Szepczący Las[Gdzieś na zachód od Adrionu] Spotkani

Utopijna kraina druidów, zwierząt i wszystkich baśniowych istnień. Miejsce przyjazne dla każdego stworzenia. Ogromny las położony w górskiej dolinie, gdzie nic nie jest takie jak się wydaje.
Nadariè
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nadariè »

Brak wody nie był dla Nadii większym problemem, często zdarzało się, że przez dłuższy czas musiała się bez niej obyć. Bardziej martwiła się zachowaniem Ivy. Widziała, że dziewczyna męczy się podczas przemiany. Nadariè dobrze wiedziała, co wilkołaczka czuje. Sama czasem nie kontrolowała przemian. Współczuła jej, mimo tego iż kilkanaście minut wcześniej Ivy próbowała ją zabić. Jako wilk prezentowała się dość groźnie. Miała przepiękną, ciemnobrązową sierść, lecz mimo to ciągle trochę przerażała Nadię. Chwilę potem Sarah odleciała zostawiając je same, we dwójkę. Smokołaczka nie była do końca zadowolona z tego faktu, tym bardziej, że i Ivy postanowiła odejść.

- Nie zostawiajcie mnie tu samej... - powiedziała żałośnie wyciągając rękę w stronę odchodzącego wilka. Na próżno. Została na łące sama, ale nie na długo. Po chwili podszedł do niej mężczyzna, elf. Przedstawił się imieniem Laceron i podał Nadii bukłak. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i już miała pić, gdy nagle odrzuciła wodę i odsunęła się trochę. Może jest zatruta...
- Czemu miałabym ci wierzyć, Laceronie? Zresztą skąd mam wiedzieć, że tak masz na imię. - powiedziała chłodno, lecz przy jej słodkim głosiku brzmiało to trochę śmiesznie. - Wybacz moją nieufność, ale przeżyłam wystarczająco dużo, by ci nie wierzyć.

Nagle coś dziwnego zwróciło uwagę Nadii. Wycie wilka. Spojrzała w stronę, z której dobiegały owe dźwięki i chwilę potem z krzaków wyskoczył duży, ciemny zwierz. Rzucił się na elfa i rozpoczęła się szamotanina.
- Ivy, nie! - Nadia krzyknęła głośno, gdy tylko rozpoznała wilkołaczkę. Gdyby miała siłę, odciągnęłaby ją, ale była za słaba. Jedyne co jej zostało, to krzyk.
Awatar użytkownika
Laceron
Błądzący na granicy światów
Posty: 23
Rejestracja: 12 lat temu
Rasa: Leśny Elf
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Laceron »

Wszystko działo się bardzo szybko ...
Laceron w jednej chwili pochylał się nas dziewczyną podając bukłak z wodą- usłyszał tylko odrzucenie propozycji i nieufność nieznajomej. Nie było to dla niego nowość, prawdę mówiąc on sam także by nie zaufał nie znanej mu osobie tak od razu. Myślał gorączkowo jak przekonać ją o swej dobrej woli- usłyszał tylko odległe wycie wilka.

W następnej chwili poczuł przenikliwy ból w lewym ramieniu i już leżał na plecach przygwożdżony przez wilka.
"Przecież on był daleko'- pomyślał. Niestety kreatura zaczęła pazurami rozcinać mu brzuch. Czuł przenikliwy ból po przecięciu pazurem na ramieniu, ale adrenalina zrobiła swoje. Jak zza ściany usłyszał głos leżącej kobiety, która kazała Ivy przestać. Nie mógł zrozumieć, szybko się obejrzał i nie zauważył żadnego innego człowieka.
"To nie jest wilk..." - przyszło mu do głowy- "To wilkołak". Z całych sił odrzucił się przeobrażoną bestię na bok, a sam wstał i szybkim ruchem pomimo bólu wyciągnął łuk i strzałę. Zgięty w pół dzięki powierzchownym, ale bolącym ranom na brzuchu wycelował w wilkołaka. Czekał w napięciu...
Nie chciał strzelać, nie mógłby przecież zranić człowieka, a tym bardziej kobiety...
Awatar użytkownika
Ivy
Błądzący na granicy światów
Posty: 17
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Wilkołak
Profesje:

Post autor: Ivy »

Blondwłosa nie oszczędzała elfa. W głębi duszy wiedziała,że robi źle. Ale uważała go za złego. Zwierzęta to po prostu czują. Tak, nawet te pół-ludzkie. Miała takie zdanie jak Nadia. Że może być zakłamanym oszustem. Wilczyca odrzucona na bok, zaczęła skomleć. Upadła na prawą łapę, a ta wygięła się mocno. Nie straciła jednak równowagi, i już miała się odwracać gdy przed swoim pyskiem zobaczyła celującego w nią mężczyznę. Znieruchomiała i rozglądała się tylko na boki. Była przerażona, ale nie dawała spotkanym poznać tego po sobie. Wiedziała,że mężczyzna jej nie skrzywdzi, przynajmniej tak uważała. Stał pewnie, ale minę miał komiczną, jakby sam nie wiedział co właściwie się dzieje. Wilczyca wyglądała równo komicznie, ale to już ją nie bawiło. Pozostawało pytanie: czy Laceron zrobi to, do czego zmierzał?
Nadariè
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nadariè »

Wilczyca rzuciła się na elfa z takim impetem, że ten upadł na ziemię. Szarpała pazurami jego brzuch i po chwili jej sierść była pokryta krwia mężczyzny. Tylko nie to...

- Ivy, przestań, proszę! - Nadia krzyczała, ale wilczyca nie zwracała na nią uwagi. Nagle wszystko się zmieniło. Laceron zrzucił z siebie Zmiennokształtną i wycelował w nią z łuku. Nadariè nie chciała, by ktokolwiek zginął, więc wstała i stanęła między Ivy a elfem, kurczowo trzymając futro, którym była przykryta. Nogi jej się trzęsły i nie mogła utrzymać równowagi, do tego plecy jeszcze bolały.
- Przestańcie. Proszę. Nikt tu nie zginie, zrozumiano? - powiedziała patrząc to na wilczycę, to na mężczyznę. - Ivy, wiem, że mnie słyszysz i rozumiesz. Uspokój się proszę. Nie atakuj go, nie chciał mi nic zrobić. - starała się uspokoić Zmiennokształtną swoim słodkim głosem. Lekko uśmiechnęła się i nagle, zupełnie bez ostrzeżenia upadła na ziemię. Nie miała już siły. Była odwodniona, zmęczona i głodna. Nie spała już od dwóch dni i z trudem opierała się pokusie zamknięcia oczu.

- Prze... Przepraszam. Chyba się zdrzemnę... Nie najlepiej się czuję. - powiedziała cicho i rozejrzała się dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na krzakach kilkanaście metrów od nich. Coś tak się poruszało. Nadia uniosła rękę i palcem pokazała miejsce, któremu się przyglądała. - Tam coś jest... Zwierzę...
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Zaiste. Zwierzę.

Sierść czarna jak sam środek nocy, para czerwonozłotych jak wschodzący księżyc oczu i to przeciągłe wycie, tak władcze, tak potężne, ścinające krew w żyłach... Gałęzie okolicznych krzewów i drobniejszych drzew nachyliły się ku ziemi, przygięte nagłym podmuchem nienaturalnego wiatru, a między nimi pojawiła się sylwetka wielkiego wilka. Jego głos, mimo iż zwierzęcy, dla wszystkich wokoło zabrzmiał jak rozkaz.

Wypłoszona Ivy umknęła w las jak skarcone szczenię. Laceron posłusznie opuścił łuk i odszedł - powoli, bardzo powoli, daleko, bardzo daleko. Nie mógł się sprzeciwić temu, który do niego przemówił. Tylko przez moment popatrzył tęsknie na tę złotowłosą piękność, która przed chwilą kazała drgnąć jego elfiemu sercu. Być może spotka ją jeszcze kiedyś - któż zna wyroki losu? Pomimo bólu i krwawiących ran, które sprawiła mu wilkołaczyca, Laceron szedł i nie zatrzymywał się, jakby nogi same go niosły, a nawet więcej - jakby to nie były jego własne nogi, lecz obce, głuche na jego wolę.

A Nadia? Nadia po prostu zasnęła. Tam, gdzie leżała, pod szarym futrem, obolała i wykończona. Czuwało nad nią jednak potężne zwierzę, dlatego nie zbliżył się do niej już nikt, kto mógłby jej zagrozić. Zamknęła oczy i świat rozpłynął się w cichych, kojących szeptach.
Awatar użytkownika
Conan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Conan »

         Białe światło i mocny ból w okolicach głowy to ostatnie co Conan pamięta z Opuszczonego Królestwa. Leżał nieprzytomny kilka dni. Gdy czarodziej się obudził, próbował wstać, lecz jego próba została udaremniona przez silny ból. Leżał nieruchomo przez około pięć minut. Gdy zebrał w sobie siły z trudem stanął na nogi. Rozejrzał się i w przeciągu kilkunastu sekund uświadomił sobie, że jest w miejscu doskonale mu znanym, w którym niedawno był. Miejsce to nosiło nazwę Szepczący Las. Pradawny rozejrzał się po okolicy i bez namysłu ruszył przed siebie. Idąc starał się sobie przypomnieć co stało się kilka dni temu. Niestety, bezskutecznie. Pamiętał tylko o spotkaniu nad Kryształowym Jeziorze z dwoma osobami. Hm… Musiałem mocno uderzyć się w głowę, to by tłumaczyło mój ból oraz utratę pamięci. Lecz co mogło doprowadzić do mojego upadku? Może mnie napadli lub najzwyczajniej w świecie potknąłem się. Po krótkim rozmyślaniu całej tej tajemniczej sprawy mag sprawdził czy cały jego ekwipunek był na miejscu. Na jego szczęście nic nie zgubił. Mijając kolejne drzewa i nie widząc wyjścia z lasu Arthur tracił nadzieję na wydostanie się z lasu. Nagle czarodziej usłyszał wycie wilka. Nie było to wycie zwyczajnego przedstawiciela tego gatunku ani wycie wilkołaka. Dźwięki wydobywające brzmiały jak rozkaz. Na dźwięk wydobywającego się wycia przez ciało Conana przeszły dreszcze. W jednym momencie stanął jak wryty i nasłuchiwał. Nastąpił kolejny ryk bestii. Mag wiedział, że słyszał już kiedyś ten dźwięk. Skąd ja znam ten dźwięk? pradawny pytał się w głębi ducha. Pamiętam…. Przechadzka… pegaz… zioło… drzemka… i ten dziwny sen. Nie namyślając się dłużej bohater ruszył w stronę zwierza. Chęć poznania bestii z koszmaru była tak wielka, iż pradawny po drodze gubił strach a zyskiwał odwagę. Po krótkim czasie wreszcie dotarł na miejsce. Widok, który zastał bohater zastał był szokujący. Wielki wilk, o czerwonych oczach posiadający sierść czarną niczym noc. Jego łapy wyglądały na potężnie zbudowane. Najgorsza dla maga nie była bestia tylko fakt, iż obok niego leży kobieta. Nie mógł określić czy nieznajoma żyje, lecz postanowił jej pomóc. Czarodziej począł zbliżać się do kobiety, lecz wilk szybko go zauważył i ruszył wprost na niego. Widząc to Conan począł obmyślać defensywę. Wilk będąc w odległości około trzech metrów skoczył na maga powalając go na ziemię. Ciężkie ciało zwierza przygniotło Arthura do ziemi. Bohater zaczął wykonywać prawą ręką gesty potrzebne do zaklęcia, lecz bestia ugryzła go w nią. Silne szczęki zwierza zacisnęły się na przedramieniu pradawnego, na wskutek czego wydarł się wniebogłosy. Krew wypłynął z rany Conana zatrzymując się na pysku bestii. Nie mogę zginąć, nie mogę przegrać walki z tobą po raz drugi! po tych myślach pradawny wykonał cztery szybkie gesty i wypowiedział zaklęcie. W jednej chwili zerwał się gwałtowny wiatr, który zepchnął wilka z maga na około dziesięć metrów. Arthur szybko wstał i przetarł medalion, z którego wydostało się jasne światło a, zanim Gecko. Gad natychmiast rzucił się na wilka dając czas czarodziejowi na dotarcie do nieznajomej. Nie zważając na nic wziął ją na ręce wykonał kilka znaków i wzniósł się ponad korony drzew. Zaczynając się wznosić ponownie przetarł medalion. Po tej czynności Gecko powrócił do swojego amuletu. Lecąc ponad lasem bohater miał w planach dolecieć do miasta, lecz stan jego ręki był tak zły, iż pokrzyżował jego plany. Nie mając już sił Conan widząc pobliską leśną polanę wylądował na niej. Rozejrzał się po całej polanie upewniając się, że jest ona bezpiecznym miejscem. Widząc wiele mchu, który rósł na środku polany położył tam kobietę. Sam, natomiast usiadł obok niej i czuwał.
Ostatnio edytowane przez Nimmeril 11 lat temu, edytowano łącznie 1 raz.
Powód: Błąd jezykowy.
Nadariè
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nadariè »

Nadariè nie poczuła, że ktoś wziął ją na ręce. Jej sen był bardzo głęboki. Nienaturalnie głęboki. Może wilk użył jakichś magicznych sztuczek, by ją uśpić? Co ciekawe, nic jej się nie śniło. Zawsze pamiętała chociaż część, a teraz miała wrażenie, jakby ktoś wyciął fragment jej życia. Kiedy się obudziła, leżała na miękkim, wilgotnym mchu. Wciąż była owinięta grubym futrem, które izolowało ją od zimnej ziemi. Jej wargi lekko drżały, a włosy miała wilgotne od rosy i potu. Mimo, iż nie spała, to nie otworzyła oczu. Czuła błogi spokój. Nareszcie nic ją nie bolało, towarzyszył jej cichy szelest liści. Kiedy otworzyła oczy ujrzała mężczyznę. Nie zdziwiła się, jeden nowy człowiek mniej, czy więcej, co za różnica. Na początku pomyślała, że to wilkołak. Uspokoiła ją ta myśl, bo przecież tamten wilk nie był wobec niej agresywny, a wręcz przeciwnie. Uniosła rękę i wyciągnęła ją w jego stronę mamrocząc coś pod nosem, prawdopodobnie podziękowanie. Wtedy też zauważyła, że dookoła jej nadgarstka owinięty jest złoty naszyjnik. Uśmiechnęła się, ściągnęła go i położyła na ziemi, po czym wypowiedziała jakieś niezrozumiałe zaklęcie. Z dwunastu niebieskich kamieni zaczęły wypływać strużki złotego pyłu, które powoli przyjmowały coraz to wyraźniejsze kształty. Po chwili na mchu przy Nadii leżało kilka tobołków. Z jednego z nich wyciągnęła bukłak z wodą i zaczęła łapczywie pić. Po chwili lekko się podniosła i zwróciła w stronę tajemniczego mężczyzny.

- Jeść... Proszę. - powiedziała cicho swoim dziewczęcym głosikiem i spojrzała na niego swoimi gadzimi oczami.
Awatar użytkownika
Conan
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 73
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Pradawny Czarodziej
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Conan »

         Conan siedząc obok kobiety wpatrywał się w głąb lasu. Wyglądał jakby na coś lub kogoś wyczekiwał. Wbrew pozorom czarodziej zamyślił się i szukał rozwiązania tej trudnej sytuacji. Sumował szansę na przeżycie nocy, która tak szybko się zbliżała. Spojrzał na nieznajomą, która powoli się budziła. Mag spojrzał w powoli otwierające się oczy niewiasty. W jednej chwili drgnął ze strachu. zobaczył gadzie oczy. Nie były to zwykłe oczy. Miały złotą tęczówkę i pionowe czarne, wąskie źrenice. Wysłuchując prośby pradawny przetarł medalion, z którego wydostał się Gecko zostawiając go na straży. Ruszył w stronę lasu zatrzymując się przed gęstwiną. Rzucając ostatnie spojrzenie w stronę kobiety. Chwilę po tym wszedł w gęstwinę lasu.

         Idąc przez las mag rozmyślał jakby zdobyć tu pożywienie. Po woli krocząc przez krótki czas uważnie rozglądając się w jego oczy uderzył słaby błysk. Zatrzymując się począł przyglądać się miejscu, z którego owy błysk wydostał się. Była to spory stos gałęzi. Nie zważając na nic szybkim krokiem ruszył w stronę błyszczącego przedmiotu. Gdy był na miejscu odrzucił gałęzi, po czym ujrzał metalowy kociołek, kusze oraz kołczan, w którym było dziesięć bełtów. Wtedy to Conan wpadł na pomysł aby sporządzić miksturę leczniczą oraz miksturę „siły”. Ta ostatnia była opatentowana przez jego opiekuna Ricarda nauczyciela Ricarda. Mogły być różne mikstury tego typu, lecz ta którą umie stworzyć Conan ma inny skład oraz działa lepiej, choć czas aby zaczęła działać jest znacznie dłuższy. Nie zastanawiając się dłużej zaczął szukać ziół. Podczas poszukiwania ostatniej rośliny pradawny natknął się na jagody leśne oraz mały potok. Napełniając swój żołądek owocami zaczął zrywać je dla nieznajomej. Następnie podszedł do potoku nabierając wody w kociołek. Wracając na polanę czarodziej zbierał suche gałęzie.

         Wchodząc na polanę rozłożył wszystko na ziemi, po czym rozpoczął budowę stelażu na kocioł. Po zakończeniu tej czynności Conan przystąpił do tworzenia eliksiru. Trwało to około piętnastu minut. Po tym czasie ostrożnie napełnił manierkę, która znajdowała się w ekwipunku kobiety. Następnie szczelnie zamykając ją zaniósł do pobliskiego potoku aby schłodzić ją tak, by kobieta nie oparzyła się. Po zakończeniu tej czynności wrócił do nieznajomej i usiadł obok niej. Podał jej jagody, a następnie eliksir mówiąc:

- Oto twoje jedzenie. Wybacz, że to tylko jagody, ale jestem czarodziejem i nie umiem polować. Gdy skończysz jeść wypij to może nie pachnie i smakuje zbyt dobrze, ale przywróci ci siły. Mam na imię Conan a ty?

Spojrzał na swoją rękę, po czym wyciągnął z swej torby miksturę leczniczą którą wypił.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Nadarie rzuciła się na wręczone jej jagody jak zwierzę. Trudno się dziwić, była w końcu okrutnie wygłodzona. Jadła tak łapczywie, że kilka drobnych owoców wypadło jej w rąk i poleciało gdzieś w trawę - nie chcąc stracić ani jednej ze skrupulatnie zbieranych przez Conana jagódek, smokołaczka pochyliła się zaraz, by odnaleźć owe resztki... A wtedy tuż pod jej dłonią zamigotało... coś. Coś zaplątanego w pajęczynę, błyszczącego jak szczere złoto i najdroższe szafiry ze skarbca elfickich władców. Klejnot? Tak sądziła przez chwilę, ale nie. Nie była to też kunsztowna, jubilerska zabaweczka. To była żywa istotka.

Bezradnie skulony ptaszek o złoto nakrapianym brzuszku, modrych skrzydełkach i grzbiecie lśniącym jak nowo wybity pieniążek, mały jak dziecięca piąstka, szarpał się bezsilnie, zaplątany w grubą, szarą pajęczynę. Jego dziobek wyglądał jak wypolerowana szpileczka, a oczka - ufnie proszące o pomoc - migotały niczym dwa najśliczniejsze szafiry ze skarbca elfich królów...
Nadariè
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nadariè »

Po kilku minutach leżenia Nadariè podniosła się do siadu, opatulając się ciepłym, grubym futrem. Przyglądała się Gecko z uśmiechem na twarzy. W pewnym stopniu był do niej podobny. Też miał łuski, skrzydełka i gadzie oczy.
- Urocze stworzonko. - powiedziała cicho do siebie i podniosła wzrok na Conana, lecz o dziwo, nie było go już na polance. - Widocznie poszedł na polowanie...
Nagle Smokołaczka usłyszała znajomy pisk. Skrzydlate cielsko padło na ziemię kilka metrów od niej. Był to oczywiście Helgirioth, który wesoło popiskując podbiegł do Nadii wtulając w nią pyszczek.
- Stęskniłeś się, maluchu? Jak mnie znalazłeś, co? - kobieta mówiła głaszcząc gryfa po głowie. Zwierzak był trochę zdenerwowany obecnością Gecko, ale uspokajał go dotyk swojej pani. Kilka minut potem wrócił Conan z jagodami. Nadia rzuciła się na nie jak zwierzę, dawno niczego nie jadła.
- Dziękuję za pomoc, Conanie. Jak tylko odzyskam trochę sił, upoluję coś. - powiedziała spoglądając na maga. Kiedy ten podał jej miksturę w manierce, nie była do końca pewna, czy powinna ją wypić. Conan nie wyglądał groźnie i raczej nie miał złych zamiarów. Raczej. Wypiła wszystko za jednym razem, mimo nieciekawego smaku. Trochę się skrzywiła, ale szybko na jej twarzy zagościł uśmiech, bo mikstura przyjemnie ogrzewała całe ciało. - Mam na imię Nadariè, możesz mi mówić Nadia. - odpowiedziała po chwili na jego pytanie, zbierając z ziemi resztę jagód. Nagle zamarła w bezruchu, wyraźnie coś zauważyła. Był to nieduży, złoty przedmiot. Kiedy Smokołaczka wzięła go w ręce, okazało się, że to ptaszek. Małe, bezbronne stworzono owinięte grubą pajęczyną.
- Spójrz, Conan. Jakie biedactwo... - powiedziała cicho obracając się lekko w stronę maga. Delikatnie uwolniła ptaka z pułapki, kładąc do na trawie. Ręką przytrzymywała Helgiriotha na pewną odległość, by nie zrobił maluchowi krzywdy. - Co to może być? Nigdy wcześniej nie widziałam takiego stworzonka.
Awatar użytkownika
Pani Losu
Splatający Przeznaczenie
Posty: 637
Rejestracja: 14 lat temu
Rasa:
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Pani Losu »

Uwolniona już i ułożona na trawie ptaszyna zaćwierkała w podziękowaniu, zaś posłyszawszy ostatnie pytanie Nadii... odezwała się ludzkim głosem! Melodyjna piosenka składała się w proste rymy:

- Ja ptaszek-modraszek.

Znasz o mnie stareńką baśń,
jak z narzeczoną waśń
zgubiła rycerza pięknego?
Owa piękna, rozzłoszczona,
czarodziejka-narzeczona
zmieniła go w ptaszka małego.

Lecz tylko tak o mnie bajają
ci, co prawdy nie znają.
Ja ptaszek-modraszek i już!

Rzeczywiście, smokołaczka słyszała już chyba kiedyś podobną opowieść, była to bowiem jedna z bardziej lubianych w Alaranii bajek. Conan za to... Cóż, chyba jej nie miał okazji poznać. Lub znał inną wersję. Na przykład tę, w której ptaszek-modraszek jest tak naprawdę strasznym, krwiożerczym demonem, bowiem odskoczył od stworzonka jak oparzony, popatrzył na swoją towarzyszkę obłąkanym wzrokiem... i uciekł w las. Tak bez słowa.

Zwierzątko nic na to nie powiedziało, choć przekrzywiło główkę, zdziwione. Może jednak nie miało siły za mocno się dziwić...

- Jeść daj ptaszkowi,
dobra dziewczyno,
jeść daj małemu ptaszkowi!

Ptaszek tu siedzi o głodzie,
prawie się utopił w wodzie,
silny wiatr go gdzie chce - niesie,
trzy dni sam już tu w tym lesie!
Nadariè
Błądzący po drugiej stronie
Posty: 53
Rejestracja: 11 lat temu
Rasa: Smokołak
Profesje:
Kontakt:

Post autor: Nadariè »

Nadariè zdziwiła się trochę słysząc ludzki głos wydobywający się z malutkiego ciałka złotego ptaka. Baśń, o której mówiła ptaszyna była znana Nadii z dzieciństwa. Jakże wielka radość wypełniła jej serce na myśl, że stworzonko, które przed chwilą miała w rękach może być postacią z jej młodzieńczych lat. Conan natomiast zareagował zupełnie inaczej. Tak szybko, jak się pojawił, tak szybko równie uciekł. Nie powiedział nic na pożegnanie, po prostu zniknął między drzewami. Nadariè była już podirytowana tym, że każdy kolejny towarzysz zostawia ją bez słowa. Pokręciła lekko głową, jakby chciała odpędzić od siebie ową irytację i skupiła się ptaszku.

- Jesteś głodny, tak? Proszę, mały. To wszystko, co mogę ci teraz dać. - powiedziała podsuwając pod dziobek zwierzęcia trochę jagód. Maluch ufnie wskoczył na jej dłoń i zaczął zajadać się owocami. Gdy tylko skończył, Nadia włożyła go do swojej torby. - Tu będziesz bezpieczny.

Chwilę potem Nadariè była już ubrana i gotowa do dalszej podróży. Nie było do końca pewna, gdzie dokładnie się znajduje, więc uznała, że jedynym słusznym kierunkiem będzie kierowanie się przed siebie. Przy pobliskim strumyku napełniła bukłak z wodą, udało jej się także zebrać trochę leśnych owoców na drogę. Tajemnicza ptaszyna usnęła w jej torbie i najwyraźniej nie miała nic przeciwko, że Smokołaczka zabrała ją ze sobą. Nadia uznała, że pójdzie w ślady ptaka i również znajdzie sobie ciepłe łóżko, w którym porządnie się wyśpi.

Ciąg dalszy: Nadariè
Zablokowany

Wróć do „Szepczący Las”

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości