Warownia Nandan-TherNie jesteśmy byle kim!

Miedzy górskimi szczytami i wzgórzami Nanderu, kryje się królestwo króla Arata, ogromne warowne miasto, otoczone zewsząd skałami i murami. Jest tylko jedna droga do tego miejsca, a prowadzi ona przez Bramy Vidmosu. Mieszkańcy tego miejsca czują się niezwykle bezpieczni. Dzięki lokalizacji, Nandar - Ther ominęły wszystkie wojny, a miasto zachowało się w niezmiennej formie od tysięcy lat.
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Rosa »

        A-ale! Rosa zaskoczona uściskiem napuszyła się w sekundę, by zaraz otumaniona ciepełkiem bijącym od drugiej osoby nawet nie zwrócić na to uwagi. Prowadziła Melodię przez pewien czas skołowana, aż w końcu otrząsnęła się i zwaliła wszystko na karb pozamiejskiego wychowania jelonki - gdyby urodziła się w mieście, na pewno nie byłaby taka wylewna!
        Więc może należało się cieszyć, że jednak pochodziła z daleka…?

        Raban przy piekarni na dobre otrzeźwił kotkę i podeszła za Melodią bliżej. Teoretycznie nie widziała powodu, żeby się tam pchać, ale ciekawość jednak wzięła górę. Plus skoro oprowadzała kogoś nieobeznanego z miastem, wolała być bliżej na wszelki wypadek. Melodia mogła mieć jakieś pytania, ktoś rozdrażniony mógłby ją chcieć przepędzić… no i może dobrze gdyby zobaczyła, jakie tu mają konflikty. I że najlepiej rozwiązuje je żelazna ręka sprawiedliwo…

        Nim pomyślała, by wykonać ruch, jelonka wymknęła się z jej zasięgu. Jako jedyna, maleńka w wysokim tłumie podeszła do chłopaka, wtrącając się w nie swoje sprawy. Uhh, to było do przewidzenia! Ludzie ze wsi czy innych lasów na pewno zawsze robili to, czego nie należało, tylko dlatego, że, że… chcieli być mili czy coś! Ale przecież…
        Rosa umilkła w duchu, przypatrując się łagodnej, a odważnej postawie koleżanki. Jak z lekkim uśmiechem podchodzi do chłopaka i mimo nowego otoczenia, budynków i ludzi wyciąga do niego rękę. Może wynikało to z prostoty, może z naiwności, ale… było piękne. Z jakichś powodów kotka poczuła ukłucie szacunku. Mogłaby nazywać taką interwencję lekkomyślną albo nie na miejscu, lecz chyba przynosiła efekty. No i chłopak… faktycznie wyglądał bardziej na niezdarę niż złodziejaszka. Pewnie nie zasługiwał na te wszystkie niepochlebne ryki i krzywe spojrzenia.

        Westchnęła cichutko, chyba mało dumna ze swoich Nandan-Therskich współbraci, którzy ostatecznie mogliby się przymknąć, kiedy obca próbuje rozwiązać sprawę. Ich komentarze nic nie dawały. Wręcz utrudniały zrozumienie omączonego nieszczęśnika.

        Szczęściem zaraz zjawił się ktoś, kto samą swoją obecnością potrafił uciszyć tłum.
        Wysoki, zdaniem uwielbiającej majestat zbroi Rosy, godny podziwu mężczyzna sprawnie minął rozstąpiony przed jego gestem tłum i bystrym okiem spojrzał na młodzika i… pegazicę… i jeleniołaczkę i kotkę, którą kojarzył. Mówiła właśnie rogatej, że ,,ona też”. Rosa Blunder. Co robiła w tak nietypowym towarzystwie?
        - Kto mi wyjaśni, co tu się stało? Pani? Pan? Proszę, nie wszyscy na raz. Cisza! - Rąbnął bosakiem w ziemię. - A ty chłopcze nawet się nie waż uciekać. - Chwycił go mocno za ramię. Słysząc zaś, że nikt nie umie sprawnie wyjaśnić, co zaszło, zawołał po piekarza. Gapiów spróbował przegonić, nadal trzymając winowajcę i wyjątkowo dobrze radząc sobie mimo tego obciążenia. Rosa wiernie została obok, mając nadzieję, że będzie mogła się przydać. Ostatecznie Melodia poznała wersję chłopaka, ale mogła nie być zbyt wiarygodna. Gdyby chciała tłumaczyć tego wiercipiętę, to jej w tym pomoże. Chyba że chłopak zirytuje ją jeszcze bardziej. Czego się szarpał!?
        - Stój prosto! - syknęła na niego, kiedy strażnik rozmawiał z piekarzem. Zaskoczony chłopak aż znieruchomiał.
        Te dziewczyny… Miał wrażenie, że chyba oberwał w głowę, bo widział zwierzęta tam, gdzie ich nie było. Pół-zwierzęta!

        - No, młodzieńcze, i co masz do powiedzenia? - Mężczyzna powrócił uwagą do niego. Jego surowe spojrzenie z tak bliska odebrało młodemu umiejętność mowy. To i pegaz… za dużo rzeczy na raz!
        - Mówił, że to wypadek. - Po chwili milczenia i dyskretnego zerkania na Melodię, Rosa wtrąciła rzeczowo. - Bardzo przepraszał i bredził. Tłum go wystraszył - stwierdziła, bo uważała, że to nie będzie pozwolenie sobie na przesadę, a i piekarz nie wysuwał przeciwko niemu oskarżeń. - Chyba spadła na niego półka z mąką lub coś takiego. Może ją chwycił. I czego sam nie mówisz tylko ja muszę? - fuknęła do chłopaka, ale chrząknięcie strażnika przywołało ją do porządku. Nadal jednak patrzyła na młodego krytycznie. - Nie widziałyśmy samego zdarzenia - dodała tylko jeszcze, by nie polegał aż tak bardzo na ich zeznaniach. Skoro już jednak Melodia wyciągnęła coś z tego tchórza, to uczciwym gestem było przedstawienie tego odpowiedniej osobie.

        Po minie strażnika wnioskowała, że cała sprawa już pewnie za chwilę się skończy.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Strażnikowi udało się w końcu dotrzeć do piekarza. Przez rozkrzyczany tłum gotowy rzucać w mężczyznę pomidorami za zatrudnienie takiego łamagi, wcale wcześniej nie pomagał. Całe szczęście, że pojawił się tu przedstawiciel władzy i opanował rozgniewany tłum choć częściowo.

- Mieliśmy sporo do zrobienia dziś, ale Edzio dopiero się przyucza i zdenerwowany był. Trochę mu się pomieszało to i owo, a że jeszcze dwie lewe nogi ma to i mąkę rozsypał i się cała afera zrobiła, a ludzie głodni na chleb czekają to i wściekli – mówił mężczyzna z lekkim zażenowaniem. Wyraźnie było mu wstyd za tę całą sytuację.

Chłopak zamarł złapany przez mężczyznę, ale już nie miał odwagi a tym bardziej pomysłu na kolejną próbę ucieczki. Nawet nie potrafił się wytłumaczyć biedaczysko. Na szczęście Rosa również podjęła się próby wyjaśnienia, ubiegając w tym Melodię, która jednak wcale nie była z tego powodu zła, wręcz przeciwnie. Jeleniołaczka w tym czasie przytakiwała słowom kotołaczki. Chłopak natomiast prawie podskoczył wciąż cały w nerwach, gdy Rosa na niego fuknęła.

- No… Tak było, tak – mruknął przerażony.

Strażnik cmoknął z niezadowoleniem, przewrócił oczami, po czym machnął ręką. Bez słowa postanowił rozgonić towarzystwo, a przynajmniej opanować, by cierpliwie poczekali w kolejce, jeśli faktycznie chcą kupić pieczywo, a w innym razie dostali nakaz, by się rozejść.
Melodia była zafascynowana, widząc, jak ludzie, choć niechętnie, wykonują polecenia mężczyzny. Musiał być naprawdę ważny.

- Dz-dziękuje – powiedział wciąż zestresowany chłopak, którego nogi drżały jak para muśniętych galaretek.
- Nie ma sprawy, wypadki się zdarzają – powiedziała Mel i uściskała chłopaka, nie zważając na to, że był cały w mące. W efekcie oboje byli teraz biali.
- Oj… - jęknął chłopak, który aż zbladł. Jednakże w przeciwieństwie do jego oczekiwań, zmiennokształtna zaśmiała się w głos. Po chwili konsternacji nieco niepewnie też zaczął chichotać.
Gdy przestali, Mel strzepnęła z siebie biały pył i uśmiechnięta od ucha do ucha zwróciła się do Rosy.
- To co, skoro tu wszystko się wyjaśniło, to chyba możemy iść dalej, prawda?
- Och, po-poczekajcie chwilkę! – zawołał Edek i pobiegł po coś do środka.

Po chwili wyszedł z dwoma woreczkami, które podał dziewczynom. W środku były przepięknie pachnące ciastka.

- To na drogę, gdziekolwiek idziecie… I dz-dzięki. Och, a jak wam na imię, trochę głupio, nie spytałem wcześniej – stwierdził pytająco. Ten dzień zdecydowanie nie był jego najlepszym, nawet po całej aferze.
- Nic nie szkodzi. Edzio, tak? Ja jestem Melodia, to Rosa, a to Niebieska. I nie jest to żadna tajemnica, dokąd idziemy. Do niej do domu, a potem zobaczymy. Na pewno chcę zostać uzdrowicielką. A gdy już uda mi się zacząć pomagać ludziom i zacznę zarabiać, kupie sobie buty takie jak ma Rosa. O, no i może kupie też jej coś fajnego, w ramach wdzięczności za jej gościnę i miłe towarzystwo… - mówiła Melodia, niczego nie kryjąc.
- Och… To całkiem duże plany – stwierdził Edek, zaskoczony taką wylewnością.
- Bardzo duże i jak się okazuje niezbyt łatwe do realizacji, ale jeśli dzięki temu będę mogła pomagać ludziom, to zdecydowanie warto się trochę pomęczyć – stwierdziła pełna optymizmu i pewności siebie.

Gdy skończyła na chwilę gadać, zanurzyła dłoń w woreczku pełnym ciastek, nie mogąc dłużej opierać się ich słodkiej woni. Wgryzając się w pierwsze, zrobiła wielkie oczy, jakby właśnie odkryła coś fenomenalnego.
- Mmm! To jest pyszne! – zawołała i zjadła kolejne. – Rosa, musisz koniecznie spróbować!
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Rosa »

        Kotka patrzyła to sceptycznie na chłopaka, to z wiernym respektem na strażnika. Przynajmniej tak długo jak sprawa wciąż była w toku i mogła się jeszcze przydać. Problemy jednak nie trwały długo i zaraz chłopak (o wdzięcznym imieniu Edek) został wypuszczony. Wszystko jak należy, ale zaraz dopadła go wylewność Melodii i jej życzliwe rączki. To niebywałe!
        Rosa niemalże podskoczyła, widząc dziewczynę przytulającą obcego. Przedstawiciela płci przeciwnej! Kogoś z miasta! Już mniejsza o mąkę, tak się nie godziło. Nieprawdopodobne, zdumiewające. - ŻE JAK!?
        Nawet nie zauważyła, kiedy złapała się za głowę - chyba bojąc się, że przeciążona odpadnie. Zmieniła pozycję dopiero, kiedy chłopak zniknął na zapleczu i gdy wrócił z ciasteczkami mogła nawet powściągliwie wyciągnąć po nie łapki. Nie zdążyła się im jednak przyjrzeć, kiedy jelonka znów przypomniała jej, do czego jest zdolna. Wesoło gawędziła z chłopakiem, śmiała się i burzyła jak dziki taran wszelkie zasady kultury i formalności. W jakiś przerażający sposób pasowało to do niej i trudno było dostrzec jakiś dysonans… jednak samo zachowanie, nieważne u kogo, Rosę wprawiało w złowrogie odrętwienie. Nie umiała nawet zarejestrować całej wymiany zdań. Spanikowany umysł uchwycił jedynie, że Melodia wypowiedziała jej imię i zdradziła Edkowi nie tylko cel ich podróży po mieście, ale i swój własny, długoterminowy.
        Dlaczego? Po co?
        Z jednej strony nie rozumiejąc, z drugiej powoli się z tym oswajając, kotka starała się nadążyć za płynącymi wesoło słowami i w razie czego przytaknąć lub prychnąć na chłopaka, żeby go odstraszyć. Nawet jeżeli dał im ciasteczka… zapłacił w ogóle za nie? Oby mógł je ot tak rozdawać, bo inaczej miała dług u piekarza. I już zadba o to, żeby Edek go spłacił. Nie miała litości dla chłopców tak, jak nie miała żadnej i dla siebie. Ale w tym przypadku to on wyskoczył z poczęstunkiem, na nim więc spoczywało uregulowanie rachunku.

        Zachwyt Melodii odciągnął ją na chwilę od surowych osądów i pozwolił zanurzyć pazurki w woreczku. Wyłowiła pysznie pachnącego łakocia i bezceremonialnie wsadziła połowę do pyszczka, chrupiąc poważnie. Na potwierdzenie słów Melodii tylko skinęła głową, uznając, że tak, ciasteczka są jak najbardziej przyjemne w smaku. Nie wyrażała jednak zachwytu w widoczny sposób - można się było jedynie domyślać, że nie pogardzi takim podarkiem.
        Tylko…

        - Mam nadzieję, że mogłeś ot tak dać nam te ciastka - mruknęła przytomnie, nie mogąc odpuścić tematu. - Jeśli nie, to dziękuję za prezent. Spodziewam się, że zapłacisz.
        - T-tak, oczywiście! - Edek zmieszał się, ale zaraz zaczął grzebać po kieszeniach w poszukiwaniu drobnych i z coraz większą paniką sprawdzał, czy na pewno go stać. Co najwyżej zrezygnuje z części wypłaty, o ile jeszcze mu się należała…

        - Mówiłaś wcześniej, że jesteś gotowa? - Rosa wróciła do tematu dalszej drogi. - Bułka to nie jest, ale skoro mamy jedzenie, możemy iść do mnie. Poprowadzę. - Odwróciła się, umączonego chłopaka żegnając tylko przelotnym, ostrym spojrzeniem i ledwie dostrzegalnym ruchem głowy.
        Sprawiał zdecydowanie za dużo problemów.

⚔︎ ⚔︎ ⚔︎


        Szła przez jakiś czas dziwnie szybko, nie odzywając się, kątem oka jedynie sprawdzając, czy jeleniołaczka i pegazia idą za nią i nie gubią się w tłumie. W końcu jednak prosta natura kazała jej coś wyjaśnić, a nie próbować analizować to po cichu, wymyślając coraz to nowe teorie, które tylko wprawiały ją w irytację. Pomyślała chwilkę, jak to ubrać w słowa, by nie być nadmiernie burkliwą, po czym zwolniła i wcale nie bez pewnych problemów zapytała:
        - Powiedz… czy zawsze tak mówisz wszystko wszystkim? - I ukrywając, że nieco ją to ubodło, skupiła się na innych aspektach. - To niebezpieczne. Może ten chłopak nie wyglądał groźnie, ale lepiej pewne rzeczy zostawiać dla siebie… z wielu powodów. - Niestety, nie miała głowy do tłumaczenia wszystkich aspektów pscyhologiczno-społecznych i musiała mieć nadzieję, że Melodia zaufa jej jako przewodniczce. Po chwili postanowiła dodać coś, co złagodziłoby jej uwagę.
        - Myślę, że tym razem to nie było duże potknięcie, ale… ludzie zwykle nie mówią sobie tylu rzeczy, gdy tylko się poznają. I mają przestrzeń osobistą. Panny nie powinny ot tak przytulać… nikogo. Przez to można je źle ocenić… Dystans, potrzebny jest dystans! - Pokiwała głową na podkreślenie słuszności tych słów, a zaraz potem przypomniała sobie, że miała przecież powiedzieć coś milszego.
        - Popracujemy nad tym. Wszystko ci powiem - zaoferowała, bo to był u niej odpowiednik zgrabnej, dyplomatycznej wypowiedzi. - Rozumiem, że u ciebie wyglądało to inaczej… to musi być naprawdę ciekawa wioska - dodała z respektem dla jej dziwności, w duchu nie życząc sobie trafienia do takiego miejsca.

        Ale aż przyznać musiała, że Melodia była odważna, wchodząc ot tak do obcego dla niej świata bez żadnego wahania.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Jeleniołaczka niechętnie pozostawiła Edka w tyle. Całkiem przyjazny się wydawał. Ale w końcu to jedno miasto, może później się na niego natknie. Niebieska natomiast była zupełnie innego zdania i żwawo maszerowała przed siebie.

- Zawsze jestem gohowa na kohejne przygody – odpowiedziała kotołaczce, choć jednocześnie zajadała ciastko. – Tu się tak dużo dzieje – stwierdziła zaraz po tym, gdy już przegryzła i przełknęła smakołyk. – Jest tak dużo ludzi wokół, to niesamowite. I to trochę zabawne, że mały i niegroźny wypadek wywołał takie zamieszanie, biedny Edek… Chętnie bym go jeszcze raz uściskała, widać, że bardzo tego potrzebuje, przejął się tym wszystkim biedny.

Milczenie ze strony futrzastej zmiennokształtnej całkowicie wypełniała jeleniołaczka, co rusz zachwycając się czymś zgoła trywialnym dla typowego mieszczanina. Co jakiś czas nawet, by dotrzymać tempa koleżance, doganiała ją, podskakując wesoło niczym sarenka.

- Ciekawe, czy jako łania mogłabym przeskoczyć z dachu na dach tych budynków. Są takie wysokie, ale wydają się całkiem blisko…

Gdybała Mel, gdy nagle postanowiła odezwać się Rosa. Pozytywnie zaskoczyło to rogatą, więc postanowiła jej nie przerywać, zwłaszcza że jej samej już zaschło nieco w gardle od ciągłego nawijania.

- Wszystko? Nie powiedziałam mu wszystkiego, po prostu podzieliłam się moimi planami, bo jestem taka szczęśliwa, że już tak blisko do ich realizacji i po prostu mam ochotę z całym światem dzielić się moim szczęściem – stwierdziła Mel, wzdychając z zachwytu. Jej myśli zalewał kolorowy optymizm, który poszarzał i zniknął jak za dotknięciem magicznej różdżki, gdy Rosa kontynuowała. – Niebezpieczne…? To… To by wyjaśniało, dlaczego wszyscy są tacy odrobinkę ponurzy. – Uśmiechnęła się słabo. – Nie, o nie! Ale jak to nie wolno się przytulać? Wybacz Rosa, ale ten wasz zwyczaj jest… jest… głupi! – krzyknęła pełna rozczarowania i niedowierzania, po czym zasłoniła usta wystraszona tym, co powiedziała. – Przepraszam. Po prostu nieprzytulanie się jest… um niezdrowe. Wiele razy to zaobserwowałam, niespodziewane uściski poprawiają humor, a poprawiony humor to więcej motywacji, czyli więcej sił. A jak masz więcej sił, to szybciej zdrowiejesz — mówiła z pewnym przekonaniem, choć jeszcze nie miała nigdzie odpowiednio potwierdzonej tej teorii. — Natomiast dystans jest zły, nikt nie lubi czuć się samotny. To jest jeszcze gorsze… Wiem! To wszystko wyjaśnia. To dlatego jest tu tak niebezpiecznie, ludzie są zdenerwowani i robią głupie rzeczy. To oczywiste. – Ponownie się rozpromieniła. – Oj tak, opowiedz mi wszystko, a ja postaram się, by znowu wszyscy wychodzili z domów z uśmiechem na twarzy i szczęściem w sercach. No właśnie, tak jak w mojej wiosce. Tam wszyscy zawsze byli mili i tacy kochani jak jedna, wielka rodzina. Troszkę za nimi tęsknie, ale to jeszcze nie czas, by wracać. Jest tyle do zrobienia.

Naiwna wiara w dobro nie opuszczała Melodii, nadal wierzyła, że jest w stanie zmienić świat. Z tego powodu los najwyraźniej właśnie w tym momencie postanowił sobie z niej zadrwić. Na drodze obu dziewczyn postawił grupę kilku chłopaków w podobnym do nich wieku, być może nieco starszych. Do tej pory stali sobie oparci o jedną z kamienic i zaangażowani w jakąś istotną rozmowę. Na widok pegazicy i rogatej zamilkli i ostentacyjnie stanęli im na drodze, uparcie ją blokując, nawet gdy te próbowały ich ominąć.

- Możemy w czymś pomóc? – spytała lekko zmieszana, ale nadal wesoła Melodia, uznając to za zwykłe żarty.
- Mój ojciec ma takie poroże na ścianie – stwierdził blondyn, a zmiennokształtna zmarszczyła brwi.
- Wybacz, ale chyba nie zrozumiałam…
- Cała ściana. W porożach. Jedno jest nawet z głową – kontynuował chłopak, widząc, jak wyraz twarzy brunetki zmienia się ze zmieszanej w coraz bardziej wystraszoną. – Ale same jelenie, żadnych jeleniołaczek. Jeszcze.
- Um… Chyba nie lubię zbytnio tych żartów – stwierdziła, cofając się do Niebieskiej i spoglądając na Rosę, do której pozostali wołali „kici kici”.
- To nie żarty, mogę ci pokazać, chcesz?
- Nie, dzięki…
- Ciekawe, ile byłyby warte – drugi, wyglądający identycznie chłopak, zapewne bliźniak, bezczelnie dotykał poroża Mel, która w tym momencie znieruchomiała.

Pozostali stali tuż obok i jakby ich okrążali. Mel nie czuła się dobrze, coś jej mówiło, że oni nie są w porządku, ale jednocześnie nie chciała wierzyć temu uczuciu. Niebieska co chwilę na nich prychała wyraźnie poirytowana i zaniepokojona o dziewczyny.
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Rosa »

        To było... trudne. Rozmawianie z Melodią. Rozumienie jakimi dzikimi szlakami podąża jej roześmiany umysł. Kotka miała wrażenie, że ile by się nie starała nie da rady pojąć zachowań nowej koleżanki. Oczywiście, może umiałaby jej wyperswadować skakanie po dachach, bo każdy wiedział, że parzystokopytne nie są w tym najlepsze i trudno by się z tym było spierać, ale reszta... chyba wzięła na siebie odpowiedzialność za zbyt szaloną osobę. Bo jak ma nauczyć jelonkę praw, które ta z miejsca uznała za dosłownie głupie! Jej słowa w ogóle nie wskazywały na to, że będzie chciała ich przestrzegać!
        Rosie aż ucho drgnęło z niedowierzania gdy dotarło do niej kogo postanowiła zaprosić do domu. Półnagą (wcześniej) i wesolutką (niemal stale) marzycielkę, która nie miała pojęcia jakie świat potrafił mieć pazury. Przecież ona wyjdzie na ulicę i wpakuje się pod dorożkę chcąc pomóc konikom! Albo jeszcze gorzej - będzie latać po ludziach i kazać im się uśmiechać i przytulać! Haniebne! Rogata miała w sobie tyle nieprzejednanego optymizmu, że ciężko było się dziwić tej szczypcie uporu. Niemniej był on w oczach Rosy zgubny i uzasadniony czymś bardzo dziwnym, w co trudno jej było uwierzyć. Jak działała ta ich cała wioska? Jakim cudem funkcjonowała? Musiała być chyba mała i gdzieś daleko ukryta, bo ciężko było jej sobie wyobrazić faktycznie miasto działające na podobnych zasadach. Ale i jej doświadczenia były tak różne od tych Melodii...

        Spojrzała na koleżankę z mieszaniną niepewności i otumanienia. Co gorsza naprawdę... zaczęła się bać. Może nie samej Melodii, ale tego, że sobie z nią nie poradzi. Nie upilnuje, nie pomoże i jeszcze zgubi w mieście. Oczywiście głównym jej zadaniem było pilnowanie, by to jelonka nie narobiła problemów, ale wcale nie chciała, by ta z braku wiedzy zrobiła i sobie krzywdę. Zaczynała powoli żałować, że odezwała się do dziwnej rówieśniczki i wdała w to całe szaleństwo. Nigdy nie była dobra w czymś takim.
        Samotny kot? Tak się o tym mówi?

        Nie nauczono jej grać w drużynie.

        Nie wiedziała co odpowiedzieć, ale paru drabów zaraz stanęło im na drodze i bez pytania ją w tym wyręczyli. Serce zaczęło jej bić mocniej i zjeżyła się lekko czując napięcie mięśni i żołądek podchodzący do gardła.
        Rozejrzała się dyskretnie za możliwościami. Ucieczki, wołania o pomoc... Jeśli krzykną najpewniej ktoś się zjawi. W końcu. Ale w okolicy nie było w tej chwili czynnych sklepów, a paru smętnych ludzi szybko podążało do własnych spraw omijając dziwne dziewczęta i skrzydlatego konia. Były same.

        Choć zestresowana, szybko zrobiła groźną minę do złej gry. Łatwo dawała się prowokować, a bezczelności nie znosiła ponad wszystko. Tego i niedoceniania jej.
        Zastraszanie gości też było paskudnym zwyczajem.
        - Zabieraj łapska. Nie macie honoru? - fuknęła łapiąc Melodię za ramię i odsuwając ją od brudnych rąk. - Bardzo odważnie napadać na dziewczęta!
        - Patrzcie - jeden z nich zrobił bardzo nieprzyjemną minę. - Kicia myśli, że jesteśmy rycerzami!
        - O nie maleńka. Jak już to myśliwymi!
        Zaśmiali się zgodnie i Rosa odruchowo stanęła w gotowości. Być może wcale nie była mniej naiwna od Melodii - tylko co innego to u niej znaczyło. Starała się jednak nie tracić głowy i nim zrobiła cokolwiek innego gwizdnęła przenikliwie, mając nadzieję, że specyficzny sygnał dotrze do kogoś ze straży. Poznała tę sztuczkę dawno temu, kiedy jeszcze miała jakieś przywileje. Ale napastnicy nie byli zadowoleni i pierwszy cios powalił kotkę na ziemię.
        - A ty czego gwiżdżesz, co? Miałczeć nie umiesz?
        Absurdalny, brutalny rechot zawirował dookoła.

        Przez chwilę Rosa nie wstawała, opierając się na rękach i wertując całą swoją wiedzę. Kolejne ciosy nie padały. Chcieli się jeszcze poznęcać. Pozastraszać. Miała moment... Dranie myśleli, że mogą się bawić kosztem mniejszych i słabszych!
        Słabszych...
        Ze swojej niskiej pozycji przyjrzała się łotrom. Nie mieli broni innej niż zaostrzone noże, ale wyglądali na takich co nagminnie używali pięści.
        I zbyt plugawego języka.
        - Koleżanka już leży, może chcesz do niej dołączyć? - Podrostek zachęcająco nachylił się nad Melodią. - A z twojego konika zrobimy wachlarze!

        Mając nadzieję, że pegazia kogoś kopnie, Rosa zerwała się na nogi, wyciągnęła szpadę i z całą siłą zaskoczenia przecięła powietrze przed jednym z bliźniaków.
        - Ostrzegam! - Krzyknęła prostując się dumnie. Ceniła swój honor i uznawała, że wrogów należy ostrzegać. Ale jej blade oczy napotkały tylko na kpiące poirytowanie. Straciwszy cenne sekundy pozwoliła, by jeden z chłopaków pochwycił Melodię i pociągnął za jedno z poroży zdecydowanie za mocno.

        Nim padły następne słowa, giętkie ostrze smagnęło twarz agresora i siłą rozpędu kotka niemal na ślepo rozcięła ramię drugiego. Nie miała techniki, nie umiała tego zrobić z klasą, ale nie bała się krwi. Brak doświadczenia w walce nadrobiła refleksem i z furią siepała ręce przeciwników. By chociaż ich odstraszyć!

Nie była pewna czy słyszy nadciągających ludzi, ale gdy tylko napastnicy rozproszyli się dostatecznie, chwyciła Melodię i pociągnęła ją panicznie ku ulicznej wolności. Jak najszybciej do lepszej dzielnicy. Jak najszybciej do pierwszego strażnika. Gdziekolwiek byle nie tu!
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

- Oh – Melodia mruknęła zaskoczona, gdy Rosa ją dość gwałtownie odsunęła od tych rzezimieszków. Dzięki temu nie mogli już bezczelnie dotykać jej poroża.

Jeleniołaczka trochę odetchnęła, zwykle nie miałaby nic przeciwko podziwianiu jej zwierzęcych atrybutów, w końcu zawsze rozumiała zwykłą ciekawość, sama przecież chciała jak najlepiej poznać świat i wszystkich jego mieszkańców. Niestety w tym przypadku było jakoś inaczej i zdecydowanie tego nie lubiła.

- Ona ma na imię Rosa – wtrąciła się brunetka, jakby zapominając o strachu, słysząc różne określenia kotołaczki. Ich śmiech trochę ją zmieszał, ale niestety gadulstwo nie opuszczało ją nawet w chwilach grozy, więc kontynuowała – Myśliwi polują na zwierzęta. My nimi nie jesteśmy, cóż. Nie w całości. Jeśli potrzebujecie zapolować, to lepiej poszukajcie w lesie… tam jest więcej zwierząt – kontynuowała, a jej głos stawał się coraz cichszy, w miarę jak ich drwiący śmiech niósł się przez coraz to dalsze zakątki miasta.

Tymczasem Rosa wyglądała bardzo bojowo. Mel w końcu zdecydowała, że chyba nie zawsze da się komuś przemówić do rozumu, więc postanowiła robić to, co koleżanka. Postanowiła również zagwizdać, ale wyszło jej to dość marnie. Nie była w tym najlepsza.

- Wolałabym nie… Wachlarze? – Melodia pełna niepokoju próbowała połączyć wątki, znaleźć sens w tych słowach i jednocześnie podświadomie nie dopuszczać wizji, że na świecie są źli ludzie. Niestety powoli to do niej docierało i coraz bardziej burzyło tęczową wizję świata.

Dziewczyna nie zdołała nawet im odpowiedzieć, wydała z siebie kilka pomruków, nie mogąc się zdecydować, co ma w tym momencie zrobić. I w tym momencie po raz kolejny kotołaczka ją uratowała. Choć na dobrą sprawę tylko wstała i zaczęła wymachiwać szabelką przed nosem ich oprawców. Dla jeleniołaczki była to jednak wystarczająca pomoc. Szybko rozejrzała się wokoło i podniosła leżący obok patyk, którym imitowała ruchy koleżanki. Też chciała być przydatna! Poza tym każdy wie, że porządne dźgnięcie badylem wcale nie jest miłe i jeszcze może się trafić drzazga.
Niestety szybko został jej wyrwany i połamany wpół, a sama Mel pociągnięta za poroże krzyknęła z bólu. Nie przeszła w życiu za wiele, nawet blizny żadnej nie miała, to też była dość wrażliwa. W oczach miała już łzy i to konkretnie rozjuszyło pegazice, która do tej pory jeszcze się nie wtrącała.
Stanęła ona tuż obok dziewczyn i wymierzyła solidny cios z kopyta w jednego z tych młodych badziorów, kolejnego praktycznie staranowała, a gdy brał nogi za pas, ugryzła jeszcze w zadek, odgryzając kawałek materiału, przez co jego pośladki ujrzały światło dzienne.
Prychnęła na nich rozjuszona i zarżała, mimowolnie trzepocąc skrzydłami. Mogłaby nawet za nimi pogalopować, ale dziewczyny właśnie się pozbierały, więc podążyła za nimi.

- Dlaczego byli tacy niemili? – pytała zapłakana jeleniołaczka. Całe policzki miała mokre od łez i co chwilę pociągała noskiem.

Żwawym krokiem dotarły do nieco bogatszej dzielnicy, była tu nawet piękna fontanna, a ludzie przechadzali się w strojach, które Melodia zapewne określiłaby jako „duże”. W tym momencie jednak jej uwagę przykuło ozdobne źródło wody, podeszła do niego i umyła ręce, po czym zaczęła przemywać swoją twarz. Przechodnie zrzucili jej pogardliwe spojrzenie oceniające jej wygląd i zachowanie od stóp po czubki rogów.
Rogata nawet się nie wytarła, tylko z płaczem pobiegła do kotołaczki i mocno się w nią wtuliła, przy okazji mocząc jej ciuchy. Temperatura nie była zbyt wysoka, więc szybko obie odczuły jej oddziaływanie w połączeniu z zimą wodą.

- Chciałabym się schować do jakiejś chatki i wypić jakąś ziołową esencję… - mruknęła pod nosem, choć słowa skierowała do Rosy. Choć nadal była przerażona całym zajściem, uwolniła kotkę z uścisku i starała się uśmiechnąć – Ale hej… M-może po prostu mieli zły dzień i jakoś tak wyszło… Może nikt ich nie pocieszył wystarczająco i dlatego byli tacy niemili… W sumie to chyba nic takiego się nie stało, hm? - mamrotała pod nosem jeleniołaczka, jakby chciała to sobie wmówić.

Przecież ludzie nie mogą być tak po prostu źli. Prawda?
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Rosa »

        Całe szczęście, że pegazia w końcu postanowiła przemówić kopytami. Jako najsilniejsza z trójki najszybciej i najłatwiej mogła odstraszyć napastników, a przy okazji zyskała niemały respekt ze strony Rosy. Ta już wiedziała, że skrzydlata jest nadinteligentna, ale teraz zaczynała szanować jej charakter, a może przede wszystkim dostrzegać temperament, bardzo dobrze dobrany do łagodnej, ciekawskiej Melodii. Ale i jelonka... była imponująca. Kotka nie wiedziała czego się po niej spodziewać - zupełnej bezradności? Paniki? Zmiany w zwierzę? A jednak Melodia trzymała się wyjątkowo twardo, zważywszy na okoliczności, swoich postanowień i próbowała rozwiązać sprawę słowami. Dogadać się, póki nie została zupełnie zagłuszona. Dla Rosy z naiwności przeszło to w końcu odwagę. Być może wcześniej chciała jej Melodii odmawiać, tłumacząc wszystko jej brakiem... mało przyjemnych doświadczeń. Ale zastraszana dziewczyna stanęła nawet w obronie jej godności i imienia! Kotka nie zamierzała tego zapomnieć.

        Na tym jednak jelonka nie poprzestała. Szybko spapugowała alarmowe gwizdnięcie, a potem postawę bojową, wykazując się niezwykłą bystrością i możliwością adaptacji. Póki mistrz jeszcze uczył Rosę zawsze powtarzał jej jakie to ważne. Co prawda patyk chyba niewiele by dał w rękach nieprzeszkolonej niewiasty przeciw lubiącym zaczepki chłopcom, ale na pewno komuś Melodia zaczęła tu imponować.

        Kiedy z pomocą pegazicy wyzwoliły się wreszcie z opresyjnego kręgu, Rosa biegła, prawie bez namysłu obierając drogę, analizując co zaszło tylko w podświadomości. Nawet na proste pytanie nie umiała teraz odpowiedzieć, zanadto skupiona i zestresowana. Zapamiętała je jednak i kiedy zwolniły zaczęła myśleć nad najlepszą odpowiedzią. Nie wiedziała jak radzić sobie z zapłakanymi dziewczętami. Na chłopaka mogłaby prychnąć, ale na Melodię? I zresztą sama była mocno poruszona!

        Miała czas na dobieranie słów póki Melodia korzystała z fontanny - na to, wyciszanie się i analizowanie w stygnącej złości tego co zaszło. Przechodnie, którzy nie znali sytuacji i patrzyli oceniająco na jej nową znajomą zaczynali ją z lekka denerwować. Porzucała im trochę upominających spojrzeń spod byka i mogła już oddychać spokojniej, kiedy Melodia wbiła się w nią i przylgnęła całą zimnością i otwartością rozpaczy.

        Rosa zastygła w szoku i przez kilka chwil miała pustkę w głowie. Ale bodźce zaczęły do niej w końcu docierać, a myśli wracać na swoje miejsce. ,,Chatka" i ,,esencja" brzmiały obco i miło. Skinęła więc głową.
        - Zaraz będziemy u mnie. Tam nikt nie będzie nas zaczepiał. - Spróbowała zabrzmieć łagodnie, lecz wyszło szorstko jak zwykle. Ale Melodia już zaczynała podnosić się na duchu i starała się nawet uśmiechać. Jednak jej tłumaczenia musiały rozbić się o sceptycyzm Rosy.
        - Mogło stać się zastraszająco wiele - odparła złowrogo, także w ramach ostrzeżenia i podkreślenia lekcji, którą mimowolnie dostały. - Nie interesuje mnie czy nikt ich nie pocieszał. Jeżeli wyżywasz się na innych, zwłaszcza mniejszych, nie jesteś dobrą osobą. Ani godnym obywatelem! - prychnęła na wspomnienie tej hańby dla miasta. - To czyni nas dorosłymi, a nie dziećmi, że nie kierujemy się tylko emocjami i nie rzucamy w kogoś kamieniem, bo ktoś nam nie dał drugiego ciastka na obiad. To skandal się tak zachowywać, a takimi jak oni powinni zająć się strażnicy w więzieniu! - Zadecydowała z całym przekonaniem.
        Jednak poza zwykłą złością włożyła w to odrobinę logiki.
        - Postępowanie niektórych da się zmienić, a ich zreformować... nie mówię, że nie - zrobiła słowny ukłon w stronę upodobań jelonki - Ale prawda jest taka, że jak się kogoś za dzieciaka nie wychowa i nie wpoi odpowiednich zasad to potem jest bardzo trudno. Dlatego nie mogę znieść ludzi, którzy swoich synów nie uczą honoru i nie wpajają im surowych reguł. Potem to się dzieje. - Wskazała ręką w stronę, z której przyszły i aż się musiała otrząsnąć.
        - Niestety jest wielu, którzy ani nie umieją wychowywać ani nie zostali dobrze wychowani. Nic na to nie poradzisz. Możesz ich tylko karać, zamykać z dala od społeczeństwa lub dać nad nimi władzę komuś, kto ma jeszcze nadzieję na ich poprawę. Niektórzy niebianie czy mniszki przychodzą do więźniów z takim zamiarem. Ale nie wiem jak często to się udaje. - Wyjaśniała prowadząc Melodię dalej.

        Zaczynały naprawdę marznąć w swoich lekkich strojach kiedy doszły do dobrze utrzymanych drzwi leciwej już, choć eleganckiej kamieniczki. Rosa zakołatała i niedługo potem otworzyła im schludnie ubrana służąca.
        Weszły przez przedsionek do ciepłego, pachnącego starym drewnem i gotowaną zupą wnętrza; po prawej i po lewej stronie znajdowały się jakieś pomieszczenia, ale kotka poprowadziła Melodię od razu po ciemnych, skrzypiących schodach na górę. Z podestu na piętrze widać było okno wychodzące na ulicę - po bokach równoległą parę zamkniętych drzwi, a gdy się odwróciło, jeszcze jedne - i właśnie te Rosa otworzyła.

        Dużo było tu do odkrywania.

⚔︎ ⚔︎ ⚔︎


        Niewielki pokój z wystającą, ceglaną ścianą piecyka ewidentnie należał do kotki - na biureczku leżały ładne, drewniane pudełeczka, a ze szkatułki wyglądały kokardkowe wstążki. Szafa była nieco obdrapana, ale wisiała na niej pastelowa, wyprana sukieneczka, a na łóżku leżał zakłaczony kocyk w kratkę i schowana za nim przytulanka z okrągłą główką i odpadniętym oczkiem. Uschłe kwiatki niemal wypadały ze zdobnego wazonika, a zasłonki kołysały się lekko przy uchylonym lufciku.
        Rosa zaraz go zamknęła.
        - Spróbuję coś dla ciebie znaleźć... - poinformowała, bezceremonialnie zaczynając grzebać w swoich ubraniach. Niestety większość z nich była zbyt dokładnie dopasowana do jej niewielkich rozmiarów i bardzo wąskiej talii, przez co nawet Melodia miałaby z nimi problem. Rosa zmuszona była dać jej jako tymczasowe odzienie luźniejszą koszulę nocą w delikatnym biało-różowym odcieniu i wzorzyste dziergane ponczo w ramach ciepłego okrycia. Zapewniła jednak, że kiedy babcia wróci wymyślą coś jeszcze i znajdą lepsze opcje ubiorowe. Sama postanowiła zwyczajnie wyschnąć.

        - Zejdę na dół, poproszę, by Lydia podgrzała wodę. Rozgość się... chyba, że chcesz zejść ze mną do spiżarki, zobaczyć jakie mamy zioła - zaproponowała, w ostatniej chwili uświadamiając sobie, że ktoś taki jak Melodia może nie tylko znać się lepiej, ale i mieć mocne preferencje. Nie miała nic przeciwko, by o nich opowiedziała.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Melodia wzięła się nieco w garść, otarła łzy i uwolniła Rosę z uścisku. Nawet się lekko uśmiechnęła. Bardzo chciała wpaść do koleżanki i troszkę odpocząć od tych wszystkich wrażeń, a było ich ostatnimi czasy nad wyraz dużo.

- No może i tak… - przytaknęła kotołaczce – Ale… - zaczęła i chciała jakoś stanąć w obronie tego, że każdy jest dobry, jednak poczuła zawahanie – Ale nigdy nie wiemy co przeszli. Może to zły urok, może do złego pcha ich coś innego niż tylko złe zachowanie? Jednak jeśli masz rację co do tego i nawet jeśli potem jest trudno człowieka zmienić, to nikt nie jest na wstępie stracony. Dlaczego więc od razu karać, zamiast spróbować naprawić?

Nagle zamilkła słysząc słowo, które coś jej przypomniało. Brzmiało jednocześnie obco, a jakoś znajomo. Jakby już je kiedyś słyszała, ale nie w domu, gdzieś tutaj, z dala od swojego plemienia. Tylko dlaczego nie pamiętała, co znaczyło?

- Hej, spotkałam niebiankę kiedyś. Jakąś emiruszkę, czy coś… Nie wiem. Nie była zbyt miła, więc jakoś mi ci cali niebianie nie pasują na kogoś chętnego do pomocy. A mniszki? Chodzi ci o te żółte kwiatki, co potem zmieniają się w dmuchawce? Tego to już w ogóle nie rozumiem… - podrapała się po głowie – Przecież kwiaty nie chodzą! A może macie tu kwiatoludzi? Ojeju. Chciałabym takiego poznać, ojejuniu! Miałabym tyle pytań, jak wyglądają? Jak chodzą? Co jedzą? Nie jedzą? To musi być niesamowite. No i to ma większy sens. Kwiatki są ładne, pachnące to pewnie też miłe z natury. Nie to, co ci niebianie – stwierdziła dumna ze swoich wniosków.

Od tego gadania i tych wszystkich wnikliwych obserwacji i przypuszczeń było jej w miarę ciepło, ale przez chwilę. Wciąż lekko przemoczone ubrania Melodii dawały się we znaki w połączeniu z dość niską temperaturą. Na jej ciele pojawiła się gęsia skóra i przeszło ja kilka nieprzyjemnych dreszczy. Na całe szczęście właśnie dotarły do celu.
Gdy weszły do mieszkania Rosy, jeleniołaczka rozdziawiła usta, uściskała na przywitanie służącą, pociągnęła nosem zachwycona smacznym zapachem i dopiero wtedy weszła na schody za koleżanką. Uważnie przyglądała się barierkom i każdemu stopniowi, a jak tylko śmiał zaskrzypieć, jej uszka poruszały się, wyłapując dziwaczny dla niej dźwięk.
Tymczasem Niebieska została na dworze. Miała zamiar tu grzecznie poczekać, ale wokół zbierało się coraz więcej gapiów i ciekawskich czemu stoi sobie tutaj niebieski, skrzydlaty koń w ogóle niepilnowany. Klacz zirytowana rosnącą liczbą ciekawskich po prostu wzleciała na dach budynku, obok, który był na tyle płaski, że mogła przycupnąć. Stamtąd miała dobry widok i święty spokój, bo raczej żaden wariat nie będzie za nią szedł aż tutaj.
Jeleniolaczka w tym czasie zdążyła już zajść do pokoju kotołaczki. Wciąż o coś pytała.

- Co to? – wskazując na piec – A co tu masz? – zaglądając do pudełeczek – a to? – wzięła starego pluszaka do rąk pełna zachwytu i uściskała przytulankę – Ale to słodkie i urocze!

Rogatej zmiennokształtnej wkrótce było wszędzie pełno i to na powierzchni zaledwie jednego pokoju. W pewnym momencie nawet nachyliła się przez ramię koleżanki, spoglądając, co ma w szafie i nieumyślnie przysłaniając jej światło. Długo jednak nie wytrzymała w jednym miejscu, musiała przecież spróbować otworzyć okno tak jak wcześniej Rosa. Oczywiście wszystko robiła niezwykle ostrożnie i delikatnie, może i była trochę nieokrzesana, ale widać, że nie miała zamiaru niczego tutaj zniszczyć. Po prostu już wprost nie mogła zapanować nad ciekawością i ekscytacją.

- Oj… - stanęła przy uschniętych kwiatkach na dłuższy, jak na nią, moment – Dziękuję – odpowiedziała Rosie uradowana – Jest cudowna – odparła, zupełnie nie rozróżniała ubrań do spania i wyjściowych – W zamian za to… spójrz – wskazała na kwiatki, które znów były pełne życia i w rozkwicie – Na razie niewiele mogę, ale chciałam, żeby było ci przyjemnie. Masz tu naprawdę piękną chatkę i to wszystko jest takie niesamowite. Aż ciężko mi wybrać czy posiedzieć tu jeszcze, czy zobaczyć resztę tego wielgachnego domku. Hmm. Pójdę z tobą – zdecydowała rozpromieniona - W końcu bez ciebie obok, te wszystkie wspaniałości to nie to samo... - dodała i skocznym krokiem ruszyła na dół.
Awatar użytkownika
Rosa
Szukający drogi
Posty: 32
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Kotołak
Profesje: Mieszczanin , Uczeń , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Rosa »

        Zastanawiała się jak bardzo chciała propagować osadzanie wyrodnych obywateli w karcerach przy zdecydowanie bardziej… optymistycznie nastawionej do ludzi jelonce. Uznała, że nie aż tak. Choć jej zdaniem zło i występek powinny karane być surowo i najlepiej od razu, to nie było ani sensu się o to spierać (póki co karanie kogokolwiek i tak nie należało do żadnej z nich obowiązków) ani marnować energii, skoro w jakimś tam stopniu się ze sobą zgadzały. Obie uznawały, że dobrze ‘’naprawić’’ jeśli się da, a jeśli nie, trzeba wadliwą jednostkę trzymać z dala od innych. Rosa po prostu więcej uwagi kierowała ku ochronie tych, którzy w jej pojęciu na to zasłużyli, a Melodia we wszystkich chyba umiała dostrzec drugą, z natury wcale nie złą osobę. W zasadzie jej postawa, chociaż nieco kolidująca z przekonaniami kotki była na swój sposób budująca. Niemniej Rosa nie chciała szukać tłumaczeń dla złego zachowania - chciała je wyeliminować.
        Może nawet wraz z tymi, którzy je powodują.
        Ale tego wolała nie mówić.

        I dobrze, bo zaraz potok słów Melodii i tak kazał jej zabrać głos i wyjaśnić parę nieporozumień. Ale najpierw zamrugała ze zdumieniem na fakt, że to co dla niej było oczywistym symbolem dobra i pomocy, dobrej i pomocnej dziewczynie kojarzyło się… nie najmilej. Było to fascynujące. Nie sądziła jednak, że zarówno ona sama jak i wszyscy jej współmieszkańcy dali się zwieść i źle osądzili niebian jako takich. Raczej zakładała, że to ta pojedyncza niebianka, którą spotkała Melodia była jakaś… trefna. A może to było zwykłe nieporozumienie. Nie była pewna co woli zakładać - że Melodia coś źle zrozumiała (co chyba się zdarzało?), a emisariuszka była w porządku, czy że zmiennokształtna miała pecha i trafiła na nie tego przedstawiciela niebiańskiej rasy co trzeba. W takim przypadku każdy niebianin powinien się wstydzić.
        Ale może to jednak było nieporozumienie?
        - Niebian w tak dużym mieście można spotkać stosunkowo często - uprzedziła na wstępie. - Zaskakuje mnie ta emisariuszka; wszyscy niebianie, których spotkałam byli raczej mili… - przerwała na moment. - Chociaż nie, może nawet nie zawsze byli mili. Byli prawi i często skupieni na celu i robili pożyteczne rzeczy, nie zawsze będąc przy tym miłymi. Ale i tak bardziej liczą się czyny.
        Tak uważała, choć niewątpliwie zaczynała przy Melodii poznawać urok sympatycznej osobowości i uprzejmych słów

        - Miałam na myśli… emm… członkinię zakonu. Od mnicha. Tak. - Powiedziała po pewnym zacięciu. - Zdecydowanie nie kwiatoludzi. - Sam pomysł wydał jej się absurdalny. Ale jelonka tak się nim cieszyła, że i Rosa postanowiła dać mu szansę w swojej wyobraźni. Ale ta była dość mocno ukierunkowana i nienajlepszej wyćwiczona, więc zobaczyła zielono-łodygowate potwory nękające prawych obywateli, wysokie pnączowate bestie o żółtych paszczach połykających kramarzy.
        Nie nie nie.
        Energicznie pokręciła głową i skupiła na wyobrażeniach Melodii.
        - Chyba mi się ludzie-kwiaty tak dobrze nie kojarzą… znaczy nie spotkałam żadnego, nie wiem czy takie coś istnieje - zaznaczyła szybko. - Ale rozumiem twoją logikę.
        ,,Poniekąd.”
        Nadal jednak była po stronie niebian.
        - Co w zasadzie zrobiła ta emisariuszka? - Zapytała po chwili, woląc wrócić do znanej sobie rzeczywistości, gdzie ludzkopodobne rośliny nie chodziły po ulicach. Nie zauważyła kiedy zaczęła czuć się na tyle swobodnie, by pytać o takie rzeczy.

⚔︎ ⚔︎ ⚔︎


        Zaprowadziła jeleniołaczkę do domu. I znów zadziwiła się jak coś tak normalnego dla niej zdecydowanie nie było dotąd częścią codzienności Melodii. Zdecydowanie nie nadążałaby z pełnymi odpowiedziami za tym ostrzałem pytań, więc tak krótko i rzeczowo jak mogła opowiadała o domowych sprzętach, w tym kominku, który jak streściła, służył do ogrzewania wnętrza. Starała się też jak mogła powstrzymać napad paniki terytorialnej kiedy nowa znajoma zaczęła dotykać jej co bardziej osobistych rzeczy. Nie chciała się z tym zdradzać i nie chciała nic jej z rąk wyjmować… zbyt gwałtownie, ale kosztowało ją tą sporo wysiłku. Dlatego z niejaką dumą uznała, że poradziła robie nieźle, zmieniając temat na ubrania i zioła i dyskretnie odkładając przytulankę (kotkę Puszkę) na jej miejsce. Kiedy Melodia nie patrzyła nakryła ją też rąbkiem kołdry i poprawiła ułożenie łebka, po czym wyprostowała się i odeszła od łóżka jakby nic się nie stało. ,,Słodycz” i ,,uroczość” puściła mimo uszu, bo szczerze mówiąc nie wiedziałaby co z nimi zrobić i jak się do tego komentarza odnieść. Zazwyczaj denerwowała się gdy ktoś insynuował, że mogłaby posiadać choćby jedną z tych cech. Teraz… niezbyt. Dlatego zanurkowała w szafie i skupiła się na zadaniu, pozostawiając na chwilę myśli w spokoju. Nie była osobą, która mogła analizować wszystko cały dzień, dumać sobie, wyjaśniać i się nie przemęczyć. A Melodia od samego rana prowokowała ją do nadmiernego wysiłku umysłowego.
        Podała jej strój, a w zamian zerknęła na wskazane kwiatki…
        Zamrugała.
        To ona potrafiła zrobić coś takiego!? Ożywiać rośliny!?
        Zdumiona tylko kiwnęła głową w niemym podziękowaniu i znieruchomiała na moment, trwając w oszołomieniu. Zerknęła na ulicę nad na nowo rozkwitłymi główkami stokrotek, dając jelonce czas na przebranie. Choć stokrotki były piękne, a gest bardzo miły to bała się, że teraz ludzkie kwiaty są bliżej rzeczywistości niż by tego pragnęła.
        Magia…

        Ponownie skinęła, tym razem w reakcji na następne przyjazne słowa, zanim zorientowała się o czym w ogóle były. Potrząsnęła głową, w myślach uśmiechnęła (niestety nie była dość wytrenowana w interakcjach, by wola uśmiechu dotarła aż do mięśni twarzy) i zaprowadziła już jako-tako oporządzoną zmiennokształtną do spiżarki. Musiały zejść po leciwych schodach, wejść przez jadalnię do niewielkiej kuchni i tam otworzyć maleńkie, niemal bajkowe drzwiczki prowadzące w dół.

        Pomieszczenie było dość chłodne, choć jeszcze nie zimne, a powietrze w nim suche, nasycone woniami suszonych ziół, kłączy i grzybów. Małe okienko pod sufitem wpuszczało niewielki snop światła ukazujący zieleń drewnianego kredensiku, z którego zaczynała odchodzić farba. Ozdobiony ściereczkami w czerwono-białą kratkę i wypełniony po brzegi wszystkim, od nieużywanych na codzień sprzętów kuchennych w tym drewnianych chochelek aż po przyprawy, solniczki, dziadki do orzechów, sypiące się liście i skrzyneczki z suszem sprawiał wrażenie przeciążonego, ale trzymał się dzielnie. Drzwiczki skrzypiały krótko jeśli dobrze się je przytrzymało, szuflady otwierały się prawie do końca.
        Do Melodii należał wybór co stąd zabiorą.
Awatar użytkownika
Melodia
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Jeleniołak
Profesje: Uzdrowiciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Melodia »

Melodia wyglądała na dość zaskoczoną informacją o tym, że niebianie w gruncie rzeczy powinni być bardzo mili i uczynni. Poczuła się nieco głupio, że tak z góry ich oceniła. Może tamta kobieta miała akurat zły dzień albo zwyczajnie trafiła na wyjątek od reguły. Albo tak jak mówiła Rosa, miała swój szczytny cel i to on był wtedy najważniejszy.

- Oh… - mruknęła jeleniolaczka, teraz przynajmniej będzie jej łatwiej zrozumieć tych niebian, zwłaszcza że jest ich tutaj ponoć całkiem sporo. Wciąż jednak musiała nauczyć się tak wiele – Co to zakon? – spytała zaciekawiona.

Chciała jeszcze coś dodać na temat kwiatoludzi, ponieważ ich wątpliwe istnienie było dla niej lekkim rozczarowaniem. Chętnie by poznała takie istoty i ich styl życia. Jednak Rosa zadała nieprzyjemne pytanie, Mel nie chciała wracać myślami do tamtej niebianki, nie chowała urazy, ale nieprzyjemnie jej było to wspominać. Mimo to nie zamierzała olać pytania.

- Była pierwszą osobą, którą spotkałam poza moją wioską. Wszyscy u mnie mają ciemną skórę, a ona była taka jak ja i… Zadawałam jej dużo pytań, a ona mnie skrzyczała, a potem tłum ludzi prawie się na mnie rzucił, nie wiem w sumie czemu, ale potrzebowałam pomocy, a ona gdzieś sobie poszła i zupełnie mnie porzuciła… Krzyknęłam za nią najgłośniej, jak umiałam, ale to nie pomogło – wymamrotała z wyraźnym na jej twarzy dyskomfortem.

Nie lubiła rozpamiętywać złych rzeczy, wolała cieszyć się tym, co teraz i iść naprzód z podniesioną głową. Dlatego bardzo szybko przeszła do ekscytacji nad nowym miejscem. Z chęcią chłonęła wszelkie wyjaśnienia Rosy, ale wprost nie mogła powstrzymać tych wszystkich emocji, które tylko pchały ją ku temu, by zadawać kolejne pytania, nim zmiennokształtna skończy albo w ogóle zacznie na nie odpowiadać.
Zamilkła na nieco dłuższą chwilę, gdy weszły do spiżarni. Nie mogła zdecydować, chętnie wzięłaby wszystko, ale miała tylko dwie ręce. Chodziła od kąta w kąt, otwierała wszelkie szuflady pojemniki i skrytki, jakie tylko mogła. Ostatecznie zebrała po trochę z każdych możliwych ziół.

- Wszystkie są dobre, a razem dadzą na pewno wyśmienity efekt – wytłumaczyła Rosie – O! A, może masz takie miejsca ziemią jak te na stokrotki? Można by wziąć kilka nasion i z drobną pomocą magii je wykiełkować, miałabyś wtedy świeżutkie, a nie tylko suszone. Co ty na to? – zaproponowała, niebywale podekscytowana jeleniołaczka, trzymając w dłoniach całkiem spory zapas różnorakiego zielska w postaci całych suszonych roślin lub samych listków zamkniętych w pojemnikach.

Po chwili jednak wszystko to odłożyła na kredens i zamiast zwyczajnie poprosić koleżankę o pomoc w przeniesieniu, postawiła na magie. Wszystkie pudełka odłożyła na zimną podłogę, tak by w rękach zostały jej jedynie całe rośliny. Natomiast na pozostałe rzeczy rzuciła prosty czar, sprawiając, że te w komicznych dość podskokach ruszyły za nią, jakby tchnęła w nie życie.

- … Gdzie mam je w sumie zanieść i zaprowadzić? – spytała Melodia i stanęła, będąc już w połowie schodów do góry wraz z całą kolejką niewielkich skrzyneczek, które jak na komendę również lekko się odwróciły, jakby też chciały spojrzeć na kotołaczkę w wyczekiwaniu na odpowiedź.

Jeleniołaczka nie ukrywała uśmiechu, świetnie się bawiła i nie widziała w tym nic dziwnego ani złego. Jakiś czas temu wprawdzie jedna elfka ją upomniała o to, by nie ożywiać sztućców w karczmie, ale teraz nie była w karczmie, a żaden z przedmiotów nie był sztućcem.

Melodia zjadła ciepły posiłek. Była wdzięczna Rosie za gościnę i ubrania. Za wszystko. Nie mogła jednakże tak zostawić Niebieskiej samej sobie. Poprosiła o resztki z obiadu i wyszła na zewnątrz, aby poczęstować swoją czterokopytną przyjaciółkę.
- Niebieska? – zawołała, nie widząc klaczy.
Pegazica po słysząc swoją właścicielkę, zleciała z dachu i wylądowała tuż przed nią, częstując się jeszcze ciepłym jedzeniem. Jeleniołaczka miała zaraz wrócić do środka, mimo świeżego ubrania było jej dość chłodno. Jej wzrok przykuł jednak tajemniczy błękitny blask zza ściany budynku. Musiała to natychmiast sprawdzić.
Już to kiedyś widziała, to jeden z tych portali. Nie zamierzała jednak podchodzić bliżej, nie chciała zostawić kotołaczki bez słowa. Niestety poślizgnęła się na resztkach lodu, który nie zdążył jeszcze stopnieć, będąc skrytym w cieniu. Zbliżyła się przez to do magicznego przejścia i poczuła, jak to zaczyna ją wciągać.
- O nie. Nie, nie, nie. Rosa! ROSA! – zaczęła wołać, przecież dopiero co się poznały. Jeszcze tyle pytań do niej miała. Nie mogła zniknąć! Pegazica próbowała pomóc. Chwyciła zębami za poroże dziewczynki i z całych sił próbowała ustać w miejscu. Niestety nie miała szans przeciw potężnej magii

Ciąg dalszy: Melodia
viewtopic.php?p=98743#p98743
ODPOWIEDZ

Wróć do „Warownia Nandan-Ther”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości