FargothZdrożony żebrak w obcym kraju

Miasto położone na granicy Równiny Drivii i Wschodnich Pustkowi, jedno z głównych miast środkowej Alarani, położone na szlaku handlowym, prowadzącym przez Opuszczone Królestwo aż do Wybrzeża Cienia.
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

        - Procedury nie zabraniają ci się chyba przedstawić – drążył, nie doczekawszy się reakcji na wcześniejsze próby nawiązania kontaktu – a z tego, co wiem, to wręcz nakładają taki obowiązek na funkcjonariuszkę... - urwał, udając, że przygląda się mundurowi strażniczki, choć zrobił to już dawno temu – Przepraszam, oficerkę w stopniu podporucznika.
Kobieta westchnęła i spojrzała na niego z trudnym do odgadnięcia wyrazem twarzy, który mógł oznaczać zarówno zniecierpliwienie jego dociekaniami, jak i znużenie przydzielonym jej zadaniem.
- Nie wątpię, że wolałabyś się zajmować czymś ciekawszym, niż pilnowaniem przypadkowego rannego w niejasnych powodów, o ile w ogóle takowe istnieją i dają się logicznie wyjaśnić... - ciągnął, licząc na znalezienie punktu zaczepienia dla ewentualnej konwersacji – I nie wątpię, że masz powody być zła o to, że cię tu posadzili.
Zaciśnięte nagle pięści kobiety i ściągnięte brwi zdradziły iż utrafił w samo sedno.
- Podporucznik Stjerna Dernel, formalnie wydział śledczy, praktycznie... - wyraźnie ugryzła się w język, reflektując się jak niestosowne jest wygłaszanie podobnych uwag w obecności cywila, którego statusu nie była pewna.
- Praktycznie odsuwają cię od prawdziwych spraw, zawalając papierkową robotą – dokończył za nią Ikar – ewentualnie zlecają pilnowanie rannych zebranych z ulicy, bo wszak to zajęcie w sam raz dla kobiety.
Prychnęła, tym razem nie siląc się na profesjonalizm.
- Nie wyobrażaj sobie, fircyku, że będę cię pielęgnować i głaskać po główce – warknęła, potwierdzając jego wcześniejsze domysły.
- Niczego podobnego sobie nie wyobrażam. Wierz mi, że wolałbym być w stanie podnieść szklankę wody własnymi rękoma, że wolałbym móc oddychać bez duszących bandaży, wyszczać się bez pomocy pielęgniarki i nie budzić się co kwadrans wyrwany z półsnu bólem. Wolałbym w pełni zdrowia i szczęścia oddalić się z tgo urokliwego miasta, ale tak się składa, że, choć jestem tu od jakichś dwóch dni, dwukrotnie dostałem wpierdol na ulicach, których powinni byli pilnować twoi koledzy, a sądząc po ich zaangażowaniu, entuzjazmie i głębi spojrzenia, nie zdołają wytropić winnych przed emeryturą – pozwolił, by w jego głosie wybrzmiał gniew i gorycz, całkowicie zrozumiałe i spodziewane w jego sytuacji. Wiedział, że okazując emocje i, co za tym idzie, ujawniając słabości, wyda jej się bardziej ludzkim, bliższym i godnym sympatyzowania.
- W porządku, nie unoś się, po prostu niektórzy miewają dziwne pomysły... - burknęła niechętnie i jakby w zakłopotaniu.
- Rozumiem.
        Zanim zdążył na nowo podjąć rozmowę, drzwi zaskrzypiały, do pomieszczenia weszła medyczka, niosąca na metalowej tacy świeże opatrunki i słoiczki z ciemnego szkła, a wokół siebie roztaczała zapach dezynfektantów i kamfory. Ikar wzdrygnął się, nie tylko w reakcji na woń spirytusu. Kobieta ostrożnie odwinęła bandaże z jego dłoni, uważnie i ze znawstwem obejrzała zdjęte opatrunki. Wykorzystał moment, by samemu przyjrzeć się poczynionym szkodom. Szwy na jego dłoniach i przedramionach założone były równo i wykonane jedwabnymi nićmi. Okolice ran były jasne i suche. Powoli i ostrożnie spróbował poruszać palcami, nie tyle w obawie przed bólem, jaki spowoduje ruch, co przed prawdą, ta jednak nie okazała się wcale straszną. Medyczka z zadowoleniem pokiwała głową. Ikar odetchnął. Stwierdzenie, że nie mógłby żyć bez sprawnych dłoni byłoby dramatyzmem na wyrost i postawą raczej sprzeczną z jego charakterem, co nie oznaczało, że wolałby sobie tego oszczędzić.
Stjerna przyglądała się zabiegom z żywym zainteresowaniem, choć dyskretnie, Ikar z satysfakcją zauważył, że próżnoby na jej twarzy szukać oznak bladości i lęku. Zaczynał już myśleć o niej jako o swej sojuszniczce, bądź narzędziu, w zależności od rozwoju sytuacji i szacował siły.
        - Wasz dowódca, jak on się nazywa? - spytał, gdy zostali znów sami – On, na dobrą sprawę też powinien był się przedstawić – dodał, widząc, że kobieta ociąga się z odpowiedzią odpowiedzią.
- Gunther Farrim. Dowodzi strażą w tym mieście chyba odkąd położono pierwsze fundamenty.
Ikar pokiwał głową, udając, że nie słyszy tonu jej głosu, a był on absolutnie wyprany z szacunku. Domyślał się dlaczego.
- A ten młodszy, ten z ładnymi włosami... - spytał niby od niechcenia, z miną tak niewinną, że zupełnie niewiarygodną.
Stjerna nie powstrzymała się, parsknęła śmiechem, ale natychmiast uspokoiła się i przywołała na twarz wyraz zupełnej i całkowicie sztucznej powagi.
- Funkcjonariusz z ładnymi włosami nazywa się Sebastien Reagan i ma narzeczoną, o której często i dużo opowiada – oświadczyła oficjalnie, z czym nieco gryzł się tańczący w kąciku jej ust uśmieszek.
- Ach, opowiada! - powtórzył Ikar z egzaltacją, na co kobieta otwarcie zareagowała śmiechem.
- Skoro już odzyskałeś przytomność i poczucie humoru, nie będzie już tak nudno jak dotąd.
- Właśnie... Skoro my już przy tym, dlaczego właściwie kazali Ci mnie pilnować? Nie powinniście badać miejsca zdarzenia, szukać tropów, łapać podejrzanych...
- Tych co zwykle? - nie wytrzymała Stjerna.
Ikar uśmiechnął się, chociaż żart był stary i słyszał go setki razy.
- Chociażby. – zgodził się – Nie mów mi, że każdą ofiarę napaści gościcie w koszarach i osobiście doglądacie.
Stjerna rozejrzała się wokół, Ikar był pewien, że zaraz zapyta skąd wie gdzie go umieszczono, ale chyba po zlustrowaniu otoczenia dała sobie spokój z banałami.
- Cóż... - podjęła po chwili wahania, a z jej twarzy zniknęła wesołość, zdawać by się mogło, że zastąpiła ją gorycz – Mogę cię zapewnić, że miejsce zajścia zostało należycie zabezpieczone i przebadane pod kątem ewentualnych śladów sprawców. Zajęli się tym odpowiednio przeszkoleni fachowcy z mojego wydziału. Ciebie uznano za ważnego świadka, o czym zadecydował sam Farrim.
- Farrim sam o tym zadecydował?
- Nie wiem.
        Zapadło ciężkie milczenie, Stjerna uparcie wpatrywała się w swoje złożone na kolanach dłonie, Ikar przyglądał się jej twarzy.
- Również Farrim zadecydował o przydzieleniu cię do pilnowania mnie, znaczy świadka, zamiast wysłać cię w teren?
Skinęła głową.
- Jak długo tu pracujesz?
- Dwanaście lat.
- A Sebastien?
- Osiem.
- Jasne.
Uniosła na niego zdumione spojrzenie, na które odpowiedział lekkim uśmiechem, najcieplejszym, na jaki było go stać.
- Nie wiem, czy ty im ufasz, ale ja nie bardzo. Chcę jednak zaufać tobie i proszę cię... - urwał, słysząc kroki w korytarzu.
Stjerna rzuciła mu pytające spojrzenie, poderwała się z krzesła i postąpiła w kierunku drzwi. Przez chwilę oczekiwali w ciszy. W końcu drzwi otworzyły się i zgodnie z domysłami Ikara, stanął w nich Sebastien, wzrokiem polecił Stjernie pozostawienie ich samych. Kobieta rzuciła swojemu ważnemu świadkowi szybkie, spłoszone spojrzenie, po czym wyszła. Ikar poprawił pozycję na łóżku, którego rama znów zaczęła uwierać go w plecy i w milczeniu poczekał aż strażnik siądzie na stojącym opodal krześle. Nie podobało mu się jak blisko siebie się znajdują i nie podobał mu się fakt, że pozostali sami. Postanowił sobie jednak nie okazywać niezadowolenia z sytuacji i przybrać minę jak najbardziej swobodną.
- Czy ty coś przed nami ukrywasz? - spytał Sebastien tonem, który wyrażał rozczarowanie i łagodną naganę.
- Nie, skąd ten pomysł? - spytał Ikar, równie udatnie markując szczerość.
- Z minionych doświadczeń – głos strażnika niespodziewanie stał się chłodny i płaski – Dziewczyna, która uratowała ci wczoraj dupę jest w niebezpieczeństwie, ty sam jesteś w niebezpieczeństwie. Wiedz, że tym razem twoje żarty mogą kosztować czyjeś życie, a ukrywanie informacji o przestępstwie samo w sobie zasługuje na karę.
Ikar spojrzał mu w oczy i z powagą pokiwał głową.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Oczywiście Sepinroth nie poszła na obiad. Większość czasu spędziła w wannie, wygrzewając się w ciepłej kąpieli. Przez większość czasu analizowała w głowie minioną noc. Bardzo chciała wierzyć w to, że napaść była zupełnie przypadkowa i jedyny cel dwójki mężczyzn stanowiła zwykła chęć wzbogacenia się poprzez kradzież, a to wbrew pozorom odjęłoby jej sporo zmartwień. Nie mogła być jednak aż tak naiwna i od tego momentu powinna bardziej na siebie uważać. Wyszła z wanny dopiero kiedy woda całkowicie wystygła. Odsączyła nadmiar wilgoci z włosów, po czym przez pewien czas po prostu stała pośrodku łazienki, oczekując, aż woda leniwie spłynie po jej ciele. Szybko odczuła chłód, ale zdecydowanie bardziej wolała tę niedogodność od wycierania się ręcznikiem. Pocieranie skóry szorstkim materiałem przysparzało ją o fizyczny ból. Z tego samego powodu zrezygnowała z założenia szlafroka, wiszącego przy drzwiach. Wykwitłe na ciele sińce i otarcia posmarowała maścią z dziurdziocha, która łagodziła wszelkie stłuczenia. Zawsze miała ją przy sobie, gdyż do tej pory jeszcze nie zawiodła się na jej skuteczności. W ostatecznym rozrachunku nie skończyła najgorzej, choć z całą pewnością miną tygodnie nim pozbędzie się uporczywego bólu.
        Po wejściu do pokoju zgarnęła po drodze czystą koszulę wiszącą na oparciu krzesła. Zarzuciła ją na siebie w drodze do łóżka, na które po chwili opadła z błogim westchnieniem. Położyła się na plecach i zamknęła oczy. Starała się skoncentrować na swoim oddechu i wyciszyć myśli, jednak dźwięki otoczenia nie dawała jej spokoju. Co dziwne, nigdy wcześniej nie była na nie, aż tak wyczulona. W pierwszej kolejności wyłapała odgłos kroków, które dochodziły z innego pokoju. Próbowała zignorować ich rytm, ale im więcej uwagi im poświęcała, tym bardziej stawały się one donośne. Z czasem było jeszcze gorzej. Wyłapała dochodzący z przez uchylone okno śpiew ptaków, szelest liści na drzewach, delikatne skrzypienie drzwi zza ściany...
        Mimo to nie zrezygnowała, była zdeterminowana, by zdobyć upragnioną kontrolę. Wybrała niewielki zarys pęknięcia na suficie i zaczęła się w niego intensywnie wpatrywać. Powróciła do opanowania oddechu i po chwili zaczęła układać swoje myśli, nie angażując się w nie. Traktowała je jak chmury przemijające na niebie, które przychodzą i odchodzą… do momentu, aż nie przypomniała sobie swojego snu, pustyni, przewodnika i późniejszej rozmowy z oficerem, a także wyrzutów sumienia związanych z Ikarem. Nie potrafiła zepchnąć tego na bok i skoncentrować się na chwili obecnej. W miarę jak próbowała odczuć swoje ciało, zauważyła napięcie w mięśniach. Wszystkie dźwięki naraz nawarstwiły się na siebie, sprawiając wrażenie jeszcze głośniejszych niż dotychczas.
        W końcu poddała się i usiadła. Czuła, jakąś wewnętrzną, osobistą porażkę i wiedziała, z czym była ona związana. Pozwoliła swoim emocją wziąć prym nad rozsądkiem, tym samym tracąc pojednanie ze ścieżką sferacyzmu. Co w takiej chwili powiedziałby jej Wielki Wędrujący?
        Przypomniała sobie zapiski z jego dziennika, w szczególności te, w których tłumaczył istotne aspekty medytacji. Wiele ze stron poświęcił na podkreśleniu roli ciszy w całym tym procesie. Opisywał ją jako najwierniejszą towarzyszkę wszystkich jego podróży sferycznych, najwyższą sztukę słuchania i zrozumienia, czystą przyjemność w milczeniu. Rozbrzmiewa w duszy, w melodyjnym chórze wewnętrznej harmonii, Zaprasza do wymiaru, gdzie myśli rozkwitają, a zgiełk się rozprasza, bo w niej tkwią sekrety światów. Dokładnie zapamiętała ten cytat. Alias twierdził również, że poprzez ostateczną akceptację i zrozumienie istnienia ciszy był w stanie usłyszeć oddech ziemi, odległe brzmienie gwiazd, a nawet śpiew samego wszechświata.
        Adepci sferacyzmu byli zachwyceni tą ideą i długo romantyzowali jego podejście do zgłębienia jej aspektów. Przestali definiować ciszę jako brak dźwięku, poszerzając to pojęcie o prawdziwą pełnię przestrzeni, w której można odkrywać nowe brzmienia. To była siła, która nie wymagała wrażliwości na subtelność otaczającego świata. Kiedyś Roth była równie gorliwym poplecznikiem tej teorii, ale po opuszczeniu klasztoru i upływie kilku lat już sama nie była pewna, w co naprawdę powinna wierzyć. Choć dotychczas potrafiła osiągnąć stan wyciszenia idealnego, to coraz częściej poddawała wątpliwości czy możliwe było osiągnięcie tak doskonałej harmonii jak w przypadku Iliqena. Czy była to tylko iluzja, którą widział przez pryzmat swoich własnych doświadczeń? W końcu był kimś niezwykłym, wybrankiem sfer, odbierał świat i wszelkie jego warstwy z niebywałą wrażliwością, a przesłanie z jego dziennika brzmiało jak zaproszenie do odkrycia tajemnic wszechświata poprzez wstąpienie w ciszę i zespojenie się z nią. Roth czuła, że wbrew oczekiwaniom współbraci nigdy nie osiągnęłaby jego poziomu. W głębi serca tęskniła za tym, aby jej myśli były wyrażane przez dźwięki, aby emocje były wypowiedziane słowami.
        Chciała mówić i uzewnętrzniać się w tak otwarty sposób jak Ikar. Naraz pożałowała, że nie poszła sprawdzić, jak się czuje. Nawet nie wiedziała, w jakim stanie się znajdował i czy oficer na pewno dotrzymał danego jej słowa. Zastanawiała się, czy nie było jeszcze za późno, aby go przeprosić.
        Zrezygnowała z medytacji, obiecując sobie w duchu, że spróbuje ponownie wieczorem. Wstała z łóżka i przystąpiła do ubierania się. Dopięła guziki koszuli jednym po drugim, następnie sięgnęła po skórzane spodnie, po których wsunęła wysokie buty. Zawiązała sznurowadła, a na końcu wzięła do rąk najważniejszy element, którego brak ubiegłego wieczora bardzo odczuła. Gdy zarzuciła na ramiona swoją pelerynę, odczuła przyjemne uczucie, dając poczucie bezpieczeństwa i pewności. Była dla Roth była ja druga skóra.
        Narzuciła na głowę kaptur i wyszła z pokoju. Zamknęła drzwi na klucz, po czym skierowała się do recepcji. Liczyła, że za biurkiem zastanie właścicielkę pensjonatu, ale zaskoczyła się, widząc na jej miejscu nieznajomego mężczyznę. Szybko dostrzegła w nim jednak pewne podobieństwo do Eleanor. Mieli te same jasnoniebieskie oczy i kruczoczarne włosy poprzetykane siwizną. Wtedy przypomniała sobie, że kobieta podczas ich krótkiej rozmowy zdążyła wspomnieć coś o bracie, który był jednocześnie współwłaścicielem Wilczego Jaru, to zapewne musiał być on. O ile dobrze zapamiętała nazywał Theodor. Siedział przy biurku skupiony nad struganiem niewielkiej figurki w drewnie. Kiedy Roth zeszła z ostatniego stopnia schodów uniósł głowę i spojrzał na nią z ciekawością. Skinęła uprzejmie mężczyźnie na przywitanie, na co odpowiedział delikatnym uśmiechem. Zarówno on jak i Eleanor sprawiali wrażenie bardzo miłych i gościnnych ludzi. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że może powinna poinformować ich o swojej profesji i uprzedzić, że czasami może zdarzyć się, że wróci o nieregularnych porach i do tego w różnym stanie, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu, przede wszystkim w obawie o ich rekcję. Stwierdziła, że na razie wstrzyma się z dzieleniem się informacjami na swój temat.
        W stołówce, którą zdecydowała się odwiedzić przed wyjściem, świeciło pustakami. Roth zaczęła się zastanawiać, ilu właściwie gości liczył sobie pensjonat. Wydawało się jej, jakby poza nią, właścicielami i tym tajemniczym elfem, który dalej siedział na swoim stałym miejscu w salonie, nikogo więcej tam nie było… no prawie, bo zapomniała jeszcze wymienić w myślach kucharkę, uprzejmą, starszą panią, która już po raz drugi okazała dla niej litość i obdarowała ją łaskawym, ponadprogramowym talerzem zupy. Roth przyjęła go z wdzięcznością, a kiedy napełniła brzuch, pozwoliła sobie wejść do kuchni i umyć za sobą talerz.
        Po drzemce, kąpieli i spożyciu normalnego posiłku wreszcie poczuła, jak zaczęły powracać do niej wcześniej utracone siły. Postanowiła więc wykorzystać ten nagły zastrzyk energii i dokładnie przyjrzeć się miejscu, w którym doszło do napaści.
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

        Ciężkie milczenie, które zapadło nie wróżyło wcale niczego dobrego. Ikar nie spieszył się go jednak przerywać. Przyglądał się Sebastienowi, wcale się zresztą z tym nie kryjąc. Zastanawiał się kiedy strażnik zorientuje się, że przeprowadzana jest właśnie analiza porównawcza rysów twarzy zapamiętanych podczas napaści z jego obliczem, jak najbardziej obecnym i niezatartym przez czas, mrok i amok. Obiekt analizy panował nad sobą. Do pewnego stopnia. Zdradzały go spocone dłonie, które ustawicznie zaciskał w pięści, przyspieszony oddech i napięte mięśnie żuchwy. Ikar świadomie utrzymywał pozory pełnego skupienia, jednocześnie pozostając w miarę możliwości rozluźnionym. Jednostronny, powściągliwy i raczej ponury uśmiech, który wpełzał powoli na jego usta był częścią gry. Sebastien zmarszczył brwi. Tak, zdecydowanie musiał być spokrewniony z nożownikiem. I to spokrewniony z nim blisko. Przez chwilę miał szaloną ochotę spytać strażnika o zdrowie brata i dobrze zapamiętać wyraz jego twarzy, wiedział jednak, że prawdopodobnie byłoby to jego ostatnie wspomnienie.
        Rozsądek podpowiadał mu, że w grę wchodzą dwie możliwości. Pierwsza i bardziej naiwna, zakładała, że Sebastien posiadał brata lub kuzyna, który pewnego pięknego dnia, z drogi prawości zboczył na ścieżkę przestępstwa, sam strażnik wie o tym i teraz stara się uchronić krewniaka przed ujęciem. Druga teoria Ikara, za którą gotów dałby sobie uciąć jeśli nie palec, to chociaż paznokieć u stopy, przedstawiała się nieco poważniej. Pracując tu od wielu lat i to w bliskim otoczeniu dowódcy, był z pewnością niejednokrotnie sprawdzany. Fakt posiadania rodziny, zajmującej się podejrzanymi procederami, nie jest łatwy do ukrycia w gęsto zaludnionym mieście. Musiał być więc bardzo dobrze i profesjonalnie ukrywany. Sebastien mógł być dobrze zakamuflowaną wtyczką, umieszczoną w szeregach straży przez którąś z osławionych w mieście grup trzęsących półświatkiem.
        Ikar musiał powstrzymać się, by nie zaśmiać się na myśl, iż ta wtyczka miała szansę spalić się przez głupie zaniedbanie i podobieństwo rysów twarzy. By móc do tego doprowadzić, musiał dożyć odpowiedniego momentu. Kiedy jednak takowy nadejdzie? Poza swoimi przypuszczeniami, nie miał nic do zaoferowania, a wcześniej dał się poznać jako świadek mało wiarygodny. Zresztą... Dlaczego właściwie miałby pomagać straży miejskiej? Od kiedy ich zmartwienia są jego zmartwieniami?
        Westchnął. Na tyle głęboko, na ile pozwalał mu opatrunek, po czym nareszcie oderwał wzrok od twarzy strażnika i przeniósł go na ścianę, na której próżno było już szukać śladu pająka.
- Nic nie przychodzi mi na myśl, ani przełomowa informacja, ani powód, dla której miałbym wam takowej udzielać.
Kątem oka z zadowoleniem obserwował zmieszanie widoczne na twarzy i w zachowaniu Sebastiena. Przypuszczał iż ów w napięciu oczekiwał właśnie czegoś dramatycznego i taki rozwój, będący zasadniczo zastojem sytuacji, był niemałym zaskoczeniem. Fakt, że strażnik po raz kolejny na potrzeby wizerunkowe musi zachowywać pozory sprzeczne z rzeczywistym stanem ducha, sprawiał mu satysfakcję, choć powstrzymywał się od otwartego gapienia się nań.
Nie doczekawszy się werbalnej reakcji, postanowił brnąć.
- Kiedy w takim razie będę mógł opuścić to miejsce? Wasz dowódca... Farrim, prawda? Wspomniał, że udało się wam dotrzeć do mojego prawnika, chciałbym móc nareszcie się z nim skontaktować. Jaki w ogóle jest mój status? Od kiedy to świadków przemocą przetrzymuje się w koszarach? Dziękuję pięknie za gościnę, ale nie chciałbym jej nadużywać.
Sebastien sprawiał wrażenie nieobecnego myślami.
- Muszę się skonsultować – wybąkał niepewnie, co stało w zaskakującej kontrze do jego wcześniejszej postawy.
- Dobrze! - wykrzyknął chłopak w odpowiedzi, robiąc obrażoną minę.
Mimo deklaracji, strażnik nie wychodził, zdawał się nad czymś zastanawiać. Ikar zastanawiał się nad tym z kim Sebastian będzie się konsultował i nad najbliższą przyszłością, o ile takowa nastąpi. Gdyby udało mu się wydostać z koszar, minie sporo czasu, nim będzie zdolny samodzielnie podróżować, czas ten musiałby gdzieś przeczekać. Gdyby straż miejska wspaniałomyślnie przekazała go pod opiekę Nichtza, powinien spróbować skontaktować się z Roth. Wiedział, że nie musi. Wiedział jak skutecznie zagłuszyć głos sumienia, ba, nie był wcale pewien, czy to co przemawia w jego umyśle, to w ogóle jest sumienie, czy obecny zwykle głos suflera, podpowiadający mu jak zachowałby się w tym momencie kierujący się zdrowymi emocjami człowiek i jak powinien odegrać swoją rolę. Roboczo założył jednak, że spróbuje podążyć za tymi podszeptami.
        Jakby wyczuwając moment podjęcia decyzji, Sebastien wstał nagle i bez słowa wyszedł z pomieszczenia. W drzwiach minął Stjernę, która długo odprowadzała go zdumionym spojrzeniem, następnie przenosząc je na Ikara. Ten wzruszył ramionami.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Długo stała pod murem, wpatrując się intensywnie w szlak niewielkich dziur na ziemi. Były to miejsca, z których wczoraj, za pomocą magi, wysunęła kamienie. Niektóre z nich wciąż leżały porozrzucane na drodze. Na jednym, znajdującym się najbliżej niej dostrzegła ciemne plamy krwi.
        Wyczekała moment, w którym uliczka nieco opustoszała i sięgnęła do kieszeni spodni. Wyjęła z niej upraną chustkę, którą zdecydowała się trzymać w pogotowiu. Następnie zatrzymała się na środku chodnika, zamknęła oczy i głęboko odetchnęła, skupiając się na swojej wewnętrznej magii. Sensoryczne wrażenia zaczęły przepływać przez jej umysł, gdy energia źródła zaczęła pulsować w jej wnętrzu. Poczuła wibracje otaczającego świata, które stały się dla niej centrum informacji. Rozluźniła się i pozwoliła swojej magii przeprowadzić się przez tę przestrzeń. Wizje i dźwięki zaczęły przenikać przez jej umysł, ukazując niejasne wycinki wydarzeń. Zobaczyła szybkie kroki, poczuła podmuch wiatru i zapachy, a także usłyszała dźwięki rozmów i śmiech przechodniów. Wszystko to łączyło się w mozaikę cudzych wspomnień, tworząc obraz tego co już dawno minęło. Po czasie wyłapała energię swojej aury, intensywną mieszankę srebra i żelaza o słodkim zapachu fuksji. Po chwili wyczuła kolejną, znajomą aurę, należącą do Ikara. Spostrzegła jego niewyraźną sylwetkę, sunącą wzdłuż jednej z kamienic. Naraz tuż za nim wyrosły dwie, wysokie wieże, rzucające posępny cień na jego postać. Roth widziała ich kontury, słyszała ciężki odgłos oddechów i czuła energetyczne odciski pozostawione przez nich na ziemi. Jednak w pewnym momencie, wraz z tym jak się zbliżali, ich aury zaczęły się rozmazywać i zniekształcać. Poczuła krew spływającą po ustach i pośpiesznie przytknęła chusteczkę do nosa. Nie traciła jednak łącza, usilnie podtrzymując go ze wszystkich sił. To jednak nie było wcale proste, coś wyraźnie blokowało odbiór aur, coś znajdującego się blisko tych mężczyzn.
        Otworzyła oczy. W samą porę, gdyż akurat minęła ją grupka kobiet wracających z targu. Przypatrzyły się jej uważnie, ale nie dostrzegając w niej żadnej godnej uwagi sensacji, szybko wróciły do swoich rozmów. Roth stała tak jeszcze przez dłuższą chwilę, dyskretnie odprowadzając przekupki, nim te na dobre nie zniknęły za zakrętem. Do tego co miała zrobić za chwilę, potrzebowała absolutnego skupienia. Zwolniła oddech, rozpraszając magię dookoła siebie. Skierowała swoje zmysły ponownie w kierunku słabych sylwetek dwójki napastników. Odkryła subtelne wibracje, wskazujące na magiczny talizman, który nosił jeden z nich. Skupiła swoją uwagę na tym punkcie i zaczęła wchodzić w interakcję z magią tego przedmiotu. Jej umysł analizował strukturę amuletu, szukając słabych stron, które mogłaby wykorzystać. W końcu, po chwili koncentracji, dostrzegła słabą plamę w magicznej barierze talizmanu, jednak w miarę jak jej energia wdzierała się w tę barierę, odczuła silną reakcję. Nagle siła zaklęcia wybuchła, odrzucając ją z impetem. Zaskoczona, nie miała szansy się obronić. Zderzyła się plecami o ścianę kamienicy, tracąc dech. Nieznośny ból przeszył całe jej ciało, a magia, którą dotychczas wokół siebie zbierała osłabła. Odchyliła głowę, zaciskając mocno szczękę. Powoli otworzyła oczy i z głębokim oddechem podniosła się z ziemi. Talizman był silniejszy, niż przypuszczała. To był precyzyjny kunszt wysoko wykwalifikowanego maga. Podejrzewała, że został wytworzony z domieszką złota, podtrzymującego siłę zaklęcia. Zapewne kosztował majątek i szczerze wątpiła, żeby pierwszego lepszego złodzieja z ulicy było stać na takie zabezpieczenia. Roth zmrużyła gniewnie spojrzenie.
        Musiała jak najszybciej rozmówić się z Ikarem.

        Nieco kuśtykała, z powodu urazu kostki spowodowanej upadkiem na ziemię, ale ostatecznie udało się jej przedrzeć przez zatłoczone ulice wprost do posterunku. Nawet już nie chciała podnosić wzroku, aby przyjrzeć się strażnikom stojącym przy wejściu. Po zbyt częstych odwiedzinach w tym miejscu naraz wszyscy funkcjonariusze zaczynali wyglądać do siebie niepokojąco podobnie.
        Pierwszym kogo spotkała w środku był Sebastien. Zamykał właśnie drzwi do jednej z cel. Tuż za nim dostrzegła oficera, rozmawiającego z dwójką innych strażników, kobietą i mężczyzną. Po krótkim namyśle nie chciała rozmawiać z żadnym z nich i po prostu poszukać kogoś innego, kto zgodziłby się jej pomóc. Niestety Sebastien zdążył ją zauważyć.
        Podszedł do niej z uśmiechem, którego nie odwzajemniła.
        -Co tu robisz? Farrim nie będzie zadowolony gdy cię zobaczy. Polecił ci odpoczywać.
        -Nie wróciłabym gdybym nie miała na to sił. Przyszłam, bo wciąż niepokoi mnie stan mojego towarzysza. Nie powiedzieliście mi za wiele o tym jak się czuje. Chciałabym go zobaczyć.
        Nie mówiła głośno, a mimo wszystko tuż nad ramieniem Sebastiena dostrzegła, jak kobieta biorąca udział w rozmowie z oficerem naraz delikatnie przekrzywiła głowę w ich stronę, jakby zaalarmowała tematem, który poruszyli. Roth w momencie uciekła spojrzeniem, ale była prawie pewna, że nieznajoma im się przyglądała.
        -Przykro mi, ale to wykluczone, jego pobyt tutaj nie przewiduje odwiedzin, w końcu to nie szpital. - powiedział, po czym przybliżył się do niej konspiracyjnie i dopiero wtedy, kontynuował ściszonym głosem. - Dałem ci słowo Roth, że nie grożą mu żadne poważne konsekwencje, nie musisz się martwić.
        Ona miała na ten temat odmienne zdanie.
        -Czuję odpowiedzialność za jego zdrowie. Obaj dobrze wiemy, że ci nieznajomi chcieli mnie nastraszyć, być może nawet planowali mnie zabić, w każdym razie to ja byłam głównym celem, a Ikar stanowił przypadkową ofiarę całego tego zajścia… - wyjaśniła, znowu dyskretnie zerkając w stronę jasnowłosej kobiety. Wykazywała żywe zainteresowanie na wzmiankę o imieniu młodzieńca. Czyżby wiedziała coś więcej? Roth naprawdę chciała wierzyć, że to nie zwykła ciekawość skłaniała funkcjonariuszkę do podsłuchiwania. Postanowiła zaryzykować i podać jej jak najwięcej przydatnych informacji. Być może istniała możliwość, że jakoś mu je przekaże.
        -Należą mu się moje osobiste przeprosiny. - dodała po chwili, orientując się, że od dłuższej chwili trwała w zawieszeniu myśli, które mogło wydać się Sebastienowi podejrzane.
On jednak wyglądał na nieco zaskoczonego.
        -Przeprosiny? Byłby martwy, gdybyś go nie obroniła.
        -To ja zaproponowałam mu, że go odprowadzę, nie myśląc o konsekwencjach tej decyzji. Nie zakładałam, że wieści o moim przybyciu na posterunek tak szybko się rozniosą. Większość instytucji wam podobnych w innych królestwach dokłada starań o anonimowość najętego czarodzieja i szczerze powiedziawszy to pierwszy raz, kiedy zaraz po moim pojawieniu się w mieście ktoś tak szybko decyduje się mnie pozbyć. Oczywiście to nie pierwszy raz, ale zazwyczaj zajmuje to kilka dni, nim ktoś ostatecznie się tego podejmie.
Gdy to powiedziała Sebastien naraz wydawał się nieco niezręczny. Jego spojrzenie niepewnie krążyło po pomieszczeniu, a zaniepokojenie malowało się na jego twarzy, chociaż starał się utrzymać niewzruszoną minę.
        -Dlaczego? - zagadnął dość niepewnie, a Roth uniosła pytająco brew, wtedy się spłoszył, ale jednocześnie wiedział, że zaprzepaścił okazję do odwrotu. Chcąc nie chcąc musiał dopowiedzieć to co leżało mu na końcu języka. - Dobra siatka informacja jest w stanie wyłapać wiele przydatnych informacji w bardzo krótkim czasie. W Fargoth działa wiele organizacji, które przez lata wypracowały sobie niezawodny przepływ informacji. Jeśli ktoś widzi natychmiastową korzyść w zaszkodzeniu ci to dlaczego miałby z tym zwlekać?
        -Ile tak naprawdę wiesz o czarodziejach? -zapytał, skupiając na nim swoje spojrzenie.
        -Stosunkowo niewiele. - odpowiedziała, a w jego głosie dało się wyczuć ostrożność. Zorientował się, że stąpa po cienkim lodzie.
        Roth omal się nie uśmiechnęła.
        -Nie sądzisz, że to głupia decyzja tak po prostu napadać na osobę o bliżej nieokreślonych zdolnościach magicznych? Nigdy nie wiesz, czym może cię zaskoczyć.
        -To prawda… - przyznał, choć ani trochę nie brzmiał na przekonanego. Sprawiał wrażenie, jak gdyby nieco się zagubił. - Ty ich czymś zaskoczyłaś? - dopytał, a na jego twarzy malowało się żywe zainteresowanie.
        -Nie. Wolę nie afiszować się ze swoimi umiejętnościami, jeśli wiesz, co mam na myśli. - odpowiedziała, a w jej głosie słychać było delikatną nutkę tajemniczości. Celowo nie wspomniała o tym, że wtedy nie miała nawet na tyle energii, aby móc zaprezentować cokolwiek ze swoich prawdziwych możliwości Co prawda odsłoniła jedną z kart, zdradzając swoje zdolności telekinetyczne, ale naprawdę ciężko było nazwać miotaniem kamieniami jakimś wielkim kunsztem magicznym. No i wciąż była to dobra przykrywka do niezdradzenia swoich zdolności względem kręgu żywiołu ziemi.
        -Oczywiście.
        Między nimi nastała chwila ciszy. Sepinroth skorzystała z okazji i zerknęła w stronę swojej bliżej nieokreślonej sojuszniczki. Bardzo chciała ją tak potraktować. Kobieta chyba stała bliżej niż wcześniej, ale Roth nie potrafiła tego jednoznacznie stwierdzić.
        -Kto będzie badał tę sprawę? - zagaiła, próbując wyciągnąć z niego coś jeszcze. Wyczytała jednak z jego postawy i zaciętej miny, że rozmowa niechybnie zbliżała się ku końcowi.
        -Ja.
        Nie zawahał się, choćby przez chwilę. Roth zaczęła się zastanawiać, czy już czuł zimny dotyk niepokoju na karku, lub czy podejrzewał, że czegoś się domyślała. A ile mógł wiedzieć Ikar? Jeśli z jakiegoś powodu posiadał podobne podejrzenia do niej, to jak musiał się czuć zamknięty i zdany na łaskę ludzi, na których dodatek profesją gardził? Szczerze współczuła mu tych chwil, spędzonych pod ich opieką.
        -W takim razie dopilnuj, proszę, żeby sprawcy jak najszybciej się znaleźli.
        -Taka jest moja praca. - odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy, choć nie wytrzymał długo i po kilku sekundach opuścił wzrok.
        -I gdybyś mógł, przekaż, proszę Ikarowi, że chciałam go odwiedzić i z nim porozmawiać. Mam nadzieję, że szybko powróci do zdrowia.
        Przytaknął, lecz Roth wcale nie mówiła już do niego tylko do kobiety, która naraz jak tknięta czarodziejską różdżką powiedziała coś do oficera i drugiego mężczyzny, po czym przeszła przez korytarz, kierując się w stronę schodów.
        Sepinroth uznała to za ostateczne potwierdzenie swoich domysłów.
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

         Szpakowaty mężczyzna, który wszedł do pokoju wyglądał na sekretarza i to z każdej strony. Zdradzały go przede wszystkim poplamione atramentem palce i mankiety oraz oczy, które mimo półmroku mrużył, gdy przychodziło mu patrzeć na coś oddalonego odeń na odległość większą niż zasięg ręki.
- Grimns ma dla ciebie jakieś kwity do podpisania – wymamrotał sennie, a to, że niewyraźne słowa kierował do Stjerny, wywnioskować można było wyłącznie z kontekstu, bowiem ich autor za wszelką cenę starał się nie patrzeć ani na nią, ani na Ikara, nerwowo wędrując wzrokiem od własnych, poczerniałych palców, do kąta sufitu.
- Oby był to czek z żołdem – westchnęła strażniczka unosząc się z krzesła, na którym przesiedziała minione parę godzin, spędzonych na rozmowie o rzeczach tak wzniosłych jak i niskich.
- Zostań tu, z naszym „pacjentem”, to nie powinno potrwać długo. Na pewno znajdziecie wspólne tematy do dyskusji! - rzuciła już w drzwiach, tłumiąc śmiech.
Ikar, w lot chwytając w czym rzecz, uśmiechnął się do nowoprzybyłego się tak przyjaźnie, że aż podejrzanie, wzrokiem wskazując mu zwolnione przez Stjernę krzesło. Sekretarz nerwowo ojebrzał się za wychodzącą kobietą, jakby czekając na jej polecenie, a niedoczekawszy się, założył najwidoczniej, że w obecnej chwili dowodzi tu Ikar. Przez chwilę dreptał w miejscu, jak zawstydzone dziecko, po czym, z ociąganiem usiadł. Szybko przemyślał jednak sprawę i spróbował odsująć mebel od łóżka, odpychając się nogami od podłogi, który to zamiar zniweczyło skrzypnięcie krzesła o podłogę, wyzbywając go resztek śmiałości. Doskonale sdając sobie sprawę z tego jak bardzo peszy swojego tymczasowego stróża, Ikar uparcie wpatrywał się w niego, podczas gdy ten zajęty był skubaniem guzika przy kołnierzu koszuli i unikaniem patrzenia w jego kierunku.
        - Tropisz groźnych bandytów, tak? - zagadnął, gdy gryzipiórek wyczerpał zasób nerwowych tików i przerwawszy macanie mankietów, powrócił do guzika.
Mężczyzna zacisnął usta i wybałuszył oczy, jakby zamiast nerwów dokuczały mu jelita, długo myślał nad odpowiedzią.
- Można tak powiedzieć – wymamrotał wreszcie.
- Wspaniale! - ucieszył się Ikar, przekonany, że nie doczeka się reakcji – Jaki wydział?
- Przestępstwa skarbowe.
- Ach, cudnie, dymasz więc biednych, by nakarmić bogaczy, chwalebne.
Urzędnik przez pewien czas kiwał w zamyśleniu głową, po czym spojrzał na niego po raz pierwszy, a twarz miał taką, jakby chłopak odkrył właśnie jego najwstydliwszy sekret.
- To duże uproszczenie! - oburzył się piskliwie – I krzywdzące!
Ikar uśmiechnął się przepraszająco, niemal zrobiło mu się go szkoda.
        Od przedłużającej się, niezręcznej ciszy, wybawiła ich Strejrna wpadając do pokoju niczym meteor.
- Możesz iść – rzuciła na wejściu do zmartwiałego na krześle mężczyzny, który niemal nie unosząc się z niego, wybiegł z pomieszczenia, przymominając w tym, dla odmiany, raczej szczura.
Ikar spojrzał na strażniczkę pytająco.
- Młoda dziewczyna, jasne włosy, czerwone oczy, mówi ci to coś?
- Mówi – odparł spokojnie, nie pozwalając, by wewnętrzne ożywienie, które w nim nastąpiło, uzewnętrzniło się.
- Chciała się z tobą widzieć, nie pozwolili jej.
- Jakoś mnie to nie dziwi. Kto konkretnie jej na to nie pozwolił? - spytał, jakby od niechcenia.
- Sebastien.
- Biegłaś to, by mi o tym powiedzieć?
Stjerna, wyraźnie zaskoczona pytaniem, zamilkła z otwartymi ustami, dopiero po chwili przypominając sobie, by je zamknąć i przeanalizować powody swojego postępowania.
- Widać było, że zależy jej, by się z tobą spotkać, wyglądała za zmartwioną twoim stanem… - wyjasniła wreszcie.
- Nie tłumacz się – upomniał ją pogodnie – Dziękuję, że mi o tym mówisz i dziękuję, że pomyślałaś, że może to być dla mnie ważne.
- To ta magiczka? - spytała półgłosem, jakby bojąc się, że ktoś podsłucha.
- No i masz – obruszył się teatralnie – I to ma być tajemnica, tak?
- Nie denerwuj się, niewielu tutaj wie kim ona jest, odsuwają mnie co prawda od pracy w terenie, ale informacje nadal do mnie docierają, jestem, było nie było, oficerem – mówiąc to skrzyżowała ręce na piersi, przyjmując pozę pełną godności i autorytetu.
- Więc ją odprawili… - podsumował gorzko Ikar, kiwając głową.
- Odprawili. Chciała cię przepraszać.
Wzruszył ramionami.
- Bywa.
- Kim ona dla ciebie jest?
Uniósł na nią wzrok, zastanawiając się przez chwilę, czy uciekać się do kłamstwa. Wreszcie zdecydował się na prawdę, Stjerna bez wątpienia była obdażona lotnym umysłem i zmysłem obserwacji.
- Nie wiem. Jeszcze nie wiem. Ale ja też mam jej coś do powiedzenia. I teraz, gdy wróciła, jest to dla mnie bardzo ważne.
Strażniczka pokiwała głową, na znak, że rozumie.
- Słuchaj – podjął, nie doczekawszy się komentarza i nie spodziewając się go – Nie będę Cię prosił, byś postąpiła wbrew zasadom, nie będę cię prosił, byś ryzykowała karierą…
- Sebastien coś kręci - wtrąciła się dość ostro, zaskoczyła go.
- Taaaak, Sebastien coś kręci – powtórzył powoli.
- Teraz ty słuchaj, za chwilę skończę zmianę, nikogo nie będzie interesowało co robię w wolnym czasie, a dokąd nie zdradzam tajemnic słuzbowych, nie mam sobie nic do zarzucenia. A tego fiuta mam powyżej uszu, myślisz, że ile czekałam na jego stanowisko, a on po prostu pewnego dnia pojawił się, cholera wie skąd i trzęsie tą budą w najlepsze… - urwała, onieśmielona własnym wybuchem.
- No właśnie – podsumował Ikar, szczerze uradowny jej reakcją.
- Wiesz, gdzie ją znaleźć? - spytała, wygładzając mundur, jakby obawiała się, że jej nastrój odbija się w zagnieceniach na służbowym odzieniu.
- Nie wiem. Zatrzymała się chyba w jakimś pensjonacie, mniej więcej mogę określić kierunek. Jako miejscowa zorientujesz się w tym trochę lepiej.
- Co jej przekazać?
Zamyślił się. Wiedział niewiele. Prócz jego domysłów, niewiele było konkretów, które mógł przekazać Roth, więcej podpowiadała mu intuicja, ale tego, czego się domyślał, nie chciał powierzać Stjernie. Musiał za wszelką cenę wydostać się z koszar.
- Przekaż jej to, czego sama się domyśliłaś i co możesz jej powiedzieć. Niech i ona wie, że Sebastien coś kręci. I niech dowie się o Nichtzu, on powinien mieć nieco większą siłę przebicia w dyskusji z dzielnymi funkcjonariuszami, niech mnie stąd wyciągną.
Przez chwilę patrzyła na niego kalkulując w myśli, przez moment myślał, że odmówi.
- Dobrze.
- Krótko i na temat. Dziękuję.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Zbliżał się wieczór i większość magicznych warsztatów była już dawno zamknięta. Z tego względu Roth odłożyła zapoznanie się z kunsztem tutejszych rzemieślników na następny dzień. Dokładnie zapamiętała wszelkie szczegóły talizmanu, noszonego przez jednego z napastników. Postanowiła wypróbować swoich sił w rysunku i postarać się odwzorować wygląd przedmiotu. W tym celu zakupiła na straganie zwykły, prosty ołówek i kilka kartek papieru, wiedząc, że szkic na pewno nie uda się za pierwszym razem. Nie miała co prawda wielkich nadziei względem swoich starań. Odnalezienie maga odpowiedzialnego za skonstruowanie amuletu nie będzie proste. Ten, kto go zakupił, zapewne skontaktował się z magiem prowadzącym nieoficjalną działalność. Liczyła jednak, że jeśli była to osoba o jakiejkolwiek renomie, to być może charakter jego dzieł był znany lokalnym twórcą, którzy byliby w stanie nakierować ją na konkretne poszlaki. Dalsze planowanie i zmartwienie się tym faktem musiało jednak poczekać.
        W Wilczym Jarze ponownie przywitała ją uśmiechnięta twarz Teodora. Podczas jej nieobecności na kontuarze pojawiły się wystrugane z drewna figurki wilków. Rzeźby zostały wykonane z wielką precyzją i umiejętnością, oddającą dziką i majestatyczną naturę tych zwierząt. Roth podeszła bliżej, aby móc się im lepiej przyjrzeć. Wataha wilków dumnie stała, ustawiona w dynamicznej formacji. Ich groźne, ale jednocześnie eleganckie pozy wydawały się zastygłe w czasie, jakby były uchwycone w trakcie pełnej werwy pogoni przez oświetlony księżycem las.
        -Te drewniane wilki są naprawdę niezwykłe. Pańska sztuka i dbałość o szczegóły są porażające. - przyznała, wprost nie mogą powstrzymać się od komentarza. - Mogę?
        Teodor przytaknął z uśmiechem i podał jej do ręki jedną z figurek. Gładka powierzchnia drewna była przyjemna w dotyku.
        -Od jak dawna pan rzeźbi?
        Mężczyzna uniósł złączone dłonie, po czym rozchyli je w przeciwne strony, zataczając nimi zamaszyste łuki.
        -Całe życie? - dopytała, nie będąc pewną czy dobrze zinterpretowała jego gest, a on pokiwał potwierdzająco głową. Dzięki temu Roth domyślała się, że Teodor nie chce bądź nie może mówić. Co ciekawe jednak nie przeszkadzało mu to w swobodnym uzewnętrznianiu, gdyż jego pasja do rzemiosła mówiła sama za siebie. Miał niebywale wrażliwą duszę.
        Roth delikatnie odłożyła drewnianego wilka z powrotem na kontuar, przytakując wdzięcznie do mężczyzny. Następnie gestem wskazała na figurki, jeszcze raz, choć tym razem milcząco wyrażając swoje podziw dla jego talentu. Uśmiech Teodora rozszerzył się, a spojrzenie błyszczało wdzięcznością za uznanie jego pracy.
        Chciała kontynuować rozmowę, ale w tej samej chwili dzwoneczek przytwierdzony do drzwi pensjonatu zadzwonił, obwieszczając przybycie gościa. Roth odwróciła się i spostrzegła stojącą w przejściu postać kobiety. Ubrana w prostą koszulę, ciemną spódnicę i krótką pelerynkę z szerokimi rękawkami tak typową dla tutejszych mieszczanek, nie wyróżniała się niczym szczególnym. Wystarczyła jednak chwila, aby Roth skojarzyła ją z posterunkiem straży i rozmową z Sebastianem. Nim nieznajoma zdążyła do niej podejść, Roth wróciła pośpiesznie wzrokiem do Teodora. Próbując przypomnieć sobie ruchy dłoni oznaczające konkretne słowa, zapytała go na migi, czy może zaprosić do swojego pokoju gościa. Chyba nie popełniła błędu, bo właściciel pensjonatu przytaknął i na dodatek dał jasno do zrozumienia, że pozostanie to ich wspólną tajemnicą. Roth uśmiechnęła się do niego życzliwie, po czym już całą swoją uwagę poświęciła tajemniczej strażniczce, czekającej w przejściu.
        -Porozmawiamy? - zapytała, kiedy Roth podeszła bliżej.
        -Oczywiście, zapraszam do siebie. Pokój pod numerem dziwiętnaście. - poinstruowała, przepuszczając ją przodem na schodach.
        Kobieta bez wahania weszła na stopnie. Roth przez chwilę odprowadzała ją wzrokiem, aż naraz tknęła ją pewna myśl. Zerknęła przez ramię w stronę wejścia do salonu. Tak jak przypuszczała, dostrzegła znajomego już elfa, siedzącego na swoim ulubionym miejscu. Coraz bardziej zastanawiało ją, czym może się zajmować, że poświęca temu całe dnie. Pozostawiając sobie miejsca na domysły, zaczęła wspinać się na piętro.
        Funkcjonariuszka czekała przy właściwych drzwiach, stojąc prosto, z ramionami przylegającymi do boków. Nawet w tak zwykłej pozie emanowała autorytetem, który najwidoczniej nie opuszczał jej również po godzinach pracy. Sepinroth wyjęła klucze z kieszeni. Będąc już w pokoju, nieznajoma rozejrzała się wokół, zwracając uwagę na drobne detale i wystrój. Zajęła miejsce na krześle, podczas gdy czarodziejka usiadła naprzeciwko niej, pełna ciekawości. Jeszcze przed tym zdjęła z siebie pelerynę, którą odwiesiła na haczyk. Obydwie kobiety spojrzały na siebie. Roth czuła, że jest właśnie dokładnie oceniania, nie wiedziała tylko w jakiej kategorii.
        -Podporucznik Stjerna Dernel. - zaczęła strażniczka, wyciągając rękę ponad stół.
        Roth pośpiesznie zdjęła rękawiczkę i podała swoją.
        -Sepinroth, ale proszę, mówi mi Roth. - odparła, za wszelką cenę starając się ukryć grymas spowodowany mocnym uściskiem podporucznik. Skórę Roth zapiekło tysiące małych iskierek.
        Po krótkim zapoznaniu się znowu zapadła chwila ciszy, jakby naraz obie zapomniały, po co właściwie się spotkały.
        -Nie pomyliłam się prawda? - odezwała się w końcu strażniczka. - Masz coś konkretnego do przekazania Ikarowi?
        -Tak, ale w pierwszej kolejności chciałabym, żeby ktoś wreszcie powiedział mi prawdę. Jak on się czuje?
        -Całkiem dobrze, a z upływem czasu jest z nim coraz lepiej. Ma założone kilka szwów, jest też dość mocno potłuczony, ale poza tym dobry humor i chęć debatowania na nawet najbardziej błahe tematy wcale go nie opuszczają. - odparła, a wzmianka o nieustannie rozprawiającym Ikarze przywołała na usta Roth nieznaczny uśmiech. - Również chciałby się z tobą zobaczyć i jedynym sposobem na to jest wyciągnięcie go z koszar.
        W oczach Roth jawiło się to jako spore wyzwanie, którego z niewiadomych dla siebie przyczyn była gotowa się podjąć.
        -Jak mogę pomóc?
        Stjerna podsunęła bliżej krzesło i nachyliła się w stronę Roth. Nim jednak cokolwiek powiedziała, spojrzała najpierw w stronę okna, a potem na drzwi, jakby w obawie, że ktoś mógłby podsłuchiwać. To zapewne jeden z tych nawyków, które raz nabyte już nigdy nie znikało i Roth współczuła jej tego przewrażliwienia na punkcie otoczenia, mimo wszystko również się przybliżyła. Tak na wszelki wypadek.
        -Ma znajomego, prawnika. - to mówiąc, wyjęła z kieszeni pelerynki złożoną kartkę papieru, którą następnie wysunęła w stronę Roth. - Zapisałam jego imię i nazwisko, a także ulicę, na której mieści się jego kancelaria. Jeśli ktoś będzie w stanie zainterweniować w sprawieIkara ze skutkiem, to tylko on.
        Roth przejęła zwitek papieru, na którym odczytała wspominane informacje zapisane równym i schludnym charakterem pisma.
        -To jeszcze nie wszystko… - dodała pośpiesznie Stjerna, ściszonym głosem. - Zarówno ja jak i Ikar podejrzewamy, że Sebastien coś kręci.
        -No to już jest nas trzech, również przestałam mu ufać. - odparła Roth, jednocześnie odczuwając autentyczny żal z powodu wypowiedzianych słów. Sebastien był pierwszą osobą w tym mieście, która wykazała się wobec niej życzliwością. Naprawdę wierzyła, że wynikała ona z jego przyjaznego usposobienia, a nie zwykłej gry aktorskiej. Wszelkie maski jednak szybko opadały i ukazały śliskiego gada w przebraniu… ale lepiej późno niż wcale. Zrozumiała, że od tego momentu musiała być niezwykle ostrożna wobec innych, niezależnie od pozorów życzliwości.
        W tym wypadku mogło być podobnie, dlatego chłodne, przeszywające oczy Roth spoczęły na Stjerne, przekazując jednoznaczną wiadomość o nagłej niechęci i zdystansowaniu wobec niej. Stjerna próbowała wytrzymać ten wzrok, w końcu nie była miękka, ale ostatecznie po dłuższej batalii ugięła się, spoglądając na swoje splecione dłonie. Roth natomiast wciąż zastanawiała się co dalej? Ikar chyba ufał tej kobiecie, a przynajmniej na tyle, aby ją tutaj wysłać. Faktycznie od początku nie próbowała zamydlić im oczu sztuczną kurtuazją tak jak Sebastien.
        -W ogóle mi nie ufasz prawda? - zauważyła trafnie, podczas gdy Roth zaczęła stukać niecierpliwie palcem o blat. - Słusznie, po tym co przeszłaś na twoim miejscu, również byłabym ostrożna.
        -Ile wiesz z tego kim jestem i co potrafię?
        Roth nie siliła się już dłużej na uprzejmy ton. Zechciała zabrzmieć oschle i konkretnie, jak osoba która nie lubi gdy ktoś z nią pogrywa. Stjerny to jednak wcale nie zraziło. Zapewne po latach przesłuchań przestała zwracać uwagę na wszelkie próby wywarcia na niej presji.
        -Wiem, że jesteś magiem to do tego całkiem zdolnym. Wytropiłaś Ikara, choć ten zbiegł z miejsca zdarzenia. Och! Nie patrz tak na mnie. Jestem kobietą na wysokim stanowisku w środowisku zdominowanym przez mężczyzn, żeby utrzymać się na powierzchni dokładam wszelkich starań, aby wiedzieć co dzieje się za moimi plecami. Wypracowałam swoje sposoby.
        -Słusznie, ale właśnie z tego powodu ciężko zaufać komukolwiek z was. Ilu jest takich jak ty, którzy mają swoje własne sposoby na wydobywanie informacji? Czy cokolwiek na waszym posterunku może być tajemnicą dłużej niż kilka sekund?
        -Nie jestem jak Sebastien i dobrze o tym wiesz. - odparła stanowczo Stjerna. Sprawiał przy tym wrażenie, jak gdyby słowa Roth zdołały ją urazić. - Pewnie był dla ciebie bardzo miły, prawda? Dla wszystkich taki jest, ale wyczuwam w tym fałsz na kilometr. Ja nie ukrywam swoich intencji. Jeśli okaże się, że jest zamieszany w jakieś szemrane interesy, to tylko na tym zyskam. Rozumiesz? Nie działam charytatywnie, mam w tym swój interes.
        Roth wsłuchiwał się w te słowa z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Argumenty Stjerny brzmiały nawet przekonująco, zwłaszcza w kontekście dość niepewnej pozycji, jaką zajmowała na posterunku. Niewątpliwie musiała być niezwykle czujną i zdeterminowaną, aby dotrzymać kroku innym i poznać to, co przed nią celowo zatajano. Z tego względu Roth postanowiła dać jej szansę.
        -Przekaż Ikarowi, że byłam dzisiaj w miejscu napaści i użyłam magi, żeby dowiedzieć się kto nas zaatakował. - oznajmiła bez ogródek, na co Stjerna zamrugała kilkukrotnie, wyraźnie zaskoczona tą nagłą zmianą tematu.
        -No i? Udało się?
        Sepinroth tylko pokręciła przecząco głową.
        Widząc to Stjerna również nieco sposępniała. Osunęła się na oparcie, odciążając swoje dotychczas sztywno wyprostowane plecy.
        -Na czym właściwie polegają te twoje sztuczki? - zagadnęła nieśmiało, ale po chwili pożałowała, przyjmując na siebie ciskające gromami spojrzenie Roth.
        -Sztuczki? Jestem magiem, a nie cyrkowcem. - odparła z pewnym sarkazmem w głosie.
        -Wybacz, nie chciałam cię urazić.
        Roth tak właśnie podejrzewała, ale wolała zawczasu jasno i wyraźnie nakreślić, że nie lubi podobnych określeń i wolałaby nie słyszeć ich w przyszłości. Po byle sztuczce nie krwawiłaby z nosa, ani nie czuła przemożnego zmęczenia związanego z utratą energii. Magia miała swoją cenę, ale tego niemagiczni nigdy nie będą w stanie pojąć. Nie mogła więc winić Stjerny o popełnioną gafę i już z większym spokojem przeszła do wyjaśnień.
        -W dużym uproszczeniu umiem dowiedzieć się, co zaszło w danym miejscu, jacy ludzie tam przebywali i co robili, a na podstawie tego jestem w stanie ich wytropić.
        -Niesamowite. - przyznała, a wyraz jej twarzy faktycznie był pełen podziwu i zdumienia.
        -Nie zawsze jednak wszystko działa tak, jak powinno. Istnieją sposoby, aby przeszkodzić mi w odczytywaniu przebiegu wydarzeń. Jednym z nich na przykład jest noszenie konkretnych, magicznych talizmanów.
        -Niech zgadnę, jeden z napastników takowy posiadał? - zapytała Stjerna.
        -Tak. - przyznała gorzko Roth. - Został zaklęty w taki sposób, że ukrywa tożsamość właściciela i zakłóca odbiór otoczenia. Gdybym bardzo się postarała i poświęciła na to więcej czasu, to być może udałoby mi się przebić przez zaklęcie i odkryć aurę drugiego napastnika, tego bez talizmanu. Niestety wciąż nie doszłam do siebie po całym tym incydencie, a im więcej czasu minęło od tego wydarzenia, tym trudniej jest mi cokolwiek zobaczyć, czy poczuć.
        -Rozumiem, czyli nie pozostaje nam nic innego jak przeprowadzić klasyczne śledztwo z tradycyjnym wyznaczaniem poszlak i kierowaniem się intuicją. - Stjerna naraz wydała się bardzo podekscytowana tą wizją, a Roth miała wobec tego własne podejrzenia. Po ich dotychczasowej wymianie zdań jasnym stało się, że podporucznik nie znała się na magii, ale w swoim fachu czuła się jak ryba w wodzie. Fakt, że zostaną zmuszeni zdać się właśnie na jej wachlarz umiejętnościach, zapewne przysporzył ją o nagły wzrost pewności siebie.
        -Zapytam jeszcze raz. Na pewno chcesz brać w tym udział? To bardzo duże ryzyko. Sebastien jest od ciebie wyższy rangą i to jemu przydzielono prowadzenie sprawy, co więcej będzie teraz bardziej ostrożny w tuszowaniu swoich działań. Jeśli zorientuje się, że za bardzo się tym interesujesz, to możesz ściągnąć na siebie problemy. Utrzymanie się na stołku jest tego warto?
        Stjerna prychnęła ostentacyjnie na te słowa.
        -Nie chcę całe życie siedzieć na jednym „stołku”, mierzę wyżej, a prawda jest taka, że jeśli chcę cokolwiek jeszcze osiągnąć w swojej karierze, to nie mam na to innego sposobu, muszę zdać się na ryzyko. - w jej głosie wyraźnie było słychać gniew i frustrację związane z obecną sytuacją. Dzięki nim Roth miała już pewność, że Stjerna nie odpuści w swoim planie, była zdeterminowana i zmotywowana. - Jeszcze jakieś przemyślenia?
        Owszem, Sepinroth miała ich jeszcze kilka, w większości obaw o to czy ta nadgorliwość ze strony pani podporucznik nie przysporzy im przypadkiem dodatkowych problemów. Ostatecznie jednak zdecydowała się nie poruszać już więcej tego tematu, a przynajmniej nie z nią. Była za to ciekawa opinii Ikara w tej kwestii.
        A skoro już o nim pomyślała…
        -Na pewno cenne w sprawie mogą okazać się zeznania Ikara. Istnieje szansa, że zapamiętał jakieś szczegóły, które okazałyby się kluczowe.
        -Wydaje mi się, że gdyby coś wiedział, to raczej by się z tym ze mną podzielił.
        Roth uniosła brew w zdumieniu, nieco w to nie dowierzając. Nie skomentowała jednak pewności Stjerny, nawet jeśli na usta cisnęło się sarkastyczne „Och? Doprawdy?”.
        -Podsumujmy nasz plan działania. - powiedziała zamiast tego. - Przekaż Ikarowi to wszystko, co ci powiedziałam i zapewnij go, że skontaktuje się z jego prawnikiem. Odwiedzę kancelarię jutro z samego rana. Byłabym również wdzięczna gdybyś wypisała mi na kartce wszystkie znane w mieście nazwiska magów zajmujących się kreomagowaniem. - to mówiąc, podsunęła Stjernie czystą kartkę i ołówek, który zakupiła tego popołudnia na targu. Funkcjonariuszka bez zbędnego ociągania przeszła do dzieła, podczas gdy Roth kontynuowała wątek. - Pamiętam mniej więcej jak wyglądał talizman, a to już jakiś punkt zaczepienia. Należałoby przejść się po warsztatach i nieco zinfiltrować tę branżę, ale nie wiem kiedy będę miała na to czas, biorąc pod uwagę fakt, że jutro zaczynam nowe zlecenie. Wydaje mi się, że Farrim będzie chciał mieć mnie na oku.
        -Ten stary szakal? - oburzyła się naraz Stjerna. - Na twoim miejscu bym mu nie ufała. Co do czasu wolnego to u mnie też nie lepiej. Pracuję głównie na pierwsze zmiany, więc gdy wychodzę z posterunku, to większość warsztatów jest już zamknięta, ale jeśli uda ci się w miarę precyzyjnie odwzorować wygląd tego talizmanu to mogę przekazać szkic Ikarowi. Jestem pewna, że wkrótce poczuje się lepiej, a gdy zostanie wypuszczony z koszar, to może mógłby odwiedzić kilku rzemieślników i rzucić okiem na ich dzieła. - urwała na moment, po czym podała zapisaną kartkę Roth. Na liście widniały zaledwie cztery nazwiska, bardzo niewiele biorąc pod uwagę, że znajdowali się w stolicy królestwa. - To wszyscy, których kojarzę, choć jest ich zapewne o wiele więcej. Nigdy nie interesowałam się tym tematem. - powiedziała na swoją obronę, zapewne dostrzegając rozczarowanie malujące się na twarzy czarodziejki.
        -To zrozumiałe. - odparła, składając papier na kształt niewielkiego kwadratu. - Co do Ikara… Nie jestem pewna czy to dobry pomysł, żeby obarczać go tym obowiązkiem. W ocenie takich przedmiotów dobrze byłoby posiadać, choć podstawową wiedzę magiczną. Poza tym skąd mamy pewność, że w ogóle chciałby brać w tym udział? Prawie nie przypłacił życiem i na jego miejscu nie pakowałabym się w to drugi raz.
        Stjerna wzruszyła ramionami, jakby od niechcenia.
        -Nie wiem, sprawiał wrażenie, jakby naprawdę mu na tym zależało… wiesz, żeby dowiedzieć się kto za tym wszystkim stoi.
        Pytanie tylko dlaczego, zastanawiała się Roth. Na pewno nie kierował się zwykłym poczuciem sprawiedliwości, w końcu poznała go tylko dlatego, że uciekł z miejsca zdarzenia, nie sprawiał też wrażenia mściwego, więc pewnie nie szukał winnych, aby się na nich odpłacić. Do głowy nie przychodziły jej żadne racjonalne powody, dla których mógłby dalej brnąć w tą sprawę.
        -Nie będę go do niczego namawiać, postąpi tak, jak uzna za stosowne. - odparła wreszcie, zmęczona ciągłym snuciem domysłów. Nie spodziewała się jednak, że jej słowa tak rozbawią Stjerne, która niespodziewanie zachichotała pod nosem. Roth spojrzała na nią z zapytaniem w oczach.
        -Wybacz, po prostu bawi mnie ten wasz wzajemny stosunek do siebie. - oznajmiła, próbując jednocześnie zasłonić swój szeroki uśmiech dłonią.
        Roth przyjrzała się jej badawczo.
        -Nie rozumiem. - orzekła po chwili z pełną powagą.
        -Nieistotne. Będę się już zbierać. - to mówiąc Stjerna wstała i wygładziła materiał spódnicy, który zdążył się nieco pognieść w niektórych miejscach. - Spotkamy się jutro na posterunku, ale lepiej żebyśmy udawały, że się nie znamy. Tak będzie bezpieczniej. Pojawię się u ciebie o podobnej porze jutro lub pojutrze, w zależności od tego na ile ważne informacje będę miała do przekazania. - zasunęła za sobą krzesło, a Roth w międzyczasie podeszła do swojej walki, leżącej w nogach łóżka. Z jednej z przegródek wyjęła dwa przeźroczyste flakony, jeden z żółtą, oleistą cieczą, a drugi brunatnobrązowy o zdecydowanie rzadszej konsystencji.
        -Nim wyjdziesz, dasz mu to jutro? - zapytała, podając tajemnicze buteleczki Stjernie. Odebrała je z niepewnością wymalowaną na twarzy.
        -Co to?
        -Eliksiry mojej produkcji, połączenie magii i tradycyjnych ziołowych odwarów. Oba przyśpieszają regenerację, dzięki nim powinien szybciej stanąć na nogi. Niech pije po naparstku jednego i drugiego specyfiku rano i wieczorem.
        -Znam go bardzo krótko, ale chyba już natyle żeby wątpić, że z nich skorzysta. - skomentowała błyskotliwie podporucznik, tym samym przywołując na usta Roth szczery uśmiech.
        -Sądzę podobnie, ale warto spróbować…
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

        Wieczór zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Strażnik, któremu z niewiadomego powodu nakazano siedzieć tej nocy w pokoju Ikara nie był rozmowny. Od wejścia udał się wprost do biurka, ciągnąc za sobą jedno z krzeseł i pogrążył się w przerzucaniu przyniesionych ze sobą dokumentów. Ikar, wspiąwszy się na szczyt zrozumienia i empatii, nie przeszkadzał mu. Sam zresztą nie czuł się na siłach do prowadzenia jakichkolwiek gierek. W nocy spał kiepsko, a przerwy pomiędzy podawanymi mu posiłkami, mimo iż nie narażał się na żaden fizyczny wysiłek, zdawały mu się zdecydowanie zbyt długie. Wyciągnął się w miarę możliwości wygodnie na łóżku i z zamkniętymi oczyma oczekiwał nadejścia pielęgniarki. Liczył oddechy, oddzielał się od obolałego ciała, stając się powietrzem, którym oddychał, czuł jak oddala się od poranionych dłoni, jak przestrzeń w nim i wokół niego przenika się, zacierając granice, cichy skrzyp pióra na papierze i szelest przerzucanych kartek łaskotały go w mózg. Czuł, że się uśmiecha, czuł jak jego oddech staje się miarowy i głęboki.
        Własne myśli, przybierające dziwne kształty przepływały przez jego świadomość. Widział znów twarz nożownika, ale nie czuł w związku z tym niczego, bez emocji prześlizgiwał się uwagą po jego rysach. Twarz zmieniła się płynnie w oblicze Sebastiena, na którym drgające mięśnie wypisywały napięcie i zdenerwowanie i irytację z powodu niewygodnych myśli. Po chwili widział Roth, stojącą w pustym korytarzu strażnicy, Roth, która przyszła go przeprosić i pytać o jego zdrowie. Otaczały ją cienie, a jej usta poruszały się bezdźwięcznie, rozumiał jednak przesłanie, półświadomie łącząc informacje z relacji Stjerny, wyobrażenia i zapamiętane obrazy. Odetchnął głęboko, podejmując decyzję, że wystarczy tego gestu, by zadeklarował jej swoją lojalność. Decyzja była niemal matematyczna i podjęta na chłodno. Nie była podparta szczególnymi argumentami. Po prostu, uznał, że w tej chwili jest właściwa i w tej chwili stała się niezmienną. Stjerna z zapiekłą zawziętością na twarzy, na tej samej twarzy, na której przed chwilą gościło serdeczne rozbawienie i wyraz sympatii. Perfekcjonistyczna strażniczka, która ujrzała w nim partnera do rozmów, towarzysza w śmiechu i szansę na rozbicie szklanego sufitu. Łatwość, z jaką zdecydowała się wejść w zaczynającą się właśnie grę, przypominała mu jego samego. Tak, ich relacja zdawała się o wiele bardziej logiczna i wyrachowana, ale czy było w tym coś złego?
        Nie pamiętał ile czasu minęło od zmiany opatrunków i posiłku do jego zaśnięcia, kilkukrotnie budził się w nocy, czemu winnym okazywał się przeważnie on sam, przekręcając się na bok i przygniatając rękę. Świtało, gdy ze snu na dobre wyrwało go przybycie Stjerny. Nie okazywał specjalnego zainteresowania tym faktem do czasu wyjścia jej zmiennika, lecz gdy drzwi zamknęły się za nim, momentalnie odrzucił kołdrę, siadając na brzegu łóżka.
- Oho, widzę, że ci się poprawia – skwitowała kobieta, grzebiąc w skórzanej torbie, z której po chwili wydobyła dwie szklane flaszeczki i coś przypominającego maleńki kieliszek.
Ikar bez słowa oczekiwał dalszych informacji, przyglądając się trzymanym przez nią fiolkom.
- Spotkałam się z tą twoją magiczką, obiecała skontaktować się z Nichtzem, lepiej żeby coś razem wymyślili, bo z tego, co udało mi się dziś rano podpytać, nie wynika zupełnie nic.
- Nic, czyli mają zamiar trzymać mnie tu „do wyjaśnienia sprawy” lub tajemniczego zgonu? - spytał, sięgając po podawane mu naczynia.
- Prawdopodobnie… To specyfiki od Roth, kazała przekazać, że masz pić po miarce obu rano i wieczorem. Mówiła, że to powinno przyspieszyć regenerację i w ogóle pomóc… - nie dokończyła, widząc, że chłopak odkorkowuje butelki nie czekając na dalsze wyjaśnienia.
- Ale gówno niedobre… - wydusił, krzywiąc się, co Stjerna skwitowała parsknięciem i śmiechem – Byle działało, jeśli jest tak, jak mi się zdaje, to dobrze byłoby się stąd wynieść przy pierwszej możliwości.
Stwierdzenie było tak oczywiste, że strażniczka nie zdecydowała się zareagować na nie w jakikolwiek sposób.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Mając na uwadze, jak wiele obowiązków czekało ją następnego dnia Roth postanowiła szybko udać się na spoczynek. Dlatego zaraz po wyjściu Stjerny poszła wziąć ciepłą kąpiel.
        Przebrana już w koszulę nocną położyła się do łóżka. Leżąc na plecach, zamknęła oczy i skupiła się na oddechu, próbując oczyścić swój umysł z zalegających myśli i napięcia dnia. Poczuła, jak jej ciało osiadło na materacu, a umysł stopniowo się uspokajał. W miarę jak jej oddech stawał się bardziej równomierny, myśli stopniowo zanikały, aż w końcu całkowicie rozluźniła swoją świadomość.
        O niczym nie śniła, aż nie wybudziła się w środku nocy, otwierając oczy na ciemność wokół siebie. Mimo że była zmęczona, sen szybko wyparował z jej umysłu, pozostawiając ją w stanie półprzytomności. Do tego zdała sobie sprawę z suchości w gardle. Odkaszlnęła delikatnie i przekręciła się na bok, starając się złapać jeszcze chwilę snu. Nie chciała wstawać, ale uczucie pragnienia było nieznośne. Podniosła się powoli, przeciągając swoje zdrętwiałe ciało. Postanowiła zejść na dół i zaparzyć sobie rumianku. Wygramoliła się spod ciężkiej pierzyny i rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś, czym mogłaby się okryć przed wyjściem, bo choć pensjonat przez większość czasu wydawał się opustoszały, to wciąż istniało ryzyko, że mogła spotkać kogoś na korytarzu, choćby Eleanor lub Teodora. Nie chciała, aby z jej powodu ktoś poczuł się zakłopotany. Nie chciało jej się przebierać w koszulę i spodnie, dlatego sięgnęła po szlafrok. Wiedziała, że nie będzie to przyjemne doznanie, w momencie, w którym jej palce zetknęły się z szorstkim materiałem kołnierza. Zacisnęła usta i narzuciła go sobie na ramiona. Od razu doznała uporczywego pieczenie na ramionach i plecach. Zacisnęła usta i jedną, prostą myślą przyzwała do siebie szczyptę magi, nieco wzmacniając swoją skórę.
        W końcu wyszła z pokoju i zaczęła przemieszczać się po pogrążonym w śnie pensjonacie. Przechodząc przez ciemne korytarze, starała się poruszać cicho, aby nie zakłócać spokoju innych gości. Wszędzie panowała głęboka cisza, a jedynym dźwiękiem towarzyszącym jej krokom były przyjemne skrzypienie drewnianych podłóg. Krętymi schodami zeszła do holu. Myślała, że w recepcji zastanie któregoś z właścicieli Wilczego Jaru, ale miejsce po drugiej stronie kontuaru było puste. Na blacie stał świecznik z czterema zapalonymi świecami, a tuż obok leżała karteczka.
        Roth podeszła bliżej i odczytała starannie zapisaną notkę „Przepraszamy za niedogodności. Z przyczyn prywatnych musiałam udać się na krótką przerwę. W razie potrzeby prosimy o zostawienie wiadomości. Eleanor del Torshe, właścicielka pensjonatu”.
        Na swoim posterunku znajdował się natomiast tajemniczy elf, siedzący w salonie. Był tak pochłonięty swoją pracą, że nawet nie zauważył Roth, stojącej na ostatnim stopniu schodów. Tym razem postanowiła go zagadnąć i zapytać czym się zajmuje. W pierwszej kolejności jednak przeszła do kuchni. Przy otwarciu drzwi, wpadła w wir zapachów, które unosiły się w powietrzu. Ujrzała znajomy stolik z różnymi rodzajami herbaty i od razu zaczęła przeglądać wybór. Poczuła się uspokojona, widząc wśród nich pudełko z rumiankiem. Zaparzyła sobie filiżankę gorącego naparu, czerpiąc przyjemność z łagodnego zapachu unoszącego się wokół. Chwyciła ją delikatnie, czując przyjemne ciepło na swoich dłoniach.
        W salonie panował przyjemny półmrok. Kominek delikatnie tlił się, rozprzestrzeniając ciepło i delikatne światło w pomieszczeniu. Kiedy Roth przekroczyła próg, jej wzrok natychmiast spoczął na elfie. Wydawał się niezwykle elegancji i delikatny. Jego srebrzysta skóra emanowała lekkim blaskiem, a długie, szpiczaste uszy lekko drgały, reagując na każdy dźwięk i ruch wokół. Podniósł głowę i popatrzył na Roth. Miał oczy w odcieniu fiołków, a długie, gładkie włosy o barwie brzoskwini spływały mu na ramiona. Niektóre pasma zakręcały się swobodnie, tuż przy twarzy, nadając mu młodzieńczego, niewinnego uroku. W istocie mógł być młody, ale również dobrze mógł być starcem o młodzieńczym wyglądzie. W jego urodzie niezaprzeczalnie było coś magicznego i Roth od razu pomyślała, że nie mógł być elfem czystej krwi. Zapewne posiadał domieszkę jakieś innej rasy, być może driady, albo maie.
        Podeszła bliżej i wskazał na wolne miejsce, naprzeciwko niego.
        -Mogę się dosiąść?
        Elf wyglądał na zaskoczonego, ale szybko przytaknął i wstał, chcąc odsunąć dla niej krzesło.
        -Proszę się nie kłopotać, dam sobie radę. - dodała szybko, zasiadając na miękkiej poduszce.
        -Oczywiście. - odparł uprzejmie. Miał przyjemny dla ucha, melodyjny głos. - Nazywam się Darfin Yelqen. - wyciągnął rękę i podał ją z gracją.
        -Sepinroth, ale proszę mówić mi Roth. - gdy ujęła jego dłoń, o dziwo nie odczuła znajomego dyskomfortu, gdyż jego skóra była gładka jak aksamit. Zadziwiło ją to, choć nie tak jak jego następne słowa.
        -Pochodzi pani z południa?
        Zwykłe pytanie, ale gdy tylko je usłyszała, poczuła zimny pot na plecach. Nie chcąc spanikować, zrobiła łyk herbaty. Gorący napar sparzył ją w język, więc z irytacji odstawiła filiżankę w głośny i mało kulturalny sposób.
        Darfin widząc jej reakcje, w momencie zaczął się tłumaczyć. Sprawiał wrażenie, dość nieporadnego w rozmowie, pomimo wszystkich swych elfich zalet, budzących powszechny zachwyt.
        -Bardzo ładne imię, naprawdę. Sepinroth w dialekcie pustynnych elfów oznacz „Rubinowy”, to męskie imię, prawda?
        -Tak, ma pan rację. - przyznała, siląc się na słaby uśmiech.
        -Proszę nie myśleć, że jestem jakimś wielkim podróżnikiem. - dodał pośpiesznie, jakby obawiał się wszelkich tematów mogących wysunąć się z tego domysłu. - Miałem przyjaciela, który wywodził się plemienia pustynnych elfów, to on mi o tym powiedział.
        -Rozumiem…
        Chcąc uniknąć dalszej kontynuacji tego tematu, Roth spojrzała na blat, który w całości wypełniony był kolorowymi kredkami, farbami i różnymi narzędziami artystycznymi. Przed Darfinem natomiast znajdowała się kartka z niedokończonym malunkiem. Roth ciężko było jednoznacznie stwierdzić, co mogła przedstawiać owa ilustracja, gdyż widziała ją do góry nogami. Zgadywała jednak, że przedstawiała tańczące wśród kwiatów wróżki.
        -Jest pan artystą? - zagaiła, podczas gdy elf wydał się szczerze zachwycony jej spostrzegawczością, jakby już nie mógł się doczekać, kiedy go o to spyta.
        -Tak, jestem nadwornym ilustratorem księcia Bergera. Książę kocha baśnie i aktualnie zajmuje się utworzeniem księgi, będącej zbiorem wielu bajek i legend z najróżniejszych zakątków Alaranii, a ja dostąpiłem tego zaszczytu i mogę wykonać do niej ilustracje. - oznajmił z dumą, po czym sięgnął do leżącego pod ręką szkicownika w skórzanej oprawie i wyjął z niego jedną z gotowych prac. Podał ją Roth, która ostrożnie odebrała ją i przysunęła bliżej siebie. Nie potrzebowała długo się jej przyglądać, aby stwierdzić, że ilustracja, którą trzymała w dłoniach, była prawdziwym dziełem sztuki. Została wykonana akwarelami, a każdy szczegół sprawiał wrażenie starannie przemyślanego i precyzyjnie wykonanego. Przedstawiona została piękna złotowłosa dziewczyna, śpiąca na liściu rozłożystej wodnej lili. W jej długich lśniących włosach lśniły perły, a delikatne płatki lilii układały się wokół niej niczym ochronny baldachim. Cała ilustracja emanowała delikatnością, spokojem i subtelnym urokiem. Złotowłosa dziewczyna była tak realistycznie przedstawiona, że wydawało się, jakby można było usłyszeć jej spokojne oddechy, a gdy tylko Roth o tym pomyślała, naprawdę go usłyszała, jak i cichy szmer wody, oraz rechot żab, których ślepia błyszczały spomiędzy nadbrzeżnej trzciny. Po chwili powierzchnia jeziora zmarszczyła się, a liściem, na którym spała dziewczyna zakołysało. Roth nie mogła oderwać od tego wzroku. Przypatrywała się każdemu szczegółowi, dostrzegając w nim talent i wrażliwość artysty. Ilustracja przenosiła ją do innego wymiaru, gdzie magia i baśnie były rzeczywistością, a marzenia nabierały kształtu i barw.
        Po chwili ciszy Roth spojrzała na Darfina z podziwem.
        -Używa pan magi?
        Tym razem to elf wydawał się wprawiony w szok. Przytaknął powoli, nie odrywając od niej czujnego spojrzenia.
        -Tak, skąd to… pani też jest magiczna? - olśniło go.
        Roth odpowiedziała tajemniczym uśmiechem.
        -To naprawdę piękne prace, a nacechowanie ich pańską magią nadaje im niepowtarzalnego uroku. - przyznała, oddając mu ilustrację złotowłosej piękności. Nosiła tytuł „Córka Rzecznej Wiedźmy”. Roth dobrze znała tę baśń. Nie przyznała się do tego, ale również uwielbiała baśnie i gdy tylko miała okazję, odwiedzała księgarnie w miastach, w których akurat stacjonowała, aby odświeżyć sobie znajome utwory, jak i poznać te nowe, o których jeszcze nigdy wcześniej nie słyszała.
        -Cieszę się, że tak pani myśli. - stwierdził Darfin, zakładając jeden ze swych kręconych pukli za ucho. - Spotkałem się już wieloma opiniami, że to oszustwo. Niemagiczni uważają, że prawdziwe wytwory artystyczne powinny być wynikiem techniki i zdolności manualnych, talentu.
        Roth przyjrzała się mu się uważnie. Uznała, że to dziwne, bo cała jego wcześniejsza pewność siebie opuściła go w mgnieniu oka. Chyba naprawdę przejmował się tymi zarzutami.
        -Nonsens, ma pan niezaprzeczalny talent, a drzemiąca w panu magia, to kolejny dar, który dobrze pan wykorzystuje. Przynosi pan radość odbiorcy.
        Darfin popatrzyła na nią z uśmiechem i wzrokiem pełnym wdzięczności. Roth nigdy nie uważała się za skutecznego pocieszyciela, ale tym razem jej słowa najprawdopodobniej zdołały przynieść upragnione ukojenie. Potraktowała to jako swój niewielki sukces.
        -Od jakiegoś czasu zastanawiałam się, czym się pan zajmuje. - dodała po chwili, zastanawiając się, ile może zajmować mu wykonanie takiej jednej ilustracji. - Wydaje mi się, jakby nigdy pan nie opuszczał tego stolika.
        Darfin zaśmiał się cichutko, a dźwięk ten brzmiał niczym dzwonki kołysane na wietrze. Najwidoczniej sam musiał zdawać sobie sprawę z tego jak jego oddanie pasji musiało wyglądać w oczach innych.
        -Pani Eleonora podeszła do mnie kilka razy w przeciągu tych kilku dni i poprosiła, aby robił sobie jakieś przerwy. I oczywiście, że je robię. Wysypiam się i chodzę na obiady, choć prawdą jest, że przesiaduję tutaj większość swojego dnia, czasami też nocy, jeśli mam problemy ze snem. Sęk w tym, że gonią mnie terminy, a ja nie mogę pracować inaczej niż pod presją czasu, wtedy tworzę najlepsze prace.
        Roth tylko przytaknęła ze zrozumieniem i tym samym pomyślała, że może w takim razie nie będzie mu przeszkadzać, w międzyczasie jednak zdążyła wpaść na pewną myśl.
        -Znalazłby pan chwilę, na wykonanie szkicu według opisu? Zapłacę.
        -To coś niewielkiego? - dopytał, a Roth przytaknęła. - W takim razie jeśli ma pani w głowie to, co należy przenieść na papier, to mogę zrobić to nawet teraz. - i to mówiąc, wyjął ze szkicowania czystą kartkę, a z piórnika, leżącego nieopodal wygmerał dość mocno zużyty ołówek, o krótkim trzonie.
        Roth poczekała, aż będzie w pełni gotów, po czym opisała wygląd talizmanu. Darfin na początku tylko naniósł szybki obrys konkretnych kształtów, a potem przeszedł do detali. Wtedy Roth rozsiadała się wygodniej, przypatrując się elfowi w jego twórczym procesie. Obserwowała, jak jego smukłe dłonie z gracją poruszały się po papierze, tworząc spójną całość. W międzyczasie sama sięgnęła po swoją herbatę i delikatnie zamieszała filiżanką w dłoniach, oddając się chwili relaksu. Co jakiś czas wtrącała pewne uwagi lub odpowiadała na pytania o szczegóły zadawane przez Darfina. Po upływie kilku minut rysunek był gotowy.
        -Czy o to chodziło? - spytał, podsuwając kartkę w jej stronę.
        Roth z uwagą przesunęła wzrokiem po szkicu i z wielką satysfakcją stwierdziła, że był on niezwykle podobny do wyobrażenia, które widziała za pomocą magii. Nie była pewna, czego mogła to być większa zasługa: precyzyjnego opisu, który podała, czy umiejętności Darfina. Po krótkim namyśle doszła jednak do wniosku, że sama nigdy nie odwzorowałaby tego amuletu z równą precyzją, nieważne jak dokładnie nie zapamiętałaby wszystkich szczegółów.
        -Dziękuje… Ile pan sobie życzy za taki szkic?
        Darfin znacząco pokręcił głową.
        -Nie chcę żadnej zapłaty, ale będzie mi niezmiernie miło, jeśli znajdzie jutro pani czas, aby znowu się do mnie dosiąść i ocenić postępy mojej pracy.
        Roth była szczerze zaskoczona hojnością Darfina i równocześnie wzruszona jego pokorą. Nie odpowiedziała od razu, przypuszczała bowiem, że gdy rano wyjdzie z pensjonatu, to wróci do niego dopiero późnym wieczorem. Do tej pory jednak widywała Darfina za każdym razem, niezależnie od pory dnia i naprawdę liczyła, że przekorny los naraz nie zdecyduje się odmienić tego zwyczaju.
        -Przy najbliżej okazji. - obiecała, podnosząc na niego wzrok. Delikatne rysy twarzy nadawały mu niepowtarzalną aurę, która trudno było przypisać do określonej płci. Zdecydowane było w nim coś eterycznego. - Zrobię to z wielką przyjemnością.
        Rozmowa stopniowo ucichła, a Roth skupiła się na ilustracji wróżek, którą Dafin postanowił kontynuować. Nie potrafiła dokładnie określić uczucia, które niespodziewanie zagościło w jej sercu. Czuła, że przy nim czas zwalniał w swym biegu, a magia stawała się namacalna. Skupiła wzrok na delikatnych konturach wróżkowych tancerzy, rozciągniętych na kartce, a w jej wnętrzu zatliła się iskra, która z każdym chwilą ożywała coraz bardziej. Magia przepływała przez jej żyły, jak żywy nurt, sprawiając, że całe jej ciało drżało z ekscytacji. Zatopiona w ilustracji, Roth zaczęła dostrzegać szczegóły, których wcześniej nie zauważyła. Oczarowana płynnymi liniami i misternie rozłożonymi kolorami, widziała, jak każda wróżka nabierała życia na papierze. Jej wyobraźnia sięgała poza granice realności, przenosząc się do magicznego świata, gdzie tańczące postaci ożywały na skrzydłach marzeń. Czuła, jak energia magii pulsowała wokół niej, wibrując w rytmie jej serca. Była to chwila pełna czystej ekstazy twórczej, gdzie granica między rzeczywistością a magią zanikała. Czy już śniła? Przez to niezwykłe doświadczenie, Roth zdawała sobie sprawę, że już nie tylko magia Darfina unosiła się w powietrzu, ale również jej własna.
        Źródło energii pulsowało w niej, radosne i szczęśliwe jak nigdy dotąd.

. . .

        Wedle danego słowa, skoro świt, Roth udała się do wspomnianego przez Stjernę prawnika. Przywdziana w swój burgundowy płaszcza, dramatycznie falujący z każdym jej krokiem, przecinała budzące się do życia uliczki, zmierzając wprost pod adres wypisany na kartce. Niejaki Pan Nichtz mieszkał w bardzo przyzwoitej okolicy, gdzie kamienice wymalowane były na urocze, pastelowe kolory, a w oknach wisiały wykrochmalone, koronkowe firanki. Roth w jednym z nich dostrzegła puszystego, białego kota z wielką kokardą przy szyi. Wyglądał imponująco i dostojnie, jakby parapet stanowił dla niego swego rodzaju tron, z którego mógł przypatrywać się poddanym. Akurat popatrzył na nią, swoimi błękitnymi ślepiami, więc przystanęła na moment i odwzajemniła jego wzrok. Rozpoczęli pojedynek na spojrzenia. Po chwili kot rozdziawił pyszczek, być może miauknął, albo ziewnął. Roth uśmiechnęła się rozbawiona, a wtedy w oknie pojawiła się starsza pani. Na głowie miała fioletowy czepiec, spod którego wystawały siwe kosmyki włosów. Nie wyglądała zbyt przyjaźnie, zwłaszcza gdy na widok Roth, zrobiła nieprzyjemny grymas. Pociągnęła za frędzel wiszący z boku, przez co zarówna ona jak i kot zniknęli za różową zasłonką. Roth nie pozostało nic innego jak pójść dalej.
        Nie często miała okazję przebywać w tak eleganckich dzielnicach. Ta, w której znajdował się Wilczy Jar, nie była uboga, ale zdecydowanie przeciętna w porwaniu do tej. Tutaj wysokie, zdobione fasady zdawały się konkurować ze sobą o tytuł najpiękniejszej. Balkony posiadały balustrady kute na kształt winorośli. Okna z kolei miały bogate obramowania, a niektóre ozdobiono kwiatowymi motywami, co dodawało im jeszcze większego uroku. Kwiatowe donice, umieszczone na schodach, były pełne bujnych roślin i wprowadzały do otoczenia odrobinę zieleni. Nawet drzwi wejściowe były wyjątkowe, wykonane z ciemnego drewna z rzeźbionymi wzorami. Wąskie uliczki wyłożono starannie kamieniami, a chodniki zdobiły delikatnie wzorzyste mozaiki. Roth mogła śmiało stwierdzić, że w ogóle nie znała Ikara, zwłaszcza wtedy, gdy okazało się, że posiadał znajomości z kimś mieszkającym wśród wyższych sfer.
        Zatrzymała się przed imponującym domem Pana Nichtza. Fasada budynku była wykonana z jasnego, piaskowego kamienia, który nadawał mu nobliwy wygląd. Od razu pomyślała, że gdyby wcześniej wiedziała o statusie społecznym tego prawnika to zdecydowałaby się na bardziej odpowiedni strój. W walizce miała szykowną marynarkę w komplecie z kamizelką i długą spódnicę, przeznaczone na takie właśnie wizyty. Nieco rozżalona tym faktem pokonała kilka schodków prowadzących do głównego wejścia. Powierzchnia kamiennych stopni wydawała się lśnić czystością. Gdy dotarła na górę, zatrzymała się przed imponującymi drzwiami i sięgnęła po kołatkę. Jej dłoń delikatnie zapukała o drewniane panele. Odczekała chwilę, oczekując, aż ktoś otworzy drzwi. W końcu usłyszała skrzypiące odgłosy. W progu stanęła młodziutka służąca. Miała delikatne rysy twarzy i skromnie upięte włosy. Jej szare spojrzenie pełne ciekawości i uprzejmości skierowane, było na gościa, a Roth zauważyła, że dziewczyna miała wpiętą w fartuch małą, srebrną przypinkę w kształcie ważki.
        -Szanowna pani, witam w domu Pana Nichtza - powiedziała służąca z uprzejmym uśmiechem. - W czym mogę pomóc?
        -Proszę poinformować Pana Nichtza, że przyszłam w sprawie jego klienta Ikara l'Epikoura.
        -Oczywiście, niech pani wejdzie i rozgości się w holu.
Służka uchyliła szerzej drzwi i wysunęła dłoń w geście zaproszenia do środka. Roth odpowiedziała wdzięcznym spojrzeniem, po czym przekroczyła próg, aby wkroczyć do wnętrza eleganckiego domu prawnika. W holu na ścianach wisiały obrazy przedstawiające malownicze pejzaże, a drewniane meble były starannie rzeźbione i pokryte ciepłymi, jedwabistymi tkaninami. Przestrzeń była dobrze doświetlona przez wysokie okna.
        W trakcie oczekiwania zsunęła z głowy kaptur i wygładziła koszulę, a tego co nie udało się jej doprowadzić do ładu, przykryła rąbkiem płaszcza. Po chwili drzwi na końcu holu się otworzyły, a przed Roth stanął młody mężczyzna. Okazało się, że Pan Nichtz, był w wieku około trzydziestu wiosen, o czarnych, gładko zaczesanych włosach. Jego jasnoniebieskie oczy emanowały pewnością siebie i inteligencją, a okrągłe okulary na nosie dodawały mu powagi. Twarz natomiast miała lekko pociągłe rysy, a znaczną uwagę w jego wyglądzie zwracały lekko zakręcone wąsy. W pierwszej chwili sprawił na Roth wrażenie kogoś powściągliwego i formalnego.
        Przystąpił do niej z pewnym krokiem i najpierw przyjrzał się jej, jakby spodziewał się kogokolwiek innego, kogoś wyglądającego jak mniej jak ona, po czym szybko opanował zdziwienie i przyłożył dłoń do serca w ukłonie.
        -Witam panią w moim domu - powiedział, jego głos brzmiał donośnie i pewnie. - Zapraszam do mojego gabinetu.
        Rzeczony gabinet znajdował się na drugim piętrze domu. Wnętrze pomieszczenia emanowało powagą i profesjonalizmem, wzorowo komplementując cechy jego właściciela. Na ścianach wisiały ramki z historycznymi dokumentami, a duże regały wypełnione były księgami i aktami prawnymi. Na środku pokoju stało solidne dębowe biurko, a tuż przy nim ustawione zostały wygodne krzesła dla gości. Pan Nichtz gestem dłoni zaprosił Roth do zajęcia miejsca i sam usiadł za swoim fotelu, wpatrując się uważnie w klientkę.
        -Nie musi się pani kłopotać z opisywaniem mi całej tej sytuacji. Zdążyłem zapoznać się ze szczegółami. - rzekł, kładąc dłonie na biurku.
        Roth nieustannie męczyło wrażenie, że Pan Nichtz przypatrywał się jej mało przychylnym wzrokiem. Nie była pewna, dlaczego została przyjęta z taką nieufnością, ale postanowiła być cierpliwa i trzymać się swoich przekonań. Zastanawiała się tylko, czy obwinia ją za to co stało się z Ikarem, a to z kolei pchnęło ją do rozważań nad tym na ile dobrze obaj się ze sobą znali. Niezależnie od tego i swoich zapewnień Nichtz nie mógł wiedzieć wszystkiego, dlatego ze stoickim spokojem na twarzy, podjęła się wyjaśnieniom.
        -Jeśli ma pan na myśli samą napaść to zapewniam pana, że w obliczu minionych wydarzeń pojawiło się o wiele więcej szczegółów godnych objaśnienia.
        Siedząc zaraz naprzeciwko, dokładnie widziała, że jego wyraz twarzy stał się surowy, a spojrzenie pełne podejrzeń.
        -W takim razie niech mnie pani łaskawie oświeci.
Na jego, jakże uprzejmą prośbę, streściła mu cały przebieg wydarzeń z jej punktu widzenia oraz dodała kilka informacji z rozmowy ze Stjerną. Nie kryła niczego, w końcu skoro Ikar wykazywał względem niego zaufanie. Dała mu również rysunek wykonany przez Darfina, prosząc, aby przekazał go Ikarowi, przy najbliższej okazji.
        -Czy istnieje jakaś szansa, na wyciągniecie go z koszar? - dodał na koniec.
        Pan Nichtz spojrzał na nią przez okrągłe okulary, wyciągnął dłoń i sięgnął po jedno z akt, które leżały na biurku. Przez chwilę przeglądał dokumenty, a następnie znów na nią spojrzał.
        -Szukałem sposobu na rozwiązanie tego problemu od wczoraj i myślę, że nareszcie znalazłem. Mam w planach złożyć wizytę na komisariacie jeszcze dzisiaj.
        Roth nie dopytywała o nic więcej, a on sam nie zdecydował się wprowadzić ją w tajniki swojego planu. Uznała, że to może nawet lepiej. Nie znała się na prawie i zakładała, że i tak nie zrozumiałaby nic z tego co próbowałby jej wytłumaczyć.
        Chcąc być uprzejmą, zaproponowała mu, że mogą udać się na komisariat wspólnie. Nichtz natomiast wydawał się poirytowany faktem, że w ogóle ośmieliła się mu to zaproponować. Czuła, że chciał odmówić, ale ostatecznie, zapewne mając na uwadze fakt, że bądź co bądź nawet pomimo jej skandalicznego, męskiego ubioru wciąż miał doczynienia z kobietą, oznajmił, że uda się na miejsce powozem i powinna pojechać z nim, a ona przytaknęła na ten pomysł.
        Idąc za nim w dół schodów, zastanawiała się tylko o czym będą rozmawiać. Wszelkie wątpliwości rozwiały się w momencie, w którym dostrzegła jego iście poważną minę osoby zbyt mało zainteresowanej wspólną wymianą zdań.
        Wtedy już wiedziała, że jedynym towarzyszem, na którego mogła liczyć w trakcie tej podróży, były jej własne myśli.
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

        Pielęgniarka w szarym fartuchu cierpliwie czekała aż Ikar skończy przeżuwać, by podsunąć mu pod nos kolejną łyżkę kaszy z czymś smażonym i szarym. Od wczoraj, gdy po zmianie opatrunku, na jego prośbę bandaże założono dopiero na wysokości nadgarstków, pozostawiając relatywnie mało pokaleczone palce odkrytymi, zdolen byłby samodzielnie uporać się z tą czynnością. Nie upierał się jednak przy tym, wiedząc jak słaby jest jego uchwyt. Kobieta, napotkawszy jego spojrzenie uśmiechnęła się łagodnie. Pomyślał, że może nie być przyzwyczajona do widoku pacjentów bez słowa skargi pochłaniających produkty garnizonowej kuchni. A może była to zwyczajna sympatia, jaką czuć można do osobników nieproblemowych i współpracujących. Może przypominał jej kogoś bliskiego. Może była po prostu właściwą osobą na właściwym miejscu, z przyjemnością spełniającą swoje powołanie. Podziękował skinieniem głowy, gdy odstawiła pustą miskę na biurko, wciąż przeżuwając niedogotowane ziarna kaszy.
- No. Muszę obejrzeć twoje rączki – stwierdziła wycierając dłonie z śmierdzącego alkoholem płynu w wilgotny ręcznik. Ikar, jak się zdawało, wykazywał pewną odporność na infekcje, jednak uznał, że wolałby by kobieta umyła dłonie jak się należy. Nie protestował jednak odkładając przesądy na bok. Z ciekawością oczekiwał by ocenić skuteczność działania przesłanego przez Roth środka, o którym, nawiasem mówiąc, nie wspominał personelowi medycznego, ukrywając fiolki w najbardziej oczywistym miejscu – pod poduszką.
        Odwinąwszy bandaże, pielęgniarka rozpromieniła się jakby zamiast jego rąk dojrzała małego kotka, ewentualnie szczeniaczka.
- No, ładnie, nic się nie paprze, goi się jak, za przeproszeniem, na piesku. – stwierdziła, potwierdzając jego domysły co do skojarzeń – I opuchlizna z paluszków już zeszła.
Ikar pokiwał głową, próbując się nie śmiać, chociaż ton jakim mówiła i używane zdrobnienia w zabawny sposób kłóciły się z faktem, że była od niego starsza najwyżej o kilka lat.
- Możemy zostawić to bez bandaży? - spytał, wyrywając ją z zamyślenia, w którym nasączała gaziki dezynfekującym płynem – Niech to trochę pooddycha, to już praktycznie same strupy – dodał, widząc jej zdezorientowane spojrzenie.
- Trochę wcześnie… - zaprotestowała niepewnie, po czym ponownie obejrzała ręce chłopaka.
Wstrzymał oddech, gdy przecierała mu przedramiona, co błędnie zinterpretowała jako reakcję na ból, posyłając mu przepraszający uśmiech. Ikar westchnął, dając za wygraną. Wiedział, że alkohol i tak wchłonie się przez skórę i rany, pozostawiając po sobie kilkudziesięciominutową falę mdłości. Poprzysiągł sobie tym razem nie rzygać.
        Kobieta układała swe narzędzia zbrodni z powrotem na blaszanej tacy, gdy do pokoju wpadła Stjerna, do tej pory korzystająca z chwili swobody. Pielęgniarka omiotła ją spojrzeniem osoby, której podobne ekscesy w koszarach nie są w stanie zdziwić, pożegnała się i wyszła.
Strażniczka oczekiwała na trzaśnięcie drzwi przestępując z nogi na nogę z miną dziecka niecierpliwego by pochwalić się ostatnim dokonaniem.
- Nie zgadniesz kto nas odwiedził… - powiedziała w końcu konspiracyjnym półgłosem, starając się, by jej ton brzmiał płasko i monotonnie, co ostatecznie zabrzmiało jakby próbowała wyśpiewać wypowiedziane właśnie zdanie.
Ikar nie zdążył unieść głowy z poduszki i odpowiedzieć pytaniem, gdy z podwórza dobiegł ich uniesiony w teatralnym oburzeniu dźwięczny głos.
- Zgadnę – oświadczył ze słabym uśmiechem.

        Nichtz był zdecydowanie w swoim żywiole, mogłoby się nawet zdawać, że koniec końców jest nawet zadowolony ze swojego zadania. Do pokoju, w którym przebywał Ikar nie wszedł, lecz wtargnął, w czym próbował mu przeszkodzić jakiś młody i raczej wystraszony chłopaczek w mundurze. Za jego plecami dało się dostrzec jasne włosy Roth. Farrim z rękami założonymi na piersi wkroczył tuż za nimi. Brwi miał ściągnięte i nerwowo przygryzał wąsa.
- Zadowolony pan jest? - spytał prawnika, zupełnie niepotrzebnie, bo wyraźnie widać było, że i owszem.
Nichtz zreflektował się natychmiast, a wyraz satysfakcji znikł z jego twarzy, zastąpiony przez wyniosłe oburzenie i zatroskanie.
- Nie bardzo – odparł poważnym tonem, przyglądając się wtopionemu w pościel Ikarowi, który starał się wyglądać tak licho jak tylko potrafił, w czym udatnie pomagała mu bladość.
Chłopak miał wrażenie, że cała krew, pozostała w jego żyłach gromadzi się pod podrażnioną dezynfekcją skórą i w okolicach żołądka, skąd docierały doń dość paskudne wrażenia.
- Widzę, że mój klient przetrzymywany jest w karygodnych warunkach, jego stan dobitnie i widoczny sposób świadczy o tym, iż opieka, którą próbujecie mu zapewnić nie jest dla niego właściwa. Wobec tego zmuszony jestem powtórzyć swoje wcześniejsze żądanie.
Wąs komendanta zafalował, czemu towarzyszył świst wypuszczanego przez zaciśnięte usta powietrza. Farrim długo patrzył to na Ikara, to na Nichtza, gdy poczerwieniał i zdawało się, że wybuchnie, Stjerna, dotąd wyprostowana przy drzwiach i oficjalna do bólu, uśmiechnęła się lekko. Spoważniała, gdy dowódca odwrócił się w jej stronę.
- Zajmij się papierami, nie chcę ich na oczy widzieć – burknął, mijając ją w progu.
- Słucham? - zdziwił się Nichtz.
- Spieprzajcie.
        Własności ruchome Ikara udało się zlokalizować nie bez pewnych trudności i nie od razu. Minęło sporo czasu, nim Stjerna, uporawszy się ze zleconą pracą powróciła, niosąc płócienny worek, do którego zebrano odzież zdjętą z półprzytomnego rannego. Nichtz oczekiwał jej przybycia stojąc oparty o ścianę z rękami założonymi na piersi i bardzo niezadowoloną miną, którą dawał do zrozumienia wszem i wobec, że traktowany jest w sposób niegodny i że jeszcze się oni wszyscy doigrają, sam główny zainteresowany oparł głowę o poduszkę, zamykając oczy. Mdliło go. Miał gdzieś co myśli o tym zgromadzona publiczność, nie czuł się na siłach do rozmów i sprawozdań. Tym bardziej w obecności strażnika, którego Farrim i Stjerna pozostawili z nimi w pokoju. Tym bardziej, nie chcąc, by ewentualne nieostrożne słowo utrudniło Roth dalszą współpracę ze strażą, o której zdania nie zmienił, wciąż nie pochwalał, ale nie chciał podejmować decyzji za nią.
- Nie założysz tego do ludzi – mruknął Nichtz z niezadowoleniem przyglądając się sztywnym od zaschniętej krwi spodniom i poplamionej koszuli.
- Nie założę – zgodził się uprzejmie chłopak, powoli i ostrożnie siadając na brzegu łóżka.
Przez chwilę zastanawiał się nad kolejnym ruchem, podczas gdy jego prawnik i zbawca lustrował jego strój, na który składała się biała i absolutnie bezkształtna koszula oraz sięgające kolan płócienne spodnie.
- Trudno – zawyrokował Fredteryk – wyjdziesz w tym co masz na sobie.
Tym razem Ikarowi nie chciało się już przytakiwać. Spojrzał na swoje odzienie, później na Nichtza, a następnie na Roth i wzruszył tylko ramionami. Patrzenia na Stjernę unikał celowo. Już wcześniej postanowił sobie nie informować Nichtza o jej zaangażowaniu w jego sprawę. To, że mu zaufała, było dlań zobowiązujące, nie mógł tego zaufania rozszerzać na osobę, za której decyzje nie odpowiadał.
- Brakuje mojej torby i mojego noża – stwierdził spokojnie.
- Brakuje jego torby i jego noża – powtórzył prawnik oskarżycielsko spoglądając w stronę strażniczki. Ikar dostrzegł, jak drgają jej skrzydełka nosa, a spojrzenie twardnieje. Był pewien, że w tym momencie żałowała podjęcia się tej dziwacznej współpracy.
        Gdy Stjerna pojawiła się z powrotem, z jego paskiem i torbą, Nichtz kategorycznie polecił mu sprawdzenie jej zawartości, co chłopak uczynił pobieżnie, czując na sobie wzrok strażniczki. Skonfliktowana z przełożonymi, czy nie, najwyraźniej nie była zachwycona podejrzliwością Nichtza i miała ją za obraźliwą. Zapewniwszy przyjaciela o niezmienionym stanie zawartości torby i włożywszy do niej wydobyte spod poduszki medykamenty, spróbował unieść się z łóżka, odciążając zranioną nogę. Fredteryk bez wahania chwycił go pod ramię. Ikar nie wzbraniał się przed przyjęciem pomocy przyjaciela z kilku powodów, a fizyczne ograniczenia były tylko jednym z nich. Nie chciał urazić delikatnej dumy Fredteryka odrzucając gest, którego swoją drogą nie spodziewał się z jego strony. Znał się tez na ludziach dość dobrze, by wiedzieć, że przyjęcie pomocy sprawi, że paradoksalnie to sam Nichtz stanie się tym silniej zobowiązany wobec niego, a dalsze wsparcie zda mu się jak najbardziej naturalną konsekwencją jego własnych, dobrowolnie podjętych wyborów. Przerzucając ramię za szyję swego wybawcy pokuśtykał w stronę drzwi.
        Nim dowlekli się na do powozu, przemierzając długie korytarze, Ikarowi niemal całkiem zdrętwiała ręka, rozbolała go zdrowa noga i przypomniały się wszystkie doznane w ostatnim czasie krzywdy. Z ulgą rozsiadł się w powozie, wyglądając przez okno, zdawało mu się bowiem, że gdzieś mignęła mu twarz Sebastiena. Zanim zdążył upewnić się, czy nie była to pomyłka, reszta wycieczki w postaci Nichtza i Roth zasiadła na swoich miejscach, wehikuł ruszył, a Ikar zmuszony był skupić wszystkie pozostałe siły na utrzymaniu ostatniego posiłku w żołądku. Skutkiem jego skupienia, była wypełniająca pojazd szczelnie niezręczna cisza. Ikar zdecydował się ją przerwać dopiero pod koniec drogi, czując jak dolegliwości wyraźnie ustępują.
- Spotkamy się z uroczą małżonką? - spytał niewinnie, spoglądając na surowe oblicze Fredteryka.
- Nie – przez dłuższy czas zdawało się, że na tej treściwej odpowiedzi się skończy, ale Nichtz trafnie odczytał ze spojrzenia Ikara, że taka opcja nie wchodzi w grę – Postanowiła wyjechać na wieś do kuzynki dla poprawy zdrowia.
- Sama postanowiła?
- Można tak powiedzieć. Miałeś wyjechać Fargoth.
Ikar uśmiechnął się kwaśno, unosząc przed siebie ręce i prezentując szwy.
- Miałem.
        Powóz zatrzymał się tuż przed drzwiami kamienicy Nichtza, nie czekała ich więc na szczęście długa droga. Schludnie wyglądająca pokojówka, otwierając koleje drzwi torowała drogę Fredterykowi, wspierającemu się na nim Ikarowi oraz kroczącej za nimi Roth, prowadząc ich do saloniku. Chłopak zdziwił się, że nie do kancelarii, ale w zasadzie ucieszył się z odmiany. Widocznie pod nieobecność pani domu, obyczaj stawał się nieco mniej formalny. Zatrzymali się w bogato, choć gustownie urządzonym pomieszczeniu. Ciemna boazeria na ścianach i pokrywające ich część półki z książkami tworzyły przyjemną atmosferę. Nichtz uwolnił się spod wątłego ramienia chłopaka, odsunął na pół kroku i niespodziewanie przyjaźnie uśmiechnął, po czym równie niespodziewanie objął, uważając na jego obrażenia.
- Mimo wszystko cieszę się, że przeżyłeś – wyjaśnił swe postępowanie siadając w fotelu z wysokim oparciem.
Ikar zajął miejsce na pokrytej zielonym aksamitem kanapie, spojrzał na Roth i uśmiechnął się przepraszająco. Nichtz był jedną z niewielu osób, których zachowanie nieustannie go zaskakiwało.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Zgodnie z wcześniejszymi przypuszczeniami Roth, podczas przejazdu Nichtz nie zamienił z nią choćby słowa, co więcej nawet na nią nie patrzył. Przez większość czasu mruczał coś pod nosem, głównie uwag dotyczących powolnego tempa, z jakim się przemieszczali. Siedział z ramionami ciasno skrzyżowanymi na torsie i ze wzrokiem wlepionym w widoki za oknem. Na dodatek cały czas poruszał nogą w nerwowym tiku i nie sprawiał wrażenia, jak gdyby był tego świadom.
        Roth zajmowała miejsce po przeciwnej stronie. Wszelkie osobliwe zachowania prawnika nie przeszkodziły jej w tym, aby na chwilę pomedytować. Z zamkniętymi oczami trwała w czymś na wzór półsnu, miała świadomość wszystkiego tego co działo się dookoła, choć jaźnią dryfowała po przepastnych polach pełnych złotych kłosów. To właśnie ten widok przywoływała do siebie najczęściej, gdyż z niewiadomych przyczyń, najbardziej ją relaksował. Niemniej jednak tym razem sama czuła się zaskoczona efektami swojego skupienia. Skutkowało do tego stopnia, że potrafiła wyłapać niematerialną obecność magii, która migotała na obrzeżach percepcji, dając jasno do zrozumienia, że utajone źródło ukryte w jej wnętrzu było, pełne mocy. Stanowiło to otyle niecodzienną sytuację, iż odzyskiwanie utraconej energii potrafiło zająć magowi nawet kilka dni. Roth podejrzewała jednak, że to za sprawą Darfina nie miała z tym większego problemu. Nie była pewna, czy robił to w sposób kontrolowany, ale jego magia potrafiła nie tylko wzbudzać w odbiorcy pozytywne emocje, ale również mogła leczyć i regenerować organizm. Gdy rano wstała z łóżka, nie czuła już żadnych obrażeń, po wczorajszym zderzeniu z murem, wszelkie sniaki jak i sam ból zniknęły. Przy następnej nadarzającej się okazji postanowiła z nim o tym porozmawiać. Uznała bowiem, że jeśli nie jest świadom tego, ile dobra mógłby zdziałać, za pomocą swojej magii, to powinna go w tym uzmysłowić. Uszczęśliwianie innych to w istocie przewspaniały dar.
        Gdy powóz wreszcie się zatrzymał Nichtz wyskoczył z niego jak tornado, kierując się wprost ku drzwi strażnicy. Roth poruszała się gibko i sprawnie, ale nawet wtedy nie była w stanie dotrzymać mu kroku. Zaskoczyło ją jak ze spokojnego i wyrachowanego jegomościa niepodziewanie zamienił się w uosobienie czystego żywiołu. Strażnicy, których spotkała przy wejściu, nawet nie zdążyli jakkolwiek zareagować. Nichtz przemknął obok nich tak szybko, że ci jedynie popatrzyli na siebie niepewni, czy nie powinni jakoś zareagować na to nagłe wtargnięcie. Obrócili się za siebie i wraz z Roth, która akurat przy nich przystanęła, obserwowali jak Nichtz prowadzi ożywioną rozmowę z oficerem Farrimem. Aczkolwiek trudno nazwać rozmową sytuację, w której jeden z zainteresowanych energicznie gestykuluje, wylewając z siebie wartki potok słów, podczas gdy drugi tylko stoi oniemiały z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy. Oficer nie wytrzymał długo.
        -Na Oko Prasmoka! Uspokoi się pan!? - zawołał zdecydowanym tonem, a kilka osób w momencie obróciło się w ich stronę, zainteresowanych nagłym zamieszaniem.
        Nichtz, który do tej pory był kompletnie pochłonięty swoim wywodem, zatrzymał się nagle w pół zdania. Jego gesty zastygły w powietrzu, a wyraz jego twarzy zmienił się na zdumienie.
        -Przyszedłem po swojego klienta. - oznajmił tonem zdecydowanym i stanowczym, a po chwili przeszedł do konkretniejszych wyjaśnień. Słowa wciąż tłoczyły się z jego ust, ale teraz już z większym umiarem.
        Roth widziała po minie Farrima, że nic z tego co usłyszał, mu się nie spodobało, choć Nichtz nie sprawiał wrażenia, jak gdyby miało to stanowić to dla niego jakiekolwiek utrudnienie. Przekazał to co chciał, a następnie po prostu zignorował odpowiedź oficera, omijając go szerokim łukiem i kierując się w stronę schodów. Wszyscy zebrani w koszarach obserwowali tę scenę w milczeniu, zaskoczeni i zdezorientowani. Jeden ze strażników, stojący obok Roth, spojrzał na nią z niedowierzaniem. Popatrzyli na siebie na chwilę, a następnie strażnik odwrócił wzrok, skonsternowany tym, co właśnie się stało.
        Oficer Farrim, wciąż stojący z lekkim oszołomieniem, w końcu zebrał się na tyle, by wydać polecenie.
        -Kontynuujcie swoje obowiązki! - warknął, odkładając dotychczas trzymane w ręku papiery na pobliski blat stołu, po czym pognał w ślad za nieproszonym gościem.
        Roth, zaniepokojona tym szybkim obrotem spraw, natychmiast postanowiła do nich dołączyć, próbując nadrobić stracony dystans. Po krótkiej chwili dotarła na górę schodów, gdzie spostrzegła otwarte na oścież drzwi. Podeszła bliżej i zajrzała do środka. Nichtz stał naprzeciwko oficera Farrima. Napięcie w powietrzu było namacalne, obaj emanowali pewnością siebie i powagą. W pomieszczeniu prócz nich znajdował się również młody chłopak w mundurze oraz Stjerna. Rzuciły sobie krótkie, acz znaczące spojrzenie, w ramach przywitania. Po chwili jednak Roth dostrzegła kogoś jeszcze, wątły i niewyraźny zarys postaci, który z każdą chwilą nabierał coraz więcej znajomych szczegółów. W osobie leżącej na łóżku rozpoznała Ikara i z niewiadomych przyczyn poczuła w związku z tym ogromną ulgę. Nie zdążyła mu się jednak dokładnie przyjrzeć, gdyż konflikt pomiędzy Nichtzem, a Farrimem przybierał na sile.
        Roth wycofała się do tyłu, niespecjalnie chcąc brać udział w dalszym rozwoju sytuacji. Po krótkiej, ale jakże dosadnej wymianie zdań zakończonej przez oficera sprawa została zamknięta. Farrim zlecił jeszcze Stjernie uporządkowanie i domknięcie tego, jak to wyszukanie ujął „barłogu”, po czym wyszedł z pokoju. Zatrzymał się jednak, dostrzegając Roth. Podszedł do niej, podczas gdy ona starała się ocenić jego nastrój. Nie miała pewności, czy był na nią zły za to, że przyprowadziła ze sobą Nichtza, choć może nawet nie połączył ze sobą tych faktów i uważał ich wizytę się za zwykły zbieg okoliczności, w końcu weszła do koszar chwilę po tym, jak wywołał całe to zamieszanie.
        -Pani już tutaj? - zdziwił się, co potwierdziło jej domysły.
        -Miałam zjawić się skoro świt. - przypomniała uprzejmie. Stwierdziła, że musi rozważnie dobierać słowa, w końcu nie chciała jeszcze niepotrzebnie pogarszać jego humoru.
        -Aktualnie nie mam czasu na przydzielanie zgłoszenia, w nocy mieliśmy nieprzyjemny incydent. Usadziliśmy wczoraj wieczorem takiego jednego odmieńca i przez noc zdołał się pokaleczyć, a potem udusił swojego współwięźnia rzemieniem z bransoletki. Jakiś niedochędożony chyba, twierdzi, że widzi duchy.
        Oficer starał się zachować obojętność, mówiąc o całym incydencie, ale Roth i tak zauważyła subtelne oznaki niepewności na jego twarzy. Założyła, że być może nigdy wcześniej nie miał styczności z takimi zjawiskami, co sprawiało, że teraz starał się utrzymać kontrolę nad sytuacją i zachować profesjonalizm. Zastanawiała się również, co konkretnie miał na myśli, nazywając więźnia odmieńcem.
        -To możliwe. - przyznała po krótkim namyśle, a wtedy oficer popatrzył na nią z nagłym przebłyskiem geniuszu w spojrzeniu.
        -Zna się pani na duchach?
        Roth zastanowiła się na moment. Odkąd sięgała pamięcią, nigdy nie miała okazji spotkać żadnej zjawy. Zapamiętała jednak kilka strzępków informacji z almanachów magicznych. Jasnowidzenie duchowe, było zdolnością percepcyjną, która pozwalała na dostrzeżenie lub odbieranie obecności niespokojnych dusz, istot duchowych lub energii związanych z zaświatami. Osoby, które posiadały tę zdolność, mogły odczuwać zmiany w atmosferze, doświadczać chłodów, uczucia obecności lub przechodzić przez nagłe zmiany nastrojów w obecności duchów. Nie trzeba było mieć w sobie magii, aby paść ofiarą nawiedzenia. Niektórzy ludzie mogli mieć tę zdolność od urodzenia, podczas gdy inni potrafili ją posiąść poprzez praktyki medytacyjne, rozwijanie intuicji i pracy nad swoją duchową świadomością. Dla kogoś o ubogiej wiedzy magicznej i braku świadomości istnienia zaświatów odkrycie w sobie tej zdolności mogło być bardzo nieprzyjemnym doświadczeniem. Nie wszystkie duchy mają przyjazne i spokojne nastawienie. Niektóre mogły sprawiać problemy lub być obciążone negatywną energią, a w skrajnych wypadkach potrafiły opętać umysł. Istniały sposoby na nawiązanie kontaktu z zaświatami, a Roth nawet znała kilka z nich, miała jednak dość swoich problemów. Wystarczyło, że komuś z żywych istot bardzo zależało, aby jej zaszkodzić, nie potrzebowała jeszcze dodatkowych wrogów w zaświatach.
        -Przykro mi, ale nie na tyle, aby pomóc. - odparła, a nagły zapał oficera znacząco przygasł. - Myślę, że w takiej sytuacji tylko medium mogłoby coś zdziałać.
        Po wysłuchaniu tej propozycji, oficer Farrim wyraźnie wykazał lekceważącą, a wręcz wzgardliwą reakcję. Roth to jednak nie zaskoczyło. Znalezienie i opłacenie medium wiązało się z podjęciem szeregu działań, wobec których nikt nie wykazałby aprobaty, po co bowiem tracić czas i energię na jakiegoś obłąkanego więźnia?
        Farrim sam ledwo trzymał się na nogach i zapewne był gotów wzbraniać się przed dalszym angażowaniem się w tę sprawę. Szerokie, sine kręgi rozciągały mu się pod oczami. Na dodatek Roth spostrzegła, że pod skórzaną zbroją miał tę samą tunikę co wczorajszego dnia, z tą tylko różnicą, że w przeciągu minionej doby materiał zdążył się wyraźnie pognieść.
        -Proszę przyjść po południu, myślę, że wtedy znajdę dla pani chwilę. - powiedział, a wtedy Roth podniosła spojrzenie i popatrzyła mu prosto w oczy.
        Dostrzegła w nich niemą prośbę o powstrzymanie się od okazania mu jakiegokolwiek współczucia.
        -Oczywiście.
        Farrim skinął głową w geście pożegnania, po czym ruszył w kierunku schodów, wskazując, że miał jeszcze wiele spraw do załatwienia.
        Roth odprowadziła go wzrokiem, a potem ponownie zajrzała do pokoju, w którym dotychczas przetrzymywano Ikara. Okazało się, że podczas gdy ona rozmawiała z oficerem, Stjerna i Nichtz pomogli mu się wyzbierać.
        -Rozumiem, że jedzie pani z nami? - zagaił Nichtz, gdy wyszli już na korytarz. Ikar opierał się o niego, Roth jednak nawet nie zdążyła na niego spojrzeć Nichtz bowiem nie poczekał, na jej odpowiedź. Ruszył ze swoim klientem w stronę schodów.
        Sepinroth nie do końca wiedziała, jak ma rozumieć owe dziwne zaproszenie. Nie zakładała, że wróci do posiadłości prawnika. Spodziewała się przyjąć zlecenie i wykonać swoją pracę. Nagła zmiana planów nieco ją zaskoczyła, ostatecznie jednak nic nie stało na przeszkodzie, aby im towarzyszyć. Zorientowała się, że w progu stanęła Stjerna. Popatrzyły na siebie porozumiewawczo.
        -Powodzenia. - rzuciła ze znaczącym uśmieszkiem, błąkającym się w kącikach ust.
        Roth nie odpowiedziała, skinęła tylko głową, po czym poszła w ślad za Nichtzem i Ikarem. Dogonienie ich nie stanowiło żadnego wyzwania. Przez wgląd na stan Ikara szli bardzo ostrożnie. Roth nie zaoferowała pomocy, uznała, że Nichtz sam daje sobie świetnie radę. Ponadto czuła się nieco onieśmielona całą tą sytuacją. Nie uważała, aby była potrzebna i równie dobrze mogła zająć się innymi sprawami. Nie mogła jednak porzucić rosnącego w niej poczucia odpowiedzialności za stan Ikara.
        Przyjrzała mu się, dopiero gdy zasiedli w powozie. Wyglądał blado, rude włosy były lekko rozczochrane. Siniaki na jego twarzy zaczynały się łagodzić, kości policzkowe były lekko spuchnięte, a na wardze widniał gojący się nacięcie. Roth wiedziała, że do pełnego wyleczenia potrzebne będzie więcej niż tylko czas. Blizny, zarówno widoczne, jak i niewidoczne, pozostaną, przypominając mu o brutalności, jaka go spotkała. Zauważyła jednak, że mimo fizycznych ran, w Ikarze było coś niezłomnego. Siedział przygarbiony, dając do zrozumienia, że wciąż odczuwa dyskomfort, ale jego spojrzenie pozostawało niezachwiane, odzwierciedlając determinację, która nie ustała. Wiedziała jednak, że musiał zmagać z pewnymi wewnętrznymi konfliktami.
        W tamtym momencie, gdy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy od chwili ich wspólnego spaceru, Roth milcząco przekazała mu swoje zaangażowanie.
        Rozmawiał z Nichtzem w sposób zaskakująco swobodny, choć po prawdzie obaj sprawiali to samo wrażenie, jakby czuli się bardzo dobrze w swoim towarzystwie. Stąd Roth wywnioskowała, że musieli znać się znacznie dłużej, niż początkowo zakładała. Ikar wspomniał coś o żonie Nichtza, a Roth przypomniała sobie, że przebywając w posiadłości, faktycznie nie spotkała nikogo więcej poza samym gospodarzem i dwójką jego służących.
        Dzięki ich pogawędce droga powrotna zleciała Roth o wiele szybciej. W drzwiach powitała ich znajoma już służąca, a gdy weszli do środka Nichtz od razu zaprosił ich do przytulnego salonu.
        Roth zasiadła na wygodnej sofie, zajmując miejsce z samego brzegu. Jeszcze przed tym służąca chciała od niej odebrać płaszcza, ale uprzejmie odmówiła. Zsunęła jednak kaptur, nie chcąc okazać jeszcze większego nietaktu. Z jednej z kieszeni wysunęła klamrę, którą spięła włosy. Zdjęła rękawiczki, po czym odgarnęła kilka jasnych kosmyków, zasłaniających jej spojrzenie i akurat wtedy spostrzegła jak Nichtz z zaskakująco szczerym uśmiechem objął Ikara. Roth była nieco zmieszana. Niezwykłe było dla niej widzieć, jak dotychczas poważny i zdystansowany Nichtz okazywał taki otwarty i na swój sposób czuły gest. Kierując się poczuciem atmosfery, panującej przedtem w powozie zakładała, że są sobie bliscy, kiedy jednak zobaczyła to na własne oczy, poczuła się lekko zakłopotana. Cofnęła się nieznacznie na sofie, przyciągając lekko płaszcz do siebie. Choć była tylko obserwatorem, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w tym geście kryło się coś więcej niż tylko przyjacielska radość. Ich spojrzenia, te momenty delikatności i zrozumienia między nimi, wydawały się jednoznaczne. Być może była to tajemnica, którą dzielili tylko między sobą, ale Roth nie potrafiła oprzeć się myśli, że chciałaby zrozumieć tę intymność. Opuściła rękawiczki na kolana i cicho westchnęła, oddając się refleksji. Miała świadomość, że życie emocjonalne każdej osoby było indywidualne i pełne niuansów. To, co na pozór wydawało się jednoznaczne, mogło być tylko złudzeniem lub błędnym odczytem. Ostatecznie stwierdziła, że nie chciała poddawać się własnym wyobrażeniom na temat ich relacji i angażować się w próbę rozpracowania tej układanki, której nie posiadała wszystkich elementów.
        Nichtz wyszedł z salonu w celu przebrania się w wygodniejszy strój, a Ikar zasiadł naprzeciwko niej. Posłał jej uśmiech, dzięki któremu wywnioskowała, że sam również poczuł się nieco zakłopotany tą sytuacją. Postanowiła zatem szybko znaleźć jakiś temat do rozmowy. Pochyliła się do przodu i oparła łokcie na kolanach. Dłonie ułożyła tuż pod brodą.
        -Wiem, że wracanie pamięcią do tego incydentu będzie nieprzyjemne i naprawdę żałuję, że muszę cię o to spytać, ale czy pamiętasz coś z chwili napaści? Moje wspomnienia są dość mgliste, a kiedy wróciłam na miejsce zdarzenia, żeby użyć swojego… sam wiesz czego, okazało się, że jeden z napastników nosił talizman, chroniący ich tożsamość. Nie jestem w stanie ich wytropić, ale wiem, jak wyglądał talizman. Wczoraj wieczorem w pensjonacie poznałam rysownika. Sporządził dla mnie poglądowy szkic, który dałam twojemu prawnikowi, może gdy go zobaczysz, coś ci się przypomni.
        Do pokoju weszła służąca z herbatą. Położyła tacę na stoliku, zdjęła z niego śliczny, imbryk i rozdysponowała należące do kompletu filiżanki. Roth podejrzewała, że zastawę osobiście wybierała żona Nichtza. Porcelanę zdobiły ręcznie malowane kwiaty piwonii, sprawiających wrażenie niebywale subtelnych i kobiecych.
        -Stjerna opowiedziała mi o twoich podejrzeniach względem Sebastiena i niestety muszę się z nimi zgodzić. - przyznała, biorąc do ręki filiżankę. Ostrożnie odchyliła się do tyłu i rozsiadła się wygodniej na sofie. Przełożyła jedną nogę przez drugą i rozciągnęła ramię na oparciu. - Talizmany ochronne to drogie błyskotki i nie każdy jest w stanie sobie na nie pozwolić. Ciężko mi uwierzyć, że dwóch zwykłych rabusiów przypadkowo miała go przy sobie w chwili ataku. Podejrzewam, że dobrze wiedzieli, co potrafię, bo ktoś po prostu ich o tym poinformował i dzięki temu mogli lepiej się przygotować. Pozostaje jednak pytanie po co? Planuję odwiedzić kilku tutejszych rzemieślników i wypytać o szczegóły związane z talizmanem, może będą znali kilku twórców, którzy są powiązani z czarnym rynkiem.
        Zrobiła łyk herbaty. Smak był doskonały, przyjemna goryczka delikatnie balansowała na granicy intensywności i subtelnego aromatu. Wyczuła również nuty kwiatowe, które rozwijały się z każdym kolejnym łykiem. Wibrujący smak róży i jaśminu uzupełniał całość, tworząc zmysłową symfonię smaków na jej podniebieniu. Na moment zatraciła się w tej chwili. Dawno nie miała okazji pić tak wysokiej jakości naparu.
        -Nie chcę ci mówić, co powinieneś robić, bo aktualnie zostałeś zamieszany w całą tę sprawę i masz prawo decydować sam za siebie, ale jeśli mogę ci, coś doradzić… uważam, że Nichtz ma rację. - oznajmiła niespodziewanie, chcąc wreszcie wyrzucić z siebie te myśli, towarzyszące jej już od dłuższego czasu. - Powinieneś wyjechać z miasta, albo chociaż zostać u niego na jakiś czas i nie angażować się w całą tę sprawę dla własnego bezpieczeństwa. Postaram się odkryć, kto za tym stoi, ale może lepiej, abym zajęła się tym w pojedynkę? Z niewiadomych przyczyn przyciągam do ciebie same nieszczęścia…
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

        Odprowadził wychodzącego Nichtza spojrzeniem, uśmiechając się łagodnie. Gdy Roth zadała pytanie, nie zmienił wyrazu twarzy. Nie odpowiedział od razu, czekając na oddalenie się służącej, długo ważył słowa, przyglądając się herbacie falującej w trzymanej oburącz filiżance. Dłonie wciąż drżały mu, gdy próbował coś w nich utrzymać, szczęśliwie nie musiał prosić o pomoc.
Gdy wreszcie zdecydował się odezwać, zaczął od końca.
- Uwielbiam nieszczęścia -oświadczył pewnie, tonem, który nakazywałby spodziewać się ciągu dalszego w postaci długiego aforyzmu, pełnego trudnych słów, zawiłych zabiegów retorycznych i pogmatwanych sofizmatów. Ciąg dalszy nie nastąpił, chłopak na dłuższą chwilę zajął się ostrożnym maczaniem ust w gorącej herbacie.
Wygłoszone słowa zasadniczo stały w sprzeczności z przyjmowaną przez niego filozofią szczęścia, potrzeba zachowania wewnętrznej spójności walczyła w nim z ciekawością i chęcią by dać się ponieść wydarzeniom. Ostrożnie oparł opróżnioną do połowy filiżankę i spojrzał na Roth z powagą.
- Pewne wydarzenia stają się zobowiązaniem przez sam fakt zaistnienia, chcąc nie chcąc, siedzę w tym. Nichtz chciał się mnie pozbyć z innych powodów… Muszę się go zresztą zapytać, czy w tej chwili w ogóle mam legalne prawo stąd wyjechać, Farrim dostał chyba ciężkiej paranoi, zresztą podejrzewam, że wiem pod czyim wpływem… - urwał widząc wchodzącego do pomieszczenia Nichtza.
        Prawnik istotnie przebrał się w „coś wygodniejszego”, zdecydował się bowiem przyjmować ich w cienkiej jedwabnej koszuli, za którą zapłacił prawdopodobnie równowartość powozu, którym wcześniej jechali, ciemnych spodniach z miękkiego materiału i czymś, co przypominało czarny ciężki, aksamitny szlafrok. Zasiadłwszy w fotelu, założył nogę na nogę, poprawił okulary i zabrał się za nabijanie drewnianej fajki z czerwonego drewna. Wyglądał przy tym jakby miał zaraz zacząć wypytywać ich o sny i szczegóły z dzieciństwa. Ikar otaksował go spojrzeniem, wcale się z tym nie kryjąc, Nichtz nie krył się z tym, że fakt ów zauważył.
- Słucham, pod czyim wpływem Farrim dostał paranoi? - spytał prześlizgując się wzrokiem po swym kliencie, jego rękach, Roth i znów rękach chłopaka. Ich widok sprawiał mu wyraźny dyskomfort.
Ikar wyprostował się, choć czający się między żebrami ból nakazywał mu garbić się haniebnie.
- Nie obraź się, ale udzielanie ci takich informacji może narazić na szwank twoją etykę zawodową.
Nichtz spojrzał na niego krzywo znad fajki, którą właśnie zapalał.
- Ty już się nie martw o moją etykę – wymamrotał, ściskając ustnik w zębach – Nie wspominając już w ogóle o tym, że moi klienci, to wyłącznie niewinni ludzie, nieprawdaż?
- Prawdaż – zgodził się Ikar, udając, że nie widzi wymierzonego weń spojrzenia – Pamiętam też dobrze jak elastyczna potrafi być twoja etyka.
- Och, ranisz moje serce – Fredteryk położył dłoń na piersi w teatralnym geście i skrzywił się boleśnie – Te słowa są szczególnie krzywdzące, gdy płyną z twoich ust.
Ikar uśmiechnął się jednostronnie, zaciskając usta.
- Ty nie masz serca i gardzisz moralnością.
- Prawda.
        Ikar spojrzał na Roth. Podobne utarczki słowne prowadzone z Nichtzem za czasów studenckich nadzwyczaj często okazywały się być grą wstępną i choć wiedział, że tym razem nie jest to jeden z tych przypadków, liczył się z tym, że bycie świadkiem ich dyskusji może być dla dziewczyny nieco niekomfortowe. Odchrząknął.
- Dobrze więc, wracając do tematu, i waszych pytań… Miałem okazję przyjrzeć się jednemu z napastników, temu od noża. Właściwie to miałem okazję spojrzeć mu w oczy…
- Oczywiście, że spojrzałeś mu w oczy… - wtrącił Fredteryk, Ikar popatrzył na niego chłodno, ale ostatecznie zignorował.
- Jestem przekonany, że to ktoś blisko spokrewniony z Sebastienem. - urwał, obserwując reakcję dziewczyny – Problem w tym, że…
- Problem w tym, że spojrzenia Ikara nie są żadnym dowodem w sprawie.
Chłopak odetchnął, udając rozdrażnienie. W rzeczywistości, mieszkając z Nichtzem w jednym pokoju, zdążył przyzwyczaić się do jego nawyku wpadania w słowo.
- Nie mamy żadnych dowodów ani na jego udział w sprawie, ani na powiązania ze światem przestępczym. Ja w ogóle myślę, że on może być ich narzędziem, wtyczką na stanowisku. Nie wiem co zeznałaś, ale nie sądzę, by uwierzyli ci w podejrzenie rzucone nagle w stronę funkcjonariusza straży, a ja…
- A ty w ogóle nie jesteś dla nich wiarygodny i w twoim własnym interesie jest nie pchać im się w oczy.
- Tak.
- Tobie, to w ogóle proponuję siedzieć cicho.
- Pięknie dziękuję.
- Albo to odpuścicie, albo postarajcie się o coś porządnego, bo to co macie, jest, mówiąc szczerze śmiechu warte.
- Dziękujemy za rady i za podsumowanie, masz do dodania coś konstruktywnego?
        Nichtz uśmiechnął się z politowaniem, przez dłuższy czas zdawało się, że nie zdecyduje się na komentarz.
- W tym mieście już od dłuższego czasu żadnemu magowi nie udało się dociągnąć do końca ani jednego zlecenia – rzucił, jakby od niechcenia, śledząc wzrokiem strużkę dymu, unoszącego się znad trzymanej w smukłej dłoni fajki.
Ikar spojrzał najpierw na Roth, a następnie znów na Fredteryka.
- Niech zgadnę, przydarzały im się wypadki.
- Wypadki… Czasem i owszem, wypadki, kilka zaginięć, kilku wyjechało, porzucając zadanie, moim zdaniem zostali przekupieni lub zastraszeni, nie zdziwiłbym się, gdyby nasza nowa znajoma otrzymała za jakiś czas propozycję wyjazdu, popartą groźbą lub konkretną sumą. Radziłbym potraktować ją wtedy poważnie.
- Tak po prostu… A co radziłbyś mnie?
- Tobie radziłbym poczekać w cichości na powrót do zdrowia, do tego czasu sprawa powinna rozejść się po kościach, o ile pani Roth zdecyduje się faktycznie wyjechać. Tobie wyjazd na razie odradzam, ściągnąłbyś na siebie podejrzenia.
- Gdzie miałbym to przeczekać?
Nichtz patrzył na niego długo, widać było, że bije się z myślami.
- Nie będziesz mi straszył Lukrecji, gdy wróci? Ona jest delikatnego zdrowia, nerwy jej szkodzą.
- Nie będę, obiecuję. Ty ją chyba kochasz?
- Możliwe, nie wiem.
- Cudownie.
        Ikar dopił resztkę herbaty z trzymanej wciąż filiżanki, przysłuchując się ciszy, przez którą przebijało się tykanie zegara, odległe dźwięki dochodzące z ulicy, szczęk naczyń, zapowiadający porę posiłku i miauczenie kota.
- Podsumowując… Z radością skorzystam z gościny, ale z całym szacunkiem, pieprzę twoją radę, Nichtz, jeśli Roth zdecyduje się tu zostać, pomogę jej. Obiecałem też pomoc jeszcze jednej osobie, a obietnic…
- Obietnic dotrzymujesz, kiedy ci się chce.
- Kiedy uznam to za stosowne i właściwe.
- To to samo.
- Prawie.
Ikar ostrożnie machnął dłonią w nieco lekceważącym geście, na co Nichtz zareagował jedynie pobłażliwym uśmiechem, po czym zwrócił się do Roth.
- Wiesz, kogo mam na myśli. Byłbym ostrożny z zaufaniem, podobnie w przypadku tego twojego rysownika. Chętnie rzucę okiem na jego szkic, choć przyznaję, że na amuletach się nie znam.
- Ja się trochę znam – wtrącił się zgodnie ze swym zwyczajem Nichtz.
Ikar zmierzył go spojrzeniem. Nie było się właściwie czemu dziwić, klienci prawnika z podobnych cacek korzystali z pewnością, a nie było wykluczone, że i samemu Fredterykowi zdarzało się podobnych używać.
- W takim razie na pewno z radością oświecisz nas swoją wiedzą – stwierdził chłopak, odstawiając filiżankę na stojącą na stole tacę.
- Roth… - zaczął ostrożnie, spoglądając dziewczynie prosto w oczy – Nie podchodź do tego zbyt ambicjonalnie, nie masz obowiązku zbawiać całego świata od złych przestępców ani dać się bezsensownie zabić. A szkoda by było, wydajesz się być porządną osobą.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Słuchała go z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który w złym osądzie mógł nawet sprawić wrażenie nieprzyjemnego. Tak naprawdę jednak Roth uważnie ważyła każde słowo, jakim się z nią dzielił. Od początku podejrzewała, że Ikar podejdzie do całej sprawy, na swój własny sposób, doszukując się przyczyn i skutków, głębszego sensu w chaotycznym wirze zdarzeń. Nie zadowalał się prostymi wyjaśnieniami, lecz poszukiwał większej spójności i harmonii. Być może widział w tym swoisty sposób odczytywania rzeczywistości, jakby był nieustannym uczestnikiem metafizycznej układanki, w której każdy element miał swoje miejsce i znaczenie. Tak przypuszczała, nie znała go, ale potrafiła zaobserwować chociaż tyle. Zastanawianie się nad ludzką naturą było czymś, czego nie robiła od lat. Co powiedziałby Alias Iliqen gdyby zorientował się, że jego niedoszła następczyni ośmiela się wysnuwać osądy i własne opinie wobec cudzych charakterów? Szybko odsunęła od siebie tę myśl. Nie mieszkała już w klasztorze i nie musiała więcej przejmować się tym, co w ramach większej idei przystoi uczniom Wielkiego Wędrującego, a co nie.
        Wykrzywiła usta w nieznacznym uśmiechu, gdy Ikar wspomniał o Fariimie i problemach, z jakimi musiał borykać się od momentu pojawienia się ich dwójki w koszarach, a po chwili do salonu wszedł Nichtz. Nie spodobał jej się, gdy po zajęciu miejsca na fotelu, sięgnął po fajkę. Dym zawsze przywoływał dla niej słodko-gorzkie wspomnienia. Nie wyraziła jednak żadnej dezaprobaty, czy to za pomocą gestu lub słowa. Ostatnim czego chciała to jako gość robić jakiekolwiek wyrzuty sumienia gospodarzowi.
        Zatem milczała, w spokoju popijając herbatę, podczas gdy między Nichtzem a Ikarem doszło do wymiany zdań, o charakterze na tyle osobistym, że przez chwilę poczuła się jak intruz. W pewnym momencie jednak Ikar jakby zupełnie zapomniał o rozmowie i odwrócił się w jej stronę. W jego oczach widniało przepraszające spojrzenie, pełne zrozumienia i troski. Roth pośpiesznie odpowiedziała mu lekkim uśmiechem, potwierdzając, że rozumie jego intencje. Zaniepokoiła się jednak gdy przeszedł do tematu napastnika, któremu jak się okazało, zdążył się nieco przyjrzeć. Na wzmiankę o rzekomy podobieństwie nieznajomego do Sebastiena omal nie zachłysnęła się akurat branym łykiem herbaty. Uwierzyła Ikarowi i nie posiadała żadnych wątpliwości w to, że miał rację, nawet pomimo sceptycznemu nastawieniu Nichtza względem tej informacji. Jeśli jednym z atakujących faktycznie był ktoś z rodziny Sebastiena to jego udział w całej sprawie tłumaczył wiele wcześniejszych nieścisłości, choć odkrycie to rodziło też wiele nowych pytań.
        -To idiotyczne. - przyznała, odstawiając pustą już filiżankę na stolik. - Nie uważacie, za dziwne to, że nie zasłonili twarzy? Zwłaszcza jeśli ich wygląd, mógł ich tak łatwo zdradzić.
        Nikt jednak nie dosłyszał jej pytania, gdyż akurat Nichtz wciął się z kolejną uwagą względem podejrzeń wysnuwanych przez Ikara. Postanowiła zatem nie kontynuować tego wątku i pozostawić go dla siebie, w celu przeanalizowania wszelkich szczegółów. Podejrzewała, że działanie amuletu mogło mieć również na celu spowicie twarzy napastników zaklęciem maskującym, ale jeśli tak to dlaczego Ikarowi udało się przedrzeć przez ewentualną fasadę magi? W końcu był niemagicznym. Wspomniał jednak, że patrzył napastnikowi prosto w oczy… Na dodatek pozostaje jeszcze kwestia Farrima. Faktycznie przyszedł przepytać ją na temat tego co się stało, ale cała rozmowa nie przypominała typowego przesłuchania. Nie zadawał żadnych konkretnych pytań, co więcej wyglądał na zaniepokojonego. Czyżby również był w to zamieszany? A może tylko posiada pewne podejrzenia, o których boi się mówić na głos. Nie zdążyła rozwinąć myśli, gdyż Nichtz ponownie zwrócił na siebie całą uwagę. Porwał Ikara w wir rozmowy, której ona tylko grzecznie się przysłuchiwała. Przechodzili płynie z jednego wątku do drugiego, ale w pewnym momencie gdy Nichtz wspomniał o niepowodzeniach magów we współpracy z lokalną strażą, Roth wycofała się w głąb siebie.
        Nikt inny nie był świadom ryzyka związanego z tą profesją tak jak ona. To była brudna robota, jedna z tych, której za żadne skarby nie tknąłby się żaden porządny czarodziej, który ukończył akademię czarów. Roth słyszała już o tożsamych przypadkach, o jakich napomknął Nichtz, w innych królestwach, mimo to nie bała się. Na jej twarzy malował się spokój, ale nie był to spokój pochodzący z bezmyślnej obojętności, wręcz przeciwnie, oburzenie tętniło w jej żyłach. Umiała jednak zachować pozory względnego opanowania. Zdecydowanie nie była typem osoby, która bezczynnie przyjmowała niesprawiedliwość czy ucisk. Miała w sobie ogromną determinację i siłę charakteru, które pozwalały jej stawić czoła podobnym niebezpieczeństwom. A nade wszystko była dumna i nigdy nie pozwoliłaby na to, aby ktoś zmanipulował ją, bądź wykorzystał w podobny sposób.
        Ikar najwidoczniej musiał dostrzec, że coś było z nią nie tak, nawet pomimo tego jak skrupulatnie próbowała ukryć narastającą w niej frustrację. Przestała przekomarzać się z Nichtzem i zagaił ją o amulet, próbując zapewne zręcznie przekierować rozmowę na inne tory.
        Podniosła na niego spojrzenie, miała świadomość, że musiała wyglądać dość nieprzyjemnie ze swoją zaciętą miną, która dla niej samej była zupełnie naturalną. Niewzruszona wysłuchała jego prośby, a potem uśmiechnęła się dość kpiąco, gdy zasugerował, że wszelkie działania, których mogłaby się powziąć, posiadałyby szlachetne motywy. Nie miała też pojęcia, jak Ikar mógł definiować „porządną osobę” i co takiego w niej dostrzegł, że pokusił się o podobne stwierdzenie.
        Wzruszyła lekko ramionami, jakby lekceważyła jego słowa, a następnie przemówiła cichym, przesiąkniętym pewnością głosem.
        -Jeszcze nigdy nikt nie próbował mnie zastraszyć, albo przekupić.
        Stwierdzenie to zabrzmiało w sposób, jakby czuła się tym faktem wręcz urażona. W chwili ciszy, pełnej napięcia, nieśpiesznym ruchem pochyliła się do przodu. Popatrzyła na Ikara, jej oczy, ostre jak stal, emanowały zdeterminowaniem i bezkompromisowością.
        -Co to w ogóle za głupi pomysł próbować grozić magowi, zwłaszcza takiemu, o którym nic się nie wie? - stwierdziła, nie kryjąc już dłużej swojego oburzenia. - Sebastenowi może się wydawać, że się przed nim odsłoniłam, wykorzystując swoją magię do wytropienia ciebie, ale pierwszą zasadą każdego szanującego się czarodzieja jest niezdradzanie swoich zdolności. Nawet wy dwaj nie wiecie, do czego jestem zdolna. W dzień, w który nas zaatakowano, byłam niewyspana, znacznie osłabiona nadużyciem własnej magii, zmęczona podróżą i … - urwała na moment, w ostatniej chwili powstrzymując się od wspomnienia o Zielonej Piwniczce. Odchrząknęła. - … i wszelkimi innymi czynnikami, z którymi mierzyłam się już od kilku dni. Zapewniam was jednak, że teraz jestem w wyśmienitej formie i drugi raz nie uda im się mnie zaskoczyć.
        Po jej stanowczym przemówieniu zapadło głuche milczenie. Roth przemknęła wzrokiem po swoich rozmówcach, zastanawiając się, co właściwie mogli sobie o niej pomyśleć.
        -Nie róbcie takich min panowie, przecież nie jestem furiatem. Gdyby zaoferowali mi pieniądze w zamian za opuszczenie miasta, grzecznie odmówię, bo według mnie przekupstwo to najpodlejszy rodzaj tchórzostwa, który wręcz uwłacza godności ludzkiej, a jak zaatakują mnie ponownie, będę się bronić to oczywiste. Póki co będę odwiedzać koszary jak gdyby nigdy nic, a w międzyczasie może dowiem się coś więcej na temat twórcy amuletu.
        -Właśnie, jeśli o to chodzi… - podjął nieoczekiwanie Nichtz. - na Karmazynowej Alei swój warsztat ma Lazaro Brenar, to wiekowy twórca zaklętej biżuterii, bardzo znany i ceniony w mieście. Z tego co mi wiadomo, ma on bratanka, który swego czasu pełnił u niego praktyki czeladnicze. Lazaro ma swój styl, który bardzo przypomina mi to, co zobaczyłem na rysunku i jestem pewien, że jego bratanek może powielać te cechy również i w swoim rzemiośle. Wydaje mi się, że wszelkie poszukiwania warto zacząć właśnie od nich. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż nie pochwalam dalszego brnięcia w tą sprawę.
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

        Nichtz drgnął wyraźnie, słysząc ostry ton dziewczyny, odchrząknął cicho, udając, że ewentualne zmiany w wyrazie jego twarzy, spowodowane są drapaniem w gardle, nie zaś jej butną przemową. Ikar oderwał spojrzenie od przyjaciela, po czym przeniósł je na Roth, z uśmiechem, który nie miał na celu kryć niczego, a było w nim zarówno rozbawienie, jak i nutka pobłażania. Czekał, aż dziewczyna skończy mówić, nieznacznie kiwając głową. Gdy wspomniała o przyczynach swojej kiepskiej formy, spojrzał na nią wyczekująco. Nie spodziewał się, że Roth właśnie teraz zwierzy im się ze strzeżonego pilnie sekretu. Pochlebiał sobie, uważając się za dobrego obserwatora, ale nie był naiwny. Zdolność dostrzegania szczegółów i subtelności, nie była aż tak wyjątkowa, by zakładać, że on jedyny byłby w stanie zauważyć, że coś jest na rzeczy. Podejrzenia, które sam wysnuł były jednak zbyt efemeryczne, by na ich podstawie formułować coś tak konkretnego i o takiej wadze jak słowa. Jego spojrzenie było niemym ostrzeżeniem, zastanawiał się, czy Roth je zrozumie.
        Zdziwiło go, że Nichtz zdecydował się rozwinąć temat amuletu. Potwierdził tym samym przypuszczenia Ikara, że miał z rzeczą do czynienia. Zastanowiło go ostatnie zdanie prawnika, próba odwiedzenia Roth od pomysłu kontynuowania prywatnego śledztwa, mogła być zarówno przejawem jego cynizmu i lekceważącego podejścia do otaczającego go świata, jak i faktyczną przestrogą. On sam wiedział już jednak, że magiczka nie podda się, że ewentualne wysiłki mające na celu zniechęcenie jej, mogą przynieść jedynie odwrotne skutki. Determinacja widoczna w wyrazie jej twarzy i spojrzeniu, była aż nadto wyraźna. Ikar uśmiechnął się z zadowoleniem. Obserwowanie prawdziwych emocji, wypływających z samych trzewi egzystencji i przepełnionych jej esencją, zawsze sprawiało mu przyjemność. Zazdrościł ludziom, którzy zdawali się odczuwać i przyjmować uczucia takimi, jakie były, bez zbędnego analizowania i rozbierania na czynniki pierwsze. Czasem ich nie rozumiał, ale zawsze postrzegał to jako swego rodzaju dar. Roth wysłuchała rewelacji Nichtza z uwagą i powstrzymując się od komentarzy. Było jednak widać, że od dodania paru słów od siebie, powstrzymuje ją tylko konwenans, wymagający od gości zachowania tyleż uprzejmego, co sztucznego. Podziękowała grzecznie za informacje, pomoc oraz gościnę i eskortowana przez Nichtza udała się w kierunku drzwi. Ikar nie wstał, wskazując na zranione udo z przepraszającym uśmiechem.
        Gdy drzwi zamknęły się za dziewczyną, Nichtz odczekał dłuższą chwilę, wpatrzony w ścianę korytarza, po czym pokręcił głową w niemej dezaprobacie, kierując kroki do salonu. Ikar, odpuściwszy sobie pozory, oparł się ciężko na zalegających kanapę poduszkach i w ogóle zdawał się spływać z mebla.
– Czy możesz mi łaskawie wyjaśnić, co ty w ogóle zamierzasz? - spytał Fredteryk, ostrym tonem, w którym, spod pozorów zagniewania, wybrzmiewała szczera troska.
- Nie mogę.
Nichtz westchnął ciężko. Ikar udał, że wzdycha, przedrzeźniając go. Pożałował szybko, skrzywił się, dotykając zranionego boku.
- Jak się czujesz?
- Jak gówno.
- Każę przygotować kąpiel, spotkamy się na posiłku.
        Pokój gościnny, do którego Nichtz odeskortował Ikara, urządzony był w podobnym stylu, co reszta jego posiadłości – elegancko, choć nieco bardziej oszczędnie niż pozostałe pomieszczenia, które mijali. Niewątpliwą i wartą docenienia wygodą, była niewielka łazienka, do której można było wejść wprost z sypialni. Zgodnie z zapowiedzią Nichtza, czekała w niej blaszana wanna wypełniona ciepłą wodą i czyste ręczniki. Ikar podziękował za pomoc i zapewnił, że wie którędy do jadalni. Nim zamknął za sobą drzwi, dostrzegł pokojówkę, układającą na łóżku czyste i należące zapewne do pana domu, ubrania. Z ulgą pozbył się otrzymanych w koszarach gaci i koszuli, notując w pamięci, by poprosić służącą o spalenie ich w piecu, dopiero po zdjęciu z siebie ubrań, poczuł wydzielaną przez nie woń potu i szpitala. Oparł się chęci długiego wylegiwania w wannie, nie chcąc ryzykować rozmoczenia strupów. Gojąca się skóra swędziała nieznośnie, nie wiedział, czy to w reakcji na wilgoć, czy magiczne leki Roth. Wykąpawszy się, powrócił do sypialni i omal nie rozpłakał się, widząc rząd guzików koszuli. „To głód i zmęczenie” – wyjaśnił w myślach najbardziej oczywiste fakty. Jego palce były wciąż sztywne, a guziki zdawały się zdecydowanie zbyt śliskie i zupełnie nie chciały dać się zapinać. Po całych wiekach zmagań, poddał się, czując, że jest na skraju załamania nerwowego i że za chwilę załamią się pod nim kolana. Przysiadł na łóżku, zamknął powieki. Znów jego wątłe, nieznośnie słabe ciało odbierało mu kontrolę nad umysłem, wyrywało ster z rąk i pchało jego statek wprost w burzę. W niezbadane odmęty emocji. Zmusił myśli, do powrotu ku rzeczywistości. Rozpięta koszula nie stanowi o końcu świata. Udało mu się założyć bieliznę i spodnie. Zasłużył na chwilę odpoczynku, na przyłożenie głowy do poduszki i wyciągnięcie obolałego ciała na łóżku z porządnym materacem, na okrycie się miękką pierzyną i chwilę wytchnienia w bezpieczeństwie pościeli.
        Ze snu wyrwało go ciche pukanie do drzwi, które po chwili uchyliły się, ukazując jego oczom postać służącej. Sprawiała wrażenie lekko zaskoczonej, jak gdyby spodziewała się znaleźć go martwym. Uniósł głowę, spoglądając w stronę okna. Zza koronkowych firanek, przebijało się słabe światło ulicznych latarni.
- Pan Nichtz prosi na kolację – poinformowała cicho kobieta, po czym dyskretnie oddaliła się, dając mu czas na oprzytomnienie.
Ikar odrzucił kołdrę, postawił bose stopy na podłodze i zaraz poczuł nieodpartą chęć powrotu pod pierzynę. Zdawało mu się, że momentalnie przemarzł do szpiku kości. I wiedział dobrze, co to oznacza. Zamieszkujące jego trzewia stworzenie, w jedyny znany sobie sposób, dawało mu do zrozumienia, że od dawna nic godnego wchłonięcia nie pojawiło się w jego okolicy. Wstał. Wychodząc na korytarz owinął się połami koszuli, by uspokoić drżące dłonie. Nichtz zdawał się oczekiwać go w salonie. Siedział rozparty w fotelu, z nogą założoną na nogę, w jednej dłoni trzymał zapaloną fajkę, w drugiej otwartą książkę. Widząc wchodzącego do pomieszczenia Ikara, zatrzasnął tomik i odłożył go na stół. Chłopak był pewien, że scena była dokładnie wyreżyserowana, wszak Fredteryk spodziewał się jego nadejścia.
- Zmogło mnie – wyjaśnił cicho, obejmując się ramionami.
Nichtz, który, jak się wcześniej zdawało, szykował się do wygłoszenia jakiejś kąśliwej uwagi, spoważniał nagle.
- Kiepsko wyglądasz.
- Wiem.
        I gdy już paść miały magiczne słowa zaproszenia na kolację, rozległo się kołatanie do drzwi. Nichtz spojrzał nerwowo w stronę korytarza.
- Wybacz, moi klienci zdają się mieć talent to pakowania się we wszelkiego rodzaju gówna w najmniej odpowiednich porach.
Ikar jęknął, opadając na kanapę w geście rezygnacji, przy czym jego koszula rozsunęła się, odsłaniając chudą pierś. Nichtz spojrzał na niego wzrokiem, który dobitnie dawał do zrozumienia, że coś podobnego jest zupełnie nie na miejscu w jego porządnym domu, ale chłopak udał, że tego nie widzi. Po nieznośnie długim czasie, w którym próbował nasłuchiwać dobiegających z korytarza, przyciszonych głosów, prawnik pojawił się ponownie w salonie. Kilka kroków za nim szła Stjerna, okryta obszernym płaszczem z szerokim kapturem. Ikar zmusił się, do wyprostowania się na kanapie, pospiesznie owinął się koszulą. Strażniczka w milczeniu zajęła wskazane przez Nichtza miejsce na fotelu i utkwiła badawcze spojrzenie w chłopaku. Nie dziwił jej się, był przekonany, że wcale nie wyglądał teraz lepiej, niż w momencie, gdy słaby i świeżo pozszywany trafił do koszar.
- Tak… - mruknął Nichtz zasiadając w swej poprzedniej pozycji i robiąc minę, która prawdopodobnie miała robić wrażenie nieodgadnionej, w rzeczywistości była złośliwym uśmiechem – i wszystko jasne.
Ikar wziął ostrożny wdech, przez chwilę zastanawiał się co w ogóle ma powiedzieć, a gdy już zaczął, zdawało mu się, że słowa wypływają z jego ust w zwolnionym tempie.
- Nie powinnaś była tu przychodzić…
- Wiem! - przerwała mu kobieta, zauważalnie zniecierpliwiona tempem jego wypowiedzi – Ale nie mogłam znaleźć twojej magiczki, a to co mam do przekazania, może być istotne. - zrobiła pauzę, najwyraźniej oczekując pytań. Nie doczekała się jednak żadnej reakcji, Nichtz udawał, że nie słucha, a Ikar wpatrywał się tępo w intarsjowane na stoliku wzory.
- Sebastien dziś wieczorem wziął urlop, przez cały dzień nie pojawił się w pracy, wieczorem przyszedł i zażądał urlopu. Na tydzień. Z datą wsteczną. Przyszedł wieczorem…
- Wiemy już, przyszedł wieczorem – nie wytrzymał Nichtz.
Stjerna zmierzyła go złym spojrzeniem.
- Jak już mówiłam – wycedziła z naciskiem, patrząc na Ikara i starając się ignorować istnienie prawnika – przyszedł wieczorem, po zmroku i w płaszczu.
- I co z tego – burknął Ikar, dziwiąc się własnemu zniecierpliwieniu. Stjerna ucichła i sprawiała wrażenie niemniej zaskoczonej.
- To z tego, że w lepszym świetle, mimo wszystko było widać, że ma siniaka na policzku. I utykał
Chłopak spojrzał na nią ponuro. Niespecjalnie obchodziło go w tym momencie, że Sebastien miał siniaka i problemy z chodzeniem. Do akcji znów niespodziewanie wtrącił się Nichtz.
- Kiedy z nim ostatnio rozmawiałeś?
Ikar popatrzył na niego, jakby widział go po raz pierwszy w życiu.
- Wczoraj. Chyba…
- I domyślam się, że nie był zadowolony z przebiegu rozmowy?
- Nieeeee… Wydawał się wściekły i wystraszony jednocześnie. Pytał, czy zapamiętałem twarze i takie tam pierdoły.
Nichtz kiwał głową w udawanym zamyśleniu, Stjerna przyglądała się im obu, wodząc wzrokiem od jednego do drugiego.
- Gdzie jest magiczka? - spytała wreszcie.
- Nie wiemy – mruknął Ikar, zdający się zajęty liczeniem własnych palców.
- A czy…
- Nie wiem, dajcie mi kurwa święty spokój!
Nichtz popatrzył na swojego gościa nie kryjąc zdumienia, Stjerna zdawała się nieco urażona.
- Kiepsko się czuje – wyjaśnił Fredteryk – może przyjdziesz innym razem…
- Może…
Strażniczka wstała sztywno, wygładzając dłońmi materiał.
- W takim razie, czas na mnie.
Ikar uniósł wzrok. Jej głos był nieprzyjemnie chłodny. Nie odezwał się jednak.
- Ufasz jej? - spytał Nichtz, powracając z korytarza.
- Nie.
- A magiczce?
- Nie wiem, muszę coś zjeść.
- Jasne.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Po opuszczeniu domu Nichtza Roth dopadały mieszane odczucia. Ikar wyglądał kiepsko i raczej nieprędko wróci do formy. Nichtz z kolei wydawał się negatywnie nastawiony zarówno do jej osoby, jak i planów, których zamierzała się podjąć. Obaj sprawiali wrażenie zmęczonych, nieco zaniepokojonych i niepewnych tego, czy w ogóle opłacało się dalej brnąć w tę sprawę.
        Roth nie miała im tego za złe, co więcej uważała nawet, że lepiej byłoby dla ich dwójki, aby usunęli się w cień. Przemyślała sytuację raz jeszcze, gdy przesuwała się po ulicy w kierunku Karmazynowej Alei. Nie mogła także zapomnieć o Stjernie, która podeszła do całego śledztwa w sposób nadgorliwy, mogący w przyszłości przysporzyć sporych problemów. Roth wiedziała, że nie chcąc narażać ich na niebezpieczeństwo, musi podjąć decyzję, która będzie najlepsza dla wszystkich. Postanowiła przyśpieszyć tempa i odwiedzić słynnego Lazaro Brenara jeszcze przed wizytą w koszarach.
        Karmazynowa Aleja, o której wspomniał wcześniej Nichtz znajdowała się w sercu miasta, ale jej wygląd i atmosfera różniły się znacząco od innych dzielnic. Nazwa zapewne wzięła się od czerwonej cegły, z których zbudowano kamienice. Natomiast sklepy rzemieślnicze, ciągnące się przez całą główną ulicę wyglądały prosto jak wyjęte z baśni. W ich witrynach można było podziwiać błyszczące kamienie szlachetne, złote i srebrne pierścienie, naszyjniki, bransoletki i inne wytwory biżuterii. Każdy przedmiot stanowił istne dzieło sztuki, wykonane z niezwykłą precyzją i kunsztem. Witryny oświetlone były dodatkowo przez magiczne kryształowe lichtarze, które rzucały kolorowe refleksy na wystawę, sprawiając, że biżuteria wydawała się ożywać. Kolory tańczyły na szyby, tworząc barwną, ruchomą mozaikę.
        Korzystając z pięknej pogody, niektórzy rzemieślnicy wyszli ze straganami przed swoje warsztaty. Ubrani w szare szaty i noszący amulety własnej produkcji, przechadzali się po ulicy, demonstrując przechodnią swoje umiejętności w ramach kilkuminutowych pokazów. Roth przystanęła przed jednym z mistrzów, który właśnie rozpoczynał swój pokaz. Mężczyzna trzymał w rękach kawałek srebra. Jego dłonie były pełne blizn i śladów po wieloletniej pracy. Widoczna była w nich siła i doświadczenie. Rzemieślnik delikatnie umieścił srebro na palcach swojej ręki, a następnie zamknął oczy, skupiając się na magicznych energiach wokół niego. Roth poczuła pulsowanie mocy w swoich wnętrznościach, a wtedy jego dłonie zaczęły się poruszać w zgodzie z niewidzialnym rytmem. Pod wpływem magicznego zaklęcia, srebro zaczęło stopniowo nabierać płynności, ulegając przemianie. Rzemieślnik delikatnie formował metal, kształtując go według własnej wizji. Widzowie patrzyli z zaciekawieniem, gdyż proces ten był niezwykle mistyczny i fascynujący. Zaczął precyzyjnie rzeźbić w metalu, tworząc niemalże nierealne wzory i zdobienia. Kiedy finalny kształt biżuterii zaczynał nabierać ostatecznego wyglądu, rzemieślnik użył zaklęcia ożywienia. Nagle, delikatne iskierki magicznej energii zaczęły pulsować wokół tworzonej biżuterii. Światło odbite od kamieni i srebra rozbłyskiwało, tworząc kalejdoskopowy efekt. Kawałek srebra przekształcił się w magiczny. Rzemieślnik uśmiechnął się z satysfakcją, prezentując publiczności swoje dzieło. Był to wyjątkowy przykład mistrzostwa w dziedzinie kreacji, gdzie magiczne zdolności i umiejętności artystyczne splecione były w jedno. Ludzie zgromadzeni na ulicy zaczęli bić gromkie brawa.
        Roth próbowała odgadnąć, jaka moc została zaklęta w pierścieniu. Sięgnęła głębiej, wyczuwając struny kręgu magi wody, jak i subtelny wpływ kręgu ducha. Przypuszczała, że rzemieślnik utworzył zaklęcie przywołania żywiołaka, gdyż wydawało się najbardziej praktyczne, choć po prawdzie uroków, klątw i czarów wynikających z połączeń tych dwóch kręgów mogło istnieć bez liku.
        Mistrz rzemiosła zaprosił na następny pokaz, ale Roth nie miała więcej czasu, aby zostać i się przypatrywać. Wyruszyła w dalszą podróż przez Karmazynową Aleję, a gdy w końcu dotarła do warsztatu Lazaro Brenara drzwi otworzyły się przed nią szeroko, ukazując wnętrze pełne zapachów drewna i metalu. Na ścianach zawieszone były narzędzia rzemieślnicze, a stół pracy był pokryty kawałkami surowego materiału, czekającymi na przemianę w magiczne talizmany. Starszy mężczyzna o siwych włosach i pokaźnej, śnieżnobiałej brodzie, stał pośrodku sklepu i witał gości z uśmiechem. Był to Lazaro Brenara we własnej osobie.
        -Witam panienkę, w czym mogę służyć?
        Roth podeszła bliżej i skłoniła się w geście powitania.
        -Przyszłam do pana z pewnym szkicem amuletu, który znalazłam w trakcie mojej podróży. Podejrzewam, że może mieć silne powiązania z dziedziną magi pustki lub umysłu. Chciałabym dowiedzieć się, czy amulet ten mógłby zostać wykonany przez któregoś z tutejszych rzemieślników. - mówiła dość cicho, gdyż w sklepie znajdowało się wielu klientów. Nie chciała wzbudzać cudzego zainteresowania.
Lazaro Brenar spojrzał na nią z łagodnym uśmiechem i wskazał miejsce przy kontuarze.
        -Zapraszam.
        Podeszli wspólnie we wskazane miejsce. Roth wyjęła szkid i podała go mistrzowi Lazaro. Przyjął zwitek w swoje dłonie, studiując go uważnie. Jego palce delikatnie przesuwały się po powierzchni, odkrywając ukryte symbole i wzory.
        -Ma pani rację, sploty runów się zgadzają. Połączenie dziedziny pustki i umysłu może dawać moc wpływania na zmysły i tworzenia iluzji. Może być niezwykle użyteczny w manipulacji percepcji i kamuflażu. Nie jest to jednak twór pierwszorzędnej jakości, a prawdę mówiąc wygląda na dość prostą konstrukcję. Wątpię, aby wykonał go ktokolwiek z Karmazynowej Alei.
        Roth uważnie słuchała, zaciekawiona słowami mistrza.
        -Czyli istnieje możliwość, że zaklęcie mogło nie spełnić swojej funkcji?
        -Myślę, że istnieje na to spora szansa. - stwierdził ostatecznie, czym zaintrygował Roth. Zrozumiała już także jakim sposobem Ikar mógł przebić się przez siłę zaklęcia, gdyż po prostu było ono niestabilne i źle zaimplementowane. Z całą pewnością miał w tym swój udział również brak umiejętności właściciela amuletu w posługiwaniu się zaklętymi przedmiotami. Roth zastanawiało, czy w odpowiednich rękach można byłoby efektywnie korzystać z talizmanu nawet pomimo jego wad.
        - Dziękuję za wskazówki - powiedziała z szacunkiem.
        -Czy można wiedzieć, czemu przyszła z tym pani akurat do mnie?
        -Usłyszałam o panu z polecenia, ponoć jest pan najsłynniejszym mistrzem rzemiosła w Fargoth.
        Starczą twarz Lazaro ponownie rozjaśnił uśmiech.
        -Miło mi to słyszeć. Sprawia pani wrażenie obeznanej z tajnikami magicznymi, nie chciałaby pani rozejrzeć się po moim warsztacie?
        Roth miała na to ogromną ochotę, w końcu niecodziennie ma się okazje podziwiać dzieła kogoś tak utalentowanego i doświadczonego.
        -Z wielką przyjemnością.
        -Proszę. - odparł mistrz, po czym uprzejmie skinął głową i podszedł do następnego klienta, który sprawiał wrażenie nieco zagubionego.
        Roth zaczęła przechadzać się po pracowni, podziwiając różnorodne biżuterię i przedmioty wykonane z magicznych materiałów. Każde z nich wydawało się emanować tajemniczą aurą, a mistrzowska robota była widoczna w każdym detalu. Czuła, jak jej serce bije szybciej na samą myśl o posiadaniu jednego z tych wyjątkowych przedmiotów, ale niestety, na razie było to poza jej finansowym zasięgiem. Wędrując dalej, jej wzrok padł na pięknie rzeźbiony pierścień, stworzony z połączenia pradawnych elfickich run i krystalicznego kamienia. Podeszła do witryny, a gdy jej wzrok zbliżyły się do kamienia, niewidzialne połączenie między nią a pierścieniem nagle nabrało mocy. Spojrzała na kartę, zawierającą opis zaklęcia zespojonego z kryształem. Posiadał zdolność otwierania i stabilizowania przejść między wymiarami, umożliwiając noszącemu bezpieczne wędrówki po różnych światach. Był to przedmiot przeznaczony dla podróżników i magów, którzy poszukiwali nowych tajemnic i zdolności. Wykorzystywany do eksploracji nieznanych krain i zdobywania wiedzy z innych wymiarów dawał noszącemu ochronę przed niebezpieczeństwami i niestabilnością spotykaną w trakcie podróży. Ponadto Roth zrozumiała, że pierścień umożliwiał również komunikację z istotami z innych wymiarów oraz ułatwiał odczytywanie i rozszyfrowywanie starożytnych pism czy map.
        Co za ironia losu, pomyślała, ze wszystkich możliwych zaklęć musiała trawić akurat na to.
        Stwierdziła, że to chyba najwyższa pora opuścić warsztat, a wtedy, w tym samym momencie do środka wszedł młody mężczyzna. Minęli się w przejściu. Roth rzuciła mu ukradkowe spojrzenie. Mimo swojej przystojnej aparycji to blizna na lewym policzku zdecydowanie przyciągała uwagę. Mogła to być pozostałość po jakimś opatrzeniu, która przecinała jego gładką skórę. Pomimo wszelkich starań Roth, aby nie przypatrywać mu się za bardzo nieznajomy musiał poczuć na sobie jej wzrok. Popatrzył na nią, a Roth w momencie uderzyło podobieństwo jego spojrzenia z oczami mistrza Brenara.
        Mężczyzna nie tracił na nią czasu, tylko szybko podszedł do Lazaro Brenara i poprosił go o rozmowę na osobności. Roth zauważyła, że mistrz nie wydaje się zbyt zadowolony z tej wizyty, ale mimo to gestem zaprosił go na zaplecze.
        Roth odprowadziła ich wzrokiem. Czy to mógł być…
        -Sepinroth?
        Odwróciła się zaskoczona i zobaczyła Darfina, stojącego na deptaku. W ręku trzymał kosz z różnymi przyborami artystycznymi. Kiedy zorientował się, że to na pewno ona uśmiechnął się pogodnie.
        -Co za niespodzianka.
        Roth pomyślała, że to spotkanie, choć faktycznie bardzo miłe, wyskoczyło w nie w porę. Stwierdziła jednak, że nie może zignorować, czy spławić Darfina, gdyż byłoby to po prostu nie na miejscu. Wyszła zatem z progu i podeszła do niego.
        -Witaj Darfinie, co sprowadza cię do Karmazynowej Alei?
        -Przyszedł dzień wypłaty, więc pomyślałem, że zakupię nowe pędzle i farby.
        -Nie wiedziałam, że handlują tutaj również takimi przedmiotami.
        -Na rogu znajduje się fenomenalny sklep plastyczny prowadzony przez dość ekscentryczną feerie. Sprzedaje zaczarowane przybory malarskie i farby wykonane z najwyższej jakości pigmentów. Uwielbiam ją odwiedzać. A jak z tobą? Przyszłaś kupić jakąś zaklętą biżuterię?
        -Tylko się rozglądam.
        -Wracasz może do pensjonatu?
        -Jeszcze nie, ale idę w tamtym kierunku. - odparła, mając na uwadze, że musiała zgłosić się do Farrima po zlecenie, której jej obiecał.
        -W takim razie przejdźmy ten kawałek wspólnie. - zaproponował radośnie.
        Roth chciała zaprotestować, mając na uwadze to, jak skończył Ikar za sam fakt przebywania w jej towarzystwie. Zreflektowała się jednak, mając na uwadze, że tym razem była świadoma ewentualnego niebezpieczeństwa i co ważniejsze, była wypoczęta i naładowana magią. Czy był to jednak przejaw głupoty? Z drugiej strony przecież nie mogła izolować się od innych przez całe życie, prawda? Nawet jeśli było to wygodne, to czym tak naprawdę różniłoby się od pobytu w klasztorze na pustynnej skale? Postanowiła potraktować to zatem jak powtórne wejście do tej samej rzeki. Nurt ten sam, choć odmienne okoliczności, miała tylko nadzieję, że tym razem sprzyjające.
        -Będzie mi bardzo miło mieć cię za towarzysza. - odparła, zarzucając kaptur na głowę.
        Darfin słysząc to, obdarzył ją jednym ze swych pogodnych i ciepłych uśmiechów.
Awatar użytkownika
Ikar
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Złodziej , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Ikar »

        Tak jak oczekiwał, po porządnym posiłku Ikar poczuł się zupełnie innym człowiekiem. Po jego ciele rozeszło się przyjemne ciepło, któremu towarzyszyło uczucie mrowienia, będące zapewne reakcją na zażyte po kolacji magiczne specyfiki. Nichtz również zaczął zachowywać się całkiem inaczej, co przypisać można było zarówno zmianie w ogólnym nastawieniu do życia jego gościa, jak i spożytej przy posiłku wiśniówce.
- Może zagralibyśmy w karty – zaproponował niespodziewanie przyjaźnie, gdy rozsiedli się na powrót w salonie.
Ikar rozparł się na kanapie, zakładając nogę na nogę. Ból w ciele zdawał się ustępować, mógł zgadywać, czy to dzięki wypoczynkowi, czy lekom, ale w tej chwili nie dbał o to wcale.
- Jak za starych, dobrych czasów – odpowiedział w zamyśleniu, powracając wspomnieniami do studenckich kwater.
Nichtz roześmiał się, sięgając po swoją fajkę.
- Za starych dobrych czasów, orżnąłbyś mnie do goła, pieprzony oszuście!
Ikar uśmiechnął się przepraszająco, rozkładając dłonie. Zatrzymał je na chwilę w geście, ostrożnie poruszając sztywnymi palcami.
- Myślę, że w tej chwili mogę o tym raczej zapomnieć… Nie poważyłbym się też na oszustwa w twoim własnym domu.
Nichtz otarł łzę, którą śmiech wycisnął mu z oka.
- Dobre. Dobrze też, że nasza znajoma strażniczka w moim własnym domu nie zdecydowała się poderżnąć gardła mojemu gościowi.
Ikar westchnął.
- Taaaak… Widać było, że ma ochotę. I dobre powody…


        Park był niewielki i położony raczej na uboczu, na tyle daleko od gwarnego centrum, by stanowić oazę spokoju, lecz na tyle blisko, by, nawet wieczorami, nie budzić niepokoju nielicznych spacerowiczów. Wąskie i kręte, wysypane jasnym żwirem alejki, wytyczono w sposób pozornie przypadkowy, ale tak, by wszystkie zbiegały się w centrum oplatając mieszczący się tam, obwarowany ławeczkami, płytki staw. Pod powierzchnią wody, leniwie pływały duże, kolorowe ryby, od czasu do czasu marszcząc gładkie lustro pyszczkami, w ospałych próbach połknięcia któregoś z dryfujących po powierzchni nartników. Owady rozpierzchały się, powodując chwilowe poruszenie na spokojnej dotąd tafli, po czym zastygały i na pewien czas nastawał bezruch. Nad spokojem i harmonią, zdawały się czuwać biała, nastroszona egreta, stojąca na jednej nodze pośród rzadko porastającej brzegi trzciny oraz niemniej od niej siwa, szczupła postać obleczona w bogatą suknię. Stjerna przez chwilę obserwowała obie strażniczki stawu, krytycznie porównując wymyślną koafiurę matki i pióra ptaka. Wygładziła spódnicę dłońmi, zsunęła kaptur z głowy i poprawiła związane ciasno włosy. Odetchnęła ciężko, zmuszając wyraz zmęczenia obecny na jej twarzy do ustąpienia miejsca uprzejmemu uśmiechowi. Żwir zazgrzytał pod jej butami, szlachcianka i egreta, jak na komendę, odwróciły głowy w jej stronę. W oczach ptaka zdawało się być widoczne żywe zaciekawienie, twarz kobiety wyrażała słabo krytą niechęć.
        - Dobry wieczór mamo – głos dziewczyny brzmiał czysto i dźwięcznie. I absolutnie sztucznie.
Kobieta nie odezwała się, zacisnęła wąskie, pociągnięte czerwoną szminką usta, co w połączeniu z pomarszczoną, suchą skórą zwisającą z szyi i zielonym, opalizującym cieniem na powiekach, sprawiło, że zaczęła przypominać iguanę w peruce. Stjerna stała, wyprostowana, jak na musztrze, przyglądając się szponiastym palcom zaciskającym się na zdobionej gałce zwieńczającej laskę kobiety i na pierścieniach połyskujących na jej palcach. Przynajmniej dwa z nich były nowymi nabytkami, pozostawało się domyślać, czy zostały zakupione, czy sprezentowane przez kolejnych absztyfikantów, liczących na względy dysponującej znacznym majątkiem wdowy. Stjerna wiedziała, że takich nie brakowało. Wiedziała też, że ich nadzieje są płonne, a szanse marne, nie większe niż ona miałaby licząc na jakiekolwiek wsparcie ze strony matki. Szlachcianka nie drgnęła, odwróciła tylko spojrzenie ciemnych oczu, wbijając je w krzew rododendronu. Nie było sygnału zezwolenia na zajęcie miejsca na ławce. Stjerna odchrząknęła, wyraźnie zagubiona.
- Chciałam zapytać, czy nie chciałabyś… Chciałabym zaprosić cię na obiad, pokazać w końcu moje mieszkanie…
Kobieta długo milczała, a gdy przeniosła wzrok na córkę, jej rysy zaostrzyły się. Stojąca przed nią, z opuszczoną lekko głową i splecionymi na podołku dłońmi smarkula w niczym nie przypominała jej samej. W jej wieku, była już zamężną kobietą, w jej wieku przechadzała się, dumnie wyprostowana po parkowych alejkach, obdarzając łaskawym uśmiechem dostatecznie wysoko urodzonych spacerowiczów, zręcznie unikając spojrzeń tych, którzy na to nie zasługiwali. W jej wieku nie musiała brudzić dłoni atramentem, przesiadywać w śmierdzących strażnicach, chodzić w nieprzystających do jej pozycji mundurach ani zamieniać ich na szare spódnice, w jej wieku nie przemykała się ulicami, kryjąc twarz pod płaszczem, przeciwnie, celowo przykuwała uwagę, kolorowym strojem i umiejętnie podkreślaną urodą. Zlustrowawszy dziewczynę od stóp go głów uśmiechnęła się drwiąco i parsknęła teatralnie.
- Żartujesz chyba. Nie zamierzam pokazywać się w tych waszych koszarach i ty też nie powinnaś była w ogóle się tam nigdy pojawiać, to miejsce dla synów podupadłych kupczyków, i ich kurew.
- Mamo… - głos Stjerny załamał się całkowicie wbrew jej woli, odchrząknęła, modląc się w duchu, by udało się jej nie rozpłakać. W tej chwili zupełnie nie przypominała siebie, oficerki, którą stawała się zakładając mundur, osoby zdeterminowanej by piąć się do celu.
- Nie mieszkam w koszarach – oświadczyła, gdy poczuła, że uda jej się zapanować nad głosem, dla jej matki nie była to nowa informacja, powtarzała jej to średnio raz w tygodniu, ale jej starania by przekazać tę wiadomość rodzicielce zazwyczaj spełzały na niczym – jestem podporucznikiem, przysługuje mi mieszkanie…
- Podporucznik – parsknęła kobieta – moja córka jest podporucznikiem, od ilu już lat? Już nawet ten twój ojciec…
„Ten mój ojciec, z którym z własnej woli się przespałaś, stara raszplo…”
- Prowadzę pewną sprawę… - skłamała pocierając nerwowo dłonie – To spora rzecz, po której mogą posypać się awanse.
- Ciekawe dla kogo. Posypać, to się może twoja kariera, kiedy skończysz w tej swojej norze, sama z dzieckiem, kiedy ktoś cię w końcu w jakimś ciemnym korytarzu…
- Mamo!
Kobieta rozciągnęła usta w złośliwym uśmiechu.
- Nie odzywaj się do mnie takim tonem! Co? Boli cię prawda, nie podoba się rzeczywistość?
Strejrna poczuła jak usta zaczynają jej drżeć. Walczyła z chęcią, by odwrócić się na pięcie i odejść.
- Czy chcesz, żebym odprowadziła cię do domu? - spytała w końcu cicho, wiedząc, że o zapanowaniu nad sobą może już zapomnieć – Późno się robi.
- Obejdzie się – odparła wyniośle kobieta – Czekam na kogoś.
- Do widzenia.
        Żwir prysnął spod obcasów strażniczki, gdy obróciła się w miejscu i szybkim krokiem ruszyła w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszła. Minęła parę młodych mieszczan, przechadzających się pod rękę, minęła dostatnio odzianego mężczyznę w średnim wieku. Nie patrzyła na ich twarze. Oni patrzyli na nią, gdy ocierała łzy rękawem. Głęboko nasunęła kaptur, podążając znaną na pamięć drogą. Nie obiecywała sobie wiele po tym spotkaniu. Takie spotkania zazwyczaj kończyły się tak samo. Zostawiały ją w stanie kompletnego rozbicia i zagubienia, gdy nie wiedziała, czy walczyć dalej, czy z podkulonym ogonem wrócić do domu matki, przyjąć jej nazwisko i styl życia, zaakceptować jej władzę, narzeczonego, którego jej narai i zgorzknieć jak ona.
„Nie.”
Tupnęła w marszu, jak rozgniewane dziecko, zwracając na siebie uwagę i wzrok sympatycznie wyglądającej kobiety, niosącej kosz z pieczywem. Otarła łzę wściekłości z zaczerwienionego policzka. Jeszcze nie teraz, jeszcze pokarze tej starej zdzirze, że może osiągnąć to, co sobie postanowiła. Odetchnęła głęboko, czując jak złość rozchodzi się po jej ciele, jak miesza się z jej krwią. Wyprostowała się, zacisnęła dłonie w pięści, jej martwą jeszcze przed momentem twarz, rozdarł uśmiech, wyraz determinacji i opętańczej euforii. Zaśmiała się nerwowo przez zęby, nie zwracając uwagi na przechodniów. Wieczór miał się już ku nocy, nie było ich znów tak wielu.
        Skręcając z głównej ulicy w zaułek, z którego wchodziło się na podwórze budynku w którym mieszkała, jak zwykle ściągnęła z głowy kaptur i rozejrzała się czujnie, wstrzymując oddech i nasłuchując ewentualnych dźwięków. Ostrożność, jak zazwyczaj, okazała się na szczęście zbędna, odetchnęła jednak dopiero przekręcając klucz w zamku po wewnętrznej stronie drzwi. Zbyt wcześnie. Zauważyła go, odwieszając płaszcz na przytwierdzonym do ciemnej ściany korytarza kołku. Omal nie wywróciła się, gdy robiąc krok w tył nadepnęła na własne mundurowe buty. Przyglądał się jej uważnie, reagując lekkim uśmiechem na jej reakcję. Wyprostowała się odzyskując równowagę, uśmiechnęła nerwowo, próbując przywołać na twarz wyraz rozbawienia. Wygładziła dłońmi spódnicę.
- Skąd miałeś klucz? - spytała starając się, by jej ton brzmiał naturalnie i swobodnie – Myślałam, że oddałeś mi swój w zeszłym roku.
- Tak, zaraz po tym, jak wystawiłaś moje rzeczy za drzwi. – roześmiał się – Strasznie to było z twojej strony niemiłe, padał deszcz…
- Cóż, emocje, wybacz – uśmiechnęła się przepraszająco, kierując kroki do ciasnej i nieco zagraconej kuchni, skąd miała widok na siedzącego w jadalni nieproszonego gościa oraz na mordercze utensylia kuchenne.
- A więc skąd miałeś klucz? - spytała ponownie, niby od niechcenia, udając, że za pomocą pogrzebacza poprawia zwęglone polana pod kuchnią.
- Od Farrima… - odparł, dziwnie zaczepnym tonem – Mówił, że sporo rozmawiałaś z naszym niedawnym pacjentem, mówił, że chętnie posłużysz informacjami, które z pewnością udało ci się z niego wyciągnąć.
Stjerna zamarła, wyprostowała się, nie wypuszczając z dłoni pogrzebacza. Roześmiał się widząc to. Podążyła za jego spojrzeniem na zaciśniętą na trzonku dłoń, udała rozbawienie.
Awatar użytkownika
Sepinroth
Błądzący na granicy światów
Posty: 20
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec , Najemnik , Mag
Kontakt:

Post autor: Sepinroth »

        Sepinroth nie była do końca pewna co kierowało Farrime przy doborze zleceń, ale zadanie, które od niego otrzymała, okazało się zwykłym zapychaczem czasu. Pomogła rozwiązać zagadkę kradzieży biżuterii z domu znamienitej piosenkarki operowej. Złodziejem okazał się lokaj, co Roth za sprawą swego talentu odkryła w niespełna kilka minut. Zazwyczaj wynajmowano ją do poważniejszych spraw takich jak morderstwa, porwania, odnajdywanie zaginionych osób, podczas których jej magia mogła w pełni rozwinąć swój potencjał. I Farrim dobrze o tym wiedział.
        Nieustannie nad tym rozmyślała. Dalej nie do końca mu ufała, dlatego posiadała dwie teorie. Pierwsza przemawiała za tym, że po prostu bał się angażować ją w poważniejsze zlecenia w obawie o większy wzrost zainteresowania przestępczego półświatka. Zarzucając ją małowartościowymi zadaniami, tylko wyciszał rozgłos, który mogłaby zyskać. Z kolei jeśli współdziałał w zmowie z Sebastianem, to zapewne zależało mu na tym, aby kontrolować każdy jej ruch. Trudno było domyśleć się sedna sprawy. Roth czuła, że ma w głowie jeden wielki mętlik. Postanowiła zrobić sobie przerwę od całego tego śledztwa i resztę dnia spędziła na zwiedzaniu miasta i próbie zapamiętania rozkładu ulic. Na końcu zjadła kolację w przytulnej karczmie, położonej niedaleko rynku.
        Po powrocie do Wilczego Jaru nie liczyła już na żadną więcej niespodziankę. Nie zaskoczyło ją jednak gdy po wejściu do holu Teodor przywołał ją gestem do siebie. Podeszła więc do kontuaru i uśmiechnęła się do niego uprzejmie. Z tego co udało się jej zrozumieć z jego języka na migi, miała gościa. Czekał pod drzwiami jej pokoju.
        -Kobieta, czy mężczyzna? - zapytała.
        Teodor wskazał na nią, więc domyśliła się, że musi to być kobieta, na tym jednak nie poprzestał i kontynuował swoją opowieść. Z tego co starał się jej przekazać, wynikało, że tajemnicza dama wtargnęła do pensjonatu nieco rozgorączkowana i niespokojna.
        -Czy ją znasz? - dopytała z ciekawości.
        Teodor pokręcił lekko głową, ale po chwili pokiwał nią tak, jakby sam nie był do końca pewny. Czyli jednak mógł ją kojarzyć, pomyślała Roth i skupiła się na reszcie migów. Teodor pokazał, że kobieta miała zaplombowany list. Zasygnalizował, że to coś ważnego i powinna być ostrożna. Roth podziękowała Teodorowi za informacje i uśmiechnęła się do niego, aby pokazać wdzięczność za pomoc.
        Ruszyła w stronę schodów, a gdy już weszła na piętro, przystanęła na moment, spoglądając w głąb korytarza. Na końcu dostrzegła odzianą w pelerynę sylwetkę. Roth tyle wystarczyło, aby domyśleć się kto zdecydował się ją odwiedzić. Podeszła, więc bliżej, w międzyczasie wydobywając z dna kieszeni klucz do pokoju.
        -Dobry wieczór Stjerno. - rzuciła, podchodząc do drzwi.
        Zdemaskowanej podporucznik nie pozostało już nic innego, odrzuciła kaptur do tyłu i popatrzyła na Roth. Wyglądała na zaskoczoną, a nawet i trochę przestraszoną.
        -Wiem, co sobie pomyślałaś, ale muszę cię zawieść, nie użyłam do tego magii. Miałam przeczucie, że to ty, twój sposób trzymania postawy jest zbyt charakterystyczny, bym mogła go przeoczyć. Jesteś sztywna, jak bambusowy kij. - wyjaśniła Roth.
        -Bambusowy kij? - powtórzyła nieco urażonym tonem podporucznik. - Sądziłam, że nie stać cię na żarty, nawet słabe.
        -Nie chciałam żartować… - odparła Roth, otwierając drzwi do pokoju. Nie weszła jednak pierwsza, tylko uprzejmie zrobiła miejsce w przejściu dla swojego gościa.
        Stjerna uniosła wysoko podbródek i zaskakująco dziarskim krokiem weszła do środka. Wizja bambusowego kija, którym została określona chyba na długo zapadnie jej w pamięci. Następnie zajęła miejsce na krześle, które upatrzyła sobie już podczas ich pierwszego spotkania. Nawet nie zdjęła z siebie peleryny. Na blat stołu natomiast wysunęła wcześniej wspomniany już przez Teodora list. Roth rzuciła mu ukradkowe spojrzenie. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Zwykła, kremowa koperta, zabezpieczona woskiem bez pieczęci. Dopiero po chwili dało się wyczuć niezwykle słodki zapach perfum, którym zapewne nasączono papier.
        Sepinroth zamknęła drzwi z delikatnym trzaskiem, po czym usiadła naprzeciwko Sterjny.
        -Szukałam cię dzisiaj. - oznajmiła Stjerna, przekładając swoje dłonie na kolana. Naraz wydawała się bardziej spięta niż dotychczas. Brakowało w niej tej samej pewności siebie, którą emanowała dotychczas. To wzbudziło w Sepinroth pewną podejrzliwość.
        -Byłam na Karmazynowej Alei.
        -I jak?
        -Pan Nichtz polecił mi najpierw zajrzeć do warsztatu Lazaro Brennara. - wyjaśniła Sepinroth.
        Sterjna przytaknęła, jakby owy pomysł faktycznie uznała za bardzo rozsądne posunięcie. Po chwili namysłu jednak pokręciła głową.
        -O dziwo go kojarzę, to znany mistrz rzemiosła. Nie rozumiem tylko dlaczego miałby być zamieszany w tą sprawę.
        -On nie, ale jego bratanek ma szemraną reputację. Nie podam ci więcej szczegółów, póki sama się czegoś nie dowiem… Co masz w kopercie?
        Stjerna nie spieszyła się z odpowiedzią. Delikatnie obróciła kopertę w dłoniach,
        -Zwędziłam go z biurka Sebastiena dzisiaj rano. - westchnęła cicho, unosząc wzrok znad koperty. Brzmiała nieco niepewnie, jakby obawiała się osądzenia za swoje działania. Zupełnie niepotrzebnie. - To list… od jego narzeczonej. Zawsze przysyła mu korespondencję na takiej papeterii. Uprzedzając twoje pytanie, nie, nie wiem, co jest w środku.
        Sepinroth uniosła brew w zdumieniu, jej spostrzegawcze oczy były skupione na Stjernie, analizując każde jej słowo i ruch
        -Nie pomyślałaś, że może zauważyć jego brak?
        Stjerna nie spieszyła się z odpowiedzią. Jej spojrzenie spoczęło na Roth, ale było jasne, że myśli krążyły gdzieś daleko, w nieznanym obszarze. Otworzyła lekko usta, jakby chciała coś z siebie wyrzucić, ale zatrzymała się, zastanawiając się nad tym, jak dobrze dobrać słowa.
        -Nie jestem pewna, czy w ogóle wiedział, że ktoś go przyniósł. - odparła wreszcie, przerywając ciszę, która rozciągała się między nimi jak niewidzialna przepaść. - Od świtu był na patrolu i skorzystałam z okazji. Pomyślałam, że może dzieli się z nią jakimiś poufnymi informacjami. - mruknęła, odchylając się na oparcie krzesła. Ostatecznie uśmiechnęła się delikatnie, choć za gestem tym skrywała się nutka tajemniczości.
        Sepinroth wzruszył nieznacznie ramionami, dając do zrozumienia, że przyjmuje to do wiadomości.
        -Otwórz go zatem.
        Stjerna gwałtownie pokręciła głową.
        -Nie… wolałabym, żebyś to ty to zrobiła.
        Roth nie skomentowała tego w żaden sposób, choć uznała to za dziwną reakcję. Nim jednak cokolwiek zrobiła, przezornie wysunęła swój zmysł magiczny w stronę listu. Sprawdziła go pod względem naznaczania klątwą, nie wyczuła jednak na nim żadnych znamion magii, był bezpieczny. Zgarnęła do ręki list i ostrożnie złamała pieczęć z wosku. Wysunęła list, a kwiatowy, słodki zapach nasilił się w swej intensywności. Po rozłożeniu go dostrzegła równy i lekko pochyły charakter pisma, niezwykle kobiecy i elegancki. Zdecydowanie ułatwiało to przyswojenie zawartości korespondencji. A brzmiała ona następująco:

        Mój Kochany Sebastienie,
        Wysyłam Ci ten list pełen miłości i niepokoju. Chciałam, abyś wiedział, że moje myśli są zawsze przy Tobie, nawet w tych trudnych czasach gdy jesteśmy od siebie oddaleni. Twoje milczenie i tajemniczość wzbudzają we mnie głębokie zaniepokojenie, a moje serce jest napełnione troską o Ciebie.
        Gdy opuszczałam nasz dom, nie mogłam powstrzymać łez. Nie chciałam wyjeżdżać bez Ciebie, nie rozumiejąc, dlaczego zdecydowałeś się posłać mnie na wieś ze swym bratem. Wiem, że podchodzisz do swoich obowiązków z oddaniem i hartem ducha, ale serce moje jest pełne obaw o Twoje bezpieczeństwo.
        Czytasz te słowa, a ja jestem tutaj, oddalona od Ciebie, nie wiedząc, co dokładnie się dzieje. Czuję, że ukrywasz przede mną pewne tajemnice, co sprawia, że moje myśli krążą wokół spisków i zagrożeń, które mogą Cię otaczać. Proszę Cię, niech nie minie zbyt wiele czasu, zanim się ze mną podzielisz tym, co tak bardzo Cię obciąża.
        Pamiętaj, że nasza miłość jest silniejsza od wszelkich trudności. Chcę być Twoim oparciem, Twoją towarzyszką w każdym wyzwaniu, które Cię spotyka. Niech to uczucie napawa Cię siłą i pewnością, że zawsze możesz na mnie liczyć.
        Kocham Cię nade wszystko i nie mogę się doczekać chwili, gdy znów będziemy razem.
        Z miłością, Twoja Clara.


        Po przeczytaniu całości Roth bez słowa oddała list Stjernie.
        -Myślisz o tym samym co ja? - zagaiła, gdy podporucznik zaznajamiała się z tekstem.
        Na twarzy Stjerny pojawił się nieprzyjemny grymas.
        -Myślę, że ta cała Clara jest do bólu ckliwa, aż mnie mdli.
        -Chodziło mi o ten detal, wspomniany na początku. - doprecyzowała Roth, zupełnie ignorując tą nietrafioną uwagę. - Sebastien ma brata, który wyjechał razem z jego żoną, a przecież… - Roth w porę ugryzła się w język. Ikar wspominał rano, że przyjrzał się napastnikowi i podejrzewa, że jest on blisko spokrewniony z Sebastianem. To mógł być jego brat, co tłumaczyłoby, dlaczego oddelegował go z miasta do rodziny na wsi.
        -Tak? - ponagliła Stjerna.
        -Przecież to bardzo ważna informacja.
        -Wiedziałam, że Sebastien ma brata.
        -I nie powiedziałaś o tym? - Roth zapytała z pewnym zaskoczeniem w głosie, wyrażając swoje zdziwienie, że tak istotna informacja nie została ujawniona wcześniej.
        -Z tego co mi wiadomo, nie mają ze sobą najlepszych relacji. Nie przypuszczałam, że mogliby razem spiskować. Choć… członek rodziny często bywa najlepszym partnerem w zbrodni, nie da się ukryć. Zbadamy ten trop? - zapytała, a jej spojrzenie wskazywało, że ma już pewien plan działania.
        -Jak? Zdążył wyjechać i nawet nie wiemy gdzie. - przypomniała Roth, wyraźnie zastanawiając się nad sposobem realizacji tej koncepcji. Dotarcie do brata Sebastiena w istocie mogłoby odpowiedzieć na wiele pytań, choć wciąż nie istniała żadna gwarancja na to, że cała sprawa się rozwiąże, wręcz przeciwnie, być może skomplikuje się jeszcze bardziej.
        -Postaram się co nieco zorientować. - zadeklarowała podporucznik, a jej wyraz twarzy wyrażał pełną determinację do działania.
        Roth nie umknęło uwadze, że Stjerna zachowywała się tego wieczora inaczej niż zwykle. Nie zapytała jednak już o nic więcej. Wszelkie swoje przemyślenia zachowała wyłącznie dla siebie. Już wcześniej posiadała pewne wątpliwości względem podporucznik, a to spotkanie tylko je pogłębiło.
        -Jeśli nie masz mi za złe… to był dość męczący dzień. - powiedziała, spoglądając w stronę drzwi.
        Stjerna wydawała się nieco zaskoczona tą subtelną, choć wciąż dosadną prośbą o wyjście. Przytaknęła i wstała od stołu, a Roth dołączyła do niej. Razem podeszły do drzwi.
        Stjerna nim wyszła, zadała jeszcze jedno pytanie.
        -Czy jeśli dowiem się czegoś jeszcze, taka pora odwiedzin ci odpowiada? Pytam, bo ciężko zastać cię na miejscu.
        -Tak, choć niczego nie obiecuję. - przyznała Roth. Sądziła, że na tym zakończą swoją rozmowę. Stjerna wyszła na korytarz, ale wyraźne ociągała się z zakończeniem wizyty. Ponownie odwróciła się w stronę Roth.
        -Rozmawiałaś dzisiaj z Ikarem? Byłam u niego, ale…
        Sepinroth zmarszczyła gniewnie brwi.
        -Nie powinnaś go odwiedzać. - ucięła raptownie. - Sama również nie będę tego robić. Poprosiłam go, aby zostawił tę sprawę w spokoju i wyjechał. Mam nadzieję, że posłucha.
        Stjerna prychnęła, słysząc te słowa.
        -Wierzysz w to?
        Roth już nic więcej nie powiedziała, nie musiała, gdyż obie dobrze znały odpowiedź na to pytanie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Fargoth”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości