytania były trochę... kłopotliwe, pod pewnymi względami. Przynajmniej nie zapytał się o jego imię, wtedy dopiero miałbym kłopot.
- To jasnowidz, choć dosyć specyficzny. Tak naprawdę ma inny zawód, ale potrafi wywołać wizje, pokazujące co było, co jest i co będzie. Najlepiej mu idzie z tym drugim. Ale widziałem także, że potrafi w przybliżeniu zlokalizować położenie istot. Co do ceny, to uwierz mi, pieniądze zbyt dużej wartości dla niego nie mają. Czy będzie chciał ci pomóc? Cóż, mogę podejrzewać, że niezbyt, ale ja nadal mam u niego dług wdzięczności.
Na słowa kobiety skinął głową.
- Kto pomocy pragnie, pomoc otrzyma. Chodźmy uratować tego... grabarza.
Tamten człowiek co prawda nie pachniał mu jak ktoś, kto całe dnie przebywa ze zwłokami. Cóż, jeśli naprawdę mam być szczery, to nie pachniał nawet, jak człowiek. Takiego aromatu nie czułem od dawna, ale skądś go kojarzę. Tylko pytanie, skąd? To zostawię na później, teraz trzeba się skupić na tej pomocy. Ruszył w stronę lasu, tęsknie zerkając na pieczonego woła. Czy ktoś go w ogóle tknie, pomyślał, zdejmując z polany iluzję. Podobno wszyscy tacy głodni byli, a tu proszę.
Re: Róża bez kolców.
: Wto Lip 29, 2014 9:22 am
autor: Feyla
Cała sytuacja wyglądała zabawnie. Przebijali się przez las a za przewodnika służyła im para szczurów. O dziwo nikt z zebranych nie zakwestionował faktu iż ślepo wierzą w inteligencje tych gryzoni i zdolność porozumiewania się ich zarówno z grabarzem jak i Acilą. Czy naprawdę byli tak naiwni by wierzyć w cuda? Kowalka miała właśnie zamiar podnieść ta kwestię na głos ale gdy tylko spojrzała na rycerza, oczyma wyobraźni ujrzała kolejną kłótnię. Ten pozłacany bogacz zdawał się podważać i krytykować wszystko co powie czy tez zrobi, co po chwila przekręcając fakty. A krasnolud wtórował mu przy każdym zdaniu niczym jakieś cholerne echo. Niby kiedy kazała Acili zeżreć to przeklęte szczury? Feyla nigdy nie lubiła szlachty ani ludzi zamożnych, ale ten tu zdawał się być ucieleśnieniem pychy. Wszystko było mu źle, łaskawie zgodził się im pomóc tylko dlatego że pośrednio wiąże się to z jego dużo ważniejszymi sprawami. Nawet Acilą nie chciał się zaopiekować, chociaż ta najwidoczniej za nim przepadała. I co z tego że życzy jej jak najlepiej gdy jednocześnie milcząco zgadza się na to że kotołaczka wpadnie w ręce krasnoluda gdy tylko rycerz zniknie z pola widzenia. Kowalka zdecydowała się wycofać. Odda rycerzykowi dowodzenie i niech łaskawy pan się wykaże.
Oba szczury prowadząc do swojego pana kierowały się zasadą że im droga krótsza tym szybciej u celu. Biegły więc przed siebie nie zważając na to czy ich trasa prowadzi ubitym traktem czy też przez najgęstsze zarośla najeżone kolcami. Skoro one mogły się bez trudu przeciskać to najwyraźniej uznawały drogę za dobrą, jakby nie zdawały sobie sprawy że ktoś innym może mieć problem. Acila która teraz nie odstępował Loringa ani na krok wskazywała od czasu do czasu kierunek w którym podążyły zwierzaki. Las wokół nich stawał się coraz gęstszy. W końcu cała grupa dotarła do zagajnika przez który nie byli w stanie przejść nie wyrąbując sobie uprzednio drogi odcinając pnącza i korzenie roślin.
- Panie krasnoludzie – Feyla zwróciła się do Gorla, - użyczy pan swego topora?
- Jeszcze czego. Niedoczekanie. – Nie krył oburzenia brodacz. – To kunsztowna broń robiona na specjalne zamówienie, a nie jakieś rębajło do drzewa. Proszę spojrzeć szlachetny panie, odlew z jednej całości, idealnie wypolerowane dwa ostrza, w których można się przejrzeć. Są na nich nawet moje inicjały widziane pod specjalnym kątem, tak by byle oprych nie mógł skraść tego cudeńka. – Gorlo z dumą prezentował swoją broń przed Loringiem, w nadziei że i ten pokaże mu swój miecz i w końcu znajdą wspólny temat – A w rękojeść wtopione zostały kamienie szlachetne. O tutaj. Milord zerknie. Nazwałem go smoczym pazurem. Pan wybaczy mości smoku, ale taka nazwa wydawała mi się najbardziej odpowiednia.
Chcąc czy nie Feyla była zmuszona sięgnąć za pas po swoją niewielką siekierkę.
- Mój jest brzydki, z powyginanym sosnowym trzonkiem i wielokrotnie ostrzonym zielaźcem. Nazywa się siekierą i ma ta zaletę ze można nim cos przeciąć. – Kowalka zabrała się do usuwania gałęzi. Nie chciała stać bezczynnie i wsłuchiwać się w dyskusje jakich to obaj mężczyźni używają aromatów do swych haftowanych chusteczek.
Re: Róża bez kolców.
: Wto Lip 29, 2014 9:32 am
autor: Acila
Acila trzymała się blisko Loringa. Szła z rękoma splecionymi za sobą, niemal przyklejona do mężczyzny, tak że co chwila ocierała się o jego ramię. Cieszyła się ze rycerz jednak jej nie zostawił. Jedynie pieczonego mięsa było jej strasznie żal. Porcja była zdecydowanie za duża a ona nie miała nic by odkroić sobie choćby kawałek. Z smutkiem spoglądała na przygotowywany posiłek, zostawiony teraz pod opieką drugiego z krasnoludów.
- A czego tak naprawdę szuka? – Spytała towarzysza - Czy Acila mogłaby pomóc? Dzisiaj udało jej się znaleźć szczurki. Wprawdzie zgubiłam smoka, ale myślę ze i jego uda mi się odnaleźć. – Dziewczyna bardzo chciała okazać się przydatna, ponieważ wierzyła że jeśli rycerz uzna ją za potrzebną, to zabierze z sobą. Tylko ze nie bardzo wiedziała jak może zaprezentować swoje walory. Szukała czegoś czym byłaby w stanie przekonać rycerza do swojego towarzystwa. I nic nie przychodziło jej na myśl. – Tam są – wskazała na oddalające się szczurki, gdy grupa na chwilę stanęła. Małe istotki co chwilę ginęły z pola widzenia, ale jej wzrok pozwalał doskonale widzieć w ciemnościach, a poza tym cały czas je słyszała.
Gdy tylko kompania dotarła do gęstych zarośli Acila uznała że sama jest w stanie się przez nie przecisnąć. Była to dla niej okazja by czymś się wykazać. Kotołączka z natury była wygimnastykowana, zręczna i gibka toteż przez jakiś czas dość sprawnie przeciskała się wśród roślin, ale im dalej tym roślinność stawała się bardziej dzika, a poszycie gęstsze, tak że w końcu musiała dać za wygraną. Zaplątała się w gałęzie na tyle że nie była w stanie samej się cofnąć.
- Auć! Ej. No puszczaj! Przesuń się ty … - siłowała się bezradnie z pnączami. – Oj nie dam rady. – Zrezygnowała, nasłuchując odgłosów otoczenia. Dopiero teraz uświadomiła sobie że zdołała oddalić się na tyle od reszty drużyny, że teraz nie może nikogo zobaczyć.
- Mówię wam że jest ranny i bez problemu go dobijemy. – Acila usłyszała nieznajomy głos. – Zapłaci nam za hrabiego. Właściwie to nowy władca powinien być wdzięczny temu staruchowi że dzięki niemu doszedł na szczyt, ale honor nakazuje dokonać zemsty. – Kotołaczka nie rozumiała kogo ma przed sobą i o czym rozmawiają, ale ten głosu nie sugerował przyjaźni. Zresztą nie była w stanie się ruszyć, a nawet wytężając wzrok przez zarośla nie widziała zupełnie nic. – Tylko że.. ma cierpieć. Sama śmierć jest zbyt łaskawa…
- A co z krasnoludem?
- Jemu akurat należy się nagroda za to że doprowadził nas do chudzielca. Zetnijcie ten brodaty łeb.
Re: Róża bez kolców.
: Wto Lip 29, 2014 7:49 pm
autor: Adrien
Ciało spalonego anioła powoli dogasało pozostawiając po sobie swąd spalenizny i resztki tego, co kiedyś było skrzydłami oraz całkiem spory kawałek czaszki. "Nic nie trwa wiecznie, Atmosie, na ciebie też przyjdzie kolej gdy tylko wyściubisz nos z Marmurowego Miasta. Ojcze, przysięgam na tobie zemstę tak krwawą jakiej świat jeszcze nie widział. Zapłacisz mi za to, wszyscy mi za to zapłacicie..." Zabawne jak w ciągu zaledwie kilku minut zmienił się białowłosy Adrien; z niegroźnego staruszka w bezlitosnego, oszalałego z rozpaczy mordercę.
Na jego zakrawioną dłoń sfrunął niewielki, żółty ptaszek. Crevan delikatnie uniósł palec pozwalając stworzonku na nim usiąść i odpocząć. -Co, ptaszyno? Nie bój sssię...- Pogłaskał go po główce brudząc ją na szkarłatny odcień krwi. Trzymał go z delikatnością o jaką ciężko było go posądzić po tym co przed chwilą zrobił. Zwierzę poderwało się do lotu, a mężczyzna zachichotał cicho czując, że przez upływ krwi znacznie osłabł. "Nie utrzymam się w siodle, nie dam rady wsiąść na konia"Może i dałby radę gdyby nie fakt, że od domu dzieliło go wiele mil. Ale nie żałował, siedząc w domu zapewne jeszcze przez wiele lat nie dorwałby swojego kata.
Koń stał całkowicie zszokowany tym, co zobaczył. Po prostu bał się własnego pana po tym co zobaczył chwilę wcześniej. -A-Adrien zbierajmy się już, dobrze?- Poprosił grzecznie marząc o powrocie do bezpiecznej stajni.
-Jeszcze sssekunda... Z uśmiechem godnym prawdziwego sadysty podszedł do szczątków, które jeszcze lekko się tliły i rozgniótł pozostałości czaszki obcasem buta. Mimo wszystko wciąż nie czuł się spełniony, wciąż było mu mało... Lekko zatoczył się i oparł o drzewo. "zatrute ostrze? Nie...to nie możliwe, wyczułbym już wcześniej...Więc co?" Jeszcze nigdy nie czuł się taki osłabiony...
Nie zauważył, że szczurów nie ma, myślał, że po prostu się gdzieś pochowały, w życiu by nie przypuszczał, że jego ukochane szkodniki podniosą taki raban i sprowadzą tu całą resztę drużyny mówiąc im, iż stary Grabarz umiera! Nigdy się nie skarżył, był zbyt dumny by prosić kogolwiek o pomoc, czułby się wtedy bezradny i taki...słaby. Tak, słaby to dobre słowo.
-Adrien...j-jesteś cały uwalony krwią, wiesz? Zapytał Mortem patrząc na pana z coraz mniejszym strachem, ufał mu...
-Wiem , ale nie mam gdzie teraz tego zmyć. -Wzruszył ramionami.- Może po drodze coś sssię znajdzie... Rozprostował palce skaleczonej dłoni. -Gdzie szczury? Mam złe przeczucia, Mortem... A mam eee...kobiecą intuicję, jeśli chodzi o takie sssprawy... Ktoś jessst niedaleko, a ja nie będę miał jak sssię bronić, jeśli zaatakuje.
Re: Róża bez kolców.
: Śro Lip 30, 2014 3:01 pm
autor: Loring
Loring już dawno nie przedzierał się przez temu podobne krzaki. Ostatni raz było to na feralnej misji, misji której nie dokończył, misji w trakcie której dowiedział się, że jego brat został zamordowany. Na szczęście gotlandczyk miał na sobie cały czas pełną zbroję, więc nawet nie czuł, że wiele z mijanych roślin ma solidne kolce. Inną sprawą były włosy. Te – wszakże długie – co rusz mu się plątały, choć częstotliwość niedogodzeń zmniejszyła się wraz z chwilą przewieszenia je na przód ciała.
Melmaro słuchał w spokoju słów kotki. Żal mu jej było, ale wiedział, że zabranie Acilli ze sobą nie wchodziło w grę. Miałaby być świadkiem jego starcia z Setianem? „Swoją drogą, już nie raz słyszałem plotki o tym, że jest najlepszym wojownikiem wręcz w historii Gotlandu. Jak to się stało, że nigdy go nie spotkałem, a tyle lat żyliśmy razem w jednych murach? Nie potrafię tego zrozumieć…” Nawet gdyby kobieta bez żadnej szkody na psychice wyszła z ich potyczki, nie było mowy o zabraniu jej do klanu. Tam nikt by jej nie zechciał, poza tym ona pewnie chce zostać w swym rodzimym królestwie.
- Czego szukam? Szukam sprawiedliwości kotku. Sprawiedliwości wymierzonej karą, wziętej zemstą. Szukam spełnienia, ale resztę już zostawię dla siebie. Nie powinnaś słuchać takich rzeczy.
Kotka na dłuższy czas zamilkła, przez co blondyn skupił się tylko i wyłącznie na drodze, zapominając o dziewczynie, dlatego – podobnie jak reszta – nie zauważył jej zniknięcia.
Mężczyzna dokładnie przyjrzał się broni krasnoluda, a wynik oględzin wzbudził jego aprobatę. Jednakże odmówienie pomocy kobiecie już mniej. Nie, nie oddanie broni, bo swej również nikomu by nie dał, ale całkowity sprzeciw jeśli chodzi o jej użycie. Loring wyciągnął miecz i ujął go oburęcznie.
- Me ostrze nosi nazwę „Yogoturama” i jest tworem najznamienitszych gotlandzkich kowali. Wybacz panie, ale tyle musi ci wystarczyć. Nie lubię opowiadać o swym mieczu i tym, co skrywa. Wiedz jeszcze, że jest ostry i nie stępi się od roślinności.
Kończąc wypowiedź, zamachnął się i przeciął jednym ciosem wszystkie gałęzie na jego drodze. – Pomogę pani, nie dlatego, że uważam, że sobie nie poradzisz, po prostu będzie szybciej.
Melmaro bez problemu usunął przeszkodę z drogi i mogli ruszać dalej, jednak nie mógł nie podziwiać kowalki za jej upór, niezłomność i charakter, który – bądź co bądź – drażnił go i rozbawiał. „Teraz będę wiedział, że jeśli będę chciał znaleźć sobie kobietę, która w razie czego mogłaby pomóc mi na polu bitwy, to muszę szukać jakiejś zajmującej się kowalstwem. Chyba, że tak mają tylko Alarańskie kowalki."
- Nie chcę się nigdzie wtrącać, Dar. Jeśli masz zużyć na mnie jego przysługę, to naprawdę nie będzie to konieczne. Wiem, że znajdę jeszcze inne osoby potrafiące coś takiego. Ale jeśli jednak… On może nic nie chcieć, ale co zażyczysz sobie ty? Nawet nie wiesz jak ważne to dla mnie jest. Coś czuję, że smokowi nie zależy na pieniądzach ani broni. A więc na czym?