Szlak Ziół[Szlak i okolice] Kłopoty dla trojga

Szlak którym podążają druidzi do swoich mieszkań położonych wysoko w górach. Pustelnicy zbierają tu najrzadsze zioła. Ten właśnie szlak jest miejscem gdzie znaleźć można rośliny których poszukują druidzi z innych cześć świata, jednak żaden z nich nie ma odwagi wypuszczać się z wyprawą w te niebezpieczne góry.
Awatar użytkownika
Irath
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Irath »

Niemalże dwa dni minęły, odkąd zaczęła oddalać się od tajemniczego, plugawego maga. Etteris... jeśli ją obserwował, wiedział, że wędrowała na północ i choć nie wiedziała, jak znalazł się tuż za nią, nie zamierzała ryzykować ponownego spotkania z nim. W swoim życiu spotkała się z wystarczająco wieloma aurami by się przekonać, że coś takiego nie wróży zbyt dobrze. Porzuciła więc swój plan odwiedzenia północnych miast. Nie wybrała ich z jakiegoś specjalnego powodu, prawdę mówiąc jak dotąd wędrowała bez celu, by ludzie nie mogli namierzyć skąd przybyła. Nawet teraz, mimo że próbowała oddalić się od nietypowego maga, wybrała teren stosunkowo odludny - góry, które już wcześniej widziała na horyzoncie.
Dla ludzi dotarcie do nich zajęłoby pewnie z tydzień, jednak nie dla niej. Nie gdy niebo było jej posłuszne i żadna z latających istot nie śmiała stanąć jej na drodze, w obawie przed zostaniem obiadem.

Leciała dwa dni, nie zatrzymując się nawet w trakcie nocy. Nie czuła zmęczenia, ból mięśni był jej obcy, a dotarcie do gór było dla niej priorytetem, gorzej jednak było ze zmęczeniem psychicznym, które już po pewnym czasie dało jej się we znaki. Sama przemiana wymagała od niej znacznej ilości pokładów magii, dlatego drugiego wieczoru w końcu zaczęła się rozglądać za miejscem do odpoczynku.

Trzymała się wysoko, obserwując otaczające ją połacie terenu. Gdzieniegdzie dało się dostrzec szary dym ognisk, a w innych miejscach ludzie przypominający mrówki wciąż rozglądali się za miejscem odpowiednim do rozbicia obozu. Wyglądali jak małe robaczki wędrujące w te i wewte. Od niektórych z nich wyczuwała delikatną aurę, która w rzeczywistości, z bliska, musiała być znacznie bardziej imponująca.

Początkowo nie zamierzała się zatrzymywać w pobliżu nieznajomych. Pewnie swoją obecnością odstraszyli większość dzikich zwierząt, zresztą, była świadoma, że nie każdy oczekuje obcego towarzystwa - w końcu samo ich plemię nie było zbyt przyjazne wobec obcych. Zamierzała znaleźć wygodne miejsce bliżej rzeki, by przy okazji zapolować na jakąś kolację, przynajmniej do czasu aż w powietrzu dało się wyczuć nagłe zagęszczenie magii, a jedna z aur które wcześniej przykuły jej uwagę zniknęła.

Zaciekawiona, obniżyła nieco lot, przyglądając się dwójce ludzi przy świeżo wygaszonym ognisku. Nie widziała krwi. Początkowo myślała, że może zaczęli się zabijać i nie musiałaby szukać kolacji, jednak może nie będzie musiała obejść się smakiem? Powoli skierowała się w dół, chcąc pozostać poza zasięgiem widzenia dwójki nieznajomych, a gdy tylko jej łapy dotknęły ziemi, przybrała ponownie swą ludzką postać, okrywając swe ciało prostym odzieniem. Wydawało jej się złym pomysłem pokazywać się obcym w swojej smoczej formie. W końcu nie chciała by nagle się na nią rzucili, dlatego te kilkadziesiąt staj dzielące ją od dwójki nieznajomych, postanowiła przejść w tej formie.

Gdy w końcu dotarła na miejsce, miała okazję przyjrzeć się niewielkiemu "obozowi". Zgniecione mrowisko, zwęglone resztki drewna w niewielkim dole i dwójka ludzi, kobieta i mężczyzna, ale przede wszystkim to, co skupiło jej uwagę już wcześniej - sarninka, a mianowicie jej pozostałości, które wypatrzyła jeszcze z nieba.
- Hej. Waszego towarzysza wywiało, nie macie więc może nic przeciwko, jeśli się poczęstuje? - Zerknęła na kobietę, jako że to ich zadaniem było rozporządzaniem mięsem zdobytym przez mężczyzn. Czuła silną aurę, jaką emanował nieznajomy, przypominała jej ona starszych z jej plemienia, jednak nie wyglądała na agresywną. Nie przypominała też aury łowcy... bardziej aurę jej starej nauczycielki.
- Nie mam nic czym mogę się podzielić, ale mogę pomóc upolować coś jutro. Jeśli nie macie możliwości zdobycia świeżego mięsa. - Zmierzyła dziwnego czarodzieja wzrokiem. Wysoki, przewyższał ją może o głowę, jednak... w porównaniu do mężczyzn jej plemienia wydawał się dość cherlawy. Może faktycznie żaden z niego łowca i właśnie okradała ich z ostatnich resztek jedzenia?
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Ich kolację przerwała… magia, która także nie pozwoliła im na kontynuowanie rozmowy wśród całej ich grupy. Portal pojawił się nagle i zaskoczył każdego, najbardziej chyba właśnie te osoby, które po chwili zabrał ze sobą. Osobami tymi byli Conana, a także Jeremy. Cain natomiast nie zdążył nawet zareagować w jakikolwiek sposób – mógłby spróbować zamknąć magiczne wrota, zanim te wciągnęły chłopaka i pradawnego albo zrobić coś jeszcze innego, co sprawiłoby, że tamta dwójka nadal znajdowałaby się tutaj, a nie… gdzieś, gdzie wyrzucił ich portal. Czarodziej spróbował też wyśledzić miejsce, w którym otworzyła się druga część portalu, jednak było to niemożliwe. Nie dało się tego zrobić, bo ktoś postarał się o to, żeby nie było to możliwe albo mogło być też tak, że zbyt słabo władał dziedziną magii powiązaną z portalami, żeby móc wyśledzić ten konkretny. Dopiero po chwili, gdy zaskoczenie już minęło i znowu zaczął trzeźwo myśleć, zobaczył, że portal zostawił po sobie karteczkę, jednak nim zdążył do niej podejść i ją podnieść, wyprzedziła go Lotta i kawałek papieru znalazł się w jej dłoniach. Dziewczyna przeczytała wiadomość, a ta wydała się mu dziwnie znajoma. Właściwie, wystarczyła mu chwila namysłu i wiedział już, czyje myśli zostały tam przelane, że należały one do niego, a nie do Conana i że… Lotta na pewno o tym nie wie i źle zrozumiała to, co się tam znajdowało. Cóż, nie miał jej tego za złe, bo przecież nie odważyłby się powiedzieć jej wprost o tym, co kłębi się w jego głowie i że znajduje się tam tego coraz więcej, im dłużej przebywa w jej towarzystwie i z nią rozmawia.
         – Próbowałem zlokalizować portal połączony z tym, który zabrał Conana i Jeremy’ego, ale nie udało mi się tego zrobić – odpowiedział po chwili. Nie mogła tego wcześniej zauważyć, bo jego oczy zaświeciły się wtedy naprawdę słabo, prawie niezauważalnie. Zaklęcie to nie było w końcu czymś silnym, czymś, co wymagałoby od niego zużycia dużej ilości energii.
         – Moglibyśmy spróbować ich odszukać, ale… szczerze mówiąc, nie wiem, czy ma to sens. Nie wiemy, gdzie wylądowali, więc musielibyśmy wędrować po całej Alaranii i liczyć na to, że może kiedyś się na nich natkniemy – dopowiedział. Ciekawe czy Lotta też podejrzewała, że może ktoś zadbał o to, żeby nie dało się wyśledzić drugiego portalu. Był to plan kogoś, kogo nie znali, ale jednocześnie osobę tą znał Conan i zrobił jej coś złego albo pokrzyżował jej plany, może nawet nieumyślnie? Wydawało mu się, że prędzej ta druga możliwość byłaby bardziej prawdopodobna, bo sam Conan nie wyglądał na kogoś, kto umyślnie mógłby zrobić coś złego drugiej osobie.

Magia związana z tamtym portalem musiała też zgasić ognisko, które – rozpalone w końcu magicznym ogniem – nie powinno zgasnąć przez to, że zawiałby wiatr. Cain dopiero teraz zauważył, że właściwie siedzieli w ciemnościach, a ognisko zmieniło się w nie do końca spalone drewno i dym, który sączył się z gałęzi i patyków.
         – Chyba nie ma większego sensu rozpalać go ponownie. Myślę, że powinniśmy odpocząć, a jutro wyruszyć z samego rana – zaproponował czarodziej. Spojrzał po chwili na Lottę, chciał wiedzieć, co dziewczyna o tym myśli i czy zgodzi się na jego propozycję.
         – I jutro powinniśmy też kontynuować wędrówkę, w końcu nadal mamy cel, do którego chcemy dotrzeć – dodał jeszcze. Czuł się najedzony i wątpił w to, żeby chciał bardziej uszczuplić zapasy ich jedzenia. Zresztą, pora także wydawała się już późna – księżyc wisiał już na nocnym niebie, a gwiazdy towarzyszyły mu i stanowiły dodatkową ozdobę, która była doskonale widoczna przez to, że na nieboskłonie nie było widać chmur, które mogłyby je przysłonić.
Jednak ich przygotowania do odpoczynku zostały przerwane i to przez kogoś, kogo w ogóle nie znali. W pierwszej chwili Cain przeniósł magię do swoich oczy, żeby wyczytać aurę kobiety, a później część z niej powędrowała na jego rękę, po której zaczęły skakać niewielkie wyładowania energii o różnych odcieniach fioletu. Zaklęcie nimi rzucone raczej nie zabiłoby tej osoby, jednak na pewno zraniłoby i może sparaliżowało na chwilę. Kobieta należała do rasy smokołaków, a poświata otaczająca jej aurę wskazywała, że może być ona kimś dobrym, choć jednocześnie też kimś nieprzewidywalnym, a przez to w pewien sposób niebezpiecznym. Chociaż nie była też silną osobą, na co także wskazywała jej aura, więc może nie będzie trudnym przeciwnikiem, jeżeli zdecyduje się ich zaatakować. W ciemności trochę ciężko było mu dostrzec szczegóły jej twarzy, chociaż głos, którym się odezwała, wskazywał raczej na młodą osobę.
         – Jeżeli jesteś głodna, to możesz to zjeść – odpowiedział, wyprzedzając Lottę. Dla pewności, że ona też nie ma nic przeciwko, spojrzał na nią, szukając tam jakiegoś potwierdzenia lub zaprzeczenia jego słów.
„– Uważaj na nią, nie znamy jej” – odezwał się przy okazji w myślach czarodziejki. Wolał ją ostrzec i uświadomić jej to w razie, gdyby może sama o tym nie pomyślała. Już teraz wiedział, że jeżeli nieznajoma postanowi z nimi zostać, to jego sen będzie raczej lekki i czujny, może nawet będzie miał problemy z samym zaśnięciem, bo będzie chciał pilnować dziewczyny i mieć pewność, że nie zostaną zaatakowani, gdy będą spali.
         – Chcesz zostać w naszym towarzystwie na noc, ot tak? - zapytał, tym razem kierując spojrzenie w stronę zmiennokształtnej.
         – Nic o tobie nie wiemy, nawet tego, jak masz na imię – dodał szybko. Jeżeli rzeczywiście będzie chciała tu zostać, to na pewno wypadałoby się przynajmniej przedstawić, a jeszcze lepiej powiedzieć im coś o sobie, żeby nie uważali jej za całkowicie nieznajomą.
Awatar użytkownika
Lotta
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Lotta »

        - Och! - wykrzyknęła. - Próbowałeś zrobić coś takiego? Jak mądrze… - Pokiwała głową znów powtarzając sobie w myślach, że spotkała na swojej drodze bardzo mądrego czarodzieja. Z drugiej jednak strony było jej trochę wstyd, że ona sama nie wpadła na nic takiego. Nawet nie zauważyła, że on szuka drugiego portalu! Była tylko w stanie złapać karteczkę… No nic. Złożyła ją całkiem ostrożnie i schowała w pierwszym odruchu za dekolt sukienki, ale zaraz wyjęła, bo w jej przypadku była to marna skrytka - zbyt często się rozbierała. Włożyła więc liścik do swojej torby i schowała tak, by na pewno nie wypadł. Taka pamiątka po dwóch niezwykłych towarzyszach… nie, tego jednego nie mogła zgubić! Przynajmniej nie tej samej nocy. Jutro - to byłoby już mniej niezdarne.
        - Jeżeli tobie się nie udało Cain, to ojeju, chyba nie było szans… ale jeżeli nic im się nie stało, a pewnie się nie stało, to jak mówisz pewnie są gdzieś na Łusce! A więc znajdziemy ich po drodze! - Uśmiechnęła się do swojego planu i już rozpogodzona zaczęła wychładzać kopcące niedopałki z ogniska. Drażniły jej niedźwiedzi noc.
        - Prędzej czy później się na nich natkniemy. Jesteśmy czarodziejami i Pan Cocon też, więc mamy trochę czasu… och, tylko chciałabym zdążyć nim Jeremy się zestarzeje. Chcę zobaczyć na jakiego przystojnego mężczyznę wyrośnie! - zawołała z przejęciem, bo jako starsza siostra koniecznie musiała być świadkiem jak oglądają się za nim wiejskie dziewczątka. Może nawet poradziłaby mu z którą się ożenić? Och, nie chciała przegapić tego przez jakiś tam portal!
        Lekko przygaszona kucnęła i zaczęła dłubać patykiem w resztkach paleniska. Pokiwała oszczędnie głową na stwierdzenia Caineratha. Tak, w zasadzie nie muszą go rozpalać ponownie… i TAK, oczywiście, że nadal mieli cel!
        - Więc pójdziesz ze mną? - zapytała podnosząc na czarodzieja rozradowane spojrzenie. Nie by kiedykolwiek powiedział, że zmienił zdanie, ale jakoś tak przemknęło jej przez myśl, że niepełna drużyna może się szybko rozpaść. No bo skoro szli we czwórkę… to czy mogą iść też we dwójkę? Wyglądało jednak na to, że tak, mogą, i może nawet nie będzie to wielkim zawodem dla nich jako dwóch poznających się osób - choć oczywiście stracenie wyśmienitego umysłu Pana Cocona było ciosem dla nich jako grupy. Ale poradzą sobie! A jak już znajdą zaginioną dwójkę będą mogli opowiedzieć o swoich przygodach i powiedzieć im co stracili. Hmm… ciekawe co to będzie? Oby coś wesołego!

        Chociaż czy smoczyca była wesoła?
        Na jej aurę Locia zwróciła uwagę chwilę po Cainie - ale kiedy już to zrobiła, zatonęła w niej tracąc na chwilę kontakt z rzeczywistością - mogła sobie chyba na to pozwolić skoro była tutaj z tak miłym i silnym czarodziejem? Zdecydowanie już mu ufała, więc zamiast być czujną oddała się podziwianiu magicznej zorzy polarnej. Tak dawno jej nie widziała! A to był prawdziwie niebiański widok! Wiele razy oglądała te tańczące łuny u boku swojej niedźwiedziej rodziny - mieli o nich wiele legend. Wiele opowieści. Tylko, że… tamte były większe, kłębiąc się pod bezkresem ciemnego nieba przerażały swoim ogromnym majestatem. Te zaś tworzyły skromniejszą emanację i przemijały na rzecz nowych doznań. Ugh, dym! Dopiero go wygasiła, a już wrócił!
        Drgnęła marszcząc nosek, ale zaraz zastanowiła się jaka to rasa pachnieć może w ten sposób? Bałaby się, że piekielni, ale nie - ich domeną była siarka i palone włosy; o wiele gorsze niż ogień. Chwilę musiała się nagłowić by sobie przypomnieć, ale… tak, ależ tak! Smokołak! Ojć, ci to bywali mylący - gdyby paru nie znała, nie skojarzyłaby dymu ze zmiennokształtnymi. Bo nawet smokołaki częściej pachniały ziemią, a nawet łuskami i skałą niż swoim smoczym dziedzictwem - płomieniami. A czasami kwasem… Och, czytanie aur było jednak takie skomplikowane! Tym razem poradziła sobie całkiem dobrze i z uśmiechem przywitała nieznajomą. Nieznajomą mającą rogi i wielkie pazurzaste łapy; do tego skrzydła i… ach tak, ogon! Nie musiałaby czytać aury tak wnikliwie gdyby zauważyła dziewczynę wcześniej!
        Radośnie klasnęła w dłonie i już-już zaczęłaby z nią gawędzić, gdyby Cain nie uprzedził jej w odpowiedzi i nie… ostrzegł? Głos w jej głowie bardzo ją zdziwił i gdyby nie brzmiał dokładnie tak jak jej kolega, pewnie wzięłaby go ze tę dziwaczną siłę, o której Pan Cocon pisał w liście. Na szczęście zrozumiała, że Cain to Cain, czy mówi poruszając ustami czy też nie, i jak zwykle zgodziła się z nim, bo był mądry. Chociaż czy nie nazbyt przypadkiem ostrożny?
        - Ja jestem Lottana! - Zachęciła nieznajomą kiedy skończył, choć tak jak prosił uważała i stanęła za jego plecami, wychylając się tylko wesoło. Później zaś, by nie stracić równowagi złapała go za ramiona.
        - Pewnie musisz dobrze polować! Na jutro wiele nie mamy, więc pomoc nam się przyda! Częstuj się! - zaprosiła ze swej strategicznej pozycji. Nie wyglądała przy tym na przestraszoną - prędzej można by założyć, że zwyczajnie lubi się na Cainie opierać i stać sobie za nim. Ale nie można tak było zbyt długo prawda? Chyba coś jej kiedyś wspominał o dotykaniu go…
        - Jeżeli jutro chce odpracować ten posiłek to dla nas tylko lepiej! - Puściła więc i stanęła obok, by mogli się nawzajem widzieć. - Smokołaki są bardzo dobre w łowach… och, a ja jestem czarodziejką! A to czarodziej! - Zwróciła się do dziewczyny niepewna czy ta też czyta aury czy może niekoniecznie i pokazała na siebie i swego towarzysza. - Widziałaś jak zniknęli nasi kompani? Pewnie nic im nie jest, ale nie spodziewaliśmy się czegoś takiego! Mam nadzieję, że to nie przez to miejsce… musisz być odważna, skoro cię to nie odstraszyło! Ja bym się bała. No, gdybym tu nie stała i nie była z Cainem - niechcący zdradziła jego imię - I gdybym nie była ciekawa. I nie sądziła, że to tylko portal… w zasadzie dlaczego miałabym się bać? - Zastanowiła się marszcząc brewki i palcem potarła podbródek.
Awatar użytkownika
Irath
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Irath »

Ogon niespokojnie uderzył o ziemię, gdy dłoń czarodzieja zaczęła dziwnie iskrzyć. Nie znała tej magii, chciał ją zaatakować? Groził jej? Odruchowo skrzydła bardziej przylgnęły do pleców, gdy oceniała swoje szanse w tym starciu. Czy jeśli ją zaatakuje, powinna zabrać go z sobą? W magii znacznie ją przewyższał, jednak była pewna swoich możliwości jeśli chodzi o walkę. Nie było nikogo wśród niższych ras, kto mógłby się równać z potęgą jej rasy. Atak jednak nigdy nie nadszedł.
Zamiast tego nadeszła fala słów zarówno od mężczyzny jak i jego samicy, która wydawała się znacznie bardziej przyjazna, choć niewątpliwie słabsza.
Było to dość problematyczne dla smoczej uzdrowicielki. Może i jej poprzednie słowa brzmiały dość dobrze, jednak miała okazję je przećwiczyć nim się pojawiła. Prawdę mówiąc jednak, język ludzi wciąż wydawał się dla niej trudny. Różne akcenty, to jak szybko mówili i sam fakt jak wiele słów ją zaatakowało, sprawił, że nie była w stanie zrozumieć wszystkiego. Przynajmniej nie tak dobrze jak by chciała. Już nie mówiąc o tym, że język musiał się zmienić na przestrzeni lat gdyż niektóre słowa, które przekazała jej starszyzna, brzmiały zupełnie inaczej.
- Też jestem czarodziejką. Uzdrowicielka, Irath - mruknęła cicho, zbliżając pazurzastą dłoń do twarzy, na której jeden z szponów zostawił niewielkie zadrapanie, które zasklepiło się chwile później po wypowiedzeniu krótkiego zaklęcia, w jej ojczystym języku.
Chciała w ten sposób kupić sobie trochę czasu na zastanowienie się nad odpowiedzią.
- Nie planuję was zaatakować, po prostu jedna aura zniknęła. Myślałam, że walczycie, byłam zaciekawiona? - Jej wzrok wciąż wędrował w stronę dziwnie iskrzącej dłoni Caina. Każdy łowca wiedział, kiedy lepiej uniknąć walki, czuła, że to właśnie ten moment, ale czy on podzielał tą opinię? Czuła się swobodniej widząc, że jego towarzyszka się otwiera jednak instynkt wciąż nakazywał jej ostrożność. Czuła się podobnie jak przy spotkaniu z ognistym niedźwiedziem... w sumie... ta kobieta emanowała aurą podobną do nich, chociaż nie tak krwiożerczą? Na pewno nie pochodziła z tamtych regionów.
- I przepraszam, nie widziałam jak zniknęli, ale to może być moja wina? Spotkałam dziwnego kłamliwego czarodzieja, który umiał się pojawiać znikąd, może chciał zniknąć mnie, a zniknął waszych towarzyszy? Znajdował się przy mieście na północy, właściwie to chciałam się od niego oddalić. - Nie miała pojęcia jak działa magia teleportacji, ale jeśli źle wycelował? Z jednej strony się cieszyła, możliwe że właśnie uniknęła czegoś nieprzyjemnego, jednak dopiero po chwili zrozumiała, że dwójce podróżnych może nie spodobać się ta odpowiedź.
Może powinna wziąć mięso i uciec? Powoli ruszyła w stronę sarninki, skupiając magię w swoim ciele. Jeśli ją zaatakuje, przynajmniej nie zginie od razu.
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Zdziwiło go trochę, że Lotta zapytała go o to, czy nadal chce jej towarzyszyć, a także to, że w ogóle pomyślała o tym, że tak nagle zmieniłby zdanie. Z drugiej strony, można byłoby to złożyć na barki tego, że przecież znali się krótki i nie wiedzieli o sobie wszystkiego, w tym także nie znali wszystkich cech swojego charakteru, które się nań składały. Zdziwił się przez to, ale nie dał po sobie tego poznać.
        – Pójdę, w końcu powiedziałem ci, że ci pomogę i mam zamiar dotrzymać tego słowa – odpowiedział jej, pomijając też fakt, że dobrze czuł się w towarzystwie czarodziejki i miło mu się z nią podróżowało. Może nawet odważyłby się i dopowiedziałby to, gdyby w pobliżu nie pojawiła się nagle nowa, nieznana im osoba i nie przerwałaby ich rozmowy. Tymczasem stało się właśnie to i oboje skupili się teraz na nieznajomej, przerywając też tym samym swoją rozmowę.

Środki ostrożności… cóż, podjął je, chociaż już po chwili zauważył, że nieznajomej smokołaczce nie spodobało się to – ale to dobrze, bo to znaczyło, że dziewczyna dostrzegła to i możliwe, że będzie to miała na uwadze. Jednak chwilę później, gdy był już raczej przekonany o tym, że nie ma ona wobec nich złych zamiarów i ich nie zaatakuje, wyładowania magicznej energii zaczęły znikać, co także stało się z bardzo słabym blaskiem (też magicznym), który pojawił się wcześniej w oczach Caina. Dopiero później wstał, między innymi po to, żeby przywitać się z dziewczyną i przynajmniej poznać jej imię, o co zresztą też ją zapytał. Sam poczekał z wyjawieniem jej tej informacji o sobie - chciał, żeby to ona zrobiła to pierwsza. Przedstawiła się, co było dobrym ruchem z jej strony, jeżeli faktycznie chciała zdobyć chociaż trochę ich zaufania. Lotta natomiast nie była tak podejrzliwa i nieufna jak on był, więc od razu przedstawiła się Irath, co prawda chowając się trochę za jego plecami. Nawet przez chwilę oparła się na jego ramionach. To też go trochę zaskoczyło, bo nie spodziewał się takiego ruchu z jej strony – wcześniej nawet zdarzyło mu się przecież wspomnieć o tym, żeby starała się nieco ograniczyć takie ruchy. Tak, w dalszym ciągu odczuwał lekki dyskomfort, gdy zbytnio zbliżała się do niego. Zresztą, tym razem postanowił, że nic nie powie na ten temat - tłumaczył to sobie tym, że po prostu powinien bardziej skupić się na nowo przybyłej, niż na tym, co robiła Lotta z jego ciałem. Później czarodziejka zaczęła mówić, i to dużo mówić. Cain chciał spokojnie przedstawić się zmiennokształtnej i może też wytłumaczyć jej swoje początkowe podejście do niej, ale nie było mu to dane. Z grzeczności nie chciał wchodzić towarzyszce w słowo, a ona mówiła, mówiła i mówiła…
Przy okazji zdradziła też jego imię, więc mógł po prostu pominąć kwestię przedstawiania się, skoro i tak już został jej przedstawiony. Dowiedzieli się, że Irath właściwie była kierowana głównie ciekawością, która wynikła z tego, że widziała całe zajście z portalem, Conanem i Jeremym.
         – Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że czarodziej, którego spotkałaś i to, że nasi towarzysze zniknęli, nie łączy się ze sobą… Także nie musisz obwiniać się o to, że może to przez ciebie zostali gdzieś przeniesieni – odparł. Wcześniej nawet z lekką ulgą przyjął to, że Lotta postanowiła już się na nim nie opierać i po prostu stanęła obok niego, gdy rozmawiała ze smokołaczką.
         – Portal, który zabrał naszych towarzyszy, stworzył ktoś inny, a nie osoba, którą spotkałaś wcześniej. Znaczy… właściwie nie jestem do końca pewien, czy pojawił się on tutaj za sprawą jakiejś niestabilnej magii, czy może rzeczywiście ktoś go stworzył, zabrał tamtą dwójkę i wyrzucił ich w innym zakątku Alaranii – dopowiedział, może nawet mimowolnie wtrącając tu troszkę własnych przemyśleń i też trudniejszych słów. Rzadko to robił, zwłaszcza to drugie, bo nie chciał, żeby rozmówca go nie zrozumiał i nie chciał też, żeby przez to niezrozumienie taka osoba pomyślała, że Cain w jakiś sposób wywyższa się i mądrzy przez to, że właśnie używa takich bardziej „naukowych” słów.
         – Śmiało, częstuj się. Nie mamy nic przeciwko – odparł, gdy zauważył, że Irath powoli podchodzi do miejsca, w którym znajdowało się ich jedzenie. Po chwili zajął też miejsce, w którym siedział wcześniej i, jak już zdążył wspomnieć, nie zapalił też ponownie ogniska, bo nie było to potrzebne, skoro i tak niedługo mieli iść spać.
         – Możesz też zostać na noc w pobliżu, jeżeli rzeczywiście chcesz się do nas przyłączyć. Mówię to, bo niedługo planowaliśmy odpocząć – dodał. Mimo że dziewczyna zapewniła ich, że nie chce ich zaatakować, to Cain podejrzewał, że i tak tej nocy będzie spał bardzo czujnie, chociaż mogło to też nie wynikać wyłącznie z tego, że blisko nich będzie znajdowała się osoba, którą poznali praktycznie przed chwilą.

***************

         – Szefie, może zaatakujemy ich teraz? Zgasili ognisko, więc pewnie szykują się do snu? - zapytał jeden z najemników, ten, który akurat należał do tych bardziej niecierpliwych, którzy tylko czekają na okazję, żeby walczyć i także wykazywać się w walce. Mężczyzna, do którego ten się zwracał, odwrócił się do niego i spojrzał na niego lekko rozdrażnionym wzrokiem.
         – Nie – odpowiedział bardzo krótko. – Czekamy na odpowiedni moment, a ich odpoczynek, w trakcie którego ktoś taki, jak Ostatni Dzierżyciel, będzie spał czujnym snem albo może nawet w ogóle… Cóż, nie jest takim momentem – dodał jeszcze. Nie chciał się tłumaczyć, nie był kimś takim – prędzej chciał wskazać podwładnemu to, że tamten nie myśli w szerszej perspektywie i nie pomyślał o czymś takim.
         – Wy też powinniście gasić ogniska i odpocząć. Jutro także czeka nas marsz i podążanie ich tropem – powiedział na sam koniec. Od razu po tym, dość szybko zgasił własne ognisko i zaczął przygotowywać sobie miejsce, w którym będzie spał.
         – Tak jest – odpowiedział mu najemnik, później odwrócił się i odszedł, przy okazji roznosząc wiadomość od Szefa. Wszyscy mieli kończyć jeść i gadać, następnie pogasić ogniska i wykorzystać resztę nocy do odpoczynku.
Awatar użytkownika
Lotta
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Lotta »

        Ależ było ciekawie! Spotkać inną pół-zwierzęcą dziewczynę akurat tutaj! Lotta nie spuszczała z niej wzroku zbyt często, zaintrygowana wyglądem jej ciała - zwłaszcza tymi fragmentami, które znacznie odróżniały ją od ludzkich czy delfickich kobiet. Mowa jej ciała też była miła do obserwowania i stosunkowo jasna - dodatkowa para kończyn i ogon wiele podpowiadały wyczulonej na ruchy czarodziejce i pozwalały lepiej zrozumieć Irath. Z drugiej strony przez to stała się mało czujna, łatwo sympatyzując z podobną do siebie (w jej odczuciu) dziewczyną. Obie w końcu polowały i była pewna, że ta też może jeść surowe mięso! Oj dogadałyby się, gdyby nie fakt, że Locia nie posiadała skrzydeł. W takim wypadku nie mogła pomagać jej w łowach, a co najwyżej pójść w drugą stronę. Chociaż może jakiś mistrz taktyki łowieckiej umiałby połączyć tak odmienne siły obu z nich - z tym, że ona raczej nim nie była. Liczyła na cudzy geniusz.
        Popatrzyła na zmiennokształtną przechylając głowę. Uzdrowicielka? To miłe! I jakie przydatne! Gdyby była nieco bardziej domyślna nie połączyłaby wyglądu nowej znajomej akurat z tym fachem, ale że główkę w dużej mierze miała pustą, łatwo przyjęła takie połączenie i uznała je za całkiem oczywiste. Tylko słowo "czarodziejka" ją zaskoczyło. Ale to też umiała sobie skorygować - wiele osób, zwłaszcza jej znajomych, myliło czarodziei z magami. Póki nie byli zbyt zaprzyjaźnieni z rasą pradawnych używali tych określeń zamiennie, mówiąc w obu przypadkach o osobnikach posługujących się magią. W przypadku Irath była to magia życia, nieprawdaż?
        Rozweselona Lotta tak skupiła się na nowo przybyłej, że problem Cocona i Jeremy’ego niemal w ogóle przestał ją absorbować. Oczywiście nie zapomniała o nich i nadal miała plan znaleźć ich kiedyś i wszystko im opowiedzieć, ale teraz… wystarczyło jej stwierdzenia Caineratha, że mag/czarodziej prześladujący smokołaczkę nie miał z ich zniknięciem wiele wspólnego. Wrócili do punktu wyjścia.
        - Zostało całkiem dużo, w zasadzie dwie porcje… - oznajmiła dziewczynie radośnie, pod koniec wypowiedzi nieco jednak tracąc rozpęd. Przemyślawszy to stwierdziła, że sama najchętniej zjadłaby zapasy Jeremy’ego. Ale teraz nie wypadało już tego mówić. Poza tym kto wie jak głodna była podróżująca oraz ile energii potrzebowała by utrzymać te skrzydła i ogon… pewnie tyle samo co ona, ale mogła nie najeść się wcześniej. Tak więc Lotta westchnęła i tym razem oddała zapasy na rzecz sympatii dla smoczej kobiety. No już trudno...
        Lecz na szczęście w zamian mogła sobie pooglądać. Nie ukrywała swojego zainteresowania wyglądem Irath, choć nie miała wyrazu twarzy kogoś kto patrzy na jakieś dziwadło - raczej podziwiała nową odmianę czegoś co już zna. Nieskrępowana podeszła zresztą bliżej i delikatnie wyciągnęła rękę, by dotknąć skrzydełka.
        - Są ciężkie? - spytała ze zwykłą niefrasobliwością i najpierw pochyliła się, a potem odsunęła w zachwycie. - Wyglądają jakby w ogóle nie były! W sumie to oczywiste, że dobrze panujesz nad ciałem, ale to nadal wygląda prześlicznie! - oznajmiła radośnie i ostatni raz wzdychając nad zaoferowanym posiłkiem, podeszła znowu w stronę czarodzieja.
        - Myślę, że jej pomoc bardzo nam się jutro przyda - powiedziała dyskretnie, choć jeszcze nie szeptem. Irath spokojnie mogła wszystko słyszeć, bo i Locia nie lubiła mnożyć sekretów w towarzystwie. Inna sprawa, że dając przyzwolenie na taki podział obowiązków przestała być niejako naczelnym łowcą ich grupy i oddała pałeczkę bardziej lotnej kobiecie. Przynajmniej na jutrzejszy dzień. Ale to nic. Miała wszak inne zalety! Nie za bardzo wiedziała teraz jakie, ale nie martwiła się. Dokończyła posiłek, przysypała resztki ogniska i rozciągnęła się zadowolona. Odeszła też trochę na bok mówiąc, że musi przygotować się do snu, ale nie uprzedziła, że ma zamiar znów ściągnąć z siebie sukienkę i przemienić się w miśka. Tym razem pamiętała jednak o odłożeniu rzemyczka, którym wiązała włosy, by jutro nie szukać go w trawie. Cain zaś - o ile patrzył w tę stronę - mógł zauważyć, że tym razem jej przemiana nie wydzielała nawet połowy tego światła co ostatnim razem. Jasna poświata zdawała się zmatowiała i nie rozświetlała ciemności bardziej niż średnie ognisko. Ale sam czar był równie silny jak wtedy i działał tak samo - niedźwiedzia Lotta już po chwili oparła się na przednich łapach, mruknęła po niedźwiedziemu i zaczęła ospale szukać najlepszego miejsca na legowisko. Nie pomyślała, by wytłumaczyć, że przecież nie ma ze sobą żadnego koca, a niedźwiedziom wygodniej śpi się na ziemi niż ludziom. Jakoś założyła, że wiedzą... albo sobie sami dopowiedzą.
        W końcu ułożyła się w pobliżu zwalonego pnia, rozciągnęła na ziemi i popatrzyła na Caina i Irath czarnym, niedźwiedzim okiem. Nie przewidywała żadnych kłopotów.
Awatar użytkownika
Irath
Zbłąkana Dusza
Posty: 9
Rejestracja: 4 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje: Uzdrowiciel , Zielarz , Łowca
Kontakt:

Post autor: Irath »

Mruknęła cicho zastanawiając się nad słowami Caina. Zabrało ich coś innego? Nigdy nie słyszała o niewidzialnych istotach posyłających ludzi w świat. Musiały być niezwykle niebezpieczne. Nawet zwykły kamuflaż jest wśród zwierząt olbrzymią przewagą. Gdyby tylko mogli być niewidzialni! Co to by była za potęga! W końcu innego wytłumaczenia nie widziała na zniknięcie tamtej dwójki. Cain sam powiedział: "Stworzył to ktoś inny". Ciekawe czy nadal tu byli? Odruchowo rozejrzała się dookoła jednak była świadoma, że nic nie znajdzie. Skoro z góry nic nie dostrzegła, to teraz było to jeszcze trudniejsze.
Początkowo zupełnie zignorowała wzmiankę o niestabilnej magii. Nigdy nawet nie podejrzewała istnienia takich zjawisk.
Zwłaszcza gdy ostatecznie pozwolili jej na skorzystanie z jakże kuszącego poczęstunku.
Nie była głodna. Nie umiała czuć głodu ani sytości, więc pewnie gdyby chciała, pochłonięcie obydwu porcji nie byłoby zbytnim problemem, jednak jej moralność nie pozwalała jej zjeść wszystkiego. W ich plemieniu zawsze się wszystkim dzielili. Ludzie rzadko mieli coś swojego i każdy myślał o innych. Skoro pozwolili jej się na chwilę przyłączyć, nie oznacza to, że byli prawie jak jej plemię? Chociaż nie ufała im tak bardzo.

Powoli usiadła na ziemi, nie za bardzo przejmując się piaskiem czy owadami. Zaczęła dzielić mięso na mniejsze kawałeczki za pomocą ostrych pazurów. Nie musiała ich piec ani przygotowywać, jednak w ten sposób mogła to łatwiej i szybciej zjeść, jednocześnie prowadząc rozmowę.
- Przyłączę się, wydajesz się być mądry, chcę się czegoś nauczyć. Poćwiczyć wasz język - mruknęła w stronę Caina, jednocześnie rozkładając skrzydło pod wpływem dotyku Lotty. Dziewczyna mogła dostrzec cieniutkie żyłki przebiegające wzdłuż jasnej błony. Na pytanie o ciężar, Irath jedynie pokręciła głową.
- Powinnaś zobaczyć skrzydła mojej mistrzyni. Były o wiele większe, zielone z czerwonymi wzorami. Najładniejsze skrzydła jakie można znaleźć. Ale wy, ludzie, też nie wyglądacie źle. Jesteście wątli, ale macie w miarę normalne ciała - zagadnęła do Lotty, wskazując na jedną ze swoich dłoni. Pazury jej nie przeszkadzały, jednak w ich plemieniu każdy członek czymś się wyróżniał. Ciężko było ocenić co jest ładne, a co nie, dlatego lubiła w ludziach to, że w sumie są do siebie bardzo podobni.
Dziewczyna jednak nie kontynuowała rozmowy, wracając do swojego towarzysza. Irath nie miała nic przeciwko. Lubiła rozmawiać podczas jedzenia, jednak cisza i spokój też nie były złe.

W ciszy dokończyła jedzenie, nie przeszkadzając dwójce nowych towarzyszy. Przynajmniej do czasu, aż Lotta nie postanowiła się zmienić. Smokołaczka w ciszy obserwowała jak kobieta pozbywa się swojego odzienia, a następnie znika w rozbłysku światła, by po chwili przywdziać formę niedźwiedzia.
- Ha... - westchnęła lekko zaintrygowana barwą futra. Nie widziała jeszcze takiego niedźwiedzia. Ciekawe skąd pochodziły? Skoro ognisty niedźwiedź był w pobliżu ciepłych terenów czy ona pochodzi z mroźnych?
Zaintrygowana tą nagłą przemianą, leniwie wstała, rozciągając zastygłe mięśnie, jednak jej uwaga szybko wróciła do miśka. A raczej Pani Misiek.
- Głodna? - Nie czekając na odpowiedź, rzuciła w jej stronę kawałek mięsa. Sama nie zjadła wszystkiego, a patrząc na wygląd Lotty... miała pomysł co do jutrzejszego polowania, więc lepiej niech jest pełna sił!
- Ty się chyba nie zmienisz w miśka, co? - Zerknęła jeszcze na Caina, powoli ruszając w jego stron, by mu się bliżej przyjrzeć.
- Tak właściwie, to gdzie wędrujecie? - Nie żeby sama miała jakiś cel, jednak wydawało się, że to właśnie on był liderem, a Lotta jako jego samica, dotrzymywała mu towarzystwa. Skoro miała im towarzyszyć, chciała znać cel ich podróży, może akurat zrobi zwiad z powietrza?
Awatar użytkownika
Cain
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 126
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
Kontakt:

Post autor: Cain »

Przyglądał się temu jak Lotta podchodzi do Irath, aby chwilę później dotknąć jej skrzydła i odsunąć się od zmiennokształtnej. Chociaż tematu skrzydeł nie porzuciła, bo od razu zapytała o nie i ich wagę. Sam Cain spotkał na swojej drodze sporo skrzydlatych stworzeń – niektóre należały do ras inteligentnych, inne były natomiast zwierzętami lub stworzeniami magicznymi, nierzadko jednocześnie były też albo niebezpieczne, albo płochliwe, więc albo atakowały lub wydawały z siebie groźne odgłosy, jasno wskazujące na to, żeby oddalić się, póki nie zdecydowały się zaatakować… albo uciekały, gdy tylko wyczuły jego obecność lub go zauważyły. W każdym razie, zawsze był zdania, że jeśli skrzydła są z danym stworzeniem od urodzenia i są też czymś normalnym dla rasy tej istoty, to zawsze rosną razem z rośnięciem reszty ciała, a ich waga jest taka, że nie ciążą zbytnio, jeśli w ogóle coś takiego zachodzi. Nie mogły być przecież zbyt ciężkie, bo sprawiałyby wtedy więcej kłopotu niż pożytku, więc nawet, jeśli u niektórych stworzeń mogą osiągać długość równą wysokości ich ciała albo nawet przekraczającą ją, to wtedy również powinny ważyć… proporcjonalnie do reszty ciała i jego masy. Przyłapał się na tym, że znów pochłonęły go jego własne przemyślenia, wydawało mu się też, że w międzyczasie pokiwał też głową na czyjeś słowa, chociaż nie był pewien, jak one brzmiały i, czy na pewno powinien odpowiedzieć na nie twierdząco, a więc zgadzając się na to, co mówiła Lotta lub Irath. Głos tej pierwszej zresztą sprawił, że znów wrócił do otaczającego go świata – zwróciła się bezpośrednio do niego i wydawało mu się też, że znajduje się bliżej jego osoby niż wcześniej była, dlatego też spojrzał na nią i w myślach przywołał słowa, którymi się do niego zwróciła.
         – Może nie tylko jutro – odpowiedział jej. Właściwie, było to bardziej myślenie spekulacyjne, bo przecież nie wiedział, czy dziewczyna postanowi wędrować z nimi dłużej, jeśli tak, to może im pomóc w poszukiwaniach, a także prowadzić zwiad z góry, dzięki czemu mogliby wcześniej dowiedzieć się o zagrożeniach i niebezpieczeństwach, które mogłyby na nich czekać. Z wcześniejszą wiedzą o nich mogliby albo ich uniknąć, albo przygotować się na nie, jeżeli nie dałoby się pójść inną drogą i musiałoby dojść do konfrontacji.

Później nadszedł czas odpoczynku, chociaż Cain nie spodziewał się, że Lotta znowu zmieni swoją postać, tym razem po to, żeby wygodniej jej się spało. Powstrzymał się przed obserwowaniem, jak czarodziejka ściąga z siebie ubrania i przyzywa magię, dzięki której zmieniła się w białego niedźwiedzia – chciał patrzeć, bo było to dla niego zwyczajnie ciekawe i teraz pomyślał nawet, że będzie musiał zapytać ją o to, żeby powiedziała mu więcej na temat tej umiejętności, ale z drugiej strony wiedział też, że „gapienie się” byłoby niegrzeczne. Znaczy, może sama Lotta nie widziałaby tego w ten sposób, zwłaszcza, gdyby powiedział jej o tym, dlaczego się patrzył, jednak on to tak widział i dlatego jego oczy dostrzegły tylko światło wynikające z przemiany i padające na roślinność przed nim. Zauważył, oczywiście, że jest go mniej, jednak wydawało mu się, że nie wpłynęło to na czas, który zajęło jej przybranie formy zwierzęcej. Może mogła kontrolować natężenie tego efektu świetlnego tak, że w nocy był on słabszy, żeby nie zwracał niepotrzebnej uwagi? Nie wiedział, ale planował zapytać, chociaż to zrobi dopiero jutro albo nawet jeszcze później – zależy, kiedy zdecyduje się poruszyć ten temat.
         – Nie… Nie zrobię czegoś takiego, chociaż na pewno będę musiał porozmawiać o tym z Lottą – powiedział do zmiennokształtnej. Cóż, wyglądało na to, że właśnie zdecydował o dniu, w którym zacznie – może krótką, a może dłuższą – rozmowę na temat przemiany czarodziejki i zada jej pytania, które zebrał w głowie.
         – Ona szuka swojego ojca, a ja pomagam jej w tych poszukiwaniach – odpowiedział krótko i ziewnął, zakrył przy tym też usta, w końcu niegrzeczne było ziewanie z odsłoniętymi ustami. Chciał tym też dać znać, że także wolałby położyć się gdzieś i odpocząć, zamiast kontynuować rozmowę. Jutro będą mogli wrócić do tematu, jeśli sama skrzydlata będzie chciała.
         – Dobranoc – powiedział na tyle głośno, żeby usłyszała go zarówno Lotta, jak i Irath. Później sam poszukał sobie wygodnego miejsca do spania, a raczej… takiego, w którym nie będzie musiał obawiać się zasadzki i będzie przyzwoicie ukryty. Wyszło na to, że pień, przy którym leżała Lotta-niedźwiedź i jego otoczenie nadają się do tego najlepiej, dlatego właśnie Cain skierował się w tamtą stronę, aby później usiąść na trawie, zdjąć z siebie płaszcz – zostawiając koszulę na swoim ciele – i zwinąć go w rulon, aby użyć go jako poduszki. Położył się na plecach, oczy swe kierując ku górze. Przed samym snem chciał jeszcze przez chwilę pooglądać nocne niebo i jednocześnie upewnić się też, że w pobliżu nie usłyszy lub nie wyczuje niczego, co mogłoby im zagrozić. Później zasnął, chociaż jego sen był lekki – jak zawsze zresztą – więc jednocześnie też nieczęsto zdarzało mu się wysypiać, bo najczęściej budził go każdy dźwięk, który jego umysł interpretował jako taki, którego może nie powinno tu być, a to oznaczało, że jest on czymś nieznanym i też czymś, co może być potencjalnie niebezpieczne.
***************
        
Elfi zwiadowca, który dodatkowo mógł ukrywać swoją magiczną obecność przed pradawnymi, ulokował się bliżej polany, na której odpoczywali czarodzieje i zmiennokształtna. Też zamierzał odpocząć, w końcu nie będzie ich ciągle obserwował, jednak on też miał lekki sen i wiedział, że zbudzi się, gdy jego elfie uszy zarejestrują jakieś dźwięki dochodzące z tamtej strony. Wiedział też, że będzie musiał wysłać sygnał do pozostałej części grupy i to taki, który rozpozna jeden z wartowników. Ci zawsze musieli tam być i to nie tylko po to, żeby ostrzec przed niebezpieczeństwem, lecz właśnie także po to, żeby zobaczyć sygnał od Zwiadowcy. Sygnał do wymarszu. Subtelną wskazówkę, którą odczyta tylko osoba, która powinna ją odczytać, a która jednocześnie sprawi, że najemnicy ruszą w drogę, nadal śledząc parę czarodziei, a teraz także smokołaczkę, która się do tej dwójki przyłączyła.
Awatar użytkownika
Lotta
Szukający drogi
Posty: 36
Rejestracja: 5 lat temu
Rasa: Czarodziej
Profesje: Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Lotta »

        Tak, Cain był mądry. Lotta była tego pewna, ale potwierdzające słowa Irath sprawiły, że zrobiło jej się cieplutko w środku. Nie dość, że była duma, że dobrze myślała, to jeszcze cieszyła się za bystrego kompana, który był doceniany na kogokolwiek nie trafił. I słusznie!
        Uszczęśliwiona, ochoczo przyjrzała się lepiej bladym skrzydłom smokołaczki, a zaraz wizualizowała sobie te drugie, czerwono-zielone. Faktycznie, musiały być piękne! I jeszcze jak były duże!
        Zaraz jednak jej mina zrzedła i zawahała się. Czy właśnie została nazwana… wątłą?
        Mrok rozpaczy wdarł się do pustej główki zalewając brykające iskierki obrazów i myśli. Była wątła… a… a tak się starała! Była pewna, że ma idealną linię! Tyle jadła, nie oddzielała tłuszczu, starała się nie biegać nie wiadomo ile… ale nadal. Była… chuda! Brzydka, okropna, rachityczna podróbka tulaśnego misia!
        Świadoma swojej przywary nie dała rady skupić się na dalszych słowach Irath i skojarzyć jej dłoni z tym o czym mówiła. Ona przynajmniej miała ogon, skrzydła i właśnie - te mocarne łapki! Lotta popatrzyła na swoje mizerne paluszki, chlipnęła w duchu i pobiegła udawać, że wszystko jest w porządku. Och, a mogła nie oddawać tej porcji jedzenia!

        I już, już się zaczęło. ,,Może nie tylko jutro”. Oczywiście, że Cain nie chciał pozbywać się tak przydatnej i tak cielesnej kobiety! Nie dość, że mogła latać, polować i uczyć się od niego, to jeszcze miała takie atrybuty, że nikt by się nie oparł. Nieważne czy we wzory, czy nie. Przy takiej masie nie potrzebowała dodatkowych barw. Już potrafiła zawrócić innym w głowie!

        Zrozpaczona wewnętrznie, a na zewnątrz uśmiechnięta Locia, tym chętniej przybrała swoją masywniejszą (chociaż odrobinę!) postać, z ulgą sądząc, że przynajmniej teraz niczego jej nie brakuje. Za bardzo. Nie pogardziłaby paroma dodatkowymi funtami wagi (nie by wiedziała ile to było), ale z dwóch dostępnych jej opcji fizycznych ta była lepsza.
        Irath najwidoczniej przejrzała ją i w swej smoczej inteligencji od razu zrozumiała o co chodzi. Widocznie nie była zachłanną kobietą ani nie pragnęła dominacji, bo zamiast wykorzystać sytuację, łaskawie rzuciła wychudzonej koleżance kawał soczystego mięsa, które ta złapała z nagłym ożywieniem. Spojrzała na skrzydlatą z wdzięcznością i postanowiła, że od teraz zadba o siebie i, nie ważne ile by jej to nie zajęło, przytyje jak należy!

        Chwilowo uspokojona, patrzyła jak wielkołapia piękność podchodzi do Caineratha. Choć poczuła niewielki dyskomfort przegranej i mniej ulubionej towarzyszki, nadal z ciekawością słuchała ich krótkiej wymiany zdań, nie czując zbytniej potrzeby wtrącania się… mimo wszystko. Aż tu nagle padło jej imię! Przekręciła głowę zaintrygowana, a oczka jej błysnęły. Czyli jednak czarodziej będzie jeszcze z nią rozmawiać! Bardzo chętnie mu wszystko wyjaśni! Znaczy, jak będzie umiała… och, zapyta ją, a ona nie będzie wiedzieć! I za chuda i za niemądra… tylko niedźwiedziem była ładnym. A więc niedźwiedziem zostanie!

        Z pewną ulgą - choć niewielką nadzieją - przyjęła zmęczenie Caina i rozejście się towarzyszy w poszukiwaniu miejsca do odpoczynku. Ku jej radości mag wybrał sobie kawałek ziemi akurat niedaleko niej, nie mówiąc już o tym, że pozostał w samej jedynie koszuli. No i spodniach. Ale bez nich mogłoby mu być zimno. Choć pogoda sprzyjała, górski chłód lubił nocami spływać ze szczytów i ogarniać swoją mroźnością wszystko co napotka. Także taką trójkę nie bardzo kompletnie ubranych podróżnych. Więc w sumie czarodziej słusznie zrobił… ale zrobiłby słuszniej gdyby zatrzymał na sobie i płaszcz. No przecież! Gdyby oparł się na jej boku, lub łapie chociaż, nie musiałby go sobie podkładać pod głowę! Och, że też nie zdążyła mu tego zaproponować! Ruszyła się niespokojnie, wymyślając jak może mu swój pomysł przekazać bez odmieniania się w ostatnią ludzką szkapę - ale że po jednym genialnym pomyśle, drugi nieprędko witał do jej umysłu, kręciła się tylko i na nic nowego nie dała rady wpaść. Nie zabierze mu przecież ubrania spod głowy i nie wepchnie się na jego miejsce (ubrania znaczy się), bo jeszcze Caina pokiereszuje jeśli nie zwyczajnie rozdrażni. Mogłaby jeszcze ewentualnie przesunąć się bliżej i tak go grzać, ale w tej chwili… nie czuła się nazbyt pewnie. Nie, najpierw nabierze trochę słusznej wagi, by nie musiała się wstydzić za swój kościsty zad, potem może się do Caina przymilać. Nie zniosłaby wstydu, gdyby dotknął jej niechcący przez sen i natrafił na… no właśnie nic! Gdzie są jej piękne kształty kiedy ich potrzeba!?

        Wierciła się jeszcze długo nim ostatecznie zamknęła ślepia, odetchnęła głębiej i poddała się w końcu zmęczeniu, pamiętając, że od jutra zaczyna porządny trening.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

        Wydawało się, że teraz już będzie spokojnie. Choć Conan i Jeremy zniknęli w dość tajemniczych okolicznościach, były one jednak na tyle pospolite, że dało się po omówieniu sprawy zasnąć względnie spokojnie. Bezsenność i tak nie pomogłaby ich znaleźć. Mogła za to posłużyć do tego, by mieć jednak na oku ich skrzydlate zastępstwo - smokołaczkę, która nie wykazywała się co prawda względem czarodziei drapieżnymi zapędami, ale i znali ją nawet nie kilka godzin.
        Loci to jednak nie przeszkadzało i spała w najlepsze.
        Miała o czym śnić leżąc tak blisko Caina.

        Gdy obudzili się nad ranem, leżała tak jakby bliżej. Odrobinkę. Nie mogła się powstrzymać. Za to gdy czujnie się rozejrzeli dostrzegli, że smoczycy nigdzie nie widać. Ani śladu jej, ani aury zmiennokształtnej istoty. Lotta podniosła się, by poszukać tropów, one jednak urywały się po paru krokach - dziewczyna musiała odlecieć i to jakiś czas temu.
        Czy zamierzała wrócić?

        Niech to… a już Lotta liczyła, że mlecznowłosa pomoże jej z treningiem!

Ciąg dalszy: Lotta i Cain
Zablokowany

Wróć do „Szlak Ziół”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości