Mrok nadal zaglądał do pokoju księżniczki ciemności. Samotność stawała się w pewnym momencie tak przytłaczająca, że Gillian, nie mogąc znaleźć ukojenia po dręczącym ją koszmarze, postanowiła opuścić swoją komnatę. Ubrana w czarne, jedwabne szaty, które płynnie opływały jej sylwetkę, cicho przemykała przez korytarze zamku. Światło pochodni rzucało długie, upiorne cienie na kamienne ściany, lecz księżniczka nie zwracała na nie uwagi. Jej myśli były skierowane ku zewnątrz, ku ciemności, która panowała poza murami zamku. Zamek króla ciemności, usytuowany na szczycie ponurego wzgórza, był monumentalnym świadectwem potęgi i mroku całego rodu. Jego kamienne mury, pokryte gęstym bluszczem, wznosiły się wysoko, jakby próbowały sięgnąć samego nieba, którego nigdy nie rozświetlało słońce. Wieże, ostro zakończone, strzelały ku górze niczym zęby jakiejś pradawnej bestii. Ich czarne gargulce, o groteskowych twarzach, wydawały się obserwować każdy ruch, a cienie rzucane przez nie w świetle pochodni tworzyły złowrogie kształty na zimnych, kamiennych ścianach.
Gillian w końcu dotarła na dziedziniec. Noc była gęsta i nieprzenikniona, a jedynie blady blask księżyca przebijał się przez ciężkie chmury, rzucając blade światło na kamienne mury zamku. Księżniczka poruszała się cicho jak cień, stąpając po zimnym bruku. Dziedziniec zamku był przestronny, otoczony wysokimi murami. Kamienne posągi, przedstawiające dawno zmarłych wojowników i mityczne stworzenia, stały w rzędach po obu stronach, a ich puste oczy wydawały się wpatrywać w Gillian, jakby wiedziały o jej niepokoju. W powietrzu unosił się zapach wilgotnej ziemi i starych kamieni, przesycony wspomnieniami.
Nemorianka szła powoli, zamyślona, jej myśli krążyły wokół koszmaru, który wydawał się tak realny. Wciąż czuła chłód sztyletu w ręku, wciąż pamiętała spojrzenie mężczyzny, które przeszyło ją na wskroś. Zastanawiała się, co ten sen oznaczał. Czy był to tylko wytwór jej umysłu, czy może jakaś przestroga, znak od losu?
Przechodząc obok studni, zatrzymała się i spojrzała w jej głębokie wnętrze. Woda na dnie była czarna i nieprzenikniona, jakby kryła w sobie tajemnice zamku. Wpatrując się w nią, demonica próbowała zrozumieć swoje własne uczucia. Gniew, strach, niepewność – wszystkie te emocje mieszały się w niej, tworząc burzę, której nie mogła uspokoić. Podniosła głowę i spojrzała na wieże zamku, które wznosiły się nad nią jak mroczne strażnice. Przypominały jej o ciężarze odpowiedzialności, który spoczywał na jej barkach. Była księżniczką ciemności, córką króla Kralla, i wiedziała, że jej los nie był prosty. Musiała być silna, musiała być bezlitosna. Ale czy naprawdę była gotowa zabić kogoś, kogo nigdy nie poznała, tylko dlatego, żeby uniknąć głupiego małżeństwa?
Na dziedzińcu czekał na nią jej wierny rumak, czarny jak noc, z oczami błyszczącymi w mroku. Co prawda Gillian nie miała w planach dalekiej podróży, lecz w tym momencie coś ją tknęło. Dosiadła konia i ruszyła w stronę lasu, szukając wytchnienia wśród szeptów drzew i szelestu liści. Jej umysł nadal był pełen mrocznych myśli, które niczym zjawy nawiedzały jej duszę. Jechała przez gęsty las, czując, jak chłodne powietrze orzeźwia jej zmysły.
- Jestem głupia - szepnęła jakoby do siebie, mając nadzieję na to, że te słowa rozwieją natłok myśli. Jakikolwiek głos w tej chwili wydawałby się orzeźwieniem.
Nagle, z boku, w cieniu jednego z drzew, dostrzegła ruch. Z początku zignorowała to, uznając za kolejną złudę nocy, lecz coś kazało jej się zatrzymać. Zeszła z konia i podeszła ostrożnie do miejsca, gdzie dostrzegła poruszenie. Tam, pod rozłożystym dębem, dostrzegła istotę, której wcześniej nie widziała w swoim królestwie. Była to młoda kobieta, o ciemnej skórze, z uszami przypominającymi niedźwiedzie, a na jej szyi i nadgarstkach spoczywały ciężkie łańcuchy. Jej oczy były pełne bólu i strachu, a całe ciało drżało z zimna.
Gillian podchodziła do niej bardzo nieufnie, jej ręka spoczywała na rękojeści sztyletu schowanego pod płaszczem.
- Kim… czym ty jesteś? - spytała Gillian, jej głos był zimny i stanowczy, choć w sercu czuła niepokój. Księżniczka przyglądała się dziewczynie, zastanawiając się, jakie niebezpieczeństwo mogłoby się kryć za jej ewentualnymi słowami. Wiedziała, że nie może ufać nikomu, szczególnie w tak mrocznym i zdradliwym świecie.
Poza granicami Alaranii. ⇒ [Las na granicy Otchłani] Chcę wolnym być, chcę żyć
- Gillian
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 5
- Rejestracja: 1 rok temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Szlachcic , Skrytobójca , Wojownik
- Kontakt:
- Gesine
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 3
- Rejestracja: 6 miesiące temu
- Rasa: Niedźwiedziołak
- Profesje: Służący , Kurtyzana
- Kontakt:
Zmiennokształtna szła przed siebie. Czuła ostre kamienie pod swoimi stopami i stróżkę krwi spływającą jej po plecach po mocnym uderzeniu bata. Beżowa sukienka była mocno ubłocona na dole, mimo iż sięgała ledwo do kolan. Na jej szyi i nadgarstkach ciążyły stare, metalowe kadany z zerwanymi łańcuchami. Były one wykorzystywane w zamtuzie dla nieco bardziej… wymagających klientów. Łzy leciały po policzkach dziewczyny, czuła się ona strasznie zagubiona i samotna. Musiała zacząć życie od nowa, kiedy nigdy nie zaznała swojego własnego życia. Zawsze robiła to, co jej kazano. Wolność, której nieraz tak pragnęła, strasznie ją przytłoczyła. Było tak wiele rzeczy, o których niedźwiedziołaczka musiała decydować sama. Czy pójdzie w lewo, czy w prawo, czy znajdzie pożywienie i schronienie przed zimnem nocy, wszystko zależało od niej samej.
Na swojej drodze Gesine natrafiła na drobne źródełko, weszła do niego w celu obmycia ran i wyprania sukienki. Rozebrała się do naga, położyła ubranie na bok, a na nim posadziła swojego skorpiona i pajęczyce. Woda była przyjemnie chłodna, pozwoliła odetchnąć choćby przez moment. Jedynie metalowa „biżuteria” stale przypominała ojej pochodzeniu. Dziewczyna próbowała nawet kilka razy ją ściągnąć, jednakże bezskutecznie. Nie miała klucza, pewnie został gdzieś w tamtym pokoju z pokąsanym przez osy mężczyzną.
Na samo wspomnienie o nim zmiennokształtna chciała się zanurzyć i już nie wypływać, usnąć pod powierzchnią i pozwolić się utulić dnu. Jednakże jej ciało wciąż chciało żyć i walczyło z całych sił o choćby jeden dech.
Dziewczyna niemalże wyskoczyła z wody i mocno odkaszlnęła, łapiąc powietrze w usta. Następnie po drobne chwili odpoczynku jak gdyby nigdy nic wyprała swoją sukienkę i nie czekając, aż wyschnie, zarzuciła na swoje wciąż mokre ciało. Swoim stawonogom natomiast pozwoliła skryć się na karku pod burzą czarnych loków.
Spodziewała się długiej wędrówki w nieznane, ale na pewno nie tego, że po postawieniu kolejnego kroku znajdzie się gdzieś wśród chmur ponad lasem. To było niczym niewidzialne drzwi, portal, który przeniósł ją gdzieś indziej. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy grawitacja boleśnie ściągnęła ją w dół. Gesine przeleciała przez koronę rozłożystego dębu, nabijając sobie setki siniaków. Mimo to zamortyzowało to nieco upadek z wysokości i pozwoliło dziewczynie wyjść z niego bez większych uszczerbków na zdrowiu, gdy w końcu jej pośladki zetknęły się z miękką trawą.
Ciemnoskóra rozejrzała się wokół. Wciąż była w lesie, ale ta roślinność wyglądała jakoś inaczej. Niby podobnie, ale wyczuwała jakąś obcą aurę. Zdezorientowana i wystraszona dziewczyna miała wrażenie, że życie wciąż rzuca jej kłody pod nogi. Usiadła więc pod rozłożystym dębem, próbując zebrać myśli i ustalić co dalej. Nuciła przy tym jakąś melodie dla uspokojenia. Przerwał jej kobiecy głos, ciało zmiennokształtnej zadrżało. Przez moment serce zabiło jej mocniej, już myślała, że ktoś z zamtuza ją znalazł i zostanie srogo ukarana za ucieczkę. Jednakże nie kojarzyła twarzy nieznajomej. Blada, ciemnowłosa postać o zielonych oczach w pewien sposób oczarowała młodą niedźwiedziołaczkę.
- Oh… - dziewczyna westchnęła, nie ze strachu, bardziej z zachwytu – Jest pani piękna – wymamrotała jakby przypadkiem, po czym wbiła wzrok w ziemię, przypominając sobie, gdzie jest jej miejsce. W końcu ta kobieta wyglądała na kogoś wysoko urodzonego – Jestem Gesine – odpowiedziała na pytanie i poprawiła nieco swoje czarne loki – Niedźwiedziołaczka – dodała, rozwiewając wszelkie wątpliwości co do swojej rasy.
Na swojej drodze Gesine natrafiła na drobne źródełko, weszła do niego w celu obmycia ran i wyprania sukienki. Rozebrała się do naga, położyła ubranie na bok, a na nim posadziła swojego skorpiona i pajęczyce. Woda była przyjemnie chłodna, pozwoliła odetchnąć choćby przez moment. Jedynie metalowa „biżuteria” stale przypominała ojej pochodzeniu. Dziewczyna próbowała nawet kilka razy ją ściągnąć, jednakże bezskutecznie. Nie miała klucza, pewnie został gdzieś w tamtym pokoju z pokąsanym przez osy mężczyzną.
Na samo wspomnienie o nim zmiennokształtna chciała się zanurzyć i już nie wypływać, usnąć pod powierzchnią i pozwolić się utulić dnu. Jednakże jej ciało wciąż chciało żyć i walczyło z całych sił o choćby jeden dech.
Dziewczyna niemalże wyskoczyła z wody i mocno odkaszlnęła, łapiąc powietrze w usta. Następnie po drobne chwili odpoczynku jak gdyby nigdy nic wyprała swoją sukienkę i nie czekając, aż wyschnie, zarzuciła na swoje wciąż mokre ciało. Swoim stawonogom natomiast pozwoliła skryć się na karku pod burzą czarnych loków.
Spodziewała się długiej wędrówki w nieznane, ale na pewno nie tego, że po postawieniu kolejnego kroku znajdzie się gdzieś wśród chmur ponad lasem. To było niczym niewidzialne drzwi, portal, który przeniósł ją gdzieś indziej. Nie zdążyła nawet krzyknąć, gdy grawitacja boleśnie ściągnęła ją w dół. Gesine przeleciała przez koronę rozłożystego dębu, nabijając sobie setki siniaków. Mimo to zamortyzowało to nieco upadek z wysokości i pozwoliło dziewczynie wyjść z niego bez większych uszczerbków na zdrowiu, gdy w końcu jej pośladki zetknęły się z miękką trawą.
Ciemnoskóra rozejrzała się wokół. Wciąż była w lesie, ale ta roślinność wyglądała jakoś inaczej. Niby podobnie, ale wyczuwała jakąś obcą aurę. Zdezorientowana i wystraszona dziewczyna miała wrażenie, że życie wciąż rzuca jej kłody pod nogi. Usiadła więc pod rozłożystym dębem, próbując zebrać myśli i ustalić co dalej. Nuciła przy tym jakąś melodie dla uspokojenia. Przerwał jej kobiecy głos, ciało zmiennokształtnej zadrżało. Przez moment serce zabiło jej mocniej, już myślała, że ktoś z zamtuza ją znalazł i zostanie srogo ukarana za ucieczkę. Jednakże nie kojarzyła twarzy nieznajomej. Blada, ciemnowłosa postać o zielonych oczach w pewien sposób oczarowała młodą niedźwiedziołaczkę.
- Oh… - dziewczyna westchnęła, nie ze strachu, bardziej z zachwytu – Jest pani piękna – wymamrotała jakby przypadkiem, po czym wbiła wzrok w ziemię, przypominając sobie, gdzie jest jej miejsce. W końcu ta kobieta wyglądała na kogoś wysoko urodzonego – Jestem Gesine – odpowiedziała na pytanie i poprawiła nieco swoje czarne loki – Niedźwiedziołaczka – dodała, rozwiewając wszelkie wątpliwości co do swojej rasy.
- Gillian
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 5
- Rejestracja: 1 rok temu
- Rasa: Nemorianin
- Profesje: Szlachcic , Skrytobójca , Wojownik
- Kontakt:
Gillian bardzo się dziwiła, gdy widziała kogoś tak blisko posiadłości jej ojca. Wiedziała, że jedyne, co mogła zrobić, to uznać to za kolejny sen, zignorować słowa nieznajomej i udać się dalej w swoją stronę, aczkolwiek… coś pchnęło ją do tej małej istotki. Demonica zeszła więc z grzbietu swego ukochanego konia. Gillian poruszała się w cieniu, niemal stapiając się z otaczającym ją mrokiem. Jej kroki były ciche, jakby las sam przyjął ją za swoją część, a cienie zdawały się przylegać do niej jak wierni towarzysze. Była w niej niesamowita lekkość, prawie nieludzka, ale jednocześnie coś surowego i dzikiego, jakby wychowała się bardziej w towarzystwie duchów i szeptów lasu niż ludzi.
- Piękna? - zaśmiała się, a śmiech ten był przepełniony grymasem dotąd nieznanej nieśmiałości. - Chyba nie widziałaś nigdy pięknej istoty, złociutka.
W sercu nemorianki zagrały sprzeczne emocje. Była zaintrygowana – obcy był jak rozdarcie w doskonałej tkaninie jej samotnego świata. Ale obok tej fascynacji pojawił się lęk. Ktoś z zewnątrz oznaczał potencjalne zagrożenie dla porządku, który znała od zawsze. Las był jej schronieniem, jej twierdzą, jej domem – intruz burzył ten porządek samą swoją obecnością. Spotkanie kogoś obcego było czymś nowym, czymś, co mogło przerwać monotonię jej odosobnienia. Przez całe życie była księżniczką cieni – ukrytą, odizolowaną, związaną z lasem bardziej niż z ludźmi. A teraz stała twarzą w twarz z kimś, kto należał do świata zewnętrznego.
- Jak się tutaj w ogóle znalazłaś, Gesine? - zapytała, unosząc brew. - Zresztą… Pewnie jesteś wykończona. Chodź ze mną, inaczej znajdą cię strażnicy mego ojca. Ze mną jesteś… bezpieczna, tak. Bezpieczna.
***
Gillian wzięła głęboki oddech, a cienie wokół niej wydawały się poruszać razem z nią, jakby odpowiadały na jej wewnętrzny stan. Przekroczyła ponownie bramę swojego domu, a mrok dziedzińca zdawał się grać jej melodię powitalną. Dobrze, że dwór nigdy nie spał.
- Przygotujcie jej kąpiel - zarządziła Gillian, a jej ulubiona służka imieniem Terena, skinęła głową. - Idź za Tereną. W międzyczasie zastanowię się, co z tobą począć, Gesine.
"I jak bardzo samotna się czuję", chciałaby dodać, lecz tę uwagę zachowała dla siebie.
- Piękna? - zaśmiała się, a śmiech ten był przepełniony grymasem dotąd nieznanej nieśmiałości. - Chyba nie widziałaś nigdy pięknej istoty, złociutka.
W sercu nemorianki zagrały sprzeczne emocje. Była zaintrygowana – obcy był jak rozdarcie w doskonałej tkaninie jej samotnego świata. Ale obok tej fascynacji pojawił się lęk. Ktoś z zewnątrz oznaczał potencjalne zagrożenie dla porządku, który znała od zawsze. Las był jej schronieniem, jej twierdzą, jej domem – intruz burzył ten porządek samą swoją obecnością. Spotkanie kogoś obcego było czymś nowym, czymś, co mogło przerwać monotonię jej odosobnienia. Przez całe życie była księżniczką cieni – ukrytą, odizolowaną, związaną z lasem bardziej niż z ludźmi. A teraz stała twarzą w twarz z kimś, kto należał do świata zewnętrznego.
- Jak się tutaj w ogóle znalazłaś, Gesine? - zapytała, unosząc brew. - Zresztą… Pewnie jesteś wykończona. Chodź ze mną, inaczej znajdą cię strażnicy mego ojca. Ze mną jesteś… bezpieczna, tak. Bezpieczna.
***
Gillian wzięła głęboki oddech, a cienie wokół niej wydawały się poruszać razem z nią, jakby odpowiadały na jej wewnętrzny stan. Przekroczyła ponownie bramę swojego domu, a mrok dziedzińca zdawał się grać jej melodię powitalną. Dobrze, że dwór nigdy nie spał.
- Przygotujcie jej kąpiel - zarządziła Gillian, a jej ulubiona służka imieniem Terena, skinęła głową. - Idź za Tereną. W międzyczasie zastanowię się, co z tobą począć, Gesine.
"I jak bardzo samotna się czuję", chciałaby dodać, lecz tę uwagę zachowała dla siebie.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości