TrytoniaMusicie być jak szalona rzeka

Wielkie miasto portowe. To tutaj poszukiwacze przygód wynajmują statki, wyładowują je po brzegi i wypływają na niebezpieczne wytrawy. Miasto położone na szlaku handlowym, roi się tu od przybyszów z innych krain. Tutaj spotykać mażesz wszystkie istoty chodzące po ziemi... i nie tylko...
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Wuxian
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 8 miesiące temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Pirat , Rozbójnik , Przemytnik
Kontakt:

Musicie być jak szalona rzeka

Post autor: Wuxian »

        Kolejny krok na zabłoconej ziemi Trytonii. Ubite błoto wydawało jeno swój charakterystyczny dźwięk, dzięki czemu utrudniało skradanie się do przeciwnika. Wuxian specjalnie wybrała takie miejsce; na tyle blisko, aby móc dobiec do statku w razie potrzeby, acz na tyle odludne, iż nikt nie zwróci uwagi na plątającą się tu bandę piratów. Zethar upadł pod ciosem jednego z kamratów przemienionej, jeszcze bardziej rozchlapując błoto na mur za nim. Mężczyzna wyglądał jak na skazaniu, co nikogo nie mogło dziwić - bowiem to właśnie on stał za śmiercią Dorrella, ojca Wuxian, poprzedniego kapitana Wolnego Ducha i męża Vanory. Cała załoga cierpiała po jego stracie, a gdy w końcu poznali tożsamość zabójcy, nic nie mogło ich powstrzymać przed zemstą.
        - Ciesz się z miękkiego lądowania - powiedziała Wuwu głosem, który był wyzuty z emocji. - Zawsze też mogliśmy od razu nakarmić tobą rekiny. - Przykucnęła przy mężczyźnie, uważając przy okazji na namalowany na jej ramieniu symbol. Krew powoli zastygała, a tym samym efekt stawał się coraz słabszy, więc piratka będzie z całą pewnością pospieszać sprawę.
        - Kapitanie, co z nim zrobimy? - zapytał Pańdzioch (ksywka wzięła się od obitych oczy, które upodabniały mężczyznę do podobnego stworzenia, a nikt nie pamiętał już jego prawdziwego imienia), zerkając ukradkiem na Wuwu.
        - Nie możemy go zabić? - zapytał Caleb. Chłopak byłpacyfistą, a Zethar na dodatek to jego biologiczny ojciec, więc to pytanie zwróciło uwagę wszystkich członków załogi. Zwłaszcza Wuxian, która wpatrywała się w brata z niedowierzaniem. Tak bardzo gardził ojcem, że gotowy był do najgorszych możliwych opcji? Niemożliwe.
        - Nie chcę kolejnego mordercy w grupie - odparła białowłosa. Może i byli złoczyńcami, ale nie parali się zabójstwami. Wuxian trzymała w tej sprawie twardą rękę; jeśli nie daj Prasmoku któremuś z jej kamratów przyszło zabić człowieka, kobieta sama zapewne wzięłaby na siebie wszelkie ogromne konsekwencje. Nie mówiąc już o poczuciu winy. A skoro o tym mowa, co w takim wypadku towarzyszyło Wuxiam przy Zetharze? Wujku, którego znała i długo szanowała?
“Tym cwelu, który zabił mojego ojca, a ja go nazywałam rodziną?”
        - Weźcie go w charakterze więźnia zamknijcie proszę w jednej z kajut - rzekła w końcu kapitan. - Może podczas podróży się nam na coś przyda. Nie będziemy sami ryzykować.

***

        Wuxian mimo swoich zobowiązań nie czuła stresu przed nadchodzącą wyprawą. Obiecała kamratom, że przez parę dni uzupełnią zapasy w Trytonii i ruszą dalej - do jakiegoś ładniejszego, mniej zaniedbanego miasta. A po drodze zarobią co nieco, bowiem już teraz Wuwu szukała dla nich dobrej roboty. Jeśli nie trafi się zlecenie w Trytonii, zawsze po drodze coś się znajdzie. A wtedy zrobią sobie wakacje stulecia, jak to mieli nadzieję.
        - Panie kapitanie! - usłyszała nagle. To był Caleb, który biegł (lub raczej; podskakiwał) do niej w towarzystwie Hericha. Oboje mieli dość niepewne miny.
        - Coś się stało? - zapytała.
        - Złe wieści - oznajmił Herich. - Na statku wybuchł jakiś ładunek. Mamy nie tyle szkody, które blokują nam wyruszenie jutro, co jeszcze… - zawahał się. Wuxian zmarszczyła brwi. Mimo że podejrzewała, co się mogło stać, i tak kolejna informacja ją zszokowała.
        - Ten wybuch był w kabinie, w której zamknięto Zethara - rzekł Caleb. Przemieniona zdębiała. - A na statku znaleziono intruza. Może być w to wszystko zamieszany.
Intruz. A więc nie dość, że Zethar odważył się uciec, to jeszcze ktoś miał czelność zakradać się na statek piratów. Na jej statek. Przemieniona nie mogła tego tak łatwo podarować. Krew zagotowała się w niej niemal natychmiast.
        - Idziemy. - Wuxian nawet nie czekała. Od razu ruszyła przed siebie. Martwiła się jednocześnie Zetharem, jak i intruzem - czy to jakiś znajomy jej wuja? Jeśli tak, ma ostro przechlapane. Jeśli zaś nie, to także nie ma dla niego żadnych szans.

***

        Gdy dotarli do Złotej Marlenne, Wuxian momentalnie wparowała do swojego małego centrum dowodzenia. Pokój, który wcześniej służył za miejsce obrad, teraz był jej osobistym pomieszczeniem na wszelkiego rodzaju przesłuchania. Ciemne miejsce praktycznie nie miało okien - jedno jedyne zasłaniało płótno ze zszytych skór różnych zwierząt, a jedynym źródłem światła była świeca osadzona na stole w kącie. Nim kobieta wpuściła do środka kogokolwiek, szybko nakłuła palec wskazujący i krwią domalowała na przedramieniu kolejny symbol, aby czar przypadkiem nie osłabł. Następnie, gdy do pomieszczenia zapukał Caleb, Wuwu jeno usiadła na swoim ulubionym krześle nez oparcia, rozłożyła wygodnie nogi i rzekła;
        - Wprowadzić intruza.
Awatar użytkownika
Rita
Zbłąkana Dusza
Posty: 3
Rejestracja: 7 miesiące temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Rozbójnik , Rzemieślnik , Żeglarz
Kontakt:

Post autor: Rita »

         To od początku był zły pomysł. Wokół Wolnego Ducha i Złotej Marlenne krążyło wiele legend i pomniejszych opowieści, znanych wśród portowej społeczności. Jak zatem na dziecko ulicy przystało, Rita znała wszystkie te historie. No, w każdym razie większość. Na tyle sporą ilość, by miała świadomość ryzyka, jakiego się podejmowała, gdy postanowiła wybrać się na mały rekonesans. Owa świadomość jednak wcale jej nie zniechęcała; właściwie wręcz przeciwnie, na myśl od dreszczyku adrenaliny, jakiej potencjalnie mogła jej dostarczyć taka wyprawa, kotołaczka czuła, jak jej ogon podryguje radośnie w rytm stawianych przez nią kroków.
         Udała się zatem spacerem na nadbrzeże, przygryzając jabłko, które podprowadziła z jednego ze straganów. Nie przepadała za owocami - nie były one naturalną częścią kociej diety - ale wgryzanie się w jabłko wyglądało całkiem zawadiacko i Rita zwykła robić to głównie w celu podkreślenia swojego charakteru. Wszyscy musieli wiedzieć, z kim mają do czynienia. Kiedy już wygryzła w jabłku wystarczająco dziur, cisnęła nim w tył głowy przypadkowego strażnika, będącego w środku rozmowy z kupcem handlującym glinianymi dzbanami. Rozdrażniony strażnik chwycił za rękojeść miecza, gotowy puścić się w pogoń za nicponiem, który go zaatakował, jednak zdołał jedynie dostrzec rudy ogon znikający na dachu warsztatu stolarskiego.
         Słyszała krzyk mężczyzny, który doskonale wiedział, że nie miał szans jej dorwać. Nic sobie z tego nie robiła. Zaśmiała się i kontynuowała wędrówkę przez miasto, tym razem przemieszczając się ponad poziomem ulicy, skacząc z dachu na dach i z balkonu na balkon. Minęła tętniące życiem serce portu, kierując się ku mniej oficjalnym dystryktom. Doskonale wiedziała, gdzie musiała się udać, jeśli chciała znaleźć piratów.
         W Ciemnym Porcie, jak zwykli to miejsce nazywać tubylcy, stało zacumowanych kilka statków; trzy imponujące okręty, kilka pomniejszych żaglówek i cała masa mniej lub bardziej zdezelowanych łódek, których właścicieli nie było stać na wykupienie miejsca postojowego w głównych dokach. Rita taktycznie udała się na Dupę Rekina, łajbę oficjalnie niewinną, ale kto miał wiedzieć, ten wiedział, że jej kapitan wraz z liczną rodzinką niekiedy zajmowali się interesami, które ciężko byłoby nazwać legalnymi. Kotołaczka znała ich wszystkich, zdarzało jej się pływać z kapitanem Nixenem i zdobywać doświadczenie pod jego opieką, z jego synami i córką z kolei grywała w karty. Z tej przyczyny jej obecność na statku nie wzbudziła niczyich podejrzeń. Zmiennokształtna przywitała się z członkami załogi, krzątającymi się na górnym pokładzie, po czym, upewniwszy się, że nikt nie interesuje się jej poczynaniami, zmieniła się w kota i wspięła po maszcie, by górą niepostrzeżenie przedostać się na sąsiadującą z Dupą Rekina Złotą Marlenne. Tam, po zejściu pod pokład i ponownym upewnieniu się, że nie znajduje się w zasięgu niczyjego wzroku, znów przybrała postać hybrydy.
         Nie przyszła tu po to, by kraść. (To znaczy, jeśli wpadnie jej w łapki coś ciekawego, na pewno nie przepuści okazji, ale nie to było jej pierwotnym celem.) Interesowały ją mapy. Pirackie mapy zawsze były o wiele ciekawsze od tych oficjalnych, dostępnych w porcie. Nixen miał kilka swoich prywatnych, ale Ritę ciekawiło to, czego jeszcze nie wiedziała o okolicznych wodach. Zapuściła się więc do kajut nawigatora i korzystając z jego nieobecności, myszkowała w zbiorach pergaminów. Była akurat w trakcie przetrząsania kredensu, kiedy poczuła mocne tąpnięcie, które wstrząsnęło statkiem. Już wtedy powinna się stąd ewakuować jak najszybciej, ale lekkie poddenerwowanie zamiast ją zaniepokoić, wzmocniło jedynie jej entuzjazm i żądzę przygód. Pochłonięta skarbami zbiorów pirackiej kartografii, jak i nieco ogłuszona hukiem, nie usłyszała dwóch mężczyzn wchodzących do pomieszczenia, dopóki jeden z nich nie złapał jej za tył koszulki i nie obrócił twarzą do siebie.
         - A co my tu mamy?
         Zasyczała na niego, wysuwając pazury. Chciała zadrapać pirata i czmychnąć mu w kociej postaci, ale drugi natychmiast złapał ją za ręce i związał jej nadgarstki, nim zdołała wykonać jakikolwiek ruch. Ale przynajmniej postawił ja na ziemi. Nie lubiła być trzymaną za kark, jak jakiś niewyrośnięty kociak.
         - Kłopoty - błysnęła zębami. - Jeśli nie udamy, że mnie tu nie było, to właśnie panowie znaleźliście kłopoty.
         Mężczyźni parsknęli, jakby z niedowierzaniem.
         - Mi się wydaje czy ten rudzielec nam grozi?
         - Uprzejmie ostrzegam.
         Ten wyższy, który złapał kotołaczkę, popchnął ją przed siebie na korytarz.
         - Zachowaj swoje uprzejmości dla kapitana.
         Zaprowadzili ją w inną część statku, gdzie w niewielkim pomieszczeniu oczekiwali, jak się Rita domyśliła, przybycie rzeczonego kapitana. Siedziała w milczeniu, niby grzecznie, lecz tak naprawdę jej rączki pracowały na najwyższych obrotach, pazurkami rozcinając sznur krępujący jej dłonie. Nie docenili jej. Taki sznurek dla wytrawnej kociej rozbójniczki to raptem zwykła włóczka. Rita bezszelestnie pozbyła się więzów i siedziała, czekając na odpowiedni moment. A ten nadszedł w momencie, w którym usłyszała głosy dochodzące zza ściany. Wówczas błyskawicznym ruchem wbiła pazury we wnętrze uda jednego z mężczyzn - być może po drodze troszkę omskła jej się łapka… - i sięgając do kieszeni po młotek, przyłożyła drugiemu w zęby. Lekko, nie tak, żeby pogruchotać mu szczękę, ale zapewne wybić kilka siekaczy i oszołomić pirata na wystarczająco długą chwilę, by dać drapaka. Jednak zamiast obrócić się na pięcie i uciec ze statku, Rita zrobiła coś zupełnie odwrotnego. Kiedy usłyszała słowa “wprowadzić intruza” i ktoś otworzył przed nią drzwi, weszła przez nie z zadziornym uśmiechem, wykonują w stronę domniemanego właściciela statku nieco koślawy, ale w zamierzeniu niezwykle elegancki ukłon.
         - Powinieneś nieco przećwiczyć swoich ludzi, kapitanie - oznajmiła, opierając ręce na biodrach. - Nie dość, że są nieuprzejmi, to jeszcze lekceważą zagrożenie. Mogłabym zrobić tu niezłą rozpierduchę, gdybym chciała. Oczywiście, pewnie nie wyszłabym na tym zbyt dobrze, bo mimo wszystko macie tu przewagę liczebną i znajomość terenu, ale żal było nie skorzystać z okazji do obicia mordy komuś, kto sam się o to prosi takim zaniedbaniem.
         - Nie mam złych zamiarów - dodała, unosząc w górę ręce w pojednawczym geście. - Niczego nie ukradłam, nikogo nie zaatakowałam pierwsza, więc proponuję zapomnieć o tym zajściu i więcej mnie tu nie zobaczycie. W tym porcie jest mnóstwo statków ze znacznie milszą obsługą i ciekawszym… asortymentem.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Trytonia”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość