Szukała pomocy. Tam na jawie zbliżała się bestia, która chciała ją pożreć, a ona - ona nie mogła nawet drgnąć. Potwora nie było jeszcze widać, ale czuła jego obecność coraz bliżej i bliżej. Zapach jego aury, podobny do woni zaśniedziałego srebra, kazał jej instynktownie kulić się w sobie - tylko że nie miała jak się skulić. Nie mogła się ruszyć w żaden sposób. Nawet tu, do Krainy Snu, udało jej się wedrzeć dopiero po raz pierwszy, choć w tym opłakanym stanie pozostawała już od roku. Dopiero potężny strach, który przeniknął ją na wskroś, kiedy zdała sobie sprawę z nieubłaganego zagrożenia, pozwolił jej znaleźć w sobie tyle siły, że przebiła ścianę między wymiarami i wreszcie dostała się do świata, w którym spotykają się wszystkie sny. Świata, który był jej przecież od lat bliższy niż jawa.
Wtem usłyszała dziecięcy śmiech. Kiedy spojrzała w tamtą stronę, ujrzała olbrzymią gromadę drobnych błękitnych motyli, które trzepotały pomału skrzydełkami, wygrzewając się w snopie poźnowiosennego słońca. Popłynęła w ich kierunku, a motyle jak na umówiony znak zerwały się do lotu, odsłaniając małą furteczkę osadzoną pomiędzy dwoma rosłymi wierzbami.
Furteczka była naprawdę mała, połączona z niewysokim płotkiem, jakby całość ogradzała plac zabaw albo dziecięcy ogródek. Czy to możliwe, że przejście było jakimś sposobem wyplecione z żywych wierzbowych gałązek? Tak to wyglądało, bo nie tylko ogrodzenie, ale i samą furtkę pokrywały młode listeczki. W jej centralnej części żywe witki splatały się w okrąg słońca otoczonego promieniami, a sam środek słonecznego ornamentu zdobiło jelenie poroże, jasne i dość niewielkie, przywiązane do gałązek za pomocą zielonych łodyżek leśnego sitowia i roztaczające czarowny szafirowy blask. Dróżka po tej stronie przejścia była zarośnięta trawą, natomiast po przeciwnej - zasypana warstewką miękkiej świeżej ziemi.
Gdy wśród urzekającej melodii dziecięcych śmiechów i piosenek zabrzmiały krzyki agonii, perła zadrżała, jej czarny rdzeń zawibrował alarmująco. Tak! To dziwne, ale to właśnie tu musiała wejść. Koniecznie, natychmiast. Zagrożenie było blisko, a właśnie tu miał być jej ratunek.
Tylko choć płotek był niewysoki, a furteczka wątła i pełna szpar, nie dało się ich przebyć samodzielnie. Ani przejść, ani przefrunąć, ani przeskoczyć, ani się przetoczyć, ani sforsować. Potrzebowała zgody, żeby dostać się do snu Melodii.
*
- Wpuść mnie, błagam! Ratuj mnie! - usłyszała Melodia, hasająca beztrosko po zalanej słońcem polanie. Wołanie dobiegało zza furtki, lecz nie zobaczyła tam nikogo. Tylko migocący z oddali złocisty obłoczek.