Jako miejski strażnik na wieloletniej służbie cieszył się stosunkowo wysokim szacunkiem w swojej dzielnicy. Znał większość jej mieszkańców, a oni znali jego. Wiedział, jak lawirować zarówno wśród wąskich uliczek, jak i w zawiłościach międzyludzkich koneksji. Zdążył się też nauczyć wielu niepisanych zasad, jakie tu panowały, niekiedy stanowiąc ważniejsze wytyczne od litery powszechnego prawa. A teraz dostał za zadanie podzielić się tą wiedzą z młodszym kolegą, Gregorem, który został przypisany pod jego pieczę. Nie miał nic przeciwko temu. Przyda mu się pomocnik, w końcu piąta dekada na karku coraz częściej dawała się Heffowi we znaki i wyszkolenie następcy wydawało się rozsądnym posunięciem.
Wędrowali więc rozmaitymi zaułkami, a szare mundury paradoksalnie wyróżniały ich w wielobarwnym tłumie; zwłaszcza nowiutki uniform Gregora rzucał się w oczy swoją nieskazitelną czystością, podkreślając odrębność młodego mężczyzny od miasta. Ono jeszcze go nie zaakceptowało. Czy tak się stanie - czas pokaże. Nie można było jednak odmówić Gregorowi zaangażowania, co Heff dostrzegł niemal od razu. Z jednej strony to dobrze, mógł zrzucić trochę obowiązków na młodszego wiekiem i stażem druha. Z drugiej jednak…
- Spisałeś się, młody. Na dziś to tyle.
Gregor poczuł na plecach zamaszyste klepnięcie mentora. Wyprostował się, jakby mu kregosłup przetrąciło, i nerwowo zerknął na listę zadań, jakich obaj mieli tego dnia dopilnować.
- Została jeszcze jedna sprawa…
- Hm? A, to. - Heff potarł dłonią brodę w wyrazie nagłego zakłopotania. Nie wiedział, jak odpowiednio przekazać Gregorowi najważniejszą z lekcji. - Słuchaj… Tych spraw lepiej nie ruszać.
- Ale… - kolejne nerwowe zerknięcie - To są poważne zarzuty. Jako egzekutorzy prawa mamy obowiązek się tym zająć. Zbadać sprawę i wymierzyć sprawiedliwość. Taka jest nasza rola, czyż nie?
Starszy strażnik westchnął i pokręcił głową. Znał ten typ, jeszcze przepełniony ideałami, które wkrótce czekała bolesna konfrontacja z rzeczywistością. Na takich nie było innej rady, niż pozwolić im lekko się poparzyć, co by następnym razem nie pchali łap w ognisko. Heff uległ i gestem nakazał towarzyszowi iść przodem. Nie odzywał się przez całą drogę, aż dotarli pod wskazany w papierach adres. Dobrze znał to miejsce. Każdy zasiedziały mieszczanin je kojarzył. Dwupiętrowy budynek i znajdujący się weń kantor kupiecki. Weszli do środka, a pozłacany dzwonek wiszący nad drzwiami wszem i wobec oznajmił ich przybycie.
Chociaż rzeczone “wszem i wobec” ograniczało się do siedzącej za masywnym hebanowym biurkiem elfki, która w skupieniu kreśliła słowo za słowem. Białe jak śnieg pióro, wiedzione jej dłonią, tańczyło po pergaminie, zostawiając za sobą atramentowy szlak. Kobieta nawet nie podniosła wzroku, mimo że musiała zauważyć wtargnięcie do jej posiadłości dwóch umundurowanych postaci. Pisała dalej, ignorując ostentacyjne chrząknięcia Gregora. Heff stał przy drzwiach, z bezpiecznej odległości obserwując przebieg wydarzeń. Na jego ustach błąkał się zabarwiony złośliwą satysfakcją uśmieszek.
To będzie ciekawe.
- Pani… Dinka Gwidêillíad? - odezwał się w końcu Gregor, uprzednio przełknąwszy ślinę. Nie spodziewał się takiego traktowania, co nieco zbiło go z tropu i zachwiało jego pewnością siebie.
- Tak stoi w papierach, prawda? - Głos elfki był niski. I przesycony drwiną. Ruchem pióra wskazała stojącą na biurku tabliczkę z wyrytym nazwiskiem. Nadal nie raczyła spojrzeć na rozmówcę. - Wystarczy umieć czytać.
Młody strażnik ponownie odchrząknął. Z tyłu dobiegło go parsknięcie Heffa.
- Proszę wybaczyć. Mogę za to pani przeczytać oskarżenie, jakie wpłynęło na panią. Myślę, że mogłoby to panią zainteresować.
Ręka elfki zastygła w pół ruchu.
- Ho… Patrzcie go, jaki wyszczekany. - Kobieta odłożyła pióro na bok i oparła brodę na złączonych dłoniach, wbijając w Gregora spojrzenie, w którym nie było cienia zdenerwowania. Uśmiechała się. - Załóżmy, że udało ci się zdobyć moje zainteresowanie. Słucham.
- Mamy podejrzenie, iż jest pani zamieszana w niedawną śmierć jednego z przyjezdnych szlachciców.
- Doprawdy? Można konkretniej?
- Chodzi o młodszego hrabiego DePartridge.
- Ach tak… Rozumiem, że straż posiada solidne dowody na mój udział w tej… zbrodni?
Gregor zmieszał się po raz pierwszy.
- Nie, ale…
- No dobrze, nie wymagajmy zbyt wiele. Poszlaki?
Po raz drugi.
- Też nie…
- To może chociaż jakiś motyw uzasadniający podejrzenia? Naocznego świadka?
I po raz trzeci.
- Właściwie… Mamy tylko anonimową skargę. - Strażnik czuł, że poniósł druzgocącą porażkę. Zabrzmiał żałośnie nawet w swoim własnym odczuciu.
- Podsumujmy to sobie. - Elfka tymczasem wydawała się całkowicie niewzruszona. - Nachodzicie mnie podczas pracy, w moim własnym domu, rzucając niczym niepoparte oskarżenia, co podchodzi pod zniesławienie. O czymś zapomniałam? Gregorze Bennt?
Mężczyzna zbladł.
- Ja…
- Marnujecie mój cenny czas. - Właścicielka kantoru ponownie chwyciła za pióro, nie wykazując najmniejszych chęci do dalszej rozmowy, co Gregor odnotował z zaskakująco silną ulgą. - Nino, pokaż panom drzwi.
Cień za jej plecami poruszył się i strażnicy dopiero teraz dostrzegli, że w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna osoba. Do tej pory stała w kącie, nieruchomo, dopiero szelest materiału i skrzypienie podłogi odsłoniły jej obecność. Wysoka, szczupła, o ściętych na zapałkę włosach, ujawniających charakterystyczne okrągłe uszy. Panterołaczka bez słowa odprowadziła mężczyzn do wyjścia. Gregor mógłby przysiąc, że między materiałem jej ubrań błysnęło śmiercionośne żelazo. Opuścił budynek z poczuciem niepokoju. Rozumiał już, co Heff miał na myśli.
- Widzisz, młody, tak to już w świecie jest - odezwał się Lepocci. - Jest prawo i są zasady. Prawo ładnie porządkuje papiery. A zasady wprowadzają ci, którzy mają nad tobą przewagę.
***
Dinka westchnęła przez nos, kręcąc głową z politowaniem. Odsunęła nieznacznie fotel, na którym siedziała, i wyłożyła nogi na biurko. Sięgnęła po stojące nań naczynie z herbatą. Napar zdążył nieco wystygnąć, ale dla elfki nie miało to akurat większego znaczenia. I tak nie czuła zbytniej różnicy. Wzięła pojedynczy łyk, skupiając się na tych doznaniach, które docierały do niej niezakłócone. Liściasty posmak, intensywny zapach. To już trzecia herbata tego dnia. Poza niespodziewaną wizytą strażników, przebiegał on wyjątkowo spokojnie. Żadnych desperatek zdradzanych przez mężów. Żadnych rodowych mścicieli. Żadnych irytujących nastolatków szukających eliksirów miłosnych czy innych upiększających specyfików. Dinka spędziła większość popołudnia na sączeniu herbacianego naparu i przepisywaniu notatek z całego tygodnia. Szczerze lubiła tę czynność. Nie lubiła, gdy ktoś przeszkadzał w jej wypełnianiu. Stary, poczciwy Lepocci by tego nie zrobił, co do nowego… Trzeba utemperować gnojka, zanim się rozbestwi i pomyśli, że może sobie pozwalać na naruszanie od lat doskonale funkcjonującego statusu quo. Niedoczekanie.
- Szefowa wie więcej, prawda? O tym zabójstwie - spytała panterołaczka, wróciwszy na swoje poprzednie miejsce.
- Co ja ci mówiłam na temat pytań o szczegóły zleceń?
- Przepraszam, wiem, że to poufne. Po prostu jestem ciekawa czy…
- Oczywiście że tak - weszła jej w słowo elfka. - Naprawdę myślisz, że w tym mieście można kogoś zamordować tak, żebym się o tym nie dowiedziała?
Dziewczyna nie musiała odpowiadać na to pytanie. Była najbliższą współpracowniczką Dinki, jej podwładną, prawą ręką i chłopcem na posyłki. Jej oczami, ustami i rękami w Meot. Doskonale znała od środka mechanizm, na jakim opierały się interesy szefowej, tak jak i znała oczekiwania elfki względem niej. Dlatego teraz czekała w gotowości na standardowe wieczorne polecenia.
Skończywszy pić herbatę, Dinka sięgnęła po dwie leżące na biurku kartki, większą i mniejszą. Większa zawierała listę osób, z którymi Nina miała się skontaktować w imieniu elfki i pozyskać od nich pożądane informacje. Mniejsza zaś była podwójnie złożonym listem, zabezpieczonym pieczęcią odciśniętą w czarnym wosku. Obie trafiły w ręce panterołaczki.
- List ma dostać Jane Reiter - poleciła jej Dinka. - Słyszałam, że kręci się po mieście, a tak się składa, że mam robotę, do której idealnie będzie się nadawała. Szczegóły przedstawię osobiście. To wszystko na dzisiaj, Nino - dodała. - Załatw to, o co proszę i bądź jutro rano o zwyczajowej porze.
Dziewczyna skinęła głową i zarzuciwszy kaptur na głowę, wyszła na ulicę, by po chwili zniknąć między przechodniami. Dinka została sama. Przez pewien czas kontynuowała przepisywanie notatek, aż w końcu, zamknąwszy kantor na klucz, również opuściła budynek i skierowała się w stronę karczmy. Mijani ludzie z daleka schodzili jej z drogi. Niektórzy kiwali głową z szacunkiem, inni udawali, że jej nie widzą. Elfka nie dbała o to. Miała świadomość faktu, iż jej osoba budziła ambiwalentne uczucia mieszkańców miasta, ale to tylko działało na jej korzyść. A jeśli coś przynosi korzyści, to taki stan rzeczy nazywa się pożądanym i z reguły nie dąży się do tego, bo go zmieniać. I nawet jeśli co pewien czas jakiś nadgorliwy Gregor podejmie śmieszne kroki zachwiania równowagą sił, to mu się pokaże, gdzie jego miejsce. Podobnie jak autorom donosów, którym się wydaje, że są anonimowi i mogą bezkarnie występować przeciwko komuś takiemu jak Dinka.
Elfka uniosła kącik ust.
Niebawem przekonają się, w jak wielkim tkwią błędzie.