Wodospad SnówGraj doskonale. [Wodospad Snów]

Wodospad Snów położony jest na granicy Szepczącego Lasu, niedaleko miasta Menaos. Wodospad jest schronieniem dla leśnych zwierząt, a w skale pod nim znajduje się grota którą zamieszkuje ogromny, ale przyjazny biały smok Zora. Dolina wodospadu jest pełna potliwych chochlików i zwierząt, czasem zaglądają tu druidzi w poszukiwaniu szkarłatnych grzybów, które można znaleźć tylko tutaj.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 433
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Widział ich wszystkich i wiedział, że nie będą w stanie walczyć. Znaczy, może daliby radę, jednak na pewno nie byliby w pełni sprawni, co oznaczało tak, że nie skupiliby się na walce, a przez to jedno z nich mogłoby dać się łatwo zranić, co w innej sytuacji mogłoby się zwyczajnie nie zdarzyć. W tamtej chwili podjął już też decyzję i zrobił to, zanim Leila odezwała się i zachęcała każdego do tego, żeby uciekać.
         – Wiesz, co odpowiem… Nie ucieknę z wami. Postaram się was dogonić, ale nie ucieknę z wami od razu – odpowiedział jej chwilę po tym, jak zeskoczył na niższy dach. Później na kolejny, a po nim bezpośrednio na ziemię. Wylądował w pobliżu grupy, w pobliżu lisołaczki, żeby ta mogła dokładnie usłyszeć jego kolejne słowa. Ona i reszta grupy.
         – Poza tym, ktoś musi ich zatrzymać, żebyście mogli bezpiecznie uciec. Nie zaprzeczysz… nie zaprzeczycie wszyscy, że aktualnie nadaję się do tego najlepiej – dopowiedział. Nie chodziło tu wyłącznie o stan psychiczny każdego członka ich grupy, a też o same umiejętności. Zdawał sobie sprawę z tego, że ma największą wprawę w zabijaniu i najbardziej rozwinięte umiejętności w tym zakresie. A także, mimo że był zabójcą i preferował raczej konkretny styl walki, który bardziej opierał się na szybkich ruchach i precyzyjnych cięciach lub strzałach, które najlepiej było mu zadawać z cienia, to mógł też prowadzić otwartą walkę. Chociaż nawet w niej wykorzystywał szybkość, zwinność, precyzję, a także nierzadko Smocze Oko, które pozwalało mu na unikanie ciosów i cięć przeciwników.
         – Uciekajcie, dogonię was – powiedział na sam koniec, w międzyczasie dobywał już swych sztyletów. Myrkur w jednej dłoni, a Piekielny Kieł w drugiej. On widział przeciwników już wcześniej, jednak oni go nie widzieli i Samiel miał zamiar wykorzystać to w pełni. Obejrzał się jeszcze i to nie tylko, żeby upewnić się, że wszyscy – poza nim – zaczęli uciekać, lecz także po to, żeby sprawdzić, w którą stronę uciekają i, którą bramą prawdopodobnie wydostaną się z miasta. Powiedział, że ich dogoni, więc miał zamiar to zrobić, nawet jeżeli tylko po to, żeby się z nimi pożegnać.

Usłyszał ich, zanim mógł ich zobaczyć. Po krokach z góry domyślił się, że ktoś z wrogiej grupy wspiął się wyżej, może łucznicy albo kusznicy. Nimi będzie trzeba zająć się w pierwszej kolejności. Kieł zniknął w pochwie, a zamiast niego w ręku zabójcy pojawiła się niewielka kusza. Ścisnął mocniej sztylet w dłoni i zniknął.
Szybko wspiął się na jeden z dachów, właściwie skacząc z niższego zadaszenia na to znajdujące się wyżej, aż w końcu zobaczył jednego z łuczników. Jednego z… dwóch. Pozostała czwórka szła ulicą i była uzbrojona jedynie w broń białą. Wymierzył w tego łucznika, który znajdował się na dachu po przeciwnej stronie ulicy i wystrzelił. Bełt, początkowo niewidzialny, stał się widoczny w momencie, w którym cięciwa go popchnęła i trafił elfa z łukiem prosto w pierś. Ten upadł i już się nie podniósł. Samiel w tym krótkim czasie założył na kuszę kolejny pocisk i wystrzelił go w stronę drugiego strzelca, który też padł, trafiony w głowę, gdy kucał, chociaż przemieniony początkowo celował w jego klatkę piersiową. Kusza wróciła na swoje miejsce, a długi sztylet wrócił do drugiej dłoni zabójcy. Zostało czterech, wszyscy na dole i, mimo że zorientowali się już, że ktoś zmniejsza liczebność ich grupy, to nie wiedzieli, skąd nadszedł atak. Samiel nadal był niewidzialny, jeszcze przez krótką chwilę, więc postanowił nadal to wykorzystywać.
Zeskoczył w dół, lądując najciszej, jak umiał. Od razu ruszył w stronę mężczyzny z mieczem i tarczą, który szedł pierwszy. Wyglądało to tak, jakby Samiel nagle pojawił się przed nim, a później błyskawicznie zaatakował, wykorzystując zaskoczenie przeciwnika i to, że za późno podniósł tarczę do obrony – ostrze sztyletu znalazło się głęboko w górnej części jego klatki piersiowej, a tarcza zatrzymała się na przedramieniu zabójcy. Popchnął ciało do przodu, co nie dość, że wyswobodziło z niego jego broń, to powaliło też na chwilę innego wojownika, który znajdował się za tym z tarczą. Samiel odbił w prawo, od razu nacierając na kogoś, kto musiał parać się czymś podobnym, co on. Zwinny elf z krótkimi sztyletami uniknął pierwszego cięcia, a później kontratakował. Jego ostrze także napotkało na swej drodze jedynie powietrze. Przemieniony uderzył go łokciem w przedramię, cios był na tyle silny, że elf wypuścił broń z dłoni, a ta z brzękiem wylądowała na ulicy. On przynajmniej miał jakieś umiejętności i może był starszy od reszty, bo spróbował powalić Samiela kopnięciem, które co prawda trafiło, jednak było za słabe, żeby wywołało zamierzony efekt. Odskoczył, gdy tylko to zobaczył, co było dobrym posunięciem, bo ostrze zabójcy przecięło powietrze w cięciu wyprowadzonym od dołu. Usłyszał ciężkie, szybko zbliżające się kroki – wydawał je wysoki i silny nord, który zaczął szarżować w jego stronę, uzbrojony w dwa topory. Samiel uskoczył, jednak trochę za późno, a nord uderzył go jednym ramieniem, odrzucając lekko w bok. Od razu doskoczył do niego elfi zabójca, który zaatakował najpierw jednym sztyletem, a później drugim, który ponownie znalazł się w jego dłoni. Kontratak nadszedł bardzo szybko i nie były to tylko dwa cięcia, a ich seria, z których pierwsze trzy udało się elfowi zablokować, jednak kolejne były dla niego zbyt szybkie. Skutkiem tego było to, że skończył krwawiąc na bruku z kilkoma ranami ciętymi brzucha. Został ten nord z toporami i… kto jeszcze?
Zabójca rozejrzał się szybko, jednak nie udało mu się zlokalizować ostatniego z tych czterech, którzy znajdowali się tutaj, na dole. Okazało się, że ten ostatni wykorzystał czas i wspiął się na dach, o czym Samiel dowiedział się, gdy tamten zeskoczył z tamtego miejsca, z okrzykiem na ustach i wielkim toporem gotowym do cięcia. Uskoczył – głównie przez to, że tamten zaczął się wydzierać – a później zaatakował. Najpierw kopnął go w bok głowy, później obrócił się i dokończył robotę sztyletem, który także wbił w tamto miejsce. Nie udało mu się go wyciągnąć i musiał tymczasowo porzucić broń, bo ostatni żyjący – ten z toporami – ponownie zaczął swoją szarżę. Samiel uniknął tego, chociaż znów dostał umięśnionym ramieniem tamtego i znowu odrzuciło go to w tył. Gdyby nie ten unik, to najpewniej przyjąłby na siebie cały ten pęd i siłę, co mogłoby się dla niego źle skończyć. Zachęcony tym, że przeciwnik odwrócił się do niego plecami, wyskoczył do przodu i natarł na niego. Chciał wbić mu ostrze sztyletu w górną część pleców, najlepiej bliżej szyi i tam, gdzie kończy się kręgosłup, jednak nie udało mu się to, bo nord odwrócił się i odepchnął go od siebie, a później zaatakował. Podwójne cięcie wykorzystujące koordynację wykonującej je osoby mogłoby pozbawić go obu rąk, gdyby nie to, że skoczył w tył i go uniknął.
         – Przestań skakać i daj się zabić! - krzyknął do niego nord z akcentem, który można by było uznać za charakterystyczny dla mieszkańców Północy. Przez twarz Samiela przemknął dość paskudny uśmieszek. Jego przeciwnik się denerwował, może nawet wściekał, co sprawiało, że szala zwycięstwa przechylała się zdecydowanie na jego stronę. Dlaczego? Bo często jest tak, że walczący w takim stanie po prostu przestaje uważać na otoczenie i skupia się tylko na tym, żeby pozbawić życia swojego przeciwnika. Zabójca miał zamiar to wykorzystać i miał już nawet plan. Zaczął się cofać, zbliżając się do ściany jednego z budynków, a nord zrobił to, co Samiel chciał, żeby zrobił – zaczął szarżować, machając przy tym toporami i licząc na to, że coś takiego go dosięgnie. Przemieniony odwrócił się i zaczął biec w stronę ściany, aż w końcu wbiegł na nią i odbił się od niej. Przeskoczył tym sposobem nad przeciwnikiem, który musiał zatrzymać się, żeby nie wpaść na przeszkodę. On to wykorzystał, od razu skoczył w jego stronę i wbił ostrze sztyletu w jego szyję… Może nawet trochę za mocno, patrząc na to, że wyszło ono drugą stroną, prosto przez gardło. Koniec. Pochylił się, żeby wytrzeć ostrze z krwi, a później podszedł do ciała mężczyzny z wielkim toporem. Najpierw wyszarpał broń z jego czaszki, a później wytarł ją z posoki, do czego wykorzystał wystającą koszulę nieżyjącego już przeciwnika. Schował sztylety i wziął głęboki wdech, później tak samo głośno wypuszczając powietrze przez usta. Przyzwyczaił się już do zapachów „po bitwie”… Zapach krwi. Zapach śmierci. Już go to po prostu nie ruszało, nie powodowało u niego nieprzyjemnych uczuć, a także nie sprawiało, że treść żołądka wędrowała w górę, nagle chcąc wydostać się na zewnątrz, poza ciało.

Zaczął biec drogą, którą wcześniej pobiegła reszta grupy. Właściwie nie był pewien, jak długa była walka – trwała kilkanaście uderzeń serca czy może dłużej? Może i zatracał się w tych wszystkich starciach, tracąc przy tym poczucie czasu, jednak dzięki temu mógł naprawdę w pełni skupić się na walce, na otoczeniu i na przeciwnikach. Na ich słabych punktach i tym, jak najszybciej pozbawić ich życia.
Im bliżej bramy wyjściowej był, tym więcej ludzi mijał. Nie poruszał się już biegiem, a raczej szybkim marszem. Uznał, że bieg mógłby zaalarmować strażników, a to w ogóle nie było mu potrzebne – nie chciał, żeby coś go zatrzymało. Gdy w końcu wyszedł poza mury miasta, wśród grupek ludzi, które albo wchodziły do środka, albo – jak on – opuszczały miasto, dostrzegł charakterystyczne rude włosy lisołaczki.
         – Czekajcie! - krzyknął krótko w ich stronę. Oczywiście, z jednej strony nie miał całkowitej pewności, że to oni, jednak z drugiej… kolor włosów Leili zapadł mu w pamięć tak dobrze, że przecież na pewno by je rozpoznał.
Awatar użytkownika
Namir
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 60
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Namir »

        W Menaos nie mogli czuć się bezpiecznie. Lisołak pierwszy raz trafił za mury tego miasta, i co zabawne, słyszał o pięknych parkach muśniętych elfickim kunsztem, o różnokolorowych ogrodach, gdzie pełne pąki kwiatów witały podróżnych, jednak ich objęła ta ponura i pełna niebezpieczeństw strona. Niestety, każde królestwo posiadało swoje mroczne zakamarki – nieważne czy były to świetliste szczyty Kryształowego Królestwa, czy też surowe ściany Opuszczonego Bastionu. Tak naprawdę to nigdy nie można czuć się do końca bezpiecznym. Szczególnie jeżeli przeszłość próbuje złapać cię w swoje trujące sidła. Pochłonąć całą radość z życia byś po raz kolejny przeżył ból jakiego już raz zaznałeś. Zmusza do odtwarzania zdarzeń, o których najchętniej byś nie wracał, a jednak snuje się za twoimi plecami sprawiając, że nigdy nie zasmakujesz esencji wolności jaka ci się przynależy.
        Dowodem na to była każda z postaci uczestnicząca w tragicznym zdarzeniu w ciemnych uliczkach Menaos. Samiel, którego zmuszono do przemiany, zyskał zupełnie nową duszę. Przyjmując pracę najemnika musiał wyzbyć się wielu uczuć, ponieważ te mogły przeszkodzić mu w wykonywaniu zleceń, a to mogło kosztować go najwyższą cenę – życie. Na nie musiał wyjątkowo uważać, goniony przez wiele klanów z powodu odmowy przynależności skazany był na ciągłą walkę o niezależność.
        Namir, którego przeszłość była równie radosna, co i tragiczna. Pozbawiając się wspomnień nie wiedział ile tak naprawdę jeszcze go czeka, lecz już teraz ciągnie się za nim niemała sława doskonałego szpiega posiadającego wiele informacji. Chcąc odciąć się od tego co było wpadł w kolejną pułapkę i ponownie został uwięziony, tym razem nie tyle z własnej głupoty co niewiedzy na temat świata zewnętrznego, przez co związał się z szemranymi jednostkami. Los zakpił z niego pchając go w kolejne niewolnicze ręce.
        Leila, która nie była już niewolnicą parszywego człowieka, a jednak kleszcze zdarzeń wciąż zaciskały się z tyłu jej głowy. Trudno będzie wyrzucić cierpienie jakie spotkało ją przez te wszystkie lata, i które w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, doskonale pamięta. Każdą sekundę, dzień, miesiąc... Kiedy zyska prawdziwą wolność?

        Duilesgar kierował ucieczką. Widać znał to miasto doskonale i nie pozwolił by łzy rozmazały mu obraz. Dźwigał własny ból, ale starał się zdjąć z ramion Filipie rozpacz. Momentami zatrzymywali się, gdy artystka doznawała kolejnego załamania, jakby wpadająca do głowy myśl była tak bolesna, że aż powalała ją na kolana. Aktor błagał by mur miasta w końcu pojawił się w zasięgu ich wzroku, a gdy tak się stało cicho powtarzał, że przecież już niedaleko. Verce trudno było na to patrzeć, starał się kontrolować sytuację z zewnątrz, wyłapać ewentualne niebezpieczeństwo, pragnął chronic swoich przyjaciół, ale momentami zwyczajnie nie mógł. To sprawiło, że zwinny dotychczas lis czasem gubił krok, zaplątał się w swym naturalnym rytmie, ale za nic w świecie nie stracił nikogo w oczu. Na jego twarzy malowała się determinacja, czuł się w obowiązku wyprowadzić trójkę poza Menaos i zaopiekować Leilą. Na całe szczęście nie musieli odstawiać żadnej scenki przed strażą pilnującą bramy, bo jakaś banda pijaków wdała się z nimi w awanturę. Mogli spokojnie przemknąć bokiem nie dając się złapać, jedynie lisołak użyczył Fui swojej narzuty z kapturem by nie została rozpoznana, a tym bardziej przyłapana na rozpaczy, która rozrywała jej serce. Myślała tylko o tym by ukryć się w lesie, zapuścić w głąb dziczy i tam spędzić najbliższe dni, o ile nie miesiące. Duil z pewnością zadba o to by jej samotnia została nienaruszona i skryta w gąszczu zielonych liści. Te wszystkie mdłe pragnienia sprawiły, że para zdecydowanie wyprzedziła lisołaki i zatrzymała się na chwilę by spojrzeć w ich stronę.
        Twarz Fui pozlepiały schnące łzy, usta miała blade a oczy czerwone i zmęczone. Duil obejmował ją zapewniając elfce bezpieczeństwo, ale i jego oblicze pełne było dojmujących uczuć. Wydawało się, że chcą coś powiedzieć, jednak nie wydusili z siebie żadnego słowa. Drżące wargi Filipie wydawały się wykrztusić niezrozumiałe, ciche szepty, lecz to graniczyło z cudem. Wydawało się, że zaraz ponownie wybuchnie głośnym płaczem, dlatego co rusz wycofywała się ze swojej decyzji.
        - A te revverai? - spytał głucho lisołak spoglądając na elfią parę z obawą. „Zobaczymy się jeszcze?”, nie byli w stanie na to odpowiedzieć.
        Tłum opływał parę lisołaków niczym rwąca rzeka. Duil i Fui wycofali się na skraj drogi, kryli za swoimi plecami ciemny las. Wydawało się, że ich postacie niemalże same rozpływały się pośród cieni drzew. Była to też chwila zwątpienia, oczekiwania na Samiela. Czy powinni na niego czekać?
        Namira dopadła myśl, że być może jest to ostatnia chwila z dziewczyną, której szukał tyle dni... miesięcy. Lat. Była jego marzeniem, wątpliwością, kaprysem wyobraźni aż w końcu okazała się być prawdziwa, namacalna, a co więcej - wraz z jej powrotem pojawiły się także wspomnienia. Dowiedział się kim był, jak żył... i choć wciąż nie wiedział dlaczego zdecydował się na amnezje to wydawało się, że nie ma to już znaczenia. Jest obok niego. Pragnął jej, nie tylko fizycznie, ale potrzebował obecności i bliskości Leili. Gdy światła lampionów otuliły buzię lisołaczki, Verce tknęło tragicznie uczucie nadchodzącej straty. To Samiel ją uwolnił, zawalczył o nią... przecież razem podróżowali. Coś ich łączyło, a on? On nie czuł by zrobił dla niej cokolwiek od kiedy znowu się spotkali. Dał od siebie za mało, a chciał ściągnąć dla niej gwiazdy z nieba, obsypać kwiatami, głaskać jej plecy, witać pocałunkami przy wschodzącym słońcu, choć Leila lubiła spać znacznie dłużej. Nie chciał stawiać zmiennokształtnej ultimatum, nie chciał kazać jej wybierać, ale też nie mógł pozwolić jej odejść.
        Lisołak zwrócił się ku Leili, po czym czułym gestem objął dziewczęce ramię. Zmniejszył dystans między nimi sugestywnie przybliżając ją do siebie. Wydawało się, że lisołak zaraz wybuchnie nagłym słowotokiem, wywali z siebie nielogiczną wiązankę próbując zatrzymać rudowłosą za wszelką cenę, jednak śliczne oczy lisiczki ugasiły te panikę. Namir uśmiechnął się lekko, a zaraz po tym uszczypnął Rudą w policzek by przywołać znany mu grymas niezadowolenia.
        - Leila - powiedział spokojnie, choć zaraz tempo jego wypowiedzi miało nabrać rozpędu. - Nie zniosę kolejnej rozłąki. Nie zniosę nocy, w których będę zastanawiał się czy jesteś bezpieczna, czy jesteś... szczęśliwa. Podaruję ci wszystko czego potrzebujesz, a nawet i więcej. Będę cię chronił, opiekował się tobą. Obdaruje cię siłą, a na kolacji nawet królkiem - pozwolił sobie zażartować. - Nie popełnię kolejnego błędu pozwalając ci odejść, nawet jeżeli... Samiel wróci. Zostań ze mną - niemalże zażądał, a jego dłoń sama posunęła się do jej karku. Dostąpił do niej krok sprawiając, że zetknęli się ciałami, był w stanie porwać ją w swoje ramiona i zatopić się w jej ustach, jednak w tej chwili usłyszał głos wspomnianego demona i chwila uniesienia przygasła.
        Verca nieco się spiął. Nie chciał wypuszczać z objęć dziewczyny, ale zmuszony przez sytuację uwolnił ją, choć z wyraźną niechęcią. Z jednej strony był niezadowolony obrotem spraw, z drugiej nie życzył najemnikowi źle i cieszył się, że jest cały i zdrowy, dlatego nabrał dystansu pozwalając Leili zbliżyć się do przemienionego by mogli porozmawiać.
W tym czasie zmiennokształtny jeszcze raz spróbował złapać kontakt wzrokowy z artystami. W ich oczach kryło się wiele stwierdzeń. Czuli wdzięczność, choć też żałowali, że historia nowych, jak i starych znajomości potoczyła się w takim kierunku. Aktorzy musieli oszukiwać i być może to właśnie tajemnice kryte przed lisołakami i najemnikiem doprowadziły do tragedii. Do śmierci Japkera.
        Ta myśl na nowo zdławiła Filipie, która rzuciła krótkie spojrzenie Duilowi. Była to niema decyzja o tym by uciec w dzicz, nim oboje zniknęli z oczu trójki, Fui zwróciła ku przyjaciołom pełne wdzięku błękitne oczy spoglądające na nich z czułością.
        - Dziękuję – szepnęła, choć dźwięki pochłonął gwar tłumu.
        Verka postawił krok do przodu chcąc zatrzymać artystów. Sam nie wiedział dlaczego i po co, może pragnął mieć ich blisko siebie? Ale wiedział, że to nie pomoże. Wiedział, że może sprowadzić na nich tylko kłopoty swoją obecnością. Potrzebowali swojej samotni, odetchnąć od wszystkiego, nawet od sławy, którą kochali chyba jeszcze mocniej niż siebie nawzajem. Zwyczajnie potrzebowali samotności.
        A Namir pragnął ich szczęścia. Czy jeszcze kiedyś się zobaczą?

Lisy pobiegły w te stronę -> Ciąg dalszy
Awatar użytkownika
Leila
Mieszkaniec Sennej Krainy
Posty: 134
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa: Lisołak
Profesje: Artysta , Kurtyzana , Zabójca
Kontakt:

Post autor: Leila »

        Otwarte bramy miasta były zbawieniem dla oczu. Jak gdyby wszystko miało skończyć się, gdy tylko uda im się opuścić Menaos. Tylko jak to się miało skończyć? Leila z lękiem zerknęła w stronę strażników, ale ci byli zbyt zajęci, by zwracać uwagę na te kilka dodatkowych postaci w tłumie. Poza tym wejścia do miasta pilnowano o wiele bardziej, niż wyjścia z niego. Jeśli za nikim nie wystawiono listu gończego, strażnikom było wszystko jedno kto opuszcza bramy miasta. Oczywiście lisołaczka nie mogła mieć o tym pojęcia, więc gotowa była na to, że w każdej chwili usłyszą okrzyk, próbujący zatrzymać uciekinierów.
        Tak się jednak nie stało. Nie niepokojeni zostawili za sobą mury miasta, zatrzymując się na gościńcu, by złapać oddech. Leila oddychała ciężko przez nos, ale bieg jej nie wyczerpał, miała raczej dobrą kondycję. Bardziej martwiła się o Felipie, która odeszła z Duilem kawałek dalej. Namir coś do nich zawołał, ale dziewczyna nie zrozumiała słów. Spojrzała więc w tym czasie w stronę bramy, próbując wyłapać wzrokiem znajomą sylwetkę.
        „Dalej Samiel, gdzie jesteś?”, myślała gorączkowo, wypatrując Zabójcy. Do tej pory jeszcze nie spotkali na swojej drodze kogokolwiek, kto mógłby stanowić wyzwanie dla mężczyzny, ale Leila nie umiała przestać się o niego martwić. Zaraz przypomniała sobie reakcje Samiela na jej troskę i nieco oklapła, opuszczając wzrok. W tym samym momencie poczuła dłoń na ramieniu i spojrzała na Namira, który przysunął się bliżej. Jak gdyby wcale nie stali na środku drogi, mijani przez ludzi. Spojrzała na niego niepewnie i zaraz zmarszczyła brwi, prychając, gdy poczuła uszczypnięcie w policzek. To było tak bardzo nie na miejscu, a tak skutecznie ją rozluźniło. Słysząc swoje imię spojrzała znów na lisa, nieco spokojniejsza i łagodniejsza. I jak zawsze, kompletnie nieświadoma burzy toczącej się w głowie mężczyzny.
        Nie trwało to jednak długo. Namir wyrzucał z siebie wszystko wprost, nie owijając w bawełnę i poruszając lisołaczkę swoją troską. Nagłe deklaracje już ją jednak zmieszały i nawet lekki żart nie rozwiał niepewności i niemych pytań błąkających się w błękitnych oczach dziewczyny. Wciąż uparcie chciała traktować go, jak przyjaciela, ale co jakiś czas lis wyskakiwał z takimi słowami, jak teraz, sprawiając że powątpiewała w to, czy na pewno go rozumie. Czuła się przy nim bezpiecznie i beztrosko, ale bywały chwile, gdy spinała się, nie będąc pewna czym ten się kieruje. Nie opierała się jednak, gdy przyciągał ją do siebie, a czując ciężką dłoń na karku poddała się zupełnie. Przeszło jej przez myśl, że Namir chce ją pocałować, tak jak zrobił to wcześniej. Ale w tym samym momencie przypomniała sobie, jak odszedł później ponury i jednocześnie usłyszała głos Samiela. Obie te rzeczy pozwoliły jej opuścić wzrok, a później Namir sam rozluźnił objęcie, cofając się znów. Tak bardzo mieszał jej w głowie!
        Spojrzała krótko za odwracającym się lisołakiem i przeniosła wzrok na Felipie i Duila. Podniosła minimalnie dłoń, jakby chciała im pomachać, ale uznała ten gest za zbyt beztroski. Po prostu odprowadziła wzrokiem elfią parę nim skierowała się twarzą w stronę bramy. Uśmiechnęła się lekko na widok Samiela, ale był to smutny uśmiech. Cieszyła się, że go widzi i że nic mu nie jest, ale musiała gryźć się w język, by tego nie powiedzieć.
        Od przytulenia go jednak nie mogła się powstrzymać. Podeszła i bez słowa zarzuciła mężczyźnie ramiona na szyję, jednocześnie wspinając się na palce i ściągając go trochę ku sobie. Nic nie mówiła przez chwilę, tylko zatapiała się w znajomym zapachu, dopiero po chwili rozluźniając dłonie i opadając na pięty. Spojrzała Zabójcy w oczy. Poruszyła lekko ustami, jakby zmuszając się do powiedzenia czegoś, co tkwi jej gulą w gardle.
        - Felipie i Duil odeszli – powiedziała jednak, chyba dla nabrania rozpędu, bo zaraz ciągnęła dalej.
        - Samiel, ja… ja pójdę z Namirem – powiedziała sztywno, wyraźnie niepewna siebie.
        Słyszała, jak głupio to brzmi, bo sama nawet nie wiedziała, gdzie niby z nim idzie. Rozumiała jednak, że tutaj lisołak i skrytobójca ruszą w dwie różne strony, a ona będzie musiała wybrać, za kim iść. I to stanowiło chyba największy element decyzyjny dla niej. Samiel nie chciał, by z nim szła. Namir nie pozwalał jej odejść. Czy więc ten wybór należał kiedykolwiek do niej? Czy Zabójca w ogóle spodziewał się czegoś innego?
        Nie wiedziała co więcej może powiedzieć, by się nie wygłupić i nie narazić na lekceważące traktowanie przez Samiela. Nie umiała odpuścić i pożegnać go zupełnie bez słowa. Trzymała się kurczowo jego skórzanej kurtki, jakby bała się, że on zaraz odejdzie, nie bacząc w ogóle na nią. Tylko że jeśli tak, to powinna mu pozwolić. Od początku była przy nim przypadkiem, a później na doczepkę. Nie chciał jej i nie potrzebował, a dalsze prześladowanie raczej nie skończyłoby się dobrze. I chyba pierwszy raz Leila postanowiła zatrzymać pewne słowa dla siebie, by chociaż przez moment nie zrobić z siebie idiotki. Bo chciała go poprosić, by o niej pamiętał. Że była. Ale to było tak głupie, że na szczęście wyłapała to zanim otworzyła usta. Więc tylko uśmiechnęła się znów słabo i wspięła znów na palce, tym razem, by pocałować Samiela w policzek.
Awatar użytkownika
Samiel
Kroczący pośród cudzych Marzeń
Posty: 433
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa: Przemieniony
Profesje: Skrytobójca , Wędrowiec , Najemnik
Kontakt:

Post autor: Samiel »

Leila i Namir zatrzymali się, jednak Filipie i Duil poszli dalej. Cóż, wyglądało na to, że nie uda mu się pożegnać z każdym z członków tej grupy, którą ze sobą stworzyli. Zanim dotarł do dwójki zmiennokształtnych, ci mieli trochę czasu na rozmowę i nawet na wykonanie gestów w swoich kierunkach. Samiel wiedział, że już zaraz ma się odbyć pożegnanie i liczył na to, że będzie ono krótkie. Niby nie chciał odchodzić w ciszy od osób, z którymi wspólnie walczył, jadł i rozmawiał, ale nie przepadał też za pożegnaniami, dlatego też już teraz w głowie układał sobie odpowiednie słowa, które chciał, żeby padły z jego ust. Podjął już też decyzję co do tego, z kim chce podróżować… ze sobą. Tylko i wyłącznie z samym sobą, co oznaczało, że nadal uważał, iż Leila powinna trzymać się Namira, a nie jego.
W końcu dotarł do dwójki lisołaków. Nawet nie musiał torować sobie drogi albo przeciskać się przez tłum – ludzie, wydawać by się mogło, że instynktownie schodzili z jego drogi, jakby wyczuwali to, kim jest i, że lepiej jest się odsunąć i pozwolić mu przejść. Zanim w ogóle zdążył się odezwać, Leila rzuciła się na niego i przytuliła go, nawet pociągnęła go do siebie – w dół – a on zgarbił się lekko. Nie próbował jej powstrzymać, wiedział, że ona bardziej daje się ponieść emocjom niż, na przykład, on i jeśli chodziło o otwartość w ich okazywaniu to, cóż, także dzieliła ich w tym duża przestrzeń. Odważył się nawet objąć ją lekko w talii, gdy uznał, że trwa to trochę za długo, a on stoi jak kołek i w ogóle nie reaguje na to, co robi lisołaczka. Na jej pierwsze słowa pokiwał tylko głową. Widział, jak elfy odchodzą i znikają w tłumie. Na drugie zdanie mógł właściwie także pokiwać głową, chociaż może tym razem z lekką satysfakcją, że dziewczyna w końcu zgodziła się z tym, co mówił jej na pewno więcej niż jeden raz.
         – Myślę, że podjęłaś dobrą decyzję – odpowiedział. Tylko tyle i, może, aż tyle.
         – Z Namirem będziesz bezpieczniejsza niż, gdybyś miała podróżować w moim towarzystwie – dopowiedział jeszcze. Poza tym, dwójka zmiennokształtnych znała się już wcześniej i byli w podobnym wieku… a jeśli nawet nie, to między nimi na pewno nie było tak dużej różnicy w latach, jak między Samielem i Leilą. I oczywiście był on zabójcą bez przynależności, więc pracował w pojedynkę, tylko czasami przyjmując zlecenia od innych organizacji, które „zapraszają” go do współpracy z członkiem lub członkami grupy, od której dostaje wtedy list ze zleceniem zabójstwa. Wcześniej, gdy był młodszy, nierzadko spotykał innych zabójców, którzy akurat należeli do gildii, która chciałaby mieć go w swoich szeregach i przybywali do niego z zaproszeniem. Zawsze odmawiał, co najczęściej kończyło się tym, że tamci atakowali go i głupio ginęli, bo po krótkiej lub dłuższej walce, Samiel i tak pozbawiał ich życia. Chociaż już od jakiegoś czasu nie zdarzało mu się to, więc może organizacje te w końcu nauczyły się, że… po prostu nie da się go zwerbować i woli wykonywać swoje zadania po swojemu i według zasad, które sam sobie ustala.

Właściwie, mógłby odejść już teraz – rzucić kilka słów pożegnania i pójść w swoją stronę – ale nie mógł, nie wtedy, gdy Leila trzymała się jego kurtki. Wydawało mu się też, że chciała mu coś powiedzieć, jednak do tego nie doszło i zamiast tego, postanowiła ponownie wspiąć się na palce, chociaż tym razem z zamiarem pocałowania go w policzek. Chciał odwrócić głowę w bok i ostatni raz złapać jej usta w swoje, jednak powstrzymał się i nie zrobił tego, choć przez to mięśnie szyi Samiela wyglądały na napięte i lisołaczka na pewno mogła to zobaczyć.
         – Mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się ponownie. Chciałbym zobaczyć, na jaką osobę ostatecznie wyrośniesz – powiedział do niej, spoglądając prosto w te jej jasnoniebieskie oczy. Możliwe, że tymi słowami dał jej też do zrozumienia, że będzie o niej pamiętał i liczył też na to, że ona o nim także.
         – Dam ci coś jeszcze na pożegnanie, taki mały prezent – odparł i wyciągnął z torby złożoną kartkę, którą wcześniej wyrwał ze szkicownika. Włożył ją w dłoń dziewczyny, a jeśli Leila zdecyduje się ją otworzyć… W środku ujrzy siebie. Śpiącą na poduszce kobietę, z zamkniętymi oczami i z burzą długich włosów otaczającą jej postać, a przynajmniej tę część, którą było tam widać. Rysunek kończył się na, mniej więcej, połowie klatki piersiowej dziewczyny, która dodatkowo przykryta była kołdrą, chociaż na wystającej stamtąd ręce, którą podłożyła sobie pod poduszkę, nie było widać śladu żadnego ubioru. Leila mogła domyślić się, że dzień… a raczej noc, w czasie której Samiel ją narysował, to ta, którą spędzili razem w Adrionie.
Krótko po tym przemieniony i lisołaczka ponownie znaleźli się w uściski, ale tym razem zainicjował go Samiel. To było pożegnanie, chociaż zabójca na początku chciał też wykorzystać ten moment, żeby podrzucić dziewczynie pewien rysunek, który udało mu się zrobić wcześniej. Nie chodziło o to, że nie miał kiedy go jej dać lub nie był pewien, czy chce to zrobić – on od samego początku planował przekazać go jej na samym końcu, gdy dotrą do momentu, w którym będą musieli się pożegnać.
         – Myślę, że zadbasz o Leilę lepiej niż ja – powiedział, gdy tylko podszedł do Namira i stanął naprzeciw niego. Obaj mogli coś do niej czuć, jednak to Namir był bardziej otwarty w tej kwestii i nie trzymał swoich uczuć w sobie, a pozwalał im wydostać się na zewnątrz.
         – Z tobą też chciałbym spotkać się za… jakiś czas. Może w lepszych warunkach, w których będziemy mogli usiąść, porozmawiać i może powspominać – dodał. Ciekawe, czy wtedy lisołaki nadal będą ze sobą podróżować, czy może postanowią rozdzielić się i udać się w stronę własnych celów. Na koniec wyciągnął rękę w stronę zmiennokształtnego, chciał się z nim pożegnać mocnym, męskim uściskiem.

Gdy pożegnania dobiegły końca, Samiel odwrócił się i ruszył w stronę tłumu. Ostatni raz obejrzał się jeszcze za plecy, jego wzrok na trochę dłużej zatrzymał się na lisołaczce. Później odwrócił się i spojrzał przed siebie, a po chwili stopił się z tłumem – mógł to zrobić, mimo że był wysokim mężczyzną i mógł wydawać się kimś, komu z drogi najlepiej po prostu zejść. Ruszył w swoją stronę, właściwie, nawet nie wiedział, gdzie konkretnie chce się udać. Może po prostu będzie szedł tą drogą, aż do momentu, w którym trafi do jakiegoś miasta lub innego miejsca, w którym postanowi nagle zatrzymać się i, na przykład, poszukać sobie jakiegoś zlecenia.

Ciąg dalszy: Samiel.
Zablokowany

Wróć do „Wodospad Snów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości