Była coraz bliżej ruin wioski, w których się ukryli. Do ich uszu docierały jej odgłosy, nie tylko wiatr, lecz także grzmoty. Na horyzoncie rysowały się też błyskawice, niczym blizny znaczyły niebo pokryte granatowymi i szarymi chmurami. Blizny, które pojawiały się na mgnienie oka, żeby później zniknąć i pojawić się w innym miejscu… ale oni tego nie widzieli. Ich schronienie, zbudowane zresztą szybko i prowizorycznie, nie miało okien. Jedynym, co wpuszczało do środka deszczowe powietrze, było wejście, którym się tu dostali. Dzięki niemu mogli też obserwować jak z jednej chwili na drugą, deszcz zaczyna padać coraz mocniej, aż w końcu zamienia się w pełnoprawną ulewę. Niebo rozświetlały błyskawice, których światło często udawało im się dostrzec, a oni siedzieli ramię w ramię w swoim schronieniu i czekali na to, aż pogoda zmieni się na lepszą.
– Jesteś pewna? - zapytał, dla własnej pewności. A gdy Lotta potwierdziła, że w istocie nie przeszkadza jej to, że będą siedzieć tak blisko siebie, on znów usiadł. I znów otarł swoim ramieniem o jej ramię.
– Mam nadzieję, że nie boisz się burzy? - zadał jej kolejne pytanie, a gdy je zakończył, piorun musiał uderzyć gdzieś w okolicy. Dźwięk ten po prostu był zbyt głośny, żeby dotrzeć do nich z daleka. W okolicy było pełno drzew różnej wielkości, więc może w jedno z nich – w jedno z tych najwyższych i najstarszych – uderzyła błyskawica z nieba. Poza tym, Lotta nie wyglądała mu też na kogoś, kto obawiałby się tego typu zmian pogodowych. Z drugiej strony, mógł się przecież mylić i wyszłoby nagle, że każdy grzmot czy błyskawica sprawiałyby, że podskakiwałaby w miejscu… Tylko, że z tego, co zauważył, wcześniej nic takiego się nie działo, a przecież słyszeli odgłosy burzy, zanim ta dotarła do miejsca, w którym znajdowała się teraz, czyli dokładnie nad nich i ruiny, w których się ukrywali. Deszcz i wiatr właściwie cały czas uderzały w ich kamienną kryjówkę, jakby chciały sprawdzić – tak samo, jak ona wcześniej – czy na pewno jest ona wystarczająca, aby ukryć ich przed żywiołem szalejącym na zewnątrz. Powinno wytrzymać jedną burzę, a co dalej? Cain nie był pewien, bo jego celem było zadbanie o to, żeby schronili się w nim ten jeden raz. Może wytrzyma dłużej i kiedyś ktoś będzie w podobnych tarapatach, wtedy taka osoba będzie mogła użyć tego schronienia, żeby również się w nim ukryć. Bo czarodziej nie miał zamiaru niszczyć go od razu po tym, jak będą mogli wyjść na zewnątrz.
– Nie mam pojęcia, o czym moglibyśmy rozmawiać, żeby zabić czas – przyznał się jej po jakimś czasie. Mówił nawet nieco głośnej przez to wszystko, co działo się na zewnątrz. Nie przeszkadzało mu też siedzenie w ciszy, jednak mogło być tak, że Lotta będzie miała na ten temat inne zdanie i będzie chciała słyszeć też ich głosy, a nie tylko deszcz, wiatr i regularnie pojawiające się gromy dźwiękowe.
Wyczuł magiczne wahania, których raczej nie powinno tu być. Z drugiej strony wiedział, co może oznaczać ich bliskość. Ich schronienie nie było tak trwałe, jak na początku mu się wydawało, tylko, że była to jego wina. Niedopatrzenie sprawiło, że jakimś cudem magia zaczęła „wyciekać” z jednego ze wzmocnień. Na początku wydawało mu się – może nawet liczył na to – że znajdzie to po swojej stronie i nie będzie musiał doprowadzać do niezręcznej sytuacji z udziałem swojej towarzyszki. Tylko, że szybko dostrzegł, że tak nie było i „przeciek” znajdował się po stronie, po której ona siedziała.
– Muszę dodatkowo zabezpieczyć łączenia po twojej stronie – powiedział, zanim wstał. Raz jeszcze otarł się ramieniem o jej ramię. Po chwili zrobił coś więcej, bo nachylił się nad nią. Starał się nie patrzeć w dół, bo doskonale wiedział, co mogło znajdować się bezpośrednio pod jego oczami… i nie byłaby to twarz dziewczyny. Dlatego uparcie kierował swój wzrok prosto na ścianę, którą chciał wzmocnić. Oparł się o nią jedną ręką, musiał mieć z nią bezpośredni kontakt, a drugą opuścił wzdłuż ciała. Jego oczy znów zaświeciły się, a magia przelała się z jego ciała do ściany, a później wyżej, aż do miejsca, w którym dach łączył się z tą konkretną ścianą. Stał tak jeszcze przez chwilę, jakby upewniał się, że było to jedyne zagrożenie, które mogło – ale nie musiało – doprowadzić do tego, że cała konstrukcja stałaby się niestabilna.
– Tak… Chyba gotowe – odparł i odruchowo spojrzał na Lottę. Czyli w dół, bo przecież tam siedziała dziewczyna. Naprawdę był to odruch, ale szybko zrozumiał, co zrobił i, gdzie mógł spojrzeć – dlatego od razu podniósł wzrok. Powiedział coś cicho do siebie, co mogło brzmieć jak „głupek”, ale wypowiedział to cicho, nawet bardzo cicho. Bez słowa wrócił na swoje miejsce.
– Przepraszam – odezwał się cicho. To chyba też zrobił odruchowo. Bo za co ją tak naprawdę przepraszał? Może nawet nie zwróciła uwagi na to, co zrobił, a co trwało tylko tyle, co mrugnięcie oka. Szybko uświadomił sobie, gdzie mógłby zabłądzić wtedy jego wzrok i zadbał o to, żeby mu się to nie udało.
W tym samym czasie grupa ścigających ich najemników zatrzymała się w lesie w niedużej odległości od dawno opuszczonej wioski. Wiedzieli, że zbliża się burza i też chcieli się przed nią schronić. Też mieli zamiar użyć magii, tylko, że w całkiem inny sposób niż zrobił to Cain.
– Kto zna się tu jeszcze na magii? - zapytał ich Dowódca. Trzech najemników podniosło ręce, a tamten pokiwał tylko głową.
– Pomożecie naszemu magowi przy zaklęciu, które rzuci, żeby ochronić nas przed deszczem i burzą – poinformował ich. Nie spodziewał się odmowy, a jeśli takowa by się pojawiła, to na pewno miałby sposób, żeby albo namówić kogoś takiego do tego, żeby zmienił zdanie, albo udowodnienie mu, że nie jest już członkiem ich grupy. Może nawet skończyłoby się na tym, że w ogóle przestałby być aktywnym członkiem tego świata.
Zaklęcie, które chciał rzucić Mag, jako podstawę wykorzystywało magiczną zbroję maga, tylko, że zmieniało jej kształt na kopułę i rozszerzało ją tak, żeby dało się pod nią ukryć. Jedynym problemem było to, że im więcej osób się pod nią ukrywało, tym większa musiała być i przez to wymagała nie tylko ciągłego podtrzymywania, lecz również dużej ilości energii magicznej. I tak musieli ją rzucić, jeśli chcieli pozostać poza działaniem wiatru i deszczu. Zrobili to, a gdy tylko zaczęło padać, krople spadające z góry odbijały się od niemalże przezroczystej kopuły, pod którą ukrywali się mężczyźni.