Błyszczące Jezioro[Gościniec w okolicy jeziora] Tragikomedia w trzech aktach

W wodach Błyszczącego Jeziora mieszkają Strażniczki. Małe istotki mierzące dwa cale. Swoje miasto mają w jego głębinach. Są niezauważalne dla ludzkich oczu. To ich połyskujące ciała nadają błyszczące kolory wodom tego jeziora. Na środku znajduje się tez niewielka wyspa cała porośnięta gęstą roślinnością, mity mówią że gdzieś na tej niewielkiej wyspie znajduje się tajemniczy portal prowadzący wprost do lasu Jednorożców.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Nate
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Mag , Wojownik
Kontakt:

[Gościniec w okolicy jeziora] Tragikomedia w trzech aktach

Post autor: Nate »

        - Mówiłem ci, że to kretyński pomysł.
        - Taak, dla odmiany od twojego genialnego planu, by dać sobie obić mordę?
        - Przynajmniej byśmy kurwa nie mokli.
        - Oj, Nacik, trochę deszczyku ci przeszkadza? Szlachecka główka moknie?
        - Jak ci wbiję pazury w zad to się kurwa zorientujesz, co mi przeszkadza.

        Dzikie końskie rżenie było najlepszym przykładem tego, skąd się wzięło powiedzenie „rżeć ze śmiechu”. Zresztą, gdyby ktoś ich teraz zobaczył, to pewnie szybko dołączyłby do ogólnej wesołości. Gniady koń bez rzędu, a jedynie z jukami na grzbiecie był dość niecodziennym widokiem na leśnym szlaku, ale pełni dziwactwa dopełniał siedzący na nim w niemal dumnej pozie, mały czarny kot. „Niemal”, bo wyprostowany koci siad psuł opuszczony łeb i uszy, na które z nieba lała się już od godziny ulewa. Koń przejmował się deszczem już mniej, raz na jakiś czas tylko potrząsając łbem. Poza tym trzymał równe tępo szybkiego stępa. Niestety w zasięgu wzroku nie mieli żadnego schronienia, a przy takim oberwaniu chmury nie ratowało ich nawet skrycie się pod drzewem. Ciężkie krople bez problemu przedzierały się przez korony drzew, łapiąc naszych podróżnych dokładnie w połowie drogi pomiędzy miastem, a najbliższą gospodą. Zresztą nawet tam musieliby jakoś wemknąć się niezauważenie do stajni, co przy takiej pogodzie było raczej niewykonalne. Wszystko pewnie zawalone po dach.
        Koń zatrzymał się nagle i zastrzygł uchem, a kot łypnął na niego spode łba.
        - Czego stajesz? Za sucho masz w…
        - Cii! Słyszysz?
        - Deszcz kurwa słyszę, Dex, nic więcej –
mruknął do przyjaciela, ale rozejrzał się, próbując wzrokiem przebić się przez ścianę wody. Sierść stanęła mu dęba od nagłego poczucia zagrożenia, ale wciąż nie zidentyfikował jego źródła, gdy usłyszał mentalny krzyk Dextera.
        - Trzymaj się!
        Nate nie zdążył się zapytać, niby czego i czym ma się trzymać, gdy gniadosz ruszył z miejsca galopem, a kot miauknął z przerażeniem, zjeżdżając z grzbietu i w ostatniej chwili wbijając pazury w juki.
        - Co jest!?
        - Wilki! –
padła spanikowana odpowiedź i Nate nie odpowiedział, kurczowo trzymając się bagażu przewieszonego przez grzbiet przyjaciela, co wcale nie było takie proste. Nie mógł się obejrzeć, nie czuł niczego poza wiszącym nad nimi zagrożeniem, ale po chwili do kocich uszu doszło mrożące krew w żyłach wycie. Szlag, z wilkami nawet w ludzkiej postaci nie miał szans. Mogli tylko uciekać.
        Dexterowi trzeba było oddać, że mimo iż koniem się nie urodził, to ładnie zapierdzielał. Kiedyś nawet chcieli go wystawić na gonitwę, ale spękał, cykor. Tym razem jednak uratował im skóry, gnając na złamanie karku traktem, coraz bardziej oddalając się od niepokojących dźwięków gonitwy. Nate miał ogromne problemy, by utrzymać się na końskim grzbiecie, ale nic nie mówił, bo w tej chwili przyjaciel pomagał im, jak mógł i na ułomną kocią formę przyjaciela niewiele mógł poradzić. Więc chociaż na kilku zakrętach futrzak prawie spadł, to był cicho, wbijając pazury w kolejne miejsca i kilka chyba łamiąc. Dopiero, gdy Dextera poniosło nad zawalonym pniem, wybity zadem kot wyleciał z sykiem w powietrze, spadając w krzaki obok, a później w jakiś dół. Głęboki. Koń nie zorientowałby się z braku pasażera i jego uwagę zwróciła tylko wiązanka przekleństw i miaukliwe lądowanie kota w zaroślach. Kopyta zaryły ziemię, gdy gniadosz hamował gwałtownie.
        - Nate? NATE!
        - Tu jestem!
        - Cholera.

        Koński łeb zawisł nad skrajem dołu, a chrapy pracowały w ciężkim oddechu, gdy spanikowane zwierzę szukało wzrokiem przyjaciela. W końcu Dexter dostrzegł unuranego w piachu kota, bezskutecznie próbującego się wspiąć po korzeniach. Gniadosz zadarł łeb i spojrzał w kierunku, z którego przybiegli, nasłuchując pogoni, podczas gdy czarny kot znów spadł na dno jamy.
        - Psia mać. Spadaj Dex, bo wilki będą miały koninę na obiad.
        - Przecież cię tu nie zostawię, debilu…
        - Wiem, wrócisz po mnie, ale teraz spadaj!
        - Schowaj się. Deszcz i piach ukryją twój zapach, Morgana tak mówi.
        - Wiem, idź! –
syknął Nate, słysząc zbliżające się wilki. Koń zerwał się do galopu, a kot rozejrzał się trochę bezradnie po swoim więzieniu. Dół był już trochę zarośnięty, ale jego ściany nadal zbyt strome, by mógł się wspiąć, zwłaszcza, gdy deszcz zmywał go z piachem w dół. Zamarł w bezruchu, słysząc zbliżające się drapieżniki i nie mając lepszego pomysłu zwinął się w kłębek, modląc się, by go tu nie znalazły. To by była parszywa śmierć.

        Dexter wrócił do dołu po jakiejś godzinie i Nate jeszcze nie zdążył snuć czarnych scenariuszów, w których wataha wilków zżarła jego kumpla. Gniadosz za to zdążył spanikować, nie dostrzegając zakopanego w ziemi i nią unuranego przyjaciela, więc kota na baczność postawiło paniczne rżenie.
        - Weź się nie drzyj! – syknął Nate, jeżąc wygięty grzbiet, nim powoli się uspokoił.
        - To czego się chowasz, baranie!
        - A ty przed czym niby spieprzałeś?
        - Dobra, już jest bezpiecznie, wyłaź.
        - Kurwa Dex, jakbym mógł, to bym wylazł.
        - Kotem jesteś przecież, nie możesz się wspiąć?
        - Najwyraźniej jestem gównianym kotem, Dex –
syknął podirytowany Nate. Mimo wszystko jeszcze kilka razy próbował wydostać się z głębokiego dołu, ale był już tak opadły z sił, że po kolejnym upadku z połowy wysokości nie miał nawet siły wstać. Żałosne małe ciałko.
        - Dobra, czekaj… – koń rozejrzał się i zniknął z pola widzenia.
        Kot nadstawił uszu, słysząc szuranie i sapanie, a gdy w świetle dołu pojawił się znów koński łeb, okazało się, że Dex taszczył coś w pysku. Nate z sykiem zerwał się w powietrze, gdy w dół spadła wielka gałąź, prawie przytrzaskując mu ogon.
        - Ostrzegaj!
        - Miałem zajęty pysk.
        - Dex, kocham cię, jak brata, ale jesteś idiotą –
mruknął Nate, a jego przyjaciel dopiero po chwili się zorientował w sytuacji i parsknął cicho.
        - No tak. Wybacz. Właź po tym.
        Gałąź sięgała gdzieś do połowy wysokości dołu, więc tam gdzie kot zazwyczaj tracił siły i oparcie. Teoretycznie więc, po wspięciu się po gałęzi powinno udać mu się pokonać jeszcze drugą część ściany. Niestety teoria to jedno, a złośliwa przyroda drugie. Nie było gdzie łapy zaczepić, a próby doskoku z dwóch rozbiegów skończyły się znów wycieńczonym kotem.
        - Czekaj, ktoś idzie.
        Dexter znowu zniknął z pola widzenia, a kot rozdziawił pysk, dysząc ciężko. Nawet w tej postaci starał się ukrywać przed przyjacielem słabości, ale było tylko trudniej. Co za bezużyteczny zwierzak. Jakby mag nie mógł go zamienić w orła, albo coś…
        - Nate! Jakaś panna! Czekaj, zawołam ją!
        Pięknie kurwa, baba. Na pewno pomoże. Zawoła ją, dobre. Nie skomentował jednak, podnosząc się znowu na łapy i podejmując ostatnią próbę wydostania się o własnych siłach.

        Dexter tymczasem otrząsnął się i przybrał dostojną pozę zebranego ogiera, jakie obserwował, by trochę nauczyć się końskich zwyczajów. No trzeba sobie radzić, nie? To tak jak przy słodkiej, merdającej ogonem Morganie zatrzyma się więcej osób, niż przy jakimś warczącym kundlu. Albo takim najeżonym Nate’cie, na przykład.
        Z taką myślą dokłusował dumnie do zbliżającej się podróżniczki, przyglądając jej się uważnie. Wydawała się trochę nie w formie, ale przynajmniej konkretna babka, a nie jakaś lalka w spódnicy, bo taka by im nie pomogła. Dobra, teraz wytłumaczyć, co chce. Padało coraz mniej, ale i tak pewnie nie była chętna do zatrzymywania się na szlaku. Stanął jej więc na drodze i skierował się w stronę, w której utknął jego przyjaciel. Zerknął na kobietę i machnął wyraźniej łbem, ale cholerna końska anatomia nie sprawiała, że było to czytelne. Na różne sposoby starał się więc pokazać kierunek, posuwając się nawet do prób wskazania go kopytem, ale wyglądał jakby drobił w ziemi. Gówno. Zirytowany podszedł w końcu do kobiety i próbował złapać ją zębami za ubranie, by następnie pociągnąć za sobą.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Ciemnogranatowe chmury zasłaniały niebo, kryjąc za sobą słońce i porę dnia. Deszcz lał nieustannie, zaburzając poczucie upływu czasu, zupełnie jakby jedna chwila zlała się w monotonną nieskończoność. Ciężkie, zimne krople opadały z niezmiennym, jednostajnym szmerem, więżąc wszelkie odgłosy świata w psychodelicznym szumie. Większość podróżników pochowała się po gospodach albo z braku innych możliwości przynajmniej porozbijała obozowiska. Większość lecz najwyraźniej nie wszyscy. Przygarbiona, przemoczona postać niestrudzenie przemieszczała się traktem.
        Szara zasłona gęsto spadających kropli wyglądała niemal jak mgła i znacząco ograniczała zasięg widzenia. Szum ulewy i szelest liści uderzanych przez deszcz zagłuszały zwykłe dźwięki, ułatwiając ewentualny atak z zaskoczenia, ale już kałuże na drodze niemal całkowicie uniemożliwiały bezgłośne podchody.
Indigo szła równym, nieprędkim tempem wyraźnie zmęczonego wędrowca, który brnął do celu bez nadziei na jego odnalezienie.
W drodze Hope czuła się bezpieczniej, nadal unikając wszelkich gospód, odpoczynki w podróży wciąż ograniczając do minimum.
Chłód przemoczonych ubrań również dużo łatwiej było znieść w ruchu gdy nie było szans na rozpalenie ogniska. Już pomijając względy czysto taktyczne, w taką pogodę nie sposób było znaleźć suchy kąt, o roznieceniu paleniska nawet nie wspominając. Deszcz dostawał się nawet pod korony leciwych drzew i chyba tylko jaskinia mogłaby dać schronienie przed oberwaniem chmury.
Przemoczona grzywka już dawno przylepiła się do twarzy brunetki, a ciężkie krople spływały po twarzy krętymi szlakami, co jakiś czas skapując z rzęs czy podbródka na modłę deszczu. Indi już dawno odpuściła ocieranie wody z twarzy uznając je za bezcelowe. Po prostu brnęła przed siebie by dotrzeć do najbliższego miasta, gdzie znów mogłaby przyłączyć się do karawany.
        Od czasu walki o las minęło wiele tygodni, ale rozpoczęte wtedy zmiany powoli wykiełkowały w wojowniczce. Hope w pewnym sensie pogodziła się z losem i zamiast nieustannie unikać przeszłości, zaczęła zajmować się tym w czym nadal była dobra. Nawet w spokojnych czasach, trakty zawsze były niebezpiecznym miejscem, a kupcy z radością witali każdy miecz mogący stanąć po ich stronie (tym bardziej gdy nie wymagał on wysokiej opłaty). Wątpliwe by kiedykolwiek zniżyła się do zostania najemnikiem, ale ochrona innych przed zagrożeniem sprawiała, że własne istnienie przestawało być dla Indi aż tak boleśnie bezcelowym. Więcej, o dziwo od momentu pierwszego dołączenia do karawany, nie napotkała żadnego pościgu. Może najlepsze kryjówki były na widoku jak zwykło się mawiać, a może była to cisza przed burzą, w każdym razie zajęcie się czymkolwiek innym niż wędrówką wydawało się nie takim złym pomysłem.
        Pustka na trakcie połączona z niemal pozbawionym barw światem wydawała się wręcz nierealna, zupełnie jak ze snu (lub koszmaru), od jakiegoś czasu w oddali dało się słyszeć wilcze wycie, ale dopiero widok gniadego konia kłusującego bez jeźdźca nadał całości obrazu majaków. Co więcej wierzchowiec wydawał się jej przyglądać.
        Indigo zatrzymała się przezornie, i otaksowała ogiera uważniejszym spojrzeniem. Drobił w miejscu i rzucał łbem zupełnie jakby coś mu dolegało. Może dostał kolki, albo zakulał, w każdym razie zwierzę wyraźnie domagało się uwagi, a że już parę dziwów miała okazję widzieć… to prawie się nie wzdrygnęła gdy koński pysk złapał za fragment ubrania i szarpnął za sobą. Indi spojrzała podejrzliwie na gniadosza, stawiając kilka opóźnianych kroków.
Koń miał juki, więc do kogoś musiał należeć, a skoro już widziała ćwierkanie do ptaków, to i historie o mądrych, wyszkolonych rumakach nie musiały być aż tak bardzo zmyślone.
Następne kroki były już pewniejsze, chociaż Indi nie opuściła ostrożność, gdy koń prowadził ją na skraj głębokiego dołu.
To już było dość dziwne.
        Wojowniczka rozejrzała się wokół, ale poza koniem wyglądającym na dość zadowolonego z siebie (też pomysł, zadowolony koń), to nikogo więcej nie było widać.
        - Halo jest tu kto? - odezwała się na tyle głośno by przebić się przez deszcz, który o dziwo wreszcie miał litość i powoli przestawał padać, a jednocześnie nie dość by ściągnąć kogoś wołaniem.
        Nie do końca takiej odpowiedzi się spodziewała. Pełna nieufności przyklęknęła nad brzegiem dziury i zajrzała do środka, gdzie siedziało siedem nieszczęść we własnej osobie. Widok uwalanego w piachu, przemoczonego, czarnego kociska, aż nasuwał pytanie czy jednak naprawdę nie przynosiły pecha, chociażby sobie.
Indigo wstała i rozejrzała się ponownie, dużo bardziej nieufnie. Wszystko wyglądało jak kpina, zasadzka, albo kontynuacja snu, którym zdawał się być cały dzisiejszy dzień.
Nikogo wokół. Koń i kot w dziurze.
        Spróbowała odejść, ale gniadosz znów się wtrącił, jakby działał z pełną świadomością.
Indigo zmrużyła oczy i ponownie zerknęła do dołu. Może był to jeden z wilczych dołów, o którym zapomniano. Było dość stromo i głęboko by uwięzić drapieżnika. Dobra pułapka najwyraźniej na małego kota też.
Brunetka westchnęła niezbyt zadowolona i wzrokiem przesunęła po ścianach wykopu. Dla niej to też bardzo dobra pułapka. Liny żadnej nie miała.
        - Zginęła ratując kota... - mruknęła pod nosem. Zdjęła z pleców miecz i z pochwą w dłoni usiadła na krawędzi. Nie było nawet jak się zsunąć. Odetchnęła ponownie i zeskoczyła w dół, lądując na ugiętych nogach z cichym warknięciem. Skok z takiej wysokości był głupim pomysłem.
        - No chodź tutaj - szepnęła wyciągając ręce w stronę kota, jeszcze raz rozglądając się czy nie było aby nikogo więcej. Nikogo, tylko kot.
        - Podrap mnie, a zrobię z ciebie rękawiczki - mruknęła dodatkowo, a szorstki głos nijak nie pasował do delikatnego dotyku, gdy Indi wzięła kota w ręce przy okazji odruchowo sprawdzając czy zwierzakowi nic nie dolegało.
        - Teraz ta trudniejsza część. - Z dołu sprawa wyglądała nieco gorzej. Co prawda mogłaby rzucić kotem, ale jeszcze sama musiała się wygramolić.
        Dłonią otrzepała czarne futerko z piasku, przynajmniej tyle ile się dało i wepchnęła kota za połę tuniki, uznając to za lepszy pomysł niż miotanie zwierzakiem z dna jak pakunkiem, a potrzebowała obu wolnych rąk.
Ostrożnie stanęła na gałęzi, starając się nie gruchnąć na plecy, co na śliskim od wody drewnie wcale nie było takie łatwe. Podskakiwanie sobie darowała, prędzej gałąź - jedyny stopień przybliżający do wyjścia - pękłaby niż ona w ten sposób by wyskoczyła. Pochwa miecza poszybowała w górę i upadła na trawę obok gniadosza, podczas gdy Indi wyskoczyła trochę w górę i wbiła klingę w ścianę dołu. Wylądowała na piasku z cichym syknięciem (zbyt wiele akrobacji jak na jeden i to deszczowy dzień) i popatrzyła na swoje dzieło. Musiało się udać. “Albo i nie” pomyślała, gdy gałąź skrzypnęła cicho jak tylko ponownie zaczęła na nią wchodzić. Zbyt wielu prób do wykorzystania raczej nie mieli.
        Podskoczyła i chwyciła się dłońmi grzbietu miecza. Podciągnąć się na głowni było jeszcze trudniej, ale wreszcie podpierając się stopami o ścianę Indigo udało się zawisnąć ramionami na stali. Machnęła bezradnie ręką, a dłoń przeczesywała mokrą trawę w poszukiwaniu oparcia, aż natrafiła na końską nogę. Raz śmierć. Złapała pęcinę i gwizdnęła żeby wierzchowiec wyciągnął ich jak rozbitków na brzeg.
        Szaleństwo a jednak się udało. Ciężko oddychają wyjęła kota postawiła go na ziemi zanim położyła się płasko na brzuchu żeby sięgnąć po miecz. Potem walczyła chwilę nim wreszcie udało się uwolnić klingę.
Odetchnęła głęboko chowając miecz do pochwy. Chyba prędzej wróciłaby do wykopu niż porzuciła broń.
Awatar użytkownika
Nate
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nate »

        Koń w istocie był zadowolony z siebie, gdy udało mu się zaciągnąć podróżniczkę na skraj dołu. Przeciwnie do przyjaciela, Dexter uważał, że kobieta bardziej im się przyda, bo jakoś nie wierzył, by przypadkowy mężczyzna pofatygował się ratować kota, zwłaszcza przy takiej pogodzie. A babeczki zazwyczaj miały miękkie serce i większą tolerancję na dziwactwa. Przydatna zależność.
        Spojrzał na brunetkę, gdy ta niepewnie zaglądała do dołu i sam zaczął szukać Nate’a wzrokiem. Uwalone ziemią kocisko skutecznie zlewało się z otoczeniem.
        - Weź się odezwij – ponaglił kumpla, którego niebieskie oczy w końcu błysnęły z dna pułapki.
        Nate zazgrzytałby zębami, gdyby mógł, ale kierując się zdrowym rozsądkiem zamiauczał donośnie, zwracając na siebie uwagę dziewczyny. Ta jednak poprzyglądała mu się chwilę i wstała, jakby zbierając się do odejścia. Hunt zaklął w myślach, powstrzymując się od zwierzęcego syczenia. To by jej na pewno nie zatrzymało. Dexter okazał się skuteczniejszy, zastępując brunetce drogę i zdecydowanie trącając ją łbem, by wróciła do skraju dołu. Cholera, wydawała się sympatyczna, ale jeśli nie będzie współpracować to gotów był ją tam zrzucić, byle tylko sprowokować do pomocy. Nate w końcu też się opamiętał i zamiauczał znowu, nieco bardziej żałośnie, wspinając się przednimi łapkami po ścianie dołu. Niechże się panna zlituje, jak już urządza takie szopki.
        Gdy podróżniczka odłożyła broń i usiadła na krawędzi, oba zwierzaki odetchnęły z ulgą. Dexter zawisł łbem nad dołem, gotów koordynować misję ratowniczą, podczas gdy Hunt cofnął się przezornie, widząc zeskakującą dziewczynę. Wylądowała niezbyt szczęśliwie, ale nie marudziła, więc przybiegł szybko, wskakując jej na ręce, nim zmieni zdanie. Kocie ślepia łypnęły na nią z rozbawieniem, gdy Nate usłyszał groźbę. Babka pomagała jednak i nawet pogłaskała przy okazji oględzin, więc trzymał pazurki schowane i z pomrukiem przesunął łebkiem pod delikatną dłonią.
        - Nie pieścić się tam – zarechotał z góry Dexter.
        - Zazdrościsz? – odpyskował mentalnie Hunt i parsknął, gdy dziewczyna bezceremonialnie wsadziła go sobie za tunikę. To będzie zabawne.
        - Teraz tak – usłyszał jeszcze odpowiedź, ale sam zajęty był rozglądaniem się po nowym lokum.
        Przestronnie to tu nie było, ale sucho i ciepło. Na kocią modłę okręcił się ze dwa razy, ugniatając łapkami miękkie kształty, nim ułożył względnie wygodnie pod materiałem tuniki. Wstrząsy ignorował, licząc że panna nie spadnie na twarz, a tym samym go nie zgniecie. Zamiast tego przechylił łeb, przyglądając się bandażowi otulającemu jej klatkę piersiową. Już po mieczu mógłby stwierdzić, że wojowniczka, ale wbrew pozorom ten widok był mu bardziej znajomy, a tym samym bardziej przekonujący. Dziewczyny na ringu tak robiły, jako że nikt jeszcze nie wpadł na lepszy zamiennik dla gorsetu na takie okazje. Jako osobnikowi męskiemu i kompletnie nieświadomemu potencjalnych niewygód, uznawał takie traktowanie piersi za skandaliczne. No ale cóż, nigdy jeszcze nie wygrał dyskusji na ten temat.
        Potężny wstrząs wystawił na próbę niewypowiedzianą kocią obietnicę, by dziewczyny nie podrapać, gdy pazury same się wysunęły, próbując znaleźć oparcie. Zahaczył jednak tylko o materiał tuniki i wystawił nos na zewnątrz, by zobaczyć, co też ona kombinuje. Cóż, była kreatywna, to jej trzeba oddać. Sprawność już go nie dziwiła.
        - Dex, przydaj się na coś! – zawołał, gdy brunetka szukała oparcia, a on nie widział nigdzie nad krawędzią znajomego łba.
        - No przecież pomagam! A kto ją niby przyprowadził? – marudził Dexter, pojawiając się w końcu w zasięgu wzroku i uczynnie podając pomocną dłoń… czyli kopyto. Na gwizd cofnął się, wyciągając podróżniczkę na trawę i uważając, by na nią nie nadepnąć przy okazji.
        Nate miauknął odruchowo w proteście, gdy wyjęto go z przyjemnego schronienia i odstawiono na trawę. Otrzepał się z piachu, spoglądając za dziewczyną, która sięgała, by odzyskać miecz. Zwierzęta jakby czekały, aż Hope znów usiądzie, a wtedy kot władował jej się na kolana, a koń pochylił łeb, dmuchając w ciemne włosy i łapiąc chrapami luźne pukle. Podziękowania.
        - Może ją podrzucimy kawałek? – zapytał Dexter, zerkając na przyjaciela, który prychnął najpierw w jedynej odpowiedzi. Nie wyglądał jednak, jakby paliło mu się do opuszczania kolan dziewczyny.
        - A jak wrócimy do swoich postaci? Zawału dostanie.
        - No nie musimy od razu.
        - Łatwo ci mówić, nie jesteś pieprzonym kotem –
mruknął Nate, zwijając się w kłębek na udach brunetki.
        - Aha, właśnie widzę jak cierpisz. Daj spokój, pomogła nam, niech się przejedzie kawałek.
        - Twój grzbiet, ty decydujesz –
mruknął w końcu Hunt. Różnicy mu w sumie nie robiło. Gniadosz za to parsknął z zadowoleniem i przyklęknął ostrożnie, w końcu niemal kładąc się na trawie. Zarżał, zwracając na siebie uwagę dziewczyny i łbem wskazał na swój grzbiet. Nate parsknął śmiechem, co w jego kociej postaci brzmiało jak kichnięcie.
        - Wiesz stary, że kompletnie nie masz mimiki ani żadnej gestykulacji w tej postaci?
        - Spadaj.
        - Jak ci się ją udało przyprowadzić?
        - …za ubranie.
        - No przecież.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Kiedyś podobne wyczyny przyszły by jej łatwiej, ale całe szczęście arogancki plan mimo wszystko się powiódł. Potem mimo trudności Hope odzyskała miecz. Starannym gestem wytarła klingę połą tuniki i płynnie schowała miecz do pochwy. Dopiero wtedy ułożyła broń na trawie i przysiadła obok, przyklękając na zdrowym kolanie jak ją niegdyś nauczono, drugą nogę na wpół ugiętą wyciągając przed siebie. Tradycyjny siad aktualnie był dla dziewczyny problematyczny, ale mogła chwilę wytrzymać w takiej pozycji, jednak po zeskoku w dół, kolano głośno domagało się taryfy ulgowej.
Mokra trawa nie stanowiła większego problemu i tak całe ubrania były przemoczone do ostatniej nitki, teraz dodatkowo oblepione gratisową warstwą piasku.
Musiała złapać chwilę oddechu zanim miała ruszyć w dalszą drogę. Chociaż może lepiej by ochłonąć w ruchu a ból rozchodzić…
Nie zdążyła się dobrze zastanowić, a kot władował jej się na kolana w pewnym sensie podejmując decyzję za nią.
Panny na dworach często miewały zwierzątka na kolana czy poduchy. Małe pieski nie przypominające nijak myśliwskich czy stróżujących brytanów, które zwykle bardziej kojarzyły się wojowniczce z psem. Podobnie koty, tylko tu ekstrawagancja nie wiedzieć czemu często szła w stronę dużych, orientalnych, dzikich kotów trzymanych na złotych łańcuchach. Dla każdego coś oryginalnego. W każdym razie jakby spytać Indi, nie uznałaby się ani za psiarę ani tym bardziej za kociarę, były jej raczej obojętne. Zwierząt nie krzywdziła, ale też nie czuła do nich specjalnego sentymentu czy tym bardziej potrzeby posiadania albo głaskania.
Kot chyba uważał inaczej, moszcząc się wygodnie, a Hope odruchowo podrapała go za uchem.
        - Nie za wygodnie ci się mruczku? - odezwała się ochryple, mimo słów głaszcząc kota, podczas gdy koń przypominał o sobie.
Odpuściła gładzenie czarnego futra i pogłaskała zaczepiającego ją ogiera po czole i chrapach. Jeśli już jakieś zwierzęta Hope lubiła, to były to konie, z wielu powodów, i tych praktycznych i tych czysto estetycznych.
        - Zadowolony? - spytała odgarniając końską grzywkę podczas głaskania.
Chwilowo Indi odpuściła racjonalne ocenianie sytuacji jak abstrakcyjną nie była. Natomiast jeśli chodzi o rozmawianie ze zwierzętami, cóż było łatwiejsze i bezpieczniejsze niż w przypadku ludzi, więc do towarzysza podróży, Zjawy odzywała się dość często gdy nikt nie słyszał. Do towarzyszy z karawan już znacznie mniej
        Poza tym obserwując, zwierzaki wyglądały na dość zżyte ze sobą, co było zastanawiające, ale brunetka była dość zmęczona i przemoczona, aby rozpracowywanie kocio-końskiej relacji zostawić na inny czas, tym bardziej, że większych planów z czworonożną ekipą nie wiązała. Po prawdzie właśnie zamierzała zdjąć kota z kolan, konia poklepać po szyi i ruszyć swoją drogą, gdy wierzchowiec ukląkł jak szkolony do sztuczek, dosłownie zapraszając na swój grzbiet.
Indigo popatrzyła na zwierzęta z ukosa. Jakby nie było dostatecznie dziwnie…
        - A może jakieś demony z was? - mruknęła przypominając sobie opowieści o rumakach topiących wędrowców. Jezioro jakby nie było znajdowało się nie tak daleko.
Wszystkie możliwe konsekwencje gdyby ogier faktycznie okazał się złym stworem niespecjalnie wojowniczkę martwiły, za to możliwość skorzystania z cudzych nóg była dostatecznie kusząca. Z lekkim trudem wstała z ziemi decydując się przyjąć ofertę. Miecz przypasała do boku, żeby nie przeszkadzał i wsiadła na grzbiet ogiera. Kot bynajmniej też nie wyglądał jakby zamierzał dreptać o własnych siłach.
        - W takim razie na trakt, szukamy jakiegoś względnie suchego miejsca zanim przyjdzie zmrok - zakomenderowała cichym głosem, nie szturchając boków gniadosza a w ramach zwykłej ciekawości czekając co ten zrobi.
        - No to kogo my tu mamy, podróżnicy jak muzykanci z Arfy? - szepnęła prawie rozbawiona dziwacznymi okolicznościami, wspominając opowiastki dla dzieci.
        - Gdzie macie psa i koguta? - kontynuowała monolog oczywiście nie oczekując odpowiedzi, a obserwując uważnie trakt i okolicę.
        - Tak, tak oczywiście, że jesteś dużo ładniejszy od osła - prychnęła jeszcze krótko, gładząc szyję gniadosza - Ale przynajmniej masz kota pechowca.
        Widok niestety nie zapowiadał łatwego znalezienia schronienia. Trakt momentami bardziej przypominał bagnisko nie drogę. Na dukcie znajdowało się więcej kałuż niż suchej nawierzchni, a ta jeśli już się pojawiała to i tak w postaci grząskiego błota.
Awatar użytkownika
Nate
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nate »

        - Bardzo – odparł Dexter, z zadowoleniem nadstawiając na głaskanie.
        - I kto się teraz pieści?
        - Cicho, „mruczku”.

        Kot odsłonił kiełki i zasyczał złowieszczo na gniadego ogiera, a ten znów zarżał ze śmiechu i wycofał się, kładąc na obok trawie i łbem zapraszając dziewczynę na swój grzbiet. Kolejny donośny dźwięk opuścił końskie chrapy, gdy ta swoimi podejrzeniami była bliżej prawdy niż zapewne sądziła.
        Nate zeskoczył z kolan podróżniczki i odczekał spokojnie, aż ta usadowi się na końskim grzbiecie. Wtedy wspiął się szybko po jej nodze, lokując tym razem między jej udami, żeby znowu nie zlecieć. Dexter zaś, słysząc że dziewczyna jest gotowa, zerknął na nią tylko przez bark, by upewnić się, że wszyscy bezpiecznie siedzą i podniósł się ostrożnie, powoli wychodząc na trakt.
        Paskudna pogoda powoli się wycofywała, zostawiając jednak po sobie wciąż paskudny krajobraz. Drzewa uginały się pod ciężarem deszczu, a woda zmieniła ubity trakt w niemalże bajoro. Dexter omijał co większe kałuże, ale kopyta i tak szybko zaczęły cmokać w błocie. Gdy jednak padły słowa podróżniczki, koń stanął jak wryty, na rozstawionych lekko nogach i postawionych uszach.
        - Pies czeka w Meot, żeby nas sprać na kwaśne jabłko, za to co jej wywinęliśmy – mruknął Nate pod nosem, kompletnie ignorując dziwne zachowanie Dexa. Nie było aż tak dziwne.
        - Muzykanci z Arfy! Tym się kierowała ta suka! – ten prawie wrzasnął, oglądając się na przyjaciela. Nate wzruszył lekko kocimi barkami.
        - Zgadza się tylko pies i kot. Ty wyglądasz prawie jak osioł, ale kogut a płomykówka?
        - Może znała jakąś inną wersję?
        - Daj sobie spokój z wiedźmą –
mruknął kot, drepcząc w kółko i szykując się do drzemki. To było silniejsze od niego. Dexter zaś ruszył w końcu dalej, parskając cicho, zadowolony z głaskania po szyi. Kot pechowiec już nawet nie otworzył oka.

        Maszerowali kilka godzin, nim deszcz ustał zupełnie, a okolica z czasem powitała podróżnych bardziej równym szlakiem. Gniadosz zerknął kontrolnie, czy podróżniczka nie zasnęła i dopiero wtedy ruszył lekkim kłusem, a później miękkim galopem, rozglądając się za jakimś schronieniem.
        - Powinniśmy się gdzieś zatrzymać, zanim zupełnie wyschniemy – zwrócił uwagę Nate, a przyjaciel pokiwał łbem.
        - Wydaje mi się, że były tu gdzieś jaskinie. Niezbyt głębokie, ale akurat na schronienie. Podróżni się tam często zatrzymują, więc może nawet palenisko będzie jakieś.
        - W taką pogodę ktoś tam może być.
        - Zobaczymy.

        Gdy dotarli do wspomnianej przez Dextera okolicy, już zmierzchało. Pierwszą jaskinię rzeczywiście ominęli szerokim łukiem, widząc padającą ze środka łunę ogniska. Nie szukali towarzystwa i zdecydowanie nie chcieli świadków, gdy wyschną i wrócą do swoich postaci. Podróżniczka na ich grzbiecie nie stanowiła problemu, ale mała karawana już mogła. Gniadosz zerkał czasem w bok, kątem oka łowiąc sylwetkę dziewczyny i ciesząc się, że nie próbowała skierować go do ludzi. Pewnie samotniczka.
        Gdzieś nad głową przeleciała im sowa i koń zatrzymał się gwałtownie, zadzierając łeb, a kot zerwał się z bezpiecznego i ciepłego schronienia u dziewczyny i dosłownie wbiegł gniadoszowi po szyi na głowę, zadzierając łepek i przebijając błyszczącym wzrokiem ciemność.
        - Puszczyk – rzucił w końcu i wrócił na miejsce, a koń opuścił łeb. Ruszyli dalej.
        Dexter w pewnym momencie zszedł nieco ze szlaku, ale nie zdążył zagłębić się w gęstszą część lasu, gdy ich oczom ukazało się wejście do kolejnej jaskini. Ta była pusta. Weszli powoli do środka, a Dex zatrzymał się dopiero, gdy jego kopyta zastukały na skale. Pozwolił, by podróżniczka i Nate zsiedli i odeszli kawałek, nim otrzepał się z resztek deszczu. Kot zrobił dokładnie to samo, ale potem odczekał, aż dziewczyna rozpali ognisko i ułoży się do snu, nim znów władował jej się na kolana.
        - Dostanie zawału, jak się przemienisz – rzucił Dexter z drugiej strony paleniska.
        - I tak dostanie – zbył go kocur, ugniatając łapkami materiał i zwijając się w kłębek. Co ma spać na zimnej ziemi, jak może na miękkim i ciepłym?

        Przemienili się w środku nocy. Dexter leżał rozwalony na wznak przy ognisku, chrapiąc jak niedźwiedź, a Nate spał z głową na udach podróżniczki i jedną ręką przerzuconą przez jej łydki. Żaden z nich się nie obudził.
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Od momentu gdy koń doprowadził Indigo na skraj dołu z uwięzionym kotem, wojowniczka z coraz większym dystansem podchodziła do racjonalnego osądu wydarzeń, pozwalając sprawom toczyć się własnym rytmem, niezależnie jak dziwne były.
Skorzystała z końskiego zaproszenia i nie przejęła się kotem moszczącym się na grzbiecie gniadosza razem z nią.
Czy na swojej drodze napotkała demony, duchy czy też inne zjawy, postanowiła nie przejmować się takimi drobiazgami i skorzystać z podwózki, tym bardziej, że marudnie znoszące deszczową pogodę kolano, wystawione na dodatkowe atrakcje, teraz domagało się taryfy ulgowej i odpoczynku.
Podobny margines tolerancji dostały dziwne zachowania zwierzaków, czego dowodem były wzmożone dyskusje z menażerią. A trochę tego było. Wpierw koń zachował się jakby uraziła go słowami o ośle.
Dziewczyna nie mogła wiedzieć, co tak naprawdę poruszyło mężczyzn ukrytych w zwierzęcych ciałach. Potem i koń i kot jak zaklęte, wlepiały się w niebo w ślad za lecącą sową.
Indigo pokręciła głową i zwyczajnie pozwoliła się wieźć do celu, gdziekolwiek on był.
        Najważniejsze, że zwierzaków nie ciągnęło do ludzi. Początkowo zaniepokoiła się, czy gdzieś w jaskini rozświetlonej światłem płomieni nie krył się właściciel zwierząt, a tym samym zbędne i niepotrzebnie tłoczne towarzystwo. Ale całe szczęście ogier zdawał się podzielać jej opinie i ominął jaskinię szerokim łukiem, wędrując dalej.
Dobrze, chyba.
        Każdy normalny popukał by się w czoło jak szybko stwierdziła w myślach, ale brunetka konsekwentnie postanowiła trzymać się zasady, by nie myśleć zbyt wiele nim nie wydarzy się coś poważniejszego.
        Tym chętniej poddawała się planowi, że była nie tylko zmęczona wędrówką, ale i coraz bardziej z tego zmęczenia senna. Przemarznięta, przemoczona, ewidentnie wymagała spoczynku, a nie dywagacji filozoficznych na temat motywacji czworonogów tudzież ich natury. I nawet koń zbaczający w gęstwinę jej nastawienia nie zmienił, chociaż wojowniczka zamiast pogrążać się w letargu, uważniej zaczęła obserwować otoczenie.
Przynajmniej do momentu, gdy kopyta zastukały o kamienne wejście następnej zauważonej jaskini.
Czego pragnąć więcej.
        - Dziękuję, byłeś bardzo dzielny - Indigo pogłaskała wierzchowca całkiem wylewnie, doceniając podróż i odnalezienie całkiem wygodnego lokum.
        I pewnie to był kolejny moment gdy powinna się namyślić nad naturą zwierząt, ale Indigo poszła w zupełnie innym kierunku. Całkiem beztrosko jak na siebie, czyli zupełnie nie przejmując się żywymi istotami za swoimi plecami, które chociaż mogły być nawiedzone czy magiczne, przynajmniej nie były ludźmi czym zyskały sobie ulgowe traktowanie, wzięła się za szykowanie obozowiska.
        W jaskini było dawne palenisko, co nie tylko przyspieszało pracę, ale do tego całkiem fartownie, poprzedni podróżnicy zostawili też trochę drewna, dzięki czemu mogli wypocząć przy cieple ogniska. Szukanie suchego drzewa przy takiej pogodzie mogło zakończyć się fiaskiem.
W każdym razie zamiast snuć się po lesie po zmroku w poszukiwaniu chrustu, mogła rozprostować nogi przy cieple wesoło trzaskających płomieni.
        Ściągnęła koszulę i rozwiesiła ją na kilku kijach czekających na swoją kolej by zniknąć w palenisku, zostając tylko w spodniach i bandażach zastępujących standardowe rozwiązania jak halka czy gorset. Zdjęła buty, które również ustawiła przy ognisku, żeby chociaż trochę przeschły nim rano ruszy w dalszą drogę. Tak przygotowana, mogła iść spać.
        Usiadła pod ścianą, miecz oparła nad swoim ramieniem, oplatając go dłonią i przymknęła oczy.
Zaraz potem czarny kocur wpakował się jej na kolana.
Hope zmarszczyła brwi i zerknęła na kota spod rzęs.
        - Nie za wiele sobie pozwalasz? - mruknęła nie czekając ani na odzew, ani na skruchę. Od niechcenia podrapała kota za uchem, i ponownie zamknęła oczy, gdy koń już rozciągnął się przy ognisku.
Zasnęła, machinalnie głaszcząc czarne futro.

        Indigo niemal zawsze spała czujnie, łatwo się budziła, nieustannie będąc w pełnej gotowości do obrony.
Ledwie zaczął zbliżać się świt, a miękka sierść ustąpiła miejsca ludzkim włosom. Gdyby nie zmiana pod palcami, Indigo zbudził by ciężar przewyższający ten poprzedni, koci. Albo końskie chrapanie, ale ono gotowe było zerwać umarłych z ich wiecznego spoczynku.
        Indigo gwałtownie otworzyła oczy, ale poza tym nie drgnęła, pozostawiając dłoń zaplątaną w męskie, jak się okazywało, włosy, które dalej głaskała delikatnie, cicho rozglądając się po jaskini. Zamiast konia też leżał facet, i to on czynił cały hałas.
        Zacisnęła garść na kudłach faceta leżacego na jej kolanach zamiast kota i szybkim ruchem wyciągnęła nóż, dociskając ostrze do szyi ułożonej na jej udach.
        - Ani drgnij bo zrezygnuję z pytań - warknęła cicho, poszarpując czarne włosy żeby dobudzić wygodnisia.
        - Obudź konia i dobrze zastanwócie się co chcecie powiedzieć - syknęła następne zdanie, cały czas trzymając klingę opartą o skórę mężczyzny. To miała odpowiedź czemu zwierzęta zachowywały się tak dziwnie. Prawie, bo jeszcze nie do końca rozumiała co właśnie się działo.
Awatar użytkownika
Nate
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nate »

        Nate zawsze miał mocny sen. Dzieląc na studiach pokój z Dexterem, musiał przywyknąć do jego chrapania i naprawdę mało co go budziło. To nie było jednak tak, że był kompletnie nieprzytomny i nic do niego nie docierało, tylko zazwyczaj o nic nie dbał, dopóki sam nie postanowił wstać. Głaskanie po włosach czuł więc gdzieś na granicy świadomości, ale że było przyjemne, to je ignorował. Przynajmniej do momentu, aż łagodne wcześniej palce nie zacisnęły się na czarnych puklach, sprawiając, że Hunt otworzył jedno oko z zaspanym pomrukiem. Widząc nad sobą marsową minę dziewczyny i czując ostrze na szyi otworzył niechętnie drugie oko, po czym kompletnie ignorując nóż, przełożył nad nim rękę, przecierając leniwie twarz.
        - Ał – mruknął z niezadowoleniem, gdy brunetka zaczęła targać go za włosy, ale posłusznie odłożył rękę na powrót na jej łydki, wzdychając ciężko. Niebieskie oczy spoglądały na nią spokojnie z dołu, oczekując tych jakże palących pytań. I chociaż chwilę temu minę miał grobową, cień uśmiechu wygiął jeden kącik jego ust, gdy padło kolejne polecenie.
        - To mam się nie ruszać, czy budzić „konia”? – zapytał złośliwie, ale chyba na swoje szczęście zrozumiał odpowiedź, jaką była mina dziewczyny i nieco zwiększony nacisk na ostrze. – Tylko nie potnij mnie za szybko, złotko – mruknął i pierwszy raz odwrócił od niej spojrzenie, szukając wzrokiem przyjaciela. Stłumiony śmiech uniósł na moment jego pierś, podobnie jak po chwili głębszy oddech.
        - Ej, Dex! – zawołał ochryple, przekręcając lekko głowę na udzie kobiety, by samo mówienie go nie podcięło za mocno. Dexter jednak tylko zachrapał donośniej w odpowiedzi i przewrócił się na bok. Nate wywrócił oczami i znów sięgnął ręką nad ostrzem, wkładając dwa palce do ust i gwiżdżąc donośnie. Dźwięk odbił się od ścian jaskini, a że mógłby obudzić zmarłego, udało mu się też z ciemnoskórym chłopakiem, który zerwał się do siadu z takim impetem, że nawet nogi na chwilę mu podskoczyły.
        - Golonka z kapustą – rzucił od razu i zamrugał, chyba dopiero teraz budząc się naprawdę. Rozejrzał się zaraz wokół, a na widok przyjaciela z nożem u gardła wymamrotał pod nosem przekleństwo. Nie wyglądał jednak na specjalnie zaskoczonego. Nate zasalutował z dala od głowy w kpiącym powitaniu. Dexter na szczęście był nieco lepiej przystosowany społecznie i podszedł do nich powoli, zatrzymując się w bezpiecznej odległości i uśmiechając z zakłopotaniem do brunetki.
        - Witaj… na pewno cię wystraszyliśmy, wybacz.
        - Czemu ją przepraszasz, jak trzyma mi nóż na gardle?
        - Weź łaskawie nie pogarszaj swojej sytuacji? – zanucił Dexter przez zęby, nie spuszczając oczu z kobiety i nie gubiąc miłego uśmiechu. – Przepraszam za kolegę, jest… no taki jest…
        - Znowu przepraszasz.
        - Próbowaliśmy go resocjalizować, ale to beznadziejny przypadek – kontynuował szatyn, ignorując prychanie przyjaciela i dopiero teraz powoli opuszczając uniesione wcześniej lekko dłonie. – Nazywam się Dexter Rogue. Idiota na twoich kolanach to Nate Hunt.
        - Dobry – odezwał się przedstawiony.
        - Nie mamy złych zamiarów. Doceniamy twoją pomoc wczoraj, dlatego chcieliśmy cię podrzucić kawałek. Niestety nie było sposobu, by uprzedzić cię, że możemy wrócić do swoich ludzkich form.
        - Więc czy mogłabyś, skarbie, łaskawie zabrać nóż z mojej szyi? – wtrącił się Nate. – Chyba, że oferujesz golenie?
Indigo
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Eravallian
Profesje: Wojownik , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Indigo »

        Indigo nie traciła zimnej krwi częściowo pewnie dlatego, że jak zawsze skupiła się na działaniu a nie analizowaniu tego, że kot i koń w środku nocy przemienili się w facetów. To zaś obejmowało opanowanie zagrożenia, które wybudziło dziewczynę niezależnie od jego pochodzenia. I chociaż były-kot nie wyglądał jakby podzielał wzburzenie wojowniczki, jego pobudka dzięki niej, również nie należała do przyjemnych.
        Powieka nie drgnęła brunetce, gdy kocur pożalił się na brutalne traktowanie. Przynajmniej raczył wracać na jawę, a nie zapaść w dalszą drzemkę jak zanosiło się na początku.
Na kpiące pytanie nie odpowiedziała ani słowem, ani miną, jedynie nóż w ponagleniu oparł się wyraźniej o gardło. Dowcipniś się znalazł. I cwaniak.
        Chociaż tyle, że brunet mimo głupich samczych odzywek chyba załapał, że Indi nie zamierzała żartować i odpuścił ewentualne dalsze urabianie dziewczyny na rzecz zawołania kolegi.
Koń chrapał dalej.
        Dopiero ostry gwizd, który rozerwał ciszę, wydarł drugiego mężczyznę z sennych majak. Indi zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, bo nagły, przejmujący dźwięk gotów był wywołać ból głowy, ale przynajmniej wywołał właściwy efekt.
Grzeczne pierwsze zdanie zignorowała. Przeprosiny trochę poniewczasie. Chyba potrafili przewidzieć jaki efekt wywołają.
Poza tym zachowanie jeszcze nie definiowało zamiarów człowieka. Co najwyżej jego charakter. Albo wychowanie. Łypnęła złowrogo na pyskującego bruneta. Nie musiał ładować się na jej kolana. Chyba nie oczekiwał porannego pocałunku po takiej niespodziance. Chociaż na pierwszy rzut oka typ należał do tych bardziej bezczelnych, więc czort wiedział co lęgło się pod czupryną podobnego indywiduum.
        W zasadzie obaj pogarszali swoją sytuację, bo próby łagodzenia zaskoczenia bez racjonalnych wyjaśnień na razie tylko wyczerpywały wątłą cierpliwość dziewczyny.
I tak mieli szczęście, że przy wszystkim Indigo była dość powściągliwa by mimo wszystko pytać zamiast poderżnąć im gardła a zastanawiać się później.
        Dalsze dyplomatyczne zabiegi i wyjaśnienia bez detali sprawiły, że Indigo zmrużyła oczy w jawnym ponagleniu. Dodatkowo spojrzenie dziewczyny zbystrzało gdy wyłapała liczbę mnogą.
Określenie towarzysza idiotą również nie rozbawiło wojowniczki i niestety nie złagodziło nastroju mimo starań konia. Powitanie brunetka zignorowała zupełnie jakby nie padło. Jednym słowem trafili na mało współpracującą niewiastę.
Zamiary dopiero zamierzała ocenić, bo kto planując napaść uprzedzał swoją ofiarę? Każdy starałby się załagodzić sytuację.
        Spojrzała ponownie na leżącego bruneta dopiero gdy ten uraczył ją kolejnym błyskotliwym zdaniem. "Skarb" uniósł brew niedowierzająco, gromiąc gołowąsa chłodnym wzrokiem. Może gdyby trafiło na osobniczkę z większym poczuciem humoru, Nate doczekałby się zabawnej riposty. Niestety zaczepki podobnie jak grzeczne przywitania Dexa, padły na mało podatny grunt.
        - Leż cicho, jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia - warknęła, a ciemne oczy wróciły do mężczyzny bardziej świadomego powagi sytuacji.
        - Dlaczego potrzebowaliście pomocy? - spytała chłodno, ani myśląc uwolnić kota. Jak na razie niczym sobie nie zasłużyli na zaufanie. Jeśli dopuścić do głosu paranoję, czyli ten wyższy stan świadomości, całość w pewnym sensie zaczynała przypominać zasadzkę, więc oczekiwała naprawdę dobrej historyjki.
        - Dobrze radzę, przyłóż się żeby mnie przekonać - warknęła nagląco, jednocześnie wymownie poruszając palcami na rękojeści noża.
Na domiar złego, jeszcze nie przemyślała jak wydostanie się z niezręcznego położenia. Jak uwolnić mężczyznę, jednocześnie nie ryzykując? Bo nawet jeśli w końcu zdecyduje się puścić zakładnika zanim ten sprowokuje ją do poszerzenia mu uśmiechu, w rachubę zupełnie nie wchodziło odsłonięcie się na potencjalny atak bez możliwości obrony, niezależnie jak dobrą bajkę sprzeda jej koń.
        - Ilu was jest? - zadała kolejne pytanie, za chwilę precyzując. - Powiedziałeś “my”, ilu was jest i gdzie są pozostali? - dokończyła niewzruszenie. Nigdzie się nie spieszyła, chociaż po prawdzie nie było jej zbyt wygodnie, a pod ciężarem mężczyzny w wymuszonej pozycji noga zaczynała jej drętwieć.

        Położenie trochę patowe, wymagało radykalnych środków. Indigo popatrzyła na Dextera, potem na Natea zamyślając się na tchnienie. Zaraz potem rzuciła oschle, niby rozkaz - Wstajemy.
Gdy tylko brunet zaczął się podnosić, Indigo szybko podkurczyła nogi. Podrywała się w kucki i jednocześnie gwałtownym ruchem zabrała nóż z szyi Nate'a w zamian uderzeniem pięści od jakiegoś czasu zaciśniętej na pochwie miecza, uderzyła mężczyznę w łopatki popychając go do przodu.
Bardziej zatoczyła się w tył niż wykonała zgrabne kroki, ale to nie przeszkodziło dziewczynie dobyć miecza, który aż do tej chwili niemal zapomniany opierał się o jej bark. Nóż z brzękiem, a pochwa z cichym stuknięciem upadły na skały, zaraz u stóp brunetki.
Świtu nie było jeszcze widać, ale należało podjąć jakieś sensowne plany.
Awatar użytkownika
Nate
Zbłąkana Dusza
Posty: 7
Rejestracja: 2 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje: Szlachcic , Mag , Wojownik
Kontakt:

Post autor: Nate »

        Złowróżąc poprzedniego wieczoru, Dexter spodziewał się raczej strachu, jaki wywoła w brunetce ich nagłe pojawienie się, a nie otwartej wrogości, jaką prezentowała kobieta. Nate oczywiście nie pomagał i nawet ostrze na szyi nie powstrzymywało go od głupich odzywek.
        Hunt bowiem nie uważał sytuacji za specjalnie dramatyczną. Babka może okazała się nieco bardziej narwana niż możnaby się spodziewać, ale panika jeszcze nigdy nikomu w niczym nie pomogła. Szanse, że spotkali kompletną psychopatkę, która podrzyna gardła bez powodu były znikome. Uspokajanie brunetki zostawił więc Dexterowi, a na uwagę, że ma się nie wtrącać wzruszył tylko ramionami i posłusznie „leżał cicho” - splótł ramiona na piersi i przymknął oczy, zdając się drzemać, za nic mając sobie ostrze na gardle. Rouge zaś uznał, że chyba lepsze to, niż gdyby miał się odzywać.
        Pytanie dziewczyny wywołało widoczną konsternację na twarzy ciemnoskórego chłopaka. Zerknął odruchowo na Nate’a, ale ten tylko zmarszczył lekko brwi, wiec zaraz wrócił spojrzeniem do brunetki. Wydawała się dość drażliwa i nie chciał jej bardziej denerwować, ale pytanie było dziwne.
        - Noo… - zaczął niepewnie, a kolejne słowa dziewczyny wcale mu nie pomogły.
        - Utknąłem, czego nie rozumiesz – prychnął w końcu Nate, nie otwierając oczu. Ale dopiero wtedy Dexter zaskoczył, czemu brunetka o to w ogóle pytała.
        - Nie możemy zmieniać postaci na życzenie – wyjaśnił szybko, łowiąc zaraz karcące spojrzenie przyjaciela, który błyskawicznie otworzył oczy, by łypnąć na niego spode łba. – To znaczy możemy, ale nie gdy pada, wtedy zawsze nas przemienia – wyjaśnił, ignorując kolejne prychanie Hunta (które brzmiało nieprawdopodobnie kocio). – Głupi wyjątek, ale taka prawda. Nie mam lepszego wyjaśnienia. Inaczej siedzielibyśmy tam, aż byśmy nie wyschli – dokończył, wzruszając ramionami.
        - Jasne, wszystko jej powiedz – marudził brunet, a gdy dziewczyna zadała kolejne pytanie otworzył w końcu oczy, zerkając na nią z dołu. – Do dwóch nie umiesz liczyć?
        - Nate...
        - A daj mi spokój, ile można – mruknął Hunt, na nowo zamykając oczy. Dexter znów spojrzał na brunetkę, gdy sprecyzowała pytanie, jednak nadal nie wyglądał, jakby rozumiał. Jego pytające spojrzenie umknęło Nate’owi, ale tym razem to on się domyślił, o co dziewczynie chodzi.
        - Powiedziałeś, że próbowaliście mnie resocjalizować.
        - Aaa! Tak, ja i Morgana. To nasza przyjaciółka, czeka na nas w Meot – zakomunikował Rouge z zadowoleniem, licząc na to, że dziewczyna w końcu odpuści. O Ulricu nie wspominał. Żadne z nich jeszcze nie przeszło nad tą stratą do porządku dziennego i zdecydowanie nie chciał tłumaczyć się z nieobecności przyjaciela obcej kobiecie.
        Wyjaśnienia chyba w końcu usatysfakcjonowały uzbrojoną podróżniczkę, bo po krótkim zamyśleniu rzuciła hasło do wstawania. Dexter zerknął odruchowo na kumpla, ale Nate na szczęście nie skomentował, tylko otworzył oczy i podniósł się spokojnie, w przeciwieństwie do gwałtownie zrywającej się dziewczyny. Wsadził ręce w kieszenie, gdy tylko stanął na nogach, ale nie zdążył się obrócić; popchnięty pięścią, zrobił kilka leniwych kroków dla utrzymania równowagi. Dopiero wtedy odwrócił się powoli, stając obok kumpla i pierwszy raz przyglądając się normalnie dziewczynie. Była niższa niż mu się wydawało. Jakieś trzy dłonie niższa od niego.
        Nie przeszkadzało jej to wyjąć na nich miecza. Dexter sapnął przez nos, chyba już trochę sytuacją zmęczony, ale podniósł ręce na wysokość piersi, natomiast Nate uśmiechnął się krzywo i przechylił nieco głowę na bok.
        - Zgłodniałem – rzucił lekkim tonem, dobrze wiedząc, że takie hasło Rouge tracił zainteresowanie wszystkim innym i nie zmieni tego nawet babka z mieczem. Nie zawiódł się, przyjaciel spojrzał na niego od razu.
        - Jajecznica? – zapytał z nadzieją w głosie.
        - Zobaczę, czy coś jest – mruknął brunet, po czym kompletnie ignorując brunetkę i jej miecz, wyszedł z jaskini pogwizdując pod nosem.
        - To ja rozgrzeję patelnię – stwierdził Rouge, ale układnym tonem i chyba bardziej pytając dziewczynę, gdy jedną dłoń miał wciąż obronnie uniesioną, ale drugą wskazywał juki przy palenisku.

        Ognisko powoli dogasało, więc najpierw dorzucił trochę drwa, a później zmontował szybko ruszt i ustawił na nim patelnię. Gdy wrócił Nate, w jaskini unosił się już zapach smażonego boczku i świeżej kawy. Dexter właśnie nalewał trochę do metalowego kubka, podając go dziewczynie.
        - …dostałem ją od przyjaciela w prezencie. Jest metalowa, więc się nie zbije, ale lekka, zobacz. Ulric uwielbiał wykorzystywać magię do ułatwiania codziennych czynności. Mówił, że to proste zaklęcie, ale mam ją już ze dwa lata i wciąż świetnie utrzymuje temperaturę, nawet przez dwa dni, a kawa smakuje jak świeżo zaparzona.
        - Weź się tym tak ciągle nie chwal, bo ci ktoś w końcu ukradnie tą flaszkę – mruknął Nate, dosiadając się do ogniska i wyciągając w stronę przyjaciela dłonie pełne jajek, widocznie pochodzących z kilku gniazd. – Jedno mi spadło na kamień.
        - Dobra, starczy nam. – Dex już zabierał jajka i zaczął rozbijać je na patelni.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Błyszczące Jezioro”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości