Arrantalis[Dwór wokół zamku i okolice] Nie wszystko złoto, co się świeci

Arrantalis leży daleko na Oceanie Jadeitów, zajmuję dwie wyspy – Arrante i Talianis, których jedynym połączeniem jest kamienny most. Rządzi mim piękna anielica królowa Delia.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Xamarcait
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 3 miesiące temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje: Chłop , Złodziej
Kontakt:

[Dwór wokół zamku i okolice] Nie wszystko złoto, co się świeci

Post autor: Xamarcait »

        Dzień typowego wiejskiego mężczyzny, takiego jak Xamarcait, zaczynał się o brzasku, gdy tylko pierwsze promienie słońca zaczynały oświetlać horyzont. Jego ciało, przyzwyczajone do ciężkiej pracy, budziło się wcześnie, zanim jeszcze kogut ogłosił początek dnia. Po krótkiej modlitwie o zdrowie swojej matki, często wypowiadanej cicho, by nie budzić jeszcze rodzicielki, zabierał się za pierwsze obowiązki. W skromnej chacie, wykonanej z drewna i gliny, zjadł prosty posiłek – zazwyczaj kawałek chleba z gęstym piwem lub maślanką, bo te były pożywne i łatwo dostępne. Czasem, jeśli miał szczęście, mógł pozwolić sobie na jajko lub odrobinę sera. Pierwszym zadaniem była opieka nad zwierzętami. Karmił kury, sprawdzał, czy bydło lub owce są w dobrym stanie, a gdyby tylko nie sprzedali konia, przygotowywałby go do pracy w polu. Następnie ruszał do uprawy. Przy pomocy prostych narzędzi – radła, motyki czy sierpa – zajmował się ziemią. Było to zajęcie żmudne, wymagające nie tylko siły, ale też wyczucia natury. W środku dnia, gdy słońce było wysoko, robił krótką przerwę na posiłek, najczęściej w polu lub pod cieniem drzewa. Popołudnia często poświęcał na prace związane z naprawą narzędzi, budynków gospodarczych czy płotów. Jeśli był czas, mógł pomóc sąsiadom – społeczność wiejska działała wspólnie, a pomoc innym była naturalną częścią życia.
        Choć takie dni były męczące, taki rytm dawał Xamarcaitowi sens – żył zgodnie z naturą, ze świadomością, że wszystko, co zrobi dziś, będzie owocować w przyszłości, choćby miało to być tylko kolejny kawałek chleba na stole.
Krwawy Szlak rządził się jednak swoimi sprawami. Tymczasem to Xamarcait miał najważniejsze na ten moment zadanie - zdobyć względy królowej i przekazać im jakże cudowną lokalizację do wszystkich strategicznych punktów. Gdzie są położone skarby, gdzie jest najsłabsza ochrona w zamku… Jak tego wszystkiego można się dowiedzieć w jednej chwili? Nie da się, proste. Dlatego Xamarcait czekał na idealną okazję, którą okazała się dobrze płatna posada na dworze królewskim.
Jako mieszkaniec królestwa, wiedział, że ma duże szanse. Zwłaszcza że tutaj chodziło głównie o tresurę i opiekę nad zwierzętami, a to młody elf potrafił najlepiej. Przecież od małego rozmawiał z kogutem Borysem, który codziennie nie potrafił zrozumieć, że nie wszyscy w wiosce, którzy go dokarmiają, potrzebują pobudki w całym wielkim Talianis.

        Dlatego to Xamarcait nadawał się najlepiej jako ktoś, kto będzie pracować ze zwierzątkami. Kiedy jednak dotarł do celu, nie zdążył nawet - jak to typowy wiejski chłopaczek - pozwolić sobie na zaskoczenie ogromem budynku i przestronnością głównej siedziby królowej, albowiem nabory na opiekuna już trwały i widocznie jeden z chętnych mężczyzn naruszył przestrzeń jednego z tyglewiąt - znajdujący się nieopodal tygrys dostał wtem szału.
        - Odsuńcie się, wszyscy, natychmiast! - krzyczał jeden ze strażników, próbując rękami jakoś uspokoić rozbrykane zwierzę. Elf momentalnie zrozumiał, że królowa musiała zakazać używać broni, krzywdzić czy też choćby straszyć zwierzęta. Xamarcait nie zamierzał zostać przekąską, ale także dostrzegł moment, w którym mógłby się wykazać. Dlatego też nie myślał długo. Złapał wzrokiem fontannę, która stanowiła centrum całego placu - pobiegł w tamtą stronę.
        - Hej, kociaki! Hola, hej! - nawoływał przy okazji, próbując zwrócić na siebie uwagę zwierząt. Wiedział, że teraz hałas będzie dla nich największym problemem, więc pobiegną w jego stronę. I tak też się stało, gdyż chwilę później zarówno tygrys jak i pozostałe tyglewiątka (dumnie naśladujące rodzica) pobiegły za nim.
        - No oszalał ten elf - skomentował szybko jeden ze strażników. Xamarcait jednak nie zwracał na nich uwagi, albowiem gdy tylko dotarł do fontanny, musiał czujnie wyczekiwać dobrego momentu. Patrzył na nadciągające zwierzę i mimo swojej nieskrytej pewności siebie, w duchu modlił się do starych bogów o wsparcie i ewentualne wygodne miejsce u boku swego ojca.
Bowiem jeśli właśnie teraz by zginął…
…jego matka zostałaby sama. Elf nie mógł sobie pozwolić na tę cudowną ulgę i odpoczynek. Nie mógł jej przecież zostawić.
Gdy tylko tygrys zjawił się około pięć metrów przed młodzieńcem, ten nie wahał się dłużej i z całej siły chlapnął kociaka wodą z fontanny. Może i nie uspokoi to bestii, acz na pewno wytrąci ją z rytmu i tygrys na nowo będzie musiał szykować się do ataku, co da elfowi idealną okazję.
        Xamarcait, szybko nim zwierzę zdążyło się otrząsnąć, uklęknął na ziemi i patrzył prosto w oczy stworzenia, wyciągając do niego dłonie - otwarte do góry, aby nie musiało obawiać się ukrytej broni. Tygrys widocznie zgłupiał, tak samo jak znajdujący się nieopodal strażnicy. Oni zaś tym bardziej osłupieli, gdy Xamarcait odezwał się do zwierząt w ich języku:
        - Nikt was nie skrzywdzi, obiecuję. - W tym samym czasie mężczyzna wyciągnął otwartą dłoń do tygrysa i poczekał, aż ten przyłoży do niej czoło. To uspokajająca technika, której elf nauczył się na wściekłym bydle. Zwierzęta muszą mu ufać, więc to im trzeba dać duży kredyt zaufania. Minęło parę sekund - a może minut? - nim tygrys ze spokojem podszedł bliżej elfa i pozwolił się pogłaskać. Cały dwór zdał się w tej chwili odetchnąć, w tym sam Xamarcait.
        - Więc… jak to będzie? Dostanę tę pracę? - zapytał, ukazując swój biały jak śnieżek uśmiech.
Awatar użytkownika
Delia
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 80
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Władca , Wojownik
Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
Kontakt:

Post autor: Delia »

Od śmierci Solythue minęły już całe trzy miesiące. Sytuacja względnie się uspokoiła. Zarówno Delia, jak i jej przybrana córka odetchnęły od niemalże ciągłego stresu, który trawił je od dłuższego czasu, a co za tym idzie, ich relacja się polepszyła. Znalazł się również czas na sprawy poboczne jak choćby zatrudnienie tresera dla tyglewiątek, które rosły jak szalone w przeciwieństwie do ich dziecinnego wciąż charakteru, co bywało poniekąd problematyczne dla służby. Ostatnimi czasy upodobały sobie skakanie i zaczepianie kobiet zajmujących się sprzątaniem, co niestety miało dość krwawe konsekwencje wymagające pomocy medyka.
Rekrutacja przebiegała zgodnie z planem, Evangeline spędzała czas na zabawie ze Szmerem na dworze, a kolejni kandydaci podchodzili i przedstawiali swoje referencje Yro. Cały proces odbywał się wewnątrz pałacu, obserwował to Piorun gotowy zawiadomić Delię w razie komplikacji. Królowa bowiem była również mocno zajęta sprawami państwa więc siedziała w swojej komnacie.
Delia trochę się martwiła. Po ostatnich przygodach było aż podejrzanie spokojnie. Piekielni nie atakowali okolicznych wiosek, wyspa nie wykazywała oznak, jakoby wkrótce miała ponownie zatonąć, wszystko szło aż nazbyt dobrze. Poza jednym szczegółem.
W poczcie, którą przeglądała anielica, w dalszym ciągu nie odnalazła ani jednego listu od Dżariego. Czekała już długie miesiące, niezmiennie na tych samych wyspach, w tym samym pałac.

- Ah, gdybym choć wiedziała, gdzie jesteś… - wzdychała, ubolewając nad tym, iż zupełnie straciła kontakt z niedoszłym ukochanym. Jednocześnie widziała, iż Evangeline brakuje ojca, bardzo chciała dać jej pełną szczęśliwą rodzinę. Na razie jednak robiła co w swojej mocy, aby być dobrą matką.

Tymczasem jeden z potencjalnych treserów najwyraźniej przypadkiem dość mocno wystraszył Ventusa. Eden, będący dobrym ojcem dla swojego kociątka natychmiast zareagował, a w zamku zapanował chaos. Rozsierdzony tygrys spłoszył większość, ponoć całkiem dobrych, treserów. Strażnicy mieli związane ręce, próbowali, co mogli bez stosowania agresji, ale nic nie działało.
Całą sytuację postanowił opanować jeden z nielicznych pozostałych kandydatów. Aczkolwiek Yro już spisywał go na straty i rozważał, która ze służek będzie w stanie psychicznie wytrzymać zmywanie krwi z podłogi. Po chwili jednak wyszło, że będzie co najwyżej potrzeba wytrzeć wodę, którą oberwał rozszalały Eden.

-… Co? – doradca Delii zamarł na dłuższy moment, po czym odchrząknął i odgarnął swoje białe kosmyki z twarzy, doprowadzając się do porządku po wstępnym szoku – Cóż… Biorąc pod uwagę nad wyraz niespodziewane okoliczności, uważam, iż przyjmiemy pana na okres próbny. Pańska godność? – dopytał.

Parę minut po wstępnych formalnościach i wypełnieniu kilku dokumentach przybyła Delia wraz z orłem, kołującym gdzieś przy suficie. Piorun dał jej znać już jakiś czas wcześniej o zaistniałej sytuacji.

- Xamarcait – powiedziała z łagodnym uśmiechem, a jej oczy lśniły niczym najszczersze złoto. Tego dnia królowa miała na sobie błękitną suknię z morskimi motywami wkomponowanymi w zwiewny materiał przystosowany do tutejszych upałów – Słyszałam, co zrobiłeś. Dziękuje za opanowanie sytuacji – dodała i od razu pogłaskała Edena po mokrym futrze. Tygrys spuścił głowę, jakby czując na sobie ciężar winy za całe zamieszanie. Niebianka uśmiechnęła się ciepło do elfa, po czym wyszła na zewnątrz. Chciała zobaczyć czy z Evangeline wszystko w porządku. Od śmierci jej biologicznego ojca poświęcała jej znacznie więcej czasu.

Nie chciała pozwolić, aby po raz kolejny jakiś nieproszony gość zaczął mącić jej w głowie. I tym razem wolała sama to sprawdzać niż zrzucić tę odpowiedzialność na barki swoich podwładnych. Jednocześnie próbowała również dać przybranej córce trochę swobody, choć znalezienie złotego środka w tej kwestii bywało dość trudne.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Arrantalis”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości