– Dla ciebie to tylko, dla mnie to aż rok. Nie widziałam cię rok! – powiedział do niego, dłońmi podparła się pod boki, wyraźnie niezadowolona z tego, że jej syn zwyczajnie się tym nie przejmował. A później, jakby nigdy nic, podeszła do niego i objęła go. Anioł odwzajemnił to, darzył ją miłością, którą można obdarzyć wyłącznie matkę.
– Postaram się wpadać częściej. Spróbuję… Ale przecież musisz wiedzieć, że… - odparł i przerwał tylko na chwilę, na mgnienie oka, gdy zobaczył ruch za plecami matki. Tyle wystarczyło.
– Zło nigdy nie śpi – dokończył za niego męski głos. Należał do Ishima, do jego ojca. On też ucieszył się z tego, że widzi syna, choć nie był tak otwarty na okazywanie emocji jak jego żona. Dwaj aniołowie przywali się, najpierw uścisnęli dłońmi swoje przedramiona, a później pozwolili sobie na objęcie się, tak krótko i po męsku. A później rodzice zaprosili go do środka.
Rozmawiali o różnych rzeczach – o tym, co działo się w Planach, gdy go nie było, o tym, jak przebiega jego misja. Opowiedział im o, według niego, ciekawych rzeczach i przypadkach, na które natknął się w tym roku. O jego znajomych i przyjaciołach w tym miejscu. Sędzia przyznał się, że nie zdążył odwiedzić wszystkich, gdy został o to zapytany – ojciec rozumiał, matka nieco mniej.
– Masz chwilę, żeby towarzyszyć mi na placu? – zapytał go nagle ojciec.
– Ishim! – odezwała się Yofie, zanim jeszcze zdążył odezwać się ten, do którego pytanie to było skierowane.
– No co? Nie walczę już tak często, jak kiedyś, a przyda mi się trochę ruchu przed snem – odparł jej mąż. Abraxos wiedział, że kryje się za tym coś jeszcze. Ojciec chciał sprawdzić w ten sposób, jakie są umiejętności tego, który przejął od niego miano Sędzi. Chciał własnoręcznie przekonać się czy jego syn o siebie dba i nawet samodzielnie się szkoli, czy może pozwala sobie na więcej swobody.
– Z chęcią skrzyżuję z tobą ostrze, ojcze – odpowiedział mu w końcu. Obaj uśmiechnęli się do siebie, a Yofie pokręciła tylko głową. Wiedziała przecież, że nie odwiedzie ich od tego.
Miecze treningowe nie były ostre, przynajmniej nie tak, jak prawdziwa broń. Ishim leżał na środku placu treningowego, a Abraxos stał nad nim – wyprostowany, pełen wdzięku i z czubkiem miecza znajdującym się tuż przy gardle własnego ojca. Mieli nawet widownię, choć ta składała się zaledwie z kilku starszych aniołów. Uczeń przerósł mistrza, jednak to stało się już wtedy, gdy oficjalnie przejął od niego tytuł.
– Jestem dumny z twoich umiejętności – powiedział starszy z niebian, gdy młodszy zabrał miecz i pozwolił mu wstać.
– Z nich i z ciebie – poprawił się, choć wiedział, że Abraxos był świadom tego, co ojciec chciał mu przekazać. Chwilę później odłożyli miecze i wrócili do domu. A Sędzia, zapytany czy zostanie na noc, zgodził się bez chwili zastanowienia – dlatego, po odświeżeniu się, mógł jeszcze porozmawiać z rodzicami, a także z siostrą, która dołączyła do nich później. Oczywiście miała mu za złe, że osobiście nie powiedział jej, że zjawił się w Planach.
Następnego dnia pożegnał się z nimi wszystkimi i wrócił do misji. Czas nieść sprawiedliwość. Czas ponownie pojawić się w Alaranii.
❂❂❂❂❂❂❂
Snop światła pojawił się nagle nad kościołem poświęconym Najwyższemu, który znajdował się na terenie Rododendronii. W blasku tym, w samym środku wielkiej sali pojawił się On. Sędzia. I, jak się okazało, stało się to w samym środku pogrzebu. Anioł rozejrzał się i zauważył uczestników nabożeństwa, którzy patrzyli na niego z mieszanką zaskoczenia, niedowierzania i… smutku, żałoby wręcz. Wiedział, że jego skrzydła były widoczne, chciał, żeby tak było, gdy pojawia się w Alaranii. Zgromadzeni tu ludzie od razu wiedzieli, kim on jest. Nie wiedzieli jednak, dlaczego przybywa.
– Nie obawiajcie się, mieszkańcy Rododendronii. Sprawiedliwość i Ja, Sędzia, jej awatar, przybyliśmy do waszego miasta! – wypowiedział głośno i wyraźnie. Tak, żeby każdy go słyszał. Nie przyniosło to właściwie żadnej reakcji. Stał tak chwilę, aż w końcu ktoś odważył się odezwać.
– Gdzie byłeś… Gdzie była sprawiedliwość, gdy oni ginęli!? – zapytał go kobiecy głos. Jego właścicielka wstała nawet i wskazała na trumny spoczywające przed ołtarzem. Były ich cztery. Abraxos nie miał pojęcia, kto w nich spoczywa, jednak wiedział już, jak wygląda cała ta sytuacja. Właśnie trafił na rodziny tych, którzy już nie żyli. Rodziny, które modliły się i opłakiwały zmarłych, którzy wychodziło na to, że zginęli w niesprawiedliwy sposób. A on musiał to teraz naprawić. Musiał przynieść sprawiedliwość temu miastu; tym ludziom.
– Znajdę tych, którzy to zrobili – powiedział wyraźnie. Nie musieli go nawet specjalnie zachęcać, sam już to zrobił, gdy tylko zrozumiał to wszystko.
– Daję wam wszystkim moje słowo. Znajdę ich i sprawię, że zapłacą za to, co uczynili – dodał jeszcze. W niektórych oczach, które nań spoglądały, zauważył przebłysk nadziei. Myśl o tym, że może nie są to tylko słowa, a zapowiedź tego, co Sędzia chce zrobić. I, że nie zamierza z tego zrezygnować. On wiedział, że tak będzie. Ale to był on – znał samego siebie, czego nie można było powiedzieć o otaczających go ludziach.
– Nie chciałem przeszkadzać, ale w świetle tego, czego się dowiedziałem, cieszę się, że to zrobiłem… Zabieram się od razu za to, co wam wszystkim obiecałem – powiedział na sam koniec. Skinął jeszcze głową, choć ciężko było stwierdzić czy sam do siebie, czy do mieszczan, czy może w jakimś dziwnym geście oddania czci należnej zmarłym.
Jednak, zanim udał się do wyjścia, zobaczył coś jeszcze. Małą rączkę, która nieuchronnie zmierzała w stronę jednego z piór w jego lewym skrzydle.
– Ludzie dziecię. Zostaw. Nie wolno – powiedział doń głosem pozbawionym emocji. Dodatkowo spojrzał też na chłopaczka, który cofnął trzęsącą się rękę i wycofał, aby schować się w bezpiecznym objęciu matki. Przestraszył się? Trudno. Powinien wiedzieć, że nie dotyka się czegoś, czego nie powinno. Abraxos nie pozwoliłby, żeby dziecko dotknęło jego śnieżnobiałych piór. Właściwie, nie dopuściłby do tego bez różnicy na to, czy chciałoby zrobić to dziecko, nastolatek lub osoba dorosła. Nieważne, jakie intencje miałaby taka osoba. Dla bezpieczeństwa skrzydeł, schował je, co wyglądało, jakby machnął nimi lekko, a te nagle wyparowały. I dopiero wtedy ruszył w stronę drzwi wyjściowych z kaplicy. Zostawił żałobników, aby kontynuowali to, co robili, zanim przerwał im swoim pojawieniem się w budynku. Budynek wojaków odpowiedzialnych za utrzymanie porządku w mieście czekał na to, aż odwiedzi go Sędzia.