Ocean Jadeitów[Morze] To nie jest pewny zysk...

Gdzie okiem sięgnąć turkusowa woda plącze się i zlewa z błękitnym niebem. Fale i wiatr szumią w tonie oceanu, na którego dnie znajdują się wręcz nieskończone pokłady jadeitu. Dom syren i trytonów, który skrywa skarby, zatopionych pirackich statków. Delfiny wyskakujące nad wodę. Ryby mieniące się wszystkimi kolorami tęczy. I księżyc, który każdego dnia odbija się w tafli jadeitowych luster.
Zablokowany
Awatar użytkownika
Jespin
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

[Morze] To nie jest pewny zysk...

Post autor: Jespin »

Cholera... - Rzekł zaniepokojony wydatkami złota Jespin. Siedział on wraz z resztą swoich kamratów, przy stole w jednej z nadmorskich tawern Leonii. W pomieszczeniu ewidentnie było czuć zapach tytoniu i alkoholu, ruch był średni, osoby przebywające w lokalu można było policzyć na palcach obu dłoni. Tawerna zaś była skromnie wyposażona, cztery stoły połączone w jedną wąską kolumnę, barek, który widział już nie jedną pijacką mordobitkę, oraz kilka beczek piwa stojących zaraz obok tylnej ściany - Ledwo zrobimy jakiś abordaż, a to już prawie cały utarg pójdzie z dymem. Znów będzie trzeba wyruszać w morze...
Słysząc te słowa, jeden z członków pirackiej ekipy (Sylvio) zaśmiał się. -Tak? A jak niby? Po ostatnim naszym napadzie cały obszar szlaku morskiego jest zabezpieczony okrętami wojennymi. A za nas samych można dostać niezłą sumkę... Oby tylko Lasota nas nie wydał...
-Spokojnie - Odparł Jespin -Po pierwsze, nie wyda nas, bo jak nas wyda, to będzie wąchał kwiatki od spodu i dobrze o tym wie. A po drugie i co ważniejsze. Nie zamierzam brudzić swoich rąk na byle okrętach, teraz będziemy zgarniać grube ryby...
-Ale.. - Przerwał Patrick, jednak jego zdanie zostało szybko stłumione przez kapitana.
-Milcz! - Po czym zaczął mówić dalej -Jak już pewnie wiecie, znalazłem pewną mapę, z lądem, którego nie ma na innych mapach, dodatkowo na tej mapie znajduje się pewien wiersz, który jak sądzę, jest wskazówką. Jak dla mnie jest to na chwilę obecną najlepszy zarobek...
-Ale szefie.. -Odezwał się Patrick, próbując znów się odezwać. -To nie jest pewny zysk, nie wiadomo co to może być za skarb.
Jespin zaśmiał się -A jaki skarb jest pewny? Poprzednik tej mapy zapłacił za nią życiem, żebym mu ją odebrał, więc nie ma bata, że ta mapa jest do dupy... - Po czym rzucił na stół ostatnie swoje monety, zwracając na siebie uwagę obsługi.
-Barman! Pięć piw, zimne i świeże. Raz! - Nie zwracając uwagi na kolokwialne zachowanie pirata, karczmarz wykonał prośbę i przyniósł do stołu pięć kufli wypełnionych złotym napojem, zabierając przy tym szybkim ruchem leżące monety ze stołu.
-Wasze zdrowie... - Powiedział, po czym szybkim ruchem wypił całą zawartość jednym łykiem. -Ogłaszam chwilę odpoczynku, możecie się rozejść, widzimy się tutaj o zachodzie słońca.

***

Około południa Jespin postanowił wyjść na ulice miasta, ze względów zwiększonej liczby patroli nie poszedł w stronę portu, przez co nie mógł się przebrać, swoje szczęście zdał na łaskę losu. Przechodząc między domami z palonej cegły, mijał przeróżne targowiska. Zgiełk panujący na nich był ogromny, więc okazja do kradzieży była jeszcze większa, jednak piratowi nic nie wpadło w oko, postanowił ruszyć dalej. Przechodząc przez skrzyżowanie łączące dzielnicę portową, z centrum miasta natrafił na grupkę dzieci bawiących się, kopiąc skórzany miech wypełniony kawałkami papieru. Nagle jeden z chłopców za mocno kopnął i prowizoryczna piłka wylądowała pomiędzy nogami pirata, ten się jedynie uśmiechnął i kopnął w stronę dzieci mówiąc:
-Nie za gorąco na takie zabawy?
-Taka pogoda jest idealna. - Odpowiedziały z uśmiechem na twarzy. Jednak chwila zabawy została przerwana, ponieważ do grona bawiących się dzieci, przyszli o wiele starsi chuligani. Było ich czterech, byli ubrani dość schludnie jak na opryszków, mieli na oko po 17-19 lat, w rękach mieli noże. Jeden z nich podszedł do najbliższego chłopca, po czym zaczął go szarpać za ucho, a ten zaczął piszczeć delikatnie z bólu.
-Nie wyglądacie na takich co potrzebują pieniędzy, wyskakiwać ze wszystkiego co macie!
Jespin tylko się przyglądał, zrobiło mu się żal chłopaków, jednak czekał na dalszy rozwój spraw. Nagle jeden z młokosów krzyknął do niego:
-A ty tu czego, spadaj dziadu! - Po czym zaczął przeszukiwać złapanego chłopca
-Mamusia nie nauczyła ciebie manier synku? Puść tego chłopca i to już.
Jednak nastolatek tylko splunął na ziemię. Jespin widząc to przyłożył rękę do kabury, najwidoczniej prześladowcy nie wiedzieli czym jest pistolet, bo nawet nie zareagowali na jego gest.
-A ciebie mamusia nie nauczyła, żeby nie mieszać się w nie swoje sprawy? Vivek, zajmij się nim
-Robi się szefie. - Po czym wysoki blondyn o długich włosach zaczął biec w stronę pirata, w ręku miał przygotowany nóż do zadania ciosu. Jednak nie zdołał nawet podejść do kapitana, bo ten błyskawicznym ruchem ręki wyciągnął naładowany pistolet z kabury i strzelił nim precyzyjnie w udo napastnika. Ten natomiast położył się na ziemi i zaczął jęczeć z bólu.
-Powiem krótko... Spadać.
Jednak banda młokosów stała jak zamurowana, zupełnie jakby zobaczyli ducha. Zupełnie inaczej zachowały się dzieciaki, które grały w piłkę. Te uciekły z krzykiem.
-Cholera... - mruknął pod nosem, sięgając do torby po kawałek bandaża, gdy go znalazł rzucił na ziemię i powiedział:
-Jak skończycie stać jak głupki wioskowe, to zajmijcie się swoim frajerem. - I odszedł wolnym krokiem w stronę tawerny. Słońce powoli znajdowało się na horyzoncie.

***

Zbliżał się wieczór, zgodnie z planem cała załoga, wróciła z powrotem do karczmy obmyślać dalszy plan. Karczma po zmroku była wręcz wypełniona ludźmi, w większości drobnymi złodziejaszkami, poszukiwaczami przygód i marynarzami, którzy postanowili się odprężyć.
-No, to jaki jest plan? - Zapytała zaniepokojona Catrina?
-Musimy znaleźć nowego członka załogi, najlepiej najemnego... - Odparł Jespin.
-Lasota był przypadkiem, teraz możemy znaleźć prawdziwego poszukiwacza przygód! - Dodał Hugo, opierając się luźno o krzesło, najwyraźniej wolny czas poświęcił na dalszym piciu.
-Racja... To co teraz robimy? - Powiedziała zdezorientowana kobieta.
-Ja ci już mówię co... - rzekł głośnym głosem kapitan, po czym wszedł i stanął na ławie, gdy już na niej się znalazł zaczął krzyczeć.
-UWAGA, UWAGA, niesamowita okazja. Załoga "Szarego Kruka" poszukuje kompana do naszej załogi. Zapraszamy wszystkich chętnych ochotników na nasz pokład, ale najpierw na krótką pogawędkę przy stole! Zapewniamy złoto, broń, prowiant i zakwaterowanie, ale przede wszystkim niezapomniane przygody, więc nie marnujcie czasu i przychodźcie!
Tawerna zmieniła się w jeden wielki chaos, nagle wszyscy zaczęli mówić o "Szarym Kruku", jakie to opowieści i legendy o nim słyszeli, po paru minutach zaczęli schodzić się pierwsi ochotnicy.
-No to będziemy mieli w czym wybierać - Powiedział do załogi kapitan, po czym zaczął witać nieznajomych...
Awatar użytkownika
Vissaria
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vissaria »

-Boże, ile ta droga może trwać – Vissaria westchnęła głośno. Była wytrzymała, była odporna na wiele rzeczy, ale tygodniowa podróż kompletnie bez celu? To było dla niej za wiele. Pocieszała się tym, że ma wino. Kochana Sisi szła dzielnie razem z Elfką.
Viss tak dokładnie nie wiedziała gdzie zmierza. Zapragnęła pierwszy raz w życiu zobaczyć ten wielki, owiany legendami zbiornik wodny, zwany … chyba… Oceanem? Podobno były tam przedziwne stworzenia, które wykorzystywały głupich piratów, wabiąc ich statki na skały swoją urodą i pięknym śpiewem. Może akurat ją czegoś nauczą? Wprawdzie Elfka umiała już wyć całkiem nieźle, ale nie aż tak, żeby wszyscy się za nią oglądali i wchodzili w sidła… Były też inne dziwne oceaniczne potwory.. typu… on się nazywał… Karaken? „Dziwne mają te nazwy” – stwierdziła Viss. Jednak to nie zniechęcało jej do zwiedzania głębin.
Szła, szła i szła. Wreszcie po tygodniu i 3 dniach ujrzała pierwsze zabudowania.
Wyglądała jak siedem nieszczęść, włosy strasznie skołtunione, spódnica i koszulka się jeszcze trzymały, ale Elfka cała była brudna i poobdzierana. Nie może tak chodzić po ulicach! Jak jakaś wieśniaczka! Szybko przebiegła jakąś alejką i momentalnie zobaczyła ładnie zdobiony napis na szyldzie „Karczma pod Aniołem”. Puściła Sisi luźno, przecież magiczne zwierzęta poradzą sobie, widziała wcześniej polane, na której krasula może się spokojnie paść przez kilka dni i tam właśnie ją posłała. Wślizgnęła się do knajpy. Miała szczęście, karczma faktycznie była całkiem zadbana jak na taką wiochę. Przy stołach siedzieli całkiem nieźli ubrani mężczyźni. „Nimi zajmę się później” – pomyślała i ku zdziwieniu wszystkich szybko podbiegła do karczmarza – Pokój i kąpiel proszę - rzuciła kilka monet –szacując że tyle powinno wystarczyć - na blat. Karczmarz tylko się uśmiechnął i dał klucze do pokoju. – Kąpiel za chwilę będzie przygotowana – powiedział. Elfka weszła po schodach, na które pokierował ją karczmarz, otworzyła drzwi do pokoju, gdzie czekała już na nią służąca. – Dzień dobry, muszę coś ze sobą zrobić. Wyglądam koszmarnie!
Pokojówka również się tylko uśmiechnęła i pokazała drogę do łazienki – „Wszyscy są tu jakoś dziwnie mili” – stwierdziła. Odłożyła łuk i kołczan na łóżko, weszła do łaźni, zdjęła ubrania, które służąca natychmiast wrzuciła do miski z ciepłą wodą i zaczęła szybko uwijać się z praniem. Viss mogła oddać się odrobinie relaksu. Tak, tego potrzebowała po ciężkim tygodniu. Ciepłej wody…
Spędziła w karczmie całą noc, nie zamierzała się tego dnia nigdzie ruszać „Jutro zobaczę ten cały Ocean”.
Następnego dnia, obudziła się, aż wstyd mówić, pod wieczór. Słońce jeszcze nie zaszło, ale prawdę mówiąc nie było do tego daleko. Ubrania były schludnie ułożone na szafce, wysuszone – nie wiadomo jak tak szybko się to udało, ale Vissaria nie zamierzała narzekać. Wreszcie wyglądała jak zwykle! Uczesała swoje piękne rude włosy, umyła twarz. Wzięła swoje rzeczy, podziękowała karczmarzowi i wyszła. Od razu skierowała się w stronę z której – sądząc po odgłosach i wilgotnym powietrzu – powinien znajdować się jej upragniony cel.
Kiedy tak zmierzała w stronę portu, jej uwagę przykuła dziwna scenka. Jakiś tajemniczy typ w jakimś obleśnym płaszczu stał na ulicy – „Uh. Co za koszmarna moda z tym płaszczem” – ale nie to było najbardziej interesujące. W pewnym momencie zaczął strzelać do jakiegoś dzieciaka, biegnącego w jego kierunku z nożem w ręku. Rozległ się huk wystrzału. Wszyscy stali jak wryci, przechodnie i inne dzieciaki patrzyli w milczeniu na całą sytuacje. –Świetnie! – wykrzyknęła z wyraźnym znurzeniem, kpiną i oburzeniem w głosie Vissaria – Nawet tu! Nawet tu ludzie postradali zmysły! Uh! – Rzuciła na koniec, swym charakterystycznym gestem ręki rozrzuciła włosy i niewzruszona przeszła obok krwawiącego dzieciaka. „Sam się prosił to ma” .
Wreszcie dotarła do wody. Na szczęście port nie zajmował całego wybrzeża, więc mogła spokojnie podziwiać horyzont, a nawet wejść do wody! – Ale pięknie! – krzyknęła zadowolona. Zdjęła buty i dała wodzie obmyć jej stopy. Była zimna, ale przyjemna. Zapragnęła dostać się na drugi brzeg tego wielkiego zbiornika, gdziekolwiek by ten brzeg się znajdował. Tylko jak tego dokonać? Może uda się jej jakoś przedostać na statek? „Przecież kto mi odmówi!” Skoro ludzie tak bardzo jedzą jej z ręki, to piraci tym bardziej, przecież to ludzie, tylko trochę głupsi, którzy nigdy kobiety na oczy nie widzieli… prawda?
Założyła obuwie i poszła znów w stronę wioski.
„Myśl, gdzie można znaleźć żeglarzy… czy tam piratów… Wiem! Te obrzydliwe bary, tam zawsze siedzą takie bezmózgie oprychy!” – Kompletnie nie bała się ludzi tego typu. Przecież z niejednym miała już do czynienia, nie jednego zabiła, gdy broniła swojego lasu, a teraz na morzu? Na ograniczonej przestrzeni może być to jeszcze łatwiejsze…
Jeśli na z ludźmi jej się nie spodoba, to może dogada się z jakimiś wodnymi zwierzakami? „Na pewno są śliczne!”
Dotarła wreszcie do jednej z takich karczm. Była niepocieszona, ponieważ był tu tylko jeden wielki stolik złączony z 4 różnych, a przy nich jedna spora grupka i kilka pijaczków pałętających się z kąta do kąta. "Wiele tu piratów nie znajdę" - pomyślała. Zaciekawiło ją jednak, gdy ten sam mężczyzna, w tym samym obrzydliwym płaszczu –„Boże, co za moda” - co widziała wcześniej, wszedł na stół i zaczął coś tam krzyczeć na całe gardło o jakimś „Starym kruku”…”Szarym kruku” … W każdym razie kilku pijaczków do niego podeszło, bo wiele więcej ludzi to nie było… Nawet barman chyba był całą sytuacją zdziwiony, chociaż on to do takich rzeczy powinien być przyzwyczajony, banda zapijaczonych piratów wyobrażających sobie wielkie zainteresowanie ich odkryciami i przygodami.... Viss trochę to wszystko rozśmieszyło, ale pomyślała, że może to być jej jedyna szansa na znalezienie żeglarzy. Tamten gość wspomniał również o jakimś skarbie, też może być to całkiem ciekawe przeżycie.
Niewiele myśląc, odsunęła pijaczków z drogi i rzekła do tego z marnym gustem – Ależ was szczęście spotkało właśnie w tym momencie! – Rzekła podniosłym głosem, jednocześnie poprawiając włosy - Bowiem ja! Vissaria Styx zaszczycę was swoją obecnością na waszym statku! – Gdy skończyła, uśmiechnęła się zawadiacko do Bezguścia „Co, nigdy nie widziałeś takiej piękności, prawda?” – Powstrzymała się od powiedzenia tego na głos - trochę bardziej się uśmiechnęła.
Awatar użytkownika
Jespin
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jespin »

Cała scena wyglądała co najmniej komicznie, ot co mała rudowłosa elfka o dosyć wyzywającym wyglądzie (znając warunki portowe i tutejsze kobiety) przepycha się przez hołotę pijaczków i zaczyna proponować swoje usługi. Nawet jednemu z nich nie spodobała się postawa nieznajomej i wtrącił się grubiańsko.
-Ja tutaj do cholery stałem!
Jednak nikt nie zwracał na niego uwagi, jakby nikt go nie słyszał. Wreszcie zdenerwowany mężczyzna miał podnieść dłoń na arogancką kobietę, gdy nagle pomiędzy jego oczyma znalazła się dziura, przez którą zaczęła wylewać się krew i resztki mózgu, a sam pijaczyna upadł jak długi brudząc swoimi płynami ustrojowymi wszystkich dookoła. Zanim zdążył kogokolwiek zaatakować pirat zdążył obronić kobietę, pakując kulkę w jego paskudny łeb. Gdy to zrobił, powirował na palcu gnatem o kabłąk i zdmuchnął resztki dymu z lufy - ewidentnie chciał się popisać. Z resztą co mu się dziwić jest facetem, a jak każdy facet - myśli rozporkiem. Przez kilka sekund zbiorowisko stało i gapiło się na Jespina, jednak po chwili wrócili do swoich czynności. Karczmarz jedynie pstryknął palcami do jednego ze swoich pracowników, aby ten zabrał ciało do rynsztoku, co z resztą tak też zrobił.
Jespin spojrzał jeszcze przez chwilę na kobietę, po czym wyjął z kieszeni chustkę i wytarł twarz z krwi. Potem powoli zaczął przeładowywać swój pistolet, przedłużając przy tym celowo rozmowę. Nabijając broń zależało mu na tym, by pokazać nieznajomej wszystkie detale, oraz szczegóły swojego pistoletu. Jeśli nie złoto było jego największym skarbem, to właśnie jego "żelazna lufa" z resztą... Ile razy zwykły mieszkaniec Alaranii mógł zobaczyć broń palną w swoim życiu. Kapitan popatrzył się jeszcze prosto w oczy elfki uśmiechnął się, nawet mrugnął do niej jednym okiem, próbując zauważyć u niej gest niecierpliwości. Chwila ciszy płynęła powoli jak smoła, reszta załogantów zaczęła nawet coś szeptać na ucho kapitanowi, wreszcie wstał niezapowiedzianie z krzesła, robiąc zaskoczenie wokół (niektórzy jego kompanii nawet lekko drgnęli), po czym gwizdnął. Spod spodu stołka wybiegła małpka należąca do pirata, zgrabnym ruchem wbiegła energicznie mu na ramię, on ją tylko pogłaskał i wyjąwszy wcześniej kawałek ciasta z torby - dał jej do rączek.
-Po pierwsze to nie ja mam zaszczyt, tylko ty masz zaszczyt złotko. Rozumiemy się? - Wreszcie się odezwał ukazując swój północny dialekt i barwę głosu przeplataną chrypą alkoholową.
Po drugie... Albo nawet nie, nadal pierwsze... Ty w ogóle wiesz z kim rozmawiasz? Nie? Tak? Jespin Cipher największy pirat tego zasranego miasta i chyba największy przemytnik na całym świecie. Oczywiście moim skromnym zdaniem - zaśmiał się - A ty? Rudowłosa małolata co w kolejce nie potrafi postać, byś przepłaciła siniakiem na swojej pięknej twarzy, a tak? Nie wiadomo czy ten biedak, co go kropnąłem miał rodzinę, tak po prostu przyszedł się napić i już nie żyje, a ty tylko twoja wina, nawet grobu mu nie postawią - uśmiechnął się.
-Może do pomocy ją zabierzemy, jeśli wiesz o co chodzi kapitanie.. - odezwał się sarkastycznie Patrick.
-Zaraz sama Ci przywalę, jełopie. - odezwała się Catrina, puszczając oczko do elfki.
-No jak sama widzisz... Piraci to nie przelewki, chcę mieć pewność, że mi się przydasz, nie potrzebuję nieroba czy mięczaka na pokładzie... Jednak - I wtedy stanął w miejscu. Przedtem krążył wokół kobiety przyglądając się jej dokładnie. - Dam Ci szansę. Może ze względu na twój wygląd, może nie. Masz tu i teraz przedstawić swoją wartość i przekonać mnie, że jednak MUSZĘ ciebie przyjąć na statek.
I usiadł z powrotem na krześle, łapiąc małpkę w dłonie i głaszcząc ją jak kota.
-No... Czekam. I niech ktoś wytrze tę plamę krwi z podłogi do cholery!
Awatar użytkownika
Vissaria
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vissaria »

„Ha! Niedoczekanie! Odstrzelił jednego kompletnie nieszkodliwego pijaczynę i będzie się rządził? Oczywiście, że zrobił to na pokaz!”
-Po pierwsze… Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że właśnie… - Wycedziła z wściekłością w ocach– pobrudziłeś moją ulubioną koszulę. – Wzięła głębokich oddech.
Postanowiła odwrócić wzrok, od tego aroganckiego gnojka, żeby się uspokoić. Popatrzyła na ciało, całkiem imponujący strzał, ale nie wystarczający, żeby wywrzeć na Vissarii wrażenie. Nie jedno już widziała. „Pistolety to głupia broń, nie musisz nic robić, tylko pociągnąć spust. Nawet nie widać jak ofiara cierpi. Pod tym względem łuki są o wiele lepsze.” – Wzruszyła ramionami. Była już całkiem spokojna. Nawet się uśmiechnęła.
- A po drugie – zaczęła – nie mam zielonego pojęcia kim jesteś i wydaje mi się, że gdybyś był tym za kogo się uważasz „piraciku”, to chociaż ubierałbyś się lepiej – obrzuciła płaszcz jegomościa pełnym obrzydzenia wzrokiem. – Liczyłam, że znajdę tu kogoś godnego uwagi, jednak się pomyliłam. – Stwierdziła na koniec na całą sale kpiącym głosem - Naucz się rozmawiać z kobietami opryszku, bo daleko w życiu nie zajdziesz. Żegnam. – Odwróciła się ostentacyjnie zarzucając włosami i wyszła energicznym i pełnym wdzięku krokiem.
Gdy wyszła z karczmy, było już po zmroku. Upewniła się, że ma swój łuk i strzały nadal na plecach. Choć je czuła, to zmysły czasem mogą zawodzić.
„Czas na wino!” – Stwierdziła. - „Wpienił mnie ten typek” – Ruszyła w stronę polanki na której zostawiła krasulę.
-Sisi! – Zawołała - Pora na dojenie! – Krówka przybiegła do niej, tak szybko, jak tylko takie zwierzę potrafi. Polubiły się od czasu, gdy ją dostała. Wprawdzie nie porozumiewała się ona zwykłym zwierzęcym językiem, więc nie mogły ze sobą swobodnie rozmawiać, ale więź, która wytworzyła się między nimi, była tak duża, że Elfka mogła już odgadnąć o czym myśli Sisi. Wyjęła z plecaka przytroczonego do krówki kieliszek i napełniła go szlachetnym czerwonym trunkiem. Uwielbiała jego smak. Było idealnie słodkie, takie jak lubiła. „Może się upije i położę na tej polanie? I tak już chyba nie znajdę żadnego pokoju.” Postanowiła, że może nie będzie tracić kontroli, bo jeszcze przyjdzie ten bezczel i coś jej zrobi. Wypiła więc dwa kieliszki, wytarła naczynie szmatką, rozłożyła sobie wygodny i miękki koc na trawie i położyła się obok krasuli.
Wiedziała, że ma płytki sen, obudzi się gdy ktokolwiek się do niej zbliży, plus przecież była jeszcze Sisi, która też wyrobiła sobie nawyk ostrzegania właścicielki przed rzekomym niebezpieczeństwem.
Podróż statkiem może poczekać, nie zamierzam płynąć z takim ignorantem jak ten... jak mu było? Jakoś się przedstawił... "Najgłupszy pirat tego miasta?", a potem... "Najgorszy przemytnik na świecie" - Uśmiechnęła się pod nosem. "A już wiem! Jaspin Cipe! Dość komiczne, ale no cóż, rodziny się nie wybiera, jak to mówią." - pomyślała i zasnęła. Lubiła spać na świeżym powietrzu, dawało jej to dużo energii na dzień następny. Czuła, że jest wtedy trochę bliżej natury.
Awatar użytkownika
Jespin
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jespin »

No to Szefie, dostałeś tak zwanego kosza... - zaśmiała się Catrina. Miała zresztą powód, po feralnym wyjściu kobiety z karczmy, każda osoba przebywająca w niej spojrzała na upokorzonego pirata. Ludzie momentalnie zaczęli na jego temat żartować. Nawet jedna osoba ośmieliła się rzucić w jego stronę parę niecenzuralnych słów, jednak szybko została stłumiona przez właściciela gospody, który nie chciał mieć kolejnego trupa na karku. Zdenerwowany Jespin otarł pot ze swojego czoła, poprawił chustę zasłaniającą oko, po czym rzekł.
-Bawi was to? Że jakaś ruda małpa podważa mój autorytet? Jeszcze się przekona z kim zadarła... - Stanął obok krzesła, z nerwów nie mógł ustać w jednym miejscu, dlatego też zaczął kręcić się wokół niego.
-Patrick, do mnie! - Krzyknął
-Tak?
-Słuchaj no... Mam pomysł, a ty misję.. - Po czym znów usiadł na drewnianym, zimnym krześle. Wyciągnął z torby kawałek papieru, pióro z kałamarzem i zaczął coś pisać. Jak się później okazało był to list. Nie tak godny i elegancki list jak dostają księżniczki od swych kochanków na placach królewskich, ot co stara kartka (podchodząca raczej po chusteczkę) papieru zawierająca niestaranne i brzydkie, jednak nadal w jakiś sposób czytelne pismo. Jespin nawet się postarał, ponieważ nie popełnił żadnego błędu językowego.
-Weźmiesz ten list i dasz go tej rudej małpie, nieważne w jaki sposób, a potem wrócisz na statek.
-Ale dlaczego ja, już ostatnio dałeś mi zadanie kapitanie... - Odrzekł.
-Ponieważ, jako jedyny nie potrafisz z nas czytać jełopie... Poza tym, co ja Ci będę się tłumaczył, jestem twoim kapitanem!
-No, no dobra. - Odpowiedział bardzo niepewnym głosem.
-Leć już, bo ją zgubisz i pamiętaj, żeby zachować bezpieczny dystans, ona nie może wiedzieć o tobie, zanim nie dasz jej listu.
-Tak jest. - Westchnął, po czym wybiegł z karczmy za szlakiem tajemniczej elfki.
Gdy wybiegł, jego miejsce na krześle zajęła Catrina, wiedziała, że kapitan coś będzie od niej chciał, znała już jego plany działania. Ironicznie przybrała nawet jego minę, którą zrobił gdy się na nią spojrzał.
-Coś chyba chcesz mi powiedzieć kapitanie. - Rzekła
-Tak... Znasz się na modzie?

***

Ciemne uliczki Leonii po zmroku nie wyglądały nadal tak przyjemnie, jak te za dnia. W nocy ciemne, wypalone cegły, z których są zbudowane prawie wszystkie budynki w mieście nabrały koloru czarnego jak ropa. Co jakiś czas jednak na drodze pojawiała się latarnia miejska dająca silne, ciepłe światło zmieszane z ciepłem wydzielającego się ognia. Jak gdyby z otchłani smutku i szarości wyłaniała się cząsteczka jasnej nadziei, jednak Patrick nie miał czasu na takie rozmyślania, szedł szybkim krokiem i starał się szukać wzrokiem śledzoną kobietę. Trochę mu to czasu zajęło, jednak wreszcie znalazł ją na skrzyżowaniu, z którego szybkim krokiem zmierzała na tereny pobliskiej polany zaraz za miastem. Nie chcąc zbudzić podejrzeń zdjął kaptur, by wyglądać bardziej ufnie. Zgodnie z rozkazami kapitana trzymał bezpieczny dystans, gdy widział, że elfka się odwraca momentalnie krył się gdzieś za ścianami, a gdy wyszedł za bramy miasta - za drzewami i krzakami. Wreszcie kobieta przystanęła na polanie, gdzie obok ciągnęła się mała droga prowadząca do pobliskiej wioski. Patrick pomimo nocy zdołał zauważyć, że kobieta miała przy sobie łuk, nie chcąc ryzykować życiem wpadł na pewien plan. Przywiązał zlecony mu list do kamienia kawałkiem sznurowadła, które poświęcił z własnego buta, po czym biorąc porządne trzy zamachy rzucił nim w stronę leżącej kobiety. Kamień wylądował parę metrów obok jej nóg, na tle zielonej trawy (która swoją drogą zamortyzowała upadek, tym samym chroniąc przed hałasem), dzięki czemu był bardzo widoczny, więc Patrick miał pewność, że tajemnicza nieznajoma powinna go zauważyć.
Po wykonanym rzucie, szybkim (jednak nadal cichym) krokiem wyruszył w stronę miasta, by móc poinformować kapitana o wykonanym zadaniu.
Treść listu była następująca:

"Droga Panno (jak się Pani przedstawiła) Vissario
Ogromnie mi jest przykro za sytuację, która nie miała mieć prawa zajścia. Bardzo mi jest smutno z tego powodu.
Ze względu na moją słabość do pięknych kobiet nie będę mógł sobie spojrzeć w oczy (a bardziej oko), jeśli mi Pani osobiście nie przebaczy. Chciałbym Panią zaprosić uroczyście na kolację zorganizowaną na moim okręcie (W porcie Leonii, powinna go pani rozpoznać po banderze z sylwetką szarego kruka), gdzie przy lampce wina (o ile Pani lubi) porozmawiamy jeszcze raz o interesach. Dziś o zachodzie słońca.
Z wielkim szacunkiem -Kapitan Jespin Cipher"


***

-I jak wyglądam? - Zapytał Jespin, który wraz ze swoją towarzyszką przygód dobierał frak do przywitania gościa.
-Aż tak Ci zależy? - Odpowiedziała pytaniem roześmiana Catrina, wiążąc wokół koszuli pirata elegancką kokardę. Znajdowali się oni w kajucie kapitana. Było to średniej wielkości pomieszczenie, którego znaczną część wypełniały przeróżne kosztowności. Na ścianach wisiała rozmaita broń, od mieczy jednoręcznych i dwuręcznych, aż po łuki i kusze, kończąc na kosturach i włóczniach. Na końcu pomieszczenia znajdowało się ogromne, czerwone łóżko z baldachimem, wokół niego zaś rozciągały się pięknie zdobione meble. Pośrodku znajdował się wielki stół, na którym zwykle znajdowała się mapa mórz Alaranii i przyrządy nawigacyjne - dziś jednak stół był okryty śnieżnobiałym obrusem, oraz obfitym w różne bogate potrawy.
-A żebyś wiedziała... Kobieta ma charakter, potrzebujemy kogoś takiego, zresztą nie wyglądała na głupią.
-Ta... Gdybym też miała taki tyłek, też byś tak mówił.. - Odpowiedziała ponurym tonem, wiążąc pantofle pirata.
-No, zupełnie inny kapitan! - Powiedziała, po czym podała lustro Jespinowi. Miała rację, pirat był nie do poznania. Włosy miał spięte schludnie w kitkę, zwykłą szmatę, którą zakrywał oko, zamienił na skórzaną opaskę. Swoje ciuchy natomiast przebrał na najwyższej klasy frak, spodnie i pantofle, które kiedyś zabrał podczas jednych z abordaży. Zwykła osoba mogłaby go pomylić z burżuazją, ba! nawet z arystokracją.
-Pozostało tylko czekać... Powiedział Jespin i usiadł przy stole zaglądając do kieszonkowego zegarka, za chwilę miała wybić godzina spotkania.
Awatar użytkownika
Vissaria
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Elf Leśny
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Vissaria »

Viss pomimo stłumionego dźwięku upadającego przedmiotu, wstała momentalnie. Tak jakby ktoś w nią czymś rzucił. Wychodzi na to, że był to kamień. Zdziwiona, podniosła go i z jeszcze większym zdziwieniem, zobaczyła wiadomość, przywiązaną niedbale sznurkiem. „Kto tym razem będzie wysyłał mi miłosne liściki?” – Uśmiechnęła się pod nosem. Szybko przeczytała list. Od razu rzuciło jej się w oczy niedbałe pismo. „Wiele się nie pomyliłam, ten oblech chce mnie zaciągnąć na swoją łajbę? Jeszcze czego! Ja mu zaraz pokażę!” – To myśląc, wyjęła z torby uwieszonej na jednym z boków Sisi, pióro i atrament i zaczęła pisać na drugiej stronie wcześniej zapisanej kartki, starając się przedrzeźniać dziwny styl pirata. Starannym pismem wymalowała:

„Drogi Panie Jaspinie, czy jak Ci tam było.
Mnie również jest ogromnie przykro, z powodu sytuacji, jaka miała miejsce jakiś czas temu w barze. Jednakże z przykrością muszę stwierdzić, że węszę spisek w Pana zaproszeniu. Dał mi Pan do tego sporo powodów przy naszym ostatnim spotkaniu. Jeśli faktycznie zależy Panu na spotkaniu i okazaniu skruchy, to proponuje polanę, za wioską o blasku księżyca. Zapewniam, że wino, które z chęcią oddaje moja krówka, jest przynajmniej trzy razy lepsze, od tych waszych wioskowych pomyj.
Nie rozumiem także, o jakich interesach Pan chce rozmawiać, odrzucił Pan wcześniej moją ofertę, więc zakładam, że chodzi o coś innego?
Równocześnie uprzejmie ostrzegam, że muszę mieć bardzo dobry powód, żebym chociaż raczyła spojrzeć na Pana po całym tym zdarzeniu, więc będzie musiał się Pan postarać.
Lepiej też, gdyby nie przyszedł Pan z pustymi rękoma.

Z wielkim szacunkiem – Arystokratka Vissaria Styx.
PS. Tylko Pan i Ja, rozumiemy się? Jeśli zobaczę kogoś więcej, natychmiast kończymy rozmowę”



"A niech ma! Co on sobie wyobraża! Nie tak łatwo udobruchać kobietę! Zwłaszcza taką kobietę! Jeśli mu tak zależy to przyjdzie! Może nawet coś miłego przyniesie! O tak! Dawno już nikt o mnie nie zabiegał! Najwyższa pora! Może być nawet taki dziwak! On przynajmniej wysyła liściki, nie to co Ci, którzy tylko puszczają oczka co jakiś czas i gwiżdżą gdy przejdzie się koło nich!" - Zamyśliła się. "Może trochę za bardzo popłynęłam z tą "Arystokratką? Ach! Nie! Już się nie wycofam!"
Nie była wprawdzie arystokratką, ale musiała się przecież postawić wyżej, niż ten głupi pirat! „Co on sobie wyobraża! Najpierw krzyczy! Unosi się dumą! A później jak gdyby nigdy nic zaprasza na swój statek?! Niedoczekanie! Przeprosić! Na pewno! Porwać nie przeprosić!” Wprawdzie chciała dostać się na wodę, ale nie w klatce jak jakieś zwierzę! Z „kapitanem” może i by sobie poradziła, ale niestety miał on trochę liczniejszą załogę.
Viss nie mogła usiedzieć w miejscu, zaczęła chodzić po całej polanie myśląc, co jeszcze mogłaby napisać, gdzie wbić szpilę, ale dała za wygraną, nie była dobra w takie gry. Zawsze wolała mówić ludziom w twarz to, co o nich myśli, przez listy to żadna zabawa, nawet nie można zobaczyć reakcji tej drugiej strony.

Po jeszcze jednej chwili namysłu postanowiła dać list przelatujące mewie.
-Znajdź statek, na … em... banderze?... – zawahała się, nie miała pojęcia co to znaczy, ale pirat tak pisał, więc musiało mieć to sens – ... ma namalowaną sylwetkę kruka. Port Leonii. Daj to kapitanowi tego statku - brzydki, głupi i arogancki, nakreśliła mewie obraz pirata, tak jakby miał jej coś dać. – Wysłannik kiwnął głową, wziął list w dziób i pofrunął.
-Dzięki! – Krzyknęła elfka – Kiedyś się jeszcze odwdzięczę!

Ptak krążył jakiś czas nad portem. W końcu po chwili dostrzegł łajbę z krukiem na banderze. Nie widział innej opcji wejścia, postanowił usiąść na jednej z belek i zapukać w małe okienko statku. Cały czas z dziobem w liście, wyczekiwała odbioru przesyłki.
Awatar użytkownika
Jespin
Szukający drogi
Posty: 31
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Alarianin
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Jespin »

Słońce zachodziło, jednak rudowłosej nadal nie było widać ani na statku, ani nawet w porcie. Kapitan zaczął się niecierpliwić.
Zdążył on już wypić połowę całej butelki rumu, jednak nie upił się. Gdy już zdenerwowany miał kończyć oczekiwanie na gościa i przy okazji z nerwów niszczyć wszystko co napotka na drodze, nagle coś zaczęło stukać w szybkę lewego okienka. Jespin spojrzał w szybkę i ujrzał mewę, stukającą dziobem. Ten tylko powiedział.
-Spadaj! - Jednak zanim zdążył pogonić zwierzę, ujrzał w jej dziobie kawałek papieru, domyślał się, co się święci. Podszedł zatem do okienka, po czym je otworzył, wyciągnął rękę do ptaka i wyrwał mu z dzioba list (poganiając go przy tym), od razu zabrał się za czytanie tajemnej przesyłki.
-Ha! Sprytna babka - Krzyknął - Jeśli chce być na polanie, to czemu nie.... Zwłok nie będzie trzeba wyrzucać. - Zaśmiał się i podszedł do swojego biurka, usiadł na krześle i wyciągnął z jednej z półek skórzany mieszek wypełniony klejnotami.
-Chcesz czegoś.... - Powiedział, przesypując garść szafirów, diamentów i szmaragdów do innego (mniejszego) mieszka, po czym schował go pod marynarkę. - To będziesz miała...
Wstał. Wyszedł ze swej kajuty i przemierzając korytarz w kierunku wyjścia, wsunął pistolet w pas. Niedługo miała wybić godzina spotkania, więc pirat wszystko robił w pośpiechu.
Gdy wyszedł na pokład, spotkał Patricka, zaczepił go krótko się pytając.
-Gdzie jest? Jest uzbrojona?
-Nie wiem... - Odparł - Wydaje mi się, że mogła mieć łuk...
-Wydaje ci się? Dobra.. gdzie jest?
-Niedaleko, zaraz na pastwiskach Leonii, leży przytulona do jakiejś krowy, pewnie śpi... Trzeba skręcić w prawo, zaraz za samotnie stojącą brzozą....
-No już nie śpi.. - Po czym poklepał majtka po ramieniu, dodając - Zaraz wrócę.

***

Noc była czarna, jak serca wrogów kapitana (których raczej wolałby teraz nie oglądać). Księżyc stał w zenicie, a niebo było bezchmurne i gwieździste, astronomowie byliby dosłownie w siódmym niebie, widząc ten widok. Jednak pirata nie obchodziły panujące warunki atmosferyczne, a jedynie kontakt z nieznajomą kobietą. Szybkim krokiem wyruszył ze strony miasta udając się na pobliskie łąki, na szczęście nie napotkał żadnych nieprzyjemności przedzierając się przez plugawe uliczki portowej Leoni, więc dosyć szybko udało mu się wydostać przed bramy miasta. Był lekko spóźniony więc, postanowił przyśpieszyć tempo, minął zadeptane drogi prowadzące na pobliskie wioski, a mijając opisane przed Patricka drzewo - skręcił w stronę łąki. Nie minęła chwila, by kapitan mógł już ujrzeć kobietę, jednak prawdę mówiąc widząc swoim jednym okiem, mógł dostrzec tylko jej kontury.
-No i witam ponownie - zaśmiał się, rzucając krzywo w stronę elfki mieszek z klejnotami. - Jak tam było? Nie przychodź z pustymi rękoma? - stanął w miejscu, po czym zaczął mówić do kobiety, gapiąc się przy tym na gwiazdy. -Kiedyś dzięki tym małym dupkom udało mi się wrócić na ląd... Ale nie o tym mowa, przyszedłem tu w sprawie interesów. -Spojrzał ponownie na Vissarię, po czym wyciągnął z kieszeni zgnieciony list. -Panno Styx, potrzebuję najemnika do załogi, dosłownie jeden rejs w morze. W celach... Zarobkowym, no przecież wiesz raczej kim jestem - Zaśmiał się -Wybrałem Panią, ponieważ postawiła mi się Pani, a jednak Pani żyje... Niewielu się to udaje, więc jakby na to nie patrzeć, to już wystarczyło, żeby mnie przekonać. Na pewno Pani nie pożałuje, obiecuję Pani wiekopomne i przede wszystkim, ogromne przygody. To jak będzie?
Zablokowany

Wróć do „Ocean Jadeitów”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości