Elfidrania ⇒ Szafranowa Dzielnica
Szafranowa Dzielnica
Jesienne słońce nieśmiało przebijało się przez chmury. Dzień był chłodny. Określenie chłodny, nie oznaczało zimny. Jednakże w taką porę, każda co rozsądniejsza osoba zadbałaby o cieplejsze odzienie. Saura otuliła się szczelniej opończą i rozejrzała dookoła, roztargnionym, jakby nieobecnym spojrzeniem. Na pobliskich drzewach liście przybierały żółte, brązowe i czerwone kolory. Niezawodny znak, że w przyrodzie zachodzą zmiany. Wkrótce dni staną się krótsze, a powietrze mroźniejsze. W miarę czasu świat zacznie tracić barwy, aż przybędzie zima okrywając wszystko bielą.
Na pewno chcesz spędzić kolejną zimę nad Kryształowym Jeziorem, moja droga? zadała sama sobie retoryczne pytanie. Co za głupota…. Po co zadawać pytania, na które z góry zna się odpowiedź? Oczywiście, że spędzi kolejną zimę nad Kryształowym Jeziorem. Mieszkała przecież tam już ponad trzy lata. W czarującym towarzystwie swojego Mistrza. Postarzała się przez te lata. Nie fizycznie… Pod względem fizycznym nadal była młodą elfką, którą czekaały jeszcze setki lat życia. Zestarzała się mentalnie. Pomimo młodego wieku, czuła się co najmniej pięć razy starsza niż była w rzeczywistości. Zmieniła nastawienie do wielu spraw. Rzeczy, które ją zdumiewały, przestały już dziwić. Sprawy do których miała neutralny stosunek, zaczęły denerwować. Nabrała dystansu do zjawisk, które niegdyś wzbudzały w niej pasję. Tak, zmieniła się. I nie potrafiła powiedzieć, czy te zmiany wyszły jej na dobre.
Szczerze mówiąc, nie miała dotąd okazji dokładnie przetestować tych zmian w praktyce. Tereny nad Kryształowym Jeziorem nie należały do tych zaludnionych. Niewiele osób decydowało się osiedlić akurat w tamtych stronach, chociaż okolica była prześliczna. Co za tym idzie wieści ze świata docierały rzadko i ze sporym opóźnieniem. Ale jakieś docierały. Każdą z nich Saura przyjmowała w milczeniu, zaś Mistrz z ironicznym uśmiechem. Wędrowcy często wspominali o kłótniach pomiędzy lokalnymi włodarzami, o tym kto kogo najechał, o panującej pośród szlachcianek modzie na brokatowe suknie, o wszelkiego rodzaju festynach, jakie tylko wymyślili ludzie i o skandalach, jakie gęsto wybuchały w poszczególnych miastach. Optymista powiedziałby, proza życia. Znaleźli się jednak też czarnowidze, którzy zaczynali wieścić koniec spokojnej ery w Alarnii. Nowe czasy, które miały nastać zapowiadały się brutalnie i krwawo; ostatecznie zmienią kontynent, tak jak zmieniła go niegdyś Wielka Wojna. Saurę niezbyt to interesowało. Uwagę ograniczała do swojego bezpiecznego, odizolowanego od świata domu.
Mistrzowi nie przeszkadzało, że dawna uczennica z nim zamieszkała. Przyjął owy fakt ze stoickim spokojem. Przynajmniej wiedział, gdzie dziewczyna przebywa i miał pewność że nie pakuje się w jakieś kłopoty albo nie wykorzystuje jego nauk w nieciekawy sposób. Tak jej powiedział. Poza tym dużo rozmawiali. A rozmowa również była swego rodzaju terapią. W zamian wyświadczała mu drobne przysługi. Tak jak teraz. Zamiast siedzieć w jednym miejscu, mogła czasami gdzieś pojechać, prawda? To było znacznie lepsze niż próżnowanie całymi dniami.
Tym razem wręczył jej woreczek i bez ogródek kazał udać do Elfidrani. Miasto zamieszkiwał jego stary znajomy, który najwyraźniej cierpiał na niedostatek pewnych ziół. Jako, że Mistrz je posiadał, łaskawie zgodził się udostępnić część swoich zapasów. Uzdrowiciele muszą sobie nawzajem pomagać. Jeśli oni sobie nie pomogą, to kto inny to zrobi? Dzisiaj ty masz problem, jutro mogę mieć go ja. Stara, lecz bardzo prawdziwa maksyma.
Kwiat lipy drobnolistnej, łopian, macierzanka, nagietek, rozmaryn i rumianek. Jedź i zawieźć do miasta… Mistrz jakoś nie przejął się, że do miasta było ponad tydzień drogi na grzbiecie konia. Saura zresztą też tym się nie przejęła. Nie stanowiło to dla niej większego problemu. Już szybciej lekkie oderwanie od rutyny. Też dobrze.
Szła teraz uliczką, z poczuciem dobrze wypełnionej misji. Znajomy Mistrza szczerze ucieszył się z prezentu. Powiedział elfce, że zima to paskudna pora na chorowanie. Szczególnie dla starców i dzieci. Tak jakby choroby tylko czekały, aż zrobi się wystarczająco zimno i ponuro, żeby zaatakować. Do tego nie każdy miał wystarczająco drwa, by ocieplać dom przez cały dzień. Nie mówiąc już o tym, że nie wszyscy dojadali…. Zimą organizmy słabły, dlatego uzdrowiciel winien być przygotowany na każdą ewentualność.
Saura przesunęła spojrzeniem po pobliskich budynkach. Miasto do złudzenia przypominało jakieś Dominium w Kryształowym Królestwie. Podobny styl budynków, z tymi wszystkimi misternymi wzorami, tarasami i kolumnami. Dużo drzew oraz krzewów, strategicznie rozsianych po uliczkach, tak że momentami miało się wrażenie, że trafiło się do dużego parku. Same uliczki – kręte, miejscami wąskie. Malownicze domki, przy których nie raz można było zauważyć małe ogródki. A przede wszystkim niezwykła schludność. Próżno było tu szukać walających się śmieci, zabiedzonych włóczęgów czy zrujnowanych budowli. W sumie czarnowłosa nie miała czemu się dziwić. To była Elfidrania. Miasto zdominowane głównie przez elfy. Dom z dala od domu.
Nieśpiesznie zbliżyła się do uwiązu dla koni. Niedbałym ruchem przeczesała włosy. W przeciągu lat znacznie urosły. Zamiast do połowy pleców, sięgały teraz do pasa. Chociaż czasami doprowadzały ją do szału, nie zrobiła nic, żeby je skrócić.
- Jedziemy, Zefir – mruknęła, zgarniając wodze karego ogiera.
Na pewno chcesz spędzić kolejną zimę nad Kryształowym Jeziorem, moja droga? zadała sama sobie retoryczne pytanie. Co za głupota…. Po co zadawać pytania, na które z góry zna się odpowiedź? Oczywiście, że spędzi kolejną zimę nad Kryształowym Jeziorem. Mieszkała przecież tam już ponad trzy lata. W czarującym towarzystwie swojego Mistrza. Postarzała się przez te lata. Nie fizycznie… Pod względem fizycznym nadal była młodą elfką, którą czekaały jeszcze setki lat życia. Zestarzała się mentalnie. Pomimo młodego wieku, czuła się co najmniej pięć razy starsza niż była w rzeczywistości. Zmieniła nastawienie do wielu spraw. Rzeczy, które ją zdumiewały, przestały już dziwić. Sprawy do których miała neutralny stosunek, zaczęły denerwować. Nabrała dystansu do zjawisk, które niegdyś wzbudzały w niej pasję. Tak, zmieniła się. I nie potrafiła powiedzieć, czy te zmiany wyszły jej na dobre.
Szczerze mówiąc, nie miała dotąd okazji dokładnie przetestować tych zmian w praktyce. Tereny nad Kryształowym Jeziorem nie należały do tych zaludnionych. Niewiele osób decydowało się osiedlić akurat w tamtych stronach, chociaż okolica była prześliczna. Co za tym idzie wieści ze świata docierały rzadko i ze sporym opóźnieniem. Ale jakieś docierały. Każdą z nich Saura przyjmowała w milczeniu, zaś Mistrz z ironicznym uśmiechem. Wędrowcy często wspominali o kłótniach pomiędzy lokalnymi włodarzami, o tym kto kogo najechał, o panującej pośród szlachcianek modzie na brokatowe suknie, o wszelkiego rodzaju festynach, jakie tylko wymyślili ludzie i o skandalach, jakie gęsto wybuchały w poszczególnych miastach. Optymista powiedziałby, proza życia. Znaleźli się jednak też czarnowidze, którzy zaczynali wieścić koniec spokojnej ery w Alarnii. Nowe czasy, które miały nastać zapowiadały się brutalnie i krwawo; ostatecznie zmienią kontynent, tak jak zmieniła go niegdyś Wielka Wojna. Saurę niezbyt to interesowało. Uwagę ograniczała do swojego bezpiecznego, odizolowanego od świata domu.
Mistrzowi nie przeszkadzało, że dawna uczennica z nim zamieszkała. Przyjął owy fakt ze stoickim spokojem. Przynajmniej wiedział, gdzie dziewczyna przebywa i miał pewność że nie pakuje się w jakieś kłopoty albo nie wykorzystuje jego nauk w nieciekawy sposób. Tak jej powiedział. Poza tym dużo rozmawiali. A rozmowa również była swego rodzaju terapią. W zamian wyświadczała mu drobne przysługi. Tak jak teraz. Zamiast siedzieć w jednym miejscu, mogła czasami gdzieś pojechać, prawda? To było znacznie lepsze niż próżnowanie całymi dniami.
Tym razem wręczył jej woreczek i bez ogródek kazał udać do Elfidrani. Miasto zamieszkiwał jego stary znajomy, który najwyraźniej cierpiał na niedostatek pewnych ziół. Jako, że Mistrz je posiadał, łaskawie zgodził się udostępnić część swoich zapasów. Uzdrowiciele muszą sobie nawzajem pomagać. Jeśli oni sobie nie pomogą, to kto inny to zrobi? Dzisiaj ty masz problem, jutro mogę mieć go ja. Stara, lecz bardzo prawdziwa maksyma.
Kwiat lipy drobnolistnej, łopian, macierzanka, nagietek, rozmaryn i rumianek. Jedź i zawieźć do miasta… Mistrz jakoś nie przejął się, że do miasta było ponad tydzień drogi na grzbiecie konia. Saura zresztą też tym się nie przejęła. Nie stanowiło to dla niej większego problemu. Już szybciej lekkie oderwanie od rutyny. Też dobrze.
Szła teraz uliczką, z poczuciem dobrze wypełnionej misji. Znajomy Mistrza szczerze ucieszył się z prezentu. Powiedział elfce, że zima to paskudna pora na chorowanie. Szczególnie dla starców i dzieci. Tak jakby choroby tylko czekały, aż zrobi się wystarczająco zimno i ponuro, żeby zaatakować. Do tego nie każdy miał wystarczająco drwa, by ocieplać dom przez cały dzień. Nie mówiąc już o tym, że nie wszyscy dojadali…. Zimą organizmy słabły, dlatego uzdrowiciel winien być przygotowany na każdą ewentualność.
Saura przesunęła spojrzeniem po pobliskich budynkach. Miasto do złudzenia przypominało jakieś Dominium w Kryształowym Królestwie. Podobny styl budynków, z tymi wszystkimi misternymi wzorami, tarasami i kolumnami. Dużo drzew oraz krzewów, strategicznie rozsianych po uliczkach, tak że momentami miało się wrażenie, że trafiło się do dużego parku. Same uliczki – kręte, miejscami wąskie. Malownicze domki, przy których nie raz można było zauważyć małe ogródki. A przede wszystkim niezwykła schludność. Próżno było tu szukać walających się śmieci, zabiedzonych włóczęgów czy zrujnowanych budowli. W sumie czarnowłosa nie miała czemu się dziwić. To była Elfidrania. Miasto zdominowane głównie przez elfy. Dom z dala od domu.
Nieśpiesznie zbliżyła się do uwiązu dla koni. Niedbałym ruchem przeczesała włosy. W przeciągu lat znacznie urosły. Zamiast do połowy pleców, sięgały teraz do pasa. Chociaż czasami doprowadzały ją do szału, nie zrobiła nic, żeby je skrócić.
- Jedziemy, Zefir – mruknęła, zgarniając wodze karego ogiera.
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Mia zabrała z koszyka służącej jakiejś wielmożnej kobiety jabłko. Arystokratka była starsza wiekiem, jednak nie potrafiła tego zaakceptować. Suknia z ogromnym dekoltem ukazywała obwisłe fałdy szyi, przekrwione ramiona i ręce. Miała na sobie również białe futro z patrzącą się na Mię z wyrzutem, głową lisa. Może byłoby to bardziej przekonujące gdyby zwierze miało ślepia, ogólnie żyło i dziewczyna nie była zbyt zmęczona, głodna oraz przyzwyczajona. Musiała jeść, a takiemu burżujowi jedno jabłko nie robi różnicy. Cały czas coś ja gnało w to miejsce, przekroczyła trzy rzeki by dojść do takiego miasta. Wydawało się spokojne. Ona potrzebowała spokoju, a poza tym czuła się chora, musiała znaleźć kogoś kto jej pomoże. „Elfidarnia” czy jak to tam szło? Czytając tę nazwę wiedziała, że znajdzie tu coś co przyniesie ulgę. Chyba.
Na razie jednak miała jabłko. Trzymała je jak najsilniej w dłoni, tak jakby ktoś jej mógł je zabrać. Gwałtownie skręciła i uderzyła w karego rumaka. Gdy kilka sekund balansując w powietrzu udało jej się utrzymać równowagę spostrzegła jeźdźca. Na koniu jechała piękna, czarnowłosa kobieta. Emanowała od niej potęga, a jej oczy wpatrywały się dokładnie w nią, jakby starała się ją przedziurawić. Ona widziała co zrobiła, dlatego zacisnęła mocniej dłoń wokół pewnie jedynego posiłku tego dnia. Elfka powiedziała coś do zwierzęcia, a gdy koń stanął i przybrał dumną pozę, zsiadła. Gdy tamta wbijała w nią wzrok. Mia uważnie obserwowała kobietę. Elfka była trochę od niej wyższa, zapewne tez silniejsza, nie koniecznie tak szybka lecz posiadała konia i na pewno znała to miasto jak własną rękę. Najgorszy był widok idealnie zaplecionego warkocza. Czuła się przy niej jak bardzo mała dziewczynka, w sumie to ta sytuacja przypominała matkę i dziecko, które zabrało zabawkę rówieśnikowi. Jednak z tą różnicą, że obydwie patrzyły się na siebie wyniosłym wzrokiem, a oskarżona nie odczuwała skruchy. A przynajmniej starała się jej nie odczuwać.
Czas się dłużył, a tamta nawet raz nie mrugnęła. Mia poczuła się speszona, no cóż "matka" była od niej o wiele silniejsza, Nie wiedziała co ma robić. Była bardzo głodna.
"wiem, wiem" wymamrotała i oddała elfce jabłko. Niestety nadal nie wiedziała co ma robić, więc włorzła ręce do kieszeni spodni i potępiona spojrzała się na swoje buty. "jak zwykle" wyszeptała do siebie
Na razie jednak miała jabłko. Trzymała je jak najsilniej w dłoni, tak jakby ktoś jej mógł je zabrać. Gwałtownie skręciła i uderzyła w karego rumaka. Gdy kilka sekund balansując w powietrzu udało jej się utrzymać równowagę spostrzegła jeźdźca. Na koniu jechała piękna, czarnowłosa kobieta. Emanowała od niej potęga, a jej oczy wpatrywały się dokładnie w nią, jakby starała się ją przedziurawić. Ona widziała co zrobiła, dlatego zacisnęła mocniej dłoń wokół pewnie jedynego posiłku tego dnia. Elfka powiedziała coś do zwierzęcia, a gdy koń stanął i przybrał dumną pozę, zsiadła. Gdy tamta wbijała w nią wzrok. Mia uważnie obserwowała kobietę. Elfka była trochę od niej wyższa, zapewne tez silniejsza, nie koniecznie tak szybka lecz posiadała konia i na pewno znała to miasto jak własną rękę. Najgorszy był widok idealnie zaplecionego warkocza. Czuła się przy niej jak bardzo mała dziewczynka, w sumie to ta sytuacja przypominała matkę i dziecko, które zabrało zabawkę rówieśnikowi. Jednak z tą różnicą, że obydwie patrzyły się na siebie wyniosłym wzrokiem, a oskarżona nie odczuwała skruchy. A przynajmniej starała się jej nie odczuwać.
Czas się dłużył, a tamta nawet raz nie mrugnęła. Mia poczuła się speszona, no cóż "matka" była od niej o wiele silniejsza, Nie wiedziała co ma robić. Była bardzo głodna.
"wiem, wiem" wymamrotała i oddała elfce jabłko. Niestety nadal nie wiedziała co ma robić, więc włorzła ręce do kieszeni spodni i potępiona spojrzała się na swoje buty. "jak zwykle" wyszeptała do siebie
Zefir parsknął niczym młody źrebak i śmiało ruszył kłusem. Wręcz tanecznym krokiem wjechał na jedną z głównych ulic. Saura stłumiła uśmiech. O, tak. Kary ogier lubił się popisywać; wiedział, że jest pięknym wierzchowcem. Biedni tylko ci, którzy myśleli, że łagodnym. Głupiec, który ostatnio próbował go ukraść stracił połowę zębów, a do tego na dłuższy czas miał na gębie pamiątkę.
Z końskiego grzbietu elfka miała dobry widok na to, co działo się dookoła. Wymijali ją barwnie ubrani mieszczanie, furgony z koszykami i przeróżnymi rupieciami oraz meblami. Dzieciarnia uganiała pomiędzy dorosłymi, nie zważając na słane pod jej adresem przekleństwa. Elfidranię nie zamieszkiwali sami ludzie, a jednak wcale nie różniła się ona zbytnio od innych miast rozsianych po kontynencie. Może, aż za bardzo była podobna do typowego ludzkiego siedliska. Saura drgnęła, dostrzegając, jak młoda, ludzka dziewczyna zwinnym ruchem zgarnia jabłko z koszyka. Złodziejka? Tutaj pośród prawych i szlachetnych obywateli Elfidrani?
- A czemu by nie? - mruknęła do siebie czarnowłosa. Kradzież była powszechna pośród wszystkich ras. I w każdym zakątku świata. Dlaczego to miasto miałoby być wyjątkiem? Pytanie tylko, jak w Elidranii karano złodziei...
Saura wzruszyła ramionami. To nie jest jej sprawa. Nie była paladynem w srebrnej zbroi, żeby pakować się w jakąś awanturę z powodu jednego jabłka. Mała złodziejka prędzej czy później wpadnie w ręce straży, a wówczas władze będą się nią martwić. Ona zaś powinna zająć się jak najszybszym powro.... Nagle Zefir zarżał, targnął łbem i zadreptał, cofając się gwałtownie. Saura zmięła przekleństwo w ustach, balansując w siodle i ściągając wodze ogiera, który przymierzał się już, by stanąć na zadnich nogach.
- Spokojnie, Zefir. Spokojnie... - powiedziała mocnym, a zarazem spokojnym głosem. Poskutkowało. Karosz zarżał krótko i znieruchomiał. Jego reakcja wynikała ze zdumienia, a nie z przerażenia. Wszak nie co dzień ktoś tak na niego wpada. Saura zgrabnie przerzuciła nogę przez siodło i zeskoczyła na ziemię. Co prawda świeżo podkute kopyta nie poszły w ruch, ale wolała się upewnić, że z nieroztropnym przechodniem wszystko w porządku. Nawet, jeśli ten "przechodzień" nie za bardzo szanuje cudzej własności.
Jedno spojrzenie na nieznajomą o długich rudych włosach, usatysfakcjonowało elfkę. Była w jednym kawałku, więc przeżyje incydent. Tasując ją od góry do dołu wzrokiem, musiała w końcu spojrzeć na nieszczęsne jabłko. Saura z kamiennym wyrazem twarzy przyglądała się owocu przez jakieś dwie sekundy. A potem spojrzała prosto w oczy dziewczynie. Dostrzegła w nich istną burzę - gniew, wyzwanie, pewność siebie, upór... Jednego nie dało się tylko dostrzec - poczucia winy. A może... Może kryło się nazbyt głęboko, żeby można było zauważyć je, ot tak sobie. Szafirowe oczy o pałającym wejrzeniu przygwoździły rudowłosą w miejscu. Saura milczała, nie spuszczając z niej spojrzenia. Czekała. Nauczyła się czekać. Chociaż wydawało się to niemożliwe, zakres jej cierpliwości znacznie się wydłużył przez ostatnie lata. Zaiste musiały stanowić dziwny widok. Dwie kobiety na środku ulicy bawiące się w kto pierwszy odwróci wzrok. Jednak nikt im w tej zabawie nie przeszkadzał.
Wreszcie doczekała się. Jabłko zaciążyło jej w dłoni. Natomiast rudowłosa powiedziała coś cicho. Lecz na tyle głośno, by usłyszały ją wrażliwe elfie uszy. Zaintrygowana Saura wyostrzyła pewien zmysł. Każdy mógł sobie mówić, co mu do głowy przyszło. Aura nie kłamała. Nigdy. Ta, którą poczuła nie należała do silnych. Zresztą jej siła w tym momencie najmniej interesowała elfkę. Liczyło się, to co ze sobą niosła. A niosła ze sobą interesujące informacje. To jeszcze dzieciak. zawyrokowała.
- Ach tak - powiedziała cicho Saura. Podrzuciła jabłko w dłoni. Raz. A potem po raz drugi. Za trzecim razem postarała się, żeby z powrotem trafiło w ręce dziewczyny.
- Jesteś głodna, zgadza się? Zawodowi złodzieje nie bawią się w kradzież jabłek z kosza. Za mały to dla nich zysk - zwróciła się do dziewczyny, przechylając lekko głowę na bok, jakby całe te zjawisko bardzo ją zaciekawiło - Nie zaprzeczaj. Bije to od twojej aury.
Z końskiego grzbietu elfka miała dobry widok na to, co działo się dookoła. Wymijali ją barwnie ubrani mieszczanie, furgony z koszykami i przeróżnymi rupieciami oraz meblami. Dzieciarnia uganiała pomiędzy dorosłymi, nie zważając na słane pod jej adresem przekleństwa. Elfidranię nie zamieszkiwali sami ludzie, a jednak wcale nie różniła się ona zbytnio od innych miast rozsianych po kontynencie. Może, aż za bardzo była podobna do typowego ludzkiego siedliska. Saura drgnęła, dostrzegając, jak młoda, ludzka dziewczyna zwinnym ruchem zgarnia jabłko z koszyka. Złodziejka? Tutaj pośród prawych i szlachetnych obywateli Elfidrani?
- A czemu by nie? - mruknęła do siebie czarnowłosa. Kradzież była powszechna pośród wszystkich ras. I w każdym zakątku świata. Dlaczego to miasto miałoby być wyjątkiem? Pytanie tylko, jak w Elidranii karano złodziei...
Saura wzruszyła ramionami. To nie jest jej sprawa. Nie była paladynem w srebrnej zbroi, żeby pakować się w jakąś awanturę z powodu jednego jabłka. Mała złodziejka prędzej czy później wpadnie w ręce straży, a wówczas władze będą się nią martwić. Ona zaś powinna zająć się jak najszybszym powro.... Nagle Zefir zarżał, targnął łbem i zadreptał, cofając się gwałtownie. Saura zmięła przekleństwo w ustach, balansując w siodle i ściągając wodze ogiera, który przymierzał się już, by stanąć na zadnich nogach.
- Spokojnie, Zefir. Spokojnie... - powiedziała mocnym, a zarazem spokojnym głosem. Poskutkowało. Karosz zarżał krótko i znieruchomiał. Jego reakcja wynikała ze zdumienia, a nie z przerażenia. Wszak nie co dzień ktoś tak na niego wpada. Saura zgrabnie przerzuciła nogę przez siodło i zeskoczyła na ziemię. Co prawda świeżo podkute kopyta nie poszły w ruch, ale wolała się upewnić, że z nieroztropnym przechodniem wszystko w porządku. Nawet, jeśli ten "przechodzień" nie za bardzo szanuje cudzej własności.
Jedno spojrzenie na nieznajomą o długich rudych włosach, usatysfakcjonowało elfkę. Była w jednym kawałku, więc przeżyje incydent. Tasując ją od góry do dołu wzrokiem, musiała w końcu spojrzeć na nieszczęsne jabłko. Saura z kamiennym wyrazem twarzy przyglądała się owocu przez jakieś dwie sekundy. A potem spojrzała prosto w oczy dziewczynie. Dostrzegła w nich istną burzę - gniew, wyzwanie, pewność siebie, upór... Jednego nie dało się tylko dostrzec - poczucia winy. A może... Może kryło się nazbyt głęboko, żeby można było zauważyć je, ot tak sobie. Szafirowe oczy o pałającym wejrzeniu przygwoździły rudowłosą w miejscu. Saura milczała, nie spuszczając z niej spojrzenia. Czekała. Nauczyła się czekać. Chociaż wydawało się to niemożliwe, zakres jej cierpliwości znacznie się wydłużył przez ostatnie lata. Zaiste musiały stanowić dziwny widok. Dwie kobiety na środku ulicy bawiące się w kto pierwszy odwróci wzrok. Jednak nikt im w tej zabawie nie przeszkadzał.
Wreszcie doczekała się. Jabłko zaciążyło jej w dłoni. Natomiast rudowłosa powiedziała coś cicho. Lecz na tyle głośno, by usłyszały ją wrażliwe elfie uszy. Zaintrygowana Saura wyostrzyła pewien zmysł. Każdy mógł sobie mówić, co mu do głowy przyszło. Aura nie kłamała. Nigdy. Ta, którą poczuła nie należała do silnych. Zresztą jej siła w tym momencie najmniej interesowała elfkę. Liczyło się, to co ze sobą niosła. A niosła ze sobą interesujące informacje. To jeszcze dzieciak. zawyrokowała.
- Ach tak - powiedziała cicho Saura. Podrzuciła jabłko w dłoni. Raz. A potem po raz drugi. Za trzecim razem postarała się, żeby z powrotem trafiło w ręce dziewczyny.
- Jesteś głodna, zgadza się? Zawodowi złodzieje nie bawią się w kradzież jabłek z kosza. Za mały to dla nich zysk - zwróciła się do dziewczyny, przechylając lekko głowę na bok, jakby całe te zjawisko bardzo ją zaciekawiło - Nie zaprzeczaj. Bije to od twojej aury.
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Elfka podrzuciła jabłko w powietrze, złapała je, a gdy powtórzyła te czynność jeszcze raz Mii przypomniała się żonglerka - uczył jej tego szczerbaty błazen Magnit, raz wybełkotał jej, ze specjalnie powyrywał sobie zęby by móc złapać w usta ostatnią piłkę. To była sztuczka, dzięki której stał się sławny. Nie był zbyt dobrym nauczycielem, Mia też nie była dobrym uczniem, gdy tylko się pomyliła on się pieklił i zostawiał ją samą ze sobą, lub w towarzystwie całej zgrai piłek, które dotąd złapał w usta.
Jabłko już trzeci raz leciało w powietrze. Dokładnie obserwowała każdy jego obrót wokół własnej osi, jak gdyby chciało się pokazać w całej swej okazałości. Po chwili owoc wpadł w kobiecą dłoń. Ta jednak była trochę mniejsza, jaśniejsza i miała dłuższe palce. Przez chwile wpatrywała się w jabłko i dłoń zanim dotarło do niej, że ta ręka należy do niej.
Po raz pierwszy od tak dawna ktoś był dla niej miły. Tego się na pewno nie spodziewała. Była gotowa prędzej przyjąć wiadomość, że elfka wezwie straże, wokół niej zbierze się cała chmara złowrogich twarzy, najpierw będą to strażnicy, a potem cały ten tłum. Pewnie odcieliby jej rękę, wszyscy wytykaliby ją palcami, wrzucili do jakiegoś lochu czy nawet zagłodzili na śmierć, do czego i tak nie było daleko. Jednak to ją mało obchodziło. Kazaliby jej przeprosić całą rodzinkę razem i osobno tej szlachciury, musiałaby przed wszystkimi się kłaniać tylko dlatego, że była głodna, a nie miała na tyle pomysłowości, perfidności i tupetu, by zabrać coś od ledwo utrzymującego rodzinę chłopa, którym by się nie przejął nikt z wyżej postawionych. Na tę myśl oczy przybrały gniewny czerwony kolor. Otrząsnęła się z zamyślenia, dobrodziejka wciąż wpatrywała się w jej twarz i obserwowała każdą zmianę koloru oczu. Chyba ją to zaintrygowało. Mia spojrzała na jabłko. To ssące uczucie nie dawało spokoju. Tak, była głodna. Potwornie głodna. W czasie podróży znajdywała jakieś jedzenie, jak owoce dzikich drzew. Co prawda wszędzie hasały sarny, króliki, czy lisy - niestety nie potrafiła przemóc się i sprawić by jakieś włochate istnienie, którego i tak nie potrafiła odpowiednio oporządzić, odeszło. Jednak od długiego czasu nigdzie nie natknęła się na żadną roślinę produkującą pożywienie. Bardzo długo musiała żuć ziarna znalezionej kępki zboża by oszukać żołądek. Tak była głodna. Jednak wiedziała, co przystoi, a co nie. Zacisnęła dłoń na owocu, popatrzyła przez chwilę i powróciła wzrokiem na oczy elfki. Czuła się tak jakby ponownie zrozumiała co znaczy uczucie - "rozpromienić się", bo inaczej nie da się nazwać procesów zachodzących na jej twarzy.
"Zawodowi złodzieje nie wpadają na konie" - powiedziała szczęśliwym głosem pokazując kobiecie swoje białe zęby. Całe jej ciało drżało, nie wiedziała co jej jest, ale czuła się dobrze, dobrze jak nigdy. Sama nie wiedziała dlaczego zaczęła się śmiać. Jak dawno nie słyszała swojego śmiechu, albo czy kiedykolwiek go słyszała? Wyszeptała "dziękuję". Powtórzyła to jeszcze kilka razy aż się uspokoiła. "Mam na imię Mia, a Pani?"
Jabłko już trzeci raz leciało w powietrze. Dokładnie obserwowała każdy jego obrót wokół własnej osi, jak gdyby chciało się pokazać w całej swej okazałości. Po chwili owoc wpadł w kobiecą dłoń. Ta jednak była trochę mniejsza, jaśniejsza i miała dłuższe palce. Przez chwile wpatrywała się w jabłko i dłoń zanim dotarło do niej, że ta ręka należy do niej.
Po raz pierwszy od tak dawna ktoś był dla niej miły. Tego się na pewno nie spodziewała. Była gotowa prędzej przyjąć wiadomość, że elfka wezwie straże, wokół niej zbierze się cała chmara złowrogich twarzy, najpierw będą to strażnicy, a potem cały ten tłum. Pewnie odcieliby jej rękę, wszyscy wytykaliby ją palcami, wrzucili do jakiegoś lochu czy nawet zagłodzili na śmierć, do czego i tak nie było daleko. Jednak to ją mało obchodziło. Kazaliby jej przeprosić całą rodzinkę razem i osobno tej szlachciury, musiałaby przed wszystkimi się kłaniać tylko dlatego, że była głodna, a nie miała na tyle pomysłowości, perfidności i tupetu, by zabrać coś od ledwo utrzymującego rodzinę chłopa, którym by się nie przejął nikt z wyżej postawionych. Na tę myśl oczy przybrały gniewny czerwony kolor. Otrząsnęła się z zamyślenia, dobrodziejka wciąż wpatrywała się w jej twarz i obserwowała każdą zmianę koloru oczu. Chyba ją to zaintrygowało. Mia spojrzała na jabłko. To ssące uczucie nie dawało spokoju. Tak, była głodna. Potwornie głodna. W czasie podróży znajdywała jakieś jedzenie, jak owoce dzikich drzew. Co prawda wszędzie hasały sarny, króliki, czy lisy - niestety nie potrafiła przemóc się i sprawić by jakieś włochate istnienie, którego i tak nie potrafiła odpowiednio oporządzić, odeszło. Jednak od długiego czasu nigdzie nie natknęła się na żadną roślinę produkującą pożywienie. Bardzo długo musiała żuć ziarna znalezionej kępki zboża by oszukać żołądek. Tak była głodna. Jednak wiedziała, co przystoi, a co nie. Zacisnęła dłoń na owocu, popatrzyła przez chwilę i powróciła wzrokiem na oczy elfki. Czuła się tak jakby ponownie zrozumiała co znaczy uczucie - "rozpromienić się", bo inaczej nie da się nazwać procesów zachodzących na jej twarzy.
"Zawodowi złodzieje nie wpadają na konie" - powiedziała szczęśliwym głosem pokazując kobiecie swoje białe zęby. Całe jej ciało drżało, nie wiedziała co jej jest, ale czuła się dobrze, dobrze jak nigdy. Sama nie wiedziała dlaczego zaczęła się śmiać. Jak dawno nie słyszała swojego śmiechu, albo czy kiedykolwiek go słyszała? Wyszeptała "dziękuję". Powtórzyła to jeszcze kilka razy aż się uspokoiła. "Mam na imię Mia, a Pani?"
- Jestem Saura Ceres. Ale wystarczy Saura - przedstawiła się czarnowłosa elfka - Istotnie nie jesteś zawodową złodziejką, Mio. Z tym większą przyjemnością zaproszę Cię na obiad. Ja... Wina za ten drobny wypadek leży też po mojej stronie. Powinnam z Zefirem bardziej uważać. W ramach przeprosin przyjmij moje zaproszenie.
Zefir czując, że o nim mowa wyciągnął szyję. Miękkie chrapy musnęły ubranie Mii, jakby ogier spodziewał się, że za moment zostanie poczęstowany kostką cukru. Ciemne końskie oczy przyglądały się nowej znajomej z nieukrywaną ciekawością.
Mia.
Ładne imię. Proste i jednocześnie przyjemne dla ucha. Pasowało dla dziewczyny. Szczególnie teraz, gdy z jej twarzy zniknął wyraz zaciętości. Potrafiła się nawet uśmiechać, a to naprawdę wiele znaczyło. Dzięki niemu wyglądała bardzo pięknie. Tak jak powinna wyglądać taka młoda osoba, jak ona. A wywołało je jedno, drobne jabłuszko. Saura była zdania, że młodzi winni jak najdłużej cieszyć się samą istotą życia. Tym, że mogą widzieć słońce, gwiazdy, chmury; poznać smak jabłek, gruszek, chleba i wina; zaznać miłości, troski innych ludzi. Na gorycz, zdradę, ból przyjdzie czas później. Najważniejsza jest możliwość czerpania radości z istnienia. Takim osoby zwykle łatwiej przyjmowały tą ciemniejszą stronę życia. Niestety, to były jedynie pobożne życzenia jednej elfki. Nic nie było takie proste. Młodzi niejednokrotnie zaznawali w swej egzystencji tylko tych mniej przyjemnych rzeczy.
Saura z namysłem przygryzła wargi. Co też jej strzeliło do głowy? Wcale nie jechała szybko. To był pretekst, do wysunięcia propozycji obiadu. Jedno jabłko jeszcze żadnemu wygłodzonemu nie zaspokoiło na dłużej apetytu. Kolejny problem, który nie musiał jej zaprzątać. A jednak zaprzątał. Dlaczego? Bo Mia wyglądała na sponiewieraną i osłabioną. Zaś wrażliwa natura elfa nie mogła obojętnie patrzeć na wymizerowane istoty. Czarnowłosa jeszcze mocniej zacisnęła szczęki. No, proszę. Altruistka Saura. Śmiechu warte. Dotąd sądziła, że pogrzebała elfią czułość pod zwałami stoicyzmu i zdystansowania. Najwyraźniej tak nie było. Odzywała się w najmniej spodziewanych momentach. Istniał również inny powód. Coś mówiło elfce, że następna osoba, która zauważy Mię przy kradzieży, wcale nie będzie taka wyrozumiała. I młoda kobieta skończy gdzieś w lochach... albo i gorzej. Jeden posiłek nie robił wielkiej różnicy, ale tak jakby przesuwał w czasie tą przykrą perspektywę. Poza tym... Poza tym, Saura miała ochotę dzisiaj pobawić się w altruistkę. Co jej tam szkodzi. Najwyżej wyjdzie na starszą, ekscentryczną osobę, której tak się nudzi, że aż zaprasza nowo poznanych ludzi na obiad.
Oparła dłoń o biodro, czekając na odpowiedź Mii, której barwa oczu zmieniała się w tak intrygujący sposób. Powie tak czy nie. W końcu wcale nie musiała ufać obcej elfce. Miała prawo być podejrzliwa. Nie każdy napotkany podróżny był kimś dobrym. Niby w Elfidranii żyli przyzwoici obywatele, jednak nawet wśród takich mogła się znaleźć jakąś czarna owca. Saura milczała, mając nadzieję, ze na takową nie wygląda.
Zefir czując, że o nim mowa wyciągnął szyję. Miękkie chrapy musnęły ubranie Mii, jakby ogier spodziewał się, że za moment zostanie poczęstowany kostką cukru. Ciemne końskie oczy przyglądały się nowej znajomej z nieukrywaną ciekawością.
Mia.
Ładne imię. Proste i jednocześnie przyjemne dla ucha. Pasowało dla dziewczyny. Szczególnie teraz, gdy z jej twarzy zniknął wyraz zaciętości. Potrafiła się nawet uśmiechać, a to naprawdę wiele znaczyło. Dzięki niemu wyglądała bardzo pięknie. Tak jak powinna wyglądać taka młoda osoba, jak ona. A wywołało je jedno, drobne jabłuszko. Saura była zdania, że młodzi winni jak najdłużej cieszyć się samą istotą życia. Tym, że mogą widzieć słońce, gwiazdy, chmury; poznać smak jabłek, gruszek, chleba i wina; zaznać miłości, troski innych ludzi. Na gorycz, zdradę, ból przyjdzie czas później. Najważniejsza jest możliwość czerpania radości z istnienia. Takim osoby zwykle łatwiej przyjmowały tą ciemniejszą stronę życia. Niestety, to były jedynie pobożne życzenia jednej elfki. Nic nie było takie proste. Młodzi niejednokrotnie zaznawali w swej egzystencji tylko tych mniej przyjemnych rzeczy.
Saura z namysłem przygryzła wargi. Co też jej strzeliło do głowy? Wcale nie jechała szybko. To był pretekst, do wysunięcia propozycji obiadu. Jedno jabłko jeszcze żadnemu wygłodzonemu nie zaspokoiło na dłużej apetytu. Kolejny problem, który nie musiał jej zaprzątać. A jednak zaprzątał. Dlaczego? Bo Mia wyglądała na sponiewieraną i osłabioną. Zaś wrażliwa natura elfa nie mogła obojętnie patrzeć na wymizerowane istoty. Czarnowłosa jeszcze mocniej zacisnęła szczęki. No, proszę. Altruistka Saura. Śmiechu warte. Dotąd sądziła, że pogrzebała elfią czułość pod zwałami stoicyzmu i zdystansowania. Najwyraźniej tak nie było. Odzywała się w najmniej spodziewanych momentach. Istniał również inny powód. Coś mówiło elfce, że następna osoba, która zauważy Mię przy kradzieży, wcale nie będzie taka wyrozumiała. I młoda kobieta skończy gdzieś w lochach... albo i gorzej. Jeden posiłek nie robił wielkiej różnicy, ale tak jakby przesuwał w czasie tą przykrą perspektywę. Poza tym... Poza tym, Saura miała ochotę dzisiaj pobawić się w altruistkę. Co jej tam szkodzi. Najwyżej wyjdzie na starszą, ekscentryczną osobę, której tak się nudzi, że aż zaprasza nowo poznanych ludzi na obiad.
Oparła dłoń o biodro, czekając na odpowiedź Mii, której barwa oczu zmieniała się w tak intrygujący sposób. Powie tak czy nie. W końcu wcale nie musiała ufać obcej elfce. Miała prawo być podejrzliwa. Nie każdy napotkany podróżny był kimś dobrym. Niby w Elfidranii żyli przyzwoici obywatele, jednak nawet wśród takich mogła się znaleźć jakąś czarna owca. Saura milczała, mając nadzieję, ze na takową nie wygląda.
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Saura Ceres... Mia powtórzyła w myślach te słowa jeszcze parę razy. Zawsze wydawało jej się, że elf musi mieć wyjątkowo długie i trudne do zapamiętania imię. Saura Ceres całe to nazwisko pełne było rytmów i różnych melodii w zależności od układania akcentów. Było wręcz opisem jej charakteru i całej postaci. Praworządność, sprawiedliwość, spokój, cierpliwość, z każdym słowem jakie przychodziło jej na myśl o elfce, w dłoni zaczął płonąc coraz gorętszy ogień, uczciwość, roztropność i litość. Litość. To zabolało - uderzyło w dumę. Elfka musiała postrzegać ją jako zwierze zamknięte w klatce, które desperacko szuka wyjścia. Spojrzała się w jej oczy i znalazła bardzo dobrze zamaskowane potwierdzenie swoich domysłów. Litość. Mia westchnęła.
-dziękuję, ale..., ale nie mogę.- poczuła, ze po tych słowach coś uciekło, nie wiedziała tylko co - ja muszę... - przez chwilę zastanawiała się co musi, bo na pewno nie ma żadnego wyznaczonego zadania, misji czy celu, możliwego do osiągnięcia -... to oddać. - podniosła dłoń w której znajdowało się jabłko. Odwróciła głowę w stronę gdzie ostatnim razem widziała kobietę z lisem i wtedy zdała sobie sprawę, że jej już tam nie ma. Westchnęła jeszcze raz. Zebrała się w garść, wyprostowała plecy, jednak wciąż patrzyła w bok.
-Pani ma swoje sprawy, ja niby mam też swoje. - poczuła znów śmierć jakiejś niematerialnej rzeczy i czując, ze musi coś dodać na koniec, powiedziała - poradzę sobie. Wtedy obróciła całe ciało w bok, i jeszcze raz i jeszcze raz, aż wylądowała znów przed Prawą Saurą Ceres. Na prawdę musiała wyglądać jak osaczone zwierze. Teraz wydawało jej się to zabawne. Bardzo dziwiły ją te huśtawki nastroju, zawsze myślała, że jest opanowana, dumna, nieufna, a teraz okazuje się, że nie. Spojrzała się na jabłko, które nadal trzymała podniesione, potem na Saurę. Wzięła głęboki oddech i:
- z przyjemnością.
-dziękuję, ale..., ale nie mogę.- poczuła, ze po tych słowach coś uciekło, nie wiedziała tylko co - ja muszę... - przez chwilę zastanawiała się co musi, bo na pewno nie ma żadnego wyznaczonego zadania, misji czy celu, możliwego do osiągnięcia -... to oddać. - podniosła dłoń w której znajdowało się jabłko. Odwróciła głowę w stronę gdzie ostatnim razem widziała kobietę z lisem i wtedy zdała sobie sprawę, że jej już tam nie ma. Westchnęła jeszcze raz. Zebrała się w garść, wyprostowała plecy, jednak wciąż patrzyła w bok.
-Pani ma swoje sprawy, ja niby mam też swoje. - poczuła znów śmierć jakiejś niematerialnej rzeczy i czując, ze musi coś dodać na koniec, powiedziała - poradzę sobie. Wtedy obróciła całe ciało w bok, i jeszcze raz i jeszcze raz, aż wylądowała znów przed Prawą Saurą Ceres. Na prawdę musiała wyglądać jak osaczone zwierze. Teraz wydawało jej się to zabawne. Bardzo dziwiły ją te huśtawki nastroju, zawsze myślała, że jest opanowana, dumna, nieufna, a teraz okazuje się, że nie. Spojrzała się na jabłko, które nadal trzymała podniesione, potem na Saurę. Wzięła głęboki oddech i:
- z przyjemnością.
Saura nie oczekiwała wybuchu entuzjazmu albo wylewnych podziękowań. Spodziewała się, że Mia, być może zakłopotana, być może uniesiona dumą, odmówi. Gdyby tak się stało, elfka nie mogłaby zrobić nic innego, jak skinąć na pożegnanie głową. Praktycznie obce sobie osoby nie jedzą wspólnych posiłków. Nawet jeśli miastem, w którym się spotykają jest Elfidrania. Zapewne źle zaczęła całą to znajomość. Nazbyt... śmiało. Trzeba było zacząć od lekkie pogawędki, chociażby o pogodzie. No jasne... Jakby w takiej sytuacji dałoby się popaplać o pogodzie.
Nie pomyliła się zbytnio w swoich pierwotnych przypuszczeniach. Rudowłosa dziewczyna spłoszyła się. Przez krótki moment wyglądała niczym małe stworzonko w potrzasku. Na litość bogów, to był tylko obiad, a nie mordercza wędrówka na drugi koniec świata.... Jednakże Saura rozumiała zakłopotanie Mii. Prawdopodobnie zareagowała by tak samo, gdyby znalazła się na jej miejscu. Bo w sumie propozycja była kłopotliwa. Nakładała na drugą osobę wrażenie posiadania u tej pierwszej jakiegoś długu. Czarnowłosa nie chciała niczego w zamian. Po prostu zaproponowała jedzenie, głodnej, młodej kobiecie. Przyglądała się, jak Mia miota się w poszukiwaniu pretekstu, który pozwoli jej odejść. Udało się nawet jakiś znaleźć. Elfka uniosła lekko brwi, słysząc nowinę o jabłku. Nie licz na to, że tamta dama pięknie Ci podziękuję za zwrot własności chciała odpowiedzieć. Traf sprawił, że nic takiego mówić nie musiała. Mieszczka rozpłynęła się bez śladu.
Kiedy Mia ponownie na nią spojrzała, Saura postarała się przybrać swój najbardziej uprzejmy wyraz twarzy. Okazywanie dodatkowego współczucia i sympatii tylko jeszcze bardziej zmieszałoby rudowłosą. Cokolwiek Mia sobie myślała, niech to zaproszenie uchodzi za przypieczętowanie nowo zawartej znajomości. Właśnie tak. Gdyby teraz odeszła, Saura jeszcze przez kilka godzin musiałaby walczyć z niemiłymi myślami. Dziewczyna wahała się, jakby miała skoczyć na głęboką wodę. W końcu powiedziała te dwa magiczne słowa. Elfka bezgłośnie wypuściła powietrze z płuc:
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała miękko.
Co teraz? Wziąć to dziecko za rękę i zaprowadzić do najbliższej karczmy? No bez przesady... Może była młoda, ale dziecka prawdopodobnie niewiele jest pozostało. Życie na ulicy było twardym, a zarazem skutecznym nauczycielem wchodzenia w dorosłość. W ramach kompromisu skinęła na nową znajomą i chwyciła za wodze wierzchowca.
Szafranowa Dzielnica uchodziła za tą bogatszą część miasta. Wobec tego karczmy również powinny być niczego sobie. Wędrówka ulicą była nader krótka; parę budynków dalej znajdowała się bowiem karczma, o jakże "oryginalnej" nazwie "Szafranowa Tawerna". Saura przykazała Zefirowi pozostać przy przybytku, zerknęła na Mię, jakby chciała ją zapytać czy jest gotowa, po czym otworzyła ciężkie drzwi Tawerny. Wnętrze powitało ich zapachem świeżo heblowanego drewna i pieczonych jabłek. W dużym, kamiennym kominku wesoło trzeszczał ogień. Zaś przy solidnych i schludnych stołach gawędzili klienci, w większości elfy. Spostrzegając nowo przybyłe, jak na komendę każdy uprzejmie skinął w ich stronę głową. Elfie dobre wychowanie obowiązywało i z dala od Ojczyzny. To spostrzeżenie sprawiło, że Saura poczuła się znacznie lepiej.
- Nie mam pojęcia co Ci najbardziej smakuje... Na pewno mają tu duży wybór dań, więc będziesz musiała sama się na coś zdecydować - wyznała rozbrajająco, prowadząc Mię do wolnego stołu.
Nie pomyliła się zbytnio w swoich pierwotnych przypuszczeniach. Rudowłosa dziewczyna spłoszyła się. Przez krótki moment wyglądała niczym małe stworzonko w potrzasku. Na litość bogów, to był tylko obiad, a nie mordercza wędrówka na drugi koniec świata.... Jednakże Saura rozumiała zakłopotanie Mii. Prawdopodobnie zareagowała by tak samo, gdyby znalazła się na jej miejscu. Bo w sumie propozycja była kłopotliwa. Nakładała na drugą osobę wrażenie posiadania u tej pierwszej jakiegoś długu. Czarnowłosa nie chciała niczego w zamian. Po prostu zaproponowała jedzenie, głodnej, młodej kobiecie. Przyglądała się, jak Mia miota się w poszukiwaniu pretekstu, który pozwoli jej odejść. Udało się nawet jakiś znaleźć. Elfka uniosła lekko brwi, słysząc nowinę o jabłku. Nie licz na to, że tamta dama pięknie Ci podziękuję za zwrot własności chciała odpowiedzieć. Traf sprawił, że nic takiego mówić nie musiała. Mieszczka rozpłynęła się bez śladu.
Kiedy Mia ponownie na nią spojrzała, Saura postarała się przybrać swój najbardziej uprzejmy wyraz twarzy. Okazywanie dodatkowego współczucia i sympatii tylko jeszcze bardziej zmieszałoby rudowłosą. Cokolwiek Mia sobie myślała, niech to zaproszenie uchodzi za przypieczętowanie nowo zawartej znajomości. Właśnie tak. Gdyby teraz odeszła, Saura jeszcze przez kilka godzin musiałaby walczyć z niemiłymi myślami. Dziewczyna wahała się, jakby miała skoczyć na głęboką wodę. W końcu powiedziała te dwa magiczne słowa. Elfka bezgłośnie wypuściła powietrze z płuc:
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała miękko.
Co teraz? Wziąć to dziecko za rękę i zaprowadzić do najbliższej karczmy? No bez przesady... Może była młoda, ale dziecka prawdopodobnie niewiele jest pozostało. Życie na ulicy było twardym, a zarazem skutecznym nauczycielem wchodzenia w dorosłość. W ramach kompromisu skinęła na nową znajomą i chwyciła za wodze wierzchowca.
Szafranowa Dzielnica uchodziła za tą bogatszą część miasta. Wobec tego karczmy również powinny być niczego sobie. Wędrówka ulicą była nader krótka; parę budynków dalej znajdowała się bowiem karczma, o jakże "oryginalnej" nazwie "Szafranowa Tawerna". Saura przykazała Zefirowi pozostać przy przybytku, zerknęła na Mię, jakby chciała ją zapytać czy jest gotowa, po czym otworzyła ciężkie drzwi Tawerny. Wnętrze powitało ich zapachem świeżo heblowanego drewna i pieczonych jabłek. W dużym, kamiennym kominku wesoło trzeszczał ogień. Zaś przy solidnych i schludnych stołach gawędzili klienci, w większości elfy. Spostrzegając nowo przybyłe, jak na komendę każdy uprzejmie skinął w ich stronę głową. Elfie dobre wychowanie obowiązywało i z dala od Ojczyzny. To spostrzeżenie sprawiło, że Saura poczuła się znacznie lepiej.
- Nie mam pojęcia co Ci najbardziej smakuje... Na pewno mają tu duży wybór dań, więc będziesz musiała sama się na coś zdecydować - wyznała rozbrajająco, prowadząc Mię do wolnego stołu.
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Zasiadły przy stole. Był on obszerny, ale ręczne rzeźbienia świetnie komponowały z ciemnym drewnem. Mia przejechała ręką po jednym z wyżłobionych wzorków. Karczma była zbudowana ze stylem. Tu jasne drewno, tam ciemne, jeszcze gdzie indziej ciosane skały. Ogień w kominku trzaskał wesoło jakby nadając rytm głośnym rozmowom, wybuchom śmiechu, a także uciszonym szeptom o interesach przebywających w środku osób. Wszędzie porozwieszane były skóry białych, łaciatych, brunatnych, krótko czy długowłosych zwierząt.
Mia zobaczyła długą listę dań, z których kojarzyła tylko niewielką ilość, w duchu jednak cieszyła się, że zna cokolwiek i umie czytać. Poprosiła o jakąś rybę. W czasie oczekiwania czuła jak coś dzieje się w środku jej brzucha. Zamyśliła się, wpatrując w ogień. Ocknęła się dopiero, gdy zobaczyła jak płomyki ukształtował się na tańczące postacie, które chwilę potem zniknęły. Odwróciła wzrok. Uznała, że jeśli ma zrobić to co zaplanowała przy wejściu do tawerny, to teraz jest najlepszy moment.
- Nie jestem żebraczką, złodziejką czy dzieckiem ulicy - "Unormalnienie" sytuacji... - po prostu teraz znajduje się teraz poza domem. - starała się wymówić to z marszu, jak gdyby to było coś normalnego, trochę nie wyszło, ale po głębszym zastanowieniu się to nie mogło przejść, skoro rozmówczyni przyłapała ja na kradzieży. Jednak nie kontynuowała spraw domu. - Jestem pianistką i tancerką..., no ogólnie to czymś jak uczeń arlekina. Potrafię szyć, piec, a raczej cukierniczyć, tresować zwierzęta oraz wszystkie te błazeńskie głupoty z wyjątkiem żonglerki. - tutaj przewaliła oczami w taki sposób, że każdy z łatwością mógł zorientować się że do "żonglerki" wolałaby nie wracać.
- Pewnie nie dałam o sobie dotychczas dobrego świadectwa, jednak - zatrzymała się wybierając w myślach słowa i wyrazy twarzy - mam zamiar oddać pani za to co pani dla mnie zrobiła - była niemal pewna, że elfka nie pozwoli jej oddać długu, chociaż w pieniądzach. Dziewczyna wiedziała, że kobieta tak na prawdę zrobiła o wiele więcej, ale nie myślała teraz o tym ponieważ musiała dokończyć zdanie uprzedzając reakcję Saury - w tym przypadku nie interesuje mnie pani zdanie. Oddam. Prędzej cz później, oczywiście, ale oddam. - po tych słowach wcześniej opuszczone z uporu brwi powróciły na swoje miejsce. Była zadowolona z siebie. - Chciałabym także wiedzieć czym się zajmujesz? - Mia miała zamiar wyciągnąć z elfki jak najwięcej informacji już teraz gdy zgadnie z konwenansami w trakcie kulturalnej rozmowy nie można pozostawić pytania bez odpowiedzi. Przecież kobieta nie będzie ją cały czas ciągnąć za rękę, prędzej czy później musi nastąpić rozstanie, ale tę myśl wolała odkładać jak najdłużej...
Mia zobaczyła długą listę dań, z których kojarzyła tylko niewielką ilość, w duchu jednak cieszyła się, że zna cokolwiek i umie czytać. Poprosiła o jakąś rybę. W czasie oczekiwania czuła jak coś dzieje się w środku jej brzucha. Zamyśliła się, wpatrując w ogień. Ocknęła się dopiero, gdy zobaczyła jak płomyki ukształtował się na tańczące postacie, które chwilę potem zniknęły. Odwróciła wzrok. Uznała, że jeśli ma zrobić to co zaplanowała przy wejściu do tawerny, to teraz jest najlepszy moment.
- Nie jestem żebraczką, złodziejką czy dzieckiem ulicy - "Unormalnienie" sytuacji... - po prostu teraz znajduje się teraz poza domem. - starała się wymówić to z marszu, jak gdyby to było coś normalnego, trochę nie wyszło, ale po głębszym zastanowieniu się to nie mogło przejść, skoro rozmówczyni przyłapała ja na kradzieży. Jednak nie kontynuowała spraw domu. - Jestem pianistką i tancerką..., no ogólnie to czymś jak uczeń arlekina. Potrafię szyć, piec, a raczej cukierniczyć, tresować zwierzęta oraz wszystkie te błazeńskie głupoty z wyjątkiem żonglerki. - tutaj przewaliła oczami w taki sposób, że każdy z łatwością mógł zorientować się że do "żonglerki" wolałaby nie wracać.
- Pewnie nie dałam o sobie dotychczas dobrego świadectwa, jednak - zatrzymała się wybierając w myślach słowa i wyrazy twarzy - mam zamiar oddać pani za to co pani dla mnie zrobiła - była niemal pewna, że elfka nie pozwoli jej oddać długu, chociaż w pieniądzach. Dziewczyna wiedziała, że kobieta tak na prawdę zrobiła o wiele więcej, ale nie myślała teraz o tym ponieważ musiała dokończyć zdanie uprzedzając reakcję Saury - w tym przypadku nie interesuje mnie pani zdanie. Oddam. Prędzej cz później, oczywiście, ale oddam. - po tych słowach wcześniej opuszczone z uporu brwi powróciły na swoje miejsce. Była zadowolona z siebie. - Chciałabym także wiedzieć czym się zajmujesz? - Mia miała zamiar wyciągnąć z elfki jak najwięcej informacji już teraz gdy zgadnie z konwenansami w trakcie kulturalnej rozmowy nie można pozostawić pytania bez odpowiedzi. Przecież kobieta nie będzie ją cały czas ciągnąć za rękę, prędzej czy później musi nastąpić rozstanie, ale tę myśl wolała odkładać jak najdłużej...
- Rozumiem – czarnowłosa powoli skinęła głową. Coś czuła, że nie było sensu w przekonywaniu dziewczyny, że nie jest jej nic dłużna. Kryło się w tym jakiś upór, poczucie honoru i godność, z którymi trudno było walczyć.
- Byłabym zadowolona, gdybyś w ramach długu, też kiedyś komuś pomogła. Zaproponowała posiłek zagubionemu na ulicy i głodnemu. To chyba dość satysfakcjonujące rozwiązanie tej kwestii? – dodała po chwili namysłu. Doprawdy, co by miała zrobić z pieniędzmi od tego dziecka? Nie w porządku było branie monet, za które Mia mogła kupić sobie następny obiad.
Elfka nie była nazbyt głodna, ale tak żeby dotrzymać towarzystwa przy posiłku, poprosiła o grzane piwo i nieco klusek w sosie. Uniosła lekko brwi, słysząc wyznanie swojej nowej znajomej. Nie była dzieckiem ulicy, złodziejką ani żebraczką? Bardzo dobrze. Tylko dlaczego ktoś tak młody przebywał poza domem? Wbrew opowieściom balladom, wielki świat wcale nie był radosnym miejscem pełnym ekscytujących przygód, oddanych towarzyszy broni i dobrotliwych mieszkańców, którzy hojnie odwdzięczali się za udzieloną pomoc. Prędzej należało oczekiwać zbójeckiego napadu niż heroicznej walki z potworami i zdobycia skarbów. Tak, młodzi nabijali sobie głowy przygodami. Saura nie wiedziała, jak to wyglądało w przypadku Mii. Może wcale nie żądza przygód sprawiła, że znalazła się poza domem. Jeśli faktycznie tak było, to sytuacja rudowłosej panny musiała być nietypowa.
Saura odchyliła się i oparła o wysokie oparcie krzesła. Większość mebli tutaj była dość stara i ciężka, za to sprawiała wrażenie solidnych. Mało kto robi teraz takie meble pomyślała elfka wędrując palcami po zdobieniach drewnianej poręczy.
- Obecnie nie zajmuje się niczym konkretnym. Większość czasu spędzam nad Kryształowym Jeziorem. Od czasu do czasu, wybieram się na krótką wycieczkę do któregoś z ludzkich albo elfich siedlisk. To wszystko – Saura wzruszyła ramionami – Jednak jeśli nalegasz, to jestem, jak to ludzie lubią mówić – „elfią wiedźmą”. Właśnie tak. Generalnie nie przepadają za takimi jak ja, ale gdy przyjdzie co do czego, szukają u nas pomocy. Gdy trzeba kogoś wyleczyć, odczynić urok, rzucić zaklęcie wzmacniające, to zawsze jestem do usług. A to dlatego, ze magia to akurat jedna z tych rzeczy, której mnie naprawdę porządnie nauczono.
Saura przerwała swój wywód i obdarzyła rozmówczynię krótkim, oszczędnym uśmiechem:
- A co z tobą, Mio? Pianistka, tancerka, treserka…. Do tego jeszcze podróżniczka. Zaskakujące umiejętności jak na kogoś tak młodego. Rzadko spotykam osoby o tak różnorodnych talentach. Szukasz może w tym mieście…. pracy?
Elfka z wdzięcznością przyjęła od kelnerki kubek z grzanym piwem. Oparła dłonie o ścianki naczynia, pozwalając by przeniknęło do niej emanujące od niego ciepło.
- Byłabym zadowolona, gdybyś w ramach długu, też kiedyś komuś pomogła. Zaproponowała posiłek zagubionemu na ulicy i głodnemu. To chyba dość satysfakcjonujące rozwiązanie tej kwestii? – dodała po chwili namysłu. Doprawdy, co by miała zrobić z pieniędzmi od tego dziecka? Nie w porządku było branie monet, za które Mia mogła kupić sobie następny obiad.
Elfka nie była nazbyt głodna, ale tak żeby dotrzymać towarzystwa przy posiłku, poprosiła o grzane piwo i nieco klusek w sosie. Uniosła lekko brwi, słysząc wyznanie swojej nowej znajomej. Nie była dzieckiem ulicy, złodziejką ani żebraczką? Bardzo dobrze. Tylko dlaczego ktoś tak młody przebywał poza domem? Wbrew opowieściom balladom, wielki świat wcale nie był radosnym miejscem pełnym ekscytujących przygód, oddanych towarzyszy broni i dobrotliwych mieszkańców, którzy hojnie odwdzięczali się za udzieloną pomoc. Prędzej należało oczekiwać zbójeckiego napadu niż heroicznej walki z potworami i zdobycia skarbów. Tak, młodzi nabijali sobie głowy przygodami. Saura nie wiedziała, jak to wyglądało w przypadku Mii. Może wcale nie żądza przygód sprawiła, że znalazła się poza domem. Jeśli faktycznie tak było, to sytuacja rudowłosej panny musiała być nietypowa.
Saura odchyliła się i oparła o wysokie oparcie krzesła. Większość mebli tutaj była dość stara i ciężka, za to sprawiała wrażenie solidnych. Mało kto robi teraz takie meble pomyślała elfka wędrując palcami po zdobieniach drewnianej poręczy.
- Obecnie nie zajmuje się niczym konkretnym. Większość czasu spędzam nad Kryształowym Jeziorem. Od czasu do czasu, wybieram się na krótką wycieczkę do któregoś z ludzkich albo elfich siedlisk. To wszystko – Saura wzruszyła ramionami – Jednak jeśli nalegasz, to jestem, jak to ludzie lubią mówić – „elfią wiedźmą”. Właśnie tak. Generalnie nie przepadają za takimi jak ja, ale gdy przyjdzie co do czego, szukają u nas pomocy. Gdy trzeba kogoś wyleczyć, odczynić urok, rzucić zaklęcie wzmacniające, to zawsze jestem do usług. A to dlatego, ze magia to akurat jedna z tych rzeczy, której mnie naprawdę porządnie nauczono.
Saura przerwała swój wywód i obdarzyła rozmówczynię krótkim, oszczędnym uśmiechem:
- A co z tobą, Mio? Pianistka, tancerka, treserka…. Do tego jeszcze podróżniczka. Zaskakujące umiejętności jak na kogoś tak młodego. Rzadko spotykam osoby o tak różnorodnych talentach. Szukasz może w tym mieście…. pracy?
Elfka z wdzięcznością przyjęła od kelnerki kubek z grzanym piwem. Oparła dłonie o ścianki naczynia, pozwalając by przeniknęło do niej emanujące od niego ciepło.
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
To miało sens. Po co były by Elfce pieniądze, a teraz jest tak wielu naprawdę potrzebujących. Mia by sobie jakoś poradziła, jak zawsze, ale są przecież ludzie, którzy się poddali. Tak na prawdę, to była jedyna rzecz odróżniająca "ich" od "niej" - Mia się nie załamała. Bez względu na utracone i dotychczas nowozdobyte, delikatnie mówiąc, niemiłe wspomnienia.
Chwilę potem w uszach dziewczyny zabrzmiało "Kryształowe Jezioro". Drgnęła. Elfka niczego nie zauważyła ponieważ akurat patrzyła się na ręcznie zdobioną poręcz fotela. Tam Mia była wcześniej. Ponownie ożywiło si w niej wspomnienia fali i całej nieprzyjemnej gromadki, którego całą podróż aż do tego miasta, starała się wyzbyć. Tym razem jednak odezwał się rozsądek - to nie było koniecznie to jezioro. Wierszyk Teren'a mógł opisywać każdą nawet kałużę. Gdy Saura znów podniosła wzrok na swoją słuchaczkę Mia była już w miarę opanowana. Tylko w głowie dudnił skrzypiący głos. Kilka sekund zajęło jej zanim zrozumiała, że Saura zadała pytanie. Już wcześniej przybrała zamyśloną minę, więc nie musiała się martwić, że przez jakiś czas patrzyła ogłupiałymi oczyma w rozmówczynię.
-Nie... jak na razie szukam, - zmierzwiła ręką włosy - miejsca, do którego bym pasowała. A co do podróżowania to raczej mimo woli niż z pasji, zupełnie nie mam orientacji i nie znam się na kartografii. Wiem, że ostatnio dłużej przebywałam nad jakimś jeziorem, żeby tu dojść musiałam pokonać trzy rzeki i zajęło mi to sporo czasu, niestety nawet gdybym miała mapę i tak by mi to nic nie powiedziało, więc wolę iść przed siebie licząc na uśmiech szczęścia.
Wtedy do ich stolika podeszła dziewczyna z tacą. Mia przypomniała sobie o tym, że jest potwornie głodna. Ciekawe, jak w ogóle mogła o tym zapomnieć, ale teraz zajęła się konsumowaniem wybitnie apetycznego mięsa rybiego. Nigdy wcześniej nie jadła takiego dania. Mięso ryby miało kolor jasno różowy, już zahaczający o kremowy, wokół roznosił się zapach cytryny, a smak był nie do opisania. Chociaż nawet gdyby Mii dali do zjedzenia najgorsze pomyje byłaby równie zachwycona co teraz. Delektowała się każdym kęsem. Jadła zgodnie z wszystkimi znanymi jej zasadami, powoli, małymi kęsami zbliżając widelec do ust, nie na odwrót. Musiała się obyć, tylko wyobrażeniem siebie pożerającej tę rybę. Nie wiedziała co prawda w jak złożyć sztućce po posiłku, ale na koniec położyła je z boku. Danie nie było za wielkie, ryba, na niej sos oraz dwa długie niejadalne zielone liście nadające aromatu. Żadnych dodatków. Odsunęła opustoszały talerz na bok. Była zadowolona z wielkości dania. Jej żołądek skurczył się do tego stopnia, że nie miała ochoty na nic więcej.
Mia wsparła podbródek na ręce.
- Magia, leczenie i takie tam sprawy i Ty nazywasz to niczym? Możesz zwracać uśmiech na twarze ludzi, chociaż to trzeba przyznać, mój gatunek mimo wszystko nie należy do najinteligentniejszych, a już na pewno do otwartych na nowe. Nic konkretnego nie robię ja. Egzystuję... i nic więcej dodać się nie da. Ponieważ co z tego, że mam umiejętności gdy obrzydzają mnie wszystkie wypudrowane damulki na balach, gdzie można grać. Każda ma swoją najukochańsza balladę o księciu, który zabierze je z ich nieszczęśliwego świata. Co z tego, że tańczę, gdy moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. - była zadowolona, w tym momencie żadna z jej wad nie przeszkadzała jej tak bardzo jak zwykle. Nie mówiła tego z wyrzutem, a wręcz przeciwnie. Wokół niej zazwyczaj działy się dziwne rzeczy, ale nigdy nie mogła w jakiś sposób ich kontrolować. Ciągnęła dalej - Jak dla mnie to jest coś wspaniałego. Możesz czarować i w ogóle. Masz pasję i sens życia. Czy potrafisz jeszcze coś innego?
Chwilę potem w uszach dziewczyny zabrzmiało "Kryształowe Jezioro". Drgnęła. Elfka niczego nie zauważyła ponieważ akurat patrzyła się na ręcznie zdobioną poręcz fotela. Tam Mia była wcześniej. Ponownie ożywiło si w niej wspomnienia fali i całej nieprzyjemnej gromadki, którego całą podróż aż do tego miasta, starała się wyzbyć. Tym razem jednak odezwał się rozsądek - to nie było koniecznie to jezioro. Wierszyk Teren'a mógł opisywać każdą nawet kałużę. Gdy Saura znów podniosła wzrok na swoją słuchaczkę Mia była już w miarę opanowana. Tylko w głowie dudnił skrzypiący głos. Kilka sekund zajęło jej zanim zrozumiała, że Saura zadała pytanie. Już wcześniej przybrała zamyśloną minę, więc nie musiała się martwić, że przez jakiś czas patrzyła ogłupiałymi oczyma w rozmówczynię.
-Nie... jak na razie szukam, - zmierzwiła ręką włosy - miejsca, do którego bym pasowała. A co do podróżowania to raczej mimo woli niż z pasji, zupełnie nie mam orientacji i nie znam się na kartografii. Wiem, że ostatnio dłużej przebywałam nad jakimś jeziorem, żeby tu dojść musiałam pokonać trzy rzeki i zajęło mi to sporo czasu, niestety nawet gdybym miała mapę i tak by mi to nic nie powiedziało, więc wolę iść przed siebie licząc na uśmiech szczęścia.
Wtedy do ich stolika podeszła dziewczyna z tacą. Mia przypomniała sobie o tym, że jest potwornie głodna. Ciekawe, jak w ogóle mogła o tym zapomnieć, ale teraz zajęła się konsumowaniem wybitnie apetycznego mięsa rybiego. Nigdy wcześniej nie jadła takiego dania. Mięso ryby miało kolor jasno różowy, już zahaczający o kremowy, wokół roznosił się zapach cytryny, a smak był nie do opisania. Chociaż nawet gdyby Mii dali do zjedzenia najgorsze pomyje byłaby równie zachwycona co teraz. Delektowała się każdym kęsem. Jadła zgodnie z wszystkimi znanymi jej zasadami, powoli, małymi kęsami zbliżając widelec do ust, nie na odwrót. Musiała się obyć, tylko wyobrażeniem siebie pożerającej tę rybę. Nie wiedziała co prawda w jak złożyć sztućce po posiłku, ale na koniec położyła je z boku. Danie nie było za wielkie, ryba, na niej sos oraz dwa długie niejadalne zielone liście nadające aromatu. Żadnych dodatków. Odsunęła opustoszały talerz na bok. Była zadowolona z wielkości dania. Jej żołądek skurczył się do tego stopnia, że nie miała ochoty na nic więcej.
Mia wsparła podbródek na ręce.
- Magia, leczenie i takie tam sprawy i Ty nazywasz to niczym? Możesz zwracać uśmiech na twarze ludzi, chociaż to trzeba przyznać, mój gatunek mimo wszystko nie należy do najinteligentniejszych, a już na pewno do otwartych na nowe. Nic konkretnego nie robię ja. Egzystuję... i nic więcej dodać się nie da. Ponieważ co z tego, że mam umiejętności gdy obrzydzają mnie wszystkie wypudrowane damulki na balach, gdzie można grać. Każda ma swoją najukochańsza balladę o księciu, który zabierze je z ich nieszczęśliwego świata. Co z tego, że tańczę, gdy moje ciało odmawia mi posłuszeństwa. - była zadowolona, w tym momencie żadna z jej wad nie przeszkadzała jej tak bardzo jak zwykle. Nie mówiła tego z wyrzutem, a wręcz przeciwnie. Wokół niej zazwyczaj działy się dziwne rzeczy, ale nigdy nie mogła w jakiś sposób ich kontrolować. Ciągnęła dalej - Jak dla mnie to jest coś wspaniałego. Możesz czarować i w ogóle. Masz pasję i sens życia. Czy potrafisz jeszcze coś innego?
Saura wzięła kęs jedzenia do ust. Smakowało nieźle. Było warte tych kilku monet, które przyjdzie jej za nie zapłacić. W sumie nie było czemu się dziwić. Dobra karczma pozostawała dobrą karczmą. Musiała mieć pożywienie i zakwaterowanie na poziomie.Poza tym to Elfidrania. Skrawek elfiej ziemi poza Ojczyzną. U elfiej rasy wszystko bywało na poziomie. No, proszę... Siedząc przy stole w jakieś karczmie, odczuwała przypływ patriotycznej dumy. Upiła nieco z kubka, głównie po to, żeby zagłuszyć przypływ nagłej wesołości.
Masz kilkadziesiąt lat na karku, Ceres, ale nadal potrafisz zachowywać się, jak dzieciak. Twój ukochany mentorek nigdy co do ciebie się nie myli. Ale.... zaraza, dobrze ci z tym, prawda? Lepiej niż gdybyś miała być zgrzybiałą mentalnie i duchowo elfką. Potwierdzeniem stereotypu o śmiertelnie poważnych i sztywnych elfach.
- Teoretycznie - stwierdziła, przybierając wygodniejszą pozycję - Teoretycznie magia może przywracać uśmiech na twarzach. Szczególnie jeśli posługuje się nią doskonale wyszkolony mag o dobrych intencjach. W praktyce wygląda to trochę inaczej. Magia jest jak żywy organizm. Gdy patrzysz na niego od zewnątrz, spostrzegasz jak się porusza, oddycha, mówi i działa. Ale poruszanie się, oddychanie i mowa powstaje dzięki istnieniu tego, co znajduje się wewnątrz. Tych wszystkich mięśni, ścięgien, kości i innych organów, które tworzą skomplikowany i spójny mechanizm. Tak mniej więcej można też przedstawić działanie magii. Tak mi to tłumaczono podczas wszystkich lat nauki. Mam trochę dziwnego mistrza. Posłuchałabyś chociaż jednego z jego wywodów, a sama przekonałabyś się o jego ekscentryzmie - Saura urwała i zamyśliła, przypominając sobie lata nauki pod okiem mentora. Był taki jak był, ale bez wątpienia był dobrym elfem. Troszczył się i opiekował nią. Praktycznie stał dla niej jak ojciec.... Nie, to nie tak. Oboje byli dla siebie, jak ojciec i córka, chociaż żadne z nich nigdy głośno tego nie powiedziało. Powinna dziękować losowi, bogom czy innym siłom za to, że trafiła pod jego opiekę.
- Zdarzają się nieinteligentni ludzie, droga Mio. Ale natykałam się też na nieinteligentne demony, elfy, driady. Głupota nie zna podziałów rasowych i klasowych. Nie masz, co wpadać w kompleksy z powodu nierozważnych przedstawicieli swojej rasy - wzruszyła ramionami elfka.
Tym razem zamilkła na dłużej, przyglądając z namysłem dziewczynie. Podróżniczka szukająca swojego miejsca? Bardzo ciekawe. Pasja i sens życia? To też było możliwe. Czarnowłosa mogłaby czuć się zaniepokojona tym, że ktoś tak młody, tak szybko opuszcza bezpieczne rodzinne gniazdo. Jednak Mia wyglądała na taką, która umie o siebie zadbać. Musiała mieć swoje powody, aby wędrować w poszukiwaniu tego sensu życia. A Saura uznała, że niezbyt grzeczne byłoby wypytywanie jej o nie.
- Umiem czarować - potwierdziła - A poza tym to i owo. Umiejętności przydatne, gdy przyjdzie do zapuszczenia się od domu nieco dalej niż kilka mil. Ale powiedz mi... jeśli nie cieszy cię zabawianie wyprodukowanych damulek, to sprawiłoby ci radość i satysfakcję?
Trudne pytanie, jednak Saura miała nadzieję, że odpowiedź na nie przyniesie jakieś wskazówki. Pomoże lepiej zrozumieć tą dziwną pannę. Nie mówiąc już o tym, że gdy wiesz, co chciałabyś w życiu robić, zbliżasz się do swojego życiowego celu i sensu.
Masz kilkadziesiąt lat na karku, Ceres, ale nadal potrafisz zachowywać się, jak dzieciak. Twój ukochany mentorek nigdy co do ciebie się nie myli. Ale.... zaraza, dobrze ci z tym, prawda? Lepiej niż gdybyś miała być zgrzybiałą mentalnie i duchowo elfką. Potwierdzeniem stereotypu o śmiertelnie poważnych i sztywnych elfach.
- Teoretycznie - stwierdziła, przybierając wygodniejszą pozycję - Teoretycznie magia może przywracać uśmiech na twarzach. Szczególnie jeśli posługuje się nią doskonale wyszkolony mag o dobrych intencjach. W praktyce wygląda to trochę inaczej. Magia jest jak żywy organizm. Gdy patrzysz na niego od zewnątrz, spostrzegasz jak się porusza, oddycha, mówi i działa. Ale poruszanie się, oddychanie i mowa powstaje dzięki istnieniu tego, co znajduje się wewnątrz. Tych wszystkich mięśni, ścięgien, kości i innych organów, które tworzą skomplikowany i spójny mechanizm. Tak mniej więcej można też przedstawić działanie magii. Tak mi to tłumaczono podczas wszystkich lat nauki. Mam trochę dziwnego mistrza. Posłuchałabyś chociaż jednego z jego wywodów, a sama przekonałabyś się o jego ekscentryzmie - Saura urwała i zamyśliła, przypominając sobie lata nauki pod okiem mentora. Był taki jak był, ale bez wątpienia był dobrym elfem. Troszczył się i opiekował nią. Praktycznie stał dla niej jak ojciec.... Nie, to nie tak. Oboje byli dla siebie, jak ojciec i córka, chociaż żadne z nich nigdy głośno tego nie powiedziało. Powinna dziękować losowi, bogom czy innym siłom za to, że trafiła pod jego opiekę.
- Zdarzają się nieinteligentni ludzie, droga Mio. Ale natykałam się też na nieinteligentne demony, elfy, driady. Głupota nie zna podziałów rasowych i klasowych. Nie masz, co wpadać w kompleksy z powodu nierozważnych przedstawicieli swojej rasy - wzruszyła ramionami elfka.
Tym razem zamilkła na dłużej, przyglądając z namysłem dziewczynie. Podróżniczka szukająca swojego miejsca? Bardzo ciekawe. Pasja i sens życia? To też było możliwe. Czarnowłosa mogłaby czuć się zaniepokojona tym, że ktoś tak młody, tak szybko opuszcza bezpieczne rodzinne gniazdo. Jednak Mia wyglądała na taką, która umie o siebie zadbać. Musiała mieć swoje powody, aby wędrować w poszukiwaniu tego sensu życia. A Saura uznała, że niezbyt grzeczne byłoby wypytywanie jej o nie.
- Umiem czarować - potwierdziła - A poza tym to i owo. Umiejętności przydatne, gdy przyjdzie do zapuszczenia się od domu nieco dalej niż kilka mil. Ale powiedz mi... jeśli nie cieszy cię zabawianie wyprodukowanych damulek, to sprawiłoby ci radość i satysfakcję?
Trudne pytanie, jednak Saura miała nadzieję, że odpowiedź na nie przyniesie jakieś wskazówki. Pomoże lepiej zrozumieć tą dziwną pannę. Nie mówiąc już o tym, że gdy wiesz, co chciałabyś w życiu robić, zbliżasz się do swojego życiowego celu i sensu.
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Co sprawiało jej niczym nieograniczaną radość? Wszystko co robiła miało wady, jednak jedne były gorsze od drugich, a tak jak jej największą pasją była muzyka to w żadnym wypadku nie ścierpiałby przebywania w towarzystwie wyższych sfer w przyjaznych stosunkach. Na szczęście umiała jeszcze parę innych rzeczy i po chwili zastanowienia, Mia wiedziała już co według bilansu sprawia największą radość i ma najmniejsze "koszty moralne".
-Cóż, kiedyś z trupą błaznów odwiedzaliśmy wioski i kilka małych miasteczek. To było bardzo ciekawe... Jednak większość z tamtych osób zajęła się tym dlatego, że nie mieli już żadnego innego wyjścia. - Tutaj zrobiła krótką pauzę - No cóż, w sumie to nie wiem czego szukam, trochę mi się zapomniało jak wyglądało moje dzieciństwo, więc co tu się dużo kryć, szukam ludzi, których powinnam była zapamiętać. Jednak nie poszukuję wspomnień, bo mogłoby się okazać że moja matka jest jedną z tych podstarzałych puderniczek. Żyjąc tak w dostatku i luksusie rozpieszczana i faszerowana słodkościami, pewnego felernego dnia, och nie!, zostałam porwana przez złego zbira, a gdy nadszedł mi z pomocą książę w złotej zbroi na białogrzywym rumaku - okazało się, że nic nie pamiętam. Dlatego też postanowił zostawić mnie w mieszkaniu mojej dotychczasowej opiekunki licząc, że ta mi wszystko opowie. Jednak ona zbyt już sędziwa nie wspomniała mi słowem o moim szacownym pochodzeniu. - Mia wzniosła oczy ku górze - ech, trochę to przesycone. Bardziej zależy mi na znalezieniu ludzi. Chciałabym niezależnie od tego kim oni są, poznać moją rodzinę. Zawsze lepiej jest wiedzieć kogo powinno się szanować, a kogo unikać. - Mia poczuła ulgę. Oczy przybrały szafirowy kolor. Tak długo dusiła w sobie tę historię, ale dopiero po jej ujawnieniu, zdała sobie sprawę, że tak na prawdę woli nie znać swojej przeszłości, szczególnie była, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna. -Chociaż szczęście dotychczas mnie nie dopisywało, to mimo wszystko jeżeli ktoś mnie znał nawet z widzenia - potrząsnęła głową w taki sposób, że cała jej fryzura zawirowała w powietrzu - powinien mnie poznać. Dlatego muszę podróżować, chociaż nie powiem, gdy jestem dobrze przygotowana to przemieszczanie się z miejsca na miejsce sprawia mi dużą satysfakcję. - Dziewczyna nagle zorientowała się, że opowiedziała elfce historię swojego życia i pewnie trochę się zapędziła, więc postanowiła zmienić temat. - Jednak teraz muszę znaleźć jakąkolwiek pracę i uzbierać trochę grosza. Na szczęście to miasto wydaje się na tyle duże by znalazły się tu oferty ciekawsze i bardziej odpowiednie niż rąbanie drwa, najchętniej zaciągnęłabym się jako posłaniec.
Dopiero gdy przestała zasypywać Saurę potokiem słów, Mia zorientowała się, że od pewnego czasu jej rozmówczyni nie wyrzekła nawet jednego słowa, tym bardziej Mia przeraziła się, że po prostu ona nie dała jej szansy wypowiedzi w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Dlatego też zamilkła, patrząc na elfkę ciekawymi oczyma.
-Cóż, kiedyś z trupą błaznów odwiedzaliśmy wioski i kilka małych miasteczek. To było bardzo ciekawe... Jednak większość z tamtych osób zajęła się tym dlatego, że nie mieli już żadnego innego wyjścia. - Tutaj zrobiła krótką pauzę - No cóż, w sumie to nie wiem czego szukam, trochę mi się zapomniało jak wyglądało moje dzieciństwo, więc co tu się dużo kryć, szukam ludzi, których powinnam była zapamiętać. Jednak nie poszukuję wspomnień, bo mogłoby się okazać że moja matka jest jedną z tych podstarzałych puderniczek. Żyjąc tak w dostatku i luksusie rozpieszczana i faszerowana słodkościami, pewnego felernego dnia, och nie!, zostałam porwana przez złego zbira, a gdy nadszedł mi z pomocą książę w złotej zbroi na białogrzywym rumaku - okazało się, że nic nie pamiętam. Dlatego też postanowił zostawić mnie w mieszkaniu mojej dotychczasowej opiekunki licząc, że ta mi wszystko opowie. Jednak ona zbyt już sędziwa nie wspomniała mi słowem o moim szacownym pochodzeniu. - Mia wzniosła oczy ku górze - ech, trochę to przesycone. Bardziej zależy mi na znalezieniu ludzi. Chciałabym niezależnie od tego kim oni są, poznać moją rodzinę. Zawsze lepiej jest wiedzieć kogo powinno się szanować, a kogo unikać. - Mia poczuła ulgę. Oczy przybrały szafirowy kolor. Tak długo dusiła w sobie tę historię, ale dopiero po jej ujawnieniu, zdała sobie sprawę, że tak na prawdę woli nie znać swojej przeszłości, szczególnie była, delikatnie mówiąc, nieprzyjemna. -Chociaż szczęście dotychczas mnie nie dopisywało, to mimo wszystko jeżeli ktoś mnie znał nawet z widzenia - potrząsnęła głową w taki sposób, że cała jej fryzura zawirowała w powietrzu - powinien mnie poznać. Dlatego muszę podróżować, chociaż nie powiem, gdy jestem dobrze przygotowana to przemieszczanie się z miejsca na miejsce sprawia mi dużą satysfakcję. - Dziewczyna nagle zorientowała się, że opowiedziała elfce historię swojego życia i pewnie trochę się zapędziła, więc postanowiła zmienić temat. - Jednak teraz muszę znaleźć jakąkolwiek pracę i uzbierać trochę grosza. Na szczęście to miasto wydaje się na tyle duże by znalazły się tu oferty ciekawsze i bardziej odpowiednie niż rąbanie drwa, najchętniej zaciągnęłabym się jako posłaniec.
Dopiero gdy przestała zasypywać Saurę potokiem słów, Mia zorientowała się, że od pewnego czasu jej rozmówczyni nie wyrzekła nawet jednego słowa, tym bardziej Mia przeraziła się, że po prostu ona nie dała jej szansy wypowiedzi w ogóle nie zwracając na nią uwagi. Dlatego też zamilkła, patrząc na elfkę ciekawymi oczyma.
Saura słuchała w milczeniu opowieści Mii. Dla niej rodzina zawsze stanowiła niewygodny, krępujący temat. Przez te wszystkie lata, zdołała się od niej uniezależnić. Przytłoczona codziennymi sprawami, mało kiedy wracała do wspomnień. Czy tęskniła? Za niektórymi tęskniła. Nie wszyscy byli przecież takimi draniami, jak jej babka. Po prostu byli winni przywódczyni posłuch oraz robili co im kazała, wierząc, że naprawdę przyczynia się to dla dobra świata.
Co innego ludzie. Być może dlatego, że żyli znacznie krócej, tak bardzo cenili sobie swoje korzennie. Pragnęli poczuć bliskość tych, z którymi łączyły ich więzy krwi. Elfka rozumiała i szanowała tą postawę. Mia miała rację- należało wiedzieć kogo szanować, a kogo unikać. Saura zdążyła się już o tym przekonać, chociaż było to bardzo bolesne i pełne goryczy doświadczenie.
- Pozostaje mi życzyć Ci powodzenia. W znalezieniu pracy i odnalezieniu własnej przeszłości. Oby bogowie sprzyjali Ci w odszukaniu swojego miejsca- powiedziała elfka. Dopiero po chwili zorientowała się, że zabrzmiało to niczym początek mowy pożegnalnej. Upiła kolejny łyk z kubka, nie zauważając, a może ignorując ciekawe spojrzenie rozmówczyni. Intuicja podpowiadała jej, że to teraz od niej oczekuje się, że opowie coś o swojej przeszłości. Tyle, że nie bardzo była w nastroju do rozwlekania i roztrząsania tego, co już było. Jej historia sprawiłaby, że Mia doszłaby do wniosków, iż rodzina może rozczarować. Krewni nie muszą być tacy, jakimi się ich wyobraża. Po co jej taka świadomość? Poznanie rodziny było czymś, co każdy sam musiał przeżyć. Podobnie, jak samodzielnie ukształtować swoje relacje z bliskimi osobami.
- Moja rodzina mieszka w Kryształowym Królestwie. Stamtąd pochodzę i tam mieszkałam przez najwcześniejsze lata - wyjaśniła beznamiętnie elfka. Przynajmniej coś powiedziała. Skąpa informacja, a jednocześnie dość satysfakcjonująca. Pogłębienie wiedzy wymagałoby nagabywania, które i tak mogła łatwo zbyć.
Jeśli Saura zamierzała dodać coś jeszcze, nie zdążyła. Boczne drzwi otworzyły się i przeszła, a właściwie przebiegła przez nie elfka. Skromy, lecz zadbany fartuch oraz ściśle związane w kok włosy, mówiły, że pracuje w tawernowej kuchni. Nie przyglądając się żadnemu z gości, energicznie pomaszerowała do drzwi wyjściowych. Dojść do nich nie zdążyła, bowiem zaraz za nią wyskoczył mężczyzna. Pomimo pokaźnej tuszy, dopadł kobietę w kilku skokach.
- Ależ Alavaro... - jęknął. Elfka odwróciła się do niego, z furią wypisaną na pięknej twarzy.
- Nie jestem ladacznicą, żeby sprawiać przyjemność jakiemuś chamowi - syknęła, mrużąc oczy. Oboje zapomnieli, że znajdują się w publicznym miejscu, wystawieni na widok kilkunastu wścibskich spojrzeń. Całkowicie pochłonęła ich przybierająca coraz ostrzejszych tonów rozmowa.
- On jest Wielki Panem. Na pewno hojnie będzie cię wynagradzał za drobne usługi - nalegał człowiek. W odpowiedzi Alavara wyprostowała się dumnie, demonstrując całą pogardę dla propozycjo owego "Wielkiego Pana". Spostrzegając tą postawę, na twarzy mężczyzny również powoli ujawniała się złość. Boleśnie złapał elfkę za rękę:
- Zachowuj się tak, a stracisz pracę w mojej tawernie. Ciekawe co wówczas zrobisz. Czy będziesz wówczas strugać taką dumną szlachciankę? - warknął, przyciągając ją do siebie.
Co innego ludzie. Być może dlatego, że żyli znacznie krócej, tak bardzo cenili sobie swoje korzennie. Pragnęli poczuć bliskość tych, z którymi łączyły ich więzy krwi. Elfka rozumiała i szanowała tą postawę. Mia miała rację- należało wiedzieć kogo szanować, a kogo unikać. Saura zdążyła się już o tym przekonać, chociaż było to bardzo bolesne i pełne goryczy doświadczenie.
- Pozostaje mi życzyć Ci powodzenia. W znalezieniu pracy i odnalezieniu własnej przeszłości. Oby bogowie sprzyjali Ci w odszukaniu swojego miejsca- powiedziała elfka. Dopiero po chwili zorientowała się, że zabrzmiało to niczym początek mowy pożegnalnej. Upiła kolejny łyk z kubka, nie zauważając, a może ignorując ciekawe spojrzenie rozmówczyni. Intuicja podpowiadała jej, że to teraz od niej oczekuje się, że opowie coś o swojej przeszłości. Tyle, że nie bardzo była w nastroju do rozwlekania i roztrząsania tego, co już było. Jej historia sprawiłaby, że Mia doszłaby do wniosków, iż rodzina może rozczarować. Krewni nie muszą być tacy, jakimi się ich wyobraża. Po co jej taka świadomość? Poznanie rodziny było czymś, co każdy sam musiał przeżyć. Podobnie, jak samodzielnie ukształtować swoje relacje z bliskimi osobami.
- Moja rodzina mieszka w Kryształowym Królestwie. Stamtąd pochodzę i tam mieszkałam przez najwcześniejsze lata - wyjaśniła beznamiętnie elfka. Przynajmniej coś powiedziała. Skąpa informacja, a jednocześnie dość satysfakcjonująca. Pogłębienie wiedzy wymagałoby nagabywania, które i tak mogła łatwo zbyć.
Jeśli Saura zamierzała dodać coś jeszcze, nie zdążyła. Boczne drzwi otworzyły się i przeszła, a właściwie przebiegła przez nie elfka. Skromy, lecz zadbany fartuch oraz ściśle związane w kok włosy, mówiły, że pracuje w tawernowej kuchni. Nie przyglądając się żadnemu z gości, energicznie pomaszerowała do drzwi wyjściowych. Dojść do nich nie zdążyła, bowiem zaraz za nią wyskoczył mężczyzna. Pomimo pokaźnej tuszy, dopadł kobietę w kilku skokach.
- Ależ Alavaro... - jęknął. Elfka odwróciła się do niego, z furią wypisaną na pięknej twarzy.
- Nie jestem ladacznicą, żeby sprawiać przyjemność jakiemuś chamowi - syknęła, mrużąc oczy. Oboje zapomnieli, że znajdują się w publicznym miejscu, wystawieni na widok kilkunastu wścibskich spojrzeń. Całkowicie pochłonęła ich przybierająca coraz ostrzejszych tonów rozmowa.
- On jest Wielki Panem. Na pewno hojnie będzie cię wynagradzał za drobne usługi - nalegał człowiek. W odpowiedzi Alavara wyprostowała się dumnie, demonstrując całą pogardę dla propozycjo owego "Wielkiego Pana". Spostrzegając tą postawę, na twarzy mężczyzny również powoli ujawniała się złość. Boleśnie złapał elfkę za rękę:
- Zachowuj się tak, a stracisz pracę w mojej tawernie. Ciekawe co wówczas zrobisz. Czy będziesz wówczas strugać taką dumną szlachciankę? - warknął, przyciągając ją do siebie.
- Mia
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 79
- Rejestracja: 14 lat temu
- Rasa: Człowiek
- Profesje:
- Kontakt:
Najprawdopodobniej właściciel tawerny spostrzegł się, że dzisiejszego dnia ruch w karczmie nie jest mały i cały czas obserwuje go kilkanaście par oczu, mamrocząc coś pod nosem zaczął ciągnąć dziewczynę z łokieć w stronę drzwi, którymi przed chwilą weszli, ta jednak szarpała się tak bardzo, że po chwili ją puścił. Wyszczerzył zęby i wycedził:
- Teraz zmuszasz mnie do użycia mojej siły perswazji.
Złapał stojący na najbliższym blacie wazon i wylał całą wodę na dziewczynę. Gdy ta już "ochłonęła" i przestała mu po cichu urągać wykonał zapraszający ruch w stronę drzwi. Sądził, że wyjdzie, przecież na zapleczu ma na pewno jakiś zapasowy strój. Ona jednak spojrzała się na właściciela tawerny nienawistnym wzrokiem i przeszła między stolikami unikając ciekawskich spojrzeń zasiadających, by usiąść przy kominku. Mężczyzna stał osłupiały i jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w pracownicę. Dopiero gdy odszedł zrezygnowany z zaciśniętymi ze złości pięściami niezręczna cisza została przerwana, a ludzie wrócili do swoich posiłków i niedokończonych rozmów, tylko raz na jakiś czas rzucając spojrzenie w stronę dziewczyny wpatrzonej w buchający ogień.
Mia nie wiedziała co o tym myśleć. Wszystko zdarzyło się tak nagle, że nawet jakby w gronie klientów zasiadał jakiś bohater to nie zdążyłby niczego zarejestrować. Tym bardziej Rudowłosa, która niedawno obiecała sobie nie wychylać się, co z resztą w połączeniu z jej charakterem i tak nie mogło się udać. Zaczęła się gryźć, czemu nie pomogła. Jednak samo odpowiedź też była dobrze znana. Jest dziewczyną - "dzieckiem". Obydwie te cechy świadczyły, że nic by tu nie wskórała. Kobiety mają wychowywać dzieci, a dzieci? Dzieci mają nie przeszkadzać. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na elfkę i spojrzała na Saurę. Mia nie potrafiła przedrzeć się do jej umysłu. Mogła być zła na siebie, że nie zareagowała lub też zupełnie obojętna - za dobrze ukrywała emocję. Spojrzenia kobiet się zetknęły. Po chwili wpatrywania się w siebie, Mia przesunęła się do kominka, który był bliżej niż się jej wydawało gdy po raz pierwszy oglądała salę, po czym stuknęła siedzącą palcem w ramię. Ta obróciła się wystraszona - pewnie spodziewała się zobaczyć ogarniętego furia pracodawcę.
- Przepraszam, - powiedziała Rudowłosa - ale czy nie zechciałaby Pani się do nas przyłączyć?
- Teraz zmuszasz mnie do użycia mojej siły perswazji.
Złapał stojący na najbliższym blacie wazon i wylał całą wodę na dziewczynę. Gdy ta już "ochłonęła" i przestała mu po cichu urągać wykonał zapraszający ruch w stronę drzwi. Sądził, że wyjdzie, przecież na zapleczu ma na pewno jakiś zapasowy strój. Ona jednak spojrzała się na właściciela tawerny nienawistnym wzrokiem i przeszła między stolikami unikając ciekawskich spojrzeń zasiadających, by usiąść przy kominku. Mężczyzna stał osłupiały i jeszcze przez dłuższą chwilę wpatrywał się w pracownicę. Dopiero gdy odszedł zrezygnowany z zaciśniętymi ze złości pięściami niezręczna cisza została przerwana, a ludzie wrócili do swoich posiłków i niedokończonych rozmów, tylko raz na jakiś czas rzucając spojrzenie w stronę dziewczyny wpatrzonej w buchający ogień.
Mia nie wiedziała co o tym myśleć. Wszystko zdarzyło się tak nagle, że nawet jakby w gronie klientów zasiadał jakiś bohater to nie zdążyłby niczego zarejestrować. Tym bardziej Rudowłosa, która niedawno obiecała sobie nie wychylać się, co z resztą w połączeniu z jej charakterem i tak nie mogło się udać. Zaczęła się gryźć, czemu nie pomogła. Jednak samo odpowiedź też była dobrze znana. Jest dziewczyną - "dzieckiem". Obydwie te cechy świadczyły, że nic by tu nie wskórała. Kobiety mają wychowywać dzieci, a dzieci? Dzieci mają nie przeszkadzać. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na elfkę i spojrzała na Saurę. Mia nie potrafiła przedrzeć się do jej umysłu. Mogła być zła na siebie, że nie zareagowała lub też zupełnie obojętna - za dobrze ukrywała emocję. Spojrzenia kobiet się zetknęły. Po chwili wpatrywania się w siebie, Mia przesunęła się do kominka, który był bliżej niż się jej wydawało gdy po raz pierwszy oglądała salę, po czym stuknęła siedzącą palcem w ramię. Ta obróciła się wystraszona - pewnie spodziewała się zobaczyć ogarniętego furia pracodawcę.
- Przepraszam, - powiedziała Rudowłosa - ale czy nie zechciałaby Pani się do nas przyłączyć?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości