Szepczący Las[Ostateczne Starcie] Miecz Dusz

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Zablokowany
Viktorius
Błądzący na granicy światów
Posty: 22
Rejestracja: 9 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

[Ostateczne Starcie] Miecz Dusz

Post autor: Viktorius »

Viktorius odnalazł trop Upadłej Anielicy w Równinach Theryjskich, ponoć udała się do Szepcącego Lasu, do jednego z opuszczonego kompleksu podziemi, który niegdyś służył jako cmentarz dla złoczyńców. Wkroczył do jaskini, oświetlając drogę niebieskawym światłem, a swój miecz miał przygotowany do cięcia. Ciężkimi krokami przesuwał się w głąb jaskini oczekując jakiegokolwiek zagrożenia. Nie musiał czekać długo... Sztywne martwe dłonie zaczęły wyłaniać się ze ścian i podłoża, próbujące dosięgnąć Viktoriusa szponami. Anioł spalił dłonie ze ścian niebieskim płomieniem, a te z podłoża zmiażdżył ciężarem swojej zbroi. Na szponiastych dłoniach się nie skończyło, te były pewnie tylko ostrzeżeniem i efektem odstraszania szarych ludzi, przed wejściem do środka. Jaskinia zaświeciła się zielonawym światłem, wypełniając kamienne wyrwy i pęknięcia nienaturalną mocą. Dotarł do schodów prowadzących w dół, w samą ciemność, tylko schody były podświetlone zielonymi strugami energii, a po bokach była przepaść w nicość.

Rozległ się przeraźliwy krzyk, zdławiony i niski, przypominający ptasi skrzek. Viktorius oddychał powoli, był gotowy na to co miało nadejść, zacisnął dłonie na swoim mieczu i udał się w dół schodów. Nagle coś zachrobotało za nim, odwrócił się i nawet nie zdążył zobaczyć co to. W jednej chwili został obalony na plecy, niszcząc sporą część schodów swoim ciężarem, jego zbroja wydała głośny szczęk i pisk. Potwór o czarnej skórze i włosiu, wskoczył na klatkę piersiową Viktoriusa, okładając go pazurami wielkości średniego pióra. Przy każdym ciosie leciały iskry, przy tym oświetlając psi pysk monstrum. Zielone i błyszczące oczy potwora błyskały w świetle iskier i energii otaczającej anioła. Chciał zacisnąć swoje szczęki na szyi anioła, ale ten uderzył go lewą dłonią w skroń, zrzucając go w czarną przepaść.
- Jam jest Viktorius! I takie abominacje mi nie zagrażają! - krzyknął donośnym głosem, który obijał się jeszcze echem przez parę sekund.
Kolejne stwory wdrapywały się po schodach, słyszał jak ocierają pazurami o kamienną ścianę, sycząc przy tym i wydając martwe zdławione krzyki. Nastąpiła zażarta walka, na schodach ledwo mieszczących Anioła. Viktorius ciął swym mieczem i spychał skrzydłami złowieszcze istoty w otchłań, schodząc coraz głębiej. Potworów było coraz więcej, rzucały się na Viktoriusa, próbowały rozszarpać jego zbroję i skrzydła, które były pokaleczone w wielu miejscach. Ale zwyciężył, dotarł do końca, dysząc, z rozciętymi skrzydłami i zniszczoną zbroją w wielu miejscach.

Pomieszczenie, a raczej krypta byłą ogromna, wypełniona zielonym światłem, w powietrzu latały zielone wstęgi w koło, tworząc coś na wzór kopuły, chroniącą... Upadła...
- Twe intrygi tu się kończą! - krzyknął Viktorius w stronę upadłej, wykonując dziwny rytuał przy latarni dusz.Ta się odwróciła, i wykonała szeroki uśmiech rozkładając dłonią, jakby chciała uściskać Viktoriusa jak własne dziecko.
- Viktorius! Witaj! Myślałam, że nie zdążysz zobaczyć efektu mojej pracy - wskazała dłonią na jarzącą się światłem latarnie. - Jeszcze masz szanse do mnie dołączyć Arbitrze. Przydałby mi się ktoś taki.
- Zamilcz! - krzyknął Viktorius zeskakując na kamienną płytę.
- Więc będziemy musieli walczyć? Szkoda, że jesteś sam... Bo ja... Nie jestem!
Wtedy światło przygasło, jedynym punktem światła była jarząca się latarnia dusz. Viktorius nie widział Anielicy, więc uniósł swoją dłoń i wytworzył niebieski promień światła, powoli rozglądał się za Upadłą.

Cisza, tylko lekki oddech Viktoriusa było słychać, gdy ten rozglądał się po krypcie za pomocą kierowanego światła.
- Tutaj! - Usłyszał Arbiter nad swoją głową, rzucił światłem i dostrzegł ją zawieszoną na suficie. Ale już nie przypominała człowieka, jej kończyny były zakończone szponami, a jej twarzy była wykrzywiona w chory sposób, szczerząc kły od ucha do ucha.
Anioł Światła nie czekał na ruch Anielicy, która przerodziła się w Harpię, jego skrzydła uniosły się, unosząc go w górę i zadając pierwszy cios. Chybił, Harpia, która niegdyś była Upadłym odskoczyła b ok, tnąc na ukos hełm Arbitra. Jej pazury były na tyle silne, że przecięła jego pancerz bez problemu, niszcząc hełm. Viktorius zrzucił go na ziemię, zatapiając go w piachu i zaatakował raz jeszcze. Trafił ją w udo, ale ta nawet tego nie poczuła, chwyciła Anioła i rzuciła nim w wejście krypty. Ściana zawaliła się, słyszał jak kompleks ze schodami także się walił, zamykając ich w podziemnej arenie.
Walka była zaciekła, on ranił ją ona jego, obydwaj na skraju wyczerpania, a jednak wynik pozostawał nie rozstrzygnięty.

Coś się stało, Latarnia Dusz zaczęła się trząść i jarzyć coraz mocniej.
- Za późno głupcze! - krzyknęła harpia u poleciała w stronę latarni. Viktorius nie mógł się wznieść, jego skrzydła były nie do odratowania... Został mu tylko bieg.
Harpia chwyciła latarnie w dłonie, a ta wybuchła na małe kawałki, roznosząc je na wszystkie strony.
- Myśleliście że chcę uwolnić te dusze? Myliliście się! Ja je pochłonę i stanę się najpotężniejszą istotą!
- Oszalałaś! - wydusił z siebie Viktorius upadając na kolano, jeden z odłamków przebił jego tors, zostawiając jego ciało w stanie krytycznym.
Ale miała rację, było za późno... Lawirujące dusze wpadały w upadłą jakby były przyciągane niewidzialną liną. A jej śmiech był głośny i powoli zmieniał tonację. Dusze największych grzeszników łączyły się z nią, dając jej niewyobrażalną moc.
- Zawiodłeś Aniele... Zaprowadzimy własny ład i zniszczymy Niebiosa, samego Stwórcę, a nawet zasiądziemy na jego tronie... - istota, która już nie była upadła przemówiła tysiącami głosów na raz. Jej ciało zostało pochłonięte, przed Viktoriusem stała plugawa dusza grzeszników. - Masz zaszczyt być naszą pierwszą ofiarą!
- A ty moją ostatnią!
Miecz Viktoriusa zabłysnął po raz ostatni, wbijając ostrze w eteryczną postać. Miecz Arbitra zapoczątkował chór krzyków, tysięcy grzesznych istot. Vitorius osunął się na plecy, spoglądając jak postać wije się w bólu. Pochłaniając każdą duszę i umieszczając ją w mieczu. Ten stawał się coraz ciemniejszy, plugawy, nigdy nie posiadał tylu dusz na raz. A istota wyła, kuląc się pod jarzmem potęgi jego miecza Divinusa. Jego miecz... Teraz rozumiał dlaczego został mu powierzony i został zesłany za Upadłą. Mógł pochłaniać dusze... Miał stać się kolejną Latarnią... Został wystawiony na śmierć. Viktorius nie miał im tego za złe... Taka była wola Stwórcy... Viktorius znalazł ostatnie siły, by się uśmiechnąć... I wtedy opadł bezwładnie na posadzkę.

Upadła, czy też najbardziej zła Dusza jaka istniała na świecie została uwieziona w jego mieczu. Czyniąc go najpotężniejszą i najniebezpieczniejszą bronią jaka została stworzona, zakopaną pod gruzami krypty, wraz z ciałem Anioła, który niegdyś go dzierżył.
Na ziemi nikt nie wiedział o tym co się zdarzyło, Niebiosa uznały misję Viktoriusa za sukces, chociaż wiedzieli że go skazują na śmierć. Ku jego chwale wznieśli mu monument, przed kręgiem sądu.

''Me imię Viktorius! I to zwycięstwo będzie początkiem waszego końca''

Ciąg dalszy... Nie nastąpi...
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość