Dalekie Krainy[Równina Rafgar i okolice] Wskaż mi drogę

Poza Środkową Alaranią istnieją setki, najróżniejszych krain. Wielka Pustynia Słońca, Góry Księżycowe, archipelagi wysp, płaskowyże, mokradła, a nawet lądy skute wiecznym lodem. Inny świat, inne życie, inni ludzie i nieludzie. Jeżeli jesteś podróżnikiem, czy poszukiwaczem przygód wyrusz w podróż w najdalsze zakątki wielkiej Łuski Alaranii.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Próby obudzenia Mitry były tak przyjemne, że Aldaren postanowił mimo swojej niechęci do słońca częściej wstawać przed swoim partnerem. Nie tylko było to zabawne, ale jak uroczo się przy tym nekromanta prezentował. To definitywnie był widok, dla którego warto się nieco przemęczyć wcześniejsza pobudką mimo tego przeklętego światła dnia. Cały czas się obawiał, że po przebudzeniu Mitry dostanie burę za to jak blisko niego był i to jeszcze bez najmniejszego ostrzeżenia i za to, że śmiał zakłócać, a nawet zakończyć jego sen, jednakże zamiast tego czekała go jeszcze nagroda! Oczywiście wampir nie zamierzał wykorzystywać tego uroczego zaspania swojego ukochanego w niecnych celach, dlatego też pocałował go wedle życzenia, ale prawdopodobnie nie tak jak Mitra tego oczekiwał (a może) - cmoknął go w głowę i pogładził tulącego się do niego błogosławionego po włosach. W sumie tego właśnie też się obawiał - że nie będzie miał serca, by ostatecznie zgonić ukochanego z łóżka.
        - Wiem, że jest ci ciężko, ale wytrzymaj jeszcze kilka dni. Obiecuję, że będziesz mógł wtedy spać tyle ile będziesz potrzebował - powiedział czule, cały czas głaszcząc przytulającego się do niego Mitrę.
        Aldaren przyglądał się z pełną uwagą temu rozczulającemu zjawisku jakim było przebudzanie się nekromanty, uśmiechając się pod nosem całkowicie zauroczony tym. Na niezbyt szybkie zauważenie przez błogosławionego przyniesionego śniadania, wampir krótko się zaśmiał i poklepał ukochanego pobłażliwe po ramieniu.
        - Nie śpiesz się tylko, bo krzywdę sobie zrobisz - poradził partnerowi w myśl powiedzenia: "jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy".
        Skrzypek natomiast, gdy Mitra się przebierał, zajął się zaścieleniem łóżka. Co prawda miał świadomość, że cała pościel i tak zostanie zdjęta zaraz po ich wyjściu oraz wymieniona, ale jednak to nie znaczyło, że mogli zostawić po sobie chlew. Po tym sprawdził czy ze swoich rzeczy niczego nie zapomniał i wszystko miał uszykowane do dalszej dogi. Kiedy natomiast Mitra wyszedł zza parawanu, zaprosił go do niewielkiego stolika stojącego w kącie pokoju, przy którym skrzypek już siedział na jednym z dwóch obdrapanych krzeseł.
        - Masz absolutną rację, najdroższy - zgodził się z pełnym uznaniem w głosie. - Gryfowi mogłoby być niewygodnie, a i przez powiewający za tobą materiał na pewno byłby to dla niego męczący lot.
        Gdy nekromanta zabrał się za jedzenie, Aldaren z tacy zabrał swojego schnappsa i sączył go leniwie, życząc wcześniej ukochanemu smacznego.
        - A wiesz, że przez moment się zastanawiałem, czy nie wepchnąć się na zaplecze i samemu ci czegoś nie zrobić? Nie chciałem jednak ściągać nam kłopotów na głowy - powiedział uśmiechając się czule do pałaszującego potrawkę partnera.
        - Jest dobrze, a dzięki temu - wzniósł swój kieliszek z ciemno-bordową cieczą w środku jak do toastu - mam nadzieję, że będzie dobrze jak najdłużej - odparł obserwując w zamyśleniu jak blondyn zajadał się swoim śniadaniem. - A nawet gdyby dobrze nie było, powiedziałem, że dopiero w Tartos się napije i zamierzam się tego trzymać. Choć w sumie powiem ci szczerze, że na ten moment głód mi nie doskwiera aż tak jak wczoraj. Naprawdę. Jest dobrze - dodał i zaraz uśmiechnął się serdecznie dopijając... swoje wysokoprocentowe "śniadanie".
        W czasie, gdy Mitra szykował siebie i swoje rzeczy do dalszej drogi, Aldaren szedł z tacą z brudnymi naczyniami na dół, by oddać je jednej z krzątających się już na dole kelnerek, po czym wrócił na górę i zabrał wszystkie ich toboły, gdy Mitra był już gotowy do dalszej drogi. Z grzeczności pożegnał się z karczmarzem i już plotkującymi o nich kelnerkami (bo nie sposób było ukryć, że ich obu nie było widać przez całą noc, a ranem obaj wyszli z tego samego pokoju). Skierował swoje kroki w stronę południowej bramy, lecz nie wyszedł za nią, a przepuścił Mitrę przodem na schodach na sam szczyt wieży warownej, która jak się okazała była Wieżą Gryfów - miejscem, gdzie można było takowego wypożyczyć i dotrzeć z jego pomocą do jednego z kilku wyszczególnionych na mapie miast docelowych. Oczywiście opłata za taką podróż była zależna od długości trasy jaką musiałby przebyć gryf.
        O tej godzinie gryfy albo jeszcze spały, albo zajęte były posiłkiem, w każdym razie, nie było słychać głośnych, złowrogich skrzeków i pisków tych śmiertelnie niebezpiecznych, acz niezwykle majestatycznych stworzeń. Nawet ich wejście nie podniosło specjalnego rabanu wśród odpoczywających w swoich boksach zwierząt. Na przeciw przybyłym wyszedł jednak młody elf, który mógł wyglądać na szesnaście, siedemnaście lat, choć w rzeczywistości był zapewne dużo starszy.
        - Pan van der Leeuw? - zapytał z wyraźnym zaskoczeniem, gdy się do nich zbliżał.
        - Witaj Ravenarze - przywitał się z nim przyjaźnie Aldaren. - Widzę, że w końcu dziadek zdecydował się oddać ci nad nimi pieczę.
        - Tak, ale to z braku rąk do pracy. Nie miał za specjalnie wyboru - odpowiedział drapiąc się z tyłu głowy z szerokim uśmiechem na twarzy, dumny z tego, że mu się w końcu udało, choć przez złośliwość losu. - Dawno pana tu nie było, a jeszcze dawniej z tego co kojarzę, nie wypożyczał pan żadnego z naszych gryfów, gdy podróżował pan w stronę Niry... - powiedział trochę tym faktem zdziwiony, trochę zasmucony, ale zaraz pojął dlaczego tym razem miało być inaczej. Skupił swoje spojrzenie na zamaskowanym towarzyszu wampira.
        - Poznaj proszę Mitrę, mojego bliskiego przyjaciela. Mitro, to jest Ravenar, jego rodzina od pokoleń zajmuje się tresurą i opieką nad tutejszymi gryfami transportowymi - przedstawił ich sobie, na co elf przywitał się pogodnym "hej" i uniesieniem ręki. Nie kwapił się do jej podawania.
        - Jak się pewnie domyślasz, będziemy potrzebowali jednego z twoich gryfów, może...
        - Jednego? - przerwał wampirowi i zdziwił się ogromnie, patrząc to na jednego mężczyznę, to na drugiego, jakby nie rozumiał i zaczął się gubić z prostą matematyką.
        - Raz mi wystarczył, naprawdę - westchnął skrzypek.
        - Ah, naprawdę bardzo mi przykro za to co się stało, Ernest nigdy się tak nie zachowywał, to wspaniały gryf, na którym nawet dzieci mogą latać i nie przeszkadza mu to, że nieraz mogą mu powyrywać kilka piór. Naprawdę nie wiem co mu wtedy strzeliło do głowy - Ravenar zaczął się zaraz kajać przed wampirem, do którego ten się zbliżył i poklepał po ramieniu, by się uspokoił.
        - Jak już mówiłem twojemu ojcu i dziadkowi - nic się nie stało, ja nadal żyję, a z Ernestem najwidoczniej nie przypadliśmy sobie do gusty, nie mniej wolałbym przez to samo drugi raz nie przechodzić - uśmiechnął się pocieszająco do chłopaka, który zrezygnował z dalszego nakłaniania skrzypka do zmiany swojej decyzji i niechęci do zwierząt.
        - W porządku, jak pan woli - zgodził się niechętnie i poszedł z Mitrą wybrać odpowiedniego dla niego gryfa i jednocześnie takiego, który zabrałby na swoim grzbiecie rzeczy obu mężczyzn.
        Aldaren trzymał się na uboczu, a już szczególnie nie zbliżał się do boksów tych majestatycznych stworzeń, widząc jak te czujnie i z wrogością łypią na niego. Nawet te uznawane za łagodne i przyjacielskie, wierząc zapiskom informacyjnym na tabliczkach z imionami. On grzecznie pilnował ich pakunków, gdy Mitrze został już wyprowadzony polecony przez elfa gryf, z którym nekromanta miał się zapoznać. Chwilę jeszcze spędzili w Wieży, bo Ravenar robił niebianinowi szybki kurs "obsługi" gryfa. Zrównoważona, bardzo przyjazna i wyrozumiała Roza cierpliwie znosiła błędy popełnione przez nekromantę, gdy się uczył, a Aldaren z bezpiecznej dla siebie odległości obserwował poczynania swojego partnera i jego płowo białego wierzchowca. W końcu zostały załadowane do specjalnych juków przy jej siodle ich rzeczy i mogli ruszać, tylko musieli się jeszcze rozliczyć.
        Ravenar podziękował uprzejmie za wręczone mu dwie złote monety, informując wampira, że na miejscu docelowym, po oddaniu tam gryfa, zostanie mu zwrócona połowa jego zapłaty i po ostatnich wskazówkach dla Mitry mogli ruszać. Aldaren zmienił się w kruka, co oczywiście musiało zostać z pełnym zachwytem skomentowane przez elfa, że "zaiste wielkim był czarodziejem" i wzbili się w przestworza. W sumie Mitra nie musiał za wiele robić, jedynie trzymać się mocno w siodle by nie spaść, bo gryfy były inteligentnymi stworzeniami i Roza doskonale rozumiała jaki kurs musi obrać, by dostać w nagrodę pysznego gronostaja z Gór Thargorn.
        Aldaren leciał na tyle blisko, by Mitra nie musiał się o niego martwić i by mógł trzymać się względnie osłonięty przed słońcem przez gryfa, a jednocześnie na tyle daleko by nie oberwać pazurem czy dziobem od zwierzęcia, które w każdej chwili mogło stwierdzić, że ma dość tolerowania bliskiej obecności nieumarłego, biorąc go za zagrożenie. Tak jak to było ostatnim razem.
        - "I jak lot?" - zapytał telepatycznie ukochanego, nawet zbytnio się nie męcząc tym lotem (pomijając oczywiście sam fakt przebywania na słońcu), gdyż fortunnie znalazł sobie miejsce w tunelu powietrznym Rozy. Cały czas jednak bacznie obserwował to wredne bydle i zachowywał maksimum czujności. Padnie przez to pewnie jak kawka na wietrze, gdy będą szykowali się do spania, ale jeden raz z poszarpaną ręką i plecami mu w zupełności wystarczył. To był naprawdę jeden z najgorszych lotów w całym jego życiu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra z rana był najbardziej przytulaśnym stworzeniem na całej Łusce – wszelkim pieszczotom Aldarena poddawał się z przyjemnością i bez cienia sprzeciwu. No, może poza tym drobnym wyjątkiem, że ten pocałunek w czoło nie do końca mu wystarczył, więc sam postanowił wziąć sobie więcej – wyciągnął szyję i dosięgnął ustami warg wampira, by dać mu buziaka, na który miał ochotę. Nie było to nic namiętnego, raczej taki leniwy, czuły buziak, jakiego można było się po nim spodziewać zaraz po przebudzeniu.
        - Z tobą wcale nie jest tak ciężko – oświadczył, gdy ukochany zaczął go przepraszać. Później już wstał, całkowicie odzyskując przytomność i dopiero w tym momencie rejestrując przyniesione przez wampira śniadanie. Jego pobłażanie późną reakcją przyjął z lekko przepraszającym uśmiechem i zaraz czmychnął za parawan.
        Później, gdy usiedli do śniadania, Mitra rozejrzał się po pokoju, od razu spostrzegając, że Aldaren zajął się ścieleniem łóżka prawie jakby byli w domu. To wywołało w nim nagły przypływ nostalgii i dziwną tęsknotę za domem. Nie by nie cieszył się tym wyjazdem… Ale jednak miło było, gdy mogli w domu cieszyć się długim śniadaniem i takim świętym spokojem. Całe szczęście zaraz się otrząsnął i wrócił myślami do tu i teraz – nadal cieszył się z tego wyjazdu.
        - Och… - Mitra był wyraźnie rozczulony wieścią, że skrzypek chciał mu coś ugotować. – Jesteś cudowny, dziękuję. Ale masz rację, tutejszy kucharz mógłby mieć do ciebie pretensje, a zazdrosny o twoje umiejętności zrobiłby się na pewno, lepiej więc go nie drażnić – zauważył. Był w dobrym humorze, skory do żartów i luźnej rozmowy. Humor poprawił mu się jeszcze bardziej, gdy Aldaren zapewnił, że czuje się całkiem dobrze – wierzył mu i nie zamierzał go przepytywać. Uśmiechnął się z czułością i wrócił do swojego śniadania, by szybko je skończyć i w końcu ruszać.

        Gdy przechodzili przez karczmę, Mitra nie zwrócił uwagi na to, że ze swoim ukochanym stali się obiektem plotek – to dobrze, bo mogłoby to skutecznie zepsuć mu humor. Był już jednak tak skupiony na zbliżającej się podróży na gryfie, że niewiele z zewnątrz do niego docierało. Wydawało się wręcz, że gdy szli przez ciche jeszcze o tej porze miasto, przyspieszał nieustannie, jakby już bardzo chciał być na miejscu. Pod wieżą jednak stracił nieco animuszu i wyraźnie zaczął iść za skrzypkiem – prawie jakby się za nim chował. Wyglądał jednak ciekawsko, gdy dotarli na górę i mogli dojrzeć pojedyncze gryfy jedzące śniadanie albo śpiące w swoich boksach. Ich opiekuna również od razu zauważył, ale bez urazy, on nie był tak ciekawy… Choć uwagę Mitry od razu przykuło to, że ze skrzypkiem najwyraźniej doskonale się znali. Nie spodziewał się, że Aldaren na tyle często korzystał z tego środka transportu, by opiekun gryfów mógł go zapamiętać. Nekromanta przyjrzał mu się uważnie akurat w chwili, gdy i elf zwrócił na niego uwagę. Błogosławionemu niespecjalnie to pasowało, lecz nie robił scen. Gdy zostali sobie przedstawieni, skinął chłopakowi głową, z zadowoleniem przyjmując to, że on również nie wyrywał się do naruszania jego przestrzeni osobistej.
        - Jednego? – Mitra w tym samym momencie co Ravenar wyraził swoje zaskoczenie. Od samego początku spodziewał się, że każdy z nich będzie podróżował na osobnym zwierzaku. Wizja siedzenia jeden za drugim na grzbiecie gryfa była dla niego dość… krępująca. Jednak szybko dotarło do niego, że to chyba nie do końca o to chodziło, choć to wcale nie poprawiło jego rozumienia sytuacji. Stał tak w miejscu i tępo przysłuchiwał się wymianie zdań między elfem a wampirem, próbując połapać się co zaszło kiedyś i co dzieje się w tym momencie. Później już nie miał okazji, by dopytywać czy roztrząsać tę kwestię – elf zabrał go między boksy, by wybrać odpowiedniego gryfa. Mitra ośmielił się wspomnieć, że nigdy wcześniej nie miał do czynienia z tymi stworzeniami, ale na Ravenarze nie zrobiło to specjalnego wrażenia: najwyraźniej spodziewał się tego. Zapytał tylko czy błogosławiony umie jeździć konno, a gdy usłyszał odpowiedź twierdzącą, spokojnie zabrał się do roboty. Nie musiał specjalnie długo szukać wierzchowca dla nekromanty – pierwszy strzał okazał się trafny i Mitra dogadał się z przedstawionym mu gryfem… Samicą gryfa… Gryficą? Nieważne. Stworzenie miało świętą cierpliwość i chyba nawet gdyby jej jeździec był znacznie mniej obyty z tematem, nie zrzuciłaby go ani nie zaatakowała. Szybko byli gotowi do drogi.
        - Ren, a ty…?
        Roza już była gotowa do drogi, a skrzypek uregulował płatność za ich podróż, gdy Mitra w końcu odważył się by zadać pytanie o jego gryfa, lecz odpowiedź nadeszła wraz z jego przemianą, którą nekromanta skwitował pełnym zrozumienia „aha”. Nie zamierzał dyskutować – to w sumie miało sens. Żałował tylko trochę, że nie będzie mógł widzieć wyrazu jego twarzy w drodze, ale jakoś się z tym pogodzi. Skoro Aldaren nie dogadywał się z gryfami, to rozwiązanie na pewno było najlepsze. Bez żadnej dyskusji dosiadł Rozy i trzymając się mocno pozwolił jej wznieść się w powietrze.
        Lot był… cudowny. Mitra z początku kurczowo trzymał się wodzy i ściskał gryfa nogami, ale gdy już lot się wyrównał, rozluźnił się i miał nawet szansę na podziwianie widoków. I to było naprawdę niesamowite. Z otwartymi z wrażenia ustami podziwiał przesuwające się pod nimi krajobrazy, te niewielkie łatki pól i lasów, nitki dróg, rzeki, zabudowania tak małe jak ziarnko grochu… Jeszcze nie zdążył się otrząsnąć z pierwszego zachwytu, gdy Aldaren zapytał go o wrażenia.
        - Cudowny! – zawołał ze szczerym entuzjazmem, przekrzykując wiatr. Spróbował jednocześnie wyrazić to samo telepatycznie, ale nie wiedział jak mu poszło. List jednak dotarł do adresata i to było najważniejsze. Mitra cieszył się jak dziecko, a jego oczy błyszczały w masce jak szlachetne kamienie. I to nie tylko z powodu łez, które wyciskał z nich pęd powietrza – był wniebowzięty. Zdołał się rozluźnić na tyle, by nie zmęczyć mięśni i po prostu dać się nieść gryfowi. Jazda na nim była inna niż na koniu, znacznie wyraźniej czuło się ruchy potężnych mięśni pod nogami i pośladkami, trzeba było się bardziej pochylać, by nie walczyć z wiatrem, ale to było do opanowania. Mitra szybko zaczął czerpać czystą przyjemność z lotu.
        Po wielu godzinach podróży entuzjazm błogosławionego trochę opadł, ale jeszcze się nie nudził. Nie zamierzał też lądować – Ravenar wspomniał mu, że jeśli tylko będzie to możliwe, to najlepiej by Roza dyktowała przerwy, a ona nie wyglądała póki co na zmęczoną, szybowała sobie spokojnie i jakby w ogóle nie traciła sił. Nekromanta martwił się jednak o swojego ukochanego – niby jego lot był mocno ułatwiony, bo trzymał się cały czas w tunelu powietrznym za gryfem, ale był teraz wystawiony na mocne słońce… I jeszcze Roza parę razy prawie go pacnęła skrzydłem albo ogonem. Temu jednak można było w tej sytuacji łatwo zaradzić.
        - Ren! – zwrócił na siebie jego uwagę nekromanta. Oderwał jedną rękę od wodzy i poklepał nią miejsce na siodle przed sobą. – Chodź do mnie! Odpoczniesz trochę!
        Później Mitra odchylił się lekko, aby ułatwić krukowi wylądowanie albo nadstawił mu ramię, jeśli była taka potrzeba. Nie znosił sprzeciwu i nalegał, by Aldaren wylądował, nawet jeśli ten miał obiekcje. Później pomógł mu się umościć między swoimi udami, tak by nie spadł i obojgu było wygodnie. Sam był swoim pomysłem zachwycony - skrzypek mógł odpocząć, schronić się w cieniu błogosławionego i jeszcze mogli przez chwilę być tak blisko siebie... Roza nie sprawiała przy tym wrażenia jakby ten dodatkowy ciężar w ogóle poczuła. Zadowolony takim obrotem spraw Mitra czule pogłaskał piórka Aldarena nim ponownie skupił się na locie.
        - I jak? - zapytał jeszcze ukochanego, podobnie jak on jego na początku tej podróży.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Reakcji Mitry w ogóle się nie dziwił. W końcu nekromanta powiedział czego konkretnie sobie życzy i do przewidzenia było to, że sam skradnie satysfakcjonującego siebie całusa, gdy skrzypek nie podoła temu zadaniu. Aldaren miał tego świadomość, a mimo to postanowił załatwić sprawę najbezpieczniej jak się tylko dało. Miał tylko nadzieję, że Mitrze nie zrobi się z tego powodu przykro. Na szczęście były to bezpodstawne obawy, niebianin chyba był tak zaspany, że chyba w ogóle nie zarejestrował tego, buziaka od Aldarena, a nawet jeśli to się tym w żaden sposób nie przejął i zwyczajnie poprawił ten pocałunek, by otrzymać jakiego chciał. Skrzypek pogładził go przy tym po policzku i zapatrzył się na moment z czystą miłością w jego oczy.
        - Miło mi to słyszeć, ale wiesz o co mi chodziło - powiedział, lekko rzucając w ukochanego "swoją" poduszką z czułym uśmiechem na twarzy.
        Później zajął się przygotowaniem do opuszczania pokoju i śniadaniem z ukochanym. Przez najbliższych kilka dni raczej nie będą mogli nacieszyć się wygodami cywilizacji, ale Aldaren miał świadomość, że już niedługo i jego partner znów będzie mógł się rozkoszować ciepłym, porządnym posiłkiem, a nie tym co uda im się w lesie znaleźć czy upolować; suchym i ciepłym miejscem do spania, bo skromny namiot się raczej do tego nie zaliczał, a o wygodnym posłaniu to już nawet nie było co wspominać. Co prawda tak jak wcześniej, tak i teraz zamierzał uczynić nocowanie pod gołym niebem Mitrze jak najbardziej znośnym i komfortowym, ale wiadomo - nic nie zastąpi spania w ciepłym i miękkim łóżku.
        - Wiesz... gdyby miał jakiś problem, zawsze mógłbym skorzystać z siły perswazji - powiedział i zaraz wyciągnął lekko przed siebie jedną dłoń i pomachał palcami w pokracznej parodii rzucania czarów.
        To był niezwykle miły poranek i Aldaren z czystą przyjemność mógłby mieć takich znacznie więcej. Kolejny zapewne spędzą w środku dziczy, ale i tak nie mógł się go doczekać. Zwłaszcza, że widok rozespanego Mitry był bezcenny, umywały się przy nim wszelkie krajobrazy, wschody i zachody słońca, a także najbardziej zjawiskowe pełnie księżyca. Mitra był po prostu najwspanialszy na całej Łusce, a gdy spał to jeszcze bardziej.

        W Wieży Gryfów, gdy już formalności z przedstawianiem się zostały za nimi, Aldaren przeszedł do konkretów. Nie sposób jednak było zachować pewnej fachowości, gdy obaj mężczyźni w tym samym czasie wyrazili swoje zaskoczenie. Zaśmiał się krótko z tego powodu i chwilę po tym mógł kontynuować rozmowę z elfem, przekonując go, że mimo wszystko on już więcej na gryfi grzbiet nie wejdzie.
        - "Jak już mówiłem, ja podziękuję, mam własne skrzydła" - odpowiedział telepatycznie blondynowi już w swojej bardziej opierzonej postaci.
        Zakrakał kilka razy na pożegnanie Ravenarowi i razem z Rozą wyleciał z wieży, na ten moment nie kontynuując tego tematu i w ogóle się nie odzywając, by Mitra mógł się w pełni skupić na utrzymaniu się w siodle i przyzwyczajeniu się do lotu, nie wspominając o tym, by poczuł się pewnie mimo znajdowania się tak daleko od ziemi.
        Dopiero po jakimś czasie, gdy zauważył, że jego ukochany nie był już taki spięty na gryfim grzbiecie, zadał swoje pytanie kontrolne. Uśmiechnął się w duchu rozczulony tym, jak szczęśliwy był nekromanta w obecnej chwili. Aż łezka w oku się kręciła, gdy pomyślał, że jeszcze praktycznie nie tak dawno temu Mitra prawie w ogóle się nie uśmiechał. W prawdzie obecnie nie był w stanie fizycznie dostrzec całej radości ukochanego, bo jego lico ukryte było pod maską, ale Aldarenowi wystarczyła sama postawa blondyna i wszystko to co słyszał w jego tonie, nawet mimo dzwoniącego w uszach wiatru.
        - "Domyślam się, że spodziewałeś się, iż ja również będę leciał na gryfie, ale raz omal nie zostałem rozszarpany na strzępy i wolałbym jednak uniknąć zaistnienia takiej sytuacji jeszcze raz. Jeden raz mi naprawdę wystarczy" - powiedział z lekkim rozbawieniem w tonie, oczywiście nawiązując do powodu swojej decyzji i o co mu chodziło wtedy, gdy wynikła między nim i Ravenarem dłuższa wymiana zdań. - "Zwierzęta nie przepadają za nieumarłymi, a zwłaszcza za wampirami, mając ich naturalnie za drapieżników, które mogłyby im zagrozić. A jak pewnie wiesz, istnieją tylko dwa podstawowe mechanizmy obronne: ucieczka i atak. Choć wszystko i tak sprowadza się do ataku, wystarczy tylko odciąć możliwość ucieczki. Nie winię rodziny Ravenara za to co się stało, ani tym bardziej tamtego gryfa, bo głównie zawiniła moja lekkomyślność. Podejrzewam, że gdyby wiedzieli, że jestem wampirem, nie wypożyczyliby mi gryfa, a i teraz pewnie Ravenar zwyczajnie kazałby nas się wynosić" - wyjaśnił, cały czas skupiając się na swoim locie i by trzymać się w bezpiecznej odległości od gryficy.
        - "Dlatego wolę przywoływać w podróży demony. Nie muszę się martwić o to, że w pewnym momencie coś im strzeli do głowy, bo praktycznie cały czas mam je pod swoją kontrolą. Niestety, nie zawsze jest to bezpieczniejsze, niż oberwanie od wkurzonego gryfa. Demony też nie są raczej też nie wzbudzają pozytywnych uczuć u ludzi. W całej Alaranii może tylko kilka jest takich miejsc, gdzie piekielni, demony i nieumarli mogą być wolni od wrogości innych".
        Leciał po tym w głębokim zamyśleniu przez jakiś czas, ale z chęcią kontynuował rozmowę. Dzięki niej łatwiej mu było nie myśleć o torturującym go słońcu.
        Choć nie zużywał zbyt wiele energii potrzebnej do utrzymania się w powietrzu i locie na przód skoro wykorzystywał do tego prądy powietrzne i sam tunel wytworzony przez Rozę, to jednak po kilku godzinach z wyraźnie większym trudem był w stanie dorównać gryfowi. Kilka razy przez to znalazł się zbyt blisko skrzydeł Rozy i albo został jednym z nich uderzony, albo podmuch wiatru wytrącił go z równowagi, jednakże ani razu nie doszło do niebezpiecznej sytuacji. Może gdyby nie był głodny i przez to osłabiony, dałby radę lecieć przez cały dzień, ale swojej decyzji i tak nie zamierzał zmieniać. Aczkolwiek, gdy padła propozycja ze strony Mitry, zaczął się zastanawiać czy się może nie posilić. Wszystko wydawało się lepszym wyborem, niż narażanie ukochanego na niebezpieczeństwo, a takie przecież może zaistnieć, gdy tylko wampir za bardzo zbliży się do gryficy. Niestety Mitra był tym razem nieustępliwy jak diabli, a Aldaren zaczął mieć bardziej "pijacki" tor lotu ze zmęczenia. Nie miał wyboru - musiał skorzystać z propozycji ukochanego, by ten nie musiał się martwić.
        Aldaren z ledwością wylądował przy Mitrze, musiał się przy tym posiłkować jego wyciągniętym ramieniem, z którego zaraz zeskoczył między jego nogi, by nie musieć się mocno trzymać szponami jego ręki i by go przy tym nie pokaleczyć. Złożył ciasno skrzydła przy swoim ciele i usiadł, starając się nie oddychać ciężko przez otwarty dziób, ale było to strasznie trudne, bo kiedy go zamknął, to miał wrażenie jakby się dusił, a i zawroty głowy były przy tym większe. Oddechu na ten moment też nie mógł od razu uspokoić, bo naprawdę był zziajany.
        Z pomocą i tym samym również niemym przyzwoleniem Mitry, umościł się wygodnie między jego nogami, a gdy został pogłaskany, wtulił się do jego dłoni.
        - "Żałuję, że nie było cię przy mnie, gdy leciałem na gryfie ostatnim razem" - mruknął z błogością, przymykając na moment oczy, jakby to miało pomóc mu szybciej zregenerować siły i szybciej wrócić w przestworza.
        I tak też było. Gdy tylko poczuł się lepiej, od razu kontynuował swój własnoskrzydły lot, zwłaszcza, że gryfica jednak zaczęła się coraz bardziej irytować przez aurę nieumarłego. I tak długo nie szybował, bo słońce zaczęło zachodzić, a Roza im ciemniej się robiło, tym bardziej zaniżała swój lot, aż w końcu ostatecznie wylądowała po środku równin, z których na zachodzie widać było piętrzące się szczyty. Dała się bez problemu zabezpieczyć przed samowolnym wyruszeniem na wycieczkę, a Aldaren zajął się w pierwszej kolejności rozpaleniem ogniska, a po tym rozłożeniem namiotu i przygotowaniem Mitrze czegoś do jedzenia.
        Trzeba było przyznać, że Roza była dość szybka. Aldaren nigdy by nie przypuszczał, że można dolecieć do gryfiej wieży między Nirą i Tartos w lekko ponad dwa dni. Tam przywitał ich mocno podstarzały elf, któremu oddali Rozę, a on zwrócił Aldarenowi złotą monetę. Kiedy wampir ostrożnie zabierał z gryfa ich bagaże, oddal się rozmowie z dziadkiem Ravenara, dopytując uprzejmie o zdrowie i czy problemy spowodowane przez uraz z przeszłości ustały dzięki lekarstwu, które zostało elfowi dane przez wampira. Skrzypek był uradowany, gdy dowiedział się, że elfowi się poprawiło, po czym pożegnał się z nim i razem z Mitrą ruszyli dalej. Przed nimi już tylko ostatnia prosta do Tartos.
        Szli przez kilka godzin ciesząc się pogodą (choć Aldaren się ze słońca, nawet chowającego się co jakiś czas za chmurami, się zbytnio nie cieszył), swoim towarzystwem i rozmową. W końcu dotarli do niewielkiej osady otoczonej skromną palisadą, mającą bardziej chronić przed atakiem dzikich zwierząt, niż bandytów czy najazdem wrogich oddziałów. Zatrzymali się by odpocząć przez moment w jedynej w mieście karczmie i niedługo po tym opuścili Tartos idąc jeszcze prawie staję dalej.
        Na niewielkim wzniesieniu stała skromna drewniana chatka ze słomianym dachem, z jedną ścianą całkowicie porośniętą bluszczem. Obok znajdowała się nieco rozpadająca się stodoła. Po jednej stronie z gliny został ulepiony niewielki chlew, a taplające się w błocie prosiaki, ogrodzone były drewnianym płotem. Przed domem i praktycznie pod nogami co chwila przebiegał jakiś drób, a przy stodole wkrótce zdało się zauważyć niewielką dobudówkę.
        Aldaren ruszył w kierunku chaty i zostawił na ganku swoje rzeczy. Zerknął przez ramię na Mitrę i delikatnie się do niego uśmiechnął ruchem głowy wskazując by spojrzał za siebie, gdzie w zasięgu wzroku zdało się dostrzec jednocześnie góry - Obsydianowe Szczyty, Las Driad i szumiące Zatoce Mauriusa morze, do którego mieli może kilka staj. Odwrócił się z powrotem w stronę drzwi i odetchnął głęboko. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Musiał się mocno schylić, by znów nie dostać w twarz zawieszonymi pod sufitem, suszącymi się gałązkami i ziołami. Wnętrze było nieco zagracone, nie było widać gdzie kończy się kuchnia i zaczyna salon, gdzie na samym środku w podłodze było wielkie palenisko. Gdzieś w kącie nieśmiało wyłaniał się nagi szkielet schodów bez poręczy, prowadzących na poddasze.
        - Pani Amo... hop, hop... - zawołał cicho, jakby niepewnie wampir z wyjątkową czujnością rozglądając się po nieco mrocznym pomieszczeniu, w którym mimo słońca na zewnątrz, panował półmrok.
        - Ile razy mam ci powtarzać? - rozległ się blisko nich skrzeczący, lekko drżący kobiecy głos, jakby z trudem wypowiadając kolejne słowa i się przy tym nie zapowietrzyć. - Babuszko! Babuniu! Babciu! Żadna pani! - darła się na Aldarena niziutka (miała może nieco mniej, niż dwa i pół łokcia wzrostu), lekko otyła i bardzo stara (i jeszcze bardziej pomarszczona) kobiecinka, okładając przy tym wampira zawzięcie drewnianą chochlą. - Stary, a głupi - prychnęła i z podskoku zdzieliła go jeszcze w głowę. Babuszka Ama była wyjątkowo żwawa i energiczna, biorąc pod uwagę to jak staro się prezentowała.
        - Przepraszam babuniu... - powiedział skruszony, lekko rozbawiony i zażenowany, że Mitra był świadkiem tego wszystkiego.
        - Żadne przepraszam! Znów uciekłeś z domu? Jeśli twój ojciec od siedmiu boleści znów wybije w pień połowę mojej trzony, jak Prasmoka kocham, sama urządzę polowanie na wampiry! - zastrzegła, łypiąc na wampira swoimi nieco mętnymi, czarnymi oczami, z czego jedno wyraźnie zaszło bielmem.
        - Faust nie...
        - Tak, tak później opowiesz mi tę wzruszającą do porzygu historię. Rozbieraj się i siadaj do stołu - nakazała usilnie siłując się z rękawem od płaszcza wampira, by wziąć od niego odzienie i odwiesić na zrobionym z poroża jelenia wieszaku.
        - Babciu, chciałbym...
        - Kochaś sam się przedstawi, chyba że nie potrafi - znów przerwała wampirowi. Ten nawet nie zdołał zarejestrować kiedy staruszka wymieniła swoją chochle zagłady na drewnianą laskę owiniętą u góry grzechoczącymi o siebie kamykami i drobnymi kostkami, po odwieszeniu płaszcza skrzypka.
        - Amo, proszę! - uniósł się nieco, chowając za sobą niebianina, gdy zauważył, że kobieta już się do niego zbliża ze swoją laską, by najpewniej zdzielić go za to, że nadal brudzi jej czystą podłogę swoimi buciorami i stoi jak ten ostatni ciołek w wierzchnim odzieniu mimo umiarkowanie przyjemnej temperatury na zewnątrz. - Bądź dla Mitry...
        - Że też ty z nim wytrzymujesz - westchnęła ciężko, kierując swoje słowa w stronę nekromanty i ignorując przy tym to, co powiedział wampir. Ale tylko po części, bo wyraźnie odpuściła swoje próby zabrania od blondyna jego okrycia. - Nie przeszkadza ci to, że ten ciołek traktuje cię jak dziecko? - zapytała nekromantę w prost, podnosząc na niego swoje spojrzenie i jakby patrząc na niego przez maskę.
        Aldaren obruszył się i chciał kłócić, że wcale nie traktuje tak Mitry, ale ledwo nabrał powietrza, został zdzielony laską kobieciny po głowie.
        - Cicho siedź, gdy dorośli rozmawiają - skarciła wampira, na którego twarzy pojawiła się komiczna mina, połączenie załamania i rozpaczy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Rozmowa w przestworzach była dość trudna - wiatr porywał głos Mitry i pozwalał tylko strzępkom dotrzeć do Aldarena. Przez to nekromanta musiał się zastanowić nad tym co mówi, bo długiego zdania nie byłby w stanie wykrzyczeć wystarczająco głośno. Całe szczęście entuzjazm nie wymagał wielu słów. Gorzej już ze skomentowaniem rewelacji na temat incydentu z przeszłości, który skutecznie obrzydził skrzypkowi podróżowanie na grzbietach gryfów. Widać było, że Mitra był szczerze zmartwiony tym co słyszał w swojej głowie, ale jednocześnie dzięki temu lepiej rozumiał pobudki swojego ukochanego. Nie zamierzał go krytykować, wręcz przeciwnie.
        - Rozumiem cię! Dobrze zrobiłeś! - zawołał, przekrzykując wiatr. - W razie czego ja cię obronię! - dodał jeszcze wesoło, ale że zdawało mu się, że Aldaren głęboko się w tym momencie zadumał, nie kontynuował rozmowy. Teraz tylko podziwiał widoki i co jakiś czas spoglądał na swojego ukochanego. Dzięki temu w miarę szybko wyłapał moment, gdy ten zaczął opadać z sił. Spodziewał się, że kruk będzie się zapierał przed lądowaniem na grzbiecie gryfa przez to, co niedawno opowiadał, lecz błogosławiony był gotów zaryzykować. Nadstawił mu rękę, a później pomógł usiąść przed sobą. Był naprawdę zadowolony takim obrotem spraw, a gdy jeszcze usłyszał błogość ukochanego, jego duma jeszcze wzrosła. Jeszcze przez chwilę głaskał piórka Aldarena, a gdy zdawało mu się, że ten zasnął, skupił się ponownie na locie. Po jakimś czasie poczuł, że Roza zrobiła się jakaś dziwnie nerwowa, ale na razie nie zamierzał nic z tym robić - domyślał się, że to kwestia bliskości nieumarłego, ale niech sobie zołza nie myśli, że on zgoni kruka z jej grzbietu. Dopiero gdy Aldaren sam zadecydował, że chce lecieć dalej sam, błogosławiony na to przystał. Chyba sam czuł, że to już nie potrwa długo - w końcu słońce chyliło się już ku zachodowi.
        - Ał… - jęknął, gdy zeskoczył z gryfa po wylądowaniu chwilę później. - Lot był cudowny, gorzej ze zsiadaniem… - poskarżył się, rozmasowując sobie pośladki. Spodziewał się, że na następny dzień będzie miał zakwasy, ale za to tego wieczoru nie miał żadnego problemu z zaśnięciem.

        Nie było jednak tak źle. W Gryfiej Wieży nieopodal Niry Mitra nie zrobił wstydu Aldarenowi i całkiem sprawnie zeskoczył z Rozy i oddał wodze elfowi, który był całkiem podobny do Ravenara. Mitra jednak nie odezwał się słowem ponad niezbędne grzeczności i dopiero gdy już byli ze skrzypkiem w dalszej drodze, zapytał, czy to był dziadek tamtego elfa z Nimerin. Gdy dowiedział się, że jego domysły były słuszne, wyglądał na trochę dumnego z siebie. Chwilę opowiadał Aldarenowi wrażenia z podróży - nie, żeby skrzypka coś ominęło, wszak cały czas byli razem, ale Mitra bardzo chciał powiedzieć co czuł, jakie były jego wrażenia. No i oczywiście zapewnić, że chce jeszcze raz i bardzo dziękuje skrzypkowi za to, że to wymyślił. Nawet dał mu buziaka, gdy byli już na gościńcu, sami. Wykorzystał też ten moment, aby zmienić swoją maskę. Podczas lotu lepiej sprawdzała się ta jednolita, ale teraz wolał zmienić na tę z odczepianą brodą - łatwiej będzie mu pić i jeść, gdy dotrą na miejsce.

        Dojście do Tartos Mitra uznał za koniec ich wędrówki, a karczmę, w której zatrzymali się na odpoczynek – za ich docelowe miejsce noclegowe. Co prawda Aldaren kiedyś roztaczał przed nim piękną wizję widoku z werandy, którego tu nie mogliby uświadczyć, ale to błogosławionemu nie przeszkadzało. Cieszył się, że dotarli, bo okolica była naprawdę piękna, a poza tym mogli w końcu odpocząć po podróży, która choć miła, była jednak męcząca. No i skrycie liczył też na to, że jego ukochany faktycznie będzie miał okazję, by się posilić i odzyskać siły, choć jeszcze nie wiedział jak skrzypek zamierzał to zrealizować.
        Dlatego też trudno się poniekąd dziwić zaskoczeniu Mitry na wieść, że ruszają dalej wkrótce po posiłku. Błogosławiony patrzył przez moment na Aldarena bez zrozumienia, po czym szybko pozbierał swoje rzeczy i bez dyskusji poszedł za nim. Zerkał jednak na niego kontrolnie co jakiś czas, swoje pytanie zadając dopiero za wioską.
        - Myślałem, że zatrzymujemy się w Tartos… To gdzie teraz idziemy? – upewnił się. Wiedział, że niewiele ma w tym momencie do dyskusji, ale chciał wiedzieć co się dzieje. Niemniej przyjął odpowiedź Aldarena bez drążenia, nawet jeśli niespecjalnie by go satysfakcjonowała. I tak wkrótce dotarli na miejsce. Gdy już skręcili z drogi w stronę gospodarstwa, Mitra wyraźnie zwolnił i zaczął bacznie przyglądać się zabudowaniom. Nie wiedzieć czemu, ale jakoś nie tego się spodziewał… Nie wiedział czego, ale na pewno nie takiej trochę podniszczonej chatki. Nadal był jednak dobrej myśli. W sumie czego się spodziewał? Aldaren był tak otwartą osobą, że na pewno miał jakiś znajomych, którzy ich przenocują przez te kilka nocy… Więc dlaczego Mitra teraz się tak stresował?
        Błogosławiony podążył za swoim partnerem w stronę chaty i tak jak on odłożył plecak na ganku. Uchwyciwszy sugestywne spojrzenie skrzypka odwrócił się i aż westchnął z ukontentowania. Widok był przepiękny - dokładnie taki, jaki obiecał mu Aldaren jeszcze w Maurii. Mitra zapatrzył się na tę panoramę z rozmarzonym wzrokiem, w duchu obiecując już sobie, że będą musieli w któryś dzień pójść nad morze. Nie wyglądało to na daleką drogę i na pewno zdążą w ciągu dnia wrócić. Ale na razie czekało ich - a konkretniej jego - konfrontacja z gospodarzami. Ostrożnie podążył za Aldarenem do środka chatki. Był od niego trochę niższy, więc nie musiał się aż tak schylać, ale i tak powała była dla niego nisko. To zresztą nie miało znaczenia, gdyż i tak wycofał się w chwili, gdy ujawniła się gospodyni tego miejsca. Ta scena między nią i skrzypkiem była jedną z dziwniejszych jakich w życiu doświadczył i powodowała jego dużą konsternację. Skrzypek zachowywał się jakby to bicie łyżką było jakąś specyficzną oznaką czułości, ale... Mitra tego nie rozumiał. Stał w progu i gapił się z konsternacją. Wydawało mu się, że ta babcia - Ama? - doskonale znała jego partnera i niespecjalnie przejmowała się tym, że był wampirem. Co więcej naprawdę sprawiała wrażenie, jakby średnio ją to obchodziło i nawet Fausta mogłaby tą łychą zdzielić. Co za dyktatorka!
        Nagłe przeniesienie uwagi na Mitrę sprawiło, że ten spiął się w sobie i postąpił pół kroku do przodu, aby się przywitać. Spodziewał się, że prezentacja przebiegnie w miarę spokojnie - naiwnie liczył, że jako obcy będzie miał jakąś taryfę ulgową. Bardzo się jednak mylił i już na początku mu się oberwało, chociaż lekko. Najgorzej i tak cały czas zbierał Aldaren - fizycznie i słownie. Jednak mimo tych cięgów starał się przede wszystkim bronić Mitrę - to bardzo rozczuliło nekromantę. Nie mógł jednak cały czas chować się za plecami ukochanego. Położył mu dłoń na ramieniu w uspokajającym geście i wysunął się zza niego. Zamarł jednak, czując na sobie spojrzenie Amy. Cholera, nie czuł się komfortowo, gdy tak się na niego gapiła. Jakby stał przed nią nagi, choć nadal miał na twarzy maskę.
        - On po prostu o mnie dba - odpowiedział jej na zarzut bycia traktowanym jak dziecko. Głos miał tak spokojny, że sam się sobie przy tym dziwił. - Jestem Mitra Aresterra. Miło mi poznać... babcię Aldarena - dokończył, zerkając kątem oka na skrzypka, jakby te słowa były jakimś psikusem. Jak to on, nie podał kobiecinie ręki ani nie wykazał się żadną chęcią do nawiązania innego kontaktu fizycznego. Skłonił się przed nią tak, by mieć głowę na wysokości jej twarzy (całkiem głęboko jak na niego), po czym zaraz się wyprostował. Zdjął z siebie płaszcz i powiesił go na rogach jelenia, gdzie już wisiało okrycie skrzypka. I tyle - maska została, kaptur bluzy również. Nie chciał się odsłaniać przed tą kobietą, choć czuł, że ona może tego od niego wymagać. Trudno - zamierzał być nieugięty, nawet jeśli miałby oberwać lagą.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Z pozoru wydaje się być tym samym co zwykła jazda konno, ale niestety gryf jest szerszy od konia i później są takie oto problemy - powiedział z pogodnym uśmiechem, rozkładając obozowisko.
        Wyglądał jakby był zadowolony z tego, że go ten ból ominie, ale było to tylko złudne wrażenie. Aldaren również będzie cierpiał po tym locie, choć w zupełnie inny sposób i w innym stopniu. Już dało się zaobserwować, że trzymane przedmioty leciały mu z rąk. Ten to dopiero będzie miał zakwasy. A mimo to nie tracił wesołego grymasu z twarzy.
        Z rozpaleniem ogniska nie miał większych problemów, zwłaszcza, że znał zaklęcia zaprószające ogień. Z rozstawieniem namiotu nie było już wcale tak łatwo i z radością przyjął pomoc ze strony ukochanego. Mogli w tym czasie już bez żadnych przeszkód porozmawiać, na co nie specjalnie mieli możliwość w trakcie lotu. Aldaren nawet powrócił dla Mitry do kwestii swojej niechęci nie tylko do gryfów, ale też do wszelkich innych zwierząt. Bo po co ma lubić coś co chce go zabić albo przed nim uciec. Wspomniał przy tym o pewnym epizodzie z czasów, gdy jeszcze był praktycznie dzieckiem, gdy znalazł ranne zwierzątko, chciał mu pomóc, a Faust je zabił, o czym Mitrze mówił, gdy ten opatrywał jego stłuczoną na ścianie dłoń.
        - Może przez to też wolę by żadne stworzenie się do mnie nie zbliżało - zamyślił się nad tym, gdy szykował dla ukochanego kolację.
        Niby względnie porozmawiali, ale się nie nagadali tak, by zarwać całą nockę, bo obaj byli strasznie padnięci po podróży, której dalsza część miała nastąpić z samego rana. Chyba żaden z nich nie miał więc problemów z zaśnięciem, a później już z samym snem.

W końcu udało im się dotrzeć do Gryfiej Wieży i oddać Rozę jej właścicielowi. Aldaren zamienił z uprzejmości ze dwa zdania z dziadkiem Ravenara, dopytując o jego zdrowie i raz jeszcze zapewniając, że nie należy się przejmować incydentem z Ernestem, bo to naprawdę dobry gryf, gdy i ten elf zaczął go przepraszać. Nawet dla świętego spokoju zmyślił, że za ciasno założył wtedy siodło i dlatego gryf mógł być rozdrażniony i niespokojny. Oczywiście wtedy nastawienie starego mężczyzny się zmieniło i skrucha płynnie zmieniła się w burę. Aldaren szczerze przeprosił i zapewnił, że dostał nauczkę na resztę swojego życia, po czym rozliczył się ze starcem i pożegnał, ruszając z Mirą w dalsza drogę. Z czystą przyjemnością oddał się rozmowie z ukochanym i potwierdził jego przypuszczenia odnośnie pokrewieństwa tego elfa z Ravenarem.

        - Zatrzymujemy się w Tartos - powiedział lekko zaskoczony zdziwieniem partnera. Zaraz jednak przywdział na twarz taki wyraz, jakby jednocześnie chciał się uśmiechnąć przebiegle i niewinnie. - Idziemy do miejsca docelowego, gdzie będziemy mogli odpocząć, zjeść i cieszyć się prywatnością. To kawałek stąd, ale zapewniam, że to nadal Tartos. Nawet jeśli tereny od wieków nie należą do nikogo - wyjaśnił, choć nie wdawał się zbytnio w szczegóły. Jeszcze Mitra by stwierdził, że jednak chciałby już wracać do domu i nici byłyby z ich przyjemnego wypoczynku. A tak póki jest w błogiej nieświadomości, może nie będzie aż tak źle i faktycznie zostaną tu na planowany tydzień. Naprawdę byłoby miło.
        I oto nastała chwila prawdy. Weszli do smoczego leża i gdy tylko pojawiła się Ama, Aldarena naszły obawy czy rzeczywiście dobrze zrobił, nie mówiąc Mitrze o niczym, czy może jednak nie przesądził tym o losie ich wakacji. Starał się jak mógł by zapanować nad tym małym chaosem, którym była staruszka i jakoś sprawić by wszelkie grzeczności dokonały się w spokojnej, normalnej atmosferze. W jego założeniach nie było oczywiście tłuczenia nikogo chochlą, ale może jak Mitra weźmie ją za niespełna rozumu staruszkę, to nie będzie czuł się w żaden sposób zagrożony. Choć w sumie im dłużej to przedstawienie się trwało, im bardziej staruszka uniemożliwiała wampirowi zapanowanie nad sytuacją, tym miał większą pewność, że ona nie zamierzała mu niczego ułatwiać. A już na pewno nie przez to, że Mitra miał awersję do kontaktów międzyludzkich.
        - Dba, phi! Dobre sobie - prychnęła kpiąco. - Spójrz tylko na niego i powiedz mi, jak można chcieć zadbać o kogoś, gdy o siebie się nie dba? - zapytała w odwecie, ale zaraz machnęła ręka i pogoniła skrzypka, by siadł w końcu do stołu., akurat w momencie, gdy ten zaczął przekazywać Mitrze na migi, że to wcale nie jest jego babcia i że go zadusi za takie insynuacje jak tylko zostaną sami. Oczywiście Ama zwróciła na wampira uwagę w trakcie jego pantomimy, za to znów został trzaśnięty laską po głowie.
        - Głupiś! Musiałabym być w wieku Prasmoka by być babcią tego głąba, a ja jakbyś nie zauważył nadal mogę cieszyć się pięknem i młodością - powiedziała nieco kokieteryjnie na moment dając radę zapanować nad swoją impulsywnością, lecz zduszone parsknięcie od strony wampira skutecznie przypomniało staruszce o jej zamiłowaniu do tłuczenia innych aktualnie dzierżonymi w dłoniach przedmiotami. Aldaren w mgnieniu oka siedział grzecznie przy stole, nim kobieta zdążyła podnieść swoją lagę.
        - Doprawdy w głowę zachodzę jak ty z nim wytrzymujesz młody nekromanto - westchnęła z poirytowaniem, lekko kręcąc głową. - Ama Ugartha de'Turante Tartos...
        - "W wolnym tłumaczeniu Ślepa Wiedźma z Tartos" - podsunął Mitrze w myślach, usilnie starając się unikać spojrzenia staruszki, by znów nie oberwać. Miał świadomość tego, że jak kobieta zechce, to będzie wiedziała o wszystkim, nawet o małym wstydliwym incydencie, który przydarzył się wampirowi, gdy był opatrywany przez nekromantę.
        - Zapomniałeś dodać "Ama z Tartos" van der Leeuw, jeśli nie chcesz obudzić się z czosnkiem wciśniętym w rzyć, radzę ci uważać na słowa - burknęła ostrzegawczo w stronę wampira i raz jeszcze przyjrzała się krytycznie przybyłemu za nim mężczyźnie. Z grzeczności i szacunku do nieznajomego chciała mu uświadomić, że skrywanie się pod odzieniem nic mu nie da, ale ostatecznie stwierdziła, że będzie ciekawiej jeśli nic nie powie w tej kwestii. Przecież powiedzieć "czego nosisz maski, skoro niebianin nie ma prawa mieć brzydszej gęby od jej własnej" mogła praktycznie w każdej chwili, ale przekonać się co wyniknie z tego gdy nic nie powie, mogła jedynie w przypadku, gdy nic nie powie. Choć ciekawie to już było, nie zawsze się przecież widuje niebianina parającego się magią śmierci i to jeszcze w związku z wampirem.
        - Jak już mówiłam, jestem Babcią, Babuszką, Babuleńką Amą. Siadnij, jeśliś się już rozebrał i czuj się jak u siebie - zaprosiła go do środka i wskazała na stół w kuchnio-salonie, przy którym od jakiegoś czasu siedział już wampir.
        Skrzypek siedział jak na szpilkach cały czas i wcale się nie rozluźnił, gdy staruszka przeszła obok niego, nie skupiając na nieumarłym ani odrobiny uwagi. Odetchnął, to tak, ale spokojniejszy nie był. Zerknął kontrolnie na Mitrę, wyciągając pod stołem w jego stronę dłoń, z niemym pytaniem. Co prawda trochę podstępnie, ale chciał w ten sposób sprawdzić jak bardzo zły był na niego nekromanta.
        Podskoczył w miejscu z przestrachu, gdy staruszka pojawiła się obok, głośno stawiając przed nimi miski z bardzo ciemną zupą, niemalże czarną jak smoła. W misce Mitry było widać pływające owoce, kawałki mięsa i makaron, a u Aldarena było tego znacznie mniej, prawie w ogóle. Ama zaraz postawiła na stole jeszcze jedną miskę, dała wszystkim po łyżce i siadła na przeciwko obu mężczyzn.
        - Nie wiem czego czekacie na starą prukwę, jedzcie. Przebyliście długą drogę i powinniście nabrać sił. Zwłaszcza ty Aldarenie, bo wyglądasz jak siedem nieszczęść - ponagliła ich sama zaczynając już się zajadać czarną polewką ze smakiem. Chciała wyperswadować wampirowi, że jeśli rzeczywiście chce dbać o swojego partnera i być w stanie go obronić w razie zagrożenia, to powinien bardziej szanować swoje zdrowie i siły.
        Wampir przeniósł z zupy na Mitrę niepewne spojrzenie.
        - Nie próbuj mu nawet mówić co to jest i jedz, bo nie dam wam dzisiaj spokoju i będziesz mi całą noc ze świniami spał - zagroziła staruszka, na co skrzypek z rezygnacją ujął łyżkę i zaczął pałaszować swoją porcję. Pierwszych kilka łyżek włożył do ust bez przekonania, ale chwilę później dolewał już sobie dokładkę.
        - Powiedz Amo... Babciu, czemu Tartos takie wyludnione? - zagaił wampir rozmowę, lecz kobieta z początku nie dawała znaku by cokolwiek usłyszała i w spokoju nadal jadła swoją porcję.
        - Powiem wam jutro, gdy postanowicie, że zostajecie tu na tych parę dni - odpowiedziała, zerkając przy tym na Mitrę, jakby doskonale wiedziała, że to wszystko od niego zależy w głównej mierze. - Na ten czas uraczcie starą kobiecinę historią jak to się stało, że niebiański nekromanta nawiązał relację z wampirem. Ty Aldarenie milcz, jestem za stara na wysłuchiwanie twoich bajeczek i dobrze wiesz, że ja WIEM, daj się swojemu "przyjacielowi" nieco wykazać w rozmowie, bo biedaczysko się wstydzi najwyraźniej. Słucham zatem, Mitro Aresterra - powiedziała bez większego entuzjazmu, ale też nie zamierzała naciskać. Jedynie postanowiła się posiłkować rzetelnymi argumentami, by przekonać go do przejęcia inicjatywy.
        - Oczywiście, masz prawo milczeć, później i tak będę musiała pewnie przez pół nocy wysłuchiwać waszej kłótni, ale czy na pewno chcesz oddać władzę na temat zapewne najważniejszego w waszym życiu epizodu Aldarenowi? Masz świadomość tego, że jeśli raz za razem będzie opowiadał jedynie wyssane z palca bajeczki, w pewnym momencie zatraci całą pamięć o tym jaka jest prawda i wtedy te bajeczki prawdą się staną? - upewniła się, patrząc wyczekująco na nekromantę, nie przerywając wiosłowania swoją łyżką w zupie i spijania czarnej, słodko-kwaśnej cieczy z pływającymi owocami.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Tłumaczenie, że wyjście z terenu ciasnej zabudowy miasteczka nie oznacza, że to już nie jest Tartos, Mitra przyjął całkiem dobrze i już nie dyskutował - argument o prywatności przesądził o wszystkim. Błogosławiony był jednak coraz bardziej zaintrygowany do jakiego miejsca zmierzają. Zapytał czy to jakiś zajazd, ale nie trafił ze swoimi podejrzeniami. A niedługo później już sam się przekonał gdzie trafili.
        Szok był… spory. Pewnie dzięki temu błogosławiony nie od razu wszczął awanturę i nie od razu też zawrócił. Popis jaki dała mieszkająca w chatce babcia był tak niespodziewany, że Mitra z początku osłupiał, a później grał jak mu zagrano, starając się nie rozwścieczyć tej kobiety. Sam by się przed nią obronił - nie miał skrupułów, by wyrwać jej laskę z ręki i walnąć ją jej własnym narzędziem - ale nie chciał robić pod górkę Aldarenowi. A starowina najwyraźniej albo wyczuła, że Mitra tak potulny nie jest, albo po prostu jako obcy mógł liczyć z jej strony na taryfę ulgową. Co poprawiało sytuację tylko w niewielki stopniu.
        Uwagę o niemożności Aldarena do dbania o niego, Mitra zbył wywracając oczami. Tak, by to babsko to zauważyło. Nie kłócił się, bo to robota głupiego, a poza tym… Nie chciał się w to mieszać. I w zasadzie to najbardziej chciał stąd wyjść, choć przecież się przedstawił i zdjął płaszcz. Ale zaczynał mieć dość.
        Z miejsca Mitrę ruszyła dopiero telepatyczna wiadomość od Aldarena. Spojrzał na skrzypka, wyraźnie zdradzając go z jego komunikacją mentalną. Ama jednak… Cholera, głupie babsko ewidentnie ich podsłuchiwało! Mitra aż zacisnął pięści, gdy to do niego dotarło i niewiele brakowało, by wyszedł. W miejscu usadziło go spojrzenie babci Amy. Skonfrontował się z nią, ale szybko uciekł wzrokiem - on nie umiał nikomu długo patrzeć w oczy. Poza Aldarenem rzecz jasna, ale on pod prawie każdym względem był wyjątkowy. Jej wzrok jednak sprawił, że Mitra instynktownie poprawił kaptur, naciągając go głębiej na głowę. Niech ona cholera na niego nie patrzy, za wiele widzi! Niech ją szlag trafi - mogła interesować się Aldarenem, skoro tak dobrze się znali. Od niego niech się odwalą. Oboje.
        A jednak błogosławiony usiadł. Zajął miejsce wolno i z wyraźną niechęcią, brodę wsparł na wierzchu splecionych dłoni i tak siedział, wodząc oczami po pomieszczeniu. W pewnym momencie uchwycił spojrzenie skrzypka i to jak ten na niego spoglądał. Wychwycił jego pozycję i zaraz spuścił wzrok. Dostrzegł jego dłoń pod stołem, wyciągniętą w swoją stronę. Wydawało mu się, że wampir chciał go tym gestem udobruchać, zapewnić, że będzie dobrze i żeby się nie gniewał… Ale za późno. Był zły, bo czuł się wykiwany. Ale… Dla Aldarena to też nie był łatwy moment. Niech to, nie mógł go tak z buta traktować, nie w tym momencie. No niech mu będzie… Nekromanta obrócił wzrok, ale opuścił jedną ręką pod stół, by złapać go za rękę. Jednak nim mu się to udało, między nich wepchnęła się Ama niosąca talerze. Szlag niech trafi tę kobietę! Mitra od razu rękę zabrał i spojrzał tępym wzrokiem na to, co zostało przed nim postawione. Ostrożnie, jakby czynił to pod przymusem, zdjął dolną część maski i odłożył ją obok talerza. Pochylił się, by powąchać tę dziwną zupę. Słodko-kwaśny, w jego ocenie lekko mdły zapach, podpowiedział mu co zaraz przyjdzie mu jeść. W międzyczasie został pogoniony do jedzenia, ale na komentarz Amy niespecjalnie zwrócił uwagę. Poza tym, że znowu się prukwa czepiała Aldarena. No fakt, wyglądał marnie, ale mogła mu tego nie wytykać. Choć może to i dobrze, może dzięki temu on w końcu coś zje i nabierze sił? Mitra z pewnym wahaniem sięgnął po łyżkę i zanim zaczął jeść, przegrzebał zawartość talerza, jakby szukał pływającego w nim ludzkiego oka.
        - Wiem co to jest - mruknął, gdy Ama kazała Aldarenowi zachować tajemnicę. - Czy czarnej polewki nie serwuje się niechcianym gościom? - zapytał, podnosząc na nią na krótko spojrzenie. Wiedział, że to z pewnością przez wzgląd na Aldarena padło na takie, a nie inne danie, ale gdy był zły, robił się uszczypliwy. Ale chwila… Skąd ona wiedziała, że przybędą? Aldaren ją uprzedził? Nie dziwiłoby go to, ale wydawało mu się, że raczej wywróżyła to sobie z kości królika czy jaką tam ona magię uprawiała.
        W końcu błogosławiony zaczął jeść. Wolno, ale nie zmuszając się. Z pietyzmem wybierał spomiędzy gęstych kawałków to, co mu najbardziej odpowiadało, w ściśle określonej konfiguracji. Skupił wzrok na talerzu, ignorując towarzystwo przy stole i rozmowy, które między sobą toczyli. Dopiero gdy został wywołany, podniósł spojrzenie na babcię Amę. Na odpowiedź dostał tylko krótką chwilę, którą przegapił, szukając odpowiednich słów. Skoro jednak odezwał się za wolno, od razu dostał od starej wiedźmy dobrą radę w niezwykle pompatycznym tonie. Słuchał jej ze wzrokiem wbitym w talerz. Gdy już został mu oddany głos, długo milczał. Raz nabrał łyżką zupy, później drugi. Przeżuł duży kawałek mięsa, który akurat zdarzyło mu się nabrać. I już naprawdę można było odnieść wrażenie, że się nie odezwie, ale on zaczął mówić, grzebiąc w zawartości swojego talerza.
        - To nie z nieśmiałości - zastrzegł na wstępie, matowym, dość chłodnym tonem. - Skoro jednak WIESZ - podjął, akcentując to słowo dokładnie tak jak ona chwilę wcześniej. - To po co odpowiadać?
        Mitra przerwał, ale słychać było, że nie skończył. Zjadł łyżkę zupy w irytująco wolnym tempie i dopiero po tym podjął.
        - Czemu podejrzewasz Aldarena o opowiadanie bajeczek? - zapytał, zamiast odpowiedzieć w końcu na jej pytanie. - Podejrzewasz, że jest chorobliwym kłamcą? Czy może, że aż tak ci nie ufa? Jeśli on nie ufa ci na tyle, by o nas opowiadać, to dlaczego ja bym miał?
        I znowu pauza. Tym razem na dwie łyżki zupy, po których błogosławiony westchnął i po przelotnym spojrzeniu na Aldarena utkwił wzrok w swoim talerzu.
        - Aldaren pomógł mi, gdy szukałem magicznego grymuaru. Bo Faust mu kazał. Później jednak Aldaren musiał wybierać między Faustem i mną… I wybrał mnie, ratując mi skórę przed swoim ojcem. A potem był bardzo cierpliwy.
        I tak Mitra zakończył, podnosząc na chwilę wzrok na Amę. Co miał jej niby opowiedzieć? Ze szczegółami jak został uratowany, jak wyjechał, wrócił, wyznał mu miłość, oświadczył się? A on za każdym razem był w szoku, bo nie umiał sobie radzić ze swoimi emocjami i uczuciami? I że tego wszystkiego uczył się przy swoim ukochanym? Może by i jej to powiedział… Ale był zły i nie miał ochoty na rozmowę. A jej nie ufał - była obca i zbyt gwałtowna, obawiał się jej, a gdy Mitra się bał - bronił się przez atak.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        - Może i, niestety żadnych ostatnio nie widziałam, za to wycieńczonego z głodu wampira już tak - odparowała nekromancie, w ogóle nie przejmując się jego zaczepką. W sumie wyglądała jakby nic jej nie obchodziło, gdy siadała ze swoją porcją, ale dało się zauważyć, że czujnie przypatruje się wampirowi, który z lekką obawą zbliżył pierwsza łyżkę zupy do swoich ust. Widać było, że to właśnie z jego powodu przygotowała akurat to danie dla przybyłych. Teraz tylko obserwowała ukradkiem, czy Aldaren rzeczywiście się posłucha i zje choć trochę czy nadal będzie przemawiała przez niego ta głupia duma.
        Na szczęście skrzypek po spróbowaniu dziwnego specyfiku babci Amy, dał się bez oporów pochłonąć swojemu głodowi i chęci zaspokojenia go. Z tego powodu jego miska w bardzo krótkim czasie zrobiła się pusta, a Aldaren zapytał z grzeczności o dokładkę, która sobie właśnie dolewał od razu bardziej żywy. I jak tu miała być miła dla Mitry, gdy przez niego mężczyzna, którego kochała jak swojego wnuka, był w tak marnym stanie.
        - A zupy mogłeś zwyczajnie odmówić gdybyś miał choć trochę odwagi - mruknęła, jakby od niechcenia, gdy Mitra w końcu zdecydował się ruszyć swoją porcję.
        Aldaren od razu na nią spojrzał ostrzegawczo czerwonymi w tym momencie oczami, gdy tylko usłyszał, jak źle Ama się wypowiada o jego ukochanym. Przestał jeść i siedział spięty w bez ruchu obserwując ją z jawną groźbą w oczach. Staruszka tylko zerknęła na niego od niechcenia i znów przeniosła spojrzenie na błogosławionego.
        - Przygotowałam w razie takiej ewentualności pieczonego królika - dokończyła swoją poprzednią wypowiedź i wyszła ze swoim pytaniem odnośnie okoliczności poznania się obu mężczyzn. Zignorowała przy tym pytanie skrzypka odnośnie jego wrażenia jakby pobliskie miasto było opuszczone.
        - Czy nie milej jest słuchać interesujących historii swoich gości? - odpowiedziała pytaniem na jego pytanie i wydawało się jakby nie zamierzała odpuścić tej batalii z Mitrą. Naprawdę coraz bardziej zaczynała go lubić i z każdą kolejną chwilą nekromanta coraz bardziej ją intrygował. Miała świadomość, że stąpa po bardzo grząskim gruncie i że każdy jej następny krok może zakończyć się jego wybuchem, jednakże w ogóle się tym nie przejmowała. I tak nekromanta nie byłby w stanie jej nic zrobić. Była przy tym piekielnie ciekawa, po czyjej stronie tym razem opowiedziałby się skrzypek. Już się nie mogła doczekać co przyniosą jej kolejne dni pobytu obu mężczyzn na jej włościach.
        - A czemu ty się upierasz, że tym razem opowiedziałby wszystko tak jak było bez zmieniania i naciągania faktów? Domyślam się, że rozumiesz o co mi chodzi, ale gdybyś jednak nadal miał wątpliwości, zastanów się czy Aldaren kiedykolwiek przedstawił cię jako prawdziwego ciebie, jako nekromantę nazywającego się Mitra Aresterra? - podsunęła niebianinowi i dojadła swoją porcję. Zaraz po tym odsunęła swoje krzesło i wstała od stołu, zamierzając pozostawić ten temat nierozwinięty. Skoro nekromanta był tak uparty jak jego partner, to wątpiła by blondyn jej odpowiedział.
        Mitra ją jednak miło zaskoczył. Przerwała swoją podróż do wielkiej miednicy na drewnianym stelaży, gdzie zamierzała zmyć naczynia. Spojrzała przez ramię na blondyna i kiwnęła mu z uznaniem głową. Co prawda nadal miała swój srogi wyraz twarzy, który przez masę zmarszczek zyskiwał tylko na swojej surowości, ale mimo to, widać było, że szanowała nekromantę za to, że mimo swojego uporu, czy czego tam innego przez co się na początku z nią kłócił, w końcu jej odpowiedział jak człowiek.
        - Nie jest chorobliwym kłamcą i nigdy nie był. Za wszelką cenę chce tylko chronić osoby, które kocha, nawet jeśli jest to ochrona przez krytyką i złym słowem innych - odpowiedziała, niczym w przebłysku jakiejś tajemniczej wizji. Po tym wznowiła swoją wędrówkę do misy z wodą. - Czystą pościel macie w pokoju, postarajcie się nie pobudzić zmarłych i wywołać licha z lasu zbyt głośną kłótnią - poinformowała obu mężczyzn, zamierzając już opuścić kuchnię i wrócić do swoich spraw.
        - Amo, chcę jedynie znaleźć sposób na pozbycie się, albo chociaż zagłuszenie swojego pragnienia krwi, nie przybyłem tu po to, by słuchać jak ubliżasz Mitrze i odnosisz się do niego jak do jakiegoś psa - rzucił za nią skrzypek wstając zamaszyście od stołu, tak że krzesło przewrócił. Nic sobie nie zrobił z jej westchnięcia i rzuconego przez ramię nakazu, by uważał bardziej na meble i by ich nie niszczył.
        - Zjadłeś ponad pół garnka czarniny, pozbyłeś się głodu, więc wychodzi na to, że masz co chciałeś - odparła kobieta, machając lekceważąco ręką i w ogóle się nie zatrzymując, a co dopiero liczyć by się odwróciła i na niego spojrzała.
        - Wiesz, że nie o to mi chodzi stara wiedźmo! - zawołał, gdy zniknęła mu za rogiem z oczu.
        - "Porzuć wszelką nadzieję moje drogie dziecko, bo TY z tym nic nie jesteś w stanie zrobić" - odpowiedziała, a jej głos jakby rozchodził się zewsząd, z każdej ściany domostwa. A może rozbrzmiewał w ich głowach?
        Nie trzeba chyba mówić, że Aldarena nie satysfakcjonowała taka odpowiedź. Zacisnął pięści i westchnął po czym postawił z powrotem swoje krzesło i za pozwoleniem Mitry umył ich talerze. Wiedział, że zawalił. I że będzie go czekać reprymenda od niezadowolonego jak diabli nekromanty. Nie zamierzał się jednak póki co poddawać i zniechęcać, póki rzeczywiście nie dostanie dowodu na to, że jego cel jest nie do osiągnięcia.
        Przeprosił Mitrę cicho pod nosem i wyszedł z chałupy, by zabrać ich bagaże i zanieść do stojącej parę sążni dalej mniejszej chatki. Po wejściu do środka zostawił przy drzwiach ich rzeczy i rozejrzał się po pomieszczeniu zaskoczony. Nie było tu ani granika kurzu czy pajęczyn, a na niewielkim, pojedynczym łóżku leżały dwa komplety pościeli, z czego jeden miał dodatkowy koc. Zapewne po to, by nie musieć leżeć na gołej, zimnej, twardej podłodze. Chociaż po prawdzie wątpił czy w ogóle z tego skorzystają. Nie ważne jak bardzo Mitra byłby zły, samego by go nie puścił w drogę powrotną. Za bardzo by się o nekromantę martwił.
        - Zanim cokolwiek powiesz, wiem, że dałem ciała i że mogłem ci powiedzieć o...babci, ale gdybym ci powiedział jaka ona jest, pewnie w ogóle byśmy nie ruszyli w tę podróż. A przynajmniej nie razem. Ona jest ekscentryczną dziwaczką, ale to naprawdę bardzo mądra kobieta o gołębim sercu. Wiele jej zawdzięczam. Nie bądź więc na nią zły, a wyłącznie na mnie - powiedział i w pewnym momencie zbliżył się do nekromanty z pełnym powagi wyrazem twarzy i wyciągniętymi na boki ramionami jakby chciał nekromantę szeroko i mocno uściskać. Zatrzymał się jednak na wyciągnięcie ręki od niebianina, i nie opuszczał rąk, nawet miał je lekko uniesione ku górze jakby w geście poddania. - Uderz jeśli ci to ulży, zwyzywaj, bo wiem, że w pełni zasłużyłem na cały twój obecny gniew - dodał patrząc hardo na ukochanego. Naprawdę tego oczekiwał, bo wierzył, że dzięki temu nekromancie zrobi się lżej na sercu.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Odpowiedź Amy była na tyle celna, że Mitra nie starał się ciągnąć tej dyskusji. W sumie czuł, że głodny Aldaren zostanie wykorzystany jako argument przy tym konkretnym przytyku, ale i tak nie mógł go sobie darować. Tym bardziej, że… No dobrze, był zły na ukochanego, ale też widział, że już się przynajmniej biedak nie męczy i w końcu się naje. Tak jak obiecał… Ciekawe czy już wcześniej wiedział, że babcia będzie na niego czekała z zupą?
        Mitra sapnął po tym, jak przez chwilę przyglądał się skrzypkowi, po czym zabrał się za jedzenie. Podniósł zaraz jednak spojrzenie na Amę, która zarzuciła mu tchórzostwo. Wzrok miał twardy, wręcz morderczy.
        - Ciebie i twoich popisów kulinarnych się akurat nie boję, babciu – odparł. Nie myślała chyba, że nekromantę będzie brzydzić czarna polewka? Nie przez to grzebał wcześniej tak zapamiętale w misce, po prostu był tak wkurzony, że nie umiał niczego do gęby wziąć… A poza tym sprawdzał co pływa w środku, bo po raz pierwszy widział tę zupę w tej wersji. To była ciekawość. Nie będzie się przecież bał wiedźmy, nawet jeśli przyjdzie mu pójść z nią na ostre. Póki co tylko przepychali się słownie, a Mitra coraz bardziej gotował się wewnętrznie, gdy ona tak ubliżała Aldarenowi. Widać było gniew w jego oczach – nie umiał i poza tym nie zamierzał tego ukrywać. Pozwolił jej dokończyć zdanie o jego prawdomówności tylko przez to, że miał jeszcze resztki kultury osobistej. Poza tym… Niestety ten argument o podawaniu jego fałszywych personaliów był… Celny. Podczas tej podróży Aldaren za każdym razem przedstawiał go inaczej – jako lorda Turilliego, barona. Dla niego to były tylko niewinne wygłupy – sposób, aby coś zyskać, by nikt nie śmiał się ich czepiać. Tylko tyle. Zaraz jednak Mitra się rozluźnił – bo gdy przychodziło do tego, że Aldaren przedstawiał go komuś istotnemu, zawsze podawał jego prawdziwe imię i nazwisko. Przed chwilą też tak było. To znaczy – byłoby, gdyby ta wiedźma skrzypkowi nie przerwała. Dziwnie uspokojony tą myślą nekromanta w końcu był w stanie odpowiedzieć na zadane dużo wcześniej pytanie o to jak się poznali i choć była to odpowiedź bardzo pobieżna, krótka i dziwaczna, wystarczyła najwyraźniej Amie. W nagrodę Mitra otrzymał od niej życiową mądrość o kłamstwach Aldarena… I instrukcję gdzie znajdą pościel. Brzmiało to, jakby ich wyganiała, ale z drugiej strony miała rację – lepiej by w miarę szybko się rozmówili, z tym się akurat zgadzał. Ale czy będzie cicho to już nie mógł obiecać.
        Nagły wybuch skrzypka go jednak zaskoczył. Siedział na swoim miejscu i patrzył oniemiały na to jak wampir nagle zebrał się w sobie i zrugał staruszkę. Wyciągnął rękę, by go uspokoić, że nie trzeba, że sam się obroni, ale wtedy Ama odpyskowała sprawiając tym samym, że Mitra również wstał. Zacisnął jednak oparte o blat pięści i ponownie usiadł. Miał ochotę pozabijać ich oboje i naprawdę wiele wysiłku go kosztowało, by tego faktycznie nie zrobić. Chyba tylko przez to skupienie pozwolił, by skrzypek zabrał jego talerz i go umył. Siedział przez ten czas przy stole, opierając czoło na dłoniach i starając się uspokoić oddech.
        - Zabiję ich oboje – sapnął w końcu. Raczej go nie usłyszeli, bo myli gary.
        Gdy chwilę później Aldaren przeprosił go i wyszedł, Mitra nie od razu wiedział co się wydarzyło. Patrzył przez okienko jak jego ukochany grzebie przy ich rzeczach, po czym znika mu z pola widzenia. Dopiero wtedy wstał i niechętnie sam również wyszedł na zewnątrz, ignorując Amę i swój płaszcz, który zostawił w środku na wieszaku. Poszedł za wampirem takim krokiem, że widać było, iż czyni to niechętnie. Dotarł do niewielkiej chatki, gdy skrzypek już odłożył ich rzeczy i wszedł nieco głębiej. Wkroczył do środka za nim, z założonymi rękami i całą postawą wyrażającą dążenie do konfrontacji. Patrzył na Aldarena czujnie, nie spuszczając ani razu z niego wzroku, lecz czekając, aż to on pierwszy się odezwie. Dał mu szansę się wytłumaczyć – uważał, że skrzypek doskonale wiedział czym i kiedy zawinił, więc niech powie czemu to zrobił. Miał jedną szansę, by się usprawiedliwić, ale chyba nic go nie mogło uratować. Poza elementem zaskoczenia, jakim było wystawienie się na cios. Gdy tak zbliżył się do Mitry z szeroko rozłożonymi ramionami, błogosławiony nie miał najmniejszym wątpliwości, że to nie chodzi o pieszczoty, a Aldaren zachęca go do ciosu. Aż się cofnął, ale… Nie, nie zamierzał go bić. Miewał problemy z gniewem, a teraz wręcz się gotował, ale nie uderzy go. Nie powstrzymał się jednak, by doskoczyć do wampira i złapać go za fraki, szarpnąć gwałtownie.
        - Jak miło, że tak o mnie dbasz, że absolutnie nic mi nie powiedziałeś – syknął, patrząc Aldarenowi w oczy przez otwory swojej maski. Nie zdjął jej, w tych nerwach zapomniał.
        - Jedno słowo by wystarczyło, Ren! – kontynuował, już podnosząc głos. – Jedno proste zdanie, że to ktoś, kto ma ci pomóc! A nie mamienie mnie wizją pięknych krajobrazów i warunkami, by się skupić! Uwierzyłem ci, gdy mi to powiedziałeś! Cały ten czas ci wierzyłem! Niech cię szlag jasny trafi, Ren, oszukałeś mnie! Odebrałeś mi możliwość, bym się na to przygotował! A ta twoja babcia to żadna kobieta o gołębim sercu tylko ostatnia cholera! Jak ona cię traktuje?!
        Zabawne, że Mitra wytykał jej złe podejście do Aldarena, gdy sam właśnie trzymał go przypartego do ściany, nie opluwając go w swojej tyradzie tylko dlatego, że miał na sobie maskę.
        - Mogłeś mi o niej powiedzieć, o samym jej istnieniu! I tak mnie przed nią broniłeś więc może gdybym wiedział wcześniej to byłoby łatwiej, co? Fakt, że na tę cholerę nigdy w życiu nie zdołałbym się przygotować w pełni, ale…
        Mitra prychnął i puścił Aldarena, lekko go od siebie odpychając. Wycofał się, po czym z założonymi rękami obrócił się do niego plecami, patrząc przez okno. Zaciskał zęby i był wyraźnie spięty, napięcie z niego nie uszło. Sapnął z irytacją.
        - Skąd ona w ogóle o wszystkim wie? - zapytał z irytacją. - Kto to w ogóle jest, co? Nie wytrzymuję wzroku tej starej prukwy, czuję się, jakby moje maski nic nie dawały… Mogłeś mnie o tym uprzedzić! - dodał z ogromnym wyrzutem, znowu podnosząc głos.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Konfrontacji nie dało się unikną. To było wiadome od samego początku, a stuprocentową pewność, otrzymał chyba podczas tej pełnej jadu wymianie zdań nekromanty ze staruszką. I był na to w pełni przygotowany, biorąc pod uwagę jego obecny spokój i skłonienie Mitry do rękoczynów. Naprawdę liczył na to, że dzięki temu niebianin po czuje się lepiej, powinien też się domyślić, że skrzypek raczej nie będzie miał mu tego za złe, skoro sam to zaproponował i wyrażał pełne przyzwolenie. Miał ogromne wyrzuty sumienia, że przemilczał ten fakt i to z własnych egoistycznych pobudek - by móc wspólnie z Mitrą wyjechać na wakacje.
        Stał niczym posąg, ani na moment nie zamierzał wycofać się ze swojej propozycji i patrzył przy tym hardo na ukochanego, nie odwracał wzroku, jak częstokroć podczas ich wcześniejszych kłótni. Tym razem był w pełni gotowy na podjęcie konfrontacji. Nie spodziewał się jednak, że Mitra nim jedynie szarpnie i przyszpili do ściany, choć i to nie było przyjemne, ale jakby nie patrzeć, był przygotowany raczej na inny scenariusz. Niby się nie dziwił takiej reakcji nekromanty, ale mimo wszystko się jej nie spodziewał. Do tego jeszcze dochodziło to jak Mitra na niego patrzył przez otwory w masce, jak jego spojrzenie przebijało wampira niczym dziesiątki srebrnych ostrzy. Ciężko było mu to znieść i kilka razy nawet prawie spuścił wzrok, lecz w ostateczności udało mu się powstrzymać tę chęć i jednak cały czas patrzeć na ukochanego. Choć wiedział, że ten aż za bardzo będzie widział wzbierający w jego oczach wstyd. Lekko poczerwieniałych oczach, można by rzec.
        - Pomóc? - zapytał tępo. Był zaskoczony, bo nie do końca rozumiał o czym nekromanta mówił. Nie potrzebował jednak dużo czasu, by się domyślić. Powstrzymał się by w przypływie adrenaliny nie warknąć na blondyna, albo by machinalnie nie spuścić wzroku. - Nie chcę jej pomocy, poza tym myślisz, że gdyby miała mi pomóc, już dawno nie musiałbym się męczyć z tym przeklętym łaknieniem krwi? - odparował, lecz ciężko było wytrzymać wszystkie, raniące oskarżenia Mitry z kamienną twarzą. Skończyło się to tym, że skrzypek się spiął, z nieco intensywniejszymi w szkarłatnym kolorze oczami i zacisnął pięści. Jego zmarszczony głos nie wróżył niczego dobrego. Odwrócił więc głowę w bok, by nie szczerzyć na niego w gniewie swoich kłów.
        "Traktuje mnie na pewno lepiej od Fausta" - pomyślał, ale słowem nie odpowiedział na to pytanie, najpewniej retoryczne. I tak po kolejnym wyrzucie zrobiło mu się naprawdę głupio i stracił sporo ze swojej poprzedniej postawy. Już się tak nie spinał i nie starał cały czas patrzeć nekromancie w oczy.
        - Masz rację, powinienem bardziej w ciebie wierzyć, a nie kierować się cały czas twoimi lękami i przeszłością... W końcu jesteś dorosły i sam potrafisz o siebie świetnie zadbać - mruknął zastanawiając się czy w ogóle dobrze robi, że to w ogóle mówi. "Najwyraźniej tylko ja przeżywam to co cię spotkało i się tym przejmuję, robię wszystko byś tylko czul się komfortowo" - podsumował w myślach i westchnął.
        Chwilę po tym cicho sapnął, gdy Mitra dopchnął go do ściany. Żałosne, że mimo wszelkich zapewnień Aldaren nadal popełniał te same błędy, przez które później wynikała między nimi sprzeczka. Przecież już nie raz obiecał mówić nekromancie absolutnie wszystko, a ostatecznie nadal milczeniem spowijał to co było praktycznie najważniejsze.
        - Przepraszam, że traktuję cię jak dziecko - mruknął pod nosem, ani na moment nie odchodząc od ściany, do której jeszcze chwilę temu dociskał go nekromanta. Mógł sobie teraz pozwolić spuścić głowę, bo Mitra odszedł do okna i był do skrzypka odwrócony plecami.
        Zaraz jednak odetchnął głęboko i oderwał się od kamiennej ściany chałupki. Postąpił kilka kroków w stronę nekromanty. Ale nawet nie wyciągnął dłoni, by położyć mu na ramieniu, o przytuleniu nekromanty już nie wspominając, bo wiedział jak Mitra nienawidził fizycznej atencji z zaskoczenia i gdy ten był odwrócony tyłem.
        - Podobno wszystko można wyczytać z aury, ale myślę, że wie wszystko dzięki magii umysłu i braku skrupułów - odpowiedział, zostawiając Mitrze możliwość wyciągnięcia samodzielnie odpowiednich wniosków. - Jest reliktem dawnych czasów, gdy nie było jeszcze miast, a jedynie dzikie plemiona. Jest pradawną uzdrowicielką i prawdopodobnie to na jej cześć założono Tartos, choć w mieście nie jest osobiście mile widziana - odpowiedział blondynowi, stojąc niecałe półtora sążnia od niego. Miał jednak przy tym na uwadze zachowanie odpowiedniego dystansu, dzięki któremu nekromanta mógłby się czuć względnie komfortowo.
        - Nawet gdybym ci o niej powiedział wcześniej i byś się na nią "przygotował" Mitro, co by to zmieniło? Nadal nie byłbyś w stanie wytrzymać jej przeszywającego spojrzenia - stwierdził poważnie, zaraz jednak westchnął i przeprosił, bo to nadal nie był żaden argument.
        - Jeśli chcesz wracać, zrozumiem to i nie będę cię zatrzymywał, z resztą pewnie słyszałeś to co powiedziała, że "nic nie jestem w stanie zrobić" ze swoim problemem, więc nic mnie tu nie trzyma. Myślę jednak, że wcześniej powinieneś odpocząć, nim ruszymy z powrotem do Maurii... - powiedział jałowo, drapiąc się po karku i patrząc nieprzytomnie gdzieś w bok. Choć wyglądał na spokojnego, wewnątrz się miotał i tak szalał, że aż głowa zaczynała go od tego boleć.
        - Obiecałem się posilić gdy będziemy już na miejscu... ale myślę, że raczej nie powinienem o tym nawet wspominać, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację - odezwał się, mówiąc bardziej w eter, niż konkretnie do Mitry. - Powiedz... dlaczego mnie nie uderzyłeś? - zapytał, nagle zmieniając temat, a przy tym zbliżył się o krok do niebianina.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Jak jego wkurzał wyraz twarzy Aldarena. Ten spokój, tupet, to jak patrzył mu w oczy bez mrugnięcia, bez jednego drgnięcia powieki. Mógł okazać chociaż cień skruchy, żalu, a nie tak bezczelnie jakby był jeszcze dumny z tego co zrobił. Albo… Nie. Albo jakby z godnością znosił to co słyszy. Ale niech to, naprawdę wcześniej nie przypuszczał, że tak to się skończy? Mitra był przez to coraz bardziej zdezorientowany i coraz bardziej zły.
        - Nie łap mnie za słówka! - syknął więc w odpowiedzi, gdy Aldaren sprostował, że nie szukał pomocy u Amy. Wcześniej miał chwilę wahania, ale szybko odzyskał rezon i wrócił do swojego pełnego złości tonu. - To ktoś, u kogo mamy się zatrzymać, wielka mi różnica!
        I choć Mitra wydawał się być bardzo zapamiętały w swoim gniewie, trochę oprzytomniał, gdy dostrzegł czerwone oczy swojego ukochanego. Poczuł, że przeholował i… że to mogłoby się naprawdę w pewnym momencie skończyć rękoczynami. Przejął się tą myślą i przez to się wycofał. Zresztą sam miał już problem panować nad swoimi nerwami. Tak jak on ranił Aldarena swoimi zarzutami, tak i jego raniły słowa skrzypka. Słowa o tym, że jest dorosły i samodzielny zabolały prawie fizycznie.
        - Daruj sobie sarkazm, nie pasuje ci – warknął, po czym się obrócił.
        - Nie używaj jej słów! – krzyknął gwałtownie, gdy padł ten tekst o traktowaniu go jak dziecko. Zaraz jednak obrócił się i skulił w sobie. Druga osoba tego dnia… czy naprawdę był taki żałosny, że wszyscy się nad nim trzęśli jak nad dzieckiem? Rozkapryszony smarkacz, na którego trzeba nieustannie uważać, bo inaczej zacznie wszystko niszczyć z gniewu i tak naprawdę nie wiadomo co zrobić, by go zadowolić? Może była w tym racja, lecz uświadomienie sobie tego sprawiło, że z Mitry zupełnie uleciały wszystkie siły i… Nawet nie zorientował się, gdy wbił sobie paznokcie w przedramiona tak mocno, że zostawiły one głębokie ślady. Stęknął. Tak bardzo przydałby mu się teraz nóż…
        Żal trochę złagodził gniew Mitry i pomógł mu zadać kilka pytań bez podnoszenia głosu. Czuł za plecami, że Aldaren się zbliżył, ale nie uciekł. Modlił się tylko w duchu, by nawet nie próbował go dotykać, bo w tym stanie tego nie wytrzyma. Jego ukochany był jednak rozsądny i nie zrobił niczego głupiego. Odpowiedział na pytania: treściwie, zgodnie z prawdą, nawet jeśli nie była ona przyjemna. Mitrze zrobiło się słabo na myśl, że ta stara prukwa grzebała mu w głowie. Całe szczęście – mimo przerwy, jaką zrobił wampir w swojej wypowiedzi – nie miał za wiele czasu na przetrawienie tej rewelacji nim przeszli do kolejnej. Wiek Amy… zrobił na Mitrze wrażenie. Czuł, że była zmatowiona, ale nie spodziewał się, że aż tak mocno – nie był mistrzem czytania aur. Pomyślał mimowolnie o tym jak cenna byłaby dla nich taka osoba, ile mogłaby wnieść do ich szpitala i do rozwiązania ich problemów. Przede wszystkim tego, co nękało Aldarena – jeśli istniał sposób na poradzenie sobie z jego łaknieniem, ona powinna go znać.
        Z tych w miarę przyjemnych rozmyślań wyrwał go kolejny temat: przygotowania się na spotkanie z Amą. Dotknęła go uwaga skrzypka – tak bardzo, że aż się do niego odwrócił na chwilę, a jego wzrok mógł zabijać.
        - Wiesz co, chociaż… - zaczął, lecz Aldaren przeprosił i wycofał się z tego tekstu. Mitra nie był zaś tak zawistny, aby do tego wracać. Obrócił się tylko do okna, by nadal mogli komfortowo nie patrzeć sobie w oczy. Ta chwila nie trwała jednak długo, bo propozycja skrzypka tak go zaskoczyła, że znowu stanął do niego przodem. Przesłyszał się? Aldaren chciał wracać? I to mówił to tak, jakby wszystko było zdecydowane, a słowa Amy tylko go w tym utwierdziły. W oczach słuchającego go błogosławionego widać było jednak niezadowolenie i też odrobinę pobłażania. Założył ręce na piersi. Szukał odpowiednich słów, by odpowiedzieć, dlatego skrzypek miał jeszcze chwilkę, aby coś dopowiedzieć. I tak jak słowa o posileniu się wywołały smutek na zamaskowanej twarzy nekromanty, tak kolejne pytanie sprawiło, że w jego oczach malowała się czysta dezorientacja i zaskoczenie. Opuścił ręce, a po chwili spojrzał też gdzieś w bok. Nieświadomie małpując ruchy Aldarena, podrapał się po karku.
        - Dlaczego bym miał? – odpowiedział pytaniem na pytanie. – Uderzenie ciebie nie sprawiłoby mi radości ani nie sprawiło, że przestałbym się gniewać. Twój ból nie sprawia mi przyjemności i nie poczułbym się od niego lepiej…
        Mitra westchnął głośno, ze spuszczonym wzrokiem. Podszedł bliżej do Aldarena i choć nadal nie była to odległość, by się przytulić, można było ją już poczytać za sukces. Tym bardziej, że błogosławiony podniósł na ukochanego wzrok, w którym nie było już aż takiego gniewu.
        - Przestań opowiadać bzdury – powiedział stanowczo. – Nigdzie stąd nie jedziemy. Mleko się już rozlało, poznałem Amę. Wytrzymam tu tydzień… Najwyżej będziemy się skrzętnie unikać, mam w tym wprawę, ale może nie będzie takiej potrzeby. Poza tym uważam, że ona cię oszukała. Choć nie, może nie oszukała, ale… kręci. I że jest sposób, by poradzić sobie z twoim łaknieniem. Nie wyjeżdżajmy stąd. Spróbujmy. Zresztą nie sądzisz chyba, że bym stąd odszedł bez ciebie? Zostanę tam, gdzie ty. Obiecaj mi tylko, że jeśli nadal chowasz coś w zanadrzu to teraz, natychmiast mi o tym powiesz.
        Mitra zrobił w tym momencie pauzę w swojej wypowiedzi, patrząc na Aldarena wyczekująco. Po chwili pogłaskał go po policzku – nieważne czy otrzymał jakąś odpowiedź czy nie. Wzrok miał bardzo zmęczony i nadal nie zdjął maski, ale już nie wyglądał na spiętego. No chyba, że usłyszał jakąś kolejną rewelację.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Na wybuch Mitry odnośnie rzekomego łapania go za słówka, Aldaren zacisnął pięści i mimo wolni zmarszczył nieznacznie w jawnym zdenerwowaniu nos. Żeby jeszcze zaczął się czepiać w charakterystyczny sposób by zakpić z nekromanty i czy się z nim podroczyć, ale wampir tylko chciał wyjaśnić to nieporozumienia odnośnie rzekomego szukania pomocy u Amy. Wytrzymał gniew Mitry o to "łapanie za słówka", nie starając się nawet wytłumaczyć blondynowi, że się mylił. To nic by nie dało, a jedynie zapoczątkowałoby kolejną kłótnie. Na pewno nie zakończyłoby obecnej.
        Ledwo jednak odetchnął, by wyrzucić z siebie wszelkie negatywne emocje i się uspokoić, by nie zrobić przez przypadek czegoś, czego bardzo mocno by później żałował, a zaraz znów zostało mu zarzucone coś, czego nawet nie zamierzał, gdy się odezwał. W porządku, może nie był to najpiękniejszy, najbardziej wyrafinowany komplement jaki Mitrze kiedykolwiek powiedział (pomijając oczywiście, że był to żaden komplement), ale na pewno nie było w jego wypowiedzi ani granika sarkazmu. ALdaren powiedział zwyczajnie co myślał i naprawdę było mu głupio, że cały czas nic tylko dmuchał i chuchał na Mitrę, obchodził się z nim jak z jajkiem. Naprawdę było mu przykro, że tak długo traktował go jak dziecko.
        I znów, w ogóle tego nie skomentował, nie wyprowadził Mitry z błędu, by nie przedłużać niepotrzebnie tej kłótni niepotrzebnymi dywagacjami. Przyjmował na siebie wszystko co powiedział jego ukochany i gdy tylko miał okazję, przepraszał za to. Szczerze. To było jedynym co powiedział w obecnej sprawie.
        Nie próbował niepotrzebnie tłumaczyć, że po prostu sprawia mu przyjemność, gdy ma możliwość o kogoś dbać i się tym kimś opiekować. Być dla takiej osoby kimś ważnym... A wiązało się to niewątpliwie z obawą, że mógłby w stać się bezużyteczny i w ogóle niepotrzebny. To dlatego tak Mitrę ze wszystkim wyręczał. To dlatego za każdym razem starał się jak mógł by było nie dobrze, a jak najlepiej. To dla niego nauczył się gotować i starał się utrzymywać względny porządek, choćby przez głupie zaścielenie łóżka. Za każdym razem wychodził z założenia, że choć zrobi w gruncie rzeczy nic nieznaczącą pierdołę, to jednak na coś się przyda i może choć trochę uszczęśliwi ukochanego. Praktycznie wszystkie działania wampira kręciły się wyłącznie wokół nekromanty, tego by był ze skrzypka zadowolony i by nieumarły nie był dla niego bezużyteczny. I to chyba własnie dlatego, te wszystkie oskarżenia, a najbardziej zawód w oczach niebianina, tak bardzo raniły serce skrzypka. Naprawdę jedynym co mu w tej chwili pozostało to się z tym tylko pogodzić i niepotrzebnie nie przedłużać tej kłótni.
        I tak skończyło się na tym, że Aldaren nie tracąc pozornego spokoju zaczął po prostu błogosławionemu odpowiadać na pytania, nie przywiązując nawet zbytniej uwagi do tego co mówił.
        Chyba za bardzo odciął się od tej nieprzyjemnej rzeczywistości, bo zaraz powiedział coś naprawdę przykrego, nawet jeśli taka była prawda, to jednak nie musiał tego mówić wprost, bo oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę i bez potwierdzania tego na głos. Szybko jednak przeprosił i już nie pozwalał sobie na podobne oderwania od rzeczywistości. Coś jednak mimo wszystko nie dawało mu spokoju, a konkretnie to, dlaczego nekromanta nawet nie spróbował się na niego zamachnąć biorąc pod uwagę jak wściekły był na niego nekromanta.
        - Bo zawiniłem i w pełni na to zasłużyłem - odpowiedział ze skruchą, starając się by tylko to było słychać w jego głosie, a nie jednocześnie to jak przybity przez to wszystko był. Stał z lekko spuszczoną głową, trzymając się w pewnej odległości od nekromanty i wlepiając spojrzenie w jakiś punkt z boku. W sumie... to sam już nic nie wiedział. Chyba nawet miał troszeczkę żal do Mitry o to, że ten nie zdzielił go w pysk. Może wtedy sytuacja stałaby się prostsza.
        A może wcale nie byłoby lepiej tylko gorzej? Spojrzał na Mitrę, ale w sumie nie był zaskoczony jego odpowiedzią, bo nekromanta był mniej impulsywny i wybuchowy w swoim gniewie... nie to co wampir, który przecież jakiś czas temu roztrzaskał sobie dłoń i zniszczył Mitrze fragment ściany. A jeszcze niedawno omal nie uderzył samego niebianina, gdy to dłoń wampira uderzyła w ścianę, o włos od głowy blondyna.
        Prawdziwie zaskoczony był jednak, gdy błogosławiony się do niego zbliżył i był nawet oburzony pomysłem nieumarłego o powrocie do Maurii na następny dzień. Miał... mętlik w głowie po zarządzeniu Mitry, bo ten jeszcze przed chwilą był przecież taki wściekły i zarzucał skrzypkowi wszystko co najgorsze. A teraz? Znaczy, rozumiał, że i Mitra ma już dość tej kłótni i postanowił ją definitywnie zakończyć, ale jednak mimo wszystko nie rozumiał, co nim kierowało, by postanowić tu jednak zostać.
        Kiwnął lekko głową, na zgodę odnośnie decyzji o wytrzymaniu tu przez planowany na samym początku tydzień.
        - Jeśli wierzyć miejscowym plotkom i legendom, a także słowom Zabora, odnośnie tego, że Ama miałaby być smokiem, nic dziwnego, że mogłaby kręcić. Gady słyną ze swej przebiegłości - odpowiedział spokojnie i choć obecnie trudno było mu to okazać, naprawdę cieszył się, że Mitra liczył na to, że jednak uda im się znaleźć jakiś sposób na pozbycie się problemu wampira. Nawet jeśli wiedźma uważała inaczej.
        A kiedy Mitra zapewnił, że bez wampira nie zamierza się nigdzie ruszać, zrobiło się skrzypkowi naprawdę bardzo miło i nie czuł się już tak bardzo jak sterta gówna, które dopiero co ujrzało światło dzienne.
        - Jedyne co przychodzi mi do głowy, to tylko to, że cię kocham i naprawdę mi na tobie zależy... - odpowiedział trochę ochryple, ale szczerze, a kiedy Mitra dotknął jego policzka, od razu przymknął oczy i wtulił się w jego dłoń, wyraźnie się rozluźniając, choć nie miał do tego momentu w ogóle świadomości tego jak bardzo był spięty. Odetchnął głęboko, w pełni rozkoszując się tą chwilą jakby więcej miała już nie nastąpić. Gdy ponownie otworzył powieki, jego tęczówki znów miały kolor lazurowego nieba i spłynęło z nich kilka łez. Naprawdę nienawidził gdy Mitra był na niego zły, ale najbardziej nienawidził jednak, gdy niebianin był zawiedziony.
        Przełknął nieistniejącą gulę, która stanęła mu w gardle i lekko otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zamiast tego w pierwszej chwili znów westchnął, próbując się pozbierać do kupy i wziąć w garść, tak dobrze mu przecież do tej pory szło duszenie w sobie tego co czuje, więc czemu teraz się temu poddał jak jakiś dzieciak, u którego nadal było widać mleko pod nosem... Chciał zapytać czy mógłby przytulić nekromantę, ale zamiast tego cofnął się o krok i otarł rękawem oczy, patrząc przy tym gdzieś w bok jakby chciał ukryć, tę... chwilę słabości.
        - Wiesz o wszystkich moich grzechach - powiedział spokojnym tonem, w których nie było granika chęci do żartów. Mówił szczerze i poważnie. - Wiesz, że wychowywał mnie Faust, że miałem żonę i syna, których zabiłem chwilę po tym jak uporałem się z przemianą. Wiesz, że wielokrotnie myślałem i próbowałem targnąć się na swoje życie. O tym, że byłem Faustowi wierny jak pies i że pozwalałem mu robić ze mną co tylko sobie wymyślił. Zabijałem z głodu i w obronie Fausta. Wiesz o moim zauroczeniu wobec anioła śmierci imieniem Gregevius, przez którego zaczęło mi się mieszać w głowie i nie należałem wtedy do najsympatyczniejszych osób na Łusce. Z głodu zabiłem chłopca, a gdy to do mnie dotarło, od razu spróbowałem zmienić go w wampira byle by tylko mógł żyć nadal. Ze strachu jednak, że mógłby z głodu kogoś skrzywdzić, wyrwałem mu kły... Później zaprowadziłem grupę łowców do starego Mossa i nie zrobiłem ni, co by ich powstrzymało przed zabiciem go. Zostało mi nadane miano zdrajcy. Później wybuchła ta epidemia, zabiłem zarażoną przyjaciółkę... Okazało się, że za tą zarazą stał syn Mossa i już nikt nie nazywał mnie zdrajcą. W Thulle cię zaatakowałem, a nieco później zabiłem swojego mistrza. Nieraz wszczynałem burdy. Wielokrotnie chodziłem do Nihimy by się u niej posilić, dość często z niej i raz jej omal nie zabiłem. I po powrocie do Maurii będę musiał jeszcze raz kogoś zabić... Nie pozwolę Zaborowi kręcić się po Maurii. I... mam dostęp, a raczej wiem gdzie zdobyć wiele zakazanych w Maurii składników... Wiem jak swobodnie dostać się na czarny targ, do części miasta, przez którą Turilli skazywałby na stracenie wszystkich, którzy tylko coś wiedzieli o Katakumbach... W dzień, gdy ci się oświadczyłem... omal nie zaatakowałem kulawego chłopaka z sąsiedztwa, by tylko się posilić... - wyrzucił z siebie wszystko, absolutnie wszystko co tylko przyszło mu do głowy z tych najgorszych aspektów swojego życia. Westchnął po raz nie wiadomo który tego nadchodzącego wieczoru i odszedł nieco od Mitry by przycupnąć sobie na krawędzi pojedynczego łóżka, jedynego łóżka w tym pokoju. Zaplótł swoje dłonie, opierając się przedramionami o uda i zerknął ze wstydem na blondyna. Bo nie wiedział i bał się tego co Mitra po usłyszeniu tego wszystkiego pomyśli, nawet jeśli dość dużo z tego już wcześniej wiedział.
        - Jest w sumie jeszcze coś... - mruknął ochryple pod nosem, zaraz spuszczając wzrok i wbijając go ze skrępowaniem w podłogę. - Ja... pragnę cię...Naprawdę. Chciałbym móc pić wyłącznie twoją krew i to nie z butelki, ale boję się, że przez to co do ciebie czuję mógłbym stracić nad sobą panowanie i zrobić coś przez co niewątpliwie byś mnie po tym znienawidził. Nie mówiąc już o tym, że nie chciałbym cię skrzywdzić. Dlatego tak się wzbraniam przed samą myślą o piciu twojej krwi. O... o całej reszcie staram się jak mogę nie myśleć... - wyjaśnił może trochę chaotycznie, ale nawet przy zmniejszającej się ilości światła można było odnieść wrażenie, że cała wypita przez niego krew z czarniny ulokowała się właśnie wygodnie na jego twarzy, w szczególności policzkach. -... to przez to ograniczam się jedynie do całowania cię w głowę... - wyburczał cicho pod nosem, trochę nie wyraźnie, ale Mitra nie powinien mieć problemów z usłyszeniem tych słów. W końcu jakby nie patrzeć wampir miał mu powiedzieć o wszystkim, więc nie ważne czy się wstydził i jak bardzo niektóre kwestie chciał zostawić dla siebie. Ważne, że chyba udało mu się spełnić życzenie nekromanty, o powiedzeniu mu o wszystkim.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Aldaren w trakcie całej tej kłótni wyglądał na bardzo opanowanego - tak bardzo, że Mitrę zaczęło to irytować. Skąd w nim ten spokój? Nekromanta zaczął wręcz podejrzewać czy jego ukochany przypadkiem nie przeprasza go by mieć to z głowy, a tak naprawdę nie żałuje i chce tylko, żeby to się skończyło. Ale z drugiej strony gdyby faktycznie nie widział w swoim zachowaniu niczego złego to pewnie nawet by nie zaczynał tematu i przede wszystkim nie uciekałby tak wzrokiem. Nie, Mitra zaraz się poprawił - Aldarenowi było przykro. Może wręcz tak, że przez to się nie odzywał? Błogosławiony zaczął mieć drobne wyrzuty sumienia, że przeholował. Przecież on to zrobił w dobrej wierze, by go chronić, a że wyszło nie do końca tak jak planował…
        Z Mitry zeszła cała para. Gdy już wykrzyczał swój gniew był w stanie logicznie myśleć i porozmawiać z ukochanym. Zrozumiał też, że za bardzo się uniósł i sprawił pewnie przykrość swojemu partnerowi. Jeszcze tego by brakowało, by dołożył do tego fizyczną krzywdę, ale chyba nigdy nie byłby w stanie uderzyć skrzypka. Szarpał nim, to fakt, może nawet pchnął go na ścianę za mocno, ale nigdy by go nie uderzył. Wyrzuty sumienia po czymś takim z pewnością by go zabiły.
        Metaforycznie wyciągnął do Aldarena rękę na zgodę. Choć fizycznie po części również, bo zmniejszył dystans między nimi, a to w ich związku nie było bez znaczenia. Zaproponował, że zostaną tutaj, choć nie powstrzymał się przy tym od stawiania warunków i wyrażenia swoich wątpliwości. Troszkę rozbawiło go to, że Ama miałaby być smokiem. Nie poczuł tego w jej aurze… Ale nie był specjalistą, mógł się pomylić. Nie wyobrażał sobie jednak tej starej jędzy po przemianie. Czy mogłaby być wtedy jeszcze gorsza?
        Pieszczotliwy dotyk był ukoronowaniem tego, że błogosławiony chciał się pogodzić. I naprawdę poczuł jak wielki ciężar spadł mu z serca, gdy zobaczył reakcję Aldarena. Ukochany często wtulał się w jego dłoń, gdy był głaskany, ale teraz aż widać było ulgę w wyrazie jego twarzy i łaknienie tej bliskości. Mitra nie byłby w stanie mu jej odmówić. A gdy skrzypek otworzył oczy, z których popłynęły ciurkiem łzy, błogosławiony aż poczuł żal, że doprowadził ukochanego do tego stanu. Mógłby sam siebie usprawiedliwiać - przecież wcześniej tęczówki wampira były szkarłatne, więc był wściekły - ale nie potrafił. Wierzchem palca wskazującego starł łzy z policzków swojego partnera.
        - Już jest dobrze, Ren - zapewnił go łagodnie. Chciał go przytulić, ale wtedy skrzypek nieświadomie mu uciekł, nekromanta zaś go nie gonił. Chciał zostawić mu trochę przestrzeni osobistej, by mógł się uspokoić i pozbierać. Biedak, tak strasznie przeżył tę kłótnię… Mitra poczuł się jak potwór - jak mógł doprowadzić do takiego stanu kogoś, kogo tak kochał? Tak bardzo chciał go przytulić, ale czuł, że wbrew pozorom Aldaren potrzebował teraz chwili dla siebie, by się pozbierać, poukładać sobie myśli. Może też trochę się wstydził… Ale naprawdę nie miał czego. Mitra tak bardzo chciałby go pocieszyć w tej chwili.
        Gdy w końcu ukochany zaczął wymieniać swoje grzechy, Mitra bardzo cierpliwie go słuchał, choć tak naprawdę nie o to mu chodziło. Wiedział o tym wszystkim - wiedział o Fauście, o żonie, o tamtym przemienionym chłopcu, o Mossie. Pytał raczej o niespodzianki, które mogły czekać na nich tu i teraz… Ale dobrze, niech Aldaren się wygada. Błogosławionemu wydawało się, że on tego potrzebował. Patrzył na niego łagodnie i starał się okazać jak najwięcej swojego wsparcia, choć nic przy tym nie mówił. Tylko słuchał i wodził za nim wzrokiem. Gdzieś w połowie - gdy doszło do najświeższych “grzechów”, które miały miejsce już po ich poznaniu się, Mitra zdjął maskę. Przetarł dłonią twarz, odkładając rekwizyt gdzieś na bok, nieważne gdzie. Cały czas jego uwaga była skupiona na wampirze - miał nadzieję, że gdy to wszystko z siebie wyrzuci, poczuje się lepiej. On sam zaś, słuchając litanii krzywd, nie czuł ani gniewu, ani złości. Wiedział o większości z tych rzeczy i nawet jeśli na jakimś etapie ich nie pochwalał, teraz już się z nimi pogodził. To było, minęło. Jego ukochany przez całe lata był pod jarzmem okrutnego mistrza, miotał się jak dziki zwierz w za ciasnej, choć złotej klatce. Był inny, niż chciał go stworzyć Faust - czuły, kochający, towarzyski. Nie był bezdusznym krwiopijcą i wszystkie jego błędy wynikały z tego, że nie znajdował się w narzuconej mu roli. Takie było zdanie Mitry, który nie zamierzał go zmienić nawet pod wpływem ostrej dyskusji. Był w stanie wybaczyć Aldarenowi absolutnie wszystko. Nawet ten atak na chłopca, o którym dowiedział się dopiero teraz. Jego ukochany był po prostu omamiony głodem.
        Gdy skrzypek odszedł i usiadł na łóżku, błogosławiony w pierwszej chwili nie zrobił żadnego ruchu w jego kierunku. Dopiero po chwili, gdy jego ukochany spojrzał na niego tym umęczonym wzrokiem, on wykrzesał z siebie pocieszający uśmiech i bardzo ostrożnie się zbliżył. Również przysiadł na łóżku. Nie za blisko, by obojgu było komfortowo, ale na tyle, że zdołał wyciągnąć rękę i nakryć nią jego splecione dłonie. Cały czas się uśmiechał, a po chwili nawet chciał się odezwać i zapewnić, że jest w porządku i że Ren nie musi się niczego obawiać, że on go kocha bez względu na to, co wydarzyło się kiedyś… Ale wtedy skrzypek podjął. I poruszył się tak, że Mitra musiał zabrać rękę. W napięciu czekał co też usłyszy, a gdy w końcu ukochany wyrzucił z siebie swoje wyznanie… Błogosławiony aż głębiej nabrał tchu i również odwrócił wzrok. Później jednak zerknął kontrolnie na Aldarena. On powiedział, że go pragnie? Tak wprost? Wcześniej rzadko mu się to zdarzało. Starał się unikać tych tematów i Mitra wiedział, że to jego fobie są powodem tej wstrzemięźliwości, pospołu pewnie z łaknieniem skrzypka. Teraz jednak… Po pierwszym szoku słuchał wyjaśnień ukochanego, jakby wręcz ich łaknął. Zalewał się rumieńcem, ale naprawdę chciał to usłyszeć, chciał wiedzieć co czuje i myśli jego ukochany. A to, że on chciałby pić tylko i wyłącznie jego krew… To było jak najlepszy komplement. Bardzo intymny, osobisty, ale w końcu przecież byli zaręczeni - nie było lepszego momentu, by o tym mówić. I choć z jednej strony Mitra był skrępowany tym wyzwaniem, był też nim naprawdę mile połechtany. Ostrożnie, jakby bał się spłoszyć Ala, obrócił na niego wzrok i przysunął się odrobinę. Pozwolił mu skończyć mówić. Wieść o tym, że wampir go fizycznie pożąda wcale go nie wystraszyła ani nie obrzydziła - wiedział, że to dobra reakcja, że skoro się kochali to właśnie to powinni czuć. Poza tym… sam to przecież czuł, choć jeszcze nie tak mocno jak skrzypek.
        Gdy było już po wszystkim, Mitra chwilę milczał, patrząc na skrępowanego partnera. Później wsunął dłoń między jego splecione dłonie, by go za jedną złapać. Drugą ręką zaś ujął go pod brodę i obrócił jego głowę w swoją stronę.
        - Dziękuję, że mi to wszystko powiedziałeś - szepnął. - To dla mnie wiele znaczy i… jest mi bardzo miło po tym, co teraz mi wyznałeś. Naprawdę. Cieszy mnie to co do mnie czujesz i też to, że mimo wszystko czekasz… Jesteś najlepszą osobą jaką w życiu spotkałem. Kocham cię, Ren, najbardziej na świecie - zapewnił go, po czym dał mu buziaka w policzek. Nie w usta, bo po tych emocjach to mogłoby być dla nich za trudne.
        - Ren… Chcę byś wiedział, że czuję to samo - wyznał mu szeptem, przytulając policzek do jego policzka. - Choć trochę się jeszcze boję, chciałbym dokładnie tego samego. Chciałbym, byś pił moją krew. Nie z butelki, a prosto z mojej szyi. Wiem, że jeszcze się przed tym wzbraniasz i poczekam aż będziesz czuł się z tym komfortowo, ale wiedz, że bardzo bym tego pragnął. To dla mnie coś bardzo wyjątkowego. I… choć jeszcze fizyczna bliskość wywołuje we mnie strach… Chcę to kiedyś z tobą zrobić. Dziękuję, że tak na mnie czekasz i za to, że jesteś dla mnie taki delikatny. Nawet nie umiem wyrazić ile to dla mnie znaczy - zapewnił. Później zaś odsunął się i spojrzał krótko Aldarenowi w oczy. Jego policzki płonęły rumieńcem aż po same uszy, a w oczach widać było jakąś dziwną gorączkę. Widać było, że chwilę się wahał, ale po tym nachylił się do skrzypka i dał mu buziaka w usta. Nie namiętnego, raczej czułego, jakby mu dziękował. Zaraz się odsunął, nie zabrał dłoni, która dotykał jego twarzy - przytulał ją do jego szczęki i głaskał go kciukiem po policzku. Westchnął z ulgą.
        - Zgoda, najdroższy? - upewnił się. - Ren… - podjął po chwili. - Przepraszam, że tak się uniosłem. To… Trochę nerwy, trochę strach, trochę zmęczenie… Nie chciałem na ciebie aż tak nawrzeszczeć. Chciałbym, byś wiedział, że nie uważam cię za złego człowieka i wiem, że się o mnie troszczysz i że to z troski. Zaufaj mi jednak czasami, nie chroń mnie za wszelką cenę tylko bądź przy mnie, gdy będę się z tym mierzyć. Prowadź mnie… Tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy cię dotknąłem po opatrywaniu ran - zasugerował. Tamta chwila była nadal żywa w jego wspomnieniach, pamiętał jak Aldaren ujął go za dłoń i pomógł się przełamać, by mógł go dotknąć tylko po to, by poczuć przyjemność, a nie z czysto praktycznych względów. To było to czego potrzebował.
        - Ren… mogę cię przytulić? - upewnił się Mitra, zachęcając otwierając ramiona. Tak bardzo potrzebował teraz czułości by poczuć, że naprawdę jest w porządku.
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Nie chciał by tak wyszło. Do samego końca trzymał swoje emocje na krótkiej smyczy by nie dać się im ponieść. Nie chciał litością czy strachem doprowadzić do zakończenia tej kłótni. I na szczęście mu się to po części udało - po części, gdyż na ostatniej prostej, gdy już byli praktycznie rozmówieni, Aldaren nie mógł dłużej już trzymać pod rygorem tego co nim targało i przez to nieco się wewnętrznie rozsypał, czego dowodem były te niekontrolowanie uronione łzy.
        Na szczęście dzięki szczerym zapewnieniom nekromanty, że wszystko jest już dobrze, dzięki jemu czułemu gestowi i temu, że pozwolił wampirowi nieco się cofnąć i nie zganił go za to, skrzypek był w stanie sprawnie pozbierać się do kupy.
        Zaraz przeszedł do zrealizowania życzenia ukochanego i powiedzenia mu o wszystkim. Choć może nie do końca o to blondynowi chodziło, ale naprawdę na ten moment tylko spowiedź ze wszystkich przewinień z całego swojego życia przychodziła nieumarłemu do głowy. Mitra był bardzo wyrozumiały mimo wszystko, bo zamiast przerwać wampirowi i powiedzieć, że nie takiej litanii oczekiwał, słuchał w pełnym skupieniu rewelacji, które już dawno wiedział albo, w których osobiście brał udział.
        Gdy skrzypek zakończył swój monolog i spoczął na krawędzi łóżka, w pierwszym momencie można było odnieść wrażenie, że już się nagadał i raczej nieprędko doda do tego wszystkiego coś jeszcze. Było to jednak mylne wrażenie, gdyż ledwo zakończył mówić, nabrał oddechu i podjął się kontynuacji tej wypowiedzi, choć sama w sobie miała już zupełnie inną naturę. Owszem nadal czuł wstyd, ale ten nie dotyczył żałowania swoich czynów, a po prostu był to na tyle delikatny między nimi temat, na tyle intymny, że ciężko było mu się wysłowić z większą pewnością siebie i bez skrępowania. Zawłaszcza, że po takiej kłótni, raczej nie powinno się poruszać tak delikatnych sfer ich związku.
        Bał się podnieść na niebianina spojrzenie, bo bał się tego, w jaki sposób Mitra mógł na niego patrzeć po tym wyznaniu. Aldaren odetchnął głęboko, przygotowując się na najgorsze, gdy cisza między nimi się przedłużała. Miał obawy nawet mimo tego, że Mitra siedział tak blisko obok niego. I wtem dostrzegł i poczuł jak nekromanta na siłę, uparcie wciska swoją dłoń między te splecione, należące do skrzypka. Oczywiście, gdy nieumarły zorientował się, nie utrudniał ukochanemu tego zadania. Zdumiony takim zachowaniem partnera nawet nie zdążył na niego spojrzeć, gdy blondyn ujął go pod brodę i sam skierował twarz lazurowookiego w swoją stronę. Tak jak na początku wydawał się być zmartwiony i niepewny czy dobrze zrobił wyznając Mitrze co do niego czuł, tak po jego słowach zaraz bardziej się rozluźnił. Może nie widać było błogości, bo nadal się lekko martwił, ale mimo wszystko był już bardziej spokojny. Po buziaku od lubego, pokręcił nieznacznie głową i pogładził kciukiem trzymają w dłoniach rękę błogosławionego.
        - To ja dziękuję, że ze mną jesteś - powiedział cicho, ale nie rozwijał tego niepotrzebnie, zwłaszcza, że nekromanta zaraz znów się odezwał, zapewniając o swoim uczuciu.
        - Wiem, że nadal nie czujesz się do tego przekonany, dlatego już nie jednokrotnie ci obiecałem, że poczekam, nawet jeśli miałoby to trać całą wieczność - przypomniał, rozkoszując się bliskością partnera i również wtulając swój policzek w niego. Mało brakowało by zaczął się łasić niczym jakiś kot. - A jeśli o krew chodzi, właśnie dlatego wyszedłem w Nimerin ze swoją propozycją, by to od ciebie zależało. Dotarło do mnie, że możesz tego nie odbierać jako czegoś okropnego, a i ja będę wtedy spokojniejszy z myślą, że nie czujesz się do tego zmuszony. Chciałbym tylko mieć pewność...że jeśli przeholuję i stracę nad sobą kontrolę, to nie pozwolisz mi ciebie zabić i zdzielisz mi w ten wielki, pusty łeb z całej swojej siły - wyjaśnił mając nadzieję, że Mitra zrozumie o co mu chodzi. Spojrzał na ukochanego ze wzrokiem pełnym nadziei i czułości. A po pocałunku ukochanego nawet wyraźnie się rozchmurzył i lekko uśmiechnął.
        - Zgoda - zapewnił szczerze partnera, nie wchodząc w niepotrzebne dywagacje, przy tym. Gdy tylko Mitra zaczął przepraszać, od razu obrócił się do niego niemal całym ciałem i sięgnął jedną dłonią do jego policzka, chcąc go w ten sposób powstrzymać przed wygadywaniem głupot i przepraszaniem, choć nie miał powodu by za cokolwiek przepraszać. - Hej, już. To nie mam do ciebie o nic żalu. Twój gniew był w pełni zrozumiały, dlatego nawet nie próbowałem się bezmyślnie tłumaczyć. Zasłużyłem na to, bo popełniłem błąd, nawet słowem nie wspominając o spaniu w gospodarstwie starej wiedźmy. Naprawdę nie masz za co przepraszać, a raczej powinieneś być dumny, za to, że zrugałeś pięćsetletniego wampira - powiedział z pokrzepiającym uśmiechem zaraz gładząc delikatnie blondyna po włosach.
        Przez resztę wypowiedzi nekromanty, już mu nie przerywał i w milczeniu na dowód przystania na jego prośbę o tym zaufaniu chociażby, pokiwał żywo głową. Później nieco zesztywniał, gdy Mitra przywołał wspomnienie sytuacji po opatrywaniu mu rany na boku dzień po tym jak zaatakował go Zabor, ale raczej się już nie zasępiał tak jak wcześniej. Choć na nowo był czerwony jak burak i mimo woli uciekł nieco spojrzeniem gdzieś na bok, zaraz też drapiąc się po karku.
        Pytanie o przytulenie nieco odwróciło uwagę wampira od dość wstydliwego dla niego w tamtym czasie momentu i żywo się zgodził na chęć przytulenia przez Mitrę. Przysunął się do niego i nawet sam go nieznacznie objął, po czym oparł głowę na jego ramieniu i tak siedział, przymykając zaraz oczy. Nie mógł jednak przemilczeć tego co się wtedy stało, bo przecież podjęciem swojej spowiedzi obiecał mówić mu o absolutnie wszystkim.
        - To było naprawdę przyjemne uczucie, czuć twoje ciepłe dłonie błądzące po moim ciele... I naprawdę nie chciałem byś przerywał...ale musiałem cię o to prosić, bo wiedziałem, że mógłbym tego nie wytrzymać. Choć po tamtym pocałunku i tak mimo wszystko...doszedłem...To był pierwszy i jedyny raz odkąd się znamy, gdy naprawdę cieszyłem się, że wyszedłeś...bo nie musiałeś przy tym być... A nim przyszedłeś ugryzłem się w nadgarstek i napiłem własnej krwi, by tylko się uspokoić... - zdradził, nadal siedząc przytulony do nekromanty. - Jestem okropny - podsumował z lekkim gniewem na samego siebie i przeczesał włosy jedną dłonią, nieco przy tym zamykając swoich kosmyków w pięści.

        Nieco później przygotował, gdy już naprawdę wyjaśnili sobie wszystko, Aldaren zajął się przygotowaniem Mitrze łóżka do spania, a sobie rozścielił koc na podłodze. Przy okazji też nieco rozpakował ich rzeczy i chował w szafie i komodzie. Zostaną tu przecież tydzień, więc tak będzie im dużo wygodniej i łatwiej dostać się do czystych ubrań, niż gdyby mieli co dzień przegrzebywać swoje toboły w poszukiwaniu czystych ubrań.
        - Gdybyś chciał się wykąpać, jakieś pięć minut drogi od gospodarstwa w stronę lasu jest niewielki pagórek z samotnym gorącym źródłem, który Ama pieszczotliwe określa mianem Kotła Diabła. Jeśli chcesz się dziś wykąpać, mogę pokazać ci drogę. Spokojnie, nikt o zdrowych zmysłach się tam nie zbliża, jedynie dzikie zwierzęta, które chciałyby nieco w gorącej wodzie się pomoczyć. Dla innych ludzi, zwłaszcza miejscowych jest to nadal zbyt bliska odległość od miejsca zamieszkania wiedźmy, więc w obawie o swoje życie nie zapuszczają się w te rejony. No chyba, że potrzebują pomocy Amy, ale to tylko wchodzą do głównego budynku, a po tym jak najszybciej opuszczają jej "terytorium". Jego granice można poznać po niewielkich palikach oplecionych sznurem z ponawlekanymi kośćmi drobnych zwierząt - poinformował ukochanego, gdy jako zwieńczenie swojej wieczornej pracy, pokochał wszystkie puste tobołu, ładnie złożone do szafy.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra byłby w stanie zrozumieć skrępowanie Aldarena i jego ostrożność - wiedział, jaki był i wiedział, że tematy związane z intymnością są między nimi znacznie trudniejsze niż w przypadku innych par. Wiedział, że to przez niego. Lecz dzięki skrzypkowi i ich relacji to się zmieniało - Mitra powoli nabierał pewności siebie i choć nie był jeszcze całkowicie swobodny w takich kwestiach to… Było coraz lepiej. Czego dowodem była ta rozmowa - przeprowadzona jeszcze dwa tygodnie wcześniej skończyłaby się skrępowaniem albo nawet kłótnią. Teraz nekromanta przyjmował to lepiej, wręcz jako komplementy. Chciał tego słuchać, bo choć czuł lekki wstyd, poznawał też emocje Aldarena i mógł się przekonać, że jego własne fascynacje były zdrowe.
        Sytuacja - z początku tak ciężka i trudna - momentalnie się oczyściła. Teraz rozmowa była tak lekka, jak powietrze po burzy.
        - Wiem, Ren, pamiętam - zapewnił ciepło Mitra, gdy jego ukochany przypomniał o swojej deklaracji, że poczeka. W lekkim napięciu słuchał gdy Aldaren mówił o piciu krwi, o swoich domysłach i wizjach. Kiwał z zaangażowaniem głową, a na koniec nawet się uśmiechnął.
        - Obiecuję, że jeśli nie usłyszysz mojego “nie” to tak cię palnę, że popamiętasz aż Prasmok się nie obudzi - zapewnił, niby żartobliwie, ale patrząc ukochanemu w oczy. Czy byłby w stanie spełnić swoją groźbę… Nie wiedział, czy udałoby mu się to w sposób dosłowny. Wzbraniał się przed biciem Aldarena, ale pewnie w obronie własnej nie przebierałby w metodach. Zresztą…
        - Wcale nie tak dawno wsadziłem ci nóż pod żebra, gdy przesadziłeś, więc możesz mi zaufać - zauważył śmiało.
        Pozostała kwestia wybuchu emocjonalnego, który Mitra chciał mimo wszystko wytłumaczyć, bo trochę było mu teraz głupio z powodu tego co zaszło. Aldaren jednak już przestał się gniewać - o ile wcześniej w ogóle miał do niego jakikolwiek żal. Na koniec wszystko obrócił w żart, który w sumie rozbawił błogosławionego.
        - Nie pierwszy i nie ostatni raz - zastrzegł. Nie by wątpił w ukochanego, ale wiedział, że życie to nie bajka i jeśli mają spędzić ze sobą jeszcze kilkadziesiąt lat to pewnie nieraz się pokłócą i będzie “rugał pięćsetletniego wampira”. A może w pewnym momencie już nawet sześćsetletniego!

        Mitra nie miał nawet świadomości, że przypominając tamtą intymną sytuację przy opatrywaniu ran wywoła taki mętlik w głowie Aldarena. Wiedział, że było to dość intensywne wydarzenia, ale… nie aż tak. I jeszcze chwilę pozostawał w błogiej nieświadomości, przytulając wampira, jakby obu miało to ułatwić pozbieranie się po tej krótkiej kłótni. Wiedział, że skrzypek bardzo potrzebował takiej fizycznej bliskości, a sam również czuł się teraz lepiej, gdy mógł go objąć i w ten sposób przekazać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.
        Później jednak nadeszło wyznanie i niemożliwy do opisania szok błogosławionego. Czy… Czy on się przesłyszał? Aż odsunął się od Aldarena, by móc na niego spojrzeć i być może dojrzeć, że to wcale nie o to chodziło, co usłyszał.
        - Ty… - stęknął, całkowicie nie będąc w stanie wyartykułować całego zdania. Z pewną konsternacją uniósł dłoń, jakby to miało mu pomóc, ale i to na nic. Za to widać było jak w jednej chwili jego policzki pokrywa karminowy wręcz rumieniec. Obrócił szybko wzrok, zasłaniając sobie usta. Ren tamtego wieczoru… Powiedzieć, że Mitra miał mętlik w głowie byłoby sporym niedopowiedzeniem. Wieść o tym, że skrzypek tamtego dnia “doszedł”, jak sam to ujął… Niebianin był w szoku. Żył tyle czasu w błogiej nieświadomości, przekonany, że Aldaren, oczywiście, poczuł rozkosz, ale żeby aż tak… Aż do spełnienia? I to tylko pod wpływem głaskania i bardziej zdecydowanego pocałunku? A Mitra przecież tamtego dnia również czuł się taki nakręcony… Teraz zaś - gdy poznał prawdę - zupełnie nie wiedział co o tym myśleć. Było mu trochę głupio, ale też czuł się trochę… miło. Jednocześnie usatysfakcjonowany tym, że dał swojemu partnerowi spełnienie, ale trochę zawstydzony, że zrobił to - cóż - z zaskoczenia.
        - Nie, nie jesteś okropny - zapewnił gwałtownie, gdy już pozbierał myśli. - Nic co zrobiłeś nie było okropne. Poza… Ren, widziałem tę ranę na twojej ręce, gdy ty spałeś, a ja jeszcze nie zasnąłem, to ją dostrzegłem. Bałem się, że… Robisz sobie to samo co ja. Tylko bałem się o to zapytać - wyznał, po czym ujął znowu ukochanego za dłonie, by ten nie wyrywał sobie włosów z głowy, i uśmiechnął się do niego. - Nie wiedziałem, że odczułeś to… Aż tak intensywnie. Trochę mi głupio, że tak… To wyszło z zaskoczenia, ale czułem wtedy, znaczy, tak bardzo cię zapragnąłem. Dziękuję, że mi wtedy przerwałeś, byłeś rozsądny za nas oboje.
        I po tych słowach nekromanta znowu się uśmiechnął.

        Gdy już wszystko sobie wyjaśnili, Mitra chwilę siedział i zbierał myśli oraz siły, pozwalając, by Aldaren zajął się urządzaniem ich w tym tymczasowym lokum. Długo nie zwrócił uwagi na to, że w tym pokoju jest tylko jedno wąskie łóżko i mimo wszystko dwa komplety pościeli, nie przerwał też skrzypkowi, gdy ten słał posłanie, ale gdy zobaczył koc rozłożony na podłodze, w końcu zaskoczył. I wyglądał na święcie oburzonego.
        - Wiem co chcesz zrobić i nawet o tym nie myśl - zastrzegł, wstając ze swojego miejsca na brzegu łóżka. - Chcesz spać na ziemi, a ja mam spać tutaj, z głowy to sobie wybij. Nie zasnę bez ciebie obok. Jak się nie da inaczej, zdejmuję barłóg i będę spał obok ciebie na podłodze.
        I to powiedziawszy Mitra zabrał się za szykowanie sobie posłania obok miejsca, które wybrał sobie Aldaren i nie było “zmiłuj się”.
        Kwestia kąpieli była niespodziewana, ale nie bezpodstawna. Skrzypek już na pewno wiedział, że błogosławiony kochał się moczyć w ciepłej wodzie i zawsze korzystał z możliwości wzięcia kąpieli, więc jego propozycja pójścia nad źródełko była kusząca. Kusząca, lecz przy tym trochę… niezręczna. Mitra rozejrzał się, jakby potencjalni podglądacze, których się obawiał, mieli zaraz wychynąć zza rogu. Aldaren jednak zaraz pośpieszył z uspokajaniem go. Nekromanta wahał się tylko chwilę.
        - Możesz… pokazać mi to miejsce, bo nie wyobrażam sobie tego jak to ma wyglądać. Najwyżej będzie to dla nas po prostu spacer - wyjaśnił. Mimo to zabrał ze sobą przybory do kąpieli i czyste rzeczy na zmianę. Był gotów do wyjścia, choć gdy skrzypek otworzył drzwi, cofnął się do środka, mrucząc pod nosem “maska”. No tak, w okolicy mogła kręcić się ta stara wiedźma, której z pewnością się bez maski nie pokaże. A skoro już o niej mowa…
        - Ren - zagaił po przejściu kilku staj Mitra. - Czy Ama jest faktycznie taka straszna? Ludzie się jej boją, ale też darzą szacunkiem, inaczej dawno by to wszystko puścili z dymem. Jak do tego doszło, że… tak się dogadujecie i możesz do niej przyjeżdżać jak do rodziny? Że ty się jej nie boisz?
Awatar użytkownika
Aldaren
Poszukujący Marzeń
Posty: 411
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Arystokrata , Uzdrowiciel , Artysta
Kontakt:

Post autor: Aldaren »

        Złotousty Aldaren ze swoim darem do szastania zmyślnymi ripostami, nie był był w stanie jakkolwiek błyskotliwie skomentować "groźby" ukochanego. Jednakże to jak wybuchnął rozbawionym śmiechem powinno być dla Mitry jednoznacznym dowodem na to, że jego żart spodobał się skrzypkowi i nie został zignorowany.
        - Żałuję, że przez Fausta nie została mi po tamtym blizna - zaskomlał z lekką goryczą w głosie, choć na twarzy cały czas widniał delikatny uśmiech. - To byłaby wspaniała pamiątka początku naszej przyjaźni. Myślisz, że dałoby się zastąpić tę po Zaborze, gdybyś ugodził mnie w to miejsce? - zapytał z żywym entuzjazmem i nadzieją, choć oczywiście żartował. Wiedział, że Mitra nie byłby już w stanie zrobić mu krzywd, zwłaszcza tak bez powodu i właśnie dlatego nie mówił serio.
        Uśmiechnął się jeszcze pogodniej. Widać było, że Mitra bardzo mocno mu zaimponował swoją odważną odpowiedzią. Poza tym... wydawało mu się tylko, czy błogosławiony wydawał się być dumny ze swojej odpowiedzi?
        Jego mina przybrała nieco aroganckiego wyrazu, zwłaszcza, że uniósł przy tym jedną brew. Był gotów by się nieco z ukochanym podroczyć. A przynajmniej w tym momencie, póki nie padło wspomnienie wstydliwego dla Aldarena dnia, o którym wampir uznał, że wypadałoby powiedzieć ukochanemu. W końcu mieli nie mieć przed sobą żadnych tajemnic. Rzecz jednak w tym, że poruszenie obecnej kwestii okazało się być dużo trudniejsze i dużo bardziej krępujące, niż wyznanie Mitrze jak mocno wampir go pożądał. I jego krwi także. To nie było wcale takie łatwe jak mogłoby się z początku wydawać. A reakcja nekromanty, choć w pełni uzasadniona, wcale nie pomagała wampirowi rozwiać jego obaw.
        Nie miał błogosławionemu za złe tego, że ten przerwał ich wzajemne tulenie się i lekko się od nieumarłego odsunął, by móc na niego spojrzeć zszokowany. Taaak... To po prostu musiało tak wyglądać. Najważniejsze jednak, by Mitra zdołał mu to wybaczyć i by nie drążył za specjalnie tematu. Aldaren chyba spaliłby się ze wstydu i zaraz poszedłby kopać sobie dół, by móc zapaść się pod ziemię, gdyby miał zacząć opowiadać blondynowi o pszczółkach i kwiatkach. Niby omal byli dorośli, ale niezależnie od wieku i okoliczności, mówienie o takich rzeczach, a już w szczególności tłumaczenie tego wszystkiego komuś, zawsze było dość krępującą kwestią.
        To, że Mitra nie był w stanie się wysłowić, również skrzypkowi zbytnio nie pomagało. Chociaż może i lepiej, że Mitra nie dał rady wydusić z siebie podsumowania tej rewelacji. I bez tego wiadomo było o co chodzi, na co wampir jedynie nieznacznie skinął głową, by potwierdzić błogosławionemu, że ten dobrze usłyszał. Przedłużająca się cisza również była koniec końców ciężka do zniesienia. Skrzypek zaczął się obawiać czym to się ostatecznie skończy. Może niebianin nie będzie chciał zostawać sam na sam z wampirem i się do niego zbliżać - i to był ten pozytywny scenariusz - a w najgorszym wypadku
w tym właśnie momencie zakończy się raz na zawsze ich znajomość. Chyba mógł to lepiej przemyśleć, nim poinformował ukochanego o... tym "wypadku". Chociaż nie. Gdyby to zataił przed Mitrą, a on by się od kogoś innego dowiedział, zapewne byłaby ogromna awantura. Tak jak to miało miejsce kilka razy wcześniej, gdy Aldaren postanowił coś zostawić dla siebie i dawno po fakcie Mitra poznawał sekrety wampira. Cóż... gdyby w tej chwili ich związek miał się rozpaść, najwidoczniej nigdy ich przeznaczeniem nie było życie razem. Może wtedy w Thulle Prasmok wyśnił sobie śmierć nekromanty, zamiast Fausta i teraz żyli wbrew temu co było im pisane?
        Ciężko opisać jak wielki kamień spadł skrzypkowi z serca, gdy Mitra w końcu pozbierał myśli i dał radę się wysłowić. I to jeszcze bez cienia żalu czy odrazy w głosie. Pobrzmiewała w nim za to łagodność i po chwili również troska, wampir nie mógł nie podnieść spojrzenia na ukochanego, gdy usłyszał o tym, jak bardzo jego partner się o niego martwił. Gdy został chwycony za dłonie, nie zabrał ich, pozwolił by spoczęły zamknięte w dłoniach błogosławionego. Rozkoszował się ich ciepłem.
        - Nie okaleczam się - powiedział i pokręcił głową, by rozwiać obawy nekromanty. - Ostatni raz pociąłem się wtedy, gdy wyjawiłeś mi, że upuszczasz sobie krwi, by się odstresować. Fakt, kiedyś robiłem sobie krzywdę na różne sposoby, by tylko zakończyć swój żywot i pozbyć się swojego przekleństwa, ale jak już ci mówiłem - te czasy dawno odeszły. Jedynie zdarza mi się napić własnej krwi, gdy głód jest nie do niesienia, ale myślę, że tym już się nie musimy martwić - zapewnił i uśmiechnął się czule do nekromanty, wyciągając jedną rękę spod jego dłoni, by móc pogładzić uspokajająco ukochanego po policzku. - Co najwyżej pozwalam nieraz by inni robili mi krzywdę, nigdy nie lubiłem się jakoś szczególnie z kimś bić, a obecnie za stary na to jestem. Poza tym w Maurii prawo stoi przede wszystkim po stronie śmiertelników i słabszych mieszkańców miasta, więc wolę dać obić sobie nieco pysk, niż tłumaczyć się przed strażnikami za połamanie komuś kilku kości. No i nie raz dawałem napić się słabszym wampirom swojej krwi... Kiedy wracałem ze spotkania z lordem Alexandrem, kilka przecznic od domu spotkałem przemienione w wampira dziecko, które chyba zostało wyrzucone na bruk przez swojego mistrza, samo uciekło albo było ofiarą napaści jakiegoś zdesperowanego z głodu wampira niższego szczebla i zmienione przez niego w wampira, by tylko uniknąć kary za zabicie śmiertelnika... - wyjaśnił, zaraz odchodząc gdzieś myślami na moment.
        Otrząsnął się jednak, gdy Mitra powrócił do tematu tamtego... intensywnego wieczoru. Uśmiechnął się pocieszająco do ukochanego, jak to zwykle, gdy chciał uspokoić Mitrę.
        - To mi jest głupio, że nie byłem w stanie opanować swoich odruchów fizjologicznych - zapewnił łagodnie Mitrę. Nadal był skrępowany tym tematem, ale starał się podchodzić do tego bardziej neutralnie, by nie nastała znów niekomfortowa atmosfera. - Wierz mi, nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo cię wtedy zapragnąłem, jak bardzo chciałem czegoś więcej, ale... miałem świadomość, że nigdy byś mi i sobie tego nie wybaczył - wyznał z czułością i pocałował delikatnie błogosławionego w głowę.
        Zaraz po tym odetchnął głęboko, jakby wyrzucał z siebie całe napięcie. W końcu najtrudniejszy zawsze jest ten pierwszy krok. Teraz powinno być już tylko lżej i lepiej.

        Niedługo po całej ich całej poważnej rozmowie zajął się już dużo spokojniejszy przygotowywaniem im obu posłań. Mitra słusznie podejrzewał, że wampir będzie chciał go wygnać na łóżko, podczas gdy sam będzie spał na podłodze, ale wiadomo przecież, że zawsze przedkładał komfort Mitry nad swój własny. Nie przeszkadzało mu to, bo takie drobiazgi napawały go szczęściem. Zwłaszcza gdy Mitra był wtedy szczęśliwy, zdrowy i bezpieczny. Ale czy zamierzał się bez bicia przyznać do zarzucanych mu oskarżeń? Oczywiście, że nie. Musiałby być chory by w takim przypadku nie udawać niewiniątka.
        - Co? - udał zaskoczenie, patrząc na Mitrę, jakby ten własnie stwierdził, że jest wcieleniem samego Prasmoka. - To jakieś pomówienia szanowny panie władzo. Jestem niewinny - zażartował porzucając na moment swoje działania i unosząc dłonie w obronnym geście.
        Przez chwilę przyglądał się poczynaniom partnera i jedynie westchnął z rezygnacją. Już się nauczył, że z Mitrą nie ma sensu się kłócić, gdy ten się na coś tak stanowczo uparł. Zamiast tego pomógł lubemu rozścielić jego posłanie na podłodze, obok tego, które wampir planował dla siebie. Prawdę powiedziawszy to cieszył się, że będą mogli spać razem, nawet jeśli na podłodze. Po tym wszystkim co miało dzisiaj miejsce, zwłaszcza po tej kłótni, potrzebował jak nigdy wcześniej bliskości błogosławionego, by dzięki temu mieć pewność, że mimo wszystko między nimi jest na pewno dobrze. Nie to żeby nie wierzył zapewnieniom Mitry, ale... jakoś tak...
        - Nie ma problemu, choć to zwykłe gorące źródło przy niewielkim kamiennym pagórku, otoczone większymi i mniejszymi skałami. Jego nazwa wzięła się z tego, że podobno jakby się przekopać przez dno, łatwo można by się dostać do Czeluści i dlatego woda w nim jest zawsze ciepła. Podejrzewam, że wyjaśnienie jest mniej niezwykłe, ale w sumie dzięki nazwie "Diabli Kocioł" i tym, że leży na ziemiach należących do Amy, nikt o zdrowych zmysłach się tam nie zapuszcza, w obawie przed gniewem wiedźmy albo porwaniem do Czeluści i zostanie Potępionym - wyjaśnił blondynowi, zbierając się do spaceru i zaraz wychodząc z chatki z Mitrą.
        - Słucham najdroższy aniele - odpowiedział, gdy Mitra go wezwał. Jeszcze chwila i będą przy Kotle. - Ludzie boją się każdej osoby, która zachowuje się inaczej od nich, ma inne poglądy i mimo sędziwego wieku cieszy się żywotnością i zdrowiem. Żyła tu przed powstaniem Tartos, przed jego rozbudowaniem się i rozwojem. Jednakże gdy w osadzie dzieje się coś złego, komuś umiera ukochana osoba na nieznaną chorobę czy ktoś potrzebuje dobrej rady, zawsze kierują swoje kroki do niej. Boją się, ale cieszy się szacunkiem, bo służy innym pomocą. To, że oni w zamian nie chcą jej pomóc choćby w zrobieniu zakupów czy choćby uraczyć ją niezobowiązującą rozmową przy herbacie, to już inna kwestia. Ona nie jest straszną osobą, po prostu nie ma na tym świecie osoby, która w pełni pojęłaby wszystkie jej dziwactwa - wyjaśnił łagodnie. - Kiedyś przechowała mnie, gdy nie miałem się gdzie podziać, a chciałem się gdzieś ukryć i odpocząć od Fausta. U niej mogłem czuć się bezpiecznie i jak w domu. Zawsze mogłem cieszyć się jej dobrą radą i wsparciem. A kiedy Faust się tu zjawiał, źle kończył, gdy chciał mnie siłą zabrać do domu lub nakłonić do powrotu. I... go nigdy nie chciała wpuścić przez swój próg. Więc kiedy tylko chciałem nieco odpocząć od Fausta, zawsze mogłem tutaj przybyć i niczym się nie martwić. Dlatego tak dobrze orientuję się w Nimerin - odpowiedział i zatrzymał się przy niewielkim pagórku, przed którym unosiła się gęsta para, a wśród porozrzucanych skał ukryte było źródło. - To tutaj.
Awatar użytkownika
Mitra
Splatacz Snów
Posty: 357
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Błogosławiony
Profesje: Mag , Uzdrowiciel
Kontakt:

Post autor: Mitra »

        Mitra był z siebie dumny – nie tylko przez to, że wymyślił całkiem celną ripostę, trochę w stylu swojego ukochanego, ale też przez to, że najwyraźniej się ona Aldarenowi spodobała. Tak pięknie się dzięki temu śmiał, że błogosławiony nawet nie zamierzał udawać oburzonego. Bardzo zadowolony z siebie słuchał niedorzecznych pomysłów swojego ukochanego, na koniec patrząc na niego z lekkim pobłażaniem.
        - Wtedy to nie byłaby chyba pamiątka żadnego początku, bo już większość „początków” mamy za sobą – zauważył, ani przez moment nie wyglądając na obrażonego czy zdegustowanego niedorzecznym pomysłem skrzypka. Przecież widział, że to tylko wygłupy – być może trochę niedorzeczne, ale zabawne i w gruncie rzeczy niewinne, bo był pewny, że do ich realizacji nigdy nie dojdzie, bo w końcu niedawno ustalili, że Mitra nie odczuwał żadnej radości z krzywdzenia Aldarena.

        Mitra nawet nie wiedział jak wielkie katusze przeżywał jego ukochany, gdy on starał się pozbierać myśli po zasłyszanej rewelacji. Nie zamierzał trzymać go w niepewności – po prostu potrzebował chwili, by to sobie poskładać do kupy, bo nie spodziewał się takiego wyznania w najśmielszych snach. Poza tym zwyczajnie przez moment na niego nie patrzył i nawet nie wiedział co się dzieje. Może gdyby odwrócił na niego wcześniej wzrok, też wcześniej by się odezwał. Tyle dobrego, że ostatecznie zdołał uspokoić Aldarena – nawet jeśli nie przypuszczał, że ten wcześniej był zdenerwowany bardziej niż powinien. Wykrzesał z siebie nawet lekki uśmiech, gdy skrzypek tak stanowczo zapewnił, że się nie okalecza. Prawie jakby chciał powiedzieć „no tak – głupi ja”. Słuchał, głaszcząc skrzypka po policzku, jakby chciał go pocieszyć i zapewnić, że to wszystko o czym mówił nie będzie miało już miejsca, że nie będzie musiał ani gryźć się z głodu, ani ponownie ciąć z jego powodu. Wszystko już będzie dobrze – byli tu, by rozwiązać pierwszy problem, a drugi był również w trakcie rozwiązywania. Chociaż jeszcze czasami Mitrę korciło, by upuścić sobie krwi, zawsze to przezwyciężał, pamiętając, że krzywdząc siebie, krzywdzi też pośrednio swojego ukochanego. To nie było być może najlepsze wytłumaczenie i najlepszy motyw, bo leczył objawy, a nie przyczyny, ale może i do przyczyn z czasem dojdą. W końcu Aldaren był tak troskliwy, tak go kochał – może dzięki niemu Mitra w końcu polubi samego siebie i przestanie nienawidzić swoje ciało.
        Kolejne rewelacje ujawnione przez skrzypka sprawiły, że nekromanta przestał błądzić myślami gdzieś wkoło i skupił się ponownie na nim. Wiedział, że jego ukochany często ładuje się w kłopoty i gdy przedstawił swoje argumenty, trochę go zrozumiał – fakt, lepiej chyba mieć parę siniaków, niż być przesłuchiwanym przez psy Turilliego. Oni nie zawsze zachowywali się rozsądnie i przez konstrukcję mauryjskiego prawa – które działało na zasadzie domniemanej winy a nie niewinności – potrafili być brutalni, znacznie bardziej niż śmiertelnicy. Ale nawet to nie było tak ważne, jak ta historia o karmieniu przemienionego dziecka własną krwią. Mitra poczuł lekki dyskomfort słuchając tego, bo z jakiegoś powodu spodziewał się, że mogą wyniknąć z tego powody, ale jednocześnie był to kolejny dowód na to jak troskliwą osobą był Aldaren… I to go rozczuliło. Aż uśmiechnął się ciepło, ponownie ściskając go za dłonie.
        - To było bardzo szlachetne z twojej strony – zapewnił cicho. Zachował dla siebie pytanie, czy skrzypek zachowałby się podobnie względem dorosłego. Wydawało mu się, że on miał wielką słabość do dzieci, więc… nie, nieważne.
        Chwilę później – gdy jeszcze nekromanta wrócił do kwestii tamtego incydentu przy opatrywaniu ran – Aldaren powiedział coś, co skutecznie zamknęło Mitrze usta i sprawiło, że zamyślił się na naprawdę długą chwilę. Jego ukochany zawsze starał się być delikatny, mówić jak najbardziej subtelnie o wszelkiej bliskości i z reguły i tak sam nie czuł się z tym całkowicie komfortowo, ale teraz jego wyznanie było tak… normalne. Po prostu, jak między bliskimi sobie osobami, które mogły rozmawiać na takie tematy. „Zapragnąłem cię” – te słowa trochę zszokowały błogosławionego i wprawiło go w dziwną mieszankę zażenowania, strachu i zachwytu. Niby powinien to wiedzieć, niby to było normalne, ale teraz go to zszokowało. Z jednej strony bał się, bo jak sam skrzypek dobrze wiedział, nie był jeszcze na to gotowy, ale z drugiej strony… nie mógł ukrywać, że sam tamtego wieczoru nie był podniecony. Łatwiej jednak o tym myśleć, a trudniej mówić, więc Mitra zachował to dla siebie. Może kiedyś nabierze odwagi, by wrócić do tego tematu…
        W międzyczasie Aldaren zajął się przygotowywaniem posłań, a towarzysząca temu kwestia tego kto gdzie ma spać wystarczyła, by Mitra przestał roztrząsać to jedno zdanie i zajął się bardziej przyziemnymi sprawami. Wręcz dosłownie przyziemnymi, bo przecież chodziło o spanie na podłodze, które wbrew pozorom obu pasowało znacznie bardziej niż spanie osobno – oboje potrzebowali swojej bliskości by upewnić się, że wszystko będzie dobrze.

        Na spacer Mitra ubrał maskę i swój płaszcz – nie znał okolicy i nie chciał po niej chodzić z odsłoniętą twarzą, bo jednak mogli się na kogoś natknąć, skoro to tak niedaleko miasteczka. Poza tym Ama mogła się na nich gapić przez okno – no bo w sumie czemu by nie miała? Na pewno była wścibska. Jednak ledwo odeszli od chatki i weszli między drzewa, nekromanta odsłonił oblicze – uznał, że już naprawdę byli sam na sam z Aldarenem.
        - No ale była dla miejscowych kiedykolwiek groźna, niemiła, groziła im? - drążył kwestię niechęci miejscowych do Amy. - Ja mam powód by jej nie lubić, bo była wredna i lała cię lagą. Innych spotyka to samo? Czy po prostu boją się tego, czego nie rozumieją?
        W głosie nekromanty zaszła subtelna zmiana - nie mówił o babci jakby zaraz miał użyć określenia “ta stara prukwa” jak wcześniej. Jakby… Trochę zyskała w jego oczach. Faktycznie tak było - fakt, że broniła Aldarena przed Faustem i że była w tym skuteczna… Docenił i jej troskę i potęgę, bo wiedział jak silny i nieustępliwy był mistrz jego ukochanego. Wraz z respektem przyszedł jednak lekki strach… Zerknął przez ramię, jakby czuł na plecach jej wzrok, ale szybko przestał o tym myśleć - dotarli na miejsce. Mitra ostrożnie - jakby wchodził do ciemnego pokoju, w którym coś wydawało dziwne dźwięki – zbliżył się do Diablego Kotła. Rozluźnił się jednak, gdy w końcu dojrzał jak to miejsce naprawdę wyglądało. Nie wyglądało wcale źle – nie było co prawda obrośnięte pięknym egzotycznym kwieciem jak te stylizowane wanny w luksusowych burdelach, ale miejsce było intymne i nie zapuszczone. No i faktycznie skały wokół tworzyły prawie że pokój kąpielowy – można było się rozebrać bez obaw, że ktoś może podglądać spomiędzy drzew.
        - Przyjemne miejsce – skomentował nekromanta, odkładając swoje rzeczy na jeden z kamieni. – Skorzystam w takim razie, skoro już tu jestem… Dziękuję, że mnie przyprowadziłeś. Sam trafię z powrotem. Chyba, że chcesz skorzystać zaraz po mnie – zastrzegł, żeby wampir nie myślał, że koniecznie musi wracać do chatki.
Zablokowany

Wróć do „Dalekie Krainy”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość