Szepczący Las ⇒ [Niedaleko Wodospadu Snów] Ścigany. Znowu.
- Jane
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
- Kontakt:
Najbardziej irytująca rzecz na świecie; złudne bezpieczeństwo. Uciekaj z miasta, powiedział. Nikt cię nie będzie gonić, dodał... Tak, jasne. Oczywiście nie ma to, jak grupa mająca jej za złe zniszczenie statku w dokach. Doprawdy, czasami los chyba jej po prostu nienawidził...
Zagonili ją aż na skraj Szepczącego Lasu. Jane wykorzystała okazję, że znalazła się w swoim żywiole. W końcu sam fakt, iż jest elfem, może tłumaczyć jej przywiązanie do przyrody i umiejętne wtapianie się w otoczenie.
Zagryzła wargę, siedząc na jednej z najwyższych gałęzi drzewa. Chciała w ogólnej mierze pozostać niezauważoną. Fakt, mogłaby ich wszystkich pozabijać, aczkolwiek jakoś nie uśmiechało jej się spotkanie teraz jakiejś zbłąkanej duszyczki, która wyczułaby od niej zapach krwi. Raz już jej się tak zdarzyło, nie chciała powtórki z rozrywki, w której ledwo uszła z życiem.
- Gdzie ona jest?! - Jej oponenci nie należeli do osób, które zachowywały się szczególnie cicho. Darcie mordy było u nich na porządku dziennym.
Wówczas elfka obserwowała ich, siedząc w cieniu. Najciszej, jak tylko potrafiła, chwyciła zatrutą strzałkę w dłoń, po czym naciągnęła ją na cięciwę kuszy. Wyeliminuje ich z tej odległości. Cicho, szybko i chyba nawet bezboleśnie. Taki był plan. Dopóty, dopóki jej nie zauważą, będzie dobrze.
Ależ oczywiście, los już po raz któryś musiał udowodnić, jak bardzo jej nienawidzi! Niespodziewany podmuch zimnego wiatru wręcz od razu mroził wszystko dookoła. Tym samym niestety wręcz odkrywając kryjówkę Jane. Na tle ciemnej kory drzewa i pod cieniem liści łatwo jest się ukryć, na białym tle idzie ciężej...
- Tam jest! - krzyknął chrapliwie mężczyzna i drżącą z zimna ręką wskazał na elfkę. Ta tylko przeklęła pod nosem, zeskakując zwinnie ze swojej dotychczasowej kryjówki. Czym prędzej ruszyła w przeciwnym kierunku, byleby jakoś im uciec. Dodatkowo – śnieżyca tylko utrudniała jej poruszanie się. Zamieć była silna, co rusz nie szło porządnie rozejrzeć się po okolicy, już nie mówiąc o szukaniu kolejnej kryjówki.
Podczas pościgu – przecież nie pozwolą jej uciec! - Jane szybko wyciągnęła dwa krótkie noże z kieszeni płaszcza, po czym rzuciła je w kierunku oponentów. Niestety, nie miała czasu, by dokładniej wymierzyć. Jeden trafił prosto w ramię któregoś mężczyzny, drugi natomiast tylko lekko drasnął przeciwnika w policzek.
„Żeby was szlag trafił!”
Nic nie wskazywało na to, że zamieć skończy się szybko. Dlatego też elfka traciła kolejne cenne minuty.
Po raz kolejny skręciła gwałtownie, lecz tym razem dało się ujrzeć skutki. Poślizgnęła się. Udało jej się jednak szybko zapanować nad sytuacją i stanąć na równe nogi. Niestety, ledwo zdążyła uniknąć noża, który obecnie porządnie rozciął jej skórę w okolicy żeber. Całe szczęście, nie wbił się...
Jane syknęła z bólu, po czym przyłożyła dłoń do rany. Jej zmarznięta, prawie czerwona ręka, pogłębiła swój kolor, gdy znalazła się na nim karmazynowa posoka. Elfka nie miała jednak czasu na rozmyślania; ataki nie ustały. Momentalnie chwyciła zatrutą strzałkę w dłoń, po czym wbiła ją w gardło pierwszego, najbliższego przeciwnika. Trucizna sparaliżowała jego ciało na tyle, iż elfka wykorzystała ten fakt, pchając go na resztę jego znajomych. Ponownie szybkim krokiem oddaliła się od grupy, przyciskając dłoń do boku. Nie mogli przecież znaleźć jej po śladach krwi!
Rozpaczliwie rozejrzała się za schronieniem. Poczuła się paskudnie bezradna. Ale nie mogła ich teraz zabić... Jeśli to durni powiernicy Drakona, którzy nie zostali poinformowani o akcji w Trytonii, Jane narobiłaby sobie przez to tylko kolejnych kłopotów. A już miała ich wystarczająco sporo...
Jaskinia! Czyli jej jedyne zbawienie w obecnej chwili. Nie myślała wiele, po prostu tam pobiegła. Niespecjalnie zważała na to, że jej kroki były już mniej ciche. Wbiegła do środka, opierając się plecami o ścianę jaskini, oddychając ciężko. W momencie, w którym zapanowała nad oddechem, spojrzała również w kierunku obecnych tu osób. Przyłożyła palec do ust w uciszającym geście, natomiast jej wzrok aż krzyczał „mnie tu nie ma! Siedzieć cicho!”.
Dopiero po upływie ledwo dwóch minut, Jane była pewna, że jej napastnicy odeszli. Wiedziała to, dzięki samemu faktu, że jej nie znaleźli, i po coraz cichszym tupocie stóp.
Od razu zlustrowała wzrokiem będące naprzeciw niej postacie. Wyglądali jakże... uroczo, tak to określiła.
- Tamci mnie nie polubili – wyjaśniła krótko, krzywiąc minę w brzydkim grymasie. Miała tylko nadzieję, że ci tutaj również nie zaczną nagle jej atakować...
Zagonili ją aż na skraj Szepczącego Lasu. Jane wykorzystała okazję, że znalazła się w swoim żywiole. W końcu sam fakt, iż jest elfem, może tłumaczyć jej przywiązanie do przyrody i umiejętne wtapianie się w otoczenie.
Zagryzła wargę, siedząc na jednej z najwyższych gałęzi drzewa. Chciała w ogólnej mierze pozostać niezauważoną. Fakt, mogłaby ich wszystkich pozabijać, aczkolwiek jakoś nie uśmiechało jej się spotkanie teraz jakiejś zbłąkanej duszyczki, która wyczułaby od niej zapach krwi. Raz już jej się tak zdarzyło, nie chciała powtórki z rozrywki, w której ledwo uszła z życiem.
- Gdzie ona jest?! - Jej oponenci nie należeli do osób, które zachowywały się szczególnie cicho. Darcie mordy było u nich na porządku dziennym.
Wówczas elfka obserwowała ich, siedząc w cieniu. Najciszej, jak tylko potrafiła, chwyciła zatrutą strzałkę w dłoń, po czym naciągnęła ją na cięciwę kuszy. Wyeliminuje ich z tej odległości. Cicho, szybko i chyba nawet bezboleśnie. Taki był plan. Dopóty, dopóki jej nie zauważą, będzie dobrze.
Ależ oczywiście, los już po raz któryś musiał udowodnić, jak bardzo jej nienawidzi! Niespodziewany podmuch zimnego wiatru wręcz od razu mroził wszystko dookoła. Tym samym niestety wręcz odkrywając kryjówkę Jane. Na tle ciemnej kory drzewa i pod cieniem liści łatwo jest się ukryć, na białym tle idzie ciężej...
- Tam jest! - krzyknął chrapliwie mężczyzna i drżącą z zimna ręką wskazał na elfkę. Ta tylko przeklęła pod nosem, zeskakując zwinnie ze swojej dotychczasowej kryjówki. Czym prędzej ruszyła w przeciwnym kierunku, byleby jakoś im uciec. Dodatkowo – śnieżyca tylko utrudniała jej poruszanie się. Zamieć była silna, co rusz nie szło porządnie rozejrzeć się po okolicy, już nie mówiąc o szukaniu kolejnej kryjówki.
Podczas pościgu – przecież nie pozwolą jej uciec! - Jane szybko wyciągnęła dwa krótkie noże z kieszeni płaszcza, po czym rzuciła je w kierunku oponentów. Niestety, nie miała czasu, by dokładniej wymierzyć. Jeden trafił prosto w ramię któregoś mężczyzny, drugi natomiast tylko lekko drasnął przeciwnika w policzek.
„Żeby was szlag trafił!”
Nic nie wskazywało na to, że zamieć skończy się szybko. Dlatego też elfka traciła kolejne cenne minuty.
Po raz kolejny skręciła gwałtownie, lecz tym razem dało się ujrzeć skutki. Poślizgnęła się. Udało jej się jednak szybko zapanować nad sytuacją i stanąć na równe nogi. Niestety, ledwo zdążyła uniknąć noża, który obecnie porządnie rozciął jej skórę w okolicy żeber. Całe szczęście, nie wbił się...
Jane syknęła z bólu, po czym przyłożyła dłoń do rany. Jej zmarznięta, prawie czerwona ręka, pogłębiła swój kolor, gdy znalazła się na nim karmazynowa posoka. Elfka nie miała jednak czasu na rozmyślania; ataki nie ustały. Momentalnie chwyciła zatrutą strzałkę w dłoń, po czym wbiła ją w gardło pierwszego, najbliższego przeciwnika. Trucizna sparaliżowała jego ciało na tyle, iż elfka wykorzystała ten fakt, pchając go na resztę jego znajomych. Ponownie szybkim krokiem oddaliła się od grupy, przyciskając dłoń do boku. Nie mogli przecież znaleźć jej po śladach krwi!
Rozpaczliwie rozejrzała się za schronieniem. Poczuła się paskudnie bezradna. Ale nie mogła ich teraz zabić... Jeśli to durni powiernicy Drakona, którzy nie zostali poinformowani o akcji w Trytonii, Jane narobiłaby sobie przez to tylko kolejnych kłopotów. A już miała ich wystarczająco sporo...
Jaskinia! Czyli jej jedyne zbawienie w obecnej chwili. Nie myślała wiele, po prostu tam pobiegła. Niespecjalnie zważała na to, że jej kroki były już mniej ciche. Wbiegła do środka, opierając się plecami o ścianę jaskini, oddychając ciężko. W momencie, w którym zapanowała nad oddechem, spojrzała również w kierunku obecnych tu osób. Przyłożyła palec do ust w uciszającym geście, natomiast jej wzrok aż krzyczał „mnie tu nie ma! Siedzieć cicho!”.
Dopiero po upływie ledwo dwóch minut, Jane była pewna, że jej napastnicy odeszli. Wiedziała to, dzięki samemu faktu, że jej nie znaleźli, i po coraz cichszym tupocie stóp.
Od razu zlustrowała wzrokiem będące naprzeciw niej postacie. Wyglądali jakże... uroczo, tak to określiła.
- Tamci mnie nie polubili – wyjaśniła krótko, krzywiąc minę w brzydkim grymasie. Miała tylko nadzieję, że ci tutaj również nie zaczną nagle jej atakować...
- Rozalie
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 77
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
- Super! Jesteś świetny! – ucieszyła się pokusa na wieść, że pradawny ją poniesie.
Przez mróz nie miała sił nawet na mówienie, choć bardzo to lubiła, postanowiła więc słuchać, póki jeszcze nie spała. Słuchała, co mówił o jej pokusich cechach charakterystycznych. Zdziwiła się, słysząc, że ukrywają to. Zastanawiała się; po co, przecież wygodniej jest być sobą, ale może sama kiedyś spróbuje.
- Hmm skoro diabły też mają skrzydła i ogony, to czy można na diabła powiedzieć pokusek? Bo chyba na pokusę można powiedzieć diablica, ale pokusek? Hmm… - myślała Rozalie. – Oj, czuję się taka senna, chyba … zaraz… padnę, muszę zapamiętać to jego pytanie, by potem odpowiedzieć… - Starała się zmusić, by nie zapomnieć potem, po czym odpłynęła.
Piekielna śniła zwariowane sny, będąc w niemożliwych światach w swej wyobraźni, a tymczasem Cain szukał schronienia, niosąc rogatą dziewczynę. Na szczęście los mu sprzyjał i wkrótce odnalazł jaskinię. Następnie rozpalił ogień. Pokusa śniła o tym, jak Avarro przykrywa ją właśnie cieplutką kołderką. Po chwili zorientowała się, że spała, otworzyła oczy. Zaskoczona natychmiast sprawdziła, na czym miękkim leży. Ziewnęła przeciągle i spojrzała na mężczyznę, przypominając sobie, co miała powiedzieć.
- WSTAŁAM! – oznajmiła, a echo sprawiło, że jej głośna wypowiedź zmarłego by mogła zbudzić. – I od razu ci odpowiem! Pamiętam tamte pytania! Umiem! Umiem zmieniać postać, po prostu to trochę dziwne być… kimś innym. Mówiłeś, że nie ujmują mi me rogi i ogon na urodzie, ale mimo wszystko mówisz, że lepiej byłoby bez nich! Zdecyduj się! – Dziewczyna uderzyła go w twarz, po czym usiadła odwrócona plecami, urażona.
Siedziała tak jakiś czas, o dziwo; w zupełnej ciszy. Rozglądała się tylko tu i ówdzie po jaskini. Pradawny mógł widzieć, jak dziewczyna stara się zmienić postać. Udało jej się, ogon, rogi, a nawet skrzydła zniknęły. Odwróciła się i uśmiechnęła. Wyglądała niezwykle seksownie i tak… ludzko.
- I jak? – zapytała nadal lekko obrażona, jednak już nie wytrzymała, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaśmiała się. – Wyglądam jak człowiek! To super, prawda? Teraz mogę niespostrzeżenie być wśród ludzi i nie zawracać na siebie uwagi! Ale… ale to nudne – stwierdziła nagle. – O wiele zabawniejsze jest takie coś! Zademonstruję!
Piekielna cofnęła się kawałek, po czym udawała, że idzie przez ulicę w jakimś mieście. Zainicjowała potknięcie się o kamień i wpadła wprost na pradawnego, wywracając go i lądując na nim. W tym samym momencie ujawniła ponownie swoje diabelskie atrybuty.
- Szybko! Udaj zaskoczonego! Chcę zobaczyć reakcję! Bądź losowym przechodniem na niby! – Zachichotała i spojrzała mu prosto w oczy. – Ah, i jeszcze podziękować ci muszę za to, że mi pomogłeś! – Pocałowała go, nie był to krótki buziak, tylko namiętny pocałunek z języczkiem.
Ciekawy widok dla pewnej osóbki, którą przygnał tu los, przeznaczenie, kto to wie. W każdym razie, Rozalie, gdy tylko usłyszała nieznajomą, odskoczyła od Caina i podbiegła do elfki. Obdarowała ją wnikliwym spojrzeniem.
- Ładnie to tak przerywać, jak się z kimś zabawia?! – Wprawdzie brzmiało dwuznacznie, ale chodziło o najzwyklejszą w świecie zabawę, cała Rozalie. – Wiesz co?! Jestem taka rozzłoszczona... Mów, kim jesteś? Ja jestem Rozalie! Jestem pokusą i zaraz mnie popamiętasz! Mnie i mą magię chaosu! BUAHHAHAH! – Starała się uzyskać efekt złowrogiego śmiechu.
Tak jak zapowiedziała, tak też miała zamiar uczynić. W jaskini roiło się od pająków, a na dworze padał śnieg, to dało pomysł piekielnej. Ze śniegu powstały bałwany z powykrzywianymi grymasami, szły zabawnie podskakując w stronę rudowłosej dziewczyny bez rogów. Ze sklepienia jaskini zsunęły się zaś pająki, nietypowe pająki, jaskrawoczerwone z niebieskimi skrzydłami, otoczyły długouchą i usiłowały dziabnąć. Podobnie z potwornymi bałwanami, jeden "doskakiwał" do czerwonowłosej i wgryzł się swoimi zimnymi zębiskami z lodu w jej tyłek.
- No! Masz za swoje! – Pokusa po dłuższej chwili sprawiła, że oba dziwne twory zniknęły, jednakże Rozalie chciała jeszcze dopiec „przerywaczce” słownie. – A tak w ogóle, to mam od ciebie większe cycki!
Przez mróz nie miała sił nawet na mówienie, choć bardzo to lubiła, postanowiła więc słuchać, póki jeszcze nie spała. Słuchała, co mówił o jej pokusich cechach charakterystycznych. Zdziwiła się, słysząc, że ukrywają to. Zastanawiała się; po co, przecież wygodniej jest być sobą, ale może sama kiedyś spróbuje.
- Hmm skoro diabły też mają skrzydła i ogony, to czy można na diabła powiedzieć pokusek? Bo chyba na pokusę można powiedzieć diablica, ale pokusek? Hmm… - myślała Rozalie. – Oj, czuję się taka senna, chyba … zaraz… padnę, muszę zapamiętać to jego pytanie, by potem odpowiedzieć… - Starała się zmusić, by nie zapomnieć potem, po czym odpłynęła.
Piekielna śniła zwariowane sny, będąc w niemożliwych światach w swej wyobraźni, a tymczasem Cain szukał schronienia, niosąc rogatą dziewczynę. Na szczęście los mu sprzyjał i wkrótce odnalazł jaskinię. Następnie rozpalił ogień. Pokusa śniła o tym, jak Avarro przykrywa ją właśnie cieplutką kołderką. Po chwili zorientowała się, że spała, otworzyła oczy. Zaskoczona natychmiast sprawdziła, na czym miękkim leży. Ziewnęła przeciągle i spojrzała na mężczyznę, przypominając sobie, co miała powiedzieć.
- WSTAŁAM! – oznajmiła, a echo sprawiło, że jej głośna wypowiedź zmarłego by mogła zbudzić. – I od razu ci odpowiem! Pamiętam tamte pytania! Umiem! Umiem zmieniać postać, po prostu to trochę dziwne być… kimś innym. Mówiłeś, że nie ujmują mi me rogi i ogon na urodzie, ale mimo wszystko mówisz, że lepiej byłoby bez nich! Zdecyduj się! – Dziewczyna uderzyła go w twarz, po czym usiadła odwrócona plecami, urażona.
Siedziała tak jakiś czas, o dziwo; w zupełnej ciszy. Rozglądała się tylko tu i ówdzie po jaskini. Pradawny mógł widzieć, jak dziewczyna stara się zmienić postać. Udało jej się, ogon, rogi, a nawet skrzydła zniknęły. Odwróciła się i uśmiechnęła. Wyglądała niezwykle seksownie i tak… ludzko.
- I jak? – zapytała nadal lekko obrażona, jednak już nie wytrzymała, na jej twarzy pojawił się uśmiech i zaśmiała się. – Wyglądam jak człowiek! To super, prawda? Teraz mogę niespostrzeżenie być wśród ludzi i nie zawracać na siebie uwagi! Ale… ale to nudne – stwierdziła nagle. – O wiele zabawniejsze jest takie coś! Zademonstruję!
Piekielna cofnęła się kawałek, po czym udawała, że idzie przez ulicę w jakimś mieście. Zainicjowała potknięcie się o kamień i wpadła wprost na pradawnego, wywracając go i lądując na nim. W tym samym momencie ujawniła ponownie swoje diabelskie atrybuty.
- Szybko! Udaj zaskoczonego! Chcę zobaczyć reakcję! Bądź losowym przechodniem na niby! – Zachichotała i spojrzała mu prosto w oczy. – Ah, i jeszcze podziękować ci muszę za to, że mi pomogłeś! – Pocałowała go, nie był to krótki buziak, tylko namiętny pocałunek z języczkiem.
Ciekawy widok dla pewnej osóbki, którą przygnał tu los, przeznaczenie, kto to wie. W każdym razie, Rozalie, gdy tylko usłyszała nieznajomą, odskoczyła od Caina i podbiegła do elfki. Obdarowała ją wnikliwym spojrzeniem.
- Ładnie to tak przerywać, jak się z kimś zabawia?! – Wprawdzie brzmiało dwuznacznie, ale chodziło o najzwyklejszą w świecie zabawę, cała Rozalie. – Wiesz co?! Jestem taka rozzłoszczona... Mów, kim jesteś? Ja jestem Rozalie! Jestem pokusą i zaraz mnie popamiętasz! Mnie i mą magię chaosu! BUAHHAHAH! – Starała się uzyskać efekt złowrogiego śmiechu.
Tak jak zapowiedziała, tak też miała zamiar uczynić. W jaskini roiło się od pająków, a na dworze padał śnieg, to dało pomysł piekielnej. Ze śniegu powstały bałwany z powykrzywianymi grymasami, szły zabawnie podskakując w stronę rudowłosej dziewczyny bez rogów. Ze sklepienia jaskini zsunęły się zaś pająki, nietypowe pająki, jaskrawoczerwone z niebieskimi skrzydłami, otoczyły długouchą i usiłowały dziabnąć. Podobnie z potwornymi bałwanami, jeden "doskakiwał" do czerwonowłosej i wgryzł się swoimi zimnymi zębiskami z lodu w jej tyłek.
- No! Masz za swoje! – Pokusa po dłuższej chwili sprawiła, że oba dziwne twory zniknęły, jednakże Rozalie chciała jeszcze dopiec „przerywaczce” słownie. – A tak w ogóle, to mam od ciebie większe cycki!
- Cain
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 126
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
- Kontakt:
Medytował, a to nie było snem, więc otworzył oczy chwilę po tym, gdy usłyszał głos Rozalie informujący o tym, że już nie śpi. Już pominął fakt, że ta informacja mogłaby być przeznaczona nie tylko dla niego, bo była na tyle głośna, że ktoś przechodzący obok mógłby to usłyszeć.
Czarodziej spojrzał na pokusę, wiedział, o jakie pytanie jej chodziło i wysłuchał tego, co ma do powiedzenia na ten temat. Cóż... nie był to pierwszy raz, gdy dostał w twarz od Rozalie, jednak nawet na to nie zareagował, bo w swoim życiu znosił już większy ból i warto tu wspomnieć, że nie chodzi tylko o ból fizyczny.
- Wtedy mówiłem ogólnie, a nie tylko jako ja. Chodzi o to, że większość humanoidalnych stworzeń może bardziej patrzeć na to, że masz właśnie ogon, rogi i skrzydła, a nie na to, że, mimo iż je masz, to nadal jesteś bardzo ładna... Myślę, że to też jest jeden z powodów, dla którego pokusy decydują się na ukrywanie swoich skrzydeł, ogona i rogów - odpowiedział, mimo że Rozalie wyglądała teraz na obrażoną i była odwrócona plecami do niego. Widział, że w trakcie tego, jak mówi, to ona próbuje ukryć swoje "piekielne" części ciała. Ostatecznie udało jej się i dla Caina było to potwierdzenie tego, co powiedziała chwilę po przebudzeniu się. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy pokusa odwróciła się do niego, po części było to odwzajemnienie jej uśmiechu, a po części był on spowodowany tym, że wyglądała jak bardzo ładna ludzka kobieta, a nie pokusa.
- Udało ci się ukryć ogon, skrzydła i rogi, brawo. Teraz wyglądasz jak piękna, ludzka kobieta, a nie jak piękna pokusa - odezwał się do niej. W międzyczasie zdążył już wstać i podejść nieco bliżej, a przy okazji dorzucił kilka gałęzi do ogniska.
Pradawny, w razie czego, odsunął się lekko od ogniska i obserwował to, co robi pokusa. Podeszła bliżej i specjalnie potknęła się po to, żeby wpaść prosto na niego. Oboje upadli, czarodziej na ziemię, a Rozalie na niego.
Na jego twarzy pojawiło się udawane zaskoczenie, nie był dobrym aktorem, ale chyba mu wyszło.
- Ty... jesteś pokusą! - powiedział, a na jego twarzy dalej malowało się zaskoczenie. Cóż... o wiele łatwiej byłoby mu to udać, gdyby nie wiedział o tym, że Rozalie jest piekielną istotą, jednak wydawało mu się, że chyba mu to wyszło.
- Nie... - tylko tyle powiedział, bo dziewczyna skutecznie uniemożliwiła mu dokończenie poprzez to, że go pocałowała. Nie było to zwykły pocałunek, bo był dość długi i namiętny. Cainerath na początku zdziwił się, bo nie spodziewał się tego z jej strony, jednak szybko się opamiętał i zaangażował w pocałunek, żeby nie było, że mu się nie podobało, czy coś.
- ... ma za co - dokończył chwilę po tym, jak ich pocałunek skończył się.
Nie dowie się, co stałoby się dalej, bo Rozalie wstała i podbiegła do nieznajomej. Pradawny także wstał, jednak najpierw przyglądał się nieznajomej i temu, co robi pokusa. Najwidoczniej miała jej za złe to, że przerwała im w zabawie, jakie by nie było zrozumienie tego słowa, patrząc na to, że pokusa leżała na nim i całowali się.
Już chciał jakoś zareagować i zabić stworzenia, które wezwała Rozalie, aby zrobiły coś nieznajomej, jednak zarówno jeden z latających pająków, jak i bałwan z zębami zrobiły swoje i zdążyły ugryźć dziewczyną, a po tym wszystkich pokusa szybko się ich pozbyła. Na sam koniec powiedziała, że ma większe piersi niż rudowłosa, co mogło być prawdą i chwilę po tym poczuła, jak ktoś odwraca ją w drugą stronę.
Dłonie pradawnego spoczywały na ramionach pokusy, a on patrzył jej w oczy.
- Uspokój się, jestem pewien, że ona nie ma złych zamiarów - powiedział niby spokojnie, jednak w jego głosie dało wyczuć się coś, co wskazywało na to, że lepiej nie sprzeciwiać się temu osądowi.
- Zawsze jest możliwość, że ktoś zauważy tę jaskinię, w końcu śnieżyca pewnie dalej szaleje na tym obszarze i chyba nie muszę ci przypominać, kto ją wywołał, prawda? - dodał po chwili i zabrał dłonie z jej ramion. Mimo że mogłoby się wydawać, iż jest zły na pokusę, to wcale tak nie było.
Po chwili wyszedł zza pokusy i spojrzał na nieznajomą.
- Wybacz jej, ma... dość specyficzny charakter, z tego, co zdążyłem zauważyć - powiedział, raczej uprzejmie.
Następnie przyjrzał się dziewczynie, a także jej aurze.
- Ja jestem Cainerath Eon, ale możesz zwracać się do mnie Cain - przestawił się i lekko ukłonił. - A ty? Jak masz na imię i w jaki sposób się tu znalazłaś? - zapytał. Starał się być uprzejmy, może elfka odwdzięczy się tym samym.
Czarodziej spojrzał na pokusę, wiedział, o jakie pytanie jej chodziło i wysłuchał tego, co ma do powiedzenia na ten temat. Cóż... nie był to pierwszy raz, gdy dostał w twarz od Rozalie, jednak nawet na to nie zareagował, bo w swoim życiu znosił już większy ból i warto tu wspomnieć, że nie chodzi tylko o ból fizyczny.
- Wtedy mówiłem ogólnie, a nie tylko jako ja. Chodzi o to, że większość humanoidalnych stworzeń może bardziej patrzeć na to, że masz właśnie ogon, rogi i skrzydła, a nie na to, że, mimo iż je masz, to nadal jesteś bardzo ładna... Myślę, że to też jest jeden z powodów, dla którego pokusy decydują się na ukrywanie swoich skrzydeł, ogona i rogów - odpowiedział, mimo że Rozalie wyglądała teraz na obrażoną i była odwrócona plecami do niego. Widział, że w trakcie tego, jak mówi, to ona próbuje ukryć swoje "piekielne" części ciała. Ostatecznie udało jej się i dla Caina było to potwierdzenie tego, co powiedziała chwilę po przebudzeniu się. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy pokusa odwróciła się do niego, po części było to odwzajemnienie jej uśmiechu, a po części był on spowodowany tym, że wyglądała jak bardzo ładna ludzka kobieta, a nie pokusa.
- Udało ci się ukryć ogon, skrzydła i rogi, brawo. Teraz wyglądasz jak piękna, ludzka kobieta, a nie jak piękna pokusa - odezwał się do niej. W międzyczasie zdążył już wstać i podejść nieco bliżej, a przy okazji dorzucił kilka gałęzi do ogniska.
Pradawny, w razie czego, odsunął się lekko od ogniska i obserwował to, co robi pokusa. Podeszła bliżej i specjalnie potknęła się po to, żeby wpaść prosto na niego. Oboje upadli, czarodziej na ziemię, a Rozalie na niego.
Na jego twarzy pojawiło się udawane zaskoczenie, nie był dobrym aktorem, ale chyba mu wyszło.
- Ty... jesteś pokusą! - powiedział, a na jego twarzy dalej malowało się zaskoczenie. Cóż... o wiele łatwiej byłoby mu to udać, gdyby nie wiedział o tym, że Rozalie jest piekielną istotą, jednak wydawało mu się, że chyba mu to wyszło.
- Nie... - tylko tyle powiedział, bo dziewczyna skutecznie uniemożliwiła mu dokończenie poprzez to, że go pocałowała. Nie było to zwykły pocałunek, bo był dość długi i namiętny. Cainerath na początku zdziwił się, bo nie spodziewał się tego z jej strony, jednak szybko się opamiętał i zaangażował w pocałunek, żeby nie było, że mu się nie podobało, czy coś.
- ... ma za co - dokończył chwilę po tym, jak ich pocałunek skończył się.
Nie dowie się, co stałoby się dalej, bo Rozalie wstała i podbiegła do nieznajomej. Pradawny także wstał, jednak najpierw przyglądał się nieznajomej i temu, co robi pokusa. Najwidoczniej miała jej za złe to, że przerwała im w zabawie, jakie by nie było zrozumienie tego słowa, patrząc na to, że pokusa leżała na nim i całowali się.
Już chciał jakoś zareagować i zabić stworzenia, które wezwała Rozalie, aby zrobiły coś nieznajomej, jednak zarówno jeden z latających pająków, jak i bałwan z zębami zrobiły swoje i zdążyły ugryźć dziewczyną, a po tym wszystkich pokusa szybko się ich pozbyła. Na sam koniec powiedziała, że ma większe piersi niż rudowłosa, co mogło być prawdą i chwilę po tym poczuła, jak ktoś odwraca ją w drugą stronę.
Dłonie pradawnego spoczywały na ramionach pokusy, a on patrzył jej w oczy.
- Uspokój się, jestem pewien, że ona nie ma złych zamiarów - powiedział niby spokojnie, jednak w jego głosie dało wyczuć się coś, co wskazywało na to, że lepiej nie sprzeciwiać się temu osądowi.
- Zawsze jest możliwość, że ktoś zauważy tę jaskinię, w końcu śnieżyca pewnie dalej szaleje na tym obszarze i chyba nie muszę ci przypominać, kto ją wywołał, prawda? - dodał po chwili i zabrał dłonie z jej ramion. Mimo że mogłoby się wydawać, iż jest zły na pokusę, to wcale tak nie było.
Po chwili wyszedł zza pokusy i spojrzał na nieznajomą.
- Wybacz jej, ma... dość specyficzny charakter, z tego, co zdążyłem zauważyć - powiedział, raczej uprzejmie.
Następnie przyjrzał się dziewczynie, a także jej aurze.
- Ja jestem Cainerath Eon, ale możesz zwracać się do mnie Cain - przestawił się i lekko ukłonił. - A ty? Jak masz na imię i w jaki sposób się tu znalazłaś? - zapytał. Starał się być uprzejmy, może elfka odwdzięczy się tym samym.
- Jane
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
- Kontakt:
Jane spokojnie obserwowała jakże intrygującą scenkę, która rozgrywała się tuż przed nią. Ruda istota z wielkim rozbawieniem upada na będącego nieopodal mężczyznę, po czym całuje go, dosłownie wpijając się w jego wargi. Uwagę elfki przykuło jednak coś zupełnie innego, ciekawszego niż jednoznaczna scena, mająca miejsce przed nią. Mianowicie chodziło o skrzydła i ogon, które niespodziewanie okazały się własnością rudowłosej kobiety. Tylko ślepy by nie spostrzegł, że ma do czynienia z piekielną istotą. Skrytobójczyni ukradkiem sięgnęła po zatrutą strzałkę. Od dzieciństwa wiedziała – tudzież była uczona – że; piekielni – ci źli. Chociaż ta tutaj wyglądała na niezwykle mało groźną. Ale kto wie?
O ironio, chciałoby się rzec. Kilka następnych rzeczy wydarzyło się niezwykle szybko, znacznie szybciej, niż słowa opisu są w stanie przekazać. Pokusa niezwykle energicznie podbiegła do niej i zaczęła ochrzaniać. „Wykrakałam?” - przeszło jej przez myśl. Westchnęła, słuchając wywodów Rozalie, jak to przedstawiła się rudowłosa.
- Oj, wybacz, że przeszkodziłam ci w czymś tak niezmiernie ważnym – powiedziała sucho, brzmiała niemal jak zepsuta, bezuczuciowa maszyna jakiegoś krasnoluda. Chociaż musiała przyznać, że zachowanie pokusy raczej ją bawiło, niźli miałaby się jej zlęknąć.
Rozszerzyła jednak oczy, widząc pojawiające się stworzenia. Momentalnie sięgnęła po jeden ze skrytych w jej bluzie noży, odganiając bałwany. Całość utrudniały robaki, które niemiłosiernie latały wokół niej. Kilka z tych pająków złapała i zmiażdżyła w dłoni, brzydząc się przy tym. Podskoczyła, gdy poczuła piekące ugryzienie śnieżnej istoty w dolnej części kręgosłupa. Kopnęła bałwana na ścianę, doszczętnie się go pozbywając.
Rana w okolicy żeber, powstała we wcześniejszym zdarzeniu, nagle dała o sobie znać. Elfka krzyknęła, upadając na ziemię. W tej samej chwili tajemnicze twory zniknęły, co tylko napawało ją ulgą. Jane spoglądała na Rozalie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać, pokusa byłaby już martwa.
- Zbędny ciężar – odparła, komentując przednie atrybuty rogatej kobiety. - Może ci je amputuję, co ty na to? Będzie ci o wiele lżej – dodała, wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu, bawiąc się przy tym trzymanym w dłoni sztyletem. Całe szczęście – pokusy, oczywiście – mężczyzna, znajdujący się niedaleko, opanował sytuację. Jane wstała z ziemi, otrzepując przy tym ubranie z brudu. Teraz to już kompletnie czuć było od niej krew...
- I złych zamiarów nie mam! - rzekła, a na dowód tego; szybko i sprawnie schowała nóż, po czym podniosła ręce do góry. Prędko jednak opuściła je, wzdychając.
- No, prawie cały obszar wokół wodospadu i część lasu zamarzła – wyjaśniła krótko. - A to już również zauważyłam... - wspomniała, gdy tylko mężczyzna skomentował ciekawy charakter pokusy.
- Jane – powiedziała dość lakonicznie. - A jestem tu... Powiedzmy, że unikam takich niespecjalnie przyjaźnie nastawionych typków. A skoro panuje zamieć – tu spojrzała na pokusę – los „szczęśliwie” zagonił mnie tutaj.
„Los, czy też banda wściekłych łowców, na jedno i to samo wyszło...” - pomyślała.
O ironio, chciałoby się rzec. Kilka następnych rzeczy wydarzyło się niezwykle szybko, znacznie szybciej, niż słowa opisu są w stanie przekazać. Pokusa niezwykle energicznie podbiegła do niej i zaczęła ochrzaniać. „Wykrakałam?” - przeszło jej przez myśl. Westchnęła, słuchając wywodów Rozalie, jak to przedstawiła się rudowłosa.
- Oj, wybacz, że przeszkodziłam ci w czymś tak niezmiernie ważnym – powiedziała sucho, brzmiała niemal jak zepsuta, bezuczuciowa maszyna jakiegoś krasnoluda. Chociaż musiała przyznać, że zachowanie pokusy raczej ją bawiło, niźli miałaby się jej zlęknąć.
Rozszerzyła jednak oczy, widząc pojawiające się stworzenia. Momentalnie sięgnęła po jeden ze skrytych w jej bluzie noży, odganiając bałwany. Całość utrudniały robaki, które niemiłosiernie latały wokół niej. Kilka z tych pająków złapała i zmiażdżyła w dłoni, brzydząc się przy tym. Podskoczyła, gdy poczuła piekące ugryzienie śnieżnej istoty w dolnej części kręgosłupa. Kopnęła bałwana na ścianę, doszczętnie się go pozbywając.
Rana w okolicy żeber, powstała we wcześniejszym zdarzeniu, nagle dała o sobie znać. Elfka krzyknęła, upadając na ziemię. W tej samej chwili tajemnicze twory zniknęły, co tylko napawało ją ulgą. Jane spoglądała na Rozalie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać, pokusa byłaby już martwa.
- Zbędny ciężar – odparła, komentując przednie atrybuty rogatej kobiety. - Może ci je amputuję, co ty na to? Będzie ci o wiele lżej – dodała, wykrzywiając usta w łobuzerskim uśmiechu, bawiąc się przy tym trzymanym w dłoni sztyletem. Całe szczęście – pokusy, oczywiście – mężczyzna, znajdujący się niedaleko, opanował sytuację. Jane wstała z ziemi, otrzepując przy tym ubranie z brudu. Teraz to już kompletnie czuć było od niej krew...
- I złych zamiarów nie mam! - rzekła, a na dowód tego; szybko i sprawnie schowała nóż, po czym podniosła ręce do góry. Prędko jednak opuściła je, wzdychając.
- No, prawie cały obszar wokół wodospadu i część lasu zamarzła – wyjaśniła krótko. - A to już również zauważyłam... - wspomniała, gdy tylko mężczyzna skomentował ciekawy charakter pokusy.
- Jane – powiedziała dość lakonicznie. - A jestem tu... Powiedzmy, że unikam takich niespecjalnie przyjaźnie nastawionych typków. A skoro panuje zamieć – tu spojrzała na pokusę – los „szczęśliwie” zagonił mnie tutaj.
„Los, czy też banda wściekłych łowców, na jedno i to samo wyszło...” - pomyślała.
- Rozalie
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 77
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
- Dziękuję! Będę musiała to robić częściej! – powiedziała piekielna, ciesząc się komplementem.
Gdy Cain stwierdził, do jakiej rasy należy Rozalie, podczas gdy ona na nim leżała, wywołało to u niej zdziwienie. Przejechała swym palcem, po jego klatce piersiowej, uśmiechając się diabelsko.
- Tak, jestem, a teraz jesteś na mojej łasce! – Gdy mówiła, pradawny mógł dobrze zaobserwować jej kły, godne nazwania wampirzymi. Dziewczyna z trudem powstrzymała się od chichotu, bo uznała, że to wszystko wyszło tak zabawnie.
Po pocałunku pokusa, zagryzając wargi, miała zamiar coś zrobić jeszcze, ale przybyła jakaś przerywaczka, co oburzyło Rozalie. Piekielna myślała, że to, co zrobiła magią chaosu, odstraszy skutecznie tamtą dziewczynę. Myliła się. Elfka poradziła sobie z pająkami i bałwanami. Pokusa patrzyła na to oburzona, myśląc, że mogła zrobić jej coś gorszego. Zauważyła jednak ranę długouchej, po chwili została po niej tylko delikatnie widoczna blizna. Rogata już chciała się pochwalić, jaka ona to dobra, gdy Jane odpowiedziała na obelgę odnośnie do biustu.
- COOO?! – Piekielna uniosła się w powietrze dzięki swym skrzydłom, wywołując przy tym odczuwalny podmuch, możliwe, że lekko się wystraszyła. – PFF! Przecież już się tak nie gniewam, no… No, może nie masz takich piersi jak moje, ale za to masz niczego sobie tyłeczek! – mówiąc to, podleciała do elfki i dała jej całkiem silnego klapsa.
Dziewczyna mówiła coś, że nie ma złych zamiarów, przedstawiła się, a Cain starał się usprawiedliwić pokusę, która odebrała to trochę nie tak jak powinna.
- Cain?! No, ale… ale… Jesteś na mnie zły! – Strasznie posmutniała. – Nie podobam ci się! Nie lubisz mnie! – Wybuchła płaczem.
Po chwili jednak Rozalie wiedziała, kogo ma winić, to ta elfka! Ona wszystko popsuła.
- To ty… To twoja wina… Jane! – Obdarowała ją wściekłym spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na Caina i się do niego odezwała. – A skoro wolisz ją… to sprawię, byś patrząc na nią, nie mógł zapomnieć o mnie!
Zazdrość, gniew i do tego chaotyczny charakter pokusy sprawił, że Jane poczuła okropny ból w dwóch miejscach na czole, popłynęły dwie strużki krwi, po czym wyrosła jej para diablich rogów, oczywiście mniejszych od tych Rozalie. Piekielna nie miała na tyle opanowanej magii życia, którą niedawno odkryła, by zrobić to bezboleśnie. To jednak nie wszystko, co zaplanowała. Elfka teraz odczuła ból w dolnej partii pleców, miał pojawić się ogon, ale że zawsze musi pójść coś nie tak przy chaosie, to pojawiły się dwa diable ogony, przy tym również polało się nieco krwi.
- HAHHAHAHAHA! Cierp! Ja cię uleczyłam, by żyć w zgodzie, a ty takie rzeczy mówisz i jeszcze bardziej podobasz się Cainowi! Ciesz się, że w ogóle żyjesz! – mówiła piekielna, po części śmiejąc się, a po części płacząc.
Po chwili jednak dziewczyna oddała się smutkowi. Usiadła na ziemi, ale szybko wstała wydzierając się, że za zimno tutaj i nagle pojawiła się aksamitna poduszka. Miała kolory czerwieni i czarne błyszczące wzorki.
- O… O! Patrzcie, czego się nauczyłam, ja to zrobiłam! JA! To chyba magia istnienia! Zobaczcie!... Ej, zaraz... Ja się na was gniewam… PFF! To nie patrzcie! NIE SPOGLĄDAJCIE, BO NIE MACIE PRAWA PATRZEĆ NA ME CZYNY NIEBYWAŁE! Jeśli mnie nie przeprosicie… - powiedziała smutnym głosem i usiadła na poduszkę, zwieszając głowę w dół.
Gdy Cain stwierdził, do jakiej rasy należy Rozalie, podczas gdy ona na nim leżała, wywołało to u niej zdziwienie. Przejechała swym palcem, po jego klatce piersiowej, uśmiechając się diabelsko.
- Tak, jestem, a teraz jesteś na mojej łasce! – Gdy mówiła, pradawny mógł dobrze zaobserwować jej kły, godne nazwania wampirzymi. Dziewczyna z trudem powstrzymała się od chichotu, bo uznała, że to wszystko wyszło tak zabawnie.
Po pocałunku pokusa, zagryzając wargi, miała zamiar coś zrobić jeszcze, ale przybyła jakaś przerywaczka, co oburzyło Rozalie. Piekielna myślała, że to, co zrobiła magią chaosu, odstraszy skutecznie tamtą dziewczynę. Myliła się. Elfka poradziła sobie z pająkami i bałwanami. Pokusa patrzyła na to oburzona, myśląc, że mogła zrobić jej coś gorszego. Zauważyła jednak ranę długouchej, po chwili została po niej tylko delikatnie widoczna blizna. Rogata już chciała się pochwalić, jaka ona to dobra, gdy Jane odpowiedziała na obelgę odnośnie do biustu.
- COOO?! – Piekielna uniosła się w powietrze dzięki swym skrzydłom, wywołując przy tym odczuwalny podmuch, możliwe, że lekko się wystraszyła. – PFF! Przecież już się tak nie gniewam, no… No, może nie masz takich piersi jak moje, ale za to masz niczego sobie tyłeczek! – mówiąc to, podleciała do elfki i dała jej całkiem silnego klapsa.
Dziewczyna mówiła coś, że nie ma złych zamiarów, przedstawiła się, a Cain starał się usprawiedliwić pokusę, która odebrała to trochę nie tak jak powinna.
- Cain?! No, ale… ale… Jesteś na mnie zły! – Strasznie posmutniała. – Nie podobam ci się! Nie lubisz mnie! – Wybuchła płaczem.
Po chwili jednak Rozalie wiedziała, kogo ma winić, to ta elfka! Ona wszystko popsuła.
- To ty… To twoja wina… Jane! – Obdarowała ją wściekłym spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na Caina i się do niego odezwała. – A skoro wolisz ją… to sprawię, byś patrząc na nią, nie mógł zapomnieć o mnie!
Zazdrość, gniew i do tego chaotyczny charakter pokusy sprawił, że Jane poczuła okropny ból w dwóch miejscach na czole, popłynęły dwie strużki krwi, po czym wyrosła jej para diablich rogów, oczywiście mniejszych od tych Rozalie. Piekielna nie miała na tyle opanowanej magii życia, którą niedawno odkryła, by zrobić to bezboleśnie. To jednak nie wszystko, co zaplanowała. Elfka teraz odczuła ból w dolnej partii pleców, miał pojawić się ogon, ale że zawsze musi pójść coś nie tak przy chaosie, to pojawiły się dwa diable ogony, przy tym również polało się nieco krwi.
- HAHHAHAHAHA! Cierp! Ja cię uleczyłam, by żyć w zgodzie, a ty takie rzeczy mówisz i jeszcze bardziej podobasz się Cainowi! Ciesz się, że w ogóle żyjesz! – mówiła piekielna, po części śmiejąc się, a po części płacząc.
Po chwili jednak dziewczyna oddała się smutkowi. Usiadła na ziemi, ale szybko wstała wydzierając się, że za zimno tutaj i nagle pojawiła się aksamitna poduszka. Miała kolory czerwieni i czarne błyszczące wzorki.
- O… O! Patrzcie, czego się nauczyłam, ja to zrobiłam! JA! To chyba magia istnienia! Zobaczcie!... Ej, zaraz... Ja się na was gniewam… PFF! To nie patrzcie! NIE SPOGLĄDAJCIE, BO NIE MACIE PRAWA PATRZEĆ NA ME CZYNY NIEBYWAŁE! Jeśli mnie nie przeprosicie… - powiedziała smutnym głosem i usiadła na poduszkę, zwieszając głowę w dół.
- Cain
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 126
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
- Kontakt:
Musi sobie zapamiętać, że w obecności Rozalie i jej chaotycznego charakteru trzeba bardzo uważać na to, co się mówi, bo pokusa może to źle zrozumieć i wtedy zdarzy się coś, co będzie całkowitą odwrotnością tego, co się zamierzało. Właśnie teraz mógł oglądać coś takiego. Na początku chciał się odezwać i zatrzymać pokusę przed zrobieniem czegoś głupiego, jednak błędnie postanowił, że poczeka na to, aż dziewczyna uspokoi się chociaż trochę.
Właśnie teraz, na jego oczach, Rozalie zaczęła zmieniać ciało Jane i sprawiła, że na głowie elfki pojawiła się para rogów, a jej plecy zakończone były podwójnym, diabelskim ogonem. Cain, widząc to, westchnął nieco zrezygnowany - zdecydowanie nie pisał się na coś takiego. W ogóle, to zniszczenie Poskromicieli miało być jego samotnym zadaniem, a tak to ciągnie ze sobą pokusę, która nie panuje nad swoją magią i ma tak samo chaotyczny charakter, jak właśnie owa magia i w dodatku naraża ją na różne rzeczy, wliczając w to śmierć. Zdecydowanie nie wyobrażał sobie takiego obrotu spraw.
- Ehh... Spróbuję przemówić jej do rozsądku i namówić ją na to, żeby odczyniła to, co ci zrobiła - powiedział cicho, tak żeby Jane go usłyszała, a Rozalie nie, zresztą... pewnie i tak ich nie słuchała, bo wyglądała na pogrążoną w smutku.
Czarodziej podszedł do pokusy i przykucnął naprzeciw. Dłonią uniósł jej podbródek tak, żeby spojrzała mu w oczy.
- Po pierwsze, podobasz mi się, o czym zapewne już i tak wiesz, a po drugie... można powiedzieć, że cię lubię, tylko masz specyficzny charakter i przez to dzieje się to, co stało się niedawno. Chodzi mi o twój wybuch i to, co zrobiłaś Jane - powiedział spokojnym tonem głosu. Ukrywał to, że ma jej za złe, że ukarała elfkę na swój sposób, który nie był przyjemny.
- Jeśli mam być szczery, to w niewielkim stopniu jestem na ciebie zły za to, co zrobiłaś Jane. Popatrz na to tak, że w twoim przypadku rogi i ogon można ukryć, bo pokusy to potrafią, a Jane najpewniej nie będzie umiała tego zrobić i ludzie będą wytykali ją na ulicy, śmiali się z niej i szydzili, między innymi, przez wyzywanie od dziwactw i wynaturzeń. Wydaje mi się, że nie chciałabyś tego, prawda? Tym bardziej, że Jane sama stwierdziła, iż nie ma złych zamiarów - mówił dalej. Jego głos był spokojny, ale lepiej byłoby mu nie przerywać. Cały czas podtrzymywał podbródek Rozalie tak, że patrzyła mu w oczy.
- Nie chcę stawiać ci warunków, nie lubię tego robić, ale czuję, że będę musiał... Poza tym to, co zrobiłaś, musiało wywołać sporo bólu u osoby, której to zrobiłaś... - dodał na koniec. Teraz też nie należało mu przerywać.
- Odczynisz swój czar i sprawisz, że Jane znikną rogi i podwójny ogon. Nie musisz próbować jej polubić czy coś, jeśli tego nie chcesz. Po prostu odczaruj ją. Inaczej, cóż... mogę odejść, a ty już nigdy o mnie nie usłyszysz, wtedy też nie zabiorę cię do miejsca, w którym siedzibę mają Poskromiciele i nie będziesz mogła pomóc mi w pozbyciu się ich - powiedział w końcu. Naprawdę nie lubił robić tego typu rzeczy, ale wydawało mu się, że to podziała najlepiej. Pozostało mu czekać na to, co powie Rozalie i mieć nadzieję, że pokusa posłucha go i odczaruje Jane.
Właśnie teraz, na jego oczach, Rozalie zaczęła zmieniać ciało Jane i sprawiła, że na głowie elfki pojawiła się para rogów, a jej plecy zakończone były podwójnym, diabelskim ogonem. Cain, widząc to, westchnął nieco zrezygnowany - zdecydowanie nie pisał się na coś takiego. W ogóle, to zniszczenie Poskromicieli miało być jego samotnym zadaniem, a tak to ciągnie ze sobą pokusę, która nie panuje nad swoją magią i ma tak samo chaotyczny charakter, jak właśnie owa magia i w dodatku naraża ją na różne rzeczy, wliczając w to śmierć. Zdecydowanie nie wyobrażał sobie takiego obrotu spraw.
- Ehh... Spróbuję przemówić jej do rozsądku i namówić ją na to, żeby odczyniła to, co ci zrobiła - powiedział cicho, tak żeby Jane go usłyszała, a Rozalie nie, zresztą... pewnie i tak ich nie słuchała, bo wyglądała na pogrążoną w smutku.
Czarodziej podszedł do pokusy i przykucnął naprzeciw. Dłonią uniósł jej podbródek tak, żeby spojrzała mu w oczy.
- Po pierwsze, podobasz mi się, o czym zapewne już i tak wiesz, a po drugie... można powiedzieć, że cię lubię, tylko masz specyficzny charakter i przez to dzieje się to, co stało się niedawno. Chodzi mi o twój wybuch i to, co zrobiłaś Jane - powiedział spokojnym tonem głosu. Ukrywał to, że ma jej za złe, że ukarała elfkę na swój sposób, który nie był przyjemny.
- Jeśli mam być szczery, to w niewielkim stopniu jestem na ciebie zły za to, co zrobiłaś Jane. Popatrz na to tak, że w twoim przypadku rogi i ogon można ukryć, bo pokusy to potrafią, a Jane najpewniej nie będzie umiała tego zrobić i ludzie będą wytykali ją na ulicy, śmiali się z niej i szydzili, między innymi, przez wyzywanie od dziwactw i wynaturzeń. Wydaje mi się, że nie chciałabyś tego, prawda? Tym bardziej, że Jane sama stwierdziła, iż nie ma złych zamiarów - mówił dalej. Jego głos był spokojny, ale lepiej byłoby mu nie przerywać. Cały czas podtrzymywał podbródek Rozalie tak, że patrzyła mu w oczy.
- Nie chcę stawiać ci warunków, nie lubię tego robić, ale czuję, że będę musiał... Poza tym to, co zrobiłaś, musiało wywołać sporo bólu u osoby, której to zrobiłaś... - dodał na koniec. Teraz też nie należało mu przerywać.
- Odczynisz swój czar i sprawisz, że Jane znikną rogi i podwójny ogon. Nie musisz próbować jej polubić czy coś, jeśli tego nie chcesz. Po prostu odczaruj ją. Inaczej, cóż... mogę odejść, a ty już nigdy o mnie nie usłyszysz, wtedy też nie zabiorę cię do miejsca, w którym siedzibę mają Poskromiciele i nie będziesz mogła pomóc mi w pozbyciu się ich - powiedział w końcu. Naprawdę nie lubił robić tego typu rzeczy, ale wydawało mu się, że to podziała najlepiej. Pozostało mu czekać na to, co powie Rozalie i mieć nadzieję, że pokusa posłucha go i odczaruje Jane.
- Jane
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
- Kontakt:
Zdjęła kaptur z głowy, ukazując przy tym swoją rudą czuprynę i dość długie uszy. Teraz nikt nie mógł mieć wątpliwości, do jakiej rasy należy Jane. Spojrzała na pokusę, która zdecydowanie zachowywała się dość... chaotycznie. W jednej chwili atakowała ją bałwanami i dziwnymi pająkami, żeby potem uleczyć jej ranę i klepać po tyłku... Elfka wolała tego nie komentować, aby przypadkiem nie palnąć czegoś, co ponownie rozzłościłoby kobietę. Milczenie jest czasami zdecydowanie najlepsze. Lecz żeby nie wyjść na całkowicie bezuczuciową, skrytobójczyni uśmiechnęła się lekko w podzięce za uleczenie paskudnej rany. Zapewne zostanie po niej blizna, ale to tylko kolejna do kolekcji okaleczeń, jakie znajdują się na ciele elfki. Nic nowego.
Jane spodziewałaby się wszystkiego, ale – jak już wcześniej było wspomniane – kompletnie nie mogła zrozumieć zachowania pokusy. Rozalie zaczęła żalić się do mężczyzny, a niedługo po tym rozpłakała się. Chaos, czysty chaos. No i oczywiście, dlaczegóż by nie obwinić elfki za swoje smutki...
„Chwila, co?!” - Jane uniosła brew. Już otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, lub powiedzieć cokolwiek, co ją jakoś usprawiedliwi, czy też po prostu uspokoi rogatą rudowłosą. Nie zdążyła, gdyż rażący ból wstrząsnął jej ciałem, skupiając żar ukłuć, palących jak tysiąc rozżarzonych igieł, na czole elfki i w dolnej części kręgosłupa. Dziewczyna nawet nie chciała wiedzieć, co się właśnie stało. Sądząc po zachowaniu Rozalie i po tym, iż wcześniej nie powstrzymywała się przed atakiem, Prasmok wie, co teraz jej zrobiła. Choć jeśli wkrótce nie przestanie, Jane nie mogła obiecać, że wnętrzności pokusy nie stracą sporej części zawartości rynkowej.
Nabrała powietrza, po czym spojrzała na ziemię za sobą... Cóż, spojrzałaby, gdyby nie dwa ogony, które skupiły na sobie całą jej uwagę. W tym momencie piekielna powinna być wdzięczna Stwórcy, który był nader hojny i obdarował elfkę niezwykle stoickim spokojem.
- Za co mam cię przepraszać, raczysz wyjaśnić? - Mimo faktu, iż drgała jej powieka, ta próbowała przyjąć niesamowicie miły ton głosu. Pokusa jednak wyglądała na zbyt zajętą zachwycaniem się swoją robotą.
- Dobrze – odparła w stronę Caina, po czym oddała tę sprawę w jego ręce. Jakoś nie kusiło jej oglądanie jego negocjacji, gdyż w momencie, w którym chwyciła się za głowę – ukazując skrajne zmęczenie – wyczuła dwa, dość ostre punkty na czole. Westchnęła. Spoglądała na pokusę i czarodzieja, który próbował ją przekonać, by odczyniła swoje zaklęcie.
Jedną z ważniejszych zasad zabójcy jest niewyróżnianie się z tłumu, perfekcyjne maskowanie i brak konkretnych cech szczególnych. Wiele osób już wystarczająco kojarzyło sobie Jane z rudowłosą elfką, ale przecież w całej Alaranii mogło być tysiące takich, więc ukrywanie się przychodziło jej z łatwością. „Już widzę te plakaty... „Poszukiwana rogata elfka z dwoma ogonami!” To kurcze będzie ciekawe” - myślała.
Dokładnie słuchała wypowiedzi Caina, obserwując przy tym zachowanie Rozalie. Jane z delikatnie dostrzegalnym obłędem, malującym się w jej oczach, spojrzała na swoje całkiem nowiutkie dwa ogony. „Ukrywać, tak...” - Dysponowała całkiem sporą ilością broni. Jeśli coś pójdzie nie tak, zawsze może odciąć zbędne kończyny, przy czym jakoś przetrwać w tym bólu. Większy problem stanowiły rogi...
Jej uwagę natomiast przykuło dosłownie jedno słówko. Jak wcześniej niespecjalnie interesowała się swoim losem i rozmową tych ludzi, tak teraz podeszła do nich energicznym krokiem i stanęła obok.
- Poskromiciele? - zapytała, marszcząc czoło. Ta nazwa szczególnie jakoś niepokoiła mieszkankę lasu. - Możecie powiedzieć mi więcej? Chyba, że to jakaś wielka tajemnica – dodała, zakładając ręce na piersi i bezwiednie poruszając ogonami. Przypominając sobie o niechcianych dodatkach na jej ciele, nabrała powietrza i zwróciła się do pokusy.
- Słuchaj, chyba nie najlepiej zaczęłyśmy – rzekła. - Dlatego też proponuję zacząć jeszcze raz. Od podstaw, bez zbędnych oskarżeń i gróźb odcinania piersi. - Wystawiła dłoń w geście przywitania i uśmiechnęła się możliwie jak najmilej. - Jestem Jane, jestem elfem i proszę cię, żebyś to coś odczyniła. - Wzrokiem spróbowała sięgnąć do rogów na czole, aczkolwiek szybko ponownie spoglądnęła na Rozalie.
Jane spodziewałaby się wszystkiego, ale – jak już wcześniej było wspomniane – kompletnie nie mogła zrozumieć zachowania pokusy. Rozalie zaczęła żalić się do mężczyzny, a niedługo po tym rozpłakała się. Chaos, czysty chaos. No i oczywiście, dlaczegóż by nie obwinić elfki za swoje smutki...
„Chwila, co?!” - Jane uniosła brew. Już otworzyła usta, żeby zaprzeczyć, lub powiedzieć cokolwiek, co ją jakoś usprawiedliwi, czy też po prostu uspokoi rogatą rudowłosą. Nie zdążyła, gdyż rażący ból wstrząsnął jej ciałem, skupiając żar ukłuć, palących jak tysiąc rozżarzonych igieł, na czole elfki i w dolnej części kręgosłupa. Dziewczyna nawet nie chciała wiedzieć, co się właśnie stało. Sądząc po zachowaniu Rozalie i po tym, iż wcześniej nie powstrzymywała się przed atakiem, Prasmok wie, co teraz jej zrobiła. Choć jeśli wkrótce nie przestanie, Jane nie mogła obiecać, że wnętrzności pokusy nie stracą sporej części zawartości rynkowej.
Nabrała powietrza, po czym spojrzała na ziemię za sobą... Cóż, spojrzałaby, gdyby nie dwa ogony, które skupiły na sobie całą jej uwagę. W tym momencie piekielna powinna być wdzięczna Stwórcy, który był nader hojny i obdarował elfkę niezwykle stoickim spokojem.
- Za co mam cię przepraszać, raczysz wyjaśnić? - Mimo faktu, iż drgała jej powieka, ta próbowała przyjąć niesamowicie miły ton głosu. Pokusa jednak wyglądała na zbyt zajętą zachwycaniem się swoją robotą.
- Dobrze – odparła w stronę Caina, po czym oddała tę sprawę w jego ręce. Jakoś nie kusiło jej oglądanie jego negocjacji, gdyż w momencie, w którym chwyciła się za głowę – ukazując skrajne zmęczenie – wyczuła dwa, dość ostre punkty na czole. Westchnęła. Spoglądała na pokusę i czarodzieja, który próbował ją przekonać, by odczyniła swoje zaklęcie.
Jedną z ważniejszych zasad zabójcy jest niewyróżnianie się z tłumu, perfekcyjne maskowanie i brak konkretnych cech szczególnych. Wiele osób już wystarczająco kojarzyło sobie Jane z rudowłosą elfką, ale przecież w całej Alaranii mogło być tysiące takich, więc ukrywanie się przychodziło jej z łatwością. „Już widzę te plakaty... „Poszukiwana rogata elfka z dwoma ogonami!” To kurcze będzie ciekawe” - myślała.
Dokładnie słuchała wypowiedzi Caina, obserwując przy tym zachowanie Rozalie. Jane z delikatnie dostrzegalnym obłędem, malującym się w jej oczach, spojrzała na swoje całkiem nowiutkie dwa ogony. „Ukrywać, tak...” - Dysponowała całkiem sporą ilością broni. Jeśli coś pójdzie nie tak, zawsze może odciąć zbędne kończyny, przy czym jakoś przetrwać w tym bólu. Większy problem stanowiły rogi...
Jej uwagę natomiast przykuło dosłownie jedno słówko. Jak wcześniej niespecjalnie interesowała się swoim losem i rozmową tych ludzi, tak teraz podeszła do nich energicznym krokiem i stanęła obok.
- Poskromiciele? - zapytała, marszcząc czoło. Ta nazwa szczególnie jakoś niepokoiła mieszkankę lasu. - Możecie powiedzieć mi więcej? Chyba, że to jakaś wielka tajemnica – dodała, zakładając ręce na piersi i bezwiednie poruszając ogonami. Przypominając sobie o niechcianych dodatkach na jej ciele, nabrała powietrza i zwróciła się do pokusy.
- Słuchaj, chyba nie najlepiej zaczęłyśmy – rzekła. - Dlatego też proponuję zacząć jeszcze raz. Od podstaw, bez zbędnych oskarżeń i gróźb odcinania piersi. - Wystawiła dłoń w geście przywitania i uśmiechnęła się możliwie jak najmilej. - Jestem Jane, jestem elfem i proszę cię, żebyś to coś odczyniła. - Wzrokiem spróbowała sięgnąć do rogów na czole, aczkolwiek szybko ponownie spoglądnęła na Rozalie.
- Rozalie
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 77
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Gdy Rozalie siedziała oburzona, nagle podszedł do niej pradawny i zmusił ją, by na niego spojrzała, piekielna skrzywiła się lekko. Jego słowa jednak sprawiły, iż Rozalie lekko się uśmiechnęła.
- Ale nie kłamiesz mnie, prawda? Podobam ci się tak… tak poważnie, serio? Pod jakimi względami najbardziej? – zapytała coraz bardziej rozweselona. – Jak to… podobam ci się, ale… TYLKO mnie lubisz?! – Posmutniała. – Faceci… egh…
Gdy Cain zaczął mówić o Jane, pokusa na nią spojrzała z urażoną miną.
- Jest na mnie zły? Grrr, takie przeszkadzaczki zawsze wszystko psują… - pomyślała Roza, słuchała słów pradawnego i stwierdziła, iż ma w sumie trochę racji. Wstała z wyczarowanej wcześniej poduszki i zwiesiła głowę w dół niczym karcone dziecko. Nie bardzo podobało jej się to, iż ma odczynić to, co zrobiła elfce, tak według niej wyglądała ciekawiej, ale też nie chciała, by Cain ją zostawił.
Długoucha również odezwała się do pokusy, wcześniej w sumie też się odzywała, ale dopiero teraz Rozalie zwróciła na to uwagę.
- Owszem, najlepiej się nie zaczęło… - zgodziła się Roza, również podała jej dłoń. – Rozalie, jak widać, jestem pokusą… I dobrze… niech będzie. – Sprawiła magią dobra, iż podwójny ogon oraz rogi zmniejszyły się, aż znikły całkowicie, wszystko bezboleśnie.
Sama piekielna zaś przybrała ludzką postać i wybiegła z jaskini, po czym wróciła jak najszybciej, trzymając w żaden sposób niechronionych przed zimnem dłoniach całkiem sporo śniegu, który rzuciła na ziemie.
- AJ, AJ, AJ! Ziiiiiiiiiiiimneee!!! – krzyknęła i zaczęła chuchać na swe zaczerwienione dłonie, gdy trochę się ogrzały, magią ognia stopiła to, co przyniosła tworząc kałużę, użyła jej jak lusterka – Hmm, hmmm… mhm... O! Teraz będę super szpiegiem! Nikt nie wykryje, że ja to pokusa! – zachichotała. – Ale kogo mogę szpiegować…? WIEM! ANIOŁY! Ale będzie zabawa! Ej, ej, a co do poskromicieli to ja powiem! JA! JA! Otóż, no ten, oni to takie złe typki co nie lubią osób magicznych, dlatego też trzeba im zgotować bolesną śmierć. – Pod koniec przybrała śmiertelnie poważną minę.
Nagle, mając zapewne jakiś nowy szalony, pomysł podbiegła do Jane, okrążyła ją i oceniła jej kobiece atuty, wzrok jej przykuły także spiczaste uszy, które tyknęła i się zaśmiała.
- Jak króliczek! To słodkie! Ej, ej, ej! Patrz no! Mamy obie rude włosy! Wiesz, co to znaczy? – zapytała elfkę. – To przeznaczenie! – Nim uzyskała odpowiedź, sama ja dała, zakreślając jedną ręką w powietrzu łuk, a drugą obejmując długouchą.
Po chwili pokusa postanowiła, iż bardzo ważne jest zaplecenie warkoczyków jej koleżance, zrobiła aż cztery. Po czym zachwycała się efektem tak mocno, iż, zapominając o przebywaniu w ludzkiej postaci, bez skrzydeł, skoczyła w powietrze, mając nadzieję na lot, jednakże upadła tylko.
- Ehh, to nie praktyczne pod względem latania… ALE SIĘ ROZPOGODZIŁO! – Wskazała na to, iż zamiast zamieci i śniegu padał najzwyklejszy w świecie deszcz. – Maszerujmy na Poskromicieli! Wsadźmy ich do celi! O, ja rymuję? – zaśmiała się piekielna.
- Ale nie kłamiesz mnie, prawda? Podobam ci się tak… tak poważnie, serio? Pod jakimi względami najbardziej? – zapytała coraz bardziej rozweselona. – Jak to… podobam ci się, ale… TYLKO mnie lubisz?! – Posmutniała. – Faceci… egh…
Gdy Cain zaczął mówić o Jane, pokusa na nią spojrzała z urażoną miną.
- Jest na mnie zły? Grrr, takie przeszkadzaczki zawsze wszystko psują… - pomyślała Roza, słuchała słów pradawnego i stwierdziła, iż ma w sumie trochę racji. Wstała z wyczarowanej wcześniej poduszki i zwiesiła głowę w dół niczym karcone dziecko. Nie bardzo podobało jej się to, iż ma odczynić to, co zrobiła elfce, tak według niej wyglądała ciekawiej, ale też nie chciała, by Cain ją zostawił.
Długoucha również odezwała się do pokusy, wcześniej w sumie też się odzywała, ale dopiero teraz Rozalie zwróciła na to uwagę.
- Owszem, najlepiej się nie zaczęło… - zgodziła się Roza, również podała jej dłoń. – Rozalie, jak widać, jestem pokusą… I dobrze… niech będzie. – Sprawiła magią dobra, iż podwójny ogon oraz rogi zmniejszyły się, aż znikły całkowicie, wszystko bezboleśnie.
Sama piekielna zaś przybrała ludzką postać i wybiegła z jaskini, po czym wróciła jak najszybciej, trzymając w żaden sposób niechronionych przed zimnem dłoniach całkiem sporo śniegu, który rzuciła na ziemie.
- AJ, AJ, AJ! Ziiiiiiiiiiiimneee!!! – krzyknęła i zaczęła chuchać na swe zaczerwienione dłonie, gdy trochę się ogrzały, magią ognia stopiła to, co przyniosła tworząc kałużę, użyła jej jak lusterka – Hmm, hmmm… mhm... O! Teraz będę super szpiegiem! Nikt nie wykryje, że ja to pokusa! – zachichotała. – Ale kogo mogę szpiegować…? WIEM! ANIOŁY! Ale będzie zabawa! Ej, ej, a co do poskromicieli to ja powiem! JA! JA! Otóż, no ten, oni to takie złe typki co nie lubią osób magicznych, dlatego też trzeba im zgotować bolesną śmierć. – Pod koniec przybrała śmiertelnie poważną minę.
Nagle, mając zapewne jakiś nowy szalony, pomysł podbiegła do Jane, okrążyła ją i oceniła jej kobiece atuty, wzrok jej przykuły także spiczaste uszy, które tyknęła i się zaśmiała.
- Jak króliczek! To słodkie! Ej, ej, ej! Patrz no! Mamy obie rude włosy! Wiesz, co to znaczy? – zapytała elfkę. – To przeznaczenie! – Nim uzyskała odpowiedź, sama ja dała, zakreślając jedną ręką w powietrzu łuk, a drugą obejmując długouchą.
Po chwili pokusa postanowiła, iż bardzo ważne jest zaplecenie warkoczyków jej koleżance, zrobiła aż cztery. Po czym zachwycała się efektem tak mocno, iż, zapominając o przebywaniu w ludzkiej postaci, bez skrzydeł, skoczyła w powietrze, mając nadzieję na lot, jednakże upadła tylko.
- Ehh, to nie praktyczne pod względem latania… ALE SIĘ ROZPOGODZIŁO! – Wskazała na to, iż zamiast zamieci i śniegu padał najzwyklejszy w świecie deszcz. – Maszerujmy na Poskromicieli! Wsadźmy ich do celi! O, ja rymuję? – zaśmiała się piekielna.
- Cain
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 126
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
- Kontakt:
Dobrze, że Rozalie nie odwróciła wzroku, bo według niego znaczyło to, że chce wysłuchać tego, co ma do powiedzenia.
- Nie kłamię, naprawdę mi się podobasz. Nie mam nic do zarzucenia twojemu wyglądowi, nawet gdy widoczne są twoje skrzydła, rogi i ogon. Co prawda, twój charakter jest chaotyczny, chyba tak najlepiej go określić, jednak on też mnie ciekawi... Dlaczego tylko? Ponieważ krótko się znamy - odpowiedział. Cóż, ona nie rozumiała mężczyzn, a on nie rozumiał kobiet, chociaż to pierwsze mogło trochę dziwić, bo Rozalie w końcu była pokusą, a one chyba rozumieją mężczyzn najlepiej. Przynajmniej tak wydawało się pradawnemu.
Najwidoczniej jego słowa podziałały, bo Rozalie wstała i zaczęła rozmawiać z Jane, a później odczyniła to, co jej zrobiła. Ucieszył go taki obrót spraw, a także to, że jego argumenty podziałały tak, jak chciał.
W sumie to nie powinno zdziwić go to, że pokusa nagle wybiegła z jaskini i po niedługiej chwili wróciła ze śniegiem w dłoniach, który później rzuciła na ziemię i zaczęła narzekać na to, że zimno jej w dłonie. Zastanawiało go tylko to, po co jej był ten śnieg, jednak po chwili dostał odpowiedź - kałuża, która powstała ze stopionego śniegu, posłużyła Rozalie jako lusterko. Czarodziej cały czas przyglądał się temu, co robiła jego rogata towarzyszka. Już chciał odpowiedzieć na pytanie dotyczące Poskromicieli, jednak Rozalie wyrwała się pierwsza, a Cain tylko zaśmiał się, gdy kończyła swoją wypowiedź i przybrała poważny wyraz twarzy. Taki wyraz w ogóle do niej nie pasował.
- Poza tym, Poskromiciele zabili wszystkie osoby, na których mi zależało i cały czas mnie ścigają, bo nie lubią pozostawiać niedokończonych spraw. Nie tak dawno zabiliśmy grupę tych ludzi, a od przywódcy grupy dowiedziałem się tego, gdzie znajduje się ich siedziba. Rozalie to wie, bo zdecydowała się na to, że za wszelką cenę pomoże mi w unicestwieniu Poskromicieli - dopowiedział po chwili. Te informacje były ważne i rzucały pewnie światło na całą sprawę, jeśli ktoś nie wiedział, o co chodzi.
Później w milczeniu przyglądał się całemu zdarzeniu, w którym uczestniczyły Rozalie i Jane. W pewnym momencie, używając magii mocy, spowodował, że upadek pokusy nie był tak bolesny, jak mogłoby się wydawać. Magia mocy pozwalała na manipulację grawitacją i właśnie z tego skorzystał Cainerath. Oczywiście, oczy zaświeciły mu się, gdy rzucał zaklęcie, co z łatwością można było zauważyć, gdy tylko spojrzało się w stronę pradawnego.
- Możemy też skorzystać z tego, że potrafię stworzyć portal, który zaprowadzi nas w konkretne miejsce, a w tym wypadku w pobliże siedziby Poskromicieli. Możemy też nie korzystać z tego i przejść się pieszo - zaproponował po chwili. - Jednak ja chciałbym tu jeszcze trochę zostać i przeczekać ten deszcz - dodał i, jakby na zawołanie, deszcz zaczął padać mocniej, a po chwili zmienił się w ulewę.
Czarodziej podszedł do ogniska, dorzucił doń drewna i usiadł pod ścianą, dokładnie tam, gdzie siedział wcześniej.
- Nie kłamię, naprawdę mi się podobasz. Nie mam nic do zarzucenia twojemu wyglądowi, nawet gdy widoczne są twoje skrzydła, rogi i ogon. Co prawda, twój charakter jest chaotyczny, chyba tak najlepiej go określić, jednak on też mnie ciekawi... Dlaczego tylko? Ponieważ krótko się znamy - odpowiedział. Cóż, ona nie rozumiała mężczyzn, a on nie rozumiał kobiet, chociaż to pierwsze mogło trochę dziwić, bo Rozalie w końcu była pokusą, a one chyba rozumieją mężczyzn najlepiej. Przynajmniej tak wydawało się pradawnemu.
Najwidoczniej jego słowa podziałały, bo Rozalie wstała i zaczęła rozmawiać z Jane, a później odczyniła to, co jej zrobiła. Ucieszył go taki obrót spraw, a także to, że jego argumenty podziałały tak, jak chciał.
W sumie to nie powinno zdziwić go to, że pokusa nagle wybiegła z jaskini i po niedługiej chwili wróciła ze śniegiem w dłoniach, który później rzuciła na ziemię i zaczęła narzekać na to, że zimno jej w dłonie. Zastanawiało go tylko to, po co jej był ten śnieg, jednak po chwili dostał odpowiedź - kałuża, która powstała ze stopionego śniegu, posłużyła Rozalie jako lusterko. Czarodziej cały czas przyglądał się temu, co robiła jego rogata towarzyszka. Już chciał odpowiedzieć na pytanie dotyczące Poskromicieli, jednak Rozalie wyrwała się pierwsza, a Cain tylko zaśmiał się, gdy kończyła swoją wypowiedź i przybrała poważny wyraz twarzy. Taki wyraz w ogóle do niej nie pasował.
- Poza tym, Poskromiciele zabili wszystkie osoby, na których mi zależało i cały czas mnie ścigają, bo nie lubią pozostawiać niedokończonych spraw. Nie tak dawno zabiliśmy grupę tych ludzi, a od przywódcy grupy dowiedziałem się tego, gdzie znajduje się ich siedziba. Rozalie to wie, bo zdecydowała się na to, że za wszelką cenę pomoże mi w unicestwieniu Poskromicieli - dopowiedział po chwili. Te informacje były ważne i rzucały pewnie światło na całą sprawę, jeśli ktoś nie wiedział, o co chodzi.
Później w milczeniu przyglądał się całemu zdarzeniu, w którym uczestniczyły Rozalie i Jane. W pewnym momencie, używając magii mocy, spowodował, że upadek pokusy nie był tak bolesny, jak mogłoby się wydawać. Magia mocy pozwalała na manipulację grawitacją i właśnie z tego skorzystał Cainerath. Oczywiście, oczy zaświeciły mu się, gdy rzucał zaklęcie, co z łatwością można było zauważyć, gdy tylko spojrzało się w stronę pradawnego.
- Możemy też skorzystać z tego, że potrafię stworzyć portal, który zaprowadzi nas w konkretne miejsce, a w tym wypadku w pobliże siedziby Poskromicieli. Możemy też nie korzystać z tego i przejść się pieszo - zaproponował po chwili. - Jednak ja chciałbym tu jeszcze trochę zostać i przeczekać ten deszcz - dodał i, jakby na zawołanie, deszcz zaczął padać mocniej, a po chwili zmienił się w ulewę.
Czarodziej podszedł do ogniska, dorzucił doń drewna i usiadł pod ścianą, dokładnie tam, gdzie siedział wcześniej.
- Jane
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
- Kontakt:
Jane westchnęła przeciągle, wówczas gdy Cain rozmawiał z Rozalie. „Chaotyczny charakter... Skoro tak mówi, a skoro – jak już sam stwierdził – tak komplementuje jej wygląd... Cóż, czy pokusy przypadkiem nie słyną z faktu, że potrafią dostosować swoje ciała, brnąc bardzo trafnie w kierunku zmysłowego ideału dla wybranego mężczyzny?” - myślała. Trzeba być wyuczonym na spotkanie każdej istoty, ot co. Elfka uniosła brew podejrzliwie, spoglądając na nich. Nie zamierzała jednak się wtrącać i wyjawiać swoich rozmyślań. Para rogów i ogonów to wystarczająca nauczka. A Prasmok jeden wie, czy po pewnym czasie nie doczekałaby się króliczych uszu czy puchatego ogonka. Albo to i to naraz? Aż się wzdrygnęła.
Wyszczerzyła ząbki w najmilszym uśmiechu, na jaki ją było stać, gdy usłyszała słowa pokusy. Wówczas denerwujące ogony i para rogów zniknęła, ku uciesze Jane. Poczuła ogromną ulgę, rozmyślając również nad szczęśliwym faktem, iż nie musi już paradować jako rogaty elf.
- Dzięki – rzekła w stronę Rozalie, lecz ta zdążyła już wybiec z jaskini. Po powrocie, przyniosła... śnieg. Stopiła go i użyła jako lusterka. „Bardzo... pomysłowa, nie powiem”.
Nie powstrzymała uśmiechu – proszę, ledwo się nie zaśmiała – gdy usłyszała skrótowy opis ów Poskromicieli. Jane powoli zaczęła się zastanawiać, czy Rozalie udawała tę „śmiertelnie poważną minę a'la -nie podważaj mych słów-”, czy jednak naprawdę taka teraz była. Tak czy siak, wyszło bardzo zabawnie.
Zwróciła uwagę na Caina, który najwyraźniej postanowił uzupełnić wypowiedź pokusy o większe szczegóły. Elfka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Jednakże coś jej nie grało...
- Zabili ot tak, mieli zlecenie, czy te twoje bliskie osoby zrobiły im coś złego, wpadły w długi, widziały coś, czego nie powinni, zemsta, podważenie ich zdania, czy jak? - Nim się zorientowała, z jej ust spłynął potok pytań do mężczyzny. - Em... wybacz, zboczenie zawodowe i, związana z nim, czysta ciekawość – dopowiedziała po tym, jak zdała sobie sprawę, iż ten temat jest szczególnie nie na miejscu. Ale to głównie jej własne zdanie.
Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że Rozalie bacznie jej się przygląda, lustruje wzrokiem, chodząc dookoła. A kilka chwil potem rogata istota już skakała i komentowała uszy elfki.
- Co? - wykrztusiła, lecz po chwili już otrzymała odpowiedź na zadane przez pokusę pytanie. - W jakim kontekście rozumiesz „przeznaczenie”? - zapytała raczej retorycznie. Chociaż już zaczęła się obawiać, co też mogło przejść piekielnej przez myśl...
Widząc swoją nową fryzurę, aż ją zatkało. Cóż, rzadko kiedy ma się do czynienia z tak entuzjastycznymi osobami, jaką jest Roza, które w każdej chwili mogą przyprawić jakiegoś śmiałka o rogi, czy też zupełnie bez powodu zmienić komuś uczesanie. Elfka potrząsnęła głową, rozplątując warkoczyki.
- Nie sądzę, by mi pasowały – powiedziała cicho.
Jane obejrzała się na zewnątrz. „Cudownie, jak nie paskudna zamieć, to ulewa” - pomyślała, krzywiąc twarz w brzydkim grymasie. Nie miała teraz jak wracać, a podróż w przemokniętych ubraniach to niezbyt przyjemna perspektywa. Póki co, raczej zostanie z Cainem i Rozalie w tej jaskini. Zwłaszcza, że dosłownie po kilku sekundach deszcz zamienił się w istną ulewę! Skrytobójczyni westchnęła ciężko, po czym oparła się o ścianę jaskini i, opierając się, zsunęła na ziemię. W sumie, i tak się nigdzie nie spieszyła, a te typki z Trytonii mogły się jeszcze czaić w pobliżu. „Proszę, oby jakimś magicznym i cudownym cudem oni utopili się w tej ulewie!” - Nie kryła, że w duszy naprawdę o to błagała.
- O ile wam to nie przeszkadza, przeczekam tutaj ten deszcz – oznajmiła spokojnie, mętnie wpatrując się w strugi spadającej wody.
Wyszczerzyła ząbki w najmilszym uśmiechu, na jaki ją było stać, gdy usłyszała słowa pokusy. Wówczas denerwujące ogony i para rogów zniknęła, ku uciesze Jane. Poczuła ogromną ulgę, rozmyślając również nad szczęśliwym faktem, iż nie musi już paradować jako rogaty elf.
- Dzięki – rzekła w stronę Rozalie, lecz ta zdążyła już wybiec z jaskini. Po powrocie, przyniosła... śnieg. Stopiła go i użyła jako lusterka. „Bardzo... pomysłowa, nie powiem”.
Nie powstrzymała uśmiechu – proszę, ledwo się nie zaśmiała – gdy usłyszała skrótowy opis ów Poskromicieli. Jane powoli zaczęła się zastanawiać, czy Rozalie udawała tę „śmiertelnie poważną minę a'la -nie podważaj mych słów-”, czy jednak naprawdę taka teraz była. Tak czy siak, wyszło bardzo zabawnie.
Zwróciła uwagę na Caina, który najwyraźniej postanowił uzupełnić wypowiedź pokusy o większe szczegóły. Elfka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała. Jednakże coś jej nie grało...
- Zabili ot tak, mieli zlecenie, czy te twoje bliskie osoby zrobiły im coś złego, wpadły w długi, widziały coś, czego nie powinni, zemsta, podważenie ich zdania, czy jak? - Nim się zorientowała, z jej ust spłynął potok pytań do mężczyzny. - Em... wybacz, zboczenie zawodowe i, związana z nim, czysta ciekawość – dopowiedziała po tym, jak zdała sobie sprawę, iż ten temat jest szczególnie nie na miejscu. Ale to głównie jej własne zdanie.
Dopiero po kilku sekundach zorientowała się, że Rozalie bacznie jej się przygląda, lustruje wzrokiem, chodząc dookoła. A kilka chwil potem rogata istota już skakała i komentowała uszy elfki.
- Co? - wykrztusiła, lecz po chwili już otrzymała odpowiedź na zadane przez pokusę pytanie. - W jakim kontekście rozumiesz „przeznaczenie”? - zapytała raczej retorycznie. Chociaż już zaczęła się obawiać, co też mogło przejść piekielnej przez myśl...
Widząc swoją nową fryzurę, aż ją zatkało. Cóż, rzadko kiedy ma się do czynienia z tak entuzjastycznymi osobami, jaką jest Roza, które w każdej chwili mogą przyprawić jakiegoś śmiałka o rogi, czy też zupełnie bez powodu zmienić komuś uczesanie. Elfka potrząsnęła głową, rozplątując warkoczyki.
- Nie sądzę, by mi pasowały – powiedziała cicho.
Jane obejrzała się na zewnątrz. „Cudownie, jak nie paskudna zamieć, to ulewa” - pomyślała, krzywiąc twarz w brzydkim grymasie. Nie miała teraz jak wracać, a podróż w przemokniętych ubraniach to niezbyt przyjemna perspektywa. Póki co, raczej zostanie z Cainem i Rozalie w tej jaskini. Zwłaszcza, że dosłownie po kilku sekundach deszcz zamienił się w istną ulewę! Skrytobójczyni westchnęła ciężko, po czym oparła się o ścianę jaskini i, opierając się, zsunęła na ziemię. W sumie, i tak się nigdzie nie spieszyła, a te typki z Trytonii mogły się jeszcze czaić w pobliżu. „Proszę, oby jakimś magicznym i cudownym cudem oni utopili się w tej ulewie!” - Nie kryła, że w duszy naprawdę o to błagała.
- O ile wam to nie przeszkadza, przeczekam tutaj ten deszcz – oznajmiła spokojnie, mętnie wpatrując się w strugi spadającej wody.
- Rozalie
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 77
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
Gdy czarodziej uzupełnił wypowiedź pokusy odnośnie do poskromicieli, ta podeszła do niego i go przytuliła. Zaczęła przy okazji głaskać po głowie niczym biedne zwierzątko.
- Biedactwo ty moje kochane! Może znajdziemy kogoś, kto wskrzesiłby wszystkich, na których ci zależało? No, może nie byliby tacy jak kiedyś, no ale taka armia truposzy to całkiem fajne, nie? Powstawałyby legendy o wielkim czarodzieju i pokusie i elfce, których nawet umarli słuchają! I podbijalibyśmy miasta i kraje i… i… E, a w sumie, po co? Nie, to bez sensu mieć kilka krajów… To może… O! O! O! MAM! By niszczyć poskromicieli! Śmierć by ich dopadła! I to w dosłownym tego słowa znaczeniu! – Uśmiechnęła się i szybko poruszyła brwiami w górę i w dół.
Po chwili jej uwagę przykuła odpowiedź rudowłosej do pradawnego. Tak więc, mocno się zasłuchała, patrząc w dość irytujący sposób, niemal nie mrugając, w oczy długouchej. Gdy ta skończyła mówić, piekielna postanowiła się odezwać, bo pewna rzecz przykuła jej uwagę.
- Zboczenie zawodowe? Jesteś zboczona w swym zawodzie? – Wybuchła śmiechem. – Zboczony elf! Łowca podtekstów! – Padła na podłogę i dosłownie zaczęła się turlać ze śmiechu – A jaki masz zawód? Pewnie jakiś iście pokusi i bardzo seksowny! – mówiła przez śmiech.
Gdy jednak zobaczyła, iż jej ruda koleżanka pozbyła się pięknych warkoczyków, pokusa wstała. Miała zaciśnięte pięści przez chwilę i groźną minę. Podeszła do elfki głośno tupiąc. Spojrzała jej w oczy, po czym pogroziła palcem.
- Jak śmiałaś?! Zburzyłaś warkoczyki przyjaźni! – Po chwili jednak uśmiechnęła się w jakiś taki podejrzany sposób. – Trzeba było mówić, że chcesz czegoś więcej! Jestem otwarta na nowe doświadczenia! – Poklepała Jane po dolnej partii pleców – Wiesz, w sumie przydałoby się takie długie cuś, ale no… Ej! Przecież mogę dowolnie kształtować swe ciało! Te! Ciekawe, czy mogłabym cuś takiego sobie zrobić? – powiedziała i zamilkła, po czym znów zaczęła tak się śmiać, iż upadła na ziemię i zwijała się z bólu brzucha, wywołanego śmiechem.
Gdy pojęła, iż zostaną jeszcze trochę w jaskini, podskoczyła ze szczęścia i usiadła przy ognisku. Już zapomniała o tym bólu brzucha.
- Wiecie, co robi się przy ognisku? Opowiada straaaszne historie! Muszą mrozić krew w żyłach i sprawiać, że każda noc będzie koszmarem przez wspomnienie tej opowieści! BUHAHAHHAH! Ja zacznę! Ale albo nie… któreś z was… a ja... – Przysunęła się w, jej mniemaniu, dyskretnymi podskokami na tyłku do Jane, po czym szczypnięciem w miejsce pod kolanem zmusiła dziewczynę do mimowolnego znalezienia się na ziemi.
Pokusa bez pytania położyła się na jej kolanach i niczym kociak odrzucała jej włosy. Gdy zrobiło się to zbyt irytujące dla długouchej, Rozalie szybko ścisnęła jej piersi z wyrazem twarzy godnym jakiegoś uczonego, myślącego nad czymś niebywale zawiłym.
- Małe, ale mięciusie! – krzyknęła, po czym schowała się za plecami Caina, by uniknąć konsekwencji, sądząc po jej chytrym uśmieszku, miała niezły ubaw.
Tymczasem deszcz powoli przestawał padać, a dopiero co lało jak z cebra. Czyżby chaotyczna magia pokusy, w połączeniu z jej nad wyraz dobrym humorem, wywołała rozpogodzenie?
- Biedactwo ty moje kochane! Może znajdziemy kogoś, kto wskrzesiłby wszystkich, na których ci zależało? No, może nie byliby tacy jak kiedyś, no ale taka armia truposzy to całkiem fajne, nie? Powstawałyby legendy o wielkim czarodzieju i pokusie i elfce, których nawet umarli słuchają! I podbijalibyśmy miasta i kraje i… i… E, a w sumie, po co? Nie, to bez sensu mieć kilka krajów… To może… O! O! O! MAM! By niszczyć poskromicieli! Śmierć by ich dopadła! I to w dosłownym tego słowa znaczeniu! – Uśmiechnęła się i szybko poruszyła brwiami w górę i w dół.
Po chwili jej uwagę przykuła odpowiedź rudowłosej do pradawnego. Tak więc, mocno się zasłuchała, patrząc w dość irytujący sposób, niemal nie mrugając, w oczy długouchej. Gdy ta skończyła mówić, piekielna postanowiła się odezwać, bo pewna rzecz przykuła jej uwagę.
- Zboczenie zawodowe? Jesteś zboczona w swym zawodzie? – Wybuchła śmiechem. – Zboczony elf! Łowca podtekstów! – Padła na podłogę i dosłownie zaczęła się turlać ze śmiechu – A jaki masz zawód? Pewnie jakiś iście pokusi i bardzo seksowny! – mówiła przez śmiech.
Gdy jednak zobaczyła, iż jej ruda koleżanka pozbyła się pięknych warkoczyków, pokusa wstała. Miała zaciśnięte pięści przez chwilę i groźną minę. Podeszła do elfki głośno tupiąc. Spojrzała jej w oczy, po czym pogroziła palcem.
- Jak śmiałaś?! Zburzyłaś warkoczyki przyjaźni! – Po chwili jednak uśmiechnęła się w jakiś taki podejrzany sposób. – Trzeba było mówić, że chcesz czegoś więcej! Jestem otwarta na nowe doświadczenia! – Poklepała Jane po dolnej partii pleców – Wiesz, w sumie przydałoby się takie długie cuś, ale no… Ej! Przecież mogę dowolnie kształtować swe ciało! Te! Ciekawe, czy mogłabym cuś takiego sobie zrobić? – powiedziała i zamilkła, po czym znów zaczęła tak się śmiać, iż upadła na ziemię i zwijała się z bólu brzucha, wywołanego śmiechem.
Gdy pojęła, iż zostaną jeszcze trochę w jaskini, podskoczyła ze szczęścia i usiadła przy ognisku. Już zapomniała o tym bólu brzucha.
- Wiecie, co robi się przy ognisku? Opowiada straaaszne historie! Muszą mrozić krew w żyłach i sprawiać, że każda noc będzie koszmarem przez wspomnienie tej opowieści! BUHAHAHHAH! Ja zacznę! Ale albo nie… któreś z was… a ja... – Przysunęła się w, jej mniemaniu, dyskretnymi podskokami na tyłku do Jane, po czym szczypnięciem w miejsce pod kolanem zmusiła dziewczynę do mimowolnego znalezienia się na ziemi.
Pokusa bez pytania położyła się na jej kolanach i niczym kociak odrzucała jej włosy. Gdy zrobiło się to zbyt irytujące dla długouchej, Rozalie szybko ścisnęła jej piersi z wyrazem twarzy godnym jakiegoś uczonego, myślącego nad czymś niebywale zawiłym.
- Małe, ale mięciusie! – krzyknęła, po czym schowała się za plecami Caina, by uniknąć konsekwencji, sądząc po jej chytrym uśmieszku, miała niezły ubaw.
Tymczasem deszcz powoli przestawał padać, a dopiero co lało jak z cebra. Czyżby chaotyczna magia pokusy, w połączeniu z jej nad wyraz dobrym humorem, wywołała rozpogodzenie?
- Cain
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 126
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
- Kontakt:
W pewnym momencie złapał dłoń Rozalie, tą, którą głaskała go po głowie i zabrał ją stamtąd, jednak nie zrobił niczego, co sprawiłoby, że przestałaby go przytulać, bo na to mógł się zgodzić.
- Nie jestem małym dzieckiem, żeby głaskać mnie po głowie... - powiedział po chwili. - Nie chcę ich wskrzeszać, bo od tamtego zdarzenia minęło już tyle czasu, że ich ciała, a raczej kości, które z nich zostały, już dawno leżą pod ziemią. Poza tym, na początku sam miałem zabić wszystkich Poskromicieli, a patrząc na to, że zaoferowałaś mi swoją pomoc, a to tylko ułatwi wybicie ich — dodał po tym, jak Rozalie skończyła mówić. W pewnym sensie, była to tak jakby pochwała za to, że zdecydowała się na to, żeby mu pomóc i jeśli pokusa dobrze to zrozumie, to będzie o tym wiedziała.
Teraz spojrzał na Jane, wydawało mu się, że po tym, co o Poskromicielach powiedziała Rozalie, a później on, dość łatwo było stwierdzić to, dlaczego zabili oni osoby, na których zależało pradawnemu.
- Dostali od kogoś zlecenia na wybicie całego stowarzyszenia, do którego kiedyś należałem. Znaczy... niby dalej należę, tylko że jestem ostatnim jego członkiem, który pozostał przy życiu. Dlatego też jestem ścigany przez tych ludzi, bo jestem dla nich niedokończoną sprawą, których nie lubią zostawiać, a dodatkowo niedokończoną sprawą, która bardzo dobrze potrafi się przed nimi obronić i zmniejszyć ich populację, a to jest dodatkowy powód, dla którego chcą mnie zabić — odpowiedział. Teraz Jane chyba nie miała wątpliwości co do tego, dlaczego Poskromiciele podążają jego śladami i tak bardzo usiłują go uśmiercić.
- Skoro i tak już jesteś w to wtajemniczona, to może chcesz nam pomóc? Każda para walczących rąk może się przydać — zaproponował. Chyba nie musiał wspominać, że napaść na główną siedzibę i wybicie wszystkich Poskromicieli, którzy się tam znajdują, a także wygrana, zaowocują tym, że będą mogli rozejrzeć się po ich siedzibie i pewnie nie opuszczą jej z pustymi rękoma, więc nawet jeśli chciałaby coś w zamian za pomoc, to na pewno znalazłaby tam coś, co byłoby odpowiednią zapłatą.
Następnie usiadł przy ognisku i obserwował kolejną scenkę, która rozegrała się między Jane, a Rozalie. Niedługo po tym, do ogniska dosiadła się elfka, a za nią przyszła pokusa.
- Ostatnio, gdy opowiadałem straszne historie przy ognisku, byłem dzieckiem. Razem z rówieśnikami postanowiliśmy posiedzieć przy ognisku w nocy i wytrzymać jak najdłużej, a trakcie tego opowiadaliśmy sobie właśnie takie historie — odezwał się po chwili i spojrzał na obie towarzyszki. W każdym razie, gdyby naprawdę miałby opowiedzieć tego typu historię, to musiałby trochę wysilić pamięć i przypomnieć sobie tą, którą opowiadał kolegom i koleżankom.
Znowu zaczął przyglądać się temu, co robi pokusa, a ta najpierw położyła się na kolanach rudowłosej elfki niczym jakiś kot, a po chwili, nagle złapała za piersi elfki i oceniła je. Na koniec schowała się za jego plecami, jakby był jakimś kamieniem albo czymś, za czym można się schować.
- Nawet jeśli deszcz przestanie padać, to i tak nie zrobi się jasno, bo niedługo nastanie noc — odezwał się po chwili i przesunął w bok, a później położył dłoń na plecach pokusy i przesunął ją lekko do przodu tak, że teraz siedziała obok niego, a nie za nim.
- Nic nie mam przeciwko temu, żeby podróżować nocą, jednak myślę, że warto byłoby zostać tu na noc i wyruszyć rano — zaproponował w końcu i spojrzał najpierw na Rozalie, a później na siedzącą naprzeciw niego Jane.
- Czas, który spędzimy w tej jaskini, możemy wykorzystać na, nie wiem, lepsze poznanie się albo odpoczynek, albo trochę na jedno i trochę na drugie — powiedział spokojnie i nawet uśmiechnął się ledwo widocznie. Była to kolejna propozycja, która padła z ust czarodzieja, tylko że będzie miała rację bytu tylko wtedy, gdy jednogłośnie zdecydują się na to, że zostaną tu na noc.
- Nie jestem małym dzieckiem, żeby głaskać mnie po głowie... - powiedział po chwili. - Nie chcę ich wskrzeszać, bo od tamtego zdarzenia minęło już tyle czasu, że ich ciała, a raczej kości, które z nich zostały, już dawno leżą pod ziemią. Poza tym, na początku sam miałem zabić wszystkich Poskromicieli, a patrząc na to, że zaoferowałaś mi swoją pomoc, a to tylko ułatwi wybicie ich — dodał po tym, jak Rozalie skończyła mówić. W pewnym sensie, była to tak jakby pochwała za to, że zdecydowała się na to, żeby mu pomóc i jeśli pokusa dobrze to zrozumie, to będzie o tym wiedziała.
Teraz spojrzał na Jane, wydawało mu się, że po tym, co o Poskromicielach powiedziała Rozalie, a później on, dość łatwo było stwierdzić to, dlaczego zabili oni osoby, na których zależało pradawnemu.
- Dostali od kogoś zlecenia na wybicie całego stowarzyszenia, do którego kiedyś należałem. Znaczy... niby dalej należę, tylko że jestem ostatnim jego członkiem, który pozostał przy życiu. Dlatego też jestem ścigany przez tych ludzi, bo jestem dla nich niedokończoną sprawą, których nie lubią zostawiać, a dodatkowo niedokończoną sprawą, która bardzo dobrze potrafi się przed nimi obronić i zmniejszyć ich populację, a to jest dodatkowy powód, dla którego chcą mnie zabić — odpowiedział. Teraz Jane chyba nie miała wątpliwości co do tego, dlaczego Poskromiciele podążają jego śladami i tak bardzo usiłują go uśmiercić.
- Skoro i tak już jesteś w to wtajemniczona, to może chcesz nam pomóc? Każda para walczących rąk może się przydać — zaproponował. Chyba nie musiał wspominać, że napaść na główną siedzibę i wybicie wszystkich Poskromicieli, którzy się tam znajdują, a także wygrana, zaowocują tym, że będą mogli rozejrzeć się po ich siedzibie i pewnie nie opuszczą jej z pustymi rękoma, więc nawet jeśli chciałaby coś w zamian za pomoc, to na pewno znalazłaby tam coś, co byłoby odpowiednią zapłatą.
Następnie usiadł przy ognisku i obserwował kolejną scenkę, która rozegrała się między Jane, a Rozalie. Niedługo po tym, do ogniska dosiadła się elfka, a za nią przyszła pokusa.
- Ostatnio, gdy opowiadałem straszne historie przy ognisku, byłem dzieckiem. Razem z rówieśnikami postanowiliśmy posiedzieć przy ognisku w nocy i wytrzymać jak najdłużej, a trakcie tego opowiadaliśmy sobie właśnie takie historie — odezwał się po chwili i spojrzał na obie towarzyszki. W każdym razie, gdyby naprawdę miałby opowiedzieć tego typu historię, to musiałby trochę wysilić pamięć i przypomnieć sobie tą, którą opowiadał kolegom i koleżankom.
Znowu zaczął przyglądać się temu, co robi pokusa, a ta najpierw położyła się na kolanach rudowłosej elfki niczym jakiś kot, a po chwili, nagle złapała za piersi elfki i oceniła je. Na koniec schowała się za jego plecami, jakby był jakimś kamieniem albo czymś, za czym można się schować.
- Nawet jeśli deszcz przestanie padać, to i tak nie zrobi się jasno, bo niedługo nastanie noc — odezwał się po chwili i przesunął w bok, a później położył dłoń na plecach pokusy i przesunął ją lekko do przodu tak, że teraz siedziała obok niego, a nie za nim.
- Nic nie mam przeciwko temu, żeby podróżować nocą, jednak myślę, że warto byłoby zostać tu na noc i wyruszyć rano — zaproponował w końcu i spojrzał najpierw na Rozalie, a później na siedzącą naprzeciw niego Jane.
- Czas, który spędzimy w tej jaskini, możemy wykorzystać na, nie wiem, lepsze poznanie się albo odpoczynek, albo trochę na jedno i trochę na drugie — powiedział spokojnie i nawet uśmiechnął się ledwo widocznie. Była to kolejna propozycja, która padła z ust czarodzieja, tylko że będzie miała rację bytu tylko wtedy, gdy jednogłośnie zdecydują się na to, że zostaną tu na noc.
- Jane
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
- Kontakt:
Parsknęła śmiechem, słysząc wypowiedź pokusy. Szybko jednak się opanowała, powstrzymując śmiech. Taka radość raczej jej nie pasuje, jak sama osobiście uważa. „Mieć umarłych za sługi...” - Jakże genialna dla niej wizja. Szkoda tylko, że niewykonalna. Albowiem Jane nie mogła wyobrazić sobie siebie w takiej roli.
- Zboczenie zawodowe to inaczej „przyzwyczajenie”, pokuso – odparła, mrużąc oczy i przyglądając się rozbawionej do łez kobiecie. - Ale jeśli tak bardzo chcesz poznać mój zawód, z wielką chęcią ci go pokażę...
Elfka próbowała ignorować natrętny wzrok Rozalie, która zdawała się mieć jakieś niecne myśli. „Znowu w coś mnie zamieni?” - pomyślała, lustrując piekielną spojrzeniem. Gdy ta podeszła do niej z oburzoną miną, Jane szybko przekonała się, o co jej chodziło.
Nim zdążyła zapytać o cokolwiek, przedstawicielka rasy z podziemi zaczęła mówić w dość dwuznaczny sposób.
- Chyba nie chcę wnikać w szczegóły – odpowiedziała zabójczyni, odsuwając się od pokusy o jeden krok. Jeśli rudowłosa będzie nadal się tak zachowywać, kiedyś może paść na nią zlecenie... Próbując ignorować przez chwilę pokusę, wsłuchała się w odpowiedź Caina. Uniosła brew w niemym pytaniu. „Dostali nakaz...?”.
- Rozumiem – odparła lakonicznie. Zaczęła natomiast zastanawiać się nad tym. „Zlecenie, ale od kogo?” To nie na tym winien się skupić Cain?
- Lecz... - zaczęła, marszcząc czoło. - Skoro zostało im to zlecone przez kogoś, nie powinieneś szukać właśnie tego kogoś? Jeżeli ON zlecił im zabójstwo, to ON miał z tego jakiś interes... - wyjaśniła. Co nie zmieniało oczywiście faktu, iż sądziła, że Cain źle postępuje. Jeśli oni próbują go zabić, dobrze robi, ścigając ich. Uważała jednak, że skupia się na złych osobach.
- Pomóc... - powtórzyła, zakładając ręce na piersi i uśmiechając się cynicznie. - A co ja będę z tego mieć? - Bezinteresowna pomoc... Mogłaby tak postąpić, ale ciekawość co do odpowiedzi kusiła bardziej. Odczekała chwilę, po czym dodała;
- Pomogę – powiedziała obojętnie. - Ciekawią mnie.
„No i lepsze to, niż mieć na pieńku z ludźmi z Trytonii...”.
- Nie znam żadnych strasznych historii – rzekła. „A jeśli już, nie są one straszne” - dodała w myślach. Wiele się nie wydarzyło w tej chwili, a elfka poczuła uszczypnięcie i została zmuszona do znalezienia się na ziemi. Spojrzała pytająco na Rozalie. Po niej można spodziewać się wielu rzeczy... Ot, chodzący chaos!
- Co. Ty. Wyprawiasz? - mówiła przerywanie groźnym tonem, próbując przy tym zachować cierpliwość, gdy pokusa usiadła na jej kolanach. Niespodziewanie piekielna zaczęła obmacywać jej piersi, co już doszczętnie przerwało nić spokoju skrytobójczyni. Wyuczonym przez lata ruchem momentalnie wyciągnęła jeden ze sztyletów z kieszeni bluzy, kierując go na pokusę. Gdyby ta nie odskoczyła i nie znalazła się za Cainem, zapewne straciłaby rękę...
Jane podskoczyła lekko, przez co teraz klęczała na jednym kolanie, gotowa w każdej sekundzie zareagować na kolejny pomysł Rozy. Wręcz piorunowała wzrokiem.
- Nie wiem, czy jako pokusa masz już taki fetysz – zaczęła – ale weź już odczep się od moich cycków. - Powoli, jakby bała się gwałtownego ruchu piekielnej, usiadła z powrotem na ziemi, po czym schowała broń. Podwinęła nogi pod brodę, spoglądając na towarzyszy.
- Mi to całkowicie obojętne – oznajmiła, słysząc słowa Caina. Miała tylko nadzieję, że pokusa nie zrozumie opacznie „lepszego poznawania siebie”. - Możemy tutaj zostać na noc. Tak chyba będzie na razie najlepiej.
- Zboczenie zawodowe to inaczej „przyzwyczajenie”, pokuso – odparła, mrużąc oczy i przyglądając się rozbawionej do łez kobiecie. - Ale jeśli tak bardzo chcesz poznać mój zawód, z wielką chęcią ci go pokażę...
Elfka próbowała ignorować natrętny wzrok Rozalie, która zdawała się mieć jakieś niecne myśli. „Znowu w coś mnie zamieni?” - pomyślała, lustrując piekielną spojrzeniem. Gdy ta podeszła do niej z oburzoną miną, Jane szybko przekonała się, o co jej chodziło.
Nim zdążyła zapytać o cokolwiek, przedstawicielka rasy z podziemi zaczęła mówić w dość dwuznaczny sposób.
- Chyba nie chcę wnikać w szczegóły – odpowiedziała zabójczyni, odsuwając się od pokusy o jeden krok. Jeśli rudowłosa będzie nadal się tak zachowywać, kiedyś może paść na nią zlecenie... Próbując ignorować przez chwilę pokusę, wsłuchała się w odpowiedź Caina. Uniosła brew w niemym pytaniu. „Dostali nakaz...?”.
- Rozumiem – odparła lakonicznie. Zaczęła natomiast zastanawiać się nad tym. „Zlecenie, ale od kogo?” To nie na tym winien się skupić Cain?
- Lecz... - zaczęła, marszcząc czoło. - Skoro zostało im to zlecone przez kogoś, nie powinieneś szukać właśnie tego kogoś? Jeżeli ON zlecił im zabójstwo, to ON miał z tego jakiś interes... - wyjaśniła. Co nie zmieniało oczywiście faktu, iż sądziła, że Cain źle postępuje. Jeśli oni próbują go zabić, dobrze robi, ścigając ich. Uważała jednak, że skupia się na złych osobach.
- Pomóc... - powtórzyła, zakładając ręce na piersi i uśmiechając się cynicznie. - A co ja będę z tego mieć? - Bezinteresowna pomoc... Mogłaby tak postąpić, ale ciekawość co do odpowiedzi kusiła bardziej. Odczekała chwilę, po czym dodała;
- Pomogę – powiedziała obojętnie. - Ciekawią mnie.
„No i lepsze to, niż mieć na pieńku z ludźmi z Trytonii...”.
- Nie znam żadnych strasznych historii – rzekła. „A jeśli już, nie są one straszne” - dodała w myślach. Wiele się nie wydarzyło w tej chwili, a elfka poczuła uszczypnięcie i została zmuszona do znalezienia się na ziemi. Spojrzała pytająco na Rozalie. Po niej można spodziewać się wielu rzeczy... Ot, chodzący chaos!
- Co. Ty. Wyprawiasz? - mówiła przerywanie groźnym tonem, próbując przy tym zachować cierpliwość, gdy pokusa usiadła na jej kolanach. Niespodziewanie piekielna zaczęła obmacywać jej piersi, co już doszczętnie przerwało nić spokoju skrytobójczyni. Wyuczonym przez lata ruchem momentalnie wyciągnęła jeden ze sztyletów z kieszeni bluzy, kierując go na pokusę. Gdyby ta nie odskoczyła i nie znalazła się za Cainem, zapewne straciłaby rękę...
Jane podskoczyła lekko, przez co teraz klęczała na jednym kolanie, gotowa w każdej sekundzie zareagować na kolejny pomysł Rozy. Wręcz piorunowała wzrokiem.
- Nie wiem, czy jako pokusa masz już taki fetysz – zaczęła – ale weź już odczep się od moich cycków. - Powoli, jakby bała się gwałtownego ruchu piekielnej, usiadła z powrotem na ziemi, po czym schowała broń. Podwinęła nogi pod brodę, spoglądając na towarzyszy.
- Mi to całkowicie obojętne – oznajmiła, słysząc słowa Caina. Miała tylko nadzieję, że pokusa nie zrozumie opacznie „lepszego poznawania siebie”. - Możemy tutaj zostać na noc. Tak chyba będzie na razie najlepiej.
- Rozalie
- Przybysz z Krainy Rzeczywistości
- Posty: 77
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Pokusa
- Profesje: Kurtyzana , Mag , Włóczęga
- Uwagi administracji: Użytkowniczka ma prawo posiadać w sumie 10 kont, z czego jeden slot, jest slotem dodatkowym, otrzymanym jako nagroda, za długie i sumienne wykonywanie pracy moderatora.
- Kontakt:
- Ależ nie głaska się tylko małych dzieci! Głaska się też pieski i kotki… A z ciebie to taki kociak, no… hehe… - Przyprawiła mu kocie uszy, jednakże po nieco dłuższej chwili sprawiła, iż zniknęły. Nie chciała, by pradawny się na nią złościł. – No to zrób armię kościotrupów! To będzie takie… takie wyrafinomegamagicznoniezwykłaśne! A NIECH MNIE! Chyba stworzyłam super długaśny wyraz! Muszę się skontaktować z odpowiednimi ludźmi, by wpisany został to słownika! Tylko skąd ja będę wiedzieć, kto pracuje z księgą słów… Caaain a może ty znasz albo coś ten? A może Jane coś ten, ten? Ale się rozgadałam… - Wzięła oddech, ponieważ wszystko mówiła, nie robiąc przerw na oddychanie.
Na twarzy pokusy pojawił się szeroki uśmiech, gdy usłyszała taką pochwałę od pradawnego. Postanowiła podziękować delikatnym całusem w policzek.
- Uważasz, że jestem taka wielka i potężna? Jakiś ty kochany! – Wskoczyła mu w ramiona i zaczęła się przytulać. – A mam pytanie, na pewno nie chciałbyś tych kocich uszu? Tak uroczo w nich wyglądałeś. – Zrobiła smutną minkę oraz spojrzała na mężczyznę błagalnym spojrzeniem. Szybko jednak zeszła znów na ziemie.
Słysząc odpowiedź, czym jest zboczenie zawodowe, Rozalie rzuciła elfce oburzoną minę. Wyglądała wręcz na obrażoną, aż odwróciła głowę w inną stronę.
- Rodzaj przyzwyczajenia – powiedziała pod nosem, naśladując głos Jane - chyba do seksu… - dodała ciszej.
Po tym, jak uciekła przed amputacją kończyny, pokusa jeszcze bardziej się obraziła słysząc, iż ma się odczepić od cycków elfki, przecież ona nic złego nie zrobiła, chciała się tylko grzecznie pobawić, a wszyscy się na nią teraz złoszczą! Skandal! No po prostu skandal.
Piekielna nagle przeszła kawałek w głąb jaskini. Stanęła odwrócona plecami do pradawnego i długouchej. Słychać było, jak podejrzanie chichocze i coś chyba tworzy z pomocą niedawno poznanej magii, do której miała całkiem niezłe predyspozycję. Znienacka odwróciła się z paletą malarską i pędzlem. Podbiegła do Jane i wymalowała jej twarz na zielono, zrobiła to - o dziwo - niebywale szybko, a jednak dokładnie. Podobnie stało się z czarodziejem, tylko że on skończył z fioletową farbą. Dziewczyna cofnęła się kilka kroków i oceniła swoje dzieło.
- Ups, wybaczcie, zapomniałam, że jednak nie umiem ładnie malować… To przejdźmy do poznawania się, a potem do strasznych historii.
Dziewczyna usiadła w siadzie skrzyżnym, potarła dłoń o dłoń w celu rozgrzania się i spojrzała na towarzyszy, wyglądała na zniecierpliwioną.
- To kiedy się w końcu rozbierzecie? Skoro mamy się poznać, to chyba nie będziemy ukrywać dodatkowo swego ciała, co? Tylko wiecie, pierwsi zaczynają ostatni! Czyli najpierw Jane ściąga ubranko! Potem Cain, a na koniec ja. Dawaj śmiesznoucha! Jesteśmy tylko my, nie wstydź się, a jak ci zimno mogę zająć się ogniskiem w magiczny sposób! Póki się nie rozbierzesz, to ja coś o sobie powiem, bo tego niewiele. No, to w sumie nie wiem, skąd jestem, znam tylko swoje imię, nie znam nazwiska, pochodzenia, bo nic nie pamiętam. Ale miałam ciekawą przygodę z wielkim kamiennym stworem, taką jedną z otchłani, kotołakiem, jednak jemu kocie uszy nie pasowały, bardziej takie pasują Cainowi, i kto tam był… O! Wilkołak, no i ten Avarro, on chyba coś o mnie wiedział, ale znikł sobie, szkoda… O! A z rzeczy martwych – żywych to był sztućcowy pająk, do dziś wspominam ich armię walczącą z driadami… No i jeszcze… krzesła z kopytami, takie urocze i płochliwe. – Zapłakała cicho – Teraz wy! A za chwilę Cain zacznie opowiadać straszną historię i będziemy się strrrasznie fajnie bawić!
Na twarzy pokusy pojawił się szeroki uśmiech, gdy usłyszała taką pochwałę od pradawnego. Postanowiła podziękować delikatnym całusem w policzek.
- Uważasz, że jestem taka wielka i potężna? Jakiś ty kochany! – Wskoczyła mu w ramiona i zaczęła się przytulać. – A mam pytanie, na pewno nie chciałbyś tych kocich uszu? Tak uroczo w nich wyglądałeś. – Zrobiła smutną minkę oraz spojrzała na mężczyznę błagalnym spojrzeniem. Szybko jednak zeszła znów na ziemie.
Słysząc odpowiedź, czym jest zboczenie zawodowe, Rozalie rzuciła elfce oburzoną minę. Wyglądała wręcz na obrażoną, aż odwróciła głowę w inną stronę.
- Rodzaj przyzwyczajenia – powiedziała pod nosem, naśladując głos Jane - chyba do seksu… - dodała ciszej.
Po tym, jak uciekła przed amputacją kończyny, pokusa jeszcze bardziej się obraziła słysząc, iż ma się odczepić od cycków elfki, przecież ona nic złego nie zrobiła, chciała się tylko grzecznie pobawić, a wszyscy się na nią teraz złoszczą! Skandal! No po prostu skandal.
Piekielna nagle przeszła kawałek w głąb jaskini. Stanęła odwrócona plecami do pradawnego i długouchej. Słychać było, jak podejrzanie chichocze i coś chyba tworzy z pomocą niedawno poznanej magii, do której miała całkiem niezłe predyspozycję. Znienacka odwróciła się z paletą malarską i pędzlem. Podbiegła do Jane i wymalowała jej twarz na zielono, zrobiła to - o dziwo - niebywale szybko, a jednak dokładnie. Podobnie stało się z czarodziejem, tylko że on skończył z fioletową farbą. Dziewczyna cofnęła się kilka kroków i oceniła swoje dzieło.
- Ups, wybaczcie, zapomniałam, że jednak nie umiem ładnie malować… To przejdźmy do poznawania się, a potem do strasznych historii.
Dziewczyna usiadła w siadzie skrzyżnym, potarła dłoń o dłoń w celu rozgrzania się i spojrzała na towarzyszy, wyglądała na zniecierpliwioną.
- To kiedy się w końcu rozbierzecie? Skoro mamy się poznać, to chyba nie będziemy ukrywać dodatkowo swego ciała, co? Tylko wiecie, pierwsi zaczynają ostatni! Czyli najpierw Jane ściąga ubranko! Potem Cain, a na koniec ja. Dawaj śmiesznoucha! Jesteśmy tylko my, nie wstydź się, a jak ci zimno mogę zająć się ogniskiem w magiczny sposób! Póki się nie rozbierzesz, to ja coś o sobie powiem, bo tego niewiele. No, to w sumie nie wiem, skąd jestem, znam tylko swoje imię, nie znam nazwiska, pochodzenia, bo nic nie pamiętam. Ale miałam ciekawą przygodę z wielkim kamiennym stworem, taką jedną z otchłani, kotołakiem, jednak jemu kocie uszy nie pasowały, bardziej takie pasują Cainowi, i kto tam był… O! Wilkołak, no i ten Avarro, on chyba coś o mnie wiedział, ale znikł sobie, szkoda… O! A z rzeczy martwych – żywych to był sztućcowy pająk, do dziś wspominam ich armię walczącą z driadami… No i jeszcze… krzesła z kopytami, takie urocze i płochliwe. – Zapłakała cicho – Teraz wy! A za chwilę Cain zacznie opowiadać straszną historię i będziemy się strrrasznie fajnie bawić!
- Cain
- Mieszkaniec Sennej Krainy
- Posty: 126
- Rejestracja: 9 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Mędrzec , Włóczęga
- Kontakt:
Postanowił, że nie będzie wspominał nic o tym, że Rozalie przyprawiła mu kocie uszy, bo po chwili sprawiła, że zniknęły równie szybko, jak się pojawiły, więc nie musiał namawiać jej do tego, aby je usunęła.
- Nie znam magii nekromancji i w ogóle mnie to nie smuci, bo nie chciałbym jej znać — odparł. Cain uważał, że nie ma dobrej i złej magii, bo to, jaki charakter ma magia, zależy od tego, jaki charakter ma osoba, która posługuje się nią, jednak nie miał takiego przekonania co do magii nekromantycznej, bo kojarzyła mu się z nieumarłymi czarownikami i lichami, którzy nie byli dobrzy, jeśli chodzi o nastawienie do innych.
- Nie chciałbym ich, wolę swoje normalne uszy — powiedział szybko, gdy pokusa zapytała go o chęć posiadania kocich uszu na stałe.
Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, gdy Jane wspomniała o tym, że powinien szukać osoby, która zleciła zabicie wszystkich Dzierżycieli.
- Kto powiedział, że ta osoba żyje? - zapytał retorycznie. Nie miał zamiaru zdradzać tego, w jaki sposób ta osoba zginęła, jednak to pytanie powinno rozwiać wątpliwości elfki co do tego, jak postępuje pradawny, czy robi coś źle i tak dalej.
Jego uśmiech stał się nieco bardziej widoczny, gdy Jane ostatecznie zdecydowała się na to, że pomoże im w pozbyciu się Poskromicieli.
Pradawny wstał i podszedł do kałuży, której wcześniej Rozalie używała jako lustra. Następnie zanurzył w niej dłonie i zmył fioletową farbę ze swojej twarzy, a chwilę po tym, wrócił na miejsce, w którym siedział wcześniej,
- Mówiąc "lepsze poznanie się" miałem na myśli to, że podzielimy się ze sobą informacjami o sobie i odpowiemy na ewentualne pytania związane z naszym życiem czy coś... Nie miałem na myśli rozbierania się i lepszego poznawania własnych ciał — powiedział po chwili, spoglądając na pokusę.
"Chociaż z tobą mógłbym to zrobić..." - przeszło mu przez myśl, jednak szybko sprawił, że myśl ta znikła i nawet skarcił się w duchu za to, że tak pomyślał, bo nie powinien tego robić. Miał jedynie nadzieję, że Rozalie, w tym momencie, nie próbowała czytać mu w myślach i że nie wychwyciła tej idei. W ogóle to nawet nie wiedział, czy pokusa wie, że coś takiego potrafi, jednak nie miał zamiaru o to pytać.
- Wspomniałem już wcześniej, że straszne historie opowiadałem wtedy, gdy byłem mały, a z racji tego, że było to dawno temu, to wątpię, żebym jakąś pamiętał — odezwał się po tym, jak przeniósł swój wzrok z Rozalie na ognisko.
- Jednak mogę opowiedzieć wam o sobie... - dodał.
- Urodziłem się jako Dzierżyciel, syn dwójki magów, która należała do tego ugrupowania. Oczywistym było to, że jestem uzdolniony magicznie, więc od najmłodszych lat byłem nauczany tego, jak posługiwać się magią, którą posługuje się każdy członek grupy. Wszystko było dobrze, dopóki nie napadli na nas Poskromiciele i zabili prawie wszystkich Dzierżycieli. To stało się wiele lat po tym, jak skończyłem swój trening, a przeżyłem tę masakrę tylko dzięki temu, że Mistrz otworzył portal i zmusił mnie do tego, żebym w niego wszedł. Słyszałem jego krzyk, gdy portal zamykał się już po drugiej stronie przejścia. Kilka lat później wróciłem do "domu" i zastałem tam ruiny. Znalazłem tam pierścień, który kiedyś należał do mojego Mistrza — przerwał na chwilę, żeby pokazać towarzyszkom pierścień, który nosi na placu. Wyglądał jak zwykły, złoty pierścień, tylko że dodatkowo miał grawerunki zapisane w jakimś nieznanym dla nich języku. Cain wiedział, że jest to pismo runiczne.
- Wracając... Po tym wszystkich zacząłem podróżować i przy okazji szukać Poskromicieli, a także zabijać ich. Próbowałem szukać dowódców grup i wyciągać z nich informacje na temat głównej siedziby, jednak nie udawało mi się. Jak wiecie, udało mi się to niedawno. Może stało się tak dlatego, że spotkałem już kiedyś dowódcę tej grupy i było mi łatwiej wniknąć w jego umysł... — dokończył opowieść. Przez cały czas, gdy opowiadał, patrzył w ognisko i płomienie, które powoli pożerały drewno.
- Nie znam magii nekromancji i w ogóle mnie to nie smuci, bo nie chciałbym jej znać — odparł. Cain uważał, że nie ma dobrej i złej magii, bo to, jaki charakter ma magia, zależy od tego, jaki charakter ma osoba, która posługuje się nią, jednak nie miał takiego przekonania co do magii nekromantycznej, bo kojarzyła mu się z nieumarłymi czarownikami i lichami, którzy nie byli dobrzy, jeśli chodzi o nastawienie do innych.
- Nie chciałbym ich, wolę swoje normalne uszy — powiedział szybko, gdy pokusa zapytała go o chęć posiadania kocich uszu na stałe.
Uśmiechnął się ledwo zauważalnie, gdy Jane wspomniała o tym, że powinien szukać osoby, która zleciła zabicie wszystkich Dzierżycieli.
- Kto powiedział, że ta osoba żyje? - zapytał retorycznie. Nie miał zamiaru zdradzać tego, w jaki sposób ta osoba zginęła, jednak to pytanie powinno rozwiać wątpliwości elfki co do tego, jak postępuje pradawny, czy robi coś źle i tak dalej.
Jego uśmiech stał się nieco bardziej widoczny, gdy Jane ostatecznie zdecydowała się na to, że pomoże im w pozbyciu się Poskromicieli.
Pradawny wstał i podszedł do kałuży, której wcześniej Rozalie używała jako lustra. Następnie zanurzył w niej dłonie i zmył fioletową farbę ze swojej twarzy, a chwilę po tym, wrócił na miejsce, w którym siedział wcześniej,
- Mówiąc "lepsze poznanie się" miałem na myśli to, że podzielimy się ze sobą informacjami o sobie i odpowiemy na ewentualne pytania związane z naszym życiem czy coś... Nie miałem na myśli rozbierania się i lepszego poznawania własnych ciał — powiedział po chwili, spoglądając na pokusę.
"Chociaż z tobą mógłbym to zrobić..." - przeszło mu przez myśl, jednak szybko sprawił, że myśl ta znikła i nawet skarcił się w duchu za to, że tak pomyślał, bo nie powinien tego robić. Miał jedynie nadzieję, że Rozalie, w tym momencie, nie próbowała czytać mu w myślach i że nie wychwyciła tej idei. W ogóle to nawet nie wiedział, czy pokusa wie, że coś takiego potrafi, jednak nie miał zamiaru o to pytać.
- Wspomniałem już wcześniej, że straszne historie opowiadałem wtedy, gdy byłem mały, a z racji tego, że było to dawno temu, to wątpię, żebym jakąś pamiętał — odezwał się po tym, jak przeniósł swój wzrok z Rozalie na ognisko.
- Jednak mogę opowiedzieć wam o sobie... - dodał.
- Urodziłem się jako Dzierżyciel, syn dwójki magów, która należała do tego ugrupowania. Oczywistym było to, że jestem uzdolniony magicznie, więc od najmłodszych lat byłem nauczany tego, jak posługiwać się magią, którą posługuje się każdy członek grupy. Wszystko było dobrze, dopóki nie napadli na nas Poskromiciele i zabili prawie wszystkich Dzierżycieli. To stało się wiele lat po tym, jak skończyłem swój trening, a przeżyłem tę masakrę tylko dzięki temu, że Mistrz otworzył portal i zmusił mnie do tego, żebym w niego wszedł. Słyszałem jego krzyk, gdy portal zamykał się już po drugiej stronie przejścia. Kilka lat później wróciłem do "domu" i zastałem tam ruiny. Znalazłem tam pierścień, który kiedyś należał do mojego Mistrza — przerwał na chwilę, żeby pokazać towarzyszkom pierścień, który nosi na placu. Wyglądał jak zwykły, złoty pierścień, tylko że dodatkowo miał grawerunki zapisane w jakimś nieznanym dla nich języku. Cain wiedział, że jest to pismo runiczne.
- Wracając... Po tym wszystkich zacząłem podróżować i przy okazji szukać Poskromicieli, a także zabijać ich. Próbowałem szukać dowódców grup i wyciągać z nich informacje na temat głównej siedziby, jednak nie udawało mi się. Jak wiecie, udało mi się to niedawno. Może stało się tak dlatego, że spotkałem już kiedyś dowódcę tej grupy i było mi łatwiej wniknąć w jego umysł... — dokończył opowieść. Przez cały czas, gdy opowiadał, patrzył w ognisko i płomienie, które powoli pożerały drewno.
- Jane
- Szukający Snów
- Posty: 179
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Leśny Elf
- Profesje: Skrytobójca , Zabójca , Szpieg
- Ranga: [img]http://granica-pbf.pl/images/moderator.png[/img]
- Kontakt:
Jane westchnęła, odchrząkając. „Jeśli nadal będą sobie tak słodzić, dostanę migreny...” - pomyślała, przewracając oczami.
- Słyszałam to. - Bo komu potrzebny wyostrzony zmysł słuchu, kiedy echo jaskini nie pozwala na szepty? Poza tym, Rozalie nawet nie ukrywała swego oburzenia odnośnie ich wcześniejszej wymiany zdań na temat zboczenia zawodowego. Elfka prychnęła, niby to również obrażona. Obserwowała natomiast, jak pokusa powoli oddala się w głąb jaskini. „Mam powoli zacząć się bać?” - Ha, jakby to było możliwe... W głębi duszy skrytobójczyni dziękowała Prasmokowi za wręcz anielską cierpliwość i odporność psychiczną. Gdyby nie to, ona sama skończyłaby z rogami, natomiast Rozalie byłaby bez kończyn od jakiś dziesięciu minut... Warto? Pewnie by tak uważała.
- I teraz rozumiem – odpowiedziała Cainowi, unosząc delikatnie kąciki ust w górę w imitacji uśmiechu. Rozsiadła się wygodniej, lecz nie dane jej było nic więcej zrobić, gdyż piekielna postanowiła zabawić się w nieudolnego artystę. „Chwila, skąd ona wzięła farby?!” - cisnęło się na język elfce, lecz nie pozwolono jej tego powiedzieć. Ani zaprotestować przed pomalowaniem twarzy. Jane nie czekała, aż pokusa łaskawie zdąży się przyjrzeć swemu „dziełu”, tylko szybko przetarła twarz dłonią, wcześniej zamaczając rękę w kałuży. Po chwili ponownie jej wzrok powędrował ku – jakże rozentuzjazmowanej – Rozalie. „Ona potrafi czytać w myślach?” - dopowiedziała sobie, słysząc słowa pokusy. Doprawdy, nadzieja matką głupich. Na – załóżmy – szczęście, Cain zajął się wyjaśnieniami odnośnie wcześniej wzmianki „bliższego poznawania siebie”. Jane wolała nie wypowiadać się w tej kwestii. Milczenie jest złotem! A coś czuła, że pokusa mogłaby w każdy sposób odebrać choćby najmniejszą odpowiedź na swój specyficzny, dwuznaczny sposób.
Elfka dokładnie wsłuchiwała się w obie opowieści. Musiała skupić się porządnie, by nie pogubić się w słowach Rozalie. Chaotyczny charakter, chaotyczna historia.
- Krzesła z kopytami i sztućcowy pająk... okej, nieźle – skomentowała, powtarzając sobie w głowie każdy szczegół. Na pytania przyjdzie czas na koniec...
Następnie jej wzrok powędrował do Caina. Uśmiechnęła się krzywo, a następnie przedstawiła jakże ciekawą perspektywę, która przeszła jej przez myśl, gdy tylko mężczyzna ukazał swój pierścień.
- Jesteś bardzo ufny – oznajmiła. - Co zrobiłbyś, jeśli okazałabym się złodziejką? Kimkolwiek zdolnym do łatwego podwędzenia ci tej błyskotki? - Łatwowierność czasami potrafi zgubić człowieka. Jane spojrzała jednak po chwili w ognisko. - To tylko rozmyślania – usprawiedliwiła się, gdy jej mina na powrót stała się poważniejsza, a sama zaś oparła głowę na kolanach, tępo wpatrując się w tryskające płomienie.
- Muszę opowiadać? - zapytała, unosząc brew. Mało kiedy to robiła – o ile w ogóle... - także nawet i teraz jest ciężko. Zwłaszcza po latach przyzwyczajenia do życia jako anonimowa osóbka, którą można spotkać podczas podróży i bardzo szybko pożegnać. Zdradzanie o sobie wielu takich informacji także szkodzi...
- Żyję z zabijania. Jestem skrytobójcą – zaczęła, wzdychając. - Ale staram się nie mordować niewinnych osób. Szukam pewnego zabójcy, przez którego wcześniej żyłam na ulicy, gdyż zamordował on moją przyjaciółkę. - Zmarszczyła czoło. - A wina spadła na mnie. - Skróciła całą – jakże intrygującą – historię swojego życia, intuicyjnie omijając ostatnie wydarzenia. Bo po co komu wiedzieć, jakie to zlecenia wykonywała... Poza tym, to chyba nie było konieczne do opowiadania. Wystarczy sam fakt, iż jest skrytobójcą.
- To teraz, mam do ciebie pewne pytanie – zwróciła się do Rozalie. - Mianowicie chodzi o twoją wypowiedź. Jesteś... pokusą z amnezją? Ta rasa w ogóle pamięta coś sprzed śmierci...?
- Słyszałam to. - Bo komu potrzebny wyostrzony zmysł słuchu, kiedy echo jaskini nie pozwala na szepty? Poza tym, Rozalie nawet nie ukrywała swego oburzenia odnośnie ich wcześniejszej wymiany zdań na temat zboczenia zawodowego. Elfka prychnęła, niby to również obrażona. Obserwowała natomiast, jak pokusa powoli oddala się w głąb jaskini. „Mam powoli zacząć się bać?” - Ha, jakby to było możliwe... W głębi duszy skrytobójczyni dziękowała Prasmokowi za wręcz anielską cierpliwość i odporność psychiczną. Gdyby nie to, ona sama skończyłaby z rogami, natomiast Rozalie byłaby bez kończyn od jakiś dziesięciu minut... Warto? Pewnie by tak uważała.
- I teraz rozumiem – odpowiedziała Cainowi, unosząc delikatnie kąciki ust w górę w imitacji uśmiechu. Rozsiadła się wygodniej, lecz nie dane jej było nic więcej zrobić, gdyż piekielna postanowiła zabawić się w nieudolnego artystę. „Chwila, skąd ona wzięła farby?!” - cisnęło się na język elfce, lecz nie pozwolono jej tego powiedzieć. Ani zaprotestować przed pomalowaniem twarzy. Jane nie czekała, aż pokusa łaskawie zdąży się przyjrzeć swemu „dziełu”, tylko szybko przetarła twarz dłonią, wcześniej zamaczając rękę w kałuży. Po chwili ponownie jej wzrok powędrował ku – jakże rozentuzjazmowanej – Rozalie. „Ona potrafi czytać w myślach?” - dopowiedziała sobie, słysząc słowa pokusy. Doprawdy, nadzieja matką głupich. Na – załóżmy – szczęście, Cain zajął się wyjaśnieniami odnośnie wcześniej wzmianki „bliższego poznawania siebie”. Jane wolała nie wypowiadać się w tej kwestii. Milczenie jest złotem! A coś czuła, że pokusa mogłaby w każdy sposób odebrać choćby najmniejszą odpowiedź na swój specyficzny, dwuznaczny sposób.
Elfka dokładnie wsłuchiwała się w obie opowieści. Musiała skupić się porządnie, by nie pogubić się w słowach Rozalie. Chaotyczny charakter, chaotyczna historia.
- Krzesła z kopytami i sztućcowy pająk... okej, nieźle – skomentowała, powtarzając sobie w głowie każdy szczegół. Na pytania przyjdzie czas na koniec...
Następnie jej wzrok powędrował do Caina. Uśmiechnęła się krzywo, a następnie przedstawiła jakże ciekawą perspektywę, która przeszła jej przez myśl, gdy tylko mężczyzna ukazał swój pierścień.
- Jesteś bardzo ufny – oznajmiła. - Co zrobiłbyś, jeśli okazałabym się złodziejką? Kimkolwiek zdolnym do łatwego podwędzenia ci tej błyskotki? - Łatwowierność czasami potrafi zgubić człowieka. Jane spojrzała jednak po chwili w ognisko. - To tylko rozmyślania – usprawiedliwiła się, gdy jej mina na powrót stała się poważniejsza, a sama zaś oparła głowę na kolanach, tępo wpatrując się w tryskające płomienie.
- Muszę opowiadać? - zapytała, unosząc brew. Mało kiedy to robiła – o ile w ogóle... - także nawet i teraz jest ciężko. Zwłaszcza po latach przyzwyczajenia do życia jako anonimowa osóbka, którą można spotkać podczas podróży i bardzo szybko pożegnać. Zdradzanie o sobie wielu takich informacji także szkodzi...
- Żyję z zabijania. Jestem skrytobójcą – zaczęła, wzdychając. - Ale staram się nie mordować niewinnych osób. Szukam pewnego zabójcy, przez którego wcześniej żyłam na ulicy, gdyż zamordował on moją przyjaciółkę. - Zmarszczyła czoło. - A wina spadła na mnie. - Skróciła całą – jakże intrygującą – historię swojego życia, intuicyjnie omijając ostatnie wydarzenia. Bo po co komu wiedzieć, jakie to zlecenia wykonywała... Poza tym, to chyba nie było konieczne do opowiadania. Wystarczy sam fakt, iż jest skrytobójcą.
- To teraz, mam do ciebie pewne pytanie – zwróciła się do Rozalie. - Mianowicie chodzi o twoją wypowiedź. Jesteś... pokusą z amnezją? Ta rasa w ogóle pamięta coś sprzed śmierci...?
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości