Frigg... Spokojnie. Źle mnie zrozumiałaś. Nie miałem na myśli poznawania się w kwestiach życia prywatnego. Chciałem, abyśmy podzielili się ze sobą informacjami o swoich mocnych i słabych stronach. Jest to bardzo przydatne w boju. W szczególności, jeżeli przyjdzie nam walczyć z gadem takich rozmiarów. - Powiedział, po czym położył stosik chrustu pod drzewem.
- Z tym ogniskiem może faktycznie przesadziłem. Ale z chrustem się nie rozstaje. Nigdy nie wiadomo. Może się jeszcze przydać. - Następnie odłożył miecze pod hamak, wskoczył na hamak i wygodnie się położył. To, że driada nie chciała korzystać z wygód, to nie znaczyło, że wszyscy mieli cierpieć. Gdy tak leżał, to obserwował driadę i rycerza. Niedługo mieli walczyć z największym przeciwnikiem, jakiego Kishenzi widział w życiu. Mimo że był dobrym strategiem teraz miał pustkę w głowie. Wszystko utrudniały kłamstwa nieznajomego. Dopóki ten nie pokaże swojej prawdziwej twarzy tygrys niemiał nawet możliwości stworzenia jakiejkolwiek taktyki. W końcu dwie osoby to zbyt dużo, aby zabić tak wielkiego potwora. Jednak to już była decyzja "rycerza" czy zechce ułatwić sprawę, czy nadal będzie udawał kogoś, kim nie jest.
Nagle powietrze przeszył okrutni krzyk kobiety. Trygrysołak aż spadł z hamaka. Następnie powiedział oburzony, otrzepując się z piasku:
- Co to za piekielne wrzaski?! Ktoś mi wytłumaczy ten elficki jazg... - ugryzł się w język ciut zbyt późno. Nie wiedział, czy ów rycerz nie jest elfem. Wtedy sytuacja zrobiłaby się trochę niezręczna.
- To znaczy czy ktoś mi przetłumaczy to, co ona wrzeszczy? - Zobaczywszy, że nieznajomy patrzy w stronę wierzy Kishenzi dodał:
- Odpuść przyjacielu. Teraz jej nie pomożesz. Spróbujesz, to zginiesz. - Następnie położył się na hamak. Tym razem przyglądał się niebu, które już całkowicie zszarzało i słońce chyliło się do snu. W pewnej chwili przez niebo jak trzy strzały przeleciały czarne kruki. Zwiastowały wszystkim dookoła, że ktoś nadchodzi. Kobieta z koniem. Koń prawdopodobnie magiczny.
- Oho. Mamy gości. - Powiedział do towarzyszy. Podniósł jeden miecz, jednak nie wstawał. Chciał dać do zrozumienia potencjalnemu napastnikowi, że jest bezbronnym mężczyzną, który niczego się nie spodziewa. W końcu nawet kobieta mogła być zabójczą bronią. Dla przykładu taka Frigg. Niska i z wyglądu bardzo miłą osóbka, jednak gdy przyjdzie do walki, to zamienia się w zimnokrwistą maszynę do zabijania.
Chwilę później już było widać nadchodzącą kobietę. Szła ona obok swojego dzielnego konia. Wróć. Poprawka. Obok swojego dzielnego pegaza. Mimo że ten miał zakamuflowane skrzydła to tak wytrawny znawca, jak Kishenzi potrafił znaleźć inne różnice i podobieństwa. Pegaz wyglądał na szczęśliwego, że jest jej towarzyszem. Musiała to być dobra osoba. Tylko takich wybierają czystej krwi pegazy a z takim miał z pewnością do czynienia. Odłożył miecz, wstał i skłonił się do kobiety.
- Witaj piękna. - Powiedział tak, ponieważ w oczach tygrysa kobieta byłą naprawdę piękna. Poza tym posiadała zwierzęcego towarzysza. To dodatkowo pomogło kobiecie w zyskaniu sympatii tygrysa. Następnie ze zdziwieniem zapytał:
- Znasz tego człowieka?
Szepczący Las ⇒ [Na południe od Adrionu] Romans upleciony intrygą
- Kishenzi
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 16
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Tygrysołak
- Profesje:
- Kontakt:
- Frigg
- Zaklęta Żaba
- Posty: 955
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Driada
- Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
- Ranga: administrator.png
- Kontakt:
-Mogę Ci powiedzieć o swoich jedynie idealnych stronach. Tylko takie mam-powiedziała z przekąsem, chociaż już nieco milej niż poprzednio. Posłała zmiennokształtnemu nieznacznie sztuczny uśmiech, tak by się nie obraził. Frigg miała trudny charakter, nawet względem istot powiązanych z naturą. Niewiele osób to rozumiało. Ba! Często nikt nie rozumiał jej zachowania, ale kwestia przyzwyczajenia robiła swoje!
Nie ciągnęła tematu dalej. Upiła kolejny łyk z bukłaku i cicho westchnęła. Niewygodnie się opierało o nierówną strukturę drzewa, ale bardziej nie wyobrażała sobie wżynającej się siatki hamaka.
Oparła się barkiem o potężną roślinę, tak aby rany miały jak najmniejsza styczność z korą. Nie planowała na nowo cierpieć, chociaż prędzej czy później na bliznach zagnieżdżą się kolejne krwiste ślady. Przymknęła oczy tęskniąc za buchającymi płomieniami ogniska. Otulały ciepłem niejedną zmarzniętą duszę obiecując bezpieczeństwo i opiekę. Palone gałęzie trzaskały w mało rytmiczny, a jednak usypiający sposób. Już samo wspomnienie znużyło driadę. Drzewa wraz z leśną duszą wydawały się być ukojeniem. Wolnym ruchem kołysały się na wietrze zapowiadając cichą noc… Jednak to los tym razem zadecydował i nie miał w planach dać możliwości wyspania się „ekipie ratunkowej”.
Wyprostowała się gwałtownie. Niczym antylopa, której niepokój wzbudził pustynny szmer. Czujność Frigg została wzbudzona już wcześniej. Niezrozumiałe echo docierało nawet tutaj, ale dopiero teraz potrafiła określić którejkolwiek ze słów dziewczyny. Słyszała jej jęki i błagania. Tak bardzo była zajęta oburzeniem oraz dziewczyną z wieży, że nie zwróciła uwagi na zbliżającą się postać. Była na siebie wściekła o brak koncentracji. W nocy wszystko było dwa razy niebezpieczniejsze. Spojrzała na nieznajomą, ale ona jej nie interesowała. Zupełnie jakby tylko wyczekiwała na kolejne dźwięki, a wzrok musiał się po prostu czegoś uczepić. Wstała momentalnie przełykając ślinę.
Z początku nic nie odpowiedziała. Zatrzymała wzrok na strażniku. Brwi mocno zmarszczyły się na twarzy Frigg, które teraz mimochodem przeleciała oczami po czarodziejce. Rycerza nawet nie zdążyła uchwycić.
-Wybacz uzdrowicielko, ale nie wczas mi się przedstawiać –odparła nerwowo.- Dziewczyna w wieży błaga o pomoc. Jeśli zechcesz to pomóż, jeżeli nie, to bierz dupę w kroki i się stad wynoś!
Wiedziała kim jest. Trudno nie rozpoznać tak charakterystycznej, bijącej się ku górze, czarodziejki. Dodatkowo Frigg sama często korzystała z ich nietanich usług, które kończyły się większą lub mniejszą, ale zawsze porażką. Tej dziewczyny nie miała jeszcze okazji poznać, spotkać twarzą w twarz, czy też się odezwać. Teraz jednak nie miała na to czasu.
-Smok jest w wieży! Jest okazja by się wedrzeć! Kto wie czy jutro nam się druga taka nadejdzie…-dodała nerwowo, ale nie czekała na odpowiedź. Miała nadzieję, że i reszta ruszy za mało zdrowym rozsądkiem i zaryzykuje. – Liczę na Was…-dodała miękko, a oczy zabłysnęły czekoladową głębią i wyzwaniem. Ujęła nim również nowo przybyłą, chociaż nawet nie wiedziała jaki jest jej cel przybycia.
Nikt nie zdołał zatrzymać tej rozpalonej krwi. Wyskoczyła z krzaków niczym pantera, przechwytując wzrokiem zamczysko. W nocy wydawało się większe i bardziej mocarne, chociaż dla Frigg wszystko miało ogrom rozmiaru.
Bez wahania pomknęła przez most. Zapanowała jednak nad biegiem i zdecydowała się na szybki chód. Przejście zachwiało się niespokojnie, a ona uchwyciła się mocno na lin. Na krótką chwilę przystanęła. Przełknęła ślinę dla odwagi, ale tym razem lekkomyślność była jej bohaterem. Stąpała kolejno i kolejno, aż wreszcie sięgnęła niemalże końca drogi. Niestabilne deski nawet pod małym ciężarem leśnej dziewczyny, złamały się w pół. Zleciały głuchym echem w dół, ale nic nie zwróciło uwagi Frigg jak kolejna, spróchniały kawał drewna, którego akurat się trzymała!
Cichym jękiem złapała się niemalże w ostatniej chwili liny. Ciało drobnej dziewczyny zawisło nad skalną dziurą. Driada obiecała sobie, że nie spojrzy w dół. Ów trzymała się danego przez siebie i dla samej siebie, rzekniętego słowa. Gorący żar bił z dołu, zupełnie jakby chciał pochłonąć ją swoimi mackami do piekielnej otchłani. Niczym małpa w cyrku przewlekła się przez kolejne lniane atrakcje. To raz wplątała się nogami, to raz zahaczyła dłonią bądź łokciem, aż w końcu dłoń spoczęła ciężko na skalnej powierzchni. Nabrała ostatniego wdechu by wskoczyć na stałą powierzchnię.
Wspięła się niezdarnie na ziemię i opadła zduszona szalejącą wokół siarką. Szybko skryła się pod ciemnym płaszczem, w osłonie nocy chcąc nabrać wdechu, ale także prześledzić ruchy swoich towarzyszy.
Nie ciągnęła tematu dalej. Upiła kolejny łyk z bukłaku i cicho westchnęła. Niewygodnie się opierało o nierówną strukturę drzewa, ale bardziej nie wyobrażała sobie wżynającej się siatki hamaka.
Oparła się barkiem o potężną roślinę, tak aby rany miały jak najmniejsza styczność z korą. Nie planowała na nowo cierpieć, chociaż prędzej czy później na bliznach zagnieżdżą się kolejne krwiste ślady. Przymknęła oczy tęskniąc za buchającymi płomieniami ogniska. Otulały ciepłem niejedną zmarzniętą duszę obiecując bezpieczeństwo i opiekę. Palone gałęzie trzaskały w mało rytmiczny, a jednak usypiający sposób. Już samo wspomnienie znużyło driadę. Drzewa wraz z leśną duszą wydawały się być ukojeniem. Wolnym ruchem kołysały się na wietrze zapowiadając cichą noc… Jednak to los tym razem zadecydował i nie miał w planach dać możliwości wyspania się „ekipie ratunkowej”.
Wyprostowała się gwałtownie. Niczym antylopa, której niepokój wzbudził pustynny szmer. Czujność Frigg została wzbudzona już wcześniej. Niezrozumiałe echo docierało nawet tutaj, ale dopiero teraz potrafiła określić którejkolwiek ze słów dziewczyny. Słyszała jej jęki i błagania. Tak bardzo była zajęta oburzeniem oraz dziewczyną z wieży, że nie zwróciła uwagi na zbliżającą się postać. Była na siebie wściekła o brak koncentracji. W nocy wszystko było dwa razy niebezpieczniejsze. Spojrzała na nieznajomą, ale ona jej nie interesowała. Zupełnie jakby tylko wyczekiwała na kolejne dźwięki, a wzrok musiał się po prostu czegoś uczepić. Wstała momentalnie przełykając ślinę.
Z początku nic nie odpowiedziała. Zatrzymała wzrok na strażniku. Brwi mocno zmarszczyły się na twarzy Frigg, które teraz mimochodem przeleciała oczami po czarodziejce. Rycerza nawet nie zdążyła uchwycić.
-Wybacz uzdrowicielko, ale nie wczas mi się przedstawiać –odparła nerwowo.- Dziewczyna w wieży błaga o pomoc. Jeśli zechcesz to pomóż, jeżeli nie, to bierz dupę w kroki i się stad wynoś!
Wiedziała kim jest. Trudno nie rozpoznać tak charakterystycznej, bijącej się ku górze, czarodziejki. Dodatkowo Frigg sama często korzystała z ich nietanich usług, które kończyły się większą lub mniejszą, ale zawsze porażką. Tej dziewczyny nie miała jeszcze okazji poznać, spotkać twarzą w twarz, czy też się odezwać. Teraz jednak nie miała na to czasu.
-Smok jest w wieży! Jest okazja by się wedrzeć! Kto wie czy jutro nam się druga taka nadejdzie…-dodała nerwowo, ale nie czekała na odpowiedź. Miała nadzieję, że i reszta ruszy za mało zdrowym rozsądkiem i zaryzykuje. – Liczę na Was…-dodała miękko, a oczy zabłysnęły czekoladową głębią i wyzwaniem. Ujęła nim również nowo przybyłą, chociaż nawet nie wiedziała jaki jest jej cel przybycia.
Nikt nie zdołał zatrzymać tej rozpalonej krwi. Wyskoczyła z krzaków niczym pantera, przechwytując wzrokiem zamczysko. W nocy wydawało się większe i bardziej mocarne, chociaż dla Frigg wszystko miało ogrom rozmiaru.
Bez wahania pomknęła przez most. Zapanowała jednak nad biegiem i zdecydowała się na szybki chód. Przejście zachwiało się niespokojnie, a ona uchwyciła się mocno na lin. Na krótką chwilę przystanęła. Przełknęła ślinę dla odwagi, ale tym razem lekkomyślność była jej bohaterem. Stąpała kolejno i kolejno, aż wreszcie sięgnęła niemalże końca drogi. Niestabilne deski nawet pod małym ciężarem leśnej dziewczyny, złamały się w pół. Zleciały głuchym echem w dół, ale nic nie zwróciło uwagi Frigg jak kolejna, spróchniały kawał drewna, którego akurat się trzymała!
Cichym jękiem złapała się niemalże w ostatniej chwili liny. Ciało drobnej dziewczyny zawisło nad skalną dziurą. Driada obiecała sobie, że nie spojrzy w dół. Ów trzymała się danego przez siebie i dla samej siebie, rzekniętego słowa. Gorący żar bił z dołu, zupełnie jakby chciał pochłonąć ją swoimi mackami do piekielnej otchłani. Niczym małpa w cyrku przewlekła się przez kolejne lniane atrakcje. To raz wplątała się nogami, to raz zahaczyła dłonią bądź łokciem, aż w końcu dłoń spoczęła ciężko na skalnej powierzchni. Nabrała ostatniego wdechu by wskoczyć na stałą powierzchnię.
Wspięła się niezdarnie na ziemię i opadła zduszona szalejącą wokół siarką. Szybko skryła się pod ciemnym płaszczem, w osłonie nocy chcąc nabrać wdechu, ale także prześledzić ruchy swoich towarzyszy.
- Quirrito
- Szukający drogi
- Posty: 37
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
- Kontakt:
Noc zapowiadała się bardzo spokojna, gdyby nie obecność gada w niedużej odległości zapewne X'orr'da zapadłby w dosyć głęboki, jak na niego, spokojny sen. Okoliczności były jednak takie, a nie inne. Podejście Naturianki oraz zmiennokształtnego nie dziwiło Quirrita, nie znali go, w dodatku nie mogli mu zaufać, póki nie pokaże im swojej twarzy. Na to niestety nie było szans, musiał możliwie jak najdłużej omijać takiego splotu wypadków. Nie mógł wiedzieć do końca z kim ma do czynienia, towarzysze mogliby okazać się łowcami nagród łasymi na złoto i bezceremonialnie zabić Maga. Dlatego Czarodziej nie planował tej nocy spać, nie czuł się specjalnie zmęczony. Świadomość przyszłej potyczki ze smokiem dodatkowo spędzała mu sen z powiek. Zważając na siły obecnych tu jednostek - będzie musiał walczyć niemal samodzielnie.
Gdy zakładniczka wysoko ponad nimi błagała o pomoc z eflim języku, wszyscy skupili się na niej. Niespodziewanie z okna strażnicy wystrzeliła kula ognia. Krzyki nieco zelżały, jednak głos mógł być nadal słyszalny. Tym razem nie można było zrozumieć żadnych słów, jedynie ciche pojękiwania. Płacz, ból, strach, to wszystko skumulowane po torturach na pewno zmieni tę dziewczynę nie do poznania. Czy właściwie będzie jeszcze kogo ratować? "Nie, nie myśl tak" skarcił się potrząsając głową na boki. 'Trzeba się pospieszyć!".
Wtem spomiędzy drzew wyszła ubrana z jasne szaty sylwetka. Nie pasowała zupełnie do panującego wokół krajobrazu mroku, cienia i ciemności. Jej postać niemal zdawała się źródłem nieistniejącego światła, było to jednak jedynie złudzenie optyczne. "Jak mogłem ją pominąć?!" zaczął sobie już wyrzucać nieuwagę i nieostrożność. To równie dobrze mógł być smok. Dopiero po chwili Quirrito zrozumiał, kto do nich dołączyć.
- Ariawen! Moja kochana, jak dobrze cię widzieć! - powiedział przyciszonym, acz podekscytowanym głosem.
Rozpoznał znajomą niewiastę tylko po wyjątkowo niepowtarzalnej aurze. Co więcej - Srebrna również poznała Wygnańca. "Oby tylko nie rzuciła mojego imienia..." zaczął się obawiać, prawdopodobnie niepotrzebnie. Skoro Czarodziejka tu jest, na pewno wie o tym, że X'orr'da jest ścigany listem gończym. Skoro zwróciła się do niego tak serdecznie, na pewno wie, że musi być niewinny. Będzie więc go kryć.
Dźwiękowiec na chwilę zamknął oczy, przypominając sobie dawne czasy. Gdy jeszcze w wieży Pradawnego szkolił się, miał parokrotnie styczność z jego drugą uczennicą, zawsze były to jednak przypadkowe spotkania. Oboje się lubili, on jako młody mężczyzna już planował swoją ucieczkę i bunt, ona, jako wciąż młoda nastolatka, wyglądem bliżej było jej do dziecka, niż kobiety. Mimo wszystko była bardzo rozpoznawalna, już wtedy niesamowicie piękna i dobra. Teraz, po tych wielu, wielu latach, rozpoznali się. On, faktycznie, również się bardzo zmienił. Spory zarost, blizna... To wszystko skryte było przecież przed jej wzrokiem, więc rozpoznała go jedynie dzięki emanacji.
Srebrna wyglądała na prawdę niesamowicie. Gdy widział ją tak dawno temu nie dostrzegał w niej kobiety. Obecnie całe przeszłe wyobrażenie o tej dziewczynie legło w gruzach. Wszystko, co mówiła, co robiła, świadczyło o jej kobiecości. Quirrito dostrzegł to, Postanowił jednak nie zwracać na to więcej uwagi. Normalne, że gdy kogoś się nie widziało długo, najpierw szuka się w nim zmian i różnic pomiędzy czasem obecnym, a tym, jak było kiedyś.
Jego myśli wróciły do Kishenziego i Frigg. Ta druga nagle oświadczyła, że rusza i wybyła. "No nie... Nieodpowiedzialność jakich mało..." pomyślał Pradawny, ale w biegu pochwycił swoją torbę i ruszył za Naturianką. Zatrzymał się tylko na chwilę i odwrócił zakapturzoną twarz.
- Idziesz z nami? - rzucił do Ariawen - Muszę cię wprowadzać w sytuację? - było to swoiste wyzwanie, nie tylko propozycja, ale również zaproszenie, niewypowiedziana prośba.
Następnie jeszcze obrócił głowę w stronę Tygrysołaka i pobiegł dosyć sprawnie jak na swój wiek za Frigg. Dogonił ją w momencie, gdy ta wspinała się po łańcuchach zwodzonego mostu. Wstrzymał oddech widząc, jak dziewczyna zwisa nad fosą, Szybko sobie jednak poradziła. Quirrito nie śmiał nawet ruszyć lin przeprawy bojąc się, że niepewna wiązanka desek i plecionych lian nie wytrzyma ciężaru obojga.
Gdy Naturianka dotarła na drugą stronę X'orr'da zacisnął swoje dłonie na linach po obu stronach mostu i, za pomocą magii, wysłał kilka serii drgań poddźwiękowych. Chciał sprawdzić, jaki udźwig miała budowla. Niestety - niewielki. Frigg miała niesamowite szczęście, choć wykazała się nieopisaną głupotą. Mag postanowił. Pobiegnie za nią. On też wykazał się nieopisaną głupotą...
Ruszył biegiem nadeptując na co trzecią deskę, wciąż trzymając się obu stron przeprawy. Liny były pewne, ale drewno... Wydawało się, jakby jęczało, gotowe by uciekać w dół przepaści przed naciskiem starego Czarodzieja.
Tymczasem pomarańczowy blask w wieży dworku zgasł...
Gdy zakładniczka wysoko ponad nimi błagała o pomoc z eflim języku, wszyscy skupili się na niej. Niespodziewanie z okna strażnicy wystrzeliła kula ognia. Krzyki nieco zelżały, jednak głos mógł być nadal słyszalny. Tym razem nie można było zrozumieć żadnych słów, jedynie ciche pojękiwania. Płacz, ból, strach, to wszystko skumulowane po torturach na pewno zmieni tę dziewczynę nie do poznania. Czy właściwie będzie jeszcze kogo ratować? "Nie, nie myśl tak" skarcił się potrząsając głową na boki. 'Trzeba się pospieszyć!".
Wtem spomiędzy drzew wyszła ubrana z jasne szaty sylwetka. Nie pasowała zupełnie do panującego wokół krajobrazu mroku, cienia i ciemności. Jej postać niemal zdawała się źródłem nieistniejącego światła, było to jednak jedynie złudzenie optyczne. "Jak mogłem ją pominąć?!" zaczął sobie już wyrzucać nieuwagę i nieostrożność. To równie dobrze mógł być smok. Dopiero po chwili Quirrito zrozumiał, kto do nich dołączyć.
- Ariawen! Moja kochana, jak dobrze cię widzieć! - powiedział przyciszonym, acz podekscytowanym głosem.
Rozpoznał znajomą niewiastę tylko po wyjątkowo niepowtarzalnej aurze. Co więcej - Srebrna również poznała Wygnańca. "Oby tylko nie rzuciła mojego imienia..." zaczął się obawiać, prawdopodobnie niepotrzebnie. Skoro Czarodziejka tu jest, na pewno wie o tym, że X'orr'da jest ścigany listem gończym. Skoro zwróciła się do niego tak serdecznie, na pewno wie, że musi być niewinny. Będzie więc go kryć.
Dźwiękowiec na chwilę zamknął oczy, przypominając sobie dawne czasy. Gdy jeszcze w wieży Pradawnego szkolił się, miał parokrotnie styczność z jego drugą uczennicą, zawsze były to jednak przypadkowe spotkania. Oboje się lubili, on jako młody mężczyzna już planował swoją ucieczkę i bunt, ona, jako wciąż młoda nastolatka, wyglądem bliżej było jej do dziecka, niż kobiety. Mimo wszystko była bardzo rozpoznawalna, już wtedy niesamowicie piękna i dobra. Teraz, po tych wielu, wielu latach, rozpoznali się. On, faktycznie, również się bardzo zmienił. Spory zarost, blizna... To wszystko skryte było przecież przed jej wzrokiem, więc rozpoznała go jedynie dzięki emanacji.
Srebrna wyglądała na prawdę niesamowicie. Gdy widział ją tak dawno temu nie dostrzegał w niej kobiety. Obecnie całe przeszłe wyobrażenie o tej dziewczynie legło w gruzach. Wszystko, co mówiła, co robiła, świadczyło o jej kobiecości. Quirrito dostrzegł to, Postanowił jednak nie zwracać na to więcej uwagi. Normalne, że gdy kogoś się nie widziało długo, najpierw szuka się w nim zmian i różnic pomiędzy czasem obecnym, a tym, jak było kiedyś.
Jego myśli wróciły do Kishenziego i Frigg. Ta druga nagle oświadczyła, że rusza i wybyła. "No nie... Nieodpowiedzialność jakich mało..." pomyślał Pradawny, ale w biegu pochwycił swoją torbę i ruszył za Naturianką. Zatrzymał się tylko na chwilę i odwrócił zakapturzoną twarz.
- Idziesz z nami? - rzucił do Ariawen - Muszę cię wprowadzać w sytuację? - było to swoiste wyzwanie, nie tylko propozycja, ale również zaproszenie, niewypowiedziana prośba.
Następnie jeszcze obrócił głowę w stronę Tygrysołaka i pobiegł dosyć sprawnie jak na swój wiek za Frigg. Dogonił ją w momencie, gdy ta wspinała się po łańcuchach zwodzonego mostu. Wstrzymał oddech widząc, jak dziewczyna zwisa nad fosą, Szybko sobie jednak poradziła. Quirrito nie śmiał nawet ruszyć lin przeprawy bojąc się, że niepewna wiązanka desek i plecionych lian nie wytrzyma ciężaru obojga.
Gdy Naturianka dotarła na drugą stronę X'orr'da zacisnął swoje dłonie na linach po obu stronach mostu i, za pomocą magii, wysłał kilka serii drgań poddźwiękowych. Chciał sprawdzić, jaki udźwig miała budowla. Niestety - niewielki. Frigg miała niesamowite szczęście, choć wykazała się nieopisaną głupotą. Mag postanowił. Pobiegnie za nią. On też wykazał się nieopisaną głupotą...
Ruszył biegiem nadeptując na co trzecią deskę, wciąż trzymając się obu stron przeprawy. Liny były pewne, ale drewno... Wydawało się, jakby jęczało, gotowe by uciekać w dół przepaści przed naciskiem starego Czarodzieja.
Tymczasem pomarańczowy blask w wieży dworku zgasł...
- Pani Losu
- Splatający Przeznaczenie
- Posty: 648
- Rejestracja: 15 lat temu
- Rasa:
- Profesje:
- Kontakt:
Mówi się, że niektórzy mają więcej szczęścia niż rozumu. Quiritto udało się przebyć most i nie spaść ani nie połamać sobie nóg. Chociaż czy ktokolwiek podążający za nim powtórzyłby tą sztukę, za to już nie można było ręczyć. Na moment zapadła cisza, wszyscy chyba wstrzymali oddech, oczekując jakiegoś znaku z nieba.
- WYGNANIEC - odezwał się nagle głos w głowie czarodzieja. Głos silny, kojarzący się jednoznacznie z potęgą zarówno fizyczna, jak i umysłową oraz magiczną, z siłą i sprytem. Kojarzący się ze smokiem.
- Quirrito X'orr'da Ecevhessha'hanghuennthesstle - kontynuował telepatyczny głos, jakby rozkoszował się tym, że odkrył tożsamość jednej z osób, które szturmują zamek. Następne słowa zostały już wypowiedziane na głos, tak, by wszyscy dobrze je słyszeli.
- Głupi śmiertelnicy - warknął smok, nie pokazując się jednak na oczy śmiałkom, którym ubliżał. - Przyszliście tu jak cielęta na rzeź, ślepe i nieświadome tego, co tak naprawdę może was tu spotkać. Jak wszyscy wasi poprzednicy daliście się wmanewrować w knowania tych żmij, tych zdrajców i szarlatanów! Mierzi mnie już ich upór. Okażę wam moją wspaniałomyślność. Oto moja propozycja: pozwolę wam wejść na zamek, spotkam się z wami i wyłożymy karty na stół. Nic wam się nie stanie tak długo, jak pierwsi nie sięgniecie po broń. Warunek jest jeden. Silvan ma stąd odejść. I bez stawiania warunków, rycerzyku, oboje wiemy, że nie jesteś w pozycji do negocjowania ze mną. Odejdź stąd, w przeciwnym razie zamienię w popiół ciebie i twoich towarzyszy.
- Posłuchaj go - poprosił delikatny kobiecy głos w głowie czarodzieja. - Jestem Feihe. Ruphertus nie jest zły, jak ci go przedstawiono, nie skrzywdził mnie i nie skrzywdzi was, jeśli nie dacie mu ku temu powodów. On mnie broni i strzeże, nie więzi mnie wbrew mojej woli. Boi się ciebie, ale jest w stanie oddać życie za moje bezpieczeństwo, dlatego proszę: odejdź, nie prowokuj go. Zrób to, jeśli jesteś dobrym człowiekiem.
Głos dziewczyny był spokojny, pobrzmiewało w nim jednak zmęczenie i troska. Oczami wyobraźni można było zobaczyć jej oblicze, lekko podkrążone oczy, w których malowało się zmartwienie, i złożone w błagalnym geście ręce. Jeśli wcześniej wątpliwości były tylko rysą na obrazie całokształtu, teraz zaczynały one w zastraszającym tempie rosnąć i rozbijać go na kawałki. Prawda była dużo bardziej skomplikowana, niż przedstawili ją rodzice Feihe, czarodziej jednak nie mógł jej poznać - został postawiony w sytuacji bez wyjścia i musiał odejść. O ile był dobrym człowiekiem.
- WYGNANIEC - odezwał się nagle głos w głowie czarodzieja. Głos silny, kojarzący się jednoznacznie z potęgą zarówno fizyczna, jak i umysłową oraz magiczną, z siłą i sprytem. Kojarzący się ze smokiem.
- Quirrito X'orr'da Ecevhessha'hanghuennthesstle - kontynuował telepatyczny głos, jakby rozkoszował się tym, że odkrył tożsamość jednej z osób, które szturmują zamek. Następne słowa zostały już wypowiedziane na głos, tak, by wszyscy dobrze je słyszeli.
- Głupi śmiertelnicy - warknął smok, nie pokazując się jednak na oczy śmiałkom, którym ubliżał. - Przyszliście tu jak cielęta na rzeź, ślepe i nieświadome tego, co tak naprawdę może was tu spotkać. Jak wszyscy wasi poprzednicy daliście się wmanewrować w knowania tych żmij, tych zdrajców i szarlatanów! Mierzi mnie już ich upór. Okażę wam moją wspaniałomyślność. Oto moja propozycja: pozwolę wam wejść na zamek, spotkam się z wami i wyłożymy karty na stół. Nic wam się nie stanie tak długo, jak pierwsi nie sięgniecie po broń. Warunek jest jeden. Silvan ma stąd odejść. I bez stawiania warunków, rycerzyku, oboje wiemy, że nie jesteś w pozycji do negocjowania ze mną. Odejdź stąd, w przeciwnym razie zamienię w popiół ciebie i twoich towarzyszy.
- Posłuchaj go - poprosił delikatny kobiecy głos w głowie czarodzieja. - Jestem Feihe. Ruphertus nie jest zły, jak ci go przedstawiono, nie skrzywdził mnie i nie skrzywdzi was, jeśli nie dacie mu ku temu powodów. On mnie broni i strzeże, nie więzi mnie wbrew mojej woli. Boi się ciebie, ale jest w stanie oddać życie za moje bezpieczeństwo, dlatego proszę: odejdź, nie prowokuj go. Zrób to, jeśli jesteś dobrym człowiekiem.
Głos dziewczyny był spokojny, pobrzmiewało w nim jednak zmęczenie i troska. Oczami wyobraźni można było zobaczyć jej oblicze, lekko podkrążone oczy, w których malowało się zmartwienie, i złożone w błagalnym geście ręce. Jeśli wcześniej wątpliwości były tylko rysą na obrazie całokształtu, teraz zaczynały one w zastraszającym tempie rosnąć i rozbijać go na kawałki. Prawda była dużo bardziej skomplikowana, niż przedstawili ją rodzice Feihe, czarodziej jednak nie mógł jej poznać - został postawiony w sytuacji bez wyjścia i musiał odejść. O ile był dobrym człowiekiem.
- Frigg
- Zaklęta Żaba
- Posty: 955
- Rejestracja: 11 lat temu
- Rasa: Driada
- Profesje: Opiekun , Uzdrowiciel , Rozbójnik
- Ranga: administrator.png
- Kontakt:
Frigg, co prawda przedarła się przez most, ale nic ciekawego nie znalazła po drugiej stronie. Rozumiała smoka. Czuła jego zwierzęcą część, to, że broni jedynie samego ogniwa i taki też jego cel był. Nie wydawał się być ani groźny ani nie niebezpieczny. Nie dla nich… Nie w tym momencie.
Spojrzała w stronę nieznajomego i chociaż krótko go znała to miała wrażenie, że zna już kolejny ruch…
-Nie mam tu czego szukać…-wymamrotała pod nosem. Jeszcze raz obejrzała zamek. Podziwiała jego wielkość , a także przyjrzała się istocie oblepionej lśniącymi łuskami. Jednak nie tak miała się skończyć ta historia… W końcu nie w takim celu tutaj przyszła!
Obejrzała się za siebie. Zdziwiła się gdy czarodziej zniknął. Bez pożegnania, bez słów… Po prostu. Z wyboru. Ona również odeszła, niknąc w gęstym lesie. Teraz musiała zająć się czymś innym…
Ciąg dalszy:
http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=1 ... 3&start=75
Spojrzała w stronę nieznajomego i chociaż krótko go znała to miała wrażenie, że zna już kolejny ruch…
-Nie mam tu czego szukać…-wymamrotała pod nosem. Jeszcze raz obejrzała zamek. Podziwiała jego wielkość , a także przyjrzała się istocie oblepionej lśniącymi łuskami. Jednak nie tak miała się skończyć ta historia… W końcu nie w takim celu tutaj przyszła!
Obejrzała się za siebie. Zdziwiła się gdy czarodziej zniknął. Bez pożegnania, bez słów… Po prostu. Z wyboru. Ona również odeszła, niknąc w gęstym lesie. Teraz musiała zająć się czymś innym…
Ciąg dalszy:
http://granica-pbf.pl/viewtopic.php?f=1 ... 3&start=75
- Quirrito
- Szukający drogi
- Posty: 37
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje: Mag , Wędrowiec , Badacz
- Kontakt:
Dostał się na drugą stronę, trochę szczęściem, trochę głupotą, trochę szybkością, a trochę pomagając sobie magią. Ale na pewno było to przede wszystkim szczęście... "Chyba jestem na to za stary..." zaśmiał się sam do siebie, poprawił jednak torbę na ramieniu, kaptur na głowie i spojrzał za Frigg.
W tym momencie ktoś wyraźnie krzyknął jego hańbiący pseudonim, który przykleił się do niego wiele lat temu i nieprzerwanie utrzymuje się tuż przy jego twarzy. Nikt jednak jakoś nie zwrócił na to uwagi. Faktycznie to było tylko w głowie czarodzieja, zaś głos jednoznacznie wskazywał na swojego właściciela. To był smok, z którym Quirrito miał się mierzyć dzisiejszego wieczora. Czy aby był to faktycznie dobry pomysł? X'orr'da nie przewidział wszak, że zostanie rozpoznany tak szybko. Nawet nie zdążył jeszcze przygotować się do walki...
Sytuacja nie malowała się w jasnych kolorach. Tymczasem oponent nieodzownie czerpał radość z tego, że rozpoznał napastnika. Rozpoznał poszukiwanego listem gończym maga tak szybko, jakby to było najprostsze zajęcie na świecie. "Cholera...".
Wtem smok wypowiedział się na głos, do wszystkich. Miał zdecydowaną przewagę nawet bez tego. Po prostu był silniejszy i sama potyczka była bardzo niebezpieczna. A teraz, gdy rozpoznał swojego oponenta, bez problemu mógł obrócić obecnych sojuszników Dźwiękowca na swoją stronę, przeciw pradawnemu. I wtedy miałby spory problem.
Łuskowaty powiedział wprost - Silvan ma odejść. nie wyjawił od razu tożsamości Quirrita towarzyszom. Ale nadal trzymał go w garści, był zdany na jego łaskę lub jej brak. A tymczasem smok akurat pokazał ową łaskę... I w tym momencie stało się coś, co zdecydowanie zmieniło pogląd Czarodzieja na tę sytuację. Feihe odezwała się wprost do niego. wyjaśniła coś, co od początku Magowi nie grało. Te niejasności w historii rodziców. Oboje byli tam z własnego wyboru. "A więc... Tutaj kończy się moja rola. Przepraszam was" powiedział Quirrito we własnych myślach licząc, że zarówno Ruperthus, jak i kobieta go usłyszą i po prostu...
...Teleportował się pod las najbliższego miasta...
Ciąg dalszy: Quirrito
W tym momencie ktoś wyraźnie krzyknął jego hańbiący pseudonim, który przykleił się do niego wiele lat temu i nieprzerwanie utrzymuje się tuż przy jego twarzy. Nikt jednak jakoś nie zwrócił na to uwagi. Faktycznie to było tylko w głowie czarodzieja, zaś głos jednoznacznie wskazywał na swojego właściciela. To był smok, z którym Quirrito miał się mierzyć dzisiejszego wieczora. Czy aby był to faktycznie dobry pomysł? X'orr'da nie przewidział wszak, że zostanie rozpoznany tak szybko. Nawet nie zdążył jeszcze przygotować się do walki...
Sytuacja nie malowała się w jasnych kolorach. Tymczasem oponent nieodzownie czerpał radość z tego, że rozpoznał napastnika. Rozpoznał poszukiwanego listem gończym maga tak szybko, jakby to było najprostsze zajęcie na świecie. "Cholera...".
Wtem smok wypowiedział się na głos, do wszystkich. Miał zdecydowaną przewagę nawet bez tego. Po prostu był silniejszy i sama potyczka była bardzo niebezpieczna. A teraz, gdy rozpoznał swojego oponenta, bez problemu mógł obrócić obecnych sojuszników Dźwiękowca na swoją stronę, przeciw pradawnemu. I wtedy miałby spory problem.
Łuskowaty powiedział wprost - Silvan ma odejść. nie wyjawił od razu tożsamości Quirrita towarzyszom. Ale nadal trzymał go w garści, był zdany na jego łaskę lub jej brak. A tymczasem smok akurat pokazał ową łaskę... I w tym momencie stało się coś, co zdecydowanie zmieniło pogląd Czarodzieja na tę sytuację. Feihe odezwała się wprost do niego. wyjaśniła coś, co od początku Magowi nie grało. Te niejasności w historii rodziców. Oboje byli tam z własnego wyboru. "A więc... Tutaj kończy się moja rola. Przepraszam was" powiedział Quirrito we własnych myślach licząc, że zarówno Ruperthus, jak i kobieta go usłyszą i po prostu...
...Teleportował się pod las najbliższego miasta...
-
- Błądzący na granicy światów
- Posty: 13
- Rejestracja: 10 lat temu
- Rasa: Czarodziej
- Profesje:
- Kontakt:
Sytuacja była tak dziwna, że Czarodziejka zupełnie nie była w stanie nadążyć za wszystkim. Krzyki dobiegające z wieży ściągnęły uwagę jej towarzyszy, by każdy bez wyjątku rzucił się bez żadnego planu prosto w paszczę smoka. Pomimo, że zazwyczaj tego nie robi zaklnęła pod nosem. "W ten sposób nikogo przecież nie uratują!"
- Azeri!- Pegaz odczytując bezbłędnie wolę swojej pani rozpostarł skrzydła w chwili, kiedy Arianwen wskoczyła na jego grzbiet. Z powietrza obserwowała przeprawę Quirrito przez most oraz popisy driady. Tygrysołak w tym zamieszaniu zniknął jej z oczu, a ona miała naprawdę ważniejsze sprawy do roboty niż opiekowanie się zgubionymi kociakami. Dźwiękowiec, którego spotkała po kilku wiekach rozłąki był wyraźnie w tarapatach. Widziała po jego twarzy, że bije się z myślami, gdy dosłownie chwilę wcześniej poczuła zawirowania magii. Sama miała zdolności telepatyczne, więc chociaż nie wiedziała jaką rozmowę odbył ze smokiem to zdawała sobie sprawę, że takowa miała miejsce.
Dostrzegła ściągnięte rysy jego twarzy, a poważny wzrok jasno wskazywał, że mężczyzna bił się z myślami. Żałowała jedynie, że zniknął bez żadnego słowa wyjaśnienia. "Czym jest to uczucie w piersi?" Biła się z myślami nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo zabiegała chociażby o jedno spojrzenie maga.
Potem jednak odeszła również driada, a Srebrzysta została sama na niedoszłym placu boju. W takim razie... dlaczego nie skorzystać z zaproszenia Pradawnego i udać się na spotkanie? Mimo wszystko wyczuwała z kierunku wieży aurę strachu. Dlaczego smok miałby się ich bać? Nie chcąc ich w takim razie jeszcze bardziej nękać przesłała telepatycznie przeprosiny w Starej Mowie, a następnie pokierowała pegaza z dala od miejsca, w którym mieszkało zdecydowanie więcej tajemnic.
Ciąg dalszy: nastąpi
- Azeri!- Pegaz odczytując bezbłędnie wolę swojej pani rozpostarł skrzydła w chwili, kiedy Arianwen wskoczyła na jego grzbiet. Z powietrza obserwowała przeprawę Quirrito przez most oraz popisy driady. Tygrysołak w tym zamieszaniu zniknął jej z oczu, a ona miała naprawdę ważniejsze sprawy do roboty niż opiekowanie się zgubionymi kociakami. Dźwiękowiec, którego spotkała po kilku wiekach rozłąki był wyraźnie w tarapatach. Widziała po jego twarzy, że bije się z myślami, gdy dosłownie chwilę wcześniej poczuła zawirowania magii. Sama miała zdolności telepatyczne, więc chociaż nie wiedziała jaką rozmowę odbył ze smokiem to zdawała sobie sprawę, że takowa miała miejsce.
Dostrzegła ściągnięte rysy jego twarzy, a poważny wzrok jasno wskazywał, że mężczyzna bił się z myślami. Żałowała jedynie, że zniknął bez żadnego słowa wyjaśnienia. "Czym jest to uczucie w piersi?" Biła się z myślami nie rozumiejąc, dlaczego tak bardzo zabiegała chociażby o jedno spojrzenie maga.
Potem jednak odeszła również driada, a Srebrzysta została sama na niedoszłym placu boju. W takim razie... dlaczego nie skorzystać z zaproszenia Pradawnego i udać się na spotkanie? Mimo wszystko wyczuwała z kierunku wieży aurę strachu. Dlaczego smok miałby się ich bać? Nie chcąc ich w takim razie jeszcze bardziej nękać przesłała telepatycznie przeprosiny w Starej Mowie, a następnie pokierowała pegaza z dala od miejsca, w którym mieszkało zdecydowanie więcej tajemnic.
Ciąg dalszy: nastąpi
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości