Szepczący Las[Gdzieś niedaleko Danae] Niespodziewane towarzystwo

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Spokój - jakże to ulotny stan. Wszystkie znaki w niebiesiech i na tym ziemskim padole zapowiadały (o ile ktoś jest na tyle głupi lub pozbawiony krztyny tak zwanego moresu, by wierzyć w tego typu dyrdymały dobre dla malutkich dzieci do poczytania na dobry sen) tymczasowy kres rozgardiaszu wywołanego pospołu przez chciwych kłusowników, hołodupca, który chciał być równy arystokratom i nieudolnego wywiadu kraju przez większość sąsiadów uważanego za synonim jeśli nie chaosu, to totalnego bezhołowia i tumiwisizmu dla samowolnych poczynań czy to wojska, czy zwłaszcza wywiadu. Państwa, które istnieje jeno teoretycznie, a król jest figurantem w rękach możnowładców i asów sztuki szpiegowskiej. Dziw bierze, iże nikt się nie połasił na przyspieszenie agonii tego cudacznego tworu, pośmiewiska dla dyplomatów, pariasa nowoczesnej polityki międzynarodowej. Demarczycy - niech ich wszystkich zaraza wybije!
Goście szli za księciem w kierunku nieco spokojniejszego namiotu, w którym można odpocząć od zgiełku i wszechogarniającego bałaganu, jaki niezbicie zdawał się panować w tym obozie. Medard odpowiedział hibernatusowi:
- Gdybyśmy tu zostali, niełatwo byłoby się skupić na rozmowie. Żołdactwo umiłowało sobie psucie innym życia. Popatrz na tych przy kwaterze piechurów: siedzą, piją, lulki palą, rżnięcie w karciochy odchodzi takie, iże łeb pęka, a powinni robić to, co należy do obowiązków żołnierza. Przecież tak nie może być! Pozwoliłbyś na coś takiego, gdyby działo się w posiadłości twojego rodu?
Widocznie strażom udzielił się ten kurewski błogostan, miast pilnować wart jełopy grały radośnie w dudka tudzież innego skata, jeden nawet żłopał piwsko wiśniaczem zwane, a nie wyglądał na garnizonowego piwowara ani tym bardziej kwatermistrza. Oj, posiedzi sobie pijaczyna w gościnie u kata!
Medard, zauważywszy mimochodem moczymordę i siedlisko hazardu wrzasnął tak, że umarli powstawaliby z mogił, gdyby tylko głos miał siłę porównywalną do magii najzdolniejszych z nekrusów:
- To jest wojsko czy kurewski obóz cyrkowców?! Ja wam dam, łapserdaki, hazard podczas służby!
Wystarczyło skinienie, a zza najbliższych węgłów wychynęły podejrzane typy ubrane w mundury polowe barwy kruczych piór, by delikwentów nauczyć, jak powinien zachowywać się żołnierz na służbie. Niestety, w każdej populacji znaleźć można osobniki niereformowalne w żaden z możliwych sposobów, a skoro cuda istnieją tylko w starych klechdach dla progenitury, wyjście było tylko jedno. Bo cóż czynić, gdy jeden z nierozsądnych amatorów gier karcianych miast od razu porzucić krotochwilne zajęcie i wrócić do wykonywania właściwych obowiązków, jął zbierać z ziemi rozrzucone przez czarnopiórych monety?
Książę jakby od niechcenia spojrzał na delikwenta, wymamrotał coś w dawno zapomnianym narzeczu, wskazując cel dłonią. Zaowocowało to przemianą hazardzisty mającego za nic Ojczyznę i honor w kopczyk szarawego popiołu. O odmiennej przynależnościowej kupki świadczyć mogły drobne przedmioty znajdujące się na jej wierzchu - elfickie binokle, garść ruenów oraz platynowy wierzchołek ułamanego ongiś zęba.
Pijusem zaś zajęły się tajne służby i dały mu do zrozumienia, że jeszcze jeden podobny wybryk, a pożegna się nie tylko z ciepłą posadką, ale i czymś znacznie cenniejszym, ba, jednorazowym.
Tymczasem towarzyszka Archaela wyglądała na mocno onieśmieloną majestatem księcia, a może i siłą płynącą ze starożytnej krwi. Medard poszedł na rękę pobratymcowi, którego nie tak dawno temu przywrócił do życia, przytłumił nieco ów bijący po oczach blask jak to mawiają bardowie, po czym odparł, zwracając się do wystraszonej dziewczyny:
- Nie masz się czego obawiać. Z mojej strony nic ci nie grozi. Posiadasz niezwykły dar i jeśli nauczysz się go wykorzystywać w rozsądny sposób, możesz zajść bardzo daleko. Grunt, że masz dobrego mentora - przy nim nie zginiesz. A co do Ciebie, mój ty śpiochu, opowiadaj szybko, gdzieś się podziewał, jak polazłeś za kocurem i co takiego zobaczyłeś po drodze. Jak Ci się przedstawia współczesny świat i zależności nim kierujące?
Słowa te książę wypowiadał wchodząc do pokaźnych -jak na władcę przystało- rozmiarów namiotu. To tam zapadały najważniejsze decyzje, nierzadko kluczowe dla rozstrzygnięcia niejednej wojny. Tam upadały kraje i tworzyły się nowe. Tam uzgadniano traktaty handlowe, paktowano o nieagresji, zawierano sojusze, wpływano na losy świata. Tam toczyła się historia, o której można przeczytać w dziełach wielkich mistrzów - uczonych znawców swych dziedzin.
Awatar użytkownika
Archael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Opiekun , Nauczyciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Archael »

Obozowisko było dość okazałe. Co prawda stwierdzenie „obóz na polanie” było mocnym uproszeniem, to faktycznie, znaczna część garnizonu, w tym namioty dowództwa znajdowały się właśnie na polanie. Lecz bądźmy szczerzy, czy w jakimkolwiek lesie znajduje się polana dość duża, by tylko na niej umieścić cały garnizon z oddziałem wojska, który jest większy niźli tylko grupa zwiadowcza? W takim wypadku to by się polaną chyba nie nazywało. Tak czy inaczej obóz był spory, a żołnierze… w pewnej części – zorganizowani i zdyscyplinowani, w pewnej, ponieważ zawsze znajdą się jednostki mające za nic wojskowe obowiązki, a ich uwielbienie dla braku obowiązków zwykle bywa zaraźliwe, są jak nowotwór w doskonałym ciele, posłusznych, gotowych na wszystko sług… no tak przynajmniej powinno być, choć bez ów nowotworu byłoby zacznie doskonalej. W każdym razie nowotwór należało usunąć, zawsze należało usuwać, a Medard poradził sobie z tym dobrze.
- Favilla et cinere… - Powiedział cicho wampir, gdy książę przemienił niesfornego żołdaka w kupkę popiołu.
- Nie dowodziłem nigdy armią – stwierdził natychmiast – Mój ojciec był doskonałym władcą. Podbił wszystkie księstwa wokół i stłamsił pomniejsze wampirze klany w ciągu parunastu lat, tak, że nie dane mi było prowadzić armię na polu bitwy. Jednak nauczyłem się sporo od niego. Pierwszą zasadą była jakość – nie ilość. Rekrutował do armii tylko najcnotliwszych mężów i ofiarował im własną krew. Armia ghuli zdolna była stawiać czoła nawet wampirzym klanom. Poza tym… gdy już zdarzała się niesubordynacja…
No właśnie. Sposób załatwienia sprawy nieposłusznych żołnierzy Medarda był dobry, ale nie doskonały, a przynajmniej w odczuciu Archaela.
- Ojciec tłumił wszelkie objawy niesubordynacji po cichu, nie pokazując tego reszcie wojska. Kwestią nie było to by dać komuś nauczkę. Ba, Ojciec utrzymywał bardzo wysokie morale w garnizonach, samemu organizując hulanki dla wojska, jednak nie pozwalał nikomu na korzystanie z tego w czasie wypełniania obowiązków. W efekcie sługi czuły do niego nie tylko strach i szacunek, ale i wdzięczność, oraz chęć wykazania się.
Co nie zmienia faktu, że każdy inny sposób jest zły – Lecz te słowa dodał już tylko w myślach, nie skierowanych do nikogo, jednak nie zablokowanych, wobec czego każda istota, potrafiąca czytać w myślach, a skupiająca się akurat na wampirze mogła je usłyszeć.
W międzyczasie Medard stłumił swoją aurę, co w zauważalny sposób odbiło się na wyglądzie i prezencji Sentii. Dziewczyna stanęła dumnie wyprostowana, a na jej twarzy pojawił się wesoły i niewinny uśmiech, doskonale pasujący do jej młodego wyglądu. Dziewczyna dygnęła elegancko wampirowi w podzięce za możliwość uporania się ze stanem marazmu i złapała Archaela pod ramię idąc teraz na równi z nim, co jakiś czas przyglądając się obozowi. Gdy Medard odezwał się do Archaela per „śpiochu”, Sentia natychmiast stanęła przed swoim mentorem, kierując w stronę księcia długie, szkarłatne ostrze. W oczach dziewczęcia widać było złość, pomieszaną z niechęcią.
- Jak śmiesz odzywać się w tak trywialny sposób do mojego Mistrza.
Syknęła z gniewem, a ostrze, które trzymała w dłoni zaczęło delikatnie pulsować, rozjaśniając nieco swą barwę, oraz zaczęło rosnąć. Uważny obserwator zauważyłby, że „broń” połączona była z ręką dziewczyny, jakby wysuwała się bezpośrednio z jej nadgarstka.
Archael zareagował spokojnie, uśmiechając się do Medarda i przykucnął przy Sentii.
- Spokojnie Moja Miła – Szepnął jej do ucha – To tylko jedna z form kontaktu społecznego. Jestem pewien, że Pan von Karnstein nie miał nic złego na myśli.
Mężczyzna dotknął dłonią broni wampirzycy, która to broń zaczęła się topić. Nie w przenośni, a dosłownie – najpierw stała się miękka i elastyczna, by następnie powoli opaść na ziemię, w postaci mokrej, krwawej plamy. Sentia uspokoiła się i dygnęła ponownie, patrząc sobie pod nogi.
- Pan wybaczy Jaśnie Książe.
Odezwała się do Medarda, po czym znów chwyciła Archaela pod ramię. Nim weszli do namiotu, dziewczyna znów była uśmiechnięta.
Archael rozejrzał się po wnętrzu sporego namiotu, przeznaczonego dla władcy i dowódców, lustrując każdy przedmiot, po czym odezwał się.
- Długo by opowiadać. Świat zmienił się, choć istoty go zamieszkujące są niemal takie same… jeżeli chodzi o mentalność oczywiście. Taki skrót, jeżeli nie obrazisz się o tego typu wstęp.
Powiedział z uśmiechem, lecz nim zdążył kontynuować, odezwała się Sentia.
- Ktoś się zbliża – Stwierdziła – Jakaś kobieta, chyba wampirzyca. Młoda, jeżeli mogę tak stwierdzić, ale doświadczona. Jej aura wydaje dziwne dźwięki… słyszę krzyki konających, pomieszane z odgłosami kuźni. Mogę sobie pozwolić stwierdzić, że lubuje się w okazywaniu siły?
Raczej zapytała niż stwierdziła, bo nie była do końca pewna swojej interpretacji. Archael skinął dziewczynie i odezwał się do gospodarza.
- Masz rację, ona ma naprawdę wielki dar – Stwierdził na tak dokładną analizę aury, mimo odległości – Niemniej, widzę, że dziś u ciebie zatrzęsienie wampirów. Może zechcesz zaprosić przypadkową podróżniczkę do naszego towarzystwa? Może orszak powitalny?
Zaproponował po chwili i może… uśmiechnął się nieco złośliwie?
Serana
Błądzący na granicy światów
Posty: 14
Rejestracja: 8 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Serana »

Ach, jak bardzo Serana uwielbiała kontakty z regularnym wojskiem... zwłaszcza jeśli mogłaby bez przeszkód zaangażować oba ostrza podczas tego spotkania. Niestety musiała się powstrzymywać, przynajmniej na razie, bo miała ten swój wybitnie pokojowy cel, poczuła się niemalże jak ambasadorka zza Morza. Nie licząc tego, że teraz tam jej by już nie lubiano, ale to wyjątkowo prywatna sprawa. Kłamstwo ma krótkie nogi i urżnięty łeb, takie życie. Drobny komitet powitalny paru narwańców nie był mile widziany przez wampirzycę, paru zbrojnego chłopa mieczami i włóczniami, dobry żart przeciwko nieumarłym. W końcu budzili zaufanie. Może to ta zbroja? Bo przez hełm na pewno nie widać szczerego uśmiechu... którym nikogo nie obdarza w tym momencie.
- Generał albo inny możny zarządzający tym objazdowym cyrkiem u siebie? - Bo nie miała pojęcia, że akurat Książę był w tym obozie, wtedy skorzystałaby z tego tytułu, przy czym ton pozostałby bez zmian. A dlaczego tak pogardliwie? Oj odpowiedź powinna wkrótce paść... a w zasadzie za kilka krótkich chwil.
- Może, zależy kto pyta.
- Ktoś kto ceni swój czas wystarczająco do nie wdawania się w dłuższą pogawędkę z dzieckiem udającym żołnierzyka. Zadałam pytanie. - Na które oczywiście chciała poznać odpowiedź, ba, to wręcz wskazane!
- Arogancka suka myśląca, że wszystko jej wolno bo ma paru nocnych pocieszycieli w zbrojach? Paniusiu, jeśli chcesz pracować w burdelu to po prostu powiedz, przyda nam się i tak niewyparzona gęba, lekcja pokory będzie interesująca. - Jednych to rozśmieszyło, inni czuli się... dziwnie, a trupy jak to trupy, czekały na rozkazy i miały gdzieś śmiertelnych.
Serana zeskoczyła z wierzchowca i zbliżyła się do gaduły, przynajmniej na tyle, by mieć styczność z bronią jednego ze strażników, bo ci oręża nie chowali. Przy okazji reszta z obozu, ta która miała wejście w zasięgu wzroku, miała nieco rozrywki, takiej odmiennej od marudzenia na psi los. Raczej nikt nie zakładał szturmu siedmiu osobników, niezależnie od ich... odmienności. No i asasyn nie paradowałby w płytówce... ale różne dziwadła paradowały po tej krainie, szło przywyknąć. "Ludzki gatunek, psia mać." Skoro chciał lekcji pokory, takowa się odbędzie.
Spojrzała w oczy delikwentowi, błyskawicznie zalewając jego umysł bardzo... nieprzyjemnymi wizjami i odczuciami, choć w rzeczywistości nic złego (widocznego) mu się nie działo. Niestety ale jego umysł uważał, że biedak był skalpowany tępym i nieco zardzewiałym nożykiem, wyjątkowo niewprawnie. Stąd też darł się dość mocno, nawet nieumarłego by obudził. Zaliczył też wizytę na stosie oraz kąpiel w kwasie, i o ile w rzeczywistości trwało to kilkanaście sekund, to dla jego rozumku czas płynął znacznie wolniej, ach te czary...
- Sugeruję grzecznie odpowiedzieć na pytanie i wskazać łaskawie drogę albo następna demonstracja siły odbędzie się na całej waszej grupie. - I by nadać temu jeszcze większej wymowności, delikatnie ścisnęła im gardziołka za pomocą magii sił, co tak bardzo uwielbiała. Nic mogącego zaszkodzić zdrowiu, jedyna delikatna sugestia tego, co stanie się w razie milczenia.
To że uwielbiała takie zabawy to mało powiedziane, wręcz je kochała. Wyraźne danie znać motłochowi o swojej wyższości oraz zaspokojenie żądzy dominacji, bo w niektórych kwestiach dorównywała sukkubom. Do tego mając motywację, nie szczędziła sztuczek, mogła tak znęcać się nad jedzeniem przez długie godziny. Oczekiwano od niej możliwości anihilacji całych armii oraz utrzymania własnych oddziałów oraz terytorium w ryzach, więc miękka nie była oraz miała opracowane programy motywujące dla opornych. O pozbawianiu życia co ważniejszych, i znacznie potężniejszych person, nie wspominając. Zabójczynią nie była, bo działała wyjątkowo głośno, z kolei katem też nie, bo okoliczności inne. Była Śmiercią, pan wskazywał cel, ona upewniała się, że nie dożyje poranka. Więc ludzka banda żołdaków to nawet nie rozgrzewka. "Bądź pokojowa, bądź pokojowa..." Przecież jest, jeszcze nikt tu nie umarł!
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Polana pośrodku leśnych ostępów, w których za spokojnych czasów wilcy tylko wyli i paradowały żubry, zmieniła się niestety w tymczasową arenę wielkiej polityki i wielkiego militaryzmu. Jak grzyby po deszczu wyrosły dokoła namioty żołnierzy i pomniejszego żołdactwa, a także jurty koczowników, czatujących na łatwy łup u boku kogoś bardziej wpływowego od ich watażki. Całość ogrodzona od zewnętrza kilkoma warstwami murów ziemnych, wałów i palisad z daleka wyglądała niczym okazała warownia, której atakowanie może co najwyżej przynieść przeciwnikowi ból połamanych zębów niźli chlubę i honor. Jednakże dwojga ostatnich na pewno nie przyniosłoby nikomu zachowanie kilku żołdaków, które mogliśmy przed chwilą ujrzeć w całej okazałości.
- Nic dodać, nic ująć - dorzucił książę, otrzepując dłonie rozwianych przez wiatr pozostałości po nieszczęśniku .
- W to akurat nie śmiem nawet wątpić. Tak szacowny ród nie mógł się przecież szczycić leniami czy praktykującymi tak zwany tumiwisizm ludźmi osadzonymi na niewłaściwych stołkach. Za dużo mieliście do stracenia, by pozwalać na tak kardynalne błędy. a czasy były inne, surowsze od tego, co możesz zaobserwować dzisiaj. Barachło na barachle chłamem pogania, ot co. Wymuskać z tej kupy badziewia coś interesującego to zadanie dla nie lada chojraka i nie każdy może mu podołać. Stąd mamy na tronach takich osobników jak nie przymierzając Ildehar. No cóż - Demarczycy od wieków nie słynęli z używania misich rozumków, ale to, co wyprawiają od kilku lat nie śniło się żadnemu fizjonomowi. Syf i malaria.
Hibernatus rozprawiał nadal o czasach, w których jego czcigodny ojciec doglądał wielkich posiadłości i sposobach radzenia sobie z zapędami żołdactwa. Niektóre z zaprezentowanych przezeń remediów okazywały się dosyć skuteczne, o innych zaś historia zapomniała równie szybko, jak się o nich dowiedziała. Nie zmieniało to jednak faktu, iże stary ród Sharayia potrafił zadbać o własne interesy w każdych, nawet bardzo niesprzyjających czasach.
Dziewczę towarzyszące Archaelowi ożywiło się nieco i rozbudziło zaraz po tym, jak Medard przytłumił aurę, która onieśmielała nie tylko uczennicę Hibernatusa. Ledwie pozbyła się szoku wywołanego siłą aury otaczającej księcia, a już zaczęła pokazywać różki. Z jakiego powodu? Takiego, że uroiła sobie w tępym misim rozumku, że nazwanie śpiochem kogoś, kto przechrapał w grobie połowę millennium jest licho wie jaką zniewagą i potwarzą. Dzisiejsza młodzież!
Medard nie zareagował, przecież nie będzie kopać się z przysłowiowym koniem. Zostawi to przyszywanemu mentorowi dziewoi.
Rzeczywiście, Archael przemówił podopiecznej do rozsądku, ta natychmiast straciła zapał do walki i z gracją godną arystokratów przeprosiła księcia. Medard odparł:
- Nic takiego się nie stało, przecież młodość ma swoje prawa.
- Zwykłem mawiać, iż ludzie i karaluchy nigdy się nie zmieniają - zawsze tak samo uciążliwe i niełatwo ich się pozbyć. Widzę, że nie jestem w tym przekonaniu jedyny na tym świecie. - dodał, śmiejąc się.
Książę podszedł do obszernego kredensu stojącego vis a vis wejścia do kwatery, chwycił dzban pełen najprzedniejszego miodu, spróbował zawartości i rzekł:
- Napijecie się czegoś? Nic tak nie męczy jak wędrówka przez las o pustym brzuchu i suchym pysku.
Goście. Niby środek lasu, a coś przyciąga doń wampiry ze wszech stron świata. Ciekawe, co to takiego, bo na pewno nie jest to ani aura księcia, ani trunki rodem z najznamienitszych krain Karnsteinu. Wątpliwym było też, by wąpierze stały się ot tak pazerne na łup wojenny niczym krasnolud na kufel zimnego piwska.
- A czemu nie? Zobaczymy, kto zacz. Najwyżej zginie w lochach, przynajmniej jakaś odmiana od tego syfu, który widzieliście wcześniej. - dodał z przekąsem.
Tymczasem czarnopióry zwiastun śmierci zjawił się u wejścia do namiotu i kracząc złowieszczo oznajmił swe przybycie. Medard natychmiast odebrał zawiniątko, jakie ptak trzymał w szponach, oczywiście nie zapominając o nagrodzeniu zwierzęcia za dostarczenie wiadomości na czas. Kruczysko zajadało się kawałkami jelenia, a hibernatus i jego uczennica mieli okazję zobaczyć, że nie tylko durny gołąb, zwany przez Karnsteińczyków latającym szczurem, może pełnić rolę posłańca.
Książę odpieczętował zwitek i jął w skupieniu czytać jego zawartość.
- Aha! Wszystko już wiadomo. Jakiś posłaniec, hekmemmm, posłanka z zamorskiego kraju odwiedza nas dzisiaj. Podobno straszna hetera, bez bata nie podchodzić. Chodźmy więc ją zobaczyć i przekonać się, że to, co tak śmierdzi to tylko końskie łajno, a nie knowania zamorskich cywilizacji. Raz dostali po dupach, dostaną i drugi, jeśli się tu pojawią.
Awatar użytkownika
Archael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Opiekun , Nauczyciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Archael »

Głód, Bestia, Pragnienie, Klątwa czy też po prostu Instynkt. Na przestrzeni wieków i mileniów wiele nazw nadawano temu wewnętrznemu pragnieniu, które pchało wampiry nie tylko do zdobywania krwi, ale również do zabójstw, morderstw, pokazów sił i zwykłego okrucieństwa. Kiedyś normą było, by każdy, szanujący siebie i swój ród, wampir nauczył się panować nad tym instynktem i opanować go na tyle, by nie zaćmił on zdrowego rozsądku. Opanować Bestię można było na wielu różnych poziomach, ale wampiry z rodów arystokratycznych pokonywali ją niemal całkowicie, podczas gdy wampiry z naprawdę podłych klanów, opanowywały się jedynie do tego stopnia, by zachować zwoją egzystencję w jako takiej tajemnicy. Mówi się, że ów Bestia daje wampirowi potężną siłę, dzięki której jest w stanie wykorzystać znacznie więcej swoich mocy, niż mógł dotychczas, jednak faktem jest jeno to, że Bestia musi być kontrolowana przez wampira, który ją opanował, by dało się wykorzystać jej potencjał, gdyby zdarzyła się taka potrzeba. Wampir, który nigdy nie opanował swojego instynktu, nigdy też nie wykorzysta swojego Głodu tak, jakby tego chciał. Taka jest przynajmniej teoria, acz w tych czasach chyba nie sprawdzona, jak podejrzewał Archael.
- Racja.
Odpowiedział wampir księciu, w nawiązaniu do opowieści sprzed lat.
- Czasy były inne. Ale cóż stoi na przeszkodzie tak szanowanemu i potężnemu wampirowi jak Ty, by objąć władzę w tej krainie? Cóż przeszkadza by znamienity przedstawiciel pradawnej rasy podbił kraje ludzi? Owszem, Twoja krew może być rozrzedzona przez ząb czasu, w porównaniu z tym co prezentuję ja, a tym bardziej mój Ojciec, lecz i pozostałe rasy są słabsze, z tego co zauważyłem, bardziej podatne… no i dziś nie trzeba dbać o maskaradę, nie tak jak kiedyś.
Zauważył przechadzając się po namiocie powolnym krokiem, nie spuszczając wzroku z Medarda.
- Z drugiej strony… drogi Medardzie… dobrze, że przypadkiem na Ciebie trafiliśmy.
Dodał po chwili, niby namyślenia i zawiesił głos na chwilę.
- Chyba możesz mi pomóc w pewnej sprawie… a i ja Tobie, być może pomóc mogę.
Sentia w tym czasie znalazła sobie miejsce w „kwaterze” dowódcy, gdzie mogła bez oporów przycupnąć, mając jednocześnie widok na większość namiotu, w tym wejście, oraz oczywiście swojego pryncypała. Nie wykazywała znudzenia, ale w ogóle żadnych emocji. Gdy tak siedziała, w czarnej sukience, oraz bladej twarzy, bez najdrobniejszego ruchu, wyglądała jak porcelanowa lalka. Archael spojrzał na nią tylko i uśmiechnął się, lubił jej widok, dziewczyna uspokajała go bardziej niżby mógł przypuszczać, może odzywał się w nim instynkt ojcowski, choć dziewczę było faktycznie przezeń adoptowane, gdyż jej Ojciec, a mówimy tu o tym, który podarował jej nieśmiertelność, znaczy Archael tak mówił, gdyż za jego czasów Ojcem lub Matką nazywano wampira, który przelał swoją krew, by uczynić z kogoś nowego wampira.
W tym czasie Medard wyjął dzban miodu i zaproponował poczęstunek.
- Zaiste, napić się możemy, jednakoż jeżeli to sam miód jest, to zmartwić cię muszę iż moje podniebienie nie będzie w stanie wychwycić całości smaku tegoż trunku.
Odparł Archael, skłaniając się przy tym nieznacznie i opuszczając wzrok na znak skruchy, bo faktycznie, wampirze lata niemal całkowicie przytępiły jego smak. Co prawda smak krwi czuł niemal doskonale – słodki, słony, kwaśny, czy inny, jednakże smaki napoi i jadła były dla niego niemal takie same.
Chwilę później do namiotu wleciał kruk, przynosząc wieści do dowódcy obozu. Sentia, zaciekawiona zwierzęciem podeszła bliżej, by przyjrzeć się ptakowi.
- Jest piękny.
Powiedziała cicho, wykazując, choć tylko słowem, jakieś emocje. Po chwili jednak przeniosła wzrok w kierunku, z którego wyczuła zbliżającą się aurę.
- Ona… jest jak ja, gdy mnie spotkałeś.
Stwierdziła Sentia i spojrzała na Archaela, a następnie na Medarda, który właśnie przeczytał list.
- Zatem zabierz ze sobą bat.
Zaśmiał się wampir.
- I chodźmy zobaczyć co tam się wyczynia.
Dodał po chwili i postanowił, że ruszą zaraz za księciem.
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Błogi erzac spokoju trwał sobie w najlepsze dopóki kruk czarnopióry nie przytargał zawiniątka z cenną wiadomością. W obrzeża obozu wojsk książęcych zawitał właśnie zwiad zamorskiej cywilizacji. Czego, u licha, ci wędrowcy chcą w tej części Alaranii? Przecież nie wycieczki po dzikich stepach, których wszędzie pełno - taki krajobraz. Słuchy chodziły, iże obcy poszukują jakiegoś pogryzionego przez czas artefaktu sprzed króla Ćwieka, zdaje się, że był to sztandar wojskowy tudzież inny proporzec dawno wymarłego tworu przypominającego państwo. Oczywiście nikt nie zabraniał nikomu bawić się w poszukiwacza skarbów, nawet tak -zdawać by się mogło- ino muzealnej wartości, bo nic magicznego w tamtych czasach jeszcze nie istniało. Czas pokaże, z kim będziemy mieć do czynienia i czy wieści gminne od zamorskich szpiegów nadal mogą służyć za niezawodne źródło rzetelnej informacji.
Tymczasem w kwaterze dowódcy nadal rozprawiano sobie w najlepsze, nawet znalazł się jakiś alkohol. Niestety Hibernatus został przemieniony i wychowany w czasach, gdy wampierze dopiero okrzepły jako stan bycia, mało który uważał się za przedstawiciela nowej rasy nocnych drapieżników, choć było wtedy kilka pełnej krwi rodów, lecz znaczna większość zachowywała bzdurne kodeksy z maskaradą na czele.
- Czasy skundlone, to i większość z wampirów jakaś taka wymieszana: ni to pies, ni wydra. Niby wąpierz, a jednak paru rzeczy brakuje to tu, to tam. Kultury też za grosz - zupełnie jak chamstwo śmiertelnych czy dzikich centaurów. A mamy tego coraz więcej - niewydarzeniec przemieni lub spłodzi kolejnych niewydarzeńców i koło się zamyka. Nie muszę chyba dodawać, iże owo koło nijak niż błędnym zwać się nie może. Czas chyba ogłosić tak dawno nie widziany sezon łowiecki na żuli... - dodał Medard
Gdy rozmowa zeszła na bardziej przyziemny tor, wynikły różnice w odczuwaniu zmysłu smaku przez Archaela i współczesnych krwiopijców. Książę zaproponował:
- Skoro tak, zmieszamy ów skądinąd wyśmienity miód ze specyfikiem robionym tylko tutaj z krwi bydlęcej oraz krwią właściwą i będziesz mógł się delektować pełnią smaku. Może nie miodu, ale lepsze to niż nic.
Jak powiedział , tak też i uczynił. Zmieszał trzy składniki w gąsiorku, a następnie rozlał do pucharów swych gości.
- A co top za sprawa, o której tak zdawkowo napomknąłeś ostatnio? W czym możemy sobie pomóc? - spytał książę, gdy Archael wspomniał o swych problemach.
- Gdybyś na mnie wtedy nie trafił, zapewne nadal tkwiłbyś w sarkofagu głęboko pod ziemią. Co do obecnego spotkania - nadal pewnie wiódłbyś życie obieżyświata, chociaż mogę się w tej kwestii mylić.
Kruczysko wzbudziło zachwyt w Sentii. Nic dziwnego - te piękne i mądre ptaki od wieków były inspiracją dla niezliczonej liczby kultur, cywilizacji i ras. Posłańcy Śmierci, Wybrańcy tego czy innego przedwiecznego. Jednak jako gońcy wykorzystywane były poza Księstwem tylko w kilku zamorskich krajach.
- Zaiste, nieraz sam zadziwiam się ich blaskiem, a także niecodzienną inteligencją. Nie rozumiem ludzi, którzy tępią je tylko dlatego, iż kojarzą im się ze śmiercią. Przecież tylko korzystają ze stołu suto zastawionego przez naturę - jak ongiś śmiertelni. Ludzie - nikt ich nie pojmie. - pomstował.
- Dobry pomysł. Pręgierza brać nie musimy, słupów - ci u nas dostatek! - rzucił Medard, po czym spakował bat leżący na stole z planami okolic, kilka butli uwarzonego wcześniej specyfiku i ruszył w drogę.
- Komu w drogę, temu strzemiennego! - zawołał do swych towarzyszy, wychodząc z namiotu.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Otóż „pokojowość” Serany została poddana kolejnym próbom. Mimo iż uwielbiała kontakty z regularnym wojskiem, regularne wojsko jakoś nie bardzo było skłonne polubić kontakty z nią. Oprócz tych sprośnych żartów rzuconych w jej stronę zanim ukazała marsowe oblicze, między wojami teraz pojawiła się zażarta dyskusja na tematy, których z grzeczności kulturalny i przyzwoity człowiek nie powinien powtarzać. Zza hełmów oczywiście nie było widać ich twarzy, pełnych upokorzenia, których żaden wojownik nie lubił doznawać ze strony kobiety.
Padło wiele niewybrednych komentarzy pod adresem kobiety. Od nazwania ją suką panowie ubogacali jej opis o nowe wyrażenia; coraz to bardziej, a nawet i po jakimś czasie czując się na tyle pewnie, że rechotali wśród szeregów. Tak, nastroje zaczęły się zmieniać, przecież co ona może im zrobić, przecież chciała załatwić to „pokojowo”…
W końcu jednak Serana zdenerwowała się – bo kto na jej miejscu by się nie zirytował? – tą niesubordynacją. Zdawało jej się, że już wystarczająco zaprezentowała swoje możliwości. Jednak jeśli nie, trudno, po raz kolejny może poczuć tą satysfakcję, którą tak bardzo czuć lubi… Ach, słodka dominacja, sadyzm, morderstwa… Tylko zabić nie mogła. To tylko wywołało w niej uczucie jeszcze większej wściekłości.
__
Jednak mimo swojej siły, emocje i pragnienia ciężko było trzymać na wodzy. Po nieprzyjemnej wymianie zdań między nią a żołdakami doszło do szybciej akcji – po krótkiej zabawie z ofiarą pozwoliła jej umrzeć. Krótką chwilę później pociemniało jej przed oczami, w wyniku uderzenia w tył głowy rękojeścią miecza. Za zabójstwo jednego z nich wojownicy postanowili ukarać ją w odpowiedni dla siebie sposób.
Krążą słuchy, że została pojmana i sprzedana centaurom.
Awatar użytkownika
Niloufar
Kroczący w Snach
Posty: 226
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir (przemieniona z Górskiego
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Niloufar »

Choć wampirzyca starała się być cały czas czujna, po wielogodzinnym wysiłku jej zmysły stępiały… Dlatego też zaskoczona spojrzała na kobietę, która ją zaszła od tyłu. Jak to się stało, że kiedyś mimo wzmożonego wysiłku, a niejednokrotnie też po paru nieprzespanych nocach, elfka nadal była pełna sił, a teraz po jednym dniu nie potrafi się skupić? – Pomyślała. Nie było jednak czasu na rozmyślania w momencie, gdy nieznajoma od tak ją zaszła i zaczęła wypytywać. Niloufar odruchowo strząsnęła rękę kobiety z ramienia i szybkim ruchem popchnęła ją do tyłu, przyciskając do drzewa.
- Kim jesteś, że o to pytasz? – warknęła, ukazując dłuższe kły. Karnstein… Kiedyś już tą nazwę słyszała, choć nie umiała sobie przypomnieć, gdzie i kiedy to było. – Nikomu nie służę, co najwyżej samej sobie – dodała po chwili, puszczając kobietę.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Silje była gotów do zasztyletowania swojego napastnika bez wstępnego wywiadu, czy zadawaniu jakichkolwiek pytań. Jej ręka już szybkim ruchem sięgnęła po rękojeść sztyletu ufiksowanego na jednym z pasów, które mocowały się wyżej na tylnej część bioder. Driada bowiem wykorzystała zgrabne zagłębienie lordozy i wyżej ustawionej kifozy do łatwego przechwytywania broni. Jednym tchem pchnęłaby bezwzględnie w kobietę sztyletem i nawet nie miała wyrzutów sumienia. Wszystko jednak skończyło się jedynie na lekkim dotknięciu sztyletu, bo na szczęście elfia nieznajoma odezwała się.
Kto wie, może na całe szczęście dla Silje? Kobieta podchodziła delikatnie pod wystrój wampira, a takich niełatwo zabić. Zielonoskórna mogła więc odetchnąć z ulgą, ale zamiast tego jedynie spokojnie wypuściła powietrze, równie niesłyszalnie co ostatnio. Przypatrywała się złotymi oczyma elfce, a ręce z niebywałym spokojem luźno przylgnęły wzdłuż ciała driady.
Początkowo jedynie badała sytuację. Chwilę później poczuła się jak u siebie, na co wskazywała swoboda jej ruchów.
-Rozumiem –potwierdziła zarzucając kosmyk włosów do tyłu, a jej druga wolna ręka wsparła się o talię przy okazji przenosząc ciężar ciała na jedną stronę – Chwała więc Tobie za to, ale prawie doszło do niepotrzebnego konfliktu. Trochę opanowania nikomu jeszcze nie zaszkodziło – i kto to mówi? Ona, w naturalnej postaci Frigg Lysberg z pewnością by darła się już w niebogłosy. Tak naprawdę nie chciała przecież nikogo zabić, ale jak już ktoś pokierował się gwałtownością i wywołał w niej zagrożenie sam by był sobie winien śmierci! Zagryzła język. Było blisko niezłej potyczki i chociaż driada umiała walczyć to nie koniecznie chciała.
Teraz najpewniej zostawiłaby ją w lesie i poszła gdzieś siną w dal. Z drugiej strony nadal nie wiedziała kim jest i czy komuś nie zagraża. Nie koniecznie dlatego, że odpowiada się za którąś ze stron. Na pierwszy rzut oka była jakaś nietuzinkowa, nietutejsza w swym charakterze i coś wzbudzało w driadzie niepokój. Gdyby elfka nie ujawniła swych kłów to prędzej podejrzewałaby ją o przynależność do mrocznej wersji elfów, ale ona niewątpliwie zdawała się być bardziej niebezpieczna i dzika.
-Wybacz, pozwolę sobie więc spytać. –podjęła na nowo Silje, ale niekoniecznie bardziej ostrożnie – Szukasz tu jakiś łowów? –spytała wprost bo nie warto owijać w bawełnę, a wojna była idealnym kąskiem! Przy okazji dowie się o rzeczywistym stanie nieznajomej.
Awatar użytkownika
Niloufar
Kroczący w Snach
Posty: 226
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir (przemieniona z Górskiego
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Niloufar »

- Może i ogłady trochę by mi się przydało – prychnęła Nilo. – Ale gdyby nie jej brak, zapewne siedziałabym teraz w jakimś wilgotnym, zawszonym padole, czekając na zmiłowanie ze strony jakiegoś naburmuszonego, nadętego gbura, który jedyną przyjemność z korzystania ze swego… parocentymetrowego „przyrodzenia” ma w i tak znienawidzonej przezeń pracy… - Dodała, choć rozminęła się nieco z prawdą, patrząc na to z perspektywy jej historii.
Teraz dopiero przyjrzała się uważniej kobiecie. Wcześniej – chyba po prostu ze zwykłej nieuwagi – wampirzyca nie zauważyła, że ma do czynienia z Naturianką, na co wskazywał bardzo oczywisty wygląd kobiety. Coś wewnątrz mówiło elfce, że może jeszcze zbratać się z tą pokrewną duszą… Z drugiej strony, nie była już tą samą osobą, co kiedyś – teraz można było ją przyrównać do krwiożerczej bestii, czyhającej tylko, aż ofiara popełni błąd, by móc rzucić się jej do gardła bez wahania. Tak ją stworzył świat, i pewien stary, aspołeczny wampir…
- Nie, nie szukam łowów – skłamała. – Choć prawdę mówiąc, ściągnęła mnie tu woń krwi… Wiesz może, co tu się dzieje? I po której stronie stoisz, jeśli można wiedzieć? – dodała.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Frigg spojrzała przeciągle na wampirzycę, jakby nie była pewna ostatnich słów nieznajomej. Kłamstwo za kłamstwo, pomyślała driada, bo przecież sama nie przedstawiała się przed nią w naturalnej postaci. No prawie kłamstwo, leśna dziewczyna była pewna, że w końcu kiedyś wampir zgłodnieje, ale byleby nie na jej warcie. Czuła się zupełnie inaczej niż przy Medardzie. Omijając już sam fakt, że była elfką to czuła wewnętrzną dzikość nowo napotkanej. Władca Karnstein był opanowany, chociaż w głównej mierze gardził częścią swoich poddanych. Już na samym początku rzutowało się różnice między nimi, być może dlatego, że ona została przemieniona, a on od urodzenia był kim był. Pytanie jednak jak długo jest w nowym stanie ów towarzyszka i na ile potrafi nad sobą zapanować.
-Właściwie to…-zaczęła mówić jakby w rozmyśleniu, chociaż było ono zdecydowanie sarkastyczne – Nie wiem. –uśmiechnęła się zabójczo i nieco z kpiną, ale nie do samej wampirzycy. Raczej w duchu dopływały ją dodatkowe myśli na temat wciąż zjawiającego się wojska i kolejnych, bezsensownych potyczek. Gdyby chociaż druga strona miała jakiekolwiek szanse na zwycięstwo mogłaby się nieco przestraszyć, zestresować, ale teraz mogła tylko przeglądać kolejne obrazy zwycięstwa wielkiego księstwa wampirów.
-Kierowałam się w stronę lasu, nad którym stawiam pieczę. Los chciał mnie tu przytargać sam. Najwidoczniej buntownicy przegranej wojny, mającej miejsce nie aż tak długi czas temu, wciąż chcą wywalczyć o to…co nie należy do nich. Wiesz, takie idiotyczne potyczki. –machnęła ręką na koniec, po czym poprawiła swój pas z żelaznymi ozdobami – W teorii winnam się tym zainteresować, w praktyce nie wiem czy ma to głębszy sens… Aczkolwiek możemy zbliżyć się do obozowiska mojego znajomego, a po drodze może uda Ci się coś…złupać. –zaproponowała driada, bo wolała już poświęcić ciało jakiegoś napastnika niżeli swoje. A głodny wampir to niebezpieczne wampir, który może zechce się nią posilić.
-Będziemy musiały przejść jeszcze kawałek na wschód, myślę, że trochę ominiemy sam kocioł tego nieporozumienia. A nóż może i Tobie opłaci się zgadanie z wampirami…
Awatar użytkownika
Niloufar
Kroczący w Snach
Posty: 226
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir (przemieniona z Górskiego
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Niloufar »

Wampirzyca nie ufała dziewczynie, i vice versa - chociaż każda z nich, gdyby mogła, rzuciłaby się z nożem na drugą, żadna nie wykonała tego pierwszego ruchu, nie wiedzieć czemu. I choć nieznajoma mogła doprowadzić Nilo do miejsca, gdzie wystarczająco by się posiliła, a może i dotarłaby dzięki niej do epicentrum tej słodkiej woni krwi, która ściągnęła tu elfkę... Z drugiej strony, po co miała się mieszać w kolejną wojnę czy "idiotyczne potyczki", skoro tuż przed nią stało naczynie pełne świeżej, niezmąconej truciznami i używkami krwi? Była to kusząca myśl, ale w końcu Niloufar zdecydowała choć nieco zaufać obcej. Miej blisko przyjaciół, wrogów jeszcze bliżej - stara zasada, ale ciągle aktualna, pomyślała.
- Nic nie stracę, idąc z tobą - odpowiedziała. Na nic się zdała manifestacja Naturianki, iż ma broń i potrafi się nią posługiwać, gdyż Nilo już wiele razy spotkała takich, którzy mocniejsi byli w gestach i słowach, niż w czynach, a i zbyt wiele razy widziała krew i bitwy, by teraz zrobiło to na niej jakiekolwiek wrażenie. - Lecz jeśli będziesz próbowała mnie wykiwać, raczej długo nie pochodzisz po tym lesie, a wątpię, by ktokolwiek z twoich przyjaciół mnie znał lub o mnie słyszał, więc nie będzie trudne pozostawienie cię tu na pastwę losu. Jeśli jednak doprowadzisz mnie do swojego przyjaciela, być może pomyślę o odwdzięczeniu ci się jakoś... Może. - podkreśliła.
Awatar użytkownika
Archael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Opiekun , Nauczyciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Archael »

Każdy kto sądzi, że wampiry zaczęły pojawiać się zaledwie przed tysiącem lat na tych czy też innych ziemiach był zwyczajnie w błędzie, błędzie skądinąd usprawiedliwionym, gdyż maskarada widać działała tak jak działać powinna. Nocni Władcy wędrowali po ziemi prawdopodobnie przed pierwszymi ludźmi. Ciężko określić kiedy dokładnie, najstarszy z obecnie żyjących stał dziś w namiocie Medarda... prawdopodobnie najstarszy jako że, starsi przedstawiciele tej rasy ukrywali się i ukrywają prawdopodobnie nadal i to lepiej niż sam Archael. Moc wampira jest proporcjonalna do jego wieku, ale i najstarszy może zostać zabity, a jego krew wypita. Wampiry w dzisiejszych czasach zapomniały, w większości, że krew służy nie tylko do życia, ale ma również wiele innych zastosowań. Władca nocy, pijący krew starszego od siebie może przejąć jego wspomnienia, doświadczenia i moc, oraz zagęścić swoją, tak czy inaczej, rozrzedzoną krew, awansując w wampirzej hierarchii od tak, po prostu. Każde kolejne pokolenie przemienionych traci część mocy jaką posiadał ich stwórca, co prawda dotyczy to również spłodzonych, ale w znacznie mniejszym stopniu, jednak wypicie krwi tego z poprzedniego pokolenia, uzupełnia niedobór mocy młodszego wampira. Prawdopodobnie dlatego właśnie starsi przedstawiciele dzieci nocy ukrywają się.
- W takim razie chętnie zasmakuję.
Odparł z uśmiechem Archael, gdy Medard zaproponował mu wymieszanie miodu z krwią. Po chwili przyjął puchar i upił łyk. Po chwili wszyscy troje wyszli z namiotu spotkać się z przybyłym posłańcem.
- A co do sprawy...
Zaczął wampir i zamyślił chwilę. Jego spojrzenie, zwykle przenikliwe, błądziło teraz gdzieś w przestrzeni, wzrok zmętniał, lecz wciąż odnosiło się wrażenie, że jest skupiony.
- Później, później... to delikatna sprawa
Odpowiedział w końcu z uśmiechem, zatrzymując się przy zgrai żołdaków.
- A co tu się dzieje?
Zapytał raczej sam siebie, gdy docierająca doń aura wampirzycy osłabła, aż w końcu zniknęła całkiem.
- Nie ma jej.
Odpowiedziała Sentia, równie cicho i też raczej do siebie. Dziewczyna stała prosto, z wysoko uniesionym czołem i spokojnym spojrzeniem, wywyższonym spojrzeniem, rozglądając się dookoła i zatrzymując wzrok na wojownikach.
Widać coś stało się przybyłej posłance, ciekawe jak na ten fakt zareaguje książę, w końcu nagłe zniknięcie dyplomaty to nie przelewki, czy mogło to doprowadzić do wojny? Kolejnej, skoro jedna na tych ziemiach już się toczy?
Awatar użytkownika
Medard
Splatający Przeznaczenie
Posty: 725
Rejestracja: 13 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Władca , Mag , Badacz
Kontakt:

Post autor: Medard »

Wampiry nie były aż tak starą rasą, jak sądzi się powszechnie w obecnych czasach. Zachowały się nawet zapiski w dawno już zapomnianym przez świat zakurzonym od millenniów narzeczu, jakim ówcześnie posługiwali się dalecy przodkowie dzisiejszych czarodziejów i niektóre smoki. W obrośniętych pajęczynami, omszałych, nadżartych kłami wieków tomiszczach tajemnicze runy głoszą, iże millennia temu, gdy łyse małpiszony (zarówno długo- jak i krótkouche) prały się po pyskach w bratobójczych wojnach, jeden z ludzkich (zaskoczenie?) nekromantów zapragnął stworzyć sobie kompana równie inteligentnego, co on sam. Jednak jak to zwykle z czarami bywa - kolonia gacków zakłóciła starożytny rytuał, doprowadzając do narodzin nowej rasy władców nocnych pór. Zniewolony wykazał się wolą tak silną, że z łatwością uniezależnił się od swego pana, pozbawiając go krwi przy pierwszej nadarzającej się okazji i tym samym rozpoczynając trwającą do dziś ekspansję dziwnej rasy ni to żywych, ni nieumarłych nocnych marków. Wczesne nawyki kulturowe krwiopijców rzeczywiście zakładały tzw. maskaradę tudzież inne formy markowania bycia śmiertelnikiem. Formy, których ujawnienie często kończyło się ubiciem delikwenta - prawdziwą śmiercią, od której nie było odwrotu.
Krew - tak cenna dla każdego wąpierza, po dodaniu miodu nabrała całkiem nowego smaku - nawet dla kogoś tak leciwego jak starożytny krwiopijca bawiący teraz w namiocie księcia. A powiadają, iże stary pies nie jest zdolny do nauki nowych sztuczek...
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie odpowiednia pora. Nie musimy się śpieszyć - w przeciwieństwie do ludzi, którzy tak szybko odchodzą... - rzucił Medard.
Po chwili dało się słyszeć odgłosy zamieszania panującego gdzieś w obozie. Nie wyglądało toto na pijackie wygłupy żołdaków ani wyjątkowo bogate w efekty akustyczne potyczki wyżej urodzonych - tak podobne do turniejów czasu pokoju.
Towarzystwo wylazło już z namiotu, a rozgardiasz podobozia dotarł tam, gdzie nie powinien był nawet paluszka postawić.
- Rejwach taki, że własnych myśli nie słychać! - wrzasnął książę.
Żołdactwo -najpewniej z podobozia- pałętało się to tu, to tam, jakby szukało kogoś wyższego rangą. Działo się coś o wiele bardziej poważnego, tylko co to mogło być? Atak Demarczyków? Mało prawdopodobne. Najazd dzikich stepowców? Rzadko zapuszczają się w pobliże lasów. Medard kontynuował:
- Co tu się, kurrwa, dzieje?! Pałętacie się bez ładu i składu, już karaluchy na śmietniku wykazują większe zorganizowanie od was, psiekrwie! Żołnierzu z podobozia, co tam się u was wyrabia, że przyleźliście aż tu?!
Żołdak pękł, a efekty czegoś na kształt szoku pourazowego zdawały się opuszczać jego ciało i mały misi móżdżek.
- Najjaśniejszy p-p-p-p-p-panie, p-p-p-poseł z dalekich ziem zwariował. Wpadł w szał, zabijając kilku naszych ludzi. Sytuacja opanowana, a p-p-p-poseł unieszkodliwiony. Długouchy sprzedały go centaurom w jasyr.
Żołdak odbiegł do swoich ziomków, nie był księciu do niczego potrzebny.
Medard rzekł do Archaela:
- Świetnie! Wręcz zajebiście, kurrwa! Dlaczego te patafiany nie informują o takich zdarzeniach?! Coś mi się widzi, że poleci dzisiaj kilka głów. Tępaki! Z drugiej zaś strony - może i dobrze, teraz koniokształtni będą się z nią użerać. A to ci siurpryza dla Wielkiego Chana! Mroczne elfy nie przestają mnie zadziwiać - ciągle odwalają jakieś takie hocki - klocki. Żartownisie...
- Żołnierz mówił prawdę. Zniknięcie posła, który sam sobie biedy napytał, to teraz sprawa centaurów. Długouchy jednak mają nosa. A co do głów - starczą ci biedacy, których posłanka zabiła w szale bojowym. Nie potrzeba dalszego rozlewu krwi.
Czarnopióry orzeł harpijny fruwał nad obozem, a gdy spostrzegł księcia, jął pikować w jego kierunku. Do prawej łapy przytroczone miał zawiniątko. Komunikacja jednak działała!
Awatar użytkownika
Archael
Przybysz z Krainy Rzeczywistości
Posty: 90
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Wampir
Profesje: Opiekun , Nauczyciel , Wędrowiec
Kontakt:

Post autor: Archael »

Czy wampiry były stare, czy młode, faktem było, że czasu kiedy pojawiły się na świecie nie pamiętają najstarsi pradawni.
Archael wiedział jednak to i owo o krwi, potrafił za jej pomocą przekazywać wiedzę, doświadczenie, umiejętności jak również pozyskiwać je od nieświadomego dawcy... no bo gorzej jak dawca jest świadomy, a jeszcze gorzej, jak wie co się święci i na dodatek potrafi się przed tym obronić. Sztukę ową otrzymał w spadku od Ojca i przekazał ją adoptowanej Córce, ale mógł się nią podzielić również z innymi przedstawicielami swojej rasy... zapewne również bez względu na to czy tego chcieli czy nie.
- No cóż... samowolka widzę w szeregach...
Zagaił dawny szlachcic, gdy żołnierz opowiedział co się stało. Wampir nie był specjalnie zdziwiony sytuacją, znaczy, nie dawał tego po sobie poznać, ale co mu tam w głowie siedziało to już inna historia. Sentia natomiast wyglądała na zdezorientowaną, ale nie odzywała się ani słowem, rozglądając tylko wokół, w szczególności na Archaela i Medarda, jakby szukając odpowiedzi na pytanie "Co to znaczy, że elfy sprzedały centaurą... czy to coś złego? Co z nią będzie?". Archael spojrzał na swoją podopieczną, a gdy ich wzrok się spotkał, dziewczyna opuściła głowę na chwilę, wzięła oddech i znów podniosła głowę dumnie do góry, nie rozglądając się już jednak i nie szukając odpowiedzi, a jedyna pozostałość po kłębiących się w głowie pytania znajdowała się w jej matowym spojrzeniu.
- Cokolwiek z tym zrobisz... może to dobra okazja, żeby powiedzieć o moim problemie.
Odezwał się znów wampir, spoglądając przelotnie na Medarda.
- Mam do ciebie prośbę, a z nią związaną propozycję, dość dużą propozycję... a i nagroda cię nie minie.
Dodał po chwili wahania, jakby zastanawiając się, czy jego propozycja nie byłaby tożsama z nagrodą samą w sobie.
W obozie panował dość spory harmider, więc Argenteus zaproponował by oddalić się odrobinę od żołdactwa i wyjść na brzeg polany, na której Medard rozbił obóz. Również tu znajdowali się żołnierze, jednak było ich mniej i byli cichsi niż ci w centrum obozu, oraz w miejscu skąd przybyła posłanka.
- Z tego co mi mówiłeś drogi Przyjacielu, nie masz w armii ghuli... Uważasz, że ich nie potrzebujesz, czy zwyczajnie nie potrafisz takowych stworzyć?
Zaczął od pytania i począł rozglądać się po żołnierzach stacjonujących niedaleko, a następnie spojrzał na wampira.
- Mógłbyś zawołać po jednego ze swoich ludzi? Takiego... najbardziej leniwego, nie nadającego się do niczego, słabego jak źdźbło i delikatnego, który nie nadaje się nawet do dźwigania bagaży. Nie mów mi proszę, że nie ma u ciebie takich ludzi, jestem pewien że trzymasz przynajmniej paru takich, by w razie nieprzewidzianego ataku móc ich rzucić jako mięso armatnie by mieć czas podjąć stosowniejsze działania po namyśle, a w tym czasie nie tracić dobrych wojowników.
Prośba owszem, niecodzienna, jednak chyba nie ta główna, o którą chodziło Archaelowi wcześniej. Medard mógł się domyślać o co chodzi... lub zwyczajnie zapytać, Argenteus zapewne odpowiedziałby na pytanie bez wahania.
Awatar użytkownika
Frigg
Zaklęta Żaba
Posty: 955
Rejestracja: 10 lat temu
Rasa: Driada
Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
Ranga: administrator.png
Kontakt:

Post autor: Frigg »

Silje w głębi duszy parsknęła śmiechem, co dało odzwierciedlenie jedynie w delikatnie uniesionym kąciku ust. Mimo odmienności ras ich charaktery były najwidoczniej na swój sposób podobne lub też w pewnych kwestiach zbliżone. Driada liczyła na to, że nie są identyczne, bo wówczas ich spotkanie skończy krwawą jatką. W tym towarzystwie o wysokim napięciu Frigg jednak musiała zachować miarodajny spokój, chociaż szczerze zaczęła się zastanawiać ile tak naprawdę korzyści miałaby wampirzyca z posiłku, którym głównym daniem jest właśnie ona. Jakby nie spojrzeć, krew jej była struta klątwą, więc zapewne duża ilość spożytej krwi przez nieznajomą sprowadziło by elfke na drogę śmierci? Jak już ma ktoś z niej wyssać życia to przynajmniej nie będzie w tym sama! Może więc warto będzie napomknąć mimo chodem o swoim nieszczęściu, które w pewien sposób ochroni ją przed spożyciem, a driadę przed niechcianą śmiercią czy też przemianą w kłującego komara?
Niemniej jednak, nie zastanawiając się dłużej nad egzystencją swojego życia, postanowiła nie szarpać za bardzo kotów. Mimo wszystko.
Driada odwróciła się w odpowiednią, wcześniej wskazaną stronę i ruszyła spokojny krokiem zapraszając gestem ręki elfkę do wspólnej podróży, która początkowo nie miała być zbyt długa. Odstawi ją gdzie trzeba, dowie się tego i owego, a następnie może sobie wymyśli jakieś zajęcie.
-Spokojnie, nie mam zamiaru oszukiwać póki nie mam ku temu dobrego powodu. – powiedziała szczerze, nie zastanawiając się za bardzo na narażenie ze strony wampirzycy. – Czyli póki Ty nie zaczniesz kopać pode mną dołków. –dodała nieco ciszej, ale też tak by nieznajoma usłyszała jej słowa.
Ile pewności siebie miała ta mała, zielonoskórna istotka? Właśnie kroczyła tuż u boku krwawego zabójcy pozwalając sobie na pełną szczerość. Z drugiej strony Frigg nie miała w zwyczaju kryć się ze sobą, chyba, że interesy rozchodziły się o sprawy Lasu Driad. Wówczas anonimowość pełną parą!
-Nie oczekuję wdzięczności, a jedynie faktu, że mnie nie pożresz. –kontynuowała bacznie nastawiając uszu i wciąż pozyskują informacje z zewnątrz. – A jeżeli napotka nas sposobność wdzięczności wówczas przyjdzie czas na zastanawianie się. Póki nie trzeba to nie będę tego rozdrapywać. Swoją drogą…
Driada na chwilę przystanęła wysuwając dłoń w stronę nowej towarzyszki.
-Nazywam się Silje Erle Hannson. Jestem Opiekunką lasu znajdującego się niedaleko Karnstein. –wzrok leśnej córy był już o wiele łagodniejszy, a głos bardziej nastawiony przyjaźnie.
Chwilę później Frigg nastawiła uszu. Spojrzała za siebie, zmarszczyła nieznacznie brwi, a usta rozchyliły się w delikatnym rozstawieniu.
-Coś mi się wydaje, że kawałek dalej czeka nas zabawa… W lesie grasują tzw. Kłusownicy. Wciąż atakują mój las, próbują wykurzyć elfy i driady z tego terenu uważając, że należy do nich. –wytłumaczyła po krótce Opiekunka. – A nie należy. –zapewniła kobietę zdecydowanym wzrokiem i tonem głosu.
Zielonoskórka nie do końca się myliła. Nilo mogła już wyczuć krew w powietrzu, a Frigg słyszała nieme jęki tortur jednej z ofiar.
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 0 gości