KirathiaCienie wspomnień

Wyspa Świątyń. Na Kirathii znajdują się czynne świątynie, zakony i klasztory najróżniejszych religii, głównie jednak są to miejsca kontemplacji wyznawców Najwyższego, bogów natury,elfich bóstw,elementalistów. Jednak w pomniejszych zakątkach znaleźć można też świątynie nordów, a nawet nieumarłych. Znajdują się też tutaj ośrodki badań magicznych, do których dostęp mają jedynie wybrani. Czym dokładnie się zajmują? To wiedzą tylko najstarsi pradawni.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Loneyethe
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Szlachcic , Wędrowiec
Kontakt:

Cienie wspomnień

Post autor: Loneyethe »

        Loneyethe nie spodziewała się, że podróż z młodym upadłym będzie taka barwna. Po odejściu z rezydencji hrabiego von Goose, wampirzyca zabraniała mężczyźnie w jakikolwiek sposób spoglądać wstecz - zbywała wszelkie kwestie o pozostałych towarzyszy, o damy dworu stamtąd, o sprawę zabójstwa i klan z krukami. Właśnie, kruki. To one najmniej i najbardziej jednocześnie interesowały nieumarłą.
        A zapewne to jej ojciec będzie wiedzieć cokolwiek na ich temat. Kto inny na świecie mógłby ostrzec ją przed tym wszystkim zaraz po tym, jak próbował ją wydziedziczyć? Co ten głupi człowiek myślał, że pozbycie się w ten sposób rodziny zadziała? Kruki i tak obserwowały i śledziły Loneyethe, więc nie było dłużej sensu unikać tematu. A skoro tak, musiała spotkać się z ojcem.

        Szczerze nie podejrzewała, że zajdą na wyspę tak prędko. Przyzwyczajona do wygód arystokratka nie mogła narzekać, gdy Mal postanowił zaoferować swoje skrzydła do podróży - dzięki temu ich przygoda nie ciągnęła się wieczność po jakichś zapyziałych karczmach i w uliczkach, w których na pewno nie mogła być widziana młoda panienka. To był zdecydowanie plus takiej podróży. Minusem była fryzura Loneyethe, którą wiatr rozwiał na wszelkie strony i którą później naprawdę trudno było przywrócić - więc nakazała Malthaelowi wylądować tuż przy plaży, aby w odbiciu wody mogła spokojnie wszystko ułożyć na nowo. Zagroziła mężczyźnie nawet, że jeśli tego nie zrobi, ona zamieni się w kota i poszarpie mu ładnie wszystkie piórka.

        - Ech, co za zgroza - komentowała, nabierając nieco wody w dłonie i próbując wygładzić końcówki włosów. - Pan ojciec nie może mnie tak zobaczyć…
O ile pana Vonderheide na pewno nie obchodził wygląd jego jedynej córki, tak na pewno zainteresuje się jej przybyciem i informacją, że zaatakowały ją kruki. Że ktoś o tym wspomniał, że ją coś ściga. Teraz musi przecież coś z tym zrobić - a już na pewno nie skrywać się za fasadą kłamstw i wymówek.
        - Więc, Malthaelu, mówiłeś, że dostałeś informacje w jednej z tych świątyń… Jest jakakolwiek, do której ja będę w stanie wejść? - zapytała, podchodząc bliżej anioła. Powszechnie, wampiry raczej stroniły od świętych miejsc. Dlaczego? Prasmok jeden wiedział, ale na pewno nie przez nadmierną świątobliwość.
        - Wskaż mi zatem drogę. Resztę trasy winniśmy przejść pieszo, nie sądzisz? - dodała wampirzyca, przesadnie akcentując ostatnie pytanie; to nie było pytanie. To oczywista sugestia.
Awatar użytkownika
Malthael
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 54
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Upadły Anioł
Profesje: Wojownik , Najemnik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Malthael »

Informacje były bardzo ogólnie, ale przynajmniej wiedzieli, gdzie udać się najpierw. Pamiętał, że ojciec Loneyethe obiecał mu pomoc w odzyskaniu wspomnień, gdy on uda się na bal i zadba o bezpieczeństwo dziewczyny. Wykonał swoją część umowy, jednak droga jego i wampirzycy nie rozdzieliła się, co zaszło, gdy oboje dowiedzieli się, że jej ojciec znajduje się na jednej z wysp na Morzu Cienia – a jego córka, oczywiście, chciała się z nim zobaczyć. Dlatego Malthael nie podróżował sam, dziewczyna zabrała się razem z nim i to czy tego chciał, czy nie. Nie chciał natomiast, żeby ich podróż wydłużyła się, w końcu miał skrzydła, których mógł użyć, do bardzo dużego skrócenia tego czasu. I dlatego zaproponował właśnie taki środek transportu. Jedyne, co mu przeszkadzało to to, że włosy Loneyethe stały się dość nieprzewidywalne i wlatywały wszędzie tam, gdzie nie powinny – w tym oczywiście prosto na jego twarz lub przed nią i w ten sposób blokowały mu widoczność, a on musiał albo odgarniać je, albo zwalniać, żeby podmuch wiatru zabrał je stamtąd, gdzie on ich nie chciał.
Wiedzieli za to, na jaką wyspę muszą się udać – była to Kirathia ze swoimi świątyniami i także ośrodkami badawczymi – aby odnaleźć osobę, z którą oboje chcą porozmawiać. Zgodnie z tym, co powiedziała wampirzyca, wylądował na plaży. Jej groźby nie zrobiły na nim wrażenia, bo i tak planował to zrobić – ramiona powoli dawały mu o sobie znać, gdy przez całą drogę musiał trzymać je w jednej pozycji; w takiej, żeby siedząca w nich wampirzyca nie musiała jeszcze narzekać, że jest jej niewygodnie. Odstawił ją na pokrytej piaskiem plaży, gdy tylko jego stopy również go dotknęły, a później – jednym, płynnym ruchem łopatek sprawił, że jego skrzydła się schowały. Przełożył też pochwę z mieczem na plecy, aby łatwiej było mu się poruszać. Co teraz? Cóż, musiał poczekać, aż Loneyethe doprowadzi się do porządku; siebie i swoje włosy.

         – Nie jestem pewien czy chodzi o świątynię, czy może ośrodek badawczy. Wiem, że twój ojciec ma powiedzieć mi więcej na ten temat – odpowiedział jej. Przyglądał się, jak dziewczyna układa swe włosy. Nie miał zbytnio nic innego do roboty, poza czekaniem i, widocznie, rozmową.
         – Z naszej dwójki, to chyba bardziej ty powinnaś znać odpowiedź na to pytanie. Nie jestem znawcą wampirów – odparł. Nie kłamał i nie próbował jej zbyć, rzeczywiście nie posiadał takich informacji, więc nie mógł powiedzieć jej, że na pewno uda jej się wejść do jakiejś świątyni. Może było to od czegoś zależne, a może niekoniecznie i nawet świątynia w ruinie stanowiła ochronę przed wampirami.
         – Właściwie… to nie do końca jestem pewien, gdzie możemy znaleźć twojego ojca. Nie spodziewałem się, że będziemy musieli szukać go aż tutaj. Myślałem, że znajdę go w waszej posiadłości i powie mi, gdzie mam iść dalej – przyznał jej się, bo to trochę komplikowało sprawę.
         – A wasza służba też nie była zbytnio pomocna w ustaleniu tego, gdzie udał się twój ojciec. Albo rzeczywiście nie powiedział im żadnych szczegółów, albo zdradził im to i powiedział, że mają zachować to w tajemnicy – dodał jeszcze, gdy przypomniał sobie ich krótką wizytę właśnie w miejscu, w którym on spotkał się z panem Vonderheide pierwszy raz.
         – Dobrze, że w ogóle zdradzili nam nazwę tej wyspy – dopowiedział na sam koniec.
         – Możemy iść wzdłuż plaży, aż w końcu trafimy na miejsce, gdzie znajdziemy ludzi. Jeśli nie masz żadnych pomysłów co do tego, gdzie może przebywać twój ojciec, to w takim miejscu może zacząć pytać, czy nie widzieli kogoś o jego wyglądzie – zaproponował. Chyba, że Loneyethe faktycznie będzie miała jakieś pomysły, wtedy mogą najpierw sprawdzić właśnie to, a później przejść do tego, co zaproponował on sam.
Awatar użytkownika
Loneyethe
Błądzący na granicy światów
Posty: 18
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Szlachcic , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Loneyethe »

        Wiatr na plaży pachniał solą i starymi tajemnicami. Loneyethe Vonderheide nie lubiła takich miejsc - zbyt otwartych, zbyt pełnych słońca, zbyt... żywych. Piasek wciskał się między palce butów wampirzycy, a fale raz po raz próbowały dosięgnąć rąbka jej sukni, jakby morze samo chciało się nią pobawić.
        - Obrzydliwe miejsce - mruknęła, unosząc wzrok ku horyzontowi. - Idealne dla umarłych, którzy jeszcze nie wiedzą, że powinni być martwi.
Malthael zdawał się niewzruszony jej narzekaniem, więc uznała go za doskonałego słuchacza.
        - Gdzieś trzeba zacząć, więc jeśli będziemy szli przed siebie, w końcu na coś wpadniemy… - powiedziała, zmierzając powoli bliżej linii drzew. Loneyethe Vonderheide nie znosiła upokorzeń. A tym właśnie było potencjalne stanie u stóp starożytnej świątyni, niemal szydzącej z jej nieumarłej natury. Nieliczne święte miejsca były dostępne tylko dla bram piekła i nieba oraz dla istot z nich zrodzonych - czyli nie dla heretyków jakimi są wampiry.
        - Jego służba nie pozwoli go znaleźć. Nawet mnie. Nie mieszkam już w tym domostwie. A ojciec… nie jest raczej człowiekiem, którego zawsze było łatwo odnaleźć, co już na pewno łatwo zauważyłeś - odparła, podkreślając jadowicie swoją przynależność i jasno oddzielając zdobyty tytuł i majątek od ojca. W końcu była panią własnych włości, a ludzie służący jej ojcu i tak wiele zrobili, skoro postanowili powiedzieć cokolwiek.
        Loneyethe zatrzymała się. Coś połyskiwało w piasku, czarne i niemożliwie gładkie. Pochyliła się, odgarniając ziarenka z gracją, której mogłaby jej pozazdrościć niejedna dama dworu. W jej dłoni spoczęło pióro - długie, krucze, błyszczące.
Zamarła.
        Znała ten symbol. Jej ojciec ostrzegał ją przed nim dawno temu, gdy jeszcze była dzieckiem w cieniu jego ogromnego biurka. „Kruki nie służą nikomu za darmo, moja droga. Jeśli cię zawołają - nie idź. Nigdy.” A jednak… w jej wnętrzu odezwało się coś, co było silniejsze niż rozsądek. Przeczucie. Głód. Wiara, że to on zostawił ten znak - że chciał, żeby go znalazła.
        - To to – powiedziała w końcu, prostując się. - Pan ojciec... to do niego droga.
Ruszyli więc w głąb wyspy, ścieżką, którą wyznaczały kruki - od pióra począwszy, później na żywych stworzeniach nie skończywszy; najpierw jeden, potem dwa, aż całe stado czarnych cieni prowadziło ich między drzewa. Ich krakanie niosło się echem, co tworzyło iście przerażającą atmosferę.

        Świątynię ujrzeli godzinę później. Wyrastała z ziemi jak posępny monument, otoczony posągami ptaków o skrzydłach rozłożonych w geście wiecznej gotowości do lotu. Nad wejściem, wśród run, połyskiwał symbol kruka trzymającego w dziobie pierścień.
        - To tu - powiedziała cicho Loneyethe, choć w jej głosie pobrzmiewała nuta niepewności. Zrobiła krok naprzód, ale wtedy ziemia pod jej stopami zadrżała, a powietrze zgęstniało. Z posągów uniosły się czarne cienie - duchy ptaków, które rozpostarły skrzydła, tworząc barierę z ciemności.
        - Nie możesz przekroczyć progu. Nie, gdy masz krew kruków na rękach - z ich gardzieli dobył się głos. Loneyethe cofnęła się o pół kroku, zaskoczona.
         - Krew kruków? Ja? - prychnęła z drwiną wampirzyca, choć w środku coś w niej zadrżało. – Cóż, to nowe. Zwykle nie wpuszczają mnie nie przez niepopełnione zbrodnie…
        - Twoje imię niesie cień jego imienia - odparł głos. - Vonderheide przelał tu naszą krew. Ty nie możesz wejść.
Zimny dreszcz przebiegł jej po karku. Ojciec... był tu, na tej wyspie. To już nie były tylko przypuszczenia. Świątynia znała jego imię.
        - Więc kto może? - warknęła, cofając się o trzy kroki.
         - Tylko ten, kto nie jest związany krwią. Ten, kto niesie pustkę.
Loneyethe odwróciła się do Malthaela.
         - Czyli ty - powiedziała gorzko. - Pustka w głowie, prawie żadnych wspomnień. Idealny kandydat.
        Nie znosiła kruków. Zbyt inteligentne, zbyt czujne, zbyt... podobne do niej. Wiedziały, kiedy milczeć i kiedy krzyczeć. A teraz te przeklęte ptaszyska trzymały w swoich szponach coś, co mogło zmienić wszystko - położenie jej ojca. Na pewno nie był w tej świątyni, ale w niej na pewno znajdą coś, co pomoże im go znaleźć. Przecież nie bez powodu tyle lat się ukrywał… Loneyethe podniosła głowę z dumą arystokratki, której świat mógłby runąć u stóp, a i tak znalazłaby sposób, by wyglądać przy tym dostojnie. W przedsionku świątynnych kolumn wyglądała jak posąg; zimna, doskonała i wiecznie niezadowolona.
        - Cudownie - syknęła, przyglądając się bramie, zza której biła poświata niczym ostrzeżenie. - Święta świątynia pierzastych wieszczów, a ja nie mogę nawet zajrzeć przez próg, bo zaraz mnie spalą jak kiepsko napisaną herezję. - W jej oczach błysnął gniew i coś, czego nikt nie miał prawa zobaczyć - strach. Okazując tak jawny cynizm, wampirzyca okazywała nic więcej jak bojaźń, co potrafili dostrzec tylko nieliczni z jej towarzystwa.
Bo jeśli kruki znały jej ojca… to znaczyło, że znały również ją. I może właśnie tego jej ojciec się bał przez tyle lat.
        - Idź. - Jej głos zabrzmiał miękko, ale nie znosił sprzeciwu, kiedy odezwała się do upadłego anioła. - Skoro ja nie mogę wejść, to przynajmniej ty zrób coś pożytecznego. Znajdź wskazówki, ślady, cokolwiek, co pomoże mi go odnaleźć.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Kirathia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość