ValladonZlecenie spod ciemnej gwiazdy

Wielki rozległe miasto, skupisko ludzi, jak i innych ras. To miejsce odwiedza wiele istot, istot niebezpiecznych, magicznych ale także przyjaznych. Znajdziesz tu towary z całego świata, skarby i tajemnicze artefakty. Jeśli czegoś potrzebujesz znajdziesz to tutaj
Zablokowany
Awatar użytkownika
Zimorodek
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Zlecenie spod ciemnej gwiazdy

Post autor: Zimorodek »

        Sklep zegarmistrzowski wyróżniał się na Valladońskiej ulicy tylko za dnia, swoją bogato ustrojoną witryną, w której pięknie błyszczały metalowe elementy. Te odbijające słońce drobiazgi miały tylko przykuwać wzrok, leżąc niepozornie obok pięknie rzeźbionych zegarów, klepsydr i innego rodzaju czasomierzów, jak również mechanizmów bardziej i mniej znanych, równiutko ułożonych na przecinających okno drewnianych półkach.
        Po wejściu do środka, jak w każdym dobrze funkcjonującym składzie, klienta witała wdzięczna melodia miedzianych dzwoneczków, w które uderzało skrzydło drzwi. Wnętrze sklepu było dokładnym odzwierciedleniem asortymentu prezentowanego na witrynie, który piętrzył się na półkach od podłogi do sufitu. O pełnej godzinie, równo jak jeden mąż wyskakiwały ze swoich domków trzy kukułki, donośnie ogłaszając porę dnia. Chociaż każda w innym tonie, „drąc japy co godzinę”, jak mawiał Marcon, były pięknym tłem dla ciepłego, trącącego metalem, drewnem i starością sklepu.
        Część sklepu oddzielona była ladą, za którą starszy pan pojawiał się dopiero, gdy rozbrzmiały dzwoneczki nad drzwiami, wcześniej przebywając w swoim mieszkaniu na piętrze, lub warsztacie za sklepem. I teraz nikogo na sklepie nie było widać, a jedynie zza półotwartych drzwi dobiegał jeden głos (wyraźnie prowadzący jednak z kimś rozmowę) oraz ciepłe światło latarenek, rozstawionych na stole ze względu na późną porę.

        - Widzisz tam coś, złociutka?
        - Tak! Jakiś kamyk utknął, niech go ciężka cholera…
        - Język, młoda damo!
        - Przygarniał kocioł garnkowi…
        - Mówiłaś coś?
        - Że prawie mam! AU!
        - Tylko ostrożnie, pamiętaj że to delikatny mechanizm… ojoj!
        Staruszkowi aż szkiełko wypadło z oka, gdy wróżka wyleciała z zegara jak z procy, nakrywając się w locie nogami. Zaraz jednak wyrównała lot i zawisła przed Oscarem, dumnie unosząc w dłoni kamyk. Wielki dla niej, ledwo widoczny dla zegarmistrza, który w pośpiechu łapał szkiełko dyndające na łańcuszku, by przez nie spojrzeć.
        - A to cholera! – parsknął, a Zimorodek wyprężyła się dumnie.
        - No nie?
        - A jak! Ale, ale… nic nie poprzestawiałaś w środku? – zapytał zegarmistrz, na nowo upychając szkiełko do oka i, marszcząc śmiesznie brwi, przyglądał się zegarowi, i nasłuchiwał jego miarowego tykania. Nadęte w złości policzki wróżki kompletnie mu umknęły. Zimorodek podniosła gogle z oczu na głowę i zabzyczała groźnie skrzydłami.
        - Oczywiście, że nie poprzestawiałam! Wiem, co robię!
        - Już, już, dobrze.
        Starzec podniósł się z sapnięciem, biorąc zegar w obie dłonie i przeniósł go z warsztatu do sklepu. Tam ostrożnie odłożył go na półkę obok innych, czekających na odebranie przez klientów mechanizmów i instalacji. Zimorodek cały czas kręciła się wokół swojego człowieka, na koniec przysiadając mu na ramieniu i z gracją zakładając nogę na nogę. Otrzepała z kolorowych spodni niewidoczny gołym okiem pyłek i odrzuciła włosy na plecy. Marcon uśmiechał się pod nosem, czując tylko łaskotanie skrzydeł.
        - Dobrze, bardzo ładnie – powiedział, kiwając głową, a wróżka uśmiechnęła się szeroko. – Posprzątaj narzędzia, a ja oporządzę sklep. Dzisiaj już raczej nikt nie przyjdzie.
        - Się robi, szefie!
        Naładowana pozytywną energią naturianka wystrzeliła w powietrze i zawirowała pod sufitem, nim zapikowała w dół, w kierunku stołu. Swój komplet narzędzi starannie powtykała w odpowiednie miejsca na piórniku, który później zwinęła i oplotła rzemieniem. Narzędzia dziadka sprawiły jej już trochę więcej problemu i przez moment słychać było piękną wiązankę staromodnych przekleństw, które podsłuchała u Oscara i z satysfakcją wykorzystywała, grożąc jego narzędziom. W końcu zaciągnąwszy z chrobotem po stole ostatnią pęsetę, odetchnęła z ulgą i otarła z czoła nieistniejący pot. Zaraz też ze zdziwieniem nadstawiła ucha, gdy w sklepie zabrzmiał dzwoneczek.
        - Kogo niesie po nocy… – fuknęła po staruszkowemu i ukradkiem wleciała do sklepu, kołując pod sufitem.
        Nie zawsze pokazywała się klientom. Nie wszyscy dobrze znosili jej widok, a też niechętnie słuchali o tym, jak pomaga zegarmistrzowi. Chociaż dziadek był z niej bardzo dumny i początkowo szczodrze chwalił swoją podopieczną, z czasem zorientował się, że nie wszyscy chcą mieć zegary naprawiane przez wróżkę. Najpierw należało delikwenta wybadać, a dopiero później zdecydować, czy jest on warty przedstawienia mu Zimorodka.
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Avrir »

        Dla wielu osób zainteresowanych w eksploracji możliwości, jaką kryła za sobą magia, Valladon pozostawał niemalże celem pielgrzymek. Jak w przypadku wszystkich religii, trasy wiodące do miasta były dobrze obeznane, a entuzjastyczni wyznawcy zbierali się w grupy, aby razem podróżować do swojego celu i złożyć na ołtarzu swoich ambicji ofiarę, którą przyjmowała każda religia - złoto. Przekazywane w wierze, że niewidoczna siła zechce zesłać na dobroczyńcę błogosławieństwo bądź na jedną z wielu relikwii, które czasem okazywały się nawet prawdziwe. Środowisko to jednak okazywało się nadzwyczaj korzystne dla niektórych jednostek – jak zawsze dla tych, którzy stali na szczycie tej piramidy, olśniewani blaskiem słońca i wielbieni niczym wcielenia bogów na ziemi. Byli też jednak ci, którzy byli w stanie wślizgnąć się do samego środka piramidy, ludzie niepostrzeżeni w cieniu rzucanym przez bóstwo, nawigujący przez wąskie korytarze, aby wykraść skrywane w mroku skarby.
        Pomimo zdecydowanego należenia do tej drugiej grupy, Avrir mógł czuć promienie słońca na swojej własnej skórze. Dosłownie. W zasadzie trudno było je zignorować. Szeroki kapelusz był w stanie zasłonić większość jego twarzy o wątpliwej urodzie, pozostawały jednak niewielkie blade fragmenty, upchane pomiędzy krawędzie ciemnego płaszcza, a cienia rzucanego przez nakrycie głowy. Powoli pokrywały się one o wiele bardziej interesującym, czerwonawym kolorze, kiedy jego wampirza krew przegrywała walkę z rozżarzonym okiem zawieszonym na niebie. Tyle dobrego, że wkrótce miało zniknąć za horyzontem.
        Wampir przypatrywał się samotnemu mężczyźnie i jego dorożce, przycupniętej na skraju ulicy. Nienaturalnie żółtawe oczy przypatrywały się twarzy woźnicy, analizowały skurcze jego pomarszczonej twarzy, ruchy ciężkich powiek, mlaskanie podniszczonych warg. Człowiek spożywał rogala, ironicznie wyjątkowo świeżego, z odrobiną dżemu, który niewątpliwie ukrywał pod kozłem, tuż obok dzisiejszych zarobków. Podczas, gdy korzystał z przerwy, spożywał, i rozglądał się, zapominając się w chwili, Avrir otoczony był tykaniem zegarów, wymierzających każdą przemijającą sekundę.
        Tik.
        Stare zęby wgryzły się w bezbronne pieczywo.
        Tak.
        Szarawe oczy podążyły za kilkoma chłopcami, którzy przebiegli przez ulicę, pokrzykując. Wargi rozszerzyły się w dobrotliwo-rozbawionym uśmiechu.
        Tik. Tak.
        Stara dłoń potarła oczy, podrażnione promieniem słońca odbitym od jednego z okien.
        Tik. Tak. Tik. Tak.
        Stara dłoń, na której zewnętrznej stronie widoczne były szarawe nitki, wciśnięte pomiędzy pomarszczoną skórę. Świetnie zamaskowane dzięki przypadkowi.
        Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak.
        Prawdopodobnie zaraził się od swojej klaczy; choroba nieszkodliwa dla konia, śmiertelna dla człowieka, będącego nazbyt długo wystawiony na kontakt ze zwierzęciem.
        Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak.
        Klienci byli bezpieczni. Jednakże mężczyzna w tak zaawansowanym stadium sam stawał się nosicielem, wystawiając na narażenie tego, z kim przebywa regularnie. Sądząc po tempie oddechu, pozostawał mu może miesiąc.
        Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak.Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak. Tik. Tak.

        prepraszam? Pros pana? Panie Beregheld?
        Avrir zamrugał, powracając do rzeczywistości; obrócił się, aby spojrzeć na zegarmistrza, w którego sklepie obecnie gościł. Żółtawe oczy spod ronda kapelusza spotkały zakłopotaną i zmęczoną ekspresję, a gdy podążyły niżej – dobrze mu znaną skrzynkę, ponownie zamkniętą.
        - Przykro mi, ale nie jestem w stanie zrozumieć tego rodzaju mechanizmu. Niektóre elementy… wydają się znajome, powinny działać wedle prostych zasad, jednak gdy próbuję je zastosować, reagują zupełnie inaczej, niż powinny. Jest to w jeden sposób fascynujące, ale jednocześnie okropnie irytujące. Gdybym mógł zachować to urządzenie, powinienem dać radę zrozumieć jego działanie w ciągu… może trzech miesięcy? Przy dobrych wiatrach? Więc jeśli...
        Wampir wypuścił strumień lodowatego powietrza z nozdrzy, słysząc ponownie tę samą treść, ubraną w słowa innego człowieka. Udzielił dokładnie tej samej odpowiedzi, co za każdym razem - słowa brzmiały naprawdę sucho i bezdusznie po powtórzeniu ich tyle razy. Po chwili opuścił budynek z problematyczną skrzynką pod ramieniem i sakiewką lżejszą o kilka ruenów. Podszedł do mężczyzny z dorożką, który w tym czasie skończył swój posiłek i uśmiechnął się szeroko, widząc nadciągającego Avrira.
        - Po minie widzę, że jedziemy do następnego zakładu, panie Vergerher – zaśmiał się dorożkarz, na co wampir odpowiedział machnięciem dłoni oraz wgramoleniem się na powóz w milczeniu. Poprawił kołnierz płaszcza, przykrywając poparzoną skórę. - To cacuszko to nie jakiś tam byle zegar, eh?
        - Celna obserwacja – odpowiedział Avrir, po czym wyjął zza pazuchy swój notes i szybko odnalazł odpowiednią zakładkę.
        Czarny grafit zakreślił kolejny adres w mieście, który dołączył do listy rzeczy, które sprawiły wampirowi tego dnia zawód. Niżej znajdowała się znacznie krótsza zakładów zajmujących się mechanicznymi urządzeniami. Po wyczytaniu kolejnej nazwy, wampir postarał się zrelaksować na siedzisku, podczas gdy dorożka ruszyła w podróż do kolejnego zajazdu.

        Zdążyło ściemnieć, zanim zdążył objazd – tyle dobrego, że jeden problem się rozwiązał, tyle kłopotliwego, że kolejny narodził; godziny zamykania sklepów. Najwyżej będzie musiał powrócić tu wcześnie rano, nie ryzykowałby starcia z pełnym słońcem dla załatwienia sprawunków, nawet tak fascynujących – wampir niestety nie mógł równać się z płonącym okiem i przemienić je w pył nienawistnym spojrzeniem.
        Otworzył drzwi kolejnego sklepu, które ustąpiły łatwo jak na tak późną porę. Para błyszczących oczu rozejrzała się po pustym, ciemnym pomieszczeniu, szybko wyłapując odrobinę światła dochodzącego z zaplecza. Wyjął skrzynkę spod ramienia i postawił ją na ladzie, tuż obok niej swój kapelusz – odsłonił tym samym swoje białe włosy, zapięte w długi warkocz opadający na plecy. Czasem nawet jemu przydało się jak najmniej wyróżniać z tłumu i udawać, że należy do bardziej standardowej części populacji. Postanowił podjąć rzut monetą – czy znajdzie zmęczonego i narzekającego znawcę, czy też chętnego na obsługę jeszcze jednego klienta osobnika. Zdjął rękawiczki, które zarzucił na nakrycie głowy, po czym zastukał w blat cztery razy – odpowiednio głośno, aby być na pewno zasłyszany, nie ufając dzwonkowi przy drzwi.
        Nie widząc natychmiastowej reakcji, postukał palcami o drewno, zerkając dookoła. Widok działających mechanicznych zabawek i narzędzi zdołał mu już obrzydnąć, więc był zdeterminowany, aby znaleźć sobie inne zajęcie. Przetarł palcami blat i uniósł je, dostrzegając brak jakiegokolwiek kurzu. Przesunął delikatnie zegar w pobliżu, aby go wyrównać do pozostałych. Jego dłonie szukały jakiegokolwiek zajęcia, podczas gdy oczekiwał, odliczając sekundy do podjęcia bardziej radykalnych środków – mowy.
Awatar użytkownika
Zimorodek
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Zimorodek »

        Wróżka przeleciała pod sufitem niemal niesłyszalnie, w zależności od czułości słuchu danej osoby. Tym bardziej uważnym, czy wrażliwym na dźwięki, jawiła się jako ciche brzęczenie, niecodzienne, ale też nie irytujące. Jedynie wyjątkowi ignoranci potrafili zacząć machać rękami wokół głowy, przekonani, że ściga ich wyjątkowo upierdliwa mucha. Zimorodek zatrzymywała się wtedy gdzieś przy ścianie, ostentacyjnie wywracając oczami i, odrzucając włosy na plecki, czekała aż osobnik przestanie się zachowywać jak małpa w cyrku.
        Teraz jednak nie testowała słuchu nowego klienta, zbyt zaabsorbowana jego prezencją. Zatrzymała się na belce pod sufitem i położyła na niej na brzuchu, zerkając w dół na nietypowego osobnika. Na widok długich białych włosów wróżka już nieświadomie majtała nogami w powietrzu, przesuwając wzrokiem po wysokiej sylwetce. Nawet pukające w blat palce nie przywróciły jej do porządku, gdy naturianka lustrowała teraz kapelusz klienta, wyciągając się coraz bardziej za belkę. Na omacku poklepała się po głowie, zastanawiając się jakby wyglądała w takim nakryciu głowy. Jak zawsze, takie rzeczy były dla niej o wiele bardziej interesujące niż nietypowa aura mężczyzny.
        Pukaniem w blat zainteresował się natomiast zegarmistrz. Już dzwoneczek nad drzwiami zasygnalizował mu, że mają późnego gościa, ale założył, że Zimorodek się nim zajęła, lub po niego przyleci. Wróżki jednak nigdzie nie było widać, a rosnące znudzenie klienta wyczuwał nawet taki stary piernik jak on.
        - Dobry wieczór – odezwał się Marcon, wchodząc do sklepu i mrużąc oczy przyglądając się klientowi. Rozejrzał się krótko po sklepie, na co Zimorodek szybko się zorientowała, że to jej szuka i w popłochu zbierała się z belki.
        - Jak mogę panu pomóc? – zapytał, a gdy gość oszczędnym gestem wskazał na skrzyneczkę, Marcon skinął głową, pochylając się do transportera.
        Zimorodek w międzyczasie podleciała za swojego szefa i ciekawsko wyglądała spod lady, gdy stary odchylał zapadkę i uchylał drzwiczki.
        W środku znajdował się mechanizm – co do ich dziedziny nie było więc wątpliwości. Jednak wróżka pierwszy raz widziała coś takiego i nie dbając o potencjalną reakcję klienta, podciągnęła się na ladę, podchodząc bliżej.
        - Dobry wieczór panu – powiedziała donośnie, w co jednak trzeba było się słuchać, by zrozumieć coś ponad cichym brzęczeniem, oraz dygnęła iście dworsko, jak gdyby miała na sobie balową suknię, a nie spodnie. Następnie podeszła do skrzyneczki i weszła do środka, by sprawdzić, czy nic tam nie zostało po tym jak szefuńcio wyciągnął urządzenie.
        - Zimorodek, moja pomocnica – przedstawił wróżkę Oscar, zerkając na klienta. W tym czasie naturianka już obchodziła urządzenie, pukając w ścianki i zaglądając przez ażurowe osłonki do środka.
        - Wszystko wygląda cacy – mruknęła pod nosem i podleciała do góry, stając na szczycie mechanizmu, przed wielkim (dla niej) pokrętłem. Rączki świerzbiły. – Szefie, mogę odpalać? – zawołała, zwracając na siebie uwagę trzepotem skrzydeł, a stary zegarmistrz zerknął kontrolnie na mężczyznę za ladą, czy nie ma obiekcji, a później skinął wróżce głową. Zimorodek rozpromieniła się i poprawiła rękawiczki, po czym zupełnie niekulturalnie zaparła się nogami o trzpień przełącznika i szarpnęła kluczyk.
        Mechanizm ruszył z cichym cyknięciem i przez chwilę słychać było powolne obracanie się zębatek, kilka kliknięć, które wróżka zidentyfikowała jako przeskakujące na swoje miejsca zapadki, po czym nagle z bocznych ścianek wystrzeliło kilka mniejszych kształtów z takim impetem, że wystraszona naturianka wyleciała w powietrze.
        - A to ci dopiero! Co to, szefie? – zanuciła, przysiadając zegarmistrzowi na ramieniu i razem z nim podnosząc wzrok na klienta.
        - Pan, rozumie się, chce poznać działanie mechanizmu – zaczął powoli staruszek – czy może przeznaczenie urządzenia? – zapytał przenikliwie.
        Zimorodek zaś znów zleciała na ladę i postukując obcasami zaczęła powoli obchodzić mechanizm, przyglądając mu się uważnie. Nagle zatrzymała się, a po chwili opadła na kolanka, podchodząc bliżej urządzenia i szarpiąc jeden z boków.
        - Szefie! To się chyba otwiera! O! – sapnęła, wygrywając w końcu walkę z jedną ze ścianek, która uchyliła się minimalnie na dopiero teraz widocznych zawiaskach. Zimorodek oczywiście już próbowała wpełznąć do środka, chociaż otwór był nie większy niż dziurka od klucza.
        - Tylko mi tam nie utknij, dziecko! – parsknął przejęty zegarmistrz, szukając szybko binokla na łańcuszku i, wpychając go sobie w oko, pochylił się tak, by mieć ladę na poziomie wzroku.
Awatar użytkownika
Avrir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 61
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Badacz , Mag , Szlachcic
Kontakt:

Post autor: Avrir »

        Avrir pochylił głowę, gdy do jego uszu doleciało ledwo słyszalne brzęczenie - w tej porze roku owadów nie brakowało, oj nie. Ich hordy wypełzały z gniazd stworzonych przez przeszłe pokolenie, by tylko zostać zmiecione przez kosę czasu o wiele szybciej, niż cokolwiek innego na świecie. Te jednak skrzydełka nie należały jednak do zwyczajnej muchy czy też nawet pszczoły, oj nie. Wampir odwrócił głowę, aby pobłądzić spojrzeniem po suficie, jednak zmęczone słońcem oczy niespecjalnie pozwalały mu dostrzec szczegóły, których by pragnął. Znużony oczekiwaniem drgnął, chcąc podejść bliżej i być może zdobyć nowy okaz do swojej kolekcji, jednak kroki w korytarzu skutecznie odwróciły jego uwagę.
        Wybity z jakiejkolwiek etykiety przez kilkugodzinne powtarzanie tego samego rytuału, na przywitanie pokiwał głową lekko, niemal niedostrzegalnie, jakby musiał wręcz walczyć z mięśniami szyi o jakikolwiek wyraz grzeczności. Następnie stuknął palcem o wieko mechanizmu, aby śledzić zobojętniałym wzrokiem dalsze poczynania zegarmistrza. Rutynę kolejnych sklepów z mechanizmami przerwało pojawienie się niewielkiej istotki, na tyle interesujące, aby wydobyć z wampira ciche "wieczór". Jego oczy podążały za ruchami wróżki i jej poczynaniami z urządzeniem, które wydobył z samego serca pustyni. Milczącą pasywnością zezwolił dwójce na uruchomienie go, choć nie oczekiwał zbyt wielkich rezultatów. Jak zwykle skrzyneczka zareagowała na proste machinacje, jednak to było miejsce, w którym zaczynały się schody. Nie było można zmusić jej do niczego więcej, pomimo tego, że wewnętrzna konstrukcja sugerowała, iż elementy powinny znajdować się w ciągłym ruchu, jak słyszał to wiele razy. Jednak nikt jeszcze nie był w stanie wydobyć z niej niczego więcej niż spazmatycznych szarpnięć.
        Jego wzrok przeniósł się z Zimorodka na mężczyznę, gdy padło pytanie, a podkrążone oczy wampira spotkały się ze spojrzeniem zegarmistrza.
        - Satysfakcjonowałaby mnie każda z tych rzeczy osobno, a tym bardziej obie w zestawie - odezwał się w końcu głośniej, przepychając się do aktywności po wewnętrznym westchnięciu i nie potrafiąc pozbyć się szlacheckiej naleciałości ze swojej mowy. - Urządzenie jest stare, a jego przeznaczenie zaginęło, jednak znacznie zależy mi na tym, aby zostało ponownie odkryte.
        Jeżeli zegarmistrz był naprawdę tak przenikliwy, na jakiego wyglądał, bez problemu powinien wyczuć sugestię sowitej zapłaty za udaną usługę. Uwaga Avrira na chwilę ponownie przeskoczyła do intrygującego zjawiska, jakim była majserkująca wróżka. Jego zainteresowanie po chwili przeniosło się ze spojrzenia w słowa, które skierował do Marcona:
        - Posiada pan nietypową pomocnicę. Zdawało mi się, że stukot zegarów i zgrzyt metalu nieszczególnie przypomina śpiew ptaków czy szmer leśnej rzeki.
        Oczywiście, że wróżka musiała być tematem pytania każdego klienta, oczywiste też było pytanie, które zadał wampir, jednak był zdecydowanie zbyt znużony, aby wysilić się na niebanalność w chwili, w której w końcu natknął się na anomalię. Mógł przynajmniej wyciągnąć z tego wieczora odrobinę rozrywki.
        - W jaki sposób wszedł pan w jej posiadanie? Podejrzewam, że trudno natknąć się na taką w warsztacie.
Awatar użytkownika
Zimorodek
Zbłąkana Dusza
Posty: 5
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Wróżka
Profesje: Rzemieślnik
Kontakt:

Post autor: Zimorodek »

        Chociaż przybyły zareagował na dworski ukłon wróżki jedynie mamrotanym pół-przywitaniem, Zimorodek wcale nie poczuła się urażona, przechylając jedynie głowę, gdy przyglądała się krótko klientowi. Był nietypowy, ale chwilowo nie bardziej interesujący niż mechanizm na stole, wiec naturianka ponownie zignorowała silną aurę mężczyzny i zajęła się czymś o wiele bardziej dla niej ciekawym. Skoro w planach było poznać działanie i przeznaczenie mechanizmu, nie było czasu do stracenia!
        Uruchomione urządzenie nie pracowało dalej, a jedynie zmieniło swój kształt, co zdecydowanie nie było normalne. Zafascynowana wróżka obchodziła przedmiot, dotykając jego ścianek i elementów, które niedawno z niego wyskoczyły. Tu pociągnęła, tam popukała, a jeśli mamrotała sobie pod nosem to i tak nie było szansy, by ją usłyszeć. Dojrzawszy wreszcie maleńkie zawiasy, przemyślnie skryte za rzeźbionymi drzwiczkami, szarpnęła te ostatnie i mruknęła zadowolona, gdy przejście uchyliło się nieznacznie. Już była na czworakach i ładowała się do środka, więc zarówno ostrzeżenia Oscara, jak i kolejne słowa klienta odbiły się od jej nieuwagi.
        Zegarmistrz natomiast spojrzał na klienta i uśmiechnął się poczciwie. Z pośród barwnych słów i bezbarwnego głosu wyłowił jedynie pochwałę swojej podopiecznej.
        - W istocie, ma pan rację – pokiwał głową, uśmiechając się do siebie, a później nieco szerzej, gdy przybyły komicznie minął się z prawdą.
        - Wie pan, właśnie sama do mnie przyszła – powiedział dumny zegarmistrz, kiwając głową i jednym okiem pilnując szurającej w urządzeniu wróżki. – Po prostu pojawiła się pewnego dnia, zbłąkane niebożę. Przypadkiem oczywiście, ale pomogła mi z jednym zegarkiem, złapała bakcyla i została. A ma rękę do urządzeń, o tak. Jak tam ci idzie, dziecko? – zapytał, ostatnie słowa kierując do wróżki i próbując dojrzeć ją przez ażurowe ścianki.
        I rzeczywiście, gdzieniegdzie migały turkusowe włosy, ale poza tym nie było nic widać, ani słychać. Zaniepokojony zegarmistrz popukał lekko w urządzenie palcem, tym razem dostając odpowiedź. Aparat zatrząsł się, a w środku coś zatrzepotało, nim w końcu z uchylonych drzwiczek wychynęła potargana głowa. Zimorodek ze stęknięciem stanęła znów na nogach, otrzepała kolana i podciągnęła na czoło gogle, których używała w środku.
        - To jest klucz – zawyrokowała zadowolonym tonem, odgarniając włosy na plecy. Niestety cichy głosik zmuszał do przybliżenia się do wróżki, więc ta podfrunęła lekko i delikatnie wylądowała na szczycie urządzenia, by było ją lepiej słychać. Oscar dodatkowo poprawił binokl w oku, a że minę miał znajomo niepewną, Zimorodek postanowiła kontynuować, by nie stawiać szefa w niezręcznej sytuacji. Uda, że tłumaczy tylko klientowi i Marcon też będzie na bieżąco.
        - Szanowny panie – zaczęła, przejęta misją, kierując się w stronę klienta. – Jest pan w posiadaniu urządzenia, które samo w sobie nic nie zdziała. Jest to klucz do innego mechanizmu, bez którego ten drugi nie ruszy, jednak nie wiem niestety czym jest ten główny aparat. Udało mi się jednak ustalić, że należy najpierw przekręcić pokrętło, jak pan widział, następnie umieścić ten klucz, czyli całą tą skrzyneczkę w odpowiednim miejscu, tak aby te odstające elementy pasowały idealnie – Zimorodek wskazała na wystające bolce, a później sfrunęła na ladę. – Następnie konieczna jest jeszcze jedna czynność… proszę zwrócić uwagę, że ażurowe kształty nie są symetryczne na każdym boku, tutaj są inne niż na pozostałych trzech ściankach. Jest tak, ponieważ to nie jest ozdoba, tylko kolejna dziurka od klucza – powiedziała, nie kryjąc już podekscytowania. Gdy każdego dnia pracuje się na tych samych mechanizmach, pojawienie się w sklepie takiego cacuszka jest powodem do radości. Poza tym bardzo podobała jej się rola znawczyni i z dumą prezentowała uzyskane informacje.
        - Niestety, nie zadziała tu zwykła spinka czy wytrych. Dziurka jest bardzo mała, dlatego nie widać jej na pierwszy rzut oka, ale od środka widać, że ów kluczyk będzie wyjątkowo misterny. I malutki. Zapewne coś, co możnaby nosić na łańcuszku. – Zimorodek trochę odpłynęła w opowieści, wyobrażając sobie subtelny wisiorek, który tak naprawdę jest kluczykiem do tajemnego urządzenia. Niemalże jak z powieści!
        - W każdym razie taki kluczyk uruchomi ten mechanizm, a jego ruch uruchomi kolejny mechanizm – zakończyła, powracając do świata żywych i spoglądając to na klienta to na swojego szefa. Macron nawet nie udawał, że temat jest mu znajomy.
        - Skąd ty to wszystko wiesz? – zapytał zamiast tego ze zdumieniem, a Zimorodek najpierw napuchła z dumy, a później, jakby coś jej się przypomniało, sięgnęła do sakiewki, wyciągając z niej zwinięty w rulonik pergamin, cały zapisany drobnym maczkiem, co naturianka pokazała kraśniejąc z zadowolenia.
        - Znalazłam instrukcję w środku.
Zablokowany

Wróć do „Valladon”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości