Las Driad[Las Driad] Szukając odpowiedzi

Kraina baśniowych stworzeń, gdzie mgliste polany i rozległe lasy zamieszkują majestatyczne pegazy i jednorożce, a gdzieś w głębokimi lesie spotkać możesz cudownie piękne, leśne Driady. To właśnie w tym lesie położony jest wielki Jadeitowy Pałac Królowej Driad i ich święte miasto ze Źródłem Nadziei i Ołtarzem Nocy.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Aelyn
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Bard , Wędrowiec
Kontakt:

[Las Driad] Szukając odpowiedzi

Post autor: Aelyn »

        Było południe, a promienie słońca prześwitywały pomiędzy listowiem gęstego lasu na leśną ścieżkę, którą kroczyła samotna odziana w czerwień postać. Wędrowała już tak wiele dni a kierowała się w stronę Shari. Normalnie człowiek wybrałby jakąś bezpieczniejszą trasę, na przykład traktem wzdłuż rzeki, jednak Aelyn poszukiwała inspiracji do napisania o czymś niezwykłym, a czy mogła sobie wyobrazić miejsce lepsze niż to nazwane “Lasem Driad”? Niestety, a może i stety nic co zobaczyła nie odbiegało za bardzo od normy, zarówno fauna jak i flora, choć definitywnie piękne i barwne, to jednak nie napisze z tego ballady. Mogłyby jej co najwyżej posłużyć jako tło do historii. Zaczęła już tracić nadzieję, jako że według jej wyliczeń nie pozostało jej więcej niż trzy dni do granic miasta.
- A może tak napisać fraszkę? - Zastanowiła się spoglądając na drobnego ptaka z piórami barwy lazurytu. Jednak po chwili pokręciła głową - choć lubiła je pisać to niestety zazwyczaj nie przynosiły zysku. Musiałaby pozostać dłużej w jednym miejscu, wyrobić renomę i wydać cały zbiór, a w jej obecnej sytuacji było to niemożliwe, zwłaszcza że wolała nie pozostawiać zbyt wielu wskazówek swojej rodzinie. Ten potok myśli sprawił, że westchnęła głęboko.
- Momentami naprawdę zaczynam przypominać ojca - powiedziała nieco głośniej, czym zwróciła na siebie uwagę ptaka, tak że spotkały się ich spojrzenia. - Powiesz mi gdzie się podziała ta dziewczyna co nie przejmowała się jutrem? - zapytała uśmiechając się, a zwierzę jakby w odpowiedzi zaćwierkało i odleciało z gałęzi, na której siedziało. Podążyła za nim wzrokiem i zobaczyła wznoszącą się lekko ponad drzewa budowlę. Była stosunkowo niedaleko i była już mocno zarośnięta przez jakąś roślinę, przez co wtopiła się w tło i nie zwracała na siebie uwagi. Wyciągnęła z bocznej kieszeni torby nożyk i zeszła ze ścieżki. Zaczęła z entuzjazmem kierować się w stronę tajemniczego znaleziska znacząc drogę na drzewach by nie zabłądzić.

        Budynek okazał się starą wieżą strażniczą, wokół której była wykarczowana niewielka polana otoczona kamiennym murem mniej więcej na wysokości jej pasa. Przekroczyła przeszkodę i rozejrzała się dokładniej wokół. Oprócz wieży na polanie znajdowały się trzy drewniane szkielety stanowiące pozostałość po chatach oraz kamienny podest z dwoma słupami, który znajdował się w samym centrum. Zafascynowana podeszła do podestu, który okazał się podstawą rzeźby, a widoczne słupy okazały się nogami które jako jedyne się ostały. Obeszła całość dookoła spodziewając się zobaczyć gdzieś pozostałość monumentu, jednak nic takiego w okolicy nie było, żadnych resztek, nawet okruchów skalnych co uznała za dość podejrzane jako że stan posągu sugerował że kiedyś przedstawiał coś więcej.
- Czyli to nie sprawka upływu czasu ani roślinności - powiedziała do siebie szeptem chwytając się za podbródek. - Ktoś zabrał stąd resztę posągu? Ale po co? - Zadała sobie pytanie, po czym rozejrzała się po okolicy jakby szukając odpowiedzi i jej wzrok przykuło coś obok jednej z chat. Promienie słońca ewidentnie odbijały się od czegoś drażniąc jej oczy gdy spojrzała bezpośrednio w tamtą stronę. Podeszła by zobaczyć co to takiego i ujrzała leżącą w trawie krwistoczerwoną półprzezroczystą kulkę wielkości oka. Pierwsze co jej przyszło do głowy to rubin, ale szybko odrzuciła tę myśl jako że wygląda zupełnie inaczej niż ten na jej broszy.
- Może po prostu kolorowe szkło. - Zdjęła jedną rękawicę by dokładniej zbadać przedmiot. Jego powierzchnia była niezwykle gładka jakby wypolerowana oraz zimna w dotyku. Przyłożyła ją do oka by przez nią spojrzeć, lecz zawiedziona stwierdziła, że nic nadzwyczajnego ta czynność nie odkryła, zwyczajny świat zabarwiony na czerwono.
- Zwykłe szkło - stwierdziła bawiąc się kulką w dłoni. - Albo jakiś kryształ - dodała szybko po czym schowała ją do kieszeni płaszcza i założyła z powrotem rękawicę. Spojrzała na ruinę domostwa które znajdowało się obok niej, przeszło jej przez myśl że może mieszkał tu kiedyś jakiś alchemik albo czarodziej. Weszła ona w zgliszcza jednak niewiele znalazła poza paroma przemoczonymi i kompletnie nieczytelnymi księgami, które w żaden sposób nie sugerowały do jakiej osoby mogły należeć. Zauważyła również pod gruzami zawalonego dachu klapę w podłodze, jednak nie była w stanie jej otworzyć. Udało jej się ją lekko poruszyć co sugerowało że nie jest zamknięta, tylko zawiasy są już tak mocno zardzewiałe, że zwykły człowiek sam ich nie otworzy. Choć zżerała ją ciekawość to chwilowo opuściła domostwo notując w pamięci by poszukać czegoś do podważenia. Sprawdziła pozostałe dwa budynki, jednak nie zauważyła w nich nic niezwykłego. Spojrzała na pozycję słońca i stwierdziła, że zostało jej jeszcze parę godzin dobrego światła. Mogłaby wprawdzie wrócić na trakt i kontynuować swoją podróż, jednak tajemniczy opuszczony posterunek to dokładnie dokładnie to czego poszukiwała i nie zamierzała stąd odejść dopóki nie rozwikła tajemnic tego miejsca, a jeśli się okaże, że żadnych nie ma to sama je stworzy. W końcu historia w prawie każdej balladzie jest przejaskrawiona, a ona nie ma zamiaru odpuścić takiej okazji. Spojrzała na wieżę, ten obiekt który ją tu ściągnął był zarazem jedynym którego jeszcze nie zbadała. Poprawiła kapelusz i lekkim krokiem zaczęła się kierować w jej stronę, nie chowając ani trochę ekscytacji na myśl o nadchodzącej małej przygodzie i zabawie w detektywa. “Tutaj była!”, odpowiedziała sobie w myślach na pytanie zadane ptakowi.
Awatar użytkownika
Rhistel
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Kolekcjoner , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rhistel »

        Ostatnie dni miesiąca byka składały obietnicę nadejścia pięknej, słonecznej jesieni. Liście zaczęły stopniowo zmieniać swoje barwy na ogniste czerwienie, soczyste pomarańcze i pozłacane brązy. Niektóre zdążyły już nawet opaść i utworzyć mozaikowy kobierzec niedbale rozrzucony na ścieżce. Wiatr po rzewnej ulewie uspokoił się i tylko co jakiś czas zaznaczał swoją obecność, bawiąc się delikatnie smukłymi gałązkami przydrożnych krzewów. Dodatkowo przynosił ze sobą zapach wilgotnej ziemi i specyficzny aromat napęczniałych wilgocią orzechów.
        Rhistel zatrzymał się przy dębowym drogowskazie, stojącym tuż przy wejściu do Lasu Driad. Sądził, że drzewa wyglądały pięknie i dostojnie, choć nieświadomość tego, co mogło się pomiędzy nimi czaić, w jakiś sposób wzbudzała w nim przezorność.
        -Nie będziemy zapuszczać się głąb, prawda? - zapytał.
        -Nie ma takiej potrzeby, będziemy trzymać się brzegu, a utrzymując aktualne tempo, za pięć dni powinniśmy dotrzeć do granic Shari.
        Rhistel odwrócił się i zawiesił spojrzenie na przykurczonej sylwetce mężczyzny. Klęczał na ziemi, gorączkowo przeszukując zawartość swojego plecaka. Nazywał się Dain i tak jak Rhistel był elfem. Różniło ich jednak pochodzenie. Dain bowiem urodził się w leśnym królestwie Adrion. Jak sam jednak przyznał, nie mógł już dłużej usiedzieć w stolicy. Potrzebował przygód. Ogłaszała się przewodnikiem po tutejszych terenach, które jak sam zarzekał, znał jak własną kieszeń. Rhistel spotkał go w jednej z okolicznych wiosek i postanowił skorzystać z jego oferty. Dain zrobił na nim pierwsze dobre wrażenie, które podtrzymał podczas ich wspólnej tygodniowej wędrówki w stronę Lasu Driad.
        Korzystając z okazji, iż Dain przeglądał swój ekwipunek, Rhistel podszedł do stojącego blisko drogi kamienia i zasiadł na jego szczycie.
        -Słyszałem trochę o tym miejscu, ponoć magia czai się tam na każdym kroku.
        -Istnieje wiele podań i legend, trudno jednak doszukiwać się w nich prawdy. Jedno natomiast jest pewne. Las Driad jest stary, starszy nawet niż Szepczący Las, czy Malachitowe Bory, a co za tym idzie może skrywać w sobie wiele tajemnic. - odparł Dain, po czym odstawił plecak i sięgną ręką do podręcznej torby. - Chyba zgubiłem swój kozik do grzybów.
        -Do grzybów? - zdziwił się Rhistel.
        -No tak. O tej porze roku będzie ich bardzo dużo i pomyślałem, że możemy zrobić z nich zupę.
        -Znasz się na nich?... Nie otrujesz nas? - dopytywał, tym samym zdradzając w swoim głosie niespokojne drżenia.
        Dain tylko się zaśmiał
        -Musisz wiedzieć mój górski kuzynie, że wchodząc ze mną w las, nie musisz się niczego obawiać. Wiem, co nadaje się do jedzenia, a co nie. Zaufaj mi. - dodał, przyozdabiając twarz o szeroki uśmiech.
        Rhistel zdecydowanie nie podzielał jego entuzjazmu, pomyślał jednak, że przecież już tyle razy zdał się na Daina i jak na razie w żadnym z przypadków się nim nie rozczarował.
        -W porządku... - mruknął, po czym przeniósł spojrzenie na krajobraz rozciągający się pod lasem. Jego uwagę przykuły kamienne, wyszczerbione knoty, wyrastające z ziemi. Całe, aż zieleniły się od mchu. Wyglądały jak fundamenty jakiejś większej konstrukcji. Musiała leżeć w ruinie już od bardzo dawna. - Co to? To pozostałości po jakimś budynku?
        Dain odwrócił się i zawiesił spojrzenie na wspomnianym miejscu.
        -To ruiny starego dworu. Kiedyś należał do rodu Helveg en Rohde, ale po tragicznym pożarze zostały po nim tylko zgliszcza. - odparł, a Rhistela poczuł się zainteresowany skrywaną w murach historią.
        -Ktoś przeżył?
        -Nie. Cała rodzina zginęła w ogniu. Szkoda. Byli jednym z najstarszych valladońskich rodów. Posiadali ogromną bibliotekę pełną cennych ksiąg i zwojów. Członkowie rodziny byli znanymi osobami, a wokół nich powstało nawet kilka baśni i legend.
        -Jakich na przykład?
        -Hmm... - Dain podrapał się po głowie. - Najsłynniejsza z nich odnosi się do ich herbu. Mieli rzekomo stać na straży zaczarowanej księgi, którą ich przodkowe odnaleźli w Lesie Driad.
        Zaczarowana Księga z Lasu Driad, pomyślał Rhistel. Nigdy wcześniej nie słyszał o takim magicznym artefakcie.
        -Czy ktoś szukał tej księgi po pożarze?
        Dain pokręcił głową.
        -Z tego, co wiem to, znalazło się kilku chętnych, ale niczego nie znaleźli. No, ale nie ma się co dziwić. Każdy wielki ród posiada jakąś historię swojego herbu i praktycznie zawsze są one wyssaną z palca fikcją... - stwierdził, a w jego głosie można było wyłapać wyraźną niechęć do tego tematu. - Chodźmy, nie ma co się ociągać. - dodał po chwili, po czym zarzucił na siebie plecak i ruszył w stronę wejścia do lasu.
        Rhistel zanim wstał, jeszcze przez chwilę przyglądał się ruinom dworu. Dain nie zdradził mu, co było powodem wybuchu pożaru. Odpowiedź uzyskał, dopiero kiedy zamknął oczy i skupił swoje źródło. Poczuł wtedy subtelne wibracje nacechowane magiczną siłą. Znaczna część przypływała do niego ze strony lasu, ale gdy mocniej przywarł myślą do wyobrażeń o dworze, aż zaparło mu dech. Na całym ciele odczuł nieprzyjemne lodowate dreszcze, a w sercu zakiełkował lęk. To, czym były przesiąknięte pozostałości budynku, należało do pradawnej, starej magii. Czuł ją bardzo wyraźnie, nawet pomimo tego, że siedział w znacznej odległości. Jeszcze nigdy nie miał okazji zetknąć się z tym typem magii w tak bliskim kontakcie i z całą pewnością nie chciał przedłużać z nią swojego połączenia. Od razu wstał i otrzepał swoją pelerynę od pyłków zalegających na kamieniu.
        Przerażała go wizja tego, kto lub co mogło przywołać tak potężną moc i w jakim celu została użyta. Chciał jak najszybciej zapomnieć o swoim odkryciu i już nigdy nie wracać do niego myślami.
        -Idziesz? - z głębi ścieżki dobiegł go głos Daina.
        Rhistel przerwał łącze, a poczuł się przy tym tak, jakby dopiero co wynurzył się z kąpieli w lodowatej przerębli. Otrzepał się i pozbierał myśli. Mieli do przejścia spory dystans i jeśli nie dotrą do schroniska, będą zmuszeni spać bez dachu nad głową. Ta wizja nieszczególnie mu się spodobała, dlatego nie oglądając się już za siebie, wszedł na leśną ścieżkę.
Awatar użytkownika
Aelyn
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Bard , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Aelyn »

        Dopiero gdy podeszła pod budynek i spojrzała w górę to dotarło do niej jak wysoka jest wieża, wznosiła się ona dość wysoko ponad korony okolicznych drzew, prawdopodobnie był z niej dobry widok na okolicę. Gdy popchnęła drzwi, te otworzyły się ciężko, głośno skrzypiąc. Jak można się było domyślić od dawna nikt ich nie używał. “Mogłyby obudzić zmarłych, nadałoby to w sumie tempa opowieści” zachichotała cicho na tą myśl. Pomieszczenie było oświetlone przez promienie słońca wpadające przez liczne wąskie okna oraz otwarte teraz wejście. Na wprost, w centralnym punkcie parteru znajdowały się drewniane stoły, a przy każdym były dodatkowo dwie ławy z tego samego materiału. Na blatach widoczne były resztki nadgryzionego przez mole brązowego obrusu oraz zaśniedziałe świeczniki z wciąż niewykorzystanymi w pełni świecami. Po przeciwnej stronie z lewej znajdowała się witryna za którą widać było schody, prowadzące prawdopodobnie na szczyt. Po prawej stał wysoki blat kuchenny, trzy półki przytwierdzone do ściany na których stały szklane pojemniczki z jakimiś ziołami i proszkami, prawdopodobnie przyprawami, a obok w ścianę było wbudowane palenisko z postawionym na nim wielkim kotłem. Wnętrze znajdowało się w zdecydowanie lepszym stanie niż można było się tego spodziewać po pozostałych budowlach, możliwe że była to kwestia tego, że pomieszczenie przez długi czas pozostawało zamknięte. Aelyn zostawiła torbę podróżną obok drzwi po czym podeszła do stołów by zbadać świeczniki. Gdy podniosła jeden z nich, zobaczyła że pod warstwą patyny można było jeszcze zobaczyć miedź z której został wykonany, a świece, tak jak jej się wydawało, wciąż można wykorzystać. Przydadzą się jeśli miałaby spędzić tu noc, co jest prawdopodobne jeśli chce zbadać historię tego miejsca. Podeszła następnie do części kuchennej i zaczęła przeglądać zawartość pojemniczków na półkach.
-Sól, pieprz, rozmaryn, kminek, tymianek - mówiła pod nosem sprawdzając po kolei zawartość kolejnych słoiczków. - Oraz trzynaście różnych ziół które nie mam pojęcia czym są - dodała odkładając ostatni na półkę. Jej żołądek pod wpływem zapachów przypomniał o sobie jako że od poranka nic nie jadła. Przypomniały jej one również o potrawach z karczm i zajazdów, za którymi czasami tęskniła w podróży kiedy to jej dieta opierała się głównie o suszoną żywność i to co znalazła w dziczy jako że inne pożywienie się może zepsuć po drodze. I ta myśl uderzyła ją nagle niczym pęknięta struna dłoń. “Skoro miedź zdążyła już zaśniedzieć” pomyślała wracając wzrokiem na świeczniki. “To czy przyprawy też już nie powinny stracić aromatu?” Spojrzała podejrzliwie na pojemniczki, zdjęła rękawice by dokładniej je zbadać i poczuła kłujący chłód, który sprawiał że powoli zaczęła tracić czucie w palcach, znała to uczucie, trochę jakby trzymała…
-Lód?! - krzyknęła w szoku. Jeśli jacyś umarli nie byli jeszcze wzbudzeni przez skrzypiące drzwi, to teraz już na pewno wstali. Gdy dokładniej przyjrzała się samemu materiałowi zwróciła uwagę, że bliżej mu do jakiegoś kryształu niż szkła.
-Definitywnie zaczarowane - stwierdziła odstawiając pojemnik na półkę i zakładając ponownie rękawicę. Kiedy przypatrzyła się bliżej palenisku zobaczyła że oprócz wielkiego pokrytego rdzą kotła znajdowały się obok różne mniejsze garnki oraz metalowa krata również niestety już mocno zardzewiała. Nad paleniskiem była zamontowana rura na której wisiały trzy haki. Prawdopodobnie służyły do podwieszenia innych przyborów kuchennych.

        Niestety nic na parterze nie dawało żadnych wskazówek dotyczących tego co się tu stało. Ruszyła więc w kierunku schodów z nadzieją że znajdzie tam coś ciekawego. Dopiero gdy znalazła się bliżej witryny spostrzegła zawiasy na ścianach, które sugerowały że niegdyś były tu drzwi. “Ale co się z nimi stało?” Gdy przeszła przez framugę, ujrzała odpowiedź na swoje pytanie. Ciężkie drewniane i okute metalem drzwi stały jakby wbite w ścianę z licznymi pęknięciami zbiegającymi się w sam środek.
-Coś je wyważyło - stwierdziła spoglądając na pęknięcia w kamieniu wokół przejścia. - Ale co miałoby taką siłę by zrobić to w ten sposób? - Zaczęła kierować się na szczyt z nadzieją na jakieś wyjaśnienie. Na klatce panował półmrok, jedynym źródłem światła były rozstawione co jakiś czas wąskie okna, widziała uchwyty na pochodnie, które kiedyś zapewne oświetlały schody. Mniej więcej w połowie drogi, jak oszacowała, znajdowały się kolejne ciężkie drzwi, takie same jak te przy wejściu. Jednak te były zamknięte i nie chciały ustąpić, prawdopodobnie zamknięte na klucz. Wzruszając ramionami dziewczyna ruszyła dalej w górę. Gdy dotarła na szczyt, widok który się rozpościerał na okolicę zaparł jej dech w piersiach. Korony drzew, które w większości zaczęły już zmieniać swą barwę na bardziej żółtą stanowiły piękny kontrast do wciąż zielonych w wielu miejscach liści, które wydawały się uparcie walczyć z upływem czasu. Wyglądało to jakby cały las był płótnem, a ktoś z góry postanowił stworzyć kompozycję kolorystyczną, nie przedstawiającą nic konkretnego, ale utworzoną w taki sposób, że wszystko zdawało się być na swoim miejscu. Wąska brązowo-szara linia będąca ścieżką, którą jeszcze niedawno szła, przecinała ten obraz w pół jak gdyby jakiś inny malarz postanowił dodać coś od siebie do pierwotnego dzieła. W oddali majaczyły zarysy jakichś wież, możliwe że to granice miasta Shari, albo jakiś kolejny posterunek. Jednak odległość była zbyt wielka by to określić. Obserwowała jeszcze przez dłuższy czas okolicę zauroczona. “Czyli to rzeczywiście był posterunek strażniczy” stwierdziła obserwując drogę na którą był doskonały widok. Gdy tak obserwowała zauważyła na granicy widoczności jakiś punkt poruszający się z zawrotną prędkością, przetarła oczy zdumiona jednak gdy ponownie spojrzała to nic już tam nie było, a jej brzuch wydał dźwięk przypominający, że nadszedł czas by coś w końcu zjeść. "Potrzebuję przerwy, zaczynam już mieć urojenia." Oderwała swój wzrok od krajobrazu i zaczęła się rozglądać po wieży. Parę stojaków z małymi paleniskami, które miały sprawić by wieża była widoczna w nocy dla wędrowców oraz ogrzewały trochę strażników na nocnej zmianie. Pod jednym z nich znalazła małą skórzaną torbę, gdy ją otworzyła by sprawdzić zawartość znalazła jedynie oprawioną w skórę książkę bez tytułu. Po otwarciu na pierwszej stronie zobaczyła że to dziennik kogoś o imieniu Lancelin.
-Gdzieś już słyszałam to imię - próbowała sobie przypomnieć, jednak bez skutku. Zamknęła dziennik i zaczęła schodzić z powrotem na dół. Jakiekolwiek tajemnice skrywał mogą poczekać, Aelyn była głodna a na pusty żołądek źle się myśli. Gdy zeszła już na parter zauważyła że schody się tu nie kończą a prowadzą dalej do piwnicy, na co wcześniej nie zwróciła uwagi. Przeszło jej przez myśl by sprawdzić jeszcze dół, jednak żołądek szybko wybił jej ten pomysł z głowy. Zadowolona, że udało jej się coś znaleźć skierowała kroki w kierunku swojej torby by zobaczyć co jej jeszcze zostało z zapasów.
Awatar użytkownika
Rhistel
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Kolekcjoner , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rhistel »

        Las, pomimo rzekomych legend i pogłosek, póki co nie zaskoczył ich niczym szczególnym. Rhistel i Dain maszerowali niestrudzenie od świtu, a kiedy zatrzymali się na pierwszy tego dnia posiłek, słońce zdążyło już zawisnąć nad koronami drzew.
        Wybrali sobie miejsce przy imponującym, wiekowym dębie. Rhistel zasiadł u podnóża jego korzeni, które wystawały z ziemi. Dain z kolei wspiął się nieco wyżej, układając się w jednym z większych wgłębień. Nie był to jednak pierwszy raz, kiedy zajął tak dziwne i nieoczywiste miejsce. Rhistel stwierdził, że tym zachowaniem przypominał on nieco kota, lecz podobieństw było więcej. Dain bowiem nawet poruszał się z kocią gracją i wyczuciem, a oczy miał tak intensywnie zielone, że aż sprawiały wrażenie dzikich i niedostępnych. Brakowało tylko, aby której nocy z gładkich policzków wyrosły mu wąsy.
        Na obiad spożyli już nieco sczerstwiały chleb i ostatni kawałek sera, jaki udało im się wygrzebać z torby. Dain, ku uciesze Rhistela stwierdził, że utrzymują bardzo dobre tempo i z tego powodu mogą pozwolić sobie na nieco dłuższą przerwę. Przewodnik postanowił przeznaczyć ten czas na chwilę, regenerującej drzemki. Ciepłe promienie słońca, prześwitujące między liśćmi oraz przyjemny szum strumyka, znajdującego się nieopodal szybko go uśpiły.
        Rhistel zazdrościł mu tej beztroski. On sam nie mógłby zmrużyć oka za dnia, gdyż jego mózg uznałby to za kompletne marnotrawstwo czasu, a obecność dodatkowych bodźców w postaci odgłosów lasu tylko jeszcze bardziej stymulowały jego już i tak niespokojny umysł. Zupełna bezczynność również nie wchodziło w grę. Rhistel siedział w jednym miejscu dopiero od kilka minut, a jego prawa noga już zaczęła unosić się i opadać w nerwowym tiku. Niemożność zajęcia się czymkolwiek doprowadzała go do stanu wzmożonej irytacji.
        Wstał i podszedł do swojej torby. Dalej nie potrafił przeboleć faktu, że Dain kazał mu wyrzucić połowę ksiąg, którą zabrał ze sobą w podróż. I choć dzięki temu jego plecak, faktycznie stał się lżejszy, a co za tym idzie, znacznie ułatwiły przemieszczanie się, to jednak niesmak po straconych zbiorach pozostał ten sam.
        Niezależnie jednak od protestów Daina, Rhistel pozwolił sobie zachować dwie rzeczy. Pięknie ilustrowaną księgę zakupioną w valladońskiej księgarni, traktującą o baśniach z tego regionu, oraz skórzany dziennik. Rhiastel notował w nim wszystko, począwszy od relacji z podróży, po spostrzeżenia i pomysły, na jakie wpadł w międzyczasie. Tego dnia jeszcze nie miał okazji wykonać wpisu. Starał się robić to codziennie, ale kiedy nie miał okazji, to sumiennie nadrabiał stracony tekst, nadpisując go przy okazji. Uznał, że wtedy nadarzyła się ku temu idealna okazja.
        Wyjął dziennik i swoje ukochane, stalowe pióro, które otrzymał od rodziców. Wrócił na miejsce i przeszedł do zapisu. Był w podróży już od roku, co łatwo można było wywnioskować po zapełnionej objętości dziennika. Wolnych pozostało mu zaledwie kilka ostatnich stron. Pomyślał, że gdy szczęśliwie dotrą do Shari, to będzie zmuszony zakupić nowy zeszyt, a stary schować tak, aby Dain nie wywołał o niego kolejnej kłótni. Rhistel nie był jednak pewien, czy ich drogi nie rozejdą się po dotarciu do miasta. Podczas ich wspólnej wędrówki ani razu nie padł temat tego, co stanie się, gdy już dotrą do celu. Od początku jasne jednak było, że różniło ich od siebie absolutnie wszystko.
        Rhistel na pewno chciał pozostać w stolicy przez kilka tygodni, aby w pełni móc nacieszyć się tym, co mogła mu ona zaoferować. Dain z kolei był lekkoduchem i włóczykijem. Nigdzie nie potrafił zawitać na dłużej. Zapewne po przejściu przez bramę miasta uzupełni zapasy i wyruszy w dalszą wędrówkę.
        Dla Rhistela sposób życia Daina był niebywałą zagadką. Zapisał już o nim wiele stron. Nie potrafił bowiem pojąć tego, jak można było od tak po prostu nie dbać o to, co mogło wydarzyć się następnego dnia, iść przed siebie z czystą od zmartwień głową i czerpać satysfakcję z nieprzewidywalności własnych decyzji. Wizja robienia czegokolwiek bez wcześniej zaplanowanego i przemyślanego działania wydawał się Rhistelowi czystą abstrakcją. I choć nauka również bywała spontaniczna, to ostatecznie zawsze posiadał nad wszystkim kontrolę. Znał źródła wszelkich czynników i umiał przewidzieć reakcje, jakie zajdą przy próbie ich manipulacji. Dain niczego nie potrafił przewidzieć, a mimo wszystko nie obawiał się rezultatów i chyba właśnie ten aspekt jego osobowości intrygował Rhistela najbardziej.
        I pomyśleć, że gdyby nie udał się w tę wędrówkę, to nigdy nie spotkałby innego przedstawiciela swojej rasy o tak odmiennym światopoglądzie. Dotychczas bowiem wydawało mu się, że wszystkie elfy posiadały wrodzony i nienasycony głód wiedzy. Dopiero Dain udowodnił mu jak wąskie i ubogie było jego postrzeganie rzeczywistości.
        Rhistel postanowił zapisać w dzienniku kilka przemyślenia na temat lasu i tego, jak wielką nieufnością darzył magię, która nasiąkała to miejsce. Wspomniał także kilka słów o tajemniczej posiadłości rodu Helveg en Rohde, ale ujął całość w zaledwie kilku słowach. Powrót wspomnieniami do chwili, kiedy to odczuł na sobie przyciąganie mrocznej, pierwotnej siły tętniącej z ruin napawało go niepokojem.
        Chciał dopisać jeszcze kilka słów, ale nagle powieki jakby same zaczęły opadać mu w dół. Nie posiadał na tym żadnej kontroli. Głowa osunęła mu się na pierś, a pióro wypadło, kiedy palce poluzowały chwyt. W oddali rozbrzmiał cichy szept, ktoś zanucił wstęp do kołysanki. W powietrzu zaczęły unosić się błyszczące, srebrne drobinki.
        Rhistel próbował jeszcze zawołać imię Daina, ale żaden dźwięk nie przeszedł mu przez usta. Mimo iż jego ciało odmówiło mu posłuszeństwa, to umysł pozostał świadomy do ostatniej chwili. W pobliżu wyczuł czyjąś magiczną obecność, ale sam nie był już pewien, czy to wszystko aby na pewno tylko mu się nie przyśniło.
Awatar użytkownika
Aelyn
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Bard , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Aelyn »

        Jej zapasy obecnie składały się z ostatniego paska suszonej wołowiny, garści jagód które znalazła w lesie oraz przede wszystkim sporej ilości podpłomyków, które według jej szacunków powinny jej wystarczyć na parę dni, akurat by dotrzeć do miasta. Wzięła ostatni kawałek mięsa oraz trochę pieczywa do zagryzienia po czym usiadła przy stole przecierając uprzednio blat rękawem płaszcza. Po krótkim posiłku otworzyła dziennik, który uprzednio znalazła i zagłębiła się w jego lekturę.

Dziennik Lincelina


Dzień 1

        Od niedoszłego konfliktu z okolicznymi driadami minęły już ładne trzy miesiące. Oczywiście wszystkie zasługi zostały przypisane Reinholdowi, ale to uczciwy człowiek i zyskiem podzielił się z nami. Parę dni temu pojawił się w moich drzwiach. Powiedział że ma nową pracę i zbiera na nowo chłopaków. Mieliśmy pilnować traktu w lesie driad a nasz posterunek miał się znajdować parę dni drogi od Sharii, jeden dzień jazdy konnej. Większość była zainteresowana, zwłaszcza gdy słyszała o wynagrodzeniu. Choć wszyscy wiemy dlaczego Reinhold podjął się tej pozycji. Ech… Serce nie sługa. Wyruszamy dziś.

Dzień 3
        Dwa dni szybkiego marszu i dotarliśmy. Wieża znajduje się parę minut spacerem obok głównego traktu. Jest to solidna kamienna konstrukcja z której był dobry widok, więc w razie kłopotów będziemy w stanie szybko reagować. Na parterze wieży jest kantyna oraz kuchnia, natomiast w połowie wysokości zbrojownia. Posiada również piwnicę z zapasami jedzenia, o wszystko zadbali. Jedyne dwie niespodzianki jakie napotkaliśmy to pomnik samego “Wielkiego Reinholda” na samym środku polany. Zaczął krążyć żart pomiędzy nami, że są tu dwa pomniki, jeden Reinholda i drugi jego ego. Dość zabawny, sam obiekt żartów również tak uważa. Druga niespodzianka nazywa się Edor i jest czarownikiem, który ma nam towarzyszyć. Jego celem jest badanie magicznych właściwości lasu i ma nas wspomagać radą gdy natkniemy się na jakąś magię oraz służył jako lekarz, gdyż podobno zna się również na zielarstwie. Nie podoba mi się, coś mi w nim nie pasuje. Nie potrafię określić co, ale moje przeczucie mówi mi, że będą z tego kłopoty

Dzień 10
        Pierwszy tydzień minął spokojnie, podróżni czasem zatrzymują się u nas by bezpiecznie spędzić noc. Żadni bandyci ani potencjalnie niebezpieczne zwierzęta nie zbliżają się do traktu. Możliwe że jedno i drugie możemy zawdzięczać driadom. Muszę pamiętać by zapytać o to Rozę jak będzie okazja. W międzyczasie Edor zauważył, że piszę dziennik i zainteresował się nim nagle. Kazałem mu spieprzać druidom kłody polerować, ale on się poprawił że nie chodzi mu o treść dziennika ale o samą książkę. Podałem mu ją niepewnie, a on zamknął oczy i wymamrotał parę słów po czym oddał mi ją i powiedział, że dziennik jest magiczny i przetrwa nawet w trudnych warunkach setki a może nawet tysiące lat. To by wyjaśniało cenę, wprawdzie gdy sprzedawca mówił że będzie mi długo służył to myślałem że chodziło o grubość, a tu taka niespodzianka. Może ten typ w firance nie jest taki zły, choć dalej mnie coś wewnątrz skręca gdy na niego patrzę.

Dzień 34
        Chyba muszę zmienić nazwę, bo dziennik jak sama nazwa wskazuje pisze się codziennie. Ale co mam zrobić jak nic za bardzo się nie dzieje. Dzisiaj mieliśmy pierwszą akcję, udało nam się pojmać jednego z grupy zwiadowczej jakiejś szajki i jutro ruszamy ich rozbić.

Dzień 35
         Nie stanowili większego wyzwania, ot grupa rzezimieszków która dopiero co zebrała się wokół jednego bardziej charyzmatycznego typa. Nie mieli szans z naszą zgraną drużyną, większość zginęła, resztę razem z hersztem wysłaliśmy do miasta na osąd. O to kto idzie graliśmy w marynarza jako że każdy chciał choć na chwilę wrócić do cywilizacji. Nasz żołd jest dostarczany raz na dwa tygodnie razem z zapasami. Tylko co nam po tych pieniądzach jak siedzimy w lesie.

Dzień 88
        Był u nas dość dziwny jegomość. Niby zwyczajny bard, ale widać było po nim że na biedę nie narzeka. Typ miał lirę wykonaną w całości ze srebra, a grał na niej tak wspaniale, że nawet Ci najtwardsi uronili łezkę w czasie ckliwej ballady. Edor stwierdził, że jest zaczarowana ale nie jest w stanie na szybko zidentyfikować jej efektów, musiałby ją dłużej badać. Sam artysta potwierdził, że jest magiczna ale nie chciał się z nią rozstawać. Ja mu się nie dziwie, jemu pewnie też się ten typ nie podoba.

Dzień 100 (chyba)
        Sto to ładna liczba, taka okrągła. I tyle dni tu siedzimy… chyba. W międzyczasie raz udało mi się dostać do miasta, na wesele brata. Dobrze było w końcu się wybawić i napić czegoś mocnego. Co dwa tygodnie część z nas wraca do Sharii wraz z dostawcami, jako ochrona oraz forma odpoczynku. Wracają potem wraz z nową dostawą i kolejni idą odpocząć. Za miesiąc moja kolej, nie mogę się doczekać.

Dzień 120
        Coś tu nie gra, mamy środek lata a mogę przysiąc że wczoraj pizgało jak przed pierwszymi śniegami. Reszta chłopaków zbyła to mówiąc że w końcu ten las jest zaczarowany i może tu się tak czasem dzieje. Nie wiem, bebzol podpowiada mi że ten typ w firance może mieć z tym coś wspólnego, ale nie mam ani dowodów ani nawet powodów by go podejrzewać. Niemniej będę go mieć na oku.

Dzień 124
        Dziś w nocy gdy poszedłem się odlać było tak zimno że miałem wrażenie że mocz mi zamarznie. W dodatku gdy wracałem do baraków zauważyłem jakąś wysoką i kościstą istotę wchodzącą do chaty Edora. Myślałem, że to Jur’And ale rano temu zaprzeczył. Psia mać, lepiej niech ten typ w firance nic nie kombinuje parę dni przed moim wyjazdem.


        Dziennik kończył się na dniu 128, który był pisany bardzo pospiesznie i niedbale. Na tyle że Aelyn była w stanie rozszyfrować jedynie jego pierwsze słowo “Wiedziałem”. Słońce zaczęło się już chylić ku zachodowi, zapowiadając że dziewczyna najprawdopodobniej spędzi noc w tym miejscu. A skoro tak miało być, to było jeszcze jedno miejsce, którego nie sprawdziła, piwnica. Schowała dziennik do swojej torby i położyła ją pod stołem. Chwyciła następnie świecznik i skupiła krótko swoją wolę na korcach świec po czym pstryknięciem palców rozpaliła jedną z nich. A potem kolejnym następną, tak aż wszystkie na świeczniku jarzyły się jasnym płomieniem dając nienajgorsze źródło światła. Trzy imiona wciąż tkwiły w jej głowie nie dając jej spokoju. “Lincelin, Reinhold i Roza, gdzie ja słyszałam te imiona.” Powoli schodziła schodami aż natknęła się na drzwi oddzielające ją od podziemnego pomieszczenia. Zastanawiając się wciąż nad tym co przeczytała otworzyła drzwi nie zwracając większej uwagi na otoczenie, gdy nagle znajome uczucie wyrwało ją z krainy myśli. Poczuła chłód.
Awatar użytkownika
Rhistel
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Kolekcjoner , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rhistel »

        Rhistel obudził się dobrych kilka godzin po utracie świadomości. Z wielkim trudem rozchylił opuchnięte powieki. Chciał podnieść głowę, ale przeszkodził mu w tym rwący ból w lewym uchu. Najwidoczniej za długo leżał na jednej stronie twarzy. Odczekał chwilę, aż dyskomfort ustanie, po czym wsparł się na łokciach. Obrócenie głowy przyszło mu z niebywałą trudnością. Szyja cała mu zesztywniał. Pomasował się ręką po karku, ale to na niewiele się zdało.
        Kiedy spojrzał w dół pod sobą dostrzegł mech, na którym odznaczało się wyleżane przez niego wgłębienie. Jego podróżna torba leżała zaraz obok. Szybko złapał ją do ręki, po czym zajrzał do środka. Dziennik i pióro znajdowały się w środku.
        Odetchnął z ulgą.
        Niepokój jednak szybko powrócił. Po pierwsze w lesie było już prawie całkiem ciemno, a po drugie… Rhistel znalazł się w zupełnie innym miejscu, niż pamiętał.
        Co gorsza, nigdzie w pobliżu nie było Daina.
        -Dain? - zawołał, ale odpowiedział mu jedynie niespokojny szum drzew i cykanie świerszczy.
        Wstał. Spodnie ubrudzone miał od ziemi, zwłaszcza w okolicy kolan. Strzepnął z siebie resztki liści, które przykleiły mu się do peleryny, po czym założył torbę na ramię. Na spiczastych uszach odczuł kąsanie jesiennego wiatru, więc zarzucił na głowę kaptur.
        -Dain! - powtórzył, ale wciąż bez skutku.
        Rhistel nie należał do osób, które w obliczu trudnych sytuacji od razu popadają w histerię. Mimo to, wszystko dokoła wzbudzało w nim niepokój. Jego serce zaczęło wybijać nerwowe uderzenia, a zimny pot oblał całe jego plecy. Ręce mu zadrżały, ale nie był pewien, czy to ze strachu, czy z zimna. Las Driad był niebezpieczny już za dnia i wolał nawet nie myśleć, jak wiele pradawnych sił wypełzało z ukrycia pod osłoną nocy.
        Elfie oczy szybko przystosowały się do przybyłego mroku. Co prawda może nie widział tak dobrze, jak zmiennokształtni, ale wciąż orientował się na tyle, aby nie potknąć się o wystające z ziemi kamienie czy gałęzie. Przeszedł więc kawałek, chowając się przed wiatrem za jednym z drzew.
        Oparł plecy o szorstką korę, po czym próbował stłumić strach na rzecz logicznego myślenia. Jak mogło do tego dojść? Powtarzał to pytanie, jednocześnie odtwarzając sobie ostatnie wspomnienia przed utratą świadomości. Siedział z Dainem przy dębie. Przewodnik poszedł spać, a on zajął się uzupełnieniem dziennika. Dalszy ciąg wydarzeń urywa się w momencie, w którym zauważył błyszczące, srebrne drobinki unoszące się w powietrzu.
        Na dodatek… ktoś śpiewał. Głos zdecydowanie należał do kobiety. Odznaczał się aksamitną, miękką barwą. Mógł należeć do driady albo nimfy, które zapewne skrywały się gdzieś między drzewami. Być może on wraz z Dainem usiedli na jakimś ważnym dla nich miejscu i to je rozwścieczyło?
        Rhistel przypuszczał, że od stania w jednym miejscu prędzej zamarznie na kość, niż dojdzie do jakiegoś sensownego rozwiązania. Od kilku dni o tej porze już dawno grzał się przy ognisku. Dain dbał o przygotowanie obozowiska, ale teraz kiedy go zabrakło, Rhistel sam musiał się o siebie zatroszczyć. Nie miał za wiele pojęcia, od czego zacząć, które miejsce byłoby najlepsze do wzniecenia ognia przy takim wietrze? Jakie gałęzie pozbierać? Czym w ogóle je rozpalić?
        Ta niemoc sprawiał, że zaczął poszukiwać jakichkolwiek innych alternatywnych rozwiązań. Do głowy przyszło mu jeszcze jedynie, aby przejść i spróbować poszukać Daina. Co, jeśli dalej twardo spał i leżał gdzie w okolicy? Oczywiście istniało ryzyko, że Rhistel się mylił i straci cenny czas na poszukiwaniach, które nie przyniosłyby żadnych korzyści. A przecież jego ciało wychładzało się coraz bardziej i potrzebowało ciepła. Mimo wszystko postanowił przejść się chociaż kawałek. Ruszył w jedną ze stron, nie wiedząc nawet, który z kierunków wybrał. Postanowił zaufać swojej intuicji.
        Stawiał lekkie i ciche kroki, obawiając się nawet własnych dźwięków. Zbliżając się do strumienia, ocenił odległość dzielącą go od drugiego brzegu, po czym wziął rozpęd i przeskoczył nad nim. Szum wody nieoczekiwanie przypomniał mu, że przecież tam, gdzie odpoczywał z Dainem, również dało się usłyszeć ten dźwięk. To dodało mu nadziei na to, że może jednak nie obudził się w zupełnie innej części lasu, a wielki dąb, przy którym siedzieli, jest gdzieś w okolicy.
        Przez las szedł z duszą na ramieniu. Cały czas wydawało mu się, że coś może spoglądać na niego z ciemności, że drzewa miały oczy albo że w każdej chwili z ziemi wystrzeli ręka, które chwyci go za kostkę i… Nie chcą kontynuować dalszego przebiegu wydarzeń, skupił całą swoją uwagę na powtarzaniu w myślach wszystkich znanych mu odmian kamieni szlachetnych. Lista była długa, a jego pamięć niezawodna toteż narzucił sobie kolejne wyzwanie polegające na wymienieniu ich w kolejności alfabetycznej. Pomogło, gdyż praktycznie w ogóle przestał rozmyślać o tym, co mogło na niego czyhać.
        Doszedł do litery E, kiedy w oddali, między drzewami, dostrzegł słabe, migotliwe światło. Posiadało ciepłą barwę ognia. Na jego widok Rhistel odczuł wzmożone pokłady ulgi. Puścił się biegiem, chcąc jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Miał wielką nadzieję, że zastanie tam Daina, całego i zdrowego.
        Z każdym jego następnym krokiem szereg drzew zaczął się stopniowo przerzedzać, aż ostatecznie wbiegł na niewielką polanę. Zatrzymał się na jej granicy i oparł się ręką o drzewo. Próbował wyrównać oddech i jednocześnie rozeznać się po okolicy. Pośrodku traw stał budynek, wyglądający na starą wieżę strażniczą. Oprócz niej na polanie znajdowały się trzy drewniane szkielety stanowiące pozostałość po chatach oraz kamienny podest z dwoma słupami, który znajdował się w samym centrum. Chciał przyjrzeć się im dokładniej, ale jego uwagę przykuł blask świecy, stojącej w jednym z okien strażnicy.
        Przypomniał sobie wtedy, jak Dain opowiadał mu ostatnio o valladońskich leśniczych, którzy opiekują się obszarem lasu znajdującego się na terytorium królestwa. Nie był jednak pewien, czy osoby znajdujące się w środku będą chciały mu pomóc. Zakładał jednak, że raczej nie pozostawią go samego sobie na pastwę losu.
        Po raz kolejny tego wieczora podjął się ryzyka. Przeskoczył przez niski murek, otaczający wieżę, ale nim zdążył podejść choć trochę bliżej, z wnętrza budynku dobiegł go czyjś przeraźliwy krzyk.
Awatar użytkownika
Aelyn
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Bard , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Aelyn »

        Gdy otworzyła zalała ją fala chłodnego powietrza, które zgasiłoby świece gdyby w porę nie zasłoniła ich dłonią. Wnętrze było bardzo przestronne, na jej oko większe niż parter strażnicy. Całe pomieszczenie było oszronione, przy ścianach znajdowały się szafki i półki z zamarzniętymi zapasami oraz beczki z których przeciekająca ciecz utworzyła różnokolorowe sople.
        Na samym środku znajdowały się trzy posągi. Jeden wysokiej kościstej istoty, oszacowała ją na jakieś 2 metry wysokości. Pod nią leżały dwie kolejne statuy w pozycji pół-leżącej wyciągające ręce do tej stojącej. Odczuwała głęboki niepokój spoglądając na to dzieło sztuki, wiedziała że raczej nie powinno tu tego być. Sam stan w jakim znajdowała się piwnica sugerował coś magicznego, jednak nie była w stanie przezwyciężyć swojej ciekawości. Podeszła powoli do posągów by się im przyjrzeć. Ten największy przypominał szkielet z długimi szponami u rąk i nóg oraz kolcami wystającymi z łokci, kręgosłupa, brody i czoła. Twarz była zastygnięta w złośliwym uśmiechu w którym widać było ostre lodowe kły, stwór nie posiadał nozdrzy, a w miejscu oczu były dwa puste oczodoły. Aelyn chciała sprawdzić czy rzeźba rzeczywiście jest wykonana z lodu, czy też z jakiegoś materiału, który go imituje.
        W momencie gdy wyciągnęła rękę, statua nagle ożyła i szybkim ruchem, który ledwo zarejestrowała chwyciła ją za dłoń i spojrzała jej w oczy swoimi teraz już jarzącymi się błękitnym płomieniem ślepiami. Dziewczyna krzyknęła zaskoczona.
-Noooo - zarechotała przeciągle istota - już myślałem, że tu zostanę do przebudzenia. A teraz… - zatrzymał się na chwilę w myśli gdy przypatrzył się kto go tak właściwie wybudził - Czekaj, kim jesteś? Gdzie reszta tych blaszaków? - zapytał wskazując na pozostałe dwa posągi, które po tym jak się im lepiej teraz przyjrzała okazały się zamarzniętymi ciałami. Bard nic nie odpowiedziała zastanawiając się jak uwolnić się z lodowego uścisku, cieszyła się że nie zdejmowała płaszcza. Nawet przez grubą warstwę tkaniny czuła przeszywający chłód, strach pomyśleć co by się stało gdyby złapał ją bezpośrednio za skórę.
-No dobrze, nieistotne - skwitował wzruszając wolnym ramieniem po czym uśmiechnął się w stronę swojej nowej ofiary - ty mnie zabawisz.
        Podświadomość dziewczyny jakby zareagowała na te słowa i uwolniła za pomocą magii falę ciepła rozchodzącą się od punktu w którym potwór ją chwycił. Ten rozluźnił uchwyt, a Aelyn szybko to wykorzystała by wyrwać dłoń i odskoczyć do tyłu. Istota spojrzała na dłoń po której spływały teraz pojedyncze krople wody, które po paru sekundach znów zamarzły. Figura była bardziej zaintrygowana niż wściekła, a po wydłużającej się w nieskończoność chwili, roześmiała się.
-Nieźle Płomyczku - skwitowała przerzucając swój wzrok z powrotem na dziewczynę - ale widzę, że nie jesteś wojowniczym typem. I dobrze, wolę intelektualistów niż mięśniaków - mówiąc to spojrzał z niechęcią na zwłoki dwóch strażników przy nim.
Zwrócił znów uwagę na swoją rozmówczynię i złożył ręce w geście przywitania.
- Zatem, zanim przejdziemy do zabawy powiedz mi proszę. Kim jesteś niewiasto? I co Cie tu sprowadza?
-Jestem Aelyn - odpowiedziała niepewnie, cofając się powoli - jestem wędrownym bardem i trafiłam na to miejsce przypadkiem w czasie podróży - odpowiedziała zgodnie z prawdą woląc nie ryzykować sprawdzenia czy istota umie rozpoznawać kłamstwa, zresztą i tak nie miała nic do ukrycia. - zaciekawiła mnie historia tego miejsca i tak trafiłam tutaj.
        Gdy skończyła to zdanie, usłyszała za sobą trzask zamykanych drzwi, odwróciła się nagle na ten dźwięk by zobaczyć, że jej jedyna droga ucieczki została zamknięta, raczej nie zdążyłaby ich otworzyć i wyjść na tyle szybko by to coś jej nie zatrzymało. Czuła od niego chęć mordu, jednak w rozmowie wydawał się niemal przyjazny. “Czyżby coś go powstrzymywało?”
-A ty? - zapytała nonszalancko - Kim jesteś? I co masz na myśli mówiąc zabawa?
-Ja? - chwycił się za podbródek i zastanowił na chwilę. - Możesz mnie nazywać, Lodowym Demonem. A co do zabawy…
-Nie wyglądasz jak demon - przerwała mu dziewczyna przechylając lekko głowę w bok - czytałam o podrasach na jakie się dzielą i nie przypominasz mi żadnego z nich - dodała po czym spojrzała na niego pytająco - zatem czym naprawdę jesteś?
Demon patrzył na nią zaskoczony, a następnie rozpromienił się i zarechotał paskudnie.
-Wiedziałem, żeś nie zwykła dziewka. Niech Ci będzie, jestem jakby awatarem, fragmentem świadomości większej istoty. A kim naprawdę jestem? - wypowiadając to pytanie spoważniał i dodał - to jest jedna z zagadek, które będziesz musiała rozwiązać sama - stwór zachichotał.
-Zagadek? - Zapytała będąc coraz bardziej skonsternowana całością sytuacji
-Już tłumaczę - spojrzał na nią groźnie - tylko tym razem mi nie przerywaj. - Dopiero kiedy dziewczyna skinęła głową, ten kontynuował wyjaśnienia. - Jak już wiesz jestem jedynie czymś w rodzaju wysłannika. Pojawiam się w różnych miejscach, najczęściej ruinach i podziemiach by poddawać śmiertelników testom. Musisz odpowiedzieć na moją zagadkę, zostaniesz wtedy nagrodzona, czasem przedmiotem, czasem informacją. Jednak zawsze będzie to coś co Ci się przyda w danym konkretnym miejscu.
-A jeśli nie odpowiem? - zapytała przezornie, choć znała odpowiedź. Demon wyszczerzył zęby w uśmiechu po czym rozłożył ręce wskazując jego dwóch towarzyszy. Nie musiał nic mówić. Dziewczyna westchnęła głęboko po czym spojrzała uważnie na jej adwersarza.
-Jak brzmi więc zagadka dla mnie? - zapytała w pełni skupiona, nie chcąc pominąć żadnego szczegółu. Demon się roześmiał po raz kolejny.
-Nie tak szybko Płomyczku - jego oczy zalśniły bardziej niż wcześniej. - W czasie gdy tu siedziałem, wymyśliłem drugą zagadkę - zatrzymał się na chwilę obserwując jej wzrastający niepokój - jednak zasady zakazują mi zadać tej samej osobie dwie zagadki w tym samym miejscu - dodał z grymasem.
Gdy jego rozmówczyni już miała odetchnąć z ulgą, ten wyciągnął nagle dłoń w jej stronę i wystrzelił z palca bladobłękitną wiązkę światła, prosto w klatkę piersiową Aelyn. Ta poczuła lekkie ukłucie w sercu.
- Jako że nie mogę Ci zadać dwóch zagadek to sprowadzisz dla mnie drugą osobę. A zaklęcie które właśnie na Ciebie rzuciłem zamrozi twoje serce w przeciągu dwóch godzin, chyba że przyprowadzisz tu drugą osobę.
-Żarty sobie stroisz?! - wybuchnęła - Skąd ja mam wziąć kogoś o tej porze w środku lasu? - Demon klasnął w dłonie a podłoga pod jej stopami rozświetliła się runami, które zaczęły się napełniać magią.
-Nie martw się, akurat jakaś ciekawska dusza do nas zawitała. Tobie pozostanie tylko ją przekonać - zarechotał już po raz ostatni, a jego echo odbijało się w strażnicy.

        -Czekaj! - krzyknęła, po czym zorientowała się, że nie jest już w piwnicy. Jest na zewnątrz, obok wieży, w powietrzu i właśnie spada. Wydała z siebie przeciągły pisk, który został brutalnie przerwany jej spotkaniem z powierzchnią. Wylądowała w wysokiej trawie, więc nic poważnego jej się nie stało, choć definitywnie odczuje ten upadek na następny dzień.
-Mógł mnie dziad chociaż teleportować na ziemię - rzuciła wstając i rozmasowując co bardziej obolałe miejsca. Gdy rozejrzała się wokół zauważyła, że rzeczywiście znajduje się na polanie ze strażnicą, a niedaleko niej majaczyła w ciemnościach jakaś sylwetka. Znalazła po omacku jedną ze świec, które wypadły ze świecznika i ją rozpaliła, po czym podeszła szybkim krokiem w stronę obcego. Gdy była już tuż przy nim, wyciągnęła rękę w przywitaniu i rzuciła na jednym oddechu:
-Hej, jestem Aelyn. Wiem że się dopiero poznaliśmy, ale bardzo potrzebuję twojej pomocy - nie miała pojęcia jak przekonać drugą osobę by z nią tam zeszła. Nie chciała umierać, ale nie chciała też być powodem śmierci niewinnej osoby. Pozostało jej mieć nadzieję, że jej nowy towarzysz będzie na tyle chciwy skarbów albo z na tyle dobrym sercem by pomóc jej z własnej woli.
Awatar użytkownika
Rhistel
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Kolekcjoner , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rhistel »

        Rhistel im dłużej przysłuchiwał się krzykowi, tym szybciej zrozumiał, że dźwięk ten nie pochodzi z wnętrza budynku tylko z o wiele bliższego źródła. Pojedyncza myśl podpowiedziała mu, aby uniósł głowę i praktycznie osłupiał, dostrzegając zniekształconą, spadającą sylwetkę. Cała ta dziwna sytuacja trwała może z kilka sekund, nim tajemnicza postać nie wylądowała twardo na ziemi.
        I właśnie wtedy zapadła zupełna cisza, przerywana jedynie cykaniem świerszczy i delikatnym szumem nocnego wiatru. Rhistel praktycznie przestał oddychać w obawie o to, co mogło wydarzyć się dalej. Zdrowy rozsądek podpowiadał mu ucieczkę, ale nim zdążył postąpić choćby krok spomiędzy wysokiej trawy, wyłoniła się białowłosa dziewczyna. Wyglądała na zdezorientowaną. Rozejrzała się na boki, masując obolałe po upadku miejsca. Rhistel obserwował ją uważnie, nie umiejąc przewidzieć jej intencji. Kim mogła być? Rusałką? Driadą? Jakąś wynaturzoną, magiczną kreacją? Serce biło mu jak oszalałe. Dopiero po chwili zorientował się, że dziewczyna posiadała gorszy wzrok od niego. Pomyślał, że dzięki temu ma przewagę do momentu, aż nieznajoma nie schyliła się po świecę.
        Rhistel nie miał bladego pojęcia, skąd w trawie mogła się znaleźć świeca, choć przestał zaprzątać sobie tym myśli w chwili, w której przyuważył mały płomyk, skrzący się między palcami dziewczyny. Rozpaliła knot i uniosła świecę wyżej. W ciemności rozproszonej jedynie słabym blaskiem odnaleźli swoje spojrzenia.
        -Hej, jestem Aelyn. Wiem, że się dopiero poznaliśmy, ale bardzo potrzebuję twojej pomocy.
        Przemówiła, a Rhistel już wtedy był pewien, że ma styczność z magiczną istotą. Posiadała piękne, śnieżnobiałe włosy i spojrzenie o niezwykłym, srebrzystym poblasku, co najmniej tak jakby nasączone zostały gwieździstą poświatą. Głos natomiast pieścił uszy swą subtelnością. Co więcej, wydawał się dość znajomy. Rhistel nie był pewien, czy nie słyszał go wcześniej, odpoczywając przy dębie. Nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić.
        Zasady dobrego wychowania nie przewidywały w sytuacji, w której damy spadają z nieba, prosząc o pomoc. Już nie wspominając o tym, że ów dama wydawała mu się nadwyraz podejrzana. Czuł jednak, że chociaż powinien udzielić odpowiedzi.
        -Spokojnie, opowiedz mi, proszę, co się stało, a wtedy wspólnie zastanowimy się jak z tego wybrnąć. - zaproponował. W przypływie chwili stwierdził, że udzielenie rady nie będzie go nic kosztować. Nie chciał natomiast pakować się w jakieś większe kłopoty. Dalej miał świadomość, że gdzieś w głębi lasu znajdował się Dain, którego musiał odnaleźć. Liczył też, że bliżej nieokreślony problem, tajemniczej Aelyn nie zmusi go do wejścia w głąb strażnicy.
        I nawet nie wiedział, jak bardzo się wtedy pomylił.
Awatar użytkownika
Aelyn
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Bard , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Aelyn »

        W czasie gdy oczekiwała na odpowiedź swojego rozmówcy miała okazję mu się przyjrzeć. Widziała na jego twarzy zmieszanie, co jeśli był świadkiem jej mało spektakularnego upadku było jak najnormalniejszą reakcją. Był on również elfem, co zauważyła jednak dopiero po chwili zwracając uwagę na szpiczaste uszy, wyglądał trochę jakby był żywcem wyciągnięty z encyklopedii. Był również wyższy od niej co sprawiło, że musiała nachylić głowę nieco w górę by spojrzeć mu w oczy.
        -Spokojnie, opowiedz mi, proszę, co się stało, a wtedy wspólnie zastanowimy się jak z tego wybrnąć. - zaproponował nieznajomy.
        Wyczuła w jego głosie ostrożność i nutkę nieufności co również było całkiem normalną reakcją na pojawiającą się w środku nocy znikąd niewiastę proszącą o pomoc. Gdy przemawiał miała również wrażenie, że bardzo starannie dobiera słowa, Aelyn wiedziała więc że przekonanie go by wszedł tam razem z nią może nie być proste, jednak zdecydowała się powiedzieć szczerze o co chodzi. “Jeśli ktoś tam ze mną pójdzie to z własnej woli."
        -Więc jak już wspominałam, nazywam się Aelyn i jestem wędrownym bardem. Podróżowałam do Shari, gdy po drodze zapatrzyłam się na pięknego ptaka, dzięki któremu zauważyłam wierzchołek tej oto wieży - wskazała teatralnie na budynek za nią oraz na okolice. - Chciałam zbadać to miejsce w poszukiwaniu inspiracji do nowej ballady, jednak jak widzisz poza wieżą nie pozostało wiele. Byłam wszędzie poza piwnicą w zgliszczach jednej z chat oraz jednym pomieszczeniem w strażnicy - wszystkie poprzednie zdania wypowiedziała niemal na jednym tchu, po czym zrobiła pauzę i następne słowa wypowiedziała bardzo powoli.
        - I właśnie, jeśli chodzi o strażnicę - dziewczyna zaczęła nerwowo stukać o siebie palcami wskazującymi, jak dziecko które ma właśnie wyznać rodzicom jak bardzo nabroiło - a dokładniej o piwnicę w tej strażnicy - przerwała w tym momencie kontakt wzrokowy nie chcąc widzieć reakcji elfa - znalazłam tam demona zadającego zagadki - jej szyja się pochyliła - którego chyba niechcący obudziłam - wypowiedziała w końcu ostatnią część zdania nachylając głowę tak bardzo że aż spadł jej kapelusz. Zignorowała to na ten moment i spojrzała z ukosa starając się zdobyć na najbardziej niewinny uśmiech na jaki było ją stać.
        -I teraz tak jakby potrzebuję drugiej osoby, która tam ze mną zejdzie odpowie na zagadkę Lodowego Demona. - Podniosła następnie kapelusz zamaszystym ruchem robiąc przy okazji piruet kończąc plecami do nieznajomego. I będąc już w pełni wyprostowaną oraz wciąż trzymając swoje nakrycie głowy odezwała się jeszcze raz.
        -Jeśli nie chcesz tam ze mną zejść, zrozumiem - odpowiedziała starając się by jej głos nie brzmiał smutno - będę miała do ciebie wtedy inną prośbę. - Odczekała na chwilę po czym dodała:
        - Czy zechcesz zostać moim ostatnim widzem? - zapytała, po czym kontynuowała myśl. - Wybrałam życie jako muzyk - wbiła po tych słowach wzrok w ziemię - i jako muzyk chcę zginąć.
        Zamilkła, pozwoliła by te słowa wybrzmiały i by nieznajomy miał czas się zastanowić. Jednak po chwili ciszy podniosła głowę jakby jej się coś przypomniało i obróciła się gwałtownie do swojego rozmówcy jakby pominęła istotny szczegół jej historii i wypaliła jak gdyby nigdy nic:
        -Wspominałam, że umrę za dwie godziny?
Awatar użytkownika
Rhistel
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Kolekcjoner , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rhistel »

        Próba dogłębnego przeanalizowania sytuacji i podjęcie bezpiecznych działań stanowiły dla Rhistela priorytet. Nie chciał pozostać kompletnym ignorantem wobec niewiasty w potrzebie, ale dalej nie zapomniał też, gdzie się znajdował. Las mógł płatać magiczne figle i wystawiać go na próbę. Potrzebował pełnego skupienia i jasności umysłu, aby móc zręcznie odróżniać iluzję od prawdy.
        Na początku Aelyn brzmiała naprawdę przekonująco. Z łatwością uwierzył jej w to, że jest bardem. Wystarczyło tylko na nią spojrzeć, aby nabrać co do tego pewności. Ekstrawagancki ubiór wskazywał na artystyczną duszę dziewczyny, a melodyjny głos i wystający zza pleców gryf mandoli wyraźnie poświadczały jej powiązaniu z muzyką. Niewinna twarz oraz rozmarzone spojrzenie z kolei potwierdzały tę część opowieści, w której wspomniała o rozproszeniu myśli i zabłądzeniu w celu odnalezienia inspiracji do nowych ballad.
        Całość historii nie wydawała się aż taka niewiarygodna, do momentu aż Aelyn nie zaczęła streszczać przebiegu swojej małej wycieczki po strażnicy. Na samą wzmiankę o tym, że najprawdopodobniej niechcący wybudziła ona starego demona, zamieszkującego piwnicę, ciało Rhistela przeszył nieprzyjemny, zimny dreszcz. Chcąc uzyskać potwierdzenia tej informacji, postanowił wykorzystać swój zmysł magiczny. Skupił swoje źródło, odjął od niego uncję energii, a następnie zarzucił nim w stronę strażnicy jak wędkarskim haczykiem z zanętą. Od razu wyczuł tak mocne szarpnięcie, że aż wzdrygnął się zaskoczony. Faktycznie coś znajdowało się we wnętrzu budynku i do tego było dziko spragnione magii.
        -I teraz tak jakby potrzebuję drugiej osoby, która tam ze mną zejdzie, odpowie na zagadkę Lodowego Demona. - powiedziała w pewnym momencie, a wtedy w głowie Rhistela wszczął się nagły alarm.
        O nie! Nie, nie, nie, powtarzał w myślach, co to, to nie. Czy był uczynny? Owszem, ale przy tym też i niegłupi. Nie miał pojęcia, co ta dziewczyna miała w głowie, wdając się w układ z demonem, ale on z całą pewnością nie będzie ryzykował duszą w konszachtach z siłami wyższymi. Istniało zbyt wiele legend i historii, które przestrzegały przed takimi układami.
        -Wiesz, ja… - podjął, jednocześnie próbując wpaść na jakąś sensowną wymówkę. Miganie się zawsze stanowiło dla niego trudność i gdy tylko próbował coś z siebie wydusić, najczęściej zaczynał się jąkać i machać nerwowo rękoma.
        -Jeśli nie chcesz tam ze mną zejść, zrozumiem - odpowiedziała najwidoczniej, dostrzegając jego zmieszanie. - Będę miała do ciebie wtedy inną prośbę.
        Rhistel już podejrzewał, że będzie o wiele gorsza od pierwszej i chciał poprosić, aby nie kontynuowała wątku, ale wtedy to dziewczyna sięgnęła do tyłu, po swój instrument. Zapatrzył się na to, z jaką gracją i delikatnością obejmowała dłońmi krawędzie swej mandoli.
        -Czy zechcesz zostać moim ostatnim widzem? - zapytała, po czym nie czekając na jego odpowiedź, od razu kontynuowała myśl. - Wybrałam życie jako muzyk… i jako muzyk chcę zginąć.
        Nie takiego wyznania spodziewał się Rhistel.
        -Cóż to… bardzo szlachetne… - wydukał, stukając o siebie palcami dłoni. -… Pozostać tak oddanym swym pasją i… Chwila! - urwał raptownie, gdyż do jego mózgu dotarła właśnie prawdziwy sens prośby Aelyn, a raczej to, co się za nią kryło. - Co ty właśnie powiedziałaś?! Zginąć?
        Między nimi zapadła chwilowa cisza, podczas której patrzyli na siebie w niezrozumieniu. Aleyn faktycznie wyglądała na nieco zaskoczoną, ale po chwili sprawiła wrażenie, jakby przypomniała sobie o czymś istotnym i postanowiła się tym z nim podzielić.
        -Wspominałam, że umrę za dwie godziny?
        Rhistel otworzył usta, zamknął je, a potem otworzył jeszcze raz i ponownie zamknął. Uniósł ręce do góry, jak gdyby chciał wydusić z siebie niemy krzyk, ale ostatecznie ułożył dłoń na twarzy, stykając palce z nasadą nosa.
        Aelyn przypatrywała się temu z niepokojem, ale kiedy chciała coś powiedzieć Rhistel odrzucił ramiona do góry i krzyknął zrozpaczony.
        -Nie! Na Oko Prasmoka dziewczyno! Nie, nie wspomniałaś o tym, że możesz umrzeć! Czy to nieistotne? O takich rzeczach mówi się na początku!
        Po tych słowach nastała chwila, w której elf zaczął szeptać do siebie serię uspokajających słów, a nogi same zaczęły go nosić w tę i z powrotem. W pewnym momencie zatrzymał się, popatrzył na nią intensywnie, oplótł ją swoją magią, wtedy pobladł jeszcze bardziej. Wyczuł na jej sercu szron, który z każdą sekundę zamarzał i rozrastał się coraz intensywniej.
        -Dobrze, dobrze, tylko spokojnie, musi być z tego jakieś sensowne wyjście. - zaczął, powracając do praktykowania swego nerwowego spaceru. - Z tego, co udało mi się dostrzec, faktycznie została nałożona na ciebie klątwa wiążąca. Demon nie żartował, z tym że padniesz trupem, jeśli nie znajdziesz śmiałka gotowego odpowiedź na drugą zagadkę. - umilkł na moment i zawieszając myśli w jednym punkcie. Miał wrażenie, że to, co mówił, brzmiało, aż zanadto pocieszająco. Zawsze jednak trzymał się faktów. - Dwie godziny to relatywnie krótki czas. Nie wiemy, gdzie się znajdujemy, a znalezienie jakiejś osady lub innej, czynnej strażnicy w naszym wypadku może graniczyć z podjęciem się wielkiego ryzyka i być może jestem jedyną, żywą istotą zdolną podjąć się tego wyzwania w promieniu kilkunastu staji.
        Tak. To zdecydowanie nie brzmiało pokrzepiająco. Rhistel miał tylko nadzieję, że Dain zdąży ich odnaleźć, nim wpakują się w coś naprawdę złego. O ile w ogóle dało wpaść się w coś gorszego niż zabawa z demonem w zagadki.
        Nie mógł jednak zostawić Aelyn. Swoją pasją i beztroską przypominała mu jego własnych studentów, a ich z całą pewnością nie pozostawiłby w potrzebie.
        -Czy mi to odpowiada? - zapytał bardziej sama siebie niż Aelyn. - Nie. Czy mam jakieś inne wyjście? Oczywiście, że nie. - stwierdził, a potem odetchnął głęboko i poparzył dziewczynie prosto w oczy. - Dobra, prowadź do tego demona i trzymaj kciuki, żeby tym razem moje wykształcenie wyższe na coś się przydało.
Awatar użytkownika
Aelyn
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Dotknięty
Profesje: Bard , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Aelyn »

        Dziewczyna patrzyła z zainteresowaniem na złożoną gestykulację, którą wykonywał jej rozmówca. Przez myśl przeszło jej, że nadawałby się jako aktor pantomimy. Miała się ponownie odezwać, gdy nagle elf uniósł ręce w górę i wydał okrzyk:
-Nie! Na Oko Prasmoka dziewczyno! Nie, nie wspomniałaś o tym, że możesz umrzeć! Czy to nieistotne? O takich rzeczach mówi się na początku!
Dziewczyna spuściła wzrok ze wstydu, jak niegrzeczne dziecko w czasie wykładu rodziców.
-Przepraszam… - jęknęła cichym ledwo słyszalnym głosikiem - ...chciałam tylko zabrzmieć dojrzale i podniośle jak bohaterowie powieści - dokończyła w myślach, jako że słowa te były parafrazą, z książki którą kiedyś przeczytała. Czekała zaciskając mocno powieki czekając kolejnych ostrych słów, jednak one nie nadeszły. Usłyszała za to chrzęst deptanej szybkim krokiem trawy pomieszany z szeptami. Otworzyła jedno oko i spojrzała ukradkiem przed siebie. Mężczyzna cały czas chodził zamyślony od lewej do prawej, a potem od prawej do lewej. Przystanął na chwilę i zaczął się w nią intensywnie wpatrywać, chciała już zapytać żartobliwie czy ma coś na twarzy, ale on natychmiast powrócił do swojej rutyny. Powiedział coś po chwili, jednak zbyt cicho by mogła usłyszeć, usłyszała za to następne zdanie.
-Z tego, co udało mi się dostrzec, faktycznie została nałożona na ciebie klątwa wiążąca. Demon nie żartował, z tym że padniesz trupem, jeśli nie znajdziesz śmiałka gotowego odpowiedź na drugą zagadkę - powiedział nie nawiązując kontaktu wzrokowego, przez co Aelyn nie była pewna czy dalej mówi do siebie czy do niej.
-Taaaak - powiedziała przeciągle nie będąc pewna do czego zmierza nieznajomy ani nawet czy oczekuje jej odpowiedzi.
-Dwie godziny to relatywnie krótki czas. Nie wiemy, gdzie się znajdujemy, a znalezienie jakiejś osady lub innej, czynnej strażnicy w naszym wypadku może graniczyć z podjęciem się wielkiego ryzyka i być może jestem jedyną, żywą istotą zdolną podjąć się tego wyzwania w promieniu kilkunastu staji.
Nie mylił się, strażnica przy której stoją jest artefaktem przeszłości, a z pamiętnika który przeczytała wynika, że w drodze do Sharii nie było ich wiele, o ile jakiekolwiek. Zresztą nawet jeśli były to nie ma pewności że dalej są w nich aktywni żołnierze, a ponadto było już dość ciemno, ciężko byłoby jej znaleźć drogę powrotną na szlak, jako że trudno dostrzec oznaczenia na drzewach w nocy. Ale nawet jeśli udałoby się jej pokonać powyższe przeszkody to wciąż musiałaby znaleźć kogoś kto chciałby tam z nią dobrowolnie wejść. Zatem elf był obecnie jej jedyną nadzieją. Gdy cisza się przedłużała już miała zacząć próbować go jakoś przekonać, gdy nagle zabrzmiało pytanie:
-Czy mi to odpowiada?
-Jakoś się… - zaczęła, jednak jej wypowiedź została przerwana
-Nie. Czy mam jakieś inne wyjście? Oczywiście, że nie. - mężczyzna odetchnął i nareszcie spojrzał jej w oczy - Dobra, prowadź do tego demona i trzymaj kciuki, żeby tym razem moje wykształcenie wyższe na coś się przydało.
Nie były to słowa, których się spodziewała, a przynajmniej nie w ten sposób. Sposób wypowiedzi jednoznacznie sugerował, że absolutnie nie chce tego robić, jednak ton w jakim to powiedział sugerował, że czuje wewnętrzny obowiązek by mimo wszystko jej pomóc. Odwróciła się i odetchnęła głęboko, sama nie wiedziała czy bardziej z ulgą czy z narastającego stresu.
-Do wieży więc - rzekła bez przekonania. Tym razem sama nie wiedziała czy powiedziała to bardziej do siebie czy do elfa. Potrząsnęła głową jakby chciała rozproszyć te myśli i zaczęła kierować się w stronę wieży.

        Po przekroczeniu progu sięgnęła do kieszeni swojego płaszcza i wyciągnęła z niej mały skórzany futerał, z którego następnie wyciągnęła swoją ceramiczną okarynę. Nadal kierując się w stronę piwnicy zaczęła grać melancholijną melodię. Skończyła dopiero gdy dotarła do drzwi prowadzących do demona.
-Utwór ten nazywa się “Zmienność losu”. - odwróciła się w stronę swojego towarzysza. - Teraz gdy mamy już mój potencjalnie ostatni występ za sobą czas zobaczyć czy nasz kończy się tutaj.

        Nie czekając na odpowiedź pchnęła drzwi i weszła do mroźnego pomieszczenia.
-O proszę sprowadziłaś nowego zawodnika tak jak poleciłem - istota zachichotała. - I to jakiego! Zawsze lubiłem wasz lud, dajecie najlepsze odpowiedzi. Czasem na tyle dobre że niektórzy przeżyli po pomyłce. Oczywiście jeśli zatamowali krwotok, ale z wyrwaną ręką ciężko myśleć racjonalnie - zrobił przerwę w swojej wypowiedzi obserwując reakcję.
-Ale już bez przedłużania, przejdźmy do naszej zabawy. - Wskazał palcem na elfa. - Zaczniemy od Ciebie, musisz odpowiedzieć na tyle szybko by Płomyczkowi zostało wystarczająco czasu by mogła odpowiedzieć na jej zagadkę. Jako że każdy z was dostanie swoją to oczywiście nie możecie sobie podpowiadać. Zrozumiałe? - zapytał, a Aelyn kiwnęła głową. Miała nadzieję, że chociaż będą w stanie sobie wzajemnie pomóc, jednak nic z tego.

-Zatem słuchaj uważnie, bo od twojego następnego zdania będzie zależeć twoje życie, więc zważ na swe słowa i słuchaj uważnie moich. Bo jeśli prawdę zdradzisz, przebiję Cie lodowymi szponami, natomiast jeśli skłamiesz zamrożę Cie lodowym oddechem. Co powiesz by uniknąć straszliwego losu? Masz czas dopóki dziewczynie bije serce. - Demon chwycił się za podbródek jakby w zamyśleniu. - Choć i tak oboje padniecie w chłodne objęcia śmierci jeśli ona nie odpowie. - Demon zarechotał ze swojego żartu. - Więc lepiej się pośpiesz! - Dodał śmiejąc się coraz bardziej przeraźliwie.
Awatar użytkownika
Rhistel
Zbłąkana Dusza
Posty: 8
Rejestracja: 1 rok temu
Rasa: Górski Elf
Profesje: Badacz , Kolekcjoner , Nauczyciel
Kontakt:

Post autor: Rhistel »

        Rhistel wyruszył w kierunku strażnicy z Aelyn na czele, nie będąc do końca pewnym, co tam zastanie. Jego myśli krążyły wokół zaginionego Daina i nowo poznanej dziewczyny, w stosunku do której miał mieszane odczucia. Uważał jednak, że jeśli faktycznie znalazła się w tej sytuacji przez przypadek, to należało jej pomóc, choć jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że może się to dla niego źle skończyć. Miał wrażenie, jakby znalazł się w jakimś dziwnym śnie, z którego wystarczyło się tylko obudzić. Wszystko wydawało mu się nierzeczywiste i nierealne. Kiedy weszli na ganek, poczuł, jak jego serce zaczyna bić mocniej.
        Drzwi wejściowe były wykonane z grubego drewna, z widocznymi znamionami próchna. Wyraźnie odznaczały się również ślady przemalowań, co sugerowało, że były one wielokrotnie naprawiane lub odnawiane. Po przekroczeniu progu można było poczuć zapach wilgoci i zaniedbania. Ściany holu były pokryte mchem. Kawałki tynku odpadały z sufitu, a drewniane belki były pokryte pajęczynami. Oświetlenie było słabe i skromne - jedynym źródłem światła były niewielkie okna, przez które wpadało blade światło księżyca i gwiazd. W półmroku można było dostrzec stolik, na którym stała stara świeczka, jej płomień ledwo się tlił.
        Rhistel rozglądał się uważnie, jakby w każdym kącie mogło kryć się zagrożenie. Rozproszył się, dopiero gdy Aleyn wyjęła coś z kieszeni płaszcza. Dostrzegł niewielką skórzaną walizeczkę. Słusznie założył, iż był to futerał, bo po chwili dziewczyna wyjęła ze środka jakiś mały, ceramiczny instrument.
        -Nie zamierzasz chyba…
        Nim jego szept zdążył do niej dotrzeć, przyłożyła ustnik do warg i zaczęła grać. Melodia była smutna i spokojna. W innych okolicznościach być może by mu się spodobał, ale w tamtej chwili czuł nieprzyjemne dreszcze przebiegające mu po kręgosłupie. Wydawało mu się, jakby dźwięki instrumentu mogły zwabić do nich coś jeszcze prócz lodowego demona. Na szczęście utwór nie był długi i Aleyn przestała grać, gdy przeszli do następnych drzwi, znajdujących się na końcu korytarza. Nim je otworzyli, oznajmiła mu jeszcze tytuł owej melodii. Popatrzył na nią, nie mając pewność czy wymyśliła nazwę na poczekaniu, czy może była ona zupełnie przypadkowa. Mimo to wyraźnie odczuł ironię płynącą z tej nazwy.
        Zaczęli schodzić po krętych schodach do zimnej i wilgotnej piwnicy. Ciężkie kroki na kamiennych stopniach rozbrzmiewały w cichym pomieszczeniu, tworząc echa, które odbijały się od ścian. Kiedy dotarli na dół, Rhistel poczuł przenikliwy chłód, przeszywający go aż do kości. Magia z kolei poszczypała go nieprzyjemne po twarzy.
        Zrozumiał, co było tego przyczyną, dopiero gdy spojrzał przed siebie. Na środku pomieszczenia dostrzegł dziwnego stwora, na którego widok zastygł w bezruchu. To naprawdę był lodowy demon, wręcz książkowy przykład. Spoglądał na nich z chłodnym spojrzeniem i przebiegłym uśmiechem. Jego ciało przypominało oszronione bryły lodu, a z oczu wydobywał się błękitny blask. Rhistel poczuł przerażenie, kiedy zrozumiał, że to, co widział, nie było tylko iluzją. Zaczął drżeć na myśl o tym, że nie wie, jak się obronić przed takim przeciwnikiem.
        W co on się właściwie wpakował?
        Wzrokiem zaczął szukać jakichś alternatywnych przejść ucieczki, ale poza drzwiami, które zostawili za sobą, nie widział już żadnego wyjścia.
        Tak jak się spodziewał, demon przemówił do nich głosem niskim i chrapliwym. Rhistel mógł przysiąc, że w jego pogłosie słyszał wybrzmiewające odgłosy wycia wiatru w zamieci śnieżnej i skrzypienie lodu. Nogi zaczęły mu drżeć pod ciężarem nawarstwiających się emocji, a poczuł się jeszcze gorzej, kiedy demon stwierdził, że swoją zabawę w zgadywanki zacznie właśnie od niego. Wszystkie jego myśli skupiły się na jednym - na tym, że jego decyzja może zaważyć o jego życiu i życiu Aelyn. Próbował zachować zimną krew i logiczne myślenie, ale widok lodowego demona, który zaczął zbliżać się do nich, sprawiał, że jego umysł stawał się coraz bardziej zamglony. Wszystko, co teraz liczyło się dla niego, to jak najszybciej znaleźć sposób na to, by ich oboje uratować.
        Zagadka padła z ust demona. Rhistel wziął głęboki oddech. Musiał szybko przemyśleć sytuację, zebrać myśli, a nie było to proste kiedy widział, jak Aelyn patrzy na niego z przerażeniem w oczach. Wiedział jedno, musiał uniknąć prawdy i kłamstwa. Nie mógł jednak milczeć, a czas uciekał. Co zatem powiedzieć?
        -Moja odpowiedź brzmi: nic.
        Powiedział to drążącym głosem, niepewnym. Demon uśmiechnął się złowieszczo, a Rhistel zastygł w oczekiwaniu. Wydawało mu się, jakby całe życie przebiegło mu przed oczami.
        -Wykażę się pewną łaskawością i dam ci chwilę na zastanowienie się, czy na pewno jest to twoja ostateczna decyzja… - odparł, a Rhistel nie był do końca pewien, co miała na celu ta zagrywka. Ostatecznie jednak przytaknął z wymuszoną wdzięcznością i choć obawiał się, czy jego sposób myślenia był prawidłowy, to zdecydował się pozostać przy swoim zdaniu. - W międzyczasie zadam już zagadkę naszemu Płomyczkowi. Słuchaj mnie dziecko, gdyż nie będę się powtarzał. Jestem jak dziecko, baranek i prostak jednocześnie. Wszyscy rodzą się ze mną, ale niewielu posiada mnie w chwili śmierci. Czym jestem?
        Rhistel już znał odpowiedź na to pytanie. Popatrzył w stronę Aelyn i naraz zaczęła przerażać go myśl, że ich życia mogły zależeć od jej odpowiedzi.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Las Driad”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości