Opuszczone Królestwo[Ulice Nemerii] Coś mi tu śmierdzi i to nie żywe trupy!

Na równinie rozciągającej się od Mglistych Bagien aż po Pustynie Nanher znajduje się Opuszczone Królestwo, które kiedyś przeżyło Wielką Wojnę. Niestety niewiele zostało z ogromnych zamków i posiadłości tam położonych. Wojna pochłonęła większość ośrodków ludzkich. Dziś znajduje się tam tylko kilka ludzkich siedzib, odciętych od innych miast.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Vox
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 6 miesiące temu
Rasa: Anioł Światła
Profesje: Inna , Uzdrowiciel
Kontakt:

[Ulice Nemerii] Coś mi tu śmierdzi i to nie żywe trupy!

Post autor: Vox »

Ruiny Nemerii były przede wszystkim właśnie tym - ruinami. Większość tutejszych nieumarłych nie czuła ani chęci, ani potrzeby, aby przywrócić temu miasto jego dawny blask. To samo tyczyło się oczywiście wszelkiego rodzaju obiektów religijnych, które istotom obecnym w nieżyciu były niemalże niepotrzebne. Jakież więc było zdziwienie Vox’a, kiedy świątynia, do której miał się udać, a do której zaprowadził go jeden z tutejszych liszy, okazała się niemal nienaruszona, niczym uwięziona w czasach sprzed upadku.

- Fascynujące… - Odezwał się niebianin, odwracając głowę w stronę przedwiecznej istoty stojącej obok niego. - Ktoś o nią dba? Ze względów sentymentalnych? A może z nieco bardziej powierzchownego powodu? - Mówiąc to, przewrócił kartki swojej księgi, w której to notował kolejne zapiski, odkąd tylko zdołał przybyć w te okolice. Ci nieumarli, którzy nie unikali go i byli gotowi z nim porozmawiać, byli bezdenną studnią, w której Vox mógłby utonąć i nigdy nie wypłynąć. Niestety, czas był skończony, a niebianin miał zobowiązania, które nie mogły poczekać, w przeciwieństwie do nieżywych, do których mógł wrócić jak nie jutro, to za kilkaset lat.

Lisz obok niego, ubrany w proste, poszarpane przez czas szaty, wzruszył ramionami, choć jego trupie ciało sprawiło, iż łatwo było pomylić ów gest z pośmiertnymi drgawkami czy innym zjawiskiem, o które można by było oskarżyć nieżywą istotę. Nie był on dobrym towarzyszem rozmowy, ale jego różne gesty pozwalały utrzymać konwersację, jakkolwiek jednostronna by ona nie była. Nie chcąc marnować więcej czasu, a może, aby jak najszybciej odejść od niebiańskiej istoty, lisz podniósł skostniałą dłoń przed siebie i luźnym ruchem ręki wskazał on na drzwi budynku, po czym natychmiast udał się w swoją własną stronę.

- Dziękuję za wskazanie drogi, niech ci ziemia lekką będzie. - Vox pożegnał się z liszem, a nieumarły wzdrygnął się, jakby bojąc się, że słowa te niosą ze sobą niebiańską magię, lecz gdy nie stanął w świętym ogniu, przyśpieszył on kroku i zniknął w jedną z ciemnych uliczek. A skoro o ciemności mowa, niebianin spojrzał ku górze. Słońce może i jeszcze nie zachodziło, ale było na tyle nisko, by spowić w mroku większość uliczek Nemerii, które to otoczone były przez wysokie budynki i pozostałości murów. To oznaczało, iż chwile, w której to Vox zostanie złączony z istotą piekielną, nadchodziła wielkimi krokami.

Drzwi świątyni otworzyły się z tą samą łatwością, jaką oferowały pierwszego dnia swojej warty na progu sanktuarium Najwyższego pana. Wnętrze, choć skromne w złocenia i kosztowności, przepełnione było obrazami i ikonografiką wyrytą w murach i filarach tego miejsca. Liczne ławki wciąż były ozdobione blaskiem świec, które paliły się na żeliwnych żyrandolach, a ołtarz, przy którym miał rozpocząć się nowy rozdział życia Voxa, zdawał się nietknięty czy to przez ząb czasu, czy dłonie śmiertelników. Z delikatnym uśmiechem na twarzy, Vox pozwolił, aby jego skrzydła się zmaterializowały, a ich powierzchnie pokryły liczne oczy, dzięki którym mógł wypalić sobie w pamięci każdy, choćby najmniejszy szczegół zarówno tego miejsca, jak i tego co wkrótce miało się zdarzyć.

Gdy był już przed ołtarzem, wpatrzony w symboliczny posąg za nim skryty, poczuł on ciężar na swej duszy, który to uczepił się go w nagły, nieco nieprzyjemny sposób, jakby ktoś postanowił na jego istnienie wysypać rozżarzone węgle, które swym ciepłem oparzyły go permanentnie, a dym z nich pochodzący zamglił go momentalnie. W tym samym momencie, nim ów ból przerodził się w agonię, u jego boku pojawił się piekielny, łowca dusz dokładniej to ujmując. To musiał być Vaires, sądząc po krwiście czerwonej aureoli oraz tym, że w miejscu trzymała go uświęcona strzała wbita w jego ramię. Tymczasem po drugiej stronie ołtarza, w miejscu, gdzie stałby zazwyczaj kapłan, zjawiła się anielica, Mira, ta sama, która poinformowała Voxa o jego nowej misji, a która to obecnie uśmiechała się w stronę Voxa niczym kot, co zjadł kanarka i upił się mlekiem.

- Więc. - Odezwała się niebianka, klaskając w dłonie i zwracając na siebie uwagę zarówno Voxa, jak i Vairesa. Następnie odwróciła głowę w stronę piekielnego. - Niebo wie o tobie, więc jedyne co chroni cię przed absolutnym zniszczeniem, to fakt, iż twoja obecna sytuacja i potencjalny z niej zysk jest większy, niż zło, jakie możesz wyrządzić pod całodobowym nadzorem anioła. - Uśmiech Miry stał się momentalnie iście sadystyczny, gdy przemówiła kolejne zdanie. - Oczywiście zachęcam cię do tego, byś przekonał nas o tym, jak bardzo w błędzie jesteśmy.

Następnie, jak niby nigdy nic odwróciła się w stronę Voxa, wracając przy tym do mniej przerażliwego uśmiechu.

- Tobie już wszystko wytłumaczyłam, więc nie będę mówić dwa razy.

Następnie klasnęła ponownie, ale tym razem sprawiło to, iż strzała w ramieniu Vairesa przeobraziła się w niegroźne światło i zniknęła, pozostawiając otwartą, lecz niegroźną w dłuższym terminie ranę.

- To tyle z mojej strony, miłego miesiąca miodowego! - Z tymi słowami anielica została objęta snopem światła, a chwilę później nie pozostał po niej ani ślad, nie licząc wiszącej w powietrzu niebiańskiej magii.

Vox, wciąż dumnie prezentujący swoje skrzydła, obrócił się przodem do Vairesa. Wszystkie jego oczy momentalnie zaczęły wbijać się w łowcę dusz, który natychmiast poczuł, że nie tylko jego ciało, ale i wszystko, czym jest, było obserwowane. Trzecie oko Voxa, które na chwilę obecną miało ten sam krwisty kolor co oko Vairesa, patrzyło w jego twarz, w czasie gdy liczne gałki oczne zamanifestowane na skrzydłach niebianina zdawały się analizować go, wędrując po jego ciele i ubraniach, jakby poznawały przez to każdy jego sekret.

- Vaires, zgadza się? - Vox powiedział, na chwilę zamykając swoją księgę i rzucając swoje pióro, którym to pisał, w bok. - Miło mi cię poznać, nawet wobec okoliczności wynikających z konieczności naszego spotkania. Mam nadzieję, że resztę wieczności zdołamy spędzić wspólnie bez większych konfliktów. - Mówiąc to ostatnie, wyciągnął on dłoń ku Vairesowi. Ciężko było powiedzieć, czy był to akt ignorancji, pewności siebie, czy też bezpodstawnego zaufania.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opuszczone Królestwo”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość