Opuszczone Królestwo[Ulice Nemerii] Coś mi tu śmierdzi i to nie żywe trupy!

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Vox
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Inna , Uzdrowiciel
Kontakt:

[Ulice Nemerii] Coś mi tu śmierdzi i to nie żywe trupy!

Post autor: Vox »

Ruiny Nemerii były przede wszystkim właśnie tym - ruinami. Większość tutejszych nieumarłych nie czuła ani chęci, ani potrzeby, aby przywrócić temu miasto jego dawny blask. To samo tyczyło się oczywiście wszelkiego rodzaju obiektów religijnych, które istotom obecnym w nieżyciu były niemalże niepotrzebne. Jakież więc było zdziwienie Vox’a, kiedy świątynia, do której miał się udać, a do której zaprowadził go jeden z tutejszych liszy, okazała się niemal nienaruszona, niczym uwięziona w czasach sprzed upadku.

- Fascynujące… - Odezwał się niebianin, odwracając głowę w stronę przedwiecznej istoty stojącej obok niego. - Ktoś o nią dba? Ze względów sentymentalnych? A może z nieco bardziej powierzchownego powodu? - Mówiąc to, przewrócił kartki swojej księgi, w której to notował kolejne zapiski, odkąd tylko zdołał przybyć w te okolice. Ci nieumarli, którzy nie unikali go i byli gotowi z nim porozmawiać, byli bezdenną studnią, w której Vox mógłby utonąć i nigdy nie wypłynąć. Niestety, czas był skończony, a niebianin miał zobowiązania, które nie mogły poczekać, w przeciwieństwie do nieżywych, do których mógł wrócić jak nie jutro, to za kilkaset lat.

Lisz obok niego, ubrany w proste, poszarpane przez czas szaty, wzruszył ramionami, choć jego trupie ciało sprawiło, iż łatwo było pomylić ów gest z pośmiertnymi drgawkami czy innym zjawiskiem, o które można by było oskarżyć nieżywą istotę. Nie był on dobrym towarzyszem rozmowy, ale jego różne gesty pozwalały utrzymać konwersację, jakkolwiek jednostronna by ona nie była. Nie chcąc marnować więcej czasu, a może, aby jak najszybciej odejść od niebiańskiej istoty, lisz podniósł skostniałą dłoń przed siebie i luźnym ruchem ręki wskazał on na drzwi budynku, po czym natychmiast udał się w swoją własną stronę.

- Dziękuję za wskazanie drogi, niech ci ziemia lekką będzie. - Vox pożegnał się z liszem, a nieumarły wzdrygnął się, jakby bojąc się, że słowa te niosą ze sobą niebiańską magię, lecz gdy nie stanął w świętym ogniu, przyśpieszył on kroku i zniknął w jedną z ciemnych uliczek. A skoro o ciemności mowa, niebianin spojrzał ku górze. Słońce może i jeszcze nie zachodziło, ale było na tyle nisko, by spowić w mroku większość uliczek Nemerii, które to otoczone były przez wysokie budynki i pozostałości murów. To oznaczało, iż chwile, w której to Vox zostanie złączony z istotą piekielną, nadchodziła wielkimi krokami.

Drzwi świątyni otworzyły się z tą samą łatwością, jaką oferowały pierwszego dnia swojej warty na progu sanktuarium Najwyższego pana. Wnętrze, choć skromne w złocenia i kosztowności, przepełnione było obrazami i ikonografiką wyrytą w murach i filarach tego miejsca. Liczne ławki wciąż były ozdobione blaskiem świec, które paliły się na żeliwnych żyrandolach, a ołtarz, przy którym miał rozpocząć się nowy rozdział życia Voxa, zdawał się nietknięty czy to przez ząb czasu, czy dłonie śmiertelników. Z delikatnym uśmiechem na twarzy, Vox pozwolił, aby jego skrzydła się zmaterializowały, a ich powierzchnie pokryły liczne oczy, dzięki którym mógł wypalić sobie w pamięci każdy, choćby najmniejszy szczegół zarówno tego miejsca, jak i tego co wkrótce miało się zdarzyć.

Gdy był już przed ołtarzem, wpatrzony w symboliczny posąg za nim skryty, poczuł on ciężar na swej duszy, który to uczepił się go w nagły, nieco nieprzyjemny sposób, jakby ktoś postanowił na jego istnienie wysypać rozżarzone węgle, które swym ciepłem oparzyły go permanentnie, a dym z nich pochodzący zamglił go momentalnie. W tym samym momencie, nim ów ból przerodził się w agonię, u jego boku pojawił się piekielny, łowca dusz dokładniej to ujmując. To musiał być Vaires, sądząc po krwiście czerwonej aureoli. Tymczasem po drugiej stronie ołtarza, w miejscu, gdzie stałby zazwyczaj kapłan, zjawiła się anielica, Mira, ta sama, która poinformowała Voxa o jego nowej misji, a która to obecnie uśmiechała się w stronę Voxa niczym kot, co zjadł kanarka i upił się mlekiem.

- Więc. - Odezwała się niebianka, klaskając w dłonie i zwracając na siebie uwagę zarówno Voxa, jak i Vairesa. Następnie odwróciła głowę w stronę piekielnego. - Niebo wie o tobie, więc jedyne co chroni cię przed absolutnym zniszczeniem, to fakt, iż twoja obecna sytuacja i potencjalny z niej zysk jest większy, niż zło, jakie możesz wyrządzić pod całodobowym nadzorem anioła. - Uśmiech Miry stał się momentalnie iście sadystyczny, gdy przemówiła kolejne zdanie. - Oczywiście zachęcam cię do tego, byś przekonał nas o tym, jak bardzo w błędzie jesteśmy.

Następnie, jak niby nigdy nic odwróciła się w stronę Voxa, wracając przy tym do mniej przerażliwego uśmiechu.

- Tobie już wszystko wytłumaczyłam, więc nie będę mówić dwa razy. - Stwierdzila radośnie do anioła. - To tyle z mojej strony, miłego miesiąca miodowego! - Z tymi słowami anielica została objęta snopem światła, a chwilę później nie pozostał po niej ani ślad, nie licząc wiszącej w powietrzu niebiańskiej magii.

Vox, wciąż dumnie prezentujący swoje skrzydła, obrócił się przodem do Vairesa. Wszystkie jego oczy momentalnie zaczęły wbijać się w łowcę dusz, który natychmiast poczuł, że nie tylko jego ciało, ale i wszystko, czym jest, było obserwowane. Trzecie oko Voxa, które na chwilę obecną miało ten sam krwisty kolor co oko Vairesa, patrzyło w jego twarz, w czasie gdy liczne gałki oczne zamanifestowane na skrzydłach niebianina zdawały się analizować go, wędrując po jego ciele i ubraniach, jakby poznawały przez to każdy jego sekret.

- Vaires, zgadza się? - Vox powiedział, na chwilę zamykając swoją księgę i rzucając swoje pióro, którym to pisał, w bok. - Miło mi cię poznać, nawet wobec okoliczności wynikających z konieczności naszego spotkania. Mam nadzieję, że resztę wieczności zdołamy spędzić wspólnie bez większych konfliktów. - Mówiąc to ostatnie, wyciągnął on dłoń ku Vairesowi. Ciężko było powiedzieć, czy był to akt ignorancji, pewności siebie, czy też bezpodstawnego zaufania.
Awatar użytkownika
Vaires
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Łowca Dusz
Profesje: Łowca , Nauczyciel , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Vaires »

Pojawienie się anielicy zaskoczyło Vairesa. Wystarczył już jeden niebianin, którego musiał znosić! A to na dodatek była kobieta.

- Prasmok chyba mnie nienawidzi – prychnął łowca dusz, jednakże w momencie, gdy Bes otrzymał obrażenie, kąciki jego ust nieco się uniosły – Huh, może jednak się myliłem.

Piekielny nieraz słyszał o sługach Pana, które w ramach buntu stają po stronie Piekła. Nawet kilka razy widział tych tak zwanych upadłych. Może właśnie trafił na kogoś takiego? Kogoś, kto wreszcie uwolni go od tego przekleństwa i znów będzie mógł czynić niczym nieograniczone zło?
Jej słowa go zmieszały. Skoro wciąż była sługą niebios, dlaczego miała zniszczyć jego powiązanie z Besaleelem? Intrygowało to łowcę, ale nie zamierzał protestować. Oczami wyobraźni widział już wolność. Jego mroczne serce przepełniała radość i chciał wręcz krzyczeć ze szczęścia.
Zamierzał sprawić swojemu pierzastemu koledze widowiskowe ostatnie pożegnanie po ich rozdzieleniu. Jednakże nie miał nawet szansy powiedzieć nawet zwykłego „cześć” czy „żegnaj”. Został gdzieś przeteleportowany wbrew swojej woli. Jak zwykle.

Nowe miejsce nie zapowiadało się najlepiej. Dwa obce anioły i ołtarz. Piekielny oczekiwał, że jeszcze chwila i zostanie złożony w ofierze. Przepełniały go różne emocje, strach, który skutecznie ukrywał, wyraźna niepewność i w pewnym sensie ulga. Śmierć oznaczałaby również wolność od tych przeklętych niebian.
Niestety słowa anielicy szybko zniszczyły jego wizję upragnionego świętego spokoju. Wyglądało na to, że jedynie jego towarzysz miał się zmienić. Cudownie.

- A co z Besem? – spytał niby od niechcenia. Nie cierpiał tamtego idioty, ale przynajmniej wiedział, czego może się spodziewać, a ten blondasek tutaj? To chuchro z pewnością nie udźwignęłoby choćby połowy miecza. Na dodatek czym do licha miały być te oczy na skrzydłach? Wyjątkowo niekomfortowy…dodatek – Ciekawe czy jakbym dźgnął go w jedną z tych dziwacznych gał, to by go zabolało? Hm. – Rozważał Vaires, od początku wyszukując słabych punktów obcego niebianina.

Prychnął w odpowiedzi na słowa kobiety. Nie miał zamiaru z nią rozmawiać, ten dzień był wyjątkowo do dupy. Przepadło mu zlecenie za grube rueny, poza tym nie lubił niespodziewanych zmian. Szczególnie nie takich gdzie trafienie z deszczu pod rynnę było wysoce prawdopodobne.

- Miesiąc miodowy? Jeszcze czego. Walnięte, upierzone babsko – marudził piekielny pod nosem – Ta. Vaires. A ty to niby kto? I o co chodzi z tymi gałami? Masz jakieś kompleksy, że nadrabiasz tymi zdziwaczałymi patrzałkami? – syknął łowca dusz wyraźnie zdenerwowany na wspomnienie o wieczności na stałe związanej z tym…aniołowaym czymś, co śmiało wyciągnąć do niego dłoń. Oczywiście łowca dusz nie zamierzał radośnie odwdzięczyć się tym samym, zamiast tego złożył ręce na ramiona i nie ukrywał pogardy – Ustalmy to raz, a szybko. Nie zamierzam męczyć się z tobą przez wieki. Jeszcze znajdę sposób by odzyskać wolność, a ty ofermo przynajmniej nie będziesz mi przeszkadzać. Swoją drogą wisisz mi sporą garść ruenów. Przez wasze niebiańskie sprawunki straciłem całkiem niezłą robotę.

Gdy Vaires zdołał wyrzucić z siebie wszystko, a przynajmniej część tego, co mu na sercu leżało, rozejrzał się wokół. Dopiero teraz dotarło do niego, że są przy ołtarzu.

- Jak na istoty niebiańskie potraficie być wyjątkowo sadystyczni ze swoim poczuciem humoru – mruknął – Zacznijmy jednak od najważniejszego. Gdzie ja do cholery jestem i jak daleko od pieprzonego Uniwerytetu Tysiąca Kwiatów?
Awatar użytkownika
Vox
Zbłąkana Dusza
Posty: 4
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Inna , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Vox »

Vaires nie był wyjątkiem od reguły, ale też nie wpadał w nudne uśrednienie tego, czym są piekielni. Ostre docinki, poczucie wyższości oraz agresywna postawa sugerowały wiele rzeczy, a był to ledwie skrawek obserwacji Vox'a, który to z każdym kolejnym czynem i słowem piekielnego tworzył coraz to mocniejszy obraz tego, kim był łowca dusz.

Anioł został wtajemniczony w znaną niebiosom historię tego, jak Besaleel zniewolił Vairesa, ale najwyraźniej w informacjach tych brakowało najnowszej historii, samo to bowiem nie tłumaczyło zapytania o to, jaki będzie los jego poprzedniego “partnera”. Był to potencjalny temat do przebadania, ale na to jeszcze nie był czas. W pierwszej kolejności Vox musiał, poprzez proste interakcje, zbudować podstawowe teorie i założenia o psychice Vairesa, co by móc dalej ukształtować swoje własne plany wobec niego.

Jak dotąd to, co zaobserwował, nie odbiegało od normy w porównaniu do nielicznych piekielnych, których miał okazję studiować. Łowca dusz, podobnie jak jego pobratymcy z czeluści piekielnych, zdawał się przejawiać łatwy do rozjuszenia temperament, połączony z poczuciem wyższości oraz deficytem empatii. Teoria Vox'a o tym, jakoby istoty piekielne były od momentu stworzenia psychopatami, zyskała kolejne dowody na swoją poprawność, choć wciąż pozostawało pytanie, czy był to celowy zamysł Czarnego Pana, czy też raczej efekt uboczny nieobecności jednostki ojcowskiej w życiu. Nie ciężko było bowiem zauważyć, że mimo swojego niebiologicznego początku na tym świecie, istoty takie jak łowcy dusz były w stanie przejawiać standardowy dla istot myślących zakres emocji, a co za tym idzie, są prawdopodobnie podatni na te same problemy mentalne co inni.

Nie chcąc zabłądzić w teoriach opartych na nieadekwatnej ilości danych, Vox powrócił umysłem do rzeczywistości, akurat w momencie kiedy to piekielny skończył swój pseudomonolog, który niebianin nie przerwał, zamiast tego wpatrując się wszystkimi swoimi oczami w łowce dusz. Pod jego wzrokiem mogła przetrwać tylko prawda, więc nie ździwiło Vox'a to, iż piekielny jak dotąd nie skłamał ani razu, zamiast tego będąc szczerym do bólu.

- Odpowiadając po kolei, jestem Vox Bast’aard, twój nowy… towarzysz? Partner? Czy masz jakieś słowo na to co nasz łączy, czy jest ci to obojętne? - Stwierdził Vox z uśmiechem, a oczy na jego skrzydłach mrugnęły w tym samym czasie, próbując uzyskać od niego jakąkolwiek reakcję, którą mógłby przeanalizować. Był przede wszystkim ciekaw, czy piekielny stojący przed nim faktycznie nie obawiał się niczego, czy też po prostu miał nadzwyczaj solidną maskę, za którą krył faktycznie uczucia. - Zostałem obdarzony przez najwyższego spojrzeniem, które w poszukiwaniu prawdy przeszyje każde kłamstwo i zbada najmniejszy szczegół.

Uśmiech, którym obdarzył Vairesa, był wzorowany na tym, którym obdarzyła go wcześniej nieobecna już anielica, na tyle zniekształcony, by wzbudzić niepokój w niepewnych i pełnych obaw umysłach.

- Jeżeli faktycznie chcesz w ten sposób spędzić swój wolny czas, nie będę ci tego zabraniał. Wiedz jednak, że jeszcze nigdy nie zawiodłem Najwyższego podczas wykonywania swoich obowiązków, więc nie myśl sobie, że wyłożę się przed tobą i będę drżał ze strachu.

Vox otworzył usta, szczerząc swoje zęby tak, jak robiłoby to zwierzę grożące innemu osobnikowi. Był to oczywiście celowy zabieg, mający zbadać reakcję łowcy dusz na agresję. To, że przy okazji drążył temat “sadystycznego poczucia humoru”, o którym napomknął Vaires, było bardzo przyjemnym efektem ubocznym.

Po chwili spędzonej na zaobserwowaniu reakcji piekielnego, oczy Vox’a obecne na jego skrzydłach zamknęły się, a skrzydła złożyły się, aż w końcu były niemalże w pełni schowane za sylwetką anioła. Jego trzecie oko, to zabarwione przez łączącą ich magię, wciąż było obecne, lecz ruszało się w zgodzie ze standardową parą oczu Vox’a, który to zaczął powolnymi krokami kierować się w stronę wyjścia ze świątyni.

- Straciłeś zarobek, powiadasz? Jeżeli dobra materialne ci potrzebne, jestem pewien, że zdołamy coś kupić na mój koszt, choć jesteśmy w Nemerii, czy też ruinach tejże, więc nie wiem, czy lokali handlarze będą dobrze zaopatrzeni. - Po tych słowach Vox zatrzymał się i odwrócił głowę w stronę Vairesa. - Chyba że sam fakt utraty zarobku jest problemem? Jeżeli tak, to nie mam dobrych wieści. Jesteśmy w Środkowej Alaranii, a moja ograniczona wiedza podpowiada mi, że uniwersytet, o którym wspominasz, jest praktycznie na drugim końcu świata. - Vox luźnym ruchem ręki wskazał generalny kierunek, w którym to ów miejsce się znajdowało. - Zamiast tego, co ty na to, abyś opowiedział mi o tym, co do tej pory robiłeś? Może znajdziemy zarobek tutaj, albo gdzieś w okolicy? Kto wie, może będzie to o wiele korzystniejsza oferta od tego, czym się zajmowałeś przed naszym… spotkaniem?
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości