Góry Druidów ⇒ Listy pisane piórem i atramentem.
- Kavika
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 114
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Opowiadanie o właściwościach wody było dla Kaviki niczym... temat rzeka, dosłownie i w przenośni. Mogła mówić o różnych przypadkach swoich pacjentów, o tym jak wracali do sprawności fizycznej oraz psychicznej, polepszali jakość swojego życia i dzięki temu wiele zrujnowanych sytuacji zyskiwało nowy blask. Mimo wielu skomplikowanych zagadnień Kavika nie posługiwała się bogatym słownictwem czy niezrozumiałymi dla zwyczajnych ludzi zwrotami. Mówiła bardzo jasno i... bardzo dużo, ale z takim zapałem, że trudno było się na niej nie skupić. Nie widziała sensu w rzucaniu słówkami, nie chciała się wywyższać, a jedynie pragnęła by inni pojęli sens jej działań. W takie polemiki mogła wchodzić z innymi uczonymi, tyle że ona w ostre dyskusje nie bardzo potrafiła wchodzić, ale był to temat już na zupełnie inną działkę.
A teraz, gdy temat się wyczerpał, gdy odprowadzili dzieciaki... pozostała z nim sam na sam. Nie mogła wytłumaczyć się małą Anett czy też festiwalem, on szedł obok niej i cisza wydawała się niekomfortowa bardziej niż kiedykolwiek. Nie bardzo wiedziała o co zapytać ani jak zagaić rozmowę a widząc zakłopotanie i przybicie Yastre czuła się jeszcze gorzej.
W głowie uczonej jak zawsze przetaczało się tysiące myśli, nad którymi trudno było jej zapanować. Był obok niej, a ona... nie mogła się tak po prostu... tak...
- Huh? - Kavika spojrzała na panterołaka słysząc jego pytanie. Tak proste i zwykłe, że aż za trudne dla niej.
- Dobrze – powiedziała tak, jakby sama miała co do tego spore wątpliwości. Jednak gdyby odparła „źle” to ton by się nie zmienił. Kavika czuła, że zwyczajnie brnie przed siebie starając się nie przystanąć ani na chwilę i nie zastanawiać nad głębszymi niż nauka tematami. Przy Yastre było to niestety trudne, bo przywoływał wspomnienia, ale i całą gamę emocji. Przede wszystkim poczucie winy i... nie tylko.
- Nie wiem co jeszcze mogę dodać – wyjaśniła nieco nerwowo. - Obecnie to bardzo skupiam się na tych badaniach i... ehm...
„Chyba, że pytasz o moje samopoczucie, to jest ono... beznadziejne”, pomyślała i zaraz zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie o to zagadnął. A może rzucił to pytanie tak zwyczajnie w powietrze by przerwać ciszę a ona nadinterpretowała jego troskę, której nie ma? Bo czemu miałby się martwić o kobietę taką jak ona? Okrutnie porzuciła go dla innego, bogatszego i z większymi możliwościami a teraz chciałby faktycznie wiedzieć jak się czuje? Instynktownie przestraszyła się, że jeśli tylko zdradzi skrawek swoich dołujących uczuć to ją odrzuci. Zasłużyła na to, jej przeprosiny nie będą nic warte i nie mają znaczenia... nie po tym co zrobiła.
Poczuła jak jej palce wręcz lepią się od potu, powoli traciła siły na cokolwiek, bo tak bardzo chciała... by wszystko było zupełnie inaczej.
Uczona przyłożyła dłoń do czoła i zatrzymała się. Nie mogła już tak, nie mogła...
- Yastre...
Uczona podniosła głowę. To nie był jej głos.
- Gdzie ty byłeś? Mart... - Nieco w oddali, za plecami panterołaka, Kavika dostrzegła drobną postać elfki. Hannie zmarszczyła brwi, dziwnie tknięta tą sytuacją. Czuła ciężką atmosferę jaka zaległa między tą dwójką, lecz dziewczyna nie miała zamiaru tak łatwo się poddać. Pośpiesznie podeszła do zmiennokształtnego i przytuliła go w pasie, przez co uczona poczuła się okrutnie odsunięta od mężczyzny.
- Martwiłam się o ciebie – dokończyła słodko uszata spoglądając okrągłymi oczkami na Yastre.
- Prze... przepraszam – zająknęła się Kavika, co Hannie zrozumiała dosyć opatrznie. Uznała, że słowa te skierowane są do niej, że ta okropna dziewucha próbuje podkraść jej chłopaka i porywa do festiwalowych obowiązków a teraz udaje, że nic takiego się nie stało. Ona już słyszała o tej blondynie wszystkie okoliczne plotki, które najwidoczniej były prawdziwe.
Jednak Kavika spoglądała na Yastre czując, że pierwsza gula w jej gardle nagle zniknęła. W głębi duszy bardzo chciała by wybaczył, ale niczego nie oczekiwała. Nawet tego, że teraz się do niej odezwie albo jakkolwiek to skomentuje. Powinna czuć się okropnie. Wyglądało to wszak bardzo egoistycznie. Pozwoliła samej sobie ulżyć i gdzieś liczyła na pozytywny odzew, ale on nie musiał jej słuchać, ani odpowiadać. To ona zwyczajnie musiała to z siebie wyrzucić.
Opuściła lekko głowę zdając sobie z tego sprawę. Nagle z otoczenia doszedł do niej zgiełk niedaleko organizowanego festiwalu - wesołe śmiechy, oklaski i wszystko wydawało się już zupełnie inne.
A teraz, gdy temat się wyczerpał, gdy odprowadzili dzieciaki... pozostała z nim sam na sam. Nie mogła wytłumaczyć się małą Anett czy też festiwalem, on szedł obok niej i cisza wydawała się niekomfortowa bardziej niż kiedykolwiek. Nie bardzo wiedziała o co zapytać ani jak zagaić rozmowę a widząc zakłopotanie i przybicie Yastre czuła się jeszcze gorzej.
W głowie uczonej jak zawsze przetaczało się tysiące myśli, nad którymi trudno było jej zapanować. Był obok niej, a ona... nie mogła się tak po prostu... tak...
- Huh? - Kavika spojrzała na panterołaka słysząc jego pytanie. Tak proste i zwykłe, że aż za trudne dla niej.
- Dobrze – powiedziała tak, jakby sama miała co do tego spore wątpliwości. Jednak gdyby odparła „źle” to ton by się nie zmienił. Kavika czuła, że zwyczajnie brnie przed siebie starając się nie przystanąć ani na chwilę i nie zastanawiać nad głębszymi niż nauka tematami. Przy Yastre było to niestety trudne, bo przywoływał wspomnienia, ale i całą gamę emocji. Przede wszystkim poczucie winy i... nie tylko.
- Nie wiem co jeszcze mogę dodać – wyjaśniła nieco nerwowo. - Obecnie to bardzo skupiam się na tych badaniach i... ehm...
„Chyba, że pytasz o moje samopoczucie, to jest ono... beznadziejne”, pomyślała i zaraz zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie o to zagadnął. A może rzucił to pytanie tak zwyczajnie w powietrze by przerwać ciszę a ona nadinterpretowała jego troskę, której nie ma? Bo czemu miałby się martwić o kobietę taką jak ona? Okrutnie porzuciła go dla innego, bogatszego i z większymi możliwościami a teraz chciałby faktycznie wiedzieć jak się czuje? Instynktownie przestraszyła się, że jeśli tylko zdradzi skrawek swoich dołujących uczuć to ją odrzuci. Zasłużyła na to, jej przeprosiny nie będą nic warte i nie mają znaczenia... nie po tym co zrobiła.
Poczuła jak jej palce wręcz lepią się od potu, powoli traciła siły na cokolwiek, bo tak bardzo chciała... by wszystko było zupełnie inaczej.
Uczona przyłożyła dłoń do czoła i zatrzymała się. Nie mogła już tak, nie mogła...
- Yastre...
Uczona podniosła głowę. To nie był jej głos.
- Gdzie ty byłeś? Mart... - Nieco w oddali, za plecami panterołaka, Kavika dostrzegła drobną postać elfki. Hannie zmarszczyła brwi, dziwnie tknięta tą sytuacją. Czuła ciężką atmosferę jaka zaległa między tą dwójką, lecz dziewczyna nie miała zamiaru tak łatwo się poddać. Pośpiesznie podeszła do zmiennokształtnego i przytuliła go w pasie, przez co uczona poczuła się okrutnie odsunięta od mężczyzny.
- Martwiłam się o ciebie – dokończyła słodko uszata spoglądając okrągłymi oczkami na Yastre.
- Prze... przepraszam – zająknęła się Kavika, co Hannie zrozumiała dosyć opatrznie. Uznała, że słowa te skierowane są do niej, że ta okropna dziewucha próbuje podkraść jej chłopaka i porywa do festiwalowych obowiązków a teraz udaje, że nic takiego się nie stało. Ona już słyszała o tej blondynie wszystkie okoliczne plotki, które najwidoczniej były prawdziwe.
Jednak Kavika spoglądała na Yastre czując, że pierwsza gula w jej gardle nagle zniknęła. W głębi duszy bardzo chciała by wybaczył, ale niczego nie oczekiwała. Nawet tego, że teraz się do niej odezwie albo jakkolwiek to skomentuje. Powinna czuć się okropnie. Wyglądało to wszak bardzo egoistycznie. Pozwoliła samej sobie ulżyć i gdzieś liczyła na pozytywny odzew, ale on nie musiał jej słuchać, ani odpowiadać. To ona zwyczajnie musiała to z siebie wyrzucić.
Opuściła lekko głowę zdając sobie z tego sprawę. Nagle z otoczenia doszedł do niej zgiełk niedaleko organizowanego festiwalu - wesołe śmiechy, oklaski i wszystko wydawało się już zupełnie inne.
- Yastre
- Kroczący w Snach
- Posty: 212
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
- Kontakt:
No i Yastre ponownie mógł sobie “pogratulować”. To pytanie, które miało być takie niewinne, takie neutralne i nie denerwować nikogo, okazało się wcale takie nie być. Kavika nie wyglądała na zadowoloną i wyraźnie krygowała się, by coś powiedzieć. A on kombinował jak z tego wybrnąć. “Zapomnij”? Nie no, to byłoby bezczelne. Samemu zacząć coś opowiadać? Ale co? Zresztą to byłoby takie samolubne, a on chciał posłuchać o niej, to ona była interesująca! A jakby doprecyzował pytanie? Ale tak bardzo bał się poruszyć jakiś drażliwy temat, których między nimi było przecież tak dużo. Nic co tyczyło się uczuć, rodziny, tego ostatniego roku… Co by mu zostało? Festyn?
Odezwała się! Ale to “dobrze” wcale dobrze nie brzmiało. Wręcz przeciwnie, jakby było bardzo źle i ona robiła tylko dobrą minę do złej gry. Trochę jej to nie wychodziło. Jeju, jak on bardzo chciałby ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że on jej pomoże! Bo chciał, naprawdę tego chciał. Nieważne, że była mężatką, skoro jej mąż był taką fujarą, że ona była przy nim smutna. Yastre nie oczekiwałby niczego w zamian, serio. Pomógłby w imię dawnej sympatii… Czy coś… A po wszystkim by się zwinął i serio nie robił kłopotów. Nie chciał kłopotów - ani dla siebie, ani dla niej…
Kavika próbowała się tłumaczyć, ale on tak bardzo chciał jej powiedzieć, że przecież widzi, że jest smutna. Badania? Festyn? To tylko przykrywki. Kurza twarz, może nie znał jej długo, ale na pewno potrafił poznać, gdy była nieszczęśliwa. A teraz na pewno była.
- Kavika…
Odezwał się, ale za późno. Przerwała mu…. Ale nie ona. Jakaś inna kobieta go zawołała, a on od razu zerknął przez ramię, szukając tej, która się odezwała. Hannie! Ta to ma wyczucie. Niech to, nie mogła poczekać?
- Martwiłaś? - zapytał ją szczerze zaskoczony. - Aj, weź, przecież wiesz, że jestem dorosły, nic mi się nie stanie! - żachnął się. - Co, chłopacy ci nie powiedzieli, że poszedłem z dzieciakiem szukać jego kotka? Ja im łby pourywam! - zirytował się.
Nie był jednak tak ślepy, by nie dostrzec tego, że Kavika wyglądała, jakby trawiło ją poczucie winy. Za co? Przecież nikt nie miał powodów, by się na nią gniewać.
- Aj, Kavika, weź się nie wygłupiaj - upomniał ją delikatnie. - Przecież nie masz za co przepraszać… Hannie, mogłabyś dać nam jeszcze chwilę, co? Poczekaj na mnie z chłopakami, zaraz do was przyjdę i pójdziemy na festyn, tylko skończę rozmawiać z Kaviką.
I błogo nieświadomy z jakim żywiołem zadziera, odsunął od siebie klejącą się doń elfkę, by porozmawiać z uczoną i dokończyć temat sprzed chwili. Nie mógł jej przecież tak zostawić - nie był takim kotem!
Odezwała się! Ale to “dobrze” wcale dobrze nie brzmiało. Wręcz przeciwnie, jakby było bardzo źle i ona robiła tylko dobrą minę do złej gry. Trochę jej to nie wychodziło. Jeju, jak on bardzo chciałby ją przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze i że on jej pomoże! Bo chciał, naprawdę tego chciał. Nieważne, że była mężatką, skoro jej mąż był taką fujarą, że ona była przy nim smutna. Yastre nie oczekiwałby niczego w zamian, serio. Pomógłby w imię dawnej sympatii… Czy coś… A po wszystkim by się zwinął i serio nie robił kłopotów. Nie chciał kłopotów - ani dla siebie, ani dla niej…
Kavika próbowała się tłumaczyć, ale on tak bardzo chciał jej powiedzieć, że przecież widzi, że jest smutna. Badania? Festyn? To tylko przykrywki. Kurza twarz, może nie znał jej długo, ale na pewno potrafił poznać, gdy była nieszczęśliwa. A teraz na pewno była.
- Kavika…
Odezwał się, ale za późno. Przerwała mu…. Ale nie ona. Jakaś inna kobieta go zawołała, a on od razu zerknął przez ramię, szukając tej, która się odezwała. Hannie! Ta to ma wyczucie. Niech to, nie mogła poczekać?
- Martwiłaś? - zapytał ją szczerze zaskoczony. - Aj, weź, przecież wiesz, że jestem dorosły, nic mi się nie stanie! - żachnął się. - Co, chłopacy ci nie powiedzieli, że poszedłem z dzieciakiem szukać jego kotka? Ja im łby pourywam! - zirytował się.
Nie był jednak tak ślepy, by nie dostrzec tego, że Kavika wyglądała, jakby trawiło ją poczucie winy. Za co? Przecież nikt nie miał powodów, by się na nią gniewać.
- Aj, Kavika, weź się nie wygłupiaj - upomniał ją delikatnie. - Przecież nie masz za co przepraszać… Hannie, mogłabyś dać nam jeszcze chwilę, co? Poczekaj na mnie z chłopakami, zaraz do was przyjdę i pójdziemy na festyn, tylko skończę rozmawiać z Kaviką.
I błogo nieświadomy z jakim żywiołem zadziera, odsunął od siebie klejącą się doń elfkę, by porozmawiać z uczoną i dokończyć temat sprzed chwili. Nie mógł jej przecież tak zostawić - nie był takim kotem!
- Kavika
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 114
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Oczy Kaviki lekko się zaokrągliły, gdy panterołak zwrócił się do niej. Niepewnie rozejrzała się po okolicy. Jej pierwszym odruchem była chęć ucieczki, zniknięcia w przeciągu jednej sekundy, ponieważ dopadła ją fala niepokoju. Może nie powinna zaczynać tego tematu? To wyznanie zdecydowanie przyniosło uczonej ulgę, ale ten egoizm mógł ją doprowadzić do jeszcze gorszego zamieszania. Jakby chociaż tego przemieniającego się spojrzenia Hannie, które stopniowo ewoluowało z zaskoczenia, poprzez szok do istnego szału. Ogniki przegryzające się w szklistych oczach elfki wydawały się z każdą chwilą coraz bardziej zażarte. Uczona była przekonana, że jeżeli teraz Hannie nie wybuchnie to zaatakuje ją personalnie przy najbliższej okazji lub też do takiej sytuacji doprowadzi, by zgnieść ją jak robaka lub ośmieszyć. Jednak uzdrowicielka znowu przeniosła spojrzenie na złote tęczówki mężczyzny. Nie miała siły z nim rozmawiać, ale właściwie... to była zmęczona już każdym aspektem swojego życia. Odkąd...
- Dobrze. Tylko wróć szybko, bo ominie cię cała zabawa, a przecież Kavika się tak starała, prawda? – Hannie uśmiechnęła się anielsko i czule pogłaskała ramię zmiennokształtnego. Wolno odkleiła się od Yastre przypominając bluszcz cofający się w głąb lasu. Znikała stopniowo pozostawiając za sobą gęstą atmosferę. Być może nie wyczuwał jej beztroski panterołak, ale z pewnością była to niema obietnica zemsty na Kavice.
Ona jeszcze tu wróci... i pokaże z kim nie warto zadzierać. Hannie w żadnym stopniu nie obwiniała zmiennokształtnego za swoje zachowanie. Zwyczajnie padł ofiarą uwodzicielskich łap i manipulacji tej przeklętej blondyny, która tylko szuka pretekstu by zgarnąć go dla siebie.... Wykorzysta jego dobre serce, ale elfka wierzyła, że jest to tylko chwilowe, że gdy skończy się festyn on ocknie się w ręką w nocniku. Mimo to wolała nie ryzykować pozostawieniem spraw samym sobie. Była też oczywiście na Yastre zła. Jak mógł ją tak potraktować?! Ale póki blisko niego była ta przemądrzała dziewucha to na nic zdawało się jej gadanie. Nie przyniosłoby to żadnego pozytywnego efektu, dlatego Hannie postanowiła poczekać, choć bardzo niechętnie i niemałym oburzeniem.
Uczona przełknęła ślinę. Skąd ona ma taki dar do przyciągania kłopotów?
- Nie ma o czym mówić – powiedziała obejmując swoje ramię. – Po prostu... mi głupio, że to tak wyszło... Nie chciałam, żebyś czuł się wykorzystany. To co się stało w zeszłym roku... - dodała zaciskając palce na swetrze.
- Przepraszam – Kavika nasadą dłoni wytarła kącik oka. - Przepraszam, że tak cię potraktowałam i że teraz płaczę... Nie zasłużyłeś na to. Jesteś uczciwym i szczerym kotem, takim oddanym i lojalnym, dlatego mi tak przykro – przyznała starając się być spokojna. Musiała wziąć głęboki wdech, a wraz z wydechem opuściła rękę.
- Czuję się okropnie, a teraz jeszcze gorzej, bo stawiam cię w takiej sytuacji. Nie musisz się nade mną litować ani tym bardziej nie oczekuje przebaczenia. Chciałam cię tylko przeprosić... Dręczy mnie to od ponad roku i czułam, że muszę to w końcu z siebie wyrzucić, żeby jakoś sobie ulżyć... po tym do czego doprowadziłam i jak cię potraktowałam. Jestem straszną egoistką? - zapytała nieco w locie.
- Nie powinieneś jej chyba tak zostawiać. Dla mnie. – Czy była zbyt śmiała tym wyznaniem? - Myślę, że jej zależy... ładna jest... i miła...
"Póki nie stoję jej na drodze".
- ...nie chcę by było jej przykro, bo mnie zachciało się ciebie przepraszać - nieco zakpiła z siebie. - Za dużo gadam i niepotrzebnie cię przetrzymuje - mruknęła odwracając spojrzenie i zgarniając niesforny loczek za ucho.
Jak bardzo chciała go przepraszać! Za każde swoje wypowiedziane słowo, za to, że teraz się spotkali, że mu tak dziwnie, że była taka okropna i na festynie, jak i rok temu. Nic się nie zmieniła! Chciała go tylko dla siebie, potem przemawiała przez nią zazdrość i psuła mu całą zabawę z festynu, a teraz gdy go przepraszała... czuła się żałośnie. Przecież chciała żeby był szczęśliwy, by dobrze się bawił, ale tak trudno było go puścić w świat, gdy stał... tak blisko niej. Naprzeciw... Trudno oddać coś tak dobrego i słodkiego ze swojego życia w obce ręce i nie myśleć o tym, że ktoś tego dobrze nie wykorzysta, nie doceni, nie zasmakuje w pełni albo wręcz... zepsuje. Jednak najgorzej było sobie zdać sprawę i przyznać się przed sobą, że tym toksycznym czynnikiem jest ona sama.
- Nie, nie powinnam tego wszystkiego mówić... - uznała nieco nerwowo zdając sobie sprawę z dotychczasowych przemyśleń i przykrych wniosków.
- Dobrze. Tylko wróć szybko, bo ominie cię cała zabawa, a przecież Kavika się tak starała, prawda? – Hannie uśmiechnęła się anielsko i czule pogłaskała ramię zmiennokształtnego. Wolno odkleiła się od Yastre przypominając bluszcz cofający się w głąb lasu. Znikała stopniowo pozostawiając za sobą gęstą atmosferę. Być może nie wyczuwał jej beztroski panterołak, ale z pewnością była to niema obietnica zemsty na Kavice.
Ona jeszcze tu wróci... i pokaże z kim nie warto zadzierać. Hannie w żadnym stopniu nie obwiniała zmiennokształtnego za swoje zachowanie. Zwyczajnie padł ofiarą uwodzicielskich łap i manipulacji tej przeklętej blondyny, która tylko szuka pretekstu by zgarnąć go dla siebie.... Wykorzysta jego dobre serce, ale elfka wierzyła, że jest to tylko chwilowe, że gdy skończy się festyn on ocknie się w ręką w nocniku. Mimo to wolała nie ryzykować pozostawieniem spraw samym sobie. Była też oczywiście na Yastre zła. Jak mógł ją tak potraktować?! Ale póki blisko niego była ta przemądrzała dziewucha to na nic zdawało się jej gadanie. Nie przyniosłoby to żadnego pozytywnego efektu, dlatego Hannie postanowiła poczekać, choć bardzo niechętnie i niemałym oburzeniem.
Uczona przełknęła ślinę. Skąd ona ma taki dar do przyciągania kłopotów?
- Nie ma o czym mówić – powiedziała obejmując swoje ramię. – Po prostu... mi głupio, że to tak wyszło... Nie chciałam, żebyś czuł się wykorzystany. To co się stało w zeszłym roku... - dodała zaciskając palce na swetrze.
- Przepraszam – Kavika nasadą dłoni wytarła kącik oka. - Przepraszam, że tak cię potraktowałam i że teraz płaczę... Nie zasłużyłeś na to. Jesteś uczciwym i szczerym kotem, takim oddanym i lojalnym, dlatego mi tak przykro – przyznała starając się być spokojna. Musiała wziąć głęboki wdech, a wraz z wydechem opuściła rękę.
- Czuję się okropnie, a teraz jeszcze gorzej, bo stawiam cię w takiej sytuacji. Nie musisz się nade mną litować ani tym bardziej nie oczekuje przebaczenia. Chciałam cię tylko przeprosić... Dręczy mnie to od ponad roku i czułam, że muszę to w końcu z siebie wyrzucić, żeby jakoś sobie ulżyć... po tym do czego doprowadziłam i jak cię potraktowałam. Jestem straszną egoistką? - zapytała nieco w locie.
- Nie powinieneś jej chyba tak zostawiać. Dla mnie. – Czy była zbyt śmiała tym wyznaniem? - Myślę, że jej zależy... ładna jest... i miła...
"Póki nie stoję jej na drodze".
- ...nie chcę by było jej przykro, bo mnie zachciało się ciebie przepraszać - nieco zakpiła z siebie. - Za dużo gadam i niepotrzebnie cię przetrzymuje - mruknęła odwracając spojrzenie i zgarniając niesforny loczek za ucho.
Jak bardzo chciała go przepraszać! Za każde swoje wypowiedziane słowo, za to, że teraz się spotkali, że mu tak dziwnie, że była taka okropna i na festynie, jak i rok temu. Nic się nie zmieniła! Chciała go tylko dla siebie, potem przemawiała przez nią zazdrość i psuła mu całą zabawę z festynu, a teraz gdy go przepraszała... czuła się żałośnie. Przecież chciała żeby był szczęśliwy, by dobrze się bawił, ale tak trudno było go puścić w świat, gdy stał... tak blisko niej. Naprzeciw... Trudno oddać coś tak dobrego i słodkiego ze swojego życia w obce ręce i nie myśleć o tym, że ktoś tego dobrze nie wykorzysta, nie doceni, nie zasmakuje w pełni albo wręcz... zepsuje. Jednak najgorzej było sobie zdać sprawę i przyznać się przed sobą, że tym toksycznym czynnikiem jest ona sama.
- Nie, nie powinnam tego wszystkiego mówić... - uznała nieco nerwowo zdając sobie sprawę z dotychczasowych przemyśleń i przykrych wniosków.
- Yastre
- Kroczący w Snach
- Posty: 212
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
- Kontakt:
Yastre zupełnie nie zdawał sobie sprawy z konsekwencji tego co zrobił i powiedział – z tego jakie emocje wzbudził w jednej i drugiej kobiecie. Zauważył błysk w oczach Kaviki, którego jednak nie umiał jasno zinterpretować. Wydawało mu się, że to była radość – że chciała, aby został. Zaraz jednak skarcił się, że przecież to mężatka i on nie może interpretować wszystkich jej gestów na swoją korzyść. No a Hannie… Jej gniewu w ogóle nie dostrzegł, bo i nie wiedział, że ona żywi względem niego cokolwiek więcej poza sympatią. On cały czas był dla niej po prostu miły, skąd mógł wiedzieć, że ona za mocno się w to angażuje? Nie spodziewał się, że ten pocałunek za namiotami nie był tylko przykrywką, że kryło się za nim coś więcej. Nie widział tych nienawistnych spojrzeń, jakie ona wysyłała Kavice. Nie wiedział jak bardzo jego niewiedza krzywdzi obie kobiety. On po prostu chciał dobrze.
- Jasne, jasne – odpowiedział wesoło elfce, gdy ta kazała mu się spieszyć. No nie zamierzał niczego przeciągać, ale w sumie też nie mógł jej nic obiecać, bo kto wie ile czasu mu zejdzie z uczoną? Raczej nie długo, bo ona na pewno też chciała już wracać na festyn, ale on na pewno nie zamierzał zostawiać tej sprawy niezałatwionej.
Gdy zostali sami, Yastre podszedł pół kroku w stronę Kaviki – jednocześnie tyle, by dać im obojgu poczucie intymności na czas tej rozmowy i tyle, by nikt im nie zarzucił, że stoją za blisko. Był jej to winien – nie mógł przez swoje własne zawiedzione uczucia narażać jej dobrego imienia na szwank. Chodziło mu tylko o to, aby mogła się wygadać, bo on naprawdę z chęcią jej wysłucha i pomoże na ile będzie umiał. W imię… przyjaźni. Tak, przyjaźni. Bo na nic więcej przecież nie mógł liczyć.
Uśmiechnął się do niej zachęcając, by powiedziała co jej leży na sercu. Ona z początku się wzbraniała, ale on dał jej czas i w końcu zaczęła mówić. Niewiele, ale zawsze coś. Bandyta jej nie poganiał, niech się rozkręci, spokojnie, mieli czas. Nie spodziewał się jednak, że ona zacznie mówić o tym dniu, gdy się rozstali. Nie ukrywał zaskoczenia – spojrzał na nią wielkimi oczami, jego uszy przesunęły się nieco w tył, na boki.
- Nie przepraszaj – poprosił cicho, ale że ona nadal mówiła to on już jej więcej nie przerywał. Podszedł jednak kolejne pół kroku, nie zastanawiając się już nad tym „co ludzie powiedzą”. Jego Kavika płakała. Nie, nie jego… Nie do końca. Bo przecież on nadal nie umiał o niej zapomnieć, nawet jeśli ona oddała serce innemu.
- Och, Kavika – westchnął, gdy już z siebie wszystko wyrzuciła. Nie zastanawiając się nawet nad konsekwencjami swojego gestu, zbliżył się jeszcze trochę, wyciągnął ręce i przygarnął ją do siebie. Przytulił ją, kładąc jedną dłoń na jej ramionach, a drugą na tyle głowy. Pocieszał.
- Nie przepraszaj mnie, nie masz za co – zapewnił z zadziwiającą czułością w głosie, choć bolało go przy tym serce. – To ja nie powinienem był w ogóle do tego dopuścić… Wiedziałem, że jesteś zajęta. Jestem po prostu trochę niemądrym kotem. Przepraszam cię za to.
Naprawdę się nie gniewał. Fakt, że było mu przykro, fakt, że długo chodził markotny… Ale tak jak powiedział: wiedział w co się pakował. Sam był głupi, że dał się tak oczarować. Kavika nie miała za co go przepraszać, a zwłaszcza nie teraz. To już była przeszłość, a on nie był pamiętliwy.
- Hm? - Nagle jakby coś sobie przypomniał. Odsunął się od Kaviki, jakby patrząc na nią miał lepiej zrozumieć jej słowa. - Zostawiać? Mówisz o Hannie? Ale przecież ona nie jest sama, są z nią chłopaki, a ona ma jeszcze jedną koleżankę ze sobą z tego ich zakonu, więc ma jakieś towarzystwo, poradzi sobie. A ja jak miałem cię zostawić jak byłaś taka biedna i smutna? - zapytał z niewymuszoną czułością, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.
- Jasne, jasne – odpowiedział wesoło elfce, gdy ta kazała mu się spieszyć. No nie zamierzał niczego przeciągać, ale w sumie też nie mógł jej nic obiecać, bo kto wie ile czasu mu zejdzie z uczoną? Raczej nie długo, bo ona na pewno też chciała już wracać na festyn, ale on na pewno nie zamierzał zostawiać tej sprawy niezałatwionej.
Gdy zostali sami, Yastre podszedł pół kroku w stronę Kaviki – jednocześnie tyle, by dać im obojgu poczucie intymności na czas tej rozmowy i tyle, by nikt im nie zarzucił, że stoją za blisko. Był jej to winien – nie mógł przez swoje własne zawiedzione uczucia narażać jej dobrego imienia na szwank. Chodziło mu tylko o to, aby mogła się wygadać, bo on naprawdę z chęcią jej wysłucha i pomoże na ile będzie umiał. W imię… przyjaźni. Tak, przyjaźni. Bo na nic więcej przecież nie mógł liczyć.
Uśmiechnął się do niej zachęcając, by powiedziała co jej leży na sercu. Ona z początku się wzbraniała, ale on dał jej czas i w końcu zaczęła mówić. Niewiele, ale zawsze coś. Bandyta jej nie poganiał, niech się rozkręci, spokojnie, mieli czas. Nie spodziewał się jednak, że ona zacznie mówić o tym dniu, gdy się rozstali. Nie ukrywał zaskoczenia – spojrzał na nią wielkimi oczami, jego uszy przesunęły się nieco w tył, na boki.
- Nie przepraszaj – poprosił cicho, ale że ona nadal mówiła to on już jej więcej nie przerywał. Podszedł jednak kolejne pół kroku, nie zastanawiając się już nad tym „co ludzie powiedzą”. Jego Kavika płakała. Nie, nie jego… Nie do końca. Bo przecież on nadal nie umiał o niej zapomnieć, nawet jeśli ona oddała serce innemu.
- Och, Kavika – westchnął, gdy już z siebie wszystko wyrzuciła. Nie zastanawiając się nawet nad konsekwencjami swojego gestu, zbliżył się jeszcze trochę, wyciągnął ręce i przygarnął ją do siebie. Przytulił ją, kładąc jedną dłoń na jej ramionach, a drugą na tyle głowy. Pocieszał.
- Nie przepraszaj mnie, nie masz za co – zapewnił z zadziwiającą czułością w głosie, choć bolało go przy tym serce. – To ja nie powinienem był w ogóle do tego dopuścić… Wiedziałem, że jesteś zajęta. Jestem po prostu trochę niemądrym kotem. Przepraszam cię za to.
Naprawdę się nie gniewał. Fakt, że było mu przykro, fakt, że długo chodził markotny… Ale tak jak powiedział: wiedział w co się pakował. Sam był głupi, że dał się tak oczarować. Kavika nie miała za co go przepraszać, a zwłaszcza nie teraz. To już była przeszłość, a on nie był pamiętliwy.
- Hm? - Nagle jakby coś sobie przypomniał. Odsunął się od Kaviki, jakby patrząc na nią miał lepiej zrozumieć jej słowa. - Zostawiać? Mówisz o Hannie? Ale przecież ona nie jest sama, są z nią chłopaki, a ona ma jeszcze jedną koleżankę ze sobą z tego ich zakonu, więc ma jakieś towarzystwo, poradzi sobie. A ja jak miałem cię zostawić jak byłaś taka biedna i smutna? - zapytał z niewymuszoną czułością, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.
- Kavika
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 114
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Yastre umiejętnie odczytywał emocje Kaviki, a jego delikatność i empatia zdawały się spokojnie prowadzić go do coraz bliższej relacji z uczoną. Zachowanie to przychodziło mu intuicyjnie, choć pewnie niejeden obserwator mógłby doszukać się tutaj drugiego dna, ale... takiego nie było. Otaczała ich szczera troska, choć... niekoniecznie cała prawda.
Kavika naturalnie przyjęła jego otwarte ramiona. Nie wiedziała, a i nad tym się jeszcze nie zastanawiała, kiedy wtuliła się w panterołaka. Jego ciężka dłoń nosiła w sobie całe pokłady bezpieczeństwa, stał się nagle jej małą skrytką na wszystkie strachy. To było na swój sposób wyzwalające, ale i paraliżujące. Oczywiście, że czuła jak boi się wykonać jakikolwiek krok na przód. Odnosiła wrażenie, że każda jej kolejna decyzja to tylko kolejna porażka, bo nie czuła stałego punktu w swoim życiu, do którego mogłaby bezpiecznie wrócić. Opowiedzieć o przykrych zdarzeniach, bała się podjąć jakiekolwiek ryzyko, bo upadek bez kamizelki bezpieczeństwa mógł być dla niej śmiertelny. Dryfowała więc na tafli wody nie wznosząc się ani do góry, ani nie nurkując w tajemniczą głębię, bo zarówno na niebie jak i w oceanie czekały niebezpieczeństwa.
Teraz jednak czuła, że wróciła na piaszczystą plażę przytulając Yastre i oczami wyobraźni widziała w oddali drewniany domek tuż nad brzegiem.
Mimo to nadal uważała, że to nie on powinien ją przepraszać. Przecież był wolnym kocurem a ona narzeczoną innego mężczyzny... nie wodził jej za nos, nie zmuszał na siłę, to ona nie potrafiła się przed tym wszystkim powstrzymać... jak teraz.
Gdy zdała sobie sprawę z ich bliskości, przełknęła ślinę, a zaraz po tym poczuła jak Yastre delikatnie się od niej odsuwa wciąż pozostawiając ją w swoim objęciu. Była nieco zaskoczona i zbita z tropu wypowiedzią zmiennokształtnego. Tak swobodnie mówił o Hannie, nie martwił się o nią w żaden sposób i tym samym ujął ich wspólnej relacji w oczach uzdrowicielki. Uczona nie wiedziała co ma o tym myśleć, bo przecież jeszcze poprzedniego wieczora się całowali, a teraz... wypowiada się o elfce tak zwyczajnie, lecz Kavika mimo tego miała spore wątpliwości. Hannie bardzo zależało na Yastre, uzdrowicielka widziała...wręcz czuła na swojej skórze ostre, cięte spojrzenie pięknych brązowych oczu mieszkanki lasu. Nawet teraz przeszedł ją dreszcz.
- Spójrz co za łajza! - Hannie zaciskała drobne dłonie.
- A może to on jest dupkiem, hę? Zastanowiłaś się nad tym, Hannie? Kolejny babiarz i tyle... - mruknęła Shanon wspierając podbródek na dłoni nieco znudzona ślęczeniem w krzakach.
- Agh! - wściekła się młodsza z kobiet. - Nie rozumiesz! Popłakała się i bierze go totalnie na litość. Puszczalska zdzira. Słyszałaś, że podobno chciała uwieść Enoriego Retri'e z Thenderionu?
- Tego obrzydliwego badacza co to co roku przychodzi sprawdzać żaby na naszym terenie?
- No – przytaknęła Hannie.
- Naprawdę? To już jest naprawdę obrzydliwe.
Kobiety chwile milczały przyglądając się w oddali parze, gdy nagle młodsza z nich wstała i ruszyła w kierunku festynu.
- Hannie, co ty...
- Niech się dowie jaka jest naprawdę – zarzekła się elfka.
- Jesteś zbyt dobry... Yastre - odpowiedziała w końcu Kavika uśmiechając się lekko, z nieśmiałym wzruszeniem.
Nareszcie czuła się dobrze. Nie chodziło tylko o wyrzucenie z siebie tego całego śmietnika żalu do samej siebie, być może egoistycznych przeprosin, ale znikła między nimi ta ściana wymuszonego dystansu. Byli blisko siebie i... czuła się z tym niesamowicie dobrze. Przyjemnie, błogo... "chwilo trwaj dłużej, jak najdłużej" – niemalże błagała w myślach.
Dłoń Kaviki posunęła się ku górze, wzdłuż szyi mężczyzny i szczupłe palce uczonej spoczęły na jego brodzie tak by mogła kciukiem pogłaskać jego policzek. Palec spotkał się z małym oporem zarostu, ale szorstka struktura wypełniła ciało Kaviki dreszczem. Lekko rozchylone usta i nagły, krótki wdech zdradziły kobiecą rozkosz, lecz przygasły słysząc w oddali chichot.
Uzdrowicielka spojrzała w bok i dostrzegła grupkę rozbawionych panien na uboczu, które przyglądały się całemu zajściu. Wtedy cały świat znowu się zmienił... wrócił cały i niemiłosierny dla niej jak kiedyś.
- Och... - westchnęła odsuwając się nagle od zmiennokształtnego i zaciągając na siebie jak najszczelniej sweter. Nie wiedziała co ma powiedzieć, zrobić, jak ugasić kolejny plotkarski pożar, który za chwilę zapłonie na festynie. Spanikowała, ale nie bardzo wiedziała co powiedzieć oddalającym się kobietom...
Kavika naturalnie przyjęła jego otwarte ramiona. Nie wiedziała, a i nad tym się jeszcze nie zastanawiała, kiedy wtuliła się w panterołaka. Jego ciężka dłoń nosiła w sobie całe pokłady bezpieczeństwa, stał się nagle jej małą skrytką na wszystkie strachy. To było na swój sposób wyzwalające, ale i paraliżujące. Oczywiście, że czuła jak boi się wykonać jakikolwiek krok na przód. Odnosiła wrażenie, że każda jej kolejna decyzja to tylko kolejna porażka, bo nie czuła stałego punktu w swoim życiu, do którego mogłaby bezpiecznie wrócić. Opowiedzieć o przykrych zdarzeniach, bała się podjąć jakiekolwiek ryzyko, bo upadek bez kamizelki bezpieczeństwa mógł być dla niej śmiertelny. Dryfowała więc na tafli wody nie wznosząc się ani do góry, ani nie nurkując w tajemniczą głębię, bo zarówno na niebie jak i w oceanie czekały niebezpieczeństwa.
Teraz jednak czuła, że wróciła na piaszczystą plażę przytulając Yastre i oczami wyobraźni widziała w oddali drewniany domek tuż nad brzegiem.
Mimo to nadal uważała, że to nie on powinien ją przepraszać. Przecież był wolnym kocurem a ona narzeczoną innego mężczyzny... nie wodził jej za nos, nie zmuszał na siłę, to ona nie potrafiła się przed tym wszystkim powstrzymać... jak teraz.
Gdy zdała sobie sprawę z ich bliskości, przełknęła ślinę, a zaraz po tym poczuła jak Yastre delikatnie się od niej odsuwa wciąż pozostawiając ją w swoim objęciu. Była nieco zaskoczona i zbita z tropu wypowiedzią zmiennokształtnego. Tak swobodnie mówił o Hannie, nie martwił się o nią w żaden sposób i tym samym ujął ich wspólnej relacji w oczach uzdrowicielki. Uczona nie wiedziała co ma o tym myśleć, bo przecież jeszcze poprzedniego wieczora się całowali, a teraz... wypowiada się o elfce tak zwyczajnie, lecz Kavika mimo tego miała spore wątpliwości. Hannie bardzo zależało na Yastre, uzdrowicielka widziała...wręcz czuła na swojej skórze ostre, cięte spojrzenie pięknych brązowych oczu mieszkanki lasu. Nawet teraz przeszedł ją dreszcz.
- Spójrz co za łajza! - Hannie zaciskała drobne dłonie.
- A może to on jest dupkiem, hę? Zastanowiłaś się nad tym, Hannie? Kolejny babiarz i tyle... - mruknęła Shanon wspierając podbródek na dłoni nieco znudzona ślęczeniem w krzakach.
- Agh! - wściekła się młodsza z kobiet. - Nie rozumiesz! Popłakała się i bierze go totalnie na litość. Puszczalska zdzira. Słyszałaś, że podobno chciała uwieść Enoriego Retri'e z Thenderionu?
- Tego obrzydliwego badacza co to co roku przychodzi sprawdzać żaby na naszym terenie?
- No – przytaknęła Hannie.
- Naprawdę? To już jest naprawdę obrzydliwe.
Kobiety chwile milczały przyglądając się w oddali parze, gdy nagle młodsza z nich wstała i ruszyła w kierunku festynu.
- Hannie, co ty...
- Niech się dowie jaka jest naprawdę – zarzekła się elfka.
- Jesteś zbyt dobry... Yastre - odpowiedziała w końcu Kavika uśmiechając się lekko, z nieśmiałym wzruszeniem.
Nareszcie czuła się dobrze. Nie chodziło tylko o wyrzucenie z siebie tego całego śmietnika żalu do samej siebie, być może egoistycznych przeprosin, ale znikła między nimi ta ściana wymuszonego dystansu. Byli blisko siebie i... czuła się z tym niesamowicie dobrze. Przyjemnie, błogo... "chwilo trwaj dłużej, jak najdłużej" – niemalże błagała w myślach.
Dłoń Kaviki posunęła się ku górze, wzdłuż szyi mężczyzny i szczupłe palce uczonej spoczęły na jego brodzie tak by mogła kciukiem pogłaskać jego policzek. Palec spotkał się z małym oporem zarostu, ale szorstka struktura wypełniła ciało Kaviki dreszczem. Lekko rozchylone usta i nagły, krótki wdech zdradziły kobiecą rozkosz, lecz przygasły słysząc w oddali chichot.
Uzdrowicielka spojrzała w bok i dostrzegła grupkę rozbawionych panien na uboczu, które przyglądały się całemu zajściu. Wtedy cały świat znowu się zmienił... wrócił cały i niemiłosierny dla niej jak kiedyś.
- Och... - westchnęła odsuwając się nagle od zmiennokształtnego i zaciągając na siebie jak najszczelniej sweter. Nie wiedziała co ma powiedzieć, zrobić, jak ugasić kolejny plotkarski pożar, który za chwilę zapłonie na festynie. Spanikowała, ale nie bardzo wiedziała co powiedzieć oddalającym się kobietom...
- Yastre
- Kroczący w Snach
- Posty: 212
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
- Kontakt:
Yastre czuł pewien opór ze strony Kaviki, ale nie taki, który zmusiłby go do cofnięcia się. Prędzej taki, który tym bardziej utwierdził go w przekonaniu, że ona tej czułości z jego strony potrzebowała - ten paraliżujący smutek połączony z niedowierzaniem, że ktokolwiek może jej współczuć i szczerze się nią interesować. Przez moment poczuł irytację - uczona wydawała mu się taka smutna i samotna w tej chwili jakby od ich rozstania nie miała na kim polegać, jakby teraz zrzuciła z ramion ciężar, który nagromadził się nie w ostatnich dniach, a miesiącach. Gdzie był ten jej mężulek, gdy ona go potrzebowała?! Jak on się nią zajmował? Bandyta może i był głupi, ale był przekonany, że na nic nie zda się pozycja i pieniądze, jeśli nie da się partnerowi wsparcia w trudnych chwilach. Monetami nie otrze się łez, jedwab nie zastąpi ciepła drugiej osoby, koncerty w filharmonii nie ukoją tak jak wypowiedziane szeptem, ale z przekonaniem “jestem przy tobie”. Cholerka, czy tamten ciołek tego nie rozumiał? Ależ on by go dopadł i przetłumaczył mu jak należy…
Lecz chwila. Czyż Kavika nie wybrała tamtego? Czyż Yastre wielokrotnie nie został porzucony, bo nic sobą nie reprezentował - kobiety wolał mężczyzn statecznych, z domem, dochodem, dających perspektywę spokojnej przyszłości, nie takich wagabundów… Więc może on wcale nie znał ich potrzeb. Oceniał przez pryzmat swojego serca, które nie martwiło się dobrami doczesnymi i tym co do gara włożyć tylko tym, by mieć do kogo gębę otworzyć. We dwójkę zawsze znajdzie się schronienie, pożywienie, zawsze sobie poradzi. Tak myślał. Ale może się mylił?
Kaviki jednak nie zamierzał puścić tylko przez to, że nagle coś sobie uświadomił. Mógł dać ponieść się emocjom, ale przecież miał namacalne dowody tego, że ona chciała być przytulana - bo gdyby nie chciała, nie pozwoliłaby mu na to, odsunęła się, odepchnęła go, powiedziała dość, a nie tak ufnie sama go obejmowała. Więc niech tak będzie - niech się przy nim ogrzeje. Emocjonalnie oczywiście, bo przecież tak fizycznie to było ciepło.
- E tam - zbył jej słowa o własnej dobroci, jakby to naprawdę nie było nic wielkiego. Nic co zasługiwałoby chociażby na wzmiankę.
- Od tego są przyjaciele, prawda? - dodał, by nie wprawiać ją w zakłopotanie domysłami. Niech wie, że on nadal szanuje jej decyzję i nie zamierza się narzucać ani robić sobie nadziei… Albo przynajmniej nie okazywać, że je sobie robi, bo gdzieś tam w głębi ducha jakieś nadzieje miał. Jak przez cały ten rok, gdy czasami przed snem marzył co by to było, gdyby znowu się spotkali, a ona powiedziałaby mu, że już nie jest z tamtym fagasem. Nieważne z jakiego powodu, ale że znowu jest wolna i on znowu może spróbować się o nią starać. Albo gdyby powiedziała mu, że tamto to było nieporozumienie, że wcale nie wychodziła za mąż tylko że się wystraszyła i powiedziała coś głupiego, by dać sobie czas, ale żałuje… O na Prasmoka, jak bardzo tego chciał! Ale życie to nie bajka. Dobrze jest jak jest.
Intruzów wyczuł chwilę przed Kaviką. Konkretniej to najpierw usłyszał kroki i szepty, a później poczuł woń mydła i macierzanki - kompozycja obowiązkowa wśród chłopek na zabawie, których nie było stać na perfumy, ale mimo to chciały ładnie pachnieć. Zdał sobie szybko sprawę z tego, że zobaczyły go jak przytula mężatkę, jak tamta go głaszcze… I wiedział doskonale czym to może skutkować. Nie mógł pozwolić na zszarganie reputacji Kaviki - miała za wiele do stracenia. Ktoś mógłby ją posądzić o zdradzanie męża i te plotki mogłyby dotrzeć do szanownego - tfu! - małżonka. Yastre nie chciał, by spotkały ją takie kłopoty… I jednocześnie w nosie miał własną reputację. Westchnął więc głęboko i zrobił to, co musiał.
- Dzięki - powiedział dość głośno, by tamte słyszały, jednocześnie pociągając nosem i odsuwając się od Kaviki. Udawał, że nie widzi tamtych plotkar i nawet nie zerkał w tamtym kierunku. - Ale serio, nikomu nie mów, dobra? Chłopaki by się śmiały jakby się dowiedzieli, że tak spanikowałem przez głupiego pająka, że mnie baba musiała uspokajać jak dzieciaka… Bez urazy, nie? - zastrzegł szybko, bo głupio mu było mimo wszystko mówić na uczona “baba”. - To ten… To ja już pójdę.
Dopiero teraz panterołak obrócił się w stronę tamtych dziewek i udawał bardzo zaskoczonego tym, że te ich widziały i co więcej - dowiedziały się, że on, taki silny i samczy mężczyzna, wystraszył się małego pająka w lesie.
- A wy co się gapicie, kurde blade?! - zirytował się, postępując w ich stronę jakby chciał je pogonić lagą, nawet jeśli takowej na podorędziu nie posiadał.
Lecz chwila. Czyż Kavika nie wybrała tamtego? Czyż Yastre wielokrotnie nie został porzucony, bo nic sobą nie reprezentował - kobiety wolał mężczyzn statecznych, z domem, dochodem, dających perspektywę spokojnej przyszłości, nie takich wagabundów… Więc może on wcale nie znał ich potrzeb. Oceniał przez pryzmat swojego serca, które nie martwiło się dobrami doczesnymi i tym co do gara włożyć tylko tym, by mieć do kogo gębę otworzyć. We dwójkę zawsze znajdzie się schronienie, pożywienie, zawsze sobie poradzi. Tak myślał. Ale może się mylił?
Kaviki jednak nie zamierzał puścić tylko przez to, że nagle coś sobie uświadomił. Mógł dać ponieść się emocjom, ale przecież miał namacalne dowody tego, że ona chciała być przytulana - bo gdyby nie chciała, nie pozwoliłaby mu na to, odsunęła się, odepchnęła go, powiedziała dość, a nie tak ufnie sama go obejmowała. Więc niech tak będzie - niech się przy nim ogrzeje. Emocjonalnie oczywiście, bo przecież tak fizycznie to było ciepło.
- E tam - zbył jej słowa o własnej dobroci, jakby to naprawdę nie było nic wielkiego. Nic co zasługiwałoby chociażby na wzmiankę.
- Od tego są przyjaciele, prawda? - dodał, by nie wprawiać ją w zakłopotanie domysłami. Niech wie, że on nadal szanuje jej decyzję i nie zamierza się narzucać ani robić sobie nadziei… Albo przynajmniej nie okazywać, że je sobie robi, bo gdzieś tam w głębi ducha jakieś nadzieje miał. Jak przez cały ten rok, gdy czasami przed snem marzył co by to było, gdyby znowu się spotkali, a ona powiedziałaby mu, że już nie jest z tamtym fagasem. Nieważne z jakiego powodu, ale że znowu jest wolna i on znowu może spróbować się o nią starać. Albo gdyby powiedziała mu, że tamto to było nieporozumienie, że wcale nie wychodziła za mąż tylko że się wystraszyła i powiedziała coś głupiego, by dać sobie czas, ale żałuje… O na Prasmoka, jak bardzo tego chciał! Ale życie to nie bajka. Dobrze jest jak jest.
Intruzów wyczuł chwilę przed Kaviką. Konkretniej to najpierw usłyszał kroki i szepty, a później poczuł woń mydła i macierzanki - kompozycja obowiązkowa wśród chłopek na zabawie, których nie było stać na perfumy, ale mimo to chciały ładnie pachnieć. Zdał sobie szybko sprawę z tego, że zobaczyły go jak przytula mężatkę, jak tamta go głaszcze… I wiedział doskonale czym to może skutkować. Nie mógł pozwolić na zszarganie reputacji Kaviki - miała za wiele do stracenia. Ktoś mógłby ją posądzić o zdradzanie męża i te plotki mogłyby dotrzeć do szanownego - tfu! - małżonka. Yastre nie chciał, by spotkały ją takie kłopoty… I jednocześnie w nosie miał własną reputację. Westchnął więc głęboko i zrobił to, co musiał.
- Dzięki - powiedział dość głośno, by tamte słyszały, jednocześnie pociągając nosem i odsuwając się od Kaviki. Udawał, że nie widzi tamtych plotkar i nawet nie zerkał w tamtym kierunku. - Ale serio, nikomu nie mów, dobra? Chłopaki by się śmiały jakby się dowiedzieli, że tak spanikowałem przez głupiego pająka, że mnie baba musiała uspokajać jak dzieciaka… Bez urazy, nie? - zastrzegł szybko, bo głupio mu było mimo wszystko mówić na uczona “baba”. - To ten… To ja już pójdę.
Dopiero teraz panterołak obrócił się w stronę tamtych dziewek i udawał bardzo zaskoczonego tym, że te ich widziały i co więcej - dowiedziały się, że on, taki silny i samczy mężczyzna, wystraszył się małego pająka w lesie.
- A wy co się gapicie, kurde blade?! - zirytował się, postępując w ich stronę jakby chciał je pogonić lagą, nawet jeśli takowej na podorędziu nie posiadał.
- Kavika
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 114
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Kavika spojrzała zdumiona na Yastre kiedy jej podziękował. Miał ku temu powód? Jak się okazało – jak najbardziej. Nadszarpnął dla niej reputację. Te dziką, nieokiełznaną bestię zamienił na trzęsącego ogonem kociaka. Kavika odetchnęła i uśmiechnęła się wdzięcznie do mężczyzny rozluźniają ramiona co sprawiło, że jej ręce opadły wzdłuż tułowia.
- Dobrze – odparła cicho patrząc na niego ciepło.
Panny stojące na uboczu parsknęły śmiechem szepcząc między sobą mało przyjazne komentarze na temat ubogiej mężności zmiennokształtnego, ale zaraz pisnęły gdy ten tylko się do nich odezwał. Jakby nie patrzeć, nadal był w głębi duszy rozszalałą panterą.
- Lepiej uważaj na pająki, w lesie jest ich pełno! - jedna z nich odważyła się odeprzeć komentarz Yastre atakiem i po tych słowach obróciła się do koleżanek popędzając je w stronę festynu.
Kavika została sama pośród drzew, ale tym razem czuła ulgę wdychając jesienne powietrze. Wypuściła je nosem i lekko odchylając głowę wróciła myślami do sytuacji sprzed chwili, gdy znowu mogła poczuć Yastre. To było tak wielowymiarowe zbliżenie, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Był dla niej pełny zrozumienia i otwartości, przyjmował każdy bagaż jakim się dzieliła, choć oczywiście nie chciała go obciążać. To... wychodziło tak naturalnie. Nie potrafiła również w żaden sposób oprzeć się męskiemu ciału, które doskonale zapamiętała. Gdy głaskała jego brodę miała ochotę tylko na jedno...
Uzdrowicielka ocknęła się rumiana na policzkach i rozpalona zarówno przez słońce, jak i wyobraźnię. „Nic się nie zmienił”, pomyślała i chociaż zazwyczaj stwierdzenie to nosi w sobie negatywny wydźwięk, tym razem było pełne pozytywów. Ona za to zmieniła się strasznie... Może takiej jej nie zaakceptuje?
Ależ o czym ona myśli! Kavika zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Nie mogła go teraz uwieść! Pomijając już fakt, że nie bardzo wiedziała jak zwabić mężczyznę, to panterołak przybył tu z piękna Hannie. Nie mogła tego zrobić... ani jej... ani tym bardziej jemu. Bo czy była pewna własnych uczuć? Czy to nie tylko chwilowy powiew dawnych wspomnień?
Nie miała czasu rozmyślać. Odsuwała uczucia na bok, jak na uczoną przystało – kierowała się rozumem, a ten podpowiadał jej by zachowała wszelką moralność. Wystarczy, że publika ją tego pozbawia.
Mimo tych całych zawirowań, tym razem chętniej wkroczyła na teren festynu. Czuła się tak wyzwolona, choć wciąż otaczały ją tajemnice. Jednak ten dzień stał się lepszy, lżejszy, bardziej kolorowy. Dosłownie! W jednej chwili złapała się na tym, że przygląda się liściom jednego z pobliskich drzew. Czerwono-żółte rozgwiazdy delikatnie przepuszczały światło kładąc na niej niewielki cień.
- Kavika... - powtórzył wodzirej machając dłonią przed twarzą uzdrowicielki. Jego głos brzmiał jak stłumione pod wodą wołanie.
- Tak? - zapytała rozkojarzona zwracają twarz ku Romualdowi.
- Lepiej przesunąć stoisko z biżuterią czy rękodziełem?
- Tak... - odpowiedziała, rozmarzona wracając wzrokiem na malowniczą koronę klonu.
Humor blondynki spochmurniał dopiero, gdy horyzont przykrył jej napięty mięsień bicepsu. Zdziwiona uczona zmrużyła oczy, po czym zerknęła na stojącego obok bogacza.
- Germund... - powitała go z małym entuzjazmem na co drwal kompletnie nie zwrócił uwagi.
- Wiesz, niedługo zaczną się zawody w rzucaniu kłodą – przypomniał Rotoker. – Powinnaś kontynuować te swoje ekhm... badania – obniżył nieco głos sportowiec. - Rozumiesz, muszę dobrze rozciągnąć mięśnie przed tymi zawodami. Mam zamiar pokonać Woolfa w tym roku.
- Ohoho, odważnie – zauważyła Kavika. - Braum tak ci się łatwo nie da – dodała zgryźliwie.
- Mam zamiar cię zaskoczyć – powiedział dumnie. - A więc?
Uzdrowicielka ciężko westchnęła, jednak badania były jej priorytetem więc zaprosiła Germunda na teren, gdzie na świeżym powietrzu szykowali się zawodnicy.
Nieopodal zaś grupa rozbójników bawiła się w najlepsze. Towarzyszyły im krzyki i śmiech podczas rzucania kośćmi. Gdy tylko Yastre pojawił się na horyzoncie, Hannie od razu ożyła i uniosła się na nogach machając wesoło do ukochanego.
- Tu obok sprzedają pyszne babeczki, kupiłam kilka – poinformowała panterołaka pokazując mu jedną z lukrowanych, pięknie zdobionych pyszności. - Zobacz, tu jest takie różowe serduszko – powiedziała słodko, po czym pociągnęła go za sobą siadając kawałek dalej od grupy by zachować odrobinę prywatności.
- W środku jest nadzienie ze śliwek – podkusiła go jeszcze bardziej by odwrócić jego uwagę od toczącej się między jego kumplami rozgrywki.
- Mieszkam tu tyle lat i sporo słyszałam na temat Kaviki, ale nigdy nie miałam okazji poznać jej osobiście – zagaiła zajadając się muffinką. - Jak się poznaliście? Z tego co wiem, to mieszkała ona w Rapsodzie... Ty też tam mieszkałeś?
- Dobrze – odparła cicho patrząc na niego ciepło.
Panny stojące na uboczu parsknęły śmiechem szepcząc między sobą mało przyjazne komentarze na temat ubogiej mężności zmiennokształtnego, ale zaraz pisnęły gdy ten tylko się do nich odezwał. Jakby nie patrzeć, nadal był w głębi duszy rozszalałą panterą.
- Lepiej uważaj na pająki, w lesie jest ich pełno! - jedna z nich odważyła się odeprzeć komentarz Yastre atakiem i po tych słowach obróciła się do koleżanek popędzając je w stronę festynu.
Kavika została sama pośród drzew, ale tym razem czuła ulgę wdychając jesienne powietrze. Wypuściła je nosem i lekko odchylając głowę wróciła myślami do sytuacji sprzed chwili, gdy znowu mogła poczuć Yastre. To było tak wielowymiarowe zbliżenie, zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Był dla niej pełny zrozumienia i otwartości, przyjmował każdy bagaż jakim się dzieliła, choć oczywiście nie chciała go obciążać. To... wychodziło tak naturalnie. Nie potrafiła również w żaden sposób oprzeć się męskiemu ciału, które doskonale zapamiętała. Gdy głaskała jego brodę miała ochotę tylko na jedno...
Uzdrowicielka ocknęła się rumiana na policzkach i rozpalona zarówno przez słońce, jak i wyobraźnię. „Nic się nie zmienił”, pomyślała i chociaż zazwyczaj stwierdzenie to nosi w sobie negatywny wydźwięk, tym razem było pełne pozytywów. Ona za to zmieniła się strasznie... Może takiej jej nie zaakceptuje?
Ależ o czym ona myśli! Kavika zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Nie mogła go teraz uwieść! Pomijając już fakt, że nie bardzo wiedziała jak zwabić mężczyznę, to panterołak przybył tu z piękna Hannie. Nie mogła tego zrobić... ani jej... ani tym bardziej jemu. Bo czy była pewna własnych uczuć? Czy to nie tylko chwilowy powiew dawnych wspomnień?
Nie miała czasu rozmyślać. Odsuwała uczucia na bok, jak na uczoną przystało – kierowała się rozumem, a ten podpowiadał jej by zachowała wszelką moralność. Wystarczy, że publika ją tego pozbawia.
Mimo tych całych zawirowań, tym razem chętniej wkroczyła na teren festynu. Czuła się tak wyzwolona, choć wciąż otaczały ją tajemnice. Jednak ten dzień stał się lepszy, lżejszy, bardziej kolorowy. Dosłownie! W jednej chwili złapała się na tym, że przygląda się liściom jednego z pobliskich drzew. Czerwono-żółte rozgwiazdy delikatnie przepuszczały światło kładąc na niej niewielki cień.
- Kavika... - powtórzył wodzirej machając dłonią przed twarzą uzdrowicielki. Jego głos brzmiał jak stłumione pod wodą wołanie.
- Tak? - zapytała rozkojarzona zwracają twarz ku Romualdowi.
- Lepiej przesunąć stoisko z biżuterią czy rękodziełem?
- Tak... - odpowiedziała, rozmarzona wracając wzrokiem na malowniczą koronę klonu.
Humor blondynki spochmurniał dopiero, gdy horyzont przykrył jej napięty mięsień bicepsu. Zdziwiona uczona zmrużyła oczy, po czym zerknęła na stojącego obok bogacza.
- Germund... - powitała go z małym entuzjazmem na co drwal kompletnie nie zwrócił uwagi.
- Wiesz, niedługo zaczną się zawody w rzucaniu kłodą – przypomniał Rotoker. – Powinnaś kontynuować te swoje ekhm... badania – obniżył nieco głos sportowiec. - Rozumiesz, muszę dobrze rozciągnąć mięśnie przed tymi zawodami. Mam zamiar pokonać Woolfa w tym roku.
- Ohoho, odważnie – zauważyła Kavika. - Braum tak ci się łatwo nie da – dodała zgryźliwie.
- Mam zamiar cię zaskoczyć – powiedział dumnie. - A więc?
Uzdrowicielka ciężko westchnęła, jednak badania były jej priorytetem więc zaprosiła Germunda na teren, gdzie na świeżym powietrzu szykowali się zawodnicy.
Nieopodal zaś grupa rozbójników bawiła się w najlepsze. Towarzyszyły im krzyki i śmiech podczas rzucania kośćmi. Gdy tylko Yastre pojawił się na horyzoncie, Hannie od razu ożyła i uniosła się na nogach machając wesoło do ukochanego.
- Tu obok sprzedają pyszne babeczki, kupiłam kilka – poinformowała panterołaka pokazując mu jedną z lukrowanych, pięknie zdobionych pyszności. - Zobacz, tu jest takie różowe serduszko – powiedziała słodko, po czym pociągnęła go za sobą siadając kawałek dalej od grupy by zachować odrobinę prywatności.
- W środku jest nadzienie ze śliwek – podkusiła go jeszcze bardziej by odwrócić jego uwagę od toczącej się między jego kumplami rozgrywki.
- Mieszkam tu tyle lat i sporo słyszałam na temat Kaviki, ale nigdy nie miałam okazji poznać jej osobiście – zagaiła zajadając się muffinką. - Jak się poznaliście? Z tego co wiem, to mieszkała ona w Rapsodzie... Ty też tam mieszkałeś?
- Yastre
- Kroczący w Snach
- Posty: 212
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
- Kontakt:
Nie irytowały go wcale komentarze tamtych dziewczyn, te pyskate odpowiedzi, które mu posłały. Nieważne, że się z niego nabijały - ważne, że nikt nie będzie gadał na Kavikę. On za dwa dni stąd zniknie i nikt nie będzie pamiętał o tym małym kłamstwie, na które sobie pozwolił, by nie narobić kłopotów uczonej. I… Kurde blaszka, warto było. Dla tego uśmiechu, który mu posłała, warto było. Z zewnątrz wyglądał jak pocieszenie, ale on chciał myśleć, że to była wdzięczność. Po cichu marzył, że jej zaimponował, że był dla niej przez moment rycerzem, a nie bandytą. Ach, piękne myśli. Cóż mógł poradzić, że ona nadal była dla niego ważna jak nikt inny na świecie? Mężatka czy nie - to chyba nie grzech, że mu na niej zależało? Przecież nie robił nic złego - znał swoje miejsce. Chciał tylko, by była szczęśliwa i by było jej dobrze. Jak widać jej mąż się nie spisywał, skoro nawet go tu nie było, gdy ona zajmowała się czymś tak ważnym…
Powrót na teren festiwalu sprawił, że panterołak musiał przestać myśleć o Kavice i skupić się na tym co tu i teraz. Nie mógł dać po sobie poznać, że coś się podziało, bo wtedy zaczęliby pytać i mógłby się przypadkiem sypnąć - jego zdolności snucia intryg były bardzo ograniczone.
Gdy więc dotarł do swoich i Hannie tak się ożywiła na jego widok, on również się ożywił, ale z zupełnie innego powodu. Kości! Uwielbiał kości! Zawsze przegrywał i już nawet nikt z nim nie chciał grać, bo zmiennokształtny nie miał czym obstawiać, ale jeny, jak one fajnie grzechotały! I jak potem turlały się po stole - to było takie… hipnotyzujące! Już chciał się wcisnąć między grających, by poobserwować, ale wtedy zaczepiła go elfka, a on nie umiał jej tak po prostu zignorować. Zresztą - miała słodycze! Yastre patrzył na babeczkę jakby to była najpyszniejsza rzecz na świecie i totalnie nie załapał aluzji z serduszkiem. Co więcej nie tylko nie złapał aluzji, ale też sam rzucił komentarzem, za który niejeden by oberwał.
- Ej, to może to nie serduszko a śliwka?! - zauważył z entuzjazmem. Wziął babeczkę z ręki Hannie obrócił ją tak by wzorek był do góry nogami i znowu umieścił łakocia w dłoni elfki. - Patrz, śliwka! - zakomunikował, bardzo z siebie dumny.
Aluzja do adresata nie dotarła.
- Ta, serio? - zainteresował się na wieść, że Hannie sporo słyszała o Kavice. - A co słyszałaś? Bo ja to w sumie nie wiedziałem nawet, że ona gdzieś tu się kręci, to kawał drogi od Rapsodii! Ale fakt, ja ją tam poznałem, wpadliśmy na siebie w lesie, zabawna historia w sumie, ja myślałem, że ją ratuję, a ona, że ją porywam, bo wiesz, jakiś taki dziwny typ łaził po drodze. Ach, bajzel się z tego niezły zrobił, mówię ci! Jeszcze taki, taki… taki gruby ciul się napatoczył, to był jakiś nie wiem, księgowy od jej narzeczonego czy coś. No bo ona wtedy zaręczona tylko była, nie? No to ten gość był od jej narzeczonego. Takie zgniłe jajo, buła leniwa była z tamtego typa, jeny, jakie on miał pretensje wiecznie o wszystko! - Yastre załamał ręce. - Ale no, jak o Kavikę chodzi, to wiesz, krótko się znaliśmy. Potem ona pojechała do miasta z narzeczonym, a ja tam w swoją drogę poszedłem - wyjaśnił, machając ręką przed siebie, jakby właśnie we wskazanym kierunku poszedł. W jego głosie brzmiała pewna nostalgia, jakby to były stare dobre czasy… Tak… Były dobre…
Powrót na teren festiwalu sprawił, że panterołak musiał przestać myśleć o Kavice i skupić się na tym co tu i teraz. Nie mógł dać po sobie poznać, że coś się podziało, bo wtedy zaczęliby pytać i mógłby się przypadkiem sypnąć - jego zdolności snucia intryg były bardzo ograniczone.
Gdy więc dotarł do swoich i Hannie tak się ożywiła na jego widok, on również się ożywił, ale z zupełnie innego powodu. Kości! Uwielbiał kości! Zawsze przegrywał i już nawet nikt z nim nie chciał grać, bo zmiennokształtny nie miał czym obstawiać, ale jeny, jak one fajnie grzechotały! I jak potem turlały się po stole - to było takie… hipnotyzujące! Już chciał się wcisnąć między grających, by poobserwować, ale wtedy zaczepiła go elfka, a on nie umiał jej tak po prostu zignorować. Zresztą - miała słodycze! Yastre patrzył na babeczkę jakby to była najpyszniejsza rzecz na świecie i totalnie nie załapał aluzji z serduszkiem. Co więcej nie tylko nie złapał aluzji, ale też sam rzucił komentarzem, za który niejeden by oberwał.
- Ej, to może to nie serduszko a śliwka?! - zauważył z entuzjazmem. Wziął babeczkę z ręki Hannie obrócił ją tak by wzorek był do góry nogami i znowu umieścił łakocia w dłoni elfki. - Patrz, śliwka! - zakomunikował, bardzo z siebie dumny.
Aluzja do adresata nie dotarła.
- Ta, serio? - zainteresował się na wieść, że Hannie sporo słyszała o Kavice. - A co słyszałaś? Bo ja to w sumie nie wiedziałem nawet, że ona gdzieś tu się kręci, to kawał drogi od Rapsodii! Ale fakt, ja ją tam poznałem, wpadliśmy na siebie w lesie, zabawna historia w sumie, ja myślałem, że ją ratuję, a ona, że ją porywam, bo wiesz, jakiś taki dziwny typ łaził po drodze. Ach, bajzel się z tego niezły zrobił, mówię ci! Jeszcze taki, taki… taki gruby ciul się napatoczył, to był jakiś nie wiem, księgowy od jej narzeczonego czy coś. No bo ona wtedy zaręczona tylko była, nie? No to ten gość był od jej narzeczonego. Takie zgniłe jajo, buła leniwa była z tamtego typa, jeny, jakie on miał pretensje wiecznie o wszystko! - Yastre załamał ręce. - Ale no, jak o Kavikę chodzi, to wiesz, krótko się znaliśmy. Potem ona pojechała do miasta z narzeczonym, a ja tam w swoją drogę poszedłem - wyjaśnił, machając ręką przed siebie, jakby właśnie we wskazanym kierunku poszedł. W jego głosie brzmiała pewna nostalgia, jakby to były stare dobre czasy… Tak… Były dobre…
- Kavika
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 114
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje:
- Kontakt:
Hannie dosłownie opadły uszy, gdy Yastre tak bardzo zafascynował się śliwką. Była pewna, że gdyby tylko Shanon usłyszała te rozmowę to z pewnością uśmiechnęłaby się kpiąco. Na tę myśl faktycznie wyłapała wzrok przyjaciółki, która zdecydowanie wolała kości od słuchania pobliskich plotek, a warto napomknąć, że i kości nie były dla niej najbardziej fascynującą grą na świecie. Niemniej, starsza elfka spojrzała na Hannie badawczo, a ta szybko uciekła wzrokiem uśmiechając się szeroko do panterolaka. Gdyby ta babeczka nie miała za zadania odciągnąć uwagę mężczyzny od zabawy kumpli to z pewnością ta rozmowa potoczyłaby się zupełnie inaczej. Niemniej z pewnością była zawiedziona, że nie docenił i nie dostrzegł wybranej dla niego muffinki.
W końcu Yastre zdecydował się opowiedzieć o znajomości między nim a Kaviką. Dziewczynie aż zapłonęły oczy, jej wdech zatrzymał się na kilka krótkich chwil, ale... niczego za bardzo się nie dowiedziała. Siedziała przez moment w milczeniu nie bardzo wiedząc co ma zrobić z tą opowieścią. Nagle ocknęła się ze swoich myśli i wypaliła:
- Zagapiłam się na las, jesień jest taka piękna, zawsze przywołuje we mnie taką nostalgię – skłamała, ale na tyle wiarygodnie, że Yastre mógł jej bez cienia wątpliwości uwierzyć.
Wewnątrz jednak była zła, że niewiele wypłynęło z ust mężczyzny. Musiał ją znać! I to tak bardziej, bo patrzył na tę flądrę czasem tak... tak... tak jak na nią powinien! A ugania się za tą... ach!
- A więc ją uratowałeś? - zagaiła zagryzając delikatnie muffinkę co sprawiało, że pytanie zabrzmiało niezwykle niewinnie. - Taki dzielny kocur, honorowy... zapewne się wtedy zaprzyjaźniliście, co?
Hannie nie miała zamiaru odpuszczać, musiała wygrzebać z tej historii coś więcej. Ton jego ostatniej wypowiedzi był podejrzany, jakoś tak wydawało się elfce, że za miło to wszystko wspominał.
- Przecież ona tylko studiowała w Rapsodii, to jest jej rodzinna wioska – zauważyła ten niedobór informacji zmiennokształtnego. - A więc ma męża? - podpytała i ten fakt oburzył ją jeszcze bardziej. Nigdy go na oczy tu co prawda nie widziała, a plotki na jej temat były różne, jednak zawsze sprowadzały się tylko do jednego. Tylko jak o tym uświadomić tego niewinnego panterołaka? Widać bardzo ją lubił, za bardzo! Musiał znać prawdę o tej łajzie, ale jak go do tego przekonać?
- Och, wiesz... ja tu do wioski nie zaglądam. Czasem tylko zachodzę na granicę, gdy mamy mały... spór między nami i wioską tych... - Powstrzymała się w ostatniej chwili od epitetów. – No… drwali – dodała sprawiając wrażenie, jakby tylko zapomniała słówka.
- Rzadko spotykam się z tutejszymi, ale na tym festiwalu... - kontynuowała tym razem już niepewnie. – Agh, nie! Nie chcę o tym mówić. Jeżeli to twoja przyjaciółka... - zapauzowała dając szansę Yastre na wtrącenie się. – To nie wypada mi powtarzać po innych... choć chyba lepiej jakbyś wiedział ode mnie co ludzie powtarzają niż żebyś usłyszał od kogoś obcego – rzuciła na koniec mając nadzieję, że rybka połknie haczyk.
W końcu Yastre zdecydował się opowiedzieć o znajomości między nim a Kaviką. Dziewczynie aż zapłonęły oczy, jej wdech zatrzymał się na kilka krótkich chwil, ale... niczego za bardzo się nie dowiedziała. Siedziała przez moment w milczeniu nie bardzo wiedząc co ma zrobić z tą opowieścią. Nagle ocknęła się ze swoich myśli i wypaliła:
- Zagapiłam się na las, jesień jest taka piękna, zawsze przywołuje we mnie taką nostalgię – skłamała, ale na tyle wiarygodnie, że Yastre mógł jej bez cienia wątpliwości uwierzyć.
Wewnątrz jednak była zła, że niewiele wypłynęło z ust mężczyzny. Musiał ją znać! I to tak bardziej, bo patrzył na tę flądrę czasem tak... tak... tak jak na nią powinien! A ugania się za tą... ach!
- A więc ją uratowałeś? - zagaiła zagryzając delikatnie muffinkę co sprawiało, że pytanie zabrzmiało niezwykle niewinnie. - Taki dzielny kocur, honorowy... zapewne się wtedy zaprzyjaźniliście, co?
Hannie nie miała zamiaru odpuszczać, musiała wygrzebać z tej historii coś więcej. Ton jego ostatniej wypowiedzi był podejrzany, jakoś tak wydawało się elfce, że za miło to wszystko wspominał.
- Przecież ona tylko studiowała w Rapsodii, to jest jej rodzinna wioska – zauważyła ten niedobór informacji zmiennokształtnego. - A więc ma męża? - podpytała i ten fakt oburzył ją jeszcze bardziej. Nigdy go na oczy tu co prawda nie widziała, a plotki na jej temat były różne, jednak zawsze sprowadzały się tylko do jednego. Tylko jak o tym uświadomić tego niewinnego panterołaka? Widać bardzo ją lubił, za bardzo! Musiał znać prawdę o tej łajzie, ale jak go do tego przekonać?
- Och, wiesz... ja tu do wioski nie zaglądam. Czasem tylko zachodzę na granicę, gdy mamy mały... spór między nami i wioską tych... - Powstrzymała się w ostatniej chwili od epitetów. – No… drwali – dodała sprawiając wrażenie, jakby tylko zapomniała słówka.
- Rzadko spotykam się z tutejszymi, ale na tym festiwalu... - kontynuowała tym razem już niepewnie. – Agh, nie! Nie chcę o tym mówić. Jeżeli to twoja przyjaciółka... - zapauzowała dając szansę Yastre na wtrącenie się. – To nie wypada mi powtarzać po innych... choć chyba lepiej jakbyś wiedział ode mnie co ludzie powtarzają niż żebyś usłyszał od kogoś obcego – rzuciła na koniec mając nadzieję, że rybka połknie haczyk.
- Yastre
- Kroczący w Snach
- Posty: 212
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Panterołak
- Profesje: Rozbójnik , Włóczęga
- Kontakt:
Yastre wykazał się typową dla siebie niefrasobliwością i zupełnie nie zwracał uwagi na to jak zachłannie Hannie słuchała jego historii o znajomości z Kaviką i jak bardzo zawiodło ją to co usłyszała. Wiedział, że o niektórych rzeczach nie może mówić, a część z tego co mu zostało po odsianiu tajemnic nie zasługiwała nawet na wzmiankę, więc… Nie było w sumie o czym mówić poza tym, że przez krótki czas faktycznie znał się z uczoną. Przez to też nawet nie bardzo się przejął tym, że elfka przyznała, że go nie za bardzo słuchała - fakt, też wolałby po prostu pogapić się na liście niż wywlekać z czeluści pamięci tak bolesne wspomnienia. I jeszcze Hebana na dodatek…
- No, ten… W sumie to tak - przyznał z pełnymi ustami, gdy Hannie chciała uściślić czy on wtedy Kavice faktycznie pomógł. Wydawało mu się, że to nic złego, jeśli o tym wspomni, że przecież to żadna hańba dla uczonej. Ani słowem się przecież przy tym nie zająknął, że chwilę później oglądała jego tyłek! Znaczy ogon. Ale oba są bardzo blisko siebie…
- No w sumie chyba tak - znowu przytaknął jej przypuszczeniom co do stopnia ich znajomości, z pewnym wahaniem, bo - kurde blaszka! - sam nie wiedział co to w sumie było. Znaczy: wiedział co to było z jego strony. A z jej… Pieron wie. Przez moment wydawało mu się, że czują to samo, ale że był głupim kotem, to najwidoczniej się mylił. Ale to już dawno po ptakach i tak.
Chwila! A może nie? Zaskoczenie, a wręcz oburzenie, Hannie słyszącej o mężu Kaviki wprawiło go w wyraźną konsternację.
- No… Ten… On się nazywał jakoś… Johan? - strzelił, bo w sumie to już nie pamiętał dokładnie. A może Johans? Albo Jonas? Nazwiska to już w ogóle nie umiał sobie przypomnieć, ale to i tak nie miało większego znaczenia.
- No wtedy co poznałem się z Kaviką to oni byli jeszcze przed ślubem, nie? To był taki wiesz, pan z miasta, biała koszula, ulizane włosy i tararara, bez kija nie podchodź - skomentował, nie kryjąc swojej niechęci do niego, ale tak naprawdę można to było poczytać jako wrogość wagabundy względem bogacza.
Kolejne wykręty i cwane wybiegi Hannie panterołak łykał jak leciały, w ogóle nie doszukując się w nich drugiego dna. Z tego też względu, gdy tylko wspomniała o jakiejś tajemnicy, zaraz nadstawił uszu. Dosłownie.
- Ale o co chodzi? - drążył, gdy nagle nabrała wody w usta. Jeny, tak się nie robi! - No weź, powiedz mi, przecież sama mówisz, że lepiej bym wiedział od ciebie. Co się porobiło?
- No, ten… W sumie to tak - przyznał z pełnymi ustami, gdy Hannie chciała uściślić czy on wtedy Kavice faktycznie pomógł. Wydawało mu się, że to nic złego, jeśli o tym wspomni, że przecież to żadna hańba dla uczonej. Ani słowem się przecież przy tym nie zająknął, że chwilę później oglądała jego tyłek! Znaczy ogon. Ale oba są bardzo blisko siebie…
- No w sumie chyba tak - znowu przytaknął jej przypuszczeniom co do stopnia ich znajomości, z pewnym wahaniem, bo - kurde blaszka! - sam nie wiedział co to w sumie było. Znaczy: wiedział co to było z jego strony. A z jej… Pieron wie. Przez moment wydawało mu się, że czują to samo, ale że był głupim kotem, to najwidoczniej się mylił. Ale to już dawno po ptakach i tak.
Chwila! A może nie? Zaskoczenie, a wręcz oburzenie, Hannie słyszącej o mężu Kaviki wprawiło go w wyraźną konsternację.
- No… Ten… On się nazywał jakoś… Johan? - strzelił, bo w sumie to już nie pamiętał dokładnie. A może Johans? Albo Jonas? Nazwiska to już w ogóle nie umiał sobie przypomnieć, ale to i tak nie miało większego znaczenia.
- No wtedy co poznałem się z Kaviką to oni byli jeszcze przed ślubem, nie? To był taki wiesz, pan z miasta, biała koszula, ulizane włosy i tararara, bez kija nie podchodź - skomentował, nie kryjąc swojej niechęci do niego, ale tak naprawdę można to było poczytać jako wrogość wagabundy względem bogacza.
Kolejne wykręty i cwane wybiegi Hannie panterołak łykał jak leciały, w ogóle nie doszukując się w nich drugiego dna. Z tego też względu, gdy tylko wspomniała o jakiejś tajemnicy, zaraz nadstawił uszu. Dosłownie.
- Ale o co chodzi? - drążył, gdy nagle nabrała wody w usta. Jeny, tak się nie robi! - No weź, powiedz mi, przecież sama mówisz, że lepiej bym wiedział od ciebie. Co się porobiło?
- Kavika
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 114
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Alarianin
- Profesje:
- Kontakt:
- Hmmm... – Hannie odwróciła na moment głowę przykładając palec do ust. Analizowała słowa Yastre zastanawiając się nad mężem uzdrowicielki. Nie żyła w społeczności drwali. Czasem spotykała ową ludność w lesie albo w swojej wiosce, jeżeli choroba była na tyle nieokiełznana przez ludzi, że ci postanowili poprosić o pomoc pobliskie elfki. Od roku było takich zgłoszeń zdecydowanie mniej, to jest od momentu gdy na horyzoncie ponownie pojawiła się Kavika. Czy szczególnie tknęło to elfie grono? Niekoniecznie, ale gdy już przychodziły do nich kobiety to niezadowolone z usług wioskowej lekarki, które chętnie dzieliły się mało pochlebnymi opiniami. O kimkolwiek, nie zawsze była to Kavika, choć Hannie musiała przyznać, że był to temat numer jeden od kilku miesięcy.
- Nigdy nie widziałam tu jej męża – przyznała z niezadowoleniem. Wolała by faktycznie mąż blondynki gdzieś się tu szwendał, bo tak to Yastre w ogóle nie zwróciłby uwagi na tę lafiryndę. Patrzyłby tylko na nią, jej duże brązowe oczy i inne wdzięki. Może by nawet dostrzegł serduszko na muffince? A tak to nie buja w obłokach owładnięty urokiem elfki, nie potyka się o kamienie myśląc o Hannie.
- Aczkolwiek z twojego opisu wynika, że nie jest to zbyt towarzyski gość. Pewnie pojawienie się w wiosce ujęłoby jego godności – odparła wyraźnie stając po stronie panterołaka. Dla niej wszystkie te technologie były przekleństwem. Chęć posiadania zniewalała, tworzyła chytre, bezduszne istoty. Pewnie właśnie taki był mąż Kaviki.
- No dobrze – dodała ciężko opuszczając ramiona i zerkając na niego wielkimi oczami. Wydawało się, że naprawdę nie chce sprawić zmiennokształtnemu przykrości. Zasadniczo tak było, ale z drugiej strony prawda z jej ust będzie lżejsza niż z ust obcego, a poza tym wolała się upewnić w tym by dosadnie wytłumaczyć młodzieńcowi sytuację.
- Mówią, że sprowadza tu różnych mężczyzn i niekoniecznie trzyma się... wiesz... - Hannie ściszyła głos po czym rozejrzała się dookoła upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje – etykiety... że źle się prowadzi – wyjaśniła.
Nie wiedziała jak Yastre zareaguje na tę wiadomość. Stanie w obronie Kaviki czy też się załamie? To jak się teraz zachowa dużo jej podpowie. Zdradzi tajemniczą relacje, a może utwierdzi Hannie w przekonaniu, że faktycznie znali się krótko i niezbyt dobrze?
- Niektórzy gadali, że szuka pocieszenia, ale nie wiem co dokładnie mieli na myśli – kontynuowała. - Nie lubię plotek... niemniej co rusz podejrzewają ją o nowy romans, ale ja tam nie wiem. Nie wtrącam się. – Machnęła ręką prostując sylwetkę. - Mam nadzieję, że cię tym nie uraziłam... Nie lubię powtarzać cudzych słów, niemniej jak wspomniałam lepiej byś wiedział to ode mnie.
Tymczasem Kavika walczyła nie tylko z plotkami, ale i by nie unieść się w towarzystwie Germunda, który głośno opowiadał o tym jak bardzo jest uszczęśliwiony udziałem w zawodach. Uzdrowicielka szeptem poprosiła swego asystenta o przyniesienie pojemnika. Uśmiechała się i przytakiwała zawodnikowi, lecz była jego towarzystwem wyjątkowo zmęczona. Dużo sił kosztowało ją przebywanie w towarzystwie głośnego i atencyjnego Rotokera. Jak się okazało w środku pojemnika znajdowały się kostki lodu. Uzdrowicielka założyła na dłonie ocieplane rękawiczki, po czym ujęła jedną z kostek by następnie rozmasować zbite mięśnie mężczyzny. Germund z dziką przyjemnością zdjął z siebie koszule prezentując wszelakie najdrobniejsze mięśnie na plecach i rękach.
- Tak, tak, tu czuję najbardziej. Tu trzeba rozmasować – opowiadał wskazując mięśnie grzbietowe niekoniecznie dlatego, że faktycznie tak czuł, a raczej chcąc zwabić uczoną jak najbliżej siebie.
Kavika zaś nabierała powietrze nosem i bez krzty marudzenia starała się współpracować z Germundem. Ten jednak niekoniecznie jej słuchał, nie skupiał się na tym by skrupulatnie wykonywać polecenia uzdrowicielki a starał się pokierować konwersacje bardziej odpowiednim torem. Mogłoby się wydawać, że ostre warknięcie Kaviki sprawi, że zawodnik nabierze pokory – nic bardziej mylnego. Niewygodne sytuacje Rotoker kamuflował śmiechem obracając wszystko na swoją stronę.
Z jednej strony zależało mu na uwadze Kavki, z drugiej zaś nie omieszkał rzucić zniewalającego spojrzenia ku innym dziewczętom. Te niemalże padały jak muchy z omdlenia, oczarowane widokiem topniejącego lodu na bicepsie czy plecach mężczyzny.
- Nigdy nie widziałam tu jej męża – przyznała z niezadowoleniem. Wolała by faktycznie mąż blondynki gdzieś się tu szwendał, bo tak to Yastre w ogóle nie zwróciłby uwagi na tę lafiryndę. Patrzyłby tylko na nią, jej duże brązowe oczy i inne wdzięki. Może by nawet dostrzegł serduszko na muffince? A tak to nie buja w obłokach owładnięty urokiem elfki, nie potyka się o kamienie myśląc o Hannie.
- Aczkolwiek z twojego opisu wynika, że nie jest to zbyt towarzyski gość. Pewnie pojawienie się w wiosce ujęłoby jego godności – odparła wyraźnie stając po stronie panterołaka. Dla niej wszystkie te technologie były przekleństwem. Chęć posiadania zniewalała, tworzyła chytre, bezduszne istoty. Pewnie właśnie taki był mąż Kaviki.
- No dobrze – dodała ciężko opuszczając ramiona i zerkając na niego wielkimi oczami. Wydawało się, że naprawdę nie chce sprawić zmiennokształtnemu przykrości. Zasadniczo tak było, ale z drugiej strony prawda z jej ust będzie lżejsza niż z ust obcego, a poza tym wolała się upewnić w tym by dosadnie wytłumaczyć młodzieńcowi sytuację.
- Mówią, że sprowadza tu różnych mężczyzn i niekoniecznie trzyma się... wiesz... - Hannie ściszyła głos po czym rozejrzała się dookoła upewniając się, że nikt ich nie podsłuchuje – etykiety... że źle się prowadzi – wyjaśniła.
Nie wiedziała jak Yastre zareaguje na tę wiadomość. Stanie w obronie Kaviki czy też się załamie? To jak się teraz zachowa dużo jej podpowie. Zdradzi tajemniczą relacje, a może utwierdzi Hannie w przekonaniu, że faktycznie znali się krótko i niezbyt dobrze?
- Niektórzy gadali, że szuka pocieszenia, ale nie wiem co dokładnie mieli na myśli – kontynuowała. - Nie lubię plotek... niemniej co rusz podejrzewają ją o nowy romans, ale ja tam nie wiem. Nie wtrącam się. – Machnęła ręką prostując sylwetkę. - Mam nadzieję, że cię tym nie uraziłam... Nie lubię powtarzać cudzych słów, niemniej jak wspomniałam lepiej byś wiedział to ode mnie.
Tymczasem Kavika walczyła nie tylko z plotkami, ale i by nie unieść się w towarzystwie Germunda, który głośno opowiadał o tym jak bardzo jest uszczęśliwiony udziałem w zawodach. Uzdrowicielka szeptem poprosiła swego asystenta o przyniesienie pojemnika. Uśmiechała się i przytakiwała zawodnikowi, lecz była jego towarzystwem wyjątkowo zmęczona. Dużo sił kosztowało ją przebywanie w towarzystwie głośnego i atencyjnego Rotokera. Jak się okazało w środku pojemnika znajdowały się kostki lodu. Uzdrowicielka założyła na dłonie ocieplane rękawiczki, po czym ujęła jedną z kostek by następnie rozmasować zbite mięśnie mężczyzny. Germund z dziką przyjemnością zdjął z siebie koszule prezentując wszelakie najdrobniejsze mięśnie na plecach i rękach.
- Tak, tak, tu czuję najbardziej. Tu trzeba rozmasować – opowiadał wskazując mięśnie grzbietowe niekoniecznie dlatego, że faktycznie tak czuł, a raczej chcąc zwabić uczoną jak najbliżej siebie.
Kavika zaś nabierała powietrze nosem i bez krzty marudzenia starała się współpracować z Germundem. Ten jednak niekoniecznie jej słuchał, nie skupiał się na tym by skrupulatnie wykonywać polecenia uzdrowicielki a starał się pokierować konwersacje bardziej odpowiednim torem. Mogłoby się wydawać, że ostre warknięcie Kaviki sprawi, że zawodnik nabierze pokory – nic bardziej mylnego. Niewygodne sytuacje Rotoker kamuflował śmiechem obracając wszystko na swoją stronę.
Z jednej strony zależało mu na uwadze Kavki, z drugiej zaś nie omieszkał rzucić zniewalającego spojrzenia ku innym dziewczętom. Te niemalże padały jak muchy z omdlenia, oczarowane widokiem topniejącego lodu na bicepsie czy plecach mężczyzny.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość