Mauria[Letnia posiadłość Turillich] Błękit w kielichu

Miasto położone na północny-zachód od Mglistych Bagien, otoczone gęstą puszczą, jedyną droga prowadząca do miasta jest dolina Umarłych lub też nie mniej niebezpieczne bagna. Niewielu tutaj przybywa miasto zaczyna wymierać, gdyż młodzi jego mieszkańcy uciekają stąd jak najdalej od tajemniczej Doliny Umarłych.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus łaskawie dał Francisowi czas, aby się pozbierał po tym co zaszło. Jego to troszkę bawiło - ten demon miotał się jakby miał coś do ukrycia albo czymś się struł i przez to nad sobą nie panował. Albo to hormony. Zabawne, bo przez moment generałowi zdawało się, że to może być to ostatnie, bo gdy łapiąc jego rękę wyczuł tętno… Mogło być ono przyspieszone przez obecność ożywieńca, którego chłopak być może się wystraszył, ale w tym przypadku nie przyspieszyłoby jeszcze wyraźniej w chwili, gdy ich spojrzenia się spotkały. To nie był strach. Nikolaus może nie był tego absolutnie i bezgranicznie pewny, ale wydawało mu się, że potrafił to nazwać. Będzie musiał się przekonać w bardziej sprzyjających okolicznościach. Teraz dał Francisowi szansę odetchnąć i się uspokoić. Przejażdżka wszak miała jeszcze trochę trwać.
        Zagajenie o walkę z ożywionymi zwłokami zdawało się być z początku trafne, skoro demon uważał siebie za ostrze do wynajęcia. Musiał umieć prezentować swoje umiejętności, jeśli chciał mieć zlecenia, więc powinien bez trudu opowiadać o swoich potyczkach - tych byłych i tych nadchodzących… A jednak i tym razem zachowywał się gwałtownie, jakby go na czymś przyłapano. Turilli spojrzał na niego uważnie, gdy nagle prawie wykrzyczał nazwę zaklęcia. To nie brzmiało specjalnie przekonująco - chciał powiedzieć coś innego. Wybrnął całkiem zgrabnie, szkoda tylko, że generał miał kilkusetletnią praktykę w wyłapywaniu takich niuansów w wypowiedziach - ile razy dzięki temu przeprowadzał z sukcesem przesłuchania. To jednak była kulturalna pogawędka więc łaskawie udawał, że mu to umknęło i nie drążył. Tym bardziej, że pomysł “przywrócenia spokoju” umarłemu był całkiem ciekawy. No i - na Prasmoka - Francis przyznał się przy okazji do tego, że czegoś nie umiał, wyznał, że ma jakąś wadę, a nie krył się za swoją dumą i butą. Szkoda, że tak ciekawie zapowiadające się rozwiązanie z zaklęciem w ostatecznym rozrachunku przegrałoby z wulgarną siłą, ale chłopak miał jeszcze szansę się czegoś nauczyć.
        - Wyminął - podłapał nagle wampir. - To mi się podoba - skomentował, o dziwo całkowicie szczerze. - Pragmatyczne, bez niepotrzebnego tracenia energii i ściągania na siebie uwagi. Choć trenowanie zaklęć… Lepiej tak czy siak robić to pod okiem mentora, bo choć ponoć najlepiej uczyć się na błędach, jednocześnie lepiej nie utrwalać błędów, bo później trudno się ich oduczyć. Twoja aura błyszczy, masz potencjał magiczny, przydałby ci się ktoś, kto by go w tobie odkrył i wyszlifował - ocenił, nawet nie biorąc pod uwagę tego, że on mógłby być kimś takim. Był wszak żołnierzem a nie nauczycielem, nie miał czasu na zajmowanie się jakimś młokosem. Nawet swoich własnych synów nie nauczał tylko zostawił to specjalistom, a sam co najwyżej z nimi trenował albo dawał jakieś praktyczne wskazówki. Obaj zresztą byli lepszymi nekromantami od niego, nawet Dirk na moment przed śmiercią byłby w stanie pokonać swojego ojca w dziedzinie śmierci.
        Wyrwany z myśli Nikolaus skinął głową, zgadzając się z oceną Francisa i nie ukrywając przy tym zadowolenia. Fakt, przy nim nie musiałby nic robić poza tym, żeby nie przeszkadzać i nie stawać na linii ognia. I faktycznie, gdyby to była kwestia jednego ożywieńca, zgniótłby go jak robaka, bez wysiłku.
        - Moją główną domeną jest dziedzina umysłu - odpowiedział bez zastanowienia na pytanie o swoje umiejętności, jakby tego się spodziewał. - Drugą jest dziedzina śmierci… Oczywiście połączona z praktyką nekromancji, to w tym kraju można powiedzieć, że zestaw obowiązkowy, zwłaszcza, gdy ożywieńcy stanowią twoich podwładnych. No i jeszcze dziedzina zła. Z tej korzystam sporadycznie, nie jest mi niezbędna. Dzięki dziedzinie umysłu jestem w stanie osiągnąć wszystko, czego potrzebuję, cudzymi rękami. Ale nie nadużywam tego - zauważył, bo spodziewał się takich podejrzeń. - Jak to się mówi, z dużą mocą idzie duża odpowiedzialność. Są granice, których nie naruszę. Nie przeczytam na przykład twoich myśli tak długo jak będziesz moim gościem albo nawet zwykłym podróżnikiem. Dopiero gdybyś złamał prawo mógłby odczytać twoje myśli by potwierdzić twoją winę bądź niewinność. Nie wpływam też nigdy na osoby, z którymi negocjuję. Zgoda i podległość osiągnięte magią są nic niewarte - ludzie mają mnie słuchać i iść za mną w bój, bo tego chcą, a nie przez to, że nad nimi władam.
        Nikolaus znowu przybrał ten swój ton idealisty opowiadającego o swoich przekonaniach. Pomyśleć, że w innych okolicznościach - gdyby był w innym kraju albo sam był innej rasy - mógłby stanowić wzór dla wielu albo wręcz inspirację dla bardów, piszących pieśni o bohaterach. Może nie byłby księciem w romantycznej balladzie, ale na pewno sprawdziłby się jako bohater jakiejś wojennej historii z zamierzchłych czasów.
        - Tak między nami uważam, że również masz potencjał magiczny. Świadczy o tym zarówno twoja aura, jak twój wczorajszy pokaz. Masz siłę, tylko powinieneś ją dobrze ukierunkować. To by ci się na pewno bardziej opłaciło niż fechtunek. A dziedzin ofensywnych jest dużo, naprawdę dużo… W Maurii są szkoły magiczne, może jeśli dobrze się zakręcisz to cię przyjmą. O ile interesują cię typowe dla tego kraju dziedziny.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Wybrnęła... z tłumaczenia, z zakłopotania nie bardzo. Pogrążyła się w nim po pochwale jaką usłyszała od generała, choć nie uważała, że jest ją za co chwalić. W swojej ponownej podróży po świecie wcale nie zastanawiała się nad zużyciem energii swojego ciała, dopóki nie przyszło jej prawie zdechnąć po tym, gdy uznała, że każdy potwór wart jest zaczepienia więc każdego zabijała... ekhm, na każdym trenowała, nie było wyjątków, a gdy tak tłukła i tłukła to nie sądziła, że przez to sprowadzi na siebie jakiegoś potężnego padlinożerce. Można się domyśleć, jak niepomyślnie potoczyła się ta walka. Pokonała bestie, ale nie sądziła by w tamtej chwili wygrała kolejną potyczkę. Szczęście w nieszczęściu, że zdążyła wyczyścić teren do cna, przez co nikt nie miał szansy jej zaczepić i spróbować zjeść. Jedynie dzikie zwierzęta, ale Francine za bardzo śmierdziała, by choćby niedźwiedź chciał ją obwąchać. Jedyny plus umazania się osoczem potworem.
        Tak więc wystarczyło myśleć jeden krok na przód, a nie brnąć na upór przed siebie. Trochę jakby chwalić ją za to, że jest nieco mądrzejsza niż jakieś dwa lata temu, a jednak wzbudziło to w niej zakłopotanie.
        Nie mogła się jednak nie zgodzić z faktem, że lepiej uczyłaby się mając mentora, między innymi po to by nie popełniać głupich, niepotrzebnych błędów i oczywiście, ich nie utrwalać. Może to właśnie z błahych powodów nie udało się jej do teraz „oczyścić” ożywieńca? Pewnie jeszcze minie trochę czasu nim zorientuje się, co robi nie tak.
        Po usłyszeniu oceny na temat swojej aury odparła tylko „uhm”, jakby nie bardzo co miała odpowiedzieć. Wampir był jakiś taki... uech, nie mogła go nazwać miłym, ale mówił miłe słowa, jakoś trudno jej było uwierzyć, że to tylko grzeczność. Nie potrafiła obchodzić się z takimi zdaniami i sympatyzowaniem, z rodzajem szczerości, który wprawiał ją w przyjemny nastrój, wszystko co mówił brzmiało zbyt ładnie. Zaraz po takich odczuciach przychodziła gorzka myśl, że mężczyzna stwierdza fakty i nic poza tym się nie kryje, ale i to nie przeszkadzało w tym, by w głębi serca choć raz na jakiś czas chciała coś podobnego usłyszeć. Nawet jeżeli jego słowa są tylko suchymi stwierdzeniami, bez żadnego milszego podtekstu. Francine w ukryciu miętosiła palcami lejce, czego nie przestała robić także po tym, gdy nabrała odwagi na zaczepki wobec Klausa.
        Mina demonicy jednak zrzedła, gdy padła pierwsza dziedzina jaką parał się wampir. Nekromancja, cóż, to nie było zaskoczeniem. Obstawiała, że to w tym nieumarły będzie czuć się najlepiej, a jednak los zarządził nieco inaczej i sprawił, iż obok siebie miała potężnego maga, który od samego początku mógł grzebać jej w myślach. Francine nabrała powietrza w płuca wzburzona taką możliwością, a później zlała się potem, gdy uświadomiła sobie ile stwierdzeń przez ten czas padło w jej głowie. O bluźnierstwa wcale się nie zmartwiła, raczej bała się o te stronę... bardziej... taką... inną.
        Był jednak w tym natłoku jeden argument, który sprawił, że mogła uwierzyć Nikolausowi co do nietykalności umysły. Fakt, że tak źle o nim momentami myślała. Gdyby wiedział, jak go widziała od samego początku to czy by pozwolił jej zostać na dworku? Lecz i tutaj wkradała się sugestia. Może on doskonale wiedział, że nemorianka czasem go po cichu zaklina, a on ma wobec niej inne plany? Mógł z niej zrobić sobie bezmózgiego sługę albo trupa na przynętę. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się czy krew nemoriańska smakuje wampirom. Może istnieje jakiś mit na ten temat? Och, aż kręciło się jej o tych wszystkich wizji w głowie. W nich zaś pojawiło się jeszcze coś. Szlachetność generała.
        Całe ciało demonicy mówiło i prężyło w sobie kiszki by mu nie ufać, ale odpowiadał w taki logiczny sposób. Jeszcze kilka chwil temu z podziwem wsłuchiwała się w głoszone przez Klausa ideę, a i ostatnie słowa wampira wcale gorzej nie brzmiały. Siła Nikolausa wynikała z jego charakteru, a nie z umiejętności magicznych. Te drugie były zaledwie dodatkiem do jego postaci, nie czymś koniecznym, umiałby się bez tego obejść i chyba właśnie to było w nim najbardziej pociągające. Naturalna, wrodzona potęga, a nie wyuczone za życia sztuczki.
        Lou uniosła głowę, gdy lord podjął się kolejnego tematu, ponownie wracając na moment do jej aury. Wyrażał się o emanacji pochlebnie, a ona... ukrywała ją prawie przez całe życie. Nieważne ile było w niej potencjału, nie powinien jej poznać. Nie taki człowiek... sprawiedliwy i silny. Poczuła się źle z tą świadomością. Nie znał tylko wykreowanej powłoki demonicy a grzebał głębiej, przez co i więcej wiedział. Sama Francine nie znała przyczyn tragedii jaka spotkała ją w dzieciństwie i z pewnością nie chciała by Klaus odkrył to jako pierwszy... żeby w ogóle czegokolwiek dowiedział się na jej temat.
        O na Prasmoka, przecież tak ustawieni ludzie jak on mogą mieć wtyki. W dodatku mógł śmiało przeczytać myśl każdego przesłuchiwanego. Wystarczyło tylko nie wpakować się w tarapaty, a wszystko będzie dobrze, prawda? Oj, Francine nie wierzyła by i Mauria pozostawiła ją bez suchej nitki.
        Przez pierwsze kilka chwil milczała wpatrując się w Nikolausa. Czemu zawsze muszą istnieć dwie strony medalu? Mogła słuchać go i karmić się jego... miłymi słowami, ale nie. I za nimi krył się jakiś cień, może nie zamierzony, ale dla niej... niejasny. Zdała sobie sprawę, że to on jest cały czas krok do przodu, a ona próbuje go złapać. Nie wiedziała ile o niej wie, co doprowadzało Lou do szału!
        - Tak... - odpowiedziała ostrożnie. - Prosta receptura. Wystarczy nie rozrabiać, słuchać i znaleźć odpowiedniego nauczyciela.
        Podsumowała i, o na Prasmoka, wszystkie trzy rzeczy wydawały się być poza jej zasięgiem. Kłopotów trzymała się kurczowo, nie lubiła słuchać kogoś, kto nemorianiem nie był i wystarczyło znaleźć nauczyciela, który nie tylko zdzierży jej charakter, ale którego ona choć w minimalnym stopniu zaakceptuje, a to drugie było już o wiele trudniejsze.
        Poza tym, brzmiało to strasznie lakonicznie z ust wielkiego generała. Jej plan – nauczyć się i zarobić, a to... wcale tak nie było. Nie tak przecież chciała i Nikolaus nieświadomie jej o tym przypomniał. Choć i tak ten trzystopniowy plan brzmiał dla Francine naprawdę jak niemałe wyzwanie, to znowu poczuła nadzieję, że może ma to większy sens teraz niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet u boku Fallona było to mniej możliwe. Może tym razem jest bliżej powrotu do Otchłani?
        - Chyba trudno jest mi się do tego odnieść, ponieważ nie znam Maurii – powiedziała nawiązując do wyboru dziedziny. Zadrżała na myśl o uczęszczaniu do szkoły nieumarłych. Brrr!
        - Mam pewne... obawy, co do tego świata – przyznała bez ogródek. - Ta kraina różni się od tych, które dotychczas poznałem. Nie jest to uroczy wodospad z wróżkami i jelonkami, dostrzegam tu wiele absurdów i... - Zatrzymała się na chwilę z wypowiedzią spoglądając na panoramę Miasta Śmierci. – Towarzyszy mi też wiele wątpliwości. Na przykład nie jestem pewien tego czy w ogóle rozumiem Ville de la mort. W mojej opowieści wampir czytający w umysłach nie miałby skrupułów by pogrzebać mi w głowie, a jednak ten, którego poznałem tak nie robi. – Lou zerknęła na Nikolausa przez ramię.
        - Chciałbym poznać Maurię od środka, a nie zobaczyć tylko jej powierzchnię – dodała.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus już trochę zaczynał rozumieć swojego gościa - podejrzliwy, nieufny, zakładający z góry najgorsze i że cały świat jest przeciwko niemu. Starał się przez to odpowiednio argumentować różne kwestie i czynić zastrzeżenia, nim powstaną pytania. Tak było z tematem dziedzin, jakimi władał, choć i tak spostrzegł, że Francis się spiął i pewnie już szukał momentów, gdy pomyślał coś niestosownego. Gdyby Klaus był złośliwy, właśnie teraz wszedłby mu do głowy - dostałby skrót wszystkich najbrudniejszych sekretów swojego rozmówcy jak na talerzu. Może trochę przemieszany, ale on potrafił poruszać się w tego typu plątaninie, podążać w tył po wspomnieniach i i tak nadążać za ciągiem wydarzeń, obedrzeć myśli z osłony bólu i strachu, gdy czyta myśli ofiar… Więc nie miały problemu rozpleść wspomnienia spanikowanego demona, które na dodatek musiałyby być stosunkowo świeże. Nie spodziewał się tylko, że nie znalazłby tam jedynie złośliwości, obelg i złorzeczenia, a również coś diametralnie innego. Dlatego Francis miał szczęście, że wampir był tak honorową i praworządną osobą.

        - Owszem - przytaknął, gdy nemorianin tak gładko podsumował jego rady. - Wiem, że to się łatwo mówi, ale warto byś to przemyślał. Jedno wynika z drugiego - zauważył, bo wiedział już, że główną (by nie rzec: jedyną) przeszkodą dla Francisa jest jego własny charakter. Dla Nikolausa wszystko jednak było takie proste - uważał, że jasno nakreślony i nazwany cel ułatwia jego osiągnięcie. Oczywiście w życiu nie zawsze było tak prosto i nawet jego dążenie do zostania generałem było znacznie bardziej skomplikowane, ale poszczególne kroki można było właśnie tak opisać. Zdobyć tytuł oficerski. Zdobyć poparcie Dwunastki. Zdobyć poparcie władców. Przejąć jeden oddział, drugi, trzeci. Zunifikować prawo w jednej dziedzinie, potem drugiej. Wiedział co chce osiągnąć i po prostu do tego dążył. Nawet, gdy był jeszcze tylko jednym z synów rodu Turilli, jeszcze nie jego głową, jeszcze nawet nie dziedzicem. Gdy był tak naprawdę na tym etapie, na którym teraz najwyraźniej był Francis. Ale on nie zrozumie, że kiedyś mogli być tacy sami.
        Nikolaus przez chwilę przyglądał się demonowi, jakby rozważał czy może coś powiedzieć i w końcu uznał, że nic na tym nie straci.
        - W Maurii szkoły magii nie oferują tylko nauki dziedzin związanych ze śmiercią - wyjaśnił. - Choć te diametralne inne - na przykład magia dobra - raczej nie mają swoich uczelni. Gdybyś chciał tu zostać na nauki, musiałbyś szukać nie szkoły, a osobistego mentora. Ponoć jest w mieście jeden niebianin znający magię leczniczą - dodał trochę w ramach podzielenia się ciekawostką, a trochę po to, by udowodnić, że w jego mieście nic się przed nim nie ukryje. Nawet taki półkrwi anioł, który bardzo starał się pozostać niewidoczny.
        Późniejsze wyznanie chłopaka sprawił, że generał obrócił się w jego stronę, nie kryjąc zainteresowania. Pomylił się w ocenie? On właśnie przyznał się do pomyłki? Niesamowite. Turilli słuchając tego aż przystanął, w tej samej chwili, w której zrobił to Francis. Uśmiechnął się kpiąco - tak, słodkich jelonków w tym mieście nie było. Co najwyżej pieczone w słodkiej miodowej glazurze, ale na pewno nie hasające luzem. Ale tego może lepiej nie mówić, bo wyobraźnia tego chłopaka była niezmierzona.
        - Jeśli byś chciał… - zaczął ostrożnie Nikolaus. - Pojutrze wracam do Maurii. Zapraszam, byś skorzystał z gościny w mojej posiadłości, póki nie zorientujesz się w mieście. Nie będę być może w stanie zapewnić ci tyle uwagi ile tu, bo będę musiał wrócić do pełnienia swoich obowiązków, ale na pewno znajdą się inni, którzy zechcą cię oprowadzić czy po prostu dotrzymać ci towarzystwa. I nie martw się, nic ci nie grozi. Ani w moim domu, ani w mieście, którego strzegę - wyjaśnił. - Będziesz miał możliwość to miasto takie, jakie jest naprawdę, a nie takie, jak inni kreuję je… Ze strachu - dodał znacząco, spoglądając Francisowi w oczy.
        - Za dnia Mauria jest dużo spokojniejsza - podjął temat z trochę innej strony. - Wtedy po ulicach chodzą głównie śmiertelni i nieumarłe sługi. Wampiry, lisze, wilkołaki: oni wychodzą po zmroku, bo choć niebo nad tym miastem jest wiecznie zasnute gęstymi chmurami, dla niektórych nadal jest za jasno… A dla niektórych to kwestia nawyków. Jednak wszystkie przybytki są tam otwarte niemal całą dobę: karczmy, sklepy, biblioteki. Oczywiście po to, aby obsłużyć różnego typu klientelę.
        Nikolaus w końcu ruszył swojego konia, by podjąć przejażdżkę. Drogą szybko wjechali między drzewa i nie mogli już podziwiać mroczne, ale hipnotyzująco pięknej panoramy Maurii. Znowu wokół nich zrobiło się cicho, ciemno i tajemniczo.
        - Proponuję wracać już do posiadłości - odezwał się po chwili milczenia Nikolaus. - Trochę nam to zajmie, a ty powinieneś jeszcze odpocząć. Jak tam w ogóle twoje obrażenia, nie doskwierają zanadto? Jeśli chodzi o twojego wierzchowca, być może koniuszy ci wspominał, ale przeżył tę noc i prawdopodobnie się z tego wyliże, aczkolwiek przez jakiś czas niewskazane jest na nim jeździć.
        Nikolaus wspomniał o tym niby mimochodem, ale z ciekawością obserwował reakcję Francisa. Brak wierzchowca oznaczał, że podczas jazdy do Maurii będzie musiał skorzystać z innego środka transportu czyli znowu polegać na gospodarzu. I chyba był dość rozgarnięty, aby wiedzieć, że arystokracja w dalekie trasy konno nie jeździ - ciekawe jak na to zareaguje.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Brew Francine zakreśliła się w krzywej linii na wieść o tym, że w Mieście Śmierci można było doszkalać się w dziedzinie dobra. Było to... dziwne i nietypowe, ale logiczne w rozumieniu „fallonowskim”. Najwidoczniej także Mauria potrzebowała odrobinę „jasnej magii” w sobie by mógł w niej zaistnieć pełną parą mrok oraz śmierć. Jej jednak nie interesowały dobre i szlachetne zaklęcia, choć i daleko nemoriance było do bawienia się zmarłymi. Ona pragnęła Otchłani, tego co w niej plugawe czy też okryte tajemnicą, ale i nie tylko. O swej ojczystej ziemi mogłaby opowiadać godzinami... może nie bezpośrednio z własnych doświadczeń, ale swych wyobrażeń. Na podstawie zlepków wspomnień oraz przeczytanych tomów opowieści wykreowała pewien obraz Otchłani, lecz teraz zachwiał się on pod wpływem nowych faktów. W końcu Mauria nie była taka jak ją opisują poeci. Ani też taka jak przedstawiają ją poważniejsze artykuły... czy i Otchłań była czymś zupełnie innym niż sądziła? To trochę zmroziło krew w żyłach Francine. Na myśl o tym, że to o co walczyła tyle lat mogło okazać się kłamstwem... zwyczajnie bolało. Choć ostatnio walczyć przestała...
        Ostrożność w głosie generała sprawiła, że Lou lekko wyostrzyła wzrok, ale zaraz jej spojrzenie złagodniało. Wypełniło się mieszanką zaskoczenia, zakłopotania oraz irytacji, i ta ostatnia cecha mimo wszystko zdominowała demonicę. Oczywiście spowodowane to było myślą „Że niby sobie nie poradzę w razie zagrożenia? Phi!”, co przyczyniło się do ponownego założenia maski na swą twarz, aby ukryć te bardziej wzniosłe uczucia.
        Francine zadarła lekko głowę i wyprostowała sylwetkę pokazując, że jest przecież samowystarczalnym młodzieńcem i niańki do towarzystwa nie potrzebuje.
        - Chętnie skorzystam z propozycji – przyznała, nie omieszkując celowo uniknąć słowa „dziękuję”. To był jeszcze za miły jak dla niej zwrot.
        - Jeśli... to nie problem – dodała już z większym trudem. Minimum dobrego wychowania czasem się w niej odzywało.
        - Rozumiem. Cóż, jakoś sobie będę musiał dać radę – powiedziała zaczepnie nawiązując do czasu jakim będzie dysponować Nikolaus w Maurii.
        - Nie sądzę by inni ze mną wytrzymali albo ja z nimi – zakpiła szczerze rozbawiona własnymi słowami. - Ale niech będzie. Jak ktoś taki się znajdzie to może pokuszę się na towarzystwo... cokolwiek i ktokolwiek mnie w Maurii nie spotka to nie pomyślę w pierwszej chwili, że chce mnie zabić, zgodnie z twoimi zapewnieniami – po tych słowach Lou pokierowała konia w odpowiednią stronę by dołączyć do lorda, który zainicjował kontynuowanie przejażdżki.
        Z opowieści Miasto Śmierci wydawało się dużo bezpieczniejsze za dnia... a nawet i w nocy rzekomo dbano o to by zwykli ludzie nie bali się wyściubić nosa poza swoją chatę. Ta wizja przedstawiała się naprawdę przyjemnie, znośnie względem tego co pisali autorzy opowieści, ale czy tak faktycznie było? Jasne, że u boku generała mogła czuć się nieskrępowana. Pod opiekuńczym skrzydłem dowódcy straży trudno było sobie wyobrazić jakieś niebezpieczeństwo, a nawet jeżeli to wystarczyło jego jedne zaklęcie by już wszystko było dobrze. Gdy zaś wyjdzie spod opieki Turilliego to rzeczywistość znowu stanie się inna. Będzie po prostu tą prawdziwą, bez jego wzniosłych idei i przekonań. Mauria wówczas zaprezentuje zupełnie inną twarz, ale o to będzie się martwić kiedy indziej...
        Na zapytanie o samopoczucie Francine odruchowo zerknęła na rękę. Już zdążyła zapomnieć o uczuciu pieczenia, które teraz wróciło i próbowało sprowadzić demonicę na ziemię. Jednak przy generale nie była w stanie skupić się na czymkolwiek, jej myśli rozbiegały się we wszystkie strony świata sprawiając, że cały czas powracała do jednego punktu – Nikolausa. Bardzo chciała go zobaczyć jeszcze następnego dnia w kucyku, tak mu pasował! Odsłaniał wyraźnie zakreślone kości policzkowe mężczyzny, ach, ależ nie powinna się rozpływać nad niuansami jego urody!
        - Nie bardzo przeszkadza, zasklepi się – odparła niezbyt skłonna do kontynuowania tematu i na całe szczęście Turilli wspomniał o wierzchowcu.
        A może i na nieszczęście?
        Lou co prawda odetchnęła z ulgą na wieść o polepszeniu się stanu zdrowia zwierzęcia - odzyska go i też sporo zaoszczędzi nie musząc kupować nowego rumaka, ale zaraz potem spięła się zdając sobie sprawę z sytuacji, jakby nagle dotarło do niej co to wszystko oznacza.
        Jej wcale nie przeszkadzała jazda konna! Ach, akurat w tym przypadku bardzo nie chciała znaleźć się zbyt blisko nieumarłego. W innej sytuacji zapewne poczułaby większy entuzjazm, ale przy Turillim zwyczajnie się nie dało. Przecież to był... wysoki, postawny mężczyzna. Jego kareta powinna być proporcjonalnie większa, bardziej dopasowana do szerokich ramion wampira, wykonana na specjalne zamówienie, ale nie wiedzieć czemu, Francine w to powątpiewała. A nawet gdyby, to nadal nie chciała znaleźć się z nim sam na sam na tak małej przestrzeni. Aż chciało się krzyknąć „Jestem kobietą!”, wówczas do środka musiałaby wcisnąć się jeszcze jakaś przyzwoitka, ale Lou nie bardzo pasowało tracić statusu młodzieńca.
Uśmiechnęła się więc uprzejmie, choć z niemałym wymuszeniem, a może ze zdenerwowaniem?
        - Dobrze wiedzieć, że lepiej się czuje – odpowiedziała. - Najważniejsze by wyzdrowiał. – Jakże te słowa fałszywie brzmiały w jej ustach. Ważne by nie zdechł i nie musiała płacić...
        - Wspominałeś, że masz syna. – Oby pomogła ta strategiczna zmiana tematu. - Czemu nie ma go we dworze? Też jest ambitnym magiem? Pracuje w Mauryjskiej straży?
        Po tych pytaniach Francine dopadła inna myśl. Skoro ma syna... to gdzie żona Turilli?
        Ożeż na Prasmoka! Przecież on musiał mieć żonę! Francine poczuła jak pot zebrał się na jednej z jej skroni, więc zgarnęła mimochodem włosy, ale tak naprawdę chciała zamaskować to nagłe zdenerwowanie sytuacją i zetrzeć zebrane krople. Jeżeli on jest taki przerażający to nie chciała poznać jego wybranki. Mściwa, przebiegła i przepiękna kobieta – tak wyobrażała sobie miłość życia Nikolausa. Jeżeli on nie zeżarł do teraz Francine to z pewnością ona będzie mniej wyrozumiała. Kobiety bliskie władzy dbały o to by nie stracić swego statusu i ukochanego, a nemorianka była pyskata i z pewnością akurat Lou nie okaże jej wystarczającego szacunku. W tym momencie wręcz załamała się wizją podróży do Maurii. Jeżeli pani Turilli nie było w letniej posiadłości to zapewne czekała na swego męża w głównej siedzibie. Rana na przedramieniu nijak się miała do tego co ma ją jeszcze spotkać...
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Nikolaus ugodowo skinął Francisowi głową, dla siebie zachowując rozbawienie tym, że ten chłopak znowu nie potrafił wydusić z siebie słowa “dziękuję”. Choć starał się chociaż udawać, że ni chce sprawiać kłopotów - to już coś.
        - Nigdy nie czynię propozycji z grzeczności - wyjaśnił. - Więc jeśli zapraszam, nigdy nie robi tego z nadzieją, że zapraszany odmówi. Więc nie musisz się bać, że sprawisz jakikolwiek kłopot, czuj się jak u siebie.
        Choć akurat w to, że Francis będzie bezproblemowym gościem, Klaus troszkę wątpił. Ten dzieciak był zadziorny i szukanie guza musiał mieć we krwi - może stąd ten chaos widoczny w poświacie jego aury. Generał nie powiedział tego na głos, ale zamierzał uczulić przynajmniej część swoich ludzi, by mili baczenie na zadziornego nemorianina - nie było ich wszak aż tylu w Maurii, by był problem jednego z nich upilnować.
        - Słuszne założenie - zgodził się Turilli, zachowując dla siebie wszelkie nieprzychylne komentarze i przytyki. - Poczułem się jednak wyjątkowy, zważywszy, że ja z tobą wytrzymuję.
        Nikolaus pozwolił sobie na subtelny, tryumfalny uśmiech, po czym lekko spiął konia, aby ten wysforował się do przodu. Nie chciał dawać Francisowi możliwości na odpowiedź: przeczuwał, że albo straciłby przez to resztki szacunku do niego, albo też tym bardziej się nim zainteresował. Choć to drugie to akurat nie grzech… Dlatego pozwolił sobie, by szybko zerknąć na młodzieńca przez ramię. Później szybko zmienił temat, tak by nie od razu zapędzić się na niepewny grunt. Na to jeszcze przyjdzie czas… i bardziej… sprzyjające okoliczności.
        Samopoczucie gościa i jego wierzchowca zdawało się być idealne do tego typu uników. Francis jednakże potraktował ten temat bardzo lekko i zdawkowo, jakby tak naprawdę niewiele go to obchodziło, choć jednocześnie wyglądał na spiętego - być może krępowało go okazanie słabości… Albo wdzięczności, bo już przecież wielokrotnie okazał, jak bardzo cierpiąca potrafiła być jego duma. Szybki unik z pytaniem o rodzinę generała tylko potwierdził te przypuszczenia, ale Nikolaus udał, że tego nie zauważył. Tym bardziej, że jego syn był tym, czym bardzo lubił się chwalić.
        - Wszyscy mężczyźni z mojego rodu są ambitnymi magami - odparł Nikolaus takim tonem, jakby faktycznie nie było to nic wielkiego. - Albo chociaż zwykłymi magami, jeśli akurat mają odmienne zainteresowania - doprecyzował po chwili. - Mamy tak duże predyspozycje do czarowania, że szkoda tego nie rozwijać. Mój syn, Alexander, jest pełnokrwistym nekromantą, że tak to pozwolę sobie nazwać, całkowicie skupił się na tej dziedzinie magii, nie jest ona dla niego tylko dodatkiem jak dla mnie. Nieskromnie przyznam, że jest bardzo utalentowany, ma to po dziadku. Pracuje na własny rachunek, głównie zajmując się badaniami, choć w razie konfliktów zawsze chętnie zgłasza się na ochotnika, aby wspomóc regularne wojsko. Mamy dość zbieżne poglądy, więc i jemu leży na sercu dobro naszego kraju - oświadczył Nikolaus z pewną mikroskopijną dozą dumy w głosie.
        - Nie ma go tutaj, bo nie zwykliśmy przebywać zbyt długo razem w jednym miejscu - odpowiedział na kolejne pytania Francisa. - Po prostu dzieci nie powinny zbyt długo mieszkać z rodzicami, bo wtedy się rozleniwiają i nigdy nie staną się samodzielne, a gdy po uzyskaniu odrębności wracają na zbyt, może to prowadzić do spięć. Alexander z reguły zamieszkuje letnią posiadłość, lecz gdy ja do niej przyjeżdżam, on zajmuje dwór w stolicy, by tam załatwić swoje interesy. Oczywiście to nie tak, że nie możemy przebywać w swoim towarzystwie, lecz jeśli się spotykamy, zawsze następuje to w głównej siedzibie rodu. Tam każdy z nas ma dość przestrzeni do życia - wyjaśnił dość enigmatycznie, choć gdy się go już trochę poznało, można było jasno zrozumieć, że Klaus i Alex mieli tak różne i silne osobowości, że nie mogli sobie spijać z dzióbków jak to rodzina po długiej rozłące. Każdy miał swoje interesy i plan dnia, w którym czas dla bliskich stanowił tylko jedną z wielu pozycji, na pewno nie dominującą. Poza tym Alexander nadal był stanu wolnego i często sprowadzał sobie kochanki do posiadłości - lepiej, by Nikolaus nie o każdej z nich wiedział. I to nie tylko przez to, że mógłby nie pochwalać wyboru swojego syna…
        - Masz rodzeństwo, Francis? - zagaił nagle Nikolaus, ściągając wodze swojego konia, by poprowadzić go trochę węższą drogą, która biegła znacznie bliżej jego letniego dworu.
        - Tak swoją drogą: jeśli pojedziesz ze mną do Maurii, będziesz miał okazję poznać mojego syna. On na pewno tak szybko tu nie wróci. Z tego co wiem, ma jeszcze kilka spraw do załatwienia w stolicy.
        Ponownie Turilli nie wspomniał, że Alex miał jeszcze jedną możliwość, by jednocześnie pozostać w mieście i nie widywać się z ojcem, bo mógł zająć inną należącą do rodziny nieruchomość, ale po co chwalić się bogactwem? Najwyżej wspomni o tym kiedy indziej.
        - Francis… Może masz ochotę na mały galop? - zaproponował nagle generał. - Droga przed nami jest prosta i rzadko uczęszczana, a ty masz dobrego ku temu konia. Jeśli zdrowie ci pozwala, możemy trochę popędzić konie.
        Nikolaus celowo nie wspomniał, że mają się ścigać - nie taki był jego zamiar, on nie był zwolennikiem dążenia do rywalizacji za wszelką cenę. Lubił jednak szybkość i wiatr w włosach, a i był ciekaw umiejętności jeździeckich tego zadziornego chłopaka.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Wydawało się, że wypowiedzi Nikolausa zbyt trafnie odsłaniają wątpliwości Francine, jednak i zapewnienie gościa o tym, że nie jest kłopotem jest grzecznością... To było dobre wytłumaczenie na gościnę lorda, a co i tak niestety nadal budziło pewne obawy w nemoriance. Wszak nie mogła za długo nadwyrężać cierpliwości gospodarza i chyba wypadało zwyczajnie wynieść się z jego dworu, gdy trafią do Maurii. Jakie demonica miała związane z tym obawy? Ano takie, że już więcej Klausa nie zobaczy... albo zobaczy w mało sprzyjających okolicznościach, gdy wpakuje się w kłopoty i wyląduje w więzieniu. Wolała nie myśleć zbyt mocno na przód, jak zawsze dostosuje życie do sytuacji i tyle. Jednak zastanawiające było to, jak wampir umiejętnie potrafi ją rozszyfrować i to wszystko bez użycia magii umysłu? Ona sama nie mogła uwierzyć, że lord tak łatwo jest w stanie mówić odpowiednie zdania w odpowiednim momencie. Pod żadnym pozorem nie brała pod uwagę faktu, że to jej zachowanie i charakter mogą być jakkolwiek przewidywalne.
        Francine przeszył zimny dreszcz, gdy Klaus rzucił kolejną odpowiedzią. Demonica gwałtownie spojrzała na swego rozmówcę, który dopieścił swoją wypowiedź subtelnym uśmiechem, a potem jeszcze uciął pogawędkę wysuwając się na przód nie dając możliwości odpowiedzi. To czy miałaby coś do powiedzenia to druga sprawa, zapewne w swym naturalnym odruchu odpyskowałaby, ale zwyczajnie zabrał jej tę możliwość i to ją zdenerwowało! A jednak bardziej zastanowiły ją słowa lorda, że co one miały oznaczać? Uznałaby to za zwykłą ripostę, gdyby nie ten uśmiech! Ot, taka drobna pogarda w jej stronę, ale serce wyrywało się z piersi dziewczyny podpowiadając zupełnie inne scenariusze. Bardziej naiwne i okraszone opowieściami romantyków, co... także wywołało w niej złość. Od kiedy jej takie bzdurne skojarzenia przychodzą do głowy? Bez sensu! Przecież w oczach generała jest młodzieńcem więc takie miłosne historyjki raz, że są głupie, a dwa – w ich przypadku co najmniej absurdalne. W jej oczach Turilli nie podrywałby chłopaka. Dlatego po krótkim namyśle spojrzała na niego zgaszona uznając jego słowa za ironię. To było przecież najbardziej logiczne wyjście, co nie oznaczało, że jej to odpowiadało, ale nie miała zamiaru za nim specjalnie gonić by dodać swoje dwa złamane rueny.
        Dobrze, że potem nie naciskał na temat wierzchowca czy jej rany, a opowiedział o swoim synu. Miło się słuchało wypowiedzi Nikolausa. Z dumą mówił o swej rodzinie, choć badania i nekromancja raczej źle kojarzyły się Lou. Było to zwyczajnie podejrzane połączenie, ale nie wypowiedziała się na ten temat uznając, że jej nieznajomość Maurii może narazić ją na gniew wampira, a chyba mimo wszystko wolała sobie póki co odpuścić takie starcia. One by zresztą nic nie zmieniły, skoro Alexander pałał się w nekromancji i jest w tym dobry, to opinia Francine akurat mało kogo będzie interesować w Mieście Śmierci.
        - Widać zyskał odpowiednie cechy po ojcu – powiedziała niespodziewanie zwyczajnie i przychylnie, że aż ją samą zatkało.
        - Znaczy... - dodała pośpiesznie. - Wiesz, talent do magii, idea i... takie tam – burknęła odwracając spojrzenie. - Dobrze, że trafił ci się taki syn, z którego możesz być dumny. Zarówno ty, jak i Mauria.
        „I twoja żona”, dodała w myślach. Strach było zagaić go o partnerkę.
        W tej chwili Francine nieco się zamyśliła. W jaki sposób o niej mogliby opowiadać rodzice? Chciała być wspaniałą córką, z której byliby dumni, ale gdyby teraz wróciła do Otchłani to nie umiałaby się odpowiednio zaprezentować. Z tego co pamiętała to byli bardzo wymagający wobec niej, ale nie bardzo jej to przeszkadzało, bo nikogo poza nimi w życiu nie miała. Nie odwiedzali jej kuzynowie, nie była nawet pewna czy jakiekolwiek ciotki i wujków ma. Może jednego kojarzyła jak przez mgłę. Nadzieja, że jej rodzice przeżyli brutalny napad wiele lat temu była zresztą równie mocno okraszona w opowieści poetów, co te dziwne uczucia wobec Klausa.
        Słysząc pytanie nieumarłego Francine krótko spojrzała na mężczyznę, lecz potem jej wzrok zwrócił się ku zwężającej drogi.
        - Mówiąc uprzednio, że nie ma domeny mojego rodu miałem na myśli, że w ogóle go nie ma. Moje nazwisko to tylko wspomnienie jakiegoś istnienia, które straciło na swej mocy już wiele lat temu. Zostałem... tylko ja – odpowiedziała głosem, który nie był pełny żalu, radości czy wściekłości. Był zwyczajnie pusty, ale też pogodzony z rzeczywistością, dziwny w swym odbiorze.
        - O. – Nemorianka uśmiechnęła się zadziornie na kolejne wieści. - Jestem ciekaw jak daleko pada jabłko od jabłoni. - Lou lekko zmrużyła oczy będąc naprawdę zaintrygowana tym, jak bardzo różnią się a zarazem podobni są do siebie obaj Turilli.
        Dwa razy nie trzeba jej było składać propozycji wyścigu. Zadziorny wyraz nie schodził z twarzy dziewczyny, która strzeliła lejcami by pogonić konia. Z początku nieco spokojny galop zmienił się w bardziej agresywny, ale Lou nie mierzyła się w dzikim wyścigu z Klausem. O nie! Ona znajdowała sobie drobne przeszkody, jakby bardziej chciała zweryfikować na ile wierzchowiec jej ufa, ale także sprawdzała samą siebie i teren, po którym dane było im teraz gnać. Największą radość odczuła, gdy obok drogi dojrzała obalone drzewo, leżące w tym miejscu już dłuższy czas, ponieważ porośnięte było gęstym mchem. Francine zacisnęła usta i pochyliła się nisko na koniu, a gdy ten skoczył niemalże się na nim położyła mocno zaciskając palce i licząc na to, że się uda. I... udało się! Co prawda dwójka dosyć ciężko opadła na błotnistą ziemię, ale dla Lou była to i tak udana akrobacja bez jakiegokolwiek uszczerbku. Z radością spojrzała za siebie i mimo że włosy oblepiły jej policzki to i tak z wielką uciechą spoglądała na minioną przeszkodę.
        - Udało się! - krzyknęła klepiąc wierzchowca w geście pochwały, a chwilę później nieco się speszyła. Dziewczyna odgarnęła włosy na bok kątem oka przyglądając się Klausowi, któremu rozwiane w pędzie kosmyki bardzo pasowały.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Klaus zerkając za siebie upewnił się, że dobrze trafił - złapał Francisa z opuszczoną gardą i swoim komentarzem zupełnie wytrącił go z równowagi. To tak by smarkacz nie myślał, że taka stara pijawka nie potrafi kąsać i że będzie cały czas tylko trzymać się etykiety. Poza tym… Turilli miał też swoje powody, by go zaczepiać. Francis miał w sobie urok, który w pierwszej chwili trudno było dostrzec, ale gdy już się ujawnił… Po prostu kusił. A Nikolaus nie był z tych, którzy by się krępowali. Oczywiście w stosunku do damy byłby bardziej otwarty we flircie, ale i z tym chłopakiem zamierzał spróbować, bo tak naprawdę ryzyko było niewielkie - urażony panicz z dalekiego kraju, nic, co mogłoby mu zaszkodzić.
        A jednak co za dużo to niezdrowo - po tej drobnej zaczepce Klaus dał sobie spokój i przeszedł do normalnych, bezpiecznych tematów. Przypadkiem padło na Alexandra, a to dało Francisowi okazję do rzucenia nieświadomego przytyku pod adresem generała. “Syn, z którego może być dumny”. On i Mauria. Tak, Alex był jego chlubą… Gorzej z jego pierworodnym, który przyniósł mu tylko wstyd, hańbę i wiele cierpień - niekoniecznie jego samego, ale wielu osób wkoło. Nikolaus zamierzał jednak ten nieślubny element swojej przeszłości zachować na razie dla siebie. Może kiedyś powie Francisowi, że miał drugiego, mniej udanego syna.
        Jak daleko pada jabłko od jabłoni… W tym przypadku całkiem blisko, z czego Nikolaus był akurat dumny. Alexander posiadał wszystkie cechy, których generał oczekiwał od swojego następcy – był honorowy, ambitny i utalentowany, może trochę za mało opanowany, ale to też miało swoje zalety. W sposobie postrzegania świata byli jednak do siebie podobni, a na tym Klausowi szczególnie zależało – nie chciał powtórki z konfliktu, jaki narósł między nim, a jego pierworodnym, a który zakończył się tak tragicznie.
        Nikolaus nie spodziewał się tego, co przyszło mu usłyszeć, a wyznanie Francisa sprawiło, że spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, ale niestety nie ze współczuciem – raczej powagą. On nie potrafił współczuć, a w każdym razie nie w wyraźny sposób. Choć wielokrotnie ktoś wypłakiwał mu się w rękaw po stracie, choć sam niejednokrotnie jej doświadczył, nie potrafił popaść w smutek. Może była to kwestia jego twardego charakteru, a może tego, że przez te lata zdążył się uodpornić i emocje zachowywał dla siebie.
        - Przykro mi – powiedział jednak, no bo przecież miał do czynienia z sierotą. To zresztą mocno zmieniło jego sposób myślenia o Francisie. Wcześniej wydawało mu się, że to młody gniewny szukający przygód. Teraz już wiedział, że być może nie miał wyboru i być może nie miał od kogo nauczyć się wielu rzeczy. Zapytałby… Ale nie wypadało. Nie teraz, nie w tych okolicznościach. Lepiej było zmienić temat, a delikatne kwestie poruszyć, gdy okoliczności będą ku temu sprzyjały, na przykład wieczorem, przy lampce wina… Albo nie, lepiej koniaku, bo jeszcze Francis uzna, że on znowu pije krew i się nastroszy.
        Wyścig był dobrym pretekstem, by zakończyć rozmowę – dobrze, że dotarli w to miejsce. Nikolaus chyba dobrze wyczuł, że temu raptusowi spodoba się zwiększenie tempa i rywalizacja, a wampirowi nie zależało przy tym nawet na wygranej. Nie czekał na sygnał do wspólnego startu, sam też go nie dał – gdy dostrzegł błysk w oku nemorianina, sam spiął swojego wierzchowca do galopu. Szli w miarę równo, bo żaden z ich koni nie miał ducha sprintera, lecz z czasem Turilli wysforował się naprzód – to przez urozmaicenia, które wprowadzała jego przeciwnik, podczas gdy on sam pruł po prostu przed siebie. Ta niewielka przewaga utrzymywała się tak długo, jak długo Francis trzymał się traktu – gdy z niego zboczył, Nikolaus zwolnił, zdezorientowany zachowaniem chłopaka. Podążył za nim, lecz gdy zorientował się w jego zamiarach, odpuścił i leżącą kłodę minął bokiem, chyba ku zadowoleniu swojego rumaka, bo ten nigdy nie był stworzony do skoków.
        Okrzyk entuzjazmu Francisa zabrzmiał naprawdę przyjemnie dla uszu wampira - miło było zobaczyć tego chłopaka w takiej swojskiej postaci, a nie wiecznie wojowniczego. Z tego powodu gdy ich spojrzenia się spotkały, w oczach generała widoczne było zadowolenie. I można było uznać, że to po prostu radość z przejażdżki i pędu we włosach, choć byłaby to tylko połowiczna prawda.

        Po jakimś czasie generał zwolnił i pozwolił swojemu wierzchowcowi spokojnie człapać traktem. Tu już nie można było sobie pozwolić na takie szaleńcze tempo - teren był już bardziej nierówny, a ich konie również zdążyły się już zmęczyć. Nie było sensu ich męczyć.
        - Świetnie jeździsz konno - pochwalił szczerze Nikolaus, gdy zrównali się z Francisem. - Choć to pewnie dla ciebie nic wielkiego, skoro spędzasz tygodnie w siodle - dodał lekko, nie po to, by mu od razu umniejszyć, lecz po to, by wykazać jego duże doświadczenie. Lecz jak zrozumie to młody demon, tego już nie wiedział.

        Galop mocno zbliżył ich do celu i już po chwili znowu dojrzeli znajome mury posiadłości generała. Gdy przekraczali bramę, strażnik jej pilnujący zasalutował z szacunkiem chlebodawcy i jego gościowi, a Nikolaus odpowiedział gestem dłoni wyrażającym nieme “spocznij”. Pojechał prosto do stajni, gdzie z początku zdawało się, że nie ma nikogo, lecz po chwili dało się dostrzec koniuszego, który kręcił się między boksami i już zmierzał w ich stronę.
        - Przyjemna przejażdżka - ocenił Klaus, gdy jeszcze nie byli słyszani przez postronnych. - Miło było mi spędzić z tobą to przedpołudnie.
        Generał sprawnie zeskoczył ze swojego wierzchowca, umyślnie stając między swoim koniem a tym od Francisa. Dostrzegł, że demon był przez chwilę zajęty czym innym - chyba popręgiem albo czymś po swojej drugiej stronie - i aż nie mógł tego nie wykorzystać. Od razu wyciągnął do niego rękę w takim geście, jaki wykonywało się względem damy, której chciało się pomóc zsiąść. Ciekawe, czy nemorianin przypadkiem da się złapać na taką poufałość?
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine wydawało się, że z każdą chwilą coraz głębiej wchodzi w labirynt, z którego już dawno powinna się wycofać i nie ulec pięknym kwiatom widniejącym wśród zarośli. Problem jednak był taki, że gdy tylko wstąpiła na ziemię lorda to ten gładko prowadził ją odpowiednimi ścieżkami, a ona już powoli zapominała jaka jest droga powrotna.
        Może i na całe szczęście Nikolaus nie wykazał się nadmiernym współczuciem wobec demonicy. Ona nie miała na to ochoty, nie chciała stać się ofiarą w jego oczach, lecz zdradzenie statusu swojego rodu... a raczej jego braku, sprawiło, że poczuła się z tym odrobinę źle. Odchyliła cząstkę materiału ujawniając zaledwie skrawek drobnej słabości, która przy rozgrzebaniu skończyłaby się zapewne napadem szału, krzykiem i skrajną, nierozsądną agresją ze strony nemorianki. A mimo wszystko wyznała minimalną prawdę o sobie. Była to jedna z wielu plątanin jakie powoli piętrzyły się w sercu Lou. Nie chodziło tylko o to by dał jej spokój, by przestał wypytywać, ale wyznania te jakoś same wychodziły i strach było pomyśleć o tym, że jest to pewien rodzaj zaufania. Drobna nadzieja, że będzie w stanie zagwarantować jej opiekę, której tak brakowało demonicy w dzieciństwie.
        Oczywiście Lou nie miała zamiaru użalać się nad sobą. Od małego nauczyła się przekuwać swój żal w inne, według niej, silniejsze emocje. Tak więc zmiana tematu na syna Turilli dobrze zrobiła obojgu. Kto wie jak ta rozmowa mogłaby się jeszcze potoczyć...

        Francine zgarnęła włosy lekko dysząc, wszak takie manewry były męczące nie tylko dla wierzchowca, ale także dla jeźdźca. Zgarnięte kosmyki i tak zawróciły na czoło dziewczyny, która spojrzała na nieumarłego, gdy skomplementował jej jazdę.
        - A... Ta... - Uśmiechnęła się pod nosem. - Mimo to, rzadko mam okazję jeździć dla przyjemności. Jak dziś – dopowiedziała chcąc wytłumaczyć swoją swawolę.
        Miała wątpliwości do tego czy jej drobne wybryki i chęć urozmaicenia trasy nie zostanie źle odebrana przez Nikolausa, lecz te odeszły w momencie, w którym ich spojrzenia się spotkały. Zawsze pędziła na przód, ku jakiemuś celowi, a potem włóczyła się tak po prostu, ale rzadko kiedy pędziła po dolinach dla przyjemności. W towarzystwie wampira okazywało się to dwa razy milsze, ale tego już na głos nie miała zamiaru zdradzić.
        Trudno było jej wracać do dworu. Męczyła ją świadomość, że im bliżej są końca dnia, tym bliżej są rozstania, a Lou chciało się jeszcze pobyć poza przestrzenią problemów, pożyć nieco w idealnym świecie bez większych rozterek, nie walczyć o kolejny dzień ani o kolejną wspólną chwilę. Te zapewne odejdą, gdy znajdą się w Maurii. Wciąż nie chciała nadwyrężać gościnności gospodarza, szczególnie, że ten był wampirem. Nie miała zamiaru handlować swoją krwią za dach nad głową!
        Niestety chwile mają to do siebie, że są niezwykle ulotne. Postawa Francine stała się zdecydowanie stabilniejsza i bardziej dumna, gdy zbliżyli się do dworku. Między dwojgiem zresztą także zapadła naturalna cisza, a Lou czuła drobną satysfakcję, gdy strażnik im zasalutował. Trudno było uwierzyć ile zmienia towarzystwo. Jednego dnia ktoś próbuje zasadzić ci w mordę zaledwie po tym jak otworzysz drzwi karczmy, drugiego zyskujesz ogromny szacunek tylko dlatego, że jesteś gościem znanego generała, co oczywiście nemoriance jak najbardziej się podobało... nawet jeżeli niekoniecznie było to sprawiedliwe.
        Lou trzymała się tuż za Turillim, jeszcze raz obejmując spojrzeniem jego dwór. Wchodząc tu drugi raz miała wrażenie, że wiele się zmieniło, że już zupełnie inaczej patrzy na mur i kwiaty tego miejsca. W końcu znaleźli się w stajni i demonicy przypomniało się, że rankiem czekała na wampira gotowa do boju, a teraz powrócili tutaj w zupełnie innej atmosferze.
        Słowa generała zbiły Francine z pantałyku. Dziewczyna mocniej docisnęła ramiona do klatki piersiowej, jednak wciąż starała się zachować w miarę obojętnie nie doszukując się żadnego podtekstu. Uważała, że jej myśli zbyt często podążają w nieodpowiednim kierunku.
        - Uhm.. - mruknęła. - Dobrze było poznać Maurię od zupełnie innej strony – powiedziała najbardziej obojętnie jak tylko w tym momencie potrafiła.
        Demonica chciała szybko zejść z konia, ale powstrzymały ją luźne spodnie, które zahaczyły o klamrę popręgu. Nie chcąc uszkodzić materiału pochyliła się w bok, lecz próba uwolnienia nitek poprzez szarpnięcie skończyła się rozpadem klamry. Krótkie dzwonienie wypadającej sprzączki sprawiły, że nemorianka zacisnęła powieki przeklinając w myślach, a gdy się wyprostowała, ujrzała u swego boku lorda. Zaskoczona jego obecnością oparła dłoń o grzbiet konia obawiając się, że siodło nie utrzyma się bez zapięcia... a przy okazji odruchowo schowała kawałki metalu w zaciśniętych palcach.
        W pierwszej chwili spojrzała na Klausa ze szczerym niezrozumieniem. Francine zdecydowanie nie była tym typem kobiety, której ktokolwiek zechciałby podać dłoń do zejścia. Była pyskata i patrzyła na wszystkich z nienawiścią, a także wyższością, stąd też nawet nie posiadała takiego kobiecego odruchu. Może raz pokusiła się na taki gest, gdy zaprzyjaźniony handlarz z czarnego rynku chciał zachować się jak prawdziwy dżentelmen. Ona sama uważała, że tylko godni jej mężczyźni są warci dotknięcia jej dłoni, ale o tym już dawno zapomniała, gdy ponownie wyruszyła w świat w męskich portkach.
        Zaraz po zaskoczeniu przyszło zakłopotanie, którego nie potrafiła w rozsądny sposób zwalczyć. Może gdyby faktycznie była chłopakiem to lepiej przyszłoby jej wyrazić oburzenie, ale serce nemorianki uderzyło nagle tak głośno i szybko, wzburzone romantycznymi wizjami przeczytanych książek, że powstrzymało wszelkie niegrzeczne odruchy. Nie był to zdecydowanie książę w złotej zbroi, a mroczny rycerz składający dziewczynie... taki mały hołd i cóż... która by nie chciała?! Nawet jeżeli łączyło się z tym wrażenie przyłożenia noża do gardła...
        Naprawdę nie wiedziała co zrobić! Nikolausowi zwyczajnie się nie odmawiało. Wampir z wielką siłą, potęgą umysłu, z szarym, lodowatym okiem. To był właśnie ten typ gościa, gdzie ze strachu jesteś w stanie tańczyć w stroju pajaca, choć jestem królem wielkiego państwa. Francine do królowania było jeszcze daleko, ale... to nadal było dziwne. Ominęła jakąś poważną lekcję etykiety czy czegoś zwyczajnie nie pamiętała? Od kiedy to chłopakom proponuje się taką pomoc? A może on coś wie?!
        Kropla potu spłynęła po skroni demonicy, a mimo tych wszystkich obaw i przestrachu, wyciągnęła dłoń ku nieumarłemu. Z wątpliwości gwałtownie i nagle zgięła ją w nadgarstku doszukując się w spojrzeniu Nikolausa pozwolenia, w końcu to do siebie całkowicie nie pasowało. Młodzieniec, wielki lord, ten gest... ale wampir utkwił w niej pewny siebie wzrok nie mając żadnych zastrzeżeń względem swego zachowania. Dziewczyna więc na nowo podjęła się gestu wsuwając swoje palce w uścisk generała. Jej ruch nie był zgrabny, powabny czy delikatny, co wynikało nie tylko z celowości Lou starającej się zachować jak najbardziej męskie cechy, ale także braku doświadczenia, które w tej sytuacji tylko jej pomogło.
        Z siodła też nie zsunęła się niczym baletnica, ale chyba nie miało to teraz dla niej znaczenia. Zeskoczyła z konia wciąż mocno trzymając dłoń Nikolausa, a gdy uniosła głowę to wszystko wydawało się jakby zostało żywcem ściągnięte z książki, choć zdecydowanie to ona była przepełniona wszelkimi emocjami. Oddech nemorianki stał się cięższy, a usta lekko spierzchnięte. Patrzyła na niego w sposób, którym wcześniej nie ośmieliła się obdarzyć żadnego mężczyzny. Tęsknoty za czymś czego jeszcze nie doznała, ale pragnęła to za wszelką cenę posiąść.
        Kiedy znaleźli się tak blisko siebie? Francine nie wiedziała, ale zatrzaskiwane przez szwendającego się po stajni koniuszego drzwiczki przypomniały jej o obecności innych, a to wprowadziło ją w jeszcze większe zawstydzenie. Demonica poczerwieniała na twarzy i odsunęła się od wampira uwalniając tym samym dłoń z jego uścisku.
        - Macie tu dziwną kulturę – skomentowała jakże głupio i bezczelnie jeszcze bardziej odsuwając się od lorda i napotykając przeszkodę za plecami w postaci konia.
        - To była doprawdy wartościowa przejażdżka, Miasto Śmierci nie jest takie... śmiercionośne jak piszą to w książkach – mówiła cofając się ku wejściu do stajni. - I ten... i wierzchowiec także świetnie się sprawdził oraz koniuszy dobierając odpowiedniego ogiera i... au! - syknęła Lou, która zderzyła się ze służącą podczas obrotu. Zebrane przez pracownicę kwiaty rozsypały się po ziemi, a piskliwy głosik szybko zaczął przepraszać.
        - Tak mi przykro! Przepraszam! Paniczu, wybacz! Naprawdę nie chciałam! - powtarzała Grola, podczas gdy Lou głaskała guza na czole.
        - Nic się nie stało – odparła kąśliwie demonica, a jednak pochyliła się by pomóc pracownicy. Dłonie obu młodych zetknęły się ze sobą podczas zbierania, co sprawiło, że Grola nagle zarumieniła się i wycofała rękę.
        - Nie, nie chciałam... - dodała niemalże płaczliwie, a w odpowiedzi Lou lekko westchnęła podnosząc się i trzymając w dłoni kilka białych róż.
        - Tak, wiem. Nie musisz powtarzać, a ja nie muszę wciąż mówić, że wszystko jest dobrze – powiedziała Francine lekko zmęczonym głosem. Grola była taka bezbronna i niezaradna, że zwyczajnie drażniła bezpańskie i wyciągnięte spod prawa sieroty jak Lou. - Piękne kwiaty... - wyznała z drobną czułością nemorianka, która zaraz po tym cmoknęła. - Szkoda tylko, że mają kolce.
        - Proszę, paniczu, wezmę – zaproponowała służąca odbierając od Francine róże. - Chciałam zanieść je do pokoju panicza, ale jeśli przeszkadzają...
        - Śmiało możesz – wtrąciła nemorianka przejęta innym problemem. Krwią spływającą po palcu.
        - Lordzie. – Grola pokłoniła się przed wampirem zawstydzona swoją nieuwagą, że wcześniej nie powitała generała. - Dobrze, że już wróciliście. Zaczęliśmy się martwić, że nie zdążycie przed burzą – wyznała z pełną troską dziewczyna.
        - Burzą? - spytała niemalże zdruzgotanym głosem Francine.
        - O tak, spójrzcie, jakie ciemne niebo robi się od strony lasu!
        - Tu zawsze macie ciemne niebo.
        - Ale te burzowe wyglądają tak – odparła Grola wskazując odpowiednie pasmo chmur, a Lou tak jak wcześniej odrobinę się jeszcze rumieniła tak teraz pobladła na twarzy.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Klausowi nawet nie drgnęła ręka – trzymał ją wyciągniętą przed siebie i czekał aż Francis jakoś zareaguje a nie tylko będzie patrzył tymi swoimi wielkimi zielonymi oczami, w których malowała się konsternacja i przerażenie. Trochę mu to zajęło, choć generał już w chwili, gdy nie spotkał się z natychmiastowym odrzuceniem i być może jasno wyrażonym oburzeniem wiedział, że będzie po jego myśli. Demon, choć z początku tak bardzo się puszył i podskakiwał, dość szybko uległ silniejszemu. Nie tak całkowicie, swoją dumę wszak miał, ale teraz już nie walczył o wszystko i za wszelką cenę.
        W końcu Francis podał wampirowi rękę. Jego gest był nieporadny – sztywny i stanowczo zbyt gwałtowny, jakby nie korzystał z elegancko zaproponowanej pomocy, a witał się ze znajomym z wojska. Cóż, to mu nawet pasowało. Klaus nie zamierzał mu tego wytykać i jedyne co zrobił to trochę poprawił swoją dłoń, aby ostatecznie obojgu było wygodnie, a pomocna dłoń faktycznie była pomocna a nie tylko utrudniała. Odruchowo wyciągnął drugą rękę, by chłopaka asekurować, ale to nie było konieczne – nemorianin całkiem zgrabnie zeskoczył. No cóż, Nikolaus od początku czuł, że jego pomoc jest zbędna – to miała być tylko zaczepka, pretekst by go dotknąć.
        Gdy już stali naprzeciw siebie, generał uchwycił spojrzenie Francisa. Poczuł, że przeskoczyła między nimi iskra, a chłopak, mimo że pewnie sam przed sobą by się do tego nie przyznał, również to poczuł. Nim zakłopotanie wzięło w jego przypadku górę, odgłosy normalnej krzątaniny w stajni przywołały ich obu do porządku. Nikolaus puścił dłoń Francisa i zachowywał się jakby do niczego nie doszło. Patrzył na niego z lekkim pobłażanie – miał na końcu języka komentarz na temat tego co stanowi mauryjską kulturę a co jego inwencję własną, ale wokół zrobiło się nagle zbyt tłoczno, by prowadzić tego typu rozmowę. Akurat teraz podszedł koniuszy, by zająć się zwolnionymi przez arystokratów wierzchowcami. Wyczucie czasu w sumie miał dobre, bo dał im chwilę sam na sam, ale też nie mógł zwlekać w nieskończoność, bo teoretycznie powinien odebrać od nich wierzchowce zaraz przy wejściu. To był jednak stary pracownik domu Turillich i znał już trochę swoich panów.
        - Dzisiaj już nie będziemy ich potrzebować – oświadczył Nikolaus, oddając wodze służącemu. W odpowiedzi otrzymał jedynie skinienie głową i ciche „oczywiście, sir”.
        Komentarze Francisa również dotarły do uszu koniuszego i po jego nikłym uśmiechu można było spostrzec, że zrobiło mu się bardzo miło. Przyjemnie, gdy ktoś obcy tak komplementuje pracę, której poświęcasz się już od kilkudziesięciu lat.
        - Paniczu…
        Koniuszy chciał zająć demonowi chwilę, by powiedzieć mu w jakim stanie jest jego wierzchowiec, ale wtedy na scenę wydarzeń z impetem wkroczyła Grola, robiąc wokół siebie zamieszanie. Turilli, widząc, że robi się niepotrzebnie tłoczno, odprawił mężczyznę zdawkowym gestem i słowami „dziękujemy za pomoc, możesz już iść”. Chwilę później koni przy arystokratach już nie było – ci zostali sami z niezdarną służącą. Nikolaus na jej w końcu wyartykułowane powitanie odpowiedział niedbałym gestem – odpowiedziałby bardziej kulturalnie gdyby ona sama nie popełniła względem niego gafy, ale był na tyle łagodny by nie wytykać jej tego, czego była świadoma. Zastanowiło go jednak to jak bardzo Grola robiła się roztrzepana w obecności Francisa – miała do niego słabość? Zastanawiał się czy nie przydzielić swojemu gościowi innej służącej i to nie przez to, że nie chciał, by między nimi zrodziła się jakaś sympatia, ale żeby ta dziewczyna nie przynosiła mu wstydu, bo póki co sukcesywnie budowała obraz służby w tym dworze jako zbieraniny niezdar. Może jednak nie miało to większego sensu skoro wkrótce mieli wyruszyć do miasta… Przemyśli to jeszcze.
        - Nie trzeba było się martwić, mieliśmy ten temat pod kontrolą – zbył jej troskę. Może i nie dostrzegł burzowych chmur, gdy byli jeszcze na trakcie, bo wysokie drzewa zasłaniały niebo, ale atmosfera nie była jeszcze gęsta, więc mieli spokojnie czas na powrót. Teraz jednak jedynym rozsądnym rozwiązaniem był powrót do posiadłości i zamknięcie się tam do rana.
        - Chodźmy - generał zwrócił się do Francisa, pozostawiając oporządzenie koni odpowiednim ludziom. Sam zrównał się krokiem z chłopakiem, który zapatrzył się na burzowe chmury, mroczne i złowrogie jak nigdzie indziej poza Maurią. Wampir pomyślał, że ta burza będzie naprawdę spektakularna, lecz nie powiedział tego na głos. Nie był z tych, którzy lubili rozmowy o pogodzie.
        - To nie kultura tego kraju - powiedział zamiast tego półszeptem do demona, by Grola ich nie słyszała. - To moja własna inicjatywa.
        Zerknął na Francisa, jakby ciekaw jego reakcji, choć nie spodziewał się, że ten będzie dyskutował albo się oburzał - na pewno nie przy świadkach, bo to podkopie jego status w oczach służącej, która cały czas się wokół nich kręciła. Ciekawe tylko czy da mu to do myślenia i czy być może podejmie ten temat gdy będą sami.

        - Dobrze obu nam zrobi odświeżenie się po przejażdżce - oświadczył Nikolaus, gdy już przekroczyli próg posiadłości. Leniwym ruchem pociągnął za aksamitkę, która spinała jego włosy i je rozpuścił, jakby w ten sposób dawał już sobie na luz po tym bądź co bądź wysiłku.
        - Grola się tobą zajmie - oświadczył, zerkając na dziewczynę, która zaraz gorliwie przytaknęła. - Gdybyś miał ochotę na wczesny obiad, daj jej znać, wszystko dla ciebie zaaranżuje. Radzę jednak zrezygnować z posiłku na tarasie, bo wkrótce może zacząć mocno wiać. Do zobaczenia później, Francisie. To była dla mnie przyjemność spędzić z tobą przedpołudnie.
        Nikolaus ukłonił się przed swoim gościem i zostawił go z Grolą, by oboje mogli teraz trochę od siebie odpocząć. On sam udał się do swojego skrzydła posiadłości - naprawdę potrzebował się wykąpać po tej przejażdżce, bo miał wrażenie, że cały czas śmierdzi koniem…
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Grola ucichła po wypowiedzi lorda i posłusznie spuściła wzrok nie chcąc wdawać się w dalsze dyskusję z żadnym z mężczyzn. Dziewczyna szybko traciła odwagę, szczególnie w otoczeniu silniejszych, co jednak nie oznaczało, że szanowała ich z przymusu. Z charakteru była rozgadana, ale też bardzo nieśmiała więc wystarczyła jedna uwaga, albo i brak uwagi, by wywołać w niej zawstydzenie. Teraz zawiodła ją nie tylko wrodzona niezdarność, ale także śmiałość, którą się wykazała. Poczuła się tak źle! Aż zapiekło ją w żołądku z powodu całej tej sytuacji. O tyle dobrze, że nie zaczęła ratować tonącego statku kolejnymi przeprosinami, a intuicyjnie zamilkła by całkowicie nie pogrzebać się przed swoim pracodawcą.
        O takie sprawy z pewnością nie martwiła się blada jak ściana Francine. O nie, ona miała gorsze problemy. Gorsze od wampira w stajni, choć towarzystwo krwiożercy podczas burzy wydawało się jeszcze gorszą opcją. Lou czuła jak zaschło jej w gardle i jak zaprzątające jej głowę głupoty nagle wylatują w eter tracąc na swoim znaczeniu. Wpatrywała się w ciemne chmury, jakby co najmniej szukała w niej prawdy o samym Prasmoku.
        - Uhm... - przytaknęła niemrawo ruszając na hasło nieumarłego. Wzrok demonicy nieustannie uciekał ku ciemnemu horyzontowi. W mieście gdzie żywy i martwy stawał na tej samej szali także i burza stawała się dwa razy bardziej niebezpieczna.
        Drgnęła intuicyjnie, gdy poczuła, że Nikolaus chce się do niej zwrócić, jednak takiej wypowiedzi za nic się nie spodziewała! Czarne i gęste brwi nemorianki przysłoniły iskierki tańczące w zielonych oczach, jakby początkowo sądziła, że jest to tylko drobna złośliwość ze strony lorda, lecz dalsza część wypowiedzi wampira przekonała ją do szczerości jego słów. Dopiero wspomniana część zdań sprawiła, że Lou zatkało. Milczenie to w głównej mierze wywołane było obecnością służącej, która posłusznie dreptała za ich plecami. Grola w dwojaki sposób mogła zrozumieć riposty młodego arystokraty, a tego zdecydowanie nie chciała Francine. Nie mieściło się jej to wszystko w głowie. Kompletnie nie rozumiała sytuacji, a swoje zniesmaczenie niespecjalnie kryła, choć o pozory się postarała wlepiają wzrok w ciężkie pasmo chmur.
        Sama nie do końca rozumiała czemu tak mocno wścieka się na lorda. Nie potrafiła zlokalizować źródła złości i frustracji. W głowie pojawiało się coraz więcej pytań niż odpowiedzi, a ona nie miała ochoty na takie niezrozumiałe rozgrywki. Życie samo w sobie było już zbyt skomplikowane, a tu na jej drodze staje wampir z... ygh! Przecież on ma syna! I żonę! Na jaką cholerę mu taka przybłęda jak ona? A w oczach wampira, to w sumie on.
        Do momentu rozstania Lou odzywała się wyjątkowo oficjalnie, rozmowa między nieumarłym a demonicą nie była wyjątkowo porywcza. Obecność Groli skutecznie sprawiała, że nemorianka dusiła w sobie wszelkie emocje.


        - Racja – odpowiedziała twardym głosem demonica nie odrywając spojrzenia od szarego oka lorda. Zdecydowanie potrzebowała przerwy od jego towarzystwa. Przez chwilę było nawet fajnie, ale nie bardzo miało sens to wszystko, a Francine czuła, że jest kipiącym kociołkiem – sekundy dzieliły ją od wylewu nieodpowiednich słów, których przy odpowiednim wmawianiu sobie usprawiedliwień, nie pożałowałaby.
        Na informację o Groli nemorianka zerknęła na służącą przez ramię. Cóż, towarzystwo tej dziewczyny było dla Lou lepszym rozwiązaniem, choć niezbyt zadowalającym, ale łatwiej było pozbyć się pracownicy ze swojego otoczenia niż właściciela dworku.
        Francine przytakiwała należycie, choć bardziej przypominała obrażoną na świat nastolatkę. Tak de facto, cały czas była obrażona na Alaranię, więc to się nawet zgadzało. Niemniej jednak, opryskliwość nemorianki szybko zastąpiła nagła nieśmiałość wywołana ostatnim wyznaniem generała.
        - Tak, jak będę czegoś potrzebował to z pewnością się odezwę – odparła wymuszając na sobie obojętność, ale znów poczuła łamiącą ją słabość, gdy mężczyzna ukłonił się przed nią. Nie wiedzieć czemu chciała za nim krzyczeć, złapać go za rękę i zatrzymać przy sobie, gdy widziała oddalająca się sylwetkę mężczyzny. Ucisk w klatce piersiowej dosłownie ją dławił, a nogi nagle robiły się bezwładne. Pierwszy raz naprawdę pragnęła powiedzieć coś... coś przyjemnego, coś, co by go zatrzymało, ale wycofała się ze swych chęci wlepiając zbity wzrok w pobliską kolumnę.
        Stała tak przez dłuższą chwilę. Jego kroki przestały być już słyszalne w korytarzu, a powietrze stało się dla Francine lżejsze. Demonica zerknęła za siebie przypominając sobie o obecności służącej, ale jak widać nie tylko Lou miała tendencję do odpływania. Przyglądała się Groli czekając aż trybiki w głowie młodocianej w końcu zaskoczą. Pracownica z utęsknieniem wpatrywała się w ślad za lordem. Maślane, jasne oczy wydawały się błyszczeć na tle mrocznych ścian dworku. Francine pomyślała, że ta dziewczyna kompletnie nie pasuje do Maurii, jakby została wyrwana z innej opowieści i włożono ją jako szkic do zupełnie innej książki.
        Grola stęknęła i zarumieniła się, złapana na swoich rozmyślaniach.
        - Jak mogę pomóc, paniczu de Bree? - Dziewczyna nisko skłoniła się gościowi.
        - Możesz mnie w końcu zaprowadzić do pokoju. Chyba prędko nie zapamiętam drogi – rzuciła mimochodem Lou.
        - O-oczywiście, zapraszam, tędy – Zaczerwieniona Grola wysunęła się na przód, ale widać dziewczyna ponownie upomniała się w myślach widząc jak szybki ma krok. Nie powinna! Nie tak ją uczyła babka!
        - Długo pracujecie dla lorda Turilliego? - zapytała nagle Francine, co mocno zaskoczyło służącą, która ponownie przeżyła załamanie nerwowe w wewnątrz swojej głowy.
        - Och, bardzo przepraszam. Poprawię się – obiecała dziewczyna zaciskając usta i spinając się na całym ciele święcie przekonana, że gość wytknął jej słabe punkty wydajności i poprawności w pracy.
        - Huh? Ach, nie to miałem na myśli. – Demonica cicho wciągnęła powietrze nosem uzbrajając się w cierpliwość.
        - Wybaczcie, panie – odparła cichutko Grola.
        - Zastanawiam się czemu dziewczyna w ludzkiej skórze pracuje dla wampira – wyjaśniła Lou, a pracownica spojrzała zaskoczona na młodzieńca, na chwilę nawet przystając.
        - A dlaczego bym nie miała? - spytała zdziwiona, po czym ponownie podjęła krok. - To nie tylko odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu. Lord Turilli ma nieskażoną duszę złem, nie pragnie zniszczenia ani wielkiej mocy, a sprawiedliwości. Chroni takich jak ja. Moja babka powtarza historię moich prababek, które żyły w gorszych czasach, przed rządami lorda. Niektórzy zapominają o jego osiągnięciach, o zmianach, które wprowadził. Przywykli do teraźniejszości i nie potrafią docenić tego czego dokonał pan Turilli. Zrobił tyle dla mojego ludu na tej ziemi, jakże mogłabym się go bać, gdy jego własne prawo chroni mnie przed nim samym? Pan Turilli wcale nie musi naginać rzeczywistości pod siebie. Mauria z wdzięczności daje mu to czego potrzebuje. Wystarczy żyć według prawa, ale by to zrobić należy też zrozumieć ideę świata jaką nosi w swoim sercu lord. Spotkać go w Maurii było czymś wielkim, ale praca na jednym z jego dworów? To dla mnie największy zaszczyt! - Grola delikatnie złączyła wiotkie palce nie mogąc powstrzymać się od westchnienia. Gdy obróciła się do Francine, jej twarz wciąż pozostawała łagodna, ale także pełna była dobroci i szczęścia. Nieśmiały uśmiech sprawił, że i paskudny dzień nabrał odrobinę jasności i koloru. - Już jesteśmy, paniczu de Bree.
        - A, tak... - bąknęła demonica. - Proszę, przynieś ciepłą wodę oraz mydło. I jakieś te swoje chwasty, żebym mógł się odświeżyć – powiedziała Francine zamykając za sobą drzwi pokoju. Grola chciała podskoczyć i klasnąć w dłonie uszczęśliwiona faktem, że panicz łaskawie zwrócił się do niej tak miło!


        Francine sprawnie ogarnęła toaletę w swoim pokoju, na jej nieszczęście, bo gdy wreszcie uznała, że nie pachnie sianem, do głowy zaczęły przychodzić jej różne myśli. Wstała więc od biurka by po raz kolejny zając się nieposłusznymi włosami, ale z irytacji i z góry zapowiadającej się przegranej walki, zostawiła je rozpuszczone. Miotało nią zdenerwowanie, jakby za wszelką cenę próbowała coś robić, choć nie było takiej potrzeby. Zmęczona przysiadła na brzegu łóżka wzdychając, gdyby miała chociaż jedną książkę to czytałaby ją w kółko byleby się już nie zastanawiać.
        Deszcz za oknem budował szczelną ścianę, Francine już dawno je zamknęła. Zrobiła to natychmiast, gdy tylko usłyszała jak mżawka zaczyna obijać się o parapety.
        Chłodne ciało dziewczyny objęło wewnętrzne ciepło, gdy w swej głowie wspomniała Nikolausa. Speszona docisnęła ramiona do tułowia, po raz kolejny powtarzając sobie, że jej skojarzenia to jedna wielka bzdura, lecz w głowie wciąż wybrzmiewały jego słowa.
        Gwałtownie zerwała się na kolana i objęła kolumnę łóżka, gdy uderzył pierwszy piorun. W pokoju panował mrok i wyłącznie jasna sieć na niebie rzuciła światło do środka. Francine z potem na czole odliczała sekundy między pojawieniem się pioruna a grzmotem, co także nie przyniosło dobrych wieści, ponieważ burza była praktycznie tuż nad nimi. Pomyślała więc by zaciągnąć zasłony, ale gdy się do nich zbliżyła, wycofała dłonie. Przez to już całkiem nie będzie wiedziała co się dzieje w pokoju. Mogła zapalić świeczki, wszak to potrafić ze swoim poziomem magii potrafiła, jednak uznała, że najlepiej będzie przespać ten okropny czas i obudzić się rano. W mrocznym Mieście Śmierci... Tu każdy kolejny dzień nie był dobrym.
        Lou zdjęła zbędne ubranie pozostając jedynie w koszuli i położyła się do łóżka. Jedyny punkt, w którym miała nadzieję poczuć odrobinę bezpieczeństwa i faktycznie poczuła się zdecydowanie lepiej pośród miękkiej, czystej pościeli. Stres nagle z niej zszedł, a jej powieki stały się ciężkie. Tak, pragnęła jedynie zasnąć i obudzić się w lepszym świecie...
Przymknęła oczy, słyszała wyłącznie usypiający dźwięk deszczu. Lekko dźwignęła powieki, głupio było tak zasnąć o tej porze. Czy Klaus się obrazi? Jej spojrzenie spoczęło na nadgarstku, jeszcze czuła jego dłoń w tym miejscu, gdy dotknął jej na tym wzgórzu. Dlaczego jej tak powiedział? Dlaczego robił to z zamiarem? Przecież przyznał się, że to była jego inicjatywa, ta pomoc. Był... dosyć bezpośredni, ale nie powiedział nic wprost. Przecież ma żonę.
        Nagle ogarnęła ją wściekłość. W końcu zrozumiała czemu była tak zła. Gość wyjechał na letni dworek i sobie grandzi na boku z innymi! Lou zerwała się do siadu niezwykle rozwścieczona. Co za okropny typ! Jeszcze z młodym chłopakiem?! Przecież to... to obrzydliwe! Chciała wątpić w śmiałe flirty wampira, ale trudno było to wypierać w nieskończoność.
        - Pewnie gdybym mu wytknęła jego bezczelność to się wyprze! – Francine z zaciśniętą pięścią mamrotała pod nosem.
Och, jakże okropne groźby słała pod adres wampira! Ucichła jednak, gdy kolejny piorun z grzmotem rozsiał się za oknem. Wystraszona wyskoczyła z łóżka i szybko zaciągnęła spodnie na nogi. Na ramiona zarzuciła gruby, długi sweter, który okazał się na nią jeszcze za duży. Znowu zaklęła pod nosem, podwinęła nieznacznie rękawy i wyszła z pokoju. Rozejrzała się po korytarzu, o dziwo nikt nie stał pod jej drzwiami. Najwidoczniej Grola została przez kogoś zawołana, a zresztą chyba nie miała obowiązku stać jak słup soli pod drzwiami Francine? Ech, nieważne!
        Demonica ruszyła wzdłuż korytarza wciskając dłonie w kieszenie. Jeszcze minuta w tym przeklętym pokoju a oszaleje!
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Niby Klaus jeszcze chwilę pozostawał w zasięgu wzroku Francisa i Groli, ale jednak zachowywał się, jakby był już sam. A przynajmniej jakby patrzyli na niego tylko jego służący, a nie gość. Już wcześniej pozwolił sobie na swobodę rozpuszczając włosy, a gdy uszedł kawałek korytarzem, jeszcze zdjął z siebie kurtkę i nonszalancko przewiesił ją przez ramię. Nie wyglądał w tej chwili na kilkusetletniego generała, wręcz przeciwnie, przypominał trochę typa spod ciemnej gwiazdy. Tak czy siak jednak wzbudzał respekt i nieważne kto stanąłby na jego drodze, szybko by umykał. A za plecami, cóż – tak jak i teraz wszyscy odprowadzaliby go wzrokiem, nienawistnym bądź rozmarzonym.

        Już w swoich komnatach Nikolaus spędził sporo czasu na doprowadzenie się do porządku po przejażdżce. Wszystkie ubrania, które miał do tej pory na sobie, poszły do czyszczenia, a on sam wziął długą, gorącą kąpiel, która na dodatek przedłużyła się, gdy jeden z jego zastępców zagaił rozmowę telepatyczną. Generał nie odprawił go – cierpliwie słuchał raportu i wydawał rozkazy, a gdy woda w balii, w której siedział, zaczynała robić się chłodna, dorzucał do niej tylko kolejne kamyki marmuru słonecznego. Służący donosili mu wino, konsultując się tylko wymownymi spojrzeniami – ci, którzy już długo służyli w tej posiadłości (a tylko tacy mogli obsługiwać pana domu) potrafili rozpoznać, gdy wampir był myślami całkowicie gdzie indziej. I wcale nie dziwiło ich, gdy tak się „zamyślał” przy przypadkowych czynnościach.
        W końcu kontakt z podkomendnymi musiał zostać przerwany – mimo iż Nikolaus potrafił utrzymywać rozmowy telepatyczne na naprawdę imponujące odległości, podczas burz zawsze miał z tym większe trudności, choć nie umiał wyjaśnić jaka była tego przyczyna. Gdy jednak w końcu został zmuszony do skończenia kąpieli i wyjścia z balii, na zewnątrz już szalała ulewa i pioruny. Generała to jakoś specjalnie nie obeszło, bo poza tym, że musiał wcześniej zakończyć swojego obowiązki, taka pogoda nie robiła na nim wrażenia. W Maurii o tej porze roku burze były na porządku dziennym. Nikolaus nastawił się więc, że do rana nie będzie sensu wyściubiać nosa poza mury posiadłości.
        - Grola – wezwał telepatycznie swoją służącą, ubierając się.
        - Tak, panie? – usłyszał natychmiastową odpowiedź, odrobinę nerwową, jakby na czymś ją przyłapał. Ale ona cały czas sprawiała takie wrażenie, więc Nikolaus nie zamierzał się tym przejmować.
        - Gdzie jest panicz Francis?
        - W swojej komnacie, odpoczywa…
        - To mi wystarczy, dziękuję – przerwał jej Nikolaus, po czym przerwał połączenie i skupił się już na zapinaniu guzików swojej koszuli. Skoro Francis był w swoim pokoju, on nie zamierzał go tam odwiedzać. Już i tak tego dnia mocno namieszał mu w głowie – szczególnie wyraźnie dostrzegł to pod sam koniec, gdy dał mu do zrozumienia, że traktuje go szczególnie, niekoniecznie zgodnie z etykietą. Niech to sobie chłopak poukłada w głowie, a on tymczasem zajmie się po prostu swoim wypoczynkiem. W końcu po to pojawił się w tej posiadłości a nie po to, by nadskakiwać jakiemuś nemoriańskiemu paniczowi. Ubrał się więc do końca – w luźną czarną koszulę wpuszczoną w spodnie – po czym bez jakiegoś specjalnego zastanowienia wyszedł ze swoich komnat. W biegu wiązał swoją opaskę na oko – bardzo rzadko pozwalał sobie na paradowanie bez niej, bo wiedział, że ludzie źle na to reagowali, a jego to irytowało. Poza tym etykieta wymagała od niego, by maskował swoją ułomność, a że on był bardzo dobrze wychowany, wolał nosić opaskę za często niż za rzadko.
        Generał przez chwilę włóczył się po posiadłości, sprawdzając czy wszystko jest w porządku. Kilku służącym, których spotkał po drodze, przypomniał kiedy wyjeżdża i czego w związku z tym oczekuje. Jasno zaznaczył, że w drodze będzie mu towarzyszył panicz de Brie – tak żeby powóz był przygotowany dla dwóch osób, bo nie zakładał, żeby jego gość chciał jechać konno obok, jak jakiś ochroniarz (i nieważne, że sam przyznał się do bycia mieczem do wynajęcia). Upewnił się też czy wierzchowiec Francisa ozdrowieje do tego czasu – nie chciał go tu zostawiać, bo to oznaczałoby tylko komplikacje. Później ktoś musiałby go dostarczyć do Maurii, w drogę musiałyby się wybrać co najmniej dwie osoby, w tym najlepiej koniuszy… Nie, szkoda zachodu. Całe szczęście ponoć koń szybko dochodził do zdrowia, więc będzie mógł jechać z nimi jako luzak przywiązany za powozem. Droga do miasta była całe szczęście mało wymagająca i niezbyt długa, a taki orszak nie mógł też podróżować zbyt szybko, więc powinien sobie poradzić.
        Gdy te kwestie zostały wyjaśnione, Klaus zatrzymał się na chwilę w salonie, by po prostu odpocząć przed kominkiem. Z tego co wiedział Francis nadal był u siebie – generał założył, że już go pewnie tego dnia nie zobaczy. Przez moment miał wątpliwości czy nie pozwolił sobie w stosunku do niego na zbyt wiele i teraz chłopak będzie go unikał, ale wydawało mu się, że on jednak taki wrażliwy to nie był. Uznał, że być może nemorianin był po prostu zmęczony. Najwyżej jutro będzie dociekał co zaszło, a ten wieczór spędzi tak jak wiele poprzednich – w pojedynkę. I w związku z tym wiedział już co będzie robił. Natchnęła go oczywiście pogoda – w normalnych warunkach być może by pracował albo wyszedł na spacer po ogrodach. Przy takim deszczu ani jedna ani druga opcja nie były możliwe, więc pozostało mu trzecie wyjście – rozrywka, której oddawał się naprawdę z rzadka, choć miał do niej sporą słabość.
        Nikolaus wstał z kanapy i przeszedł do pokoju obok salonu. Nie zamknął drzwi, by wpuścić do środka trochę ciepła bijącego od kominka – niewielkie pomieszczenie było nieogrzewane i dość chłodne. Chłodny był również wystrój tego miejsca. Choć może lepszym określeniem byłoby "ascetyczny" - w wytapetowanym na granatowo pomieszczeniu stało jedynie kilka krzeseł z wysokimi oparciami, o podobnej ciemnoniebieskiej tapicerce pikowanej srebrną nicią, a na wąskiej ścianie, między wysokimi oknami, stały organy. Instrument był dość niewielki, na pewno nie tak majestatyczny jak te stojące w świątyniach, ale też nie byle jaki. W końcu i nie byle kto go zamówił. Umiłowanie generała do muzyki organowej było czymś, o czym wielu nie było świadomych, a pozostali często o tym zapominali - wizja służbisty zakochanego w swojej misji skutecznie przysłaniała to, że mógł on zajmować się czymkolwiek innym w wolnym czasie. Rzadko zresztą zdarzały się chwile tak spokojne, by mógł oddać się grze. Ale dzisiaj, teraz… Lepsza okazja może się nie nadarzyć przez następne kilka miesięcy.
        Nikolaus zajął miejsce na wąskiej ławeczce przed organami. Powiódł palcami po klawiszach z białej kości, nacisnął kilka z nich na próbę. Instrument był perfekcyjnie nastrojony i czysty, bo mimo iż Turilli korzystał z niego rzadko, życzył sobie, by był gotowy do użytku w każdej chwili. Teraz jednak nie od razu zaczął grać. Siedział chwilę, leniwie prowadząc palce po klawiszach, jakby nad czymś dumał. W końcu spojrzał w górę, na wyloty piszczałek. W tym momencie jego dłonie jakby same znalazły swoje miejsce - zaczął grać. Pierwsze kilka dźwięków - tak znanych, charakterystycznych - zagrał nadal z podniesioną głową. Później jednak spuścił wzrok na klawisze i skupił się na grze. Nie korzystał z nut - do tej konkretnej melodii ich nie potrzebował.
        Po co w ogóle grał? Po co generał, potężny mag, tracił czas na tego typu rozrywki? By przez moment nie myśleć, nie planować, nie analizować. By dać odpocząć głowie, która pracowała dzień i noc. Czasami też po to, by ukoić duszę, o której posiadanie pewnie nikt by go nie podejrzewał. Był twardy, był nieulękły i dumny, zdawał się nie znać lęku i wahania, ale to miało swoją cenę. Muzyka bywała ukojeniem, najprostszym sposobem, by trochę sobie ulżyć i nie popaść w szaleństwo ani nie poddać się swoim słabościom. Bo słabości miał każdy - najważniejsze było, aby nad nimi panować.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine przemierzała korytarze z drobnym niepokojem. Właściwie to była przerażona, ale każde miejsce odległe od okna było lepsze niż właśnie pokój z wysoką, strzelistą witryną. Błądziła więc w mrocznych tunelach dworku skrupulatnie unikając zerknięcia na jasne błyskawice, gdy te błysnęły gdzieś w oddali, cofała się i szła w zupełnie innym kierunku. Wciąż pamiętała tę pierwszą noc w domu dziecka, gdy nastraszono ją szalejącą na zewnątrz burzą. Nie w byle jaki sposób. Ta stara raszpla krzyczała, że jak spróbuje uciec to piorun nie tylko potraktuje ją ogniem piekielnym, ale i przeniesie do piekła, również same dzieciaki opowiadały o zaginionych, których pochłonął portal z burzy. Z perspektywy czasu Francine wiedziała co się dzieje w tym obrzydliwym miejscu, ale do teraz dorośli powtarzają to samo, o rozładowaniu mocy na ziemi, która może cię pochłonąć. Lou już jakoś przyzwyczaiła się do tej Łuski. Z pewnością była lepsza od piekła... albo Krainy Dusz. Wzdrygnęła się na samą myśl, że mogłaby być gdzieś daleko... jeszcze dalej od swojego domu. Miała wrażenie, że Alarania nie jest jej aż tak bezwzględnie obca i wydawało się, że do Otchłani to już rzut beretem... Choć może coś przegapiła i trafiła jakimś tajemniczym portalem do Maurii?
        Francine odsunęła się od ściany, gdy uświadomiła sobie, że intuicyjnie szuka bezpiecznego zakamarka. „Ogarnij się”, pomyślała zirytowana i biorąc głęboki wdech ruszyła dalej. A kilka zakrętów potem usłyszała nagłą falę dźwięków. Była bliska zawału, gdy ciszę przerwała ciężka melodia. Nemorianka rozejrzała się dookoła szukając źródła, za którą ścianą powinna szukać? Nie zastanawiała się nad tym czy jest to jakkolwiek mądre, zwyczajnie przezwyciężyła ją ciekawość... i paraliżowała myśl by nic nie robić. Cmentarna muzyka z czasem była coraz wyraźniejsza.
        - Organy? - zdziwiła się demonica, a gdy nareszcie dostrzegła uchylone drzwi salonu, wyprostowała sylwetkę zapominając całkowicie o pogodzie i z rosnącą fascynacją zbliżyła się do pomieszczenia. Sądziła, że zastanie jakiegoś sługę, który w dziwny sposób umila czas wampirowi. To leżało w jego klimacie, ale w środku salonu nikogo nie zastała. Organista z mocnych nut przeszedł do spokojniejszego tonu wprawiając swoich słuchaczy w trans. Także ciekawa okoliczności Francine na chwilę się zapomniała. Cicho wkroczyła do chłodnego w swym odbiorze pokoju. Niebieskie ściany i tapicerka wzmacniały poczucie zimna, ale drobne, ozdobne nici i meble prezentowały bogactwo tego dworku, doprawdy, takie niuanse nadawały wyjątkowości letniej posiadłości Turilli. Musnęła palcami oparcia kanapy, ale zamiast zbliżyć się do kominka i wsłuchiwać w dalszy ciąg melodii, zwróciła głowę ku rozwartym drzwiom. Zaskoczona Francine mocno otworzyła oczy - nie była w stanie uwierzyć.
        Nikolaus? Demonica zbliżyła się do przejścia, na tyle cicho by nie przerwać muzykowi. Zresztą, niełatwo było wybić go z rytmu. Myślał tylko o muzyce, jakby trwał w transie, wędrował po całkowicie innym świecie i nic nie mogło go powstrzymać przed zakończeniem koncertu. Rozumiała go doskonale, jego palce same płynęły po klawiszach nie będąc w stanie oderwać się od instrumentu, a szkoda by było samemu wyrwać się z uścisku zachwytu. Francine podniosła wzrok próbując złapać swym spojrzeniem całe organy. Te lśniły w ciemności wydając z siebie potężne dźwięki, a na dole znajdowała się jedna osoba, która całkowicie nad nimi panowała.
        Nemorianka była pełna podziwu, nawet gdyby chciała przerwać Nikolausowi, to nie bardzo wiedziała jak. Brakowało jej słów, w pełni uległa majestatowi tej chwili. Na moment przymknęła oczy budując w wyobraźni miejsce, jakie sugerował ton organów. Gdyby tak mogła dotknąć jego ciała, przejechać palcami wzdłuż jego pleców i objąć w szyi... Poczuć te namiętną muzykę nieco bardziej... fizycznie.
        Ten zachwyt przerwał jednak piorun i jeszcze głośniejszy grzmot. Lou krzyknęła i cofając się do tyłu uderzyła o pobliską szafę. W ostatniej chwili chwyciła ozdobny wazon wykładając się na dalszej części mebla.
        - Nie, nie chciałem przerywać – wytłumaczyła się pośpiesznie odkładając ozdobę na miejsce.
        - Ja, ja... - zająknęła się zwracając wzrok na wampira i czuła jak zalewa ją pot. Zapewne nie bardzo mu się podobało, że ktoś mu przerwał.
        - Ta ostatnia melodia przypomniała mi utwór Lahri'la Devano, „On va dormir la nuit” to znaczy „Nocą chodzimy spać” - po tym wyjaśnieniu Francine lekko uśmiechnęła się pod nosem.
        - Trochę upiorny utwór, ale pasujący do Otchłani. Devano był wybitnym, nemoriańskim muzykiem – powiedziała dumnie Lou. - Ale bardziej zapamiętano go z tajemniczych melodii, kojarzone są z rozległymi, trującymi ogrodami. Nemorianie ozdabiają swoje posiadłości licznymi roślinami, kiedyś nie tak ważne było czy roślina truje czy też nie. Liczył się jej urok. Jest z tym związane sporo legend, a szczególnie muzyka Devano. Co prawda on grał na fortepianie, ale widać równie przejmująco mógłby brzmieć na organach - przyznała demonica.
        - Ale to tylko moje spostrzeżenia – prędko dodała po czym cofnęła się ku drzwiom, gdyby kazał jej czmychnąć to z pewnością by to zrobiła...i nie chciała pokazać się dnia kolejnego.
        Jakże jej było wstyd! Została nakryta na... o matko! Podglądała go! Czuła jak policzki robią się jej gorące, nie chciała wyjść... na taką! I jeszcze krzyknęła, gdy uderzył piorun. Co za porażka. Niegrzecznie przerwała też muzykowi grę, czy mogłoby jeszcze gorzej?
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Pierwszy utwór był na rozluźnienie - Nikolaus musiał oczyścić umysł i też trochę rozgrzać palce, bo dawno nie grał. W kolejnym jednak mógł już sobie pozwolić na coś więcej, coś bardziej skomplikowanego. Był już bardziej skupiony na muzyce niż na wszystkim, co działo się wokół. Teraz nawet gdyby ktoś próbował porozumieć się z nim telepatycznie, mógłby mieć z tym problemy - generał zamknął swój umysł na innych. Oczywiście gdyby w mieście działa się jakaś katastrofa, znalazłby się na pewno ktoś, kto by do niego dotarł - nie był wszak jedynym utalentowanym magiem umysłu w Maurii. Nic jednak nie zapowiadało rewolty, więc niech świat czeka, a generał niech cieszy się chwilą spokoju.
        Ta jednak trwała relatywnie krótko - pod koniec drugiego utworu Nikolaus poczuł, że nie jest sam. Ktoś wszedł do salonu, a wampir wkrótce rozpoznał tę błyszczącą aurę o rubinowej poświacie. Francis. Tego się nie spodziewał - był przekonany, że chłopak zostanie w swoim pokoju, by odpocząć i nie mieć z nim do czynienia. Ciekawe czy to ta muzyka go nie wywabiła na zewnątrz? Ale w sumie jakie to miało znaczenie? Nikolaus i tak nie przestawał grać i choć zmysłem magicznym uważnie śledził demona, nie zdradził się nawet drgnięciem powieki, że zarejestrował jego obecność. Nie zaczął się ani bardziej starać, ani pilnować - repertuar pozostał niezmienny, jego ruchy tak samo. Nie należał do ekspresyjnych muzyków - poruszał się nad klawiszami tylko tyle, ile wymagały tego od niego naturalne odruchy. Tak naprawdę nawet gdy bardzo się wczuwał, jedyną różnicą w stosunku do normalnej gry było dla niego zamknięcie oka, jakby uciekał wtedy do swojego wewnętrznego świata.
        Utwór dobiegł końca. Nikolaus pozwolił, by ostatnia nuta wybrzmiała sama i ucichła. Gdyby chciał, miałby teraz doskonały moment, by obrócić się do Francisa, lecz tego nie zrobił. Przestawił dłonie na klawiszach i rozpoczął trzeci utwór. Ten zaczynał się spokojnie, prawie jakby muzyk nie był zdecydowany co chce zagrać i jeszcze się zastanawiał. po chwili jednak - niczym fala przypływu - nadeszła potężna melodia. Ledwo jednak Turilli ją rozpoczął, powietrze przecięła najpierw błyskawica, a później grzmot. To nie zrobiło na wampirze wrażenia, lecz rumor za jego plecami już tak. Przerwał grę i zerknął za siebie, składając dłonie na udach. Gdyby w tym momencie Francis przeprosił i na tym poprzestał, Klaus pewnie podjąłby grę jakby nic się nie stało. Chłopak jednak zaczął gadać, więc Turilli poświęcił mu więcej uwagi. Obrócił się do niego bokiem i cierpliwie słuchał najpierw pośpiesznych tłumaczeń.
        - Wiedziałem, że tu jesteś - odpowiedział spokojnym głosem. - Czułem twoją aurę - wyjaśnił, jakby Francis był ciekaw co go zdradziło. Uważnie mu się przyglądał. Jego zmysły drapieżnika rejestrował wszelkie oznaki zdenerwowania chłopaka, gdyby nie szum deszczu może nawet słyszałby szalone bicie jego serca. Trochę go to bawiło, bo przecież te nerwy były takie bezpodstawne… Gdyby nie chciał być nakryty na grze, nie zostawiły otwartych drzwi. Może nawet by sobie na nią nie pozwolił, aby nie zdradzać swojego wstydliwego hobby. Ale czy na pewno było wstydliwe? Co było złego w tym, że umiał i lubił grać na organach? Nie czuł się ani trochę upokorzony. Spokojnie, bez żadnych gwałtownych ruchów, przerzucił kolejno nogi przez ławeczkę, by usiąść frontem do Francisa, który gadał chyba głównie po to, by tylko gadać i zagłuszyć ciszę. Choć to co mówił o muzyce dość dobrze świadczyło o jego wykształceniu.
        - Nie znam tego Lahri'la Devano - oświadczył wprost generał. - Tak naprawdę nie jestem wielkim znawcą muzyki, ograniczam się raczej do podstaw… Masz ochotę zagrać? - zapytał, wstając z ławeczki i gestem zapraszając nemorianina, by zajął jego miejsce. - Oczywiście o ile organy są ci znane. Rozumiem, że nie jest to najpopularniejszy instrument, nawet w Maurii, choć pewnie niejedna osoba by się zgodziła, że jeśli chodzi o nastrój, pasuje tu wręcz idealnie. Ale jak sam wspomniałeś, nie tylko tu - dodał w ramach sprawnego uniku. Podejrzewał, że sakralno-pogrzebowy nastrój budowany przez organy z pewnością kojarzył się Francisowi z miastem śmierci, a ta wcześniejsza wzmianka o tym, że pasowałby również do jego rodzinnych stron, była tylko grzecznościowa.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Gdy Nikolaus obrócił się ku niej zrozumiała, że gdyby zamilkła to z pewnością nie poświęciłby jej tyle uwagi. Może więc należało się nie odzywać, ale skoro już zabrała głos to trudno było przerwać. Poza tym, z dumą wspominała o nemoriańskim artyście. Opowiadanie o swojej ojczyźnie zawsze podnosiło demonicę na duchu, szczególnie gdy wspomina się tak wyśmienite jednostki jak Devano. Niemniej, niezadowolenie pojawiło się na jej twarzy, gdy okazało się, że wampir wyczuł ją poprzez aurę. Cóż, ukrywanie się w zamczysku nie miało najmniejszego sensu, co w pewien sposób odbierało prywatność Francine, a jeśli chodzi o naruszanie przestrzeni osobistej panny de Bree było to niemile widziane w jej oczach. I niesłychanie łatwe do zakłócenia niewidzialnej, choć gęstej w powietrzu granicy komfortu demonicy.
        Lou lekko zacisnęła usta na dalszą część wypowiedzi generała, jakby gdzieś ukuł ją w sercu brak znajomości wybitnych muzyków. Nie wynikało to jednak (tym razem!) z pogardy samej w sobie, lecz zwykłej, aczkolwiek jakże stereotypowej cechy znawców sztuki – jak można tego nie znać?! Ot, zwykłe, irytujące cechy zapalonych hobbystów.
        Gęste brwi nemorianki uniosły się w zdziwieniu, gdy padła propozycja zagrania na organach. W pierwszej chwili wyglądała na zbitą z tropu, lecz szybko przybrała swoją opryskliwą postawę. Nieumarły niemalże postawił ją przed faktem dokonanym wstając od klawiszy i proponując grę. Francine skrzyżowała ręce nie odrywając spojrzenia od arystokraty. W jej abstrakcyjnym rozumieniu było to prawie jak rzucenie rękawicy, czemu by nie miała dać rady? Że niby organy przekraczają jej możliwości? Kilka klawiszy więcej niż fortepian, nie jest to nie do opanowania.
        - Do tego dworku pasuje wręcz wyśmienicie – odpowiedziała zapominając nagle o burzy, która bezlitośnie siekła drzewa, krzewy i bezbronne, niczemu winne kwiaty za oknami.
        Francine zbliżyła się do instrumentu gubiąc po drodze wzrok Klausa. Im bliżej niego się znajdowała, tym bardziej chciała utrzymać dystans na innych możliwych polach. Było w ich relacji coś intymnego, a to wiązało się z pewnym rodzajem niegrzeczności... brakiem moralności. Na samą myśl o tym jej ciało oblał zimny dreszcz, choć mogło być to spowodowane faktyczną ilością klawiszy jakie posiadały organy, a które tak nagle i bezczelnie rzuciły się w jej jadowicie zielone oczy. Było ich faktycznie... trochę... więcej...
        Mimo to dziewczyna zdecydowała się usiąść na ławeczce i pojąć umysłem cały horyzont białych pasków przed nią. Spojrzała pod nogi, a potem uniosła głowę starając się objąć spojrzeniem koniec smukłych, spiczastych piszczałek. Uszy nemorianki delikatnie opadły z ogarniającej jej bezradności, ale zaraz dziewczyna wzdrygnęła się upominająco.
        Nie bardzo wiedziała od czego zacząć, gdzie nacisnąć, jak się za to wszystko zabrać. Było tak wiele opcji i możliwości, a organy same w sobie wydawały się ciężkie i uparte, nie lekkie i zwiewne jak melodie płynące z pianina. Jednak nie mogła siedzieć tak w nieskończoność. W końcu Lou podniosła dłoń i ostrożnie skierowała palce ku klawiszom, była już tak blisko...! Ale w ostatniej w chwili wycofała rękę marszcząc brwi.
        - Do czego to służy? - Wskazała na rejestry znajdujące się po bokach. Dopiero teraz zorientowała się, że Klaus używał ich podczas gry. - I na co tyle klawiszy pod nogami? I ten... walec? - Jeszcze raz spojrzała na podłogę. Czuła się obciążona ilością elementów z jakich składa się ten pozornie nieskomplikowany instrument. Z pewnością nie zabiera tyle miejsca tylko po to by wyglądał imponująco, o czym można było przekonać się tak naprawdę właśnie tu, na ławeczce muzyka.
         - Czy te części sprawiają, że dźwięki płynące z piszczałek mają zupełnie inny ton? - dopytywała patrząc dociekliwie na wampira.
Awatar użytkownika
Nikolaus
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 89
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Strażnik , Arystokrata , Mag
Kontakt:

Post autor: Nikolaus »

        Klaus nie nalegał – złożył jedynie uprzejmą propozycję, zastrzegając, że jeśli Francis nie umie to nie musi siadać do gry. Dostrzegł jednak z rozbawieniem, że ten dzieciak chyba ponownie potraktował to jako wyzwanie. Nie wyprowadzał go z błędu – śledził jego kroki, gdy zmniejszał dystans dzielący nemorianina od niego i instrumentu. Przez moment zastanawiał się czy gdyby go upić albo zabrać do burdelu by się wyżył, to by się w końcu rozluźnił. Trudno było mu to ocenić, ale przypuszczał, że sama propozycja tego typu rozrywek wywołałaby bardzo gwałtowną reakcję. Nie zamierzał więc realizować takich planów.
        Francis zasiadł przed organami, a Klaus dla własnej wygody przesunął się, aby lepiej widzieć i klawiaturę i ewentualnie grającego chłopaka, gdyby ten chciał się do niego zwrócić. Chciał, i to nawet wcześniej niż generał by przypuszczał. Co więcej, przyznał się tym samym do swojej niewiedzy – jakże zaskakujące u tego przewrażliwionego na punkcie własnej dumy dzieciaka.
        - To włączniki registrowe – wyjaśnił spokojnie Klaus, patrząc wymownie na omawianą część stołu gry. – Albo rejestry, tak też się je nazywa. Przełączają różne grupy piszczałek, by wydobywać inne dźwięki, niższe, wyższe, naśladowcze. A te pedały to klawiatura nożna, odpowiada za najniższe dźwięki, basy. A tym wałkiem reguluje się głośność… Szczerze mówiąc nie potrafię z niego korzystać i raczej tego nie robię – dodał. Można było się domyślić, że to mało używana część instrumentu, bo była znacznie mniej zużyta niż pedały wokół. Generał nie miał jednak problemu z przyznawaniem się do większości swoich niedoskonałości więc wolał wyjaśnić tę sytuację na wstępie, by Francis już dłużej tego tematu nie drążył, bo i tak nie dostanie odpowiedzi.
        - Nigdy nie grałeś na organach – stwierdził spokojnie, no bo przecież było widać, że nemorianin nie wiedział jak się za to zabrać. – Jeden wieczór to za mało, by się tego nauczyć, trzeba dobrze kontrolować stół gry i przez to wszystkie cztery kończyny. Nie twierdzę, że brak ci koordynacji, bo widziałem jak sprawny potrafisz być, ale jednak czym innym jest walka czy jazda, a czym innym gra.
        I nagle, nie ostrzegając o swoich zamiarach, Nikolaus przysiadł się obok Francisa. Co więcej, tak się przesunął, że chłopak musiał mu zrobić miejsce, szczególnie jeśli nie zamierzał stykać się generałem udami. Tak jest – bez słów przekazał mu, że nie będzie go uczył gry i nie da mu się pobawić samym bezmyślnym brzdąkaniem.
        - Przyjrzyj się - powiedział zachęcającym tonem. Nie zamierzał się przechwalać, chciał zademonstrować Francisowi jak się gra. Niech popatrzy z bliska i wtedy uzna czy jest w stanie to powtórzyć, czy też nie.
        I generał zaczął grać - tę samą melodię co na początku, z rozpoznawanym przez niemal wszystkich wstępem. To wyglądało w miarę prosto: na początku grało się wręcz dwoma palcami. Później jednak utwór nabierał złożoności. Długie palce generała tańczyły po klawiaturze, stopy zaś sprawnie odnajdywały kolejne klawisze. Czasami zdarzało się, że podczas gry stykał się udami z Francisem - nie specjalnie, po prostu przez to, że na tej ławeczce nie dało się siedzieć tak daleko, by nie przeszkadzać organiście. Ale Klausowi to nie przeszkadzało tak naprawdę - był jednak ciekaw co na to jego gość. Szkoda, że nie mógł mu się przyjrzeć - jednak nie umiał się tak rozproszyć, by odczytać jego emocje, a do głowy nie śmiał mu spojrzeć. Jak zawsze podczas gry lekko się kołysał, a jego wzrok przesuwał się z klawiszy na piszczałki. Był jednocześnie skupiony i na swój sposób rozluźniony - wiedział co robi i nie zależało mu na poklasku. Zaczął, by pokazać Francisowi z czym to się je. I z racji tego, że była to tylko prezentacja, nie dokończył nawet tego utworu - przerwał go w najbliższym dogodnym momencie.
        - Co o tym sądzisz? - zapytał. - Podobałaby ci się taka gra? Masz pewnie jakieś doświadczenie z instrumentami, skoro z początku chciałeś spróbować.
        Klaus spuścił wzrok i stopą przesunął po jednym z klawiszy naciskając go na tyle lekko, że ten lekko się zapadł, ale nie wyzwolił dźwięku. Było w tym ruchu coś pieszczotliwego, jakby generał nie trącał instrumentu a cudze ciało.
Awatar użytkownika
Francine
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 77
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Nemorianin
Profesje: Arystokrata , Wojownik , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Francine »

        Francine od razu skierowała wzrok na registry, gdy tylko Klaus zaczął tłumaczyć ich znaczenie. Zabawne, że niemalże każdy grymas na bladej twarzy nemorianki kojarzył się ze złością. Także teraz, widoczne i wyraźne skupienie mieszało się z nutą irytacji przez mocno zmarszczone brwi. Jednak słuchała uważnie i nie przerywała, przyglądała się każdej wskazanej części, a gdy mogła, badała wałek stopą lub palcami dotykała registrów, jakby starała się zapamiętać każdy szczegół tego instrumentu. Ze stanu skrupulatnego słuchacza wyrwały ją kolejne słowa wampira. Wszystkie wytknięcia braku umiejętności wzbudzały w Lou gniew, nieważne jak absurdalne by to nie było. Przecież nemorianie to rasa wyżej ustawiona niż wszelakie inne istoty, nawet jeżeli czegoś nie potrafią to nadal są lepsi! Taki właśnie odruch w niej wyhodowano i był on dla Francine całkowicie naturalny.
        Miała właśnie obrażona obrócić głowę, ale generał zaskoczył ją nagłym ruchem i już po chwili siedział obok niej. Bardzo blisko niej, ponieważ ów wspomniany odruch wyższości w pierwszej chwili nie pozwalał także ustąpić miejsca. Mimo to dość szybko zorientowała się, że udo mężczyzny styka się z jej dużo drobniejszym więc w panice odsunęła się nieco... ale nie na tyle, by siedzieć tylko kawałkiem pośladka. O nie, na to sobie nie pozwoliła! Ścisnęła mocno nogi i jakoś trzymała się na siedzeniu...
        - Uhm... - mruknęła dosyć niechętnie w odpowiedzi, lecz gdy organy rozbrzmiały od razu poczuła się trochę lepiej.
        Czuła ich siłę, podziwiała moc i potęgę tego majestatycznego instrumentu. Pasowały one idealnie do generała siedzącego tuż obok, nie dziwiła się, że tak upodobał sobie właśnie je. Były takie jak on, a Lou bardzo... się to podobało, choć w pewien sposób ją to przerastało, do czego ewidentnie nie miała zamiaru się przyznać, także przed sobą samą. Ogrom elementów, nad którymi trzeba było umieć zapanować oraz wydobywająca się z piszczałek silna energia dźwięku były niesamowite.
        Prosta kompozycja pierwszych nut rozbudowywała się z każdą chwilą, a Francine z uwagą wpatrywała się w zwinne i zgrabne palce wampira. Te z łatwością dosięgały klawiszy, momentami trudno było nadążyć nad kolejnością ruchów jakie wykonał nieumarły i to wzbudzało w Lou fascynację. Ze skupienia wyrwało ją ramie wampira, które lekko wsparło się o demonicę, na krótki moment, gdy wampir zaczął kołysać się zgodnie z własnym wyczuciem. I jego udo także znalazło się nagle tak blisko... Dziewczyna odruchowo na nie spojrzała i pomyślała, że siedzący obok niej mężczyzna jest doprawdy rozbudowany oraz silny. Na myśl o tym jej serce zaczęło szybciej bić, a z ust wypuściła całe zalegające w płucach powietrze sprawiając, że na moment straciła dech. Muzyka rozbrzmiewała w całym ciele dziewczyny, polubiła ją, polubiła tę stronę Nikolausa, która wyrażała się w głębokich tonach organów. Poczuła jego zapach przez co jej powieki lekko opadły a tęsknota za bliskością pojawiła się od razu, gdy tylko wampir przechylił się w drugą stronę. Wystarczyła jeszcze chwila by objęła ramię mężczyzny i wtuliła się w nie, nie patrząc na to czy by mu przeszkodziła. Liczyła na jeszcze kilka upojnych dźwięków, gdy nagle zapadła cisza a ona nieco otępiała spojrzała w kierunku generała.
        - Eeee – zacięła się Francine a spanikowała dopiero, gdy zdała sobie sprawę z myśli jakie napatoczyły się jej w ciągu tych kilku ostatnich minut. Dziewczyna chwyciła się za dłonie i wpiła palce w skórę, po części ciesząc się, że jednak trzymała je blisko siebie.
        - Bardzo... - zająknęła się, ale jego obecność była tak obezwładniająca, że potrafiła odebrać głos.
        - Bardzo w twoim stylu – odpowiedziała wstając i prędko oddalać się od wampira. - Słychać w niej niepokój, grozę, ale też wytrwałość i siłę – przyznała zaplatając ręce na klatce piersiowej, stając do mężczyzny plecami. Musiała nabrać dystansu i wdechu, wciąż czuła, że jej dłonie drżą z emocji.
        - Z organów wybrzmiewa dużo nauki, jakby były pełne ustalonych zasad. Przy nich należy być cały czas skupionym i w ciągłej koncentracji, są wymagające, słychać to w ich dźwiękach, ale... wydaje się, że nie opowiadają żadnej historii od początku do końca. Brakuje w nich lekkości jaką niesie fortepian, możliwości eksperymentowania z emocjami słuchacza. Sielankowa nuta poranka przemieniająca się w grozę jaką budzi noc, nie ogranicza tak wyobraźni, ale ta cecha nie sprawia, że któryś z podanych instrumentów jest lepszy czy gorszy. Jest... inny. Ma swój charakter – powiedziała i dopiero teraz niepewnie zerknęła na Klausa.
        - Grałem na pianinie, kiedy byłem jeszcze mały, a jak straciłem rodzinę i cały majątek to pozostały okazjonalne przygrywki na fortepianach w karczmie – wspominała dość srogo, bo nie lubiła wracać do tamtych chwil. Piękne i ciepłe momenty przykrywał gorzki smak teraźniejszości. Te zaś powroty smakowały o wiele gorzej u boku bogatego, silnego arystokraty.
        - Ale to już przeszłość – niemalże syknęła a jej spojrzenie wylądowało na jednym ze strzelistych okien, za którym już tak nie grasowała rozszalała burza. Gęsty deszcz wciąż uderzał o ziemię, ale pioruny nie rozsiewały się po całym niebie. Francine odetchnęła z ulgą, może w końcu przestanie się bać.
Zablokowany

Wróć do „Mauria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości