Tego dnia wieczór był ciepły - czuć było na policzkach powiew świeżego wiatru, acz jesień jeszcze dokonywała co jakiś czas ostatnich podrygów. W tej części świata zazwyczaj zdarzały się tylko trzy pory roku - bez zimowych krajobrazów. A przynajmniej tego zdania była Enitia, która dawno nie była widziana w okolicy. Rusałki wypoczywały ukryte w różnych miejscach Kryształowego Jeziora. Enitia obserwowała jak mały jeżyk zmierza w jej kierunku, po chwili jednak skręcił w inną stronę. Dziewczyna lubiła oglądać w ten sposób przyrodę, właśnie podczas odpoczynku. Zastanawiała się jak spędzi jutrzejszy dzień, jako że ten niedługo się zakończy i będzie trzeba zapaść w sen...
Bałagan, który powstał w jej głowie, został odparty i wreszcie mogła cieszyć się względnym spokojem. Próbowała przypomnieć sobie dawne czasy, dawne miejsca oraz istoty, które spotkała na swojej drodze a były dla niej wyjątkowo ważne - przyjaciół, na których zawsze mogła polegać. W chwili obecnej nie miała nikogo takiego w podorędziu, zastanawiała się, czy tak będzie już do końca jej nimfiej egzystencji. Nie zamierzała tracić rezonu, postanowiła zachować dystans wobec wszelkich sytuacji, jakie miała. Wszak nie była już naiwną trzpiotką dopiero wkraczającą w dorosłe lata.
Podczas gdy inne nimfy przyglądały się tafli wody, niektóre drzemały, a inne zajęły się pływaniem, Enitia toczyła żywą dyskusję z grupką naturianek:
- ... i ja wtedy powiedziałam im: od kiedy nimfy są służkami? A od wtedy, gdy świnie zaczęły latać! Po czym trzasnęłam drzwiami i już nigdy tam nie powróciłam. Tak naprawdę, tylko ja wiedziałam, że nie dam rady nauczyć się eleganckiej sztuki jadania drewnianymi pałeczkami i na tym poległam. Ale nie mogłam się do tego przyznać nawet przed sobą a co dopiero przed ludźmi, u których pełniłam służbę.
- Po prostu potrzebowałaś zmiany otoczenia - wtrąciła elfka.
- Zostałabym, gdyby nie kazali mi przyrządzać co sobotę ostrego jak diabli sosu z wodorostów. Podobno tylko nimfy znają na to przepis - kontynuowała Enitia.
- A jak to się stało, że miałaś, Enitio, swój pokój?
Dziewczyna opowiadała dalej. O swoim podstępie, że jest zainteresowana synem gospodarzy i wówczas otrzymała swoją sypialnię, zamiast miejsca w stodole na sianie, o tym, że miała pełny talerz jedzenia, a w pomieszczeniu do spania panował półmrok i na niebie szło policzyć wszystkie gwiazdy, które zdawały się być tak blisko, wprost na wyciągnięcie ręki...
Rozmowy mogły toczyć się godzinami, jednak Enitia postanowiła wybrać się na spacer po okolicy. Elfki trochę protestowały- jak to, sama, i na spacer? Ale Enitia wiedziała, że nie byłyby takie opiekuńcze, gdyby nie obecność feerii, słynących ze swojej troskliwej postawy. Gdy tak spacerowała, zastanawiała się gdzie podział się jej dawny przyjaciel. Wiedziała jedynie, że ma na imię Tilgor. Ciekawe, gdzie się podziewa. Enitia pamiętała go jak przez mgłę, lecz było to jedno z nielicznych wspomnień sprzed porwania. Obawiała się rozpytywać kogokolwiek o młodzieńca. Szukanie go było jak próba znalezienia igły w stogu siana. Nimfa więc przechadzała się leśną ścieżką, ot tak, zwyczajnie, z zamiarem późnego powrotu nad jezioro. Pod jej stopami wesoło szeleściły szyszki i inne leśne prezenty a ona po prostu uśmiechała się na samą myśl długiej wędrówki.
Kryształowe Jezioro ⇒ Gdzie jesteś, przyjacielu?
- Enitia
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 108
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Nimfa
- Profesje: Rzemieślnik , Służący , Artysta
- Kontakt:
- Krognal
- Zbłąkana Dusza
- Posty: 9
- Rejestracja: 8 miesiące temu
- Rasa: Centaur
- Profesje: Szaman , Łowca , Uzdrowiciel
- Kontakt:
Samotny Centaur już od kilku dni obserwował zmagające się ze sobą pory roku. Chociaż przełom nigdy nie zachodzi w przeciągu kilku chwil, subtelne zmiany i zjawiska, można potraktować jako elementy oznajmiające o ustąpieniu lub nadejściu sezonu. Cieplejszy dzień, jak stopa nowej władczyni, odciskał swą obecność na trawie, kamieniu i mieszkańcach krainy. Ostatnie chłodne tchnienie, jak pożegnalny pocałunek, który z rosnącym bólem i tęsknotą nie chciał opuścić policzka, dawał się odczuć na skórze. Ale kopytny wiedział, że to tylko chwilowa rozłąka. Wkrótce przecież znów wszystko się powtórzy. W jego sercu kiełkowała nieśmiało tęsknota. Ale nie tęsknił do chwil, które przeminęły, bo to co było, zostanie z nim na zawsze w pamięci. Tęsknił już do tej radości, gdy znów poczuje jesień. Do radości takiej samej, jaką czuł teraz, gdy wiosna napędzana nieprzerwanym biegiem rzeczy rozgościła się w krainie. Ktoś powiedziałby, jak to jest, że można jednocześnie czuć smutek i radość. Centaur w tej chwili był najszczerszym przykładem tego, że jednak jest to możliwe.
Nie był co prawda żadnym wszechwładnym bytem, który decyduje o losach świata ale poczuł, że należy docenić i uszanować obie "Panny". Samotne wędrowniczki. Szepnął więc do nich kolejno.
- Żegnaj Jesieni. Witaj Wiosno.
Trudno opisać subtelne wrażenie, które nim zawładnęło. Był niemal pewnym, że trawa zaszeleściła, a wiatr zaszumiał wśród liści drzew w odpowiedzi na jego krótką przemowę. Nie zrozumiał słów ale przekaz był jasny jak zbliżające się do linii horyzontu słońce. Wierzył, że Panny dostrzegły go i odpowiedziały. Poczuł się zawstydzony ale i doceniony, a poczucie, że zrobił coś dobrze, zalało go przyjemną dumą.
Stał tak jeszcze przez kilka chwil, ciesząc się i wzruszając jednocześnie, wpatrzony w ślady życia, których mnogość pobudzała zmysły i wyobraźnię. Stopniowo, wraz z upływem czasu i ciemnieniem nieba, wracał do spraw tu i teraz.
Może to już pora zażyć kąpieli? - Pomyślał i uśmiechnął się do siebie. - Czy godzi się paradować ubranym w strój z kurzu, gdy wiosna przybywa do nas świeża i czysta? - Pół żartem, pół serio zadumał nad stanem swojej sierści i skóry, które dawno już nie miały okazji pozbyć się pyłów i innych drobinek, mogących świadczyć o przebytej drodze. Jak okruszki po posiłku zdradzające, co też było na talerzu. Jego tatuaże niemal całkiem wyblakły pod burą opończą.
Wciągnął w nozdrza powietrze, próbując ustalić, gdzie może znajdować się najbliższe źródło wody. Nie była to jakaś magiczna sztuczka. Po prostu zamierzał pójść tam, skąd dało się wyczuć przyjemny chłód. Kilka chwil delektował się zapachami, po czym obrał kierunek i powoli, jakby nie chcąc zbudzić układających się do nocnego snu żyjątek, ruszył w głąb lasu.
Nie przeszedł zbyt daleko, a wśród gęstniejących cieni dostrzegł przed sobą ruch. Sam zastygł jak kamień, częściowo schowany za drzewem. I chociaż nie powodował nim strach, to właśnie w trosce o to, by sam nie przestraszyć istoty, postanowił nie podejmować gwałtownych ruchów. Jego łuk i włócznia na ile to możliwe, zostały ukryte za plecami, a zad ustawił tak by nie obnosić się ze swoimi rozmiarami.
Nie był pewien czy wędrująca tędy, jak się okazało, kobieta go zauważyła. Nieśmiało stuknął więc w ziemię kopytem, by poinformować lub wręcz ostrzec o swojej obecności. Nie znalazł pod nim kamienia, który wydałby odpowiedni dźwięk, ale szelest ściółki był z pewnością słyszalny. Jego ciemne, lawendowe oczy uważnie śledziły reakcję Nimfy. Sam umysł zaś pogrążył się w rozmyślaniach jakich słów użyć i uznał, że powinien postąpić podobnie jak kilka chwil wcześniej. Wypowiedział więc najspokojniej jak tylko potrafił - witaj.
Nie był co prawda żadnym wszechwładnym bytem, który decyduje o losach świata ale poczuł, że należy docenić i uszanować obie "Panny". Samotne wędrowniczki. Szepnął więc do nich kolejno.
- Żegnaj Jesieni. Witaj Wiosno.
Trudno opisać subtelne wrażenie, które nim zawładnęło. Był niemal pewnym, że trawa zaszeleściła, a wiatr zaszumiał wśród liści drzew w odpowiedzi na jego krótką przemowę. Nie zrozumiał słów ale przekaz był jasny jak zbliżające się do linii horyzontu słońce. Wierzył, że Panny dostrzegły go i odpowiedziały. Poczuł się zawstydzony ale i doceniony, a poczucie, że zrobił coś dobrze, zalało go przyjemną dumą.
Stał tak jeszcze przez kilka chwil, ciesząc się i wzruszając jednocześnie, wpatrzony w ślady życia, których mnogość pobudzała zmysły i wyobraźnię. Stopniowo, wraz z upływem czasu i ciemnieniem nieba, wracał do spraw tu i teraz.
Może to już pora zażyć kąpieli? - Pomyślał i uśmiechnął się do siebie. - Czy godzi się paradować ubranym w strój z kurzu, gdy wiosna przybywa do nas świeża i czysta? - Pół żartem, pół serio zadumał nad stanem swojej sierści i skóry, które dawno już nie miały okazji pozbyć się pyłów i innych drobinek, mogących świadczyć o przebytej drodze. Jak okruszki po posiłku zdradzające, co też było na talerzu. Jego tatuaże niemal całkiem wyblakły pod burą opończą.
Wciągnął w nozdrza powietrze, próbując ustalić, gdzie może znajdować się najbliższe źródło wody. Nie była to jakaś magiczna sztuczka. Po prostu zamierzał pójść tam, skąd dało się wyczuć przyjemny chłód. Kilka chwil delektował się zapachami, po czym obrał kierunek i powoli, jakby nie chcąc zbudzić układających się do nocnego snu żyjątek, ruszył w głąb lasu.
Nie przeszedł zbyt daleko, a wśród gęstniejących cieni dostrzegł przed sobą ruch. Sam zastygł jak kamień, częściowo schowany za drzewem. I chociaż nie powodował nim strach, to właśnie w trosce o to, by sam nie przestraszyć istoty, postanowił nie podejmować gwałtownych ruchów. Jego łuk i włócznia na ile to możliwe, zostały ukryte za plecami, a zad ustawił tak by nie obnosić się ze swoimi rozmiarami.
Nie był pewien czy wędrująca tędy, jak się okazało, kobieta go zauważyła. Nieśmiało stuknął więc w ziemię kopytem, by poinformować lub wręcz ostrzec o swojej obecności. Nie znalazł pod nim kamienia, który wydałby odpowiedni dźwięk, ale szelest ściółki był z pewnością słyszalny. Jego ciemne, lawendowe oczy uważnie śledziły reakcję Nimfy. Sam umysł zaś pogrążył się w rozmyślaniach jakich słów użyć i uznał, że powinien postąpić podobnie jak kilka chwil wcześniej. Wypowiedział więc najspokojniej jak tylko potrafił - witaj.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość