Zoyamenae była zbyt bliska spalenia się ze wstydu, że aż trudno uwierzyć, że nie miała swojego przyjaciela - żywej Pochodni - ze sobą. Wilczyca właśnie leżała naga w łóżku innego mężczyzny, nie mówiąc już o oszałamiającym pokazie swoich morderczych zdolności. Kobieta musiała niedługo wrócić do cyrku, przecież zacznie się pokaz! A jej tam nie ma! Nie mówiąc już, jak Serina i Kreg będą się o nią martwić. Całą Rubidię rozniosą z ziemią, żeby tylko znaleźć swoją Duszyczkę.
Ale potrzebowała ubrań. A tym samym musiała porozmawiać z Sunreisintre…
Właśnie, Sunrei. Do umysłu Zoyamenae nagle uderzyły wspomnienia zeszłej nocy.
“Nie powinnaś słuchać Sunreisintre. To wszystko jego wina”
Jego spokój. Jego otwartość. Czy zna Remusa?
I tu nagle pojawiła się przed wilczycą scena, w której jej ręce zatapiają się w torsie mężczyzny. Ten dziwny brak siły, która mogłaby go wypchać z pokoju, jakby w ogóle mógł tam pozostać… Coś było nie tak. A Zoyamenae niestety coraz mniej ufała swojemu klientowi, więc musiała w pełni poradzić sobie sama.
- Kravchena - rzekła cicho, aby kilka sekund później ujrzeć jedną z najpotężniejszych dusz, które posiada. - Załatw mi proszę dogodny ubiór. Cokolwiek.
***
Nim Sunrei znów zapukał do drzwi, kobieta zdążyła już założyć ubranie. Duch Kravcheny przyniósł jej skromną sukienkę w nieco spranej czerwieni, wiązaną na szyi i z czarnym gorsetem, spódnica zaś sięgała kolan zmiennokształtnej.
- Wejdź - powiedziała pewnie, aczkolwiek takie wrażenie mogła sprawiać tylko z zewnątrz. Skrycie bała się jak tamtej feralnej nocy, w którą dosięgła ją klątwa lykantropii. Wszystkie czynniki wydawały się sprowadzać do tamtego dnia, do tamtej okropnej nocy… Aż w końcu Sunrei wszedł. W jego dłoniach Zoyamenae dostrzegła gorący napój, przez co tylko na chwilę straciła czujność. Przypomniała sobie, że była piekielnie wygłodniała, zwłaszcza po przemianie. Musiała jednak poczekać i zaspokoić tę potrzebę kiedy indziej. Wzięła filiżankę od mężczyzny, nie patrząc na jego twarz niemalże w ogóle. Zastanawiała się, bała się.
- Sunreisintre… Czy ja mogę ci ufać? - zapytała niepewnie, mimo że w jej oczach dało się wyczuć desperację. - Musisz mi zatem powiedzieć, co cię łączy z Remusem. On… wydawało mi się, że cię zna i nie darzy sympatią. Jesteś w stanie mi to wyjaśnić?
Nie zamierzała usiąść. Musiała jednak wyjaśnić mężczyźnie, że ta rozmowa nie będzie długa, albowiem Zoya ma zobowiązania wobec swojej nowej rodziny.
Rodziny dziwolągów.
- I… bardzo cię przepraszam za to, co się wydarzyło w nocy. Mam nadzieję, że nie zrobiłam ci żadnej krzywdy… - mówiła to dość niepewnie, jakby jednak wiedziała, że mężczyzna nie mógł być ranny. Jej podejrzliwość wzrosła.
Kim jesteś, tajemniczy?
***
- Duszka, na Prasmoka, gdzie ty się włóczysz?! - krzyczał Kreg, od progu niemalże witając swoją drogą koleżankę masą niepotrzebnych pytań. Ale wpierw podał jej gorący ręcznik, aby mogła wytrzeć resztki zmazanego makijażu i nałożyć nowy. Wiedział bowiem, że to właśnie jest najważniejsze dla wilczycy - przecież jej makijaż to cała jej pewność siebie.
- Kreg, spokojnie. Nic się nie stało, dopilnowałam tego. A wieczorem okazało się, że… pomyliliśmy się o jeden dzień. Pełnia była wczoraj - odpowiedziała Zoyamenae, nie spoglądając na przyjaciela. Zaczęła zmywać resztki kosmetyków z twarzy i usiadła przed lusterkiem w swoim namiocie. Musiała wyglądać oszałamiająco, w końcu drugiego dnia pojawiało się jeszcze więcej zainteresowanych - ci, którzy pojawili się jako pierwsi, opowiedzieli o nich reszcie, stąd to poruszenie. Dlatego też cała ekipa planowała na ten dzień najwięcej atrakcji, mniej więcej w namiocie Zoyamenae, bo to tutaj odbywało się najwięcej seansów.
- Nie mów nawet, że… - zaczął Kreg, sugestywnie łapiąc się za gardło.
- Nie, nie rozszarpałam swojego klienta… O dziwo, naprawdę dobrze się złożyło. Widocznie pan Sunreisintre miał już do czynienia ze zmiennokształtnymi, więc gdy tylko rozpoczęła się przemiana, zamknął mnie w swojej… - za późno ugryzła się w język. Pochodnia zdążył już rozszerzyć oczy i pozwolić subtelnym błyskom doń się wkraść.
- …W jego sypialni?! Tajemniczych lochach?! Ach, co za fantastyczna gra wstępna, romantyzm niemalże godny ciebie, co nie? - zaśmiał się, uciekając na drugi koniec namiotu. Wiedział bowiem, że dostanie po głowie od kobiety i nie mylił się. Szminka Zoyki dosięgła go nawet na drugim końcu namiotu.
- Zamknij się, Kreg! - Wilczyca niemal się zaśmiała, kończąc pudrować twarz. - Wiesz, że nie jestem taka ła… - zawahała się. Żartowali w kontekście romantycznym o Sunreiu, o człowieku, który zaniepokoił naszą zmiennokształtną. O kimś, kto miał bardzo niematerialne ciało.
Kimś, kogo Zoya zaczynała się powoli obawiać.
***
Kolejka do namiotu zdążyła już zrobić się dość duża. Oczekujący na wróżby czy kontakt ze zmarłymi goście byli coraz bardziej niecierpliwi, więc część za zgodą siedzących przy stoliku Zoyamenae mogła obserwować seans jako widownia. A ubrana w kamizelkę przeplataną złotymi nićmi Zoya, z pomalowanymi na czerwono ustami, wyglądała niezwykle zmysłowo w świetle świec i ze związanymi w wysoki kok włosami. Musiała bowiem pokazać, że nigdzie nie ukrywa żadnych niecnych sztuczek.
Wszystkie jej kontakty z czymś, co niematerialne, były prawdziwe. Wiedziała o tym. Więc dlaczego w głowie ciągle powracała do momentu, w którym wypchnęła Sunreia za drzwi?
Rubidia ⇒ Upiór w operze... ale to cyrk!
- Sunreisintre
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 11
- Rejestracja: 3 lat temu
- Rasa: Upiór
- Profesje: Kupiec , Kolekcjoner , Artysta
- Kontakt:
Gdyby Sunreisintre był ludzką istotą, zapewne wziąłby teraz głęboki oddech i wszedł do pokoju, gdzie przebywała naga kobieta. Zamiast tego policzył w myślach do trzech i zbierając w sobie odwagę, otworzył drzwi do pokoju. Patrzył w dół, nie chcąc zawstydzać swojego gościa. Jednakże kątem oka spostrzegł, iż Zoya ma na sobie ubrania… Ulżyło mu, nawet jeśli nie wiedział, skąd je wzięła. Kobiety zawsze mają jakieś sposoby.
Jej pytanie mocno zbiło z tropu upiora. Wystraszył się, że ona coś podejrzewa. Zamarł na chwilę w bezruchu, nie wiedząc co odpowiedzieć, a zmiennokształtna kontynuowała.
- Remus… - mruknął Sunrei, unikając wzroku kobiety. Wcześniej wspominał, że zna go tylko zwidzenia. Czuł, jak jego kłamstwa wymykają mu się spod kontroli. Nie mógł dalej w nie brnąć, ale zawsze mógł powiedzieć półprawdę – Kiedyś… pokłóciliśmy się o dziewczynę – przyznał niechętnie, nie zdradzając, iż chodzi o stojącą przed nim wilkołaczkę.
Przez chwilę milczał, licząc, iż nie dostanie pytań o szczegóły. Korzystając ze swoich zdolności aktorskich, wykreował się na mężczyznę o złamanym sercu, który nie chce rozdrapywać dawnych ran. Na szczęście temat szybko przeszedł na co innego.
- Nic mi nie jest. Wiele już w swoim długim życiu widziałem – dodał z uśmiechem, zupełnie zapominając, że w tej postaci nie wygląda wcale tak staro – Ale jeśli zechciałabyś mi to wynagrodzić… Chętnie przeszedłbym się z panienką po rynku – zaproponował – Oczywiście po spektaklu – dodał, insynuując, że nie zamierza ominąć kolejnego pokazu.
Jednocześnie wiedział, że naraża się na dalsze pytania, ale tak bardzo pragnął spędzać z nią czas. Chciał korzystać z każdej chwili, nim Zoyamenae odkryje prawdę i znienawidzi go raz na zawsze.
Gdy wyszła z jego domostwa, jakoś tak nie mógł się po tym pozbierać. Chodził po schodach bez celu, przenikał przez ściany, nie dbając nawet o swoją pseudofizyczną formę i myślał. Usiadł w pewnym momencie i próbował zanurzyć się w lekturze, ale co przeczytał zdanie, zerkał za okno, patrząc czy już się ściemnia, tęskniąc do ukochanej.
- Cóż ja bez ciebie pocznę o najdroższa… - wzdychał ciężko, gadając do siebie, aż w końcu znalazł sobie zajęcie w ogrodzie.
Podlał kwiaty, poprzycinał krzewy. Czas zleciał mu tak szybko, że niemalże zapomniał, iż paranormalny spektakl zacznie się lada moment. Gdy się zorientował, rzucił wszystko na bok i popędził w stronę cyrku. Niestety w efekcie swojego gapiostwa trafił na niemożliwie długą kolejkę do namiotu. Parę pierwszych chwil przeczekał cierpliwie, tylko trochę przebierając nogami, ale potem naszedł go niepokój, iż nie zdąży, co przy takim tłumie było całkiem uzasadnioną obawą. Żeby powróżyć wszystkim klientom żądnym wrażeń, zmiennokształtna z pewnością musiałaby zerwać całą noc.
Zdesperowany demon w końcu podjął decyzję o radykalnych krokach. Postanowił skorzystać ze swojego niematerialnego ciała i wślizgnąć się do środka niepostrzeżenie. Niestety zamiast podejść do tego z rozsądkiem i choćby zajrzeć gdzie, co się znajduje, dosłownie przeszedł przez „ścianę” cyrku, pojawiając się tuż za plecami wilkołaczki, na oczach wszystkich ludzi. Oczywiście od razu się wycofał, nim dziewczyna zdołała go zauważyć. Z pewnością sprawił, iż jej pokaz był szczególnie widowiskowy, sądząc po gromkich brawach i krzykach podziwu. Ale nie to miał w planach. Stworzył sobie iluzoryczny kaptur i nieco zmodyfikował wygląd swojego nieistniejącego ubrania, aby nikt na zewnątrz go nie rozpoznał po tym incydencie. Postanowił poczekać tu na Zoyę i wytłumaczyć swoją nieobecność ogromną kolejką.
- Prawie milenium na karku, a wciąż głupiec, jeśli chodzi o miłość… - upiór marudził na samego siebie.
Jej pytanie mocno zbiło z tropu upiora. Wystraszył się, że ona coś podejrzewa. Zamarł na chwilę w bezruchu, nie wiedząc co odpowiedzieć, a zmiennokształtna kontynuowała.
- Remus… - mruknął Sunrei, unikając wzroku kobiety. Wcześniej wspominał, że zna go tylko zwidzenia. Czuł, jak jego kłamstwa wymykają mu się spod kontroli. Nie mógł dalej w nie brnąć, ale zawsze mógł powiedzieć półprawdę – Kiedyś… pokłóciliśmy się o dziewczynę – przyznał niechętnie, nie zdradzając, iż chodzi o stojącą przed nim wilkołaczkę.
Przez chwilę milczał, licząc, iż nie dostanie pytań o szczegóły. Korzystając ze swoich zdolności aktorskich, wykreował się na mężczyznę o złamanym sercu, który nie chce rozdrapywać dawnych ran. Na szczęście temat szybko przeszedł na co innego.
- Nic mi nie jest. Wiele już w swoim długim życiu widziałem – dodał z uśmiechem, zupełnie zapominając, że w tej postaci nie wygląda wcale tak staro – Ale jeśli zechciałabyś mi to wynagrodzić… Chętnie przeszedłbym się z panienką po rynku – zaproponował – Oczywiście po spektaklu – dodał, insynuując, że nie zamierza ominąć kolejnego pokazu.
Jednocześnie wiedział, że naraża się na dalsze pytania, ale tak bardzo pragnął spędzać z nią czas. Chciał korzystać z każdej chwili, nim Zoyamenae odkryje prawdę i znienawidzi go raz na zawsze.
Gdy wyszła z jego domostwa, jakoś tak nie mógł się po tym pozbierać. Chodził po schodach bez celu, przenikał przez ściany, nie dbając nawet o swoją pseudofizyczną formę i myślał. Usiadł w pewnym momencie i próbował zanurzyć się w lekturze, ale co przeczytał zdanie, zerkał za okno, patrząc czy już się ściemnia, tęskniąc do ukochanej.
- Cóż ja bez ciebie pocznę o najdroższa… - wzdychał ciężko, gadając do siebie, aż w końcu znalazł sobie zajęcie w ogrodzie.
Podlał kwiaty, poprzycinał krzewy. Czas zleciał mu tak szybko, że niemalże zapomniał, iż paranormalny spektakl zacznie się lada moment. Gdy się zorientował, rzucił wszystko na bok i popędził w stronę cyrku. Niestety w efekcie swojego gapiostwa trafił na niemożliwie długą kolejkę do namiotu. Parę pierwszych chwil przeczekał cierpliwie, tylko trochę przebierając nogami, ale potem naszedł go niepokój, iż nie zdąży, co przy takim tłumie było całkiem uzasadnioną obawą. Żeby powróżyć wszystkim klientom żądnym wrażeń, zmiennokształtna z pewnością musiałaby zerwać całą noc.
Zdesperowany demon w końcu podjął decyzję o radykalnych krokach. Postanowił skorzystać ze swojego niematerialnego ciała i wślizgnąć się do środka niepostrzeżenie. Niestety zamiast podejść do tego z rozsądkiem i choćby zajrzeć gdzie, co się znajduje, dosłownie przeszedł przez „ścianę” cyrku, pojawiając się tuż za plecami wilkołaczki, na oczach wszystkich ludzi. Oczywiście od razu się wycofał, nim dziewczyna zdołała go zauważyć. Z pewnością sprawił, iż jej pokaz był szczególnie widowiskowy, sądząc po gromkich brawach i krzykach podziwu. Ale nie to miał w planach. Stworzył sobie iluzoryczny kaptur i nieco zmodyfikował wygląd swojego nieistniejącego ubrania, aby nikt na zewnątrz go nie rozpoznał po tym incydencie. Postanowił poczekać tu na Zoyę i wytłumaczyć swoją nieobecność ogromną kolejką.
- Prawie milenium na karku, a wciąż głupiec, jeśli chodzi o miłość… - upiór marudził na samego siebie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości