Dafne trzecią godzinę spędzała na czekaniu w kolejce do zielarki. Rapsodia posiadała sporą ilość mieszkańców, więc nic dziwnego, że tyle to trwało. Niebiance nie uśmiechała się wizja spędzenia tu kolejnych trzech godzin, więc zastanawiała się, czy dobrym pomysłem będzie zapytanie, kiedy mniej więcej wejdzie po poradę do specjalistki. Kobieta miała na imię Estera, była w średnim wieku, liczyła sobie jakieś czterdzieści ludzkich lat, ale werwy mogła jej pozazdrościć nie jedna młódka. Emisariuszka spojrzała po istotach oczekujących na wizytę, głównie były to Elfy i Pradawni, jak się domyślała, odczytując poszczególne aury. Wprawdzie nie potrafiła zbyt czytelnie i dobrze rozpoznać pochodzenia danej jednostki, ale coś tam potrafiła, a czego nie wiedziała, to sobie dopowiedziała. Zamierzała dokształcić się w zakresie czytania aur, tak będzie rozsądnie, gdyż sporo podróżowała a jako samotna kobieta powinna liczyć się z wieloma niebezpieczeństwami. Najczęściej jednak jej podróż była dość krótka i niewymagająca szczególnych rzeczy, no i też za dnia, a nie w nocy. Głównie były to podróże konno, co poprawiało jej samopoczucie i bezpieczeństwo, bo koń, gdy się czegoś obawia, daje o tym jasne sygnały.
- Przepraszam, czy wie pani, kiedy pani wchodzi do zielarki? - Zdobyła się na odwagę i popatrzyła przez chwilę na młodą dziewczynę w jasnej sukience. Ubranie zresztą było bardzo podobne do tego, co zazwyczaj nosiła Niebianka. Również w tym momencie.
Nieznajoma uśmiechnęła się ze zrozumieniem.
- A czy jest pani w ciąży? - spytała nieoczekiwanie, czym nieco zdziwiła Emisariuszkę.
- Nnnie... a dlaczego pani pyta? - odpowiedziała skołowana Dafne.
- Bo kobiety przy nadziei mają pierwszeństwo a dzisiaj mamy Derię, więc zielarka policzy im zniżkę. Nie wiedziała pani?
Dafne zrobiła poważną minę. A więc to dlatego tyle przyszło klientów tego dnia! No tak, zniżka!
- Przyznam, że nie wiedziałam nic o tym. Gdybym wiedziała, przyszłabym innego dnia - stwierdziła Niebianka i podrapała się po zgrabnym nosie z lekkim zakłopotaniem.
- Rozumiem. A co pani dolega, jeżeli mogę zapytać? Może mogłabym polecić inną zielarkę, która przyjmuje niedaleko stąd? - dopytywała nieznajoma. Nie przedstawiły się sobie jeszcze, więc Dafne uznała, że najbliższa pora na prezentację.
- Jestem Dafne - przedstawiła się i podała rękę w geście zachęcenia, by rozmówczyni również podała swoją godność.
- Amira.
Dafne ucieszyła się, że jej nowa znajoma również podała jej rękę, gdyby tego nie zrobiła, nie wiedziałaby jak się zachować a czasem spotykała wśród nieznajomych takie osobliwe reakcje. Zwykle to Elfy w ten sposób reagowały, jakby bojąc się zarazków przed dotykiem czyjejś dłoni.
Rozmowa trwałaby dalej, gdyby Niebianka nie musiała wyjść z przedsionka, w którym się znajdowała. Zaczęły boleć ją nogi od stania a nie zamierzała dłużej tkwić w tym miejscu wiedząc, że przed nią było z tuzin innych klientów. Wiadomo, że miejsca siedzące pozajmowały brzemienne kobiety. Po otrzymaniu wskazówki jak ma się udać do innej zielarki, która na pewno ją dzisiaj przyjmie, opuściła przybytek i poszła w swoją stronę.
Reszta dnia toczyła się swoim rytmem. Dafne szła ścieżką w stronę niewielkiego lasu a gdy już się w nim znalazła, słyszała pogodny śpiew ptaków. Coś jej podpowiadało, że będzie zadowolona ze spotkania z Klarą, do której szła. Nie chciała pokazywać przed Amirą, że pytanie o ciążę ją skonsternowało. Musiała teraz poradzić sobie z negatywnymi odczuciami, bo inaczej nie będzie w stanie skoncentrować się nad rozmową z dostępną zielarką. Czasem rozmowy z innymi istotami ją męczyły. Coraz częściej rozmyślała, by zaszyć się na jakimś pustkowiu i nie nawiązywać z nikim kontaktu...
Rapsodia ⇒ Przepis na szczęście
- Dafne
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 18
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Emisariusz
- Profesje: Inna , Opiekun , Zwiadowca
- Kontakt:
- Nataniel
- Szukający drogi
- Posty: 26
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Łowca , Nauczyciel
- Kontakt:
Nie tak powinna wyglądać emerytura, pomyslał Nataniel, przykładając lekko tlący się płomień wychodzący spomiędzy jego palców do trzymanego w ustach cygara. Następnie wział głęboki wdech, zaciągnął do płuc przyjemnie ciepły, tytoniowo-korzenny dym i na wydechu, uformował przed sobą niewielkich rozmiarów statek z jednym trójkątnym żaglem i tycimi wiosłami, który, pchnięty kolejnym tchnieniem poszybował przed siebie i rozbił się w nicość napotkawszy szklankę pełną wina.
- Nie przesadzaj - odpowiedziała mu smukła postać w czarnej, aksamitnej szacie siedząca obok w skórzanym fotelu i przewracająca między kościstymi, czy też poprawniej kościastymi palcami, srebrną monetę. - Ciesz się, że nie przydzielili ci pierwszoroczniaków.
Czarodziej westchnął, pokręcił głową ale aż tak, że kręgi szyjne strzeliły i spojrzał na rozmówcę z ukosa. Moneta, którą tamten trzymał w dłoni eksplodowała niemal natychmiast jasnym światłem, zmuszając postać do ukrycia twarzy jeszcze głębiej w odmętach kaptura, a jej kawałki pospadały na dywan z wesołym pobrzdękiwaniem.
- Panowie, trochę powagi - wtrącił trzeci męski głos, któremu towarzyszył dźwięk pióra skrobiącego po kawałku pergaminu. - Nataniel, nie wysadzaj przedmiotów. Mortimerze, nie czytaj mu w myślach. To niegrzeczne.
- Oj daj spokój. Stęskniłem się za tym łobuzem.
- Jak miło - odpowiedział pradawny i uformował u stóp rozmówcy kulę ognia.
- Zapomniałeś, że utraciłem tam system nerwowy jakieś sześdziesiąt lat temu?
- Dość! - przerwał ostro głos tego trzeciego, po czym zapisany czarnym tuszem pergamin wylądował przed oczami mężczyzny z cygarem w ustach. - Podpisuj i rozchodzimy się w zgodzie.
- A co to?
- Poręczenie i upoważnienie. Ty, niżej tu podpisany, Nataniel Romero-Flint z nadania władz Magicznej Akademii w Rapsodii otrzymujesz prawo do swobodnego poruszania się po terenie uczelni oraz wgląd we wszystko czego ci potrzeba do pełnienia funkcji opiekuna katedry Magii Wysokich Energii na czas nieokreślony. Otrzymujesz też stałą pensję wykładowcy, z wyłączeniem twojej osoby z życia uniwersyteckiego, chyba, że Kolegium nadzorcze zdecyduje inaczej. Nie musisz więc prowadzić żadnych zajęć, chyba że sam się zgłosisz na ochotnika.
- Więc co miałbym robić?
- Pilnować aby szkoła nie poszła z dymem - nakreślił obrazowo mężczyzna. - Nasi studenci zaczęli od jakiegoś czasu majstrować przy czymś, co ma pomóc ujażmić pokłady dzikiej energii. Problem w tym, że nikt nie wymyślił jak to zrobić więc średnio cztery razy miesiącu gasimy pożary w głównej części budynku.
- Jacyś ranni?
- Poparzeni. Niektórzy mniej, niektórzy bardziej. Smoki często robią za tarczę dla innych.
- Sam bym tak zrobił - zaśmiał się czarodziej, na wspomnienie starych blizn, kiedy nie miał kto go zasłonić gdy sam wysadzał coś w powietrze. - Dlatego taniej wam wyszło ściągnąć mnie z przymusowej emerytury niż zatrudnić specjalistę?
- Nie do końca - przyznała ponuro postać w kapturze. - Po siódmej eksplozji uświadomiliśmy sobie, że na emeryturę odesłaliśmy jedynego specjalistę jakiego znamy.
Jeszcze tego samego dnia Nataniel odebrał od rektorki komplet kluczy do najważniejszych pomieszczeń na uczelni, w tym do zamkniętego dla studentów skrzydła uniwersyteckiej biblioteki oraz reprymendę za przywiązanie do słupa na placu studenta wyżywającego się psychicznie nad innym. I choć sama kara mogła uchodzić za sprawiedliwą, co pradawny przytoczył za swoją linię obrony, to zrobienie tego w trzydziesto stopniowym upale zostało odebrane jako akt znęcania się nad dzieckiem. I gdzie tu stara, dobra dyscyplina? pomyślał męzczyzna, udając się po tej rozmowie i obfitym obiedzie na mały spacer wzdłuż po za murami akademii. Za jego czasów za pomyślenie o złym uczynku można było dostać po łapach jeśli tylko nauczyciel umiał odczytywać kilka myśli na raz i jeszcze zidentyfikować które do kogo należą. A teraz? Za najmniejszą chęć naprostowania kręgosłupa moralnego młodym ludziom można samemu dostać odłamkiem. No ale z przełożonym się nie dyskutuje, czy to w Inkwizytorium czy to w Akademii, zasady są takie same. Beznadziejne.
Z tych zamyślań wyrwał Nataniela cień głównej bramy kampusu, którą minął z wyraźnym wyrazem ulgi na twarzy i ruszył w kierunku niewielkiego lasu zacienioną aleją wzdłuż wysokiego muru.
- Nie przesadzaj - odpowiedziała mu smukła postać w czarnej, aksamitnej szacie siedząca obok w skórzanym fotelu i przewracająca między kościstymi, czy też poprawniej kościastymi palcami, srebrną monetę. - Ciesz się, że nie przydzielili ci pierwszoroczniaków.
Czarodziej westchnął, pokręcił głową ale aż tak, że kręgi szyjne strzeliły i spojrzał na rozmówcę z ukosa. Moneta, którą tamten trzymał w dłoni eksplodowała niemal natychmiast jasnym światłem, zmuszając postać do ukrycia twarzy jeszcze głębiej w odmętach kaptura, a jej kawałki pospadały na dywan z wesołym pobrzdękiwaniem.
- Panowie, trochę powagi - wtrącił trzeci męski głos, któremu towarzyszył dźwięk pióra skrobiącego po kawałku pergaminu. - Nataniel, nie wysadzaj przedmiotów. Mortimerze, nie czytaj mu w myślach. To niegrzeczne.
- Oj daj spokój. Stęskniłem się za tym łobuzem.
- Jak miło - odpowiedział pradawny i uformował u stóp rozmówcy kulę ognia.
- Zapomniałeś, że utraciłem tam system nerwowy jakieś sześdziesiąt lat temu?
- Dość! - przerwał ostro głos tego trzeciego, po czym zapisany czarnym tuszem pergamin wylądował przed oczami mężczyzny z cygarem w ustach. - Podpisuj i rozchodzimy się w zgodzie.
- A co to?
- Poręczenie i upoważnienie. Ty, niżej tu podpisany, Nataniel Romero-Flint z nadania władz Magicznej Akademii w Rapsodii otrzymujesz prawo do swobodnego poruszania się po terenie uczelni oraz wgląd we wszystko czego ci potrzeba do pełnienia funkcji opiekuna katedry Magii Wysokich Energii na czas nieokreślony. Otrzymujesz też stałą pensję wykładowcy, z wyłączeniem twojej osoby z życia uniwersyteckiego, chyba, że Kolegium nadzorcze zdecyduje inaczej. Nie musisz więc prowadzić żadnych zajęć, chyba że sam się zgłosisz na ochotnika.
- Więc co miałbym robić?
- Pilnować aby szkoła nie poszła z dymem - nakreślił obrazowo mężczyzna. - Nasi studenci zaczęli od jakiegoś czasu majstrować przy czymś, co ma pomóc ujażmić pokłady dzikiej energii. Problem w tym, że nikt nie wymyślił jak to zrobić więc średnio cztery razy miesiącu gasimy pożary w głównej części budynku.
- Jacyś ranni?
- Poparzeni. Niektórzy mniej, niektórzy bardziej. Smoki często robią za tarczę dla innych.
- Sam bym tak zrobił - zaśmiał się czarodziej, na wspomnienie starych blizn, kiedy nie miał kto go zasłonić gdy sam wysadzał coś w powietrze. - Dlatego taniej wam wyszło ściągnąć mnie z przymusowej emerytury niż zatrudnić specjalistę?
- Nie do końca - przyznała ponuro postać w kapturze. - Po siódmej eksplozji uświadomiliśmy sobie, że na emeryturę odesłaliśmy jedynego specjalistę jakiego znamy.
Jeszcze tego samego dnia Nataniel odebrał od rektorki komplet kluczy do najważniejszych pomieszczeń na uczelni, w tym do zamkniętego dla studentów skrzydła uniwersyteckiej biblioteki oraz reprymendę za przywiązanie do słupa na placu studenta wyżywającego się psychicznie nad innym. I choć sama kara mogła uchodzić za sprawiedliwą, co pradawny przytoczył za swoją linię obrony, to zrobienie tego w trzydziesto stopniowym upale zostało odebrane jako akt znęcania się nad dzieckiem. I gdzie tu stara, dobra dyscyplina? pomyślał męzczyzna, udając się po tej rozmowie i obfitym obiedzie na mały spacer wzdłuż po za murami akademii. Za jego czasów za pomyślenie o złym uczynku można było dostać po łapach jeśli tylko nauczyciel umiał odczytywać kilka myśli na raz i jeszcze zidentyfikować które do kogo należą. A teraz? Za najmniejszą chęć naprostowania kręgosłupa moralnego młodym ludziom można samemu dostać odłamkiem. No ale z przełożonym się nie dyskutuje, czy to w Inkwizytorium czy to w Akademii, zasady są takie same. Beznadziejne.
Z tych zamyślań wyrwał Nataniela cień głównej bramy kampusu, którą minął z wyraźnym wyrazem ulgi na twarzy i ruszył w kierunku niewielkiego lasu zacienioną aleją wzdłuż wysokiego muru.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości