A jednak przy jednym stoliku (i to jedynym czystym, warto dodać), przy kieliszku z czerwonym winem siedziała tak niepasująca do otoczenia figura w ciemnozielonej sukni z długimi rękawami. Założyła nogę na nogę, a spod rąbku spódnicy co jakiś czas migał brązowy, skórzany trzewiczek ze srebrnymi sprzączkami, wartymi zapewne tyle co cała wyposażenie tego szlachetnego lokalu. I choć co jakiś czas goście łypali na nie spod oka łapczywie, czarodziejka kupiła sobie solidną kwotą lojalność karczmarza, który był gotów wykopać natrętów przeszkadzającej wielkiej czarodziejce, gotowej zamienić ich wszystkich w żaby. Większość śmiałków odpuszczała jednak już widząc migoczące spojrzenie, wyczuwając kłopoty większe niżby chcieli wywołać.
Sama zaś rytualistka co jakiś czas poprawiała to ubranie, to włosy, to ułożenie kieliszka na stole, przyglądając się wchodzącym tu osobom - i to nie bez przyczyny, bowiem kogoś oczekiwała. Problem polegał na tym, że jeszcze nie wiedziała na kogo.
W okolicy porozwieszała kilka ogłoszeń, licząc na odpowiedni odzew. Szukała poszukiwacza przygód, najemnika, który zechce za sowitą opłatą towarzyszyć w dalekiej wyprawie. Oczywiście przez towarzyszenie miała na myśli bycie ochroniarzem, w czasie gdy ona pozyska to czego zamierzała znaleźć. Nie chciała jednak tego tak brutalnie ujmować, nie chcąc kogoś spłoszyć takim określeniem zadania. Nie bez powodu także szukała w tej okolicy, nie zaś w centrum - nie potrzebowała bowiem rycerza w złotej zbroi, który stanie w obronie jej czci, tylko zabijaki, który nie zawaha się użyć brudnych metod ani wykonać polecenia.. Wątpliwego moralnie. Sam fakt, że ogłoszenie należało przeczytać było pierwszym testem dla kandydatów, do tej pory jednak nie miała szczęścia. Przychodzili jak nie jacyś pijacy, to chuderlaki. Raz nawet pojawił się ktoś, którego aura nawet bez wysilania zmysłu magicznego wypełniła pomieszczenie dziwnym, niezidentyfikowanym zapachem, który ciężko było do czegoś porównać, a jeszcze ciężej pomylić. Czarodziejka zdążyła wstać, zmierzyli się krótko wzrokiem. Nie był to słabiaczek, ale najwidoczniej realnie oceniał swoje szanse - ona miała czas już się przygotować i zabezpieczyć, on zaś musiałby działać w biegu, natychmiast. Demon skinął krótko głową, po czym się wycofał, błyskawicznie teleportując. Loraneel nie uważała się za łowczynię demonów, nie zamierzała także ścigać nieznajomego osobnika, od tamtej pory pozostając jednak nieco ostrożniejszą. Nie opuściła jednak stanowiska, cierpliwie czekając. Tego jej z pewnością nie brakowało.