Nowa AeriaIdź kocie do diabła

Podczas Wielkiej Wojny Aeria została zrównana z ziemią, jedyne co po niej pozostało to sterta gruzów. Zanim Wielka Armia dotarła do miasta Król ewakuował ludność w góry, sam zaś zginą broniąc bram miasta. Po wojnie Aerczycy postanowili odbudować miasto, dziś na jego gruzach powstała Nowa Aeria - piękne, przyjazne, nowe miasto, niesplamione jeszcze żadną wojną.
Zablokowany
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Czart odwrócił się gwałtownie łypiąc spode łba na intruza. Usłyszał głos, którego nie powinno tu być, dopiero w drugiej kolejności kodując do kogo głos należał wraz ze świadomością, że i tak nie powinno go tu być. Wszystko zajęło niepełne uderzenie serca, nie mniej twarz czarta wróżyła następną rozmowę z kolejnym nieproszonym gościem, rozluźniając się dopiero gdy wzrokiem napotkał sylwetkę złodziejki.
        - Jakbyś mogła, będę wdzięczny - westchnął zrezygnowany. Przynajmniej miał z głowy bieganie po schodach, bo dziewczyn nie zwykł straszyć nagłym zjawianiem się znikąd, chociaż odpowiedź spokojnie mogła odnosić się zarówno do krwawienia jak i wołania małej pokojówki. Obydwoje byli w podobnym nastroju do żartów. Niezmienny czas pod presją taką czy inną, zmęczeni na podobnym poziomie nawet jeśli w trochę odmienny sposób.
        Dziewczynka popędziła po schodach ze ścierkami i wiadrem, ale zamiast od razu skupić się na plamach zakryła buźkę rękoma już na starcie panikując.
        - Szef jest ranny! - pisnęła spod palców wślepiając się w zakrwawiony rękaw marynarki i wyszarpany spod niego, rozcięty materiał koszuli, oba jednakowo zakrwawione.
        - To tylko zadrapanie - mruknął diabeł starając się zbyć temat, niestety niezbyt przekonująco z racji zaciśniętej na przedramieniu dłoni. Co z tego, że chodziło o nierobienie kolejnych plam, bies tamował krwawienie i dla Helen wszystko stawało się czarno białe.
        - Zaraz to opatrzę. - Blondynka wreszcie się otrząsnęła i odpowiednio energicznie zaczęła przeglądać szmatki, które przyniosła, zaraz potem rozpoczynając dramat o to, że nie zabrała ze sobą ręcznika, po chwili poprawiając i ganiąc samą siebie, że jednak najlepiej byłoby zabrać bandaż. Bies znosił wszystko z anielską wręcz cierpliwością, do momentu gdy pokojówka zerwała się by pobiec po wymyślony wreszcie opatrunek. Złapał dziewczynkę za ramię, zatrzymując ją niemal w locie, przy okazji zostawiając na jasnej bluzce krwisty odcisk dłoni.
        - Helen, błagam cię, to był ciężki dzień - zaczął chrapliwie, puszczając pokojówkę, która oszołomiona ani myślała drgnąć, gdy Dagon sięgał po pierwszą z brzegu szmatę.
        - Widzisz, już jest dobrze. - Owinął materiał wokół ręki cedząc jakby rozmawiał z osobą o nieco mniej lotnym umyśle lub zwyczajnie pilnując się by nie potrząsnąć szczebioczącą i panikującą dziewczynką. - A teraz weź się za te plamy, bo dywany będą do wymiany - dokończył wzrokiem wskazując podłogę.
        - Ale... - Bies wskazał dywan ponownie, choć tym razem używając palca, a dziewczynka widząc rozbryzgi nareszcie chociaż powoli zaczęła pojmować, że faktycznie jeśli zaraz nie weźmie się za sprzątanie to nie wywabi kleksów za żadnego boga. Czart tylko skinął głową i ruszył na zaplecze trafiając wprost na trupa. Jako że gościa nie znał, a ten przebywał na jego terenie znaczyło, że właśnie miał okazję poznać tylną czujkę. Robota wyglądała raczej na kocią, wielu biegających z nożami, mieszkających u niego w domu nie znał, a i stamtąd kotka nadeszła, tak też wnioski nasuwały się same. Skoro zaś już rozpoczęli gruntowne porządki, dobrze byłoby je dokończyć. Czart wyszedł bramą na skraj ulicy i ślepiami odnalazł gościa pilnującego frontu. Mgnienie później zmaterializował się tuż zanim.
Dłoń Laufeya zakryła twarz mężczyzny zanim ten zdążył pomyśleć o krzyku i piekielnik zniknął ze schwytanym równie szybko jak się pojawił. Mężczyzna początkowo walczył i wił się, ale przyciśnięty czarcią łapą z ograniczoną możliwością oddychania stawiał coraz słabszy opór. Martwy upadł na bruk, gdy Dagon pożyczył nóż od denata nim poderżnął gardło drugiego ze szpicli. Teraz pozostało tylko pozbyć się ciał. Chwycił pierwszego z brzegu za kołnierz i machnął nim przez właśnie otwierający się portal, zaraz za nim podążył drugi nieboszczyk.
Trupy z głuchym łoskotem trzasnęły o ściany sklepu smokołaka. Pierwszy uderzył w ścianę, nogą raptem zostawiając pajęczynę spękań na szybie. Przy drugim czart lepiej się przyłożył i denat wpadł do sklepu wraz z hukiem tłuczonego szkła.
Jak miało się pieprzyć, niech się pieprzy, dość zatykania palcem tonącej łodzi. Tylko Scarlett mogłaby odwiedzić jaszczurkę i pokazać mu, że nie był taki cwany jak mu się zdawało.
Po drodze wpadł tylko zobaczyć czy z dziewczynami wszystko w porządku. Poza śliwą pod okiem nic nikomu się nie stało. Nie napotkał też urażonych spojrzeń więc wydawało się, że mądrzejsze i bardziej doświadczone wytłumaczyły młodszym parę spraw.
Mógł więc w spokoju dopić whisky. Cudowny dzień…

        Właśnie na tej czynności został złapany przez panterę. Łypnął jedynie na wchodzącą dziewczynę, większą uwagę poświęcając butelce.
        - Pójdziemy kiedyś na jarmark, znajdziemy stół gdzie siłują się na rękę, obstawisz zakłady i się obłowisz - prychnął niezbyt rozbawiony jak to bywało, gdy coś poszło nie po czarciej myśli. Miało nie być świadków, ale jeden wścibski kot się napatoczył.
Nie nagabywał Kimiko spojrzeniem, za to zaczął uważnie słuchać tego co miała do powiedzenia, a jak się okazało, kocie pojęcie powagi kłopotów było zdecydowanie wypaczone.
Czart przymrużył ślepia już nawet nie próbując udawać, czy mu się coś podobało czy nie, a to co słyszał bynajmniej nie należało do dobrych wiadomości. Ocena czy dziewczyna była ostrożna i czy zachowywane przez nią środki ostrożności były dostateczne zależała od strony patrzącego. Miała jednak zmysły pantery, więc czart nijak nie potrafił sobie wyobrazić by byle kto od tak podszedł złodziejkę bez jej wiedzy.
Z każdym kolejnym słowem podobało mu się coraz mniej. Wykradali życie… możliwe, nie takie rzeczy dało się robić z czarną magią. Gorzej, że wciąż dowiadywał się o nowych możliwościach Villaina nie poznając ani jednej jego słabości. Jak wykończyć kogoś takiego...? Nawet nie wiedział ile tak naprawdę miał za sobą zbójeckiej ciżby, o zdolnościach co ważniejszych członków czy jego własnych nawet nie próbując wspominać. Gnojek jednak nie tylko bruździł mu w interesach niemal plując w twarz, przed chwilą wlazł mu z butami w biznes a teraz jeszcze dowiedział się, że porwał mu sprzed nosa dziewczynę. Takie rzeczy opłacało się krwią, co do tego piekielnik nie miał ani jednaj wątpliwości, potrzebował tylko jednej podpowiedzi, jak to zrobić by nie opłacić prób własną posoką. W tym czasie może nieco splątana ale jednak opowieść Kimiko trwała, tylko podjudzając burzę w czarciej głowie.
        - Dobry odruch - mruknął pod nosem czart. Przy okazji podobna wiedza mogła się przydać. No i okazało się też, że będzie musiał złożyć Sethowi wizytę. Sama koszula była najmniej istotnym drobiazgiem, wychrypiał więc w odpowiedzi bardziej dla rozluźnienia atmosfery niż dodania czegoś istotnego do rozmowy
- Wolę cię w mojej.
A zmiennokształtna dochodziła do punktu kulminacyjnego i jednocześnie zakończenia.
-         Czemu chciał ciebie? Może ma dobry gust. - Diabeł trącił palcem kocie ucho. - I zupełny brak instynktu samozachowawczego - dodał już ciszej, odgarniając czarne włosy dziewczyny, przy okazji głaszcząc trącone wcześniej ucho.
        - Nie wiem jakim cudem zawsze pakujesz się w tarapaty - dodał uśmiechając się półgębkiem. - Może to talent. A że żywotna z ciebie bestyjka to może dziewięć żyć lepiej fiolkę wypełni - gdybał półżartem nie dlatego, że nie wierzył dziewczynie czy z niej kpił, a bardziej by trochę oddalić depresyjny nastrój. Załamywanie się nic nie zmieniało.
        - Jest wiele paskudnych dziedzin magii - odpowiedział na kolejne wątpliwości dziewczyny, ręką podpierając jej policzek by pogłaskać go kciukiem. - Ale Kimi, właśnie pytasz diabła dlaczego ludzie są źli - dodał z łagodnym uśmiechem, obejmując brunetkę ramieniem.
        - Przez ten czas prawie wcale nie było mnie w Aerii - zaczął swoją stronę opowiadania. - Kręciłem w Trytonii biznes, który jak dobrze pójdzie, utknie gadowi ością w gardle. Nawet nie wiedziałem, że nie wróciłaś do domu - dodał bawiąc się włosami dziewczyny.
        - A jak zacząłem domyślać się, że coś jest nie tak, wciąż mogłem zrobić tyle co nic. Nigdy nie mówiłem ci, że jestem gangsterem właśnie dlatego, że nim nie byłem. Znaczę tyle co moje znajomości, jestem… byłem - poprawił się po chwili zastanowienia. - Pośrednikiem. Teraz znaczę dokładnie tyle co nic, nawet odpowiedzi na proste pytanie nie otrzymam - zakończył markotnym tonem. Lata budowania poszły się pieprzyć w niecały miesiąc przez jedną jaszczurkę.
        - Ukatrupię sukinkota i zrobię z niego buty - mruknął pod nosem, jednocześnie zerkając na pustoszejącą butelkę. Jednym słowem ani odległa ani bliska przyszłość nie jawiły się zbyt kolorowo.
        - Gdzie znajdę kocurka? - zapytał z nagle bystrzejącym wzrokiem.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Reed stał za ladą kramu, pochylony nad butelką, do której skrupulatnie przesypywał przez lejek jakiś proszek. Dla wygody był w swojej ludzkiej postaci, by łatwiej było operować mu dłońmi. Oczy jednak pozostawały typowo gadzie i kiedy zabrzęczał dzwoneczek w drzwiach, o tej porze, poderwały się, spoglądając z niezadowoleniem na intruza. Na widok swojego człowieka, ciągnącego za kołnierz innego, w pełni martwego, lejek wypadł mu z ręki i zmiennokształtny zaklął wściekle, nie mogąc się rozdwoić i nie wiedząc czy uwagę poświęcić ludziom czy drogocennemu surowcowi sypiącemu się na ziemię. W końcu jednak poderwał głowę, mrużąc ostrzegawczo ślepia, gdy bandyta zaczął od niefortunnych słów.
Smokołak słuchał w milczeniu, ale jego sylwetka momentalnie przekształciła się w formę hybrydy i długie pazury zaciskały się teraz wściekle na drewnianym blacie, żłobiąc szramy w miękkim drewnie. Gdy pechowy posłaniec zakończył wypowiedź i popełnił przymusowe samobójstwo, Villain stał jeszcze przez chwilę nieruchomo, spozierając wściekle na dwa trupy w swoim kramie, po czym zaryczał wściekle, ziejąc niewielkim płomieniem. Nemorianka pojawiła się u jego boku zaledwie mgnienie później.
- Co się dzieje? – zapytała od razu, szukając zagrożenia.
- Laufey… - wysyczał gad, strzelając językiem, a kobieta wywróciła oczami.
- Mówiłam ci, że to się tak skoń…
- Wracaj do chłopaka!
- Nie podnoś na mnie…
- WRACAJ DO DZIECIAKA! – ryknął, strzelając znów płomieniami, przed którymi nemorianka osłoniła się niedbałym machnięciem dłoni. Nie wyglądała jednak na zachwyconą, delikatnie mówiąc. Nie powiedziała jednak słowa, tylko spojrzała chłodno na swojego wspólnika i w milczeniu opuściła kram.
        Nie wróciła już nawet słysząc tłuczoną szybę witryny ani wrzask smokołaka, któremu towarzyszyły trzaski i rumor, gdy owładnięty furią zmiennokształtny miotał się po kramie dewastując własne wnętrze. Prychnęła tylko na jego zmienne nastroje i wróciła do pracy. Powoli jednak przestawała jej się podobać ta współpraca. Tak osobiste podchodzenie do interesów było absolutnie nieprofesjonalne, a co gorsza – nieopłacalne. Może doceniłaby przeciwnika za doprowadzenie zmiennokształtnego do takiego stanu, ale teraz nie miała do tego głowy. Dzieciak jej się kończył, potrzebowała więcej istot.

        Kimiko zatrzymała się w wejściu do mieszkania, spoglądając na czarta. Wrogie spojrzenie osadziłoby w miejscu chyba każdego o nieco słabszym charakterze lub zwyczajnie nieco silniejszym instynkcie samozachowawczym, a może nawet skłoniło do dyskretnego wycofania się poza zasięg piekielnego gniewu. Pantera zaś tylko przyjrzała się wściekłemu biesowi i wolnym krokiem dołączyła do niego na kanapie.
- Dobry pomysł – odparła spokojnie na drwinę, nie spuszczając oczu z mężczyzny. Widząc, że nie czuje on potrzeby wyjaśnienia niedawnego zajścia na dole nie drążyła tematu. Mieli teraz tyle na głowie, że nie było czasu na zwykłe pogaduszki. Przeszła więc do konkretów.
        Początkowo walczyła nieco z uformowaniem własnych wypowiedzi, zarówno ze względu na zmęczenie, jak i czysty absurd minionych dni. To przeszkadzało jej nawet bardziej niż nieskrywane nawet niezadowolenie czarta. Niemal widziała trybiki, toczące się z wściekłym zgrzytem w jego głowie, ale kontynuowała. W milczeniu przyjęła oszczędną pochwałę dla decyzji Setha, samej nie mając na ten temat wiele do powiedzenia – była wtedy nieprzytomna. Później było raczej oczywiste, że nie chciała rzucać się w oczy, gdy dosłownie nawiała ze smoczej sieci. Na komentarz odnośnie koszuli odpowiedziała tylko drgnieniem kącika ust. Dopiero na uwagę, co do gadziego gustu prychnęła w ponurym rozbawieniu, a jej usta wykrzywiły się w cierpkim uśmiechu. Spojrzenie dziewczyny złagodniało jednak, gdy tylko poczuła muśnięcie na uchu, wciąż spokojnie nieruchoma pozwalając na odgarnięcie kosmyków z twarzy. Te drobne, przyjemne gesty były niemal niezauważalne w swej naturalności, ale wciąż rozjaśniały nieco ponur nastrój obojga.
        Dziewczyna przez moment niemal odruchowo odpyskowała, że nie zawsze miała takie skłonności i być może to czart przynosi jej pecha, ale nie czuła się aż tak zrelaksowana, by swobodnie żartować. To co zwykle ich bawiło, teraz mogło odbić się czkawką. Zwłaszcza, że Dagona chyba jakiś czas temu w istocie opuściło szczęście i wytykanie mu tego, nawet w żartach, nie było najrozsądniejszym posunięciem.
Przymknęła leniwie powieki, czując dotyk na policzku i uśmiechnęła się, słysząc pieszczotliwe zdrobnienie swojego imienia. Dagon chyba w ogóle rzadko zwracał się do niej po imieniu, a tej formy na pewno jeszcze nie słyszała. W połączeniu z łagodnym uśmiechem było to coś niespotykanego. Posłusznie ułożyła się w diablim objęciu, kładąc głowę na jego ramieniu.
- On już nawet nie jest zły tylko chory – mruknęła, moszcząc się w poduchach na kanapie. – Poza tym ty jesteś dla mnie w porządku, diabeł czy nie diabeł – powiedziała szczerze i wzruszyła lekko ramionami.
Już dawno stwierdziła, że to nie rasa ma znaczenie, a zwykła relacja między ludźmi… czy innymi istotami. Dagonowi ufała, ale nie znaczyło to zaraz, że innego piekielnika w ogóle by polubiła. Tak jak Seth, który był panterołakiem, jak ona, a zdradził ją, gdy tylko miał ku temu okazję. Irytowało ją, że tyle razy wspomina o nim w rozmowie. Seth to, Seth tamto… Nie wiedziała nawet kiedy ze zdrajcy zmienił się w sprzymierzeńca. Nie obawiała się go już na tyle, by móc spokojnie przebywać w jego towarzystwie, ale od zaufania dzieliły ich lata, przynajmniej w jej mniemaniu.
        Zawinęła ogon na kolana i bawiła się jego końcówką, słuchając teraz relacji Laufeya. Ledwie zauważalnie skinęła głową, gdy diabeł przyznał, że nie zauważył jej zniknięcia. Domyślała się tego, ale teraz dostała szczere potwierdzenie. W sumie trudno byłoby mieć mu to za złe, a na zwykłe rozczarowanie chyba nie miała nawet siły. Za dużo się działo ostatnio i nie chciało jej się męczyć jeszcze z własnymi uczuciami. Siedziała spokojnie w diablim objęciu, pozwalając Bajerowi bawić się jej włosami.
Nadstawiła ucha dopiero na hasło „gangster”. Nie powiedziała nic, ale to pasowało jej o wiele bardziej do niego niż mętne sformułowanie „biznesmen”. Ale skoro tak mówił, że był tylko pośrednikiem, to przecież nie do niej należało podważanie tego. Oczywistą ciekawość, dlaczego zadowolił się taką pozycją, gdy w jej oczach z łatwością mógł zajść wyżej, pohamowała, zachowując pytania dla siebie. Powód jakiś pewnie miał, a i ona nie znała się na wyższych stopniach światka przestępczego, by powiedzieć coś na ten temat. Była na dole tej drabiny i nie aspirowała nigdy na więcej. Słysząc zaś lekką deklarację Laufeya, złodziejka drgnęła w tłumionym śmiechu.
- W ukatrupieniu chętnie pomogę – powiedziała spokojnie, chociaż w głosie przebijało jej jeszcze rozbawienie. – Dupek zabrał mój medalion – dodała nagle, nie odwracając się w stronę Dagona. – Chcę go odzyskać. I mój nóż. Teraz mam jeden od Setha, ale chcę tamten – mruknęła butnie pod nosem, chociaż chyba bardziej do siebie, niż do diabła. On przecież nie wiedział, że ostrze podarował jej Owen i dziewczyna skrupulatnie pilnuje broni, by w odpowiednim momencie, na jakimś etapie swojego życia, przebić nim serce tego chędożonego zdrajcy.
        Nagłe pytanie, zadane bardziej ożywionym głosem, sprawiło, że Kimiko przekręciła lekko głowę, by spojrzeć na diabła. Przyglądała mu się chwilę, zastanawiając nad odpowiedzią.
- W jedną stronę byłam nieprzytomna, w drugą szliśmy dachami. Nie wiem jak nazywa się ta ulica. Prostopadła do tej, gdy wyjdzie się od ciebie w lewo to za jakiś sznur lub półtorej będzie skręt. Tam czwarta kamienica za taką murowaną kaplicą w połowie drogi, kojarzysz? Świeżo odnowiona na biało. My wyszliśmy przez klapę na poddaszu. Seth mieszka na drugim piętrze, chociaż wątpię, by to było jego mieszkanie, w łazience stały jakieś drogo wyglądające damskie i męskie perfumy – powiedziała, uśmiechając się pod nosem.
Sama nie raz okupowała czyjeś mieszkanie na noc lub dwie, więc nie trudno było jej się domyślić, że kocur postępuje podobnie. Ona w miarę możliwości szukała pustostanów, tylko od wielkiego dzwonu pozwalając sobie na zajęcie czyjegoś lokum, gdy była pewna, że właściciele jej nagle nie zaskoczą. Ale paskud był na tyle bezczelny, by zawsze zajmować czyjeś mieszkania.
- Trafisz? – zapytała, a gdy bies potwierdził, sama skinęła głową. – To ja idę spać – westchnęła i przeciągnęła się lekko, wciąż objęta, nim odwróciła się w stronę Laufeya, całując go krótko w usta.
- Wróć szybko – powiedziała z lekkim uśmiechem i wstała, idąc do "swojego" pokoju.
        Przebrała się w czarcią koszulę i zatrzymała się przy łóżku, spoglądając po otaczających ją ścianach. Dopiero, gdy bies zniknął, można było odczuć bardziej ciszę, jaka zapadła w mieszkaniu i dziewczyna zawahała się. Znów nie czuła się tu bezpiecznie. Zaklęła pod nosem i zabrała znów nóż, boso pomykając do diablego łóżka, by dopiero tam zawinąć się w pościele. Normalnie by czuwała, ale teraz wiedziała, że długo przytomna nie wytrzyma. Planowała więc jak zawsze polegać na swoich zmysłach i nie spać bez broni, a już na pewno nie w zamkniętym pomieszczeniu.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Dagon zawsze uważał się za osobę dyskretną i potrafiącą załatwiać swoje porachunki bez zbędnej widowni, nietrudno się więc dziwić, że nie ucieszył się z kociego podglądania zajścia. Nie tak łatwo też było, gdy temperament już wymknął się spod kontroli, uspokoić nerwy i momentalnie przybrać jedną z masek kryjących złość.
Nic więc dziwnego, że wracająca Kimiko miała okazję widzieć wciąż zeźlonego czarta.
I chociaż Dagon miał wątpliwości jak złodziejka zareaguje na widziane wydarzenia co powinno skłonić go do lepszego panowania nad sobą, posłane dziewczynie spojrzenie do ciepłych nie należało chociaż nie było adresowane bezpośrednio do niej.
Dziewczyna jednak nie wyglądała na wstrząśniętą. A poza faktem, że obojgu zwyczajnie nie dopisywał humor z racji kilku beznadziejnych i ciężkich dni, nic nie uległo zmianie. Co najwyżej rozmowa słabiej się kleiła.
Z rękoma czarta było zupełnie odmiennie niż z dialogiem. Bajer już nawet nie zauważał kiedy zaczynał smyrać kocie uszka, ogon, czy bardziej klasycznie - dziewczęce włosy. Chociaż zazwyczaj dotyk czy inny fizyczny kontakt kryły pod sobą większy cel podobnie jak diable gadki i bajerowanie, w przypadku tej akurat brunetki, wystarczyło, by zwyczajnie usiadła obok, aby prędzej czy później dostać się w diable objęcia. Robił to już chyba odruchowo, a bliskość dziewczyny była nie tylko przyjemna, ale i dziwnie relaksująca. Nawet fakt, że i złodziejka wydawała się zadowolona z kontaktu sprawiała czartowi nietypową satysfakcję. Taki to uzależniający kot mu się trafił.
W tym czasie przyszło mu odstawić pustą już butelkę, i również usadzić się wygodniej na kanapie.
        - Udupimy gnojka - przytaknął mrucząco cały czas głaszcząc dziewczynę. - Tylko trzeba pomyśleć jak by nie tylko wejść do kramu ale potem z niego wyjść o własnych siłach - mruknął już bardziej marudnie. Wizja czekania i planowania nigdy nie przeszkadzała Laufeyowi, był cierpliwym piekielnym pomiotem. Lecz czekanie z powodu braku wiedzy i ewentualnej siły powoli przechodziła ze strony rzeczy naturalnych i neutralnych na tę należącą do spraw irytujących.
Może dlatego nagła myśl zaświtała w diablej głowie, konfundując panterkę, która jakby właśnie zastanawiała się czy Seth wyjdzie ze spotkania ze wszystkimi kłakami. Dagon wyczekał spokojnie odpowiedzi, później zaś słuchał uważnie i wręcz widać było, że w myślach odtwarza wygląd miasta.
        - Wiem gdzie - potwierdził krótko, jeszcze nie wypuszczając dziewczyny z rąk, ciesząc oczy przeciągającą się pod palcami złodziejką. Na zaserwowane pożegnanie uśmiechnął się kątem ust i przytaknął grzecznie chrypiącym westchnięciem.
        - Tym razem znikam dosłownie na chwilę - odpowiedział, gdy dziewczyna wstała z uśmieszkiem odprowadzając wzrokiem jej sylwetkę. Dopiero gdy skryła się za ścianą pokoju czart wstał i zniknął, zjawiając się od razu na właściwej ulicy, chociaż dla bezpieczeństwa skryty pod iluzją.
Pociągnął za klamkę, ale niestety zamek nie ustąpił wywołując rozdrażniony grymas. Przecież do jasnej cholery nie zapuka. Ciężki szlag by to wziął, czego oczekiwał, że pójdzie łatwo i bez problemów? Skoro ostatnio wszystko ciągnęło za sobą mniejsze lub większe utrudnienia, czemu tym razem miałoby być inaczej? Po dachach jeszcze przyszło mu łazić.
Teleportował się na szczyt budynku i wzrokiem odnalazł właz, o którym mówiła Kimiko. Wciąż utrzymując ułudę otworzył klapę, a widząc wnętrze zmaterializował się bezpośrednio na dole szczędząc sobie zbędnej gimnastyki. Właściwe mieszkanie znalazł również postępując zgodnie ze wskazówkami.
Setha tymczasem zaalarmował najpierw nietypowy hałas niosący się po dachówkach, odgłos kroków w korytarzu, a potem otwierane drzwi, więc gdy Laufey stawał w holu mieszkania chociaż wciąż niewidoczny, panterołak już tam był, oparty o ścianę pełen pogardy dla świata, a w rzeczywistości gotów do walki lub ucieczki.
Prawidłowe rozpoznanie znanego zmiennokształtnemu zapachu potwierdziła pojawiająca się sylwetka Dagona, który pozwolił magii opaść. W postawie bruneta nic się nie zmieniło, gdy odezwał się z bezczelnym uśmieszkiem.
        - Skąd ten zaszczyt, że szef sam się pofatygował? - zadrwił, choć po prawdzie jego gotowość do ratowania życia nie zmalała nawet odrobinę. Zdążył już zasłyszeć to i owo o rozróbie u Reeda. Skoro zaś diabeł skończył z asekuracyjna grą i postanowił zaszaleć, panterołak nie miał pewności co roiło się pod rogami i jakie plany miał wobec niego. Równie dobrze cały rozsądek piekielnika, na który do tej pory liczył, mógł pójść w diabły. Na pewno zaś nie spodziewał się słów które padły.
        - Wyrównałeś swój rachunek Aswad, masz czyste konto. Nie wpieprzaj mi się znowu pod nogi to z mojej strony twoje futro jest bezpieczne. - Bies uśmiechnął się półgębkiem, zadowolony z zaskoczenia jakie na mgnienie odbiło się w złotych ślepiach. Seth nawet nie zdążył odpyskować albo chociaż zadrwić, gdy czart nie czekając na odpowiedź zasalutował kocurowi na jego modłę i znikł.

        Zjawił się prosto w apartamencie, który rozjaśniały jedynie niewielkie smugi księżycowego światła wpadającego wysokimi oknami. Rzucił marynarkę na kanapę przy okazji wypinając spinki, które jako jedyne traktowane były przez czarta ze względnym szacunkiem. Położył srebrne artefakty na ławie i rozejrzał się po pomieszczeniu. Niewielka wypukłość na łóżku załamywała równą poświatę oblewającą pościel wskazując miejsce gdzie spała dziewczyna. Nawet nie nabrał chęci droczenia się, że Kimiko wolała wybrać jego łóżko. Po drodze zostawił wszystko co zbędne i wpełzł na materac ignorując nóż, który na krótko gdzieś tam błysnął w srebrnym, nocnym świetle. Przyciągnął dziewczynę do siebie i zatopił twarz w czarnych włosach wzdychając ciężko.
        - Lubię jak mruczysz - wyszeptał z zamkniętymi oczami, ocierając się policzkiem o ciemne pukle i kocie uszy. Z kotem sen nie był tylko konieczną czynnością, a był nawet przyjemny, chociaż niezmiennie pozbawiony snów. Obecność drugiej osoby działała kojąco w tym konkretnym i jedynym przypadku, ale chyba tylko przez zmęczenie zarówno to fizyczne jak i psychiczne przyznawał się przed sobą do podobnej głupoty i słabości. Umościł się wygodniej i zaraz potem odpłynął w zasłużony letarg.
Awatar użytkownika
Kimiko
Kroczący w Snach
Posty: 222
Rejestracja: 7 lat temu
Rasa: Panterołak
Profesje: Złodziej , Rozbójnik , Łowca
Kontakt:

Post autor: Kimiko »

        Laufeya rzeczywiście nie było raptem chwilę, ale Kimiko zdążyła już zapaść w ciężki sen, właściwy komuś zupełnie wyczerpanemu; pozbawiony snów, ale też leczniczej regeneracji. Dłoń złodziejki ledwie zamykała się wokół rękojeści, spoczywającego pod poduszką ostrza, gdy nagle palce zacisnęły się mocniej, a pantera otworzyła gwałtownie oczy, spinając ciało, gdy marynarka opadła na kanapę. Wytrącona z wypoczynku panterołaczka stężała nieruchomo, powoli wysuwając ostrze spod poduszki, dopóki nie usłyszała delikatnie odkładanych srebrnych spinek, a do jej nozdrzy nie dopłynął znajomy zapach gospodarza. Dopiero wtedy się rozluźniła, poruszając lekko na materacu i próbując znaleźć nową pozycję do spania.
Wsuwającego się pod pościel diabła, który objął dziewczynę ręką, powitało od razu donośne, pełne zadowolenia mruczenie. Tak, jak kiedyś Kimiko szarpała się pod mocnym uchwytem, tak teraz sama wtulała się chętnie w mężczyznę, dopasowując do niego i moszcząc w wygodnym objęciu. Nóż wepchnęła głębiej pod poduszkę, a rękami objęła przytulające ją ramię i uśmiechając pod nosem na wyszeptane we włosy słowa, obróciła lekko głowę, ocierając się o szczękę Dagona, nim zadarła brodę.
- Mrau – szepnęła w czarcie usta i uśmiechnęła się wesoło, a błyskające rozbawieniem zielone ślepia podniosły się leniwie na czarne, diable oczy. Trąciła jeszcze nosem jego polik i wróciła do swojej pozycji, tuląc się do mężczyzny i z westchnieniem przymykając znów oczy. Nie trwało długo, nim donośne mruczenie przemieniło się jedynie w cichy, lekko chrapliwy oddech śpiącej pantery.

        Obudziła się nagle. Jak zawsze, gdy nie była pewna, co wytrąciło ją ze snu, nie ruszała się, otwierając tylko szeroko oczy, a rozszerzone źrenice rozbiegły się w poszukiwaniu zagrożenia. Nocnej ciszy nie mącił nawet szelest, ale to nie uspokoiło Kimiko, która ostrożnie wysunęła się spod ręki Dagona i przysiadła powoli na łóżku, rozglądając ze zmarszczonymi brwiami. Pociągnęła kilka razy nosem, ale nic nie wyczuła. To jednak także nie wystarczyło, by uspokoić pobudzony instynkt, usilnie nakazujący natychmiastową ucieczkę. Tylko ludzka część dziewczyny powstrzymywała ją od bezwolnego poddania się temu wrażeniu. Wciąż jednak mu ufała.
- Dagon, obudź się – mruknęła cicho, ale wiedziała, że nie trzeba wiele, by diabła przywrócić do pełnej świadomości. Gdy spojrzały na nią czarne ślepia, była wyjątkowo jak na siebie poważna. – Coś jest nie tak – powiedziała, rozglądając się wciąż niepewnie. To, że nie mogła znaleźć źródła zagrożenia, nie znaczyło, że go nie ma.
        W końcu zdała sobie sprawę, co nie pasuje jej w otoczeniu. Po pierwsze, było zdecydowanie za cicho. Po drugie, zbyt jasno. Zielone ślepia skoczyły do wielkich okien, próbując znaleźć uzasadnienie dla jasnej łuny otaczającej kamienicę. Złodziejka nagle stanęła na czworakach na materacu i zeskoczyła z niego, wyciągając przed siebie ręce, jakby chciała zrobić przewrót. Na deskach wylądowała jednak czarna pantera, nie wydając nawet dźwięku, gdy miękkie poduszki dotknęły podłogi. Zmiennokształtna na ugiętych łapach zrobiła kilka ostrożnych kroków. Wyraźnie zaniepokojona węszyła w powietrzu unosząc i opuszczając łeb. Odsłaniające się co chwila kły zdradzały zdenerwowanie, ale z pyska nie wydobył się warkot, gdy wielki kot w ciszy przemierzał mieszkanie. Dopiero po chwili Kimiko zamarła i przysunęła łeb bliżej ziemi, już głośno wydychając powietrze, gdy węszyła, jakby chciała wyniuchać coś przez deski. Chwilę później zerwała się nagle i odwróciła, w jednym skoku przechodząc do ludzkiej formy.
- Pali się – powiedziała krótko i, nie czekając na reakcję diabła, pobiegła do pokoju, wciągając szybko spodnie. – Nie czuję dymu, nie słyszę nic, ale pali się, Dagon – dobiegło go zza ściany, a gdy dziewczyna wróciła, w jej oczach błyszczał czysty zwierzęcy strach, hamowany tylko przez ludzki rozsądek i logiczne myślenie. – Musimy uciekać.
        Wciąż miała na sobie koszulę Laufeya, ale pod nią wciągnęła spodnie, a na nogach miała niezasznurowane buty. Na ramieniu wisiała już torba, do której złodziejka chaotycznie wrzuciła wszystkie swoje rzeczy, a pierś przecinał jej pas od zarzuconej na plecy kuszy. Szybkim krokiem podeszła do łóżka, wyciągając spod poduszki nóż i jednym ruchem chowając go do pochwy przy udzie.
- Podłoga jest ciepła. Coś jest nie tak, nie czuję dymu – powtarzała się z wyraźnym niepokojem, podchodząc ostrożnie do okna, gdzie zamarła w bezbrzeżnym zdziwieniu.
        Cała kamienica stała w ogniu. Nie zwykłym, któremu towarzyszył wyciągający się ponad zabudowania słup dymu. Nie było słychać trzasku drewna ani pękających w barze butelek. Płomienie pełzały po całym budynku w absolutnej ciszy, pochłaniając bezgłośnie wszystko, co stanęło im na drodze, ślizgając się już po szybach, niczym nienasycony potwór, chcący przedrzeć się przez ostatnią przeszkodę. Kimiko tylko o krok zbliżyła się do drzwi, nim zdała sobie sprawę, że i od nich bije ciepło, a języki ognia próbują przedrzeć się szczeliną pod skrzydłem. I chociaż wciąż nie dobiegł do ich nozdrzy najmniejszy swąd, nawet diabeł mógł poczuć gorąco bijące przez deski.
- Wszystko płonie – powiedziała głucho, przenosząc wystraszone oczy na Dagona.
Dagon
Szukający Snów
Posty: 157
Rejestracja: 6 lat temu
Rasa: Diabeł
Profesje: Inna
Kontakt:

Post autor: Dagon »

        Diabeł poruszył się i mruknął niezadowolony, gdy dziewczyna przebudziła go wyplątując się z jego objęć. Nie otwierał jednak oczu, a jedynie z westchnięciem obrócił się na plecy zamierzając kontynuować sen. Kocica miała inne plany. Po chwili otworzył oczy i podniósł się na łokciach przyglądając się panterze. Nie spodobał mu się ton dziewczyny. Poruszony, nie wróżący nic dobrego, szybko pobudził czujność biesa, który w odpowiedzi nie zwlekał dłużej i zamiast z niechęcią i marudzeniem opuszczać przyjemny niebyt sprawnie zyskał pełnię świadomości.
Zdążył usiąść na brzegu łóżka gdy Kimiko znalazła przyczynę swojego niepokoju. Zmrużył oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nigdzie nie widać było wskazówek by faktycznie wybuchł pożar. No może poza jasnością bijącą z okien, kojarzącą się ze złocistym świtem, na który było chyba jeszcze za wcześnie.
Zgarnął spinki do mankietów, zdążył wciągnąć spodnie i buty gdy Kimiko wypadła ze swojego pokoju gotowa do ucieczki. Do tego czasu podłoga rozgrzała się do tego stopnia, że temperaturę czuło się nawet w obuwiu. Czyli kamienica faktycznie płonęła, chociaż cisza nocna była niezakłócona, by nie powiedzieć, że była wręcz nienaturalna. Miasto nigdy nie było aż tak ciche.
Z gardła czarta wydostało się niezadowolone warknięcie, przyznające rację złodziejce. Dagon podszedł do drzwi, ale gdy tylko chwycił za klamkę i uchylił drewniane skrzydło, wściekłe ogniste jęzory wdarły się do pomieszczenia atakując futryny i nieruszoną jeszcze podłogę piętra.
        - Ktoś się postarał - warknął niezadowolony, zabierając oparzoną dłoń. Do okien nawet nie podchodził, słupy płomieni szalejących i powiększających się w zastraszającym tempie, zasłaniały teraz cały widok nie dając nawet szansy przejrzeć się ulicy.
        - Spadajmy stąd - mruknął i objął ramiona dziewczyny. Zaraz potem zniknęli zjawiając się na miejskim bruku. Dopiero teraz ich oczom ukazał się ogrom żywiołu. Cała kamienica zajęta była ogniem, rozświetlając okolicę niczym gigantyczna pochodnia, jednocześnie bardzo powoli gromadząc gapiów, których ściągała jedynie nienaturalna jasność. Nawet na zewnątrz nie było śladu dymu ani trzasku płomieni. Nie było też widać by ktokolwiek poza nimi wydostał się z budynku.
Czart sapnął niezadowolony i ruszył w stronę wejścia na podwórze, które jako jedyne dawało szanse by ponownie dostać się do wnętrza nie tracąc przy tym życia. Płomienie pełzały po łukowatym przejściu, ale było widać niestałe przejście, przeciwnie do drzwi, które wyglądały jak wrota samych piekieł.
        - Poczekaj tutaj - wychrypiał cicho, zanim zniknął pomiędzy płomieniami.

        Na wewnętrznym dziedzińcu sprawy nie miały się lepiej. Całe piętro płonęło. Co więcej nikt nie wzywał pomocy, chociaż pożoga trwała w najlepsze. Schody niemal całkowicie strawiły płomienie, które pozostawiły jedynie resztki ich szkieletu. Nie było szans by w zwyczajny sposób dostać się do środka. Nie wyglądało to dobrze. Mimo wszystko diabeł zaryzykował i przeniósł się do wnętrza, które dobrze znał. Otoczyły go płomienie, jakby zjawił się w samym centrum inferno. Z sufitu leciały skry i płonące fragmenty legarów. Nie było szans by ktokolwiek żył. Umknął na powrót na wewnętrzny dziedziniec i ręką strzepnął z barku resztki płonącego drzewa, ignorując poparzenia. W czarnych oczach pełnych złości pełgały odbicia płomieni, gdy czart rozglądał się podziwiając jak ginęło wszystko co tworzył i o co dbał przez tyle lat.
        Powinien uciekać. Nie pozostało wiele czasu. Ale zanim wrócił na ulicę, wdarł się jeszcze do baru, wyłamując płonące drzwi. Może chociaż jedną rzecz udałoby się uratować. Przeszedł przez korytarz wściekłym, szybkim krokiem i nie zauważył skulonej w kącie drobnej osóbki.
Rika jako jedyna obudziła się nim pożar odciął jej drogę ucieczki. Było jednak zbyt późno by uratować resztę dziewczyn. Piętro płonęło, a niemowy rzucającej się po korytarzu nikt nie słyszał. Drzwi już dawno trawił ogień. Zapłakana pognała na parter by utknąć tuż przy wyjściu nim udało jej się uratować. Zanim wydostała się na zewnątrz, drogę ucieczki odciął jej kawałek belki, więżąc w płonącej pułapce dziewczynkę, która w ostatniej chwili umknęła w kąt przed spadającymi fragmentami stropu. Wyciągnęła rękę w stronę możliwego ratunku, który zjawił się nagle i niespodziewanie, i równie szybko się ulotnił. Łzy równie bezgłośne jak ogień spływały jej po policzkach. Nie zauważono jej. Nie była w stanie krzyczeć lub chociażby pisnąć, nie miała więc jak wzywać pomocy, gdy Laufey nieświadomy jej obecności minął kąt z uwięzioną dziewczynką by zniknąć we wnętrzu baru.
Również i tu szalały płomienie. Fortepian stał w ogniu, podobnie jak stoliki i długa lada, gdy z sufitu leciały płonące elementy powały. Nie zważając jednak na gorąco i płomienie parzące skórę, bies skierował się do niewielkiego i sekretnego schowka za ladą. Butelka była cała, chociaż część z flaszek zaczynała pękać pod wpływem temperatury, a zajmujący się ogniem alkohol i rozbryzgiwał się dookoła niczym ogniste pociski alchemika-piromana.
Zupełnie jakby nie ścigał go czas, czart zerknął na płyn, który przez odbicia światła pożaru wyglądał niby płynny ogień. Whisky, którą kupił gdy zadomowił się w Aerii i nabył kamienicę. Whisky, która czekała na specjalną okazję. Cóż specjalniejszej chyba nie będzie...
Otrząsnął się z krótkiej zadumy, zabrał butelkę i rozpoczął ostrożny powrót. Nie znikał by zjawić się od razu na ulicy chcąc po raz ostatni przyjrzeć się wnętrzom, których już nigdy nie zobaczy.
Wyszedł z baru i niemal ponownie przegapił uciekinierkę, ale w ostatniej chwili jego spojrzenie padło na zapłakaną i zrezygnowaną dziewczynkę, która w jednej chwili całkiem straciła a teraz odzyskała nadzieję na ratunek.
Los jednak lubił się powtarzać. Ten sam diabeł, który zabrał ją do Nowej Aerii w zamian za dług ojca, w efekcie będąc bardziej wybawicielem niż oprawcą, miał ocalić ją i tym razem. Pociągała nosem, a obraz zamazywał się z powodu łez i piekącego w oczy żaru, ale nic więcej się w tej chwili nie liczyło.
        - Chodź tutaj. - Dagon odrzucił płonącą belkę, a dziewczynka rzuciła mu się na szyję.
Czart wyszedł na ulicę z flaszkę w jednej ręce i wtuloną w niego dziewczynką podtrzymywaną drugą, tuż przed zawaleniem się dachu kamienicy.

        Rika ani myślała puścić diabła i cały czas cicho popłakiwała mocząc czarcią szyję, gdy ten popijał whisky z gwinta patrząc jak w gruzy runęła cała jego rzeczywistość.
        - Nasze zdrowie - mruknął ironicznie, podając butelkę Kimiko.
        - Trzeba się będzie gdzieś zaszyć zanim dojdzie do aukcji - mówił cicho, gdy wokół zgliszcz zaczynało się tworzyć zbiegowisko. Wolnym ramieniem, podczas gdy drugie wciąż zajęte było trzymaniem dziewczynki, otoczył Kimiko i zniknął z ulicy. Nowa Aeria nie wchodziła w rachubę, jeśli chcieli dożyć do aukcji.

Kimiko i Dagon - ciąg dalszy.
Zablokowany

Wróć do „Nowa Aeria”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości