Demara[Karczma Niezapominajka] O kurka wodna! Nala!

Warowne miasto położone na granicy Równiny Drivii i Równiny Maurat. Słynące z produkcji bardzo drogich i delikatnych tkanin, takich jak aksamit czy jedwab oraz produkcji wyrafinowanych ozdób. Utrzymujące się głównie z handlu owymi produktami.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Pokiwała głową, gdy Rammon wypowiedział na głos to, czego ona szukała na końcu języka. Odpowiedź przyjęła tylko lekkim zmarszczeniem brwi. Artefakty tego typu nie spadały przecież z nieba.
        Podobnie krótkie wyjaśnienia metafory nie zdawały się rozbawić Mozhan, która wciąż miała złe przeczucia. Pozostałość z innego fachu, którą nauczyła się ignorować, bo inaczej oglądałaby się przez ramię całe życie. Ale teraz… coś naprawdę było nie tak. Coś jak swędzenie, którego nie dało się podrapać.
        Potarła bezwiednie dłoń.
        W tym samym momencie Hive zwrócił elfowi uwagę na jego rękę.
        - Rammon! – parsknęła Navabi, poirytowana brakiem reakcji uczonego.
        Zrobiła krok w jego stronę (co w tym skromnym wnętrzu sprawiało, że dosłownie nad nim zawisła) i wyciągnęła rękę, by złapać elfa za nadgarstek. W przeciwieństwie do niego nawet nie pomyślała, że skóra może być przybrudzona. Spełnienie się jej pesymistycznych myśli znalazło w końcu ujście, co kobieta przyjęła niemal z ulgą. Jakby chciała fuknąć na niesforne dziecko, które poparzyło palce, mimo że ostrzegano go przed gorącym naczyniem.
        Wtedy jednak Rammon zaklął w jej ojczystym języku, a Nazahirka podążyła wzrokiem za jego spojrzeniem, prosto na swoją dłonią.
        - Hierra! – zaklęła szpetnie, jak kobiecie nie przystoi i komicznie wręcz strzepnęła dłonią, jakby spodziewała się, że czarna niby-spalenizna po prostu odpadnie.
        Mozhan spojrzała ostro na elfa, który kompletnie zbagatelizował sprawę, po czym zaczął beztrosko snuć opowieść. Niewzruszona do tej pory cudzoziemka stanowiła teraz kompletne przeciwieństwo rozluźnionego badacza. Ze zwykłego pragmatyzmu wysłuchała opowieści Rammona, przy czym z każdym kolejnym jego słowem, była coraz mniej zadowolona.
        - Czarna dłoń – powiedziała równocześnie z elfem. Yd sawda, tak u niej zwano klątwę, o której mówił jej znajomy. Pokrzepiający uśmiech Rammona spotkał się z lodowym obliczem Navabi.
        - Nie jestem alssariq – powiedziała chłodno. Tylko po tym było widać jej wzburzenie; znała odpowiednie słowo, ale nie dbała o tłumaczenie. I wiedziała, że on to wie, ale i tak to powiedziała.
        Dla niej perspektywa utraty ręki była niczym, w porównaniu do opinii złodzieja. Co za ujma na honorze! Rękę właśnie za to się traci; jej zdaniem kara adekwatna do przewinienia, ale na wszystkie piaski pustyni, kilka miesięcy obnoszenia się z takim znamieniem? Co za hańba.
        Rozczapierzyła palce dłoni, wpatrując się w nią z mieszaniną irytacji i obrzydzenia. Pech chciał, że taki wzrok padł też na Hive, gdy chłopak się odezwał. Navabi wciąż milczała, ale nie wytrzymała, gdy Rammon po raz kolejny umniejszył problem.
        - Jak to „nic się nie stało”, Rammon? Musimy iść teraz oddać figurkę – zarządziła już spokojniejszym tonem, ale Hive wciąż trzymał się od niej z dala. Tylko, że kobieta wciąż miała go na oku.
        - Ty. Idziesz z nami.
        - Co? Dlaczego? Nie, ja… ja nie pomogę. Tylko będę przeszkadzał – zaczął jąkać się rudzielec, ale Navabi już otwierała drzwi, a jej spojrzenie mówiło więcej, niż tysiąc słów. Chłopak spuścił głowę, skulił lekko ramiona i przemknął koło cudzoziemki.
        - To są te twoje przygody, Rammon? – zapytała i pokręciła lekko głową, po czym skinieniem wyprosiła uczonego z pokoju. Muszą ruszać do Adrionu i to natychmiast.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        Rammon był najbardziej rozluźnioną osobą w tym pokoju - Nala wyglądała na wściekłą, choć starała się trzymać, a Hive był blady ze strachu. Podróżnik nie starał się jednak uspokajać ani jednego, ani drugiego. Nie prozaicznym “będzie dobrze”, choć uważał, że właśnie tak będzie. Podobało mu się jednak to, że Mozhan sama wpadła na to co ich spotkało i razem z nim wypowiedziała nazwę klątwy we wspólnym. Uśmiechnął się do niej przelotem, jakby ją chwalił. Niby od tego momentu nie musiałby niczego tłumaczyć, ale ze względu na lisołaka, który nadal wyglądał na zdezorientowanego, zdecydował się jednak naświetlić sytuację. No i też przez to, że po prostu lubił gadać, szczególnie na tematy związane z szeroko pojętą antropologią i kulturoznawstwem.
        - Ani ty, ani ja, Nalo - elf przytaknął swojej towarzyszce, gdy ta z wyrzutem oświadczyła, że nie jest złodziejką. Bezradnie rozłożył ręce, jakby nie miał żadnego wpływu na to, że przylgnęła do niego łatka kryminalisty. On - chyba w przeciwieństwie do niej - nie spodziewał się, by zbyt wiele osób było w stanie odgadnąć co ta czarna ręka oznaczała.
        - Jeśli cię to pocieszy, połowa ludzi nie zauważy tej dłoni, druga połowa zaś nie będzie wiedziała co to i pomyślą, że mieliśmy alchemiczny wypadek, a tylko nieliczni rozpoznają w tym działanie klątwy. I tak, wiem, że to się składa do więcej niż stu procent, ale ta ostatnia grupa jest naprawdę tak nieliczna, że gubi się w zaokrągleniach. Zawsze można nosić rękawiczki - podsumował, jakby to naprawdę nadal nie było nic wielkiego. Naprawdę brakowało, by w pewnym momencie powiedział “wyluzuj!”.
        - Jasna sprawa, że musimy, też chcę moją rękę z powrotem - zgodził się ze swoją koleżanką po fachu i wstał. Momentalnie poczuł się jednak, jakby przeszkadzał, gdy między Nalą a Hive wywiązała się dyskusja. Rudy podróżnik był równie zaskoczony co rudy zmiennokształtny, gdy padła komenda, że ten ostatni ma z nimi jechać.
        - Co? - powtórzył za Hive Rammon, zerkając z konsternacją to na chłopaka, to na Mozhan. Po co on im? Jednak chyba żaden z nich nie miał odwagi, aby dociekać powodów, dla których lisołak miał jechać z nimi. Trudno, stało się. Hive wyszedł z pokoju jakby szedł na ścięcie, a idący za nim Heike-Alsbeith był tak jak do tej pory spokojny jakby nic się nie stało.
        - Z grubsza tak - zgodził się, chowając ręce do kieszeni nonszalanckim ruchem. - Kontakt z nieznanym zawsze niesie ze sobą pewne ryzyko. Przywykłem - wyjaśnił lekkim tonem i wyszedł z pokoiku lisołaka.
        - Najlepiej będzie, jeśli udamy się do Adrionu konno, nie ma co szukać wozu - zagaił, gdy byli już na ulicy i mogli we trójkę omówić jakiś plan. Oczywiście taki, który on już miał opracowany i oczekiwał jedynie akceptacji. - Pojedziemy wtedy mniej uczęszczanymi drogami, będzie szybciej. Przejedziemy przez Kryształowe Królestwo, mam tam znajomego archeologa, który może nam pomóc w sprawie tej figurki. Hive, musisz się spakować, prawda? Widzimy się za pół godziny pod Niezapominajką, dzień jest młody, więc warto wyruszyć od razu. Mamy co prawda zapas czasu, ale lepiej mimo wszystko się sprężać - podsumował. Nie dodał, że w jego ocenie najwięcej czasu stracą oczywiście na szukanie samych wykopalisk. Nala to pewnie wiedziała, a Hive być może się domyślał.
        - Miałaś już do czynienia z tą klątwą? - upewnił się rudy, gdy już z Mozhan zmierzali w stronę karczmy. - Moim zdaniem szczęście w nieszczęściu polega na tym, że gdy zwrócimy figurkę, cofnie się natychmiast, nie trzeba będzie kombinować “czy to już”. A właśnie, ja jeszcze muszę uzupełnić zapasy… Ty jest już przygotowana do drogi? - upewnił się, skręcając nieco w bok, by dotrzeć na targ, gdzie dokupi brakujący prowiant. Naprawdę sprawiał wrażenie jakby jechał na piknik, a nie by pozbyć się ciążącej na nich klątwy.
Awatar użytkownika
Nala
Szukający drogi
Posty: 39
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Mahińczyk
Profesje: Badacz , Wojownik , Szpieg
Kontakt:

Post autor: Nala »

        Navabi tylko odwróciła obojętnie spojrzenie, gdy jej przyjaciel próbował załagodzić sytuację. Rzeczywiście, klątwy raczej nie były popularną wiedzą wśród zwykłej ludności, ale skoro ona wiedziała to mimowolnie zdawało jej się, że każdy wie co oznacza czarna dłoń. Pomysł z rękawiczkami zaś wcale nie bym taki głupi, jak niedbale i w żarcie pewnie rzucił Rammon. Wręcz przeciwnie, jej ten pomysł bardzo przypadł do gustu. Przy siodle ma rękawiczki do konnej jazdy. Odsłaniają co prawda palce, ale zawsze coś.
        Zdziwienie elfa jej pomysłem zabrania ze sobą rudowłosego lisołaka skomentowała lekkim wzruszeniem ramion.
        - Nie ufam mu – powiedziała wprost, nie dbając o to, że chłopak ich słyszy. - Poza tym może się przydać – dodała już mniej jasno i nieco przedmiotowo, ale nie wiadomo było, czy z wyrachowania, czy był to tylko lekki poślizg językowy.
        Nala rozpogodziła się na nowo (czyli przybrała znów poważną twarz, ale już nie emanowała irytacją), słysząc podsumowanie Rammona. Przywykł. Cóż, bardzo chciała poznać jego metody badawcze, ale nie była taka pewna, czy chciałaby nawyknąć do podobnych niedogodności.

        Mozhan poczuła się nieco lepiej, gdy tylko wyszli na zewnątrz. Skinęła głową słysząc plan Rammona, skupiając się na zrozumieniu go, gdy elf mówił już swobodniej i przez to nieco szybciej. Umknęło jej tylko jedno słowo, ale domyśliła się znaczenia z kontekstu, natomiast wieść o znajomym archeologu wyjątkowo ją zainteresowała. Środowisko badaczy znała jedynie poprzez listowną wymianę pytań i próśb o interpretację, i tylko w Na’Zahirze miała kilka znajomych osób interesujących się tą czy inną dziedziną nauki. Rammon tak naturalnie wspomniał o znajomym archeologu, jakby w każdym mieście kogoś znał i wcale nie było to nieprawdopodobne. Stało się jednak kolejną rzeczą, której była ciekawa i nieco o nią zazdrosna.
        - Sięspręszać? Co znaczy sięspręszać? – zapytała nagle, odprowadzając młodego lisołaka wzrokiem. Na pytanie uczonego skinęła głową, ale z lekkim wahaniem.
        - Znam klątwę z książek. Czytałam o niej – wyjaśniła. – W Na’Zahir nie spotkasz nikogo z taką klątwą, za kradzież od razu ucinasz rękę – dodała zwięźle, dla pewności markując dłonią cios ostrzem w drugi nadgarstek.
        - Tak, wszystko mam. Tylko konia muszę ugotować – powiedziała pogodnie, sprawiając, że przechodząca obok niej kobieta zrobiła wielkie oczy, oglądając się później za cudzoziemką.
        Navabi skupiona była na targowisku, które odwiedzała już wiele razy, czekając na spóźniającego się całymi dniami znajomego, ale wciąż jej się podobało. Nawet najmniejszy targ w najmniejszej mieścinie w środkowej Alaranii potrafił zaskoczyć ją czymś nowym. Właściwie nawet częściej na wsiach niż w miastach spotykała fascynujące ją urządzenia. Te popularne, lepsze i droższe były przecież importowane do Na’Zahiru. Nikt jednak nie sprowadzał tam plecionych ze słomy kukiełek, którymi zafascynowana była nieznająca pól uprawnych cudzoziemka.
Awatar użytkownika
Rammi
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Pustynny Elf
Profesje: Badacz , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Rammi »

        - Ale… Ja… - dukał Hive, starając się jakoś przekonać badaczy, że przecież nie miał złych zamiarów i to nie przez niego mieli teraz kłopoty. Tak naprawdę to Rammon był winny tej sytuacji… Ale lisołak nie miał szans powiedzieć tego wszystkiego – Mozhan nie za bardzo chciała słuchać jego argumentacji, a rudy elf spojrzał na niego i wykonał wymowny gest „daruj sobie, nie warto”. Nie by nie chciał słyszeć, że to on zawinił – był tego świadomy. Jednak byłoby to tylko niepotrzebne młócenie słomy i budowanie napięcia. Lepiej ruszać. Biedny Hive musiał się dostosować, nawet jeśli nadal nie był pogodzony z myślą o opuszczenia Demary na nie wiadomo jak długo. Adrion… Dla niego to była druga strona Łuski!

        - Się. Sprężać – Rammi bez skrupułów poprawił Nalę, by poprawnie rozdzielała te słowa. – To czasownik zwrotny. Oznacza „spieszyć się”, ale jest dość kolokwialny. Wybacz, zapomniałem się trochę – usprawiedliwił się.
        Powoli wchodzili między stragany - na razie te stojące z rzadka, oferujące towary dużego kalibru. Nie zwierzęta, bo te zgodnie z niepisanym prawem miały swoje osobne targowisko na skraju miasta, ale za to meble, dywany, garnki… Rammon nie zaszczycał tych miejsc nawet spojrzeniem: nawet jeśli były to przedmioty ładne, teraz nie były im potrzebne, a gdyby coś mu się spodobało to tylko czułby żal.
        - Twoi rodacy są bardzo pragmatyczni - skomentował wieść, że tam rękę ucina się bez bawienia się w konwenanse. - Mamy więc szczęście, że nie jesteśmy teraz w Na’Zahirze, bo tam chyba nawet mój urok osobisty by mi nie pomógł - zauważył wesoło. I tak był pewny, że by się wykpił, bo przecież nie z takich kłopotów wychodził obronną ręką.
        A później Nala rzuciła to niby niewinne zdanie o koniu, które sprawiło, że Rammon aż się potknął z wrażenia. Obrócił na nią zaskoczone spojrzenie, a gdy dostrzegł, że ona ma taką niewinną minę i ewidentnie nie wie, że popełniła błąd, nie powstrzymał parsknięcia śmiechem. Zaraz zasłonił usta… Ale ona to widziała, więc musiał się wytłumaczyć.
        - Wybacz - mruknął, zaraz się uspokajając. - Po prostu… Nie mówi się “u-gotować” tylko “przy-gotować”. Ugotować można zupę, więc… Po prostu konia się PRZYgotowuje - podsumował, bo był pewny, że ona już w tym momencie zrozumiała. - Uroki wspólnego, co? - zażartował jeszcze, bo wiedział jak trudne dla obcokrajowców bywają przyimki.
        Włócząc się między straganami Rammon kupował różne drobiazgi, to tu, to tam. Głównie uzupełniał prowiant, ale dokupił też hubkę, alchemiczny środek na komary, paliwo do lampy. Mieli podróżować po cywilizowanej okolicy, więc nie robił dużych zapasów i nawet nie za bardzo miał się o co targować, chociaż bardzo lubił ten sport.
        Tego, że na targu tego dnia było wyjątkowo dużo strażników Rammon w pierwszej chwili nie dostrzegł. Być może Nala zwróciła na to uwagę, bo bywała tu kilka dni z rzędu, lecz rudy podróżnik zwrócił uwagę na stróżów prawa dopiero w chwili, gdy jeden z nich trącił go ramieniem, prychając z pogardą. Rammon odpowiedział podobnym prychnięciem, choć już patrzył na plecy tamtego przyjemniaczka.
        - Co za małostkowy buc - skomentował. Chwilę dumał nad tym co też mogło go ugryźć… Ale wszystko stało się jasne, gdy poczuł, że ktoś ciągnie go dyskretnie za rękaw.
        - O, Hive - mruknął.
        Lisołak stał w wąskim przejściu między dwie alejkami straganów, chowając się za zwisającymi z belki girlandami przypraw. Na głowę miał zaciągnięty kaptur i rozglądał się tak, że nie trzeba go było pytać co się dzieje. Ale Rammi i tak zapytał.
        - Co tym razem buchnąłeś?
        - Pomówienie! - obruszył się chłopak, ale zaraz stracił swoją pewność siebie. Skulił ramiona i zaczął coś dukać o tym, że się go czepiają.
        - Możemy już jechać? - zapytał w końcu, jakby był na skraju wytrzymałości i niewiele brakowało, by zerwał się do szaleńczej ucieczki. Oczka latały mu na wszystkie strony, gdy wypatrywał zagrożenia. - Wszystko opowiem po drodze, słowo. Tylko ruszajmy już.
        - I ty go chcesz brać ze sobą? - skomentował rozbawiony elf, zerkając na Nalę. Oj będą mieli dopust boży z tym dzieciakiem, tego był pewien.

Ciąg dalszy: Nala i Rammi
Zablokowany

Wróć do „Demara”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości