Imperium Xan-Lovar ⇒ [Stolica Xan-Lovar] Śladami starożytnej królowej Xante.
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
[Stolica Xan-Lovar] Śladami starożytnej królowej Xante.
Nevra cieszyła się, że posiada swój apartament od wschodniej strony. Była rannym ptaszkiem i za czystą przyjemność uważała moment, w którym promienie słońca leniwie wybudzały ją ze snu.
W pokoju Gavina z kolei panował przygnębiający półmrok, mimo iż wschód dnia już dawno przeminął. Ciężkie, ciemnoczerwone kotary odgradzały wnętrze pokoju od tętniącego za oknem życia. Nevra leżała w pełni przytomna i przytulona do swojego towarzysza choć sposób, w jaki ją obejmował, nie można było określić mianem czułego. Gavin bowiem posiadał manierę wzniosłości typową dla ludzi jego pokroju. Jeśli uznał, że coś należy do niego, to po prostu to sobie przywłaszczał i trzymał blisko siebie w twardym uścisku. Co najmniej tak, jakby obawiał się, że lada moment coś może zostać mu wydarte.
Nevra jednak nie była jego, choć nieustannie o nią zabiegał. W pewnym sensie w końcu dopiął swego i to, co wydarzyło się między nimi zeszłej nocy, mógł uznać za swój triumf. Nevra natomiast choć przez chwilę nie wzięła go na poważnie. Bawiła się nim i jego próbą przypodobania się jej, gdyż zwyczajnie irytowała ją ta butność iskrząca się w jego spojrzeniu. Była pewna, że ich nocne harce już więcej się nie powtórzą... a przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Wiedziona nagłą potrzebą ucieczki przed przytłaczającym dotykiem Gavina powierciła się trochę, aż mężczyzna zdecydował się odwrócić. Przy okazji zgarnął do siebie całą pościel, odkrywając jej nagie ciało. Nevra wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Gavin nawet śpiąc, myślał tylko o tym, aby to jemu było najwygodniej.
Nevra wstała i rozejrzała się po podłodze. Wzrokiem szukała swojej sukni. Odnalazła ją dopiero pod szafą, niedbale pozwijaną. Była wykonana z lekkiego materiału w odcieniu przypalanej brzoskwini i posiadała wiele przeplatających się ze sobą łańcuszków na plecach oraz przy szerokich rozcięciach na nogach. Sporo kosztowała i robiła piorunujące wrażenie, ale odwiązanie splątanych ozdób i jej ponownie ubranie zajęłoby trochę czasu. Dlatego wzięła ją do ręki, a następnie narzuciła na siebie szorstki szlafrok Gavina, wiszący dotychczas na krześle. Następnie, nawet nie oglądając się za siebie, wyszła z sypialni to przestronnego przedpokoju.
Pierwszym co zrobiła, było podejście do balkonu i odsłonięcie tych znienawidzonych przez nią kotar. Od razu poczuła ulgę, gdy światło wpadło do środka i skąpało ją w swoim przyjemnym cieple. Wnętrze również jakby wypiękniało. Nie bez przyczyny xan-lovarski wystrój wnętrz utrzymywany był w jasnych tonacjach. Oświetlone promieniami słońca ściany w piaskowych odcieniach optycznie poszerzały pokój, a tkaniny, którymi obito meble, wręcz błyszczały malutkimi, złotymi drobinkami. Kryształowe wazony z kolei rozszczepiały tęczową poświatę, która barwiła fragmenty podłogi.
Apartament Gavina był największy, poza sypialną i łazienką znajdował się w nim również przestronny salon. Pozostali członkowie ekspedycji, w tym Nevra, dostali znacznie mniejsze pokoje. Ich ekipa archeologiczna liczyła sześciu członków. Każdy z osobna był dość majętny, ale nikt nie mógł konkurować z Gavinem, arystokratą posiadającym własny skarbiec. Zawsze miał największy wkład finansowy we wszelkie ich projekty, tym samym ciężko było żywić do niego jakiekolwiek pretensje o to, że sobie dogadzał. Zwłaszcza że na miejsce ich pobytu w Xan-Lovar wybrał naprawdę prestiżowy lokal.
Dom gościnny, w którym się zatrzymali, należał do znanego kupca Hamadiego Abadi. Hamadi słynął z handlu drogimi materiałami i barwnikami. Posiadał sklepy w całym Xan-Lovar i jak na człowieka interesów przystało zarobione pieniądze, inwestował w kolejne dochodowe projekty. Wpadł na świetny pomysł, dostrzegając żyłę złota w turystach mnogo przybywających do stolicy. Oczywiście na czas pobytu musieli gdzieś się zatrzymać, dlatego Hamadi postanowił otworzyć dom gościnny, w którym wynajmował pokoje i zapewniał posiłek. Od razu znalazł klientów i w ciągu roku zbił wielką fortunę.
Nevra czuła podziw i jednoczesną zazdrość to takich ludzi jak Hamadi, umiejących odnaleźć korzyści w najprostszych rozwiązaniach. Ona z kolei miała tendencję do komplikowania sobie życia, z jednoczesnym przeświadczenie, że postępuje słusznie. Niestety wszyscy Bervgoldowie mieli tę cechę i pod tym względem nie stanowiła wyjątku.
Na ten dzień miała zaplanowane spotkanie, którego nie mogła się doczekać. Dysponowała jednak sporym zasobem czasu, który postanowiła przeznaczyć na odpowiednie przygotowanie. W pokoju Gavina nie znajdowało się już nic, co uznałaby za godne uwagi, łącznie z samym gospodarzem, dlatego podeszła do głównych drzwi i uchyliła je ostrożnie. Wyjrzała na korytarz, który ku jej zadowoleniu okazał się pusty. Nie chciała, żeby zauważył ją ktokolwiek z ekspedycji. Nie dlatego, że się za siebie wstydziła, nic z tych rzeczy, po prostu nie chciała, aby ktoś nieopatrznie zrozumiał jej relację z Gavinem i uznał ją za coś poważnego. Nie miała najmniejszej ochoty nikomu się z tego tłumaczyć, w końcu nie była małym dzieckiem.
Jej pokój znajdował się zaraz naprzeciwko. Nie był to jednak żaden dziwny zbieg okoliczności. Gavin chciał mieć Nevrę blisko siebie, żeby codziennie na nią wpadać i kontrolować jej poczynania. Ona sama nie miała z tym większego problemu. Przez te kilka miesięcy znajomości nauczyła się zbywać go wręcz we wzorowy sposób.
Przebywając już w swoim apartamencie, pociągnęła za sznurek dzwonka przyzywającego służbę. W oczekiwaniu na zjawienie się kogoś z personelu podeszła do swojego kufra wypełnionego różnymi flakonami. Przypatrzyła się im uważnie, zastanawiając się, na który zapach miała tego dnia nastrój. Decyzję podjęła z chwilą, gdy rozległo się nieśmiałe pukanie.
- Proszę. - zachęciła Nevra i porwała w palce jedną ze smukłych i podłużnych buteleczek.
Do środka weszła służka, która podczas ich pierwszego spotkania przedstawiła się jako Tikala. Była młodą, śniadą pięknością o oczach przypominających dwa zielone topazy. Czarne włosy z kolei, gęste i lśniące miała zawsze zaplecione w ciasny warkocz, luźno opadający wzdłuż jej ciała, aż za linię pośladków. Nosiła specjalny uniform, składający się z długiej do kostek spódnicy i bluzki z długimi rękawami, a na ramiona narzuconą miała obszerną chustę. Wygląd Tikalii bowiem nie mógł przykuwać męskiej uwagi, dlatego w ich towarzystwie dodatkowo zasłaniała również twarz i głowę.
- Panienka mnie wyzywała, w czym mogę służyć? - spytała, po czym omal nie pisnęła zaskoczona, orientując się, w jakim stroju zastała Nevrę. Brązowe policzki zaszły jej rumieńcem. Po chwili zakłopotania wbiła wzrok w podłogę. - Proszę mi wybaczyć ja...
Nevra tylko machnęła ręką.
- Nie przepraszaj, w końcu to ja wprawiłam cię w zakłopotanie.
Tikala już otwierała usta, żeby zaoponować, ale Nevra w porę podała jej flakon z olejkiem.
- Przygotuj mi kąpiel i dodaj kilka kropel, ale dosłownie kilka. Mogą być ze dwie lub trzy. W końcu chcę pachnieć jak pojedynczy kwiat, a nie od razu cała łąka.
- Wedle życzenia. - odparła, kłaniając się. Następnie, dalej z pochyloną głową, szybko pomaszerowała w stronę łazienki.
Nevra w tym czasie podeszła do szafy i przejrzała dokładnie jej zawartość. Była umówiona z hrabią w interesach. Musiała wyglądać profesjonalnie, jednocześnie nie zapominając o dworskiej etykiecie. Suknia była obowiązkowym wyborem, należało tylko sprecyzować rodzaj materiału, krój i kolor. Ostatecznie zdecydowała się na przewiewną kreację z szyfonu w oliwkowym odcieniu. Odkrywała ramiona i połowę pleców, ale wymaganą skromność nadrabiała w dekolcie po samą brodę. Poza tym w Xan-Lovar panowało nieco luźniejsze podejście co do kobiecych strojów. Upał panujący w tej części kontynentu wybaczał potrzebę zakładania na siebie lekkich materiałów odsłaniających nieco więcej, niż pozwalała na to etykieta.
Wzięła do ręki wieszak z suknią, po czym podeszła do lustra i przyłożyła kreację do siebie. Oceniła, że kolor fenomenalnie kontrastował się z jej świeżo opaloną karnacją i włosami, które zyskały pozłacane refleksy od mocnego, południowego słońca.
- Panienko Bervgolde, kąpiel jest już gotowa. - oznajmiła Tikala, stojąca w przejściu.
Nevra wzięła głębszy wdech i wyłapała delikatny kwiatowy aromat ulatniający się z łazienki.
- Dziękuje ci, możesz odejść.
Tikala dygnęła i wedle polecenia opuściła pokój. Nevra w tym czasie odwiesiła suknię na drzwi szafy. Następnie zgarnęła poskładany w kostkę ręcznik, leżący na komodzie i skierowała swoje kroki do łazienki.
Pomieszczenie zostało w całości wyłożone kafelkami w orientalne wzory. Od dołu w górę ich kolor przechodził gradientem od głębokich czerwieni po ogniste pomarańcze. Zbędna przestrzeń została wypełniona roślinami w ciężkich, glinianych donicach. Okien było kilka, ale posiadały kształt okręgu i ulokowane były na tyle wysoko, że nie trzeba było obawiać się o swoją nagość. Pośrodku podłogi znajdowało się wgłębienie, również wykafelkowane, przypominające sadzawkę z odpływem. W tej chwili było zakorkowane i wypełnione gorącą wodą.
Nevra zdjęła z siebie szlafrok i zarzuciła go na stojący obok parawan, po czym weszła do wody. Zanurzyła się w niej z wręcz błogim westchnieniem. Oparła łokcie na krawędziach kafelek i odchyliła głowę, wdychając przyjemny zapach jaśminu, bergamotki i gwendolline.
Z pewnym rozczarowaniem musiała przyznać, że w ogóle nie czuła na sobie znamion zeszłej nocy. Nie bolały ją piersi, usta nie były nabrzmiałe od pocałunków, a skórze brakowało zaczerwienionych miejsc. Gdyby nie pobudka w nieswoim łóżku, to chyba nie uwierzyłaby w to, że między nią a Gavinem doszło do jakiegokolwiek zbliżenia.
Zawsze wydawało jej się, że pociągający wygląd Gavina musiał iść w parze z jego nietuzinkowymi sposobami na zadowolenie kobiet. Okazało się jednak, że w tej kwestii był jak książka o okładce obiecującej niezapomnianą przygodę, a treści nieodbiegającej dalece od zwykłej powieści obyczajowej. Warto było jednak spróbować, choćby dla zwykłego zweryfikowania swoich wyobrażeń z rzeczywistością.
Zabawa zabawą, ale Nevra wolała skupić się już na czymś innym. Nie lubiła tego bliżej nieokreślonego czasu między przygotowaniem się do spotkania a faktyczną porą jego realizacji. Niecierpliwiła się wtedy i wolała mieć już ten moment za sobą. Z niemożności wpłynięcia na ten proces postanowiła zatopić myśli w lekturze. Gdziekolwiek by nie pomieszkiwała, wszędzie miała porozrzucane książki. Czy to przy łóżku, czy przy komodzie, a także i w łazience. Do kąpieli czytywała głównie bzdety, ale akurat pod ręką miała ciekawą pozycję „Monarchowie i monarchinie. Biografie słynnych władców południa”.
Uważając, aby nie zamoczyć pokaźnego tomiszcza, rozchyliła strony w miejscu, którym zaznaczyła zakładką, po czym wsiąknęła w fascynujący świat starożytności.
W pokoju Gavina z kolei panował przygnębiający półmrok, mimo iż wschód dnia już dawno przeminął. Ciężkie, ciemnoczerwone kotary odgradzały wnętrze pokoju od tętniącego za oknem życia. Nevra leżała w pełni przytomna i przytulona do swojego towarzysza choć sposób, w jaki ją obejmował, nie można było określić mianem czułego. Gavin bowiem posiadał manierę wzniosłości typową dla ludzi jego pokroju. Jeśli uznał, że coś należy do niego, to po prostu to sobie przywłaszczał i trzymał blisko siebie w twardym uścisku. Co najmniej tak, jakby obawiał się, że lada moment coś może zostać mu wydarte.
Nevra jednak nie była jego, choć nieustannie o nią zabiegał. W pewnym sensie w końcu dopiął swego i to, co wydarzyło się między nimi zeszłej nocy, mógł uznać za swój triumf. Nevra natomiast choć przez chwilę nie wzięła go na poważnie. Bawiła się nim i jego próbą przypodobania się jej, gdyż zwyczajnie irytowała ją ta butność iskrząca się w jego spojrzeniu. Była pewna, że ich nocne harce już więcej się nie powtórzą... a przynajmniej nie w najbliższym czasie.
Wiedziona nagłą potrzebą ucieczki przed przytłaczającym dotykiem Gavina powierciła się trochę, aż mężczyzna zdecydował się odwrócić. Przy okazji zgarnął do siebie całą pościel, odkrywając jej nagie ciało. Nevra wykrzywiła usta w grymasie niezadowolenia. Gavin nawet śpiąc, myślał tylko o tym, aby to jemu było najwygodniej.
Nevra wstała i rozejrzała się po podłodze. Wzrokiem szukała swojej sukni. Odnalazła ją dopiero pod szafą, niedbale pozwijaną. Była wykonana z lekkiego materiału w odcieniu przypalanej brzoskwini i posiadała wiele przeplatających się ze sobą łańcuszków na plecach oraz przy szerokich rozcięciach na nogach. Sporo kosztowała i robiła piorunujące wrażenie, ale odwiązanie splątanych ozdób i jej ponownie ubranie zajęłoby trochę czasu. Dlatego wzięła ją do ręki, a następnie narzuciła na siebie szorstki szlafrok Gavina, wiszący dotychczas na krześle. Następnie, nawet nie oglądając się za siebie, wyszła z sypialni to przestronnego przedpokoju.
Pierwszym co zrobiła, było podejście do balkonu i odsłonięcie tych znienawidzonych przez nią kotar. Od razu poczuła ulgę, gdy światło wpadło do środka i skąpało ją w swoim przyjemnym cieple. Wnętrze również jakby wypiękniało. Nie bez przyczyny xan-lovarski wystrój wnętrz utrzymywany był w jasnych tonacjach. Oświetlone promieniami słońca ściany w piaskowych odcieniach optycznie poszerzały pokój, a tkaniny, którymi obito meble, wręcz błyszczały malutkimi, złotymi drobinkami. Kryształowe wazony z kolei rozszczepiały tęczową poświatę, która barwiła fragmenty podłogi.
Apartament Gavina był największy, poza sypialną i łazienką znajdował się w nim również przestronny salon. Pozostali członkowie ekspedycji, w tym Nevra, dostali znacznie mniejsze pokoje. Ich ekipa archeologiczna liczyła sześciu członków. Każdy z osobna był dość majętny, ale nikt nie mógł konkurować z Gavinem, arystokratą posiadającym własny skarbiec. Zawsze miał największy wkład finansowy we wszelkie ich projekty, tym samym ciężko było żywić do niego jakiekolwiek pretensje o to, że sobie dogadzał. Zwłaszcza że na miejsce ich pobytu w Xan-Lovar wybrał naprawdę prestiżowy lokal.
Dom gościnny, w którym się zatrzymali, należał do znanego kupca Hamadiego Abadi. Hamadi słynął z handlu drogimi materiałami i barwnikami. Posiadał sklepy w całym Xan-Lovar i jak na człowieka interesów przystało zarobione pieniądze, inwestował w kolejne dochodowe projekty. Wpadł na świetny pomysł, dostrzegając żyłę złota w turystach mnogo przybywających do stolicy. Oczywiście na czas pobytu musieli gdzieś się zatrzymać, dlatego Hamadi postanowił otworzyć dom gościnny, w którym wynajmował pokoje i zapewniał posiłek. Od razu znalazł klientów i w ciągu roku zbił wielką fortunę.
Nevra czuła podziw i jednoczesną zazdrość to takich ludzi jak Hamadi, umiejących odnaleźć korzyści w najprostszych rozwiązaniach. Ona z kolei miała tendencję do komplikowania sobie życia, z jednoczesnym przeświadczenie, że postępuje słusznie. Niestety wszyscy Bervgoldowie mieli tę cechę i pod tym względem nie stanowiła wyjątku.
Na ten dzień miała zaplanowane spotkanie, którego nie mogła się doczekać. Dysponowała jednak sporym zasobem czasu, który postanowiła przeznaczyć na odpowiednie przygotowanie. W pokoju Gavina nie znajdowało się już nic, co uznałaby za godne uwagi, łącznie z samym gospodarzem, dlatego podeszła do głównych drzwi i uchyliła je ostrożnie. Wyjrzała na korytarz, który ku jej zadowoleniu okazał się pusty. Nie chciała, żeby zauważył ją ktokolwiek z ekspedycji. Nie dlatego, że się za siebie wstydziła, nic z tych rzeczy, po prostu nie chciała, aby ktoś nieopatrznie zrozumiał jej relację z Gavinem i uznał ją za coś poważnego. Nie miała najmniejszej ochoty nikomu się z tego tłumaczyć, w końcu nie była małym dzieckiem.
Jej pokój znajdował się zaraz naprzeciwko. Nie był to jednak żaden dziwny zbieg okoliczności. Gavin chciał mieć Nevrę blisko siebie, żeby codziennie na nią wpadać i kontrolować jej poczynania. Ona sama nie miała z tym większego problemu. Przez te kilka miesięcy znajomości nauczyła się zbywać go wręcz we wzorowy sposób.
Przebywając już w swoim apartamencie, pociągnęła za sznurek dzwonka przyzywającego służbę. W oczekiwaniu na zjawienie się kogoś z personelu podeszła do swojego kufra wypełnionego różnymi flakonami. Przypatrzyła się im uważnie, zastanawiając się, na który zapach miała tego dnia nastrój. Decyzję podjęła z chwilą, gdy rozległo się nieśmiałe pukanie.
- Proszę. - zachęciła Nevra i porwała w palce jedną ze smukłych i podłużnych buteleczek.
Do środka weszła służka, która podczas ich pierwszego spotkania przedstawiła się jako Tikala. Była młodą, śniadą pięknością o oczach przypominających dwa zielone topazy. Czarne włosy z kolei, gęste i lśniące miała zawsze zaplecione w ciasny warkocz, luźno opadający wzdłuż jej ciała, aż za linię pośladków. Nosiła specjalny uniform, składający się z długiej do kostek spódnicy i bluzki z długimi rękawami, a na ramiona narzuconą miała obszerną chustę. Wygląd Tikalii bowiem nie mógł przykuwać męskiej uwagi, dlatego w ich towarzystwie dodatkowo zasłaniała również twarz i głowę.
- Panienka mnie wyzywała, w czym mogę służyć? - spytała, po czym omal nie pisnęła zaskoczona, orientując się, w jakim stroju zastała Nevrę. Brązowe policzki zaszły jej rumieńcem. Po chwili zakłopotania wbiła wzrok w podłogę. - Proszę mi wybaczyć ja...
Nevra tylko machnęła ręką.
- Nie przepraszaj, w końcu to ja wprawiłam cię w zakłopotanie.
Tikala już otwierała usta, żeby zaoponować, ale Nevra w porę podała jej flakon z olejkiem.
- Przygotuj mi kąpiel i dodaj kilka kropel, ale dosłownie kilka. Mogą być ze dwie lub trzy. W końcu chcę pachnieć jak pojedynczy kwiat, a nie od razu cała łąka.
- Wedle życzenia. - odparła, kłaniając się. Następnie, dalej z pochyloną głową, szybko pomaszerowała w stronę łazienki.
Nevra w tym czasie podeszła do szafy i przejrzała dokładnie jej zawartość. Była umówiona z hrabią w interesach. Musiała wyglądać profesjonalnie, jednocześnie nie zapominając o dworskiej etykiecie. Suknia była obowiązkowym wyborem, należało tylko sprecyzować rodzaj materiału, krój i kolor. Ostatecznie zdecydowała się na przewiewną kreację z szyfonu w oliwkowym odcieniu. Odkrywała ramiona i połowę pleców, ale wymaganą skromność nadrabiała w dekolcie po samą brodę. Poza tym w Xan-Lovar panowało nieco luźniejsze podejście co do kobiecych strojów. Upał panujący w tej części kontynentu wybaczał potrzebę zakładania na siebie lekkich materiałów odsłaniających nieco więcej, niż pozwalała na to etykieta.
Wzięła do ręki wieszak z suknią, po czym podeszła do lustra i przyłożyła kreację do siebie. Oceniła, że kolor fenomenalnie kontrastował się z jej świeżo opaloną karnacją i włosami, które zyskały pozłacane refleksy od mocnego, południowego słońca.
- Panienko Bervgolde, kąpiel jest już gotowa. - oznajmiła Tikala, stojąca w przejściu.
Nevra wzięła głębszy wdech i wyłapała delikatny kwiatowy aromat ulatniający się z łazienki.
- Dziękuje ci, możesz odejść.
Tikala dygnęła i wedle polecenia opuściła pokój. Nevra w tym czasie odwiesiła suknię na drzwi szafy. Następnie zgarnęła poskładany w kostkę ręcznik, leżący na komodzie i skierowała swoje kroki do łazienki.
Pomieszczenie zostało w całości wyłożone kafelkami w orientalne wzory. Od dołu w górę ich kolor przechodził gradientem od głębokich czerwieni po ogniste pomarańcze. Zbędna przestrzeń została wypełniona roślinami w ciężkich, glinianych donicach. Okien było kilka, ale posiadały kształt okręgu i ulokowane były na tyle wysoko, że nie trzeba było obawiać się o swoją nagość. Pośrodku podłogi znajdowało się wgłębienie, również wykafelkowane, przypominające sadzawkę z odpływem. W tej chwili było zakorkowane i wypełnione gorącą wodą.
Nevra zdjęła z siebie szlafrok i zarzuciła go na stojący obok parawan, po czym weszła do wody. Zanurzyła się w niej z wręcz błogim westchnieniem. Oparła łokcie na krawędziach kafelek i odchyliła głowę, wdychając przyjemny zapach jaśminu, bergamotki i gwendolline.
Z pewnym rozczarowaniem musiała przyznać, że w ogóle nie czuła na sobie znamion zeszłej nocy. Nie bolały ją piersi, usta nie były nabrzmiałe od pocałunków, a skórze brakowało zaczerwienionych miejsc. Gdyby nie pobudka w nieswoim łóżku, to chyba nie uwierzyłaby w to, że między nią a Gavinem doszło do jakiegokolwiek zbliżenia.
Zawsze wydawało jej się, że pociągający wygląd Gavina musiał iść w parze z jego nietuzinkowymi sposobami na zadowolenie kobiet. Okazało się jednak, że w tej kwestii był jak książka o okładce obiecującej niezapomnianą przygodę, a treści nieodbiegającej dalece od zwykłej powieści obyczajowej. Warto było jednak spróbować, choćby dla zwykłego zweryfikowania swoich wyobrażeń z rzeczywistością.
Zabawa zabawą, ale Nevra wolała skupić się już na czymś innym. Nie lubiła tego bliżej nieokreślonego czasu między przygotowaniem się do spotkania a faktyczną porą jego realizacji. Niecierpliwiła się wtedy i wolała mieć już ten moment za sobą. Z niemożności wpłynięcia na ten proces postanowiła zatopić myśli w lekturze. Gdziekolwiek by nie pomieszkiwała, wszędzie miała porozrzucane książki. Czy to przy łóżku, czy przy komodzie, a także i w łazience. Do kąpieli czytywała głównie bzdety, ale akurat pod ręką miała ciekawą pozycję „Monarchowie i monarchinie. Biografie słynnych władców południa”.
Uważając, aby nie zamoczyć pokaźnego tomiszcza, rozchyliła strony w miejscu, którym zaznaczyła zakładką, po czym wsiąknęła w fascynujący świat starożytności.
Ostatnio edytowane przez Nevra 2 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
- Alessandro
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wojownik , Mag , Najemnik
- Kontakt:
Południowe słońce paliło niemiłosiernie. Skóra na rękach Alessandro pokryta była bąblami od oparzeń słonecznych. Zaschnięta krew i piasek pokrywały jego pustynne odzienie. Wokół niego latały muchy niczym nad padliną. Słaniał się na nogach z pragnienia i zmęczenia. Nad jego głową od kilku godzin szybował potężny sęp, który tylko czekał, aż wędrowiec zwali się z nóg na rozpalony piasek i przestanie się ruszać. Cholerna pustynia. Prowizoryczne szelki ze sznura konopnego, do których przytoczone było truchło olbrzymiego, wężowatego monstrum, wrzynały się niemiłosiernie w nieosłonięte materiałem ramiona. Kefija wprawdzie ochraniała przed piaskowym pyłem i udarem słonecznym, ale za to utrudniała oddychanie. Wilcze zmysły Alessandro wyczuwały najdrobniejsze ślady wilgoci. Przemieniony był na skraju wycieńczenia. Chatka, do której zmierzał Alessandro, na szczęście nie okazała się fatamorganą, tylko niewielką stajnią. Mężczyzna słaniając się na nogach dotarł w jej pobliże. Ostatni przebłysk świadomości wskazał mu drewniane poidło dla koni. Bezwładnie upadł na ziemię tuż obok i zanużył dłoń w zagrzanej od słońca wodzie. Była prawdziwa. Przemieniony zanurzył twarz w cieczy, którą następnie zaczął łapczywie połykać. Kiedy już ugasił palące pragnienie, przewalił się na bok i stracił przytomność.
Obudził go chłodny, wieczorny wiatr. Początkowo nie wiedział gdzie jest i co się z nim dzieje. Całe jego ciało było obolałe i poobijane. Zaschnięta krew i pustynny pył były dosłownie wszędzie. Ostrożnie przewrócił się na plecy, po czym spróbował usiąść. Ręce mu drżały i był nieziemsko wycieńczony. Budynek, który stał za jego plecami, był najwidoczniej stajnią. Właścicieli prawdopodobnie nie było w domu, bo ani nie było słychać koni, ani też nikt wcześniej nie zajął się nieprzytomnym Alessandro. W powietrzu unosił się zapach stajni. Przemieniony jednak nie widział w tym żadnego problemu. Gorszym zmartwieniem były kłęby much unoszące się nad rozkładającym się, olbrzymim gadem. Walka jaką stoczył, zmęczyła go na tyle, że nie miał już siły myśleć o konserwacji truchła, by spowolnić proces jej gnicia. Na całe szczęście laboratoria alchemiczne zazwyczaj nie widziały w tym problemu, więc Alessandro nie musiał się martwić, że jego praca pójdzie na marne. Wyciągnął z torby podręcznej niewielki flakon z przeźroczystą cieczą i podszedł do olbrzymiego węża. Następnie wylał całą zawartość do paszczy bestii. Po chwili zobaczył charakterystyczną, pomarańczową łunę, która oznaczała, że substancja zaczęła działać. Jednocześnie dało się słyszeć skwierczenie palących się much, które żerowały na padlinie. Obiekt został zabezpieczony. Nadeszła kolej, by zregenerować własne uszkodzenia. Alessandro na moment zastanowił się, co by było, gdyby przez przypadek pomylił substancje. Odżywcza mikstura, która połknął na raz na szczęście była tym czym miała być, bo już po chwili poczuł tęgi zastrzyk energii, a jego umysł zaczął racjonalnie myśleć. Ociekał brudem i zaschnięta krwią, należało więc szybko znaleźć miejsce, w którym mógłby się umyć. Problemem było też truchło, którego nie mógł zostawić na widoku. Obszedł budynek z każdej strony. Drzwi były zaryglowane poprzeczną belką, którą uniósł bez trudu. Jak się spodziewał, była to stajnia. Właściciele rzeczywiście musieli być poza domem, ponieważ po koniach nie było ani śladu. Alessandro chwycił za powróz i przeciągnął potwora do pomieszczenia. Odpowiednie ulokowanie bestii zajęło mu trochę czasu i kosztowało go sporo energii. Potężne cielsko ważyło swoje. Dodatkowo wciąż trapiło go pragnienie. Przywołał demona ochronnego, który miał pilnować pozostawionego w stajni dobytku, a następnie udał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek wodopoju innego niż końskie koryto. Kilka kroków od stajni stał typowy, pustynny domek z piaskowca, w którym powinni przebywać właściciele. Przy drzwiach wejściowych wisiał na sznurku dzwonek. Alessandro skorzystał z niego profilaktycznie, gdyby miało się okazać, że ktoś jednak przebywa na terenie posiadłości. Kiedy jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi, poczuł się usprawiedliwiony i wszedł do środka. Zabezpieczenie drzwi nie wskazywało na to, by mieszkańcy troszczyli się o to, co znajduje się w domu. Alessandro przypuszczał, że zapewne trafił do mieszkania kogoś, kogo status społeczny oscyluje pomiędzy zubożałym chłopstwem, a kiepsko opłacalnym najemnictwem. Demoniczne światło, które naprędce przywołał, oświetlało mu wnętrze. Odnalazł jakąś skromną sypialnię, w której znajdowała się szafa z kilkoma znoszonymi ubraniami. Bez namysłu wziął z wieszaka pierwsze lepsze odzienie, które powinno na niego pasować. Następnie z kosza stojącego nieopodal wygrzebał kilka przypadkowych szmat. Na niewielkim stoliku obok łóżka pozostawił mały, raczej drogocenny kamyk, który był jedynym wartościowym przedmiotem, jakim mógł zapłacić za kradzież.
Lodowata woda ze studni głębinowej musiała wystarczyć, by zmyć brudy walki. Odświeżony Alessandro mógł zacząć myśleć o kolejnych potrzebach do zaspokojenia. Na szczycie listy był obecnie sen. Nie wiadomo kiedy wlasciciele mieliby wrócić do domu, dlatego przemieniony zdecydował się, że przenocuje w stajni. Pościelił na podłodze jakąś płachtę i położył się na niej w czystej todze. Było mu tak dobrze, że ostatkiem świadomości rozkazał demonom chronić go przed wężami i innymi jadowitymi stworzeniami i zasnął jak zabity. Obudziło go południowe słońce, a dokładniej temperatura jaka utrzymywała się w stajni. Bolały go wszystkie mięśnie i gojące się rany. Trzeba było jednak ruszać w drogę. Alessandro wstał i przeciągnął się, po czym wyszedł ze stajni. Musiał jak najszybciej pozbyć się bestii, przez którą znajdował się w tym miejscu. Wyciągnął z podróżnej sakwy niewielki papierek, na którym znajdowała się magiczna runa. Musiał stworzyć na ziemi, przy użyciu pustynnego piasku, analogicznie wyglądający znak, aby przywołać kogoś z delegacji magów, od których dostał zamówienie na wężową kreaturę, która leżała w stajni. Kiedy był już gotów, przeciął sobie dłoń w poprzek i pokropił swoją krwią znak. Po kilku chwilach stanęła przed nim eteryczna postać w kapturze. Mag udał się za Alessandro do stajni, a następnie kiedy ustalił, że wojownik dysponuje tym, co od niego oczekiwano, wynagrodził go brzęczącą sakiewką. Alessandro nie musiał sprawdzać jej zawartości, ponieważ zlecenie pochodziło z królewskiego projektu. Nie przejmując się już niczym więcej, pożegnał się z magiem i ruszył w kierunku jakiejś bardziej zurbanizowanej części miasteczka. Pieniądze które zdobył, chciał przeznaczyć na opłacenie karawany która zabrałaby go do stolicy Xan-Lovar. Musiał też zdobyć jakieś wygodne ubrania i naostrzyć halabardę. Nie było czasu na zastanawianie się. W stolicy czekało na niego zlecenie, dla którego był skłonny pokonać każdą odległość i wszelkie przeszkody. Choćby miał przejść pustynię pieszo…
Obudził go chłodny, wieczorny wiatr. Początkowo nie wiedział gdzie jest i co się z nim dzieje. Całe jego ciało było obolałe i poobijane. Zaschnięta krew i pustynny pył były dosłownie wszędzie. Ostrożnie przewrócił się na plecy, po czym spróbował usiąść. Ręce mu drżały i był nieziemsko wycieńczony. Budynek, który stał za jego plecami, był najwidoczniej stajnią. Właścicieli prawdopodobnie nie było w domu, bo ani nie było słychać koni, ani też nikt wcześniej nie zajął się nieprzytomnym Alessandro. W powietrzu unosił się zapach stajni. Przemieniony jednak nie widział w tym żadnego problemu. Gorszym zmartwieniem były kłęby much unoszące się nad rozkładającym się, olbrzymim gadem. Walka jaką stoczył, zmęczyła go na tyle, że nie miał już siły myśleć o konserwacji truchła, by spowolnić proces jej gnicia. Na całe szczęście laboratoria alchemiczne zazwyczaj nie widziały w tym problemu, więc Alessandro nie musiał się martwić, że jego praca pójdzie na marne. Wyciągnął z torby podręcznej niewielki flakon z przeźroczystą cieczą i podszedł do olbrzymiego węża. Następnie wylał całą zawartość do paszczy bestii. Po chwili zobaczył charakterystyczną, pomarańczową łunę, która oznaczała, że substancja zaczęła działać. Jednocześnie dało się słyszeć skwierczenie palących się much, które żerowały na padlinie. Obiekt został zabezpieczony. Nadeszła kolej, by zregenerować własne uszkodzenia. Alessandro na moment zastanowił się, co by było, gdyby przez przypadek pomylił substancje. Odżywcza mikstura, która połknął na raz na szczęście była tym czym miała być, bo już po chwili poczuł tęgi zastrzyk energii, a jego umysł zaczął racjonalnie myśleć. Ociekał brudem i zaschnięta krwią, należało więc szybko znaleźć miejsce, w którym mógłby się umyć. Problemem było też truchło, którego nie mógł zostawić na widoku. Obszedł budynek z każdej strony. Drzwi były zaryglowane poprzeczną belką, którą uniósł bez trudu. Jak się spodziewał, była to stajnia. Właściciele rzeczywiście musieli być poza domem, ponieważ po koniach nie było ani śladu. Alessandro chwycił za powróz i przeciągnął potwora do pomieszczenia. Odpowiednie ulokowanie bestii zajęło mu trochę czasu i kosztowało go sporo energii. Potężne cielsko ważyło swoje. Dodatkowo wciąż trapiło go pragnienie. Przywołał demona ochronnego, który miał pilnować pozostawionego w stajni dobytku, a następnie udał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek wodopoju innego niż końskie koryto. Kilka kroków od stajni stał typowy, pustynny domek z piaskowca, w którym powinni przebywać właściciele. Przy drzwiach wejściowych wisiał na sznurku dzwonek. Alessandro skorzystał z niego profilaktycznie, gdyby miało się okazać, że ktoś jednak przebywa na terenie posiadłości. Kiedy jednak nie usłyszał żadnej odpowiedzi, poczuł się usprawiedliwiony i wszedł do środka. Zabezpieczenie drzwi nie wskazywało na to, by mieszkańcy troszczyli się o to, co znajduje się w domu. Alessandro przypuszczał, że zapewne trafił do mieszkania kogoś, kogo status społeczny oscyluje pomiędzy zubożałym chłopstwem, a kiepsko opłacalnym najemnictwem. Demoniczne światło, które naprędce przywołał, oświetlało mu wnętrze. Odnalazł jakąś skromną sypialnię, w której znajdowała się szafa z kilkoma znoszonymi ubraniami. Bez namysłu wziął z wieszaka pierwsze lepsze odzienie, które powinno na niego pasować. Następnie z kosza stojącego nieopodal wygrzebał kilka przypadkowych szmat. Na niewielkim stoliku obok łóżka pozostawił mały, raczej drogocenny kamyk, który był jedynym wartościowym przedmiotem, jakim mógł zapłacić za kradzież.
Lodowata woda ze studni głębinowej musiała wystarczyć, by zmyć brudy walki. Odświeżony Alessandro mógł zacząć myśleć o kolejnych potrzebach do zaspokojenia. Na szczycie listy był obecnie sen. Nie wiadomo kiedy wlasciciele mieliby wrócić do domu, dlatego przemieniony zdecydował się, że przenocuje w stajni. Pościelił na podłodze jakąś płachtę i położył się na niej w czystej todze. Było mu tak dobrze, że ostatkiem świadomości rozkazał demonom chronić go przed wężami i innymi jadowitymi stworzeniami i zasnął jak zabity. Obudziło go południowe słońce, a dokładniej temperatura jaka utrzymywała się w stajni. Bolały go wszystkie mięśnie i gojące się rany. Trzeba było jednak ruszać w drogę. Alessandro wstał i przeciągnął się, po czym wyszedł ze stajni. Musiał jak najszybciej pozbyć się bestii, przez którą znajdował się w tym miejscu. Wyciągnął z podróżnej sakwy niewielki papierek, na którym znajdowała się magiczna runa. Musiał stworzyć na ziemi, przy użyciu pustynnego piasku, analogicznie wyglądający znak, aby przywołać kogoś z delegacji magów, od których dostał zamówienie na wężową kreaturę, która leżała w stajni. Kiedy był już gotów, przeciął sobie dłoń w poprzek i pokropił swoją krwią znak. Po kilku chwilach stanęła przed nim eteryczna postać w kapturze. Mag udał się za Alessandro do stajni, a następnie kiedy ustalił, że wojownik dysponuje tym, co od niego oczekiwano, wynagrodził go brzęczącą sakiewką. Alessandro nie musiał sprawdzać jej zawartości, ponieważ zlecenie pochodziło z królewskiego projektu. Nie przejmując się już niczym więcej, pożegnał się z magiem i ruszył w kierunku jakiejś bardziej zurbanizowanej części miasteczka. Pieniądze które zdobył, chciał przeznaczyć na opłacenie karawany która zabrałaby go do stolicy Xan-Lovar. Musiał też zdobyć jakieś wygodne ubrania i naostrzyć halabardę. Nie było czasu na zastanawianie się. W stolicy czekało na niego zlecenie, dla którego był skłonny pokonać każdą odległość i wszelkie przeszkody. Choćby miał przejść pustynię pieszo…
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
Kąpiel Nevry nie trwała długo, mimo iż lektura, którą się do niej raczyła, była niezwykle wciągająca. Ona wolała jednak poświęcić pozostały jej czas na spokojne wyszykowanie. Odłożyła książkę, zamieniając ją na miękki, jedwabny ręcznik. Wstała i osuszyła nim całe ciało, a woda wsiąknęła w materiał, pozostawiając na jej skórze jedynie subtelny, kwiatowy aromat olejku.
Po wyjściu z łazienki stanęła przed lustrem. Sprawnie narzuciła na siebie suknie, a następnie rozpuściła upięte do kąpieli włosy. Gdy tylko odpięła klamrę rozsypały się na jej plecach miękką kaskadą. Wyglądały lśniąco i zdrowo, ale Nevra i tak postanowiła poświęcić im trochę dodatkowej uwagi. Już przy toaletce wtarła w nie kilka zapachowych wcierek, po czym rozczesała je szczotką i zaplotła w nieskomplikowany kosz z warkoczy. Wyjście z rozpuszczonymi włosami na taki upał, jaki panował popołudniową porą w Xan-Lovar, nie był dobrym pomysłem. Oczywiście tyczyło się to również makijażu, ale akurat w tym względzie Nevra preferowała subtelność. Lubiła podkreślić oko lekką kreską i zaróżowić policzki. Do tego w swoim kufrze miała tylko dwie szminki - w odcieniu czerwieni i burgundu. Tego dnia nie skorzystała jednak z żadnej, traktując usta zaledwie muśnięciem nawilżającego balsamu. Zrezygnowała też z perfum, gdyż uznała, że wokół niej unosiła się już dostatecznie kusząca, zapachowa aura. Z podróżnej szkatułki wyjęła jeszcze dwie perły, które wpięła do uszu. Dodatkowo po wstaniu z otomany uzupełniła strój o modny, pleciony kapelusz, białe, koronkowe rękawiczki, wachlarz i parę sandałów wiązanych na rzemień. W takim stanie przejrzała się jeszcze raz w lustrze, oceniając że jest w pełni gotowa do wyjścia.
Przechodząc przez pokój spojrzała jeszcze mimochodem na miecz, podparty o ścianę oraz sztylet leżący na komodzie. Zatrzymała się na moment i zamyśliła intensywnie. Ostatecznie jednak nie sięgnęła po żadne z nich, gdyż była spokojna o swoją podróż do posiadłości hrabiego, jak i sam przebieg ich spotkania. Chwytając za klamkę powtarzała sobie w myślach, że przecież nie może tak łatwo popadać w paranoję i zakładać, że broń z całą pewnością się jej przyda. Udawała się do hrabiego w interesach jako archeolog, nie inkwizytor.
Nie inkwizytor.
Nie...
W momencie zawróciła i wzięła sztylet do ręki. W kilku sprawnych ruchach zamocowała pas z pochwą na swoim lewym udzie, a kiedy tylko wyczuła znajomy ciężar broni, poczuła się pewniej. Doświadczenie nauczyło ją, że przezorności nigdy nie za wiele. Nawet jeśli samo poczucie pozostania w ciągłej gotowości było już dla Nevry niebywale irytujące to nie umiała się z niego wyleczyć.
Kiedy wyszła z apartamentu na korytarzu dalej panował spokój, choć dzień panował już w pełnym rozkwicie. Większość gości musiała najwidoczniej przebywać na parterze, gdzie znajdowała się restauracja oraz bar. Nevra zamknęła drzwi nie siląc się o zachowanie ciszy. Zawiasy bowiem niebywale skrzypiały. Ku jej zaskoczeniu jednak Gavin nie wyskoczył ze swojego pokoju, jak miał w zwyczaju przez ostatnie kilka dni. Z pewnością wciąż odsypiał zeszłą noc. Z tego względu Nevra nastawiła się na samotny spacer do recepcji, ale gdy tylko postąpiła kilka pierwszych kroków, usłyszała kolejne skrzypnięcie zawiasów.
Odwróciła się i dostrzegła postawną sylwetkę raroga sunącego w jej stronę. Rozchylił bogato upierzone, śnieżnobiałe skrzydła i zawołał:
- Ah! Nevro, cudownie cię widzieć.
Ona z kolei uśmiechnęła się do niego pogodnie.
- Dzień dobry Edmundzie. Zapewniam cię, że swoim nadejściem sprawiłeś mi równą przyjemność. - wyszczebiotała z niewinną słodyczą, tak typową dla wysoko urodzonych dam.
Raróg uśmiechnął się, na tyle na ile mógł zrobić to posiadacz ostrego dzioba. Edmund bowiem wywodził się z długiej i szanowanej dynastii sów śnieżnych zamieszkujących królestwa północy. Tym samym był jak chodzący, muzealny eksponat. Dalej jednak prezentował się niezwykle majestatycznie, nawet wtedy kiedy wszechobecny upał ewidentnie mu doskwierał.
- Dokąd zmierzasz, jeśli wolno spytać?
Nevra spojrzała na niego z błyskiem rozbawienia w spojrzeniu. Nie odpowiedziała od razu, zamiast tego wyciągnęła swoje ramię w zapraszającym geście.
Edmund z kolei od razu zrozumiał ten jakże jasny przekaz i z pełnią dżentelmeńskiej gracji podjął ją pod ramię.
- Oh! To żadna tajemnica. - przyznała wreszcie Nevra, gdy zaczęli przemierzać korytarz nieśpiesznym krokiem. - Opowiadałam ci już o moim dzisiejszym zaplanowanym spotkaniu z hrabią, prawda?
- Jak najbardziej, teraz pamiętam. Rozumiem, że poinformowałaś już o tym Gavina.
Zapadła chwilowa cisza, która sama w sobie stanowiła już jasną odpowiedź. Nevra nie chciała brnąć dalej w tą tematykę, ale tak otwarte pozostawienie tego pytania uznała za zbyt nieuprzejme.
-Nic z tych rzeczy. - przyznała po dłuższej chwili.
Edmund wydawał się nieco zmieszany.
- Nie rozumiem, przed chwilą wspomniałaś, że nie jest to tajemnicą...
- Oczywiście, ale tym samym jest to moja prywatna sprawa, a prywatnymi sprawami dzielę się z tym z kim zechcę. - odparła twardo Nevra. - Prędzej czy później powiem o tym Gavinowi, choć w tym wypadku później jest bardziej prawdopodobne niż prędzej. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz.
- Jak najbardziej, wszak dobrze wiem jak Gavin nieustannie się do ciebie zaleca. Jeśli chcesz to mogę z nim o tym porozmawiać...
- Równie dobrze, mógłbyś teraz poprosić ścianę, aby się dla ciebie przesunęła. To i tak nic nie zmieni.
Edmund zamilkł, ale jego mina jasno świadczyła o tym, że był gotów przyznać jej rację.
Gavina traktowano w gronie ekspedycji jako kogoś... szczególnego. Niezaprzeczalnie posiadał najwyższy status społeczny, był bowiem wysoko urodzonym arystokratą, a dokładniej bratankiem Terezjusza z rodu Fergonetów króla Meot. Koneksje rodziny zapewniły mu ukończenie najlepszej uczelni na kontynencie, a jego dyplom szczycił się wartością znacznie przekraczającą prestiż certyfikatów i dokumentów posiadanych przez resztę członków. Na dodatek fundował wiele wypraw, a jego nazwisko często przyciągało uwagę wielu znamienitych klientów. Nic więc dziwnego, że dla pozostałych osób z ekspedycji jawił się jako nieoceniony towarzysz, nawet jeśli jego charakter stanowił pewne wyzwanie. Wszystko dlatego, że Gavin posiadał jeden, dość spory kompleks, który nieco komplikował relacje w całym zespole.
Wiązało się to z tym, że Nevra była błogosławioną, Edmund rarogiem, Eleanora wróżką, Gertruda syreną, a Ansel satyrem. Każdy z nich posiadał coś szczególnego - skrzydła, pióra, kopyta, rogi, ogon, magiczną poświatę lub co ważniejsze, długowieczność. Gavin nie miał żadnej z tych rzeczy, gdyż był zwykłym człowiekiem i właśnie to bolało go najbardziej. Z tego powodu pozostali obchodzili się z nim jak z jajkiem w obawie, że urażony zrezygnuje i odejdzie tym samym, pozbawiając ekspedycję sławy i wysokiego standardu życia, do którego zdążyli przywyknąć. Podtrzymywanie w nim przeświadczenia o jego ważności po prostu było lukratywne dla obu stron.
Nevra jednak czuła się coraz bardziej poirytowana całą tą sytuacją. Wszystko zawsze obracało się wokół Gavina, mimo iż tylko bawił się w archeologa. Również ich wizyta w Xan-Lovar była podyktowana jego zaproszeniem przez królewski uniwersytet. Miał wygłosić serię prelekcji na temat architektury starożytnych cywilizacji południa. Pozostali oczywiście podążyli za nim i znaleźli jakieś mniejsze zlecenia dopiero na miejscu. Bez konkretnego zajęcia pozostała jedynie Nevra, a ona z całą pewnością nie miała zamiaru zatańczyć tak, jak Gavin jej zagra. I w końcu los postanowił się do niej uśmiechnąć, zsyłając propozycję hrabiego.
- Czym będziesz się dzisiaj zajmował Edmundzie? - spytała, chcąc nareszcie bez przeszkód zmienić temat na mniej inwazyjny.
Edmund na wzmiankę o swoich planach wyraźnie się rozweselił.
- Zostałem zaproszony przez studentów na małą wycieczkę poza mury miasta. Na zaliczenie semestru muszą przeprowadzić własne wykopaliska przy ruinach świątyni. Obiecałem, że im pomogę.
- To bardzo uprzejme z twojej strony. - przyznała Nevra.
Akurat weszli na kręte schody prowadzące na parter.
- Oh! To czysta przyjemność móc wspomóc tak młode i chłonne umysły.
- A jak pozostali?
- Eleanora i Gertruda pomagają przy organizacji wystawy w tutejszym muzeum, z kolei Ansel złapał kontakt z kilkoma innymi archeologami i razem preparują świeżo odnalezione skamieliny.
Nevra musiała przyznać, że brzmiało to jak coś niebywale nudnego. W końcu każdy z nich był wybitnym i doświadczonym archeologiem. Ekspedycje i wykopaliska były ich żywiołem, a ciągłe naukowe spotkania i śledzenie tekstów starych ksiąg tylko przytępiało ich sprawne i bystre zmysły poszukiwaczy. Ona nie miała zamiaru dłużej tak żyć. Potrzebowała przygody.
Kiedy zeszli na dół jej przypuszczenia potwierdziły się. Restauracja jak i bar były po brzegi wypełnione gośćmi. W holu natomiast było już o wiele spokojniej. Kilku ludzi stało przy recepcji i wynajmowało nocleg, z kolei służący czyścili szyby głównych drzwi wejściowych.
Nevra wraz z Edmundem zatrzymali się niedaleko nich. Naraz jeden z odźwiernych podszedł do nich i ukłonił się.
- Panienka Bervgolde?
Odwróciła się w jego stronę i przytaknęła.
- Hrabia posłał po panienkę riksze, która już czeka na zewnątrz.
Edmund i Nevra spojrzeli po sobie nieco zaskoczeni. Punktualność hrabiego była godna podziwu.
- Fantastycznie. - odparła, po czym z wyuczoną, szlachecką gracją otworzyła wachlarz. - Dziękuje ci za towarzystwo Edmundzie.
Raróg uśmiechnął się, wciąż wyglądał jednak na nieco zaniepokojonego.
- Nevro, czy tylko Gavin nic o tym nie wie, czy może powinienem wystrzegać się kogoś jeszcze? - spytał po chwili.
Nevra wyszła mu naprzeciw z ostrym i czujnym spojrzeniem. Mimo, iż bardzo lubiła Edmunda to rozmowa z nim zaczynała już ją trochę drażnić. Zamaskowała się uprzejmym uśmiechem.
- Właściwie to powiedziałam tylko tobie. Jeśli przyjmę zlecenie to wtedy przyznam się reszcie.
- Dobrze, w takim razie będę milczał jak zaklęty. Uważaj na siebie moja droga. - dodał i skłonił przed nią głowę
- Do zobaczenia. - odparła Nevra.
Odźwierny uchylił przed nią drzwi, a następnie poprowadził w stronę rikszy. Był to dość popularny środek transportu w Xan-Lovar wykorzystujący siłę ludzkich mięśni. Wiele osób właśnie w ten sposób zarabiało na życie. Riksza wynajęta przez hrabiego wyglądała na bardzo drogą. Miała solidne zadaszenie, siedzenia obite z wełny kaszmirowej i szerokie oparcie. Tuż przy niej stał rosły, ciemnoskóry mężczyzna. W momencie, w którym do niego podeszli akurat przecierał swoje czoło od zaległego na nim potu.
- Witam panienkę. - rzucił, kłaniając się. Wyglądał na bardzo zmęczonego upałem. Zapewne w ciągu dnia zrobił już wiele kursów.
Nevra nie zdążyła go jednak o to zapytać, gdyż odźwierny podał jej dłoń.
- Hes-ra zapewni panience bezpieczną podróż do posiadłości hrabiego. - powiedział, jednocześnie służąc jej podparciem przy wchodzeniu po stopniach.
Nevra zasiadła na wygodnym siedzeniu, a Hes-ra chwycił za dyszle.
-Gdyby ktoś o mnie pytał powiedz, że wyszłam w interesach, nie precyzuj jednak w jakich. - oznajmiła, a odźwierny przytaknął.
Hes-ra napiął mięśnie i po chwili riksza ruszyła z turkotem.
Po wyjściu z łazienki stanęła przed lustrem. Sprawnie narzuciła na siebie suknie, a następnie rozpuściła upięte do kąpieli włosy. Gdy tylko odpięła klamrę rozsypały się na jej plecach miękką kaskadą. Wyglądały lśniąco i zdrowo, ale Nevra i tak postanowiła poświęcić im trochę dodatkowej uwagi. Już przy toaletce wtarła w nie kilka zapachowych wcierek, po czym rozczesała je szczotką i zaplotła w nieskomplikowany kosz z warkoczy. Wyjście z rozpuszczonymi włosami na taki upał, jaki panował popołudniową porą w Xan-Lovar, nie był dobrym pomysłem. Oczywiście tyczyło się to również makijażu, ale akurat w tym względzie Nevra preferowała subtelność. Lubiła podkreślić oko lekką kreską i zaróżowić policzki. Do tego w swoim kufrze miała tylko dwie szminki - w odcieniu czerwieni i burgundu. Tego dnia nie skorzystała jednak z żadnej, traktując usta zaledwie muśnięciem nawilżającego balsamu. Zrezygnowała też z perfum, gdyż uznała, że wokół niej unosiła się już dostatecznie kusząca, zapachowa aura. Z podróżnej szkatułki wyjęła jeszcze dwie perły, które wpięła do uszu. Dodatkowo po wstaniu z otomany uzupełniła strój o modny, pleciony kapelusz, białe, koronkowe rękawiczki, wachlarz i parę sandałów wiązanych na rzemień. W takim stanie przejrzała się jeszcze raz w lustrze, oceniając że jest w pełni gotowa do wyjścia.
Przechodząc przez pokój spojrzała jeszcze mimochodem na miecz, podparty o ścianę oraz sztylet leżący na komodzie. Zatrzymała się na moment i zamyśliła intensywnie. Ostatecznie jednak nie sięgnęła po żadne z nich, gdyż była spokojna o swoją podróż do posiadłości hrabiego, jak i sam przebieg ich spotkania. Chwytając za klamkę powtarzała sobie w myślach, że przecież nie może tak łatwo popadać w paranoję i zakładać, że broń z całą pewnością się jej przyda. Udawała się do hrabiego w interesach jako archeolog, nie inkwizytor.
Nie inkwizytor.
Nie...
W momencie zawróciła i wzięła sztylet do ręki. W kilku sprawnych ruchach zamocowała pas z pochwą na swoim lewym udzie, a kiedy tylko wyczuła znajomy ciężar broni, poczuła się pewniej. Doświadczenie nauczyło ją, że przezorności nigdy nie za wiele. Nawet jeśli samo poczucie pozostania w ciągłej gotowości było już dla Nevry niebywale irytujące to nie umiała się z niego wyleczyć.
Kiedy wyszła z apartamentu na korytarzu dalej panował spokój, choć dzień panował już w pełnym rozkwicie. Większość gości musiała najwidoczniej przebywać na parterze, gdzie znajdowała się restauracja oraz bar. Nevra zamknęła drzwi nie siląc się o zachowanie ciszy. Zawiasy bowiem niebywale skrzypiały. Ku jej zaskoczeniu jednak Gavin nie wyskoczył ze swojego pokoju, jak miał w zwyczaju przez ostatnie kilka dni. Z pewnością wciąż odsypiał zeszłą noc. Z tego względu Nevra nastawiła się na samotny spacer do recepcji, ale gdy tylko postąpiła kilka pierwszych kroków, usłyszała kolejne skrzypnięcie zawiasów.
Odwróciła się i dostrzegła postawną sylwetkę raroga sunącego w jej stronę. Rozchylił bogato upierzone, śnieżnobiałe skrzydła i zawołał:
- Ah! Nevro, cudownie cię widzieć.
Ona z kolei uśmiechnęła się do niego pogodnie.
- Dzień dobry Edmundzie. Zapewniam cię, że swoim nadejściem sprawiłeś mi równą przyjemność. - wyszczebiotała z niewinną słodyczą, tak typową dla wysoko urodzonych dam.
Raróg uśmiechnął się, na tyle na ile mógł zrobić to posiadacz ostrego dzioba. Edmund bowiem wywodził się z długiej i szanowanej dynastii sów śnieżnych zamieszkujących królestwa północy. Tym samym był jak chodzący, muzealny eksponat. Dalej jednak prezentował się niezwykle majestatycznie, nawet wtedy kiedy wszechobecny upał ewidentnie mu doskwierał.
- Dokąd zmierzasz, jeśli wolno spytać?
Nevra spojrzała na niego z błyskiem rozbawienia w spojrzeniu. Nie odpowiedziała od razu, zamiast tego wyciągnęła swoje ramię w zapraszającym geście.
Edmund z kolei od razu zrozumiał ten jakże jasny przekaz i z pełnią dżentelmeńskiej gracji podjął ją pod ramię.
- Oh! To żadna tajemnica. - przyznała wreszcie Nevra, gdy zaczęli przemierzać korytarz nieśpiesznym krokiem. - Opowiadałam ci już o moim dzisiejszym zaplanowanym spotkaniu z hrabią, prawda?
- Jak najbardziej, teraz pamiętam. Rozumiem, że poinformowałaś już o tym Gavina.
Zapadła chwilowa cisza, która sama w sobie stanowiła już jasną odpowiedź. Nevra nie chciała brnąć dalej w tą tematykę, ale tak otwarte pozostawienie tego pytania uznała za zbyt nieuprzejme.
-Nic z tych rzeczy. - przyznała po dłuższej chwili.
Edmund wydawał się nieco zmieszany.
- Nie rozumiem, przed chwilą wspomniałaś, że nie jest to tajemnicą...
- Oczywiście, ale tym samym jest to moja prywatna sprawa, a prywatnymi sprawami dzielę się z tym z kim zechcę. - odparła twardo Nevra. - Prędzej czy później powiem o tym Gavinowi, choć w tym wypadku później jest bardziej prawdopodobne niż prędzej. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz.
- Jak najbardziej, wszak dobrze wiem jak Gavin nieustannie się do ciebie zaleca. Jeśli chcesz to mogę z nim o tym porozmawiać...
- Równie dobrze, mógłbyś teraz poprosić ścianę, aby się dla ciebie przesunęła. To i tak nic nie zmieni.
Edmund zamilkł, ale jego mina jasno świadczyła o tym, że był gotów przyznać jej rację.
Gavina traktowano w gronie ekspedycji jako kogoś... szczególnego. Niezaprzeczalnie posiadał najwyższy status społeczny, był bowiem wysoko urodzonym arystokratą, a dokładniej bratankiem Terezjusza z rodu Fergonetów króla Meot. Koneksje rodziny zapewniły mu ukończenie najlepszej uczelni na kontynencie, a jego dyplom szczycił się wartością znacznie przekraczającą prestiż certyfikatów i dokumentów posiadanych przez resztę członków. Na dodatek fundował wiele wypraw, a jego nazwisko często przyciągało uwagę wielu znamienitych klientów. Nic więc dziwnego, że dla pozostałych osób z ekspedycji jawił się jako nieoceniony towarzysz, nawet jeśli jego charakter stanowił pewne wyzwanie. Wszystko dlatego, że Gavin posiadał jeden, dość spory kompleks, który nieco komplikował relacje w całym zespole.
Wiązało się to z tym, że Nevra była błogosławioną, Edmund rarogiem, Eleanora wróżką, Gertruda syreną, a Ansel satyrem. Każdy z nich posiadał coś szczególnego - skrzydła, pióra, kopyta, rogi, ogon, magiczną poświatę lub co ważniejsze, długowieczność. Gavin nie miał żadnej z tych rzeczy, gdyż był zwykłym człowiekiem i właśnie to bolało go najbardziej. Z tego powodu pozostali obchodzili się z nim jak z jajkiem w obawie, że urażony zrezygnuje i odejdzie tym samym, pozbawiając ekspedycję sławy i wysokiego standardu życia, do którego zdążyli przywyknąć. Podtrzymywanie w nim przeświadczenia o jego ważności po prostu było lukratywne dla obu stron.
Nevra jednak czuła się coraz bardziej poirytowana całą tą sytuacją. Wszystko zawsze obracało się wokół Gavina, mimo iż tylko bawił się w archeologa. Również ich wizyta w Xan-Lovar była podyktowana jego zaproszeniem przez królewski uniwersytet. Miał wygłosić serię prelekcji na temat architektury starożytnych cywilizacji południa. Pozostali oczywiście podążyli za nim i znaleźli jakieś mniejsze zlecenia dopiero na miejscu. Bez konkretnego zajęcia pozostała jedynie Nevra, a ona z całą pewnością nie miała zamiaru zatańczyć tak, jak Gavin jej zagra. I w końcu los postanowił się do niej uśmiechnąć, zsyłając propozycję hrabiego.
- Czym będziesz się dzisiaj zajmował Edmundzie? - spytała, chcąc nareszcie bez przeszkód zmienić temat na mniej inwazyjny.
Edmund na wzmiankę o swoich planach wyraźnie się rozweselił.
- Zostałem zaproszony przez studentów na małą wycieczkę poza mury miasta. Na zaliczenie semestru muszą przeprowadzić własne wykopaliska przy ruinach świątyni. Obiecałem, że im pomogę.
- To bardzo uprzejme z twojej strony. - przyznała Nevra.
Akurat weszli na kręte schody prowadzące na parter.
- Oh! To czysta przyjemność móc wspomóc tak młode i chłonne umysły.
- A jak pozostali?
- Eleanora i Gertruda pomagają przy organizacji wystawy w tutejszym muzeum, z kolei Ansel złapał kontakt z kilkoma innymi archeologami i razem preparują świeżo odnalezione skamieliny.
Nevra musiała przyznać, że brzmiało to jak coś niebywale nudnego. W końcu każdy z nich był wybitnym i doświadczonym archeologiem. Ekspedycje i wykopaliska były ich żywiołem, a ciągłe naukowe spotkania i śledzenie tekstów starych ksiąg tylko przytępiało ich sprawne i bystre zmysły poszukiwaczy. Ona nie miała zamiaru dłużej tak żyć. Potrzebowała przygody.
Kiedy zeszli na dół jej przypuszczenia potwierdziły się. Restauracja jak i bar były po brzegi wypełnione gośćmi. W holu natomiast było już o wiele spokojniej. Kilku ludzi stało przy recepcji i wynajmowało nocleg, z kolei służący czyścili szyby głównych drzwi wejściowych.
Nevra wraz z Edmundem zatrzymali się niedaleko nich. Naraz jeden z odźwiernych podszedł do nich i ukłonił się.
- Panienka Bervgolde?
Odwróciła się w jego stronę i przytaknęła.
- Hrabia posłał po panienkę riksze, która już czeka na zewnątrz.
Edmund i Nevra spojrzeli po sobie nieco zaskoczeni. Punktualność hrabiego była godna podziwu.
- Fantastycznie. - odparła, po czym z wyuczoną, szlachecką gracją otworzyła wachlarz. - Dziękuje ci za towarzystwo Edmundzie.
Raróg uśmiechnął się, wciąż wyglądał jednak na nieco zaniepokojonego.
- Nevro, czy tylko Gavin nic o tym nie wie, czy może powinienem wystrzegać się kogoś jeszcze? - spytał po chwili.
Nevra wyszła mu naprzeciw z ostrym i czujnym spojrzeniem. Mimo, iż bardzo lubiła Edmunda to rozmowa z nim zaczynała już ją trochę drażnić. Zamaskowała się uprzejmym uśmiechem.
- Właściwie to powiedziałam tylko tobie. Jeśli przyjmę zlecenie to wtedy przyznam się reszcie.
- Dobrze, w takim razie będę milczał jak zaklęty. Uważaj na siebie moja droga. - dodał i skłonił przed nią głowę
- Do zobaczenia. - odparła Nevra.
Odźwierny uchylił przed nią drzwi, a następnie poprowadził w stronę rikszy. Był to dość popularny środek transportu w Xan-Lovar wykorzystujący siłę ludzkich mięśni. Wiele osób właśnie w ten sposób zarabiało na życie. Riksza wynajęta przez hrabiego wyglądała na bardzo drogą. Miała solidne zadaszenie, siedzenia obite z wełny kaszmirowej i szerokie oparcie. Tuż przy niej stał rosły, ciemnoskóry mężczyzna. W momencie, w którym do niego podeszli akurat przecierał swoje czoło od zaległego na nim potu.
- Witam panienkę. - rzucił, kłaniając się. Wyglądał na bardzo zmęczonego upałem. Zapewne w ciągu dnia zrobił już wiele kursów.
Nevra nie zdążyła go jednak o to zapytać, gdyż odźwierny podał jej dłoń.
- Hes-ra zapewni panience bezpieczną podróż do posiadłości hrabiego. - powiedział, jednocześnie służąc jej podparciem przy wchodzeniu po stopniach.
Nevra zasiadła na wygodnym siedzeniu, a Hes-ra chwycił za dyszle.
-Gdyby ktoś o mnie pytał powiedz, że wyszłam w interesach, nie precyzuj jednak w jakich. - oznajmiła, a odźwierny przytaknął.
Hes-ra napiął mięśnie i po chwili riksza ruszyła z turkotem.
- Alessandro
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wojownik , Mag , Najemnik
- Kontakt:
Zlecenie, którego chciał się podjąć Alessandro, uciekło mu sprzed nosa. Podróż z powodu burzy piaskowej przedłużyła się i kiedy dotarł na miejsce, okazało się, że nie jest już nikomu potrzebny. Zaowocowało to tym, że trzeba było znaleźć jakieś zajęcie na najbliższy czas, dopóki nie pojawiłaby się kolejna oferta warta zachodu. W wyniku tej przykrej sytuacji, Alessandro postanowił rozejrzeć się za jakąś kwaterą, ktorą mógłby wynająć na czas bliżej nieokreślony. Niestety okazało się jednak, co z resztą można było przewidzieć, że lokacje w Xan-Lovar wcale nie należą do najtańszych. I choć Alessandro dysponował gotówką, to jednak absolutnie nie miał zamiaru wydać jej na szarą codzienność. Miał inne rzeczy, na które chcąc nie chcąc musiał poświęcić swój majątek. Halabarda wymagała solidnej konserwacji, a nie można było zanieść jej do pierwszego lepszego kowala. Do tego Alessandro wciąż zastanawiał się nad tym, jak mógłby ją zaczarować, aby wyciągnąć z niej jeszcze większy potencjał. To z kolei była zdecydowanie najdroższa część całego przedsięwzięcia. Po przemyśleniu tej kwestii Alessandro zdecydował się ulokować swoje fundusze w banku Xan-Lovar, pozostawiając sobie jedynie niewielką część na wynajęcie jakiejś niewielkiej kwatery. Finalnie udało mu się dogadać z pewnym białowłosym strażnikiem, który oferował mieszkanie, po swojej matce. Było ono mocno zapuszczone i dość małe, jednak to w zupełności wystarczyło.
Kolejny problem jaki pojawił się na horyzoncie to wydatki bieżące. Trzeba było rozejrzeć się za jakąś przyziemną pracą, żeby zdołać się utrzymać. Alessandro nie chciał znowu podróżować. Był zmęczony i musiał się zregenerować. Zapowiadało się więc, że spędzi w stolicy trochę więcej czasu. Jego profesja jednak, nie była tam ani trochę użyteczna. Polowanie na legendarne bestie nie jest zajęciem, które zleca się od tak na każdym rogu ulicy. Zwykli ludzie, żyją tam w miarę zwyczajnym życiem. W związku z tym można się zastanawiać nad kilkoma potencjalnymi możliwościami: praca fizyczna, praca umysłowa, praca magiczna. Niestety do dwóch ostatnich najczęściej wymagane były certyfikaty, umiejętności i doświadczenie, których Alessandro zdecydowanie nie posiadał. Bo o ile znał się na zielarstwie, i umiał czytać i pisać, to jednak nie potrafił udokumentować tego w żaden sposób, gdyż była to wiedza, którą w pewnym sensie zdobył na własną rękę. Paradoks ten bawił go nieco, ponieważ jako prawdopodobnie jedna z najpotężniejszych istot kiedykolwiek egzystujących, był całkowicie nieprzydatny w społeczeństwie. Jedyne na co mógł liczyć to przyjęcie się do straży lub praca fizyczna. Nie uśmiechało mu się zbytnio noszenie ciężarów w pełnym, Xan-Lovarskim słońcu, dlatego zdecydował się spróbować szczęścia w straży. Test nie był dla niego prosty. Musiał posługiwać się bronią, z którą nigdy w życiu nie miał do czynienia: miecz i tarcza, łuk, włócznia. Prawdopodobnie, gdyby nie włócznia, która jakkolwiek przypominała halabardę, istniała szansa, że Alessandro mógłby nie podołać wyzwaniu. Egzaminatorzy jednak dostrzegli, że nie jest to kompletny amator i potrafi zrobić użytek z broni i tym oto sposobem, Alessandro dostał nieco za dużą, byle jaką zbroję, podobnej jakości rynsztunek, na który składały się: miecz, sztylet, tarcza i łuk, i został wcielony w szeregi Xan-Lovarskiej straży. Jego zadaniem miało być patrolowanie konkretnych dzielnic po zmroku, pod okiem bardziej doświadczonego szeregowca. Jego partnerem został jakiś potężnie zbudowany mahińczyk, który wyglądał, jakby nie mieścił się w zbroi i miał głos tak niski, że sprawiał wrażenie, jakby przemawiał przez niego sam pustynny mrok. Był to jednak człowiek bardzo sympatyczny, dowcipny i Alessandro miał wrażenie, że praca z nim będzie raczej przyjemna.
Po upływie kilku miesięcy, Alessandro już wiedział, że nie mógłby utrzymywać się z bycia strażnikiem. Nocne zmiany całkowicie go wyniszczyły. Za dnia ciężko było porządnie się wyspać, ze względu na niesamowicie wysokie temperatury. Jego mieszkanie sprawiało wrażenie brudnego, mimo, że regularnie w nim sprzątał. Przełożeni byli skończonymi dupkami i jak tylko mogli, zwalali na niego i jego partnera swoje obowiązki. Noszenie pełnego rynsztunku i zbroi dla samego noszenia, było bardziej męczące niż ciężkie walki z największymi bestiami Alaranii. Do tego rutyna tak obrzydliwie pozbawiała go jakiejkolwiek chęci do życia. Alessandro wpadł w pułapkę potrzeby zarabiania i niechęci do jakiejkolwiek zmiany. Ciągle zmęczony i przepracowany, modlił się o cud, by w końcu znalazło się coś, co odmieniłoby jego los i pozwoliło mu wyrwać się z przeklętego Xan-Lovar. Pragnął wrócić do dziczy. I w zasadzie nic go nie trzymało. A jednak, nie był w stanie się na to zdobyć. Mahińczyk, z którym pracował, pokazał mu jakiś lokalny narkotyk, słaby ale pozwalający odciąć się od codzienności. W pewnym momencie Alessandro zorientował się, że jest to jedna z niewielu przyjemności, na jakie może sobie pozwolić. Każdego dnia zaczynał coraz bardziej nosić się z zamiarem rzucenia tego wszystkiego w cholerę, wypłacenia funduszy z banku i ucieczki z tego przeklętego świata. W końcu nadszedł ten dzień. Otrzymał wezwanie do zapłaty całkiem sporej kwoty. Nie wiedział o co chodzi, a osoba, która się jej domagała, wydawała się niesamowicie zirytowana. Okazało się, że dwóch przełożonych urżnęło się w pień i zdemolowało posesję jednego z kupców w dzielnicy, którą akurat patrolował. Oczywiście nie mogła to być jego wina, jednak system Xan-Lowarskiej straży pozostawił sprawców bezkarnych, winę zrzucając na najniżej postawionych. Alessandro miał więc zwrócić połowę swego miesięcznego żołdu, podobnie jak jego towarzysz. To spowodowało, że czara goryczy przebrała i rozjuszony Alessandro zrezygnował. Widząc jednak, że jego partner nie może sobie na coś takiego pozwolić, zdecydował się oddać cały żołd i zapłacić również za niego. Wypłacił z banku dziesiątą część swojego majątku, oddał należność za mieszkanie właścicielowi, a za resztę postanowił się upodlić. Szybko znalazł sobie kurtyzanę do towarzystwa, kupił amforę wina i resztę dnia spędził na zaspokajaniu najbardziej prymitywnych potrzeb. Obudził się następnego ranka, na ulicy, z potężnym kacem, lecz także z silnym uczuciem ulgi. Wiedział, że teraz nie trzyma go już nic. Był znowu wolny i mógł udać się, gdzie tylko poniosą go nogi. Cieszył się, że nareszcie będzie mógł znowu spotkać się z Carmen i zrobić z niej dobry użytek. I kiedy już odebrał ją z banku, razem z pozostałym majątkiem i miał zamiar dołączyć do pierwszej lepszej karawany, która miałaby go zabrać jak najdalej z tej przeklętej pustyni, los ponownie z niego zadrwił. Na jego drodze stanęła bowiem najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widział. Jej wzrok na ułamek sekundy skrzyżował się z jego spojrzeniem. Był figlarny i zadziorny. Sposób poruszania się kobiety, świadczył o tym, że ma ona zamiar zrobić komuś na złość, co zaintrygowało Alessandro. Jej sylwetka i ubiór były tak kuszące, że halabardnik w momencie podjął decyzję, by towarzyszyć potajemnie nieznajomej. Nareszcie znalazł odpowiednią zwierzynę, na którą mógł zapolować. Nie mógł jednak odsłonić się w tym momencie, ponieważ po pierwsze jego ubiór pozostawiał wiele do życzenia, po drugie kac wciąż dawał o sobie znać. Śledził niewiastę niepostrzeżenie aż do momentu, gdy ta weszła do ogromnego pałacu. Alessandro zdał sobie sprawę, że taka piękność rzeczywiście nie mogła być zwykłą mieszczanką. Zastanawiało go, czy nie jest przypadkiem jakąś luskusową kurtyzaną, jednak jego obserwacje wykluczyły taką możliwość. Musiała być kimś wykształconym. I to wybitnie, sądząc po pewności siebie jaką dało się wyczuć już po samym jej sposobie poruszania się. Pałac musiał należeć do jakiegoś ważnego człowieka. Dało się to zauważyć chociażby po samej ochronie. Wartownicy już z daleka dostrzegli Alessandro i wrogo obserwowali jego zachowanie. Halabardzista musiał myśleć szybko. Pozostałości alkoholu podsunęły mu idiotyczny pomysł. Podszedł do bramy jak gdyby nigdy nic. Strażnicy natychmiast zagrodzili mu drogę. Wyjaśnił im, że jest ochroniarzem panienki, która właśnie wkroczyła na teren posesji i ma za zadanie jej pilnować w środku. Niestety to nie przekonało dwóch osiłków, dlatego Alessandro z wielką przyjemnością został zmuszony przedstawić im swoją małą Carmen. Uporał się z nimi bez żadnego problemu. Nie zabił ich jednak, tylko ogłuszył, ponieważ ich śmierć mogłaby mu przysporzyć ogromnych problemów. Błyskawicznie wkradł się do środka. Musiał działać szybko. Jego instnykt łowcy momentalnie podpowiedział mu, dokąd zmierzała jego ofiara. Zdradził ją odważny odgłos kroków i zapach, który mącił zmysły Alessandro. Niczym wygłodniała bestia, przemierzał korytarze pałacowe, ogłuszając bez głośnie kolejnych strażników. Był coraz bliżej. W końcu ją dostrzegł. Wchodziła właśnie do pomieszczenia, którego drzwi wydawały się niezniszczalne, a strażnicy przed nimi na pewno nie byli zwykłymi śmiertelnikami. Czterech przeciwko jednemu… Alessandro uznał to za swoją szansę. Gdyby ich pokonał, miałby kartę przetargową w rozmowie z panienką. Mógłby zostać osobistym strażnikiem jej sypialni... Drzwi zamknęły się. Alessandro wyszedł pewnym krokiem na spotkanie z wojownikami pustyni. Ku swojemu zdumieniu, ci jednak nie zaatkowali go, a zapytali, czy to on jest tym wojownikiem, który miał przybyć na spotkanie z hrabią. Takiego rozwoju wydarzeń Alessandro nie przewidział. Prawdopodobnie strażnicy myśleli, że skoro udało mu się dotrzeć aż tutaj, to zapewne poprzedni strażnicy musieli go przepuścić. Zabawne. Należało jednak wykorzystać tę okazję, więc Alessandro skłamał, że rzeczywiście to on. Ku jego zdumieniu, drzwi najzwyczajniej w świecie zostały mu otworzone. Jego oczom ukazała się nagroda, po którą tu przyszedł w towarzystwie jakiegoś śniadego, grubszego mężczyzny w turbanie. Wszedł do środka. W ten właśnie sposób rozpoczęła się jego przygoda, ktorą niemalże by ominął, gdyby tylko na ułamek sekundy nie skrzyżował spojrzenia z kobietą, obok której już za chwilę miał usiąść, by omówić sprawy dotyczące wyprawy…
Kolejny problem jaki pojawił się na horyzoncie to wydatki bieżące. Trzeba było rozejrzeć się za jakąś przyziemną pracą, żeby zdołać się utrzymać. Alessandro nie chciał znowu podróżować. Był zmęczony i musiał się zregenerować. Zapowiadało się więc, że spędzi w stolicy trochę więcej czasu. Jego profesja jednak, nie była tam ani trochę użyteczna. Polowanie na legendarne bestie nie jest zajęciem, które zleca się od tak na każdym rogu ulicy. Zwykli ludzie, żyją tam w miarę zwyczajnym życiem. W związku z tym można się zastanawiać nad kilkoma potencjalnymi możliwościami: praca fizyczna, praca umysłowa, praca magiczna. Niestety do dwóch ostatnich najczęściej wymagane były certyfikaty, umiejętności i doświadczenie, których Alessandro zdecydowanie nie posiadał. Bo o ile znał się na zielarstwie, i umiał czytać i pisać, to jednak nie potrafił udokumentować tego w żaden sposób, gdyż była to wiedza, którą w pewnym sensie zdobył na własną rękę. Paradoks ten bawił go nieco, ponieważ jako prawdopodobnie jedna z najpotężniejszych istot kiedykolwiek egzystujących, był całkowicie nieprzydatny w społeczeństwie. Jedyne na co mógł liczyć to przyjęcie się do straży lub praca fizyczna. Nie uśmiechało mu się zbytnio noszenie ciężarów w pełnym, Xan-Lovarskim słońcu, dlatego zdecydował się spróbować szczęścia w straży. Test nie był dla niego prosty. Musiał posługiwać się bronią, z którą nigdy w życiu nie miał do czynienia: miecz i tarcza, łuk, włócznia. Prawdopodobnie, gdyby nie włócznia, która jakkolwiek przypominała halabardę, istniała szansa, że Alessandro mógłby nie podołać wyzwaniu. Egzaminatorzy jednak dostrzegli, że nie jest to kompletny amator i potrafi zrobić użytek z broni i tym oto sposobem, Alessandro dostał nieco za dużą, byle jaką zbroję, podobnej jakości rynsztunek, na który składały się: miecz, sztylet, tarcza i łuk, i został wcielony w szeregi Xan-Lovarskiej straży. Jego zadaniem miało być patrolowanie konkretnych dzielnic po zmroku, pod okiem bardziej doświadczonego szeregowca. Jego partnerem został jakiś potężnie zbudowany mahińczyk, który wyglądał, jakby nie mieścił się w zbroi i miał głos tak niski, że sprawiał wrażenie, jakby przemawiał przez niego sam pustynny mrok. Był to jednak człowiek bardzo sympatyczny, dowcipny i Alessandro miał wrażenie, że praca z nim będzie raczej przyjemna.
Po upływie kilku miesięcy, Alessandro już wiedział, że nie mógłby utrzymywać się z bycia strażnikiem. Nocne zmiany całkowicie go wyniszczyły. Za dnia ciężko było porządnie się wyspać, ze względu na niesamowicie wysokie temperatury. Jego mieszkanie sprawiało wrażenie brudnego, mimo, że regularnie w nim sprzątał. Przełożeni byli skończonymi dupkami i jak tylko mogli, zwalali na niego i jego partnera swoje obowiązki. Noszenie pełnego rynsztunku i zbroi dla samego noszenia, było bardziej męczące niż ciężkie walki z największymi bestiami Alaranii. Do tego rutyna tak obrzydliwie pozbawiała go jakiejkolwiek chęci do życia. Alessandro wpadł w pułapkę potrzeby zarabiania i niechęci do jakiejkolwiek zmiany. Ciągle zmęczony i przepracowany, modlił się o cud, by w końcu znalazło się coś, co odmieniłoby jego los i pozwoliło mu wyrwać się z przeklętego Xan-Lovar. Pragnął wrócić do dziczy. I w zasadzie nic go nie trzymało. A jednak, nie był w stanie się na to zdobyć. Mahińczyk, z którym pracował, pokazał mu jakiś lokalny narkotyk, słaby ale pozwalający odciąć się od codzienności. W pewnym momencie Alessandro zorientował się, że jest to jedna z niewielu przyjemności, na jakie może sobie pozwolić. Każdego dnia zaczynał coraz bardziej nosić się z zamiarem rzucenia tego wszystkiego w cholerę, wypłacenia funduszy z banku i ucieczki z tego przeklętego świata. W końcu nadszedł ten dzień. Otrzymał wezwanie do zapłaty całkiem sporej kwoty. Nie wiedział o co chodzi, a osoba, która się jej domagała, wydawała się niesamowicie zirytowana. Okazało się, że dwóch przełożonych urżnęło się w pień i zdemolowało posesję jednego z kupców w dzielnicy, którą akurat patrolował. Oczywiście nie mogła to być jego wina, jednak system Xan-Lowarskiej straży pozostawił sprawców bezkarnych, winę zrzucając na najniżej postawionych. Alessandro miał więc zwrócić połowę swego miesięcznego żołdu, podobnie jak jego towarzysz. To spowodowało, że czara goryczy przebrała i rozjuszony Alessandro zrezygnował. Widząc jednak, że jego partner nie może sobie na coś takiego pozwolić, zdecydował się oddać cały żołd i zapłacić również za niego. Wypłacił z banku dziesiątą część swojego majątku, oddał należność za mieszkanie właścicielowi, a za resztę postanowił się upodlić. Szybko znalazł sobie kurtyzanę do towarzystwa, kupił amforę wina i resztę dnia spędził na zaspokajaniu najbardziej prymitywnych potrzeb. Obudził się następnego ranka, na ulicy, z potężnym kacem, lecz także z silnym uczuciem ulgi. Wiedział, że teraz nie trzyma go już nic. Był znowu wolny i mógł udać się, gdzie tylko poniosą go nogi. Cieszył się, że nareszcie będzie mógł znowu spotkać się z Carmen i zrobić z niej dobry użytek. I kiedy już odebrał ją z banku, razem z pozostałym majątkiem i miał zamiar dołączyć do pierwszej lepszej karawany, która miałaby go zabrać jak najdalej z tej przeklętej pustyni, los ponownie z niego zadrwił. Na jego drodze stanęła bowiem najpiękniejsza istota, jaką kiedykolwiek widział. Jej wzrok na ułamek sekundy skrzyżował się z jego spojrzeniem. Był figlarny i zadziorny. Sposób poruszania się kobiety, świadczył o tym, że ma ona zamiar zrobić komuś na złość, co zaintrygowało Alessandro. Jej sylwetka i ubiór były tak kuszące, że halabardnik w momencie podjął decyzję, by towarzyszyć potajemnie nieznajomej. Nareszcie znalazł odpowiednią zwierzynę, na którą mógł zapolować. Nie mógł jednak odsłonić się w tym momencie, ponieważ po pierwsze jego ubiór pozostawiał wiele do życzenia, po drugie kac wciąż dawał o sobie znać. Śledził niewiastę niepostrzeżenie aż do momentu, gdy ta weszła do ogromnego pałacu. Alessandro zdał sobie sprawę, że taka piękność rzeczywiście nie mogła być zwykłą mieszczanką. Zastanawiało go, czy nie jest przypadkiem jakąś luskusową kurtyzaną, jednak jego obserwacje wykluczyły taką możliwość. Musiała być kimś wykształconym. I to wybitnie, sądząc po pewności siebie jaką dało się wyczuć już po samym jej sposobie poruszania się. Pałac musiał należeć do jakiegoś ważnego człowieka. Dało się to zauważyć chociażby po samej ochronie. Wartownicy już z daleka dostrzegli Alessandro i wrogo obserwowali jego zachowanie. Halabardzista musiał myśleć szybko. Pozostałości alkoholu podsunęły mu idiotyczny pomysł. Podszedł do bramy jak gdyby nigdy nic. Strażnicy natychmiast zagrodzili mu drogę. Wyjaśnił im, że jest ochroniarzem panienki, która właśnie wkroczyła na teren posesji i ma za zadanie jej pilnować w środku. Niestety to nie przekonało dwóch osiłków, dlatego Alessandro z wielką przyjemnością został zmuszony przedstawić im swoją małą Carmen. Uporał się z nimi bez żadnego problemu. Nie zabił ich jednak, tylko ogłuszył, ponieważ ich śmierć mogłaby mu przysporzyć ogromnych problemów. Błyskawicznie wkradł się do środka. Musiał działać szybko. Jego instnykt łowcy momentalnie podpowiedział mu, dokąd zmierzała jego ofiara. Zdradził ją odważny odgłos kroków i zapach, który mącił zmysły Alessandro. Niczym wygłodniała bestia, przemierzał korytarze pałacowe, ogłuszając bez głośnie kolejnych strażników. Był coraz bliżej. W końcu ją dostrzegł. Wchodziła właśnie do pomieszczenia, którego drzwi wydawały się niezniszczalne, a strażnicy przed nimi na pewno nie byli zwykłymi śmiertelnikami. Czterech przeciwko jednemu… Alessandro uznał to za swoją szansę. Gdyby ich pokonał, miałby kartę przetargową w rozmowie z panienką. Mógłby zostać osobistym strażnikiem jej sypialni... Drzwi zamknęły się. Alessandro wyszedł pewnym krokiem na spotkanie z wojownikami pustyni. Ku swojemu zdumieniu, ci jednak nie zaatkowali go, a zapytali, czy to on jest tym wojownikiem, który miał przybyć na spotkanie z hrabią. Takiego rozwoju wydarzeń Alessandro nie przewidział. Prawdopodobnie strażnicy myśleli, że skoro udało mu się dotrzeć aż tutaj, to zapewne poprzedni strażnicy musieli go przepuścić. Zabawne. Należało jednak wykorzystać tę okazję, więc Alessandro skłamał, że rzeczywiście to on. Ku jego zdumieniu, drzwi najzwyczajniej w świecie zostały mu otworzone. Jego oczom ukazała się nagroda, po którą tu przyszedł w towarzystwie jakiegoś śniadego, grubszego mężczyzny w turbanie. Wszedł do środka. W ten właśnie sposób rozpoczęła się jego przygoda, ktorą niemalże by ominął, gdyby tylko na ułamek sekundy nie skrzyżował spojrzenia z kobietą, obok której już za chwilę miał usiąść, by omówić sprawy dotyczące wyprawy…
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
Jedna z najczęściej wymienianych plotek o hrabim mówiła, że mieszkał w niezwykle imponującej rezydencji. Leżała na jednym z większych wzniesień w mieście, niedaleko samej królewskiej fortecy Makkallah. Trasa do niej wiodła przez kręte, zatłoczone uliczki, które o tej porze dnia pełne były handlarzy i turystów, co znacznie utrudniało przejazd. Na dodatek w Xan-Lovar praktycznie nikt nie baczył na przestrzeganie żadnych zasad bezpieczeństwa. Liczył się refleks i łut szczęścia, które jak powszechnie wiadomo, sprzyja tylko nielicznym. Nic więc dziwnego, że zdając się tylko na te dwa czynniki, z łatwością można wpaść w kolizję.
Nevra liczyła, że podczas podróży do posiadłości hrabiego uda się im uniknąć takiej sytuacji, ale kiedy tylko wyjechali z zakrętu, Hes-ra z jakiegoś powodu gwałtownie wbił pięty w suche, piaszczyste podłoże.
Rikszą szarpnęło. Nevra jednak w porę wyprostowała ramiona i chwyciła się przedniej barierki, tym samym amortyzując wstrząs.
Z przodu dobiegł ją głos Hes-ry.
-Proszę mi wybacz panienko. Wszystko w porządku?
-Tak. - zawołała i spojrzała przed siebie.
Na drodze panował istny rozgardiasz. Tłum zebrał się ze wszystkich stron. Kilku przechodni oglądało pogruchotany na poboczu wóz z ułamanym kołem. Poza nim w wypadku brały udział jeszcze trzy inne powozy, ale tylko ten jeden doznał szkód. Nieopodal z kolei, pośród ludzi górowała sylwetka rosłego zwierzęcia. To był goryloń, wyraźnie spłoszony. Z jego przedniej lewej łapy sączyła się krew. Jakaś kobieta próbowała go uspokoić, szepcząc do niego i gładząc po boku. Bezskutecznie, gdyż zwierze kręciło łbem i wydawało z siebie przeraźliwe jęki. W samym centrum tego wszystkiego stała grupa mężczyzn przekrzykująca się nawzajem. Wyglądali, jak gdyby zaraz miało dość między nimi do rękoczynów, a twarz każdego z nich poczerwieniała do barwy tilaki zdobiących ich czoła. Co ciekawe w powietrzu unosił się mocny zapach korzennych przypraw, od którego aż wierciło w nosie.
Nevra wstała, a Hes-ra w momencie odłożył dyszle i podbiegł do schodków. Podał jej swoją dłoń. Cały perlił się od potu. Dyszał ciężko i sapał, ale nawet na skraju wymęczenia nie pozwolił Nevrze samej wysiąść z rikszy.
Panna Bervgolde uśmiechnęła się do niego wdzięcznie. Wyciągnęła dłoń, a gdy tylko ich ręce się zetknęły, momentalnie poczuła jak jej koronkowa rękawiczka, przesiąka jego potem. Nie jedna dama zapewne w momencie odsunęłaby się z piskiem. Nevra jednak nie była salonową panną, a kobietą znającą trud pracy, tym samym potrafiła docenić starania Hes-ry.
Kiedy wysiadała, zorientowała się, że za nimi zaczął formować się pokaźnych rozmiarów korek. Co poniektórzy zaczęli wysiadać z wozów albo riksz i przypatrywali się całemu zajściu, nie szczędząc sobie przy tym niemiłych uwag.
-Proszę dać mi chwilę moja pani, zorientuję się w sytuacji. - zapewnił Hes-ra.
Nevra ponownie się do niego uśmiechnęła.
-W porządku, zaczekam.
Odprowadziła go wzrokiem, jednocześnie próbując odgadnąć, jaka będzie reakcja woźnic, którzy brali udział w wypadku. Tak jak przypuszczała, nie byli zadowoleni z tego, że ktoś przerwał im gorącą wymianę zdań. Naskoczyli na biednego Hes-re i zagłuszyli swoim donośnym głosem jego wszelkie próby załagodzenia sytuacji. Ostatecznie odpowiedzi uzyskał dopiero u kobiety, która opiekowała się goryloniem. Porozmawiali przez chwilę, po czym Hes-ra wrócił do rikszy.
-Bardzo mi przykro moja pani, ale to nie wygląda na sprawę, która szybko się rozejdzie. Ponoć jeden z tych mężczyzn należy do pałacowej służby. Wiózł świeże przyprawy na królewski dwór, gdyż Szachniszach wydaje dzisiaj ucztę z okazji urodzin księżniczki. Wezwano królewską straż, mają zjawić się lada moment, ale nim posprzątają cały bałagan, będziemy już spóźnieni na spotkanie z hrabią. Nie mogę też zostawić swojej rikszy i po prostu panienki odprowadzić.
Nevra przysłuchiwała się temu z kamiennym wyrazem twarzy. Uwielbiała punktualność, gdyż od zawsze znaczyła ona dla niej zdyscyplinowanie oraz szacunek, jakim ktoś darzył czas zapraszającego. Myśl o tym, że mogła nie wykazać tej cechy przed hrabią, podrażniła jej nerwy.
-Jak daleko stąd znajduje się jego posiadłość?
-Jest naprawdę blisko. - odparł Hes-ra. Odwrócił się i wskazał palcem na kilka, białych, strzelistych wieżyczek ledwo majaczących na tle błękitnego nieba. Zdawały się ginąć pośród dachów innych budynków. - To dosłownie kawałek, gdybym mógł przewieść panienkę rikszą, bylibyśmy tam lada moment.
Nevra i tak miała w planach dostrzec do posiadłości z nim, czy bez niego. Nie zastanawiając się dłużej, sięgnęła do przypiętej przy pasku sukienki, pękatej sakwy. Hes-ra wyglądał na bardzo zaskoczonego, gdy ot, tak mu ją podała.
-Chciałam podziękować ci za twoje usługi. Tę odległość przejdę już sama. Ty w tym czasie odpocznij gdzieś w cieniu.
Hes-ra rozdziawił usta w niedowierzaniu.
-Moja pani, to bardzo szczodre z twojej strony, ale nie mogę na to pozwolić. Dostałem polecenie, aby podprowadzić cię pod same drzwi posiadłości. Jeśli hrabia dowie się, że przyszłaś sama, czekają mnie poważne konsekwencje.
-Wiem Hes-ro, dlatego po dotarciu do posiadłości i przywitaniu z gospodarzem wytłumaczę całą sytuację i wyrażę szczerą aprobatę względem twych starań, nie bój się. - zapewniła, choć mina Hes-ry nie wyrażała ulgi, wręcz przeciwnie. Zdawał się zatroskać jeszcze bardziej.
-Nie chcę zostawiać panienki samej. Ulice Xan-Lovar mogą być niebezpieczne nawet za dnia, zwłaszcza jeśli tak piękna i bogato ubrana dama, jak panienka przechadza się sama bez opieki. Dla niektórych to może być niepowtarzalna okazja.
Nevra w odpowiedzi uśmiechnęła się przekornie.
-Bez obaw, mam swoje sposoby na natrętnych przechodniów. - to mówiąc, rozsunęła dyskretnie połać swojej sukni i ukazała spoczywający w pochwie sztylet. Na jego widok Hes-ra pobladł na twarzy. - Zaufaj mi, prawdziwa dama wie jak się tym obsługiwać. - dodała pośpiesznie.
Hes-ra ścisnął w plecach sprezentowały mu mieszek. Trzymał go z taką siłą, jakby był dla niego najcenniejszą rzeczą na świecie. Nevra miała świadomość, że hrabia, choć majętny z całą pewnością nie płacił mu równie suto. Kwota, którą mu podarowała, przy mądrym rozdysponowaniu mogła starczyć mu na dwa, może nawet trzy miesiące. On najwidoczniej też zdawał sobie z tego sprawę, gdyż w końcu postanowił ustąpić.
-Proszę mi obiecać, że będzie panienka uważać.
-Hes-ro, przecież to oczywista uwaga. - powiedziała, kwitując zdanie perlistym śmiechem.
-Niepokoję się o panienki bezpieczeństwo.
-Zupełnie niepotrzebnie. Jestem archeologiem, nie spędzam czasu na salonach tylko w terenie. Gdybym nie umiała o siebie skutecznie zadbać, najpewniej nie stałabym tu dzisiaj przed tobą. - No i byłam inkwizytorem, dodała jeszcze w myślach, po czym klepnęła rikszarza w ramię. Zrobiła to w sposób, o jaki można było posądzić kolegę po fachu, a nie pannę z dobrego domu. Hes-ra zupełnie tym zaskoczony, aż przechylił się do przodu.
Nevra z kolei postanowiła nie tracić czasu. Korzystając z jego dezorientacji, czmychnęła w tłum. Wzrokiem wyśledziła najszybszą i najłatwiej dostępną trasę. Nie przepychała się, a jedynie z gracją stąpała w tym żywym labiryncie zbudowanym z ludzi i zwierząt. Nie miała już przy sobie pieniędzy, więc nie bała się, że jej mieszek przylepi się komuś do dłoni.
Minęła pogruchotany powóz, będący źródłem tych wszystkich intensywnych zapachów, od których aż załzawiły jej oczy. Cenne korzenie i kolorowe, zmielone proszki wymieszały się z piaskiem, tworząc na ziemi kolorową, chaotyczną mozaikę. Niektórzy, odważniejsi, zaczęli zbierać to, co nadawało się jeszcze do odratowania, licząc, że jeszcze uda im się na tym nieco zarobić.
Nevra poczuła ulgę, kiedy wreszcie udało się jej dotrzeć na koniec całego tego zbiegowiska, ale im szybciej zaczęła się od niego oddalać, tym więcej zainteresowania przechodniów przechodziło na nią. Wszyscy przypatrywali się jej z żywym zainteresowaniem. Weszła na chodnik, żeby ukryć się w cieniu budynków. Dopiero wtedy zorientowała się, że zapomniała kapelusza w rikszy.
Oczy dalej piekły ją od intensywnego zapachu przypraw. Spróbowała opanować łzawienie i wyostrzyła wzrok, spoglądając w dal. Wtedy naprzeciwko siebie dostrzegła wysokiego mężczyznę. Na plecach niósł imponującą broń z szeroką głownią, która w momencie przykuła jej spojrzenie. Zorientowała się, że była to halabarda. To wzbudziło w niej żywe zainteresowanie. Chciała się przyjrzeć, ale jasne elementy ubioru nieznajomego odbijały od siebie światło słońca, drażniąc jej wzrok. Nieoczekiwanie jednak mężczyzna wszedł na chodnik, chcąc ominąć rozpędzonego kupca z wózkiem. Nevra z korzystała z okazji i przypatrzyła mu się uważnie. Wyglądał tak jakby sama pustynia, pochwyciła go w swoją piaskową paszczę, przeżuła dokładnie, a następnie wypluła z niesmakiem. Miał potargane i brudne ubranie, a głowę zasłaniała mu niedbale przewiązana chusta. Przerzucony do przodu skrawek materiału przysłaniał mu połowę twarzy.
W końcu zdał sobie sprawę, że jest przez nią obserwowany, gdyż odwzajemnił jej spojrzenie. Nevra poczuła jak dreszcz, przebiegł ją wzdłuż kręgosłupa. Jego oczy przypominały parę intensywnie błyszczących szafirów. I pomimo ich niezaprzeczalnego piękna, było w nich coś niebezpiecznego, co sprawiało, że Nevra czuła się, jakby mierzyła się wzrokiem z dziką bestią. Nie chciała, aby dostrzegł jej zmieszanie, dlatego szybko przywołała na usta zalotny uśmiech. Ten, który tak uwielbiali mężczyźni. Chyba na niego również podziałał, bo przypatrzył się jej dłużej, niż powinien.
Minęli się. Nieznajomy przeszedł kawałek, po czym się zatrzymał. Nevre to zaskoczyło, ale nie przestała iść przed siebie. Nawet się nie obejrzała, choć wiedziała, że teraz miałabym niepowtarzalną okazję przyjrzeć się spoczywającej mu na plecach halabardzie.
Weszła w zakręt. Posiadłość hrabiego była już na końcu ulicy. Nevra czuła jednak, że zyskała podwójny cień. Lata służby w inkwizycji rozwinęły w niej instynkt, który podpowiadał jej o wszelkim zagrożeniu. Była prawie pewna, że to ten halabardnik zdecydował się ją śledzić. Od razu pomyślała, że tym razem chyba nieco przesadziła ze swoim uśmiechem. Najwidoczniej odebrał go jako zachętę do podążania jej śladem. Naszczęście trzymał stosowny dystans, aż do bram posiadłości.
Nevra podeszła do strażników. To był moment, w którym halabardnik musiał ustąpić. Pokazała im swoje zaproszenie otrzymane od hrabiego. Ci nawet nie zajrzeli do środka. Wystarczyła im obecność przełamanej pieczęci, aby potwierdzić jej autentyczność.
- Proszę mi wybacz, ale gdzie panienki riksza? - spytał jeden ze strażników, podczas gdy drugi otwierał bramę.
-W drodze do posiadłości hrabiego zastał nas korek spowodowany wypadkiem powozu królewskiej służby. Nie chciałam się spóźnić, dlatego resztę trasy przeszłam na piechotę.
Strażnicy wyglądali na zaskoczonych, ale nie skomentowali tego w żaden sposób. Zamiast tego podprowadzili ją pod drzwi rezydencji. Tam czekał już na nią służący, z którym udała się do biura hrabiego.
Tak jak przypuszczała, pomieszczenie było jasne i przestronne. Zainteresowanie Nevry zwróciło się w stronę reprezentatywnej ściany, na której znajdował się regał z wystawionymi eksponatami. Wszystkie miały wysoką wartość kolekcjonerską. Pośrodku szafy znajdowało się wgłębienie z przeszkloną gablotą. Cokolwiek się tam znajdowało, zostało zasłonięte czerwoną, aksamitną narzutą.
-Ah! Panna Bervgolde.
Krępy i niski mężczyzna wstał z fotela i podszedł do niej. Oczywiście jak na hrabiego przystało, ubrany był w szykowne i drogie odzienie, a palce napuchnęły mu od ciepła i spoczywających na nich pierścieni. Nevra liczyła spotkać przystojnego mężczyznę, ale przeliczyła się. Przypuszczała jednak, że hrabia mógł pochwalić się wieloma innymi atutami, godnymi uwagi.
Ukłonił się elegancko, a ona podała mu swoją dłoń. Nachylił głowę do przodu. Nevra pomyślała wtedy, że turban, który spoczywał mu na głowie, spadnie. O dziwo jednak okazał się bardzo stabilny.
Ciemne, sumiaste wąsy musnęły ją po skórze.
-To dla mnie zaszczyt. - dodał, a Nevra posłała mu serdeczny uśmiech.
-Dla mnie również hrabio. Poczułam się wyróżniona twoim listem.
-Jest pani wprost przepiękna. - dodał, po czym bez żadnego skrępowania przejechał spojrzeniem od jej twarzy w dół, dokładnie przyglądając się jej pełnym wdziękom.
Nevra zdawała sobie sprawę ze słabości mężczyzn z południa do kobiet takich jak ona. Jasnowłosych, ciemnookich i na tyle odważnych, aby ubierać się wedle własnego uznania, a nie sztywnych zasad panujących na tutejszych dworach. Nevra musiała wydać mu się egzotyczna i intrygująca. Postanowiła to wykorzystać na swoją korzyść.
-Proszę, usiądźmy. - to mówiąc, hrabia wskazał ręką w stronę biurka.
Nevra podeszła do jednego z dwóch krzeseł i zasiadła wygodnie. Zadbała przy tym o to, aby rozcięcie przy nodze śmiało się rozstąpiło, ukazując w całości jej lewą nogę.
-Doszły mnie słuchy, że dotarła do mnie pani na piechotę. - zagadnął hrabia, nie odrywając spojrzenia od jej gładkiego kolana.
Nevra pomachała dłonią przy twarzy, chcąc dać do zrozumienia, że to z powodu upału pozwoliła sobie obnażyć skrawek gołej skóry.
-Owszem, na drodze spotkaliśmy pewną przeszkodę, przez którą znacznie byśmy się spóźnili, a ja cenię sobie punktualność. Szczęście w nieszczęściu znajdowaliśmy się blisko pańskiej posiadłości, więc przeszłam dosłownie kawałek.
-Jestem pełen podziwi dla pani determinacji. Uważam jednak, że Hes-ra powinien panienkę odprowadzić. To nie do pomyślenia, aby taka znamienita dama, jak pani poruszała się sama po ulicach miasta.
Nevra miała wielką ochotę rozpocząć dyskusję o tym, jak staromodny i płytki był sposób myślenia tutejszej szlachty. Kobiety w Xan-Lovar dalej traktowane były jako miękkie mimozy niezdatne do podejmowania własnych decyzji. Fakt ten niebywale drażnił Nevre, ale odechciało się jej wykłócać na ten temat już podczas rozmowy z Hes-rą i nie chciała przerabiać tego po raz drugi z hrabią. Czuła, że i tak niczego by to nie zmieniło. Postanowiła, więc szybko uciąć temat.
-Hes-ra sprawił na mnie naprawdę pozytywne wrażenie hrabio. To uczciwy i pracowity człowiek. Mam nadzieję, że nie wystosujesz wobec niego żadnej kary. Chcę objąć go swoim pełnym wstawiennictwem, gdyż to ja namówiłam go na ten pomysł.
Co ciekawe hrabia nie wyglądał na zaskoczonego jej słowami.
-Chyba nie mogę, przeciwstawić się pani woli. Ma pani moje słowo, że nie pociągną go do żadnych konsekwencji. - zapewnił.
Naraz rozległo się pukanie. Hrabia zawołał „proszę”, a do środka wszedł służący.
-Mój panie przybył drugi gość, po którego posłałeś.
-Wpuść go. - nakazał hrabia.
Nevra zmarszczyła brwi. Ani trochę nie spodobało się jej, to co usłyszała.
-Drugi gość?
Kąciki ust hrabiego uniosły się ku górze. Ten widok jeszcze bardziej zirytował Nevre. Gavin uśmiechał się dokładnie w taki sam sposób, pełen przekonania o własnej wyższości.
-Spokojne, zaraz wszystko pani wyjaśnię.
Rozległy się kroki. Nevra siedziała na krześle, przypatrują się reakcji hrabiego. Na początku uśmiechał się serdecznie, ale kiedy nowo przybyły gość wszedł do środka, mina mu zrzedła.
W powietrzu uniósł się ostry zapach alkoholu. Ktokolwiek się zjawił, musiał być wczorajszy. Zapewne nie tego spodziewał się hrabia po swoim specjalnym gościu.
-Witamy, czekaliśmy na pana. - przemówił w końcu, po czym wskazał na wolne miejsce obok Nevry. - Proszę usiąść.
Nevra w końcu postanowiła spojrzeć na nieznajomego. Od razu poczuła się zakłopotana, Przecież spotkała go dobrych kilka minut temu. Czy to miał być jakiś żart? Ten mężczyzna ją śledził. Testował ją? Znał ją? Spotkali się już kiedyś? Czego chciał? Czy na pewno był tym, za kogo się podawał? A może był revendorskim agentem? Ta myśl zmroziła jej krew w żyłach, jednak szybko wytłumaczyła sobie, że przecież Inkwizycja nie miałaby żadnego interesu w tym, aby szukać jej na drugim końcu kontynentu. Na pewno już dawno o niej zapomnieli. W takim razie, kto to był?
Ich spojrzenia znowu się odnalazły. Tym razem jednak Nevra nie uśmiechnęła się, zamiast tego przypatrywała mu się czujnie, wysyłając mu niewerbalne ostrzeżenie. Nie ufała mu i chciała, żeby zdawał sobie z tego sprawę.
-Z całym szacunkiem hrabio, ale chyba czegoś tutaj nie rozumiem. Mam z kimś podzielić się swoim zleceniem? - spytała, nie przerywając kontaktu wzrokowego z halabardzistą.
-Wszystko, co napisałem do pani w liście, jest wciąż aktualne. Chciałbym, aby znalazła dla mnie pani pewien artefakt.
Wzmianka o artefakcie skutecznie rozproszyła Nevre. Znowu przeniosła całą swoją uwagę na hrabiego.
Mężczyzna wstał, po czym podszedł do zasłoniętej gabloty. Pociągnął za narzutę, a oczom gości ukazały się spoczywające na poduszkach eksponaty.
Oczy Nevry, aż zabłyszczały z ekscytacji. Wstała i podeszła do gabloty, dokładnie przyglądając się zawartości.
-Inkrustowana laska z rzeźbioną głową słonia, symbol mądrości. - zaczęła wymieniać, wskazując palcem poszczególne elementy. - Złota fibula zdobiona granulacją i z głowa ptaka przy zapięciu to symbol sprawiedliwości. Srebrny ryton z zakończony paszczą jaguara ma przedstawiać męstwo i odwagę, a bransoleta z rybą niezrównaną cierpliwość. No i pióropusz z piór rajskich ptaków. Wierzono, że ma być darem od bogów. Wszędzie poznam te insygnia koronacyjne. Należały do królowej Xante.
-Dokładnie. - przyznał hrabia, po czym wskazał jedno, jedyne puste miejsce pośrodku gabloty. - Do pełnej kolekcji brakuje mi tylko naszyjnika.
Nevra zamyśliła się na moment.
-Wedle podań naszyjnik zawierał podobiznę węża. Symbol wiecznej władzy i bogactwa. Doprawdy imponująca kolekcja. - przyznała, nie odrywając oczu od relikwii. Była nimi niebywale zafascynowana.
Hrabia wydawał się pękać z dumy.
-Cieszę się, że w końcu mogę pokazać moje zdobycze osobie, która w pełni pojmuje ich wartość.
Nevra nie była pewna, czy on sam do końca zdawał sobie sprawę z tego, jak cenny był każdy z tych elementów. Nie miała pojęcia, jakim sposobem udało mu się wejść w ich posiadanie. Znani archeolodzy poszukiwali ich od lat. Na początku pomyślała, że takim odkryciem powinien podzielić się ze światem. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ukryte w jego posiadłości były znacznie bezpieczniejsze niż w królewskim muzeum.
-Insygnia koronacyjne królowej Xante to jeden z najcenniejszych skarbów południa. Prawdziwy opus magnum starożytnych cywilizacji.
Nieoczekiwanie hrabia położył dłoń na jej odkrytych plecach. To był bardzo poufały gest z jego strony. Nie każdy by się na to odważył. Najwidoczniej wydawało mu się, że ma ją w garści. Nevra postanowiła zagrać w jego grę. Zależało jej na tym zleceniu.
Jednocześnie cały czas czuła na sobie czujny wzrok nieznajomego, którego spotkała na ulicy. Wydawało jej się, jakby obserwował ją czujny drapieżnik ukryty między drzewami.
-Rozumie pani, jak bardzo zależy mi na tym naszyjniku. - hrabia popukał palcem w szybę. - Jest pani specjalistką w dziedzinie historii starożytnej i z tego, co udowodniła pani na swoim wykładzie w zeszłym tygodniu, posiada imponującą wiedzę na temat okresu z czasów Zjednoczonych Królestwem Południa.
-Był pan na moim wykładzie?
Nevra nie potrafiła ukryć zdziwienia. Faktycznie na swojej prelekcji w muzeum zebrała całkiem niezłą publikę. Co prawda nie tak dużą, jak Gavin, bo w końcu była tylko kobietą archeologiem, ale myśl, że tego dnia słuchały ją takie osobistości jak hrabia, nieco połechtały jej ego.
-Szalenie interesujący. Posiada pani ogromną wiedzę i do tego opowiada z niebywałą pasją. Nie ukrywam, że głównie to mnie do pani przyciągnęło. Uważam, że nie ma lepszego kandydata do tej ekspedycji.
Prawdziwa lawina komplementów. Nevra już wiedziała, do czego to zmierzało. Hrabia nie potrzebnie się tak wysilał. Decyzja, jaką podejmie, była dla niej oczywista już od samego początku.
-I tu się z panem zgodzę hrabio. Od lat fascynuję się postacią królowej Xante. Z wielką przyjemnością podejmę się tego zlecenia, wciąż jednak nie przedstawił mi pan roli mojego... partnera.
Odwróciła się w stronę nieznajomego. Siedział niewzruszenie, dalej się jej przypatrując. Chyba już nie mógł jaśniej dać do zrozumienia, że zjawił się tutaj tylko z jej powodu. Nevre zastanawiało tylko jakim cudem udało mu się ominąć te wszystkie straże.
Hrabia stanął naprzeciwko niej, zasłaniając widok na tajemniczego mężyczynę.
-W liście wyraźnie zaznaczyłem, że chcę, aby cała ekspedycja odbyła się w tajemnicy. Nie wyobrażam sobie jednak, abym pozwolił pani udać się na tę wyprawę samej. Co to, to nie. Dżungla rozciągająca się za murami miasta to prawdziwie niebezpieczne miejsce. Nie wątpię, że jako archeolog z doświadczeniem nieraz znajdowała się pani w mrożących krew w żyłach sytuacjach, ale proszę mi zaufać. Tam, gdzie pani się uda, będzie potrzebna dodatkowa ochrona.
Nevra od początku zakładała, że w razie wyprawy w dżunglę będzie zmuszona poszukać pomocy u kogoś doświadczonego, kto niejednokrotnie zapuszczał się już w podobne tereny. Liczyła jednak, że to jej przypadnie możliwość wyboru członków swojej ekspedycji. Najwidoczniej hrabia i tę część planowania musiał przywłaszczyć dla siebie.
-I kogoż wybrał pan na mojego ochroniarza?
Hrabia albo nie usłyszał, albo nie chciał usłyszeć drwiny, która wybrzmiała w tym pytaniu. Zamiast tego odsunął się na bok, po czym wskazał na tego niechlujnego obdartusa, jakby był najznamienitszą personę w tym pomieszczeniu.
-Specjalnie dla pani sprowadziłem najlepszego wojownika w Xan-Lovar. Abden ab Higrad „Czarna Żmija spod Krwawej Skały”
Nevra miała ochotę parsknąć śmiechem na dźwięk tego idiotycznie długiego przydomka. Zamiast tego uśmiechnęła się pobłażliwie w stronę hrabiego. Co ciekawe sam Czarna Żmija również wydał się nieco zażenowany swoimi własnym tytułem.
Nevra już otwierała usta, żeby powiedzieć, że nie potrzebuje ochrony jakiegoś nadętego, lokalnego wojaki, ani też osoby, który się pod niego podszywa, ale w tej samej chwili ponownie rozległo się pukanie do drzwi.
Hrabia nawet nie zdążył wydać komendy, kiedy do środka wpadł rozgorączkowany sługa.
-Mój panie... właśnie przybył Abden ab Higrad.
Nevra spojrzała na nieznajomego, a on na nią. Wydał się wręcz zawiedziony faktem, że ta informacja nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. W przeciwieństwie do hrabiego, który cały aż poczerwieniał ze złości.
-Co takiego?! Przecież właśnie z nim rozmawiamy. - warknął, wskazując ręką na rzekomą Czarną Żmiję.
Sługa zaczął dygotać z przerażenia. Już wiedział, że jego dalsze tłumaczenie jeszcze bardziej rozjuszy hrabiego.
-Z całym szacunkiem mój panie, ale wojownik, który właśnie stoi pod drzwiami pańskiego biura został dokładnie sprawdzony. Jego tożsamość została dwukrotnie potwierdzona i, co więcej, posiada zaproszenie z pańską pieczęcią.
Dosłownie w tej samej chwili do biura wszedł rosły mahińczyk w lśniącym, złotym kirysie wykutym na modłę xan-lovarskiej sztuki płatnerstwa. Pod spodem miał tunikę, sięgającą kolan. Do pasa z kolei przypięta była spódnica z białego lnu, a po bokach spoczywały dwa sierpy. Długie włosy zbite w dredy sięgały, aż za linię bioder i tym samym stanowiły dowód na to, że nie przegrał żadnego pojedynku.
-Mój panie. - przemówił niskim barytonem, po czym pokłonił się hrabiemu. - Jam jest Abden ab Higrad „Czarna Żmija spod Krwawej Skały”. Przybyłem na twe wezwanie.
A to ci dopiero, pomyślała Nevra.
-Co za niedorzeczność! - zagrzmiał głos hrabiego. Wyciągnął rękę i wskazał oskarżycielskim gestem na podejrzanego jegomościa. - W takim razie kim ty jesteś?
Pytanie na, które wszyscy chcieli znać odpowiedź. Nieznajomy jednak nie odezwał się słowem. Być może zastanawiał się co powiedzieć, aby zabrzmiało to dostatecznie wiarygodnie, ale hrabia nie dał mu czasu do namysłu.
-Weźcie go stąd! Natychmiast!
Dwóch strażników weszło do środka. Od razu natarli na intruza.
Nevra widziała po postawie halabardzisty, że nie pozostanie nikomu dłużny. Tylko czekał, aż któryś ze strażników wyciągnie po niego rękę. Wszczęcie bójki tylko skomplikowałoby jego i tak już beznadziejne położenie. Z całą pewnością wtrąciliby go do lochu, a ona za wszelką cenę musiała dowiedzieć się, dlaczego tak wiele ryzykował, żeby wejść za nią do biura hrabiego. Naraz w głowie zrodził się pewien plan. Szalony i zupełnie do niej niepodobny, ale postanowiła podążyć jego tropem.
-Chwila! - zaoponowała, a strażnicy zastygli w pół kroku. Wszyscy wydawali się równie zaskoczeni jej reakcją. - Hrabio, jeśli można. - dodał już miękko, odwracając się bezpośrednio do niego. - Skoro mamy dwóch kandydatów, to czy nie rozsądniej byłoby wystawić ich do pojedynku?
-Do pojedynku? - powtórzył z niedowierzaniem. - Panno Bervgolde ten intruz ze mnie zadrwił.
-Ze mnie również i proszę o tym nie zapominać. Nie zmienia to jednak faktu, że zdołał ominąć pańskie straże i dostać się, aż tutaj. To imponujące i jednocześnie świadczy o jego umiejętnościach, które mogą okazać się cenne podczas wyprawy.
Prawdziwy Abden ab Higrad wyszedł przed szereg.
-Wybacz, że się wtrącę moja pani, ale hrabia ma rację. Ten ktoś wtargnął do rezydencji. Równie dobrze mógł zabić ciebie albo hrabię...
-Nie zrobił tego, a przecież miał okazję. W takim razie zjawił się tu w innym celu.
-Panno Bervgolde. - zaczął hrabia, a Nevra spiorunowała go wzrokiem. Jak śmiał odzywać się do niej takim tonem jak do dziecka? Postanowiła pokazać mu, że to nie on ma nad nią władzę.
-Hrabio, przyjmę twoje zlecenie, jeśli tu i teraz pozwolisz na przetestowanie wojowników w pojedynku.
Zapadła chwilowa cisza, w której hrabia wymienił się spojrzeniem z Czarną Żmiją i swoimi strażnikami. Jego wzrok mówi tylko jedno: „Czy ona postradała rozum?”
Chciała, żeby powiedział jej to prosto w twarz, ale zamiast tego skrył się za kolejną, dyplomatyczną odpowiedzą.
-Spodziewałem się po pani więcej rozsądku.
-Ależ właśnie to rozsądek przeze mnie przemawia hrabio. Chcę wiedzieć, komu zawierzę swoje bezpieczeństwo.
Znowu cisza. Nevra postawi na swoim, czuła to. Nie miała zamiaru uwolnić się od wpływów Gavina tylko, po to, aby ponownie wejść pod but kolejnemu mężczyźnie, któremu wydawało się, że jest od niej lepszy. Tym razem to ona miała dyktować warunki.
Hrabia w końcu poczuł przy niej niemoc.
-Czarna Żmija to najlepszy wojownik w stolicy, należy do Złotego Legionu i...
-Nie interesuje mnie pańskie zdanie o nim. Chcę, aby osobiście pokazał mi, na co go stać w walce z nieproszonym gościem. - zakomunikowała jasno i wyraźnie, ale na wszelki wypadek, gdyby do hrabiego wciąż nie docierała waga tych słów, podeszła bliżej i spojrzała mu prosto w oczy. To nie był już dłużej wzrok damy tylko rycerza inkwizycji. Ciężki, stanowczy i bezwzględny. Hrabia po raz pierwszy od chwili ich spotkania nie zlekceważył jej osoby i nie uciekł spojrzeniem w dół, do jej piersi. - Niech się pan zastanowi hrabio... teraz kiedy już wiem, że naszyjnik spoczywa gdzieś, w tej dżungli zawsze mogę po niego wyruszyć i zawłaszczyć go tylko dla siebie.
-Nie zrobi tego pani. - odparł, ale brakiem przekonania w głosie tylko dodatkowo się zbłaźnił.
-A cóż miałoby mnie przed tym powstrzymać?
Hrabia zawiesił spojrzenie, na jej ponętnych ustach uformowanych w triumfalny uśmiech.
-Niechaj będzie. - przyznał wreszcie. - Pojedynek do pierwszej krwi wyłoni lepszego wojownika. Wedle życzenia panny Bervgolde.
Nevra odwróciła się w stronę nieznajomego, a jej wzrok rzucił mu wyzwanie. Na samą myśl, że zobaczy użytek z halabardy dotychczas podpartej na ramie krzesła, aż dostała dreszczy ekscytacji.
Niezmiernie zadowolona z faktu, że postawiła na swoim, ujęła w ręce fałdy swojej sukni, po czym z pełnią dworskiej gracji utorowała sobie drogę między mężczyznami i jako pierwsza wyszła na dziedziniec.
Nevra liczyła, że podczas podróży do posiadłości hrabiego uda się im uniknąć takiej sytuacji, ale kiedy tylko wyjechali z zakrętu, Hes-ra z jakiegoś powodu gwałtownie wbił pięty w suche, piaszczyste podłoże.
Rikszą szarpnęło. Nevra jednak w porę wyprostowała ramiona i chwyciła się przedniej barierki, tym samym amortyzując wstrząs.
Z przodu dobiegł ją głos Hes-ry.
-Proszę mi wybacz panienko. Wszystko w porządku?
-Tak. - zawołała i spojrzała przed siebie.
Na drodze panował istny rozgardiasz. Tłum zebrał się ze wszystkich stron. Kilku przechodni oglądało pogruchotany na poboczu wóz z ułamanym kołem. Poza nim w wypadku brały udział jeszcze trzy inne powozy, ale tylko ten jeden doznał szkód. Nieopodal z kolei, pośród ludzi górowała sylwetka rosłego zwierzęcia. To był goryloń, wyraźnie spłoszony. Z jego przedniej lewej łapy sączyła się krew. Jakaś kobieta próbowała go uspokoić, szepcząc do niego i gładząc po boku. Bezskutecznie, gdyż zwierze kręciło łbem i wydawało z siebie przeraźliwe jęki. W samym centrum tego wszystkiego stała grupa mężczyzn przekrzykująca się nawzajem. Wyglądali, jak gdyby zaraz miało dość między nimi do rękoczynów, a twarz każdego z nich poczerwieniała do barwy tilaki zdobiących ich czoła. Co ciekawe w powietrzu unosił się mocny zapach korzennych przypraw, od którego aż wierciło w nosie.
Nevra wstała, a Hes-ra w momencie odłożył dyszle i podbiegł do schodków. Podał jej swoją dłoń. Cały perlił się od potu. Dyszał ciężko i sapał, ale nawet na skraju wymęczenia nie pozwolił Nevrze samej wysiąść z rikszy.
Panna Bervgolde uśmiechnęła się do niego wdzięcznie. Wyciągnęła dłoń, a gdy tylko ich ręce się zetknęły, momentalnie poczuła jak jej koronkowa rękawiczka, przesiąka jego potem. Nie jedna dama zapewne w momencie odsunęłaby się z piskiem. Nevra jednak nie była salonową panną, a kobietą znającą trud pracy, tym samym potrafiła docenić starania Hes-ry.
Kiedy wysiadała, zorientowała się, że za nimi zaczął formować się pokaźnych rozmiarów korek. Co poniektórzy zaczęli wysiadać z wozów albo riksz i przypatrywali się całemu zajściu, nie szczędząc sobie przy tym niemiłych uwag.
-Proszę dać mi chwilę moja pani, zorientuję się w sytuacji. - zapewnił Hes-ra.
Nevra ponownie się do niego uśmiechnęła.
-W porządku, zaczekam.
Odprowadziła go wzrokiem, jednocześnie próbując odgadnąć, jaka będzie reakcja woźnic, którzy brali udział w wypadku. Tak jak przypuszczała, nie byli zadowoleni z tego, że ktoś przerwał im gorącą wymianę zdań. Naskoczyli na biednego Hes-re i zagłuszyli swoim donośnym głosem jego wszelkie próby załagodzenia sytuacji. Ostatecznie odpowiedzi uzyskał dopiero u kobiety, która opiekowała się goryloniem. Porozmawiali przez chwilę, po czym Hes-ra wrócił do rikszy.
-Bardzo mi przykro moja pani, ale to nie wygląda na sprawę, która szybko się rozejdzie. Ponoć jeden z tych mężczyzn należy do pałacowej służby. Wiózł świeże przyprawy na królewski dwór, gdyż Szachniszach wydaje dzisiaj ucztę z okazji urodzin księżniczki. Wezwano królewską straż, mają zjawić się lada moment, ale nim posprzątają cały bałagan, będziemy już spóźnieni na spotkanie z hrabią. Nie mogę też zostawić swojej rikszy i po prostu panienki odprowadzić.
Nevra przysłuchiwała się temu z kamiennym wyrazem twarzy. Uwielbiała punktualność, gdyż od zawsze znaczyła ona dla niej zdyscyplinowanie oraz szacunek, jakim ktoś darzył czas zapraszającego. Myśl o tym, że mogła nie wykazać tej cechy przed hrabią, podrażniła jej nerwy.
-Jak daleko stąd znajduje się jego posiadłość?
-Jest naprawdę blisko. - odparł Hes-ra. Odwrócił się i wskazał palcem na kilka, białych, strzelistych wieżyczek ledwo majaczących na tle błękitnego nieba. Zdawały się ginąć pośród dachów innych budynków. - To dosłownie kawałek, gdybym mógł przewieść panienkę rikszą, bylibyśmy tam lada moment.
Nevra i tak miała w planach dostrzec do posiadłości z nim, czy bez niego. Nie zastanawiając się dłużej, sięgnęła do przypiętej przy pasku sukienki, pękatej sakwy. Hes-ra wyglądał na bardzo zaskoczonego, gdy ot, tak mu ją podała.
-Chciałam podziękować ci za twoje usługi. Tę odległość przejdę już sama. Ty w tym czasie odpocznij gdzieś w cieniu.
Hes-ra rozdziawił usta w niedowierzaniu.
-Moja pani, to bardzo szczodre z twojej strony, ale nie mogę na to pozwolić. Dostałem polecenie, aby podprowadzić cię pod same drzwi posiadłości. Jeśli hrabia dowie się, że przyszłaś sama, czekają mnie poważne konsekwencje.
-Wiem Hes-ro, dlatego po dotarciu do posiadłości i przywitaniu z gospodarzem wytłumaczę całą sytuację i wyrażę szczerą aprobatę względem twych starań, nie bój się. - zapewniła, choć mina Hes-ry nie wyrażała ulgi, wręcz przeciwnie. Zdawał się zatroskać jeszcze bardziej.
-Nie chcę zostawiać panienki samej. Ulice Xan-Lovar mogą być niebezpieczne nawet za dnia, zwłaszcza jeśli tak piękna i bogato ubrana dama, jak panienka przechadza się sama bez opieki. Dla niektórych to może być niepowtarzalna okazja.
Nevra w odpowiedzi uśmiechnęła się przekornie.
-Bez obaw, mam swoje sposoby na natrętnych przechodniów. - to mówiąc, rozsunęła dyskretnie połać swojej sukni i ukazała spoczywający w pochwie sztylet. Na jego widok Hes-ra pobladł na twarzy. - Zaufaj mi, prawdziwa dama wie jak się tym obsługiwać. - dodała pośpiesznie.
Hes-ra ścisnął w plecach sprezentowały mu mieszek. Trzymał go z taką siłą, jakby był dla niego najcenniejszą rzeczą na świecie. Nevra miała świadomość, że hrabia, choć majętny z całą pewnością nie płacił mu równie suto. Kwota, którą mu podarowała, przy mądrym rozdysponowaniu mogła starczyć mu na dwa, może nawet trzy miesiące. On najwidoczniej też zdawał sobie z tego sprawę, gdyż w końcu postanowił ustąpić.
-Proszę mi obiecać, że będzie panienka uważać.
-Hes-ro, przecież to oczywista uwaga. - powiedziała, kwitując zdanie perlistym śmiechem.
-Niepokoję się o panienki bezpieczeństwo.
-Zupełnie niepotrzebnie. Jestem archeologiem, nie spędzam czasu na salonach tylko w terenie. Gdybym nie umiała o siebie skutecznie zadbać, najpewniej nie stałabym tu dzisiaj przed tobą. - No i byłam inkwizytorem, dodała jeszcze w myślach, po czym klepnęła rikszarza w ramię. Zrobiła to w sposób, o jaki można było posądzić kolegę po fachu, a nie pannę z dobrego domu. Hes-ra zupełnie tym zaskoczony, aż przechylił się do przodu.
Nevra z kolei postanowiła nie tracić czasu. Korzystając z jego dezorientacji, czmychnęła w tłum. Wzrokiem wyśledziła najszybszą i najłatwiej dostępną trasę. Nie przepychała się, a jedynie z gracją stąpała w tym żywym labiryncie zbudowanym z ludzi i zwierząt. Nie miała już przy sobie pieniędzy, więc nie bała się, że jej mieszek przylepi się komuś do dłoni.
Minęła pogruchotany powóz, będący źródłem tych wszystkich intensywnych zapachów, od których aż załzawiły jej oczy. Cenne korzenie i kolorowe, zmielone proszki wymieszały się z piaskiem, tworząc na ziemi kolorową, chaotyczną mozaikę. Niektórzy, odważniejsi, zaczęli zbierać to, co nadawało się jeszcze do odratowania, licząc, że jeszcze uda im się na tym nieco zarobić.
Nevra poczuła ulgę, kiedy wreszcie udało się jej dotrzeć na koniec całego tego zbiegowiska, ale im szybciej zaczęła się od niego oddalać, tym więcej zainteresowania przechodniów przechodziło na nią. Wszyscy przypatrywali się jej z żywym zainteresowaniem. Weszła na chodnik, żeby ukryć się w cieniu budynków. Dopiero wtedy zorientowała się, że zapomniała kapelusza w rikszy.
Oczy dalej piekły ją od intensywnego zapachu przypraw. Spróbowała opanować łzawienie i wyostrzyła wzrok, spoglądając w dal. Wtedy naprzeciwko siebie dostrzegła wysokiego mężczyznę. Na plecach niósł imponującą broń z szeroką głownią, która w momencie przykuła jej spojrzenie. Zorientowała się, że była to halabarda. To wzbudziło w niej żywe zainteresowanie. Chciała się przyjrzeć, ale jasne elementy ubioru nieznajomego odbijały od siebie światło słońca, drażniąc jej wzrok. Nieoczekiwanie jednak mężczyzna wszedł na chodnik, chcąc ominąć rozpędzonego kupca z wózkiem. Nevra z korzystała z okazji i przypatrzyła mu się uważnie. Wyglądał tak jakby sama pustynia, pochwyciła go w swoją piaskową paszczę, przeżuła dokładnie, a następnie wypluła z niesmakiem. Miał potargane i brudne ubranie, a głowę zasłaniała mu niedbale przewiązana chusta. Przerzucony do przodu skrawek materiału przysłaniał mu połowę twarzy.
W końcu zdał sobie sprawę, że jest przez nią obserwowany, gdyż odwzajemnił jej spojrzenie. Nevra poczuła jak dreszcz, przebiegł ją wzdłuż kręgosłupa. Jego oczy przypominały parę intensywnie błyszczących szafirów. I pomimo ich niezaprzeczalnego piękna, było w nich coś niebezpiecznego, co sprawiało, że Nevra czuła się, jakby mierzyła się wzrokiem z dziką bestią. Nie chciała, aby dostrzegł jej zmieszanie, dlatego szybko przywołała na usta zalotny uśmiech. Ten, który tak uwielbiali mężczyźni. Chyba na niego również podziałał, bo przypatrzył się jej dłużej, niż powinien.
Minęli się. Nieznajomy przeszedł kawałek, po czym się zatrzymał. Nevre to zaskoczyło, ale nie przestała iść przed siebie. Nawet się nie obejrzała, choć wiedziała, że teraz miałabym niepowtarzalną okazję przyjrzeć się spoczywającej mu na plecach halabardzie.
Weszła w zakręt. Posiadłość hrabiego była już na końcu ulicy. Nevra czuła jednak, że zyskała podwójny cień. Lata służby w inkwizycji rozwinęły w niej instynkt, który podpowiadał jej o wszelkim zagrożeniu. Była prawie pewna, że to ten halabardnik zdecydował się ją śledzić. Od razu pomyślała, że tym razem chyba nieco przesadziła ze swoim uśmiechem. Najwidoczniej odebrał go jako zachętę do podążania jej śladem. Naszczęście trzymał stosowny dystans, aż do bram posiadłości.
Nevra podeszła do strażników. To był moment, w którym halabardnik musiał ustąpić. Pokazała im swoje zaproszenie otrzymane od hrabiego. Ci nawet nie zajrzeli do środka. Wystarczyła im obecność przełamanej pieczęci, aby potwierdzić jej autentyczność.
- Proszę mi wybacz, ale gdzie panienki riksza? - spytał jeden ze strażników, podczas gdy drugi otwierał bramę.
-W drodze do posiadłości hrabiego zastał nas korek spowodowany wypadkiem powozu królewskiej służby. Nie chciałam się spóźnić, dlatego resztę trasy przeszłam na piechotę.
Strażnicy wyglądali na zaskoczonych, ale nie skomentowali tego w żaden sposób. Zamiast tego podprowadzili ją pod drzwi rezydencji. Tam czekał już na nią służący, z którym udała się do biura hrabiego.
Tak jak przypuszczała, pomieszczenie było jasne i przestronne. Zainteresowanie Nevry zwróciło się w stronę reprezentatywnej ściany, na której znajdował się regał z wystawionymi eksponatami. Wszystkie miały wysoką wartość kolekcjonerską. Pośrodku szafy znajdowało się wgłębienie z przeszkloną gablotą. Cokolwiek się tam znajdowało, zostało zasłonięte czerwoną, aksamitną narzutą.
-Ah! Panna Bervgolde.
Krępy i niski mężczyzna wstał z fotela i podszedł do niej. Oczywiście jak na hrabiego przystało, ubrany był w szykowne i drogie odzienie, a palce napuchnęły mu od ciepła i spoczywających na nich pierścieni. Nevra liczyła spotkać przystojnego mężczyznę, ale przeliczyła się. Przypuszczała jednak, że hrabia mógł pochwalić się wieloma innymi atutami, godnymi uwagi.
Ukłonił się elegancko, a ona podała mu swoją dłoń. Nachylił głowę do przodu. Nevra pomyślała wtedy, że turban, który spoczywał mu na głowie, spadnie. O dziwo jednak okazał się bardzo stabilny.
Ciemne, sumiaste wąsy musnęły ją po skórze.
-To dla mnie zaszczyt. - dodał, a Nevra posłała mu serdeczny uśmiech.
-Dla mnie również hrabio. Poczułam się wyróżniona twoim listem.
-Jest pani wprost przepiękna. - dodał, po czym bez żadnego skrępowania przejechał spojrzeniem od jej twarzy w dół, dokładnie przyglądając się jej pełnym wdziękom.
Nevra zdawała sobie sprawę ze słabości mężczyzn z południa do kobiet takich jak ona. Jasnowłosych, ciemnookich i na tyle odważnych, aby ubierać się wedle własnego uznania, a nie sztywnych zasad panujących na tutejszych dworach. Nevra musiała wydać mu się egzotyczna i intrygująca. Postanowiła to wykorzystać na swoją korzyść.
-Proszę, usiądźmy. - to mówiąc, hrabia wskazał ręką w stronę biurka.
Nevra podeszła do jednego z dwóch krzeseł i zasiadła wygodnie. Zadbała przy tym o to, aby rozcięcie przy nodze śmiało się rozstąpiło, ukazując w całości jej lewą nogę.
-Doszły mnie słuchy, że dotarła do mnie pani na piechotę. - zagadnął hrabia, nie odrywając spojrzenia od jej gładkiego kolana.
Nevra pomachała dłonią przy twarzy, chcąc dać do zrozumienia, że to z powodu upału pozwoliła sobie obnażyć skrawek gołej skóry.
-Owszem, na drodze spotkaliśmy pewną przeszkodę, przez którą znacznie byśmy się spóźnili, a ja cenię sobie punktualność. Szczęście w nieszczęściu znajdowaliśmy się blisko pańskiej posiadłości, więc przeszłam dosłownie kawałek.
-Jestem pełen podziwi dla pani determinacji. Uważam jednak, że Hes-ra powinien panienkę odprowadzić. To nie do pomyślenia, aby taka znamienita dama, jak pani poruszała się sama po ulicach miasta.
Nevra miała wielką ochotę rozpocząć dyskusję o tym, jak staromodny i płytki był sposób myślenia tutejszej szlachty. Kobiety w Xan-Lovar dalej traktowane były jako miękkie mimozy niezdatne do podejmowania własnych decyzji. Fakt ten niebywale drażnił Nevre, ale odechciało się jej wykłócać na ten temat już podczas rozmowy z Hes-rą i nie chciała przerabiać tego po raz drugi z hrabią. Czuła, że i tak niczego by to nie zmieniło. Postanowiła, więc szybko uciąć temat.
-Hes-ra sprawił na mnie naprawdę pozytywne wrażenie hrabio. To uczciwy i pracowity człowiek. Mam nadzieję, że nie wystosujesz wobec niego żadnej kary. Chcę objąć go swoim pełnym wstawiennictwem, gdyż to ja namówiłam go na ten pomysł.
Co ciekawe hrabia nie wyglądał na zaskoczonego jej słowami.
-Chyba nie mogę, przeciwstawić się pani woli. Ma pani moje słowo, że nie pociągną go do żadnych konsekwencji. - zapewnił.
Naraz rozległo się pukanie. Hrabia zawołał „proszę”, a do środka wszedł służący.
-Mój panie przybył drugi gość, po którego posłałeś.
-Wpuść go. - nakazał hrabia.
Nevra zmarszczyła brwi. Ani trochę nie spodobało się jej, to co usłyszała.
-Drugi gość?
Kąciki ust hrabiego uniosły się ku górze. Ten widok jeszcze bardziej zirytował Nevre. Gavin uśmiechał się dokładnie w taki sam sposób, pełen przekonania o własnej wyższości.
-Spokojne, zaraz wszystko pani wyjaśnię.
Rozległy się kroki. Nevra siedziała na krześle, przypatrują się reakcji hrabiego. Na początku uśmiechał się serdecznie, ale kiedy nowo przybyły gość wszedł do środka, mina mu zrzedła.
W powietrzu uniósł się ostry zapach alkoholu. Ktokolwiek się zjawił, musiał być wczorajszy. Zapewne nie tego spodziewał się hrabia po swoim specjalnym gościu.
-Witamy, czekaliśmy na pana. - przemówił w końcu, po czym wskazał na wolne miejsce obok Nevry. - Proszę usiąść.
Nevra w końcu postanowiła spojrzeć na nieznajomego. Od razu poczuła się zakłopotana, Przecież spotkała go dobrych kilka minut temu. Czy to miał być jakiś żart? Ten mężczyzna ją śledził. Testował ją? Znał ją? Spotkali się już kiedyś? Czego chciał? Czy na pewno był tym, za kogo się podawał? A może był revendorskim agentem? Ta myśl zmroziła jej krew w żyłach, jednak szybko wytłumaczyła sobie, że przecież Inkwizycja nie miałaby żadnego interesu w tym, aby szukać jej na drugim końcu kontynentu. Na pewno już dawno o niej zapomnieli. W takim razie, kto to był?
Ich spojrzenia znowu się odnalazły. Tym razem jednak Nevra nie uśmiechnęła się, zamiast tego przypatrywała mu się czujnie, wysyłając mu niewerbalne ostrzeżenie. Nie ufała mu i chciała, żeby zdawał sobie z tego sprawę.
-Z całym szacunkiem hrabio, ale chyba czegoś tutaj nie rozumiem. Mam z kimś podzielić się swoim zleceniem? - spytała, nie przerywając kontaktu wzrokowego z halabardzistą.
-Wszystko, co napisałem do pani w liście, jest wciąż aktualne. Chciałbym, aby znalazła dla mnie pani pewien artefakt.
Wzmianka o artefakcie skutecznie rozproszyła Nevre. Znowu przeniosła całą swoją uwagę na hrabiego.
Mężczyzna wstał, po czym podszedł do zasłoniętej gabloty. Pociągnął za narzutę, a oczom gości ukazały się spoczywające na poduszkach eksponaty.
Oczy Nevry, aż zabłyszczały z ekscytacji. Wstała i podeszła do gabloty, dokładnie przyglądając się zawartości.
-Inkrustowana laska z rzeźbioną głową słonia, symbol mądrości. - zaczęła wymieniać, wskazując palcem poszczególne elementy. - Złota fibula zdobiona granulacją i z głowa ptaka przy zapięciu to symbol sprawiedliwości. Srebrny ryton z zakończony paszczą jaguara ma przedstawiać męstwo i odwagę, a bransoleta z rybą niezrównaną cierpliwość. No i pióropusz z piór rajskich ptaków. Wierzono, że ma być darem od bogów. Wszędzie poznam te insygnia koronacyjne. Należały do królowej Xante.
-Dokładnie. - przyznał hrabia, po czym wskazał jedno, jedyne puste miejsce pośrodku gabloty. - Do pełnej kolekcji brakuje mi tylko naszyjnika.
Nevra zamyśliła się na moment.
-Wedle podań naszyjnik zawierał podobiznę węża. Symbol wiecznej władzy i bogactwa. Doprawdy imponująca kolekcja. - przyznała, nie odrywając oczu od relikwii. Była nimi niebywale zafascynowana.
Hrabia wydawał się pękać z dumy.
-Cieszę się, że w końcu mogę pokazać moje zdobycze osobie, która w pełni pojmuje ich wartość.
Nevra nie była pewna, czy on sam do końca zdawał sobie sprawę z tego, jak cenny był każdy z tych elementów. Nie miała pojęcia, jakim sposobem udało mu się wejść w ich posiadanie. Znani archeolodzy poszukiwali ich od lat. Na początku pomyślała, że takim odkryciem powinien podzielić się ze światem. Dopiero po chwili dotarło do niej, że ukryte w jego posiadłości były znacznie bezpieczniejsze niż w królewskim muzeum.
-Insygnia koronacyjne królowej Xante to jeden z najcenniejszych skarbów południa. Prawdziwy opus magnum starożytnych cywilizacji.
Nieoczekiwanie hrabia położył dłoń na jej odkrytych plecach. To był bardzo poufały gest z jego strony. Nie każdy by się na to odważył. Najwidoczniej wydawało mu się, że ma ją w garści. Nevra postanowiła zagrać w jego grę. Zależało jej na tym zleceniu.
Jednocześnie cały czas czuła na sobie czujny wzrok nieznajomego, którego spotkała na ulicy. Wydawało jej się, jakby obserwował ją czujny drapieżnik ukryty między drzewami.
-Rozumie pani, jak bardzo zależy mi na tym naszyjniku. - hrabia popukał palcem w szybę. - Jest pani specjalistką w dziedzinie historii starożytnej i z tego, co udowodniła pani na swoim wykładzie w zeszłym tygodniu, posiada imponującą wiedzę na temat okresu z czasów Zjednoczonych Królestwem Południa.
-Był pan na moim wykładzie?
Nevra nie potrafiła ukryć zdziwienia. Faktycznie na swojej prelekcji w muzeum zebrała całkiem niezłą publikę. Co prawda nie tak dużą, jak Gavin, bo w końcu była tylko kobietą archeologiem, ale myśl, że tego dnia słuchały ją takie osobistości jak hrabia, nieco połechtały jej ego.
-Szalenie interesujący. Posiada pani ogromną wiedzę i do tego opowiada z niebywałą pasją. Nie ukrywam, że głównie to mnie do pani przyciągnęło. Uważam, że nie ma lepszego kandydata do tej ekspedycji.
Prawdziwa lawina komplementów. Nevra już wiedziała, do czego to zmierzało. Hrabia nie potrzebnie się tak wysilał. Decyzja, jaką podejmie, była dla niej oczywista już od samego początku.
-I tu się z panem zgodzę hrabio. Od lat fascynuję się postacią królowej Xante. Z wielką przyjemnością podejmę się tego zlecenia, wciąż jednak nie przedstawił mi pan roli mojego... partnera.
Odwróciła się w stronę nieznajomego. Siedział niewzruszenie, dalej się jej przypatrując. Chyba już nie mógł jaśniej dać do zrozumienia, że zjawił się tutaj tylko z jej powodu. Nevre zastanawiało tylko jakim cudem udało mu się ominąć te wszystkie straże.
Hrabia stanął naprzeciwko niej, zasłaniając widok na tajemniczego mężyczynę.
-W liście wyraźnie zaznaczyłem, że chcę, aby cała ekspedycja odbyła się w tajemnicy. Nie wyobrażam sobie jednak, abym pozwolił pani udać się na tę wyprawę samej. Co to, to nie. Dżungla rozciągająca się za murami miasta to prawdziwie niebezpieczne miejsce. Nie wątpię, że jako archeolog z doświadczeniem nieraz znajdowała się pani w mrożących krew w żyłach sytuacjach, ale proszę mi zaufać. Tam, gdzie pani się uda, będzie potrzebna dodatkowa ochrona.
Nevra od początku zakładała, że w razie wyprawy w dżunglę będzie zmuszona poszukać pomocy u kogoś doświadczonego, kto niejednokrotnie zapuszczał się już w podobne tereny. Liczyła jednak, że to jej przypadnie możliwość wyboru członków swojej ekspedycji. Najwidoczniej hrabia i tę część planowania musiał przywłaszczyć dla siebie.
-I kogoż wybrał pan na mojego ochroniarza?
Hrabia albo nie usłyszał, albo nie chciał usłyszeć drwiny, która wybrzmiała w tym pytaniu. Zamiast tego odsunął się na bok, po czym wskazał na tego niechlujnego obdartusa, jakby był najznamienitszą personę w tym pomieszczeniu.
-Specjalnie dla pani sprowadziłem najlepszego wojownika w Xan-Lovar. Abden ab Higrad „Czarna Żmija spod Krwawej Skały”
Nevra miała ochotę parsknąć śmiechem na dźwięk tego idiotycznie długiego przydomka. Zamiast tego uśmiechnęła się pobłażliwie w stronę hrabiego. Co ciekawe sam Czarna Żmija również wydał się nieco zażenowany swoimi własnym tytułem.
Nevra już otwierała usta, żeby powiedzieć, że nie potrzebuje ochrony jakiegoś nadętego, lokalnego wojaki, ani też osoby, który się pod niego podszywa, ale w tej samej chwili ponownie rozległo się pukanie do drzwi.
Hrabia nawet nie zdążył wydać komendy, kiedy do środka wpadł rozgorączkowany sługa.
-Mój panie... właśnie przybył Abden ab Higrad.
Nevra spojrzała na nieznajomego, a on na nią. Wydał się wręcz zawiedziony faktem, że ta informacja nie zrobiła na niej żadnego wrażenia. W przeciwieństwie do hrabiego, który cały aż poczerwieniał ze złości.
-Co takiego?! Przecież właśnie z nim rozmawiamy. - warknął, wskazując ręką na rzekomą Czarną Żmiję.
Sługa zaczął dygotać z przerażenia. Już wiedział, że jego dalsze tłumaczenie jeszcze bardziej rozjuszy hrabiego.
-Z całym szacunkiem mój panie, ale wojownik, który właśnie stoi pod drzwiami pańskiego biura został dokładnie sprawdzony. Jego tożsamość została dwukrotnie potwierdzona i, co więcej, posiada zaproszenie z pańską pieczęcią.
Dosłownie w tej samej chwili do biura wszedł rosły mahińczyk w lśniącym, złotym kirysie wykutym na modłę xan-lovarskiej sztuki płatnerstwa. Pod spodem miał tunikę, sięgającą kolan. Do pasa z kolei przypięta była spódnica z białego lnu, a po bokach spoczywały dwa sierpy. Długie włosy zbite w dredy sięgały, aż za linię bioder i tym samym stanowiły dowód na to, że nie przegrał żadnego pojedynku.
-Mój panie. - przemówił niskim barytonem, po czym pokłonił się hrabiemu. - Jam jest Abden ab Higrad „Czarna Żmija spod Krwawej Skały”. Przybyłem na twe wezwanie.
A to ci dopiero, pomyślała Nevra.
-Co za niedorzeczność! - zagrzmiał głos hrabiego. Wyciągnął rękę i wskazał oskarżycielskim gestem na podejrzanego jegomościa. - W takim razie kim ty jesteś?
Pytanie na, które wszyscy chcieli znać odpowiedź. Nieznajomy jednak nie odezwał się słowem. Być może zastanawiał się co powiedzieć, aby zabrzmiało to dostatecznie wiarygodnie, ale hrabia nie dał mu czasu do namysłu.
-Weźcie go stąd! Natychmiast!
Dwóch strażników weszło do środka. Od razu natarli na intruza.
Nevra widziała po postawie halabardzisty, że nie pozostanie nikomu dłużny. Tylko czekał, aż któryś ze strażników wyciągnie po niego rękę. Wszczęcie bójki tylko skomplikowałoby jego i tak już beznadziejne położenie. Z całą pewnością wtrąciliby go do lochu, a ona za wszelką cenę musiała dowiedzieć się, dlaczego tak wiele ryzykował, żeby wejść za nią do biura hrabiego. Naraz w głowie zrodził się pewien plan. Szalony i zupełnie do niej niepodobny, ale postanowiła podążyć jego tropem.
-Chwila! - zaoponowała, a strażnicy zastygli w pół kroku. Wszyscy wydawali się równie zaskoczeni jej reakcją. - Hrabio, jeśli można. - dodał już miękko, odwracając się bezpośrednio do niego. - Skoro mamy dwóch kandydatów, to czy nie rozsądniej byłoby wystawić ich do pojedynku?
-Do pojedynku? - powtórzył z niedowierzaniem. - Panno Bervgolde ten intruz ze mnie zadrwił.
-Ze mnie również i proszę o tym nie zapominać. Nie zmienia to jednak faktu, że zdołał ominąć pańskie straże i dostać się, aż tutaj. To imponujące i jednocześnie świadczy o jego umiejętnościach, które mogą okazać się cenne podczas wyprawy.
Prawdziwy Abden ab Higrad wyszedł przed szereg.
-Wybacz, że się wtrącę moja pani, ale hrabia ma rację. Ten ktoś wtargnął do rezydencji. Równie dobrze mógł zabić ciebie albo hrabię...
-Nie zrobił tego, a przecież miał okazję. W takim razie zjawił się tu w innym celu.
-Panno Bervgolde. - zaczął hrabia, a Nevra spiorunowała go wzrokiem. Jak śmiał odzywać się do niej takim tonem jak do dziecka? Postanowiła pokazać mu, że to nie on ma nad nią władzę.
-Hrabio, przyjmę twoje zlecenie, jeśli tu i teraz pozwolisz na przetestowanie wojowników w pojedynku.
Zapadła chwilowa cisza, w której hrabia wymienił się spojrzeniem z Czarną Żmiją i swoimi strażnikami. Jego wzrok mówi tylko jedno: „Czy ona postradała rozum?”
Chciała, żeby powiedział jej to prosto w twarz, ale zamiast tego skrył się za kolejną, dyplomatyczną odpowiedzą.
-Spodziewałem się po pani więcej rozsądku.
-Ależ właśnie to rozsądek przeze mnie przemawia hrabio. Chcę wiedzieć, komu zawierzę swoje bezpieczeństwo.
Znowu cisza. Nevra postawi na swoim, czuła to. Nie miała zamiaru uwolnić się od wpływów Gavina tylko, po to, aby ponownie wejść pod but kolejnemu mężczyźnie, któremu wydawało się, że jest od niej lepszy. Tym razem to ona miała dyktować warunki.
Hrabia w końcu poczuł przy niej niemoc.
-Czarna Żmija to najlepszy wojownik w stolicy, należy do Złotego Legionu i...
-Nie interesuje mnie pańskie zdanie o nim. Chcę, aby osobiście pokazał mi, na co go stać w walce z nieproszonym gościem. - zakomunikowała jasno i wyraźnie, ale na wszelki wypadek, gdyby do hrabiego wciąż nie docierała waga tych słów, podeszła bliżej i spojrzała mu prosto w oczy. To nie był już dłużej wzrok damy tylko rycerza inkwizycji. Ciężki, stanowczy i bezwzględny. Hrabia po raz pierwszy od chwili ich spotkania nie zlekceważył jej osoby i nie uciekł spojrzeniem w dół, do jej piersi. - Niech się pan zastanowi hrabio... teraz kiedy już wiem, że naszyjnik spoczywa gdzieś, w tej dżungli zawsze mogę po niego wyruszyć i zawłaszczyć go tylko dla siebie.
-Nie zrobi tego pani. - odparł, ale brakiem przekonania w głosie tylko dodatkowo się zbłaźnił.
-A cóż miałoby mnie przed tym powstrzymać?
Hrabia zawiesił spojrzenie, na jej ponętnych ustach uformowanych w triumfalny uśmiech.
-Niechaj będzie. - przyznał wreszcie. - Pojedynek do pierwszej krwi wyłoni lepszego wojownika. Wedle życzenia panny Bervgolde.
Nevra odwróciła się w stronę nieznajomego, a jej wzrok rzucił mu wyzwanie. Na samą myśl, że zobaczy użytek z halabardy dotychczas podpartej na ramie krzesła, aż dostała dreszczy ekscytacji.
Niezmiernie zadowolona z faktu, że postawiła na swoim, ujęła w ręce fałdy swojej sukni, po czym z pełnią dworskiej gracji utorowała sobie drogę między mężczyznami i jako pierwsza wyszła na dziedziniec.
- Alessandro
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wojownik , Mag , Najemnik
- Kontakt:
Prześliczna archeolog udała się na dziedziniec. Alessandro odprowadził ją wzrokiem, po czym spojrzał najpierw na nieznajomego szlachcica, potem na nieznajomego wojownika. Obaj mieli wymalowaną wściekłość na twarzach, przy czym Czarna Żmija dosłownie kipiał z wściekłości. Wilkołak uśmiechnął się i wzruszył pytająco ramionami, jakby chciał powiedzieć: „Cóż, pani postanowiła, trzeba spełnić jej życzenie…”, po czym ruszył w ślad za obiektem swego pożądania. Postanowił jednak przyspieszyć kroku i dogonić jeszcze nieznajomą, aby przed walką jeszcze się jej przedstawić. Uznał, że jeśli niewiasta rzeczywiście jest tak dobrym archeologiem, za jakiego uchodzi, to być może uda jej się odkryć jego tożsamość. Co prawda były na to niewielkie szanse, jednak istniał cień nadziei, że natknęła się na jakieś wzmianki o jego dokonaniach.
-Dziękuję, łaskawa pani, za twe hojne wstawiennictwo. Przyrzekam zapewnić ci wspaniałą rozrywkę. Proszę również wybaczyć mój nietakt. Wtargnąłem do pałacu podążając za pani niespotykaną urodą, a straż z jakiegoś powodu nie starała się mnie powstrzymać. Pozwól jednak, że zanim stanę do walki z Czarnym Padalcem, przedstawię się. Nazywam się Alessandro Villanueva. Życzę przyjemnego spektaklu.
Nie czekając na reakcję ze strony archeolog Alessandro delikatnie skłonił się i oddalił. Wyszedł na dziedziniec i zajął pozycję. Po chwili pojawiła się reszta osób – Czarna Żmija, właściciel pałacu i jakiś gwardzista. Czarna Żmija zaczął się rozgrzewać przed walką, natomiast widzowie ustawili się w bezpiecznej odległości od pola walki. Po chwili służba rozłożyła wokół nich parawan z zadaszeniem i przyniosła charakterystyczne, Xan-Lovarskie, materiałowe siedzenia. Alessandro stwierdził, że również powinien trochę się pogimnastykować, jednak kiedy tylko wykonał kilka skłonów, dotarło do niego, że pozostałości po poprzedniej nocy wciąż jeszcze grasują w jego ciele, toteż pominął dalsze akrobacje, a zamiast tego poprosił służącego o naczynie z wodą do picia. Cudowna substancja przyjemnie nawilżyła jego gardziel i dodała mu energii jakiej potrzebował. Zerknął w stronę panienki. Wyglądała na skupioną. Zapewne zastanawiała się, czy powinna kojarzyć jego imię. Alessandro postanowił trochę jej w tym przeszkodzić. Położył halabardę na ziemi, po czym jednym, energicznym ruchem zdjął z siebie wierzchnie odzienie, ukazując swój umięśniony tors. Jak się spodziewał, panienka popatrzyła na niego ze zdziwieniem na twarzy. Kiedy tylko ich wzrok się skrzyżował, Alessandro uśmiechnął się zawadiacko i puścił jej oczko. Następnie spojrzał na Czarną Żmiję, który właśnie zakończył rozgrzewkę. W jego oczach było widać furię. Prawdopodobnie przez cały czas obserwował zachowanie Alessandro i poczuł się rozjuszony tym, że halabardzista nie traktuje jego osoby poważnie. Wilkołak jednak wiedział doskonale, że w prawdziwej walce oprócz umiejętności szermierskich, których i tak mu nie brakowało, liczy się także psychika. Czuł, że to będzie niesłychanie łatwa walka, ponieważ jego przeciwnik na tym etapie wykazywał całkowitą żądzę mordu. Alessandro wiedział, że ataki jego oponenta będą na samym początku silne i szybkie, natomiast pozbawione precyzji. Podobnie było w przypadku rozjuszonych bestii, które najczęściej dopiero w obliczu zagrożenia życia, zaczynały skupiać się na taktyce, a nie tylko na sile, prędkości i próbie zaskoczenia.
-Jestem gotów, hrabio! Mój oponent chyba jeszcze nie zdążył się rozgrzać. Nic nie szkodzi, poczekam wystarczająco długo, by miał ku temu sposobność.
Alessandro ponownie uśmiechnął się, słysząc zaczepkę ze strony swego przeciwnika.
-Prawdziwy wojownik jest zawsze gotów do walki, Czarna Żmijo. Możemy zaczynać.
Hrabia klasnął w dłonie, dając sygnał do rozpoczęcia pojedynku. Czarna Żmija jednym ruchem wyciągnął zza pleców dwa bułaty, wydając przy tym okrzyk. Prawdopodobnie był to jakiś stary zwyczaj pustynny. Alessandro przyjął postawę obronną, ponieważ wiedział, czego się spodziewać. Skupił się na sylwetce przeciwnika. Jego uwagę przykuł sposób, w jaki wojownik pustyni stawiał kroki. Czubkami butów zataczał nieznaczne łuki, natiomiast nie odrywał ich całkowicie od ziemi. Ślady, które tworzyłby na piasku, mogłyby rzeczywiście przypominać ślad pełznącego węża. Technika ta zapewne była wymuszona poprzez warunki w jakich najczęściej przychodziło mu walczyć. Kroki stawiane ostrożnie, z uprzednim sprawdzeniem gruntu. Sylwetka wydawała się jednocześnie rozluźniona i gotowa do ataku. Zupełnie tak, jakby cios miał nadejść szybko, na pełnym zakresie ostrza, dynamicznie. Nagle Czarna Żmija zerwał się do ataku. Błyskawicznie zmienił rytm kroków – kilka drobnych, celem wyrównania dystansu i jeden doskok, któremu towarzyszyło poziome cięcie. Alessandro w ułamku sekundy odpowiedział, jednak nie zrobił tego tak, jak mógłby się spodziewać jego przeciwnik. Zamiast wycofać się przed nadlatującym z lewej strony ostrzem, czym naraziłby się na drugi, potężniejszy atak z prawej strony, zbił płaską stroną głowni nadlatujące ostrze, a następnie dynamicznie zamortyzował odbicie i wbił drzewiec halabardy w ziemię, osłaniając się przed drugim ciosem rękojeścią. Nie było to nic skomplikowanego, natomiast wystarczyło, żeby Czarna Żmija delikatnie stracił równowagę. Walka w zwarciu nie była na rękę dla Alessandro, dlatego korzystając z okazji, wycofał się na podwójny dystans. Jego przeciwnik zaczął ponownie swój tajemniczy taniec, jednak tym razem wilkołak postanowił mu przeszkodzić. Z ogromną ekspresją i płynnością skrzyżował ręce, powodując wystrzelenie dolnego końca halabardy wprost w kolano przeciwnika. Czarna Żmija, był jednak wystarczająco czujny i zdołał cofnąć atakowaną nogę. Prawdopodobnie miał już także zaplanowany kontratak, jednak Alessandro bacznie obserwował zachowanie jego mięśni i wyprowadził atak w taki sposób, że jeden z pałaszy zderzył się z głownią halabardy, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Zdezorientowany wojownik wykonał nieostrożny krok do tyłu i przydepnął sobie pelerynę. Nie upadł, jednak stracił równowagę. W całym zamieszaniu jakie go spotkało, zdążył przeoczyć moment, w którym ostrze halabardy zatoczyło niemalże idealny półokrąg i omal nie pozbawiło go głowy. Czarna Żmija poczuł delikatne szczypanie z lewej strony szyi, nieco powyżej linii barków. Wiedział już, że walka była skończona. Wypuścił pałasze z rąk. Prawą dłonią dotknął miejsca, w którym znajdowało się niezwykle precyzyjne nacięcie. Spojrzał na swoje palce i dostrzegł na nich, zgodnie z oczekiwaniami krew. Zdał sobie sprawę, że wojownik, z którym walczył, znacznie przewyższał go umiejętnościami. Niewielka pomyłka z jego strony i Czarna Żmija wierzgałby teraz wykrwawiając się w błyskawicznym tempie. Brak litości ze strony Alessandro i jego głowa znajdowałaby się teraz po drugiej stronie placu. Zapał bojowy z każdą sekundą ustępował miejsca strachowi. Furia przerodziła się w przerażenie i podziw dla umiejętności Alessandro. Czarna Żmija dawno nie został tak brutalnie rozgromiony, w tak krótkim czasie. Zdolności jego oponenta wydawały się nadludzkie, a jednak nie można było o nich powiedzieć, że są zasługą jakichkolwiek sztuczek magicznych. Był to wyłącznie efekt wielu lat ciężkiego treningu. Czarna Żmija wiedział o tym bez cienia wątpliwości. Jego ataki były zwyczajnie zbyt przewidywalne dla Alessandro. Wojownik pustyni wstał z kolana, popatrzył oponentowi prosto w oczy, z pełnym uznaniem, a następnie skłonił głowę. Następnie odwrócił się w stronę hrabiego, ukłonił się w pasie, podniósł z ziemi swoje pałasze i skierował się w stronę wyjścia bez słowa.
Alessandro poczuł się nieco zbity z tropu. Zupełnie nie tego się spodziewał. Myślał, że jego przeciwnik uda, że nic się nie stało i będzie chciał walczyć dalej. Tymczasem jednak walka dobiegła końca. Wilkołak podszedł do oglądających, którzy podobnie jak on, również pozostawali w niemałym szoku.
-Hrabio?
-Cóż… Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko rozpatrzyć pozytywnie twoje zwycięstwo… halabardzisto.
-Alessandro Villanueva. Do usług.
-Sprawy finansowe omówimy indywidualnie później, a tymczasem. Służba! Zaprowadźcie pana Alessandro do łaźni, niech oczyści się po walce, by jak najszybciej mógł do nas dołączyć.
-Dziękuję, łaskawa pani, za twe hojne wstawiennictwo. Przyrzekam zapewnić ci wspaniałą rozrywkę. Proszę również wybaczyć mój nietakt. Wtargnąłem do pałacu podążając za pani niespotykaną urodą, a straż z jakiegoś powodu nie starała się mnie powstrzymać. Pozwól jednak, że zanim stanę do walki z Czarnym Padalcem, przedstawię się. Nazywam się Alessandro Villanueva. Życzę przyjemnego spektaklu.
Nie czekając na reakcję ze strony archeolog Alessandro delikatnie skłonił się i oddalił. Wyszedł na dziedziniec i zajął pozycję. Po chwili pojawiła się reszta osób – Czarna Żmija, właściciel pałacu i jakiś gwardzista. Czarna Żmija zaczął się rozgrzewać przed walką, natomiast widzowie ustawili się w bezpiecznej odległości od pola walki. Po chwili służba rozłożyła wokół nich parawan z zadaszeniem i przyniosła charakterystyczne, Xan-Lovarskie, materiałowe siedzenia. Alessandro stwierdził, że również powinien trochę się pogimnastykować, jednak kiedy tylko wykonał kilka skłonów, dotarło do niego, że pozostałości po poprzedniej nocy wciąż jeszcze grasują w jego ciele, toteż pominął dalsze akrobacje, a zamiast tego poprosił służącego o naczynie z wodą do picia. Cudowna substancja przyjemnie nawilżyła jego gardziel i dodała mu energii jakiej potrzebował. Zerknął w stronę panienki. Wyglądała na skupioną. Zapewne zastanawiała się, czy powinna kojarzyć jego imię. Alessandro postanowił trochę jej w tym przeszkodzić. Położył halabardę na ziemi, po czym jednym, energicznym ruchem zdjął z siebie wierzchnie odzienie, ukazując swój umięśniony tors. Jak się spodziewał, panienka popatrzyła na niego ze zdziwieniem na twarzy. Kiedy tylko ich wzrok się skrzyżował, Alessandro uśmiechnął się zawadiacko i puścił jej oczko. Następnie spojrzał na Czarną Żmiję, który właśnie zakończył rozgrzewkę. W jego oczach było widać furię. Prawdopodobnie przez cały czas obserwował zachowanie Alessandro i poczuł się rozjuszony tym, że halabardzista nie traktuje jego osoby poważnie. Wilkołak jednak wiedział doskonale, że w prawdziwej walce oprócz umiejętności szermierskich, których i tak mu nie brakowało, liczy się także psychika. Czuł, że to będzie niesłychanie łatwa walka, ponieważ jego przeciwnik na tym etapie wykazywał całkowitą żądzę mordu. Alessandro wiedział, że ataki jego oponenta będą na samym początku silne i szybkie, natomiast pozbawione precyzji. Podobnie było w przypadku rozjuszonych bestii, które najczęściej dopiero w obliczu zagrożenia życia, zaczynały skupiać się na taktyce, a nie tylko na sile, prędkości i próbie zaskoczenia.
-Jestem gotów, hrabio! Mój oponent chyba jeszcze nie zdążył się rozgrzać. Nic nie szkodzi, poczekam wystarczająco długo, by miał ku temu sposobność.
Alessandro ponownie uśmiechnął się, słysząc zaczepkę ze strony swego przeciwnika.
-Prawdziwy wojownik jest zawsze gotów do walki, Czarna Żmijo. Możemy zaczynać.
Hrabia klasnął w dłonie, dając sygnał do rozpoczęcia pojedynku. Czarna Żmija jednym ruchem wyciągnął zza pleców dwa bułaty, wydając przy tym okrzyk. Prawdopodobnie był to jakiś stary zwyczaj pustynny. Alessandro przyjął postawę obronną, ponieważ wiedział, czego się spodziewać. Skupił się na sylwetce przeciwnika. Jego uwagę przykuł sposób, w jaki wojownik pustyni stawiał kroki. Czubkami butów zataczał nieznaczne łuki, natiomiast nie odrywał ich całkowicie od ziemi. Ślady, które tworzyłby na piasku, mogłyby rzeczywiście przypominać ślad pełznącego węża. Technika ta zapewne była wymuszona poprzez warunki w jakich najczęściej przychodziło mu walczyć. Kroki stawiane ostrożnie, z uprzednim sprawdzeniem gruntu. Sylwetka wydawała się jednocześnie rozluźniona i gotowa do ataku. Zupełnie tak, jakby cios miał nadejść szybko, na pełnym zakresie ostrza, dynamicznie. Nagle Czarna Żmija zerwał się do ataku. Błyskawicznie zmienił rytm kroków – kilka drobnych, celem wyrównania dystansu i jeden doskok, któremu towarzyszyło poziome cięcie. Alessandro w ułamku sekundy odpowiedział, jednak nie zrobił tego tak, jak mógłby się spodziewać jego przeciwnik. Zamiast wycofać się przed nadlatującym z lewej strony ostrzem, czym naraziłby się na drugi, potężniejszy atak z prawej strony, zbił płaską stroną głowni nadlatujące ostrze, a następnie dynamicznie zamortyzował odbicie i wbił drzewiec halabardy w ziemię, osłaniając się przed drugim ciosem rękojeścią. Nie było to nic skomplikowanego, natomiast wystarczyło, żeby Czarna Żmija delikatnie stracił równowagę. Walka w zwarciu nie była na rękę dla Alessandro, dlatego korzystając z okazji, wycofał się na podwójny dystans. Jego przeciwnik zaczął ponownie swój tajemniczy taniec, jednak tym razem wilkołak postanowił mu przeszkodzić. Z ogromną ekspresją i płynnością skrzyżował ręce, powodując wystrzelenie dolnego końca halabardy wprost w kolano przeciwnika. Czarna Żmija, był jednak wystarczająco czujny i zdołał cofnąć atakowaną nogę. Prawdopodobnie miał już także zaplanowany kontratak, jednak Alessandro bacznie obserwował zachowanie jego mięśni i wyprowadził atak w taki sposób, że jeden z pałaszy zderzył się z głownią halabardy, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk. Zdezorientowany wojownik wykonał nieostrożny krok do tyłu i przydepnął sobie pelerynę. Nie upadł, jednak stracił równowagę. W całym zamieszaniu jakie go spotkało, zdążył przeoczyć moment, w którym ostrze halabardy zatoczyło niemalże idealny półokrąg i omal nie pozbawiło go głowy. Czarna Żmija poczuł delikatne szczypanie z lewej strony szyi, nieco powyżej linii barków. Wiedział już, że walka była skończona. Wypuścił pałasze z rąk. Prawą dłonią dotknął miejsca, w którym znajdowało się niezwykle precyzyjne nacięcie. Spojrzał na swoje palce i dostrzegł na nich, zgodnie z oczekiwaniami krew. Zdał sobie sprawę, że wojownik, z którym walczył, znacznie przewyższał go umiejętnościami. Niewielka pomyłka z jego strony i Czarna Żmija wierzgałby teraz wykrwawiając się w błyskawicznym tempie. Brak litości ze strony Alessandro i jego głowa znajdowałaby się teraz po drugiej stronie placu. Zapał bojowy z każdą sekundą ustępował miejsca strachowi. Furia przerodziła się w przerażenie i podziw dla umiejętności Alessandro. Czarna Żmija dawno nie został tak brutalnie rozgromiony, w tak krótkim czasie. Zdolności jego oponenta wydawały się nadludzkie, a jednak nie można było o nich powiedzieć, że są zasługą jakichkolwiek sztuczek magicznych. Był to wyłącznie efekt wielu lat ciężkiego treningu. Czarna Żmija wiedział o tym bez cienia wątpliwości. Jego ataki były zwyczajnie zbyt przewidywalne dla Alessandro. Wojownik pustyni wstał z kolana, popatrzył oponentowi prosto w oczy, z pełnym uznaniem, a następnie skłonił głowę. Następnie odwrócił się w stronę hrabiego, ukłonił się w pasie, podniósł z ziemi swoje pałasze i skierował się w stronę wyjścia bez słowa.
Alessandro poczuł się nieco zbity z tropu. Zupełnie nie tego się spodziewał. Myślał, że jego przeciwnik uda, że nic się nie stało i będzie chciał walczyć dalej. Tymczasem jednak walka dobiegła końca. Wilkołak podszedł do oglądających, którzy podobnie jak on, również pozostawali w niemałym szoku.
-Hrabio?
-Cóż… Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko rozpatrzyć pozytywnie twoje zwycięstwo… halabardzisto.
-Alessandro Villanueva. Do usług.
-Sprawy finansowe omówimy indywidualnie później, a tymczasem. Służba! Zaprowadźcie pana Alessandro do łaźni, niech oczyści się po walce, by jak najszybciej mógł do nas dołączyć.
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
Nevre niespecjalnie zaskoczył fakt, że tajemniczy wędrowiec znikąd postanowił skorzystać z okazji i zaczepić ją niezobowiązującą rozmową. Przypuszczała jednak, że zacznie ją wypytywać o rzeczy istotne z punktu widzenia osoby, który nieoczekiwanie obrała kogoś za cel śledzenia. W pewności czekała na pytanie o to, kim jest, skąd pochodzi, albo jaki interes miała w tym, aby przyjąć zlecenie hrabiego. Nieznajomy natomiast postanowił się zwyczajnie przedstawić i wyjaśnić swoje zachowanie.
To nieco zbiło ją z tropu, lecz postarała się tego po sobie nie okazać. Uśmiechnęła się tylko wdzięcznie, wyłapując w jego wypowiedzi kilka komplementów. I choć użyte już w pierwszy kilku słowach powinny wybrzmieć tanio i nieokrzesanie to w tym wypadku faktycznie połechtały one jej ego. To niesłychane, jak bezpośredniość, z którą się obnosił, dodawała mu uroku, pomyślała, jednocześnie wciąż poszukując w głowie jakichś wzmianek o kimś z nazwiskiem Villanueva. Oczyma wyobraźni widziała jedynie pustą, niezapisaną kartkę i nic więcej.
Na dziedzińcu służba hrabiego rozłożyła szeroki parawan i wygodne maty do siedzenia. Nevra uznała to zabytek, z którego ostatecznie postanowiła skorzystać. Nie godziło się bowiem odmówić gospodarzowi aktu jego gościnności.
Zasiadała tuż obok hrabiego, który wciąż wydawał się mocno podburzony całą tą sytuacją. Nevrze pozostało tylko cieszyć się z faktu, że będzie mogła w ciszy i skupieniu obejrzeć wyczekiwany pojedynek. W pierwszej kolejności spojrzała na Czarną Żmiję, który rozgrzewał się przed walką. Również sprawiał wrażenie, jak gdyby emocje wzięły nad nim górę, a to, że jego przeciwnik jawnie go przy tym lekceważył, rozjuszało go jeszcze bardziej. To nie prognozowało na jego korzyść.
Alessandro z kolei wydawał się istną oazą spokoju. Nevra przeniosła na niego całą swoją uwagę. Akurat wykonywał skłon, coś jednak musiało pójść nie tak, bo gdy zbliżył się głową ku ziemi, zachwiał się niekontrolowanie do przodu i do tyłu. Nevra omal nie zaśmiała się na ten widok. Dotarło do niej, że wciąż był na mocnym kacu. Dotychczas świetnie się z tym krył. Powiedzieć, że Nevra już nie mogła doczekać się pokazu jego umiejętności, byłoby sporym niedomówieniem. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała jakiegoś halabardziście, rzadko kto decydował się na tę broń. Wymagała od użytkownika niebywałego refleksu, siły i równowagi, a nie każdy potrafił dotrzeć do perfekcji w tych trzech dziedzinach. Choć oceniając jego aktualny stan, zaczęła nieco wątpić w to, czy aby na pewno nie był tylko zwykłym pyszałkiem, którego tęga duma przewyższała dokonania.
Niejaki Villanueva ostatecznie zrezygnował z rozgrzewki i zamiast tego kazał przynieść sobie wody. Wypił praktycznie cały, przyniesiony przez służbę, dzban. A potem popatrzył wprost na nią. Nevra odwzajemniła jego spojrzenie, nie wykazała jednak przy tym żadnych konkretnych emocji. Pozostała skupiona, chcąc dać mu jasno do zrozumienia, że na razie wciąż ma względem niego pewne obiekcje.
Walka mogłaby się już rozpocząć, ale Alessandro postanowił jeszcze rozebrać się z płóciennej koszuli i chust, które zasłaniały mu głowę. Rzucił je niedbale na bok, po czym ponownie spojrzał na Nevre. Uśmiechnął się i puścił do niej oczko. Uznała to za pewnego rodzaju prowokację, której ostatecznie uległa. Na wszelki wypadek rozłożyła jednak wachlarz i przysłoniła nim twarz od czubka nosa w dół. Miała nadzieję, że poza szokiem, który jako pierwszy nią owładnął, Alessandro nie zdążył zauważyć tego, co pojawiło się u niej po chwili. A był to podziw. Podziw i uznanie.
Ciało Alessandro wyglądało na zbudowane u fundamentów wysiłku i stalowej dyscypliny. Nevra mogła tylko zakładać ile pracy i czasu poświęcił na pełne jego uformowanie i doszlifowanie. Na samą myśl o tym, jak wiele możliwości zyskiwał ktoś z taką sylwetką, dostała nagłych dreszczy ekscytacji. Nim się zorientowała, zaczęła wachlować się coraz szybciej i szybciej, chcąc rozdmuchać wzbierające w niej napięcie. Alessandro z każdą sekundą fascynował ją coraz bardziej i sama już nie była pewna, czy nie powinna nieco przystopować z tymi zachwytami wobec osoby, której przecież wcale nie zna.
-Panno Bervgolde, czy ja widzę zachwyt na pani twarzy?
Z wielką niechęcią przeniosła spojrzenie z Villanuevy na hrabiego. Wyglądał, jakby jawnie uraziła jego męskość, choć nie poczuła względem tego żadnej skruchy.
-A cóż złego w tym, aby wyrazić uznanie wobec czegoś, co wyraźnie na to zasługuje drogi hrabio? - spytała, uśmiechając się powabnie. - Chyba nie powie mi pan, że nie czuje pan szacunku, na widok tak solidnie wytrenowanego ciała?
-Cóż… - hrabia zmieszał się lekko. - …owszem, choć należy przyznać, że to dość ordynarny sposób demonstracji siły.
Nevra zaśmiała się, chowając szyderczy uśmiech w cieniu wachlarza.
-...ale jakże skuteczny.
Hrabia prychnął.
-To się dopiero okaże panno Bervgolde.
Nevra szczerze żałowała, że kobietom nie wypadało stawiać zakładów. Z wielką przyjemnością założyłaby się z hrabią o wynik pojedynku, bo skończył się on dokładnie tak, jak to przewidziała.
Czarna Żmija poległ w niespełna pięciu minutach od rozpoczęcia walki. Co więcej, chyba sam musiał zrozumieć, jak wielka przepaść dzieliła go od jego oponenta, gdyż przed wyjściem z pałacu dał mu jeszcze wyraz swego uznania, kłaniając się przed nim w pasie.
Hrabia patrzył na to wszystko oniemiały ze złości i niedowierzania. O to jeden z jego najlepszych wojowników uległ pod orężem zwykłego intruza … a wszystko to za sprawą uporu Nevry, która czuła się tam największym zwycięzcą. Ostatecznie hrabia uznał Alessandro za swojego nowego pracownika, bo cóż innego mógł zrobić? Honor nie pozwalała mu go odprawić. Wysłał go do łaźni i kazał swojej służbie doprowadzić go do ładu.
Nevra spojrzała jeszcze przelotnie na Villanueve nim te na dobre zniknął za filarami dziedzińca. Nigdy nie przypuszczała, że oglądanie czyjejś walki doprowadziłoby ją do takiego wrzenia. Nie mogła jednak przestać zachwycać się tym, jak precyzyjnie prowadził swoją halabardę i jak umiejętnie rozplanowywał każdy swój następny ruch. Przyjemnie oglądało się taki kunszt.
-Mogę prosić o kartkę i pióro? - spytała, a jeden ze służących w momencie przyniósł jej to, o co prosiła.
Zapisała zgrabnie kilka słów, po czym złożyła kartkę i wysunęła ją na brzeg stołu, aby ktoś ją odebrał.
-Proszę dać to panu Villanueve, a gdyby okazało się, że nie umie czytać, poinformujecie go, gdzie stacjonuje.
-A na co mu taka wiedza? - oburzył się hrabia.
Nevra miała ochotę przewrócić oczami z zażenowania. Przerażał ją fakt, jak męska duma potrafiła zaślepić nawet najbardziej błyskotliwe umysły.
-Gdyby zechciał omówić ze mną szczegóły wyprawy. Planuję wyruszyć na ekspedycję jeszcze w tym tygodniu, a to wymaga odpowiednich przygotowań.
-Może panienka skonsultować się z nim tutaj. - zaproponował. - Przygotuję w tym celu moje biuro. Niczego wam tu nie zabraknie.
Jeszcze czego, pomyślała Nevra. Ostatnie, na co miała ochotę to na narzucanie jej warunków.
-Z całym szacunkiem hrabio, ale niestety nie mam na to czasu. - odparła, przyoblekając dłonie w rękawiczki. - Prowadzę dzisiaj jeszcze dwa wykłady w królewskim muzeum, do których muszę się przygotować. Bardzo serdecznie pana na nie zapraszam.
-Dziękuje. - odparł z pełnią uprzejmości. Była pewna, że się zjawi. - Moi strażnicy odprowadzą panią do rikszy. Hes-ra już tam na panią czeka.
Nevra ucieszyła się z widoku swojego rikszarza. Poleciła mu, aby odwiózł ją do hotelu. Wizja planów na ten dzień nieco ją przytłaczała. Przede wszystkim musiała rozmówić się z Gavinem. Wiedziała, że teraz kiedy miała już zlecenie hrabiego w garści, nie mogła się wycofać. Zapragnęła pójść za ciosem i wreszcie wykorzystać okazję do usamodzielnienia swojej działalności. Gavinowi na pewno się to nie spodoba, była tego więcej niż pewna, choć na razie starała się nie zaprzątać sobie tym głowie. Zamiast tego, podczas drogi do hotelu, poświęciła skupienie swych myśli zupełnie odmiennej kwestii.
Kim do cholery był Alessandro Villanueva?
To nieco zbiło ją z tropu, lecz postarała się tego po sobie nie okazać. Uśmiechnęła się tylko wdzięcznie, wyłapując w jego wypowiedzi kilka komplementów. I choć użyte już w pierwszy kilku słowach powinny wybrzmieć tanio i nieokrzesanie to w tym wypadku faktycznie połechtały one jej ego. To niesłychane, jak bezpośredniość, z którą się obnosił, dodawała mu uroku, pomyślała, jednocześnie wciąż poszukując w głowie jakichś wzmianek o kimś z nazwiskiem Villanueva. Oczyma wyobraźni widziała jedynie pustą, niezapisaną kartkę i nic więcej.
Na dziedzińcu służba hrabiego rozłożyła szeroki parawan i wygodne maty do siedzenia. Nevra uznała to zabytek, z którego ostatecznie postanowiła skorzystać. Nie godziło się bowiem odmówić gospodarzowi aktu jego gościnności.
Zasiadała tuż obok hrabiego, który wciąż wydawał się mocno podburzony całą tą sytuacją. Nevrze pozostało tylko cieszyć się z faktu, że będzie mogła w ciszy i skupieniu obejrzeć wyczekiwany pojedynek. W pierwszej kolejności spojrzała na Czarną Żmiję, który rozgrzewał się przed walką. Również sprawiał wrażenie, jak gdyby emocje wzięły nad nim górę, a to, że jego przeciwnik jawnie go przy tym lekceważył, rozjuszało go jeszcze bardziej. To nie prognozowało na jego korzyść.
Alessandro z kolei wydawał się istną oazą spokoju. Nevra przeniosła na niego całą swoją uwagę. Akurat wykonywał skłon, coś jednak musiało pójść nie tak, bo gdy zbliżył się głową ku ziemi, zachwiał się niekontrolowanie do przodu i do tyłu. Nevra omal nie zaśmiała się na ten widok. Dotarło do niej, że wciąż był na mocnym kacu. Dotychczas świetnie się z tym krył. Powiedzieć, że Nevra już nie mogła doczekać się pokazu jego umiejętności, byłoby sporym niedomówieniem. Nie pamiętała, kiedy ostatni raz widziała jakiegoś halabardziście, rzadko kto decydował się na tę broń. Wymagała od użytkownika niebywałego refleksu, siły i równowagi, a nie każdy potrafił dotrzeć do perfekcji w tych trzech dziedzinach. Choć oceniając jego aktualny stan, zaczęła nieco wątpić w to, czy aby na pewno nie był tylko zwykłym pyszałkiem, którego tęga duma przewyższała dokonania.
Niejaki Villanueva ostatecznie zrezygnował z rozgrzewki i zamiast tego kazał przynieść sobie wody. Wypił praktycznie cały, przyniesiony przez służbę, dzban. A potem popatrzył wprost na nią. Nevra odwzajemniła jego spojrzenie, nie wykazała jednak przy tym żadnych konkretnych emocji. Pozostała skupiona, chcąc dać mu jasno do zrozumienia, że na razie wciąż ma względem niego pewne obiekcje.
Walka mogłaby się już rozpocząć, ale Alessandro postanowił jeszcze rozebrać się z płóciennej koszuli i chust, które zasłaniały mu głowę. Rzucił je niedbale na bok, po czym ponownie spojrzał na Nevre. Uśmiechnął się i puścił do niej oczko. Uznała to za pewnego rodzaju prowokację, której ostatecznie uległa. Na wszelki wypadek rozłożyła jednak wachlarz i przysłoniła nim twarz od czubka nosa w dół. Miała nadzieję, że poza szokiem, który jako pierwszy nią owładnął, Alessandro nie zdążył zauważyć tego, co pojawiło się u niej po chwili. A był to podziw. Podziw i uznanie.
Ciało Alessandro wyglądało na zbudowane u fundamentów wysiłku i stalowej dyscypliny. Nevra mogła tylko zakładać ile pracy i czasu poświęcił na pełne jego uformowanie i doszlifowanie. Na samą myśl o tym, jak wiele możliwości zyskiwał ktoś z taką sylwetką, dostała nagłych dreszczy ekscytacji. Nim się zorientowała, zaczęła wachlować się coraz szybciej i szybciej, chcąc rozdmuchać wzbierające w niej napięcie. Alessandro z każdą sekundą fascynował ją coraz bardziej i sama już nie była pewna, czy nie powinna nieco przystopować z tymi zachwytami wobec osoby, której przecież wcale nie zna.
-Panno Bervgolde, czy ja widzę zachwyt na pani twarzy?
Z wielką niechęcią przeniosła spojrzenie z Villanuevy na hrabiego. Wyglądał, jakby jawnie uraziła jego męskość, choć nie poczuła względem tego żadnej skruchy.
-A cóż złego w tym, aby wyrazić uznanie wobec czegoś, co wyraźnie na to zasługuje drogi hrabio? - spytała, uśmiechając się powabnie. - Chyba nie powie mi pan, że nie czuje pan szacunku, na widok tak solidnie wytrenowanego ciała?
-Cóż… - hrabia zmieszał się lekko. - …owszem, choć należy przyznać, że to dość ordynarny sposób demonstracji siły.
Nevra zaśmiała się, chowając szyderczy uśmiech w cieniu wachlarza.
-...ale jakże skuteczny.
Hrabia prychnął.
-To się dopiero okaże panno Bervgolde.
Nevra szczerze żałowała, że kobietom nie wypadało stawiać zakładów. Z wielką przyjemnością założyłaby się z hrabią o wynik pojedynku, bo skończył się on dokładnie tak, jak to przewidziała.
Czarna Żmija poległ w niespełna pięciu minutach od rozpoczęcia walki. Co więcej, chyba sam musiał zrozumieć, jak wielka przepaść dzieliła go od jego oponenta, gdyż przed wyjściem z pałacu dał mu jeszcze wyraz swego uznania, kłaniając się przed nim w pasie.
Hrabia patrzył na to wszystko oniemiały ze złości i niedowierzania. O to jeden z jego najlepszych wojowników uległ pod orężem zwykłego intruza … a wszystko to za sprawą uporu Nevry, która czuła się tam największym zwycięzcą. Ostatecznie hrabia uznał Alessandro za swojego nowego pracownika, bo cóż innego mógł zrobić? Honor nie pozwalała mu go odprawić. Wysłał go do łaźni i kazał swojej służbie doprowadzić go do ładu.
Nevra spojrzała jeszcze przelotnie na Villanueve nim te na dobre zniknął za filarami dziedzińca. Nigdy nie przypuszczała, że oglądanie czyjejś walki doprowadziłoby ją do takiego wrzenia. Nie mogła jednak przestać zachwycać się tym, jak precyzyjnie prowadził swoją halabardę i jak umiejętnie rozplanowywał każdy swój następny ruch. Przyjemnie oglądało się taki kunszt.
-Mogę prosić o kartkę i pióro? - spytała, a jeden ze służących w momencie przyniósł jej to, o co prosiła.
Zapisała zgrabnie kilka słów, po czym złożyła kartkę i wysunęła ją na brzeg stołu, aby ktoś ją odebrał.
-Proszę dać to panu Villanueve, a gdyby okazało się, że nie umie czytać, poinformujecie go, gdzie stacjonuje.
-A na co mu taka wiedza? - oburzył się hrabia.
Nevra miała ochotę przewrócić oczami z zażenowania. Przerażał ją fakt, jak męska duma potrafiła zaślepić nawet najbardziej błyskotliwe umysły.
-Gdyby zechciał omówić ze mną szczegóły wyprawy. Planuję wyruszyć na ekspedycję jeszcze w tym tygodniu, a to wymaga odpowiednich przygotowań.
-Może panienka skonsultować się z nim tutaj. - zaproponował. - Przygotuję w tym celu moje biuro. Niczego wam tu nie zabraknie.
Jeszcze czego, pomyślała Nevra. Ostatnie, na co miała ochotę to na narzucanie jej warunków.
-Z całym szacunkiem hrabio, ale niestety nie mam na to czasu. - odparła, przyoblekając dłonie w rękawiczki. - Prowadzę dzisiaj jeszcze dwa wykłady w królewskim muzeum, do których muszę się przygotować. Bardzo serdecznie pana na nie zapraszam.
-Dziękuje. - odparł z pełnią uprzejmości. Była pewna, że się zjawi. - Moi strażnicy odprowadzą panią do rikszy. Hes-ra już tam na panią czeka.
Nevra ucieszyła się z widoku swojego rikszarza. Poleciła mu, aby odwiózł ją do hotelu. Wizja planów na ten dzień nieco ją przytłaczała. Przede wszystkim musiała rozmówić się z Gavinem. Wiedziała, że teraz kiedy miała już zlecenie hrabiego w garści, nie mogła się wycofać. Zapragnęła pójść za ciosem i wreszcie wykorzystać okazję do usamodzielnienia swojej działalności. Gavinowi na pewno się to nie spodoba, była tego więcej niż pewna, choć na razie starała się nie zaprzątać sobie tym głowie. Zamiast tego, podczas drogi do hotelu, poświęciła skupienie swych myśli zupełnie odmiennej kwestii.
Kim do cholery był Alessandro Villanueva?
- Alessandro
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wojownik , Mag , Najemnik
- Kontakt:
Kąpiel w pałacowym zaciszu była tym czego Alessandro nawet nie był sobie w stanie wymarzyć. Wiele już w życiu widział, ale jak do tej pory stronił od wygód. Regeneracja w dziczy w zupełności mu wystarczała. Jednak to co zastał w pałacowej łaźni bardzo mu się spodobało. Czysta woda, ampułki z wonnymi miksturami do pielęgnacji ciała, przyrządy do masażu, a przede wszystkim dwie zgrabne służki, których zadaniem było doprowadzenie Alessandro do odpowiedniego stanu. Kąpiel całkowicie zminimalizowała pozostałości po poprzedniej nocy. Mężczyzna po całkowitym oczyszczeniu czuł się, jakby finalnie zakończył poprzedni, niefortunny epizod życia. Do ubrania otrzymał czystą, lnianą koszulę i płócienne szarawary. Służba wymieniła również jego zniszczone obuwie na nowe sandały. Odświeżony i odziany, Alessandro został zaprowadzony przed obliczę hrabiego. Rozmowa nie trwała długo. Gospodarz wciąż nie był zadowolony z faktu, że zakpiono z jego potęgi i wystawiono ochronę na pośmiewisko. Przekazał on jedynie najważniejsze informacje, dotyczące zlecenia, wręczył zaliczkę i przekazał notatkę od archeolog.
Przyszła pora by rozejrzeć się za jakimś jedzeniem. Alessandro udał się na bazar gdzie zawsze można było wytargować od sprzedawców smaczne dania po dobrej cenie. Nie szukał zbyt długo. Finalnie zdecydował się na baraninę w placku pszennym z dodatkiem surówek i pikantnej przyprawy. Zrezygnował z cebuli i sosu czosnkowego, ponieważ miał świadomość, kogo jeszcze musi dzisiaj odwiedzić. Posiłek otrzymał błyskawicznie. Stoiska z jedzeniem na bazarach słynęły z kilku cech. Jedną z nich była bardzo szybka obsługa. Pojedynczy handlarze na oczach kupującego przygotowywali fantastyczne dania, w międzyczasie targując się z następnymi klientami. Alessandro nigdzie nie widział równie imponująco rozwiniętego kupiectwa. Wszyscy przekrzykiwali się nawzajem, gestykulując przy tym energicznie. Zapach spieczonej ziemi, soli i wyschniętej trawy, mieszał się z aromatem pieczonego mięsa, korzennych przypraw i dymu z drewna. Alessandro przeżuwał kawałki wołowiny, jednocześnie przechadzając się wzdłuż straganów. Poszukiwał adekwatnego ubioru, w którym mógłby udać się na audiencję u pięknej pani archeolog. Usta płonęły mu od pikantnych przypraw, jednak halabardzista lubił ten stan. Dodatkowo ostrość szybciej zaspokajała głód. W końcu jego uwagę przykuła piękna, szafirowa szata, upstrzona w charakterystyczne dla tego regionu wzory. Ledwo przystanął i pochylił się, by zbadać pożądane odzienie, a już krzykliwy handlarz zaczął wokół niego skakać, oferując mu wszystko czego tylko mógł zapragnąć. Alessandro nie protestował, przy czym wskazał konkretny przedmiot, który wzbudził jego zainteresowanie. Kupiec fachowo rzucił okiem na posturę swego klienta, następnie zdjął z szyi tajemniczy pasek i kilkoma wprawnymi ruchami zdjął miarę z Alessandro. Następnie porwał szatę z wystawy i nakazał chwilę zaczekać. Zniknął gdzieś na zapleczu swojego straganu, zlecając uprzednio pilnowanie dobytku młodemu, śniademu chłopcu. Alessandro w międzyczasie przyglądał się dziwnym amuletom, które leżały na ladzie i przykuwały uwagę dzięki zdobiącym je szlachetnym kamieniom. Mężczyzna zastanawiał się, czy są to prawdziwe, drogocenne minerały, czy zwyczajne falsyfikaty, których pełno można było zdobyć w tych stronach. Kupiec w mgnieniu oka uporał się z naniesieniem wstępnych poprawek na odzienie. Wskazał Alessandro miejsce służące za przebieralnię, wręczył mu szatę i zachęcił do przymierzenia. Ubiór składał się z szafirowej kamizelki oraz czegoś w rodzaju spódnicy, w tym samym kolorze. Całość należało dopasować przy pomocy szerokiego pasa w kolorze morskim. Taka stylizacja bardzo przypadła Alessandro do gustu. Była bardzo wygodna i zwiewna, w ładnym kolorze, a dodatkowo eksponowała jego umięśniony tors i muskularne ramiona. Wyglądał niemalże jak książę pustyni. W zestawie z odzieniem przewidziana była prosta biżuteria, składająca się z bambusowych złączeń i kolorowych kamieni, w odcieniach korespondujących z materiałem. Był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę i Alessandro czuł, że w takim wydaniu na pewno zrobi dobre wrażenie wizualne na pani archeolog. Należało jeszcze dobić targu z kupcem, który już zacierał ręce widząc ekscytację na twarzy swojego klienta. Suma którą zaproponował handlarz, zapewne zrobiłaby wrażenie na Alessandro, gdyby nie fakt, że nie była to jego pierwsza wizyta na bazarze. Miał świadomość, że wszyscy mieszkańcy tutejszych terenów uwielbiają się targować. Należało w odpowiedzi zaproponować absurdalnie niską cenę i nie zwracać uwagi na początkowe oburzenie sprzedającego. Był to swoisty test woli. Kto ugnie się pierwszy ten przegrywa batalię ekonomiczną. Lokalna rozrywka, która niejednokrotnie napełniła kiesę tubylców, oferujących często bezwartościowe towary. Finalnie Alessandro utargował korzystną dla siebie kwotę, dzięki temu, że zaproponował wymianę dobrych jakościowo ubrań, które otrzymał w domu hrabiego. Pięknie ubrany, odświeżony, najedzony i wyperfumowany ruszył na spotkanie z panią archeolog. Po drodze zatrzymał się jeszcze, by zakupić daktyle, którymi chciał obdarować kobietę. Ponownie stracił mnóstwo czasu na targowanie się i odmawianie kupcom zakupu niepotrzebnych rzeczy, które próbowano mu wcisnąć, oczywiście za opłatą. Pobyt na bazarze sprawił, że dzień zleciał jak z bicza trzasnął i słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Alessandro stwierdził, że odwiedzi panią archeolog mimo zbliżającego się wieczoru, a jeśli ta uzna porę za nieprzyzwoitą, zwyczajnie wróci do domu. Miał jednak świadomość, że pewne atrybuty jego wyglądu mogą zadziałać w jej oczach na jego korzyść. Pochłonięty rozmyślaniami dotarł wreszcie pod wskazany adres i zapukał do drzwi.
Przyszła pora by rozejrzeć się za jakimś jedzeniem. Alessandro udał się na bazar gdzie zawsze można było wytargować od sprzedawców smaczne dania po dobrej cenie. Nie szukał zbyt długo. Finalnie zdecydował się na baraninę w placku pszennym z dodatkiem surówek i pikantnej przyprawy. Zrezygnował z cebuli i sosu czosnkowego, ponieważ miał świadomość, kogo jeszcze musi dzisiaj odwiedzić. Posiłek otrzymał błyskawicznie. Stoiska z jedzeniem na bazarach słynęły z kilku cech. Jedną z nich była bardzo szybka obsługa. Pojedynczy handlarze na oczach kupującego przygotowywali fantastyczne dania, w międzyczasie targując się z następnymi klientami. Alessandro nigdzie nie widział równie imponująco rozwiniętego kupiectwa. Wszyscy przekrzykiwali się nawzajem, gestykulując przy tym energicznie. Zapach spieczonej ziemi, soli i wyschniętej trawy, mieszał się z aromatem pieczonego mięsa, korzennych przypraw i dymu z drewna. Alessandro przeżuwał kawałki wołowiny, jednocześnie przechadzając się wzdłuż straganów. Poszukiwał adekwatnego ubioru, w którym mógłby udać się na audiencję u pięknej pani archeolog. Usta płonęły mu od pikantnych przypraw, jednak halabardzista lubił ten stan. Dodatkowo ostrość szybciej zaspokajała głód. W końcu jego uwagę przykuła piękna, szafirowa szata, upstrzona w charakterystyczne dla tego regionu wzory. Ledwo przystanął i pochylił się, by zbadać pożądane odzienie, a już krzykliwy handlarz zaczął wokół niego skakać, oferując mu wszystko czego tylko mógł zapragnąć. Alessandro nie protestował, przy czym wskazał konkretny przedmiot, który wzbudził jego zainteresowanie. Kupiec fachowo rzucił okiem na posturę swego klienta, następnie zdjął z szyi tajemniczy pasek i kilkoma wprawnymi ruchami zdjął miarę z Alessandro. Następnie porwał szatę z wystawy i nakazał chwilę zaczekać. Zniknął gdzieś na zapleczu swojego straganu, zlecając uprzednio pilnowanie dobytku młodemu, śniademu chłopcu. Alessandro w międzyczasie przyglądał się dziwnym amuletom, które leżały na ladzie i przykuwały uwagę dzięki zdobiącym je szlachetnym kamieniom. Mężczyzna zastanawiał się, czy są to prawdziwe, drogocenne minerały, czy zwyczajne falsyfikaty, których pełno można było zdobyć w tych stronach. Kupiec w mgnieniu oka uporał się z naniesieniem wstępnych poprawek na odzienie. Wskazał Alessandro miejsce służące za przebieralnię, wręczył mu szatę i zachęcił do przymierzenia. Ubiór składał się z szafirowej kamizelki oraz czegoś w rodzaju spódnicy, w tym samym kolorze. Całość należało dopasować przy pomocy szerokiego pasa w kolorze morskim. Taka stylizacja bardzo przypadła Alessandro do gustu. Była bardzo wygodna i zwiewna, w ładnym kolorze, a dodatkowo eksponowała jego umięśniony tors i muskularne ramiona. Wyglądał niemalże jak książę pustyni. W zestawie z odzieniem przewidziana była prosta biżuteria, składająca się z bambusowych złączeń i kolorowych kamieni, w odcieniach korespondujących z materiałem. Był to zdecydowanie strzał w dziesiątkę i Alessandro czuł, że w takim wydaniu na pewno zrobi dobre wrażenie wizualne na pani archeolog. Należało jeszcze dobić targu z kupcem, który już zacierał ręce widząc ekscytację na twarzy swojego klienta. Suma którą zaproponował handlarz, zapewne zrobiłaby wrażenie na Alessandro, gdyby nie fakt, że nie była to jego pierwsza wizyta na bazarze. Miał świadomość, że wszyscy mieszkańcy tutejszych terenów uwielbiają się targować. Należało w odpowiedzi zaproponować absurdalnie niską cenę i nie zwracać uwagi na początkowe oburzenie sprzedającego. Był to swoisty test woli. Kto ugnie się pierwszy ten przegrywa batalię ekonomiczną. Lokalna rozrywka, która niejednokrotnie napełniła kiesę tubylców, oferujących często bezwartościowe towary. Finalnie Alessandro utargował korzystną dla siebie kwotę, dzięki temu, że zaproponował wymianę dobrych jakościowo ubrań, które otrzymał w domu hrabiego. Pięknie ubrany, odświeżony, najedzony i wyperfumowany ruszył na spotkanie z panią archeolog. Po drodze zatrzymał się jeszcze, by zakupić daktyle, którymi chciał obdarować kobietę. Ponownie stracił mnóstwo czasu na targowanie się i odmawianie kupcom zakupu niepotrzebnych rzeczy, które próbowano mu wcisnąć, oczywiście za opłatą. Pobyt na bazarze sprawił, że dzień zleciał jak z bicza trzasnął i słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Alessandro stwierdził, że odwiedzi panią archeolog mimo zbliżającego się wieczoru, a jeśli ta uzna porę za nieprzyzwoitą, zwyczajnie wróci do domu. Miał jednak świadomość, że pewne atrybuty jego wyglądu mogą zadziałać w jej oczach na jego korzyść. Pochłonięty rozmyślaniami dotarł wreszcie pod wskazany adres i zapukał do drzwi.
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
Wieczorem do królewskiego muzeum zjechali liczni, znamienici goście, począwszy od osławionych w świecie nauki archeologów i historyków, po żądnych uwagi szlachciców i polityków. Nevra stała ukryta za grubą i ciężką kotarą. Co jakiś czas wychylała się dyskretnie i ciekawskim spojrzeniem wodziła po wciąż zapełniających się krzesłach obitych czerwonym aksamitem. Rozpoznała kilka twarzy, w tym swoich przyjaciół, członków ich wspólnej ekspedycji, stojących z tyłu oraz postać hrabiego, który jak na każdym jej wykładzie zajął miejsce w pierwszym rzędzie. Usiadł tuż obok Gavina, z którym w momencie wdał się w dyskusję. Nevra z pewnym niesmakiem pomyślała, że mają ze sobą wiele wspólnego.
Zabytkowa sala poświęcona dynastii szachinszachów naraz wydała się śmiesznie mała przy tak tłumnej publice. I choć przestrzeń była odpowiednio zagospodarowana, aby goście mogli komfortowo uczestniczyć w wykładzie i cieszyć się prezentowanymi eksponatami to pomieszczenie zdawało się pękać w szwach. Nevra nawet w najśmielszych snach nie liczyła na taką frekwencje. Dotychczas wszystkie wykłady, które poprowadziła dla muzeum, nie cieszyły się popularnością i naprawdę zastanawiało ją skąd taka nagła zmiana. W pierwszej kolejności pomyślała o hrabim, który mógł rozpowszechnić wieści o prelekcji. Głos kogoś tak wpływowego z całą pewnością nie mógł odbić się echem wśród tutejszych możnowładców. Po południu nie rozstali się jednak w dobrej atmosferze i Nevra nie widziała powodu, dla którego mógłby próbować ponownie wkraść się w jej łaski.
Zagadka musiała pozostać nierozwiązaną jeszcze przez jakiś czas, gdyż kustosz właśnie dał znak, że zamykają drzwi sali. Nevra wzięła głęboki wdech, odsunęła się od kotary i jeszcze raz spojrzała na wiszące na zapleczu lustro. Umalowała się, choć stonowanie, podkreślając jedynie łuk brwi, róż policzków i kolor ust. Włosy upięła w schludny i elegancki kok, dodający nieco powagi jej młodzieńczym rysom twarzy. Upewniła się, że fryzura wciąż wygląda nienagannie, po czym wygładziła ręką brzeg kamizelki. Na ten wieczór nie ubrała sukni, tak jak nakazywałaby tego etykieta. Na sali siedzieli sami mężczyźni, a ona bardzo usilnie chcąc zostać przez nich odebraną z pełnią powagi, odważyła się ubrać w spodnie, o pasującym do kamizelki wzorze w beżową kratkę i koszulę. Na dłoniach miała skórzane rękawiczki z jasnej, koźlęcej skóry. Czuła lekki stres, przez co oddychała głęboko jak miech kowalski, ale tremę uważała za dobry znak. Miała pewność, że gdy wyjdzie na scenę, a oczy wszystkich skierują się na nią, to nabierze pewności w siebie i w to, że znajduje się we właściwym dla siebie miejscu. Widziała jak ogromna to była dla niej okazja i za żadne skarby nie wybaczyłaby sobie gdyby ją zmarnowała.
Na podest wkroczyła właśnie z tą myślą. Stawiała pewne i solidne kroki, przez co stukot obcasów rozbijających się o deski sceny był głośny i wyraźny. Wszelkie rozmowy naraz ucichły. Nevra zatrzymała się pośrodku gablot z przygotowanymi przez kustosza eksponatami, po czym wyprostowała się dumnie i przywołała na usta uprzejmy uśmiech.
Wzbudziła niemałą sensację, wiedziała o tym. Czuła na sobie spojrzenia, które śmiało wodziły po linii jej bioder, opinanych przez ciasny materiał spodni, wtedy jednak wcale ją to nie obchodziło, gdyż jedyne, na czym potrafiła się skupić to świadomość swojej wyższości. Właśnie górowała nad głowami najważniejszych osób w stolicy. Skradła ich uwagę i pochwyciła ją w całości dla siebie. Gdy zaczęła mówić, spijali każde słowo płynące z jej ust i słuchali niczym zaczarowani z przeświadczeniem, że za każdym razem, gdy Nevra spoglądała na publikę, to patrzyła na kogoś konkretnego, każdy chciał myśleć, że to on jest wyjątkowy. Nie wiedzieli, że tak naprawdę Nevra szybko o nich zapomniała, bo im dłużej opowiadała o historii i eksponatach skrytych za szkłem, tym bardziej zatracała się w snutej przez siebie opowieści o legendarnych władcach i ich imponujących dokonaniach. Kochała to co robi, nawet jeśli nigdy tego dla siebie nie planowała i życie srodze ją zaskoczyło, czuła szczęście, mogąc dzielić się swoją pasją i jednocześnie być przy tym wysłuchaną, poważaną.
Nie dostała wiele czasu, mimo to wykorzystała każdą możliwą sekundę, a na końcu ukłoniła się z pełnią gracji. Otrzymała gromkie oklaski, w tym kilka aplauzów na stojąco. Widownia poprosiła kustosza o kilka dodatkowych minut na możliwość zadawania pytań. Nevra uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Powiodła wzrokiem po sali. Gavin sprawiał wrażenie zaskoczonego, jakby nie mógł uwierzyć w to jak duże zainteresowanie wzbudziła. Kustosz natomiast popatrzył na nią niepewnym wzrokiem, nie wiedząc, co począć w takiej sytuacji. Ona tylko wzruszyła ramionami, w duchu modląc się o te dodatkowe kilka minut. W końcu kustosz przytaknął i pod czujnym spojrzeniem publiki wrócił na swoje miejsce.
Pytań było naprawdę bardzo sporo. Odpowiadała wyczerpująco, ze spokojem i precyzją, starając się zaspokoić ciekawość i zainteresowanie zgromadzonych. Wszystko przebiegało perfekcyjnie do momentu, aż jeden z gości nie poruszył nad wyraz wrażliwego tematu.
-Czy to prawda, że wyrusza pani na ekspedycję w głąb dżungli?
Nevra zastygła w bezruchu. Nie spodziewała się, że plotki w Xan-Lovar tak szybko się rozchodzą. Po tłumie poniósł się szmer szeptów. W momencie przeniosła spojrzenie na Gavina. On również na nią patrzył i wyglądał na szczerze wstrząśniętego. Odwrócił się pośpiesznie, pewnie żeby sprawdzić kto był na tyle odważny, aby zasugerować coś tak niedorzecznego. Myślał o tym jako o pomyłce, albo głupim żarcie.
Nevra przybrała posągową minę, a podbródek uniosła w wyniosłym, dumnym geście.
-Nie mam pojęcia, skąd dotarły do pana te wieści… - zaczęła, obserwując uważnie, jak Gavin przytakuje nieznacznie jej słowom i z powrotem odwraca się twarzą do sceny. - …lecz tak, mogę oficjalnie potwierdzić, że w przeciągu kilku dni z dumą stanę na czele wyprawy. Została najęta przez prywatnego kolekcjonera i niestety nie mogę zdradzić, czego będziemy poszukiwać. Zapewnia jednak, że po powrocie podzielę się z państwem swoimi spostrzeżeniami z eksploracji tamtejszych ruin.
Po jej słowach zapadła niezręczna cisza, która nieco ją zaniepokoiła. Popatrzyła w stronę swoich towarzyszy, poszukując wsparcia, ale oni sami wydali się oszołomieni tą wieścią. Edmund, wręcz nastroszył pióra ze zdziwienia, stojąca obok niego Eleonora pobladła na twarzy, a Gertruda i Ansel gorączkowo szeptali między sobą, być może próbując ustalić, czy Nevra mówiła któremukolwiek z nich o swoich planach.
Hrabia natomiast sprawiał wrażenie dumnego jak paw. Zapewne tylko czekał na moment, gdy będzie mógł się nią pochwalić przed wszystkimi, niczym nowym trofeum. Nevra zaczęła powoli rozumieć, że być może ludzie tak tłumnie przybyli na jej wykład właśnie z powodu tej plotki. Chcieli zweryfikować się, czy jest prawdziwa i osobiście móc poznać śmiałka, który podjął się tego wyzwania. Nie była do końca pewna, czy powinna się z tego cieszyć, czy może też nie.
Popatrzyła na ostatnią osobę, której reakcję chciała zaobserwować. Gavin siedział z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę, jego spojrzenie ciskało gromy, a palce w dłoniach zbielały mu od mocnego uściski, z jakimi trzymał je za podłokietniki.
Było źle… bardzo źle.
Nevra uznała, że przyszła najwyższa pora na szybką ewakuację.
-Jeśli to wszystko to chciałabym państwo bardzo podziękować za tak liczne przybycie i już z tego miejsca zapraszam na kolejny wykład, który odbędzie się w sali obok. Poprowadzi go mój dobry przyjaciel Ansel, znawca literatury antycznej. Zapewniam, że będzie to niezwykle pouczające spotkanie.
Nevra pochyliła się lekko w geście podziękowania i uznania dla publiczności. Otrzymała kolejne oklaski i wyraz sympatii. Czuła, że nawet pomimo tej niewielkiej wtopy na końcu wystąpienie było nie tylko udane, ale przyniosło jej także podziw i szacunek w oczach zebranych. Z pełnią gracji zeszła ze sceny, ale nie zdążyła wziąć nawet krótkiego oddechu, nim kotary nie odchyliły się, a na zaplecze wpadł rozjuszony Gavin.
Nevra mogła odczuć jego napięcie w powietrzu. Popatrzyli na siebie, już nie jak czuli kochankowie, lecz śmiertelni wrogowie na polu bitwy.
Tuż za nim zebrała się kolejka. Ludzie chcieli porozmawiać z Nevrą osobiście, ale Gavin szybko zasunął za sobą materiał, oddzielając ich od tłumu po drugiej stronie. Od razu chciała zaprotestować, ale powstrzymała się w momencie, w którym dostrzegła, jego zaciętą minę.
-Jesteś mi winna wyjaśnienia.
Idąc w stronę powozu Nevra próbowała jeszcze wymówić się swoim rażącym brakiem nieobecności na wykładzie Ansela, co z całą pewnością nie zostanie jej łatwo wybaczone. Upierała się, że zarówna ona jak i Gavin powinni się na nim pojawić. On jednak wcale jej nie słuchał. Prowadził ją za rękę, jak dziecko, choć sposób, w jaki to robił, wcale nie był delikatny. Będąc już na chodniku Nevra spróbowała mu się wyrwać, ale tylko niepotrzebnie jeszcze bardziej go tym rozjuszyła.
Woźnica opuścił wzrok, najwyraźniej usilnie próbując stać się niewidzialnym. Uchylił drzwiczki powozu i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy Gavin siłą wepchnął Nevre do środka. Drogę powrotną do hotelu pokonali w absolutnej ciszy.
Nevre ogarnęła wypalająca wściekłość. Czuła się upokorzona do granic możliwości, bo jak to możliwe, że ona niegdyś jeden z najlepszych revendorskich inkwizytorów siedziała wepchnięta w kąt powozu przez jakiegoś dyletanta z wyraźnym brakiem poczucia własnej wartości? Jakim cudem tak nisko upadła? To nie mogło dłużej tak wyglądać. Pomyślała o reszcie ekipy, zapewne poczuli się mocno zaniepokojeni tym jak potoczy się jej rozmowa z Gavinem. Zależało im na jego pieniądzach i wpływach, ale ona była zdeterminowana, by odzyskać kontrolę i nie pozwolić mu na ponowne pomiatanie sobą. Owszem, zaskoczył ją, gdyż chyba jeszcze nigdy nie wiedziała go w tak rozjuszonego. Nie zmieniało to jednak faktu, że niczym sobie nie zasłużyła na podobne traktowanie.
Rzuciła mu dyskretne spojrzenie. Siedział nieco przygarbiony, z łokciem wspartym o okno powozu. Pojedyncze pasma czarnych włosów wymsknęły mu się z zaczesanej do tyłu fryzury. Skórę miał bladą jak duch, o odznaczającej się pod nią fioletowej sieci żył. Nawet nie wiedziała kiedy, ale zdążył zdjąć z siebie marynarkę, która spoczywała na wolnym siedzeniu przed nimi. Pozwalając sobie na większą swobodę, odpiął kilka guzików przy kołnierzu, osłaniając wyraźnie zarysowane linie szyi. Grdyka drgała mu, jakby w każdym momencie miał wykrzyczeć w jej stronę kolejne oskarżenia. Pot perlił mu się na czole. Nadszedł wieczór, ale wysoka temperatura wciąż była wyraźnie odczuwalna.
-Co ty właściwie masz na sobie? - odezwał się niespodziewanie.
Nevra popatrzyła na siebie, a potem znowu na niego, akurat w momencie gdy spoglądał na jej strój z wyraźnie odmalowaną odrazą na twarzy.
-Przecież nie pierwszy raz widzisz mnie w spodniach. - przypomniała spokojnie.
-Praca w terenie to co innego niż publiczne wystąpienie. Powinnaś mieć na sobie elegancką suknię, jak przystało na damę z wyższych sfer.
-Jestem archeologiem i będę się ubierać stosownie do wykonywanej przeze mnie profesji. - odparła z dumą, a chcąc dać dowód tego jak dobrze czuła się w swoim ubraniu, ostentacyjnie przełożyła jedną nogę przez drugą, celowo eksponując przy tym ich smukły kształt.
Gavin tylko głośno westchnął.
Nareszcie nadszedł moment, w którym powóz zatrzymał się, a drzwiczki od strony Gavina otworzył woźnica. Przed wyjściem doprowadził się do ładu, z powrotem zapiął guziki i założył marynarkę, zapewne nie chcąc wzbudzać wśród gości, jaki i personelu hotelu niepotrzebnych plotek. Nawet pomógł jej wysiąść z powozu i już nie trzymał jej przy tym władczo za nadgarstek. Zamiast tego wsunął sobie jej ręką pod ramię i pociągnął za sobą w stronę wejścia głównego. Cały był spięty. Nevra czuła jego twarde mięśnie pod placami, kiedy szli przez hol. W korytarzy spotkali Tikale, która śpieszyła się gdzieś z wieżą ręczników na rękach.
-Tikalo, czy mogłabyś przyjść do mojego pokoju? - zawołała Nevra.
Służka popatrzyła na nią zaskoczona, ale czym prędzej przytaknęła z uprzejmym uśmiechem.
-Postaram się zjawić u pani najszybciej, jak tylko potrafię.
-Aha i przynieś też trochę lodu! - dodała pośpiesznie Nevra. Miała nadzieję, że Tikala zdołała ją jeszcze usłyszeć.
Gavin nawet na moment nie zwolnił. Nevra jednak bez trudu dotrzymywała mu kroku, chcąc cały czas iść z nim na równi.
-Daje ci chwilę… i nie chcę widzieć na tobie tych paskudnych spodni. - oznajmił, kiedy zatrzymali się pod drzwiami do swoich apartamentów.
Nevra popatrzyła na niego chłodno, ale nic nie odpowiedziała. Zamiast tego weszła do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Ledwo postąpiła kilka kroków, gdy rozległo się ciche pukanie. Wiedziała, że to nie Gavin. Nie pukałby, tylko wmaszerował jak do siebie.
-Proszę.- zawołała.
Do środka weszła Tikala. Naprawdę jakiekolwiek zadanie otrzymała, uwinęła się z nim błyskawicznie. Schyliła głowę w uprzejmym skłonie. W ręku trzymała niewielki, oszroniony kubełek z lodem, który odstawiła na blacie barku.
-Mamy mało czasu. - poinformowała ją Nevra. - Proszę, wyjmij z szafy piżamę, którą uznasz za najbardziej skandaliczną z możliwych.
Tikala w momencie wyprostowała się i choć miała twarz do połowy zasłoniętą woalką to Nevra wyraźnie dostrzegła pąsowy rumieniec, wkradający się jej na policzki.
-Jest panienka pewna?
-Zaufaj mi, wiem, co robię. - przyznała, zdejmując z dłoni rękawiczki.
Dokładnie przemyślała całą swoją strategię. Tę sprawę należało potraktować z należytą łagodnością. Nie mogła przesadzić. Przypomniała sobie o swojej obietnicy danej Edmundowi, że jej relacja z Gavinem nie przyczyni się, do rozpadu ich grupy i słowa zamierzała dotrzymać. Służba na revendorskim dworze wymagała od niej opanowania umiejętności dochodzenia do celu różnymi ścieżkami. Dołączając do Gavina i jego wesołej kompanii nie mogła już dłużej liczyć na ostrze miecza i autorytet odznaki jako jedyne, słuszne metody. Została zmuszona do poszukiwania alternatywnych sposobów i bardzo szybko zorientowała się w tym jak Gavin na nią spoglądał. Pragnął ją posiadać i mieć blisko siebie, a ona nie miała oporów przed tym, aby co nieco z nim poflirtować i tym samym zyskać jego przychylność. Nevra dobrze wiedziała, że gra toczyła się na polu pozorów, a jej działania były ukierunkowane na zdobycie przewagi nad Gavinem. Owszem, równocześnie chciała czerpać z tego trochę zabawy, choć ostatnimi czasy czuła się już tym coraz bardziej zmęczona. Sytuacja chyba powoli zaczęła wymykać się jej spod kontroli.
-Czy ta może być moja pani?
Nevra odwróciła się i spojrzała na Tikalę trzymającą w ręku cieniutką koszulę nocną. Kiwnęła z uznaniem i odebrała ją z rąk służki. Weszła za parawan i przebrała się, wyrzucając poprzednie części garderoby w głąb pokoju. Krój piżamy był luźny na biuście, a opinający na brzuchu i biodrach. Materiał o barwie jednego z jej ulubionych kamieni szlachetnych, ametystu był chłodny i śliski w dotyku. Bielizna trzymała się na niej tylko za sprawą dwóch paseczków, spoczywających jej na ramionach.
-Czy jestem jeszcze do czegoś panience potrzebna? - zapytała Tikala, nieco drżącym ze wstydu głosem. Nevra pomyślała, że pewnie chciała wyjść z pokoju, nim ona zdąży wyłonić się zza parawanu. Dla dziewczyny wychowanej wedle tak restrykcyjnej kultury owa koszula musiała być skandaliczna i z całą pewnością chciała oszczędzić sobie zgorszenia, spoglądając na tak skąpo ubrane ciało Nevry.
-Tak, możesz wyjść, dziękuje ci za pomoc. - odparła, w międzyczasie rozplatając włosy z ciasnego upięcia.
Drzwi otworzyły się i zamknęły. Tikala wyszła, ale Nevra dobrze wiedziała, że na jej miejscu pojawił się już ktoś inny.
Wysunęła się z przebieralni i spostrzegła Gavina stojącego pośrodku pokoju. W pierwszej chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, wciąż wyglądał na wściekłego, ale rysy jego twarzy zaczęły gwałtownie mięknąć, gdy przesunął spojrzeniem wzdłuż jej wyeksponowanego ciała.
-Mam ochotę na drinka. Miałbyś coś przeciwko gdybym się napiła? - zagaiła z uroczym uśmiechem. - A może napijesz się ze mną?
Gavin zapatrzył się chwilę na nią, zapominając o pytaniu. Odpowiedział, dopiero gdy odwróciła się do niego tyłem, żeby schować biżuterię do szkatułki.
-Tak, w sumie czemu nie?
Nevra uśmiechnęła się pod nosem. Gavin już był mocno wstawiony. Widziała, jak w muzeum kilka razy zabierał kieliszek szampana z tacy przeznaczonej dla gości. Kolejny drink tylko jeszcze bardziej go ogłupi i zdecydowanie ułatwi rozmowę. Zazwyczaj tak to właśnie z nim działało.
Podeszła do niewielkiego barku, stojącego w komodzie. Z półki wyjęła gin, gdyż nie preferowała żadnego innego alkoholu, oraz jasnoróżowy tonik, o słodkim kwiecistym zapachu. Do dwóch szklanek z grubo ciosanego szkła dodała lód i trochę ginu, całość uzupełniając tonikiem.
-Co powiesz na mój wykład? - zaćwierkała rozkosznie, podając mu drink.
On tylko wyruszył ramionami.
-Był… ciekawy.
Nevre zaśmiała się, niby urzeczona jego słowami jakby stanowiły najcudowniejszy komplement w dziejach. W rzeczywistości jednak ogromnie frustrowało, że nigdy nie potrafił wykrzesać z siebie niczego więcej. Co innego, gdyby zapytała go o jego sukcesy, wtedy nie skończyłby opowiadać, aż do wschodu słońca.
-Jeszcze nigdy nie miałam takiej publiki. - przyznała, wciąż nieco rozmarzona na samo wspomnienie swojego występu.
Gavin jednak zdawał się nie podzielać jej entuzjazmu. Stał oparty o ramę łóżka i leniwym ruchem nadgarstka mieszał lodem w szklance.
-O co chodzi z tą wyprawą? To prawda?
Nevra zrobiła łyk drinka, musnęła językiem dolną warkę, zlizując resztki słodyczy, po czym odstawiła szklankę na blat.
-Tak. - przyznała i powoli przysunęła się bliżej Gavina. Położyła mu rękę na piersi, a wtedy popatrzył na nią z góry. Miał oczy o zielonej barwie liści, ale mogła przysiąść, że w momencie pociemniały do barwy wilgotnego mchu, gdy skupił wzrok na jej ustach i odsłoniętych wzgórzach piersi. - Hrabia mnie najął, szuka ostatniego z insygniów królowej Xante.
-To ta, o której tak dużo mówiłaś podczas swoich ostatnich prelekcji. - przypomniał sobie, mówił już dość nieskładnie i bełkotliwie.
-Tak! Cudownie, że zapamiętałeś. - przyznała, nie zakładając, że spotka ją ten zaszczyt.
Gavin z kolei potrząsnął głową z dezaprobatą.
-To niedorzeczne Nevi, powinnaś zrezygnować.
-Niby czemu? - mruknęła, dąsając się uroczo. Zarzuciła mu ręce na szyję i pogładziła palcami kark, muskając delikatnie jego rozgrzaną skórę. Przymrużył powieki, a wtedy ściszyła głos do szeptu. - To dla nas niepowtarzalna okazja. Pomyśl tylko, nawet jeśli nie uda mi się znaleźć naszyjnika, to jestem pewna, że po drodze dokonam mnóstwo większych odkryć, które przydadzą nam sławy i rozgłosu.
Gavin naraz jakby wyrwał się spod jej uroku. Otworzył oczy i chwycił ją mocno w pasie.
-Tobie, nie nam. - stwierdził, dociskając ją mocno do siebie.
Nevra nie zaprotestowała, choć gdyby mogła, to odepchnęłaby go od siebie. Nie pociągał jej już tak jak gdy poznali się po raz pierwszy. Cały urok eleganckiego arystokraty, jaki wokół siebie roztaczał, prysł w momencie, w którym go do siebie dopuściła. W rzeczywistości okazał się prostacki i do bólu bezpośredni, skupiony tylko na sobie i swoich potrzebach. Nawet teraz rozchodziło mu się jedynie o to, aby przypadkiem nie przyćmiła go swoimi dokonaniami.
Opuściła głowę, nie chcąc już dłużej znajdować się tak blisko jego twarzy. Zapach alkoholu zaczął przebijać się przez jego subtelną mgiełkę perfum.
-Jestem częścią twojej ekspedycji, sukces każdego z nas z osobna rzutuje na nas wszystkich. - przypomniała, kreśląc palcem po jego obnażonym skrawku szyi. - Nie zgodzisz się ze mną?
-Słyszałem plotki o tej dżungli, ponoć jest niezwykle niebezpieczna.
-Martwisz się o mnie? - mruknęła rozpromieniona, trzepocząc rzęsami. Miała już serdecznie dość całej tej szopki. Doskonale wiedziała, że troska o nią, o ile oczywiście faktycznie jakąś przejawiał, mogła plasować się naprawdę nisko w hierarchii jego zmartwień. Podejrzewała, czemu poruszył ten temat i jak się później okazało, nie pomyliła się za wiele.
Gavin wyciągnął rękę i pogładził ją po policzku.
-Jeśli już tak bardzo chcesz iść, to pozwolę ci na to, ale tylko i wyłącznie pod jednym warunkiem. - oświadczył rzeczowym tonem, a Nevrze nie spodobało się, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. - Pójdę z tobą.
Słysząc to żądnie, omal nie zazgrzytała zębami.
-Gavinie… - odparła ze spokojem, który wyraźnie kłócił się z rozsierdzającym ją od środka gniewem. - Nie, to wykluczone.
Wzdrygnęła się, gdy położył dłoń na jej udzie i zaczął wyjeżdżać nią wyżej, marszcząc i podwijając materiał satyny. Zirytowało ją to tak bardzo, że aż zacisnęła usta w wąską kreskę, rozpaczliwie pragnąc powstrzymać warkot drapiący ją po gardle.
-Bo?
Bo jesteś skończonym idiotą, pomyślała. Naprawdę miał ją za głupią? Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że nie chciał dołączyć do tej wyprawy dla niej, a po to, aby ponownie zaskarbić sobie wszelkie sukcesy i odkrycia, których mogłaby dokonać po drodze. W myślach zebrało się jej pełno niecenzuralnych słów pod jego adresem. Z trudem opanowała każde z nich, siląc się na przymilny ton, ostatecznie jednak i tak nie mogła się powstrzymać, aby wpić szpilkę w ten jego nadęty balon dumy.
-Im mniej ludzi pójdzie tym lepiej, a tak się składa, że hrabia wyznaczył mi już doświadczonego ochroniarza. - to mówiąc, odsunęła się od niego, zręcznie wyswobadzając się spomiędzy jego objęć. Nawet nie zdążył zareagować, a ona już stała po drugiej stronie pokoju z drinkiem w dłoni.
Stał oniemiały, przypatrując się jej z dziwną mieszanką gniewu i niedowierzania.
-Co takiego? Niby kogo?
Naraz rozległo się pukanie.
Oboje popatrzyli po sobie zaskoczeni. Z całą pewnością nie była to Tikala, gdyż nigdy nie przyszło nieproszona. Nevra odstawiła szklankę, chciała podejść do drzwi, ale Gavin ją wyprzedził. Szarpnął za klamkę, ewidentnie podburzony z faktu, że ktoś ośmielił się im przerwać. Po drugiej stronie stał nie kto inny jak Alessandro Villanueva we własnej osobie.
Nevra wyprostowała się jak struna. Pan Villanueva był chyba ostatnią osobą, jakiej spodziewała się zobaczyć tego wieczora. Co prawda zostawiła mu wiadomość, aby spotkał się z nią w dogodnym dla siebie terminie, ale nie zakładała, że wpadnie na pomysł wizyty jeszcze tego samego dnia. Naraz bardzo ucieszyła się z faktu, że zajęła miejsce zaraz nieopodal drzwi. Gavin nie zasłonił go w całości, więc mogła przyjrzeć się mu z bliska.
Był ubrany w niezwykle szykowne odzienie składające się kamizelki obszytej wzorami ze złotych nici oraz w dopasowane i głęboko wykrojone szarawary. Materiał kompletu posiadał tę samą intensywną barwę szafiru co jego oczy. To właśnie jego wzrok po raz kolejny przykuł całą jej uwagę. Poznała to spojrzenie, choć on sam wyglądał jak zupełnie inna osoba. Nie wyglądał już jak strudzony wędrowiec. Stał tam, dumny i majestatyczny, jak książę, który przybył na to miejsce wraz z orszakiem pełnym kolorowych tancerzy, egzotycznych zwierząt, tajemniczych artefaktów i skrzyń pełnych skarbów.
Nawet nie zainteresował się Gavinem. Zamiast tego od razu poszukał jej wzrokiem. Wypatrzył ją, a potem powiódł wzrokiem po bieliźnie, którą miała na sobie. Nevra zaniemogła, nie była w stanie nic powiedzieć, ani się poruszyć. Zdumienie mieszało się z podziwem, a jej serce szybciej zabiło, czując się niezręcznie wobec własnych odczuć. Jego pojawienie się zmieniło wszystko i Nevra nie mogła oderwać od niego wzroku, fascynowana tym niezwykłym spektaklem, jaki stworzył swoją obecnością. Gavin natomiast musiał unieść brodę, aby w ogóle móc spojrzeć mu w oczy. Zorientował się, że nowoprzybyły gość się w nią wpatrywał, więc zasłonił mu na nią widok. Przy wysokim i dobrze zbudowanym Alessandro naraz zaczął prezentować się zaskakująco licho. Ta intensywna aura pierwotnej siły, którą roztaczał wokół siebie Pan Villanueva zdecydowanie zrobiła na nim wrażenie, choć wrodzona duma, którą się odnosił, nie pozwoliła mu tego okazać.
Wyprostował się, chcąc przydać sobie nieco więcej powag.
-A to niby co za pajac? - warknął.
Wzrok Alessandra spoczął na nim, a wtedy Nevra ocknęła się, wyczuwając w powietrzu napiętą atmosferę. Sięgnęła po koc leżący na łóżku i zarzuciła go sobie na ramiona, po czym pośpiesznie podeszła do Gavina. Chwyciła go za ramię, delikatnie odciągając do tyłu. Nim którykolwiek z nich zdążył się odezwać przeszła do działania.
-Panie Villanueva, muszę przyznać, że niebywale mnie pan zaskoczył swoją wizytą. Sądziłam, że zjawi się pan jutro, ale nic nie szkodzi, każda pora jest dobra do omawiania interesów. Proszę się nie krępować i wejść do środka.
Zabytkowa sala poświęcona dynastii szachinszachów naraz wydała się śmiesznie mała przy tak tłumnej publice. I choć przestrzeń była odpowiednio zagospodarowana, aby goście mogli komfortowo uczestniczyć w wykładzie i cieszyć się prezentowanymi eksponatami to pomieszczenie zdawało się pękać w szwach. Nevra nawet w najśmielszych snach nie liczyła na taką frekwencje. Dotychczas wszystkie wykłady, które poprowadziła dla muzeum, nie cieszyły się popularnością i naprawdę zastanawiało ją skąd taka nagła zmiana. W pierwszej kolejności pomyślała o hrabim, który mógł rozpowszechnić wieści o prelekcji. Głos kogoś tak wpływowego z całą pewnością nie mógł odbić się echem wśród tutejszych możnowładców. Po południu nie rozstali się jednak w dobrej atmosferze i Nevra nie widziała powodu, dla którego mógłby próbować ponownie wkraść się w jej łaski.
Zagadka musiała pozostać nierozwiązaną jeszcze przez jakiś czas, gdyż kustosz właśnie dał znak, że zamykają drzwi sali. Nevra wzięła głęboki wdech, odsunęła się od kotary i jeszcze raz spojrzała na wiszące na zapleczu lustro. Umalowała się, choć stonowanie, podkreślając jedynie łuk brwi, róż policzków i kolor ust. Włosy upięła w schludny i elegancki kok, dodający nieco powagi jej młodzieńczym rysom twarzy. Upewniła się, że fryzura wciąż wygląda nienagannie, po czym wygładziła ręką brzeg kamizelki. Na ten wieczór nie ubrała sukni, tak jak nakazywałaby tego etykieta. Na sali siedzieli sami mężczyźni, a ona bardzo usilnie chcąc zostać przez nich odebraną z pełnią powagi, odważyła się ubrać w spodnie, o pasującym do kamizelki wzorze w beżową kratkę i koszulę. Na dłoniach miała skórzane rękawiczki z jasnej, koźlęcej skóry. Czuła lekki stres, przez co oddychała głęboko jak miech kowalski, ale tremę uważała za dobry znak. Miała pewność, że gdy wyjdzie na scenę, a oczy wszystkich skierują się na nią, to nabierze pewności w siebie i w to, że znajduje się we właściwym dla siebie miejscu. Widziała jak ogromna to była dla niej okazja i za żadne skarby nie wybaczyłaby sobie gdyby ją zmarnowała.
Na podest wkroczyła właśnie z tą myślą. Stawiała pewne i solidne kroki, przez co stukot obcasów rozbijających się o deski sceny był głośny i wyraźny. Wszelkie rozmowy naraz ucichły. Nevra zatrzymała się pośrodku gablot z przygotowanymi przez kustosza eksponatami, po czym wyprostowała się dumnie i przywołała na usta uprzejmy uśmiech.
Wzbudziła niemałą sensację, wiedziała o tym. Czuła na sobie spojrzenia, które śmiało wodziły po linii jej bioder, opinanych przez ciasny materiał spodni, wtedy jednak wcale ją to nie obchodziło, gdyż jedyne, na czym potrafiła się skupić to świadomość swojej wyższości. Właśnie górowała nad głowami najważniejszych osób w stolicy. Skradła ich uwagę i pochwyciła ją w całości dla siebie. Gdy zaczęła mówić, spijali każde słowo płynące z jej ust i słuchali niczym zaczarowani z przeświadczeniem, że za każdym razem, gdy Nevra spoglądała na publikę, to patrzyła na kogoś konkretnego, każdy chciał myśleć, że to on jest wyjątkowy. Nie wiedzieli, że tak naprawdę Nevra szybko o nich zapomniała, bo im dłużej opowiadała o historii i eksponatach skrytych za szkłem, tym bardziej zatracała się w snutej przez siebie opowieści o legendarnych władcach i ich imponujących dokonaniach. Kochała to co robi, nawet jeśli nigdy tego dla siebie nie planowała i życie srodze ją zaskoczyło, czuła szczęście, mogąc dzielić się swoją pasją i jednocześnie być przy tym wysłuchaną, poważaną.
Nie dostała wiele czasu, mimo to wykorzystała każdą możliwą sekundę, a na końcu ukłoniła się z pełnią gracji. Otrzymała gromkie oklaski, w tym kilka aplauzów na stojąco. Widownia poprosiła kustosza o kilka dodatkowych minut na możliwość zadawania pytań. Nevra uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Powiodła wzrokiem po sali. Gavin sprawiał wrażenie zaskoczonego, jakby nie mógł uwierzyć w to jak duże zainteresowanie wzbudziła. Kustosz natomiast popatrzył na nią niepewnym wzrokiem, nie wiedząc, co począć w takiej sytuacji. Ona tylko wzruszyła ramionami, w duchu modląc się o te dodatkowe kilka minut. W końcu kustosz przytaknął i pod czujnym spojrzeniem publiki wrócił na swoje miejsce.
Pytań było naprawdę bardzo sporo. Odpowiadała wyczerpująco, ze spokojem i precyzją, starając się zaspokoić ciekawość i zainteresowanie zgromadzonych. Wszystko przebiegało perfekcyjnie do momentu, aż jeden z gości nie poruszył nad wyraz wrażliwego tematu.
-Czy to prawda, że wyrusza pani na ekspedycję w głąb dżungli?
Nevra zastygła w bezruchu. Nie spodziewała się, że plotki w Xan-Lovar tak szybko się rozchodzą. Po tłumie poniósł się szmer szeptów. W momencie przeniosła spojrzenie na Gavina. On również na nią patrzył i wyglądał na szczerze wstrząśniętego. Odwrócił się pośpiesznie, pewnie żeby sprawdzić kto był na tyle odważny, aby zasugerować coś tak niedorzecznego. Myślał o tym jako o pomyłce, albo głupim żarcie.
Nevra przybrała posągową minę, a podbródek uniosła w wyniosłym, dumnym geście.
-Nie mam pojęcia, skąd dotarły do pana te wieści… - zaczęła, obserwując uważnie, jak Gavin przytakuje nieznacznie jej słowom i z powrotem odwraca się twarzą do sceny. - …lecz tak, mogę oficjalnie potwierdzić, że w przeciągu kilku dni z dumą stanę na czele wyprawy. Została najęta przez prywatnego kolekcjonera i niestety nie mogę zdradzić, czego będziemy poszukiwać. Zapewnia jednak, że po powrocie podzielę się z państwem swoimi spostrzeżeniami z eksploracji tamtejszych ruin.
Po jej słowach zapadła niezręczna cisza, która nieco ją zaniepokoiła. Popatrzyła w stronę swoich towarzyszy, poszukując wsparcia, ale oni sami wydali się oszołomieni tą wieścią. Edmund, wręcz nastroszył pióra ze zdziwienia, stojąca obok niego Eleonora pobladła na twarzy, a Gertruda i Ansel gorączkowo szeptali między sobą, być może próbując ustalić, czy Nevra mówiła któremukolwiek z nich o swoich planach.
Hrabia natomiast sprawiał wrażenie dumnego jak paw. Zapewne tylko czekał na moment, gdy będzie mógł się nią pochwalić przed wszystkimi, niczym nowym trofeum. Nevra zaczęła powoli rozumieć, że być może ludzie tak tłumnie przybyli na jej wykład właśnie z powodu tej plotki. Chcieli zweryfikować się, czy jest prawdziwa i osobiście móc poznać śmiałka, który podjął się tego wyzwania. Nie była do końca pewna, czy powinna się z tego cieszyć, czy może też nie.
Popatrzyła na ostatnią osobę, której reakcję chciała zaobserwować. Gavin siedział z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę, jego spojrzenie ciskało gromy, a palce w dłoniach zbielały mu od mocnego uściski, z jakimi trzymał je za podłokietniki.
Było źle… bardzo źle.
Nevra uznała, że przyszła najwyższa pora na szybką ewakuację.
-Jeśli to wszystko to chciałabym państwo bardzo podziękować za tak liczne przybycie i już z tego miejsca zapraszam na kolejny wykład, który odbędzie się w sali obok. Poprowadzi go mój dobry przyjaciel Ansel, znawca literatury antycznej. Zapewniam, że będzie to niezwykle pouczające spotkanie.
Nevra pochyliła się lekko w geście podziękowania i uznania dla publiczności. Otrzymała kolejne oklaski i wyraz sympatii. Czuła, że nawet pomimo tej niewielkiej wtopy na końcu wystąpienie było nie tylko udane, ale przyniosło jej także podziw i szacunek w oczach zebranych. Z pełnią gracji zeszła ze sceny, ale nie zdążyła wziąć nawet krótkiego oddechu, nim kotary nie odchyliły się, a na zaplecze wpadł rozjuszony Gavin.
Nevra mogła odczuć jego napięcie w powietrzu. Popatrzyli na siebie, już nie jak czuli kochankowie, lecz śmiertelni wrogowie na polu bitwy.
Tuż za nim zebrała się kolejka. Ludzie chcieli porozmawiać z Nevrą osobiście, ale Gavin szybko zasunął za sobą materiał, oddzielając ich od tłumu po drugiej stronie. Od razu chciała zaprotestować, ale powstrzymała się w momencie, w którym dostrzegła, jego zaciętą minę.
-Jesteś mi winna wyjaśnienia.
. . .
Idąc w stronę powozu Nevra próbowała jeszcze wymówić się swoim rażącym brakiem nieobecności na wykładzie Ansela, co z całą pewnością nie zostanie jej łatwo wybaczone. Upierała się, że zarówna ona jak i Gavin powinni się na nim pojawić. On jednak wcale jej nie słuchał. Prowadził ją za rękę, jak dziecko, choć sposób, w jaki to robił, wcale nie był delikatny. Będąc już na chodniku Nevra spróbowała mu się wyrwać, ale tylko niepotrzebnie jeszcze bardziej go tym rozjuszyła.
Woźnica opuścił wzrok, najwyraźniej usilnie próbując stać się niewidzialnym. Uchylił drzwiczki powozu i nawet powieka mu nie drgnęła, gdy Gavin siłą wepchnął Nevre do środka. Drogę powrotną do hotelu pokonali w absolutnej ciszy.
Nevre ogarnęła wypalająca wściekłość. Czuła się upokorzona do granic możliwości, bo jak to możliwe, że ona niegdyś jeden z najlepszych revendorskich inkwizytorów siedziała wepchnięta w kąt powozu przez jakiegoś dyletanta z wyraźnym brakiem poczucia własnej wartości? Jakim cudem tak nisko upadła? To nie mogło dłużej tak wyglądać. Pomyślała o reszcie ekipy, zapewne poczuli się mocno zaniepokojeni tym jak potoczy się jej rozmowa z Gavinem. Zależało im na jego pieniądzach i wpływach, ale ona była zdeterminowana, by odzyskać kontrolę i nie pozwolić mu na ponowne pomiatanie sobą. Owszem, zaskoczył ją, gdyż chyba jeszcze nigdy nie wiedziała go w tak rozjuszonego. Nie zmieniało to jednak faktu, że niczym sobie nie zasłużyła na podobne traktowanie.
Rzuciła mu dyskretne spojrzenie. Siedział nieco przygarbiony, z łokciem wspartym o okno powozu. Pojedyncze pasma czarnych włosów wymsknęły mu się z zaczesanej do tyłu fryzury. Skórę miał bladą jak duch, o odznaczającej się pod nią fioletowej sieci żył. Nawet nie wiedziała kiedy, ale zdążył zdjąć z siebie marynarkę, która spoczywała na wolnym siedzeniu przed nimi. Pozwalając sobie na większą swobodę, odpiął kilka guzików przy kołnierzu, osłaniając wyraźnie zarysowane linie szyi. Grdyka drgała mu, jakby w każdym momencie miał wykrzyczeć w jej stronę kolejne oskarżenia. Pot perlił mu się na czole. Nadszedł wieczór, ale wysoka temperatura wciąż była wyraźnie odczuwalna.
-Co ty właściwie masz na sobie? - odezwał się niespodziewanie.
Nevra popatrzyła na siebie, a potem znowu na niego, akurat w momencie gdy spoglądał na jej strój z wyraźnie odmalowaną odrazą na twarzy.
-Przecież nie pierwszy raz widzisz mnie w spodniach. - przypomniała spokojnie.
-Praca w terenie to co innego niż publiczne wystąpienie. Powinnaś mieć na sobie elegancką suknię, jak przystało na damę z wyższych sfer.
-Jestem archeologiem i będę się ubierać stosownie do wykonywanej przeze mnie profesji. - odparła z dumą, a chcąc dać dowód tego jak dobrze czuła się w swoim ubraniu, ostentacyjnie przełożyła jedną nogę przez drugą, celowo eksponując przy tym ich smukły kształt.
Gavin tylko głośno westchnął.
Nareszcie nadszedł moment, w którym powóz zatrzymał się, a drzwiczki od strony Gavina otworzył woźnica. Przed wyjściem doprowadził się do ładu, z powrotem zapiął guziki i założył marynarkę, zapewne nie chcąc wzbudzać wśród gości, jaki i personelu hotelu niepotrzebnych plotek. Nawet pomógł jej wysiąść z powozu i już nie trzymał jej przy tym władczo za nadgarstek. Zamiast tego wsunął sobie jej ręką pod ramię i pociągnął za sobą w stronę wejścia głównego. Cały był spięty. Nevra czuła jego twarde mięśnie pod placami, kiedy szli przez hol. W korytarzy spotkali Tikale, która śpieszyła się gdzieś z wieżą ręczników na rękach.
-Tikalo, czy mogłabyś przyjść do mojego pokoju? - zawołała Nevra.
Służka popatrzyła na nią zaskoczona, ale czym prędzej przytaknęła z uprzejmym uśmiechem.
-Postaram się zjawić u pani najszybciej, jak tylko potrafię.
-Aha i przynieś też trochę lodu! - dodała pośpiesznie Nevra. Miała nadzieję, że Tikala zdołała ją jeszcze usłyszeć.
Gavin nawet na moment nie zwolnił. Nevra jednak bez trudu dotrzymywała mu kroku, chcąc cały czas iść z nim na równi.
-Daje ci chwilę… i nie chcę widzieć na tobie tych paskudnych spodni. - oznajmił, kiedy zatrzymali się pod drzwiami do swoich apartamentów.
Nevra popatrzyła na niego chłodno, ale nic nie odpowiedziała. Zamiast tego weszła do swojego pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi. Ledwo postąpiła kilka kroków, gdy rozległo się ciche pukanie. Wiedziała, że to nie Gavin. Nie pukałby, tylko wmaszerował jak do siebie.
-Proszę.- zawołała.
Do środka weszła Tikala. Naprawdę jakiekolwiek zadanie otrzymała, uwinęła się z nim błyskawicznie. Schyliła głowę w uprzejmym skłonie. W ręku trzymała niewielki, oszroniony kubełek z lodem, który odstawiła na blacie barku.
-Mamy mało czasu. - poinformowała ją Nevra. - Proszę, wyjmij z szafy piżamę, którą uznasz za najbardziej skandaliczną z możliwych.
Tikala w momencie wyprostowała się i choć miała twarz do połowy zasłoniętą woalką to Nevra wyraźnie dostrzegła pąsowy rumieniec, wkradający się jej na policzki.
-Jest panienka pewna?
-Zaufaj mi, wiem, co robię. - przyznała, zdejmując z dłoni rękawiczki.
Dokładnie przemyślała całą swoją strategię. Tę sprawę należało potraktować z należytą łagodnością. Nie mogła przesadzić. Przypomniała sobie o swojej obietnicy danej Edmundowi, że jej relacja z Gavinem nie przyczyni się, do rozpadu ich grupy i słowa zamierzała dotrzymać. Służba na revendorskim dworze wymagała od niej opanowania umiejętności dochodzenia do celu różnymi ścieżkami. Dołączając do Gavina i jego wesołej kompanii nie mogła już dłużej liczyć na ostrze miecza i autorytet odznaki jako jedyne, słuszne metody. Została zmuszona do poszukiwania alternatywnych sposobów i bardzo szybko zorientowała się w tym jak Gavin na nią spoglądał. Pragnął ją posiadać i mieć blisko siebie, a ona nie miała oporów przed tym, aby co nieco z nim poflirtować i tym samym zyskać jego przychylność. Nevra dobrze wiedziała, że gra toczyła się na polu pozorów, a jej działania były ukierunkowane na zdobycie przewagi nad Gavinem. Owszem, równocześnie chciała czerpać z tego trochę zabawy, choć ostatnimi czasy czuła się już tym coraz bardziej zmęczona. Sytuacja chyba powoli zaczęła wymykać się jej spod kontroli.
-Czy ta może być moja pani?
Nevra odwróciła się i spojrzała na Tikalę trzymającą w ręku cieniutką koszulę nocną. Kiwnęła z uznaniem i odebrała ją z rąk służki. Weszła za parawan i przebrała się, wyrzucając poprzednie części garderoby w głąb pokoju. Krój piżamy był luźny na biuście, a opinający na brzuchu i biodrach. Materiał o barwie jednego z jej ulubionych kamieni szlachetnych, ametystu był chłodny i śliski w dotyku. Bielizna trzymała się na niej tylko za sprawą dwóch paseczków, spoczywających jej na ramionach.
-Czy jestem jeszcze do czegoś panience potrzebna? - zapytała Tikala, nieco drżącym ze wstydu głosem. Nevra pomyślała, że pewnie chciała wyjść z pokoju, nim ona zdąży wyłonić się zza parawanu. Dla dziewczyny wychowanej wedle tak restrykcyjnej kultury owa koszula musiała być skandaliczna i z całą pewnością chciała oszczędzić sobie zgorszenia, spoglądając na tak skąpo ubrane ciało Nevry.
-Tak, możesz wyjść, dziękuje ci za pomoc. - odparła, w międzyczasie rozplatając włosy z ciasnego upięcia.
Drzwi otworzyły się i zamknęły. Tikala wyszła, ale Nevra dobrze wiedziała, że na jej miejscu pojawił się już ktoś inny.
Wysunęła się z przebieralni i spostrzegła Gavina stojącego pośrodku pokoju. W pierwszej chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały, wciąż wyglądał na wściekłego, ale rysy jego twarzy zaczęły gwałtownie mięknąć, gdy przesunął spojrzeniem wzdłuż jej wyeksponowanego ciała.
-Mam ochotę na drinka. Miałbyś coś przeciwko gdybym się napiła? - zagaiła z uroczym uśmiechem. - A może napijesz się ze mną?
Gavin zapatrzył się chwilę na nią, zapominając o pytaniu. Odpowiedział, dopiero gdy odwróciła się do niego tyłem, żeby schować biżuterię do szkatułki.
-Tak, w sumie czemu nie?
Nevra uśmiechnęła się pod nosem. Gavin już był mocno wstawiony. Widziała, jak w muzeum kilka razy zabierał kieliszek szampana z tacy przeznaczonej dla gości. Kolejny drink tylko jeszcze bardziej go ogłupi i zdecydowanie ułatwi rozmowę. Zazwyczaj tak to właśnie z nim działało.
Podeszła do niewielkiego barku, stojącego w komodzie. Z półki wyjęła gin, gdyż nie preferowała żadnego innego alkoholu, oraz jasnoróżowy tonik, o słodkim kwiecistym zapachu. Do dwóch szklanek z grubo ciosanego szkła dodała lód i trochę ginu, całość uzupełniając tonikiem.
-Co powiesz na mój wykład? - zaćwierkała rozkosznie, podając mu drink.
On tylko wyruszył ramionami.
-Był… ciekawy.
Nevre zaśmiała się, niby urzeczona jego słowami jakby stanowiły najcudowniejszy komplement w dziejach. W rzeczywistości jednak ogromnie frustrowało, że nigdy nie potrafił wykrzesać z siebie niczego więcej. Co innego, gdyby zapytała go o jego sukcesy, wtedy nie skończyłby opowiadać, aż do wschodu słońca.
-Jeszcze nigdy nie miałam takiej publiki. - przyznała, wciąż nieco rozmarzona na samo wspomnienie swojego występu.
Gavin jednak zdawał się nie podzielać jej entuzjazmu. Stał oparty o ramę łóżka i leniwym ruchem nadgarstka mieszał lodem w szklance.
-O co chodzi z tą wyprawą? To prawda?
Nevra zrobiła łyk drinka, musnęła językiem dolną warkę, zlizując resztki słodyczy, po czym odstawiła szklankę na blat.
-Tak. - przyznała i powoli przysunęła się bliżej Gavina. Położyła mu rękę na piersi, a wtedy popatrzył na nią z góry. Miał oczy o zielonej barwie liści, ale mogła przysiąść, że w momencie pociemniały do barwy wilgotnego mchu, gdy skupił wzrok na jej ustach i odsłoniętych wzgórzach piersi. - Hrabia mnie najął, szuka ostatniego z insygniów królowej Xante.
-To ta, o której tak dużo mówiłaś podczas swoich ostatnich prelekcji. - przypomniał sobie, mówił już dość nieskładnie i bełkotliwie.
-Tak! Cudownie, że zapamiętałeś. - przyznała, nie zakładając, że spotka ją ten zaszczyt.
Gavin z kolei potrząsnął głową z dezaprobatą.
-To niedorzeczne Nevi, powinnaś zrezygnować.
-Niby czemu? - mruknęła, dąsając się uroczo. Zarzuciła mu ręce na szyję i pogładziła palcami kark, muskając delikatnie jego rozgrzaną skórę. Przymrużył powieki, a wtedy ściszyła głos do szeptu. - To dla nas niepowtarzalna okazja. Pomyśl tylko, nawet jeśli nie uda mi się znaleźć naszyjnika, to jestem pewna, że po drodze dokonam mnóstwo większych odkryć, które przydadzą nam sławy i rozgłosu.
Gavin naraz jakby wyrwał się spod jej uroku. Otworzył oczy i chwycił ją mocno w pasie.
-Tobie, nie nam. - stwierdził, dociskając ją mocno do siebie.
Nevra nie zaprotestowała, choć gdyby mogła, to odepchnęłaby go od siebie. Nie pociągał jej już tak jak gdy poznali się po raz pierwszy. Cały urok eleganckiego arystokraty, jaki wokół siebie roztaczał, prysł w momencie, w którym go do siebie dopuściła. W rzeczywistości okazał się prostacki i do bólu bezpośredni, skupiony tylko na sobie i swoich potrzebach. Nawet teraz rozchodziło mu się jedynie o to, aby przypadkiem nie przyćmiła go swoimi dokonaniami.
Opuściła głowę, nie chcąc już dłużej znajdować się tak blisko jego twarzy. Zapach alkoholu zaczął przebijać się przez jego subtelną mgiełkę perfum.
-Jestem częścią twojej ekspedycji, sukces każdego z nas z osobna rzutuje na nas wszystkich. - przypomniała, kreśląc palcem po jego obnażonym skrawku szyi. - Nie zgodzisz się ze mną?
-Słyszałem plotki o tej dżungli, ponoć jest niezwykle niebezpieczna.
-Martwisz się o mnie? - mruknęła rozpromieniona, trzepocząc rzęsami. Miała już serdecznie dość całej tej szopki. Doskonale wiedziała, że troska o nią, o ile oczywiście faktycznie jakąś przejawiał, mogła plasować się naprawdę nisko w hierarchii jego zmartwień. Podejrzewała, czemu poruszył ten temat i jak się później okazało, nie pomyliła się za wiele.
Gavin wyciągnął rękę i pogładził ją po policzku.
-Jeśli już tak bardzo chcesz iść, to pozwolę ci na to, ale tylko i wyłącznie pod jednym warunkiem. - oświadczył rzeczowym tonem, a Nevrze nie spodobało się, w jakim kierunku zmierzała ta rozmowa. - Pójdę z tobą.
Słysząc to żądnie, omal nie zazgrzytała zębami.
-Gavinie… - odparła ze spokojem, który wyraźnie kłócił się z rozsierdzającym ją od środka gniewem. - Nie, to wykluczone.
Wzdrygnęła się, gdy położył dłoń na jej udzie i zaczął wyjeżdżać nią wyżej, marszcząc i podwijając materiał satyny. Zirytowało ją to tak bardzo, że aż zacisnęła usta w wąską kreskę, rozpaczliwie pragnąc powstrzymać warkot drapiący ją po gardle.
-Bo?
Bo jesteś skończonym idiotą, pomyślała. Naprawdę miał ją za głupią? Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że nie chciał dołączyć do tej wyprawy dla niej, a po to, aby ponownie zaskarbić sobie wszelkie sukcesy i odkrycia, których mogłaby dokonać po drodze. W myślach zebrało się jej pełno niecenzuralnych słów pod jego adresem. Z trudem opanowała każde z nich, siląc się na przymilny ton, ostatecznie jednak i tak nie mogła się powstrzymać, aby wpić szpilkę w ten jego nadęty balon dumy.
-Im mniej ludzi pójdzie tym lepiej, a tak się składa, że hrabia wyznaczył mi już doświadczonego ochroniarza. - to mówiąc, odsunęła się od niego, zręcznie wyswobadzając się spomiędzy jego objęć. Nawet nie zdążył zareagować, a ona już stała po drugiej stronie pokoju z drinkiem w dłoni.
Stał oniemiały, przypatrując się jej z dziwną mieszanką gniewu i niedowierzania.
-Co takiego? Niby kogo?
Naraz rozległo się pukanie.
Oboje popatrzyli po sobie zaskoczeni. Z całą pewnością nie była to Tikala, gdyż nigdy nie przyszło nieproszona. Nevra odstawiła szklankę, chciała podejść do drzwi, ale Gavin ją wyprzedził. Szarpnął za klamkę, ewidentnie podburzony z faktu, że ktoś ośmielił się im przerwać. Po drugiej stronie stał nie kto inny jak Alessandro Villanueva we własnej osobie.
Nevra wyprostowała się jak struna. Pan Villanueva był chyba ostatnią osobą, jakiej spodziewała się zobaczyć tego wieczora. Co prawda zostawiła mu wiadomość, aby spotkał się z nią w dogodnym dla siebie terminie, ale nie zakładała, że wpadnie na pomysł wizyty jeszcze tego samego dnia. Naraz bardzo ucieszyła się z faktu, że zajęła miejsce zaraz nieopodal drzwi. Gavin nie zasłonił go w całości, więc mogła przyjrzeć się mu z bliska.
Był ubrany w niezwykle szykowne odzienie składające się kamizelki obszytej wzorami ze złotych nici oraz w dopasowane i głęboko wykrojone szarawary. Materiał kompletu posiadał tę samą intensywną barwę szafiru co jego oczy. To właśnie jego wzrok po raz kolejny przykuł całą jej uwagę. Poznała to spojrzenie, choć on sam wyglądał jak zupełnie inna osoba. Nie wyglądał już jak strudzony wędrowiec. Stał tam, dumny i majestatyczny, jak książę, który przybył na to miejsce wraz z orszakiem pełnym kolorowych tancerzy, egzotycznych zwierząt, tajemniczych artefaktów i skrzyń pełnych skarbów.
Nawet nie zainteresował się Gavinem. Zamiast tego od razu poszukał jej wzrokiem. Wypatrzył ją, a potem powiódł wzrokiem po bieliźnie, którą miała na sobie. Nevra zaniemogła, nie była w stanie nic powiedzieć, ani się poruszyć. Zdumienie mieszało się z podziwem, a jej serce szybciej zabiło, czując się niezręcznie wobec własnych odczuć. Jego pojawienie się zmieniło wszystko i Nevra nie mogła oderwać od niego wzroku, fascynowana tym niezwykłym spektaklem, jaki stworzył swoją obecnością. Gavin natomiast musiał unieść brodę, aby w ogóle móc spojrzeć mu w oczy. Zorientował się, że nowoprzybyły gość się w nią wpatrywał, więc zasłonił mu na nią widok. Przy wysokim i dobrze zbudowanym Alessandro naraz zaczął prezentować się zaskakująco licho. Ta intensywna aura pierwotnej siły, którą roztaczał wokół siebie Pan Villanueva zdecydowanie zrobiła na nim wrażenie, choć wrodzona duma, którą się odnosił, nie pozwoliła mu tego okazać.
Wyprostował się, chcąc przydać sobie nieco więcej powag.
-A to niby co za pajac? - warknął.
Wzrok Alessandra spoczął na nim, a wtedy Nevra ocknęła się, wyczuwając w powietrzu napiętą atmosferę. Sięgnęła po koc leżący na łóżku i zarzuciła go sobie na ramiona, po czym pośpiesznie podeszła do Gavina. Chwyciła go za ramię, delikatnie odciągając do tyłu. Nim którykolwiek z nich zdążył się odezwać przeszła do działania.
-Panie Villanueva, muszę przyznać, że niebywale mnie pan zaskoczył swoją wizytą. Sądziłam, że zjawi się pan jutro, ale nic nie szkodzi, każda pora jest dobra do omawiania interesów. Proszę się nie krępować i wejść do środka.
- Alessandro
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wojownik , Mag , Najemnik
- Kontakt:
Alessandro nie spodziewał się niczego szczególnego po wizycie u nieznajomej pani archeolog. Domyślał się, że pewnie zostanie przywitany przez służbę, poczęstowany herbatą i jakimś deserem. Tak w jego odczuciu mogło wyglądać spotkanie w celu omówienia interesów. Tymczasem jednak okazało się, że sytuacja w której Alessandro zastał panią archeolog była znacznie bardziej intymna niż mógłby przewidzieć. Drzwi zostały mu otworzone, a jego oczom ukazała się piękna kobieta ubrana w wyjątkowo skąpe odzienie. Sługa, który otworzył drzwi sprawiał wrażenie niezadowolonego z faktu, że jego pani prezentuje się w takim wydaniu obcemu mężczyźnie, jednak Alessandro zbytnio się nim nie przejął. Został zaproszony, więc pani archeolog na pewno spodziewała się jego wizyty. Musiała mieć zatem ukryte intencje, przywdziewając na siebie ten konkretny ubiór. W przeciwnym wypadku na pewno postarałaby się poinformować Alessandro, by ten jednak przyszedł w innym czasie. Usłyszawszy zapraszający głos swojej przyszłej towarzyszki wyprawy, Alessandro porzucił wszelkie rozterki na temat tego co jest właściwe, a co nie jest i delikatnie przesuwając ramieniem pieklącego się przy drzwiach sługę, wszedł do środka.
-Chwila, chwila! Oczekuję wyjaśnień!
Mężczyzna ostentacyjnie wykonał krok przed Alessandro, zastępując mu drogę. Skrzyżował ręce na piersi i patrzył groźnym wzrokiem. Alessandro zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie ocenił zbyt pochopnie, że mężczyzna ten jest sługą pani archeolog. Sprawiał wrażenie bardzo władczego jak na to, że powinien tylko otworzyć drzwi i potulnie schować się w pomieszczeniu dla służby.
-Najmocniej przepraszam, drogi panie, chyba omyłkowo wziąłem pana za kogoś ze służby. Nazywam się Alessandro Villanueva. Będę towarzyszył obecnej tu pani archeolog w niebezpiecznej wyprawie. A pan kim jest? Nie poinformowano mnie, że w wyprawie ma wziąć udział ktoś jeszcze.
Mężczyzna poczerwieniał na twarzy, usłyszawszy że został wzięty za służącego. Alessandro mógł przysiąc że cała ta sytuacja rozbawiła Nevrę. Nie był jednak w stanie do końca tego zweryfikować, ponieważ jej towarzysz przysunął się do niego na tyle blisko, że jedyne o czym był w stanie myśleć, to nieprzyjemny zapach trawiącego się alkoholu, wydobywający się z ust rozmówcy.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie, młodzieniaszku. Zabierzesz teraz ze sobą te swoje wygłupy i wrócisz szybciutko tam skąd przyszedłeś. Pani archeolog nie jest teraz gotowa na przyjęcie gości.
Tym razem to Alessandro zaczął tracić cierpliwość. Jakiś gburowaty gamoń zdawał się ewidentnie lekceważyć zdanie kobiety, zachowując się jakby miał nad nią jakąś władzę.
-To ty mnie posłuchaj śmieszny człowieczku. Nie mam pojęcia kim ty w ogóle jesteś i jakim prawem decydujesz z kim i kiedy pani archeolog będzie się spotykać. Jednak sądząc po twoim wyglądzie, jesteś na pewno znacznie niżej w hierarchii niż hrabia, który jest moim chlebodawcą. Jeśli więc chcesz koniecznie ściągnąć na siebie uwagę jednego z potężniejszych ludzi w tych stronach, gratuluję odwagi i z przyjemnością wrócę tam skąd przybyłem, żeby poinformować jaka przeszkoda stanęła mi na drodze do spotkania z panią archeolog. Mogę zagwarantować, że hrabia nie ma w zwyczaju wyrzucać pieniędzy w błoto i dysponuje takimi znajomościami, że moja wcześniejsza pomyłka odnośnie pańskiej klasy społecznej, może się okazać łaskawą przepowiednią. Dlatego jeśli nie zamierza pan skończyć jako mało wartościowy towar na targu niewolników, radzę się dobrze zastanowić czy na pewno chce pan ze mną pogrywać. Nie jestem w nastroju do głupich żartów i nie mam zamiaru litować się nad jakimś chamem tylko dlatego, że wypił sobie więcej niż jego słaba głowa była w stanie przetworzyć.
O ile mężczyzna był wcześniej czerwony z wściekłości, tak teraz zdawał się dosłownie jarzyć purpurą. Na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka, która świadczyła o tym, że mężczyzna zagotował się wewnętrznie słysząc twarde słowa Alessandro. Groźba jednak wywołała pożądany efekt i mężczyzna, choć zapewne chciał się jakoś odciąć, zmiarkował się nieco i zamiast od razu odpowiedzieć, zaciął się i ewidentnie próbował znaleźć jakieś korzystne dla siebie wyjście z sytuacji. Wilkołak jednak nie dał mu czasu na zastanowienie się.
-Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz zostawi nas pan samych. Mamy do omówienia sprawy, które są na tyle poufne, że żadna osoba z zewnątrz, nawet służba nie ma prawa o nich słuchać. Wszelkie pytania do pani archeolog zachowa pan sobie na później. Tu mam upoważnienie z pieczęcią hrabiego, którą powinien pan łatwo zweryfikować. Proszę sprawdzić w swojej komnacie, a kiedy już skończymy, pani archeolog pośle po pana służbę, jeśli tylko taka będzie jej wola. Żegnam pana.
Alessandro wręczył zwój pergaminu osłupiałemu mężczyźnie. Ten zmierzył go morderczym wzrokiem, po czym takim samym spojrzeniem obdarował panią archeolog. Następnie z furią wyrwał pergamin wilkołakowi.
-Ostrożniej, jeśli łaska. Ten dokument ma do mnie wrócić w nienaruszonym stanie. Zdawało mi się, że powinno to być oczywiste.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wrogo przemaszerował przez komnatę.
-Później sobie porozmawiamy, Nevra.
Potężne trzaśnięcie drzwiami zasygnalizowało, że Alessandro pozostał w pomieszczeniu z panią archeolog sam na sam.
-Wybacz mi, pani moją oschłość w stosunku do tego mężczyzny. Nie spodobało mi się w jaki sposób cię traktował. Proszę, przyniosłem daktyle. Mam nadzieję, że lubi pani.
Alessandro wręczył kobiecie torebkę z daktylami. Miał wrażenie, że na jej twarzy widać było jednocześnie osłupienie, rozbawienie i satysfakcję. Prawdopodobnie niewiele osób wcześniej stawiało się w ten sposób człowiekowi, który sprawiał wrażenie, jakby był jednak kimś ważnym. Alessandro zdawał sobie sprawę, że pewnie zyskał kolejnego, wysoko postawionego, śmiertelnego wroga, jednak nie czuł z tego powodu żadnych emocji. Zwykli śmiertelnicy i tak prędzej czy później starzeli się i umierali. Gdyby zaszła taka potrzeba, wystarczyłoby po prostu zniknąć znowu na jakiś dłuższy czas w dziczy i poczekać, aż cykl życia sam rozwiąże problem.
-Pozwolisz pani, że zanim zaczniemy rozmowę upewnię się jeszcze, czy aby na pewno jesteśmy sami.
Alessandro celowo wypowiedział te słowa półgłosem, by nie dało się ich usłyszeć przez drzwi. Następnie przemieścił się bezszelestnie w stronę drzwi w taki sposób, by nie dało się go zauważyć przez dziurkę od klucza. Chwycił uchwyt przymocowany do drzwi, a następnie pchnął je energicznie w stronę korytarza znajdującego się za nimi. Drzwi zostały przez coś przyblokowane. W pomieszczeniu rozległ się jedynie głuchy huk, a następnie stęknięcie ogłuszonego intruza.
-Ostatni raz daję panu szansę. Hrabia na pewno dowie się o panu, natomiast aktualnie jestem już na tyle zniecierpliwiony, że jak dalej będzie pan robił te swoje podchody, to zwyczajnie pana zlikwiduję.
Mężczyzna pozbierał się z podłogi masując obolałe czoło, splunął pogardliwie pod nogi Alessandro i tym razem już na dobre odszedł do swojej komnaty.
-Co za bezczelny typ. Mam nadzieję, że ten człowiek nie jest pani mężem, a jeżeli tak, to szczerze współczuję. Myślę, że nareszcie możemy w spokoju porozmawiać. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem swoją wizytą?
Alessandro wreszcie mógł się skupić na tym, po co tak właściwie przyszedł do tej posiadłości. Obiekt jego zainteresowania rzeczywiście mógł sobie zwyczajnie nie życzyć jego wizyty, co można było wywnioskować po wyjątkowo kusym stroju, ledwo zakrywającym najciekawsze dla męskiego oka aspekty. Jednak Alessandro słyszał wyraźnie, że kobieta wyraziła zgodę na to, by wszedł do środka, stąd żywił nadzieję, że jednak wzbudził swoją osobą zainteresowanie rozmówczyni na tyle, by ta mogła zechcieć spędzić z nim trochę czasu, nawet pomimo nieprzyzwoitej pory dnia i nieadekwatnego ubioru. Usiadł więc naprzeciwko kobiety, przeczesał palcami czuprynę, by poprawić nieco kształt swojej fryzury i utkwił wzrok w twarzy pani archeolog, oczekując na jej reakcję.
-Chwila, chwila! Oczekuję wyjaśnień!
Mężczyzna ostentacyjnie wykonał krok przed Alessandro, zastępując mu drogę. Skrzyżował ręce na piersi i patrzył groźnym wzrokiem. Alessandro zaczął się zastanawiać czy przypadkiem nie ocenił zbyt pochopnie, że mężczyzna ten jest sługą pani archeolog. Sprawiał wrażenie bardzo władczego jak na to, że powinien tylko otworzyć drzwi i potulnie schować się w pomieszczeniu dla służby.
-Najmocniej przepraszam, drogi panie, chyba omyłkowo wziąłem pana za kogoś ze służby. Nazywam się Alessandro Villanueva. Będę towarzyszył obecnej tu pani archeolog w niebezpiecznej wyprawie. A pan kim jest? Nie poinformowano mnie, że w wyprawie ma wziąć udział ktoś jeszcze.
Mężczyzna poczerwieniał na twarzy, usłyszawszy że został wzięty za służącego. Alessandro mógł przysiąc że cała ta sytuacja rozbawiła Nevrę. Nie był jednak w stanie do końca tego zweryfikować, ponieważ jej towarzysz przysunął się do niego na tyle blisko, że jedyne o czym był w stanie myśleć, to nieprzyjemny zapach trawiącego się alkoholu, wydobywający się z ust rozmówcy.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie, młodzieniaszku. Zabierzesz teraz ze sobą te swoje wygłupy i wrócisz szybciutko tam skąd przyszedłeś. Pani archeolog nie jest teraz gotowa na przyjęcie gości.
Tym razem to Alessandro zaczął tracić cierpliwość. Jakiś gburowaty gamoń zdawał się ewidentnie lekceważyć zdanie kobiety, zachowując się jakby miał nad nią jakąś władzę.
-To ty mnie posłuchaj śmieszny człowieczku. Nie mam pojęcia kim ty w ogóle jesteś i jakim prawem decydujesz z kim i kiedy pani archeolog będzie się spotykać. Jednak sądząc po twoim wyglądzie, jesteś na pewno znacznie niżej w hierarchii niż hrabia, który jest moim chlebodawcą. Jeśli więc chcesz koniecznie ściągnąć na siebie uwagę jednego z potężniejszych ludzi w tych stronach, gratuluję odwagi i z przyjemnością wrócę tam skąd przybyłem, żeby poinformować jaka przeszkoda stanęła mi na drodze do spotkania z panią archeolog. Mogę zagwarantować, że hrabia nie ma w zwyczaju wyrzucać pieniędzy w błoto i dysponuje takimi znajomościami, że moja wcześniejsza pomyłka odnośnie pańskiej klasy społecznej, może się okazać łaskawą przepowiednią. Dlatego jeśli nie zamierza pan skończyć jako mało wartościowy towar na targu niewolników, radzę się dobrze zastanowić czy na pewno chce pan ze mną pogrywać. Nie jestem w nastroju do głupich żartów i nie mam zamiaru litować się nad jakimś chamem tylko dlatego, że wypił sobie więcej niż jego słaba głowa była w stanie przetworzyć.
O ile mężczyzna był wcześniej czerwony z wściekłości, tak teraz zdawał się dosłownie jarzyć purpurą. Na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka, która świadczyła o tym, że mężczyzna zagotował się wewnętrznie słysząc twarde słowa Alessandro. Groźba jednak wywołała pożądany efekt i mężczyzna, choć zapewne chciał się jakoś odciąć, zmiarkował się nieco i zamiast od razu odpowiedzieć, zaciął się i ewidentnie próbował znaleźć jakieś korzystne dla siebie wyjście z sytuacji. Wilkołak jednak nie dał mu czasu na zastanowienie się.
-Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz zostawi nas pan samych. Mamy do omówienia sprawy, które są na tyle poufne, że żadna osoba z zewnątrz, nawet służba nie ma prawa o nich słuchać. Wszelkie pytania do pani archeolog zachowa pan sobie na później. Tu mam upoważnienie z pieczęcią hrabiego, którą powinien pan łatwo zweryfikować. Proszę sprawdzić w swojej komnacie, a kiedy już skończymy, pani archeolog pośle po pana służbę, jeśli tylko taka będzie jej wola. Żegnam pana.
Alessandro wręczył zwój pergaminu osłupiałemu mężczyźnie. Ten zmierzył go morderczym wzrokiem, po czym takim samym spojrzeniem obdarował panią archeolog. Następnie z furią wyrwał pergamin wilkołakowi.
-Ostrożniej, jeśli łaska. Ten dokument ma do mnie wrócić w nienaruszonym stanie. Zdawało mi się, że powinno to być oczywiste.
Mężczyzna odwrócił się na pięcie i wrogo przemaszerował przez komnatę.
-Później sobie porozmawiamy, Nevra.
Potężne trzaśnięcie drzwiami zasygnalizowało, że Alessandro pozostał w pomieszczeniu z panią archeolog sam na sam.
-Wybacz mi, pani moją oschłość w stosunku do tego mężczyzny. Nie spodobało mi się w jaki sposób cię traktował. Proszę, przyniosłem daktyle. Mam nadzieję, że lubi pani.
Alessandro wręczył kobiecie torebkę z daktylami. Miał wrażenie, że na jej twarzy widać było jednocześnie osłupienie, rozbawienie i satysfakcję. Prawdopodobnie niewiele osób wcześniej stawiało się w ten sposób człowiekowi, który sprawiał wrażenie, jakby był jednak kimś ważnym. Alessandro zdawał sobie sprawę, że pewnie zyskał kolejnego, wysoko postawionego, śmiertelnego wroga, jednak nie czuł z tego powodu żadnych emocji. Zwykli śmiertelnicy i tak prędzej czy później starzeli się i umierali. Gdyby zaszła taka potrzeba, wystarczyłoby po prostu zniknąć znowu na jakiś dłuższy czas w dziczy i poczekać, aż cykl życia sam rozwiąże problem.
-Pozwolisz pani, że zanim zaczniemy rozmowę upewnię się jeszcze, czy aby na pewno jesteśmy sami.
Alessandro celowo wypowiedział te słowa półgłosem, by nie dało się ich usłyszeć przez drzwi. Następnie przemieścił się bezszelestnie w stronę drzwi w taki sposób, by nie dało się go zauważyć przez dziurkę od klucza. Chwycił uchwyt przymocowany do drzwi, a następnie pchnął je energicznie w stronę korytarza znajdującego się za nimi. Drzwi zostały przez coś przyblokowane. W pomieszczeniu rozległ się jedynie głuchy huk, a następnie stęknięcie ogłuszonego intruza.
-Ostatni raz daję panu szansę. Hrabia na pewno dowie się o panu, natomiast aktualnie jestem już na tyle zniecierpliwiony, że jak dalej będzie pan robił te swoje podchody, to zwyczajnie pana zlikwiduję.
Mężczyzna pozbierał się z podłogi masując obolałe czoło, splunął pogardliwie pod nogi Alessandro i tym razem już na dobre odszedł do swojej komnaty.
-Co za bezczelny typ. Mam nadzieję, że ten człowiek nie jest pani mężem, a jeżeli tak, to szczerze współczuję. Myślę, że nareszcie możemy w spokoju porozmawiać. Mam nadzieję, że nie przeszkodziłem swoją wizytą?
Alessandro wreszcie mógł się skupić na tym, po co tak właściwie przyszedł do tej posiadłości. Obiekt jego zainteresowania rzeczywiście mógł sobie zwyczajnie nie życzyć jego wizyty, co można było wywnioskować po wyjątkowo kusym stroju, ledwo zakrywającym najciekawsze dla męskiego oka aspekty. Jednak Alessandro słyszał wyraźnie, że kobieta wyraziła zgodę na to, by wszedł do środka, stąd żywił nadzieję, że jednak wzbudził swoją osobą zainteresowanie rozmówczyni na tyle, by ta mogła zechcieć spędzić z nim trochę czasu, nawet pomimo nieprzyzwoitej pory dnia i nieadekwatnego ubioru. Usiadł więc naprzeciwko kobiety, przeczesał palcami czuprynę, by poprawić nieco kształt swojej fryzury i utkwił wzrok w twarzy pani archeolog, oczekując na jej reakcję.
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
Och, męska duma! Czysta mieszanka arogancji, egoizmu i testosteronu. Nevra uważała za niezwykle zabawne, jak wszyscy panowie z łatwością potrafili przejść w tryb "zawodnika" na każdym kroku. Co więcej, zachowywali się przy tym co najmniej tak, jakby kobiece myśli wprost nie mogły się oprzeć temu widowisku. Nevra nie była przeciwna zdrowej rywalizacji, ale czasami wydawało się jej, że mężczyźni w jej otoczeniu posuwali się za daleko. To wywyższanie się porównywalne było do aktu warczących na siebie zwierząt, które próbują udowodnić swoją dominację. Jednak w świecie ludzi Nevra oczekiwała trochę więcej dojrzałości.
A Gavin? Gavin był absolutnym królem goryli w tym spektaklu. Zawsze musiał być największy, najmocniejszy, najważniejszy. Jednak w porównaniu do Alessandro, który wydawał się wyższy i znacznie silniejszy, Gavin prezentował się jak mała małpka szczerząca kły w cyrku. Nie można było brać go na poważnie. Pan Villanueva z kolei sprawiał wrażenie znudzonego, a wręcz zażenowanego. Nevra wcale mu się nie dziwiła. Sama miała ochotę zapaść się pod ziemię gdy Gavin począł się mu wygrażać. I co więcej, znowu raczył podejmować decyzje za nią, a wtedy to Alessandro postanowił zainterweniować. Pomimo groźnego błysku w jego spojrzeniu jego reakcja była spokojna i zdecydowana. Wygarnął Gavinowi, jasno i dosadnie. Nevra chyba jeszcze nigdy nie widziała, aby Gavin tak pokraśniał ze złości. Wiedziała, że na następny dzień będzie mieć spore problemy, sam nawet jej to zapowiedział tuż przed wyjściem, ale nie przejęła się tym zanadto. A to niedobrze. Drink, który wypiła, chyba zaczął działać. Dlatego właśnie podeszła do barku, aby przygotować sobie kolejnego.
Gdy skończyła przeniosła wzrok na Alessandro. Podszedł do niej i podał paczkę daktyli. Uśmiechnęła się wdzięcznie. Wreszcie ktoś pokazał, że nie musi być królem goryli, aby wykazać się dojrzałością i szacunkiem wobec innych. Chciała mu to powiedzieć, ale słusznie założył, że Gavin jednak nie odpuścił tak łatwo. Na dźwięk drzwi uderzających o jego głowę omal nie parsknęła śmiechem. Jak można było być, aż tak bezczelnym.
Na wzmiankę o jej potencjalnym małżeństwie z Gavinem w momencie pokręciła głową. Sama ta wizja przyprawiła ją o nieprzyjemne dreszcze na ciele.
-Uchowaj Prasmoku. - zadeklamowała przerażona, składając ręce jak do modlitwy. - I nie, nie przeszkodził mi pan. Właściwie to bardzo mi pan pomógł, za co szczerze dziękuje. Gdyby nie pańska interwencja musiałabym poradzić z nim sobie sama.
Usiedli wspólnie do stolika. Gdy się schyliła, połacie jej szlafroka rozchyliły się, ukazując ukryty pod spodem szeroki dekolt. Nie zasłoniła się jednak z powrotem. Było jej ciepło, zapewne przez alkohol, choć przypuszczała, że obecność Alessandro również mogła mieć w tym swój udział.
-Jest już późno, dlatego przejdźmy do konkretów. Należałoby sporządzić szczegółowy plan ekspedycji, uwzględniając cel, obszar badań, budżet i okres trwania. Niezbędne jest również ocenienie ryzyka związanego z chorobami tropikalnymi i zaopatrzeniem się w odpowiednie leki. Musimy także wytyczyć odpowiednią trasę i zorientować się, że w miejsca, w które się udamy, nie ma potencjalnych konfliktów, w które moglibyśmy się przez przypadek wpakować. Lepiej nie zakłócać życia mieszkańców. Zajmę się tym wszystkim. Będę również prowadziła dokładne zapiski naukowe, aby ułatwić analizę i interpretację danych po powrocie. Panu natomiast pozostawiłabym kwestie logistyczne, oraz przygotowanie ekwipunku, odpowiedniej odzieży, sprzętu i żywności. Odpowiada to panu? Jutro stworzę pełną listę tego co będzie nam potrzebne. Tu mam mapy, proszę na nie spojrzeć.
Podeszła po nie do komody, po czym podała je swojemu partnerowi.
Alessandro zapatrzył się na nie, a Nevra w międzyczasie pozwoliła sobie zawiesić na nim oko. Po dwóch drinkach nie umiała powstrzymać się przed rozmyślaniem o jego osobie. Jak na złość był szalenie przystojny i do tego posiadał wszystkie cechy wyglądu, które uznawała za atrakcyjne. Fantazje o tym, jakim mógłby być kochankiem, rozpalały ją do czerwoności. Wiedziała jednak, że nie może zanadto przesadzić, a wspomagała ją w tym wizja wspólnej współpracy. Pan Villanueva sprawił na niej wrażenie kogoś, kto bardziej od samego osiągnięcia celu czuł satysfakcję z prób jego uzyskania. Prawdziwą radość mogły sprawiać mu tylko wyzwania i dlatego właśnie głupotą byłoby mu dać się do siebie zbliżyć, bo szybko straciłby zainteresowanie. Nevra była gotowa trzymać go na dystans, aż do samego końca ekspedycji. Czuła, że była w stanie to zrobić, nie mogła tylko przy nim pić.
Nieoczekiwanie Alessandro podniósł głowę i spojrzał na nią, a ona dobrze wiedziała, co zobaczył. Nie zdążyła bowiem zmienić wyrazu twarzy z rozmarzonej i kokieteryjnej. Trudno, pomyślała, zapewne już się domyślał. Uśmiechnęła się słodko i odstawiła szklankę na stolik.
-Wie pan w ogóle, czego szukamy? - zagaiła, wstając z fotela. - Słyszał pan kiedyś o insygniach królowej Xante? To jeden z największych skarbów południa. Sama postać królowej urosła do rangi bóstwa. Nie ma drugiej takiej kobiety w historii całej Alaranii. Mogłabym o niej opowiadać godzinami, ale nie chcę pana zanudzać. Mam jednak kilka książek. Proszę zaczekać. - poprosiła i znowu wstała. Tym razem podeszła do biblioteczki stojącej obok łóżka. W duchu zaśmiała się, widząc opasłe tomiszcze sterczące na samym szczycie regału. Stanęła na palcach, aby po nie sięgnąć, a krawędzie jej piżamy powędrowały do góry. Wszystko trwało może kilka sekund, ale kiedy się odwróciła Villanueva już stał przy niej. Zaskoczyła się, gdyż nie słyszała jego kroków. Nie mógł być zwykłym człowiekiem, nie z taką gracją i ostrożnością w ruchach. Niemniej jednak doznała przyjemnych dreszczy, gdy stał tak blisko, a na usta przywołała figlarny uśmieszek. Poprosiła, żeby poczekał, ale najwidoczniej sam nie mógł usiedzieć w miejscu. - Gdyby miał pan ochotę się… zagłębić. - mruknęła zmysłowo, podając mu książkę. - Polecam. - dodała jeszcze, po czym wyminęła go i wróciła na swoje miejsce. Zrobiła kolejny łyk ze szklanki.
Na stoliku zebrało się już sporo materiałów. Gdy Alessandro wrócił do stolika, dołożył do nich książkę, która zajęła sporo miejsca.
-Niech pan jeszcze weźmie to, wiedza niezbędna to przyswojenia. - oznajmiła, wciskając mu kolejne kilka tomów z zaznaczonymi stronami. - Dotyczą kultury królestw, przez które będziemy przechodzić. Warto wiedzieć, co wypada, a czego nie jeśli mielibyśmy kogoś spotkać.
Alessandro przyjął wszystko do ręki, po czym spróbował odłożyć wysoką kolumnę na blat. Przesunął je delikatnie, a wtedy „Monarchowie i monarchinie. Biografie słynnych władców południa” trąciły szklankę z drinkiem. Zawartość wylała się wprost na kolana Nevry.
-Nic się nie stało, proszę się nie przejmować. - odparła pośpiesznie, dostrzegając wyraźną troskę ze strony Alessandro. - Proszę mi na chwilę wybaczyć. - to mówiąc, wstała. Mokra plama wieńczyła materiał piżamy i lepiła się jej do brzucha. Podeszła do parawanu, a wtedy poczuła pewną lekkość związaną z upojeniem. Schowała się, po czym jak gdyby nigdy nic zaczęła się rozbierać. - Wracając do insygniów. - kontynuowała, szukając wzrokiem jakiejś innej piżamy. - Najważniejszą z nich była inkrustowana laska z rzeźbioną głową słonia, która była symbolem mądrości. Potem Srebrny ryton z zakończoną paszczą jaguara. Przedstawiał on męstwo i odwagę królowej oraz jej ludu. Następnie bransoleta z rybą symbolizująca cierpliwość oraz pióropusz z piór rajskich ptaków będący rzekomo darem od bogów. No i naszyjnik z podobizną węża, reprezentuje wieczną władzę i bogactwo, tylko jego jeszcze nie odnaleziono.
Ostatecznie zarzuciła na siebie wiązaną z przodu, satynową koszulę nocną. Nie zwracając zbytnio uwagi na to, czy nie odsłoniła się, zanadto wyszła zza parawanu i pewnym krokiem zaczęła iść w stronę Alessandro. Nie usiadała z powrotem naprzeciwko niego, tylko pochyliła się tuż nad jego twarzą, rozstawiając dłonie po bokach oparcia.
-I teraz najważniejsze drogi Panie Villanueva. - zaczęła, niespodziewanie zmieniając barwę swojego głosu z ciepłego i kobiecego na naturalny sobie ton bezlitosnego inkwizytora. - Nie ukrywam, że bardzo chciałabym odnaleźć ów naszyjnik. Nawet jeśli później musiałabym go oddać. Jedyne, na czym naprawdę mi zależy to, aby moje imię i nazwisko na zawsze związało się z jednym z tych insygniów i tym samym z samą postacią królowej. Chyba nie muszę panu mówić, kto znalazł pozostałe elementy. Uważam za dość ironiczny fakt, że sukcesy w odkrywaniu przeszłości jednej z najpotężniejszych kobiet w dziejach przypisuje się mężczyzną. Zdobędę ten naszyjnik, choćbym miała pełzać przez pół drogi przez dżunglę w błocie, a do tego żywić się czym popadnie. Jeśli chodzi o osiągnięcie sukcesu tej ekspedycji nic nie stanie mi na przeszkodzie. Mam nadzieję, że wyraziłam się dostatecznie jasno.
Dała mu czas do namysłu. Podeszła do komody. Odpakowała daktyle i wsypała je do niewielkiej miedzianej miseczki. Następnie przyniosła je do stolika.
-Jakieś pytania? - zagaiła z uśmiechem.
A Gavin? Gavin był absolutnym królem goryli w tym spektaklu. Zawsze musiał być największy, najmocniejszy, najważniejszy. Jednak w porównaniu do Alessandro, który wydawał się wyższy i znacznie silniejszy, Gavin prezentował się jak mała małpka szczerząca kły w cyrku. Nie można było brać go na poważnie. Pan Villanueva z kolei sprawiał wrażenie znudzonego, a wręcz zażenowanego. Nevra wcale mu się nie dziwiła. Sama miała ochotę zapaść się pod ziemię gdy Gavin począł się mu wygrażać. I co więcej, znowu raczył podejmować decyzje za nią, a wtedy to Alessandro postanowił zainterweniować. Pomimo groźnego błysku w jego spojrzeniu jego reakcja była spokojna i zdecydowana. Wygarnął Gavinowi, jasno i dosadnie. Nevra chyba jeszcze nigdy nie widziała, aby Gavin tak pokraśniał ze złości. Wiedziała, że na następny dzień będzie mieć spore problemy, sam nawet jej to zapowiedział tuż przed wyjściem, ale nie przejęła się tym zanadto. A to niedobrze. Drink, który wypiła, chyba zaczął działać. Dlatego właśnie podeszła do barku, aby przygotować sobie kolejnego.
Gdy skończyła przeniosła wzrok na Alessandro. Podszedł do niej i podał paczkę daktyli. Uśmiechnęła się wdzięcznie. Wreszcie ktoś pokazał, że nie musi być królem goryli, aby wykazać się dojrzałością i szacunkiem wobec innych. Chciała mu to powiedzieć, ale słusznie założył, że Gavin jednak nie odpuścił tak łatwo. Na dźwięk drzwi uderzających o jego głowę omal nie parsknęła śmiechem. Jak można było być, aż tak bezczelnym.
Na wzmiankę o jej potencjalnym małżeństwie z Gavinem w momencie pokręciła głową. Sama ta wizja przyprawiła ją o nieprzyjemne dreszcze na ciele.
-Uchowaj Prasmoku. - zadeklamowała przerażona, składając ręce jak do modlitwy. - I nie, nie przeszkodził mi pan. Właściwie to bardzo mi pan pomógł, za co szczerze dziękuje. Gdyby nie pańska interwencja musiałabym poradzić z nim sobie sama.
Usiedli wspólnie do stolika. Gdy się schyliła, połacie jej szlafroka rozchyliły się, ukazując ukryty pod spodem szeroki dekolt. Nie zasłoniła się jednak z powrotem. Było jej ciepło, zapewne przez alkohol, choć przypuszczała, że obecność Alessandro również mogła mieć w tym swój udział.
-Jest już późno, dlatego przejdźmy do konkretów. Należałoby sporządzić szczegółowy plan ekspedycji, uwzględniając cel, obszar badań, budżet i okres trwania. Niezbędne jest również ocenienie ryzyka związanego z chorobami tropikalnymi i zaopatrzeniem się w odpowiednie leki. Musimy także wytyczyć odpowiednią trasę i zorientować się, że w miejsca, w które się udamy, nie ma potencjalnych konfliktów, w które moglibyśmy się przez przypadek wpakować. Lepiej nie zakłócać życia mieszkańców. Zajmę się tym wszystkim. Będę również prowadziła dokładne zapiski naukowe, aby ułatwić analizę i interpretację danych po powrocie. Panu natomiast pozostawiłabym kwestie logistyczne, oraz przygotowanie ekwipunku, odpowiedniej odzieży, sprzętu i żywności. Odpowiada to panu? Jutro stworzę pełną listę tego co będzie nam potrzebne. Tu mam mapy, proszę na nie spojrzeć.
Podeszła po nie do komody, po czym podała je swojemu partnerowi.
Alessandro zapatrzył się na nie, a Nevra w międzyczasie pozwoliła sobie zawiesić na nim oko. Po dwóch drinkach nie umiała powstrzymać się przed rozmyślaniem o jego osobie. Jak na złość był szalenie przystojny i do tego posiadał wszystkie cechy wyglądu, które uznawała za atrakcyjne. Fantazje o tym, jakim mógłby być kochankiem, rozpalały ją do czerwoności. Wiedziała jednak, że nie może zanadto przesadzić, a wspomagała ją w tym wizja wspólnej współpracy. Pan Villanueva sprawił na niej wrażenie kogoś, kto bardziej od samego osiągnięcia celu czuł satysfakcję z prób jego uzyskania. Prawdziwą radość mogły sprawiać mu tylko wyzwania i dlatego właśnie głupotą byłoby mu dać się do siebie zbliżyć, bo szybko straciłby zainteresowanie. Nevra była gotowa trzymać go na dystans, aż do samego końca ekspedycji. Czuła, że była w stanie to zrobić, nie mogła tylko przy nim pić.
Nieoczekiwanie Alessandro podniósł głowę i spojrzał na nią, a ona dobrze wiedziała, co zobaczył. Nie zdążyła bowiem zmienić wyrazu twarzy z rozmarzonej i kokieteryjnej. Trudno, pomyślała, zapewne już się domyślał. Uśmiechnęła się słodko i odstawiła szklankę na stolik.
-Wie pan w ogóle, czego szukamy? - zagaiła, wstając z fotela. - Słyszał pan kiedyś o insygniach królowej Xante? To jeden z największych skarbów południa. Sama postać królowej urosła do rangi bóstwa. Nie ma drugiej takiej kobiety w historii całej Alaranii. Mogłabym o niej opowiadać godzinami, ale nie chcę pana zanudzać. Mam jednak kilka książek. Proszę zaczekać. - poprosiła i znowu wstała. Tym razem podeszła do biblioteczki stojącej obok łóżka. W duchu zaśmiała się, widząc opasłe tomiszcze sterczące na samym szczycie regału. Stanęła na palcach, aby po nie sięgnąć, a krawędzie jej piżamy powędrowały do góry. Wszystko trwało może kilka sekund, ale kiedy się odwróciła Villanueva już stał przy niej. Zaskoczyła się, gdyż nie słyszała jego kroków. Nie mógł być zwykłym człowiekiem, nie z taką gracją i ostrożnością w ruchach. Niemniej jednak doznała przyjemnych dreszczy, gdy stał tak blisko, a na usta przywołała figlarny uśmieszek. Poprosiła, żeby poczekał, ale najwidoczniej sam nie mógł usiedzieć w miejscu. - Gdyby miał pan ochotę się… zagłębić. - mruknęła zmysłowo, podając mu książkę. - Polecam. - dodała jeszcze, po czym wyminęła go i wróciła na swoje miejsce. Zrobiła kolejny łyk ze szklanki.
Na stoliku zebrało się już sporo materiałów. Gdy Alessandro wrócił do stolika, dołożył do nich książkę, która zajęła sporo miejsca.
-Niech pan jeszcze weźmie to, wiedza niezbędna to przyswojenia. - oznajmiła, wciskając mu kolejne kilka tomów z zaznaczonymi stronami. - Dotyczą kultury królestw, przez które będziemy przechodzić. Warto wiedzieć, co wypada, a czego nie jeśli mielibyśmy kogoś spotkać.
Alessandro przyjął wszystko do ręki, po czym spróbował odłożyć wysoką kolumnę na blat. Przesunął je delikatnie, a wtedy „Monarchowie i monarchinie. Biografie słynnych władców południa” trąciły szklankę z drinkiem. Zawartość wylała się wprost na kolana Nevry.
-Nic się nie stało, proszę się nie przejmować. - odparła pośpiesznie, dostrzegając wyraźną troskę ze strony Alessandro. - Proszę mi na chwilę wybaczyć. - to mówiąc, wstała. Mokra plama wieńczyła materiał piżamy i lepiła się jej do brzucha. Podeszła do parawanu, a wtedy poczuła pewną lekkość związaną z upojeniem. Schowała się, po czym jak gdyby nigdy nic zaczęła się rozbierać. - Wracając do insygniów. - kontynuowała, szukając wzrokiem jakiejś innej piżamy. - Najważniejszą z nich była inkrustowana laska z rzeźbioną głową słonia, która była symbolem mądrości. Potem Srebrny ryton z zakończoną paszczą jaguara. Przedstawiał on męstwo i odwagę królowej oraz jej ludu. Następnie bransoleta z rybą symbolizująca cierpliwość oraz pióropusz z piór rajskich ptaków będący rzekomo darem od bogów. No i naszyjnik z podobizną węża, reprezentuje wieczną władzę i bogactwo, tylko jego jeszcze nie odnaleziono.
Ostatecznie zarzuciła na siebie wiązaną z przodu, satynową koszulę nocną. Nie zwracając zbytnio uwagi na to, czy nie odsłoniła się, zanadto wyszła zza parawanu i pewnym krokiem zaczęła iść w stronę Alessandro. Nie usiadała z powrotem naprzeciwko niego, tylko pochyliła się tuż nad jego twarzą, rozstawiając dłonie po bokach oparcia.
-I teraz najważniejsze drogi Panie Villanueva. - zaczęła, niespodziewanie zmieniając barwę swojego głosu z ciepłego i kobiecego na naturalny sobie ton bezlitosnego inkwizytora. - Nie ukrywam, że bardzo chciałabym odnaleźć ów naszyjnik. Nawet jeśli później musiałabym go oddać. Jedyne, na czym naprawdę mi zależy to, aby moje imię i nazwisko na zawsze związało się z jednym z tych insygniów i tym samym z samą postacią królowej. Chyba nie muszę panu mówić, kto znalazł pozostałe elementy. Uważam za dość ironiczny fakt, że sukcesy w odkrywaniu przeszłości jednej z najpotężniejszych kobiet w dziejach przypisuje się mężczyzną. Zdobędę ten naszyjnik, choćbym miała pełzać przez pół drogi przez dżunglę w błocie, a do tego żywić się czym popadnie. Jeśli chodzi o osiągnięcie sukcesu tej ekspedycji nic nie stanie mi na przeszkodzie. Mam nadzieję, że wyraziłam się dostatecznie jasno.
Dała mu czas do namysłu. Podeszła do komody. Odpakowała daktyle i wsypała je do niewielkiej miedzianej miseczki. Następnie przyniosła je do stolika.
-Jakieś pytania? - zagaiła z uśmiechem.
- Alessandro
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wojownik , Mag , Najemnik
- Kontakt:
Alessandro czuł się jak za starych dobrych czasów. Wreszcie spotkał kobietę, o którą trzeba było się postarać. Nie wystarczyło tylko naprężyć muskułów, czy błysnąć jakimś drogocennym kamykiem. Historyjki o bohaterskich walkach z najróżniejszymi potworami, również nie kupiłyby zapewne serca prześlicznej pani archeolog. Mogłyby co najwyżej wywołać pobłażliwy uśmieszek sugerujący, że kobieta zdaje sobie sprawę, że jest obiektem pożądania i nic sobie nie robi z żałosnych prób mydlenia jej oczu. Tę właśnie cechę Alessandro cenił sobie najbardziej. Owszem, w pierwszym momencie zwracał uwagę na wygląd i wyznaczony przez siebie kanon piękna, jednakże to właśnie niedostępność połączona z wysokim intelektem i konkretnymi oczekiwaniami wysokich standardów, sprawiała, że płeć piękna stawała się dla wilkołaka wyjątkowo atrakcyjna. W życiu przeżył wiele przygód miłosnych opartych o pieniądze, czy o własną aparycję. Jednak wtedy to zdobycz przychodziła do niego. Nie musiał się zbytnio starać. On był jednak drapieżnikiem. Jego natura potrzebowała wyzwań i adrenaliny. Pani Nevra spełniała wszystkie te kryteria, a dodatkowo rozsiewała w swoim otoczeniu tyle feromonów, że Alessandro musiał naprawdę wysilić całą swoją siłę woli, żeby choć trochę skupić się nad tym, co się do niego mówi.
-Mam jednak kilka książek. Proszę zaczekać.
Pani Archeolog wstała, na co Alessandro jak przystało na dżentelmena, również wstał. Widząc, że lektury znajdują się powyżej zasięgu ramion niewiasty, przybliżył się instynktownie, asekurując, by przypadkiem żadna książka nie wyślizgnęła się jej niefortunnie i nie wyrządziła jej krzywdy. Nevra wspięła się na palce i czubkiem palca wskazującego zaczęła wysuwać jakąś książkę. Serce wilkołaka przeszył dreszcz ekscytacji, gdy zobaczył, jak rąbek sukienki nocnej zaczął piąć się coraz wyżej, aż zatrzymał się na wysokości, w której udo łączy się z pośladkiem.
-Gdyby miał pan ochotę się… zagłębić.
Kobieta była zdecydowanie w kokieteryjnym nastroju. Igrała sobie z wilkołakiem, sama czerpiąc z tego przyjemność. Alessandro czuł, że gdyby przycisnął ją teraz do ściany, spojrzał głęboko w oczy i wyszeptał coś do ucha bardzo powoli, to być może spędziłby noc w jej komnacie, jednak nie zamierzał się spieszyć. Nevra wyminęła go, jak gdyby nie zwracała uwagi na to, że jego hormony buzują jak oszalałe. Poszła prosto po kolejne tomiszcza, które uznała za niezbędne. Silny, kobiecy charakter rozbudzał wyobraźnię jeszcze bardziej. Pani archeolog nie miała czasu na wygłupy. Najpierw praca, a dopiero potem zabawa. Alessandro wiedział, że niczego nie zdziała, dopóki nie odzyska tej cholernej biżuterii.
Sterta książek w rękach wilkołaka przybrała pokaźne rozmiary. Pani archeolog sprawdzała go. Zapewne nie musiał wiedzieć niczego z tego co kazano mu przyswoić, jednak kobieta zapewne chciała się upewnić, że nie będzie kolejną zabawką w rękach przystojnego młodzieńca. Chciała, by pokazał jej, że faktycznie jest w stanie poświęcić się dla niej, zrozumieć i docenić jej pasje i odnaleźć w nich jej duszę. Strategiczne zagranie. Alessandro wiedział, że nie może pozostać dłużny i prędzej czy później sam będzie musiał czymś zaciekawić Nevrę, by ta mogła również zachwycić się nie tylko jego wyglądem i charakterem, lecz także tym, co wyznacza mu życiowe cele. Wbrew pozorom ich specjalności mogły świetnie ze sobą rezonować. Oboje musieli podróżować i poszukiwać przygód. Byli tak samo przyzwyczajeni do niewygody i tak samo rozkoszowali się przyjemnym uczuciem, jakie potrafiła dać adrenalina. Wreszcie wieża z książek została skompletowana. Alessandro postanowił odłożyć ją na stolik. Przypadkiem jednak nie zauważył, że tuż obok miejsca, gdzie planował umieścić stos lektur, stała szklanka z alkoholem. Niechcący trącił ją na tyle silnie, że naczynie przewróciło się, wylewając całą zawartość na skąpą piżamę pani archeolog. To, co wydarzyło się ułamek sekundy później, doszczętnie sparaliżowało wilkołaka, pozostawiając go z natrętnymi i bardzo nieprzyzwoitymi myślami. Kobieta wstała, dając do zrozumienia, że nic wielkiego się nie stało, a następnie udała się za parawan. Światło z lampy naftowej ustawionej za parawanem oświetlało materiał, za którym schowana była Nevra. W efekcie Alessandro stał się uczestnikiem spektaklu teatrzyku cieni. Jako widz żarłocznie chłonął każdą sekundę przedstawienia, obserwując, jak kontur kobiecej sylwetki pozbywa się odzienia, a następnie prezentuje przyjemne dla męskiego oka kształty widziane z profilu. Wilkołak był pewien, że ma wypieki na twarzy. Jego ekscytacja przekraczała już wszelkie oczekiwania. Pani archeolog wciąż coś mówiła, jednak on nie był już w stanie nad niczym się skupić. Oczyma wyobraźni był za parawanem razem z nagą pięknością i adorował jej boskie ciało. Krótka chwila zdawała się trwać wieczność, dla Alessandro czas stanął w miejscu. W końcu jednak pani archeolog przebrała się i dołączyła do niego. Nie zajęła jednak wcześniejszego miejsca, tylko pochyliła się nad nim. Nozdrza wilkołaka najdyskretniej jak tylko się dało, zassały powietrze otaczające kobietę. Słodki zapach ogłuszył Alessandro jak narkotyk. Czuł się bezbronny, zdominowany i ujarzmiony zaklęciem, które zostało na niego rzucone. Nie był już w stanie skupić się nad niczym innym niż nad własnym pożądaniem.
-Jakieś pytania?
Kubeł zimnej wody w odpowiednim momencie ściągnął wilkołaka na ziemię. Niewiele brakowało, a jego prawdziwa natura wzięłaby górę nad zdrowym rozsądkiem. Teraz trzeba było myśleć szybko i nadrobić zaległości. Zmiana tematu nie wchodziła w grę. Można byłoby tym zniechęcić Nevrę. Alessandro podrapał się po głowie. I popatrzył na stojącą nad nim kobietę. Przez jej częściowo wyeksponowany biust dostrzegł wyzywający, zwodniczy i kusicielski uśmiech. Kobieta wiedziała, że złapała go w pułapkę. Kolejny test, tym razem z kreatywności. Aby go zaliczyć, należało wykazać się sprytem i elastycznością. Pani archeolog nie oczekiwała pytania związanego z tym, o czym opowiadała. Chciała usłyszeć, że jej oponent potrafi wykazać się inicjatywą. Każda sekunda ciszy działała coraz bardziej na niekorzyść Alessandro. Nie można było jednak poddać się kobiecym zaklęciom. Trzeba było podnieść rękawicę i stanąć do walki.
-Co z zaopatrzeniem? Wątpię, żeby poleganie na ekwipunku przygotowanym przez hrabiego było dobrym pomysłem. Proponuję, byśmy udali się razem na bazar i rozejrzeli się za rzeczami, które będą nam potrzebne podczas wyprawy. Ja mogę oczywiście zorganizować wszystko na własną rękę, jednak dotrzymanie pani towarzystwa byłoby dla mnie ogromną przyjemnością. Przy okazji co dwie głowy to nie jedna i na pewno dzięki temu sprawnie udałoby nam się uporać z zakupami, bez obaw, że o czymś jednak zapomnieliśmy. Proponuję jutro w południe. Spotkajmy się we wschodniej części bazaru, przy stoiskach ze sprzętem łowieckim. Upał odstraszy większość turystów, dzięki czemu nie stracimy niepotrzebnego czasu na przeciskanie się przez tłumy. Później dla ochłody zapraszam panią na orzeźwiające drinki.
-Mam jednak kilka książek. Proszę zaczekać.
Pani Archeolog wstała, na co Alessandro jak przystało na dżentelmena, również wstał. Widząc, że lektury znajdują się powyżej zasięgu ramion niewiasty, przybliżył się instynktownie, asekurując, by przypadkiem żadna książka nie wyślizgnęła się jej niefortunnie i nie wyrządziła jej krzywdy. Nevra wspięła się na palce i czubkiem palca wskazującego zaczęła wysuwać jakąś książkę. Serce wilkołaka przeszył dreszcz ekscytacji, gdy zobaczył, jak rąbek sukienki nocnej zaczął piąć się coraz wyżej, aż zatrzymał się na wysokości, w której udo łączy się z pośladkiem.
-Gdyby miał pan ochotę się… zagłębić.
Kobieta była zdecydowanie w kokieteryjnym nastroju. Igrała sobie z wilkołakiem, sama czerpiąc z tego przyjemność. Alessandro czuł, że gdyby przycisnął ją teraz do ściany, spojrzał głęboko w oczy i wyszeptał coś do ucha bardzo powoli, to być może spędziłby noc w jej komnacie, jednak nie zamierzał się spieszyć. Nevra wyminęła go, jak gdyby nie zwracała uwagi na to, że jego hormony buzują jak oszalałe. Poszła prosto po kolejne tomiszcza, które uznała za niezbędne. Silny, kobiecy charakter rozbudzał wyobraźnię jeszcze bardziej. Pani archeolog nie miała czasu na wygłupy. Najpierw praca, a dopiero potem zabawa. Alessandro wiedział, że niczego nie zdziała, dopóki nie odzyska tej cholernej biżuterii.
Sterta książek w rękach wilkołaka przybrała pokaźne rozmiary. Pani archeolog sprawdzała go. Zapewne nie musiał wiedzieć niczego z tego co kazano mu przyswoić, jednak kobieta zapewne chciała się upewnić, że nie będzie kolejną zabawką w rękach przystojnego młodzieńca. Chciała, by pokazał jej, że faktycznie jest w stanie poświęcić się dla niej, zrozumieć i docenić jej pasje i odnaleźć w nich jej duszę. Strategiczne zagranie. Alessandro wiedział, że nie może pozostać dłużny i prędzej czy później sam będzie musiał czymś zaciekawić Nevrę, by ta mogła również zachwycić się nie tylko jego wyglądem i charakterem, lecz także tym, co wyznacza mu życiowe cele. Wbrew pozorom ich specjalności mogły świetnie ze sobą rezonować. Oboje musieli podróżować i poszukiwać przygód. Byli tak samo przyzwyczajeni do niewygody i tak samo rozkoszowali się przyjemnym uczuciem, jakie potrafiła dać adrenalina. Wreszcie wieża z książek została skompletowana. Alessandro postanowił odłożyć ją na stolik. Przypadkiem jednak nie zauważył, że tuż obok miejsca, gdzie planował umieścić stos lektur, stała szklanka z alkoholem. Niechcący trącił ją na tyle silnie, że naczynie przewróciło się, wylewając całą zawartość na skąpą piżamę pani archeolog. To, co wydarzyło się ułamek sekundy później, doszczętnie sparaliżowało wilkołaka, pozostawiając go z natrętnymi i bardzo nieprzyzwoitymi myślami. Kobieta wstała, dając do zrozumienia, że nic wielkiego się nie stało, a następnie udała się za parawan. Światło z lampy naftowej ustawionej za parawanem oświetlało materiał, za którym schowana była Nevra. W efekcie Alessandro stał się uczestnikiem spektaklu teatrzyku cieni. Jako widz żarłocznie chłonął każdą sekundę przedstawienia, obserwując, jak kontur kobiecej sylwetki pozbywa się odzienia, a następnie prezentuje przyjemne dla męskiego oka kształty widziane z profilu. Wilkołak był pewien, że ma wypieki na twarzy. Jego ekscytacja przekraczała już wszelkie oczekiwania. Pani archeolog wciąż coś mówiła, jednak on nie był już w stanie nad niczym się skupić. Oczyma wyobraźni był za parawanem razem z nagą pięknością i adorował jej boskie ciało. Krótka chwila zdawała się trwać wieczność, dla Alessandro czas stanął w miejscu. W końcu jednak pani archeolog przebrała się i dołączyła do niego. Nie zajęła jednak wcześniejszego miejsca, tylko pochyliła się nad nim. Nozdrza wilkołaka najdyskretniej jak tylko się dało, zassały powietrze otaczające kobietę. Słodki zapach ogłuszył Alessandro jak narkotyk. Czuł się bezbronny, zdominowany i ujarzmiony zaklęciem, które zostało na niego rzucone. Nie był już w stanie skupić się nad niczym innym niż nad własnym pożądaniem.
-Jakieś pytania?
Kubeł zimnej wody w odpowiednim momencie ściągnął wilkołaka na ziemię. Niewiele brakowało, a jego prawdziwa natura wzięłaby górę nad zdrowym rozsądkiem. Teraz trzeba było myśleć szybko i nadrobić zaległości. Zmiana tematu nie wchodziła w grę. Można byłoby tym zniechęcić Nevrę. Alessandro podrapał się po głowie. I popatrzył na stojącą nad nim kobietę. Przez jej częściowo wyeksponowany biust dostrzegł wyzywający, zwodniczy i kusicielski uśmiech. Kobieta wiedziała, że złapała go w pułapkę. Kolejny test, tym razem z kreatywności. Aby go zaliczyć, należało wykazać się sprytem i elastycznością. Pani archeolog nie oczekiwała pytania związanego z tym, o czym opowiadała. Chciała usłyszeć, że jej oponent potrafi wykazać się inicjatywą. Każda sekunda ciszy działała coraz bardziej na niekorzyść Alessandro. Nie można było jednak poddać się kobiecym zaklęciom. Trzeba było podnieść rękawicę i stanąć do walki.
-Co z zaopatrzeniem? Wątpię, żeby poleganie na ekwipunku przygotowanym przez hrabiego było dobrym pomysłem. Proponuję, byśmy udali się razem na bazar i rozejrzeli się za rzeczami, które będą nam potrzebne podczas wyprawy. Ja mogę oczywiście zorganizować wszystko na własną rękę, jednak dotrzymanie pani towarzystwa byłoby dla mnie ogromną przyjemnością. Przy okazji co dwie głowy to nie jedna i na pewno dzięki temu sprawnie udałoby nam się uporać z zakupami, bez obaw, że o czymś jednak zapomnieliśmy. Proponuję jutro w południe. Spotkajmy się we wschodniej części bazaru, przy stoiskach ze sprzętem łowieckim. Upał odstraszy większość turystów, dzięki czemu nie stracimy niepotrzebnego czasu na przeciskanie się przez tłumy. Później dla ochłody zapraszam panią na orzeźwiające drinki.
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
-Podoba mi się ten pomysł. - stwierdziła z uśmiechem. Postanowiła przemilczeć fakt, że na początku zaproponowała mu, aby sam się tym zajął, wedle równego podziału obowiązków. Po jego minie wnioskowała jednak, że bardziej skupił się na dekolcie jej piżamy niż prawidłowym procesie myślowym. Ostatecznie pomyślała nawet, że wspólne zakupy może wyjdą im obu na dobre. Kupią wszystko, co potrzebne przy wspólnej konsultacji i wymianie spostrzeżeń. - W takim razie jesteśmy umówieni Panie Villanueva.
Alessandro uśmiechnął się, po czym pozbierał wszystkie przeznaczone dla niego książki i wstał, najwidoczniej uznając swoją wizytę za zakończoną.
Nevra odprowadziła go do drzwi. Musiała przyznać, że była trochę zawiedziona tym, że już wychodził. Zrobiło się jednak późno i gdyby Alessandro zasiedziałby się u niej na dłuższą pogawędkę, to na pewno zrodziłoby to wiele plotek i niedomówień wśród służby hotelu. Nie wątpiła w to, że Gavin wiedział kogo zapytać, aby dowiedzieć się jak długo przyjmowała u siebie gościa, a nawet, o czym z nim rozmawiała.
-Życzę panu spokojnej nocy. - powiedziała na koniec, gdy wyszedł już za próg.
Villanueva skłonił się elegancko. Starał się trzymać postawę dżentelmena, ale na jego ustach zawitał zawadiacki uśmieszek, gdy po raz ostatni tego wieczora przemknął po niej spojrzeniem. Nevrze bardzo się to spodobało, choć nawet nie poczuła, że się rumieni. Była wystarczająco rozgrzana od alkoholu i upału.
Dopiero gdy została całkiem sama, poczuła, jak bardzo była zmęczona całym tym dniem. Wizyta u hrabiego, wykład w muzeum i późniejsza sprzeczka z Gavinem doszczętnie ją wyczerpały. Dopiła drinka, zjadła kilka ostatnich daktyli, po czym obmyła twarz przy toaletce i położyła się do łóżka. Nie sięgając już po żadną lekturę, ułożyła wygodnie głowę na poduszce i po kilku minutach zasnęła.
Nie wiedzieć czemu tej nocy śniła o pustynnym wilku, zataczającym błędne kręgi w rozpalonym od słońca piasku.
Rano obudziła się wsypana, choć nie pamiętała za wiele ze swych snów. W jej głowie od razu zawitały myśli na temat obowiązków, które musiała spełnić tego dnia i dlatego bez zbędnego ociągania się wstała i za pomocą naściennego dzwonka przywołała do pokoju służbę.
Tikala zjawiła się błyskawicznie i przygotowała dla Nevry poranną herbatę i ciepłą, aromatyczną kąpiel. Niespodziewanie błogi plan porannego wylegiwania się w wannie przerwał dźwiękiem pukania do drzwi. Zdezorientowana tym wczesnym najściem Nevra chwyciła biały szlafrok, który Tikala ostrożnie przygotowała na fotelu.
-Proszę, poczekać! - zawołała, przewiązując sznurek wokół swojej talii. W duchu modliła się, aby po drugiej stronie nie czekał na nią Gavin.
Podeszła do drzwi i uchyliła je lekko. Poczuła ulgę, gdy napotkała czujny i zatroskany wzrok Edmunda.
-Nevro, moja droga wybacz, czy właśnie cię obudziłem? - zapytał zatroskany.
-Nie, nic z tych rzeczy. Przed chwilą wstałam. - odparła. Chciała przepuścić go w przejściu, ale zamiast niego do środka wparował ktoś inny.
-To dobrze, bo musimy porozmawiać. - oznajmił znajomy głos.
Nevra tylko westchnęła i popatrzyła porozumiewawczo w stronę Edmunda. W jego spojrzeniu dostrzegła współczucie. Gdy tylko goście weszli do pokoju, zamknęła drzwi.
-Mi też miło cię widzieć Eleonoro. - przyznała.
Na fotelu, gdzie jeszcze wczoraj wieczorem siedział Alessandro, pojawiła się Eleonora. Nie można było nie zwrócić na nią uwagi, gdyż tak jak każda feerie odznaczała się nieprzeciętną urodą. Miała zgrabną sylwetkę, która emanowała elegancją i pewnością siebie. Jednak to, co przyciągało uwagę najbardziej, to półprzeźroczyste skrzydła i piękna, ciemna karnacja. Jej skóra posiadała odcień mlecznej czekolady i miała naturalny, zdrowy połysk. Wielu mężczyzn traciło dla niej głowę, choć żaden nie miał prawa wiedzieć, że wszelkie ich starania nigdy nie przyniosłyby żadnego efektu. Eleonora była jak zabójcza modliszka. Mężczyzn uważała tylko za zabawki wzmagające chwilą przyjemność, zwykły dodatek do życia. Prawdziwymi uczuciami potrafiła obdarzyć tylko inne kobiety.
-Gavin oznajmił nam, że nas zostawiasz. - choć jej głos brzmiał na spokojny to Nevra i tak z łatwością wyłapała subtelną nutkę jadu ukrytą między wierszami. - Opuszczasz ekspedycję i zaczynasz pracę dla hrabiego.
-Nonsens, nic takiego nie powiedziałam. - odparła na swoją obronę. Przeszła przez pokój i usiadła na drugim fotelu, tuż naprzeciwko wyzywającej feerie. - Nie zostawiam was, po prostu znalazłam sobie zajęcie na czas naszego pobytu tutaj.
Edmund, któremu nie pozostało nic innego, zajął miejsce na sofie, tuż pomiędzy nimi. Nie wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu spraw.
-Ta wyprawa brzmi wprost nierealnie. - kontynuowała Eleonora. W międzyczasie zdążyła przywłaszczyć sobie filiżankę z herbatą, z której przedtem popijała Nevra. - Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz. Zdajesz sobie sprawę, że dwu osoba ekspedycja, wyruszająca w dzikie ostępy dżungli to żart. Ze strzępkami informacji, bazujących na starych podaniach? Nie znajdziecie tego naszyjnika Nevi i mówię ci to jako twoja dobra koleżanka. Stracisz czas.
Nevra nie dawała po sobie poznać, że słowa Eleonory ją irytują. Odkąd ją jednak zobaczyła, była przygotowana na długą i trudną dyskusję. Feerie stanowiła uciążliwego towarzysza rozmów, łapała za półsłówka i często przypominała o błędach i obietnicach złożonych w przeszłości. Jak na złość, miała doskonałą pamięć.
-To dla mnie ważna wyprawa. - przyznała Nevra.
-Wiemy! Masz obsesję na punkcie Xante.
-Stanowi niepodważalną ikonę w historii, żaden inny władca nie zrobił tyle za swojego panowania, ile ona. Jeśli mam coś jeszcze osiągnąć w swoim życiu to na pewno zapisać się na kartach wielkich odkryć gdzieś w pobliżu jej imienia.
-Życzymy ci tego z głębi serca. - Edmund niespodziewanie włączył się w rozmowę.
-Tylko tu nie chodzi tylko o to prawda? - dodała Eleanora.
Nevra popatrzyła na nich obu. Przecież dobrze wiedzieli, jak bardzo dusiła się w tym hotelu i ile oddałaby za to, aby móc znowu trochę popracować.
-Wy tak na poważnie? Znacie odpowiedź na to pytanie. Każdy z was ma jakieś zajęcie, a ja tkwię w tym apartamencie jak w jakiejś klatce.
-Udzielasz szalenie interesujących wykładów. - dodał znowu Edmund. Starał się być uprzejmym i przydatnym, choć niezbyt mu to wychodziło.
-Robi to raz, góra dwa razy w tygodni. - sprecyzowała Eleanora, sprawiająca wrażenie nieco poirytowanej jego nic niewnoszącymi wstawkami. - Jesteś świetnym archeologiem i marnujesz się, nie mogąc pracować w terenie. - stwierdziła, przenosząc swój wzrok na Nevrę. O dziwo tym razem zabrzmiała bardzo autentycznie. - Sami nie mamy nic przeciwko, żebyś podjęła się tego zlecenia, to twoja sprawa i tak jak Edmund wspomniał, życzymy ci sukcesów. Przyszliśmy tu jednak w innej sprawie.
Nevra dobrze wiedziała w jakiej.
-Gavin.
-Musisz spróbować nas zrozumieć skarbie. - na dźwięk tego uroczego szczebiotu palce Nevry mocniej zacisnęły się na podłokietnikach. - Gavin jest wściekły, a gdy on jest zły, odbija się to na nas wszystkich. Spójrzmy prawdziwe w oczy. Popełniłaś błąd, zabawiając się nim. On wziął wasze igraszki zupełnie na poważnie i teraz tak łatwo ci nie odpuści. Nie mów, że cię nie ostrzegałam.
Nic nie denerwowało Nevry tak jak bezpodstawne pouczenia, zwłaszcza jeśli wychodziły z ust kogoś tak bezczelnego i napuszonego jak Eleanora.
-Nie interesuje mnie co sobie myśli Gavin. Nie jestem jego własnością. - rzuciła przez zaciśnięte zęby. - Spójrzcie na to z innej strony, jeśli mi się uda, to zyskam ogromny rozgłos. Przydam naszej ekspedycji sławy.
Eleanora zrobiła niewielki łyk herbaty, a tuż po nim twarz wykrzywiła się jej w grymasie. Nie wiadomo czy powodu cierpkiego smaku, czy słów pełnych entuzjazmu Nevry.
-Każdemu z nas zależy na tym, aby zaistnieć w tym świecie, a przecież dobrze wiesz jakie to trudne. Gavin jest skończonym dupkiem i idiotą, ale ma coś, czego my wszyscy razem wzięci nigdy nie będziemy mieć. Rozgłos, koneksje i pieniądze. - wyliczyła na palcach. - Dołączając do nas, dobrze wiedziałaś, na co się piszesz, przestrzegliśmy cię, że to wiązana transakcja. My pozwalamy mu czuć się ważnym i docenionym, a on w zamian jest naszym fundatorem. Pozwoliłaś mu na to, żeby obdarzył cię szczególnymi względami i teraz jesteś dla niego najważniejsza z nas wszystkich. Powtarzam, na własną prośbę, więc nie możesz nas teraz z tym zostawić. Nim wyruszysz w dzicz, radzę ci odkręcić całą tę sytuację.
-W przeciwnym wypadku?
-Bardzo się pogniewamy. - odparła, po czym przeniosła ostre spojrzenie na siedzącego obok towarzysza, szukając zapewne poparcia. - Prawda Edmundzie?
Raróg drgnął wyraźnie wyrwany z głębokich rozmyślań. Najpierw popatrzył na feerie, a potem na Nevrę. Nie utrzymał z nią jednak długiego kontaktu wzrokowego. Szybko spuścił głowę w dół.
-Tak, niestety tak.
Nevra nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że jeśli uległ namową Eleanor, aby przyjść z nią na tą rozmowę to pozostali również musieli już o wszystkim wiedzieć. Raróg najczęściej był ostatnim, który mieszał się w jakiejkolwiek konflikty w grupie, a jeśli już to robił to tylko w ostateczności i właśnie za namową nadgorliwej Eleonory.
Znajdując się na takiej pozycji Nevra zdawała sobie sprawę, że sama nic nie wskóra. Musiała udwodonić im, że wciąż bardzo zależy jej na przynależności do ekspedycji i tym samym znowu zyskać ich poparcie.
-W porządku, postaram się coś z tym zrobić. - odparła po udawanej chwili namysłu, a wtedy Eleanora uśmiechnęła się triumfalnie.
-Wiedziałam, że wspólną rozmową uda nam się dojść do porozumienia.
Nie, wcale nie, pomyślała Nevra, choć również odpowiedziała uśmiechem.
-Wy jednak też możecie spróbować się za mną wstawić. - dodała po chwili. - Nie zaszkodzi naciskać na niego z dwóch frontów.
-Oczywiście, spróbujemy jakoś na niego wpłynąć. - zapewnił Edmund. Poczucie rozwiązanego konfliktu sprawiało, że nieco się ożywił.
Eleanora jednak nie posiadała w sobie tyle entuzjazmu i szybko przypomniała o swojej ponurej przezorności.
-Zastanów się nad tym kochana. Jak ci się nie uda, to stracisz wszystko. Czy warto tak ryzykować?
-Pozwól mi zostawić to ocenie własnej. - poprosiła Nevra, na tyle uprzejmie na ile była w stanie, patrząc jej prosto w oczy. W środku jednak, aż ją skręcało z faktu, że musi się przed nimi tak korzyć. Gdyby wcześniej wiedziała, do czego doprowadzi ją ten niewinny romans z Gavinem nigdy by się na niego nie zdecydowała. Nie był tego wart. - Coś jeszcze?
-Nie, w zasadzie to nie. - stwierdziła Eleanor i wstała z fotela, oczywiście nie dopijając herbaty. - Życzymy ci udanego dnia.
Edmund podążył w ślad za nią, a wtedy Nevra odprowadziła ich do wyjścia.
-Uważaj na siebie moja droga. - raróg ucałował ją dżentelmeńsko w dłoń.
Eleanor natomiast podeszła do niej i przytuliła ją, a następnie ucałowała powietrze tuż przy jej twarzy.
-Widziałam wczoraj tego najemnika, który wychodził z twojego pokoju. - wyznała konspiracyjnym szeptem wprost do jej ucha. Nevra nawet nie zdążyła zareagować, gdyż feerie szybko przyniosła się na drugą stronę. Znowu ją cmoknęła. - Nie dziwię ci się wcale, że tak ci zależy na tej wyprawie. - zachichotała i po raz ostatni wróciła do jej lewego policzka. - Swoją drogą nie wiedziałam, że interesują cię zmiennokształtni.
Eleanor odsunęła się od niej, uśmiechnęła cwanie, po czym wyszła wraz z oczekującym na nią w progu Edmundem.
Nevra natomiast stała jak wryta, próbując przyswoić sobie w głowie to, co właśnie usłyszała. Wierzyła, że słowa Eleanor były prawdą. Nie miała żadnego interesu w tym, aby sobie to zmyślić. Co więcej, była feerie, a te posiadały wrodzony dar odczytywania aur innych istot. Na pewno się nie pomyliła. I im dłużej Nevra się nad tym zastanawiała, tym szybciej zaczęła dostrzegać pewne szczegóły w wyglądzie i zachowaniu Alessandro, mogące potwierdzić tę teorię. Poruszał się niebywale sprawnie i miękko, a jego oczy wydawały się mieć ten charakterystyczny błysk dzikiego instynktu. Same domysły jednak nie były w stanie jej zaspokoić. Nigdy wcześniej nie miała bliższej styczności z kimś z rodzaju zmiennokształtnych, a skoro miała jednym z nich pracować, to wolała dowiedzieć się na ich temat nieco więcej. Postanowiła, że dzisiaj przyjrzy się Alessandro bliżej i dokładniej. Liczyła też, że jeśli faktycznie był kimś specjalnej rasy, to sam w końcu jej o tym powie.
Nie tracąc czasu, postanowiła natychmiast ogarnąć się do wyjścia. Woda przygotowana do kąpieli na szczęście nie wystygła, więc skorzystała z okazji do posiedzenia w wannie. W międzyczasie wciąż rozmyślała nad tym czego może się spodziewać. Nawet za bardzo nie wiedziała, w co mógł zamieniać się Alessandro. Niedźwiedzia? Lwa? Smoka?
A może w wilka?
W pierwszej chwili pomyślała, że lew pasował do niego chyba najbardziej, ale potem pożałowała, że w ogóle zaczęła się nad tym zastanawiać. Jakoś nie umiała sobie wyobrazić, żeby zamieniał się w którekolwiek z tych stworzeń. Z całą pewnością, jednak jeśli Eleanor myślała, że tą informacją zdoła ją do niego zniechęcić to niestety była w błędzie.
Naraz bowiem tajemniczy Alessandro stał się dla Nevry jeszcze bardziej intrygującą osobą niż dotychczas.
Na pierwszy rzut oka bazary w Xan-Lovar robiły spektakularne wrażenie swoją barwną i misterną architekturą, zbudowaną z kolorowych tkanin, drewna i metalu. Wąskie alejki i przesmyki wiodły między straganami, tworząc labirynt pełen tajemnic. Zdecydowanie jednym z najważniejszych elementów były stragany pełne ręcznie wykonanych wyrobów rzemieślniczych. Można było na nich zobaczyć tkactwo, wyroby ceramiczne, wyśmienite tkaniny i ręcznie zdobione meble, które emanowały tradycją i starożytnym rzemiosłem. Artyści i rzemieślnicy wytwarzający te produkty starali się zachować dziedzictwo kulturowe regionu. Największą uwagę przyciągały aromaty kuchni. Wszędzie unosił się zapach świeżo przygotowywanych potraw. Każdy stragan oferował swoje autentyczne smaki, a sprzedawcy chętnie opowiadają o tradycji i historii przygotowywanych dań.
Nevra pojawiła się przed czasem, więc jakiś czas pokręciła się jeszcze trochę po okolicy. Z hotelu wymsknęła się niepostrzeżenie, mając na uwadze, że od wczorajszego incydentu mogła być uważnie obserwowana przez Gavina. Okazało się jednak, że musiał być czymś bardzo zajęty, skoro nie przeszedł do niej w odwiedziny z samego rana. Narzęście nie wpadła na niego przy wychodzeniu z pokoju. Na pewno nie omieszkałby skomentować jej bulwersującego stroju. W Xan-Lovar nastał kolejny upalny dzień, więc Nevra zdecydowała się na bawełnianą koszulę z krótkim rękawem, parę botków oraz zwiewną spódnicę z wysokim stanem, przytrzymywaną paskiem. Do niego przywieszoną miała pochwę z mieczem. Mało kto z członków ekspedycji wiedział, jak sprawnie potrafiła się nim posługiwać. Nie musiała korzystać z niego tak często jak kiedyś i już zdążyła nieco stęsknić się za ciężarem rękojeści w dłoni i dźwiękiem brzęczącej stali. Choć była to dość skandaliczna myśl, to po cichu liczyła, że może będzie jej dane skorzystać z ostrza właśnie tego dnia.
Zafascynowana misterną biżuterią przez większość czasu podziwiała kolorowe naszyjniki i pierścionki, aż w końcu zgodnie z instrukcjami Alessandro zawitała do części bazaru przeznaczonej dla myśliwych i najemników, gdzie można było zakupić bronie i ubrania odpowiednie do wypraw. Przystanęła przy niewielkiej fontannie i oczekiwała, próbując wypatrzeć znajomą już blond czuprynę pośród tłumu.
Alessandro uśmiechnął się, po czym pozbierał wszystkie przeznaczone dla niego książki i wstał, najwidoczniej uznając swoją wizytę za zakończoną.
Nevra odprowadziła go do drzwi. Musiała przyznać, że była trochę zawiedziona tym, że już wychodził. Zrobiło się jednak późno i gdyby Alessandro zasiedziałby się u niej na dłuższą pogawędkę, to na pewno zrodziłoby to wiele plotek i niedomówień wśród służby hotelu. Nie wątpiła w to, że Gavin wiedział kogo zapytać, aby dowiedzieć się jak długo przyjmowała u siebie gościa, a nawet, o czym z nim rozmawiała.
-Życzę panu spokojnej nocy. - powiedziała na koniec, gdy wyszedł już za próg.
Villanueva skłonił się elegancko. Starał się trzymać postawę dżentelmena, ale na jego ustach zawitał zawadiacki uśmieszek, gdy po raz ostatni tego wieczora przemknął po niej spojrzeniem. Nevrze bardzo się to spodobało, choć nawet nie poczuła, że się rumieni. Była wystarczająco rozgrzana od alkoholu i upału.
Dopiero gdy została całkiem sama, poczuła, jak bardzo była zmęczona całym tym dniem. Wizyta u hrabiego, wykład w muzeum i późniejsza sprzeczka z Gavinem doszczętnie ją wyczerpały. Dopiła drinka, zjadła kilka ostatnich daktyli, po czym obmyła twarz przy toaletce i położyła się do łóżka. Nie sięgając już po żadną lekturę, ułożyła wygodnie głowę na poduszce i po kilku minutach zasnęła.
Nie wiedzieć czemu tej nocy śniła o pustynnym wilku, zataczającym błędne kręgi w rozpalonym od słońca piasku.
…
Rano obudziła się wsypana, choć nie pamiętała za wiele ze swych snów. W jej głowie od razu zawitały myśli na temat obowiązków, które musiała spełnić tego dnia i dlatego bez zbędnego ociągania się wstała i za pomocą naściennego dzwonka przywołała do pokoju służbę.
Tikala zjawiła się błyskawicznie i przygotowała dla Nevry poranną herbatę i ciepłą, aromatyczną kąpiel. Niespodziewanie błogi plan porannego wylegiwania się w wannie przerwał dźwiękiem pukania do drzwi. Zdezorientowana tym wczesnym najściem Nevra chwyciła biały szlafrok, który Tikala ostrożnie przygotowała na fotelu.
-Proszę, poczekać! - zawołała, przewiązując sznurek wokół swojej talii. W duchu modliła się, aby po drugiej stronie nie czekał na nią Gavin.
Podeszła do drzwi i uchyliła je lekko. Poczuła ulgę, gdy napotkała czujny i zatroskany wzrok Edmunda.
-Nevro, moja droga wybacz, czy właśnie cię obudziłem? - zapytał zatroskany.
-Nie, nic z tych rzeczy. Przed chwilą wstałam. - odparła. Chciała przepuścić go w przejściu, ale zamiast niego do środka wparował ktoś inny.
-To dobrze, bo musimy porozmawiać. - oznajmił znajomy głos.
Nevra tylko westchnęła i popatrzyła porozumiewawczo w stronę Edmunda. W jego spojrzeniu dostrzegła współczucie. Gdy tylko goście weszli do pokoju, zamknęła drzwi.
-Mi też miło cię widzieć Eleonoro. - przyznała.
Na fotelu, gdzie jeszcze wczoraj wieczorem siedział Alessandro, pojawiła się Eleonora. Nie można było nie zwrócić na nią uwagi, gdyż tak jak każda feerie odznaczała się nieprzeciętną urodą. Miała zgrabną sylwetkę, która emanowała elegancją i pewnością siebie. Jednak to, co przyciągało uwagę najbardziej, to półprzeźroczyste skrzydła i piękna, ciemna karnacja. Jej skóra posiadała odcień mlecznej czekolady i miała naturalny, zdrowy połysk. Wielu mężczyzn traciło dla niej głowę, choć żaden nie miał prawa wiedzieć, że wszelkie ich starania nigdy nie przyniosłyby żadnego efektu. Eleonora była jak zabójcza modliszka. Mężczyzn uważała tylko za zabawki wzmagające chwilą przyjemność, zwykły dodatek do życia. Prawdziwymi uczuciami potrafiła obdarzyć tylko inne kobiety.
-Gavin oznajmił nam, że nas zostawiasz. - choć jej głos brzmiał na spokojny to Nevra i tak z łatwością wyłapała subtelną nutkę jadu ukrytą między wierszami. - Opuszczasz ekspedycję i zaczynasz pracę dla hrabiego.
-Nonsens, nic takiego nie powiedziałam. - odparła na swoją obronę. Przeszła przez pokój i usiadła na drugim fotelu, tuż naprzeciwko wyzywającej feerie. - Nie zostawiam was, po prostu znalazłam sobie zajęcie na czas naszego pobytu tutaj.
Edmund, któremu nie pozostało nic innego, zajął miejsce na sofie, tuż pomiędzy nimi. Nie wyglądał na zadowolonego z takiego obrotu spraw.
-Ta wyprawa brzmi wprost nierealnie. - kontynuowała Eleonora. W międzyczasie zdążyła przywłaszczyć sobie filiżankę z herbatą, z której przedtem popijała Nevra. - Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz. Zdajesz sobie sprawę, że dwu osoba ekspedycja, wyruszająca w dzikie ostępy dżungli to żart. Ze strzępkami informacji, bazujących na starych podaniach? Nie znajdziecie tego naszyjnika Nevi i mówię ci to jako twoja dobra koleżanka. Stracisz czas.
Nevra nie dawała po sobie poznać, że słowa Eleonory ją irytują. Odkąd ją jednak zobaczyła, była przygotowana na długą i trudną dyskusję. Feerie stanowiła uciążliwego towarzysza rozmów, łapała za półsłówka i często przypominała o błędach i obietnicach złożonych w przeszłości. Jak na złość, miała doskonałą pamięć.
-To dla mnie ważna wyprawa. - przyznała Nevra.
-Wiemy! Masz obsesję na punkcie Xante.
-Stanowi niepodważalną ikonę w historii, żaden inny władca nie zrobił tyle za swojego panowania, ile ona. Jeśli mam coś jeszcze osiągnąć w swoim życiu to na pewno zapisać się na kartach wielkich odkryć gdzieś w pobliżu jej imienia.
-Życzymy ci tego z głębi serca. - Edmund niespodziewanie włączył się w rozmowę.
-Tylko tu nie chodzi tylko o to prawda? - dodała Eleanora.
Nevra popatrzyła na nich obu. Przecież dobrze wiedzieli, jak bardzo dusiła się w tym hotelu i ile oddałaby za to, aby móc znowu trochę popracować.
-Wy tak na poważnie? Znacie odpowiedź na to pytanie. Każdy z was ma jakieś zajęcie, a ja tkwię w tym apartamencie jak w jakiejś klatce.
-Udzielasz szalenie interesujących wykładów. - dodał znowu Edmund. Starał się być uprzejmym i przydatnym, choć niezbyt mu to wychodziło.
-Robi to raz, góra dwa razy w tygodni. - sprecyzowała Eleanora, sprawiająca wrażenie nieco poirytowanej jego nic niewnoszącymi wstawkami. - Jesteś świetnym archeologiem i marnujesz się, nie mogąc pracować w terenie. - stwierdziła, przenosząc swój wzrok na Nevrę. O dziwo tym razem zabrzmiała bardzo autentycznie. - Sami nie mamy nic przeciwko, żebyś podjęła się tego zlecenia, to twoja sprawa i tak jak Edmund wspomniał, życzymy ci sukcesów. Przyszliśmy tu jednak w innej sprawie.
Nevra dobrze wiedziała w jakiej.
-Gavin.
-Musisz spróbować nas zrozumieć skarbie. - na dźwięk tego uroczego szczebiotu palce Nevry mocniej zacisnęły się na podłokietnikach. - Gavin jest wściekły, a gdy on jest zły, odbija się to na nas wszystkich. Spójrzmy prawdziwe w oczy. Popełniłaś błąd, zabawiając się nim. On wziął wasze igraszki zupełnie na poważnie i teraz tak łatwo ci nie odpuści. Nie mów, że cię nie ostrzegałam.
Nic nie denerwowało Nevry tak jak bezpodstawne pouczenia, zwłaszcza jeśli wychodziły z ust kogoś tak bezczelnego i napuszonego jak Eleanora.
-Nie interesuje mnie co sobie myśli Gavin. Nie jestem jego własnością. - rzuciła przez zaciśnięte zęby. - Spójrzcie na to z innej strony, jeśli mi się uda, to zyskam ogromny rozgłos. Przydam naszej ekspedycji sławy.
Eleanora zrobiła niewielki łyk herbaty, a tuż po nim twarz wykrzywiła się jej w grymasie. Nie wiadomo czy powodu cierpkiego smaku, czy słów pełnych entuzjazmu Nevry.
-Każdemu z nas zależy na tym, aby zaistnieć w tym świecie, a przecież dobrze wiesz jakie to trudne. Gavin jest skończonym dupkiem i idiotą, ale ma coś, czego my wszyscy razem wzięci nigdy nie będziemy mieć. Rozgłos, koneksje i pieniądze. - wyliczyła na palcach. - Dołączając do nas, dobrze wiedziałaś, na co się piszesz, przestrzegliśmy cię, że to wiązana transakcja. My pozwalamy mu czuć się ważnym i docenionym, a on w zamian jest naszym fundatorem. Pozwoliłaś mu na to, żeby obdarzył cię szczególnymi względami i teraz jesteś dla niego najważniejsza z nas wszystkich. Powtarzam, na własną prośbę, więc nie możesz nas teraz z tym zostawić. Nim wyruszysz w dzicz, radzę ci odkręcić całą tę sytuację.
-W przeciwnym wypadku?
-Bardzo się pogniewamy. - odparła, po czym przeniosła ostre spojrzenie na siedzącego obok towarzysza, szukając zapewne poparcia. - Prawda Edmundzie?
Raróg drgnął wyraźnie wyrwany z głębokich rozmyślań. Najpierw popatrzył na feerie, a potem na Nevrę. Nie utrzymał z nią jednak długiego kontaktu wzrokowego. Szybko spuścił głowę w dół.
-Tak, niestety tak.
Nevra nie miała mu tego za złe. Wiedziała, że jeśli uległ namową Eleanor, aby przyjść z nią na tą rozmowę to pozostali również musieli już o wszystkim wiedzieć. Raróg najczęściej był ostatnim, który mieszał się w jakiejkolwiek konflikty w grupie, a jeśli już to robił to tylko w ostateczności i właśnie za namową nadgorliwej Eleonory.
Znajdując się na takiej pozycji Nevra zdawała sobie sprawę, że sama nic nie wskóra. Musiała udwodonić im, że wciąż bardzo zależy jej na przynależności do ekspedycji i tym samym znowu zyskać ich poparcie.
-W porządku, postaram się coś z tym zrobić. - odparła po udawanej chwili namysłu, a wtedy Eleanora uśmiechnęła się triumfalnie.
-Wiedziałam, że wspólną rozmową uda nam się dojść do porozumienia.
Nie, wcale nie, pomyślała Nevra, choć również odpowiedziała uśmiechem.
-Wy jednak też możecie spróbować się za mną wstawić. - dodała po chwili. - Nie zaszkodzi naciskać na niego z dwóch frontów.
-Oczywiście, spróbujemy jakoś na niego wpłynąć. - zapewnił Edmund. Poczucie rozwiązanego konfliktu sprawiało, że nieco się ożywił.
Eleanora jednak nie posiadała w sobie tyle entuzjazmu i szybko przypomniała o swojej ponurej przezorności.
-Zastanów się nad tym kochana. Jak ci się nie uda, to stracisz wszystko. Czy warto tak ryzykować?
-Pozwól mi zostawić to ocenie własnej. - poprosiła Nevra, na tyle uprzejmie na ile była w stanie, patrząc jej prosto w oczy. W środku jednak, aż ją skręcało z faktu, że musi się przed nimi tak korzyć. Gdyby wcześniej wiedziała, do czego doprowadzi ją ten niewinny romans z Gavinem nigdy by się na niego nie zdecydowała. Nie był tego wart. - Coś jeszcze?
-Nie, w zasadzie to nie. - stwierdziła Eleanor i wstała z fotela, oczywiście nie dopijając herbaty. - Życzymy ci udanego dnia.
Edmund podążył w ślad za nią, a wtedy Nevra odprowadziła ich do wyjścia.
-Uważaj na siebie moja droga. - raróg ucałował ją dżentelmeńsko w dłoń.
Eleanor natomiast podeszła do niej i przytuliła ją, a następnie ucałowała powietrze tuż przy jej twarzy.
-Widziałam wczoraj tego najemnika, który wychodził z twojego pokoju. - wyznała konspiracyjnym szeptem wprost do jej ucha. Nevra nawet nie zdążyła zareagować, gdyż feerie szybko przyniosła się na drugą stronę. Znowu ją cmoknęła. - Nie dziwię ci się wcale, że tak ci zależy na tej wyprawie. - zachichotała i po raz ostatni wróciła do jej lewego policzka. - Swoją drogą nie wiedziałam, że interesują cię zmiennokształtni.
Eleanor odsunęła się od niej, uśmiechnęła cwanie, po czym wyszła wraz z oczekującym na nią w progu Edmundem.
Nevra natomiast stała jak wryta, próbując przyswoić sobie w głowie to, co właśnie usłyszała. Wierzyła, że słowa Eleanor były prawdą. Nie miała żadnego interesu w tym, aby sobie to zmyślić. Co więcej, była feerie, a te posiadały wrodzony dar odczytywania aur innych istot. Na pewno się nie pomyliła. I im dłużej Nevra się nad tym zastanawiała, tym szybciej zaczęła dostrzegać pewne szczegóły w wyglądzie i zachowaniu Alessandro, mogące potwierdzić tę teorię. Poruszał się niebywale sprawnie i miękko, a jego oczy wydawały się mieć ten charakterystyczny błysk dzikiego instynktu. Same domysły jednak nie były w stanie jej zaspokoić. Nigdy wcześniej nie miała bliższej styczności z kimś z rodzaju zmiennokształtnych, a skoro miała jednym z nich pracować, to wolała dowiedzieć się na ich temat nieco więcej. Postanowiła, że dzisiaj przyjrzy się Alessandro bliżej i dokładniej. Liczyła też, że jeśli faktycznie był kimś specjalnej rasy, to sam w końcu jej o tym powie.
Nie tracąc czasu, postanowiła natychmiast ogarnąć się do wyjścia. Woda przygotowana do kąpieli na szczęście nie wystygła, więc skorzystała z okazji do posiedzenia w wannie. W międzyczasie wciąż rozmyślała nad tym czego może się spodziewać. Nawet za bardzo nie wiedziała, w co mógł zamieniać się Alessandro. Niedźwiedzia? Lwa? Smoka?
A może w wilka?
W pierwszej chwili pomyślała, że lew pasował do niego chyba najbardziej, ale potem pożałowała, że w ogóle zaczęła się nad tym zastanawiać. Jakoś nie umiała sobie wyobrazić, żeby zamieniał się w którekolwiek z tych stworzeń. Z całą pewnością, jednak jeśli Eleanor myślała, że tą informacją zdoła ją do niego zniechęcić to niestety była w błędzie.
Naraz bowiem tajemniczy Alessandro stał się dla Nevry jeszcze bardziej intrygującą osobą niż dotychczas.
...
Na pierwszy rzut oka bazary w Xan-Lovar robiły spektakularne wrażenie swoją barwną i misterną architekturą, zbudowaną z kolorowych tkanin, drewna i metalu. Wąskie alejki i przesmyki wiodły między straganami, tworząc labirynt pełen tajemnic. Zdecydowanie jednym z najważniejszych elementów były stragany pełne ręcznie wykonanych wyrobów rzemieślniczych. Można było na nich zobaczyć tkactwo, wyroby ceramiczne, wyśmienite tkaniny i ręcznie zdobione meble, które emanowały tradycją i starożytnym rzemiosłem. Artyści i rzemieślnicy wytwarzający te produkty starali się zachować dziedzictwo kulturowe regionu. Największą uwagę przyciągały aromaty kuchni. Wszędzie unosił się zapach świeżo przygotowywanych potraw. Każdy stragan oferował swoje autentyczne smaki, a sprzedawcy chętnie opowiadają o tradycji i historii przygotowywanych dań.
Nevra pojawiła się przed czasem, więc jakiś czas pokręciła się jeszcze trochę po okolicy. Z hotelu wymsknęła się niepostrzeżenie, mając na uwadze, że od wczorajszego incydentu mogła być uważnie obserwowana przez Gavina. Okazało się jednak, że musiał być czymś bardzo zajęty, skoro nie przeszedł do niej w odwiedziny z samego rana. Narzęście nie wpadła na niego przy wychodzeniu z pokoju. Na pewno nie omieszkałby skomentować jej bulwersującego stroju. W Xan-Lovar nastał kolejny upalny dzień, więc Nevra zdecydowała się na bawełnianą koszulę z krótkim rękawem, parę botków oraz zwiewną spódnicę z wysokim stanem, przytrzymywaną paskiem. Do niego przywieszoną miała pochwę z mieczem. Mało kto z członków ekspedycji wiedział, jak sprawnie potrafiła się nim posługiwać. Nie musiała korzystać z niego tak często jak kiedyś i już zdążyła nieco stęsknić się za ciężarem rękojeści w dłoni i dźwiękiem brzęczącej stali. Choć była to dość skandaliczna myśl, to po cichu liczyła, że może będzie jej dane skorzystać z ostrza właśnie tego dnia.
Zafascynowana misterną biżuterią przez większość czasu podziwiała kolorowe naszyjniki i pierścionki, aż w końcu zgodnie z instrukcjami Alessandro zawitała do części bazaru przeznaczonej dla myśliwych i najemników, gdzie można było zakupić bronie i ubrania odpowiednie do wypraw. Przystanęła przy niewielkiej fontannie i oczekiwała, próbując wypatrzeć znajomą już blond czuprynę pośród tłumu.
- Alessandro
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Przemieniony
- Profesje: Wojownik , Mag , Najemnik
- Kontakt:
Alessandro zdawał sobie sprawę, że w tym gąszczu kupców i handlarzy, nie będzie mu łatwo znaleźć Nevry. Przynajmniej przy korzystaniu ze standardowych metod poszukiwań. Na szczęście jednak posiadał umiejętności, o których nie miał jeszcze okazji wspomnieć pani archeolog. Wystarczyło tylko znaleźć jej trop. Przypomnienie sobie ulotnego zapachu cudownej kobiety było czymś co przyprawiło Alessandro o ciarki rozkoszy na całym ciele. Kiedy już odpowiednio skupił się na swym celu, był w stanie jak po nitce do kłębka podążać w kierunku, w którym najprawdopodobniej czekała na niego towarzyszka. Musiała przyjść niedługo przed nim, gdyż zapach wydawał się całkiem wyrazisty. Znalezienie partnerki zajęło jednak trochę czasu. Kobieta najwidoczniej cały czas kluczyła między straganami i przeglądała dostępne na nich towary. Wilkołak raz po raz skręcał między prowizorycznymi alejkami, kluczył między nierówno ustawionymi rzędami namiotów. Czasami musiał przystanąć, aby ponownie złapać trop, zdarzało się także, że musiał poruszać się jak po omacku, gdyż akurat jego nozdrza uderzył zapach korzennych przypraw lub intensywnych perfum. Przechodził właśnie obok stoiska z biżuterią, gdy nagle coś go natchnęło. Która kobieta nie zatrzymałaby się w takim miejscu, żeby choć na chwilę nacieszyć oko drogocennymi, kunsztownie wykonanymi kosztownościami do ozdoby własnego ciała? Rzeczywiście aromat był w tym miejscu wyjątkowo gęstszy. Wilkołak podszedł z ciekawości do lady, żeby zerknąć, co też mogła oglądać pani archeolog. Nachylił się nad ladą, jakby z bliska chciał się przyjrzeć detalom zdobienia wyeksponowanych naszyjników. Jeden z nich zdecydowanie nosił na sobie znajomy zapach. Alessandro pomyślał, że jeśli tylko udałoby mu się na niego zapracować, to mógłby to być całkiem śmiały prezent z jego strony. Nevra mogłaby bardzo dobrze odebrać taki podarek, tym bardziej jeśli była to błyskotka, która z jakiegoś powodu przypadła jej do gustu. Na ten moment Alessandro musiał jednak opuścić handlarza, gdyż nie było go stać na sfinansowanie owego wyrobu jubilerskiego. Wrócił więc do poszukiwań i już niebawem znalazł się na targu myśliwskim. Jego przypuszczenia odnośnie ilości ludzi nie sprawdziły się. Podobnie jak w pozostałych częściach bazaru, kupujących i sprzedających było tu mnóstwo. Po chwili jednak wypatrzył Nevrę przy stoisku z narzędziami. Kobieta stała ustawiona do niego tyłem, więc postanowił skorzystać z okazji, podkraść się do niej i przez jakiś czas udawać, że go tam nie ma. Nevra oglądała właśnie maczety i inne ostrza użytkowe. Widać było, że nie jest laikiem i niejednokrotnie miała już do czynienia ze sztuką przetrwania. A nawet jeśli nie, to w ocenie sprzętu sprawiała wrażenie, jakby zachowywała pełen profesjonalizm. Ostrożnie ważyła narzędzia w ręku, sprawdzała czy są dobrze wyważone, wykonywała kilka próbnych ruchów jakby chciała sprawdzić, czy dobrze leżą w dłoni.
-Takim sprzętem mogłaby pani położyć prasmoka.
Alessandro nie mógł się powstrzymać od komentarza, kiedy zauważył, jak Nevra wzięła do ręki potężne, bardzo masywne kukri. Ta interakcja nieznacznie wystraszyła Nevrę, która delikatnie drgnęła, słysząc głos wilkołaka. Nie można się temu było dziwić. Słowa, które wypowiedział skierował praktycznie wprost do jej ucha. Odległość na jaką się zbliżył pozostawała nadal przyzwoita, jednak zdecydowanie znajdowała się już na granicy. Kiedy pani archeolog się obróciła, wilkołak mógł przysiąc, że na jej twarzy malował się delikatny rumieniec. Po chwilowym zaskoczeniu, Nevra przywitała się z wilkołakiem i poprosiła o pomoc w doborze osprzętu do samoobrony przed potencjalnie zagrażającymi roślinami i pomniejszymi, groźnymi zwierzętami. Kukri, które wybrała, wydawało się całkiem optymalne i funkcjonalne. Jego grube ostrze mogło służyć nie tylko do cięcia lian, bambusów i innych, utrudniających życie roślin, lecz także do rozłupania czaszki ewentualnemu zagrożeniu. W następnej kolejności Nevra i wilkołak zaopatrzyli się w takie akcesoria jak liny, pochodnie, krzesiwa, czekany oraz przedmioty przydatne do opatrywania ran. Nevra wypatrzyła jeszcze stoisko z różnymi eliksirami, jak się okazało skutecznymi w walce z insektami. Tutaj kobieta nie szczędziła pieniędzy, czemu Alessandro przyglądał się z delikatnym uśmieszkiem na ustach. W końcu on przywykł do sypiania w warunkach polowych i niejednokrotnie już został obleziony przez mrówki i inne cholerstwo, więc nie zwracał już na to uwagi. Zdecydowanie jednak potrafił sobie wyobrazić, że istoty te, jego towarzyszka mogła uważać za obrzydliwe. Z resztą, nikt przy zdrowych zmysłach, nie lubił się budzić pogryziony. Najciekawszym nabytkiem okazała się siateczkowa płachta ze stelażem wykonanym z bambusów. Był to swego rodzaju tarp, który miał za zadanie osłaniać śpiącego przed insektami z zewnątrz, zapewniając jednocześnie swobodę oddychania. Przezorność Nevry wzbudziła w Alessandro podziw. Mężczyzna nigdy by nie pomyślał, że można aż tak dobrze przygotować się do wyprawy. Zazwyczaj wystarczała mu jedynie jego halabarda i jakiś bukłak na wodę. Resztę przedmiotów zdobywał na dziko. Zapowiadała się podróż w iście królewskim stylu.
Po skończonych zakupach, Alessandro postanowił zgodnie z obietnicą zaprosić towarzyszkę na drinki. Jednak długotrwałe przeciskanie się w labiryncie namiotów przy ostrym słońcu, spowodowało, że oboje odczuwali zmęczenie i głód. Picie alkoholu w takim stanie mogło nie skończyć się najlepiej, więc wilkołak zaproponował, aby najpierw udać się na jakiś posiłek. Jego prośba spotkała się z aprobatą, toteż korzystając ze swojego niezawodnego węchu, skierował swe kroki w stronę, skąd dochodziły zapachy stoisk kulinarnych. Kiedy zakupowicze dotarli na miejsce, ich oczom ukazała się prawdziwa gra kolorów i zapachów. Magią tego miejsca było to, że gdzie nie spojrzeli, widać było stosy przeróżnych, dziwnych potraw, które widzieli na oczy po raz pierwszy w życiu. Handlarze i kucharze przekrzykiwali się wywołując niczym zaklęcia nazwy oferowanych posiłków. Zapach wręcz hipnotyzował i działał jak narkotyk, który sprawiał, że kupujący nie byli w stanie racjonalnie myśleć. Nevra sprawiała wrażenie oczarowanej, jednak nie do końca chciała dać to po sobie poznać. Alessandro zdał sobie sprawę, że nie bardzo wiedział co mógłby jej zaproponować. Po krótkiej jednak naradzie, doszli do wniosku, że rozejrzą się za jakimś stoiskiem oferującym korzenne zupy dla Nevry, a następnie baraninę na ostro dla Alessandro.
Po spożytym posiłku, zakupowicze natknęli się jeszcze przypadkowo na stoisko z sorbetami owocowymi. Było to dla nich nie lada zaskoczenie - skąd w takim miejscu wzięto lodowe przysmaki. Okazało się to jednak idealnym rozwiązaniem, łagodzącym doskwierający upał. Oczywiście ani wilkołak, ani pani archeolog nie wiedzieli jak będą ich sorbety smakować. Ich nazwy były tak dziwne, że nawet jeśli owoce, z których były wykonane, mogły być im znane, to jednak lokalni handlarze, prawdopodobnie dla podbicia zainteresowania u przyjezdnych, korzystali praktycznie wyłącznie z nazw pochodzących z tamtejszych dialektów. Jak można się było spodziewać, sorbety okazały się wyjątkowo słodkie, o bliżej nieokreślonym smaku, przypominającym sok z trzciny cukrowej z cytrusowym dodatkiem. Spełniły one jednak swoją funkcję i w jakimś stopniu pozwoliły choć na chwilę się ochłodzić.
Alessandro sprawdził, jak czuje się jego towarzyszka. Wyglądała na dość zmęczoną upałem i chodzeniem. Uznał, że być może lepiej będzie odprowadzić ją i pozwolić się jej trochę odświeżyć i odetchnąć. Drinki mogły poczekać do wieczora, kiedy już słońce będzie chylić się ku zachodowi. Nie chciał też, by jego towarzyszka padła z wycieńczenia. Mimo iż starała się tego po sobie nie pokazywać, na pewno miała teraz ochotę na relaksującą kąpiel.
-Proponuję, abyśmy udali się teraz do swoich kwater i spotkali się ponownie wieczorem. Wolałbym się nieco odświeżyć przed planowaną dalszą częścią naszego spotkania zapoznawczego. Z przyjemnością odprowadziłbym panią, a później udałbym się do pałacu, by odłożyć sprzęt i doprowadzić się do jakiegoś bardziej przyzwoitego stanu. Stawię się później po panią jak tylko, sobie tego zażyczy.
Nevra zgodziła się na taki układ, choć Alessandro dostrzegł, że na jej twarzy pojawił się lekki wyraz rozgoryczenia. Towarzysze ruszyli w drogę powrotną.
-Takim sprzętem mogłaby pani położyć prasmoka.
Alessandro nie mógł się powstrzymać od komentarza, kiedy zauważył, jak Nevra wzięła do ręki potężne, bardzo masywne kukri. Ta interakcja nieznacznie wystraszyła Nevrę, która delikatnie drgnęła, słysząc głos wilkołaka. Nie można się temu było dziwić. Słowa, które wypowiedział skierował praktycznie wprost do jej ucha. Odległość na jaką się zbliżył pozostawała nadal przyzwoita, jednak zdecydowanie znajdowała się już na granicy. Kiedy pani archeolog się obróciła, wilkołak mógł przysiąc, że na jej twarzy malował się delikatny rumieniec. Po chwilowym zaskoczeniu, Nevra przywitała się z wilkołakiem i poprosiła o pomoc w doborze osprzętu do samoobrony przed potencjalnie zagrażającymi roślinami i pomniejszymi, groźnymi zwierzętami. Kukri, które wybrała, wydawało się całkiem optymalne i funkcjonalne. Jego grube ostrze mogło służyć nie tylko do cięcia lian, bambusów i innych, utrudniających życie roślin, lecz także do rozłupania czaszki ewentualnemu zagrożeniu. W następnej kolejności Nevra i wilkołak zaopatrzyli się w takie akcesoria jak liny, pochodnie, krzesiwa, czekany oraz przedmioty przydatne do opatrywania ran. Nevra wypatrzyła jeszcze stoisko z różnymi eliksirami, jak się okazało skutecznymi w walce z insektami. Tutaj kobieta nie szczędziła pieniędzy, czemu Alessandro przyglądał się z delikatnym uśmieszkiem na ustach. W końcu on przywykł do sypiania w warunkach polowych i niejednokrotnie już został obleziony przez mrówki i inne cholerstwo, więc nie zwracał już na to uwagi. Zdecydowanie jednak potrafił sobie wyobrazić, że istoty te, jego towarzyszka mogła uważać za obrzydliwe. Z resztą, nikt przy zdrowych zmysłach, nie lubił się budzić pogryziony. Najciekawszym nabytkiem okazała się siateczkowa płachta ze stelażem wykonanym z bambusów. Był to swego rodzaju tarp, który miał za zadanie osłaniać śpiącego przed insektami z zewnątrz, zapewniając jednocześnie swobodę oddychania. Przezorność Nevry wzbudziła w Alessandro podziw. Mężczyzna nigdy by nie pomyślał, że można aż tak dobrze przygotować się do wyprawy. Zazwyczaj wystarczała mu jedynie jego halabarda i jakiś bukłak na wodę. Resztę przedmiotów zdobywał na dziko. Zapowiadała się podróż w iście królewskim stylu.
Po skończonych zakupach, Alessandro postanowił zgodnie z obietnicą zaprosić towarzyszkę na drinki. Jednak długotrwałe przeciskanie się w labiryncie namiotów przy ostrym słońcu, spowodowało, że oboje odczuwali zmęczenie i głód. Picie alkoholu w takim stanie mogło nie skończyć się najlepiej, więc wilkołak zaproponował, aby najpierw udać się na jakiś posiłek. Jego prośba spotkała się z aprobatą, toteż korzystając ze swojego niezawodnego węchu, skierował swe kroki w stronę, skąd dochodziły zapachy stoisk kulinarnych. Kiedy zakupowicze dotarli na miejsce, ich oczom ukazała się prawdziwa gra kolorów i zapachów. Magią tego miejsca było to, że gdzie nie spojrzeli, widać było stosy przeróżnych, dziwnych potraw, które widzieli na oczy po raz pierwszy w życiu. Handlarze i kucharze przekrzykiwali się wywołując niczym zaklęcia nazwy oferowanych posiłków. Zapach wręcz hipnotyzował i działał jak narkotyk, który sprawiał, że kupujący nie byli w stanie racjonalnie myśleć. Nevra sprawiała wrażenie oczarowanej, jednak nie do końca chciała dać to po sobie poznać. Alessandro zdał sobie sprawę, że nie bardzo wiedział co mógłby jej zaproponować. Po krótkiej jednak naradzie, doszli do wniosku, że rozejrzą się za jakimś stoiskiem oferującym korzenne zupy dla Nevry, a następnie baraninę na ostro dla Alessandro.
Po spożytym posiłku, zakupowicze natknęli się jeszcze przypadkowo na stoisko z sorbetami owocowymi. Było to dla nich nie lada zaskoczenie - skąd w takim miejscu wzięto lodowe przysmaki. Okazało się to jednak idealnym rozwiązaniem, łagodzącym doskwierający upał. Oczywiście ani wilkołak, ani pani archeolog nie wiedzieli jak będą ich sorbety smakować. Ich nazwy były tak dziwne, że nawet jeśli owoce, z których były wykonane, mogły być im znane, to jednak lokalni handlarze, prawdopodobnie dla podbicia zainteresowania u przyjezdnych, korzystali praktycznie wyłącznie z nazw pochodzących z tamtejszych dialektów. Jak można się było spodziewać, sorbety okazały się wyjątkowo słodkie, o bliżej nieokreślonym smaku, przypominającym sok z trzciny cukrowej z cytrusowym dodatkiem. Spełniły one jednak swoją funkcję i w jakimś stopniu pozwoliły choć na chwilę się ochłodzić.
Alessandro sprawdził, jak czuje się jego towarzyszka. Wyglądała na dość zmęczoną upałem i chodzeniem. Uznał, że być może lepiej będzie odprowadzić ją i pozwolić się jej trochę odświeżyć i odetchnąć. Drinki mogły poczekać do wieczora, kiedy już słońce będzie chylić się ku zachodowi. Nie chciał też, by jego towarzyszka padła z wycieńczenia. Mimo iż starała się tego po sobie nie pokazywać, na pewno miała teraz ochotę na relaksującą kąpiel.
-Proponuję, abyśmy udali się teraz do swoich kwater i spotkali się ponownie wieczorem. Wolałbym się nieco odświeżyć przed planowaną dalszą częścią naszego spotkania zapoznawczego. Z przyjemnością odprowadziłbym panią, a później udałbym się do pałacu, by odłożyć sprzęt i doprowadzić się do jakiegoś bardziej przyzwoitego stanu. Stawię się później po panią jak tylko, sobie tego zażyczy.
Nevra zgodziła się na taki układ, choć Alessandro dostrzegł, że na jej twarzy pojawił się lekki wyraz rozgoryczenia. Towarzysze ruszyli w drogę powrotną.
- Nevra
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 10
- Rejestracja: 2 lat temu
- Rasa: Błogosławiony
- Profesje: Badacz , Wędrowiec , Szlachcic
- Kontakt:
Nevra niedługo cieszyła oko błyskotkami, gdyż w polu jej widzenia pojawiło się coś o wiele ciekawszego. Stoisko z bronią.
Podeszła do największego z nich i przyjrzała się z zaintrygowaniem rozwieszonej na stojakach wszelkiemu rodzaju broni białej. Typowymi dla tego regionu były szable, kukri, czy puginały. Gładka powierzchnia ostrzy lśniła w słońcu, a detale zdobień zachwycały wzrok. Obok natomiast znajdowały się noże i maczety, służące już bardziej w charakterze niezbędnego narzędzia przetrwania. Patrząc na nie Nevra uzmysłowiła sobie, że powinna się zaopatrzyć w porządne ostrze do przecinania lian. Bez wahania zwróciła się do sprzedawcy, pytając, czy mogłaby obejrzeć jedną z maczet. Na początku wydawało mu się, że się przesłyszał, więc ponowiła pytanie, a wtedy zaczął się rozglądać za mężczyzną, który wedle ich kultury powinien jej towarzyszyć, żadna dama nie powinna bowiem poruszać się publicznie sama. Ostatecznie, choć trochę zaskoczony tym nietypowym życzeniem, zgodził się. Nevra chwyciła rękojeść, a jej palce w momencie dopasowały się do wszelkich krzywizn. Delikatnie ważyła maczetę w dłoniach, czując przyjemny ciężar i równowagę narzędzia. Jej spojrzenie wędrowało po ostrzu, analizując strukturę i jakość wykonania. Następnie przyjrzała się kukri. Wysunęła ostrze z pochwy i uniosła je do góry, aby lepiej mu się przyjrzeć. Sprzedawca w końcu zaczął bardziej interesować się tym, jak wnikliwie oceniała jego towar, być może nawet poczuł się nieco urażony, jakby na siłę próbowała znaleźć jakiś mankament. Dla Nevry jednak to nie był tylko zakup, ale i decyzja, która mogła zaważyć na jej bezpieczeństwie w przyszłości.
-Prezent dla męża? - zagaił w końcu sprzedawca, nie mogąc już chyba dłużej wytrzymać tego napięcia.
Nevra spojrzała na niego, lekko unosząc brew. Przekręciła nadgarstkiem tak, że ostrze w jej dłoni płynnie wykonało obrót. Był to szybki i precyzyjny ruch, świadczący o latach wprawy. Zorientowała się, że kilku klientów, którzy to dostrzegli, pokiwali głową z uznaniem.
-Nie, dla mnie. - odparła z uśmiechem, orientując się, że sprzedawcy chyba odjęło mowę. Nie miała pojęcia, skąd mogło mu się wziąć, że przyszła tutaj tylko, po to, aby kupić coś domniemanemu mężowi do momentu, aż przy jej uchu nie wybrzmiał znajomy głos.
-Takim sprzętem mogłaby pani położyć Prasmoka.
Nevra aż podskoczyła z wrażenia, gdyż naprawdę dawno nikomu nie udało się zajść ją od tyłu. Była zbyt dobrze wyszkolona jako inkwizytor, aby obawiać się ataku znienacka i zawsze ufała swojemu instynktowi, ale tym razem? Gdyby Alessandro zamiast słów posłał w jej stronę sztylet, to leżałaby martwa. Kiedy on zdążył tak blisko podejść i, co więcej, jak długo tak przy niej stał? Odległość, która ich od siebie dzieliła, zdecydowanie nie była przyzwoita, a fakt, że szeptał do jej ucha, nadawał ich relacji bardziej intymny charakter. Nic dziwnego, że sprzedawca mógł mylnie odebrać go za jej męża. Męża! Och, doprawdy, uchowaj Prasmoku.
-To naprawdę bardzo nieeleganckie Panie Villanueva, zaskakiwać damę w taki sposób. - stwierdziła, siląc się na urażony ton, choć w rzeczywistości starała się jedynie zamaskować swoje nieoczekiwane zawstydzenie spowodowane jego bliskością. Przelotnie zauważyła, że nie wziął ze sobą swojej halabardy i nieco ją to rozczarowało. Liczyła, że za którymś razem uda się jej go poprosić, aby mogła wziąć ją do ręki i popatrzeć na nią z bliska. Szybko jednak znowu skupiła uwagę na nim. Wyglądał szalenie pociągająco, gdy tak na nią patrzył, z lekkim rozbawieniem, ale i drapieżną czujnością.
Nevra przypomniała sobie o słowach Eleanor i w momencie poczęła mu się baczniej przyglądać. Nie chcąc jednak wzbudzać jego podejrzeń, postanowiła szybko zmienić temat i przejść do płynnej rozmowy.
-Doświadczenie nauczyło mnie, że dobrej jakości sprzęt w większej mierze przyczynia się do powodzenia ekspedycji. Ktoś wprawny w sztuce przetrwania, ośmielę się stwierdzić jak pan na przykład, z całą pewnością znajdzie rozwiązanie z każdej sytuacji nawet przy braku jakiegokolwiek zaopatrzenia. - zwłaszcza jeśli dodatkowo posiadało się zwierzęce zmysły, dopowiedziała sobie w myślach. - Jeśli jednak istnieje taka możliwość, to warto zawczasu ułatwić sobie życie wszelkimi środkami. Choćby taki nóż. - zaprezentowała, trzymane w dłoni narzędzie. - poręczny, lekki, dobrze leżący w dłoni, idealny do przecinania lian i rozłupywania czaszek mniejszych stworzeń. Zgodzi się pan ze mną? - przytaknął, a na co uśmiechnęła się uwodzicielsko. - Ma pan taki?
Na moment przeniósł wzrok z noża na nią, zakotwiczając spojrzenie na jej zmysłowych ustach. Nevra skorzystała z okazji i przyjrzała się jego oczom. Już wcześniej stwierdziła, że są nieludzko piękne, o intensywnej barwie, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, że rzeczywiście mogły zdradzać jego nadnaturalne pochodzenie.
Alessandro zaprzeczył.
-W takim razie poproszę dwa. - słowa te skierowała już do sprzedawcy, podając mu trzymany przez siebie dotychczas egzemplarz. Kątem oka dostrzegła, że Alessandro chciał zaoponować, ale odezwała się szybciej niż on. - Proszę nie robić takiej zakłopotanej miny. Niech pan potraktuje to jako prezent na dobry początek naszej znajomości. Pragnę przypomnieć, że nie przyjęcie podarku od damy również jest bardzo nieeleganckie. - dodała z kokieteryjnym, przebiegłym uśmiechem.
Co poniektórzy klienci, stojący najbliżej nich, rzucili w ich stronę ciekawskie spojrzenia. Alessandro ewidentnie zdawał sobie sprawę, że naraz stali się obiektem zainteresowania i po prostu poddał się jej woli.
Zadowolona Nevra uiściła opłatę i odebrała od sprzedawcy noże, wsunięte w eleganckie, skórzane pochwy. Jeden z nich podała Alessandro. Przyjął go bez słowa sprzeciwu, z wdzięcznym uśmiechem na ustach.
-Zastanówmy się, czego jeszcze potrzebujemy, od razu mówię, że nie szkoda mi pieniędzy, więc jeśli coś wpadnie panu w oko, proszę od razu powiedzieć. - poinformowała, gdy odeszli już od stoiska z bronią.
Wspólny spacer pomiędzy straganami i wnikliwa rozmowa na temat zaopatrzenia uzmysłowiły Nevrze, że Alessandro nie tylko wyśmienicie walczył i zachwycającą się prezentował, ale również, co uznała za najbardziej w nim pociągające, posiadał ogromną, użyteczną wiedzę. Planował wszystko z wyprzedzeniem, zakładając bardzo wiele różnorakich scenariuszy. Co więcej, wszelkie jego argumenty opierały się na doświadczeniu. Nie był to typ osoby, która bazowała na teorii czy czystej spekulacji. Każda rada, którą udzielał, miała solidne fundamenty w praktyce. Zakładała, że na pewno miał na to jakiś wpływ fakt, że był zmiennokształtnym i instynkt pomagał mu przetrwać w dziczy. Nevra nie mogła się nadziwić, jak wiele cennych wskazówek i technik przetrwania mogła od niego wyciągnąć w trakcie tej jednej rozmowy. Co więcej, właśnie ta zdolność do przewidywania, planowania i działania zgodnie z własnym doświadczeniem sprawiała, że Alessandro nie był już tylko atrakcyjny w oczach Nevry, ale również zaczął budzić w niej pierwsze przejawy zaufania. W końcu, w świecie, który nieustannie testuje ludzką wytrwałość, mieć takiego towarzysza było dla niezwykle cennym atutem.
Gdy już uporali się z kupnem większości rzeczy z listy, Alessandro po raz kolejny pozytywnie ją zaskoczył i zaproponował chwilę odpoczynku przy wspólnym obiedzie. Ochoczo przystała na tę propozycję, gdyż z hotelu wyszła bez większego śniadania i zaczęła już powoli odczuwać głód. Podążyła więc za nim w stronę namiotów z jedzeniem. Przechadzając się między straganami, ich spojrzenia zatrzymały się na wyjątkowo kuszącym zapachu unoszącym się z jednego z kramów. Stojący przed nim kucharz z uśmiechem serwował zupę, która już na sam widok pobudzała apetyt. Nevra, z lekkim błyskiem zainteresowania w oczach, zwróciła się do Alessandro. Okazało się jednak, że ma ochotę na coś bardziej treściwego, więc zamówiła porcję tylko dla siebie. Zaraz potem znaleźli się przy stanowisku, gdzie kupili ostro doprawioną baraninę dla Alessandro. Usiedli na pobliskiej ławce, a gdy pierwszy łyk zupy dotknął jej podniebienia, Nevra nie mogła powstrzymać wybuchu zachwytu. Zupa okazała się naprawdę smaczna i nie omieszkała poinformować o tym Alessandro. On tylko skinął głową, starając się nie zdradzić swojego zadowolenia z jej reakcji. Z przyjemnością rozpoczęli wspólne spożywanie posiłku, delektując się nie tylko samymi potrawami, ale też swoim towarzystwem. Przez ostatnie kilka dni Nevra jadała posiłki sama, gdyż miała za dużo wolnego czasu, a pozostali członkowie ekspedycji byli za bardzo zajęci swoją pracą. Miłą odmianą było dzielić chwile spokoju i relaksu z inną osobą po dniach spędzonych w samotności. Patrząc na Alessandro, dostrzegła w jego spojrzeniu spokój i zrozumienie, co sprawiało, że czuła się swobodnie i komfortowo. Rozmowa toczyła się lekko i naturalnie, jakby znali się od lat. Dzielili się swoimi doświadczeniami z ekspedycji, opowiadali o swoich pasjach, a czasem nawet o błahych, codziennych sprawach. Dla Nevry było to niebywałe odkrycie, jak wiele radości może przynieść prosta rozmowa z inną osobą, zwłaszcza gdy ma się podobne zainteresowania i poglądy. Na końcu udało im się jeszcze załapać na deser, gdy przez przypadek odkryli stragan z sorbetami.
Nim się zorientowała z ust Alessandro padła propozycja, która nieco ją zaskoczyła.
-Proponuję, abyśmy udali się teraz do swoich kwater i spotkali się ponownie wieczorem. Wolałbym się nieco odświeżyć przed planowaną dalszą częścią naszego spotkania zapoznawczego. Z przyjemnością odprowadziłbym panią, a później udałbym się do pałacu, by odłożyć sprzęt i doprowadzić się do jakiegoś bardziej przyzwoitego stanu. Stawię się później po panią jak tylko, sobie tego zażyczy.
Nie wiedzieć czemu Nevra w pierwszej chwili poczuła się bardzo rozczarowana faktem, że chciał już zakończyć ich spotkanie, szybko uzmysłowiła sobie jednak, że przecież panuje taki upał, że to oczywiste, aby zrobili sobie przerwę dla własnego komfortu.
-Oczywiście, nie mam nic przeciwko. O ile jednak dobrze się orientuje to z tego miejsca bliżej panu do pałacu hrabiego, a odprowadzając mnie do hotelu, dołożyłby pan sobie dodatkowej drogi. Proszę się nie martwić moim bezpieczeństwem, jestem damą niezwykle zaradną. - na potwierdzenie swoich słów położyła dłoń na rękojeści miecza, spoczywającego przy jej pasie. - Poza tym, przy wejściu na bazar czeka mój rikszarz, który zawiezie mnie bezpośrednio pod sam hotel. A co do naszego późniejszego spotkania, proponuję wyjść do jakiegoś przyzwoitego lokalu. Przebywanie w hotelu stało się dla mnie mało przyjemne odkąd Gavin pana poznał, nie chciałabym, aby przeszkodził nam w rozmowie. Jest takie miejsce, w którym chciałby pan spędzić czas? Jeśli nic nie przychodzi panu do głowy, to mam kilka propozycji.
Podeszła do największego z nich i przyjrzała się z zaintrygowaniem rozwieszonej na stojakach wszelkiemu rodzaju broni białej. Typowymi dla tego regionu były szable, kukri, czy puginały. Gładka powierzchnia ostrzy lśniła w słońcu, a detale zdobień zachwycały wzrok. Obok natomiast znajdowały się noże i maczety, służące już bardziej w charakterze niezbędnego narzędzia przetrwania. Patrząc na nie Nevra uzmysłowiła sobie, że powinna się zaopatrzyć w porządne ostrze do przecinania lian. Bez wahania zwróciła się do sprzedawcy, pytając, czy mogłaby obejrzeć jedną z maczet. Na początku wydawało mu się, że się przesłyszał, więc ponowiła pytanie, a wtedy zaczął się rozglądać za mężczyzną, który wedle ich kultury powinien jej towarzyszyć, żadna dama nie powinna bowiem poruszać się publicznie sama. Ostatecznie, choć trochę zaskoczony tym nietypowym życzeniem, zgodził się. Nevra chwyciła rękojeść, a jej palce w momencie dopasowały się do wszelkich krzywizn. Delikatnie ważyła maczetę w dłoniach, czując przyjemny ciężar i równowagę narzędzia. Jej spojrzenie wędrowało po ostrzu, analizując strukturę i jakość wykonania. Następnie przyjrzała się kukri. Wysunęła ostrze z pochwy i uniosła je do góry, aby lepiej mu się przyjrzeć. Sprzedawca w końcu zaczął bardziej interesować się tym, jak wnikliwie oceniała jego towar, być może nawet poczuł się nieco urażony, jakby na siłę próbowała znaleźć jakiś mankament. Dla Nevry jednak to nie był tylko zakup, ale i decyzja, która mogła zaważyć na jej bezpieczeństwie w przyszłości.
-Prezent dla męża? - zagaił w końcu sprzedawca, nie mogąc już chyba dłużej wytrzymać tego napięcia.
Nevra spojrzała na niego, lekko unosząc brew. Przekręciła nadgarstkiem tak, że ostrze w jej dłoni płynnie wykonało obrót. Był to szybki i precyzyjny ruch, świadczący o latach wprawy. Zorientowała się, że kilku klientów, którzy to dostrzegli, pokiwali głową z uznaniem.
-Nie, dla mnie. - odparła z uśmiechem, orientując się, że sprzedawcy chyba odjęło mowę. Nie miała pojęcia, skąd mogło mu się wziąć, że przyszła tutaj tylko, po to, aby kupić coś domniemanemu mężowi do momentu, aż przy jej uchu nie wybrzmiał znajomy głos.
-Takim sprzętem mogłaby pani położyć Prasmoka.
Nevra aż podskoczyła z wrażenia, gdyż naprawdę dawno nikomu nie udało się zajść ją od tyłu. Była zbyt dobrze wyszkolona jako inkwizytor, aby obawiać się ataku znienacka i zawsze ufała swojemu instynktowi, ale tym razem? Gdyby Alessandro zamiast słów posłał w jej stronę sztylet, to leżałaby martwa. Kiedy on zdążył tak blisko podejść i, co więcej, jak długo tak przy niej stał? Odległość, która ich od siebie dzieliła, zdecydowanie nie była przyzwoita, a fakt, że szeptał do jej ucha, nadawał ich relacji bardziej intymny charakter. Nic dziwnego, że sprzedawca mógł mylnie odebrać go za jej męża. Męża! Och, doprawdy, uchowaj Prasmoku.
-To naprawdę bardzo nieeleganckie Panie Villanueva, zaskakiwać damę w taki sposób. - stwierdziła, siląc się na urażony ton, choć w rzeczywistości starała się jedynie zamaskować swoje nieoczekiwane zawstydzenie spowodowane jego bliskością. Przelotnie zauważyła, że nie wziął ze sobą swojej halabardy i nieco ją to rozczarowało. Liczyła, że za którymś razem uda się jej go poprosić, aby mogła wziąć ją do ręki i popatrzeć na nią z bliska. Szybko jednak znowu skupiła uwagę na nim. Wyglądał szalenie pociągająco, gdy tak na nią patrzył, z lekkim rozbawieniem, ale i drapieżną czujnością.
Nevra przypomniała sobie o słowach Eleanor i w momencie poczęła mu się baczniej przyglądać. Nie chcąc jednak wzbudzać jego podejrzeń, postanowiła szybko zmienić temat i przejść do płynnej rozmowy.
-Doświadczenie nauczyło mnie, że dobrej jakości sprzęt w większej mierze przyczynia się do powodzenia ekspedycji. Ktoś wprawny w sztuce przetrwania, ośmielę się stwierdzić jak pan na przykład, z całą pewnością znajdzie rozwiązanie z każdej sytuacji nawet przy braku jakiegokolwiek zaopatrzenia. - zwłaszcza jeśli dodatkowo posiadało się zwierzęce zmysły, dopowiedziała sobie w myślach. - Jeśli jednak istnieje taka możliwość, to warto zawczasu ułatwić sobie życie wszelkimi środkami. Choćby taki nóż. - zaprezentowała, trzymane w dłoni narzędzie. - poręczny, lekki, dobrze leżący w dłoni, idealny do przecinania lian i rozłupywania czaszek mniejszych stworzeń. Zgodzi się pan ze mną? - przytaknął, a na co uśmiechnęła się uwodzicielsko. - Ma pan taki?
Na moment przeniósł wzrok z noża na nią, zakotwiczając spojrzenie na jej zmysłowych ustach. Nevra skorzystała z okazji i przyjrzała się jego oczom. Już wcześniej stwierdziła, że są nieludzko piękne, o intensywnej barwie, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, że rzeczywiście mogły zdradzać jego nadnaturalne pochodzenie.
Alessandro zaprzeczył.
-W takim razie poproszę dwa. - słowa te skierowała już do sprzedawcy, podając mu trzymany przez siebie dotychczas egzemplarz. Kątem oka dostrzegła, że Alessandro chciał zaoponować, ale odezwała się szybciej niż on. - Proszę nie robić takiej zakłopotanej miny. Niech pan potraktuje to jako prezent na dobry początek naszej znajomości. Pragnę przypomnieć, że nie przyjęcie podarku od damy również jest bardzo nieeleganckie. - dodała z kokieteryjnym, przebiegłym uśmiechem.
Co poniektórzy klienci, stojący najbliżej nich, rzucili w ich stronę ciekawskie spojrzenia. Alessandro ewidentnie zdawał sobie sprawę, że naraz stali się obiektem zainteresowania i po prostu poddał się jej woli.
Zadowolona Nevra uiściła opłatę i odebrała od sprzedawcy noże, wsunięte w eleganckie, skórzane pochwy. Jeden z nich podała Alessandro. Przyjął go bez słowa sprzeciwu, z wdzięcznym uśmiechem na ustach.
-Zastanówmy się, czego jeszcze potrzebujemy, od razu mówię, że nie szkoda mi pieniędzy, więc jeśli coś wpadnie panu w oko, proszę od razu powiedzieć. - poinformowała, gdy odeszli już od stoiska z bronią.
Wspólny spacer pomiędzy straganami i wnikliwa rozmowa na temat zaopatrzenia uzmysłowiły Nevrze, że Alessandro nie tylko wyśmienicie walczył i zachwycającą się prezentował, ale również, co uznała za najbardziej w nim pociągające, posiadał ogromną, użyteczną wiedzę. Planował wszystko z wyprzedzeniem, zakładając bardzo wiele różnorakich scenariuszy. Co więcej, wszelkie jego argumenty opierały się na doświadczeniu. Nie był to typ osoby, która bazowała na teorii czy czystej spekulacji. Każda rada, którą udzielał, miała solidne fundamenty w praktyce. Zakładała, że na pewno miał na to jakiś wpływ fakt, że był zmiennokształtnym i instynkt pomagał mu przetrwać w dziczy. Nevra nie mogła się nadziwić, jak wiele cennych wskazówek i technik przetrwania mogła od niego wyciągnąć w trakcie tej jednej rozmowy. Co więcej, właśnie ta zdolność do przewidywania, planowania i działania zgodnie z własnym doświadczeniem sprawiała, że Alessandro nie był już tylko atrakcyjny w oczach Nevry, ale również zaczął budzić w niej pierwsze przejawy zaufania. W końcu, w świecie, który nieustannie testuje ludzką wytrwałość, mieć takiego towarzysza było dla niezwykle cennym atutem.
Gdy już uporali się z kupnem większości rzeczy z listy, Alessandro po raz kolejny pozytywnie ją zaskoczył i zaproponował chwilę odpoczynku przy wspólnym obiedzie. Ochoczo przystała na tę propozycję, gdyż z hotelu wyszła bez większego śniadania i zaczęła już powoli odczuwać głód. Podążyła więc za nim w stronę namiotów z jedzeniem. Przechadzając się między straganami, ich spojrzenia zatrzymały się na wyjątkowo kuszącym zapachu unoszącym się z jednego z kramów. Stojący przed nim kucharz z uśmiechem serwował zupę, która już na sam widok pobudzała apetyt. Nevra, z lekkim błyskiem zainteresowania w oczach, zwróciła się do Alessandro. Okazało się jednak, że ma ochotę na coś bardziej treściwego, więc zamówiła porcję tylko dla siebie. Zaraz potem znaleźli się przy stanowisku, gdzie kupili ostro doprawioną baraninę dla Alessandro. Usiedli na pobliskiej ławce, a gdy pierwszy łyk zupy dotknął jej podniebienia, Nevra nie mogła powstrzymać wybuchu zachwytu. Zupa okazała się naprawdę smaczna i nie omieszkała poinformować o tym Alessandro. On tylko skinął głową, starając się nie zdradzić swojego zadowolenia z jej reakcji. Z przyjemnością rozpoczęli wspólne spożywanie posiłku, delektując się nie tylko samymi potrawami, ale też swoim towarzystwem. Przez ostatnie kilka dni Nevra jadała posiłki sama, gdyż miała za dużo wolnego czasu, a pozostali członkowie ekspedycji byli za bardzo zajęci swoją pracą. Miłą odmianą było dzielić chwile spokoju i relaksu z inną osobą po dniach spędzonych w samotności. Patrząc na Alessandro, dostrzegła w jego spojrzeniu spokój i zrozumienie, co sprawiało, że czuła się swobodnie i komfortowo. Rozmowa toczyła się lekko i naturalnie, jakby znali się od lat. Dzielili się swoimi doświadczeniami z ekspedycji, opowiadali o swoich pasjach, a czasem nawet o błahych, codziennych sprawach. Dla Nevry było to niebywałe odkrycie, jak wiele radości może przynieść prosta rozmowa z inną osobą, zwłaszcza gdy ma się podobne zainteresowania i poglądy. Na końcu udało im się jeszcze załapać na deser, gdy przez przypadek odkryli stragan z sorbetami.
Nim się zorientowała z ust Alessandro padła propozycja, która nieco ją zaskoczyła.
-Proponuję, abyśmy udali się teraz do swoich kwater i spotkali się ponownie wieczorem. Wolałbym się nieco odświeżyć przed planowaną dalszą częścią naszego spotkania zapoznawczego. Z przyjemnością odprowadziłbym panią, a później udałbym się do pałacu, by odłożyć sprzęt i doprowadzić się do jakiegoś bardziej przyzwoitego stanu. Stawię się później po panią jak tylko, sobie tego zażyczy.
Nie wiedzieć czemu Nevra w pierwszej chwili poczuła się bardzo rozczarowana faktem, że chciał już zakończyć ich spotkanie, szybko uzmysłowiła sobie jednak, że przecież panuje taki upał, że to oczywiste, aby zrobili sobie przerwę dla własnego komfortu.
-Oczywiście, nie mam nic przeciwko. O ile jednak dobrze się orientuje to z tego miejsca bliżej panu do pałacu hrabiego, a odprowadzając mnie do hotelu, dołożyłby pan sobie dodatkowej drogi. Proszę się nie martwić moim bezpieczeństwem, jestem damą niezwykle zaradną. - na potwierdzenie swoich słów położyła dłoń na rękojeści miecza, spoczywającego przy jej pasie. - Poza tym, przy wejściu na bazar czeka mój rikszarz, który zawiezie mnie bezpośrednio pod sam hotel. A co do naszego późniejszego spotkania, proponuję wyjść do jakiegoś przyzwoitego lokalu. Przebywanie w hotelu stało się dla mnie mało przyjemne odkąd Gavin pana poznał, nie chciałabym, aby przeszkodził nam w rozmowie. Jest takie miejsce, w którym chciałby pan spędzić czas? Jeśli nic nie przychodzi panu do głowy, to mam kilka propozycji.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości