- Pfu! Połknąłem muchę.
- Dziękujemy za tę informację mistrzu. Teraz będziemy bezpieczni.
- Mówię, że mam dość łażenia po krzakach!
Ogromny tygrys trącił swoją uczennicę i zrównał się z trzecim kotem - tygryską wesoło idącą na przedzie. Rozglądała się coraz bardziej podekscytowana, a ogon drgał jej od czasu do czasu w skocznych przepływach ciekawości. Nuciła coś sobie, cała wesolutka. Użarł ją w zad.
- GRAAACH! - Podskoczyła z całą swoją masą i odpowiedziała kontratakiem zanim pomyślała. Dała mu łapą po pysku i czujnie odchyliła łeb, wyginając się. Chciał się bić? Mogła się bić! Nie wiedziała czemu teraz, ale niech daje!
- Rusz się i mów czy to tutaj! Nie chcę spędzić tu całego… cholera nawet wie czy to noc czy dzień. Nic dziwnego, że głównie umarlaki tu… są tu! I przydałoby się napić.
- Woda nie jest… nie jest zatruta - mruknęła Tiu po kociemu, jeszcze trochę próbując mu dać po nosie, niezgrabnie machając pazurami przed jego mordą. Odtrącił ją i prawie że zdeptał, nim przysiadł gdzieś obok.
- To twoja wina, to ty chciałeś ją odprowadzić - wypomniała mu Trajan, najmniejsza z ich grupy i klapnęła obok. - Myślę, że może iść dalej sama.
- Także tak sądzę! - wesoło stwierdziła Tiu zanim się podniosła.
Ruff zafuczał tylko.
- Nie podoba mi się pomysł spotkania z tym wampirem. Ta grupa karakali też mi śmierdziała. Tacy o sprzedawczyni kostropatych nosów i brodawek powiedzieliby, że to miała staruszka, a jej towary, że palce lizać. Nie możesz bawić się ze starymi, dobrymi barbarzyńcami jak wszyscy?
- Ależ! Ja nigdy nie bawię się z barbarzyńcami!
- To teraz chyba wiemy w czym leży problem…
- Sprawdzony przez zmiennokształtnych wampir-arystokrata będzie o wiele lepszym towarzystwem dla młodej damy niźli banda nordów o bujnych siekierach. Ty możesz takich lubić, ale my nie musimy. Otrzep się Tiu, nie możesz się tak pokazać.
Dziewczyna posłusznie wstała, otrząsnęła z liści jak mogła i z sympatią polizała mentorkę w ucho. Ruff nadepnął jej na ogon, ale niestety na tyle lekko, że go zignorowała.
- Jeszcze i tak będę musiała się przebrać. Myślę, że pokażę mu się w mojej najwyższej postaci. Hihi! Mam nadzieję, że nie będzie zbyt zaskoczony tą wizytą, nie miałam jak go uprzedzić… ledwo dowiedziałam się, gdzie zamieszkuje!
- Zorganizowałaś to bardzo sprytnie. Ale, ale, czuję jakieś tworzywo… musimy być niedaleko.
- Lepiej idź z nią Trajan!
- Dlaczego?
- Bo tak mówię. A ja się rozejrzę po tym, co oni nazywają lasem. Może uda mi się złapać skorumpowanego jednorożca i będzie w końcu porządny obiad.
Nawet nie czekał, tylko z miejsca ruszył w swoją stronę. Obie wiedziały, że bardzo chciał dodać ,,krzyknijcie, a zaraz się zjawię”, ale duma gburka mu nie pozwalała. Spojrzały na siebie zgodnie. Westchnęły.
- To może nie być taki zły pomysł… Nehee, poszłabyś ze mną? Podobno hrabia Vergil nie przejmuje się etykietą, a i myślę, że dałabym sobie radę, ale… Neheene nie będzie spał spokojnie jeżeli pójdę sama. Znaczy bez ciebie.
,,Bez ciebie”, bo zaraz z krzaków wyłoniła się dziewczyna o ludzkim wyglądzie, tachająca z sobą zatrważającą ilość tobołków. Ona to towarzyszyć miała tygrysce tak czy inaczej.
- Panienko - zameldowała się, skoro już udało jej się ją dogonić. Rozejrzała się też. - Gdzie pan Ruff?
Tiu wskazała głową kierunek. Służka przytaknęła nawet niezdziwiona.
- Zastanawiamy się czy powinnam pójść z wami do domu hrabiego - wyjaśniła Trajan.
Chyba oczekiwały od niej odpowiedzi.
- Zabić wampira łatwiej we trzy - odparła co sądziła.
- Kolejna, no nie mogę z wami!
Rudosierstna Trajan podniosła się, poddając. Tiu zachichotała.
- Ty tak się nie ciesz maleńka. Miasto wampirów to trudny cel. Dlatego to… tam się już z tobą spotkamy.
- Nehee, co mówisz, to nie idziesz ze mną do hrabiego?
- Od początku miałaś iść sama duszko. - Nadstawiła uszu i poczekała chwilę. - Ruff już nie słyszy, więc oto plan. Zapoznasz się z tym całym hrabią Vergilem i - jeśli wszystko potoczy się dobrze - to on oprowadzi cię po Maurii, a ja będę miała wolne. Możesz zabawić u niego kilka dni jako gość, nie przeszkadza mi to zupełnie. Będziemy w okolicy, więc daj nam znak co ustalisz. Przed naszą ulubioną godziną wracamy do wozu.
- Tjest!
- Tylko proszę, nie bądź zbyt wyrywna. Chcę żebyś nauczyła się funkcjonowania ludzi o różnych pozycjach i statusie, ale obawiam się, że panowie karakale mogli nakreślić nieco… przesadzony obraz wampira. Trudno mi sobie wyobrazić hrabiego, który nie zważa na etykietę, zasady i… nie wiem czy fakt, że zjawisz się u niego sama, niezapowiedziana tym bardziej, nie umniejszy tobie w jego oczach.
- Jeżeli tak to trochę trudno. To znaczy, że się mylili. Ale ja bardzo chcę poznać wampira, z którym można normalnie porozmawiać, a przy tym reprezentuje jednak pewne wartości! Ostatecznie też jestem arystokratą. Podróżuję, nawet poluję, prawie jak oni! No i może jem surowe mięso. I kto wie gdzie chodzę!
- Tiu, do trzech dżemów, błagam cię!
- Och! Ale przecież nie powiem tego przy nim! Absolutnie! Nie jestem niemądra, nehee.
- Tak, tak…
- Słucham?
- Nic skarbie, nic. Fuji, opiekuj się nią dobrze.
Służka przytaknęła, a Tiu, już w innej postaci, stanęła na dwie nogi.
Podeszły ostrożnie pod czarne ogrodzenie. Tygryska nie wyczuwała strażników. Nie słyszała kroków. Tylko jej własne i Fuji. Ścieżki zdawały się zarośnięte, teren opuszczony. Cisza.
Podobno hrabia często bywał w podróży…
Przeszły kawałek, by zobaczyć co czeka pod bramą. Ale tam nie było ani strażnika, ani odźwiernego.
Dziwne.
- Może wyjechał - stwierdziła służka dosyć beznamiętnie. Być może się cieszyła, a może szkoda jej było tego jednego sztyletu niewbitego w wampirze serce.
- Hmmm… trzeba zobaczyć! - Niepowstrzymana przez towarzyszkę Tiu przyjrzała się bramie, oceniła odległość i wykonała skok. Złapała za pręty, wygięła się i już była po drugiej stronie. Żaden płot nie mógł jej powstrzymać!
Służka zamrugała, nacisnęła klamkę i przeszła przez furtkę.
- To chyba włamanie.
- Chyba na pewno! Ale hrabia zrozumie jak mu wytłumaczymy. Skoro zostawił otwartą furtkę… Chodź, tylko zapukamy do drzwi i zobaczymy czy jest w domu!
Zastukała trzy razy. Poprawiła spódniczkę i pas na futrzastych biodrach. Dla pewności przeczesała grzywkę, a widząc, że ją zrujnowała, dała ją szybko do ugłaskania Fuji. Czy jej się zdawało czy właśnie rozległy się kroki w tym zielonym domostwie? Małym jak na status hrabiego, ale uroczym na swój… zielony sposób.
Wyprężyła się i uspokoiła - przynajmniej zewnętrznie. W środku buzowała od ekscytacji i palącej ciekawości jaki to jest krwiopijca, który zadaje się z kotołakami. Miała nadzieję, że jego czujne ucho nie wychwyci bicia jej serca…
A jeśli nawet, to zinterpretuje to we właściwy sposób.
Hihi!