Las Driad ⇒ Niezrozumiani, ale i tak chcą pomagać
- Ascal
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec , Inna
- Kontakt:
Wróżka uśmiechnęła się, gdy fellarianka powiedziała, że ta ma bardzo ładne skrzydła. Sama na pewno to wiedziała, jednak nie oznaczało to, że nie była zadowolona, gdy słyszała takie słowa z ust nieznajomych.
– Niedaleko rośnie drzewo, na którym mieszkamy. Ja i kilka innych wróżek. Daleko temu do królestwa wróżek. Chochliki wolą mieszkać przy korzeniach drzew albo w takich drzewach, które są martwe – odpowiedziała jej Alyia. Była córką Matki Natury, widać było, że niezbyt dobrze mówi jej się o martwych drzewach. Nawet wzdrygnęła się w momencie, w którym o tym wspomniała.
– Zaprowadzę was – odparł i, jakby nigdy nic, usiadła na ramieniu Ascala. Ten spojrzał na nią, mrużąc oczy, ale nie powiedział niczego. Właściwie nie czuł nawet jej ciężaru w tamtym miejscu, więc równie dobrze może sobie tam zostać, aż nie dotrą tam, gdzie chciała ich zaprowadzić.
- Ruszajmy! – krzyknęła tylko i małą dłonią wskazała kierunek, w którym mają iść. Nie pomyślała tylko, że ona – będąc małą – łatwiej przemieszczała się w lesie, przelatując między krzewami i mniejszymi drzewami. Oni byli więksi, dlatego musieli albo przez nie przechodzić, albo szukać drogi prowadzącej obok. A przez to cała wędrówka, choć nie była długa, zajęła więcej niż powinna.
– Jesteśmy – powiedziała tuż po tym, jak zakomunikowała, że muszą się zatrzymać. Ascal i Aurea stali przed… zwyczajnym drzewem. Nic go nie wyróżniało od innych, które rosły w okolicy czy w ogóle w całym lesie. W czasie, w którym elf przyglądał się jego pniu i kornie, Alyia zeskoczyła z jego ramienia i pomachała skrzydłami, aby znaleźć się wyżej. Wzleciała w ten sposób w najwyższe jego partie i zniknęła im z oczu.
– Wiem, że byłoby to dziwne, ale nie jestem pewien, czy jesteśmy w odpowiednim miejscu – odparł cicho. Wróżki nie było już dłuższą chwilę, a patrząc na to, jakie z reguły były wróżki, raczej nie zdecydują się na to, żeby mu nie pomóc. Z drugiej strony, to, że tyle to zajmuje zaczęło być niepokojące. Gdy tylko o tym pomyślał, z korony drzewa najpierw wyleciała Alyia, a tuż za nią cztery inne wróżki – blondynka z białymi skrzydłami, które przypominały te widoczne u ważek, to samo tyczyło się brunetki lecącej obok niej, choć skrzydła tej były przezroczyste, a koloru nabierały dopiero ich końcówki, które były czerwone, kolejna również miała włosy w kolorze brązu, jednak jej skrzydła przypominały te u motyli i były błękitne, kończąc się czernią naznaczoną białymi kropkami, ostatnia z tej czwórki miała włosy w kolorze czerni, a jej skrzydła pokryte były czarnymi i pomarańczowymi paskami. Wszystkie leciały tuż za Alyią, dlatego to ona jako pierwsza dotarła do niego i Aurei.
– Tyle nas powinno wystarczyć. Reszta ma inne zadania – odparła wróżka. Podleciała też nieco bliżej Aurei.
– Ty też będziesz takie miała. Możliwe, że chochliki będą chciały przerwać rytuał, żeby Ascal cierpiał dłużej. Nie możemy do tego dopuścić, dlatego będziesz musiała obserwować okolicę i odstraszyć je, jeżeli jakieś się zjawią – powiedziała do niej. Pomoc jej zwierzęcych towarzyszy na pewno też będzie przydatna.
– A ty usiądź. Tutaj – podleciała do miejsca, w którym chciała, żeby usiadł elf. Podszedł tam, lecz zamiast usiąść, on upadł. Jak ktoś nagle uderzony obuchem na tyle mocno, że osoba ta po prostu straciła przytomność.
– Rytuał trochę potrwa, a magia, którą przywołamy, bezpośrednio wpłynie w jego ciało, co może być bolesne i to nawet, jeśli jest to dobra magia. Może lepiej, że ta klątwa objawiła się teraz – odparła wróżka. Przyglądała się nieprzytomnemu elfowi, pozostałe zresztą też. Zaczęły nawet latać wokół niego, jakby chciały obejrzeć go z każdej strony. Przy okazji każda z nich sypała też jakimś proszkiem o białej barwie, który ostatecznie ułożył się kręgiem wokół śpiącego Ascala. W końcu zatrzymały się, a gdyby połączyć ze sobą liniami miejsca, w którym utrzymywały się w powietrzu, powstałaby pięcioramienna gwiazda. Rytuał rozpoczął się inkantacją ustną, choć bardziej brzmiało to jak pięć osób nucących jednocześnie ten sam utwór, jednak zsynchronizowanych ze sobą tak dobrze, że brzmiało to jak jedność. Wznowiły też ruch, dołączając do inkantacji ruchy i gest. To tym razem w pewnym stopniu przypominało taniec – zawsze zatrzymywały się na miejscu poprzedniej wróżki, aż w końcu wszystkie ponownie nie znalazły się z powrotem na swoim miejscu.
Nikt nie wiedział jednak, że całe to zajście było obserwowane przez jeszcze jedną istotę. Taką o niebieskiej skórze i żółtych oczach, która, gdy tylko domyśliła się, co robią wróżki, schowała się i wyruszyła powiadomić o tym inne chochliki.
– Niedaleko rośnie drzewo, na którym mieszkamy. Ja i kilka innych wróżek. Daleko temu do królestwa wróżek. Chochliki wolą mieszkać przy korzeniach drzew albo w takich drzewach, które są martwe – odpowiedziała jej Alyia. Była córką Matki Natury, widać było, że niezbyt dobrze mówi jej się o martwych drzewach. Nawet wzdrygnęła się w momencie, w którym o tym wspomniała.
– Zaprowadzę was – odparł i, jakby nigdy nic, usiadła na ramieniu Ascala. Ten spojrzał na nią, mrużąc oczy, ale nie powiedział niczego. Właściwie nie czuł nawet jej ciężaru w tamtym miejscu, więc równie dobrze może sobie tam zostać, aż nie dotrą tam, gdzie chciała ich zaprowadzić.
- Ruszajmy! – krzyknęła tylko i małą dłonią wskazała kierunek, w którym mają iść. Nie pomyślała tylko, że ona – będąc małą – łatwiej przemieszczała się w lesie, przelatując między krzewami i mniejszymi drzewami. Oni byli więksi, dlatego musieli albo przez nie przechodzić, albo szukać drogi prowadzącej obok. A przez to cała wędrówka, choć nie była długa, zajęła więcej niż powinna.
– Jesteśmy – powiedziała tuż po tym, jak zakomunikowała, że muszą się zatrzymać. Ascal i Aurea stali przed… zwyczajnym drzewem. Nic go nie wyróżniało od innych, które rosły w okolicy czy w ogóle w całym lesie. W czasie, w którym elf przyglądał się jego pniu i kornie, Alyia zeskoczyła z jego ramienia i pomachała skrzydłami, aby znaleźć się wyżej. Wzleciała w ten sposób w najwyższe jego partie i zniknęła im z oczu.
– Wiem, że byłoby to dziwne, ale nie jestem pewien, czy jesteśmy w odpowiednim miejscu – odparł cicho. Wróżki nie było już dłuższą chwilę, a patrząc na to, jakie z reguły były wróżki, raczej nie zdecydują się na to, żeby mu nie pomóc. Z drugiej strony, to, że tyle to zajmuje zaczęło być niepokojące. Gdy tylko o tym pomyślał, z korony drzewa najpierw wyleciała Alyia, a tuż za nią cztery inne wróżki – blondynka z białymi skrzydłami, które przypominały te widoczne u ważek, to samo tyczyło się brunetki lecącej obok niej, choć skrzydła tej były przezroczyste, a koloru nabierały dopiero ich końcówki, które były czerwone, kolejna również miała włosy w kolorze brązu, jednak jej skrzydła przypominały te u motyli i były błękitne, kończąc się czernią naznaczoną białymi kropkami, ostatnia z tej czwórki miała włosy w kolorze czerni, a jej skrzydła pokryte były czarnymi i pomarańczowymi paskami. Wszystkie leciały tuż za Alyią, dlatego to ona jako pierwsza dotarła do niego i Aurei.
– Tyle nas powinno wystarczyć. Reszta ma inne zadania – odparła wróżka. Podleciała też nieco bliżej Aurei.
– Ty też będziesz takie miała. Możliwe, że chochliki będą chciały przerwać rytuał, żeby Ascal cierpiał dłużej. Nie możemy do tego dopuścić, dlatego będziesz musiała obserwować okolicę i odstraszyć je, jeżeli jakieś się zjawią – powiedziała do niej. Pomoc jej zwierzęcych towarzyszy na pewno też będzie przydatna.
– A ty usiądź. Tutaj – podleciała do miejsca, w którym chciała, żeby usiadł elf. Podszedł tam, lecz zamiast usiąść, on upadł. Jak ktoś nagle uderzony obuchem na tyle mocno, że osoba ta po prostu straciła przytomność.
– Rytuał trochę potrwa, a magia, którą przywołamy, bezpośrednio wpłynie w jego ciało, co może być bolesne i to nawet, jeśli jest to dobra magia. Może lepiej, że ta klątwa objawiła się teraz – odparła wróżka. Przyglądała się nieprzytomnemu elfowi, pozostałe zresztą też. Zaczęły nawet latać wokół niego, jakby chciały obejrzeć go z każdej strony. Przy okazji każda z nich sypała też jakimś proszkiem o białej barwie, który ostatecznie ułożył się kręgiem wokół śpiącego Ascala. W końcu zatrzymały się, a gdyby połączyć ze sobą liniami miejsca, w którym utrzymywały się w powietrzu, powstałaby pięcioramienna gwiazda. Rytuał rozpoczął się inkantacją ustną, choć bardziej brzmiało to jak pięć osób nucących jednocześnie ten sam utwór, jednak zsynchronizowanych ze sobą tak dobrze, że brzmiało to jak jedność. Wznowiły też ruch, dołączając do inkantacji ruchy i gest. To tym razem w pewnym stopniu przypominało taniec – zawsze zatrzymywały się na miejscu poprzedniej wróżki, aż w końcu wszystkie ponownie nie znalazły się z powrotem na swoim miejscu.
Nikt nie wiedział jednak, że całe to zajście było obserwowane przez jeszcze jedną istotę. Taką o niebieskiej skórze i żółtych oczach, która, gdy tylko domyśliła się, co robią wróżki, schowała się i wyruszyła powiadomić o tym inne chochliki.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 74
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Aurea była zaskoczona tym, jak miła była wróżka i jaka pomocna się okazała. Choć wewnętrznie fellarianka była nieco rozbawiona na widok drobnej naturianki siadającej na ramieniu elfa. Musieli być dla tak małej istotki prawdziwymi olbrzymami. Nic więc dziwnego, że w większości przypadków tego typu naturianie woleli pozostawać w ukryciu.
Droga, którą wytyczyła Alyia, choć momentami bardzo okrężna nie była długa ani trudna dla zdrowej osoby. Niestety nogi fellarianki postanowił, że to świetny moment na atak bólu. Gąszcz był zbyt duży, aby mogła lecieć, więc skorzystała z pomocy swojego podopiecznego. Zawsze był jej podporą i to dosłownie. Siedząc na jego grzebiecie, wciąż czuła lekki dyskomfort, próbowała o tym zapomnieć i poświęcić trochę uwagi mniejszemu kotkowi, który upodobał sobie jeżdżenie na tym większym.
Na końcu drogi stanęli przed drzewem, tak zwyczajnym, że aż idealnym na kryjówkę dla niewielkich wróżek. Fellarianka nigdy by nie pomyślała, że mogą tam siedzieć. Wyobrażała sobie raczej pokaźnej wielkości, stary dąb albo coś w tym rodzaju.
Miała ochotę polecieć za Alyią, ale postanowiła zostać wraz z Ascalem, nie chciała nastraszyć tamtych, poza tym, jak dłużej na tym pomyślała, to manewrowanie wśród gęstych gałęzi mogłoby być zbyt trudne lub w całkiem niemożliwe.
- Nie wyglądała, jakby miała nas oszukać. Może przekonywanie pozostałych wróżek do pomocy nie idzie jej najlepiej? – zasugerowała Ascalowi, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze wątpliwości w miarę upływu czasu.
Na ich szczęście, dosłownie kilka chwil po tej krótkiej wymianie zdań Alyia do nich wróciła, na dodatek nie była sama. Fellarianka nie mogła oderwać wzroku od pozostałych naturianek. Jakież one były śliczne. Poznawanie nowych ras zawsze było fascynujące dla ciemnoskórej, w końcu większość życia spędziła we wiosce niebędącej zbytnio otwartej na przejezdnych. Po raz kolejny więc pomyślała, że ta podróż to było najlepsze, co mogła zrobić. Momentalnie jednak w myślach zobaczyła wizję jej płonącego domu i wzdrygnęła się na tę myśl. Szybko skupiła swoją uwagę ponownie na nadlatujących wróżkach.
- Oh, oczywiście – odrzekła Aurea uradowana, że będzie w stanie jakoś pomóc – Myślę, że Bellum również chętnie pomoże – dodała, czochrając grzywę ziewające z nudów lwa.
Skrzydlata miała wrażenie, że rytuał zaczną w jakimś specjalnym miejscu, dlatego zdziwiło ją, gdy mniejsza naturianka nakazała spiczastouchemu tak po prostu usiąść gdzieś tutaj. Nie komentowała jednak tego w żaden sposób, sama przecież nie rozumiała najlepiej tych wszystkich rytuałów, a skoro była możliwość zrobienia tego praktycznie od ręki to nie zamierzała niczego opóźniać. Zwłaszcza że elf właśnie stracił przytomność.
- Ascal! – zawołała Aurea, która instynktownie zeskoczyła z Belluma i czym prędzej podeszła do swojego nowego kolegi. Chciała go jakoś ocucić.
Powstrzymały ją jednak słowa wróżki. Skinęła głową, dając znać, że rozumie, choć wewnętrznie ciężko było jej odpuścić próbę pomocy mężczyźnie. Odsunęła się parę kroków wstecz i pozwoliła działać mieszkankom lasu. Z zaciekawienie obserwowała cały rytuał. Całość przypominała taniec, przepiękny i magiczny, aż ciężko było oderwać wzrok.
Fellarianka prawie zapomniała o swojej roli, jednakże jej uwagę zwróciło zachowanie Węgielka, który przyczajony z podniesionym tyłem wyglądał, jakby miał na coś skoczyć. Aurea wiedziała, że może być to równie dobrze jedynie owad, ale wolała nie ryzykować. Rozłożyła skrzydła, prezentując całą ich rozpiętość i po części osłoniła nimi nieco elfa oraz wróżki. Węgielek tymczasem w najlepsze złapał jakiegoś przypadkowego motylka, fałszywy alarm.
Ciemnoskóra odetchnęła, jednakże dokładnie w tym momencie poczuła nieprzyjemne uczucie, podobne do uszczypnięcia. Ktoś wyrwał jej piórko z prawego skrzydła i zaczął szarpać za inne.
- Co jest?! – odwróciła się i z przerażeniem odkryła kilka fioletowych i niebieskich stworków, które ją obsiadły i zaczęły dokuczać, szarpiąc również za włosy. Dziewczyna próbowała je odgonić z całych sił, ale nie było łatwo. Bellum, choć chciał pomóc, również został zaatakowany i zaczął się miotać wokół, próbując zrzucić z siebie pasażerów na gapę.
Naturianka, choć była mocno poddenerwowana zachowaniem chochlików, nie chciała ich skrzywdzić. Zwykłe przepędzanie jednak nie dawało rady, więc postanowiła uciec się do magii. Zaczęła tworzyć drobne klatki przy pomocy magii istnienia. Pojawiały się one wokół każdego z tych stworków, uniemożliwiając im dalszy lot, przez co razem z klatką spadały na trawę. Zapewne poobijały się nieco przy tym, ale nic poza tym. W końcu wciąż miały siłę wykrzykiwać wulgaryzmy pod adresem pełnowymiarowych istot.
Droga, którą wytyczyła Alyia, choć momentami bardzo okrężna nie była długa ani trudna dla zdrowej osoby. Niestety nogi fellarianki postanowił, że to świetny moment na atak bólu. Gąszcz był zbyt duży, aby mogła lecieć, więc skorzystała z pomocy swojego podopiecznego. Zawsze był jej podporą i to dosłownie. Siedząc na jego grzebiecie, wciąż czuła lekki dyskomfort, próbowała o tym zapomnieć i poświęcić trochę uwagi mniejszemu kotkowi, który upodobał sobie jeżdżenie na tym większym.
Na końcu drogi stanęli przed drzewem, tak zwyczajnym, że aż idealnym na kryjówkę dla niewielkich wróżek. Fellarianka nigdy by nie pomyślała, że mogą tam siedzieć. Wyobrażała sobie raczej pokaźnej wielkości, stary dąb albo coś w tym rodzaju.
Miała ochotę polecieć za Alyią, ale postanowiła zostać wraz z Ascalem, nie chciała nastraszyć tamtych, poza tym, jak dłużej na tym pomyślała, to manewrowanie wśród gęstych gałęzi mogłoby być zbyt trudne lub w całkiem niemożliwe.
- Nie wyglądała, jakby miała nas oszukać. Może przekonywanie pozostałych wróżek do pomocy nie idzie jej najlepiej? – zasugerowała Ascalowi, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze wątpliwości w miarę upływu czasu.
Na ich szczęście, dosłownie kilka chwil po tej krótkiej wymianie zdań Alyia do nich wróciła, na dodatek nie była sama. Fellarianka nie mogła oderwać wzroku od pozostałych naturianek. Jakież one były śliczne. Poznawanie nowych ras zawsze było fascynujące dla ciemnoskórej, w końcu większość życia spędziła we wiosce niebędącej zbytnio otwartej na przejezdnych. Po raz kolejny więc pomyślała, że ta podróż to było najlepsze, co mogła zrobić. Momentalnie jednak w myślach zobaczyła wizję jej płonącego domu i wzdrygnęła się na tę myśl. Szybko skupiła swoją uwagę ponownie na nadlatujących wróżkach.
- Oh, oczywiście – odrzekła Aurea uradowana, że będzie w stanie jakoś pomóc – Myślę, że Bellum również chętnie pomoże – dodała, czochrając grzywę ziewające z nudów lwa.
Skrzydlata miała wrażenie, że rytuał zaczną w jakimś specjalnym miejscu, dlatego zdziwiło ją, gdy mniejsza naturianka nakazała spiczastouchemu tak po prostu usiąść gdzieś tutaj. Nie komentowała jednak tego w żaden sposób, sama przecież nie rozumiała najlepiej tych wszystkich rytuałów, a skoro była możliwość zrobienia tego praktycznie od ręki to nie zamierzała niczego opóźniać. Zwłaszcza że elf właśnie stracił przytomność.
- Ascal! – zawołała Aurea, która instynktownie zeskoczyła z Belluma i czym prędzej podeszła do swojego nowego kolegi. Chciała go jakoś ocucić.
Powstrzymały ją jednak słowa wróżki. Skinęła głową, dając znać, że rozumie, choć wewnętrznie ciężko było jej odpuścić próbę pomocy mężczyźnie. Odsunęła się parę kroków wstecz i pozwoliła działać mieszkankom lasu. Z zaciekawienie obserwowała cały rytuał. Całość przypominała taniec, przepiękny i magiczny, aż ciężko było oderwać wzrok.
Fellarianka prawie zapomniała o swojej roli, jednakże jej uwagę zwróciło zachowanie Węgielka, który przyczajony z podniesionym tyłem wyglądał, jakby miał na coś skoczyć. Aurea wiedziała, że może być to równie dobrze jedynie owad, ale wolała nie ryzykować. Rozłożyła skrzydła, prezentując całą ich rozpiętość i po części osłoniła nimi nieco elfa oraz wróżki. Węgielek tymczasem w najlepsze złapał jakiegoś przypadkowego motylka, fałszywy alarm.
Ciemnoskóra odetchnęła, jednakże dokładnie w tym momencie poczuła nieprzyjemne uczucie, podobne do uszczypnięcia. Ktoś wyrwał jej piórko z prawego skrzydła i zaczął szarpać za inne.
- Co jest?! – odwróciła się i z przerażeniem odkryła kilka fioletowych i niebieskich stworków, które ją obsiadły i zaczęły dokuczać, szarpiąc również za włosy. Dziewczyna próbowała je odgonić z całych sił, ale nie było łatwo. Bellum, choć chciał pomóc, również został zaatakowany i zaczął się miotać wokół, próbując zrzucić z siebie pasażerów na gapę.
Naturianka, choć była mocno poddenerwowana zachowaniem chochlików, nie chciała ich skrzywdzić. Zwykłe przepędzanie jednak nie dawało rady, więc postanowiła uciec się do magii. Zaczęła tworzyć drobne klatki przy pomocy magii istnienia. Pojawiały się one wokół każdego z tych stworków, uniemożliwiając im dalszy lot, przez co razem z klatką spadały na trawę. Zapewne poobijały się nieco przy tym, ale nic poza tym. W końcu wciąż miały siłę wykrzykiwać wulgaryzmy pod adresem pełnowymiarowych istot.
- Ascal
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec , Inna
- Kontakt:
Odzyskał przytomność tylko na chwilę i to tylko po to, żeby zobaczyć krążące wokół niego wróżki. Prawdopodobnie zauważył też podobnej do nich wielkości fioletowe stworzenie, które nagle znalazło się w klatce i – już będąc w środku – razem z nią spada prosto na ziemię. Później, mimo walki z tym, jego oczy zamknęły się znowu. Jakoś nie czuł tego, na co reagowało jego ciało. Czuł magię wlewającą się w nie, czuł też wynikający z tego ból, ale wydawało się to tak odległe, że właściwie niedostrzegalne. Może było to też działanie klątwy nałożonej na niego przez chochliki? W końcu, bodźce, nawet te odpowiedzialne za ból, mogłyby sprawić, że nagle obudziłby się ze stanu, w który mógł zostać wprowadzony przez to, co zostawiły mu te przeciwieństwa wróżek. A tak, gdy to wszystko było tak daleko, nie sprawiało, że się budził, bo Ascal zwyczajnie mógł to ignorować. Tak, jak robił to teraz.
W tym samym czasie, wróżki nie przerywały rytuału. Gdy zjawiły się chochliki, nie przejmowały się ich obecnością i tym, że mogą one chcieć i próbować to przerwać. Nie dość, że była tu Aurea i jej zwierzaki, to w obronie wróżek i Ascala dołączyły do niej kolejne trzy wróżki. Te nie były ubrane w zwiewne szaty lub sukienki, miały na sobie grube i przylegające do skóry coś, co można by było nazwać zbrojami, które stworzone zostały z ciasno splecionych ze sobą włókien. Jedna miała na rękach wielkie rękawice – bez żadnych niebezpiecznych dodatków – choć na pewno wiedziała, jak nimi uderzyć, żeby zabolało. Druga miała buławę wykonaną z drewna, a trzecia pozostała w tyle, gdy tamte zaczęły atakować chochliki wręcz. Widać było, że nie chciały ich zabijać, jedynie je obić i pokazać im, że łatwo nie przyjdzie im zrobić tego, co chciały. Ostatnia wróżka, ta, która została z tyłu, zaczęła używać magii – najpierw pokryła magiczną zbroją ciała walczących wróżek, a później zaczęła ciskać pociskami energii magicznej. Gdy taki uderzył w chochlika, od razu powodował, że tamten sparaliżowany zatrzymywał się nagle i upadał. Naturianki radziły sobie i tyczyło się to obu grup – tej, która walczyła ze swoimi złymi i psotnymi przeciwieństwami, jak i te, która odprawiała rytuał wokół elfa.
Z czasem chochlicze natarcie słabło, aż w końcu pokonane, fioletowe stworki dostrzegły, że nie dostaną się do celu; że nie uda im się przebić przez tych, którzy chronią małe naturianki. Zresztą, nie mieli też zbytnio innego wyboru, bo te zajmujące się zdjęciem klątwy, zaczęły zwalniać swój taniec i kończyć inkantacje słowne, aby na koniec zatrzymać się w końcu. Stały tak jeszcze przez chwilę i uważnie przyglądały się – nadal nieprzytomnemu – Ascalowi.
– Gotowe – rzuciła Alyia.
– Niebawem powinien się obudzić – dodała jeszcze. Pozostałe odleciały już, z powrotem w korony drzewa, w których szybko zniknęły. Z nimi została tylko ta, która ich tu przyprowadziła. Chyba miała zamiar czekać na to, aż jej słowa spełnią się i elf rzeczywiście odzyska przytomność.
I tak się stało.
Minęło dobrych kilka minut, zanim Ascal zaczął się poruszać, ale się obudził. Powoli usiadł i otworzył oczy, ale od razu zamknął je, gdy tylko dotarło do nich światło słoneczne.
– Powinnam była cię ostrzec, gdy tylko zacząłem się ruszać – powiedziała do niego wróżka.
– A jak już światłowstręt mamy za sobą, to nie próbuj wstać. Przynajmniej przez kilka minut. I w tym czasie stopniowo otwieraj oczy – poinformowała go naturianka. Zresztą, on sam był lekarzem, domyśliłby się, czego nie powinien robić… ale i tak miło z jej strony, że mu to powiedziała. Dlatego pozostał w pozycji siedzącej.
– Chcecie, żebym pozbył się chochlików? – zapytał bezpośrednio. Nadal miał zamknięte oczy. Chciał najpierw poczekać, aż nie będzie czuł tego chwilowego bólu głowy.
– Nie, nie. Z reguły nie przeszkadzamy sobie wzajemnie i się omijamy. Nie jesteś pierwszą osobą, która zwróciła się do nas o pomoc w poradzeniu sobie z czymś, co jej zrobili. Tak otwarcie atakują nas jedynie w takich sytuacjach, jak ta. Gdy już zdecydujemy się pomóc – odpowiedziała od razu. Ascal pokiwał tylko głową.
– Bo… chcesz się nam odwdzięczyć, tak? – tym razem to ona zadała pytanie, a elf w odpowiedzi zrobił to samo, co wcześniej. Ponownie pokiwał głową.
– W okolicy mieszka mężczyzna, który uciekł od cywilizacji i zbudował sobie chatę w środku lasu. Nie przeszkadzał nam, czasem przychodził tu, żeby z nami porozmawiać, jak już zobaczył, że tu żyjemy. Wszystko było w porządku, do czasu, aż nie spodobała mu się jedna z nas. Kilka dni temu porwał naszą siostrę, przetrzymuje ją w klatce i jej pilnuje tak, żebyśmy nie mogły jej uratować. Powiedział, że się w niej zakochał i uczyni ją swoją żoną – wyjawiła im wróżka. Westchnęła też na sam koniec, w wyrazie bezsilności, a także posmutniała nieco.
– Raz widziałam też, jak z jego chaty wylatywał chochlik. Może jakoś namówiły go do tego albo też padł ofiarą ich klątwy – dodała jeszcze, choć nie brzmiała, jakby była co do tego przekonana. Nie w pełni przynajmniej.
– Możesz… Możecie uwolnić naszą siostrę? – zapytała w końcu. W jej oczach było widać prośbę. I coś jeszcze. Nadzieję. Nadzieję na to, że nie tylko się na to zgodzą, lecz też na to, że plan się powiedzie.
– Pewnie. Jestem wam to winien – odpowiedź elfa przyszła od razu. Nie musiał nawet się nad nią zastanawiać. Wróżki mogły nie traktować tego jako długu, jednak on właśnie tak to widział. A nie był osobą, która nie spłaca swoich długów. Otworzył też oczy, lekko, i spojrzał na Alyię. Był pewny siebie i tego, że chce to zrobić. Wypowiedział się też tylko za siebie. Nie miał zamiaru prosić Aurei o to, aby postąpiła podobnie. Mógł w końcu zrobić to sam, jeśli ona chciałaby zostać z wróżkami albo coś. Pomogły jemu. Jej nie musiały.
W tym samym czasie, wróżki nie przerywały rytuału. Gdy zjawiły się chochliki, nie przejmowały się ich obecnością i tym, że mogą one chcieć i próbować to przerwać. Nie dość, że była tu Aurea i jej zwierzaki, to w obronie wróżek i Ascala dołączyły do niej kolejne trzy wróżki. Te nie były ubrane w zwiewne szaty lub sukienki, miały na sobie grube i przylegające do skóry coś, co można by było nazwać zbrojami, które stworzone zostały z ciasno splecionych ze sobą włókien. Jedna miała na rękach wielkie rękawice – bez żadnych niebezpiecznych dodatków – choć na pewno wiedziała, jak nimi uderzyć, żeby zabolało. Druga miała buławę wykonaną z drewna, a trzecia pozostała w tyle, gdy tamte zaczęły atakować chochliki wręcz. Widać było, że nie chciały ich zabijać, jedynie je obić i pokazać im, że łatwo nie przyjdzie im zrobić tego, co chciały. Ostatnia wróżka, ta, która została z tyłu, zaczęła używać magii – najpierw pokryła magiczną zbroją ciała walczących wróżek, a później zaczęła ciskać pociskami energii magicznej. Gdy taki uderzył w chochlika, od razu powodował, że tamten sparaliżowany zatrzymywał się nagle i upadał. Naturianki radziły sobie i tyczyło się to obu grup – tej, która walczyła ze swoimi złymi i psotnymi przeciwieństwami, jak i te, która odprawiała rytuał wokół elfa.
Z czasem chochlicze natarcie słabło, aż w końcu pokonane, fioletowe stworki dostrzegły, że nie dostaną się do celu; że nie uda im się przebić przez tych, którzy chronią małe naturianki. Zresztą, nie mieli też zbytnio innego wyboru, bo te zajmujące się zdjęciem klątwy, zaczęły zwalniać swój taniec i kończyć inkantacje słowne, aby na koniec zatrzymać się w końcu. Stały tak jeszcze przez chwilę i uważnie przyglądały się – nadal nieprzytomnemu – Ascalowi.
– Gotowe – rzuciła Alyia.
– Niebawem powinien się obudzić – dodała jeszcze. Pozostałe odleciały już, z powrotem w korony drzewa, w których szybko zniknęły. Z nimi została tylko ta, która ich tu przyprowadziła. Chyba miała zamiar czekać na to, aż jej słowa spełnią się i elf rzeczywiście odzyska przytomność.
I tak się stało.
Minęło dobrych kilka minut, zanim Ascal zaczął się poruszać, ale się obudził. Powoli usiadł i otworzył oczy, ale od razu zamknął je, gdy tylko dotarło do nich światło słoneczne.
– Powinnam była cię ostrzec, gdy tylko zacząłem się ruszać – powiedziała do niego wróżka.
– A jak już światłowstręt mamy za sobą, to nie próbuj wstać. Przynajmniej przez kilka minut. I w tym czasie stopniowo otwieraj oczy – poinformowała go naturianka. Zresztą, on sam był lekarzem, domyśliłby się, czego nie powinien robić… ale i tak miło z jej strony, że mu to powiedziała. Dlatego pozostał w pozycji siedzącej.
– Chcecie, żebym pozbył się chochlików? – zapytał bezpośrednio. Nadal miał zamknięte oczy. Chciał najpierw poczekać, aż nie będzie czuł tego chwilowego bólu głowy.
– Nie, nie. Z reguły nie przeszkadzamy sobie wzajemnie i się omijamy. Nie jesteś pierwszą osobą, która zwróciła się do nas o pomoc w poradzeniu sobie z czymś, co jej zrobili. Tak otwarcie atakują nas jedynie w takich sytuacjach, jak ta. Gdy już zdecydujemy się pomóc – odpowiedziała od razu. Ascal pokiwał tylko głową.
– Bo… chcesz się nam odwdzięczyć, tak? – tym razem to ona zadała pytanie, a elf w odpowiedzi zrobił to samo, co wcześniej. Ponownie pokiwał głową.
– W okolicy mieszka mężczyzna, który uciekł od cywilizacji i zbudował sobie chatę w środku lasu. Nie przeszkadzał nam, czasem przychodził tu, żeby z nami porozmawiać, jak już zobaczył, że tu żyjemy. Wszystko było w porządku, do czasu, aż nie spodobała mu się jedna z nas. Kilka dni temu porwał naszą siostrę, przetrzymuje ją w klatce i jej pilnuje tak, żebyśmy nie mogły jej uratować. Powiedział, że się w niej zakochał i uczyni ją swoją żoną – wyjawiła im wróżka. Westchnęła też na sam koniec, w wyrazie bezsilności, a także posmutniała nieco.
– Raz widziałam też, jak z jego chaty wylatywał chochlik. Może jakoś namówiły go do tego albo też padł ofiarą ich klątwy – dodała jeszcze, choć nie brzmiała, jakby była co do tego przekonana. Nie w pełni przynajmniej.
– Możesz… Możecie uwolnić naszą siostrę? – zapytała w końcu. W jej oczach było widać prośbę. I coś jeszcze. Nadzieję. Nadzieję na to, że nie tylko się na to zgodzą, lecz też na to, że plan się powiedzie.
– Pewnie. Jestem wam to winien – odpowiedź elfa przyszła od razu. Nie musiał nawet się nad nią zastanawiać. Wróżki mogły nie traktować tego jako długu, jednak on właśnie tak to widział. A nie był osobą, która nie spłaca swoich długów. Otworzył też oczy, lekko, i spojrzał na Alyię. Był pewny siebie i tego, że chce to zrobić. Wypowiedział się też tylko za siebie. Nie miał zamiaru prosić Aurei o to, aby postąpiła podobnie. Mógł w końcu zrobić to sam, jeśli ona chciałaby zostać z wróżkami albo coś. Pomogły jemu. Jej nie musiały.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 74
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Nawet w ferworze jakże podniosłej walki z fioletowymi psotnikami Aurea znalazła moment, by docenić miniaturowe uzbrojenie latających wokół wróżek. Mimo swych niewielkich rozmiarów cechowała je niezwykła waleczność i determinacja. Naturianka z trudem odrywała wzrok od każdej z osobna. Nie miała jednak wyboru, chochliki wciąż nadlatywały i również nie zamierzały dać za wygraną zbyt szybko. Skrzydlate kobiety używały również w swych atakach specyficzne zaklęcia i fellarianka ochoczo je obserwowała. Zawsze była chętna do nauki magii i fascynowały ją tego typu umiejętności.
Ostateczne zwycięstwo przypadło wróżkom. Brunetka uśmiechnęła się do siebie i chwyciła kilka klatek z zamkniętymi weń psotnikami. Miała zamiar oddalić się parę kroków i uwolnić ich kawałek dalej. Jednakże mimo dobrych intencji fioletowoskórzy postanowili jeszcze tak na odchodne uprzykrzyć dziewczynie życie i pokąsali ją po palcach niczym banda wściekłych os. Oczywiście ciemnoskóra od razu wypuściła ich z rąk, a gdy padli na ziemię drzwiczki ich małych więzień otworzyły się pod wpływem uderzenia i czym prędzej się ewakuowali. Jeden z nich pokazał jeszcze pełnowymiarowej naturiance język i dopiero wtedy odleciał.
- Ugh… - mruknęła pod nosem i z większą uwagą chwyciła pozostałych więźniów, tym razem nie mogli dosięgnąć jej dłoni, choć wzorem swych pobratymców usilnie próbowali.
Tym razem to ciemnoskóra była sprytniejsza. Wypuściła ich ostrożnie kawałek dalej od wciąż nieprzytomnego elfa. Alyia zapewniła, że zaraz się obudzi. Aurea obawiała się, że będzie musiała jeszcze trochę poczekać. Nigdzie się nie śpieszyła, ale nie lubiła takich sytuacji, bardzo się wtedy stresowała.
Jednakże w momencie, gdy skończyła robić porządek z chochlikami, Ascal już się obudził. W idealnym momencie.
- Oh, budzi się – odetchnęła z ulgą – Dzięki, że mu pomogłyście – dodała fellarianka, czuła się zobowiązana, aby podziękować, nawet jeśli cala akcja nie dotyczyła jej aż tak bezpośrednio – Jak tam? Wszystko już dobrze? – od razu spytała elfa, gdy już mógł jej odpowiedź.
Zaraz jednak zaczął on rozmawiać z wróżką, więc ciemnoskóra lekko się wycofała i pozostała w roli słuchacza przeskakując wzrokiem to na jedno, to na drugie. Przeraził ją motyw porwania wróżki przez obcego mężczyznę. Przecież tak drobna istota… Aurea się wzdrygnęła.
- Ja oczywiście też pomogę! – wtrąciła w rozmowę zdecydowanym głosem – Zrobimy wszystko, co się da, aby ją odbić – dodała pełna wiary w swoje słowa – Jeśli jeszcze nie czujesz się zbyt dobrze, możesz usiąść na grzbiecie Belluma, gdy będziemy zmierzać do tej chaty – zaproponowała.
Jej nogi na razie nie bolały, ale i tak jej skrzydła pozostawały na widoku w razie nagłego ataku. Lew na dźwięk swojego imienia spojrzał tylko na właścicielkę, po czym wrócił do niezwykle zajmującej czynności, którą było czyszczenie łapy i okazjonalne lizanie Węgielka, pałętającego mu się pod nogami.
- W którą stronę mamy się kierować? – spytała wróżki w pełni gotowa do misji ratunkowej.
Po otrzymaniu dokładnych wytycznych oboje udali się we wskazanym kierunku. Nie był to duży dystans, choć z pewnością dla małych naturian był on z pewnością dłuższy. Tymczasem Ascal i Aurea całkiem sprawnie dotarli do drewnianej chaty otoczonej krzakami jagód posadzonych w równiutkich odstępach. Przy jednym wciąż stał kosz pełen owoców wypełniony jedynie w połowie. Co mogło wskazywać na to, iż gospodarz tego przybytku musiał sobie zrobić krótką przerwę, ale niewątpliwie gdzieś tu musiał się kręcić.
- Wpadamy z buta czy może obserwujemy po cichu? – wyszeptała Aurea do elfa. Nie kryła lekkiej ekscytacji kolejną przygodą. Walka z chochlikami mocno ją pobudziła i mimowolnie zapragnęła kolejnych wrażeń.
Na razie jednak stali ukryci za drzewami, co zaczynało jej się strasznie dłużyć. Wtem zobaczyli tamtego mężczyznę. Wyglądał całkiem normalnie, miał krótką, ciemną brodę, elegancko przyciętą i miętosił w zębach źdźbło jakiejś trawy. Nosił ubrania typowe dla mieszkańców wiosek i biedniejszych miast. Mimo to z twarzy nie schodził mu uśmiech. Wrócił do przerwanej wcześniej roboty i kontynuował zbieranie jagód. Nucił przy tym sobie i wyglądał nad wyraz nieszkodliwie.
- To… on? – wyszeptała fellarianka lekko rozczarowana. Liczyła, że przyjdzie im stawić czoła komuś, kto wręcz emanuje złem. Tymczasem gdyby tak dodać mu skrzydła nie różniłby się zbytnio od jej przybranego ojca – Cóż… Może Węgielek odwróciłby jego uwagę albo może nawet ja, a ty byś wszedł do środka i poszukał więźniarki? – zasugerowała, a w jej głosie wciąż rozbrzmiewało przygnębienie wywołane banalnością zła.
Ostateczne zwycięstwo przypadło wróżkom. Brunetka uśmiechnęła się do siebie i chwyciła kilka klatek z zamkniętymi weń psotnikami. Miała zamiar oddalić się parę kroków i uwolnić ich kawałek dalej. Jednakże mimo dobrych intencji fioletowoskórzy postanowili jeszcze tak na odchodne uprzykrzyć dziewczynie życie i pokąsali ją po palcach niczym banda wściekłych os. Oczywiście ciemnoskóra od razu wypuściła ich z rąk, a gdy padli na ziemię drzwiczki ich małych więzień otworzyły się pod wpływem uderzenia i czym prędzej się ewakuowali. Jeden z nich pokazał jeszcze pełnowymiarowej naturiance język i dopiero wtedy odleciał.
- Ugh… - mruknęła pod nosem i z większą uwagą chwyciła pozostałych więźniów, tym razem nie mogli dosięgnąć jej dłoni, choć wzorem swych pobratymców usilnie próbowali.
Tym razem to ciemnoskóra była sprytniejsza. Wypuściła ich ostrożnie kawałek dalej od wciąż nieprzytomnego elfa. Alyia zapewniła, że zaraz się obudzi. Aurea obawiała się, że będzie musiała jeszcze trochę poczekać. Nigdzie się nie śpieszyła, ale nie lubiła takich sytuacji, bardzo się wtedy stresowała.
Jednakże w momencie, gdy skończyła robić porządek z chochlikami, Ascal już się obudził. W idealnym momencie.
- Oh, budzi się – odetchnęła z ulgą – Dzięki, że mu pomogłyście – dodała fellarianka, czuła się zobowiązana, aby podziękować, nawet jeśli cala akcja nie dotyczyła jej aż tak bezpośrednio – Jak tam? Wszystko już dobrze? – od razu spytała elfa, gdy już mógł jej odpowiedź.
Zaraz jednak zaczął on rozmawiać z wróżką, więc ciemnoskóra lekko się wycofała i pozostała w roli słuchacza przeskakując wzrokiem to na jedno, to na drugie. Przeraził ją motyw porwania wróżki przez obcego mężczyznę. Przecież tak drobna istota… Aurea się wzdrygnęła.
- Ja oczywiście też pomogę! – wtrąciła w rozmowę zdecydowanym głosem – Zrobimy wszystko, co się da, aby ją odbić – dodała pełna wiary w swoje słowa – Jeśli jeszcze nie czujesz się zbyt dobrze, możesz usiąść na grzbiecie Belluma, gdy będziemy zmierzać do tej chaty – zaproponowała.
Jej nogi na razie nie bolały, ale i tak jej skrzydła pozostawały na widoku w razie nagłego ataku. Lew na dźwięk swojego imienia spojrzał tylko na właścicielkę, po czym wrócił do niezwykle zajmującej czynności, którą było czyszczenie łapy i okazjonalne lizanie Węgielka, pałętającego mu się pod nogami.
- W którą stronę mamy się kierować? – spytała wróżki w pełni gotowa do misji ratunkowej.
Po otrzymaniu dokładnych wytycznych oboje udali się we wskazanym kierunku. Nie był to duży dystans, choć z pewnością dla małych naturian był on z pewnością dłuższy. Tymczasem Ascal i Aurea całkiem sprawnie dotarli do drewnianej chaty otoczonej krzakami jagód posadzonych w równiutkich odstępach. Przy jednym wciąż stał kosz pełen owoców wypełniony jedynie w połowie. Co mogło wskazywać na to, iż gospodarz tego przybytku musiał sobie zrobić krótką przerwę, ale niewątpliwie gdzieś tu musiał się kręcić.
- Wpadamy z buta czy może obserwujemy po cichu? – wyszeptała Aurea do elfa. Nie kryła lekkiej ekscytacji kolejną przygodą. Walka z chochlikami mocno ją pobudziła i mimowolnie zapragnęła kolejnych wrażeń.
Na razie jednak stali ukryci za drzewami, co zaczynało jej się strasznie dłużyć. Wtem zobaczyli tamtego mężczyznę. Wyglądał całkiem normalnie, miał krótką, ciemną brodę, elegancko przyciętą i miętosił w zębach źdźbło jakiejś trawy. Nosił ubrania typowe dla mieszkańców wiosek i biedniejszych miast. Mimo to z twarzy nie schodził mu uśmiech. Wrócił do przerwanej wcześniej roboty i kontynuował zbieranie jagód. Nucił przy tym sobie i wyglądał nad wyraz nieszkodliwie.
- To… on? – wyszeptała fellarianka lekko rozczarowana. Liczyła, że przyjdzie im stawić czoła komuś, kto wręcz emanuje złem. Tymczasem gdyby tak dodać mu skrzydła nie różniłby się zbytnio od jej przybranego ojca – Cóż… Może Węgielek odwróciłby jego uwagę albo może nawet ja, a ty byś wszedł do środka i poszukał więźniarki? – zasugerowała, a w jej głosie wciąż rozbrzmiewało przygnębienie wywołane banalnością zła.
- Ascal
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec , Inna
- Kontakt:
Jego chęć pomocy nie była wywołana stanem tuż po przebudzeniu, gdy czasem niekoniecznie wiedziało się, co się dzieje i, gdzie się jest – zwłaszcza, jeśli przyczyną zapadnięcia w taki stan nie był zwyczajny sen. Ascal chciał odwdzięczyć się jakoś małym naturiankom, które pomogły mu z jego problemem. A z racji tego, że i one były w potrzebie i chciałby, aby ktoś uwolnił ich siostrę, akurat nadarzyła się dlań okazja, do szybkiego pozbycia się „długu” u wróżek.
– Nie trzeba. Dam radę poruszać się o własnych siłach – odpowiedział, choć gdy powstał i stanął pewniej na nogach, zachwiał się lekko i oparł ręką o pień najbliższego drzewa. Opuścił głowę i przymknął oczy. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, które zebrał.
– Możemy ruszać – odezwał się ponownie. Tym razem już w pełni gotów do marszu. Wyglądało na to, że nie musiał już obawiać się tego, że nie kontroluje swojego ciała i w każdej chwili może nagle dopaść go zmęczenie tak duże, że jego ciało postanowi odpocząć i zasnąć. I to zmęczenie wywołane magiczną klątwą.
Ruszyli w stronę, którą wskazały im wróżki. I faktycznie – po niezbyt długiej wędrówce trafili w końcu na niedużą chatę, której prawdopodobnie szukali. Ukryli się w jej pobliżu, aby omówić plan i, przy okazji, zacząć już obserwację.
– Obserwujemy. Jeśli jest w środku, prędzej czy później będzie musiał z jakiegoś powodu wyjść. Chcę zobaczyć, z kim mamy do czynienia – powiedział cicho do towarzyszącej mu dziewczyny. Nie spekulował co do tego, jaką osobą okaże się porywacz. Zamiast tego, zaczął rozglądać się po tym, co otacza chatę, jak i także samemu budynkowi. Dzięki temu mógł poznać – a przynajmniej spróbować to zrobić – czym zajmuje się jego mieszkaniec, jak i także poznać niektóre cechy jego charakteru.
W końcu wyczekiwany moment nadszedł – drzwi na zewnątrz otworzyły się, a przez nie wyszedł pewien mężczyzna. Ascal wiedział, że to ten, o którym mówiły wróżki, choć na pierwszy rzut oka mógł w ogóle na kogoś takiego nie wyglądać. Widać było, że o siebie dbał – jego włosy i zarost nie były w nieładzie, a ubrania mogły wyglądać na znoszone, jednak próżno było szukać na nich plam czy niezałatanych dziur. Bardziej sprawiał wrażenie kogoś, kto mógłby żyć w zgodzie z leśnymi stworzeniami, a nie porywać je, aby dopiąć swego w czasie słuchania jedynie swych uczuć.
– Rozczarowana, że nie wygląda jak ktoś, po kim od razu widać, że jest zły? – zapytał, choć nie wymagał odpowiedzi.
– Nie zawsze jest tak, że „ten zły” na takiego wygląda – dodał jeszcze. Wszystko to mówił cicho, nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. Wtedy przecież mężczyzna ten znajdował się w środku i była mniejsza szansa na to, że ich usłyszy.
– Możecie odwrócić jego uwagę. Oboje. Tylko przekradnijcie się w inną część tej okolicy i do chaty podejdźcie od tej ścieżki, która do niej prowadzi, żeby na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakbyście podróżowali i przypadkowo trafili na miejsce, w którym mieszkał – zaproponował. Wydawało mu się, że plan ten nie był zły. I miał też jeszcze jedną zaletę, bo na samym początku nie wyczuje, iż mają jeszcze ukryte zamiary, które niekoniecznie mogą mu się spodobać.
– Ja poczekam tutaj i gdy tylko zobaczę, że się zbliżacie, sam przekradnę się w trochę inne miejsce, aby do środka dostać się tak, żeby mnie nie zauważył – dopowiedział jeszcze. Aurea musiała w końcu wiedzieć, co będzie robił on, gdy ona i jej zwierzęcy towarzysze będą realizować inną część planu.
– Gotowa do działania? – zapytał na sam koniec. Choć nie wypowiedział tego z naciskiem i w sposób, który sugerowałby, że nie przyjmie żadnych zmian i muszą wykonać właśnie jego plan. Jeżeli chciała, mogła zaproponować albo nawet po prostu powiedzieć, że wprowadza jakiegoś poprawki, aby wszystko to, na przykład, bardziej odpowiadało jej naturze i postępowaniu. Pracował teraz z kimś, kogo właściwie nie znał, więc powinien być przygotowany na takie poprawki.
– To do dzieła, czas uwolnić wróżkę – powiedział na sam koniec, gdy wszystko było już gotowe, a oni mogli przejść do działania.
Został na miejscu i wrócił do obserwacji, gdy mógł do tego wrócić ponownie. Nie był pewien, czy uda mu się dowiedzieć czegoś jeszcze o tym nieznajomym, który kręcił się teraz w pobliżu wejścia do swej chaty i zaglądał w kosz wypełniony zebranymi wcześniej owocami. Nie zdawał się być osobą, która spodziewa się, że w każdej chwili jakiegoś niebezpieczeństwa i kolejnego „ataku” ze strony sióstr porwanej przez niego wróżki. Ascal sądził, że wróżki mogły podjąć już próbę ratunku, która im się nie powiodła. I, w czasie której musiało stać się coś, co sprawiło, że mężczyzna zachowuje się właśnie tak. Cóż, na pewno nie spodziewał się, że skrzydlate istoty natknął się na kogoś, komu najpierw to one będą chciały pomóc, a później, aby się odwdzięczyć, ta osoba zaproponuje im dokładnie to samo.
Może uda się z nim dogadać i cała sytuacja nie skończy się źle, a wróżka odzyska wolność. Jeśli nie; jeśli dojdzie do agresywnej wymiany zdań i w końcu do starcia, będzie trzeba z niego wybrnąć i bronić się, jeżeli mężczyzna będzie atakował. Na to też był gotowy, choć wolałby nie walczyć w takim stanie, gdy nie był jeszcze do końca pewien, czy na pewno odzyskał wszystkie siły. Mogło tak nie być, to też brał pod uwagę… W każdym razie, póki co pozostawało mu czekanie na to, aż dojrzy Aureę i zacząć działać ze swoją częścią planu.
– Nie trzeba. Dam radę poruszać się o własnych siłach – odpowiedział, choć gdy powstał i stanął pewniej na nogach, zachwiał się lekko i oparł ręką o pień najbliższego drzewa. Opuścił głowę i przymknął oczy. Wziął głęboki wdech i powoli wypuścił powietrze, które zebrał.
– Możemy ruszać – odezwał się ponownie. Tym razem już w pełni gotów do marszu. Wyglądało na to, że nie musiał już obawiać się tego, że nie kontroluje swojego ciała i w każdej chwili może nagle dopaść go zmęczenie tak duże, że jego ciało postanowi odpocząć i zasnąć. I to zmęczenie wywołane magiczną klątwą.
Ruszyli w stronę, którą wskazały im wróżki. I faktycznie – po niezbyt długiej wędrówce trafili w końcu na niedużą chatę, której prawdopodobnie szukali. Ukryli się w jej pobliżu, aby omówić plan i, przy okazji, zacząć już obserwację.
– Obserwujemy. Jeśli jest w środku, prędzej czy później będzie musiał z jakiegoś powodu wyjść. Chcę zobaczyć, z kim mamy do czynienia – powiedział cicho do towarzyszącej mu dziewczyny. Nie spekulował co do tego, jaką osobą okaże się porywacz. Zamiast tego, zaczął rozglądać się po tym, co otacza chatę, jak i także samemu budynkowi. Dzięki temu mógł poznać – a przynajmniej spróbować to zrobić – czym zajmuje się jego mieszkaniec, jak i także poznać niektóre cechy jego charakteru.
W końcu wyczekiwany moment nadszedł – drzwi na zewnątrz otworzyły się, a przez nie wyszedł pewien mężczyzna. Ascal wiedział, że to ten, o którym mówiły wróżki, choć na pierwszy rzut oka mógł w ogóle na kogoś takiego nie wyglądać. Widać było, że o siebie dbał – jego włosy i zarost nie były w nieładzie, a ubrania mogły wyglądać na znoszone, jednak próżno było szukać na nich plam czy niezałatanych dziur. Bardziej sprawiał wrażenie kogoś, kto mógłby żyć w zgodzie z leśnymi stworzeniami, a nie porywać je, aby dopiąć swego w czasie słuchania jedynie swych uczuć.
– Rozczarowana, że nie wygląda jak ktoś, po kim od razu widać, że jest zły? – zapytał, choć nie wymagał odpowiedzi.
– Nie zawsze jest tak, że „ten zły” na takiego wygląda – dodał jeszcze. Wszystko to mówił cicho, nawet jeszcze bardziej niż wcześniej. Wtedy przecież mężczyzna ten znajdował się w środku i była mniejsza szansa na to, że ich usłyszy.
– Możecie odwrócić jego uwagę. Oboje. Tylko przekradnijcie się w inną część tej okolicy i do chaty podejdźcie od tej ścieżki, która do niej prowadzi, żeby na pierwszy rzut oka wyglądało to tak, jakbyście podróżowali i przypadkowo trafili na miejsce, w którym mieszkał – zaproponował. Wydawało mu się, że plan ten nie był zły. I miał też jeszcze jedną zaletę, bo na samym początku nie wyczuje, iż mają jeszcze ukryte zamiary, które niekoniecznie mogą mu się spodobać.
– Ja poczekam tutaj i gdy tylko zobaczę, że się zbliżacie, sam przekradnę się w trochę inne miejsce, aby do środka dostać się tak, żeby mnie nie zauważył – dopowiedział jeszcze. Aurea musiała w końcu wiedzieć, co będzie robił on, gdy ona i jej zwierzęcy towarzysze będą realizować inną część planu.
– Gotowa do działania? – zapytał na sam koniec. Choć nie wypowiedział tego z naciskiem i w sposób, który sugerowałby, że nie przyjmie żadnych zmian i muszą wykonać właśnie jego plan. Jeżeli chciała, mogła zaproponować albo nawet po prostu powiedzieć, że wprowadza jakiegoś poprawki, aby wszystko to, na przykład, bardziej odpowiadało jej naturze i postępowaniu. Pracował teraz z kimś, kogo właściwie nie znał, więc powinien być przygotowany na takie poprawki.
– To do dzieła, czas uwolnić wróżkę – powiedział na sam koniec, gdy wszystko było już gotowe, a oni mogli przejść do działania.
Został na miejscu i wrócił do obserwacji, gdy mógł do tego wrócić ponownie. Nie był pewien, czy uda mu się dowiedzieć czegoś jeszcze o tym nieznajomym, który kręcił się teraz w pobliżu wejścia do swej chaty i zaglądał w kosz wypełniony zebranymi wcześniej owocami. Nie zdawał się być osobą, która spodziewa się, że w każdej chwili jakiegoś niebezpieczeństwa i kolejnego „ataku” ze strony sióstr porwanej przez niego wróżki. Ascal sądził, że wróżki mogły podjąć już próbę ratunku, która im się nie powiodła. I, w czasie której musiało stać się coś, co sprawiło, że mężczyzna zachowuje się właśnie tak. Cóż, na pewno nie spodziewał się, że skrzydlate istoty natknął się na kogoś, komu najpierw to one będą chciały pomóc, a później, aby się odwdzięczyć, ta osoba zaproponuje im dokładnie to samo.
Może uda się z nim dogadać i cała sytuacja nie skończy się źle, a wróżka odzyska wolność. Jeśli nie; jeśli dojdzie do agresywnej wymiany zdań i w końcu do starcia, będzie trzeba z niego wybrnąć i bronić się, jeżeli mężczyzna będzie atakował. Na to też był gotowy, choć wolałby nie walczyć w takim stanie, gdy nie był jeszcze do końca pewien, czy na pewno odzyskał wszystkie siły. Mogło tak nie być, to też brał pod uwagę… W każdym razie, póki co pozostawało mu czekanie na to, aż dojrzy Aureę i zacząć działać ze swoją częścią planu.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 74
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Fellarianka ucieszyła się, widząc, że stan Ascala uległ znacznej poprawie. Mogli więc bez obaw ruszyć z odsieczą jednej z wróżek. Aurea całą drogę myślała o tej biednej naturiance. Pewnie musiała przechodzić przez piekło i bardzo tęskniła za swoimi bliskimi.
Gdy natrafili na chatę, należącą do porywacza naturianka postanowiła zdać się na elfa. W końcu wyglądał na kogoś, kto był bardziej doświadczony w takich sprawach. Mimo że nie znała go jeszcze aż tak dobrze, to właśnie takie miała odczucie. Sama była jedynie prostą dziewczyną, która przez dziesięciolecia żyła w jednej i tej samej wiosce. Nic więc dziwnego, że brakowało jej obycia w świecie poza nią, nawet jeśli zdążyła już zdobyć pewne doświadczenia. Dlatego też bez problemu przytaknęła na słowa spiczastouchego. Miała tylko nadzieję, że ów mężczyzna nie zechce jednak zbyt długo siedzieć w środku, bo wtedy mogą mieć większy problem z pomocą.
Na szczęście wcale nie musieli zbyt długo czekać. Zaskoczenie naturianki najwyraźniej nie umknęło Ascalowi. Pokiwała więc twierdząco głową z lekkim zażenowaniem swoją naiwnością.
- Mhm… Czasami o tym zapominam – wyszeptała – Brzmi całkiem dobrze – przystała na jego plan.
Przez chwilę poczuła lekki niepokój, ale przecież sama nie była bezbronną, małą wróżką. I co ważniejsze, miała u boku swojego lwa, który z pewnością stanąłby w jej obronie.
- Gotowa – powiedziała już z pełnym przekonaniem i układała w głowie plan, co powie temu mężczyźnie – Zagadam go najdłużej, jak się da. Jak nie będę już dłużej mogła, zacznę gwizdać – zaproponowała.
Następnie wsiadła na grzbiet Belluma i wycofała się kawałek, by wejść na główną ścieżkę. Po drodze rozburzyła nieco swoje włosy, choć i tak tęskniły już za szczotką i ukryła swoje skrzydła. Chciała wyglądać na strudzoną podróżną tak bardzo, jak to możliwe. Węgielek natomiast podążał tuż obok nich. Nie chciała spłoszyć gospodarza, więc zawczasu dała znać, że się zbliża.
- Halo? Jest tu kto? – wołała, udając, że nie spostrzegła jeszcze, tutejszego mieszkańca – O dzień dobry! – krzyknęła, jak tylko ich spojrzenia się spotkały.
Mężczyzna na widok uskrzydlonego lwa odruchowo wziął leżącą obok łopatę. Nic w końcu dziwnego, zwierzę było drapieżnikiem. Aurea oczekiwała czegoś takiego.
- Spokojnie, jest oswojony – dodała, gdy już podeszła bliżej – Jestem Aurea… Chyba się zgubiłam, a mój towarzysz – w tym momencie pogłaskała Belluma po jego białej grzywie – Chyba zwichnął skrzydło, więc nie możemy lecieć – skłamała, aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Dobry. Panienka często sama się zapuszcza w takie chaszcze? – spytał, miał zaskakująco przyjemny i ciepły ton głosu. Jego bojowe nastawienie szybko zniknęło, ale wciąż nie odłożył łopaty.
- Właściwie to nie, to moja taka pierwsza wycieczka tak daleko… - zagaiła rozmowę – Czy wie pan może, którędy dotrę do jakiegoś najbliższego miasta albo chociaż wioski? – dopytywała.
- Mhm. Wie panienka, takie informacje kosztują – zrobił groźną minę.
- Uhm, ja nie mam pieniędzy – zmieszała się nieco, tym bardziej, gdy jej rozmówca się roześmiał.
- Proszę się nie obawiać, nie potrzebuje ich. Po prostu ciekawi mnie skąd panienka wzięła lwa… ze skrzydłami – pogłaskał się po brodzie w zamyśleniu i rzucił dziewczynie jabłko ze swojego koszyka z owocami – Niestety żadnego mięsa dla kotka nie mam, ale przynajmniej dla pani będzie – stwierdził.
- Uhm… - fellarianka była nieco zaskoczona rozmownością mężczyzny. Nie przygotowała się na takie pytania względem niej, wyobrażała sobie, że to ona będzie wypytującą – Dostałam go jako kociaka. Chyba był jakimś eksperymentem – odpowiedziała zgodnie z prawdą, która w tym momencie wydawała się raczej nieszkodliwa. Dziękuje – złapała owoc i od razu ugryzła kawałek – Słodziutkie.
- Mhm. A więc jest jedyny w swoim rodzaju? – zapytał z niekomfortową dla fellarianki podejrzliwością w głosie, po czym jego ton przybrał zupełnie inny wydźwięk – A pewnie, że słodkie, z mojej własnej jabłonki starej.
- Tak, na to wygląda – odpowiedziała niepewnie, ukradkiem zerkając, jak idzie Ascalowi — To którędy będzie do tej wioski albo miasta?
Gdy natrafili na chatę, należącą do porywacza naturianka postanowiła zdać się na elfa. W końcu wyglądał na kogoś, kto był bardziej doświadczony w takich sprawach. Mimo że nie znała go jeszcze aż tak dobrze, to właśnie takie miała odczucie. Sama była jedynie prostą dziewczyną, która przez dziesięciolecia żyła w jednej i tej samej wiosce. Nic więc dziwnego, że brakowało jej obycia w świecie poza nią, nawet jeśli zdążyła już zdobyć pewne doświadczenia. Dlatego też bez problemu przytaknęła na słowa spiczastouchego. Miała tylko nadzieję, że ów mężczyzna nie zechce jednak zbyt długo siedzieć w środku, bo wtedy mogą mieć większy problem z pomocą.
Na szczęście wcale nie musieli zbyt długo czekać. Zaskoczenie naturianki najwyraźniej nie umknęło Ascalowi. Pokiwała więc twierdząco głową z lekkim zażenowaniem swoją naiwnością.
- Mhm… Czasami o tym zapominam – wyszeptała – Brzmi całkiem dobrze – przystała na jego plan.
Przez chwilę poczuła lekki niepokój, ale przecież sama nie była bezbronną, małą wróżką. I co ważniejsze, miała u boku swojego lwa, który z pewnością stanąłby w jej obronie.
- Gotowa – powiedziała już z pełnym przekonaniem i układała w głowie plan, co powie temu mężczyźnie – Zagadam go najdłużej, jak się da. Jak nie będę już dłużej mogła, zacznę gwizdać – zaproponowała.
Następnie wsiadła na grzbiet Belluma i wycofała się kawałek, by wejść na główną ścieżkę. Po drodze rozburzyła nieco swoje włosy, choć i tak tęskniły już za szczotką i ukryła swoje skrzydła. Chciała wyglądać na strudzoną podróżną tak bardzo, jak to możliwe. Węgielek natomiast podążał tuż obok nich. Nie chciała spłoszyć gospodarza, więc zawczasu dała znać, że się zbliża.
- Halo? Jest tu kto? – wołała, udając, że nie spostrzegła jeszcze, tutejszego mieszkańca – O dzień dobry! – krzyknęła, jak tylko ich spojrzenia się spotkały.
Mężczyzna na widok uskrzydlonego lwa odruchowo wziął leżącą obok łopatę. Nic w końcu dziwnego, zwierzę było drapieżnikiem. Aurea oczekiwała czegoś takiego.
- Spokojnie, jest oswojony – dodała, gdy już podeszła bliżej – Jestem Aurea… Chyba się zgubiłam, a mój towarzysz – w tym momencie pogłaskała Belluma po jego białej grzywie – Chyba zwichnął skrzydło, więc nie możemy lecieć – skłamała, aby nie wzbudzać podejrzeń.
- Dobry. Panienka często sama się zapuszcza w takie chaszcze? – spytał, miał zaskakująco przyjemny i ciepły ton głosu. Jego bojowe nastawienie szybko zniknęło, ale wciąż nie odłożył łopaty.
- Właściwie to nie, to moja taka pierwsza wycieczka tak daleko… - zagaiła rozmowę – Czy wie pan może, którędy dotrę do jakiegoś najbliższego miasta albo chociaż wioski? – dopytywała.
- Mhm. Wie panienka, takie informacje kosztują – zrobił groźną minę.
- Uhm, ja nie mam pieniędzy – zmieszała się nieco, tym bardziej, gdy jej rozmówca się roześmiał.
- Proszę się nie obawiać, nie potrzebuje ich. Po prostu ciekawi mnie skąd panienka wzięła lwa… ze skrzydłami – pogłaskał się po brodzie w zamyśleniu i rzucił dziewczynie jabłko ze swojego koszyka z owocami – Niestety żadnego mięsa dla kotka nie mam, ale przynajmniej dla pani będzie – stwierdził.
- Uhm… - fellarianka była nieco zaskoczona rozmownością mężczyzny. Nie przygotowała się na takie pytania względem niej, wyobrażała sobie, że to ona będzie wypytującą – Dostałam go jako kociaka. Chyba był jakimś eksperymentem – odpowiedziała zgodnie z prawdą, która w tym momencie wydawała się raczej nieszkodliwa. Dziękuje – złapała owoc i od razu ugryzła kawałek – Słodziutkie.
- Mhm. A więc jest jedyny w swoim rodzaju? – zapytał z niekomfortową dla fellarianki podejrzliwością w głosie, po czym jego ton przybrał zupełnie inny wydźwięk – A pewnie, że słodkie, z mojej własnej jabłonki starej.
- Tak, na to wygląda – odpowiedziała niepewnie, ukradkiem zerkając, jak idzie Ascalowi — To którędy będzie do tej wioski albo miasta?
- Ascal
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec , Inna
- Kontakt:
Wyczekiwał na odpowiedni moment. Nie był pewien, kiedy on nastąpi, ale jednocześnie wiedział, że to wyczuje. Przeczucie podpowie mu, kiedy powinien ostrożnie wyjść ze swojego ukrycia i dostać się do chaty mężczyzny. Co zrobi po tym? Proste, uwolni wróżkę, którą tamten więził. Mimo wszystko, czas mu się nie dłużył. Spędził go głównie na obserwowaniu najpierw domostwa, a później osobnika, który zeń wyszedł. Wydawał się zwyczajną osobą, która postanowiła zamieszkać w lesie, z dala od miast i innych ludzi. Z braku czegoś innego do zrobienia, a może przez inne przeczucie, Ascal zdecydował się na przeczytanie aury mężczyzny. I, cóż, trochę pożałował, że nie zrobił tego wcześniej. Dość silna poświata w kolorze żelaza przeplatanego z barachitem była tylko początkiem ich prawdopodobnych problemów, bo Ascal gdy skupił się mocniej, wyczuł zapach orzechów, kory i leśnej ziemi. Wiedział, co to może oznaczać i teraz naprawdę żałował, że odczytanie aury przyszło mu do głowy właśnie teraz. Mieszkający tu samotnie osobnik był w istocie przedstawicielem rasy niedźwiedziołaków. To oznaczało, że będzie musiał – oboje będą musieli – być bardziej ostrożny. Z tym, że problem polegał na tym, iż Aurea o tym nie wiedziała, a on niekoniecznie mógł jej to teraz przekazać. Trudno. Może uda mu się ostrzec ją później.
Widział, jak dziewczyna zaczyna rozmowę z mężczyzną. To był dla niego sygnał, aby powoli przejść do wykonywania tej części planu, która zależała od niego. Tylko, że zanim wyruszył, chciał zrobić coś jeszcze. Wypowiedział cicho zaklęcie magii życia i wykonał kilka szybkich gestów palcami, a na koniec położył dłoń na swej szyi, w miejscu, w którym jego skóra nie była zakryta ubraniem. Co zrobił? Cóż, jego wiedza na temat arkana życia była wystarczająca, aby móc wprowadzać tymczasowe mutacje organizmu, nawet własnego. Z reguły tego nie robił, lecz decydował się na to, gdy sytuacja tego wymagała – teraz sprawił, że jego ciało nie wydzielało żadnego zapachu. Zmiennokształtni często miewali węch o wiele lepszy od przeciętnego człowieka, dlatego taka zmiana, choć tymczasowa, będzie dla niego korzystna. Nieznajomy nie wyczuje go, a on będzie mógł w spokoju zabrać się za akcję ratunkową. I właśnie to zrobił. Gdy Aurea zagadywała mężczyznę, on przekradł się zaroślami i zaczął powoli iść w stronę jego chaty. Kroki stawiał ostrożnie. Nie był oczywiście złodziejem, zabójcą, szpiegiem albo jeszcze kimś innym, dla kogo skradanie się jest bardzo ważną umiejętnością, ale i tak nie szło mu ono źle. Tyle tylko, że ruszał się wolniej niż ktoś, kto miałby większą od niego wiedzę na temat cichego poruszania się po lesie. A musiał uważać, bo w końcu węch mógł nie być jedynym zmysłem, który niedźwiedziołak mógł mieć wyostrzony.
Był gotów, więc ruszył w stronę chaty. Szedł cicho, spokojnie i jednocześnie dość wolno, bo nie chciał sprawić, że zostanie usłyszany i później zauważony. Każdy krok zbliżał go do celu, którym był niewielki budynek.
Nie szukał drzwi, które zaprowadziłyby go do środka – sam mógł takie stworzyć. I właśnie to zrobił, gdy tylko znalazł się przy tylnej ścianie budynku. Zajrzał jeszcze przez okno, aby znaleźć odpowiednie miejsce i nie stworzyć przejścia, które, na przykład, sprawiłoby, że wszedłby w szafę albo inny mebel. Gdy był już gotów, dotknął ścianę i zaznaczył nań palcem spory okrąg, który zaświecił się lekko, gdy tylko Ascal oderwał dłoń od tej części budynku. Po chwili aktywował się, a elf przez niego przeszedł.
Mężczyzna zareagował nagle, jakby coś wyczuł. Rozejrzał się podejrzliwie i wciągnął powietrze nosem, jakby zareagował na to, że po drugiej stronie budynku ktoś „bawi się” właśnie magią. Jednak nie dostrzegł niczego i nie wyczuł też jakiegoś podejrzanego zapachu.
– O czym my tu… Ah, tak, pytałaś o drogę do najbliższej siedziby ludzkiej – powiedział do Aurei, gdy tylko wrócił do niej wzrokiem. I od razu kontynuował przerwaną przed chwilą rozmowę.
W tym samym czasie Ascal dostał się już do środka, gdzie od razu zaczął rozglądać się za wróżką. W tym pomieszczeniu jej nie było, wyglądało ono na jadalnię połączoną z kuchnią. Nie znajdowało się tu nic niezwykłego, ot wyposażenie domowe, które można było znaleźć u każdego, choć kolekcja noży wisząca w kuchni była dość niepokojąco spora. Elf przeszedł do kolejnego pomieszczenia, w którym znalazł już osóbkę, której szukał. Mała wróżka rzeczywiście znajdowała się w klatce z gęstwiną prętów, która uniemożliwiała jej przeciśnięcie się między nimi. Mała, rudowłosa kobieta, ubrana była w zielonkawą suknię i w tym samym kolorze były jej motyle skrzydła – ciemna zieleń tychże przeplatana była mieszaniną kropek w jaśniejszych odcieniach tego samego koloru. Naturianka skoczyła do krat, gdy tylko go zobaczyła, a Ascal nawet z tej odległości widział zaskoczenie malujące się na jej twarzy, a także wyczekiwanie połączone z nadzieją.
Podkradł się bliżej, żeby móc rozmawiać z nią szeptem.
– Przysłały mnie twoje siostry, żeby cię uwolnić. W ramach podziękowania za to, że one pomogły mi – powiedział do niej szeptem. Rudowłosa energicznie pokiwała głową, może miała już przed oczami wizję wolności. Ascal zbadał klatkę i spróbował odgiąć pręty, które ją tworzyły. Udało mu się to, choć zajęło więcej czasu niż przypuszczał. Może też przez to, że robił to dość powoli, bo nie chciał, żeby metal wydał jakiś niepotrzebny dźwięk. Wróżka na pewno nie dałaby rady zrobić tego własnymi rękami, a przez otwór przecisnęła się, gdy tylko był on do tego dostatecznie duży. Rudowłosa od razu wzbiła się w powietrze, niemalże pod sufit, ale szybko zleciała tak, aby zrównać się wysokością z twarzą osoby, która ją uwolniła. Uśmiechnęła się lekko, a później pocałowała go w policzek.
– Dziękuję – rzuciła tylko i wyleciała z pomieszczenia, prosto do kolejnego, a później w portal, który pozostawił Ascal. W końcu musiał mieć jakąś drogę ucieczki. Szybko poszedł w ślady wróżki, choć poruszał się wolnej i, co ważniejsze, ostrożniej – znów musiał się skradać.
Gdy wróżka oddaliła się i wleciała w leśne zarośla, niedźwiedziołak, z którym rozmawiała Aurea, rozejrzał się nagle i znów zaczął węszyć, wciągając powietrze nosem, właściwie niemalże zaciągając się nim.
– Uciekła… Uciekła! Moja ukochana uciekła! – wykrzyczał nagle. Ascal akurat wyszedł przez magiczne wrota i zamknął je, więc bez problemu usłyszał, co krzyczał tamten.
– Ty…! Na pewno masz coś z tym wspólnego! – wrzeszczał dalej. Niedźwiedziołak denerwował się, szybko i bardzo, a przez to stawał się nieprzewidywalny.
– Ale nie sama… Ktoś ci pomagał. Gdzie twój wspólnik!? Co!? – nadal mówił mocno podniesionym głosem. Wściekłość wylewała się wręcz z jego ust, razem z każdym słowem, które wypowiadał, a także z oczu, który zdawałoby się, że nią niemalże świeciły.
– Tam!? Dostał się do środka tyłem!? – zapytał, ale już odwrócił się i szybkim krokiem zmierzał na tyły chaty, czyli właśnie tam, gdzie ukrywał się Ascal. Tam, skąd próbował się wydostać, choć teraz było to już bez znaczenia. Zmiennokształtny wiedział, że elf tam siedzi.
– Arrrrghhh! – ryknął nieludzko i zaczął zmieniać się właściwie w drodze. Jego ciało zaczęło robić się większe i całe porastało futrem. A gdy dotarł na tył chaty, przed Ascalem stał teraz wielki niedźwiedź, który, owszem, miał ludzkie spojrzenie, jednak wypełnione nienawiścią.
Widział, jak dziewczyna zaczyna rozmowę z mężczyzną. To był dla niego sygnał, aby powoli przejść do wykonywania tej części planu, która zależała od niego. Tylko, że zanim wyruszył, chciał zrobić coś jeszcze. Wypowiedział cicho zaklęcie magii życia i wykonał kilka szybkich gestów palcami, a na koniec położył dłoń na swej szyi, w miejscu, w którym jego skóra nie była zakryta ubraniem. Co zrobił? Cóż, jego wiedza na temat arkana życia była wystarczająca, aby móc wprowadzać tymczasowe mutacje organizmu, nawet własnego. Z reguły tego nie robił, lecz decydował się na to, gdy sytuacja tego wymagała – teraz sprawił, że jego ciało nie wydzielało żadnego zapachu. Zmiennokształtni często miewali węch o wiele lepszy od przeciętnego człowieka, dlatego taka zmiana, choć tymczasowa, będzie dla niego korzystna. Nieznajomy nie wyczuje go, a on będzie mógł w spokoju zabrać się za akcję ratunkową. I właśnie to zrobił. Gdy Aurea zagadywała mężczyznę, on przekradł się zaroślami i zaczął powoli iść w stronę jego chaty. Kroki stawiał ostrożnie. Nie był oczywiście złodziejem, zabójcą, szpiegiem albo jeszcze kimś innym, dla kogo skradanie się jest bardzo ważną umiejętnością, ale i tak nie szło mu ono źle. Tyle tylko, że ruszał się wolniej niż ktoś, kto miałby większą od niego wiedzę na temat cichego poruszania się po lesie. A musiał uważać, bo w końcu węch mógł nie być jedynym zmysłem, który niedźwiedziołak mógł mieć wyostrzony.
Był gotów, więc ruszył w stronę chaty. Szedł cicho, spokojnie i jednocześnie dość wolno, bo nie chciał sprawić, że zostanie usłyszany i później zauważony. Każdy krok zbliżał go do celu, którym był niewielki budynek.
Nie szukał drzwi, które zaprowadziłyby go do środka – sam mógł takie stworzyć. I właśnie to zrobił, gdy tylko znalazł się przy tylnej ścianie budynku. Zajrzał jeszcze przez okno, aby znaleźć odpowiednie miejsce i nie stworzyć przejścia, które, na przykład, sprawiłoby, że wszedłby w szafę albo inny mebel. Gdy był już gotów, dotknął ścianę i zaznaczył nań palcem spory okrąg, który zaświecił się lekko, gdy tylko Ascal oderwał dłoń od tej części budynku. Po chwili aktywował się, a elf przez niego przeszedł.
Mężczyzna zareagował nagle, jakby coś wyczuł. Rozejrzał się podejrzliwie i wciągnął powietrze nosem, jakby zareagował na to, że po drugiej stronie budynku ktoś „bawi się” właśnie magią. Jednak nie dostrzegł niczego i nie wyczuł też jakiegoś podejrzanego zapachu.
– O czym my tu… Ah, tak, pytałaś o drogę do najbliższej siedziby ludzkiej – powiedział do Aurei, gdy tylko wrócił do niej wzrokiem. I od razu kontynuował przerwaną przed chwilą rozmowę.
W tym samym czasie Ascal dostał się już do środka, gdzie od razu zaczął rozglądać się za wróżką. W tym pomieszczeniu jej nie było, wyglądało ono na jadalnię połączoną z kuchnią. Nie znajdowało się tu nic niezwykłego, ot wyposażenie domowe, które można było znaleźć u każdego, choć kolekcja noży wisząca w kuchni była dość niepokojąco spora. Elf przeszedł do kolejnego pomieszczenia, w którym znalazł już osóbkę, której szukał. Mała wróżka rzeczywiście znajdowała się w klatce z gęstwiną prętów, która uniemożliwiała jej przeciśnięcie się między nimi. Mała, rudowłosa kobieta, ubrana była w zielonkawą suknię i w tym samym kolorze były jej motyle skrzydła – ciemna zieleń tychże przeplatana była mieszaniną kropek w jaśniejszych odcieniach tego samego koloru. Naturianka skoczyła do krat, gdy tylko go zobaczyła, a Ascal nawet z tej odległości widział zaskoczenie malujące się na jej twarzy, a także wyczekiwanie połączone z nadzieją.
Podkradł się bliżej, żeby móc rozmawiać z nią szeptem.
– Przysłały mnie twoje siostry, żeby cię uwolnić. W ramach podziękowania za to, że one pomogły mi – powiedział do niej szeptem. Rudowłosa energicznie pokiwała głową, może miała już przed oczami wizję wolności. Ascal zbadał klatkę i spróbował odgiąć pręty, które ją tworzyły. Udało mu się to, choć zajęło więcej czasu niż przypuszczał. Może też przez to, że robił to dość powoli, bo nie chciał, żeby metal wydał jakiś niepotrzebny dźwięk. Wróżka na pewno nie dałaby rady zrobić tego własnymi rękami, a przez otwór przecisnęła się, gdy tylko był on do tego dostatecznie duży. Rudowłosa od razu wzbiła się w powietrze, niemalże pod sufit, ale szybko zleciała tak, aby zrównać się wysokością z twarzą osoby, która ją uwolniła. Uśmiechnęła się lekko, a później pocałowała go w policzek.
– Dziękuję – rzuciła tylko i wyleciała z pomieszczenia, prosto do kolejnego, a później w portal, który pozostawił Ascal. W końcu musiał mieć jakąś drogę ucieczki. Szybko poszedł w ślady wróżki, choć poruszał się wolnej i, co ważniejsze, ostrożniej – znów musiał się skradać.
Gdy wróżka oddaliła się i wleciała w leśne zarośla, niedźwiedziołak, z którym rozmawiała Aurea, rozejrzał się nagle i znów zaczął węszyć, wciągając powietrze nosem, właściwie niemalże zaciągając się nim.
– Uciekła… Uciekła! Moja ukochana uciekła! – wykrzyczał nagle. Ascal akurat wyszedł przez magiczne wrota i zamknął je, więc bez problemu usłyszał, co krzyczał tamten.
– Ty…! Na pewno masz coś z tym wspólnego! – wrzeszczał dalej. Niedźwiedziołak denerwował się, szybko i bardzo, a przez to stawał się nieprzewidywalny.
– Ale nie sama… Ktoś ci pomagał. Gdzie twój wspólnik!? Co!? – nadal mówił mocno podniesionym głosem. Wściekłość wylewała się wręcz z jego ust, razem z każdym słowem, które wypowiadał, a także z oczu, który zdawałoby się, że nią niemalże świeciły.
– Tam!? Dostał się do środka tyłem!? – zapytał, ale już odwrócił się i szybkim krokiem zmierzał na tyły chaty, czyli właśnie tam, gdzie ukrywał się Ascal. Tam, skąd próbował się wydostać, choć teraz było to już bez znaczenia. Zmiennokształtny wiedział, że elf tam siedzi.
– Arrrrghhh! – ryknął nieludzko i zaczął zmieniać się właściwie w drodze. Jego ciało zaczęło robić się większe i całe porastało futrem. A gdy dotarł na tył chaty, przed Ascalem stał teraz wielki niedźwiedź, który, owszem, miał ludzkie spojrzenie, jednak wypełnione nienawiścią.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 74
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
- Tak, dokładnie – Gdy padło pytanie Aurea uśmiechnęła się jak tylko najładniej i najsympatyczniej potrafiła.
Niedźwiedziołak dokładnie tłumaczył fellariance, jak powinna iść, a ona dyskretnie zerkała czy tam w tle nie widać gdzieś Ascala. Co by utrzymać uwagę swojego rozmówcy zadawała nad wyraz szczegółowe pytania i robiła z siebie kompletnego pajaca, który nie umie nawet rozróżnić, gdzie jest północ.
- To północ nie jest tylko w nocy? – dopytywała, udając zupełną bezmyślność i tępotę umysłu.
- Czekaj… co? Nie, nie to tak… - zmiennokształtny westchnął zirytowany, ale zaczął tłumaczyć jej, o co dokładnie chodzi. Mimo zdenerwowania starał się jak najszybciej jej to wszystko wyjaśnić, byle tylko dała mu święty spokój. Nie miał już siły na tego typu rozmowę.
Nagle jednak wybuchł gniewem. Podburzony już pozorną głupotą Aurey wyczuł on, iż jego najdroższa zdobycz — drobna wróżka, jakimś cudem uciekła. Fellarianka cofnęła się o dwa kroki zaskoczona i wystraszona tak nagłym wybuchem.
- A-Ale… - brunetka próbowała jakoś go jeszcze zagadać i odwrócić uwagę, ale zamiast tego stała się głównym podejrzanym. Przełknęła ciężko ślinę, patrząc w oczy mężczyzny, które wręcz emanowały furią – J-ja? Ale ja n-nie rozumiem, o co chodzi! Ktoś…uhm uciekł? – spytała, udając zaskoczenie.
Niestety zmiennokształtny nie zwracał na to uwagi. Nawet jakby była aktorką znaną ze swego kunsztu w udawaniu na całą Alaranię, nie przekonałaby teraz ów osobnika. Mężczyzna potrzebował winnego, a ona stała najbliżej. Miała przechlapane.
- Nie rozumiem. Ja mam tylko kota i lewka. Przysięgam. Tak to sama tu jestem! – próbowała wykrzyczeć, aby cokolwiek do niego dotarło.
Nie słuchał, on już dobrze wiedział, co się stało. Domyślił się i ruszył w stronę chaty. Aurea chciała go powstrzymać, ale gdy ten zaczął przybierać formę niedźwiedzią, stanęła jak wryta. Nie mogła jednak pozwolić, by ten zmiennokształtny dopadł Ascala.
- Co teraz, co teraz?! – pytała się w myślach – Szlag! – wrzasnęła i rozłożyła skrzydła, a następnie podleciała do nieźdwiedziołaka.
Będąc pod ogromnym wpływem emocji, zrobiła pierwsze, co przyszło jej do głowy. Musiała powstrzymać napastnika, będącego teraz niczym dzikie zwierzę. A co będzie w takim razie najlepsze? Klatka.
Stworzyła więc sporą klatkę z grubymi prętami wokół agresora. Jednakże nim w pełni się zmaterializowała, mężczyzna rozwalił ją kilkoma mocniejszymi machnięciami łapą. Nie było to takie proste jak w przypadku chochlików.
- Kurde! Ugh… - Aurea musiała myśleć szybko. Magia istnienia rozpościerała naprawdę szeroki wachlarz możliwości. Niestety w stresującej sytuacji nieraz ciężko było cokolwiek wymyślić – Broń… Broń! – wykrzyknęła nagle, łapiąc się tej jakże prostej idei. W tym momencie tuż nad głową zmiennokształtnego zaczęły pojawiać się miecze oraz sztylety, które tuż po chwili spadły mu na głowę. Zderzenie było na tyle mocne, że biedak stracił przytomność, a jego całe ciało zostało przykryte toną ostrego żelastwa.
Fellarianka odetchnęła z ulgą. Podeszła do nieprzytomnego już niedźwiedzia. Miał liczne rany kłute i raczej nie zapowiadało, że miałby zaraz wstać i ponownie zaatakować. Fellarianka nie była nawet pewna czy żyje, ale nie dopuszczała do siebie takiej myśli, przecież ona nie jest morderczynią. Prawda?
Nie chcąc dać się omotać tym mrocznym myślom czym prędzej podeszła do elfa.
- Wszystko dobrze? Jak sprawa z wróżką? Lepiej stąd zwiewajmy czym prędzej – zasugerowała. Mówiła bardzo szybko wciąż pełna emocji. Nie chciała być w tym miejscu dłużej niż to konieczne.
Niedźwiedziołak dokładnie tłumaczył fellariance, jak powinna iść, a ona dyskretnie zerkała czy tam w tle nie widać gdzieś Ascala. Co by utrzymać uwagę swojego rozmówcy zadawała nad wyraz szczegółowe pytania i robiła z siebie kompletnego pajaca, który nie umie nawet rozróżnić, gdzie jest północ.
- To północ nie jest tylko w nocy? – dopytywała, udając zupełną bezmyślność i tępotę umysłu.
- Czekaj… co? Nie, nie to tak… - zmiennokształtny westchnął zirytowany, ale zaczął tłumaczyć jej, o co dokładnie chodzi. Mimo zdenerwowania starał się jak najszybciej jej to wszystko wyjaśnić, byle tylko dała mu święty spokój. Nie miał już siły na tego typu rozmowę.
Nagle jednak wybuchł gniewem. Podburzony już pozorną głupotą Aurey wyczuł on, iż jego najdroższa zdobycz — drobna wróżka, jakimś cudem uciekła. Fellarianka cofnęła się o dwa kroki zaskoczona i wystraszona tak nagłym wybuchem.
- A-Ale… - brunetka próbowała jakoś go jeszcze zagadać i odwrócić uwagę, ale zamiast tego stała się głównym podejrzanym. Przełknęła ciężko ślinę, patrząc w oczy mężczyzny, które wręcz emanowały furią – J-ja? Ale ja n-nie rozumiem, o co chodzi! Ktoś…uhm uciekł? – spytała, udając zaskoczenie.
Niestety zmiennokształtny nie zwracał na to uwagi. Nawet jakby była aktorką znaną ze swego kunsztu w udawaniu na całą Alaranię, nie przekonałaby teraz ów osobnika. Mężczyzna potrzebował winnego, a ona stała najbliżej. Miała przechlapane.
- Nie rozumiem. Ja mam tylko kota i lewka. Przysięgam. Tak to sama tu jestem! – próbowała wykrzyczeć, aby cokolwiek do niego dotarło.
Nie słuchał, on już dobrze wiedział, co się stało. Domyślił się i ruszył w stronę chaty. Aurea chciała go powstrzymać, ale gdy ten zaczął przybierać formę niedźwiedzią, stanęła jak wryta. Nie mogła jednak pozwolić, by ten zmiennokształtny dopadł Ascala.
- Co teraz, co teraz?! – pytała się w myślach – Szlag! – wrzasnęła i rozłożyła skrzydła, a następnie podleciała do nieźdwiedziołaka.
Będąc pod ogromnym wpływem emocji, zrobiła pierwsze, co przyszło jej do głowy. Musiała powstrzymać napastnika, będącego teraz niczym dzikie zwierzę. A co będzie w takim razie najlepsze? Klatka.
Stworzyła więc sporą klatkę z grubymi prętami wokół agresora. Jednakże nim w pełni się zmaterializowała, mężczyzna rozwalił ją kilkoma mocniejszymi machnięciami łapą. Nie było to takie proste jak w przypadku chochlików.
- Kurde! Ugh… - Aurea musiała myśleć szybko. Magia istnienia rozpościerała naprawdę szeroki wachlarz możliwości. Niestety w stresującej sytuacji nieraz ciężko było cokolwiek wymyślić – Broń… Broń! – wykrzyknęła nagle, łapiąc się tej jakże prostej idei. W tym momencie tuż nad głową zmiennokształtnego zaczęły pojawiać się miecze oraz sztylety, które tuż po chwili spadły mu na głowę. Zderzenie było na tyle mocne, że biedak stracił przytomność, a jego całe ciało zostało przykryte toną ostrego żelastwa.
Fellarianka odetchnęła z ulgą. Podeszła do nieprzytomnego już niedźwiedzia. Miał liczne rany kłute i raczej nie zapowiadało, że miałby zaraz wstać i ponownie zaatakować. Fellarianka nie była nawet pewna czy żyje, ale nie dopuszczała do siebie takiej myśli, przecież ona nie jest morderczynią. Prawda?
Nie chcąc dać się omotać tym mrocznym myślom czym prędzej podeszła do elfa.
- Wszystko dobrze? Jak sprawa z wróżką? Lepiej stąd zwiewajmy czym prędzej – zasugerowała. Mówiła bardzo szybko wciąż pełna emocji. Nie chciała być w tym miejscu dłużej niż to konieczne.
- Ascal
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec , Inna
- Kontakt:
Gdy oboje byli już z powrotem na zewnątrz, elf kiwnięciem głowy wskazał wróżce, aby ta odleciała. Wiedzieli, gdzie mają wrócić, aby móc jeszcze porozmawiać z nią i z pozostałymi wróżkami, a wolał, żeby nie ucierpiała ona, gdy dojdzie do walki z osobą, która ją tu uwięziła. A mogłoby do tego dojść, patrząc na to, że w powietrzu rozniósł się ludzko-zwierzęcy ryk, w którym bez problemu dało się wyczuć wściekłość. Ascal domyślał się, kto mógł być jego źródłem, a towarzysząca mu wróżka – gdy tylko to usłyszała – drgnęła w powietrzu i od razu odleciała. A on? Przygotował się na nadchodzącą walkę. Właściwie, nie musiał robić zbyt dużo. Myślał o tym już wcześniej, a teren nie był wymagający. Miał już kilka pomysłów na to, jak użyć gniewu niedźwiedziołaka na jego niekorzyść, ale jednocześnie też go nie zabijać. Wolał tego nie robić. Uznał, że nie jest to tu potrzebne. Dać mu nauczkę? Owszem. Zabijać go? Niekoniecznie.
Tylko, że okazało się, że on sam nie musiał zbyt wiele robić. Zrobiłby to inaczej, mniej… chaotycznie, niż zrobiła to Aurea, jednak ostateczny wynik walki pozostał taki sam. Oni byli w niej zwycięzcami. I, choć niedźwiedziołak był ranny bardziej niż urządziłby go on sam, to można uznać to za konkretną nauczkę.
– Chciałem dobitnie powiedzieć mu, żeby nie próbował ponownie porywać wróżek, bo znajdę go i dam nauczkę raz jeszcze, wtedy już trochę gorszą. I, że najlepiej będzie, jeśli zmieni las, w którym mieszka – powiedział do dziewczyny. Szedł przed siebie, gdy to mówił, prosto w stronę zmiennokształtnego. Ten teraz, oczywiście, przykryty był tymi wszystkimi losowymi broniami, które stworzyła i zrzuciła na niego Aurea.
– Uwolniłem wróżkę. Uciekła, gdy tylko usłyszała jego ryk. Powinna być już z pozostałymi wróżkami – odparł tylko. Zauważył i wyczuł nastrój dziewczyny. On czuł się zupełnie inaczej, nie dał się ponieść emocjom. Znaczy, ktoś powiedziałby, że łatwiej mu mówić, bo sam właściwie nie zdążył nawet przyłączyć się do walki, ale ona wydawała mu się młodsza – i przez to mniej doświadczona – od niego. A może i też była kimś, kto nie wdawał się w walki zbyt często. Ascal, gdyby nie musiał, na pewno robiłby też podobnie, tyle, że w jego życiu nie tylko takie sytuacje były stresujące. On jest też lekarzem, więc zdarzało i zdarzać się będzie, że życie pacjenta będzie zależało od jego umiejętności, opanowania i precyzji. A on z tego spokoju stworzył część swojego charakteru, co z kolei sprawiło, że zachowywał to wszystko również w innych sytuacjach.
– Mogę sprawdzić, czy przeżył. Nawet sprawić, że odzyska przytomność. Powinien wiedzieć, dlaczego tak skończył i, co się stanie, jeśli znowu spróbuje zrobić coś wróżkom – rzucił po chwili. Był już na tyle blisko, że mógł przyjrzeć się wszystkiemu, co Aurea zesłała na porywacza wróżek. Ze sterty ostrzy wystawała nawet jego ręka, już z powrotem zmieniona w ludzką, a Ascal mógł podejść i złapać ją, aby w ten sposób móc łatwo sprawdzić, czy ten żyje.
– Nie, inaczej. Ja to zrobię. Chcę to zrobić. Możesz zostać albo możesz wrócić do wróżek. Nie będę cię do niczego zmuszał, a patrząc na to, że aktualnie masz w sobie dość sporo emocji… Chyba lepiej dla ciebie byłoby, gdybyś wybrała się w drogę powrotną – odparł. Nie zamierzał robić niczego więcej, dopóki Aurea nie podejmie decyzji. Nie miał zamiaru w jakiś sposób wpływać na to, co zrobi kobieta.
– Nie gwarantuję, że wszystko przebiegnie też pokojowo. Wolałbym, żeby tak było, ale jest szansa, że gdy tylko odzyska przytomność, ponownie będzie chciał walczyć – powiedział to tonem osoby, która jest w pełni gotowa na coś takiego i bez problemu poradzi sobie z zagrożeniem. Właśnie tak było, a Ascal po prostu tego nie ukrywał.
W czasie oczekiwania na to, aż jego towarzyszka podejmie decyzję, zaczął ściągać całe to żelastwo z niedźwiedziołaka. Tylko, że robił to trochę inaczej niż można byłoby się tego spodziewać. Wyobraził sobie aktywny wulkan, lawę, która bucha w jego wnętrzu i zaczął czarować – odsyłał niewielkie zgrupowania broni właśnie w tamto miejsce. Nie będą zalegać, nie będą psuć środowiska i nie będzie ryzyka, że ktoś znajdzie je i użyje. Wylądują prosto w lawie i stopią się tam. Nie zajęło mu to wiele czasu, pracował z tym szybko i sprawnie. W końcu poranione ciało zmiennokształtnego zostało odkryte i, fakt, oddychał, ale też dało się zauważyć rany kłute i cięte, które odznaczały się szkarłatem na ubraniach lub odkrytej skórze. Podszedł do mężczyzny i położył dłoń na jego ciele, ta zaświeciła się lekko magią, a światło to rozlało się wokół miejsca, w którym Ascal dotykał ciała poszkodowanego. Wyleczył mu te dwie czy trzy rany, które wyglądały na poważniejsze, a pozostałe doprowadził do stanu, w którym nie krwawiły, co prawda, ale nadal dało się je wyczuć i otworzą się przy nagłym ruchu. Teraz zostało czekać, niedźwiedziołak powinien niebawem się obudzić.
I właśnie tak się stało, dość szybko zresztą. Mężczyzna poruszył się, a później powoli podniósł. Poczuł swe rany, ale wyglądał, jakby nie do końca wiedział, co się stało. Dopiero, gdy zobaczył Ascala, jego oczy rozszerzyły się nagle, a obraz całej sytuacji do niego dotarł.
– Ty…! – powiedział głośno. Może nawet podniósłby rękę i wskazał go palcem, gdyby nie to, że w ten sposób otworzyłby przynajmniej dwie rany.
– Ja – odparł elf.
– Gdyby nie ja, nadal leżałbyś nieprzytomny pod stertą broni. Przynajmniej daruj sobie próbę walki ze mną, prawdopodobnie przegrałbyś nawet wtedy, gdybyś był w pełni sił – dodał jeszcze. Medyk nie uśmiechał się, nie próbował drwić z drugiego mężczyzny czy prowokować go. Bardziej było to coś na wzór ostrzeżenia; sugestii co do tego, czego tamten nie powinien robić.
– Czego chcesz? – zapytał go niedźwiedziołak. Podniósł się w końcu do pozycji stojącej i zaczął oglądać swoje ciało, gdy tak czekał na odpowiedź.
– Tylko cię ostrzec. Jesteśmy przyjaciółmi wróżek, pomogły nam, a my pomogliśmy im. Tylko nie myśl sobie, że to tyle. Chciałem powiedzieć, że jeśli znów będzie chciało ci się bawić w porywanie wróżek, to wrócę. A wtedy skończy się gorzej niż teraz – gdy to mówił, ciągle spoglądał w oczy rozmówcy. Chciał, żeby tamten wiedział, że to nie są żarty; że jego słowa są jak najbardziej prawdziwe i, że nie rzuca ich na wiatr.
– Najlepiej byłoby, gdybyś opuścił ten las i osiadł w innym. Jeśli chciałbyś zostać i naprawić swoje relacje z wróżkami, to obstawiam, że zajmie to sporo czasu – dodał jeszcze. I to wszystko. Zmiennokształtny pokiwał tylko głową, wyraźnie niezadowolony ze słów elfa. Bez odpowiedzi odwrócił się i ruszył w stronę swej chaty. Ascal też się odwrócił i ruszył w przeciwnym kierunku, z powrotem do miejsca, w którym mieszkały wróżki.
Tylko, że okazało się, że on sam nie musiał zbyt wiele robić. Zrobiłby to inaczej, mniej… chaotycznie, niż zrobiła to Aurea, jednak ostateczny wynik walki pozostał taki sam. Oni byli w niej zwycięzcami. I, choć niedźwiedziołak był ranny bardziej niż urządziłby go on sam, to można uznać to za konkretną nauczkę.
– Chciałem dobitnie powiedzieć mu, żeby nie próbował ponownie porywać wróżek, bo znajdę go i dam nauczkę raz jeszcze, wtedy już trochę gorszą. I, że najlepiej będzie, jeśli zmieni las, w którym mieszka – powiedział do dziewczyny. Szedł przed siebie, gdy to mówił, prosto w stronę zmiennokształtnego. Ten teraz, oczywiście, przykryty był tymi wszystkimi losowymi broniami, które stworzyła i zrzuciła na niego Aurea.
– Uwolniłem wróżkę. Uciekła, gdy tylko usłyszała jego ryk. Powinna być już z pozostałymi wróżkami – odparł tylko. Zauważył i wyczuł nastrój dziewczyny. On czuł się zupełnie inaczej, nie dał się ponieść emocjom. Znaczy, ktoś powiedziałby, że łatwiej mu mówić, bo sam właściwie nie zdążył nawet przyłączyć się do walki, ale ona wydawała mu się młodsza – i przez to mniej doświadczona – od niego. A może i też była kimś, kto nie wdawał się w walki zbyt często. Ascal, gdyby nie musiał, na pewno robiłby też podobnie, tyle, że w jego życiu nie tylko takie sytuacje były stresujące. On jest też lekarzem, więc zdarzało i zdarzać się będzie, że życie pacjenta będzie zależało od jego umiejętności, opanowania i precyzji. A on z tego spokoju stworzył część swojego charakteru, co z kolei sprawiło, że zachowywał to wszystko również w innych sytuacjach.
– Mogę sprawdzić, czy przeżył. Nawet sprawić, że odzyska przytomność. Powinien wiedzieć, dlaczego tak skończył i, co się stanie, jeśli znowu spróbuje zrobić coś wróżkom – rzucił po chwili. Był już na tyle blisko, że mógł przyjrzeć się wszystkiemu, co Aurea zesłała na porywacza wróżek. Ze sterty ostrzy wystawała nawet jego ręka, już z powrotem zmieniona w ludzką, a Ascal mógł podejść i złapać ją, aby w ten sposób móc łatwo sprawdzić, czy ten żyje.
– Nie, inaczej. Ja to zrobię. Chcę to zrobić. Możesz zostać albo możesz wrócić do wróżek. Nie będę cię do niczego zmuszał, a patrząc na to, że aktualnie masz w sobie dość sporo emocji… Chyba lepiej dla ciebie byłoby, gdybyś wybrała się w drogę powrotną – odparł. Nie zamierzał robić niczego więcej, dopóki Aurea nie podejmie decyzji. Nie miał zamiaru w jakiś sposób wpływać na to, co zrobi kobieta.
– Nie gwarantuję, że wszystko przebiegnie też pokojowo. Wolałbym, żeby tak było, ale jest szansa, że gdy tylko odzyska przytomność, ponownie będzie chciał walczyć – powiedział to tonem osoby, która jest w pełni gotowa na coś takiego i bez problemu poradzi sobie z zagrożeniem. Właśnie tak było, a Ascal po prostu tego nie ukrywał.
W czasie oczekiwania na to, aż jego towarzyszka podejmie decyzję, zaczął ściągać całe to żelastwo z niedźwiedziołaka. Tylko, że robił to trochę inaczej niż można byłoby się tego spodziewać. Wyobraził sobie aktywny wulkan, lawę, która bucha w jego wnętrzu i zaczął czarować – odsyłał niewielkie zgrupowania broni właśnie w tamto miejsce. Nie będą zalegać, nie będą psuć środowiska i nie będzie ryzyka, że ktoś znajdzie je i użyje. Wylądują prosto w lawie i stopią się tam. Nie zajęło mu to wiele czasu, pracował z tym szybko i sprawnie. W końcu poranione ciało zmiennokształtnego zostało odkryte i, fakt, oddychał, ale też dało się zauważyć rany kłute i cięte, które odznaczały się szkarłatem na ubraniach lub odkrytej skórze. Podszedł do mężczyzny i położył dłoń na jego ciele, ta zaświeciła się lekko magią, a światło to rozlało się wokół miejsca, w którym Ascal dotykał ciała poszkodowanego. Wyleczył mu te dwie czy trzy rany, które wyglądały na poważniejsze, a pozostałe doprowadził do stanu, w którym nie krwawiły, co prawda, ale nadal dało się je wyczuć i otworzą się przy nagłym ruchu. Teraz zostało czekać, niedźwiedziołak powinien niebawem się obudzić.
I właśnie tak się stało, dość szybko zresztą. Mężczyzna poruszył się, a później powoli podniósł. Poczuł swe rany, ale wyglądał, jakby nie do końca wiedział, co się stało. Dopiero, gdy zobaczył Ascala, jego oczy rozszerzyły się nagle, a obraz całej sytuacji do niego dotarł.
– Ty…! – powiedział głośno. Może nawet podniósłby rękę i wskazał go palcem, gdyby nie to, że w ten sposób otworzyłby przynajmniej dwie rany.
– Ja – odparł elf.
– Gdyby nie ja, nadal leżałbyś nieprzytomny pod stertą broni. Przynajmniej daruj sobie próbę walki ze mną, prawdopodobnie przegrałbyś nawet wtedy, gdybyś był w pełni sił – dodał jeszcze. Medyk nie uśmiechał się, nie próbował drwić z drugiego mężczyzny czy prowokować go. Bardziej było to coś na wzór ostrzeżenia; sugestii co do tego, czego tamten nie powinien robić.
– Czego chcesz? – zapytał go niedźwiedziołak. Podniósł się w końcu do pozycji stojącej i zaczął oglądać swoje ciało, gdy tak czekał na odpowiedź.
– Tylko cię ostrzec. Jesteśmy przyjaciółmi wróżek, pomogły nam, a my pomogliśmy im. Tylko nie myśl sobie, że to tyle. Chciałem powiedzieć, że jeśli znów będzie chciało ci się bawić w porywanie wróżek, to wrócę. A wtedy skończy się gorzej niż teraz – gdy to mówił, ciągle spoglądał w oczy rozmówcy. Chciał, żeby tamten wiedział, że to nie są żarty; że jego słowa są jak najbardziej prawdziwe i, że nie rzuca ich na wiatr.
– Najlepiej byłoby, gdybyś opuścił ten las i osiadł w innym. Jeśli chciałbyś zostać i naprawić swoje relacje z wróżkami, to obstawiam, że zajmie to sporo czasu – dodał jeszcze. I to wszystko. Zmiennokształtny pokiwał tylko głową, wyraźnie niezadowolony ze słów elfa. Bez odpowiedzi odwrócił się i ruszył w stronę swej chaty. Ascal też się odwrócił i ruszył w przeciwnym kierunku, z powrotem do miejsca, w którym mieszkały wróżki.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 74
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Aurea zakłopotała się nieco, gdy zdała sobie sprawę, że z całym tym żelastwem zrzuconym na zmiennokształtnego pokrzyżowała nieco plany Ascalowi.
- Uhm… W tej chwili to chyba niezbyt możliwe – uśmiechnęła się nieco – Wybacz, spanikowała i to uhm… To było pierwsze, co przyszło mi do głowy – wyjaśniła.
Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że wróżka jest już wolna. Przynajmniej misja wykonana. Mimo to nie chciała, aby niedźwiedzi łąk skończył martwy, przecież nie była morderczynią. Przytaknęła więc na słowa elfa.
- A co jeśli nas znów zaatakuje, jak odzyska przytomność? – spytała z nagłą obawą.
Jednakże fakt, iż Ascal kazał jej wrócić do wróżek, mocno ją zmotywował. Bała się, ale nie chciała wyjść na tchórza, może i była słabsza, ale przecież miała swoją magię i jakby sprawy obróciły się w złym kierunku, zawsze mogła koledze jakoś pomóc.
- Zostanę – stwierdziła z nowo znalezioną determinacją – W końcu zawsze mogę dolecieć – dziewczyna poruszyła swoim skrzydłami – No i jest mój Bellum – dodała, zerkając na swojego lwa, które obecnie wąchał dłoń nieprzytomnego niedźwiedziołaka.
Fellarianka obserwowała jak przy pomocy sprytnego zaklęcia, Ascal pozbywa się całego żelastwa. Było jej trochę głupio tak stać i oglądać jak chłop po niej sprząta. Nie potrafiła jednak powtórzyć ów czaru, a żaden lepszy lub najzwyczajniej w świecie inny sposób na uprzątnięcie tego nie przyszedł jej do głowy.
- Fajna sztuczka – pochwaliła elfa, nie chcąc tak po prostu stać w milczeniu.
W końcu oboje mogli zobaczyć stan mężczyzny. Aurea skrzywiła się nieco, gdy dotarło do niej, że jej forma samoobrony była dość brutalna, może nawet za bardzo. Sama mogła uleczyć jego rany, elf ją ubiegł. Fellarianka westchnęła po raz kolejny, czując się dość głupio.
Niemalże podskoczyła, gdy niedźwiedziołak odzyskał przytomność. Zaskoczyło ją, że spiczastouchy tak szybko opanował sytuacje, a zmiennokształtny nawet nie próbował walczyć, tylko zwyczajnie się poddał.
- Cóż, pozostaje tylko powiadomić wróżki… Myślisz, że stąd odejdzie? – zagaiła Aurea, ciekawa co ostatecznie zdecyduje zmiennokształtny.
Nagły ból nóg uderzył ją tak mocno, że syknęła z bólu i upadła na trawę. Bellum natychmiast do niej podbiegł, przyzwyczajony do tego typu sytuacji i w miarę możliwości ułatwił jej wejście na swój grzbiet.
- Eh, chciałabym, żeby dało się to wyleczyć – westchnęła fellarianka, wciąż zaciskając zęby z bólu. Magia życia była bezradna w przypadku jej nawracającego problemu. Gdyby chociaż znała przyczynę dlaczego…
Przez ten nagły atak zmuszona była całą drogę przebyć na grzbiecie swojego lwa. Przez całą drogę zagadywała Ascala, próbując dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- W sumie ile masz lat, jeśli mogę spytać? – Fellarianka była ciekawa czy jest on starszy, czy młodszy od niej. Nieraz słyszała o długowieczności elfów, o której inne rasy mogły tylko pomarzyć — Ja mam już 125 — dodała, nie chcąc go zmuszać do niezręcznej sytuacji pytania kobiety o wiek — A mimo to czuje, jakbym zupełnie nie znała tego świata — westchnęła. Chciała jeszcze coś dodać, ale ugryzła się w język. Nie chciała uzewnętrzniać się za bardzo, bo nie znała aż tak dobrze elfa, ale potrzebowała choćby odrobiny rozmowy. Czuła się odrobinę samotna, po tym, jak rozdzieliła się z Mathiasem.
- Uhm… W tej chwili to chyba niezbyt możliwe – uśmiechnęła się nieco – Wybacz, spanikowała i to uhm… To było pierwsze, co przyszło mi do głowy – wyjaśniła.
Odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała, że wróżka jest już wolna. Przynajmniej misja wykonana. Mimo to nie chciała, aby niedźwiedzi łąk skończył martwy, przecież nie była morderczynią. Przytaknęła więc na słowa elfa.
- A co jeśli nas znów zaatakuje, jak odzyska przytomność? – spytała z nagłą obawą.
Jednakże fakt, iż Ascal kazał jej wrócić do wróżek, mocno ją zmotywował. Bała się, ale nie chciała wyjść na tchórza, może i była słabsza, ale przecież miała swoją magię i jakby sprawy obróciły się w złym kierunku, zawsze mogła koledze jakoś pomóc.
- Zostanę – stwierdziła z nowo znalezioną determinacją – W końcu zawsze mogę dolecieć – dziewczyna poruszyła swoim skrzydłami – No i jest mój Bellum – dodała, zerkając na swojego lwa, które obecnie wąchał dłoń nieprzytomnego niedźwiedziołaka.
Fellarianka obserwowała jak przy pomocy sprytnego zaklęcia, Ascal pozbywa się całego żelastwa. Było jej trochę głupio tak stać i oglądać jak chłop po niej sprząta. Nie potrafiła jednak powtórzyć ów czaru, a żaden lepszy lub najzwyczajniej w świecie inny sposób na uprzątnięcie tego nie przyszedł jej do głowy.
- Fajna sztuczka – pochwaliła elfa, nie chcąc tak po prostu stać w milczeniu.
W końcu oboje mogli zobaczyć stan mężczyzny. Aurea skrzywiła się nieco, gdy dotarło do niej, że jej forma samoobrony była dość brutalna, może nawet za bardzo. Sama mogła uleczyć jego rany, elf ją ubiegł. Fellarianka westchnęła po raz kolejny, czując się dość głupio.
Niemalże podskoczyła, gdy niedźwiedziołak odzyskał przytomność. Zaskoczyło ją, że spiczastouchy tak szybko opanował sytuacje, a zmiennokształtny nawet nie próbował walczyć, tylko zwyczajnie się poddał.
- Cóż, pozostaje tylko powiadomić wróżki… Myślisz, że stąd odejdzie? – zagaiła Aurea, ciekawa co ostatecznie zdecyduje zmiennokształtny.
Nagły ból nóg uderzył ją tak mocno, że syknęła z bólu i upadła na trawę. Bellum natychmiast do niej podbiegł, przyzwyczajony do tego typu sytuacji i w miarę możliwości ułatwił jej wejście na swój grzbiet.
- Eh, chciałabym, żeby dało się to wyleczyć – westchnęła fellarianka, wciąż zaciskając zęby z bólu. Magia życia była bezradna w przypadku jej nawracającego problemu. Gdyby chociaż znała przyczynę dlaczego…
Przez ten nagły atak zmuszona była całą drogę przebyć na grzbiecie swojego lwa. Przez całą drogę zagadywała Ascala, próbując dowiedzieć się o nim czegoś więcej.
- W sumie ile masz lat, jeśli mogę spytać? – Fellarianka była ciekawa czy jest on starszy, czy młodszy od niej. Nieraz słyszała o długowieczności elfów, o której inne rasy mogły tylko pomarzyć — Ja mam już 125 — dodała, nie chcąc go zmuszać do niezręcznej sytuacji pytania kobiety o wiek — A mimo to czuje, jakbym zupełnie nie znała tego świata — westchnęła. Chciała jeszcze coś dodać, ale ugryzła się w język. Nie chciała uzewnętrzniać się za bardzo, bo nie znała aż tak dobrze elfa, ale potrzebowała choćby odrobiny rozmowy. Czuła się odrobinę samotna, po tym, jak rozdzieliła się z Mathiasem.
- Ascal
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec , Inna
- Kontakt:
Sytuacja przebiegła łagodniej niż się spodziewał, był nastawiony na to, że zmiennokształtny, mimo swojego stanu, będzie chciał komuś – może tylko i wyłącznie sobie – udowodnić, że dałby radę wygrać z elfem, który, bo właśnie takie były fakty, uratował mu właśnie życie. Może przy okazji chciałby też dać upust swej złości, która na pewno narodziła się w nim, gdy zdał sobie sprawę, co się właśnie stało. Na szczęście, mimo że było to widać po jego twarzy, zatrzymał te emocje w sobie i udał się do swej chaty. Ostatnim, co usłyszeli było głośne zamknięcie drzwi.
– Nie mam pojęcia. Zależy mi tylko na tym, żeby dotrzymał słowa i nie próbował czegoś takiego ponownie. Bez różnicy czy zostanie tutaj, czy się stąd wyniesie – odpowiedział jej i wzruszył ramionami. Ta druga część naprawdę była mu obojętna, chodziło jedynie o to, żeby tamten nie powtórzył swoich błędów raz jeszcze. Nie miał też pojęcia, czy wróżki mu wybaczą, choć to też go zbytnio nie obchodziło.
Medycznym okiem spojrzał na nagły stan tymczasowej towarzyszki, który tak samo nagle dopadł jej ciało.
– Co ci się stało? - zapytał. Nie był nawet pewien czy na pewno chce to zrobić, a słowa wypowiedział, zanim zdążył dobrze o tym pomyśleć. Nie był nawet pewien czy chciał i, czy powinien podejmować próbę uleczenia tego. Znał się na medycynie, zarówno tej tradycyjnej, jak i tej, w której w jakimś stopniu używa się magii.
– Nie słyszałem jeszcze o chorobie, której nie da się wyleczyć. I też nie natknąłem się na taką w czasie moich podróży. Jedne wymagają więcej wysiłku i dłuższego leczenia, a inne przeciwnie, ale nie ma takiej, na którą nie ma sposobu – odparł, spoglądając na dziewczynę. Wbrew pozorom, nie było to optymistyczne nastawienie, a przynajmniej on tak tego nie postrzegał. Dla niego było to podejście realistyczne i to potwierdzone jeszcze jego własnymi latami doświadczenia.
– Lat? Hmm… Zbliżam się do dwóch setek, ale czasem mam wrażenie, że żyję o wiele dłużej – przyznał się po chwili. Temat wieku nie był dla niego czymś krępującym, jedne rasy były mniej długowieczne, a inne bardziej, on akurat miał to szczęście, że należał do rasy z tej drugiej grupy. I wiedział też oczywiście, skąd bierze się u niego to, że zdaje mu się, że tak naprawdę żyje dłużej. Te wszystkie dziwne fragmenty wspomnień, które nie są jego… lecz jednocześnie wydają mu się znajome. One nie wpływają tylko na to, że zajmują miejsce w jego głowie, dotykają też innych aspektów jego istnienia.
– To jestem starszy, ale też nie czuję się obeznany ze światem. Alarania jest ogromna i mimo że podróżuję po niej już przez wiele lat, to nadal myślę, że poznałem niewielką część krainy, w której przyszło nam żyć – odpowiedział jej. Jednocześnie kontynent ten był piękny na wiele sposobów i aż prosił się o to, żeby go odkrywać; żeby poznawać nowe miejsca i nowych ludzi, którzy go zamieszkują.
W końcu, po krótkiej podróży, która minęła im na rozmowie, dotarli do miejsca, w którym mieszkały wróżki. Te, gdy tylko ich zauważyły, wyleciały im naprzeciw i zaczęły jednocześnie dziękować im za ratunek ich przyjaciółki, a także obsypywać komplementami, że są mili, pomocni, odważni i tak dalej. Ascal nie był do tego przyzwyczajony, zarówno do tego, że tyle osób mówi do niego w tym samym czasie, jak i do tego, żeby słyszeć tyle miłych słów wypowiedzianych do niego w tym samym czasie.
– Już, już. Uspokójcie się, bo nie da się was zrozumieć – powiedział w końcu. Większość wróżek posłuchała go od razu, a pozostałe dopiero po chwili.
– Mam nadzieję, że porywacz dotrzyma słowa i nie będzie was niepokoił. Zagroziłem mu, że jeśli tego nie zrobi, to nie będę dla niego tak miły, jak byłem teraz, więc, jeśli ma trochę rozumu w głowie, to albo wyniesie się z tego lasu, albo faktycznie będzie trzymał się od was z daleka – poinformował małe naturianki. Musiały wiedzieć, jak przebiegło całe spotkanie ze zmiennokształtnym. Nie powiedział tego wprost, ale liczył na to, że wróżki nie postanowią wymierzyć tamtemu jakieś kary, tak na własną rękę. Wtedy nie mógł ręczyć za to, że mieszkaniec lasu nie będzie się po prostu bronił, co może skończyć się w różny sposób.
– Od nas tyle. Ruszam… Albo ruszamy, dalej. Chyba, że chcesz jeszcze o czymś z nimi pomówić? - skierował pytanie do Aureii. Jeśli nie, to mogli ruszać dalej.
– Nie mam pojęcia. Zależy mi tylko na tym, żeby dotrzymał słowa i nie próbował czegoś takiego ponownie. Bez różnicy czy zostanie tutaj, czy się stąd wyniesie – odpowiedział jej i wzruszył ramionami. Ta druga część naprawdę była mu obojętna, chodziło jedynie o to, żeby tamten nie powtórzył swoich błędów raz jeszcze. Nie miał też pojęcia, czy wróżki mu wybaczą, choć to też go zbytnio nie obchodziło.
Medycznym okiem spojrzał na nagły stan tymczasowej towarzyszki, który tak samo nagle dopadł jej ciało.
– Co ci się stało? - zapytał. Nie był nawet pewien czy na pewno chce to zrobić, a słowa wypowiedział, zanim zdążył dobrze o tym pomyśleć. Nie był nawet pewien czy chciał i, czy powinien podejmować próbę uleczenia tego. Znał się na medycynie, zarówno tej tradycyjnej, jak i tej, w której w jakimś stopniu używa się magii.
– Nie słyszałem jeszcze o chorobie, której nie da się wyleczyć. I też nie natknąłem się na taką w czasie moich podróży. Jedne wymagają więcej wysiłku i dłuższego leczenia, a inne przeciwnie, ale nie ma takiej, na którą nie ma sposobu – odparł, spoglądając na dziewczynę. Wbrew pozorom, nie było to optymistyczne nastawienie, a przynajmniej on tak tego nie postrzegał. Dla niego było to podejście realistyczne i to potwierdzone jeszcze jego własnymi latami doświadczenia.
– Lat? Hmm… Zbliżam się do dwóch setek, ale czasem mam wrażenie, że żyję o wiele dłużej – przyznał się po chwili. Temat wieku nie był dla niego czymś krępującym, jedne rasy były mniej długowieczne, a inne bardziej, on akurat miał to szczęście, że należał do rasy z tej drugiej grupy. I wiedział też oczywiście, skąd bierze się u niego to, że zdaje mu się, że tak naprawdę żyje dłużej. Te wszystkie dziwne fragmenty wspomnień, które nie są jego… lecz jednocześnie wydają mu się znajome. One nie wpływają tylko na to, że zajmują miejsce w jego głowie, dotykają też innych aspektów jego istnienia.
– To jestem starszy, ale też nie czuję się obeznany ze światem. Alarania jest ogromna i mimo że podróżuję po niej już przez wiele lat, to nadal myślę, że poznałem niewielką część krainy, w której przyszło nam żyć – odpowiedział jej. Jednocześnie kontynent ten był piękny na wiele sposobów i aż prosił się o to, żeby go odkrywać; żeby poznawać nowe miejsca i nowych ludzi, którzy go zamieszkują.
W końcu, po krótkiej podróży, która minęła im na rozmowie, dotarli do miejsca, w którym mieszkały wróżki. Te, gdy tylko ich zauważyły, wyleciały im naprzeciw i zaczęły jednocześnie dziękować im za ratunek ich przyjaciółki, a także obsypywać komplementami, że są mili, pomocni, odważni i tak dalej. Ascal nie był do tego przyzwyczajony, zarówno do tego, że tyle osób mówi do niego w tym samym czasie, jak i do tego, żeby słyszeć tyle miłych słów wypowiedzianych do niego w tym samym czasie.
– Już, już. Uspokójcie się, bo nie da się was zrozumieć – powiedział w końcu. Większość wróżek posłuchała go od razu, a pozostałe dopiero po chwili.
– Mam nadzieję, że porywacz dotrzyma słowa i nie będzie was niepokoił. Zagroziłem mu, że jeśli tego nie zrobi, to nie będę dla niego tak miły, jak byłem teraz, więc, jeśli ma trochę rozumu w głowie, to albo wyniesie się z tego lasu, albo faktycznie będzie trzymał się od was z daleka – poinformował małe naturianki. Musiały wiedzieć, jak przebiegło całe spotkanie ze zmiennokształtnym. Nie powiedział tego wprost, ale liczył na to, że wróżki nie postanowią wymierzyć tamtemu jakieś kary, tak na własną rękę. Wtedy nie mógł ręczyć za to, że mieszkaniec lasu nie będzie się po prostu bronił, co może skończyć się w różny sposób.
– Od nas tyle. Ruszam… Albo ruszamy, dalej. Chyba, że chcesz jeszcze o czymś z nimi pomówić? - skierował pytanie do Aureii. Jeśli nie, to mogli ruszać dalej.
- Aurea
- Błądzący po drugiej stronie
- Posty: 74
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Fellarian
- Profesje: Wędrowiec
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Aurea skinęła głową na znak zrozumienia. Sama jednak był ciekawa dalszych losów niedźwiedziołaka. Wolała jednak nie ryzykować, tym razem strach wygrał z ciekawością.
- Nie jestem pewna, wiele osób próbowało magicznie wyleczyć tę przypadłość. Niestety moje nogi czasami odmawiają posłuszeństwa. Nie jestem w stanie wtedy chodzić z powodu przewlekłego bólu. Na szczęście dzięki skrzydłom i Bellumowi nie utrudnia mi to życia aż tak – uśmiechnęła się, gładząc lwa po głowie – Owszem, czasem jest to uciążliwe, ale jakoś sobie radzę.
Fellarianka uśmiechnęła się nieznacznie. Gdyby nie umiejętność latania z pewnością kładłaby większy nacisk na szukanie lekarstwa. Jednakże słowa Ascala zasiały w niej ziarnko nadziei. W jej wiosce nikt nie potrafił znaleźć przyczyny ani wyleczyć jej przypadłości. Jednakże Alarania była wszakże ogromna i pełna magii.
- Masz… starą duszę? – Aurea spytała z lekkim uśmiechem. Nie był to docinek, a zwyczajna ciekawość. Niektórzy po prostu tak mieli. Od pierwszych lat do ostatnich wręcz w ich charakterze dostrzec można było atrybuty wewnętrznej młodości. U innych natomiast bywało na odwrót. Oba przypadki były niebywale intrygujące zwłaszcza w momencie, gdy przeczyły fizycznemu wieku.
Na wieść o podróżach Ascala, fellarianka westchnęła z utęsknieniem. Zazdrościła mu tego, sama przez wiele lat nie opuszczała swojej wioski.
- Czasem mi szkoda, że zmarnowałam tyle czasu, siedząc w jednym miejscu, zamiast ruszyć w świat jak najszybciej… Może byłabym teraz lepszą wersją siebie — fellarianka westchnęła, wypowiadając ostatnie zdanie bardziej do siebie samej niż swojego rozmówcy.
Gdy dotarli do wróżek, Aurea była zaskoczona ich miłym przyjęciem. Był to czysty chaos, ale w pozytywnych sensie. Dziewczyna zachichotała, czując, jak skrzydełka ów naturianek co rusz obijają się o jej ramiona, czy nawet twarzy wywołując delikatne łaskotki. Ascal nie podzielał jej podejścia i bardzo szybko uspokoił chmarę naturianek. Brunetka spojrzała na elfa i wróżki, ale one nie wyglądały na obrażone. Wręcz przeciwnie, po krótkiej chwili niemalże wszystkie skupiły się na słowach mężczyzny i mu nie przerywały. Fellarianka pozwoliła nawet kilku usiąść na jej ramionach i głowie, inne obsiadły lwa, on jednak natychmiast się otrzepał, zmuszając je do pozostania w powietrzu.
- Nie, chyba nie… Zrobiliśmy co trzeba, nic dodać, nic ujać - Aurea odpowiedziała nieśmiało, ale z uśmiechem. Jej oczy niemalże zalśniły, gdy Ascal powiedział, że ruszają, nie on sam, ale razem. Ona z nim – To co, kierunek Shari? – zagadała dla potwierdzenia, gdy zaczęli się oddalać od gromady wróżek.
Początek ich wspólnej drogi był momentami dość niezręczny. Połączenie odrobinę niepewnej dziewczyny i małomównego elfa skutkowało licznymi momentami niezręcznej ciszy. Mimo to Aurea walczyła z tym, jak tylko mogła, próbując nieco się zaprzyjaźnić ze spiczastouchym.
- Szkoda, że nie możesz latać. Byłoby fajnie razem poszybować w przestworzach – stwierdziła nagle fellarianka, po czym wpadła na wspaniały pomysł – Właściwie… jakbyś wsiadł na Belluma… - zasugerowała, licząc, że elf zgodzi się na jej propozycje i trochę się odpręży. Z jakiegoś powodu ciągle miała wrażenie, iż jej nowego kolegę ciągle coś trapi. Nie chciała naciskać, ale jako osoba z dobrym sercem chciała mu jakkolwiek umilić trudy życia. – Uwierz mi, widok z góry jest naprawdę niesamowity. I dotrzemy szybciej – dodała, aby go przekonać – Poza tym niedługo będzie zachód słońca. Pamiętam, że w mojej wiosce, tam w Szczytach Fellarianu… To zawsze był niesamowity widok — stwierdziła z nostalgią w głosie. W pewnym sensie czuła się nieco rozdarta między chęcią powrotu do domu, choć na chwilę a dalszym podróżom i nowym przygodom.
- Nie jestem pewna, wiele osób próbowało magicznie wyleczyć tę przypadłość. Niestety moje nogi czasami odmawiają posłuszeństwa. Nie jestem w stanie wtedy chodzić z powodu przewlekłego bólu. Na szczęście dzięki skrzydłom i Bellumowi nie utrudnia mi to życia aż tak – uśmiechnęła się, gładząc lwa po głowie – Owszem, czasem jest to uciążliwe, ale jakoś sobie radzę.
Fellarianka uśmiechnęła się nieznacznie. Gdyby nie umiejętność latania z pewnością kładłaby większy nacisk na szukanie lekarstwa. Jednakże słowa Ascala zasiały w niej ziarnko nadziei. W jej wiosce nikt nie potrafił znaleźć przyczyny ani wyleczyć jej przypadłości. Jednakże Alarania była wszakże ogromna i pełna magii.
- Masz… starą duszę? – Aurea spytała z lekkim uśmiechem. Nie był to docinek, a zwyczajna ciekawość. Niektórzy po prostu tak mieli. Od pierwszych lat do ostatnich wręcz w ich charakterze dostrzec można było atrybuty wewnętrznej młodości. U innych natomiast bywało na odwrót. Oba przypadki były niebywale intrygujące zwłaszcza w momencie, gdy przeczyły fizycznemu wieku.
Na wieść o podróżach Ascala, fellarianka westchnęła z utęsknieniem. Zazdrościła mu tego, sama przez wiele lat nie opuszczała swojej wioski.
- Czasem mi szkoda, że zmarnowałam tyle czasu, siedząc w jednym miejscu, zamiast ruszyć w świat jak najszybciej… Może byłabym teraz lepszą wersją siebie — fellarianka westchnęła, wypowiadając ostatnie zdanie bardziej do siebie samej niż swojego rozmówcy.
Gdy dotarli do wróżek, Aurea była zaskoczona ich miłym przyjęciem. Był to czysty chaos, ale w pozytywnych sensie. Dziewczyna zachichotała, czując, jak skrzydełka ów naturianek co rusz obijają się o jej ramiona, czy nawet twarzy wywołując delikatne łaskotki. Ascal nie podzielał jej podejścia i bardzo szybko uspokoił chmarę naturianek. Brunetka spojrzała na elfa i wróżki, ale one nie wyglądały na obrażone. Wręcz przeciwnie, po krótkiej chwili niemalże wszystkie skupiły się na słowach mężczyzny i mu nie przerywały. Fellarianka pozwoliła nawet kilku usiąść na jej ramionach i głowie, inne obsiadły lwa, on jednak natychmiast się otrzepał, zmuszając je do pozostania w powietrzu.
- Nie, chyba nie… Zrobiliśmy co trzeba, nic dodać, nic ujać - Aurea odpowiedziała nieśmiało, ale z uśmiechem. Jej oczy niemalże zalśniły, gdy Ascal powiedział, że ruszają, nie on sam, ale razem. Ona z nim – To co, kierunek Shari? – zagadała dla potwierdzenia, gdy zaczęli się oddalać od gromady wróżek.
Początek ich wspólnej drogi był momentami dość niezręczny. Połączenie odrobinę niepewnej dziewczyny i małomównego elfa skutkowało licznymi momentami niezręcznej ciszy. Mimo to Aurea walczyła z tym, jak tylko mogła, próbując nieco się zaprzyjaźnić ze spiczastouchym.
- Szkoda, że nie możesz latać. Byłoby fajnie razem poszybować w przestworzach – stwierdziła nagle fellarianka, po czym wpadła na wspaniały pomysł – Właściwie… jakbyś wsiadł na Belluma… - zasugerowała, licząc, że elf zgodzi się na jej propozycje i trochę się odpręży. Z jakiegoś powodu ciągle miała wrażenie, iż jej nowego kolegę ciągle coś trapi. Nie chciała naciskać, ale jako osoba z dobrym sercem chciała mu jakkolwiek umilić trudy życia. – Uwierz mi, widok z góry jest naprawdę niesamowity. I dotrzemy szybciej – dodała, aby go przekonać – Poza tym niedługo będzie zachód słońca. Pamiętam, że w mojej wiosce, tam w Szczytach Fellarianu… To zawsze był niesamowity widok — stwierdziła z nostalgią w głosie. W pewnym sensie czuła się nieco rozdarta między chęcią powrotu do domu, choć na chwilę a dalszym podróżom i nowym przygodom.
- Ascal
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec , Inna
- Kontakt:
Przez chwilę zastanawiał się nad przypadłością, o której powiedziała mu towarzyszka. Kusiło go nawet, żeby zaproponować, że może on spróbuje jej pomóc, ale, z drugiej strony, nie był przecież nikim nadzwyczajnym. Od wielu lat uczył się medycyny tradycyjnej i magicznej, jednak nie zmieniało to tego, że był dość zwyczajnym wędrownym medykiem. Daleko było mu do jakiegoś naukowca czy odkrywcy, który zrewolucjonizowałby tą dziedzinę nauki. Właśnie dlatego zdecydował się nic nie mówić.
– Można tak powiedzieć – odparł. Nie chciał opowiadać kolejnej nieznajomej osobie, jak wygląda to w jego przypadku. Było to coś zupełnie innego niż „posiadanie starej duszy”, ale jednocześnie było bliskie prawdzie na tyle, że Ascal przeważnie zgadzał się z tym stwierdzeniem.
– Nigdy nie wiadomo… Ale skoro zdecydowałaś się wyruszyć w świat, to korzystaj z tego, że to zrobiłaś – odpowiedział po chwili. Jemu akurat pasowało to, że ciągle podróżował. Bardzo to lubił i miał wrażenie, że ciężko byłoby mu osiąść w jakimś mieście czy wiosce. Lubił podróżować, lubił też pomagać ludziom, zwłaszcza jeżeli związane było to z tym, w czym był najlepszy.
Po spotkaniu z wróżkami, mogli iść dalej. Do miasta, a przynajmniej w jego stronę. Miał zamiar zaprowadzić do niego Aureę i jej zwierzęcych towarzyszy, a później albo samemu też wejść tam na chwilę, albo ruszyć w swoją stronę.
Cisza w ogóle mu nie przeszkadzała, w końcu często zdarzało mu się, że podróżował samotnie i po prostu przyzwyczaił się do tego. Mógł być to też powód, dla którego w ogóle nie dostrzegał niezręczności w tym, że żadne z nich się nie odzywało. Ascal po prostu szedł przed siebie, co jakiś czas rozglądał się też po otoczeniu – nie robił tego z obawy przed kimś lub czymś, po prostu lubił otoczenie lasu i natury.
– Nie przeszkadza mi to. Przestworza po prostu nie są dla każdego – odpowiedział spokojnie. Nie miał lęku wysokości, po prostu uważał, że gdyby niebo miało być częścią jego świata, taką, po której może podróżować tak łatwo, jak teraz robi to po lądzie, to miałby coś, co sprawiłoby, że mógłby polecieć.
– To miła propozycja, ale podziękuję. Nigdzie mi się nie spieszy i jestem przyzwyczajony do wędrówek po lądzie – odparł, tak samo spokojnie zresztą. Nie próbował kłamać, nie miał teraz takiej potrzeby.
– Co nie znaczy, że sama nie możesz tego zrobić – dodał jeszcze. Nie miał zamiaru zabraniać dziewczynie zrobienia tego, co przychodziło jej bez problemu. Nie blokował jej możliwości wzbicia się w powietrze, ponad korony nawet najwyższych drzew. Jemu dobrze było tutaj, gdzie był teraz – niżej, na ziemi, czując pod podeszwą leśne podłoże ze wszystkim tym, co je tworzyło.
– Może akurat gdzieś w oddali dostrzeżesz mury lub dachy budynków Shari i upewnisz nas, czy na pewno idziemy w dobrym kierunku – zasugerował. Z jego zmysłem nawigacji nie stało się nic, co mogłoby sprawić, że nie byłby go pewien, jednak zawsze dobrze byłoby się bardziej upewnić, jeśli miało się taką możliwość.
– Brzmisz, jakbyś tęskniła za domem – zauważył. On niekoniecznie to odczuwał, ale, cóż, ich historie na pewno różniły się od siebie i opuścili swe rodzinne strony w innych okolicznościach.
– W takiej sytuacji dobrze robi powrót w rodzinne strony, nawet na chwilę – dodał jeszcze. Nie brzmiał, jakby sam przeżył coś takiego, a bardziej jak ktoś, kto po prostu wie, jak to działa. I, może nie wie tego z własnego doświadczenia, ale przecież może znać kogoś, kto był w takiej sytuacji. Prawda? Prawda.
– Można tak powiedzieć – odparł. Nie chciał opowiadać kolejnej nieznajomej osobie, jak wygląda to w jego przypadku. Było to coś zupełnie innego niż „posiadanie starej duszy”, ale jednocześnie było bliskie prawdzie na tyle, że Ascal przeważnie zgadzał się z tym stwierdzeniem.
– Nigdy nie wiadomo… Ale skoro zdecydowałaś się wyruszyć w świat, to korzystaj z tego, że to zrobiłaś – odpowiedział po chwili. Jemu akurat pasowało to, że ciągle podróżował. Bardzo to lubił i miał wrażenie, że ciężko byłoby mu osiąść w jakimś mieście czy wiosce. Lubił podróżować, lubił też pomagać ludziom, zwłaszcza jeżeli związane było to z tym, w czym był najlepszy.
Po spotkaniu z wróżkami, mogli iść dalej. Do miasta, a przynajmniej w jego stronę. Miał zamiar zaprowadzić do niego Aureę i jej zwierzęcych towarzyszy, a później albo samemu też wejść tam na chwilę, albo ruszyć w swoją stronę.
Cisza w ogóle mu nie przeszkadzała, w końcu często zdarzało mu się, że podróżował samotnie i po prostu przyzwyczaił się do tego. Mógł być to też powód, dla którego w ogóle nie dostrzegał niezręczności w tym, że żadne z nich się nie odzywało. Ascal po prostu szedł przed siebie, co jakiś czas rozglądał się też po otoczeniu – nie robił tego z obawy przed kimś lub czymś, po prostu lubił otoczenie lasu i natury.
– Nie przeszkadza mi to. Przestworza po prostu nie są dla każdego – odpowiedział spokojnie. Nie miał lęku wysokości, po prostu uważał, że gdyby niebo miało być częścią jego świata, taką, po której może podróżować tak łatwo, jak teraz robi to po lądzie, to miałby coś, co sprawiłoby, że mógłby polecieć.
– To miła propozycja, ale podziękuję. Nigdzie mi się nie spieszy i jestem przyzwyczajony do wędrówek po lądzie – odparł, tak samo spokojnie zresztą. Nie próbował kłamać, nie miał teraz takiej potrzeby.
– Co nie znaczy, że sama nie możesz tego zrobić – dodał jeszcze. Nie miał zamiaru zabraniać dziewczynie zrobienia tego, co przychodziło jej bez problemu. Nie blokował jej możliwości wzbicia się w powietrze, ponad korony nawet najwyższych drzew. Jemu dobrze było tutaj, gdzie był teraz – niżej, na ziemi, czując pod podeszwą leśne podłoże ze wszystkim tym, co je tworzyło.
– Może akurat gdzieś w oddali dostrzeżesz mury lub dachy budynków Shari i upewnisz nas, czy na pewno idziemy w dobrym kierunku – zasugerował. Z jego zmysłem nawigacji nie stało się nic, co mogłoby sprawić, że nie byłby go pewien, jednak zawsze dobrze byłoby się bardziej upewnić, jeśli miało się taką możliwość.
– Brzmisz, jakbyś tęskniła za domem – zauważył. On niekoniecznie to odczuwał, ale, cóż, ich historie na pewno różniły się od siebie i opuścili swe rodzinne strony w innych okolicznościach.
– W takiej sytuacji dobrze robi powrót w rodzinne strony, nawet na chwilę – dodał jeszcze. Nie brzmiał, jakby sam przeżył coś takiego, a bardziej jak ktoś, kto po prostu wie, jak to działa. I, może nie wie tego z własnego doświadczenia, ale przecież może znać kogoś, kto był w takiej sytuacji. Prawda? Prawda.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości