Luna uśmiechnęła się na widok mrocznego elfa niosącego ostatni fragment szczątków. Niedługo znów będą wolni i wyjdą z tego przeklętego domostwa. Pojawienie się Abracadabriego również można było uznać za dobry znak.
Serce czarodziejki zaczęło bić szybciej na wieść o otwarciu drzwi. Nie zdziwiła ją prośba o odpowiedni pochówek. Wszak większość dusz błąkających się po tym padole właśnie tego potrzebuje. Odpowiedniego pożegnania by mogli raz na zawsze opuścić świat doczesny. Skinęła więc głową, zgadzając się z ostatnim elementem ich misji.
Zmarły mag nie wniósł wiele więcej informacji, więc Luna pomogła Salazarowi poskładać wszystkie szczątki na przygotowany przez niego materiał. Następnie spiczastouchy zręcznie wszystko pozwijał w jeden pakunek. Czarodziejka skinęła głową na jego polecenie, od razu ruszyła do drzwi wejściowych. Spojrzała na nie z niepewnością, czy naprawdę będzie mogła je przekroczyć. Nawet nie była pewna, jak długo tu siedzieli, parę godzin? Całą noc? Wewnątrz wszystko było owiane mgłą tajemnicy.
Teraz jednak chwyciła za uchwyt i wyszła na zewnątrz. Uśmiechnęła się lekko, gdy chłodny wiatr niemalże od razu zaczął plątać jej błękitne kosmyki. Ostatnie promienie słońca wciąż jeszcze oświetlały okolice, ale powoli zapadał zmrok. Noce na terenie Mrocznych Dolin nie należały do najspokojniejszych, a już w szczególności do bezpiecznych. Jeśli chcieli dokończyć swoje zadanie w spokoju, musieli się sprężyć.
Pradawna westchnęła i rozejrzała się wokół. Całe domostwo wyraźnie przechyliło się na jedną ze stron, a bagno powoli pochłaniało piwnicę. Grunt, na którym stała Luna również nie wydawał się zbyt stabilny. Dlatego czarodziejka uznała, iż w tym wypadku łatwiej jej będzie utrzymywać się w powietrzu. Dziękowała losowi za swoje skrzydła, szkoda jej było, że Salazar musi się męczyć z tym całym błotem.
W pewnym momencie wylądowała na nieco bardziej utwardzonym podłożu w pobliżu drzewa. Znalezienie miejsca pochówku okazało się nie być zbyt prostym zadaniem, wszędzie jak okiem sięgnąć bagna i zaledwie drobne wysepki suchej ziemi.
Po chwili bezowocnego poszukiwanie przyleciała do mrocznego elfa z propozycją nieco innego pochówku.
- Salazar? Może spalilibyśmy kości, w ten sposób duch Abracadabriego miałby zapewniony spokój. Ponadto, czy to przypadkiem palenie szczątków nie uwalnia duchów ze stanu zawieszenia między światem żywych i umarłych? Wydaje mi się, że kiedyś coś takiego słyszałam.
Dom wprawdzie coraz bardziej tonął w bagnie, po tym, jak z niego wyszli, czarodziejka miała wręcz wrażenie, że ów proces znacząco przyśpieszył. Wciąż jednak możliwe było wejście do środka i wykorzystanie jakichś starych desek do stworzenia odpowiedniego ogniska. Pradawna natychmiast zaproponowała to Salazarowi, licząc, iż przyzna jej rację.
Mgliste Bagna ⇒ Bu! Bagienny duch!
- Luna
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 82
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
- Salazar
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 121
- Rejestracja: 8 lat temu
- Rasa: Mroczny Elf
- Profesje: Złodziej , Wędrowiec , Skrytobójca
- Kontakt:
Gdy niósł szczątki w prowizorycznym, zrobionym na szybko, pakunku, nie był pewien czy na pewno uda im się wyjść. Z drugiej strony, to duch czarodzieja zablokował im drogi wyjścia, więc kiedy udało im się znaleźć wszystkie części jego ciała i chcą go teraz uwolnić, nie powinien przecież sprawiać problemów i usiłować zatrzymać ich w środku. I właśnie tak było, udało im się przekroczyć próg posiadłości i wydostać na zewnątrz. Stąd dało się już pójść dalej, wyjść poza ten teren i przedostać się przez zdradzieckie bagno, żeby móc pójść w swoim kierunku. Można było to zrobić nawet bez dalszej pomocy czarodziejowi, jednak Salazar miał zamiar dotrzymać danego wcześniej słowa.
– Nie jest to zły pomysł, tylko musielibyśmy najpierw poszukać suchego drewna. I prędzej znajdziemy je w budynku niż na zewnątrz – odpowiedział dziewczynie. Chwilę później zostawił szczątki na ziemi i sam wrócił do środka.
Wiedział od razu, że drewniana podłoga odpada, dlatego jedynie mogli odszukać meble i liczyć na to, że te będą na tyle suche, aby móc rozpalić na nich ogień. Udało mu się znaleźć dwa krzesła, które od razu wyniósł na zewnątrz, a także pergamin, który mógł posłużyć jako rozpałka. Gdy czekał na Lunę, od razu zabrał się za łamanie krzeseł na mniejsze części, żeby nie marnować czasu. Uznał też, że może jednak źle to oszacował i bezpiecznie będzie przygotować więcej drewna – dlatego raz jeszcze wrócił do środka. Poinformował o tym Lunę, jeśli akurat ją spotkał. Znalazł zniszczony stół, który mimo swego stanu okazał się dość suchy, więc mroczny elf zabrał obie jego części ze sobą. Jak wcześniej, połamał je na mniejsze dopiero na zewnątrz.
Z tego wszystkiego ułożył coś w rodzaju drewnianego kopca, którego środkiem były szczątki Abracadabriego, nadal spoczywające w materiale, w którym je tu przyniósł. Pergamin podpalił za trzecim razem, położył go na fragmencie materiału, a chwilę później ogień leniwie zaczął zaczepiać drewno, na które później przeniósł się i ognisko rozpaliło się na dobre.
– Cóż… Mam nadzieję, że w ten sposób uda się uwolnić go od tego miejsca – odparł mroczny elf.
– Jego i nas – dodał jeszcze. W końcu odejście ducha czarodzieja wiązało się z tym, że i oni będą mogli odejść.
I właściwie nie odezwał się więcej, nie z własnej inicjatywy przynajmniej, bo jeśli Luna powiedziała coś, co wymagało od niego odpowiedzi, to padła ona z jego strony. Stał tak i wpatrywał się w ogień. Raz tylko spojrzał na posiadłość, może liczył na to, że akurat zobaczy cokolwiek, co podpowie mu, że wypełnili zadanie, które zlecił im niemogący stąd odejść duch. Tylko, że niczego nie zobaczył – budynek po prostu tam stał, powoli pochłaniany przez otaczające go bagno. Nie był pewien, ile to trwało, ale między drewnem ciężko było już szukać prowizorycznego pakunku z kośćmi, choć ogień nadal radośnie trawił drewno, które tu złożyli.
– Chyba możemy spróbować odejść – zaproponował w końcu. Obszedł ogień i skierował się w stronę bramy. Niepewnie zbliżył się do niej, przez chwilę czuł nawet, jak ciepło ogniska uderza go w plecy. Sięgnął w stronę bramy i popchnął ją… lecz ta ani drgnęła. Spróbował jeszcze raz, tym razem też się nie ruszyła, lecz Salazar poczuł fizyczny opór, który mógł być związany z tym, że ta albo była zamknięta kluczem, albo zardzewiałe zawiasy nie pracowały już tak, jak powinny i blokowały bramę.
– Zaraz to naprawię – odparł i wygrzebał z torby mały, zakorkowany flakon. Otworzył go i najpierw polał nim górny zawias, a później dolny. Poczekał chwilę, a później z bliska przyjrzał się jednemu i drugiemu, na koniec pokiwał głową sam do siebie. Kolejna próba otwarcia już się powiodła.
– Możemy iść – zasugerował. Brama prowadziła na zwyczajną drogę, choć w wielu częściach porośniętą roślinnością, co jasno wskazywało na to, że nie była ona zbyt często używana, przynajmniej przez ostatnie lata.
– Nie jest to zły pomysł, tylko musielibyśmy najpierw poszukać suchego drewna. I prędzej znajdziemy je w budynku niż na zewnątrz – odpowiedział dziewczynie. Chwilę później zostawił szczątki na ziemi i sam wrócił do środka.
Wiedział od razu, że drewniana podłoga odpada, dlatego jedynie mogli odszukać meble i liczyć na to, że te będą na tyle suche, aby móc rozpalić na nich ogień. Udało mu się znaleźć dwa krzesła, które od razu wyniósł na zewnątrz, a także pergamin, który mógł posłużyć jako rozpałka. Gdy czekał na Lunę, od razu zabrał się za łamanie krzeseł na mniejsze części, żeby nie marnować czasu. Uznał też, że może jednak źle to oszacował i bezpiecznie będzie przygotować więcej drewna – dlatego raz jeszcze wrócił do środka. Poinformował o tym Lunę, jeśli akurat ją spotkał. Znalazł zniszczony stół, który mimo swego stanu okazał się dość suchy, więc mroczny elf zabrał obie jego części ze sobą. Jak wcześniej, połamał je na mniejsze dopiero na zewnątrz.
Z tego wszystkiego ułożył coś w rodzaju drewnianego kopca, którego środkiem były szczątki Abracadabriego, nadal spoczywające w materiale, w którym je tu przyniósł. Pergamin podpalił za trzecim razem, położył go na fragmencie materiału, a chwilę później ogień leniwie zaczął zaczepiać drewno, na które później przeniósł się i ognisko rozpaliło się na dobre.
– Cóż… Mam nadzieję, że w ten sposób uda się uwolnić go od tego miejsca – odparł mroczny elf.
– Jego i nas – dodał jeszcze. W końcu odejście ducha czarodzieja wiązało się z tym, że i oni będą mogli odejść.
I właściwie nie odezwał się więcej, nie z własnej inicjatywy przynajmniej, bo jeśli Luna powiedziała coś, co wymagało od niego odpowiedzi, to padła ona z jego strony. Stał tak i wpatrywał się w ogień. Raz tylko spojrzał na posiadłość, może liczył na to, że akurat zobaczy cokolwiek, co podpowie mu, że wypełnili zadanie, które zlecił im niemogący stąd odejść duch. Tylko, że niczego nie zobaczył – budynek po prostu tam stał, powoli pochłaniany przez otaczające go bagno. Nie był pewien, ile to trwało, ale między drewnem ciężko było już szukać prowizorycznego pakunku z kośćmi, choć ogień nadal radośnie trawił drewno, które tu złożyli.
– Chyba możemy spróbować odejść – zaproponował w końcu. Obszedł ogień i skierował się w stronę bramy. Niepewnie zbliżył się do niej, przez chwilę czuł nawet, jak ciepło ogniska uderza go w plecy. Sięgnął w stronę bramy i popchnął ją… lecz ta ani drgnęła. Spróbował jeszcze raz, tym razem też się nie ruszyła, lecz Salazar poczuł fizyczny opór, który mógł być związany z tym, że ta albo była zamknięta kluczem, albo zardzewiałe zawiasy nie pracowały już tak, jak powinny i blokowały bramę.
– Zaraz to naprawię – odparł i wygrzebał z torby mały, zakorkowany flakon. Otworzył go i najpierw polał nim górny zawias, a później dolny. Poczekał chwilę, a później z bliska przyjrzał się jednemu i drugiemu, na koniec pokiwał głową sam do siebie. Kolejna próba otwarcia już się powiodła.
– Możemy iść – zasugerował. Brama prowadziła na zwyczajną drogę, choć w wielu częściach porośniętą roślinnością, co jasno wskazywało na to, że nie była ona zbyt często używana, przynajmniej przez ostatnie lata.
- Luna
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 82
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Luna bardzo szybko pożałowała swojej sugestii, gdy zdała sobie sprawę, że aby rozpalić ogień będą musieli ponownie wejść do powoli tonącej posiadłości. Skrzywiła się na samą myśl, w końcu ledwo co zdołali zaczerpnąć świeżego powietrza. Mimo to nim zdołała zaprotestować, Salazar już wrócił do środka. Czarodziejka westchnęła ciężko i ruszyła za nim. W końcu nie mogła przecież tak bezczynnie stać i czekać.
Mroczny elf zajął się zbieraniem krzeseł, natomiast pradawna uznała, że pozbiera deski z szaf i ewentualne półki. Były na tyle stare, że łamały się w rękach, ale przynajmniej większość była całkiem sucha. Jedynie dość mocno zakurzona.
Następnie Luna bardzo ochoczo wróciła na zewnątrz i dołożyła swoje drewno do powoi powstającego stosu. Od razu zabrała się za próby rozpalania ogniska, natomiast Salazar, tym razem sam, wrócił do środka po dodatkowe drewno.
Wszechobecna wilgoć nieszczególnie im sprzyjała, ale ostatecznie spiczastouchy zdołał wzniecić ogień. Chwilę tak stali w milczeniu, gdy płomienie zaczynały mozolnie trawić stos wraz ze szczątkami tajemniczego maga. Luna popadła w zamyślenie na temat życia i śmierci, która nie zawsze oznacza koniec i ulgę w cierpieniu. Nawet przez myśl jej przeszło, czy niegdyś i ona nie zostanie jakimś zagubionym duchem desperacko pragnącym porządnego ostatniego pożegnania.
- Ja również… - mruknęła Luna w stronę elfa – Oby wreszcie zaznał spokoju – dodała z nutą sympatii.
Oboje w symbolicznej wręcz ciszy stali w blasku ognia, który emanował przyjemnym ciepłem. Prawie nie było wiatru, więc dym wznosił się prosto ku górze. Przez moment Luna miała wrażenie, że dostrzegła w nim coś lśniącego, a jednocześnie półprzeźroczystego o zarysach humanoidalnej sylwetki. Czyżby to była dusza maga, a może tylko złudzenie. Zaraz po tym czarodziejka zerknęła na dom, obecnie mocno przekrzywiony i kolejnymi pęknięciami na murach. Czyjaś historia właśnie się zakończyła.
Czarodziejka poszła wraz z elfem w stronę bramy. Była dość spokojna, nie potrafiła tego wyjaśnić, ale czuła się dobrze, jakoś tak lekko. Nawet gdy w pierwszej chwili nie zdołali otworzyć furtki, miała przeczucie, że będzie dobrze. I tak tez było.
- To… Co teraz zamierzasz? – zagadała Luna i jednocześnie sama zaczęła rozważać, co powinna zrobić. Na razie szli razem jedyną dostępną drogą – Bo w sumie… Cała ta sprawa z Abracadabrim otworzyła mi oczy. Nie chciałabym tak skończyć, zupełnie zapomniana gdzieś wśród Mrocznych Dolin, czas przestać żyć przeszłością i spojrzeć w przyszłość – dodała optymistycznie.
W jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli, główną była chęć pozbycia się klątwy. Może tym razem uda jej się dotrzeć do Klasztoru Mrocznych Sekretów i może znajdzie tam odpowiedzi, których szuka?
Mroczny elf zajął się zbieraniem krzeseł, natomiast pradawna uznała, że pozbiera deski z szaf i ewentualne półki. Były na tyle stare, że łamały się w rękach, ale przynajmniej większość była całkiem sucha. Jedynie dość mocno zakurzona.
Następnie Luna bardzo ochoczo wróciła na zewnątrz i dołożyła swoje drewno do powoi powstającego stosu. Od razu zabrała się za próby rozpalania ogniska, natomiast Salazar, tym razem sam, wrócił do środka po dodatkowe drewno.
Wszechobecna wilgoć nieszczególnie im sprzyjała, ale ostatecznie spiczastouchy zdołał wzniecić ogień. Chwilę tak stali w milczeniu, gdy płomienie zaczynały mozolnie trawić stos wraz ze szczątkami tajemniczego maga. Luna popadła w zamyślenie na temat życia i śmierci, która nie zawsze oznacza koniec i ulgę w cierpieniu. Nawet przez myśl jej przeszło, czy niegdyś i ona nie zostanie jakimś zagubionym duchem desperacko pragnącym porządnego ostatniego pożegnania.
- Ja również… - mruknęła Luna w stronę elfa – Oby wreszcie zaznał spokoju – dodała z nutą sympatii.
Oboje w symbolicznej wręcz ciszy stali w blasku ognia, który emanował przyjemnym ciepłem. Prawie nie było wiatru, więc dym wznosił się prosto ku górze. Przez moment Luna miała wrażenie, że dostrzegła w nim coś lśniącego, a jednocześnie półprzeźroczystego o zarysach humanoidalnej sylwetki. Czyżby to była dusza maga, a może tylko złudzenie. Zaraz po tym czarodziejka zerknęła na dom, obecnie mocno przekrzywiony i kolejnymi pęknięciami na murach. Czyjaś historia właśnie się zakończyła.
Czarodziejka poszła wraz z elfem w stronę bramy. Była dość spokojna, nie potrafiła tego wyjaśnić, ale czuła się dobrze, jakoś tak lekko. Nawet gdy w pierwszej chwili nie zdołali otworzyć furtki, miała przeczucie, że będzie dobrze. I tak tez było.
- To… Co teraz zamierzasz? – zagadała Luna i jednocześnie sama zaczęła rozważać, co powinna zrobić. Na razie szli razem jedyną dostępną drogą – Bo w sumie… Cała ta sprawa z Abracadabrim otworzyła mi oczy. Nie chciałabym tak skończyć, zupełnie zapomniana gdzieś wśród Mrocznych Dolin, czas przestać żyć przeszłością i spojrzeć w przyszłość – dodała optymistycznie.
W jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli, główną była chęć pozbycia się klątwy. Może tym razem uda jej się dotrzeć do Klasztoru Mrocznych Sekretów i może znajdzie tam odpowiedzi, których szuka?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości